11 odpowiedzi w tym temacie |
^Tekkey |
#1
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 02-06-2015, 13:05 [Ninmu|Świat] Tablica zleceń - Telewizja "Optima"
|
Cytuj
|
- Panie Ookawa! – roześmiał mu się w twarz czarnooki urzędnik wywiadu.
Agent natychmiast się zmitygował. Z jego oblicza zniknęły gniew i oburzenie. Ukrył je głęboko pod maską uprzejmego zdziwienia, tuż obok pokusy rozkwaszenia tu i teraz zadowolonej z siebie gęby tego uparcie anonimowego jegomościa. Po wymianie kilku wstępnych opinii pomiędzy członkami komisji, bezceremonialnie wyprosili z gabinetu jego, oskarżonego. Podczas tajnej narady, która miała zadecydować o dalszym losie szpiega, ten tkwił bezczynnie na korytarzu pod czujnym spojrzeniem sekretarki. Uśmiechnął się do niej niewinnie, co niemal nie przyprawiło ją o apopleksję z oburzenia. Zdecydowanie powinna się leczyć na nadciśnienie. Wkrótce został wezwany z powrotem, ale jounina już nie było. Zatem bez dalszej dyskusji wysłuchał postanowień komisji dyscyplinarnej. Chwilę później mógł się już solidaryzować z chorobą sekretarki.
- Proszę mi wybaczyć. Takie ciskające gromy spojrzenia zawsze sprawiają, że przypominają mi się stare czasy – szpakowaty mężczyzna odezwał się, przerywając tok myśli szpiega. Nadal lekko się uśmiechał. - Widzi pan, nasz wspólny znajomy zwykł patrzeć na mnie w ten sam sposób wiele, wiele lat temu.
- To interesujące. Aotaro także został kiedyś zdegradowany? – spytał bezbarwnie Tekkey.
- Nie, skąd. Ale on również miał problem z przyjmowaniem spokojnie złych wieści.
- Jestem całkowicie spokojny – zapewnił Genbu.
- Oczywiście. On też tak twierdził. A potem wychodził skrywając wściekłość i upierając się przy swoim popełniał kolejną gafę, gorszą jeszcze niż ta, z powodu której naraził się na moją krytykę.
- To mi raczej nie grozi. W końcu odebraliście mi panowie możliwość działania – odpowiedział agent.
- Bez dramatyzmu. Ze względu na zagrożenie ze strony Akuma zastosowaliśmy bardzo złagodzony wymiar kary. Odnotujmy, że wbrew wysuwanym przez Aotaro żądaniom przykładnego ukarania niesubordynacji. Oficjalnie wszystko zostaje po staremu – jest pan chuuninem. Tyle że pod stałą obserwacją i bez prawa inicjowania własnych działań wywiadowczych.
- I któż to ma się stać moją niańką? – spytał cierpko szpieg.
- Oh, cała nasza trójka. Pomimo pokazu rażącej niekompetencji przy organizacji ataku na Fabrykę w Renedze, ma pan także swoje talenty. Każde z nas ma plany jak zrobić z nich dobry użytek. Aotaro wprawdzie odmówił wyznaczenia panu misji innej niż to absurdalne polowanie na draugi, ale jak już mówiłem, dobrze go znam. Gdy tylko trochę ochłonie, z pewnością zmieni zdanie.
Tekkey utrzymał nieporuszoną, kamienną minę, pomimo zalewającej go fali furii. Nadal był świetnym aktorem. Tyle, jeśli o jego szczególne „talenty”.
- I jak długo mam być waszym „agentem specjalnej troski”? Miesiąc? Rok? Do końca świata? Ten nastąpi raczej niedługo, skoro w chwili apokaliptycznego zagrożenia jeden z siódemki wyższych oficerów wywiadu nie może pełnić swoich obowiązków – drążył konwersacyjnym tonem, jakby rozmawiali o pogodzie, a nie zagładzie Tenchi.
- Uwagi w takim tonie na pewno tego czasu nie skrócą. Kuratela skończy się wraz z momentem, gdy odzyska pan nasze zaufanie. Albo jeśli wszyscy zginiemy. Ani chwili wcześniej - mężczyzna pociągnął łyk herbaty i odstawił pustą filiżankę na ciemne biurko.
- No to zaczynajmy z tą szopką. Czym mogę państwu i Państwu służyć? – szyderczo skłonił głowę Tekkey.
Szpakowaty urzędnik bez słowa przesunął po blacie teczkę bez etykiety. Zawartość wyglądała na raporty ze standardowej procedury obserwacji „dzikiego” nadczłowieka. Na załączonym zdjęciu uchwycono niebieskowłosego młodzieńca wznoszącego ręce w geście triumfu.
- Kapitan Tengoku chce, by odnalazł pan tego osobnika, nakłonił do współpracy, a następnie zgłosił się po dalsze instrukcje. To podobno pilne, więc sugeruję nadać tej misji najwyższy priorytet.
Chuunin przekartkował życiorys poszukiwanego. Poza długą listą osiągnięć sportowych, był to raczej żywot przyziemny i nie obfitujący w zaskoczenia. No, może poza dość ekscentrycznym miejscem stałego pobytu. Niewielu ludzi czy nadludzi z własnej woli zaszyło by się w starym, zdemolowanym szpitalu dla umysłowo chorych. Z racji na udział celu w nielegalnych walkach zbliżenie się do niego bez wzbudzania podejrzeń nie powinno być problemem. Zadanie tak proste, że nawet dziecko dałoby radę je wykonać bez żadnych problemów. Tylko gdzie tkwił haczyk? Byłoby łatwiej go wychwycić, gdyby chuunin choć odrobinę znał swego zleceniodawcę. Jaki jest ten Tengoku? Na wszelki wypadek Agent postanowił zachować na czas misji szczególną ostrożność.
- No dobrze, to jedno zlecenie. A pańskie osobiste pomysły na wykorzystanie mojego czasu? – spytał wyraźnie bez entuzjazmu, wyłącznie by mieć to za sobą.
- Przecież dobrze pan wie, w jakiej sprawie oczekuję pomocy – natychmiast odparł rozmówca.
Agent zmarszczył brwi. No pięknie, teraz jeszcze będą bawili się w zagadki. Wrócił myślami d0o wszystkich poprzednich spotkań ze skrytym urzędnikiem.
- Przy naszej pierwszej rozmowie chciał pan ze mnie bezskutecznie wydusić zeznania obciążające Kazuyę Ishiro. Teraz nie ma to już najmniejszego sensu - ten człowiek jest skończony. Minister Handlu ostatecznie pogrążył go zebranymi przez nasz duet materiałami.
- Ale? –zapytał czarnooki i uniósł pytająco brwi.
Agent rzucił mu pełne urazy spojrzenie. Rozmówca najwyraźniej wyczuł w poprzedniej wypowiedzi milisekundę wahania, po której Genbu uciął swoje wątpliwości co do skuteczności działań ministra. W rozmowie o rekinie finansjery zawodziły nawet jego wytrenowane umiejętności ukrywania emocji. Nic dziwnego, skoro w wyniku incydentu z portu Nan’Gar mało brakło, a naprawdę by zginął z inspiracji finansisty.
- Jest skończony, ale to nadal ten sam Ishiro – podjął w końcu niechętnie. - Nawet jeśli żaden szanujący się biznesmen nie zechce z nim prowadzić uczciwych interesów, a jego nielegalne przedsięwzięcia zostaną wzięte pod lupę policji, pozostaje bogaczem i niebezpiecznym człowiekiem.
- Dokładnie tak! Nakajima skupił się na tym wąskim fragmencie działalności Ishiro, który rozumie najlepiej – przekrętach związanych z giełdą. Nie doprowadził sprawy do końca. Kazuya odpowiada teraz przed sądownictwem cywilnym, a już raz udowodnił, że może drwić sobie z prokuratorów dzięki swoim pieniądzom. Opłaci dobrych prawników i przy pomocy innych sprzedawczyków będzie wywierał rozmaite naciski na przebieg procesu. A wszystko to, ponieważ tamtego pamiętnego dnia dokonał pan niewłaściwego wyboru sojusznika, panie Ookawa.
Tekkey skrzywił się jakby rozgryzł cytrynę. Więc o to chodziło przez cały ten czas. Cokolwiek zrobi, jakikolwiek ruch wykona, zawsze się znajdzie ktoś narzekający, a czasem nawet i buczący.
- Oczywiście mam kopię wszelkich zebranych przez nas materiałów. Przekażę je w pańskie ręce – obiecał.
- Za późno! Mogliśmy uciąć jednym ciosem łeb tej żmii. Teraz Ishiro jest jak szczur zagoniony do kąta - pozostaje czujny na kolejne ciosy i nadal pragnie się odegrać. W gruncie rzeczy ten człowiek nigdy nie był niebezpieczniejszy, niż teraz.
- Desperaci popełniają błędy – zauważył Genbu.
- Zdesperowany czy nie, to nadal Ishiro. Jest zbyt sprytny, by po prostu „popełnić błąd” i dać się złapać na przestępstwie – schłodził zapał szpakowaty mężczyzna.
- Pan już coś ma, prawda? Jakiś nowy trop? – szpieg darował sobie resztki oporu wobec pomysłu. W gruncie rzeczy odczuwał pewien niedosyt po współpracy z ministrem. Szczególnie po tym jak ogłoszono, że Kazuya będzie odpowiadał przed sądem z wolnej stopy. Teraz miał okazję raz na zawsze wyrównać rachunki z arcyłotrem Tenchi.
Urzędnik uśmiechnął się tajemniczo.
***
- Dzień dobry, panie Mai. To zaszczyt móc z panem współpracować w tej sprawie! – Tekkey od progu giął się w ukłonach.
- Wyjdź! – natychmiast zgasił go filigranowy starzec.
Kwadrans później agent nieśmiało ponownie zapukał do drzwi.
- Przepraszam? Panie M.? Możemy chwilę porozmawiać?
Yamamoto skrzywił się, ale wreszcie skinął przyzwalająco.
- Ostatni zorientował się już po pięciu minutach, że może tak czekać bez końca na wezwanie. Nie jesteś najbystrzejszy, co? – bezceremonialnie powitał wchodzącego gościa, wskazując mu siedzenie.
Drobna sylwetka prezesa Optimy tonęła w wielkim białym fotelu. Kłęby gryzącego papierosowego dymu otaczały go niczym tron boga panteonu Enneady. Genbu zajął identyczny stolec naprzeciwko, starając się powstrzymać łzy napływające do podrażnionych oczu.
- No już, nie ma się co mazać. Wiń rodziców. Jacy teraz ci rekruci wrażliwi – drwił staruszek, którego bystrym oczom nie umykała najmniejsza oznaka słabości.
- Jestem chunninem. Tekkey. Pion Shinobi – wykaszlał w odpowiedzi Genbu. Pierwszy raz zdarzyło mu się zostać tak sponiewieranym przez zwykły dym. Co ten człowiek palił? Nasmolone palce mumii?
- Aaa, Cienie. Bo też same cieniasy idą do wywiadu. Miękkie skarpety i ciepłe szaliki na twarz. I jak w tym kraju ma być dobrze? No, to czego chcesz? Tylko się streszczaj. Została ci niecała minuta mojego czasu.
- Muszę wydobyć archiwalne nagranie od reporterów Kanału Czwartego. Ze względu na zawartość raczej nie będą w tej sprawie skorzy do współpracy z Armią. Dlatego potrzebuję pańskiej interwencji.
- To wszystko? Nasz wszechwładny Wywiad nie potrafi sobie ustawić nawet garstki dziennikarzyn? - zmrużył oczy Mai.
- Kluczowe jest zachowanie dyskrecji. Nikt nie może puścić pary z ust. W sprawę zamieszany jest Kazuya Ishiro – konspiracyjnie zniżył głos Genbu.
- A do diabła z Ishiro! Mają go sądzić i dość już tej z tego powodu gównoburzy w mediach. Nie obchodzą mnie te wasze polowania na czarownice.
- Czyli nie pomoże pan? Liczyliśmy na pańskie pośrednictwo – Ookawa nie krył rozczarowania.
- A czy ja wyglądam na Wujka Niewidzialną Rękę? Czy innego tam, Świętego Klausa? No, wyglądam? – zwrócił się do stojącego z boku apatycznego mężczyzny.
Wywołany znienacka brodaty ochroniarz poruszył się niespokojnie.
- Nie, panie M. – zapewnił pośpiesznie.
- Nie wyglądam, bo nie jestem! Musicie sobie czasem radzić sami. Chociaż jak znam ich dyrektora, kawał [ cenzura ] i największe beztalencie reżyserskie jakie widziałem, figę tam ugracie.
***
- Dziękuję, że znalazł pan dla mnie wolną chwilę – szpieg z entuzjazmem potrząsał dłonią dyrektora Wiadomości Czwórki.
- Wysoko sobie cenimy współpracę z Optimą. Nie chcielibyśmy narażać naszych dobrych relacji na uszczerbek. W czym mogę pomóc?– dyplomatycznie odparł Senjiro Nakatani, gdy wreszcie usiedli.
Widać było, że nie ufa wysłannikowi multikorporacji. Jego niezależna stacja od lat desperacko broniła się przed całkowitym wchłonięciem przez potężnego rywala. Mimo to w ostatnim czasie stawała się coraz bardziej i bardziej skłonna współpracować z mediami rządowymi, proporcjonalnie do malejących słupków oglądalności. Nie tylko Ishiro był tu desperatem.
- O tak, my z naszej strony również. Prezes Mai osobiście zna pańskie dokonania i jest pod ich ogromnym wrażeniem. Wyraża się o panu w samych superlatywach – na całego naginał prawdę chuunin.
Widać było, że samozadowolenie walczy u Senjiro z podejrzliwością. Postanowił jednak wziąć pochwały za dobrą monetę.
- To bardzo miłe słowa. Robimy co możemy, na miarę możliwości i dostępnych środków.
- Tak też słyszałem. Nieustraszona ekipa Stacji Cztery nie przerwała kręcić materiału nawet, gdy ich helikopter znalazł się pod ostrzałem. Jesteście wzorem nieulękłej postawy dla wszystkich dziennikarzy!
Dziennikarz pokraśniał od nagłego wzruszenia. Chyba pod wpływem otwartego pochlebstwa pękła w nim wreszcie bariera niechęci.
- Osobiście reżyserowałem te ujęcia! – pochwalił się skwapliwie.
- Winszuję, to było prawdziwe dzieło sztuki. Murowany kandydat do czołówki konkursu imienia Akubo Mikozawy na najlepszy dokument. A może nawet do samej statuetki „Dzikiego Konia” – Genbu dalej głaskał pychę rozmówcy. – Tak. To wielka szkoda, że materiał nigdy nie został dopuszczony do wyświetlenia. Co za strata dla kinematografii!
