47 odpowiedzi w tym temacie |
»Sorata |
#1
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 01-03-2018, 12:45 [Tankyuu] Sto ogonów Nidhogga
|
Cytuj
|
Ogólne zasady:
Szczegółowe zasady:
- Od wpisu prowadzącego, gracze mają dwa tygodnie na zamieszczenie własnych.
- Gracze robią wpisy w dowolnej osobie (pierwsza, trzecia) - jak komu wygodniej.
- Wytyczne będą pojawiać się w aktualizacjach, jednak gracze będą dysponowali pewną dozą swobody przy ich realizowaniu. Każdy wpis do Tankyuu powinien być skonsultowany z prowadzącym.
- Lista uczestników zostanie zamknięta 9 marca.
- Tankyuu rozpocznie się 16 marca.
Miejsce akcji:
Wymagania:
- Poziom 0-1
- Umiejętność niebojowa "Detektywistyka" na poziomie 1 lub wyższym.
Limit miejsc:
Fabuła:
Dostałeś/aś rutynowy przydział - zbadanie okoliczności pewnego morderstwa. Sprawa wydaje się zwyczajna, jednak według niepopularnej opinii odpowiada za nie zorganizowana grupa psychopatów. Więcej informacji zadaje się mieć zniesławiona kapitan khazarskiej policji. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»mablung |
#2
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 117 Wiek: 34 Dołączył: 05 Paź 2010 Skąd: Warszawa
|
Napisano 01-03-2018, 12:53
|
Cytuj
|
Zgłaszam się |
Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią |
|
|
|
»Shadow |
#3
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 251 Wiek: 28 Dołączył: 28 Maj 2015 Skąd: Zagłębie kabaretowe
|
Napisano 01-03-2018, 13:27
|
Cytuj
|
Zgłaszam się, będzie hit ^^ |
W więziennej rozpaczy... |
|
|
|
»Naoko |
#4
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 01-03-2018, 13:28
|
Cytuj
|
I ja! |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
»Hes |
#5
|
Zealota
Poziom: Keihai
Posty: 65 Dołączył: 05 Cze 2017 Skąd: Warszawa
|
Napisano 01-03-2018, 13:48
|
Cytuj
|
Ja także! |
|
|
|
»Sorata |
#6
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 16-03-2018, 22:30
|
Cytuj
|
Rozdział 1
Tenri, Khazar
William Anderson zdecydowanie zbyt długo zajmował główną rolę w przedstawieniu odgrywanym w miejskim areszcie. Wymyślanie synonimów zwrotu "nie wiem" znudziło mu się przedwczoraj, więc przez większość czasu po prostu milczał. Zastanawiał się, co stało się z Muecą. Czemu zwlekała z dosłaniem dokumentów przeniesienia?
Odpowiedzi na pewno nie dało się wyczytać z twarzy jednego z przesłuchujących, którzy od dłuższego czasu próbowali każdego podejścia nie będącego bezpośrednią torturą. Chociaż pozwalały zastanowić się nad rozszerzeniem tej definicji.
- Mogę też zadać pytanie?
Detektyw kiwnął głową.
- Pod prysznicem myjesz najpierw dupę, czy kuśkę?
- Co?! - szarpnął się w krześle.
- Fiutem jesteś na pewno. Zastanawiam się tylko, zwykłym czy zasranym. – Aresztant odchylił się na oparciu. – Wierz lub nie, rozumiem. Męczycie mnie tymi samymi pytaniami już trzecią dobę. Mniej lub więcej. Bez zegara naprawdę ciężko powiedzieć. Przyznaj po prostu, że kręcicie się w kółko i pozwól mi iść do klopa.
- Albo? - warknął. - Takim skurwielom nie przysługują prawa.
Mimo okoliczności, Will nawet mu współczuł. On też codziennie stykał się z bestiami zamkniętymi w ludzkim ciele. Dla każdego próg był inny. Czasem wystarczało raz zobaczyć przelaną niewinną krew. Ci policjanci zobaczyli jej zbyt wiele w bardzo krótkim czasie. Desperacko chcieli ukarać winnego, a on sam spełnił więcej niż jeden warunek bycia podejrzanym.
- Rozumiem frustrację, ale w ten sposób tego nie załatwimy. - Zaczął ostrożnie, ale w przemęczonym organizmie nie pozostało już za dużo cierpliwości. - Najwyżej przetrzymaj mnie jeszcze chwilę. - Wzruszył ramionami. - Wasza podłoga. Zeszczam się w gacie, a ty wezwiesz sprzątaczkę. Nie chcę ciągać kolegów po fachu po sądach, ale po tym, nawet student pierwszego roku prawa udowodni ci winę, żałosny bucu.
Mina detektywa zrzedła, ukazując wyraźnie jak bardzo sam jest zmęczony. Przez ostatnie godziny zagrali każdą dostępną kartą i gdy wyczerpała się talia, została w nim tylko apatia. Podkrążone oczy błysnęły w nieogolonej twarzy. Wstał ciężko i podszedł do drzwi, waląc trzykrotnie pięścią. Nowoprzybyły funkcjonariusz natychmiast rozkuł Andersona, zachowując kamienną twarz. Ten roztarł nadgarstki i podbiegł do drzwi, patrząc wymownie w lustro weneckie. Gdy tylko zabrzmiał brzęczyk zwalnianej blokady, szarpnął klamką i pobiegł koślawym truchtem w kierunku toalety. Detektyw, który go przesłuchiwał, podążył za nim wyłącznie z poczucia obowiązku. Człapał, kiwając się na boki, jak człowiek pozbawiony nadziei.
Shadow:
Gdzieś w Isztar, Babilon
Ciche kroki rozlegały się echem w niewielkim kościółku, gdy Victor przechodził między filarami. Szepty nielicznych modlitw zbierały się falami i odbijały od ołtarza. Młody Strozzi wiedział, że w końcu trafią do właściwych uszu. Dziś zresztą tez przyszedł właśnie w tym celu. Już stojąc w drzwiach, wypatrzył charakterystyczną, szczupłą sylwetkę Korneliusza siedzącego odrobinę na uboczu. Wierny kamerdyner składał raporty jak w zegarku. Victor uśmiechnął się pod nosem. Gdy pracuje się codziennie w rezydencji wroga, nawet niewygodne drewniane ławki muszą wydawać się luksusem. Swoim zwyczajem, Strozzi wszedł do pustego konfesjonału i usiadł na poduszce. Cóż, przynajmniej kler ma przywileje . Wszystko szło zgodnie z planem. Jak kwiat, na którym się wzorowała, jego yakuza wypuszczała świeże pąki coraz szybciej. Postawienie Róży na nogi nadal stanowiło wielkie wyzwanie, ale pierwsze kroki były już za nimi. Ktoś klęknął obok, kończąc wewnętrzne podsumowanie arystokraty.
- Wybacz Ojcze, bo zgrzeszyłam – drżący szept niewątpliwie należał do kobiety. Gdzie Korneliusz?
Wychylił się i spojrzał na sylwetkę kamerdynera. Siedział dokładnie w tej samej pozycji. Na ile dało się ocenić, nie drgnął nawet o cal. Strozziego oblał zimny pot – jeśli dorwał go wróg … Uświadomił sobie oczekiwanie petentki.
- Wybacz córko. Twe grzechy znikają w Światłości Ojca naszego. Idź w pokoju.
Wyskoczył z konfesjonału, z sercem łomoczącym w takcie chóralnych zaśpiewów rozpoczynającego się nabożeństwa i wsunął się do ławki obok Korneliusza. Za późno. Staruszek był martwy, a jego ciało zdążyło zesztywnieć. Dopiero siedząc obok, można było rozróżnić zapach krwi w przepełnionej mieszaniną kadzideł stęchliźnie starego budynku. Gruby, ciemnobrunatny skrzep prowadził pod ławką do kratki ogrzewania w podłodze, a kontrastując z nim, śmiertelnie blada twarz Korneliusza wyglądała nadzwyczaj spokojnie. Lumen skąpał zmarłego w przechodzącym przez witraż promieniu słonecznym.
Szary smutek w Victorze zamigotał szkarłatnymi szpilami wściekłości. Ktokolwiek był odpowiedzialny za morderstwo, na pewno zapłaci.
Hes:
Arkadia, Babilon
Jesus wszedł do kolegium jak do siebie. Zazwyczaj przepiękna Arkadia, wydawała mu się dziś cicha i odpychająca, jak praca, którą miał do wykonania. Dokument od przełożonego z łatwością otwarł mu wszystkie drzwi, a niektórzy uczestnicy kordonu policyjnego poprosili nawet o krótkie błogosławieństwo. Ten i inne drobne znaki, szykowały Hesa na nietypowy widok. Dowiedział się o sprawie dopiero nad ranem, ale wytyczne Ekscelencji Merriama były jasne i jednoznaczne. Namierzyć mordercę i bezcześciciela i skutecznie wyeliminować go z życia publicznego.
Podszedł do ostatnich drzwi i starał się wyglądać na twardszego niż się czuł.
- Abreu. Reprezentuję Arcybiskupa.
- Czekaliśmy na księdza. – Policjant, co zrozumiałe, był już bardzo zmęczony. – Możemy zacząć sprzątać zaraz po oględzinach.
