Walka związana jest pośrednio z wydarzeniami z ninmu „Na tropie” i poprzednią walką. Ich poznanie jednak – jak mam nadzieję – do zrozumienia fabuły nie jest wymagane.
Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie. ~ F. Nietzsche
Babilon, Ishtar
Naoko napisał/a:
– Wszystko w porządku? [– zapytał Tesem]
– Nie sądzę – mruknął Shadow, patrząc w mrok nocy. Po raz pierwszy w życiu nie był pewien, czy cień nie spogląda też i w jego stronę.
Później
Stałem przed antykwariatem. Widziałem, jak nadchodzi, powoli stawiając nogę za nogą. Za nią wschodziło powoli słońce, zalewając okolicę złocistym blaskiem. A ona szła spokojnie, zaczytana w jednej ze swoich książek. Rumiane policzki i złote oczy schowane za okularami. Oh jak ja zaczynałem nienawidzić tego koloru… W głowie kotłowały mi się pytania – Kim jestem? Dlaczego jej nie zabiłem? Na czym tak naprawdę mi zależy? Co teraz? Działać, ale gdzie, jak…? Zamiast odpowiedzi usłyszałem tylko:
– Coś Ty zrobił z naszym domem?! – Jak pięknie zapowiadała się ta noc…
– Witaj kochanie.
***
Babilon, dokładna lokalizacja nieznana
- Jestem – lodowaty głos przeciął ciszę. Elena odwróciła się powoli. Stalowo szare oczy świeciły nieznanym przez nią do tej pory blaskiem. Chłopiec, którego znała, zmieniał się. To dobrze – pomyślała. Na twarz wpłynął jej uśmiech.
- I…? – zapytała, uspokajając spojrzeniem mężczyznę w garniturze, który zaczynał podnosić się ze swojego stołka w rogu pokoju. Nowi…
- Ishtar spalony. Tesem wraz z moją narzeczoną ukryli się w arkadyjskich kanałach do czasu, aż znajdę dla nich lepsze miejsce. Lolita niedługo powinna wrócić do Ciebie. Wspomniała coś o sprawach z przeszłości. – Postawa Victora mówiła sama za siebie. Na ogół spokojny, zgryźliwy młodzieniec stał w rozkroku, ręce trzymając splecione za sobą, ukazując parę pistoletów, które połowicznie zasłaniał płaszcz. Usta układały się w wąską linię. Mówił szybko, wyraźnie, bez komentarzy, które miał w zwyczaju dodawać. Był widocznie wściekły, choć starał się to ukryć.
- Miejmy nadzieję, że tym razem pójdzie jej lepiej… Dobrze. Mam dla Ciebie kolejne, szybkie zadanie. Jak już wiesz nasz główny finansista, Caliboche nie żyje. Potrzebujemy kogoś na jego miejsce. Wyruszysz ponownie do Khazaru. Musisz stamtąd po cichu wyciągnąć Enrique de Trastamara. Wiesz kto to?
- Obecna głowa jednej z rodzin, która od początku wspierała Różę. Umieszczony w Enilis, stolicy dystryktu Farange. Szpiegostwo finansowe ze zlecenia Caliboche. Podobno był zbyt nieudolny, żeby zostawić go w Babilonie. W Khazarze miał nauczyć się jak sobie radzić.
- Skąd…?
- Caliboche prowadził kilka dzienników. Jeden dotyczył ludzi, których miał pod sobą. Proponuję stworzenie kartoteki. Tutaj – powiedział, kładąc pendrive na biurku – jest proponowany wzór. Pomoże nam to się orientować wśród wszystkich, z którymi mieliśmy kontakt.
- Dobrze… - Zdecydowanie coś zmieniło się w chłopaku. Nie było co do tego wątpliwości. – Potrzebujesz czegoś?
***
Khazar, Enilis
- Ma pan taki chłodny wzrok…
- Choroba zawodowa, na co dzień oglądam zimne trupy. – powiedział Victor, rozglądając się po apartamencie, które Trastamara wynajął sobie w Varful Sorelu. Luksus, ochrona, gwarancja anonimowości. Srety bztedy. Ktoś, kto wziąłby go na celownik, z łatwością odkryłby gdzie mieszka, a z racji położenia wieżowca mógłby bezproblemowo poznać rozkład dnia. Tam, gdzie ludzi jest najwięcej – najłatwiej jest podążać za człowiekiem, pozostając niezauważonym. Spojrzał na ekran telewizora, w którym aktualnie leciał najnowszy Megahit, bądź jak to ujęli krytycy – Megashit. Z tego, co można było wyczytać z recenzji, najlepiej zagraną rolą była ta ze sceny po napisach. W której aktor leżał na łóżku. Owinięty bandażami. Niemogący się ruszyć. I niewypowiadający żadnej kwestii. Gust Trastamary zawiódł Victora jeszcze bardziej.