W jednej chwili mężczyzna został wyrwany z błogostanu i brutalnie sprowadzony na ziemię.
- To Mai się wtrącił! I to tuż przed emisją. Podobno uchwyciliśmy na taśmie tajną operację Ryuu Gijouhei. Kazał nam zniszczyć wszelkie kopie. Przez niego musieliśmy na szybko szukać innego materiału. Wyszliśmy na głupców, organizujących nadzwyczajne wydanie wiadomości, by pokazać materiał z dorocznego konkursu pieczenia ciast – teraz dyrektor aż sapał z gniewu.
- Czasy się zmieniają, panie Nakatani – uśmiechnął się krzywo Ookawa. – Właśnie w ten sprawie dzisiaj do pana przychodzę. Możliwe, że jednak uda się wyemitować pańskie dzieło.
- Będziemy mogli pokazać nagranie w naszych Wiadomościach Czwórki? – wyrwało się zaskoczonemu dziennikarzowi. – O ile cokolwiek się z niego zachowało, oczywiście. Wedle instrukcji zniszczyliśmy w końcu materiał z kamer – ratował się kulawo.
Tekkey uśmiechnął się dużo szerzej. Nie trzeba było szczególnych uzdolnień czy mocy, by wykryć tu kłamstwo.
- Artysta-dziennikarz zniszczyłby swoje największe dzieło sztuki? Nie sądzę, panie Nakatani. Ale też niezbyt pana winię. Odpowiadając na pańskie pytanie - oczywiście, że nie może tego zobaczyć szeroka publiczność. Nic nie można poradzić na tajemnicę ustawowo chroniącą akcje RG. Mówię raczej o małej prelekcji, właśnie dla służb policyjnych. Jako materiał szkoleniowy. Niewielkie grono odbiorców jest lepsze, niż żadne, prawda?
- To nie brzmi jak spełnienie marzeń – dyrektor odchylił się na fotelu w tył, wyraźnie zniechęcony.
Ookawa nachylił się konspiracyjnie i zaczął kusić, stłumionym głosem.
- Proszę o tym pomyśleć jak o inwestycji. Inwestycji w siebie. Dzięki emisji tego reportażu pańskie nazwisko poznają wyższe szarże policji, RG, może nawet wojska. Obecnie to pan Mai jest koncesjonowanym medialnym współpracownikiem rządu Sanbetsu. Ale jest już stary. Nawet on nie będzie żył wiecznie – pozwolił, by niedopowiedziana oferta zawisła w powietrzu.
***
Dwaj uczestnicy najnowszej koalicji antyishirowskiej w milczeniu oglądali film na gigantycznej konsolecie komandorskiego biurka, do niedawna należącego jeszcze do Genkaku.
Pomimo pozornej realistyczności, wydarzenia na ekranie wprost napakowane były efektami specjalnymi i popisami kaskaderskimi. Policyjny pościg po dachach. Zestrzelenie helikoptera z ukrytego działka przeciwlotniczego. Zamaskowana snajperka. Wielkie, wyrastające z podłoża dłonie. Kręgi zgnilizny wytrawione w betonie. No i wreszcie kolejny po pojawieniu Strangera „vigiliante”. Nic dziwnego, że Mai zablokował emisję. To wszystko wydarzyło się naprawdę. W dodatku agent znał od zaplecza tajemnicę przynajmniej części z pokazanych sztuczek.
- „C” jak Contamination? – uśmiechnął się ironicznie czarnooki urzędnik.
- Raczej „A” jak Asuman! – warknął Genbu.
Znał zealotę z misji w Fabryce Draugów. Widział z bliska działanie jego czarów. W dodatku przez cały czas kręciła się przy nim ta drobna dziewczyna uzbrojona w broń palną. Sekretna dla innych tożsamość zamaskowanego mściciela, dla szpiega była oczywistością. Sprawdzała się dość karkołomna hipoteza wysnuta przez starszego mężczyznę. Ludzie Babilonu otwarcie współpracowali z Ishiro. Byli też na tyle bezczelni, by używać magii w świetle telewizyjnych kamer. Tyle, jeśli chodzi o Sekretną Wojnę.
- Mai wspominał tylko, że jakiś zealota narobił bałaganu dając się nakręcić. A tu, no proszę, pan go zna, Ookawa. Już udowadnia pan swoją przydatność – pokiwał z uznaniem urzędnik.
Co nie zmienia faktu, że Genbu pozostawał traktowany jak chłopiec na posyłki. Zmilczał jednak ten detal. Przynajmniej tym razem.
- Co dalej? Samo nagranie potwierdza tylko, że Ishiro korzystał z usług najemników z innych kontynentów. Nic, co mogło by narobić mu większych kłopotów.
- O, kolaboruje na całego. Wiem to z pewnością. Póki co będziemy kontynuować współpracę z panem M. Następnym razem bardziej postara się pan wkupić w jego łaski. Czwarta władza ma w dzisiejszym świecie potężne możliwości. To ułatwi nam prowadzenie sprawy.
No tak, jeszcze więcej pracy dla chuunina. Wyglądało na to, że jeśli Tekkey chce zabrać zealotom fory u Ishiro, chyba będzie musiał zakasać rękawy i pofatygować się osobiście. |
Ostatnio zmieniony przez Tekkey 29-07-2015, 22:15, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
^Tekkey |
#2
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 29-07-2015, 22:04
|
Cytuj
|
Nosił wilk razy kilka
Jestem oazą spokoju.
Wdech.
Wyluzowanym kwiatem lotosu.
Wydech.
Na przejrzystej tafli jeziora.
To jeszcze raz. Wdech.
Jestem…
Po pierwszym piknięciu sygnału komunikatora powietrze same uszło z agenta.
Zawsze gdy próbował wziąć w ryzy niechcianego gościa swego ciała, okoliczności sprzysięgały się przeciwko niemu. No i proszę, znowu cały misterny plan się posypał. Tym razem usiłował narzucić sobie rytuał codziennych medytacji zastępujących sen. Wypracować jakiś dobowy rytm, który nie uwzględniał przewracania się ze zmęczenia w przypadkowych momentach. Był już nieludzko zmęczony pogarszającym się stanem zdrowia, bezsennością, brakiem najmniejszych szans na poprawę. Wszystko to była wina Genkaku, Pita, Izumy i znając życie pewnie jeszcze co najmniej kilku osób! Może po prostu przeczekać? Dzwoniący w końcu się zniechęci.
Chyba, że to znowu egzekutor. Od marca nieustannie się narzucał, próbując odnowić kontakt. Z jego mentalnością komara nie było szans, aby odpuścił zaledwie po kwadransie czy dwóch bez odpowiedzi. Bardziej ergonomicznie będzie go spławić i spróbować jak najszybciej odbudować koncentrację.
Szpiegowski zegarek leżał tuż obok, wepchnięty jako zakładka między karty podręcznika ”1001 technik relaksacyjnych dla zapracowanych ludzi”. Nadal popiskiwał uparcie i świecił spomiędzy kart cyferblatem. Ookawa sprawdził kto dzwoni, ale numer nic mu nie mówił. Szanse, że to kolejny wygłup Izumy gwałtownie rosły. A pomyśleć, że Genbu mógł się go wtedy tak łatwo pozbyć raz na zawsze…
Odebrał bez słowa.
Po drugiej stronie usłyszał lekki oddech zaskoczonej osoby. Nie brzmiał zbyt podobnie do egzekutora. Może znowu starał się udawać kogoś innego?
- Moshi Moshi? Tekkey-kun? – upewnił się kobiecy głos.
Jeśli to jednak egzekutor, to dało się słyszeć zdecydowaną poprawę jego zdolności aktorskich. Podczas ostatniej próby impersonacji szejk Al Baba nie wypadł mu zbyt przekonująco.
- Kim jesteś? Czego chcesz? – szpieg uprzejmie spytał osoby po drugiej stronie zegarka.
- Mówi Angela Nariki, ma…. – bez ostrzeżenia jej ton gwałtownie się zmienił na ostrzejszy. – Jasne, że mnie znasz, jestem Tengoku!
Agent zamarł w osłupiałym milczeniu z dopiero formującą się na języku deklaracją, że w nigdy w życiu nie spotkał żadnej osoby o tym imieniu. Byłby skłamał. Widział się z nią osobiście, choć tylko raz. Niska i drobna blondynka o dużych oczach, na którą wpadł w siedzibie wywiadu. Agela pasowało do niej. Jego tymczasowa kuratorka oraz jedna z dwójki Jouninów trzęsących całym wywiadem Sanbetsu. Już raz się przed nią kompletnie wygłupił, nie rozpoznając, póki sama nie poinformowała, że to właśnie na spotkanie z nią się spóźnił. Tym razem było jeszcze gorzej. Pewnie chodziło jej o klęskę Suiseia. Nie zdążył spytać.
- Zamknij się, chłopaku, i słuchaj. Mam do ciebie pytanie. Jak dobrze znasz agenta Pita?
No nie! To jedno z tych trudnych. W zasadzie obaj agenci współpracowali jeszcze od czasów operacji „Bazyliszek” w Fojikawie. Jednak niedawne rewelacje Izumy o kapitanie Seikugunu postawiły pod znakiem zapytania z dawna wypracowane między nimi zaufanie. Jakoś nie było od tej pory okazji, by omówić z Kaeru co właściwie wiedział na temat eksperymentów z Mindjack Pillem. Araraikou mógł być jedyną nadzieją na pozbycie się Symbionta.
- To skomplikowane. Słabiej, niż mi się wydawało – wydukał w odpowiedzi.
- Rozumiem. Trudno, znajdę kogoś innego.
Szpieg wyczuwał w jej słowach zniechęcenie i coś jeszcze… skrywany niepokój? To było całkiem interesujące. Wyczuł wzrost ciśnienia krwi tuż zanim ogarnęła go fala wściekłego gorąca. No pięknie, teraz jeszcze i Junior się obudził.
- Czekaj! – zażądał pod wpływem impulsu. – Znaczy, pani kapitan. Mogę wiedzieć dlaczego pani do mnie dzwoni w tej sprawie?
Odpowiedziało mu niechętne milczenie. Nie udzieliła odpowiedzi, ale też się nie rozłączyła.
- Pit ma kłopoty? Jeśli mogę jakoś mu pomóc, to jestem do pani dyspozycji – spróbował przełamać lody.
Westchnęła z rezygnacją, więc chyba się mu udało.
-Nie tylko on. Wszyscy mamy kłopoty. W Arkadii był zamach terrorystyczny. Większość naszej delegacji jest ciężko ranna albo w stanie krytycznym. Ale Pit… po prostu zniknął. Nie wiemy co się z nim stało.
***
- Ommm – zanucił cicho Tekkey, ściągając na siebie zgorszone spojrzenia współpasażerów.
To była dopiero trzecia technika jaką opanował. W takim tempie zanim dojdzie do ostatniej będzie już siwowłosym starcem. Na pokładzie samolotu medytowało się kiepsko, ale nie miał wyboru. Tylko podczas przelotów mógł sobie pozwolić na bardzo potrzebne chwile odprężenia oraz regeneracji sił. Nie mógł wiecznie zasłaniać się przed ludźmi jetlagiem. Przez ostatnie, wyjątkowo stresujące dni wirus niemal nie zasypiał, wysysając z nosiciela energię i przede wszystkim zasoby cierpliwości.
Wydawało się, że ledwie chwilę później usłyszał z interkomu aksamitny głos z miękkim zachodnim akcentem ogłaszający bliskie lądowanie. Sytuacja w Arkadii podobno była lepsza niż kiedy był tu przed kilkoma dniami, ale nadal kiepska. Stolica Babilonu przypominała teraz Genbu kopnięte mrowisko. Dostojnicy Kościoła za długo czuli się bezpieczni pod swoją wspaniała kopułą Boskiego Oka. Obnażona przez atak terrorystyczny bolesna prawda uderzyła w nich z siłą opadającego kafara. Spokój to kłamstwo. Nikt, nigdy, nigdzie nie jest absolutnie bezpieczny. Szkoda, że cały świat będzie musiał płacić za butę zealotów.
A wydawało się, że z ochotą wzięli na siebie rolę organizatorów międzynarodowego spotkania zwołanego z palącej konieczności wypracowania wspólnej strategii mocarstw przeciw Gangowi Czterech Smoków. Powodzenie szczytu stanowiłoby ogromny wizerunkowy triumf, a Lumen wiedział najlepiej, że Babilon od dawna potrzebował jakiegokolwiek sukcesu. Cichy ostracyzm społeczności międzynarodowej wobec Państwa Kościelnego miał swój początek jeszcze w tragicznych w skutkach negocjacjach z Sanbetsu sprzed kilku lat. W goszczącym obrady nagijskim Avalonie dokonano masowego mordu na przedstawicielstwach obu układających się stron. Życie postradał między innymi legat papieski oraz minister Federacji, zaś jednym z dwóch ocalałych z rzezi ofiar był podobno Araraikou. Mimo bardzo dwuznacznych okoliczności, mocno wskazujących na prowokację i udział osób trzecich, porucznik został bezkrytycznie obciążony przez Babilon odpowiedzialnością za zamach. Co gorsza, jeden z zealotów przysłanych z południa do współpracy w dochodzeniu posunął się do próby dokonania egzekucji na domniemanym winowajcy. Wybrał do dochodzenia zemsty najgorszy czas i miejsce z możliwych – zatłoczoną podmiejską autostradę. Atak ten został powszechnie odebrany jako nieudolne wysiłki zacierania śladów po zmontowanej przez Babilon intrydze opartej na szalonym gambicie. Obie strony rozeszły się w niezgodzie, bez ustalenia daty kolejnego spotkania.
Zatuszowanie incydentu na autostradzie przed opinia publiczną wymagało od wszystkich trzech zaangażowanych państw dużo wysiłku. Nie poprawiło też wzajemnych relacji. Oficjalne stanowisko Państwa Kościelnego czyli przerzucenie pełni winy na przedstawicieli Federacji, jak również brak demonstracyjnego potępienia i ukarania nadgorliwego zealoty, tylko potwierdził krążące przynajmniej od Wojny Światowej w kuluarach kół dyplomatycznych opinie o bezkompromisowym fanatyzmie Kościelnych oraz kompletnej nieprzewidywalności jako partnerów na scenie międzynarodowej. Pozostałe mocarstwa nie miały zamiaru podawać ręki ludziom, którzy bez cienia skruchy łamali podstawowe reguły etykiety i protokołu. Odsunięty na boczny tor światowej polityki Babilon bezskutecznie czekał na sposobność do odzyskania zaufania. Teraz otrzymali swoją szansę, a ta obróciła się przeciw nim. Stracili dopiero co odzyskaną twarz. Było wiadomym już po natychmiastowym wyjeździe zaangażowanych w konferencję przedstawicielstw i pierwszych przekazywanych przez ambasadorów notach dyplomatycznych z wyrazami zaniepokojenia, iż sprawa nie rozejdzie się po kościach. Wszystko wskazywało na początek renesansu globalnej polityki izolacji, a może i bezpośrednich sankcji wobec ludności południowo-zachodniego kontynentu.