- Święty Boże! – nic nie przygotowało go na widok zaraz za drzwiami. Okaleczone ciało wisiało na centralnym żyrandolu, ale całe pomieszczenie było pokryte krwią. Drzwi musiały być bardzo szczelne bo strasznie cuchnęło. Źródło nie było trudne do namierzenia. Jelita nieszczęsnej rozplecione były po wszystkich naściennych kinkietach jak horrendalna girlanda.
Dwójka techników rozmawiała obok. Gdy oszołomiony Hes do nich podszedł, jeden podał mu wazelinę z kamforą do posmarowania nozdrzy. Nikła ochrona przed odorem śmierci, ale zawsze.
- Kim jest wisielica? – Mężczyzna mówił bardzo szybko, na przydechu.
- Według danych z komputera, nazywała się Monica Molta. Figurowała w kartotece ze względu na męża.
-O, Światłości!– Hesa momentalnie oblał zimny pot. Nogi odmówiły posłuszeństwa i oparł się ciężko o ścianę. Rozpoznał nazwisko ofiary i wiedział, że nie ma mowy o pomyłce. Od kiedy wysłał męża Moniki do więzienia, był świadkiem zdrowienia jej córki. Wtedy po raz pierwszy zakwestionował wyroki Lumena. Teraz był niesamowicie blisko drugiego razu. Chora Nicola straciła dwójkę rodziców. I każdorazowo był w to wplątany Hes. Czego chcesz ode mnie Panie? Nie musiał długo czekać. Oczywista odpowiedź była naturalną konsekwencją pytania.
- Będę Sprawiedliwością.
Naoko:
Klub Nocny Prurient, Babilon
Białowłosa zealotka z przyjemnością opuściła zimną marcową mżawkę i weszła za zablokowane taśmą wejście klubu nocnego. Dzięki sprawnemu przepływowi informacji w archidiecezji semphyrskiej, wiedziała już niemal wszystko to samo, co policjanci zabezpieczający miejsce zdarzenia. Jatka, która miała tu miejsce nie miała najmniejszego sensu. Sprawcy spokojnie czekali na zakończenie zabawy i dopiero godzinę potem wyeliminowali personel sprzątający zanim ci zdążyli zabrać się do pracy. W biurze, które w innym przybytku należałoby do kierownika zmianowego, znaleziono kolejną, tym razem torturowaną ofiarę. Mężczyzna został zmuszony do otwarcia kasy i przez kilka godzin karmiono go całodniowym utargiem. Bilon zajął niemal cały układ pokarmowy, a z rozwartych ust wystawały wilgotne wstęgi banknotów. Ściany popisano markerem. Wzdrygnęła się. Straszna, powolna śmierć. Nie żeby w Pruriencie było to czymś niezwykłym. Te mury niejednokrotnie widziały śmierć, ale rzadko dotyczyła gangstera tak blisko powiązanego z właścicielami. Sama obecność nieskorumpowanych przedstawicieli władzy w tej okolicy była ewenementem.
Przeszła jeszcze do szatni sprzątaczy. Trójka mężczyzn została obezwładniona i związana, a gdy oprawcy skończyli tortury w biurze, wrócili tutaj i dodatkowo wyżyli się na szamoczących się ofiarach. Mieli lżejszą śmierć, choć marna to pociecha. Czego mogła dotyczyć taka egzekucja?. Wszystko wyglądało na robotę absolutnego psychopaty. Do tego w klubie było tyle śladów ludzkich, że zdobywanie dowodów było czystą tragedią. Kto miałby na tyle sił i możliwości, by zaatakować w taki sposób? Wroga yakuza? Same pytania. Udział maga w śledztwie z minuty na minutę zdawał się coraz bardziej usprawiedliwiony. Westchnęła. Niby Pan każe, sługa musi, ale naprawdę wolałaby teraz dać się pochłonąć własnym sprawom. Milani jednak nie dał jej nawet minimalnego pola do manewru. Pozostało mieć tylko nadzieję, że rutynowe dochodzenie skończy się bardzo szybko. Jednak wbrew przysłowiu, nadzieja w Arafel d’Arce zazwyczaj umierała jako pierwsza.
Mablung
Fojikawa, Sanbetsu
Angela Nariki nie trudziła się nawet by zadzwonić, a mail był tak suchy i lakoniczny, że nie pozostawiał wątpliwości, że starannie wyczyściła go z odczuwanych emocji. Niemniej zlecenie obowiązywało, a Mablung już od dfłuższego czasu obracał myśl o zasileniu szeregów Nezumitori. Morderstwo w Fojikawie nie zostało jeszcze oficjalnie podpięte pod przestępczość zorganizowaną, ale popełniono je dopiero wczoraj w nocy, a poza tym potencjalna rekrutacja rządziła się odrobinę innymi zasadami. Agent był świadomy obserwacji. Trochę żałował, że tym razem nie będzie mógł podsunąć tematu Judy, ale był pewien, że ona na pewno zrozumie.
Szeregowce na przedmieściach stały jeden przy drugim, jak fotografie wycięte ze wzorca. Scenę zbrodni wyróżniał tłum gapiów i jaskrawożółta taśma. Wewnątrz, cały dom był upstrzony stojaczkami z numeracją. Błyskały flesze ekipy dochodzeniowej. Shinji wszedł na piętro, prowadzony przeczuciem. Po pierwszej identyfikacji, nikt go nie niepokoił. Widać Nariki zdążyła go już zakotwiczyć. Małżeństwo leżało w podwójnym łóżku. Oboje uśmierceni pojedynczym strzałem w czoło. Prawdopodobnie nie zdążyli się obudzić. Podłoga była usiana pierzem z przestrzelonych poduszek. Anonimowy policjant wszedł i nie przedstawiwszy się, puknął Mablunga w ramię, by zwrócić jego uwagę. Pełen najgorszych przeczuć, podążył za nim. W sąsiednim pokoju wyjaśniło się poczucie cmentarnej zgrozy i ciszy nabożnego szacunku, z którą starała się pracować ekipa.
Malutkie ciałko leżało na własnym łóżeczku. Litościwy policjant nakrył je kocem, ukrywając rany zdecydowanie poważniejsze niż u rodziców. Wystawała spod niego tylko drobna, zalepiona taśmą twarzyczka, która nie zdążyła zatracić jeszcze dziecięcej pucułowatości. Wrażenie horroru podtrzymywała odrażająco czerwona kałuża, która przesiąknęła przez materac. Bydlę zdolne do takiego czynu nie zasługiwało na życie. Mimo upośledzenia emocji, w Mablungu zapłonął zimny wrzątek. Żadne nanomaszyny nie byłyby zdolne do powstrzymania wściekłości tego kalibru. Odrobinę otrzeźwiły go krople świeżego szkarłatu na kocyku. Napompowany adrenaliną nie zauważył nawet, że pod jego uściskiem pękło obramowanie łóżka, a drzazgi utoczyły krew z dłoni. Niech diabli wezmą Nezumitori i pracę. Zlecenie właśnie stało się bardzo osobiste. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»Hes |
#7
|
Zealota
Poziom: Keihai
Posty: 65 Dołączył: 05 Cze 2017 Skąd: Warszawa
|
Napisano 27-03-2018, 22:44
|
Cytuj
|
Arkadia, 16-03-1618
Do głowy chłopaka przyszła straszna myśl, bał się zapytać policjanta, ale wiedział, że musi być pewien.
- Czy to jedyna ofiara?
- Tak, nie zginął nikt więcej.
Dzięki Lumenowi, pomyślał Hes.
- To chyba już wszystko tutaj, chciałbym porozmawiać z oficerem prowadzącym.
- Inspektor Navarro już czeka, chętnie zaprowadzę.
Obaj z ulgą opuścili miejsce zbrodni, zostawiając tam techników. Cofnęli się kawałek korytarzem, którym szli wcześniej. Tym razem funkcjonariusz zatrzymał się przy trzecich drzwiach po lewej.
- To tu - powiedział krótko
- Dziękuję. Niech nasz Pan cię prowadzi. - Śledczy uśmiechnął się lekko i ruszył w drogę powrotną.
Mag zapukał w drzwi
- Proszę - usłyszał zmęczony kobiecy głos.
Średniej wielkości pomieszczenie zostało na szybko przerobione na mobilny sztab policji - parę komputerów, kilka krzeseł skierowanych przodem do tablicy magnetycznej i spore biurko, za którym siedziała mniej więcej czterdziestoletnia policjantka.
- Słucham - powiedziała krótko, nie odrywając spojrzenia od monitora na blacie.
- Ja w sprawie Monici Molta.
- A kim jesteś?
- Jesus Abreu.
- Przykro mi, nic mi to nie mówi.
Mimo to Hes miał nieodparte wrażenie, że oficer doskonale wie kim jest i dlaczego do niej przyszedł.
- Jestem wysłannikiem Archidiecezji. Mam się zająć tą sprawą z ramienia arcybiskupa.
- To wiem, ale pierwszy raz cię widzę. Wyglądasz jakbyś dopiero co skończył szkołę i do tego masz wyraz twarzy sugerujący, że ledwo powstrzymujesz się od wymiotów. Mam za dużo na głowie, by jeszcze cię tu niańczyć.
- I co masz zamiar z tym zrobić? - Zealota olał strasznie niezadowolony wyraz twarzy oficer i wykorzystał to, że sama, by go zdyskredytować, przeszła na "ty".
- Ty [ cenzura ]!