– Wie Pan może, czemu mam wrócić do Arkadii? – zapytał Enrique. Wzrok Victora przeniósł się na niego. Niski grubasek o pulchnej, nieco dziecinnej twarzy, która nigdy chyba nie widziała zarostu. Czemu tak bardzo pasował do opisu Caliboche…?
– Zwolnił się stołek człowieka, który cię tu wysłał. Wchodzisz na jego miejsce. Lepiej upewnij się, że niczego nie spartolisz – odpowiedział, nalewając sobie wody do szklanki. – Jak z twoim tutejszym zleceniem?
– Wszystko sprawy załatwiłem, psze Pana. Zatarłem wszystkie ślady o działalności Róży, tylko…
– Tylko?
– Tylko nie udało mi się ukryć siebie samego. Ludzie, z którymi pracowałem, wywęszyli, że mój ojciec nie żyje, a powiedziałem im, że zachorował i…
– Nie interesuje mnie to. Wszczęli jakieś działania? – Enrique wyglądał na wyraźnie przerażonego.
– Powiedzieli, że doniosą na policję… Gdy zaczęli szukać, odkryli, że moje papiery były sfałszowane.
– Prawdopodobnie wyślą po ciebie któregoś z tutejszych egzekutorów, ewentualnie członka wywiadu. Człowiek pracujący przy finansach kwalifikuje się pod zagrożenie narodowe. – Victor potarł swoje skronie, jakby zmagał się z atakiem migreny. – Zepsułeś moje plany turystyczne. Musimy się pośpieszyć – powiedział, wyciągając komórkę, żeby wysłać smsa do pilota prywatnego samolotu, załatwionego przez Elenę, którym dotarł do Khazaru. – Jesteś gotowy?
– Tak. Tylko… Dlaczego, kiedy się Pan ze mną skontaktował, kazał mi Pan kupić róże z kwiaciarni przy Kwietnej Oazie?
– Są najbielsze na świecie.
***
– Poruszasz się bardzo lekko i zwiewnie. Jak mały słoń – rzekł Victor do Trastamary, gdy wychodzili z budynku zaraz po wymeldowaniu. Bardziej z paranoi niż potrzeby przejechał ręką po szyi, udając, że się drapie i aktywował swój "szósty zmysł". – Nie odwracaj się. Wsiadamy do pierwszej taksówki.
Prosta, standardowa procedura. Problemem jednak zawsze w niej jest człowiek. Oczywiście, że Trastamara się odwrócił. Przecież czemu miałby się nie odwracać? Pierwsze co dotarło do jego małego móżdżku to – odwróć się, a dopiero po tym zrozumiał, że nie.
– Wskakuj idioto – warknął, otwierając drzwi samochodu i wyczuwając na granicy swojego zaklęcia, jak pojawia się nowy umysł, zdeterminowany, poruszający się w ich kierunku. Szybciej niż normalny spacerowicz, wystarczająco wolno, żeby nie wzbudzać zbytnich podejrzeń. Dwa metry, dwadzieścia centymetrów. Dwa, może trzy kroki i wyciągnięcie ręki. Wrzucił wręcz do samochodu zdziwionego grubasa i wskoczył za nim.
– Lotnisko. Tylko już – rzucił w stronę kierowcy, widząc przez zaciemnioną szybę twarz człowieka, który za nimi podążał. Nie był nadczłowiekiem. Przynajmniej tyle dobrze. Samochód ruszył z piskiem opon. Przez Mente wyczuł jeszcze wściekłość, zanim przekroczyli zasięg jego działania.
Jesteśmy w drodze. Gonią nas. Wchodź na pas, kiedy tylko będziesz miał możliwość. Wysłał szybko smsa do pilota.