Pewnie dlatego Kościelni wychodzili z siebie, aby zamanifestować dobrą wolę. Medytując przy akompaniamencie rozmaitych stosownych onomatopej w podstawionej po niego na lotnisko limuzynie, Genbu wychwytywał przechadzające się po chodnikach twardym krokiem zwarte grupki uzbrojonych mężczyzn. Służby porządkowe z całą mocą przetrzepywały lokalny półświatek w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów organizatorów zamachów. Patrole zealotów były znacznie dyskretniejsze, ale dziwnie buzujące krwią mózgi zdradzały ich przed szpiegiem. Najwyraźniej wszystkie psy boga Lumena węszyły w poszukiwaniu tropów. Prędzej czy później znajdzie się jakiś konfident albo złamany kapuś, która potwierdzi wersję ze współudziałem Gangu Czterech Smoków. Może już kogoś takiego mają albo podstawili fałszywych świadków. Niezrównana siatka szpiegowska Sanbetsu raportowała, że Babilon wybrał już sobie kozła ofiarnego w postaci yakuzy i chciał jak najszybciej otrąbić koniec śledztwa.
Służba sprawnie sterowała go przez nalane złotem korytarze pałacu arcybiskupiego, a Genbu zastanawiał się jak uprzejmie poinformować, że Sanbetsu nie ma zamiaru zadowolić się niczym poza naga prawdą. Sala konferencyjna była równie imponująca jak reszta wystroju gmachu. Szkoda, że nie bardzo wypadało zadrzeć głowę i podziwiać. W końcu przybywał nie jako turysta, a oficjalny reprezentant swej ojczyzny. Niewiele zmieniał fakt, że jego rola ograniczała się tak naprawdę do wsparcia delegatów oraz eskortowania przez ocean w tę i z powrotem dowodów i tajnych pism. No cóż, każdy dokłada swoją cegiełkę.
- Witam panów. Dziś Jego Ekscelencja nie dołączy do nas? – zagadnął uprzejmie reprezentantów, dosiadając się tuż obok pozostałych Sanbetów.
Po obu stronach długiego stołu pozostało jeszcze wiele wolnych miejsc. Najważniejszym graczom, jak metropolita Arkadii i sanbecki minister spraw zagranicznych, najwyraźniej wystarczyło doprowadzenie do zawarcia wstępnego porozumienia w początkowych, najbardziej gorących dniach rozmów. Ciężar prowadzenia dochodzenia i ostateczne rozliczenie z jego wyników musiały wziąć na siebie pośledniejsze figury. Ostatnim wielkim nazwiskiem na placu boju pozostał niezmordowany Yamamoto Mai. Od pierwszego dnia kryzysu prezes Optimy nadzorował kształtowanie opinii publicznej w obu państwach serią kontrolowanych „przecieków” do mediów. Agent pierwszy raz widział go w akcji i trzeba przyznać, że wydawał się imponujący jak każdy profesjonalista dobrze wykonujący swoją pracę. Tuż obok staruszka zasiadał znajomy już szpiegowi brodaty ochroniarz, nie odstępujący szefa na krok.
Z drugiej strony stołu siedziało tylko dwóch mężczyzn. Dziwna z nich była para. Gołąbek pokoju i jastrząb. O ile biskup reprezentował duchowną administrację, drugi przedstawiciel Babilonu wyraźnie miał związki z ichnim wojskiem. Agent instynktownie go nie lubił, ale przynajmniej ten zelota był rzeczowy do bólu.
- Arcybiskupa Milaniego zatrzymały inne obowiązki. Mam nadzieję, że miał pan bezproblemową podróż, poruczniku – poinformował z dobrotliwym uśmiechem mężczyzna w sutannie.
Tekkey uśmiechnął się krzywo. Na pewno lepszą niż piesza przebieżka pomiędzy krążącymi po ulicach hordami ludzi, nie marzącymi o niczym innym niż zgotowaniu gorącego powitana każdemu nadczłowiekowi w zasięgu wzroku.
- Tak. Bardzo dziękuję za przysłanie limuzyny. Bardzo ułatwiła mi przeprawę przez peryferia Arkadii.
Hierarcha kościelny zbył wyrazy wdzięczności banałem, po czym płynnie przeszedł w recytację pięciominutowego kazania na ograny temat: dziejów przyjaźni pomiędzy dwoma narodami i koniecznością podtrzymania jej na przyszłość. Szpieg starał się wyglądać na zainteresowanego, ale jak zawsze, dopiero w takich momentach przypominało o sobie jego wyczerpanie. Posunął się nawet do tego, że intencjonalnie usiłował obudzić Symbionta dla wiążącej się z tym dawki adrenaliny. Udało mu się to ledwie na kilka sekund. Agent przysiągłby, że pomiot Izumy wykonał mentalny odpowiednik ziewnięcia i zasnął znowu. Niby pasożyt, a swój rozum ma.
-…dlatego mam nadzieję, że wspólnymi siłami znajdziemy odpowiedzialnych za tą straszną katastrofę.
Duchowny zakończył perorę aż czerwony na twarzy ze wzruszenia. Rozejrzał się po twarzach zgromadzonych, jakby oczekiwał stojącej owacji albo chociaż synchronicznych okrzyków „Amen!”.
- Amen, księże biskupie. Każdy kto podniesie rękę na Kościół Zjednoczony powinien mieć tę rękę odjętą – zgodził się drugi Babilończyk.
W międzyczasie Ookawa zdążył wydobyć transportowane dokumenty, które złożył przed panem M. Ten nawet nie musiał do nich zaglądać. Uniósł dłoń i przemówił, postukując po okładce.
- Możemy przejść do konkretów? Tu są wyniki śledztwa przeprowadzonego przez Sanbetsu na podstawie materiałów, które nam przekazaliście. Gdzie jest teczka z waszymi ustaleniami?
- Nasza dochodzenie nadal trwa – uciął krótko wojskowy.
- Widzimy co się dzieje na ulicach. Ryjecie wysoko i nisko. Magią i konwencjonalnie. I co, macie jakieś dowody udziału Gangu Czterech Smoków czy nie?
- To tylko kwestia czasu zanim je uzyskamy.
- Nie mamy tego czasu. Możemy zareagować teraz albo nigdy. Może najwyższa pora przyznać, że nie było żadnego zamachu?
Biskup wyraźnie zaskoczony zerknął na towarzysza .Ten nawet nie drgnął.
- Z tego co słyszałem, Araraikou nie jest darzony w Arkadii wielką sympatią. Babilon wiele stracił na scenie międzynarodowej przez tragedię z Avalonu – włączył się Tekkey.
Prowokował, bo taką też dostał rolę. Nie był na tyle znacząca osobą, by jego słowa mogły wywołać kryzys, a ktoś musiał wreszcie to powiedzieć.
- Co też pan sugeruje, poruczniku? – żachnął się duchowny.
- Ja nie sugeruję. To nie był zamach terrorystyczny na samą konferencję, tylko próba zamordowania kapitana Araraikou. A wy mieliście i motyw i mnóstwo sposobności jako organizatorzy spotkania. Pokusa okazała się zbyt duża?
- To oficjalne stanowisko Sanbetsu? – zapytał z lodowatym spokojem Babilończyk w mundurze.
- Nie. Młody wyrywa się przed szereg – skarcił agenta Mai. – Oficjalne stanowisko jest takie, że wierzymy w waszą dobrą wolę. W to, iż dołożyliście wszelkich starań dla zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim delegatom.
On miał odgrywać tego dobrego policjanta.
- Wierzymy w to, że nie posadziliście żadnego strażnika w centrum monitoringu, nie ma oficjalnych ani nieoficjalnych nagrań z przebiegu zamachu, a nikt z ochrony nie widział i nie słyszał zamachowcy – dokończył Yamamoto ironicznie.
Tego nie było w scenariuszu.
- Z takim standardem ochrony nic dziwnego, że banda uzbrojonych w patyki buraków z dżungli uchodzi u was za główne ugrupowanie terrorystyczne.
Atmosfera stała się lodowata. Genbu odchrząknął, ktoś musiał skierować rozmowę z powrotem na właściwe tory.
- A wracając do wyników naszego śledztwa…
- Nie my zorganizowaliśmy zamach na Araraikou. Babilon wystarczająco już ucierpiał przez tego mutanckiego wichrzyciela – jastrząb wtrącił się w pół zdania. - Pytanie czemu Sanbetsu przysłało na spotkanie właśnie jego. Liczyliście, że damy się sprowokować? Może próbujecie wznowić falę oburzenia po tragedii z Avalonu? Sami zorganizowaliście ten zamach na kapitana, by nas zdyskredytować?
Kiepski dobór słów. Tekkey szykował się od riposty, także Yamamoto aż się rwał do tego samego. Przerwały im otwierające się z nagła drzwi sali.
- Dzień dobry! Jaki piękny, słoneczny poranek. Nie uważacie panowie? – wypaliła od progu radosnym głosem Tengoku.
- Pani kapitan! Witamy, witamy. Zawsze miło nam panią gościć. Nawet z niezapowiedzianą wizytą - z wyraźną ulgą przyjął jej przybycie biskup. Dotąd wydawał się przytłoczony nagłą eskalacją napięcia.
- Przepraszam, wypadło mi to z głowy. Papa poprosił mnie, abym w drodze na lotnisko zajrzała popatrzeć jak idą negocjacje.
Ookawa wiedział, że skłamała. Drugi Babilończyk prychnął pogardliwie. Zorientował się? Jakby dopiero teraz czytając sytuację, jounin rozejrzała się po pochmurnych twarzach.
- Panowie, nie kłóćmy się. Widzieliście już wyniki śledztwa? Teraz bardziej niż kiedykolwiek musimy być po jednej stronie!
Mai miał wyjątkowo kwaśną minę, ale posłusznie przepchnął teczkę na drugą stronę stołu. Chyba miał za złe, że właśnie ktoś ukradł jego show.
Obaj Babilończycy z niedowierzaniem przeglądali materiały. Pochodziły z różnych źródeł. Agenci przeczesali budynek goszczący spotkanie w poszukiwaniu śladów. Ookawa niewiele tam pomógł, jego wkład ograniczał się do interpretacji rozbryzgów krwi w pokoju zaatakowanej delegacji oraz wykrycia w rurach pod umywalką śladów mycia z niej rąk. Dziwne, że sprawca musiał je oczyścić, skoro rany wyglądały na postrzałowe. Choć w ranach nie znaleziono żadnych śladów prochu. Tengoku osobiście nadzorowała ten etap. Po zobaczeniu jej przy pracy chuunin uświadomił sobie ze zdziwieniem, że jego zdolności detektywistyczne stanowczo wymagają podszlifowania. Ze swojej strony Optima użyła swoich wpływów wśród lokalnych mediów. Zresztą zawsze na miejscu katastrofy jest jakiś sanbecki turysta z kamerą, albo chociaż aparatem. Wystarczyło popytać wśród biur podróży i linii lotniczych, zebrać pamiątkowe zdjęcia i nagrania oraz poddać je obróbce graficznej.
Podobnie jak Babilon, Sanbetsu od początku miało ustalonego kozła ofiarnego. Zeznania Katherine Del Cruz obciążały konkretną osobę. Cała reszta zebranych dowodów miała jedynie podeprzeć pierwotne oskarżenie i przekonać zealotów do dalszej współpracy.
- To nie może być prawda – zażenowany biskup stwierdził w końcu, zaklinając rzeczywistość.
- Dalej dziwicie się, że nie cenię sobie waszych systemów bezpieczeństwa? Jakim cudem przez dzień cały biegał wam po strzeżonym obiekcie dwumetrowy wilkołak, a wy niczego nie zauważyliście? - wypalił Mai. –Wam gęsi szczać prowadzać, a nie międzynarodowe konferencje urządzać! |
Ostatnio zmieniony przez Tekkey 29-07-2015, 22:17, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
RESET_Shadow |
#3
|
Poziom: Keihai
Posty: 41 Dołączył: 24 Kwi 2017
|
Napisano 02-08-2015, 22:07 Tablica zleceń - Telewizja "Optima"
|
Cytuj
|
[Audycja zawiera lokowanie produktu]
Szczury
czyli dorwać gryzonia
Ależ spokojny, ależ opanowany! Jak tafla wody w bezwietrzny dzień, jak Konfucjusz, który w bezruchu medytuje od szóstej rano!
Tymi słowami zdecydowanie nie można było określić młodego rekruta armii, który wszedł do budynku Optimy tego pięknego, słonecznego dnia roku 1615. I o ile starał się sprawiać pozory opanowanego, co dla osób postronnych wyglądało komicznie. Shadow, gdyż tak nazywał się rzeczony agent przybył do Optimy by rozpocząć pracę dla prezesa firmy - Yamato Mai, zwanego również panem M. Według samego nadczłowieka praca w takiej firmie nie była tym, do czego został stworzony, nie mówiąc już, że po prostu nie pasował na kolejnego posłusznego, będącego na każde skinienie jakiegoś starucha, służącego. Nie wypowiadał jednak głośno swych wątpliwości. Pracę bowiem zapewnił mu tu Pit, któremu po wyciągnięciu z tego gówna, w którym się wcześniej znajdował należało się więcej niż wdzięczność.
Przez głowę przebiegły mu myśli samobójcze, gdy po wylegitymowaniu się w recepcji podążał do gabinetu prezesa, w którym według przekazanych przez jakiegoś reporteżynę informacji powinien być pan M. Szedł więc schludnymi, nie przeładowanymi niepotrzebnymi przedmiotami korytarzami, mijając co jakiś czas grupy filmowców, czy pomniejszych reporterów, których oczy spoglądały dookoła wzrokiem wygłodniałych wilków, poszukujących wszędzie sensacji. Niespecjalnie pomagało to w uspokojeniu, więc gdy zobaczył wreszcie duże, dębowe drzwi trząsł się już ze zdenerwowania. Nie specjalnie lubił niespodzianki, a z wychwyconych strzępków rozmów mógł powiedzieć jedno - po panu M. mógł spodziewać się wszystkiego.