- Cieszę się, że się rozumiemy. Masz trzy opcje. Pierwsza to sabotować śledztwo - w najlepszym wypadku skończy się to dla ciebie wyrzuceniem na bruk. Druga, zachowasz się pasywnie - w najgorszym razie zwolnią cię z pracy. No i trzecia.Będziemy współpracować, a ja ci obiecuję, że to będzie najbardziej komfortowa sprawa, jaką kiedykolwiek prowadziłaś.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu policjantka odezwała się.
- Ok, zacznijmy to jeszcze raz. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Nazywam się Carla Navarro. Cieszę się, że będziemy razem pracować? - zakończyła z wymuszonym uśmiechem.
- Jesus Abreu, świeży absolwent Złotych Hal... Cała przyjemność po mojej stronie. Co już wiemy?
- Nie za dużo, ofiara pracowała tutaj jako sprzątaczka. Po aferze z jej mężem została wyrzucona z pracy, a zhańbiona nie mogła znaleźć innej. Podobno interweniowała diecezja, która opłaciła leczenie jej chorej córki i zaproponowała etat w tym kolegium.
Mimowolnie spojrzała na Hesa, który nie zdołał ukryć swoich uczuć. Umysł detektyw szybko poskładał fakty. Oczy oficer rozszerzyły się, gdy zrozumiała.
- To był Pan! Ty odkryłeś zdradę w Straży Papieskiej!
Jesus nie był w stanie wydobyć z siebie głosu, tylko skinął głową. A więc nawet to, że Monica zgineła, było pośrednio jego winą. Usiadł ciężko na jedno z krzeseł.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, aż w końcu chłopak dał znać Carli, by kontynuowała.
- Do zbrodni doszło w nocy. Budynek był pusty, pomijając ciecia i ochroniarza sprzed głównego wejścia, którzy czekają na przesłuchanie. Nie znaleźliśmy narzędzia zbrodni. Odcisków palców i śladów DNA jest zbyt dużo, byśmy byli w krótkim czasie coś stwierdzić - pomieszczenie na co dzień jest ogólnodostępne.
- Czy wiemy cokolwiek o mordercy? Zostawił jakąś wiadomość?
- Niestety nic. Nie znamy intencji sprawcy, nie wykluczamy też, że była to grupa. Obecnie najbardziej prawdopodobne hipotezy to sekta religijna lub samosąd związany ze zbrodnią męża.
- Ten człowiek chciał tylko zdobyć pieniądze na leczenie swojej córki! Ma pani dzieci? Ja nie, ale na Lumena, potrafię to zrozumieć! - Hes wstał tak energicznie z krzesła, że to przewróciło się na podłogę.
- Ja...
- Przepraszam, nie powinienem się tak unosić. - Odetchnął. - Błagam o wybaczenie.
- Ja ma dwóch synów. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby groziło im niebezpieczeństwo. Nie masz za co przepraszać. - Navarro pierwszy raz szczerze uśmiechnęła się do Jesusa - Rozumiem.
- Niestety obie wersje są prawdopodobne. Jeśli chodzi o sektę, to mogę pomóc. Gdybym mógł sfotografować ściany, podłogę i sufit pomieszczenia, to poszukam tam znaków i symboli wskazujących na udział jakiejś grupy. - Zealota już uspokojony poprawił mebel i znów na nim usiadł.
- Moi technicy mają pełną dokumentację, w tym zdjęcia całego pomieszczenia, jak i ofiary. Wyślę ci to najszybciej jak się da.
- W takim razie mam co robić. To moja wizytówka, proszę się kontaktować w sprawie każdego postępu. A także gdybyś czegoś potrzebowała.
- Oczywiście. Tu jest moja i liczę na wzajemność.
- Nie zabieram więcej czasu. Przepraszam za początek naszego spotkania. Bardzo zależy mi na znalezieniu sprawcy.
- Nie ma za co. Zgodnie z obietnicą wszystko przebiegło niemal idealnie.
Pożegnali się i Hes opuścił pomieszczenie. Rozmowa podniosła go na duchu.
Archiwum policji, Arkadia, 16-03-1618
- Zapraszam pana, już wszystko przygotowane. Zgodnie z prośbą, oto dane wszystkich spraw podobnych do morderstwa Monici Molta. - Łysy archiwista zaprowadził Jesusa do małego pomieszczenia z komputerem.
- Niech Lumen panu wynagrodzi! Proszę mi nie przeszkadzać.
Zealota usiadł za biurkiem, rozciągnął plecy i zabrał się do roboty. Przeglądanie policyjnych dokumentów okazało niemała próbą dla jego umysłu. Kiedy w połowie dnia zadzwoniła Carla, odetchnął z ulgą. Wcześniej powiadomił ją czym zamierza się zająć.
- Cześć, jak idą poszukiwania? - zaczęła policjantka.
- Tych dokumentów jest co najmniej na kilka dni pracy, a może i więcej.
- Więc pewnie ucieszy cię, że wysłałam do ciebie dwóch żółtodziobów z mojego komisariatu. Przyda im się praktyka w przeglądaniu akt dawnych spraw.
- Na Lumena, jesteś aniołem!
- Wiem. Musisz im tylko załatwić dostęp do dokumentów. Kiedy skończysz, przyjedź do Złotego Pióra. Musimy porozmawiać.
- Wyślij mi ich dane. Dziękuję i do zobaczenia.
Gdy tylko Hes otrzymał zwrotną wiadomość od oficer Navarro, ruszył do biura archiwum, gdzie bez problemu uzyskał odpowiednie pozwolenia. Następnie złapał taksówkę i ruszył do wskazanej przez detektyw restauracji.
Złote Pióro, Arkadia, 16-03-1618
Niewielki lokal była kompletnie zatłoczony. Reklama przy wejściu zapowiadała "najlepsze naleśniki w Arkadii", a zapach przepracowanego tłuszczu potwierdzał specjalizację zakładu. Hes szybko znalazł Carlę i prędko zajął chyba jedyne wolne krzesło w sali.
- Polecam te z masłem orzechowym, lub jeśli wolisz, pistacjowe z miętą - kobieta nie czekała na niego i właśnie kończyła swoją porcję.
Jesus nie jadł nic od wczorajszego wieczora, a był na nogach od trzeciej w nocy. Aż dziwne, że dopiero teraz jego organizm upominał się o kalorie. Zamówił więc oba reklamowane przez partnerkę dania. Gdy oboje już zjedli, policjantka wyciągnęła kopertę.
- Tu są zdjęcia, o które prosiłeś. Na wyniki testów z laboratorium będziemy musieli jeszcze poczekać. Mamy też dostęp do kamery umieszczonej przed wejściem do kolegium, niestety jakość obrazu jest bardzo słaba. W dniu zbrodni do budynku weszło ponad czterdzieści osób.
- To chyba dobrze?
- Pomaga nam identyfikować ślady z pomieszczenia i na niewiele więcej się zda. Zakładanie, że przestępca skorzysta z głównego wejścia jest myśleniem bardzo życzeniowym.
- Rozumiem, zajmę się w takim razie swoją działką. Dziękuję - powiedział Hes pokazując przesyłkę- popracuje nad tym jak tylko wrócę do biura. Naprawdę jestem wdzięczny za pomoc z tymi dokumentami.
- Miałam w tym konkretny cel. Do akt policyjnych mogę zajrzeć, do kościelnych już nie. Nie wiem czy mogę o to prosić, ale z znanych mi osobiście ludzi tylko ty masz do nich swobodny dostęp. Jeśli mógłbyś, oczywiście?
- Jasne. Nie powiem, by cieszyła mnie ta perspektywa, ale rozumiem.
- Dobrze. Jeszcze jedno...
- Tak?
- Jesus, no... cholera. Nie wiemy jaka była przyczyna śmierci - ostatnie zdanie Carla powiedziała bardzo szybko
Sama wypowiedź zaskoczyła Hesa. Wszystko wydawało się jasne. Mając złe przeczucia, zachęcił policjantkę, by kontynuowała.
- Monica była powieszona, ale jej dłonie zostały pod liną. W taki sposób, by dusiła się bardzo powoli, gdy sprawca... .
Zealota zbladł. Wiedział, że musiał poznać prawdę, by dobrze wykonać swoją część zadania. Mimo wszystko nadal nie potrafił pozostawać profesjonalnie obojętnym.
- Dużo pracy przed nami, pójdę już - powiedział twardziej niż zamierzał.
Wstał ostrożnie od stolika, świadomy swoich emocji i ruszył w stronę wyjścia. Gdy mijał detektyw, ta złapała go za rękę. Gdy ich oczy się spotkały, skinęła delikatnie głową i ścisnęła jego dłoń. Chłopak już spokojniej ruszył do drzwi, w duchu dziękując Lumenowi, że postawił na jego drodze oficer Navarro.
Arkadia 19-03-1618
Praca detektywa okazała się zupełnie inna, niż ta którą Hes pamiętał z filmów. Całe dnie spędzał przeglądając dokumenty z archiwum kościelnego. Wieczory i noce zajmowało mu wnikliwe analizowanie zdjęć z miejsc zbrodni. I od rana znów sprawdzał czy znaki które wypatrzył, to nic nie znaczący, przypadkowy obraz czy faktycznie jakiś religijny symbol. Znalazł też czas, aby upewnić się co do bezpieczeństwa Nicoli Molta. Diakon poinformował go, że nadal przebywa w szpitalu pod opieka archidiecezji. Poinformowano także krewnych jej ojca o zaistniałej sytuacji. Abreu często kontaktował się z Carlą i wymieniali informacje. Nie bez problemów załatwił jej dostęp do Szpitala Św Zygfryda, po tym jak jej ludzie znaleźli mordercę z pasującym modus operandi, który przebywał właśnie w szpitalu psychiatrycznym. Ten trop okazał się jednak ślepym zaułkiem, gdyż psychopata był już w stanie wegetatywnym. Laboratorium nadal nie nadesłało żadnych wyników odnośnie próbek z miejsca zbrodni.