***
Biegli. Lotnisko zostało ewakuowane, na miejscu próbował zatrzymać ich ochroniarz, który został ogłuszony szybkim ciosem w głowę. Khazarczycy wiedzieli, gdzie zmierzali, a usunięcie potencjalnych świadków świadczyło tylko o jednym – postanowili wytoczyć ciężką artylerię – pieprzonych szamanów. Biegli więc dalej. Enrique jednak kompletnie do tego się nie nadawał. Grubasek dyszał ciężko, człapiąc nogami jak kaczka. Pociski z pistoletu Victora nie trafiały w goniącego ich niestrudzenie od Varful Sorelu – najpierw samochodem, a od szlabanów lotniska piechotą – napastnika. Wolał nie ryzykować przystanięcia, żeby wycelować. Kiedy naboje się skończyły, zacisnął tylko zęby, chowając Colta za pas spodni. Spojrzał na swojego towarzysza ucieczki i warknął wściekle. Powstrzymując się od klepnięcia mężczyzny po obleśnie spoconych plecach, rzucił:
– Do samolotu. Jazda! Kupię nam czas.
Szybka analiza dała mu wystarczający obraz sytuacji. Goniący ich mężczyzna był zdecydowanie od niego wolniejszy, acz brak jakichkolwiek oznak zmęczenia na jego twarzy wskazywał jasno na wyższą wytrzymałość. Dwumetrowa sylwetka, nieco więcej ciała niż było to wskazane. Siła i wytrzymałość? Albo sama wytrzymałość. Ciekawe jakie asy ma w rękawie przeszło Victorowi przez myśl, gdy nakładał rękawiczki na dłonie, zatrzymując się i obracając. Goniący ich mężczyzna po chwili zatrzymał się naprzeciwko niego.
– Trastamara zostaje. Oddaj go dobrowolnie to nic ci się nie stanie.
Oho. Czyli już wiedzą jak tak naprawdę się nazywa – pomyślał Victor. Przez hałas turbin samolotu ledwo było słychać własne myśli, a co dopiero mężczyznę stojącego kilka kroków dalej. Victor tylko się uśmiechnął i wykonując pozornie niepotrzebne ruchy, przypominające taniec, aktywował Miglioramenti: Corpo i Mente, ustawiając się jednocześnie w jednej z podstawowych pozycji do walki wręcz.
– Etykiety wymaga, żeby się przedstawić. Jestem Cień. Zabójca Róży. Jeżeli chcesz dostać Trastamarę, musisz przejść przeze mnie – krzyknął, lekko skłaniając głowę przeciwnikowi.
– Mada’Kar. Służę w armii – odpowiedział zaskoczony przeciwnik. – Jak sobie chcesz, ale wiedz, że cię nie oszczędzę.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. Dwumetrowy kolos nagle zaczął się zmieniać. Przedramiona porosło mu nastroszone futro, paznokcie zmieniły się w ostre pazury, a zęby widoczne poprzez szeroki uśmiech, zmieniły się w ostre kły. Wyglądał jak wielki niedźwiedź stojący na tylnych łapach. Mada’Kar chwycił swoje haki, umocowane do pasa. Zaczęło się błyskawicznie. Khazarczyk ryknął, szarżując do przodu. Victor, po otrząśnięciu się z oszołomienia systematycznie wycofywał się krok za krokiem. Co to było? – przeszło mu przez myśl.
Walka z boku wydawała się zbyt jednostronna. Wielki niedźwiedziołak napierał nieustannie do przodu. Haki cięły powietrze ze świstem. Zaelota uciekał przed nimi, świadom, że jedno cięcie może prowadzić do szybkiej śmierci. Nie miał jak wygrać na zasięg z khazarczykiem. Ale w jego głowie kształtował się powoli plan…
Mada’Kar widział, że jest wolniejszy. Ale widział również krople potu na czole swojego przeciwnika, który zdecydował się stanąć na jego drodze. Wiedział, że wreszcie go dopadnie. Nagle zauważył błysk w oczach Cienia, który kazał mu na moment przystanąć. Zobaczył, jak ten sięga za pas i wyciąga coś stamtąd. Wzrok skoncentrował na ręce, która mogła trzymać cokolwiek, co zaważy na losach walki. Zauważył pistolet. Pistolet, który upuszczony zbliżał się ku ziemi. Podniósł wzrok na twarz przeciwnika. Za późno. Ten zbliżył się już wystarczająco, by móc zadać mu cios. Khazarczyk zamachnął się jeszcze raz. Przez długość swoich ramion nie mógł jednak uderzyć Cienia, który był zaledwie kilka centymetrów od niego i otwartymi dłońmi uderzył go w obie strony głowy. Idealnie w uszy. Ból, który temu towarzyszył, mało nie powalił khazarczyka, który zaskoczony dopiero po sekundzie poczuł wyładowania elektryczne. Momentalnie użył techniki Ulhwa. Zanim zemdlał, zauważył jeszcze, jak jego przeciwnik odsuwa się i wyprowadza szybką serię ciosów w okolice jego serca, kończąc uderzeniem w nos. Nie powalił go ból, tylko wyładowania elektryczne, które zaburzyły pracę układu nerwowego.