Zanim jednak zapukał do drzwi niebiosa zlitowały się nad nim zsyłając mu piękną, rudowłosą sekretarkę, która miała się nim zaopiekować.
- Pan Yume? Czekaliśmy na Pana. Niestety nie ma teraz prezesa, ale kazano mi wdrożyć Pana w obecnie dziejące się wydarzenia i pokazać z kim będzie Pan pracował nad sprawą, do której został Pan przydzielony. Proszę za mną.
Rudowłosy anioł wstał zza biurka i ruszył w głąb korytarza. Zaskoczony, ale i zadowolony z sytuacji, uspokojony już Shadow ruszył za nią do sali wypełnionej komputerami i hologramami, przy których stały kilkuosobowe ekipy ludzi, analizujące i wbijające do baz danych informacje.
Oni zaś stanęli pośrodku pomieszczenia, przy dość dużym hologramie, na którym ukazana była mapa Tenchi.
- Po pierwsze mamy teraz problem tutaj - powiedziała wskazując punkt umieszczony na południowo-zachodnim kontynencie. - Pan M. właśnie się tym zajmuję, dlatego to ja zostałam przydzielona do ciebie. - Zdjęła okulary i zamaszystym ruchem pozbyła się spinki do włosów. Wizerunek sekretarki zmienił się momentalnie z miłego i ciepłego na stanowczy, niemalże władczy z widocznymi ostrymi rysami i bystrymi zielonymi oczami. - Zamach, czy nie, teraz to nie jest ważne. To sprawa wyższego szczebla i nigdy byś nie został do niej przydzielony.
Rozpoczęło się długie wyliczanie spraw, które działy się aktualnie na świecie w ostatnim czasie i były wyciszane, bądź dopuszczane do opinii publicznej. Całość okraszona została osobistymi uwagami sekretarki o stanie umysłowym osób odpowiedzialnych za firmy, czy też państwa.
- Ty natomiast jesteś przydzielony to tej sprawy - powiedziała zakreślając ręką okrąg wokół całego Sanbetsu, zawierając zaznaczając także Pustynie Rozpaczy. - Ta sprawa nie wypłynęła i ma nie ukazać się nigdzie aż do jej rozwiązania i cenzury. Jasne?
***
W środowisku dziennikarzy śledczych krążyła plotka o tym, że pewien prezenter telewizyjny, bardzo popularny w ostatnich latach, który zginął w wypadku samochodowym w Ishimie, w rzeczywistości został zamordowany w bardzo tajemniczych okolicznościach. Plotki tej nie daje się potwierdzić. Zwłoki zostały skremowane już dzień po śmierci ofiary, oficjalnej sekcji nigdy nie przeprowadzono. Telewizja Optima wydała oficjalne oświadczenie o śmierci dopiero dwa dni po skremowaniu, upamiętniając ofiarę minutą ciszy.
Spokoju nie daje jednak pewien fakt - mężczyzna ten był zaginiony od dwóch tygodni. Sprawa nigdy nie została rozwiązana.
***
- Z tego co wiemy został porwany - kontynuowała rudowłosa. - Nie dało się jednak tego potwierdzić. Rzekomi porywacze twierdzili, że jeżeli nie dostaną pieniędzy, a świat nie dowie się o nadludziach nastąpią kolejne porwania. On jednak umarł, a że nie było co z niego zbierać na prośbę rodziny natychmiast go skremowano. Zapomnieliśmy o tej sprawie na dwa tygodnie. Wtedy dotarł do nas list, nadany przez jednego z popularniejszych ostatnio pisarzy, który nie zjawił się na rozmowę w programie śniadaniowym, mimo świeżego wypuszczenia jego najnowszej książki. Pisywał kryminały, a najnowszy zebrał najwyższe noty wśród krytyków. Taki występ mógłby ustawić go na całe życie.
Sprawnymi ruchami zaczęła majstrować przy hologramie. Po chwili ukazał się widok samotnego domku nad jeziorem otoczonego drzewami. Wskazała na miejsce pod drzewem, rosnącym zaraz przy wodzie.
- W tym miejscu, zgodnie ze słowami w liście miało znajdować się ciało. Ekipa szybkiego reagowania wyruszyła tam następnego dnia.
***
Grupa sześciu mężczyzn podążała brzegiem jeziora. U swoich stóp, dostrzegli miniaturową czerwoną chorągiewkę umocowaną do kawałka zardzewiałego metalu wciśniętego w ziemię. Chorągiewka trzepotała targana podmuchem
wiatru, który marszczył też wodę. „To jakiś żart", przemknęło jednemu z nich przez myśl. „A jeśli tak, to cholernie dobry". Po ogarnięciu suchych liście wokół znaku, zatrzymali się przyglądając dokładnie. Ziemia dookoła chorągiewki była udeptana, a nie sypka jak gleba dookoła. Był nawet fragment odcisku buta. Ponieważ ziemia została już przekopana, z łatwością zrobili dziurę na dwadzieścia centymetrów dokładnie w miejscu, gdzie umieszczono znak. Na głębokości trzydziestu krawędź łopaty uderzyła w coś miękkiego.
Odrzuciwszy łopaty na bok, mężczyźni zaczęli ryć za pomocą rąk, rozgarniając ziemię. W powietrzu dało się odczuć fetor zgnilizny, a w miarę pogłębiania otworu woń stawała się coraz ostrzejsza.
Nagle jeden z mężczyzn odskoczył od dołu, ze strachem patrząc na swoją rękę. Przez mały otwór widać było kawałek skóry. Kolejny zwymiotował, po części z widoku, po części z niedającego wytrzymać smrodu.
***
- Według naszych specjalistów kopertę zaadresował właśnie pisarz, jednak list był pisany na starej maszynie do pisania, a takich on nie posiadał. Brak odcisków, śladów dna. Wtedy ktoś skojarzył jego sprawę z wcześniejszym wypadkiem tego prezentera. Porównano listy. To ten sam typ maszyny, a papier pochodzi od jednego wytwórcy. Żądania są takie same, a osobą zakopaną pod ziemią była prezenterka pogody, natomiast pisarz był związany z naszą stacją.
Ruszyli do kolejnego z pomieszczeń, gdzie siedziało trzech mężczyzn.
- To jest ten agent, o którym wam mówiłam. Przekażcie mu wszystko co wiecie, może on coś wymyśli. Koordynuję tym zespołem. Jak wpadniesz, to ja wylecę, więc nie daj się i mnie nie wkurz, bo będziesz miał bardzo ładne polecenie od pracodawcy.
***
- ...więc jak widzisz, jesteśmy w dupie. Ślepa uliczka, koniec gry. Nie mamy jak sobie poradzić.
- Panowie. Powiem szczerze. Nie cieszyłem się idąc do tej pracy, ale widzę, że trafiłem tu w odpowiednim momencie. - Na twarzy Shadowa zagościł uśmiech. - Żeby wygrać z zabójcą trzeba myśleć jak on. Mamy trzy dni do jego śmierci, tak? Wystarczą nam dwa. Nie będziemy go gonić, przyjrzymy mu się i odgadniemy jego kolejne kroki. Sam do nas przyjdzie.
- Ale jak? Nie mamy żadnych poszlak.
- Pracujecie w telewizji. Wybaczcie, ale to nie wy jesteście od poszukiwań.
- Nikomu się nie udało! Myślisz, że tylko my nad tym pracowaliśmy? Cały sztab ludzi! Zagrożone są życia!
- Panowie... Nie ma co uprzedzać faktów. Jak pisał wybitny trener, a zarazem mój przyjaciel Jujiro Engel w swojej książce pod tytułem "futbol na tak" - ,,gramy, dopóki piłka w grze". Wiadomo chociaż co dokładnie ich zabiło?
- W ich krwi odkryto śladowe ilości tetro... Tetrodoksyny, cokolwiek to jest.
- Jedna z najbardziej śmiercionośnych trucizn. Nie ma na nią odtrutki, więc ofiara ma niewielkie szanse na przeżycie nawet po płukaniu żołądka. Momentalnie przedostaje się do krwi, nie przekracza jednak bariery krew-mózg, przez co ofiara do końca jest świadoma bólu. Zabija paraliżując, po pewnym czasie człowiek przestaje oddychać - wyrecytował Shadow. Lekkie wzdrygnięcia i głośne przełykanie śliny u współpracowników zbył uspokajającym uśmiechem. - Załatwcie mi jak najszybciej wszystkie dane dotyczące sekcji. Wszystkie raporty, przesłuchania zgrajcie mi na pamięć zewnętrzną. Jeszcze dzisiaj je przejrzę. Jakieś pytania?
...
- To kto to jest Engel?
***
- Patrz [ cenzura ]. Stoi cały czas na dachu, niewzruszony. Ale to chyba dlatego, że nie wie co wczoraj robiłem u jego żony.
Śmiech dwóch, kompletnie już pijanych pracowników budowy rozniósł się po pustym piętrze przedzielonym jedynie słupami i ścianami nośnymi. Była cicha, letnia noc, a Ishimę oświetlało wiele latarń i przeszklonych wieżowców. Noc w tym mieście nie istniała, a pojęcie gwiazd dla osoby urodzonej w wiecznym mieście nie istniało. Mimo później pory po ulicach śmigały pojazdy wszelakiej maści, a w wielkich biurowcach wciąż prowadzono interesy.
Gdzieś wśród ulic tego pięknego, nowoczesnego miasta stała sobie mała grupka ludzi, otaczająca - jak uważali - swoją ofiarę.
- Panowie... Mam do was jedno pytanie. Czy jesteście gotowi na [ cenzura ]? - wybuch śmiechu momentalnie zagłuszony został krzykiem, gdy wprawiony w zabijaniu agent znalazł się przy śmieszku nacinając mu delikatnie szyję. - A teraz jeżeli wam na koledze grzecznie odpowiecie na moje pytania...
Mocne uderzenie z teleskopowej pałki nie pozwoliło mu dokończyć. Warknął zirytowany widząc szykującą się do ataku grupę.
- [ cenzura ] wam w dupę.
- Nie obiecuj, nie obiecuj.
- A wy co, z Nag się urwali?
Jeżeli ktoś zastanawia się, dlaczego nie powinno się stawać do walki z wyszkolonym agentem powinien zobaczyć Shadowa, który po postawieniu bariery lawirował pomiędzy, zwyczajnie dla niego wolnymi, atakami. Szybkie cięcia nożykami obezwładniały kolejnych zbirów, który z łowczego zmienili się w zwierzynę. Nie minęła minuta, a Yukio już pochylał się nad jednym z nich, naciskając mu tętnicę.
- A teraz ładnie odpowiecie na moje pytania. Zaczniemy od prostego. Krowa robi "mu, mu", piesek robi "hau, hau". Pytanie to jak robi kotek?
- Miau miau - wydyszał przesłuchiwany.
- Błąd. Poprawna odpowiedź to kotek robi na siedząco.
***
- I co? Macie dla mnie to o co prosiłem.
- Tu masz pendrive z danymi. Gdzie byłeś?
- W mieście panoszy się jakiś nowy gang, który powołuje się na pół-boskiego szefa. Ktoś go podobno nawet widział. Wiedzieliście o tym? - Szybkie spojrzenia, jakie rzucili sobie jego współpracownicy mówiły wystarczająco. - To ja się zajmę materiałami, a wy dowiedzcie się gdzie go mogę znaleźć. - I siadłszy w rogu pomieszczenia z laptopem na kolanach podłączył słuchawki i rozpoczął przeglądanie zamówionych materiałów. |
|
|
|
RESET_Shadow |
#4
|
Poziom: Keihai
Posty: 41 Dołączył: 24 Kwi 2017
|
Napisano 05-08-2015, 20:24
|
Cytuj
|
Szczury II
w kanałach
- Panie Yume? Panie Yuuuuuuuuuuuuume... SHADOW CHOLERA!
Młody zabójca zerwał się gwałtownie z fotela na którym siedział zgarniając człowieka, który go obudził i przyciskając go do ściany w - mogłoby się zdawać - dwuznacznej pozycji, gdyby nie nóż znajdujący się przy tętnicy na szyj. Szybkie spojrzenie na zegarek uświadomiło mu, że jest godzina ósma.
- Człowieku... Nie budzi się zabójcy. A już szczególnie o tak barbarzyńskiej godzinie jak godzina ósma rano - powiedział odchodząc kawałek i ziewając rozpoczął się rozciągać, by rozruszać zbolałe od spania w niezbyt dobrej dla zdrowia pozycji. - Co ci wpadło do głowy.
Rozmówca przełknął głośno ślinę i chwilę zbierał myśli. Kilka głębokich oddechów później uspokoił się wystarczająco, aby odpowiedzieć.
- Dostaliśmy informacje a propos tego gangu, który odkryłeś. Informacje prosto od armii. W skrócie: mamy nie ruszać, bo zaboli.
- To co oni tam robią? - Shadow przeszedł przez przysiady i zaczął wykonywać pompki.
- Podobno inwigilują. Przejrzałeś dane?
- Robiłem to do piątej.
Pracownik Optimy zmieszał się mocno po usłyszeniu chłodnej odpowiedzi Shadowa. Nie przyznał by się przed nikim, ale nowy członek zespołu trochę go przerażał. Ilość posiadanej przez niego wiedzy o sposobach zabójstwa, pewność swoich umiejętności wraz z humorem zmieniającym się niczym obraz w kalejdoskopie upewniały go, że Shadow powinien znajdować się od dawna w zakładzie, gdzie klamki znajdowały się tylko po jednej stronie drzwi. A oni przydzielili go do zespołu zajmującego się jedną z najdelikatniejszych spraw ostatnich lat! Cóż za tupet!
- Nie interesuje mnie do której! Od dawna powinieneś być na mieście!
Shadow wstał powoli, roznosząc w okół siebie mroczną atmosferę niczym z marnych filmów akcji.
- A masz jakieś informacje co mam robić?
- Ty podobno jesteś od myślenia!
Uśmiech szaleńca ukształtował się na twarzy Shadowa, gdy zbliżał się do współpracownika.
- To teraz mam jedno, bardzo ważne pytanie.
- Jjjjjakie...? - wyjąkał.
- Gdzie tu jest łazienka?