Mimo tytanicznej pracy włożonej w znalezienie choćby najmniejszych śladów, sprawa śmierci Monici Molta wydawała się stać w miejscu. |
|
|
|
»Shadow |
#8
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 251 Wiek: 28 Dołączył: 28 Maj 2015 Skąd: Zagłębie kabaretowe
|
Napisano 28-03-2018, 21:44
|
Cytuj
|
Siedząc na kościelnej ławce nie analizował jak to miał w zwyczaju. Nie odczuwał takiej potrzeby, choć wiedział, że w pewnym momencie będzie musiał podążyć za nieznanym zabójcą. Drobinki kurzu tańczące w powietrzu, zapach kadzidła i siedzący obok trup. Wspomnienie zaczynającego powoli siwieć mężczyzny, który dawał mu cukierki, przeleciało mu przez pamięć. Westchnął ciężko, pozwalając wściekłości rozgrzać się do maksimum. Gdy osiągnęła już limit jego umysł przestawił się w tryb chłodnej analizy. Ktoś musiał zająć się Korneliuszem, a wolał zrobić to sam. Mężczyzna był mu tak bliski, że uznał to za swego rodzaju hołd. Spojrzał jeszcze raz na sylwetkę, zaczynając jednoczenie swą modlitwę.
- Śmierci, matko ciszy, nie dość Ci już krwi? – Korneliusz siedział w nienaturalnej dla niego pozycji. – Śmierci, siostro nocy, kochasz ludzkie łzy? – Drewno obok dłoni starego kamerdynera znaczyły rysy. Prawdopodobnie od paznokci. I rzeczywiście, miał pod paznokciami widoczne wióry. Umarł w mękach. – Prowadź, proszę Ciebie, Róży kwiat ku czci. – Przecięcie w okolicy uda. Zdecydowanie z broni białej, raczej krótkiej. Brak krwi dookoła świadczył raczej o tym, że wyrwa w skórze została wykonana, gdy już siedział. Tętnice? Sądząc po ilości krwi, było to raczej pewne. Dotknął powoli denata, przeklinając w myślach brak umiejętności medycznych. Zimny. Zginął więc raczej przed przybyciem Shadowa do kościoła. – Na Lumena, kto Ci to zrobił, przyjacielu?
Strozzi rozejrzał się uważnie. Wszędobylski zapach kadzideł. Raz. Chłodny poranek, a co z tym się wiąże – mniej wiernych w kościele. Dwa. Nikłe oświetlenie. Trzy. Równie dobrze mógł zginąć po porannej mszy, która zbiera najwięcej wiernych. Wstał i starając się nie zwracać na siebie uwagi, zaczął przeszukiwać otaczające ciało ławki. Brak narzędzia zbrodni. Otrzepał spodnie, bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby. Cholera.
***
SNAFU… Jak to mawiał kiedyś di Angelo. Situation Normal – All Fucked Up. Spotkanie teorii I praktyki. Taki kryptonim powinno mieć moje życie. Myślał Strozzi, wychodząc z kościoła. Lolita czekała na zewnątrz, tak jak się umówili.
- Victor, ja…
- Na razie wstrzymaj się – przerwał jej, wyjmując papierosa. – Później to omówimy. Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie. Ktoś dopadł Korneliusza. Poinformujesz o tym Elenę i przekażesz, że ma zmobilizować wszystkich, których ma pod ręką. Niech zaczną szukać naszych zabójców. Zależy mi głównie na di Angelo. Chłopak może się przydać na wsparcie. Zresztą każdy może się przydać, kogo znajdzie. Jeżeli to Widmowi…
- Ale o czym ty mówisz?
- Pamiętasz Korneliusza? Kamerdynera z posiadłości Orsini? Po przejęciu jej przez Widmowych był moim głównym informatorem. Dzięki niemu wiedziałem co, kiedy i jak się dzieje. Teraz leży martwy w kościele za nami. Na obecną chwilę przychodzą mi do głowy tylko dwie możliwości. Albo Widmowi dowiedzieli się, co robił, albo jakimś cudem Khazarczycy po ostatnim moim wypadzie po Trastamarę jakimś cudem wpadli na nasz trop. W to raczej wątpię, ale wszystkie ewentualności trzeba brać pod uwagę. Na razie nie mam nic. Leć do Eleny. Muszę ruszyć stare kontakty.
Kiedy Lolita ruszyła wykonać przydzielone jej zadanie, Victor na spokojnie odpalił papierosa.
- Tutaj nie można palić! – dotarł do niego krzyk z drugiej strony ulicy. Rozejrzał się. Kamieniczka, kobieta w oknie… Uśmiech rozjaśnił jego twarz. Niezawodny monitoring osiedlowy. Zgasił peta, ruszając powoli w jej stronę.
- Dzień dobry – odkrzyknął. – Jestem śledczym policyjnym. Mogę zadać kilka pytań?
Spotkanie z kobietą potoczyło się zdumiewająco szybko. Kobieta nawet nie wyraziła zainteresowania potwierdzeniem czy mężczyzna, z którym rozmawiała, rzeczywiści należał do policji. Wpuściła go do domu i zalała niczym karabin pociskami informacjami, które – jak uważała – były ważne. Od tego ile osób paliło na ulicy, przez informację, że ta dziwka z dołu znowu wychodziła z trzema innymi mężczyznami, a skończywszy na tym, że pewien rzadko pojawiający się mężczyzna utknął w kościele na kilka godzin. I to wywołało zainteresowanie Victora. Kobieta zauważając ciekawość na jego twarzy, od razu zaczęła wątek, że wydawał się on jej podejrzany. Po ukierunkowaniu pytaniami opowiedziała, że po nim zaledwie trzynastu innych ludzi wchodziło do kościoła. Pechowa trzynastka było jedynym, co przeszło przez myśli Victora. Kobieta od razu ich opisała z zabójczą precyzją, czym wywołała u Victora myśli o zatrudnieniu jej w antykwariacie. Na szybko odpuścił tę myśl, wspominając pewną kobietę, która zdemolowała go, zmniejszając jego prawdopodobną wycenę do gdzieś koło 50 tysięcy kouka.
Wyszedł niedługo później, bogatszy o kilka rysunków, na nieszczęście większości brakowało twarzy, i numer kobiety, którą postanowił po zamknięciu sprawy zatrudnić, o ile fundusze mu na to pozwolą.
Wieczorem tego samego dnia udał się na spotkanie z zaznajomionym funkcjonariuszem, z którego córką miał przelotny romans. Na szczęście mężczyzna nic o tym nie wiedział, a dziewczyna zadowolona z okresu, który przeżyła z arystokratą, bardzo ułatwiała mu wejście w światek babilońskiej policji, okropnie przesiąkniętej korupcją.
- Dwa kieliszki i butelkę wódki – powiedział do barmana, udając się do kącika, w którym znajdowały się pokoje, w których spotykali się zazwyczaj młodzi ludzie, pożądający choć trochę prywatności.
- Victor – rzekł mężczyzna, wstając i podając mu rękę. – Cóż za niespodziewany telefon. Coś się stało?
Strozzi poczekał chwilę, aż barman postawi zamówienie na małym, okrągłym stoliku i wyjdzie. Aktywował Miglioramento: Mente, aby zorientować się, czy aby nie podsłuchuje. Mężczyzna jednak wrócił za bar, a siedzący przed nim Cirillo Corsoza sprawiał wrażenie zdenerwowanego.
- Przejdę od razu do rzeczy – powiedział, nalewając trunku do kieliszków. – Przeleciałem twoją córkę. Chcemy się poślubić.
- Co? – wykrzyknął mężczyzna, po czym wychylił zawartość kieliszka, wlewając trunek do gardła.
- Taki żart na rozluźnienie. Uspokój się, wydajesz się strasznie spięty. – I znowu nalał. – Pamiętaj, że mam narzeczoną. – Dopiero to stwierdzenie uspokoiło trochę mężczyznę. – Przyszedłem dowiedzieć się, czy coś odkryliście w kościele.
- A więc już wiesz…? – mężczyzna wydawał się zrezygnowany.
- Nic mi nie umknie w moim mieście. Wiem nawet o każdym, kto kupuje mieszkania w mojej okolicy. A teraz powiedz mi, czy coś powinienem wiedzieć.
- Ale…
- Poufne informacje, tak? Nie martw się. Nikt się nie dowie. Nie pracujemy razem pierwszy raz, prawda Cirillo? Chcesz mieć bezpieczne miasto, w którym twoja córka może dorastać? To mów co wiesz. Zabójstwa w Isztar to jednak nowość.
- Dobrze… A zapłata…?
- Taka jak zwykle. Chyba że masz jakieś informacje, które mnie szczególnie zainteresują. Wtedy płacę podwójnie.
- Ofiara pochodzi z Arkadii. Mężczyzna, jedyną rodziną jest jego córka. Pracował w posiadłości Orsini… Czyli pewnie dlatego Cię to interesuje. Ze wstępnych ustaleń wiemy, że umarł w godzinach porannych. Narzędzie zbrodni to jakaś bardzo ostra broń biała. Na autopsje musimy chwilę poczekać. Nasze prawo wymaga zgody rodziny… Co do sprawcy to nic nie ustaliliśmy jeszcze.