***
Babilon, dokładna lokalizacja nieznana
Victor stał przy oknie apartamentu. Róże, których zakup zlecił Trastamarze leżały na parapecie. Czekał. Szybki rzut oka na zegarek uświadomił go, że Elena spóźniała się już 14 minut.
Ludzie z kościoła w Arkadii. Caliboche, do którego śmierci pośrednio się przyczyniłem. No i Mada’Kar, chociaż on akurat miał szansę przeżyć… To był dopiero początek. Milion i sto szesnaście śmierci – to był cel – myślał patrząc w mrok nocy. Nie wiedział, czy cień nie spogląda też na niego. Ale wiedział jedno. To on był mrokiem.
Drapieżny uśmiech wykrzywił mu usta.
.__________________________.
Spoiler:
1. Wyjaśnienie kwestii spornych z tekstu, które przyszły mi do głowy. W razie jakichkolwiek niejasności, czy pominięć – zapraszam na PW.
2. List do czytelników.
1.
Wszystkie powtórzenia umieszczone są celowo. Wierzcie mi, bądź jeśli nie chcecie to nie, ale przeglądałem ten tekst kilkanaście razy. Po czym przeglądali go też inni.
Miglioramenti: Corpo i Mente – to nie błąd Miglioramento to z włoskiego ulepszenie/poprawa. Miglioramenti to liczba mnoga.
Dlaczego umiejętność Mada’Kara (Toukai) nie działała jak powinna (czyli dlaczego Victor nie zemdlał):
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego przed wystrzałem z broni (szczególnie czarnoprochowej) krzyczy się "ognia"? Pewnie nie. Jak uczy fizyka jednym z powodów takiego krzyku jest konstrukcja i działanie naszego ucha – a dokładniej zabezpieczenie go przed hałasem, który mógłby je uszkodzić. Dzięki temu krzykowi podnosi się nasza tolerancja na wysokie dźwięki poprzez zmiany zachodzące wewnątrz ucha. Tzw. zatkanie się owego narządu. W przypadku tej walki jest to głośna turbina samolotu, która nieco osłabiła efekt krzyku Mada’Kara. Takie fajne zjawisko, które działa nawet gdy o nim nie wiemy
Kiedy natężenie hałasu wzrasta, komórki ślimaka uwalniają związek ATP, który wiąże się z obecnym tam receptorem, co powoduje chwilowe otępienie słuchu – tłumaczą naukowcy.
I proszę – nieco lepiej wytłumaczy to wam TEN link. Wiem, nie najlepsze źródło, ale nie mogłem dokopać się do tekstu, który znalazłem jakiś czas temu.
Odnośnie ciosu kończącego:
Przy uderzeniu z "liścia" w ucho do ucha środkowego wbijane jest niejako powietrze, co powoduje ogromny wzrost ciśnienia na błonę bębenkową i jej pęknięcie (wszystko zależy od siły ciosu). Generalnie wywołuje ogromny ból, a także ogłusza.
Wyobraźmy sobie wzmocnienie tego efektu poprzez dodanie wyładowań elektrycznych (rękawice Victora – Miglioramento: Arma), które poprzez bliskość mózgu i delikatną strukturę ucha potęguje działanie. Sama seria w okolice serca i nos przy wstrząsach potęguje efekt, z racji, że w przeciwieństwie do urządzeń służących do reanimacji - siła i częstotliwość wyładowań jest niestała - zmienna.
Ciekawskich odsyłam pod TEN i TEN link.
2. Drodzy czytelnicy.
Zapadło mi w pamięć jak mówiliście "co to za zabójca, który nie zabija". Oceny z ostatniej walki uświadomiły mi też coś, o czym myślałem od pewnego czasu. Każdy człowiek się rozwija. Każdy bohater ewoluuje. I tak też powinien zachowywać się Victor. Dlatego przedstawiam Wam jego rozwój, który został na nim wymuszony przez ostatnie wydarzenia w jego krótkiej, acz burzliwej historii (głównie – przegrana walka z Naoko; potrzeba "naprawy grządek"). Mam nadzieję, że taka przemiana wam się podoba
Pozdrawiam
Nadworny Pajac Tenchi.