***
Świerze powietrze, które powinno znajdować się na zewnątrz w żadnym wypadku nie było świeże. Było niezwykle ciężkie i duszne. Dzień jak co dzień w wielkiej metropolii Ishima. Ludzie świrowali dookoła, a on nic nie robił. Sprawa jednak, jakby nie patrzeć nie należała do jego specjalności i o ile potrafił wczuć się w rolę osoby, którą ścigał, odnalezienie jej siedziby czy też odkrycie przyszłych planów do tej pory należało do kogoś innego i obawiał się, że pomimo początkowego entuzjazmu, jaki odczuwał z powodu znalezienia się w znajomej sytuacji powoli opadał ze względu na brak doświadczenia detektywistycznego. Każdy jednak od czegoś zaczynał, więc i on nie zamierzał się poddawać. W końcu niewielu zdołało zabić tak wiele osób bez odkrywania własnej tożsamości czy wpadnięcia w pułapkę. Szedł więc paląc szedł więc ulicami miasta, które przypominało niesamowicie małe, rozbrykane dziecko ze wszystkimi tymi światłami, neonami okraszającymi budynki i odgłosami zabaw dochodzącymi z wielu barów i dyskotek. Ishima była tym czego można spodziewać się po każdym nowoczesnym mieście - była chaotyczna, lecz i posiadała swój unikalny styl, gdzie wszystko było na swój sposób uporządkowane. Przeplatające się kluby, mniejsze sklepy i biurowce tworzyły mieszankę, która zapraszała do zabawy przy podziwianiu uroków nowoczesnego miasta. Shadow westchnął ciężko zawracając. Trzy dni to nie wiele czasu, a termin zbliżał się nieubłaganie.
***
Stał spokojnie opierając się o terminal. Przed nim znajdowała się mapa ukazująca najbliższy obszar. Zaznaczone na niej punkciki migały co kilka sekund, przypominając o swoim istnieniu. Do pomieszczenia weszła rudowłosa sekretarka, znana nam z poprzedniej części "szczurów".
- I jak? - zapytała swoim melodyjnym głosem, który z powodzeniem mógłby zostać uznany za seksowny, gdyby nie jego ostry ton.
- To nie ma zupełnie sensu. Facet pozornie wydaje się działać bez planu, jednak patrząc na dwa poprzednie zabójstwa mogę wywnioskować gdzie znajdziemy ciało.
- To chyba wystarczy?
- No właśnie nie. Największym problemem jest to, że jedna ofiara sama rozbiła się samochodem, prawdopodobnie będąc pod wpływem środków odurzających, a druga zmarła w innym miejscu niż ją pochowano. Ciała jednak znajdowały się po pięć kilometrów od miejsca zaginięcia. Wciąż czekam na wyniki analizy wszystkiego, co znaleźliśmy. Nie ma tego wiele i dotyczy tylko jednej ofiary, więc mam ograniczone pole manewru, jednak przynajmniej będę wiedział co się działo. Nie ma żadnych nagrań, które potwierdziłyby porwania, nie ma też światków, więc o ile cały świat nie jest w zmowie to ścigamy się z profesjonalistą i to nie byle jakim. W normalnych okolicznościach nie chciałbym stawać z nim w szranki. Nie wiemy też dokładnie czy to mężczyzna. Niby z portretu psychologicznego zabójcy i sposobu układania zdań można to wyczytać, ale mam wrażenie, że walczymy na całkiem pokaźną grupę. A moje przeczucie nigdy nie było czymś, co można lekceważyć.
- Kobieta intuicja? - zaśmiała się.
- Nie ma tu miejsca na żarty. Nie wiem jak ich uratować, a tym bardziej gdzie zacząć. A analiza też się spóźnia. Brakuje mi mojego starego zespołu...
- Kogo?
- Byłem w takiej organizacji, która zabijała suki, które chciały w nieprawy sposób wzbogacić się kosztem reszty ludzkości. Z czasem jednak zmieniła się nieco i odsze... Moment. Chyba wpadłem kto to może być.
- Zamieniam się w słuch.
- O istnieniu nadludzi wie niewiele osób. Dlatego między innymi walczą o to, by zostało to rozgłoszone. Jak mogłem przegapić tak oczywisty trop?
Shadow skierował się do wyjścia, chwytając wiszącą na wieszaku kurtkę i kask motocyklowy.
- A ty gdzie?
Głupkowaty uśmiech pojawił się na twarzy Shadowa.
- Zobaczyć się ze starymi znajomymi.
***
Problem numer jeden.
Bar, w którym do tej pory przesiadywaliśmy nie istnieje.
Problem numer dwa.
Oni mnie nienawidzą.
Problem numer trzy.
Jeżei mi pomogą... To stracę masę kasy. No dobra - Optima straci.
***
Najgorszy pomysł jak znaleźć coś, o położeniu czego nie masz pojęcia? Zapytaj się pijaczka.
- Ano byli tutaj. Byli tutaj, w tamtym o barze zawsze, znaczy dopóki jeszcze istniał. Nie masz fajeczki panie? - Po otrzymaniu AŻ dwóch kontynuował. - No i zniknęli no, wynieśli się znaczy.
- Mów pan po ludzku, bo walne...
- Spokojnie, spokojnie! Staruszka będziesz bił? Wynieśli się, ale powiedzieli, że jakby kto ich szukał to ma się udać do jastrzębia.
***
Droga do jastrzębia nie zajęła Shadowowi zbyt dużo czasu. Starzy mężczyzna, który był pianistą związał się z organizacją zabójców już za młodu, kiedy porzucony przez swych rodziców musiał szukać nowego domu. Co prawda nie nadawał się do delikatnej sztuki, jaką jest zabijanie, wykorzystał jednak swój wrodzony talent do gry na pianinie i szermierki do szkolenia młodzików. Z czasem pod jego skrzydła trafił i Shadow, którego nauczył co to piękno, stając się jedynym mentorem chłopaka, którego z czasem odrzucić, tuż po jego pierwszym zabójstwie. Nie czuł nienawiści do chłopaka, czuł się ino zawiedziony i zrozpaczony, iż jego nauczania nie przyniosły oczekiwanych efektów i chłopak stał się podobny do innych zabójców.
- Więc teraz pracujesz w filharmonii? - uśmiech ozdobił twarz Shadowa, opierającego się o ścianę w pokoju z fortepianem.
- Trzeba z czegoś żyć. Mógłbyś częściej odwiedzać staruszka. - Udawany wyrzut zadźwięczał w jego słowach, zagłuszony śmiechem agenta.
- To, że masz białe włosy nie świadczy, że jesteś stary, staruszku.
- Nie przyszedłem powspominać, prawda? - ton rozmowy zmienił się w jednym momencie .
- Szukam ich.
***
- Macie najlepszych informatorów...
- A ty dalej nie umiesz się podlizywać...
- Więc może coś wiecie, o kimś kto chce wyjawić światu istnienie nadludzi. Nie rób głupiej miny, przecież wiesz, że współpracuję teraz z rządem. Ktoś zabija tylko po to, żeby osiągnąć swój cel. Muszę go namierzyć. Mogę wam zapłacić każdą cenę.
Zapadła cisza, którą po kilku minutach przerwało westchnięcie starszego osobnika.
- Pomogę ci tylko ze względu na naszą starą współpracę. Jest dużo ludzi, którzy chcą ujawnienia tego sekretu, swego czasu byliśmy jednymi z nich. Ciężko będzie namierzyć kogoś, kto z tego powodu zabija, ale postaram się. Masz jakieś nazwiska? Cokolwiek?
- Mogę ci powiedzieć kogo zabił, ale to wszystko. Nic innego nie mam, a do tej sprawy doszedłem dopiero wczoraj. Nic nie mogę wymyślić.
- Masz ich dane?
Shadow przesunął teczkę po stole. Starszy osobnik otworzył ją i z zaskoczeniem przyjrzał się byłemu podwładnemu.
- Tylko dwie kartki? A wyniki z laboratorium?
- Ociągają się. Sam nic nie zdziałam, a miałem nadzieję, że podrzucisz mi chociaż jakiś trop.
- Jak mam się z Tobą skontaktować?
Agent nakreślił kilka cyfr na wyrwanej z notatnika kartce.
- To mój prywatny numer, ale i tak lepiej prześlij mi po prostu godzinę spotkania jak coś znajdziesz. Nie możemy ryzykować.
Starszy pokiwał z aprobatą głową.
***
- I co? Znalazłeś coś?
Ta rudowłosa sekretarka chyba jako jedyna przejmowała się sprawą.
- Są wyniki analizy?
- Mają być pod wieczór. I...?
- Mam kogoś kto zajmie się szukaniem. Mają jedną z najlepiej rozwiniętych sieci szpiegowskich w Sanbetsu, a nie zdziwiłbym się, gdyby działali i w Nag oraz Babilonie. Jak coś znajdą to dadzą znać. Ci dwaj się już uspokoili?
- Co masz na myśli?
- Jeden na mnie rano naskoczył, jak mnie obudził. Spałem trzy godziny po przejrzeniu dokumentów, a ten naskoczył na mnie jak na przestępcę.
Westchnęła kręcąc głową.
- Ta sytuacja wpływa tak na nas wszystkich. Nie wiń go proszę.
- Nie zrozumiałaś mnie. Ja go nie obwiniam, ale jak mnie zdenerwuje w nieodpowiedniej sytuacji to straci życie.
- Porozmawiam z nimi.
- Będę wdzięczny. |
|
|
|
RESET_Shadow |
#5
|
Poziom: Keihai
Posty: 41 Dołączył: 24 Kwi 2017
|
Napisano 10-08-2015, 14:13
|
Cytuj
|
Szczury III
Zamykamy Szczura, bo za długo latał po kanałach.
- Mamy coś.
Proste zdanie, a jak cieszy. Shadow ruszył niezwłocznie na miejsce spotkania.
Zanim jednak dowiemy się, co się tam stało, należałoby Tobie, drogi czytelniku, dowiedzieć z kim ten na wpół szalony agent paktuje, aby dowiedzieć się czegokolwiek o ludziach odpowiedzialnych za porwania. Ta tajemnicza organizacja, która wyszkoliła Yukio wywodzi się z Doliny Wiśni. Całkiem niedaleko, nieprawdaż? Dojo Obserwującego Jastrzębia - to w nim trzeba szukać początków tej tajemniczej organizacji bez nazwy. Rzeź dla pokoju. Tak można określić to co zrobiła ta szkoła bez siedziby. Zabójcy, który pojawiali się w mroku, mordowali i znikali. Jak mówi staro przysłowie zło złem zwyciężaj... Albo jakoś tak. W każdym razie grupa ta nie opuszczała Doliny Wiśni. Więc kim są byli współpracownicy Shadowa? Jest to organizacja nie posiadająca jednego dowódcy i składająca się z wielu pomniejszych grupek, które odpowiadają przed radą. Zabójcy, którzy zainspirowani działaniami Jastrzębi postanowili stać się im podobnymi bohaterami. Z czasem zyskiwali rozgłos, wynajmowani przez państwo i większych graczy politycznych eliminowali ludzi, którzy mogli stworzyć zagrożenie dla wolności i sprawiedliwości. Czasy jednak się zmieniły i niektóre pomniejsze grupki zaczęły się wyłamywać stając się prostymi zabójcami, zakres przyjmowanych zleceń także się powiększył i szmuglowanie ludzi poprzez granice mocarstw stało się normalnością. Czy to aż tak ważne, żeby to tłumaczyć? Cóż... Tak. Organizacja bowiem rozrosła się poza Sanbetsu i posiada malutkie grupy w każdym z państw. Najczęściej jednak nie wychodzą poza szufladę, którą określa się mianem "przestępczość zorganizowana". Wracając jednak do naszej historii...
- Szczur. Tak go przynajmniej nazywają. Sparaliżowany od pasa w dół nadczłowiek pierwszej generacji. Zyskał zwolenników zmieniając temperaturę otoczenia. A tak przy okazji... Kto to jest?
- Moja... Przełożona.
Wymienienie uścisku dłoni i podstawowych uprzejmości było formalnością.
- Mam nadzieję, że zaczniecie współpracować - sugestywnie spojrzał na rudowłosą bestię. - Zyskacie oboje, a te debile z Optimy może się wreszcie zorientują, że mogą stracić pracę jak się nie pośpieszą następnym razem ze swoimi obowiązkami.
- Tak chcesz spłacić dług?
- To tylko zaliczka. A teraz mów mi wszystko co wiesz.
***
- Mam wrażenie, że od zawsze jestem w drodze.
Słońce wznosiło się nad widnokręgiem, częściowo przesłonięte przez uparte chmury pyłu. Wśród karawany, składającej się z kilku karet zmierzających w stronę Damaru poruszały się ciemne kształty ludzi, zajętych swoimi obowiązkami. Za Shadowem po horyzont ciągnęły się pustkowia, usiane cieniami drzew. Dostanie pozwolenia na dołączenie nie było specjalnie trudne. Karawana składała się bowiem głównie z kupców, którzy z radością przyjęli wiadomość, że ktoś może pomóc obronić ich przed ciągle pojawiającymi się w okolicy rabusiami. Droga jednak mijała w niespodziewanym spokoju... Zawsze jednak los musi rzucić kłody pod nogi, aby taki marny narrator jak miał co robić opisując te wydarzenia.
Pojedyncze strzały i odgłos silnika spowodował krzyki wśród karawany. Góry, o silne oddziałującym polu magnetycznym były już blisko, jednak dalej wystarczająco daleko, aby ich oddziaływanie nie wpływało w żaden poważniejszy sposób na terenowy samochód, którym podróżowali. Strzały i krzyki, które dochodziły od ich samochodu wystraszyły konie, które zaczęły zapierdzielać na łeb na szyję. To widocznie zaskoczyło rabusiów, którzy ruszając za karawaną wpadali powoli w pole magnetyczne, które po pewnym czasie wyłączyło im część przyrządów w samochodzie. Rozpędzeni jednak dalej pędzili obok karawany krzycząc coś i wymachując brońmi. Shadow przymierzył i oddał strzał. I oczywiście spudłował. Zaklinając, że nie nazywa się Garry Sue i zawsze coś musi mu się spierdzielić po prostu wstał i zaczął strzelać raz za razem z glocka.
Krzyk. W sumie bardziej darcie mordy i machanie poranioną dłonią przez jednego z niedoszłych rabusiów. Zatrzymali się. Komiczna sytuacja, doprawdy.
***
Ofiara jest przetrzymywana w Damarze. W hotelu. Fajne informacje. TU JEST CAŁA MASA HOTELI! I zaczęło się chodzenie po hotelach, aby doszukać się jakiegoś marnego pisarzyny. Życie jest do kitu. Droga z jednego hotelu do drugiego wlokła się niesamowicie, a fakt, że jest ich cała masa nie polepszał nastroju Shadowa. Pozostała więc żmudna praca tak wkurzająca nieprzyzwyczajonego do niej agenta.
- Idziesz sam, pośrodku świata... Dookoła tysiąc ludzkich spraw. Minął dzień, mijają lata. Jutro mieni się od krwi... Na tej ziemi pod tym niebem, życie nasze toczy się! Dzień jak co dzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje śmierci cud!