- Kobieta w oknie, naprzeciwko kościoła. Powie wam, że już rozmawiała ze śledczym, ale poproście ją o powtórzenie słów. Ona chyba tak wisi cały dzień.
- Dobrze, dziękuję. Zbadamy ten trop.
- Rozejrzyjcie się, czy nikt ostatnio nie przybył z Khazaru.
- Róża ma teraz zatargi z Khazarem?
- Ja. Róża jeszcze się nie odrodziła. Ktoś skojarzył go z nami?
- Nie. Mimo tego, że każdy wie, że Elena Orsini miała coś za uszami, to ostatnio odkryliśmy, że rezydencje przejął ktoś inny… A on tam pracował.
- I bardzo dobrze. Jeżeli się wam uda to ich też przetrzepcie z informacji.
- Masz jakieś podejrzenia poza Khazarem?
- Sposób działania pasowałby do okupantów rezydencji – powiedział, przypominając sobie, co dostała w prezencie od Widmowych Elena, gdy Lolita przegrała swoją walkę, która zapoczątkowała w jego mniemaniu upadek Białej Róży. – Ale z drugiej strony raczej woleliby skonfrontować się ze mną bezpośrednio i ubić rodzący się ruch oporu w zarodku. Wątpię, żeby to był ktoś z Babilonu – przez myśl przebiegła mu niedawna wizyta zaelotki, która wyraziła jednak chęć współpracy. – Zostaje więc Khazar, któremu zaszedłem za skórę już dwa razy. A wy macie jakieś podejrzenia?
- Sprawa pasuje do pewnego schematu… - zaczął, krzyżując ręce na piersi. Widząc zaciekawienie na twarzy Strozziego, kontynuował - Modus operandi pasuje do kilku innych morderstw w przeciągu ostatnich trzydziestu lat.
- To znaczy?
- Miejsce sakralne, broń biała. Nie wiemy, czy ma to jakieś powiązanie, ale będziemy badać tę sprawę. Na razie potrzebujemy czasu.
- W razie kolejnych informacji wiesz gdzie mnie szukać. Nie zawiedźcie mnie.
***
- Eleno – zaczął Victor, wchodząc do gabinetu przywódczyni Róży. Przystanął, widząc ochroniarza przed wielkim, dębowym biurkiem, którego twarz oblała się czerwienią. Mężczyzna szybko odszedł w kąt pokoju, wywołując westchnięcie i kręcenie głową u Strozziego. – Była u Ciebie Lolita?
- Była – odpowiedziała Elena spokojnie, poprawiając szal. – Dowiedziałeś się czegoś?
- Jeżelibym wiedział coś na sto procent, przychodziłbym czy działał? Jak myślisz? – Pytania zawisły w powietrzu. Cisza była wystarczającą odpowiedzią. – Porusz swoje kontakty w Enilis, Har. Dowiedz się, czy nie wykonali jakichś ruchów. Poszukaj informacji o zabójstwach związanych z kościołami i bronią białą. Nie przypominam sobie, żebyśmy my takie wykonywali, a wydarzały się na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Lolita?
- Szuka śladów pozostałych zabójców. Dobrze się zaszyli.
- Bardzo dobrze. W razie czego przydałoby mi się ich wsparcie.
- Czy to mogą być…?
- Jeżeli byliby to Widmowi, to albo byśmy właśnie świętowali zwycięstwo, albo bym nie żył. Na razie zrób to, o co proszę, bo moje kontakty potrzebują chwili na zebranie informacji. W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać.
- Cieniu…?
- Tak?
- Jak się czujesz? Wiem, że był Ci bliski.
- Urządzimy mu najlepszy pogrzeb, na jaki nas stać. Na jego grobie cały czas będą stały białe róże w uznaniu jego śmierci. Zaopiekujemy się jego córką. Wezmę ją pod własne skrzydła. Na razie poślij po nią. Odbiorę ją, kiedy zamknę tę sprawę. Na nic więcej nie mogę wpłynąć.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Powiedz mi, co widzisz, gdy patrzysz moje oczy – powiedział, podchodząc do biurka i opierając się o nie rękami – Bo wszystko, co mi pozostało to demon gdzieś wewnątrz mnie. Tylko wściekła krew w moich żyłach utrzymuje mnie teraz przy życiu. Moje serce bije tylko dlatego, że wiem, że nawet po śmierci to się nie skończy. A moja choroba sprawia, że zegar tyka zbyt szybko. |
W więziennej rozpaczy... |
|
|
|
»Naoko |
#9
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 30-03-2018, 22:15
|
Cytuj
|
Arafel rozejrzała się po pomieszczeniu. Większość funkcjonariuszy była pochłonięta swoją pracą. Przegryzła wargę, zastanawiając się komu zaufać. Prurient nie bez przyczyny był mekką półświatka. Mimo że tym razem sprawa wyglądała inaczej, dziewczyna przypuszczała, że wśród mundurowych mogła znaleźć się co najmniej jedna wtyczka. W jednej chwili postanowiła działać we własnym zakresie, co od razu wywołało w niej kolejne wątpliwości. Może Kaito miał rację i nie nadawała się do wojska? Rzadko współpracowała, a gdy już była do tego zmuszona, robiła tak, by nikt nie wchodził jej w drogę. Tak jak teraz.
Póki co musiała uzyskać jak najwięcej informacji. Może śledczy dowiedzieli się czegoś nowego od ostatniej aktualizacji danych? Wśród mundurowych wypatrzyła dość przeciętnie wyglądającego mężczyznę, pochłoniętego robieniem zdjęć jednej ze ścian. Szczupły, niezbyt wysoki, zwykły do bólu. Idealny. A przynajmniej taką miała nadzieję.
Zaczęła iść w jego kierunku zdecydowanym krokiem, co zauważył niemal natychmiast. Zaczerwienił się do własnych myśli i speszony spojrzał na ciało jednego ze skatowanych mężczyzn. Stanęła tuż przed nim i pokazała swoją odznakę.
- Naoko d'Arce, jestem tu z polecenia arcybiskupa Milaniego.
- Adam Berattio, główny analityk śledczy.
- W tak młodym wieku? Jestem pod wrażeniem... - przeciągnęła ostatnią sylabę, mając nadzieję, że mały flirt pomoże jej we współpracy.
- Nie jestem już taki młody... - połknął haczyk tak łatwo, że trudno było w to uwierzyć.
- Potrzebuję twojej pomocy, Adamie. Czy mógłbyś opowiedzieć mi trochę o tym, co wydarzyło się tu dzisiejszego ranka?
Przez następny kwadrans Berattio powtórzył prawie słowo w słowo to, co sama już wiedziała. Mimo to białowłosa kiwała głową i uśmiechała się lekko co jakiś czas, udając zainteresowanie. Było widać jak na dłoni, że Adam należał do osób lubiących dźwięk swojego głosu. Gdy po raz trzeci zaczął opisywać, po którym banknocie wepchniętym w usta ofiara prawdopodobnie przestała oddychać, przerwała mu, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Adamie, chciałabym podzielić się z tobą moimi teoriami... Wysłuchasz mnie? Wesprzesz radą?
- Śmiało, proszę – odpowiedział radośnie, wyraźniej promieniejąc. Jego entuzjazm był podejrzany, choć może po prostu pracował w wymarzonym zawodzie?
Arafel stanęła ma środku pomieszczenia i podbródkiem wskazała na ofiarę.
- Biorąc pod uwagę metodę i czas, w jakim przeprowadzano tortury, można wywnioskować, że sprawcy znali ofiarę. Czekali na zamknięcie klubu, być może byli dobrymi znajomymi lub stałymi bywalcami, skoro ochrona ich nie wyprosiła.
- Możliwe – przytaknął.
- Jestem ciekawa, czy na tych banknotach będziemy mogli znaleźć DNA naszych sprawców, bo bez wątpliwości było ich więcej – powiedziała, nachylając się nad ofiarą. Nie było to przyjemne, ale Arafel czuła wewnętrzną potrzebę przyjrzenia się wszystkiemu bardzo dokładnie. - Myślisz, że są jakieś szanse?
- Nadzieja umiera ostatnia...
- Mhm – mruknęła, obchodząc nieboszczyka z każdej strony. - Jak myślisz, co chcieli tym przekazać?
- Że... nie boją się?
- To na pewno. Wydaje mi się, że nie bez przyczyny to właśnie pieniędzmi z kasy nakarmiono tego biedaka. - Kobieta wyprostowała się i spojrzała prosto w oczy towarzyszowi. - Jestem prawie pewna, że przekaz jest jeden: mamy środki, ludzi i siłę, nic nas nie zatrzyma, a już na pewno nie pieniądze.
- Ciekawa teoria.
- Jeśli mam rację, będzie to dowodziło pojawieniem się w Semphyrze nowej, zorganizowanej grupy przestępczej, która już na dzień dobry ma zaplecze finansowe i bardzo mocne plecy. Kto wie, kto nimi mógłby być... Chyba grozili mu bronią. - Rzuciła, marszcząc brwi.
- Skąd takie przypuszczenie?
- Nie widzę śladów zasinienia ani na nadgarstkach, ani na szyi, choć te mogłyby pojawić się z czasem. Światło pozostawia wiele do życzenia. - Wskazała na jarzącą się słabo żarówkę.