Gratulejszyns, nasza mała gąsienniczka ewoluowała w motylka
Cieszę się, że zobaczyłam Victora w prawdziwym pojedynku. Nigdy nie twierdziłam, że 'walki bez walki', o których teraz tyle się u nas mówi są złe. Ale twoja postać ma potencjał bojowy. Shageki i Hakuda na 2 robi swoje Ładnie i w miarę dynamicznie. Ja bym jeszcze rozwinęła sekwencję walki, bo przeciwstawienie siły i szybkości można fajnie zilustrować, ale jak widać nie można mieć wszystkiego
Odnośnie poprawności językowej, to absolutnie bez złośliwości mogę ci powiedzieć, że jednak popełniłeś kilka baboli. Pewnie umknęłoby mi to, gdybyś nie zwrócił uwagi na powtórzenia w swojej notce od autora. Widzisz, jeżeli przy takiej długości tekstu twierdzisz, że przejrzałeś go kilkanaście razy, a do tego ktoś wspomógł cię dodatkową korektą, to kiepsko jest zobaczyć w tekście takie kwiatki:
Cytat:
- I…? – zapytała
Cytat:
- Wie Pan może, czemu mam wrócić do Arkadii? – zapytał Enrique.
Użyłabym też nieco inaczej przecinków w kilku miejscach.
Poza tym wydaje mi się, że Caliboche'a powinieneś odmieniać, bo niby dlaczego nie?
Że tak powiem, miecz perfekcjonizmu językowego ma dwa ostrza Nie obniżę ci jednak za to oceny.
Cieszę się, że poszedłeś w tę stronę. Nie dlatego, że to moje osobiste preferencje, tylko dlatego że miałeś okazję sprawdzić się w nieco innym tekście, który dodatkowo ci się udał. Moja wewnętrzna miłośniczka prawdziwego mordobicia krzyczy 'więcej', ale wykazałeś się Sherlokowską finezją, więc nie mam ci tego za złe Oby w przyszłości udało ci się połączyć to, co tworzysz w ninmu ze świetną walką. Miej proszę świadomość, że poprawność językowa i styl składają się na większość tej oceny.
Na koniec jeszcze ode mnie małe P.S. Zastanawia mnie czy jeżeli tak krótki tekst wymaga tak długiego wyjaśnienia, to na pewno wszystko jest dobrze opisane. Przemyśl to. Może następnym razem warto dodać jakąś formę wyjaśnienia w samym opowiadaniu?
Brawo. W krótkim czasie poprawiłeś prawie każdy aspekt walki. Ocena będzie bardzo krótka.
Warsztat: Momentami musiałem się wrócić, żeby przeczytać jakieś zdanie, które dziwnie mi brzmiało, ale nie było niepoprawne albo jeden niepotrzebny wyraz w zdaniu . Raz brakło spacji. Pojawiło się „napieranie do przodu” i „Khazarczyka” z małej litery. Ogólnie, czepiam się na siłę, ale 2/3.
Mechanika starcia: Większość wydaje mi się poprawna. Szkoda, bo tak krótka wymiana ciosów jest marnotrawstwem dobrej walki. Niemniej biorąc pod uwagę chorobę i skromne środki, dam 3/3.
Klimat: Lubię Strozziego. Nawet bardzo. Cieszę się, że zdecydowałeś się nim powalczyć, bo manipulator, którego potęgę stanowi wyłącznie pochodzenie, nie miałby tak łatwej drogi na szczyt w świecie, gdzie tłuką w każdym zaułku. Podoba mi się tytułowanie z wielkiej litery, które podkreśla hierarchię Yakuzy. Żałuję za to, że wpis był tak krótki, chociaż podążał za aktualną fabułą twojej postaci. Niestety niewiele ponad to. Z minusów: Człowiek pracujący przy finansach Yakuzy kwalifikuje się jako zagrożenie narodowe? To nie trochę za dużo? Uznam, bo dzięki temu miałeś pretekst starcia z szamanem. Tłumaczenie zjawisk dźwiękowych jest miłe, ale nadal mi coś nie gra. Przedstawiacie się (nie jestem fanem takiej kurtuazji ze strony skupionych na misji postaci) i mimo silników ledwo słychać, ale ryk został wykorzystany tylko raz i niemal nie miał efektu. Toukai chyba obeszłoby zabezpieczenia naturalne organizmu. Żeby podkreślić - twoje zaklęcie pierwszego kręgu (czyli ekwiwalent toukai) było za to bardzo efektywne – włożyłeś dużo ciosów na jego chybienia. Zabrakło mi trochę szerszej choreografii i próby dobicia. 2/4
Podsumowując: Zdecydowanie nie lubię tak krótkich walk bez angażującej fabuły. Niedługo etap „werbunkowy” Róży może mi się znudzić. Tymczasem spokojna siódemka, żeby podkreślić postęp, a ja skupię się na doprecyzowaniu kryteriów mojego oceniania, bo do 7/10 graczy doświadczonych jak Curse, czy Pit (na podstawie ich ostatniego starcia), jednak trochę brakuje.