Mijani przechodnie dziwnie patrzyli na wariata bujającego się po ulicy i śpiewającego dziwną piosenkę.
***
- Widziałam! - Shadow aż podskoczył po usłyszeniu tego entuzjastycznego oświadczenia. - Wczoraj wyjechali. - I znowu oklapł.
- Wie pani chociaż gdzie? Naprawdę by mi to pomogło. - Pełne podejrzenia spojrzenie recepcjonistki trochę go zdziwiło.
- Nie jest pan tym... Sta, staa, stalkerem. Przypomniałam sobie.
- Nie nie jestem. Prześladowca też można powiedzieć. Ładniej brzmi moim zdaniem. Czemu się pani pyta?
- Powiedzieli, że jest pisarzem i mogą go szukać fani...
- Nie jestem fanem. Jestem z telewizji. Nie, nie, proszę się uspokoić. Ja go szukam, bo zaginął. Dokładnie został porwany.
- Ale przecież tu był!
- Był z jakimiś ludźmi?
- No był taki biznesmen na wózku i dwóch ochroniarzy... Chyba nie powinnam tego mówić, co nie?
- Spokojnie, mi pani może. Pracuję dla policji.
- Przed chwilą mówił pan, że pracuje dla telewizji!
- Jestem dziennikarzem śledczym. Chodzi o to, że współpracuję z policją - coś musiało być w jego uśmiechu, bo recepcjonistka uspokoiła się nieco.
- Mówili coś, że będą płynąć do Sanbetsu. Więcej nie wiem.
- Dziękuję. Mogę dostać twój numer?
...
- My tu nie mamy prądu.
***
Sarras. Piękne portowe miasto, o największym na świecie dochodzie na mieszkańca. Piękne miejsce, gdzie każdy może znaleźć miłość, szczęście, pieniądze, sławe... Jeżeli wierzysz w tą reklamę to muszę ci coś powiedzieć. Życie nie jest piękne, a okrutne i w większości składa się z krwi, cierpienia, upokorzeń strachu. Tak, rozgryzłeś mnie - jestem pesymistą. Ale jakby nie patrzeć szumowinom najłatwiej ukryć się w mieście gdzie jest niemalże idealnie spokojnie. Szczególnie jak chce się przekroczyć granicę z osobą, o której zostało wydane ogłoszenie, że jest zaginiona.
Jak znaleźć taką osobę w wielomilionowym mieście? Szukanie od hotelu do hotelu zajmie za dużo czasu, władze z pewnością nie będą zadowolone, że nie skontaktował się z nimi przed rozpoczęciem własnego śledztwa. Pozostaje jedna droga - żule. Te dziwne istoty posiadają niezwykle rozwinięty system komunikacji i są społecznością bardzo prostą.
Shadow postawił z hukiem dwie butelki wódki obok rozmawiających żuli. Ci momentalnie odwrócili wzrok i łapczywie przysunęli się do butelek.
- Chcecie je? - pokiwali głowami. - W takim razie musicie mi w czymś pomóc.
Praca z żulami jest niezwykle ciężka. I nie chodzi tu o nagradzanie ich. Najtrudniejszy w nauczeniu się jest ich język, który łączy w sobie elementy zarówno języka ludzkiego, współczesnego, zwrotów dawnych jak i gestykulacji, którą zazwyczaj komunikują się zwierzęta. Oczywiście zapomniałem o odgłosach takich jak piski, które też służą przekazywaniu wiadomości.
- Szukam jego - pokazał zdjęcie przedstawiające pisarza. - Podobno było z nim więcej osób. Muszę wiedzieć gdzie są, czy zniknęli z Nag i gdzie ruszają.
- Yyy, no wie pan szanowny, my takiego człowieka nie znamy, co nie Heniu?
- No nie Gieniu, nie znamy, ale szanowny pan może te buteleczki piękne, lśniące tu ten tego, ee... Zostawić.
- Tak szanowny panie, my się nimi dobrze zaopiekujemy...
- Już ja wiem jak wy się nimi zaopiekujecie. Jak dowiem się gdzie on jest to kupię jeszcze jedną. Nie - powiedział twardo - nie dostaniecie zaliczki. Wypłata po robocie.
- Ale panie szanowny, kierowniku, jak to tak myśleć o suchym pysku, no.
- Ja już dobrze wiem, że wypiliście dzisiaj wystarczająco.
Rozmowa trwała jeszcze sporo czasu, jednak przytaczanie jej jest tak samo bezsensowne jak próby uniknięcia wystrzelonego pocisku z jednego metra. Chyba, że nazywa się Marry Sue, a za tobą stoi Imperatyw Narracyjny, pisany z dużej litery. Mniejsza.
- Ten statek już wystartował, panie...
- Płynie bezpośrednio, prawda?
- Tak. Kolejny jakim można się tam dostać będzie około dwóch godzin po nim na miejscu docelowym.
- Dziękuję bardzo.
***
- Ruda?
- Nie nazywaj mnie tak!
- Ta, wiem. Słuchaj masz zablokować port w strefie wymiany.
- Przecież to jest nierealne! Chcesz wywołać międzynarodowy skandal?
- W takim razie pilnuj statków, jakie płyną z Silranu.
- Z Nag?
- Ta. Wystartował w Sarras, dotrze za kilka godzin. Musicie przejąć ich. Szukajcie faceta na wózku i nieobecnego pisarza. W hotelu usłyszałem, że nie miał żadnych obiekcji do podróżowania z facetem na wózku i dwoma ochroniarzami. Więc o ile to nie jest niezwykle zaawansowana i popieprzona kampania reklamowa, to coś mu podali.
- Zobaczę co da się zrobić.
- Ty mnie nie denerwuj. Wiesz jaki to komfort podróżować w karawanie kupieckiej? Damar to naprawdę popieprzone miejsce, współczuję mieszkańcom. Zero technologii! Zwariować idzie.
- Wracasz już?
- Zostanę jeszcze przez moment w cesarstwie, rozejrzę się, może się zabawię. Przywiozę ci jakiś prezent
- Palnę cię zaraz w ten twój głupi ł...
- To do zobaczenia! Zgłoszę się jak będę w Sanbetsu.
Rozłączył się i wzdychając kupił lody, gdyż pogoda była gorąca niczym w piekle. |
|
|
|
^Tekkey |
#6
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 01-10-2015, 22:43
|
Cytuj
|
Chybiony strzał I
Genbu miał wrażenie, że jak zwykle cały świat sprzysiągł się przeciw niemu. Czemu to durne mechaniczne ustrojstwo musi się włączać w najbardziej nieodpowiednich momentach?
- Tylko piśnij, a daję ci słowo, że pożałujesz. Beeper, odbierz połączenie.
Zaczerpnął tchu i narzucił sobie wiarygodną rolę.
- Szefie? – zgłosił się zaspanym głosem.
- Gdzie jesteś? – napastliwie spytał Aotaro.
Chuunin zadrżał. Chyba miał kłopoty i to dużo szybciej, niż się spodziewał. Nie mógł sobie jednak pozwolić na okazanie strachu. Ziewnął do mikrofonu.
- Teraz? Ishima. A gdzie mam być?
- Główna siedziba Optimy. Natychmiast.
Agent pozwolił sobie na bezgłośny uśmiech. Brzmiało jak dalekie grzmoty kolejnej burzy. Chociaż raz nie miał z zakulisowym kryzysem nic wspólnego i było to odświeżające doznanie.
- Muszę? Jestem odrobinę zajęty – jęknął.
- Musisz jak cholera. Po drodze włącz stację San24 i nie zadawaj głupich pytań, bęcwale.
- Rozkaz, rozkaz. To coś poważnego?
- Ujmę to tak... Ja jestem kur.ewsko wściekły, a Mai jest wściekły jeszcze bardziej. Zażądał twojej obecności, a ja się z nim w pełni zgadzam. Bo ty też będziesz wściekły.
***
Cyferki oznaczające kolejne piętra mijane przez windę podświetlały się i gasły jedna po drugiej. Zbyt szybko jak na gust Genbu. Każda chwila przybliżała go do wielkiej katastrofy. Pancerna walizka przyczepiona kajdankami do nadgarstka ciążyła jak nigdy.
- To kompletne szaleństwo – mruknął do siebie.
Dotrzymujący mu w windzie towarzystwa osobisty ochroniarz prezesa tylko odchrząknął, ni to z aprobatą ni zaprzeczeniem.
- Tego chce pan M. – poprawił z niezachwianym spokojem.
- Ale samo to wcale nie czyni pomysłu lepszym!
Brodacz nie wydawał się przekonany, ale też szpieg nie dawał za wygraną.
- Ludzie, myślcie trochę! Zamach w Arkadii stał się incydentem najwyższej, globalnej wagi. Negocjacje z babilońskim Arcybiskupem Merriamem toczył sam Minister Spraw Zagranicznych Nariki. Śledztwo prowadziła jego własna córka, jounin sanbeckiego wywiadu. Pan Mai uruchomił swoje wpływy wśród mediów dwóch kontynentów. Każdy głupi świstek papieru powiązany z przedsięwzięciem podróżował przez ocean pod ochroną chuunina. Dotychczas wszystkie materiały spoczywały w betonowej krypcie pod siedzibą wywiadu. Nie znam bezpieczniejszego miejsca. A teraz chcecie je mieć także u siebie. W cywilnym, pełnym postronnych ludzi budynku. To jak proszenie się o nieszczęście. Jeśli coś się stanie…
- Nic się nie stanie. Będą należycie chronione.
- Właśnie widzę ile jest warta wasza „ochrona”. Cóż to za partacz siedzi na dole, na recepcji? Gdy przekroczyłem próg, nawet na mnie nie spojrzał. Nie poprosił o żaden dowód tożsamości. Nic, zero! Jakbym był powietrzem. Najwyraźniej każdy człowiek z ulicy może wam wparadować na salony.
- To Edd Murphy. Jest trochę… „specjalsem”. Jeśli rozumiesz, co mam na myśli – odrzekł wyraźnie zakłopotany pracownik Optimy. - Zatrudniliśmy go dla ulg podatkowych i ocieplenia wizerunku firmy. No i dobrze się prezentuje, gdy w tym mundurze z wieloma lśniącymi guzikami siedzi za konsoletą. Dopilnuję, by zaczął pytać gości o dowód tożsamości, a na zachętę wlepię mu karne nocne dyżury. Nie, żeby jego zachowanie czyniło jakąś różnicę. Tak naprawdę naszego bezpieczeństwa strzeże centrum monitoringu.
Tekkey odpowiedział mu kosym spojrzeniem.
- I to jest lekcja, którą powinniśmy byli wynieść z Arkadii. Żadna technologia nie wykona całej pracy. Ważni są ludzie przy ekranach, w terenie. A ludzie popełniają błędy. Jak wyciąganie rąk po tajne materiały.
***
Shinobi zmierzył krytycznym okiem drzwi wyraźnie wyróżniające się spośród wielu innych, anonimowych w swej identyczności, ciągnących się bez końca w długim korytarzu.
- To tu? – spytał, choć podejrzewał odpowiedź.
- Dokładnie tak. To jedno z najbardziej strzeżonych pomieszczeń w budynku. Posiada wzmacniane drzwi ze stopu tytanu i stali. Wytrzymają eksplozję setki razy większą, niż wybuch standardowego det cardu. Do tego otrzymały dodatkowy zamek. Klucze zawsze noszę przy sobie.
Mówił z absolutną pewnością siebie, lekkimi, okrągłymi zdaniami. Brzmiał jak sprzedawca samochodów usiłujący wcisnąć klientowi rozpadającego się rzęcha pod pozorem okazji życia. Ookawa jak zwykle miał baaardzo złe przeczucia. Ale nie czas był na marudzenie. Obecnie bardziej potrzebny był konstruktywny krytycyzm. Jak sam spróbowałby sforsować zabezpieczenia takiego małego skarbca? Niewiele myśląc, natychmiast sprawdził najgorszy możliwy scenariusz, wyprzedzając towarzysza, wysupłującego już oryginalne klucze. Kryształowe kopie po krótkiej chwili dłubania w zamku dopasowały się do mechanizmu. Z cichym chrzęstem tryby się przekręciły i drzwi stanęły otworem. Nie aktywował się żaden słyszalny alarm.
- Jaja sobie robicie? To nawet nie jest elektroniczny zamek. Byle włamywacz mógłby go otworzyć wytrychem albo podrobić klucz – oznajmił wywiadowca tonem pełnym zgrozy.
Brodacz jak zwykle nie dał się wyprowadzić z równowagi. Nie trzeba było biegłego psychologa, by podejrzewać w tym przymiocie odruch obronny przeciw nieustannym cholerycznym wybuchom Yamamoto.
- A jak wielu nadludzi potrafiłoby powtórzyć tę sztuczkę? Zapewniam: te drzwi są niemal tak dobre, jak te osławione, nagijskie. Nie do przejścia po prostu. Zresztą ważni są ludzie, nie technologia, tak? Regularnie korytarz patrolują nasi ochroniarze. Nie ma szans, by ktoś mógł niezauważony gmerać w zamku. To profesjonaliści najwyższej klasy.
- Widziałem ich. Są starzy – sucho stwierdził szpieg. – Werbowaliście ich w wojskowym domu spokojnej starości? O ile w ogóle obudzą się z drzemki na czas, wątpię by zdołali zdziałać cokolwiek pożytecznego.
- Są doświadczeni. To weterani obyci z walką. W chwili kryzysu to liczy się najbardziej.
- Niedociągnięć fizycznych nie zrekompensuje żadna doza wyszkolenia. Dostaną zadyszki na schodach i nici z pościgu. Poziom bezpieczeństwa w tym budynku to błazenada. Mógłbym tu otwarcie wejść frontowymi drzwiami we wrogich zamiarach, i o ile zostałbym w ogóle łaskawie zauważony przez niepełnosprytnego portiera oraz wiekowych ochroniarzy, rozniósłbym ich na strzępy gołymi rękoma. A co dopiero, gdybym był uzbrojony. I ja mam tu zostawić kopie tajnych materiałów? Powtarzam: ten pomysł to kompletne szaleństwo.
Drugi nadczłowiek spojrzał na Genbu ze spokojnym politowaniem.
- Nie możesz odmówić panu M. – orzekł autorytarnie.
Genbu odetchnął głęboko i pożegnał się z wszelkimi szansami na wielką karierę.
- Ktoś kiedyś musi. Szkoda, że padło na mnie.