- Jeszcze dzisiaj, najpóźniej jutro, będziemy mieli wyniki ekspertyzy.
- Ufam, że się nimi ze mną podzielisz – po raz kolejny posłała mu swój nowy, uwodzicielski uśmiech. Godziny nauki przed lustrem nie poszły na marne, bo Adam wyglądał na wniebowziętego.
- Oczywiście, będziesz musiała mi tylko zostawić do siebie kontakt.
- Naturalnie... Wracając do sprawy... A jeśli... - Zawahała się, sama nie chcąc dopuścić tej myśli do kategorii: prawdopodobne. - A jeśli kazali mu samego siebie nakarmić? Przyłożyli mu pistolet do głowy...
Stanęła przed ofiarą w lekki rozkroku. Wyciągnęła przed siebie dłoń i ułożywszy ją w kształt broni, przyłożyła do głowy mężczyzny, nie dotykając skóry.
- I kazali jeść te banknoty... jeden po drugim, a on, w obawie o swoje życie, spełnił żądanie...
- To okrutne.
- Adamie, proszę, żebyś dołączył do wyników sekcji zwłok akta dotyczące denata. Kim był, dla kogo do tej pory pracował, dlaczego się tutaj znalazł... Wszystko... Ta sprawa śmierdzi z daleka, a w tym odorze wręcz czuć motyw osobisty...
Albo mordercy byli socjopatami, którzy zrobili to tylko dla zabawy – dodała w myślach.
Do biura wszedł jeden z funkcjonariuszy. W dłoni trzymał jakąś kartkę.
- Szukam Naoko d'Arce.
- To ja.
- Proszę – mundurowy podał jej kartkę papieru z jakimiś notatkami.
Wyszedł z pomieszczenia. Arafel rozłożyła papier i przeleciała wzrokiem po tekście. Pokręciła głową.
- Czy coś się stało?
- Monitoring nie zarejestrował nikogo podejrzanego. Z wstępnej analizy materiału wynika, że tyle osób, ile zostało nagranych przy wejściu, wyszło przed zamknięciem. Zanim weszłam do klubu kazałam to sprawdzić. Nie spodziewałam się, że coś znajdziemy. Prawdopodobnie sprawcy weszli tu z innej części budynku. Osobiście stawiam, że w strefie szampańskich pokoi są jakieś ukryte drzwi.
- Jeżeli tak jest, na pewno jakieś znajdziemy.
- Wierzę w twoje umiejętności, Adamie.
- Chyba tu skończyliśmy – rzucił z uśmiechem, rozglądając się po pomieszczeniu. Gdyby nie było tu nieboszczyka, nikt nie powiedziałby, że w Pruriencie stało się coś nietypowego.
Wyszli, kierując się szatni sprzątaczy.
- Zauważyłam na ścianach dziwne napisy. Wątpię, by był to stały element wystroju. Wiecie już coś na ich temat?
- Na razie zrobiliśmy tylko zdjęcia. Na pewno w rozszyfrowaniu ich pomoże nam analiza komputerowa. Program przeskanuje wszystkie znaki i ułoży je w najlogiczniejszy sposób. Jeśli malunki mają jakąś historię do przekazania, poznamy ją.
- Właściwa osoba na właściwym miejscu.
Adam, gdyby tylko mógł, urósłby teraz co najmniej o kilka centymetrów. Samozadowolenie biło z niego w tak oczywisty sposób, że aż było przykro na niego patrzeć.
Zaszli na miejsce. Berattio postanowił przejąć inicjatywę.
- Widzisz te siniaki na ciałach? Powstały od uderzeń gołą ręką.
- Naprawdę? - Arafel nie kryła zdumienia. Widziała już ofiary przemocy fizycznej, ale rzadko efekt końcowy był tak zaskakujący, jak w tym przypadku.
- Biorąc po uwagę rozmieszczenie siniaków i obszar, jaki zajmują na ciele, napastnik, a przynajmniej jeden z nich, jest osobą średniego wzrostu, znającym się na rzeczy. Ciosy były celne i silne. Obstawiałbym mężczyznę.
- Pewnie masz rację... Kto zgłosił zdarzenie?
- Dostaliśmy anonim, około godziny 14.
- Oczywiście, że to był anonim...
- Masz jakąś teorię?
- Jeśli moje przypuszczenia dotyczące tych przestępców są prawdziwe, to sami zadzwonili na policję. Ich praca miała jak najszybciej zdobyć rozgłos. To ich podpis, mając słynąć z innowacyjności... Albo z szaleństwa. Jedno i drugie rozwiązanie jest bardzo niebezpieczne i rzuca cień niepewności na półświatek w Semphyrze. Personel sprzątający... To tylko przypadkowe ofiary, z musu, ponieważ nie można było zachować świadków przy życiu. Jednak morderstwo w biurze to inna bajka.
- Czy to oznacza, że ktoś bawi się w superbohaterów?
- Raczej w superzłoczyńców, Adamie. Superbohaterowie nie zabijaliby płotek...
*** Semphyra, kilka godzin później, mieszkanie Arafel ***
- Halo? - Dziewczyna odebrała połączenie.
- Naoko... Z tej strony Adam.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko do mnie zadzwonisz... - nie zdołała ukryć zdziwienia. Z tego, co wiedziała, analizy policyjne zajmowały więcej czasu, niż kilka godzin. Ta sprawa należała do jednej z trudniejszych – setki śladów, technicy jeszcze teraz pobierali próbki, a motywy i sprawcy byli co najmniej tajemniczy.
- Dzwonię nie w porę? Przepraszam, nie chciałem przeszk...
- Nie, wszystko w porządku – Arafel trzepnęła dłoń masującą jej ramię. Kaito fuknął niezadowolony. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. - Mów, co dla mnie masz.
Zeszła z łóżka i jedną ręką ściągnęła z blondyna jedwabną narzutę. Zarzuciła ją na ramiona, nie zważając na nieme sprzeciwy i dźwięki oburzenia.
- Ostateczne wyniki powinniśmy mieć jutro, jednak... Zaintrygowały mnie twoje teorie i postanowiłem poszperać trochę na własną rękę...
Skąd to znała?
- Iiiii....? - Rzuciła zachęcająco, opierając się o drzwi balkonowe. Deszcz dalej otaczał miasto, czyniąc je przytłoczonym i tajemniczym.
- I znalazłem akta podobnych spraw w Babilonie w przeciągu ostatnich trzydziestu lat. Dotyczą tych zbrodni, w których użyto broni palnej w morderstwie lub jako narzędzie przymusu. Pomyślałem, że może znajdziesz w nich jakiś schemat, trop...
- Na pewno tych akt nie jest mało...
- Pomogę ci, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Adamie – Arafel udała zainteresowanie. - Jeśli to propozycja nietypowej randki, to muszę powiedzieć, że nie ociągasz się. Ale kto wie. W przypadku pracy poszczęściło ci się...
- Jutro, rano, w archiwum? - Wyrzucił z siebie na wdechu. Złotooka zaczynała podejrzewać, o co w tym wszystkim chodzi.
- Dobrze, przyjadę ze śniadaniem.
- Nao... ko – rzucił nieśmiało. Prawie widziała jego rumieńce na policzkach. - Jeszcze jedno. Chciałbym, żebyś do jutra coś przemyślała... To tym razem moja teoria.
- Tak?
- Jakiś czas temu kapitan Mueca z Khazaru zaproponowała utworzenie międzynarodowego oddziału śledczego. Mówiłaś, że jeszcze nie wiesz, kim są mordercy... Może już wcześniej gdzieś działali? Pomyś...
- Adamie, proszę, przynieś dokumenty i notatki dotyczące kapitan Muecy. To może być bardzo ważny trop, a nawet jeśli nie, to możemy uzyskać informacje, które przydadzą się na jakimś etapie śledztwa. Muszę powiedzieć, że twoje zaangażowanie przerasta moje oczekiwania. Cieszę się, że to właśnie do ciebie zwróciłam się o pomoc.
- Też się cieszę. Do zobaczenia.
- Pa.
Zakończyła połączenie i rzuciła słuchawkę na stolik. Odwróciła się w kierunku Kaito. Minę miał nietęgą.
- Co wiesz o kapitan Muece?
- Nic – wzruszył ramionami i spojrzał od niechcenia w bok.
- Kto, jak kto, ale na pewno coś wiesz...
Parsknął śmiechem i w jednej chwili znalazł się tuż przed dziewczyną. Objął ją w pasie i przysunął do siebie.
- Twoje piękne słówka na mnie nie działają. Może powinienem sobie pójść, byś mogła pobiec do Adama?
- Myślę, że Adam nie jest mną w ogóle zainteresowany.
- Hmmm....?
- Raczej interesuje go, co może ode mnie dostać...
- No przecież mówię...
- Coś innego – przerwała mu lodowato, próbując wyswobodzić się z jego objęć. Daremnie.
- Straciliśmy kilka minut, będziesz musiała mi to wynagrodzić – pewność siebie w głosie mężczyzny graniczyła z bezczelnością.
- To co wiesz o kapitan Muece?
- A-a-a – pokręcił jej palcem tuż przed nosem. - Znasz zasady. Żadnych rozmów o pracy w łóżku. I kto na to nalegał?
- Jaaaa – odpowiedziała głosem całkowicie wypranym z emocji.
- Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, że dałem się tobie na to namówić – błysk w oku blondyna potwierdził tylko, że Kaito póki co nie znudził się swoją nową zabawką. |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
»mablung |
#10
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 117 Wiek: 34 Dołączył: 05 Paź 2010 Skąd: Warszawa
|
Napisano 30-03-2018, 22:44
|
Cytuj
|
- Proszę państwa, zapaliła się kontrolka zapięcia pasów. Wkrótce podchodzimy do lądowania na lotnisku w Fojikawie. Kapitan i cała załoga chcieliby państwu podziękować za udany lot oraz wybranie naszych linii lotniczych.
Cichy komunikat z głośników wyrwał Shinjiego z zamyślenia. Za oknem, nad oceanem, wstawało właśnie słońce, niczym wielki owoc wynurzające się z bezmiaru błękitu. Nie powinien się tutaj znajdować. Każdy krok postawiony w tym mieście mógł być jego ostatnim. Doskonale zdawał sobie sprawę z kim zadarł nie tak dawno w Higure. Nie miał jednak innego wyboru. Rozkaz pochodził z góry.
Kiedy jego opiekun z ramienia Shinsegumi poinformował go o zainteresowaniu Angeli Nariki jego osobą początkowo nie połączył faktów. Dopiero nazwa Nezumitori oraz detale wysłane, dość oschłym w jego mniemaniu, mailem uświadomiły mu z kim ma do czynienia. Sam kontakt z fundacji był już sporym zaskoczeniem. Od prawie roku zostawiono go samemu sobie. Początkowo nawet go to cieszyło. Obawiał się, że wraz z kontaktem wróci przymusowe przebywanie w zamkniętym laboratorium. Po jakimś czasie czuł jednak pustkę spowodowaną brakiem celu działania. Próbował wypełnić tę pustkę prywatnymi zleceniami, ale połączony z tym dreszczyk działał za krótko. Dlatego, gdy kontakt się odnowił, był gotowy wkroczyć nwet w siódmy krąg piekła. Dokładnie tego zresztą spodziewał się w Fojikawie.
W trakcie podróży miał dosyć czasu, żeby przemyśleć, czemu wezwano akurat jego. Może polecił go Genbu Ookawa, któremu dostarczył ostatnio istotnych informacji w trakcie misji inwigilacyjnej ? A może jednak któraś z wcześniejszych misji? Pod protekcją Shinsegumi znajdował się już od kilku lat. Podjął się już, średnio udanej, eksterminacji przecieku w Nag ; brał udział w operacji wojskowej na terenie Shah’en, zakończoną pojedynkiem z khazarskim łowca i współdziałał w dużej operacji kontrwywiadu w Fojikawie. Mimo to nadal nie mógł się zdecydować na konkretny krok. Liczył, że to zadanie okaże się przełomowe.
***
Lotnisko opuścił w zamówionym wcześniej SUV-ie. Agent wypożyczalni czekał na niego z pakietem dokumentów i kluczami przy wyjściu. Nie był oczywiście zwykły, szary pracownik. W teczce dodatkowo przekazał szczegóły misji w Fojikawie, dane adresowe, klucze do mieszkania, jego alias i kilka innych dodatków. Pierwszym przystankiem w podróży był apartament. Nie wyróżniał się niczym szczególnym od pozostałych, z których korzystał w swoim życiu. W szafie znajdowały się świeżo zakupione, szyte na miarę garnitury. Miał trochę czasu na zapoznanie się ze szczegółami trzymanych pod pachą dokumentów. Świeżo zmielona kawa z ekspresu była idealnym kompanem przy tej mozolnej czynności.
Kilka godzin później zatrzymał się obok jednego z wielu szeregowych domków. Różniły się między sobą jedynie szczegółami, no i faktem, że przy tym akurat znajdował się kordon policyjnych samochodów. Oraz jeszcze większy składający się z dziennikarzy błyskających fleszami i zwykłych gapiów. Jego przybycie przyciągnęło znikomą uwagę. Ubrany w granatowy garnitur z czarnymi okularami na nosie wyglądał aż nazbyt sztampowo. Bardziej pasowało to jednak do sytuacji niż jego wojskowe bojówki. Przejście przez żółtą taśmę załatwiły mu jego dokumenty, później nikt się już nim nie interesował. Nieopodal usłyszał donośny głos innego policjanta uspokajający mieszkańców oraz pismaków o mobilizacji specjalnego oddziału śledczych oraz postępach w dochodzeniu. Przynajmniej w połowie nie było to kłamstwem.
Podążał za hałasem z piętra. Szuraniem butów oraz błyskiem lamp policyjnych. Na piętrze krzątało się całe mrowie ludzi. Wszyscy wykonywali swoje zadania w ciszy. Sypialnia małżeństwa, właścicieli domostwa, upstrzona była tabliczkami z oznaczeniami dowodów. Z tego co wyczytał w raporcie, ciała znalazł poprzedniego wieczora sąsiad. Z powodu szczególnie okrutnego charakteru zbrodni wezwano od razu specjalne komórki państwowe, a te zabroniły ruszania czegokolwiek do czasu przybycia ich przedstawiciela. Mablung z progu obserwował dwa leżące na łóżku ciała. Nie wyglądało to aż tak źle. Raczej jak zwykła egzekucja. Czyżby porachunki gangów? Vendetta albo próba uciszenia niewygodnych świadków?
Jeden z policjantów puknął go w ramię i gestem poprosił, by iść za nim w stronę sąsiedniego pokoju. Zimny kamień zaciążył w żołądku, gdy agent uświadomił sobie co to oznacza. Mały pokój udekorowany był w stylu błękitnej laguny. Na szafce przy drzwiach znajdowało się pokaźne akwarium, a na błękitnych ścianach widniały wzorki różnych egzotycznych ryb. W rogu pomieszczenia ustawiono kilkanaście pluszaków. Na podłodze walały się mniejsze zabawki. Wszystko to kontrastowało z krwawą plamą na materacu i delikatnym ciałem przykrytym kocem. Pucołowatą twarz dziewczynki wykrzywił grymas bólu oraz przerażenia. Mablung zatrzymał się w drzwiach. Pracujący technicy nawet chodzili ostrożnie, jakby najmniejszy hałas miał przywołać demony panoszące się po tym miejscu. Mała dziewczynka leżała przykryta kocem…
Cytat: | Mała dziewczynka, roześmiana od ucha do ucha, biegała po kładce. Trzymał ją za rękę
Mała dziewczynka z dwoma kucykami bujała się na huśtawce i piszczała radośnie wędrując coraz wyżej.
Mała dziewczynka przytulała się do piersi, zasłuchana w głos opowiadający bajki.
Mała dziewczynka w kwiecistej sukience latająca na rękach mężczyzny.
Mała dziewczynka o błękitnych oczach przyglądająca się z bliska jak się budzi. Je usta układające się w słowo, odbijające się echem w świadomości. „Tatusiu”. |
- Straszny widok, nieprawdaż? – chłodny, obcy głos otrzeźwił Mablunga. Dłoń piekła delikatnym bólem, tak samo jak tłuczące w piersi serce. Wściekłość, czysta i niepohamowana, rozlała się po nim. Wyprostował się i przymknął oczy. Nie mógł pozwolić sobie teraz na zbędne emocje, na to przyjdzie czas później. Spojrzał w kierunku korytarza. W przejściu stał wysoki, chudy mężczyzna w szarym płaszczu. Przyglądał się mu badawczo, stukając palcem o papierośnicę.
- Podinspektor Kenichi Kempeitai?
Mężczyzna kiwnął głową i wyciągnął dłoń w stronę podchodzącego agenta.
- We własnej osobie. Jak rozumiem Shinichi „Conan” Kudou z wydziału wewnętrznego? Muszę przyznać, że teraz całkowicie rozumiem przydomek.
Spojrzał z uznaniem na rosłą sylwetkę swojego rozmówcy. Tego zdziwił niefrasobliwy ton policjantka, ale to były tylko pozory. Jego spojrzenie wskazywało na człowieka doświadczonego w podobnych sprawach. Nie był nieczuły, po prostu potrafił się odciąć od tego całego gówna, które ich otaczało.
***
Policyjny wóz był prawdziwym arcydziełem najnowszej technologii. Przestronny, mieszczący kilka ton sprzętu elektronicznego, wraz z rozłożystym stołem zapełnionym zdjęciami, a nawet małe laboratorium kryminalistyczne. To ostatnie miejsce było teraz najbardziej oblegane, reszta przypisanego do śledztwa zespołu starała się zapanować nad ciekawskimi sąsiadami i reporterami. Trzeba było dać im jakieś małe kąski, żeby nie węszyli dalej. Dezinformacja jest lepsza od całkowitego odcięcia mediów. W głównej części pojazdu siedzieli sami.
- A więc podinspektorze Kenichi...
- Proszę darować sobie konwenanse – przerwał policjant z nad kubka parującej kawy. – W moim zespole stawiamy na wygodę oraz efektywność nad sztywnymi procedurami. Może pan mi mówić po prostu Kenichi, Ken czy jak tam będzie wygodniej. Ułatwi to przyszłą współpracę.
Mablung kiwnął głową, zgadzając się i kontynuował podjęty wątek.
- Macie już pewnie hipotezy? Jakieś tropy albo punkt zaczepienia?
- Niestety nie. Żadnych powiązań z półświatkiem. Czysta kartoteka, nieskazitelna opinia wśród znajomych czy współpracowników. Można by wręcz powiedzieć, że wzorowy obywatel. Poza tym to nie pasuje zbytnio do miejscowej Yakuzy.