Krótko mówiąc, to twoja najlepsza walka. Nie dlatego, że zaserwowałeś nam wymyślą fabułę czy spektakularne starcie, nie. Po prostu w końcu nie przekombinowałeś i chwała ci za to. Było krótko, ale treściwie, chociaż ów treść nie była idealna. Pojawiło się kilka błędów, poza tymi wspomnianymi wcześniej chociażby parę przecinków czy te nieszczęsne
Cytat:
Stalowo szare oczy
Przynajmniej nie dałeś myślnika, dzięki czemu nie skończyłeś z metalowymi oczami w kolorze szarym, to już coś
Wspomnę tylko, że Megahit to tylko nazwa Ninmu, w którym brał udział oX. Film nazywał się "Latające Rajtuzy" - jak już chcesz używać światowych smaczków, wykorzystuj je prawidłowo
Ogólnie wyszedł ci średniak. Krótki wpis z prawie nieistniejącą walką, chociaż to na nią postawiłeś. Nie doceniłeś przeciwnika i ogólnie potraktowałeś go strasznie po macoszemu, chociaż można było z niego wyciągnąć znacznie więcej. Miałeś pomysł jak wygrać z jego mocą, ale zamiast opisywać wszystko w tłumaczeniu, powinieneś zawrzeć to w tekście. Miło przynajmniej, że tak dużo uwagi przykładasz do swojej postaci. Mimo to, podobnie jak Mablung, miejscami przedstawiasz Victora jako wielkiego gracza, ale nie na taką skalę + masz jednak wyższy poziom.
To będzie pierwszy raz, kiedy nie ocenię cię skalą Shadowową, tylko tę samą, którą stosuję dla wszystkich graczy. W końcu wszedłeś na wyżyny niedziwaczności, także chociaż tym mogę cię nagrodzić, choć może to być nagroda niechciana. Koniec jednak z taryfą ulgową i za porządnego śreniaka dostajesz 6, chociaż bardzo skłaniałem się ku ocenie o pół niższej.
- Choroba zawodowa, na co dzień oglądam zimne trupy. – powiedział Victor
Cytat:
rozglądając się po apartamencie, które
Cytat:
– Wszystko sprawy załatwiłem, psze Pana.
Cytat:
– Etykiety wymaga, żeby się przedstawić.
Takie delikatne błędy w Twoim przypadku miejsca mieć nie powinny Poza nimi było chyba jeszcze kilka innych, ale widziałem że Curse też coś punktowała.
Cytat:
Z tego, co można było wyczytać z recenzji, najlepiej zagraną rolą była ta ze sceny po napisach. W której aktor leżał na łóżku. Owinięty bandażami. Niemogący się ruszyć. I niewypowiadający żadnej kwestii.
Pomijając błędnie podany tytuł, to mogłeś jednak darować sobie separację kolejnych sentencji. Już kiedyś wspominałem, że nie wygląda to w moim odczuciu fajnie. Plus jednak za wkręcenie takiego smaczka w opowieść.
Multum razy też pisałem, nie tylko w Twoim przypadku, że przeskakiwanie z pierwszej do trzeciej osoby strasznie mnie irytuje.
Idąc dalej. Zaskoczyłeś mnie, tym razem pozytywnie. Nie bawiłeś się w pierdoły czy dziwne historie. Ot, dostałeś zadanie i musisz je zrealizować. Żałowałem jedynie, że bardzo szybko zakończyłem starcie, które udało Ci się fajnie wykreować. Z tym Toukai to trochę poleciałeś i nie wiem czy jestem w stanie kupić taką wersję wydarzeń. Jako ktoś, kto miał i ma do czynienia z bronią palną w różnych warunkach to uwierz mi, nawet jakbym strzelał, a obok koncert grałaby Lady Gaga, to też mógłbym mieć problem Ale przyjmuję i nie wpływa ten fakt na ocenę. Nawet fajnie, że środowiskiem negowałeś moc przeciwnika.