***
Agent ściskał spazmatycznie teczkę z dokumentami i starał się nie wyglądać na przerażonego. Właśnie obnażył przed nieobliczalnym medialnym mogulem wszystkie słabości zabezpieczeń głównej siedziby jego ukochanej korporacji. Jak dotąd starzec milczał, wydmuchując w stronę rozmówcy gryzący dym. Wyglądał jak czatujący smok.
- Przecież w każdej chwili może pan z nich skorzystać. Dostarczymy je pod eskortą gdziekolwiek pan zechce. A tajemnice dotyczące zdarzeń w Arkadii będą bezpieczne u nas, w Pieczarze – dorzucił shinobi, agitując dalej.
Starszy pan wreszcie eksplodował emocjami.
- Mam dość ciągłego proszenia was o łaskę! Jeśli mam pracować efektywnie, chcę mieć wszystkie materiały pod ręką. Tu, na miejscu.
Tekkey wziął głęboki oddech. Dobrze, że z wyprzedzeniem pożegnał się z nadziejami. Mniej bólu teraz.
- Panie M., czy pamięta pan co powiedział Babilończykom na ich temat standardów bezpieczeństwa?
Brodaty ochroniarz poruszył się niespokojnie za plecami szpiega. Tętno Yamamoto gwałtownie przyśpieszyło.
- Pamiętam. – Zrobił przerażająco długą pauzę, której nadczłowiek nie ośmielił się przerwać. - A wiesz, że nawet cię lubię, tego… No! - Mai spojrzał na agenta wyczekująco.
- Ookawa – podpowiedział ten, nie kryjąc pobrzmiewającego w głosie sceptycyzmu.
- Tak, tak. Ookawa, przypominasz mnie na początku kariery, jako młodego dziennikarza. Miałem nosa do słabości, każdego potrafiłem wypunktować. Niektórzy do dziś wypominają mi to przy drinku. Dlatego cię zatrudniłem. Mam przeczucie, że ty też odnajdziesz się w Optimie.
Szpieg nie wiedział jak skomentować tę deklarację. Kolejna oderwana od rzeczywistości zachcianka niedoszłego emeryta?
- Skąd ta głupia mina? Łysol-chan nic ci nie powiedział? Typowe. Wszystko jest już załatwione z Aotaro. Od dzisiaj pracujesz dla mnie.
Wiekowy magnat telewizyjny nawet nie trudził się ukrywaniem wrednego uśmiechu.
- Zanim podejmiemy współpracę jest jedna rzecz, którą musisz wiedzieć: ja nie wybaczam moim pracownikom bezczelności ani błędów. Nigdy więcej nie odzywaj się do mnie tym tonem. A teraz pomówmy o twoim pierwszym zleceniu. Khazar ogłosił swoje oficjalne stanowisko odnośnie Arkadii. Jak się spodziewaliśmy, zamierzają kłamać światu w żywe oczy…
***
Jedną z nieoczekiwanych korzyści bezsenności było to, że agent jeszcze czuwał w porach, gdy inni dawno już spali. Dlatego też pierwsze wieści o ataku na główną siedzibę Optimy zastały go w pełni przytomnego, wgapionego w mikry ekranik i zastanawiającego się co u diabła wyprawia jego mały tamagotchi. Podłapywanie głupich hobby też było jedną z konsekwencji braku snu. Czymś trzeba było zabić dłużący się czas oraz zagłuszyć złe przeczucia, nękające go nieustannie w kwestii tysiąca różnych spraw. No i proszę! Kolejne wątpliwości zyskiwały uzasadnienie. W Optimie wszystko potoczyło się wedle czarnego scenariusza, który Tekkey nakreślił kilka tygodni wcześniej. Gdyby tylko prezes porzucił przeświadczenie o własnej nietykalności i wdrożył proponowane środki bezpieczeństwa…
Szpieg krążył teraz w kółko, raz po raz uderzając pięścią w otwartą dłoń.
- A nie mówiłem? Mówiłem! A nie mówiłem? – zerknął w bok.
- Mówił pan. Nieustannie – zgodził się ochroniarz, oprowadzający chuunina po zdemolowanej siedzibie Optimy.
Był blady od utraty krwi, chwiał się lekko na nogach. Podczas ataku oberwał w nogę odłamkiem granatu. Na własne szczęście wyniósł z wojska dość praktycznej wiedzy, by założyć sobie prowizoryczny opatrunek. W ogólnym rozrachunku życie i tak zawdzięczał wyłącznie mocy nadczłowieka. Nie do końca rozumiał co się stało, ale też nie zamierzał zaprzątać sobie głowy zbyt wieloma pytaniami. Kolejna bezcenna umiejętność, której uczyło życie w kamaszach.
- Rozkazy, sir? – spytał, wracając w tryb drylu.
- …mówiłem? Co? – zdziwił się agent, nagle wyrwany z rytmu natręctwa.
Żołnierz niemrawo stuknął obcasami i machnął ręką w bezbłędnym salucie.
- Jakie ma pan dla nas rozkazy, sir? Jest pan wśród obecnych na miejscu pracowników Optimy najwyższy stopniem. Sir!
Nie, żeby wyłącznie pomiędzy nimi dwoma był szczególny wybór. Ale jeśli był ktoś jeszcze… Tekkey otrząsnął się z marazmu.
- Przede wszystkim musimy przerwać nadawanie. Znajdź mi technika. Jakiś chyba musiał być na nocnym dyżurze? Jeśli nie uda się wam przerwać transmisji…
Wcisnął towarzyszowi w ręce wszystkie posiadane det cardy i granaty.
- Wiesz co z tym zrobić. Rozpieprzcie ten emiter! Na moją odpowiedzialność. Ja wezwę posiłki i spróbuję jeszcze dogonić sprawcę. No i gdzie są te cholerne nieroby z Ryuu Gijouhei?
***
Na korytarzu przed gabinetem szefa przemknęło obok Ookawy zapłakane, niebrzydkie dziewczę. Obrócił się i odprowadził wzrokiem powiewające loki ognistej barwy. Nie wyglądała najlepiej. Mai tak czasem działał na ludzi. W przedsionku nigdzie nie było widać zwykłej sekretarki, widocznie znowu wyleciała z pracy. Z gabinetu wypadła naraz kolejna osoba, młodzieniec natychmiast zresztą uciekł z sekretariatu. No plaga jakaś? Tekkey wtargnął do środka bez zapowiedzi ani pukania w otwarte drzwi. Szybko pożałował. Ciężki przycisk do papieru nadleciał znikąd, agent ledwo zdążył zrobić unik. Całe wnętrze wyglądało jak po przejściu tornada, małe przedmioty leżały gdzie popadnie. Szczególnie pod powgniatanymi od uderzeń ścianami piętrzyły się ich stosy. Nie do wiary, że w tym skurczonym starcu mogło nadal tkwić tyle siły.
- Ty! – wrzasnął Yamamoto do swej niedoszłej ofiary.
- Ookawa, panie M. – podpowiedział, jak zwykle zresztą.
- Najpierw srają na immunitet dyplomatyczny. Teraz łamią reguły Tajnej Wojny. A przy tym zawszone zwierzaki podniosły rękę na MOJĄ telewizję!
- Podzielam pańskie oburzenie. Ale to czas na czyny, nie na słowa i hmm… bezsilny wandalizm.
- Nie będziesz mi mówił co mi wolno! – zawył senior. - A co wy zamierzacie z tym zrobić, co? Nasz wywiad jak zwykle…
- Rozwiązuje problem. Ekipa dochodzeniowa RG-78 bada wrak na estakadzie. Komisarz Imai ściągnąłem tutaj. Ludzie ją kochają. Będzie wiarygodna, gdy dla telewizji przeprowadzi na żywo wizję lokalną w zdewastowanym budynku Optimy.
- I w pizdu z takim planem! Rozwalili nam sprzęt. Moje kanały informacyjne nie mogą nadawać. Jesteśmy niemi!
Szpieg wzruszył ramionami.
- Nie mówiłem, że to któryś z pańskich ma nadać materiał. Na szczęście nadal są w Ishimie niezależne telewizje dysponujące wystarczająco silnymi nadajnikami. Ekipy techników już pracują nad tymczasowym przejęciem pasma San24 na rzecz sygnału Stacji Czwartej.
Prezes poczerwieniał jeszcze bardziej.
- NIE!
Tyle że shinobi zignorował sprzeciw i kontynuował jakby nigdy nic.
- Senjiro Nakatani czeka za drzwiami. Jest zachwycony tym dowodem zaufania. To także wielka szansa na wypłynięcie dla Wiadomości Czwórki. Przekonałem go, że to pan robi większą przysługę jemu. Ich ekipa już szykuje się do nakręcenia reportażu wraz z komisarz Imai.
- Wolałbym umrzeć, niż poprosić tę gnidę o pomoc! – pieklił się Yamamoto.
Chwycił najbliższy przedmiot i rzucił nim w stronę porucznika. Tekkey złapał w locie złotą statuetkę. Starał się zignorować głosik w głowie, podburzający do odrzucenia pocisku wprost w zakutą pałę jej nadawcy. Delikatnie odłożył trofeum Złotego Baptysty. Jeszcze tym razem udało mu się stłumić podszepty Symbionta. Chyba będzie musiał wrócić do „Metod Medytacji”. Nim rozczarowany cisnął księgą o ścianę, zdążył wypróbować przepisy ledwie do numeru 87.
- Panie M., już go o nią poprosiłem w pańskim imieniu. Jest nam niezbędny. Dzięki niemu zwalczymy kłamstwa naszych wrogów czystą prawdą: wczoraj miał miejsce akt terroryzmu, wrogą propagandę upozorowano na reportaż, a nadany piracki materiał zawiera wyłącznie niewiarygodne zeznania znanego przestępcy. Proszę, musi mi pan zaufać.
- Ah, tak? „Muszę”? Ostrzegałem cię, Ookawa. Znowu popełniasz ten sam błąd bezczelności! – jadowicie zasyczał prezes.
Nieoczekiwanie dla samego siebie, Genbu totalnie zwisał gniew Yamamoto. Dzięki temu chyba zaczynał rozumieć podstawy stoicyzmu ochroniarza prezesa.
- Sukcesy same się bronią. Nie jest pan ciekaw kto pana ośmieszył przed całym światem i lekką ręką rozpieprzył siedzibę firmy?
Mai wyglądał jakby wylano na niego kubeł zimnej wody.
- Wiesz kim jest ten Klaun? – zainteresował się chłodno.
- Mam podejrzenia, ale by je potwierdzić potrzebuję pańskich wpływów i pełnomocnictwa na zbieranie informacji w imieniu Optimy. To chyba znaczy, że jednak zostanę pańskim dziennikarzem, panie M. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|
|
|
^Tekkey |
#7
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 14-10-2015, 00:57
|
Cytuj
|
Chybiony strzał II
W gabinecie prezesa Optimy jak raz zapanowała idylliczna harmonia. Yamamoto Mai, zwykle wybuchowy i lekkomyślny, w milczeniu rozmyślał na swoim fotelu. Po chwili odezwał się do dwóch swoich pracowników cierpliwie wyczekujących jego decyzji.
- To jest dobry pomysł – oznajmił.
- Dziękuję, panie M. – zapalił się Tekkey. - Podejdźmy do współpracy jak profesjonaliści. Stacja Czwarta bardzo nam pomoże zwalczyć kryzys, a znając możliwości Nakataniego, zlecenie wykona bez problemu.
- Nie mówiłem o TEJ części planu, głupcze. Co do Czwórki nie zmieniłem zdania. Nie powinniśmy się z nimi zadawać. Czy ty wiesz, czym się to kończyło do tej pory? Ich szef jest jak guma na podeszwie, wirus grypy w dziecięcym hospicjum. Bierze co może i niczego nie oddaje. Jedno ustępstwo i zacznie się uważać za równego mnie.
Genbu westchnął. A miało być tak pięknie.
- Nasze cele się pokrywają. Zresztą, zapomniał pan czym się zajmujemy w Optimie? Jeśli sytuacja tego wymaga, a ta rozwija się katastrofalnie, to tuszujemy prawdę przed społeczeństwem i nic nas nie interesuje koszt utrzymania statusu quo. Zawsze tak było i będzie. Nawet jeśli tym razem to my sami musimy zapłacić cenę.
Mai przymknął pomarszczone powieki, niczym rozwścieczony kot.
- Lepiej pamiętaj, że to nie ty tu rządzisz, szczeniaku! Takiś pomysłowy, co? No to masz szansę się wykazać! Dam ci wolną rękę w prowadzeniu śledztwa, ale żadnych cudzych reportaży w siedzibie MOJEJ telewizji, jasne?
Rzucił miażdżące spojrzenie agentowi, a ten ulegle pokiwał głową. To trochę ugłaskało przełożonego. Starzec spojrzał triumfalnie w stronę drzwi.
– No, czego tak siedzisz? Zamierzasz wreszcie wprowadzić Nakataniego, czy nie? Muszę mu wbić trochę rozumu w tę pustą czaszkę zanim w ogóle zaczniemy coś kręcić.
Szpieg zawahał się, kompletnie zdezorientowany.
- Ale powiedział pan…
- Będziemy współpracować na moich warunkach! Moja siedziba, moja ekipa, moja reżyseria. On udostępni nam tylko swoje nadajniki. Oby i tego nie spieprzył, bo puszczę jego studio z dymem.
- Uprzedzam tylko, że on nie zna wielu szczegółów dotyczących Tajnej Wojny. Pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć nic o tym kto był napastnikiem.
- Bawiłem się w tę grę, kiedy twoich mutacji nawet nie było w planach. A tak w ogóle, zamknij się młody i zostaw nas samych. Nie będziesz pouczać mistrza przy pracy.
Sanbeta zerwał się na równe nogi, energicznie odwrócił na pięcie, rzucając ostatnie ostrzegawcze spojrzenie brodatemu ochroniarzowi i skierował się do wyjścia. Jeśli prezesa poniesie, to drugi nadczłowiek będzie musiał ratować trudny sojusz konkurujących telewizji.
Reżysera napotkał dokładnie tam, gdzie go zostawił. Wpatrywał się on z zazdrością w liczne certyfikaty oraz dyplomy przyznane Optimie, a wypełniające obecnie długi korytarz wiodący do gabinetu. Na odgłos kroków obejrzał się niespokojnie przez ramię, a miniaturowa para złotych pistoletów ozdabiających jeden z dokumentów utworzyła świetlisty łuk ponad jego głową. Gdy mężczyzna ujrzał wywiadowcę, przybrał zblazowaną minę, choć mowa jego ciała wręcz krzyczała o maskowanym zdenerwowaniu. Po pobieżnych oględzinach zniszczeń, nawet on zyskał świadomość powagi sytuacji. To nie był czas na słabe dowcipy i dufne komentarze.