- Proszę rozwinąć - zainteresował się żywo agent. Kenichi westchnął. Wystukał coś na laptopie.
- Dokładna godzina śmierci rodziny nie jest jeszcze dokładnie określona, ale koroner stwierdził, że rodzice na pewno zmarli przed dziewczynką. Nawet założywszy, że morderca chciał coś uzyskać albo zastraszyć rodziców to zapewne torturował by dziecko na ich oczach, to się czasami zdarza, jednak nigdy z taką brutalnością.
Mablung chrząknął zakłopotany.
- A czy podejrzewacie, że ktoś mógł ją...
- Wstępne oględziny wykazały brak naruszenia fizycznego okolic intymny, więc odrzuciliśmy charakter seksualny zbrodni.
Policjant odpowiedział jak zawsze chłodnym i beznamiętnym tonem. Jakby referował raport o zakupie gumofilców przełożonym.
- Ciągle czekamy jednak na bezpośrednią przyczynę zgony oraz ewentualne ślady DNA.
- Nie znaleźliście niczego jeszcze?
- Znaleźliśmy aż nadto, ale niczego konkretnego. Laboranci działali bez wytchnienia, brak nam jednak odpowiedniego sprzętu na miejscu. Wysłałem już próbki do głównego laboratorium, mam nadzieje że to nie będzie ślepa uliczka.
- Narzędzie zbrodni?
- Znaleziono nóż z ich kuchni, oczywiście obcych odcisków palców brak – odpowiedział po ponownym przeszperaniu plików w komputerze. – Rany postrzałowe wskazują na kaliber 9mm. Pocisków ani łusek również nie było. Profesjonalna robota.
- Niewiele punktów zaczepiania.
- Prawda. To czyni z całej tej sprawy taki wrzód na tyłku – Kenichi odchylił się na oparciu fotela i odpalił papierosa. Chyba już trzeciego odkąd usiedli. – Widziałem w swoim życiu wiele gównianych sytuacji, ale jeszcze nigdy czegoś takiego.
Mablung zwrócił uwagę na słowa policjanta. Powiedział „w życiu” a nie na „służbie” co było zastanawiające. Potraktował to jednak raczej jako ciekawostkę, niż coś istotnego. Poczuł jak powoli ogarnia go zmęczenie, którego nie mogła pokonać dawka kofeiny.
- Przygotowaliście to o co was poproszono?
Kenichi początkowo nawet nie zareagował. Nie wiadomo czy dlatego, że nie usłyszał, czy może był zamyślony albo rozkoszował się nikotyną wypełniającą płuca. Przy ponownym pytaniu kiwnął tylko głową. Wyciągnął z zamykanej na klucz szafki mały dysk zewnętrzny
- Wszystko co wykopali nasi technicy. Około 5 terabajtów danych. Jesteś pewien, że sam przegrzebiesz taką ilość informacji?
Mablung uznał, że uśmiech wystarczy za odpowiedź.
***
W apartamencie pojawił się po krótkim przystanku w jednym z salonów komórkowych. Wykupił pakiet internetowy, router i parę kabli, żeby podłączyć się do sieci. Po blisko godzinie pojawił się dostawca z zamówioną chińszczyzną, a mały punkt informatyczny działał już pełną parą. Podpiął otrzymany dysk pod laptopa. Podinspektor nie przesadzał. Ilość informacji naprawdę była pokaźna. Na szczęście wraz z misją otrzymał odpowiednie narzędzia do pracy. Zajadając przystawki ustalił konfigurację dla programu przeszukującego pliki. Skupił się na najistotniejszych szczegółach sprawy, poszlakach, sposobie działania mordercy itp. Na laptopie zaczęły przeskakiwać cyfry wskazujące na postęp prac. Mógł zabrać się za jedzenie.
Gdy już podstawowe potrzeby zostały zaspokojone kontynuował dalszą pracę. Poza dyskiem otrzymał całe pudło zdjęć, wstępnych analiz i co tam jeszcze udało się ustalić śledczym na miejscu zdarzenia. Wkrótce wszystkie te materiały zdobiły jedyną pustą ścianę pokoju. Połączone były czerwonymi sznurkami. Jak na razie mapa myśli pełna była jeszcze karteczek ze znakami zapytania, ale wkrótce miało się to zmienić. Spojrzał na ekran komputera. Wskazówki stanęły na 20%. Szykowała się pracowita noc.
Obudził się na łóżku pośród sterty dokumentów. Parę chwil zajęło mu wrócenie z krainy sennych koszmarów do rzeczywistości. Znowu miał przed oczami twarz dziewczynki. Nie tej samej ze zdjęć, ale bardzo podobnej. Zerwał się na równe nogi i rozprostował stawy. Na zewnątrz było już ciemno, a może lepiej powiedzieć że jeszcze? Zegar wskazywał mniej więcej na czwartą nad ranem. Spojrzał w stronę laptopa. To on wydał z siebie dźwięk, który go rozbudził. Program zakończył swoją pracę.
Przemył twarz pod zimną wodą i usiadł do roboty. Udało się zawęzić obszar poszukiwań do mniej więcej 10% pierwotnej wartości. Nadal sporo. Mógł dodać dodatkowe konfiguracje uściślające, ale nie chciał zbytnio przesadzić. Nie miał jeszcze doświadczenia w takiej pracy, mógł przez to odrzucić przydatne informacje. Postanowił dalszą część pracy wykonać już ręcznie. Spojrzał jeszcze raz na zegar.
- Przyda się więcej kawy.
***
Przekopywał się przez dane przez resztę następnego dnia. Niektóre sprawy odrzucał z góry, w inne musiał się głębiej wgryźć. Pracował prawie do północy, robiąc sobie tylko krótkie przerwy na posiłki. Gdy zaznaczył ostatnie wnioski na ścianie padł jak kłoda i zasnął zanim zdołał pomyśleć jak bardzo jest zmęczony. Ilość znaków zapytania wzrosła.
Obudził się w południe. Zebrał wszystkie informacje do teczki, przemył się i ruszył SUV-em w stronę komendy. Z miejsca skierowano go do gabinetu podinspektora Kenichiego. Ten wyglądał jakby pracował w podobnych godzinach co Mablung. Oczy miał podkrążone i zmęczone, ale żywo zareagował na jego przybycie. Jakby oczekiwał jakiegoś przełomu. Agent nie był w stanie mu go zapewnić. Część z informacji miała za małe powiązanie, żeby traktować je jak jakikolwiek ślad. Przedstawiał je głównie po to, żeby mieć drugą opinię na ten temat. W większości byli zgodni. Prawdziwą bombą było doniesienie o podobnym morderstwie w Babilonie. Wydarzyło się ono jednak prawie 30 lat temu, a sprawca zmarł zaraz po schwytaniu. Wydawało się, że kolejna ślepa uliczka. Dopóki nie natrafił na wspomnienie o prośbie pani kapitan Mueci. Prośba ta nie spotkała się z wyraźna odpowiedzią i utknęła "w zamrażalce". Mablung bardzo chciał się dowiedzieć dlaczego.
- Ah, teraz sobie przypominam. Faktycznie było coś takiego - odparł Kenichi gasząc peta w popielniczce. Potrzebował chwili, żeby skojarzyć fakty.
- Czemu nie nawiązano współpracy?
- Hm, jakby to powiedzieć... Bo to było zbyt nieprawdopodobne? Wiesz jakie panuje przekonanie o khazarczykach. "Znowu ktoś nawąchał się jakichś wyziewów i tworzył rewelacje o międzynarodowej grupie psychopatów". Nikt chyba nie przywiązywał do tego wielkiej wagi, nawet kilka dowcipów krążyło o tej kapitan pośród chłopaków. Oczywiście, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności już nikomu nie jest do śmiechu. Dodatkowo mieliśmy, i co jakiś czas nadal mamy, braki kadrowe. Fojikawa to nie jest spokojne miasto, Conan. Sam tworzyłem mój wydział, dobierając tylko zaufanych ludzi, a i tak nie oddał bym za nikogo z nich prawej dłoni. Korupcja, morderstwa, wojny gangów to jest nasza codzienność. To morderstwo, chociaż tragiczne, szybko utonie w powodzi innych spraw. Dlatego tak naciskam, żeby zakończyć je jak najszybciej, póki media nakręcają sprawę.
Zapadła cisza. Obaj mężczyźni patrzyli przed siebie w rezygnacji.
- Myślisz, że ta Mueca mogła faktycznie na coś trafić?
Mablung wstał i ubrał marynarkę.
- Możliwe, że nie. Nie zamierzam jednak zostawiać żadnych luźnych wątków.
Sprawa stała się zbyt osobista.
***
Cytat: | Do: Angeliki Nariki
Temat: Recenzja "Morderstwa w Orient Ekspresie"
• Brak jasnych dowodów wskazujących na powiązanie ze zorganizowaną przestępczości Fojikawy
• Oczekiwanie na wyniki badań DNA
• Możliwe powiązanie z morderstwem na terenie Babilonu 30 lat temu ( patrz załącznik)
• Prośba o dalsze kontynuowanie śledztwa i zezwolenie na kontakt ze służbami babilonu jak również z kapitan Mueca z khazarskiej policji odnośnie jej podejrzeń i propozycji międzynarodowego oddziału śledczego
Pozdrawiam
Shinichi „Conan” Kudou |
|
Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,16 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|