Parę słów do tego, co napisał wcześniej Dann. Prawda - Twoja postać jest nowa, ma jakieś tam korzenie, ale nie jest aż tak super uber popularna czy znana. Curse na trzecim poziomie, jako komandor, po wielu akcjach w Sanbetsu i tak dalej wciąż się nie określa w sposób, w jaki Ty pokazujesz Victora. Tutaj musisz delikatnie przystopować, bo niedługo Strozzi wyskoczy z lodówki niczym Basia Kurdej-Szatan.
Reasumując - było fajnie, dynamicznie, mimo wspomnianych przeze mnie i innych Radnych błędów udało Ci się wygrać starcie, jednak minimalnie. Następnym razem utrzymaj to, co zrobiłeś tutaj, pozbądź się dziwnych zdań i skup bardziej na walce, aniżeli na wyjaśnieniach. Mi ich czytać się nie chciało, ale znalazłem dodatkowe parę sekund i poczytałem. Wincyj miejsca na starcie, mniej na pierdy.
Plusy:
W końcu postawiłeś na walkę - wszak Twoja postać ma 4 w Ten. Prostota zadania również przypadła do gustu, szczególnie w tak krótkim tekście. Zawsze miło jest oglądać zmiany w bohaterze, choć, muszę powiedzieć, nie kupiłam tego tekstu o mroku.
Minusy:
Zdecydowanie potraktowałeś przeciwnika po macoszemu, w sumie i w walce i w kreacji. Tylko niezbędne minimum, co już w następnej walce może rzutować na oceny. Jak dobrze wiemy, lubisz zostawiać sporo tropów w swoich tekstach - to, czy ktoś je odczyta i jak to inna kwestia, niewpływająca. Natomiast gdy podchodzisz z drugiej strony, dostajemy coś takiego:
Shadow napisał/a:
Dwumetrowa sylwetka, nieco więcej ciała niż było to wskazane. Siła i wytrzymałość? Albo sama wytrzymałość.
Czy można toporniej zaznaczyć, w czym przeciwnik przewyższa Twoją postać? Zgadzam się z przedmówcami w jednej kwestii: pokazujesz Strozziego jako naprawdę świetnego gracza, ale czy wynika to z samego doświadczenia i umiejętności postaci?
Zastanawiam się, kiedy pociągniesz sprawę glejaka i w jaki sposób.
Reasumując, tekst nie porywa, ale jest poprawny. Całkiem zgrabny w swojej prostocie.
Ocena: 6
Gratulacje.
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
Shadow (czyli pół walki jest lepsze od braku walki)
Inni radni zwrócili uwagę na postęp w Twoim pisaniu. Niestety nie mogę się do tego odnieść bo innych twoich walk nie oceniałem. Pozostaje mi w to wierzyć. Przechodząc do meritum
Warsztat:
Z warsztatem nie jest najgorzej. Podobnie jak Sorata kilka razy musiałem cofać się o akapit, żeby przeczytać ponownie jakieś zdanie. Czasami też budujesz w sposób zbyt skomplikowany. Trapiło mnie to zwłaszcza we wstępie, ale nie na tyle żeby przeszkadzało.
Zdarzyła się jedna literówka, dość śmieszna bo dopiero Word zwrócił mi na nią uwagę.
Cytat:
Srety bztedy
Albo taka pomyłka:
Cytat:
Na twarz wpłynął jej uśmiech.
raczej "wypłynął"
Z czym miałem największy kłopot to płynne przejście pomiędzy opisami. Czasami cięcia między scenami były "za ostre" przez co można było się pogubić. Tak samo w dwóch momentach przeskakiwałeś nagle z ciężarem opowieści o 180 stopni.
Cytat:
Biegli więc dalej. Enrique jednak kompletnie do tego się nie nadawał. Grubasek dyszał ciężko, człapiąc nogami jak kaczka. Pociski z pistoletu Victora nie trafiały w goniącego ich niestrudzenie od Varful Sorelu – najpierw samochodem, a od szlabanów lotniska piechotą – napastnika.
Zaczął bym część o pocisku od nowego akapitu albo jakoś delikatniej połączył z tym co pisałeś wcześniej.
Podobnie było z opisem samolotu. Kompletnie nie odczytałem tego, że byliście nie na terminalu, a na płycie lotniska. Doprowadziło to do tego, że musiałem przeczytać ten fragment kilka razy i cały czas zastanawiałem się skąd się tam wziął samolot?
Mogę więc powiedzieć, że błędów wielu nie było ale też nie zaciekawiłeś niczym stylistycznie, co dawało by ocenę powyżej poprawnej.
6,5/10
Mechanika:
Na wstępie, chciałbym zaznaczyć że nie zgodzę się z Dannem co do prezentowania się jako badass. Podstawowo człowiek w psychice ma dwa przeciwstawne stany. Albo uważa się za beznadzieję albo za nadczłowieka, dopóki ktoś nie udowodni mu, że jest inaczej. Biorąc dodatkowo pod uwagę, że potrafimy rzeczy o jakich innym się nie śniło nie mam nic przeciwko prezentowaniu się w taki sposób
Gorzej jednak z oddaniem postaci Szamana. Zawsze uważałem że walki są trochę jak spotkania z bossami w RPG, a tutaj mamy co najwyżej przeciętnego NPC-a. Styl walki oddany dobrze, ale charakteru po prostu brak. Zamiast gonić za celem, który ma zlikwidować, bawi się w konwenanse. Fajna sprawa, w stylu starych anime, ale nie pasująca do tej misji
Zaś co do statystyk...
Zarzucono mi w poprzedniej walce, że Onizuka za łatwo padł i uzyskałem zbyt dużą przewagę pod względem Witalności. U Ciebie ta różnica jest jeszcze większa, z powodu twojej choroby, która nie objawiła się niczym w tej walce, a uszkodziłeś go w mojej opinii mniej. Zakończenie pojedynku było pomysłowe, ale nie jestem pewien czy twoje podstawowe zaklęcie wywołało by w nim takie spustoszenie. Zamroczenie, ogłuszenie pozwalające na ucieczkę, jak najbardziej, ale powalenie? Raczej niezbyt. Moim zdaniem tutaj najbardziej pokpiłeś sprawę, dodatkowo ucinając w złym momencie ten pojedynek bez żadnego słowa zakończenia.
Tak samo sądzę, że Toukai nie spowodowało by utraty przytomności, ponieważ nie jesteś zwykłym człowiekiem. Zapewne też by jedynie ogłuszyło ale biorąc pod uwagę, że jest na tym samym poziomie co Arma i różnice w efekcie muszę to zapisać na minus.
Fakt, że musiałeś to dodatkowo tłumaczyć bez nawet delikatnego napomknięcie o tym w tekście sprawy nie polepszał.
4/10
Fabuła.
Pomysł na pewno był, wykonanie nie najlepsze ale założenia pasjonujące. Krótka walka powiązana z ninmu. Wiele dobrego się nie da o tym powiedzieć tak samo jak i złego. Dziur fabularnych również nie doświadczyłem zbyt wielu. Nie rozumiem tylko jak to się stało, że całe lotnisko było opustoszałe, ale nikt nie ruszył prywatnego samolotu, który grzał silniki na pasie startowym. Skoro podejrzewano w którą stronę uda się Trastamara czemu nie uziemiono wszystkich lotów? To chyba największe moje zażalenie, chociaż cała walka jest również bardzo poprawna. Może samej walki w walce mało, ale nie każdy ma przecież waleczny charakter ( powtórzenia celowe)
6/10
Ocena końcowa 5,5/10 trochę jednak zabrakło w mojej opinii do wygrania tej potyczki. Niewiele ale jednak.
Shadow - Tekst dość przyjemny w odbiorze, chociaż niepozbawiony wad. Skupiając się na rozbudowanych monologach wewnętrznych i oprawie scen mniej istotnych, nieco zaniedbałeś punkt kulminacyjny. Nie o to chodzi, że nie mogłeś załatwić tego w prosty i jednostronny sposób - mogłeś. Zwłaszcza wobec przeciwnika z taką a nie inną trudnością. Liczy się egzekucja: płynność, spójność i efekt. Ten ostatni był co najwyżej przeciętny, bo w żaden sposób nie zbudowałeś zagrożenia ze strony Mada'Kara. Shadow nie wiedział na co go stać w równym stopniu, co czytelnik. To błąd, ponieważ marginalizuje wyzwanie i nie daje nic w zamian. Powiązany jest z tym kolejny, poważniejszy mankament, polegający na bezsensownej reakcji służb Khazaru. Zadałeś samemu sobie zamaszysty cios w spójność. Skoro zdołano ewakuować ludność cywilną, czemu zabrakło wojska lub przynajmniej służb porządkowych? Czemu samolot czekał gotowy do odlotu? Czemu po wszystkim nikt was nie zestrzelił, ani nie zmusił do lądowania? Eliminując świadków bez zastanowienia wpakowałeś się w prawdziwe łajno niewygodnych pytań.