- Może pan wejść. Załatwiłem spotkanie z samym prezesem. Ja znikam.
Szpieg, nawet nie zwalniając kroku, minął zaskoczonego showmana i po chwili zniknął za rogiem.
Właśnie otrzymał pierwsze samodzielne zadanie od pana M. i nie zamierzał zawieść jego zaufania. Choć nie wolne od ryzyka, przy takiej niedbałości o dyskrecję ze strony napastnika, łowy na Klauna zapowiadały się obiecująco. Przynajmniej nie będzie nudno.
***
- Widziałeś to?! Odstrzelił mu pół maski! To jest to! Zrób zbliżenie, rozjaśnij obraz i zobaczymy twarz Klauna.
Po nieprzespanej nocy stanowisko operatora monitoringu zastawione było pustymi styropianowymi kubkami. Jednym haustem wychylił kolejną końską dawkę kofeiny i przetarł zmęczone oczy. Ostatnim czego teraz potrzebował do szczęścia była wizyta agenta pana M., który tylko przeszkadzał w procesie montowania spójnego zapisu zdarzeń z nagrań kamer ochrony.
- To najlepsze ujęcie jakim dysponujemy i zrobiliśmy z nim już wszystko co tylko mogliśmy, sir. Ślepy zaułek niestety.
- Jeszcze się przekonamy. W Sanbetsu wszystko nagrywają kamery, może w ten sposób go rozpoznamy. Wysłaliście już kogoś do centrum monitoringu miejskiego?
Ochroniarz starannie ukrył irytację.
- Tak, oczywiście. To standardowa procedura. Dodatkowe zespoły zbierają nagrania z budynków na trasie przejazdu. Jedyne czego nam potrzeba to trochę czasu… i spokoju do pracy.
Człowiek spojrzał wymownie na drzwi.
***
- Uso da!
- Wypraszam sobie – odburknął technik RG.
Jego kiepski humor nie wynikał jedynie z tego, że właśnie jakiś wysoko postawiony pacan kręcił się mu po bezkarnie po miejscu zbrodni.
Teraz w dodatku natręt raz po raz tupał w stopień, bez końca wykrzykując to samo. Wyższe szarże zawsze były odrobinę dziwaczne, ale to zachowanie przekraczało wszelkie dopuszczalne normy tolerancji dla ekscentryków. Nie ważne co sobie mogli myśleć pracownicy tej telewizji, ale prawda nie zmieni się tylko dlatego, że jest niewygodna.
- Powtórzę: na tę chwilę nie udało się odnaleźć żadnego śladu po sprawcy. Nie wiemy jak wyglądał, nie mamy odcisków palców, ani śladów DNA. Dosłownie nic, pomimo że ściągnęliśmy najlepszych specjalistów.
- Jest cholernym klaunem z odstrzelonym nosem! Jak mogliście nie znaleźć odcisków na elemencie, którego musiał dotykać. Żadnego materiału genetycznego? Miał to przecież na twarzy!
- Są sposoby na uniknięcie pozostawiania takich śladów. Napastnik musiał być bardzo inteligentny i planować to od miesięcy. Przykro mi.
Agent gorączkowo zamachał rękami. Nietrudno było zgadnąć co ma na myśli. Klatka schodowa była doszczętnie zdewastowana. Odłamki granatu poszatkowały ściany, zasypując gruzem schody.
- Na nagraniach niemal rzuca sobie granat pod nogi. Potem ląduje w posadzkę z gracją worka ryżu. I nic? Wychodzi z tego bez najmniejszego zadrapania? Dlaczego tu nie ma nawet kropli krwi? Zauważyłbym ją! Jest bogiem czy co?
Technik odchrząknął niezobowiązująco. Metafizyczne rozważania na temat możliwości podejrzanych zdecydowanie były już poza zakresem jego obowiązków.
***
- Ja go pytam: „jest bogiem czy co”? A on odesłał mnie tu. No i jak pani myśli?
- Nienawidzę cię – wysyczała Imai.
- Nie paplać! – skarciła ją natychmiast makijażystka Optimy.
Oprócz kobiety pracowicie nakładającej puder na twarz pani komisarz, wokół niej krzątał się cały sztab ludzi. Przygotowali Kyoko do występu przed kamerami. Policjantka musiała wypaść bez najmniejszego zarzutu. Wkrótce miała obnażyć przed społeczeństwem obłudę wrogów Sanbetsu i uratować wiarygodność struktur państwa.
- Skoro Mai pogodził się z Nakatanim, to może i pani powinna mi wybaczyć dawne dzieje? Taki dzień powszechnego pojednania.
- Chyba śnisz. Ja wiem, że to ty wplątałeś mnie w tę szopkę, Tekkey!
Wcześniejsze ostrzeżenie było uzasadnione. Agentka zakrztusiła się pyłem w powietrzu, dając Ookawie okazję, której tak potrzebował. Nachylił się konspiracyjnie, jowialnie poklepując drobną blondynkę po plecach pod pozorem udzielenia jej pomocy.
- To na razie tajemnica – szepnął. - Myślę, że ma pani kreta w szeregach. Ten technik dziwnie na mnie patrzył i usiłuje w dodatku zataić dowody…
Teraz dopadło i jego. Zakaszlał jej do ucha.
***
Nietrudno było podążać tropem Klauna.
Szlak wyznaczały ziejące w betonie dziury po kulach, kałuże krwi, zmiażdżone wraki pojazdów i smród pożarów. Cicha i skuteczna ucieczka, którą Ishima na długo zapamięta. Już wedle wstępnych obliczeń usunięcie zniszczeń będzie kosztować miasto majątek. Zaczątkiem wydatków były koszty odholowania rozbitych pojazdów oraz zdrapania z asfaltu resztek ochroniarzy Optimy i przypadkowych ofiar pościgu.
Z poziomu estakady wyglądało na to, że pożar w najbardziej poszkodowanej budowli udało się już opanować. Elewacja nadal wyglądała marnie, ale może zwyczajnie to zła ściana była. Agent rozejrzał się po bezpośredniej okolicy eksplozji. Kula ognia pochłonęła wnętrze ucieczkowego automobilu, bezpowrotnie zacierając wszelkie ślady. Rama straszyła osmolona, ale nietknięta. I ani trochę nie wyglądała na Sanbecką konstrukcję. Terenowe jeepy jak ten widywało się raczej na prymitywnych drogach śnieżnego Nag. Genbu podejrzewał, że ktoś zadał sobie absurdalnie wiele trudu przerzucając wehikuł na inny kontynent. Może i było warto? Wedle relacji świadków ciężka maszyna nie miała najmniejszych problemów z manewrowaniem po wiecznie zakorkowanych ulicach Ishimy. A fruwać nie potrafiła. Chyba? Kto ich tam wie, w tym Nag.
Tak czy inaczej, miał teraz inne zmartwienia. Jego mały, elektroniczny tamagotchi nie dawał znaku życia. Teraz dosłownie wszyscy go opuścili. Typowe, jak się sprawy zaczynają sypać to aż za często naraz.
***
Pan Mai powitał go triumfalnym uśmiechem, co samo w sobie było mocno niepokojące.
- No popatrzcie, któż to wrócił z podkulonym ogonem? Co to za mina? Gdzież się podział twój entuzjazm, hmm?
- Ookawa – przypomniał po raz enty. Tym razem dla odmiany grobowym głosem. – Popadłem w rozpacz. Mam wrażenie, że ze wszystkich stron otaczają mnie niekompetentni idioci. Będę musiał ich wszystkich odsunąć od śledztwa i przeprowadzić je całkiem sam.
- I już zaczynasz się sypać? Ja to nazywam leniwy wtorek. Lepiej mnie nie zawiedź! Jak dotąd twoja użyteczność przeważała twoją impertynencję, ale teraz... Czy wspomniałem, że większe uprawnienia oznaczają dla ciebie pełną odpowiedzialność za wyniki? Nie? No to już wiesz.
Tekkey nie zdążył nawet zaprotestować, gdy starzec odpalił papierosa i wokół biurka rozpostarł się obłok toksycznego dymu.
- Niezależnie jak się ta sprawa rozwinie, na dobre dla Optimy czy złe, to ty poniesiesz konsekwencje. Jeśli okaże się, że nadaremnie wyciągnąłem rękę do tej ludzkiej żmii, Nakataniego, natychmiast podskoczysz na drugie miejsce na mojej liście „Osoby którym zniszczę życie”.
Powiedział to zadziwiająco obojętnie. Nie jak kolejną groźbę, bo tymi sypał na co dzień. To była ledwie zapowiedź nieuniknionej przyszłości. Nic osobistego, tylko biznes.
- No to lepiej żebym przyłożył się do poszukiwań numeru pierwszego – zapewnił Genbu bez śladu poprzedniego entuzjazmu.
- Nie mówiłem o Klaunie.
***
Czarnowłosy młodzieniec raz po raz energicznym krokiem okrążał szpitalny pokój. Przeciągające się bezczynne oczekiwanie niemożebnie go mierziło. W dodatku nie potrafił się skupić na żadnym detalu wystroju. Napatrzył się już dość na jednolicie białe ściany, okno przesłonięte żółtym papierem, metalową szafkę, pojedyncze krzesło i własne niezasłane łóżko. Niczego więcej w środku nie było. Ktokolwiek projektował to wnętrze musiał być wielbicielem ascezy, dysponować ubogą wyobraźnią albo bardzo ograniczonym budżetem.
Miał się już z nudów wziąć za robienie pompek, gdy bez pukania ktoś wparował mu do pokoju. Obcy przysunął sobie stopą krzesło i bez słowa wyjaśnienia rozwalił się na nim, nie przerywając ani na sekundę lektury trzymanych w rękach papierzysk.
Facet nie wyglądał na lekarza. Dziwna fryzura, otaczająca go niebezpieczna aura i przede wszystkim brak białego kitla absolutnie dyskwalifikowały go jako pracownika szpitala wojskowego.
- Po co tu, jaśnie pan, przybył, kolego? – kurtuazyjnie zagaił rozmowę Shadow.
Jasnoszare oczy błysnęły gniewnie ponad krawędzią kartki.
- Nie powinien pan jeszcze chodzić.
No i jednak medyk. A wyglądał tak sympatycznie.
- Czuję się świetnie! – Yukio uśmiechnął się promiennie.
Szpieg zerknął na kartę pacjenta. Po takiej dawce morfiny nawet słoń umarłby szczęśliwy.
- Nie wątpię, panie Yume. A teraz proszę zrobić mi przysługę, usiąść i zaczekać aż zapoznam się z pańskimi aktami. Trochę się tego nazbierało. Jak widać, już od jakiegoś czasu mamy na pana oko.
Uniósł w górę i zakołysał ciężkim plikiem dokumentacji osobowej. Tylko jounini mieli do nich pełny dostęp, ale w sytuacjach nadzwyczajnych, jak ta, upoważniali podwładnych do jednorazowego dostępu. Aotaro nie kazał się do tego długo przekonywać, po tym jak jego nazwisko zostało upublicznione w ogólnoświatowej telewizji. Ktoś właśnie przekroczył granicę.
- To się, kur.wa, zdziwisz – mruknął pod nosem Shadow.
Odrobinę głośniej, niż mu się wydawało. Na jego szczęście porucznik ani trochę się nie przejmował takimi konwenansami. No i lubił niespodzianki.
Gdy wreszcie skończył czytać, młodzik od dłuższej chwili wiercił się niespokojnie na łóżku.
- Wydaje się, jakby wiódł pan dotąd dwa życia – zaczął chuunin. - W jednym z nich był pan asasynem zorganizowanej grupy przestępczej. Jak podejrzewam, na jej usługach popełnił pan każdy grzech jaki potępiają nasze kodeksy karne i zasady etyki. Drugi żywot to legalna praca agenta. Uzyskał pan numer w rejestrze nadludzi, służy rządowi, jest protegowanym kapitana Araraikou. Jedno z tych żyć ma przyszłość, drugie nie.
Uważnie lustrował twarz młodszego nadczłowieka w oczekiwaniu na reakcję, ale pozostała zastygła w głupkowatej, zadowolonej z siebie minie. Szkliste oczy zdawały się całkowicie nieprzytomne. Półśrodki nie prowadziły do nikąd.
- Postaram się być tak bezpośredni, jak tylko mogę. Może stare nawyki skłoniły pana do zboczenia ze ścieżki uczciwości? Czy odnowił pan relacje ze starymi zleceniodawcami? To na ich polecenie przeprowadził pan zamach w budynku Optimy?
Shadow przestał się wiercić i zamykając oczy wziął głęboki oddech. Zsunął się na nogi, ściągając pościel i huknął, wywijając rękami.
- Czy was do reszty [ cenzura ]?! Ci ludzie! Pracuję dla was, w Optimie, jako jeb.ana siatka wywiadowcza! Tej rudej od prezesa się zapytaj!
Genbu odznaczył jedno z okienek standardowej ankiety. „Czy nienawidzi pan/pani swojej ojczyzny (Sanbetsu) i aktywnie działa ku jej zgubie?” Wstępnie wybrał „nie”, ale opcja „zobaczycie hehehe” jeszcze nadal była prawdopodobna. Zawsze to jakaś nauczka po Podmorskim Sekrecie.
- Nie „was”, tylko „nich” - ludzi. Sugeruję zachować spokój i zwięźle odpowiadać na pytania. Bez spełnienia obu warunków, nie będę w stanie zweryfikować pańskich odpowiedzi, panie Yume. A to każe mi odwołać się do innych, mniej uprzejmych metod przesłuchania.
- Jeszcze mnie nie zabiłeś, ani nie torturujesz. Chcesz czegoś, to pytaj wprost. Konkretnie!
Ookawa westchnął i odłożył długopis. Ta dzisiejsza młodzież…
- No dobrze. Postaram się być tak bezpośredni, jak tylko mogę. Jestem tu, ponieważ potrzebuję pańskiej pomocy. Podczas ataku wszedł pan w kontakt z pewnym indywiduum. Co może mi pan powiedzieć o Klaunie?
- Nie mam zielonego pojęcia kto to był, ale jak mi pierd.olnął czymś niebieskim to się ruszać nie mogłem. Nadczłowiek, jak rozumiem. Akcent miał raczej nagijski. Czemu pytacie, towarzyszu?
Małe słońce eksplodujące w mózgu to było właśnie to, jak się czuł w tym momencie Ookawa.
Pozbierał się jakoś do kupy. Choć najwyraźniej nie dość szybko, jako że Shadow zaczynał znowu odpływać we własny świat narkotycznych wizji.
- Interesuje mnie. Jedyne czego chcę to pańska pełna współpraca i kooperacja w doprowadzeniu terrorysty do sprawiedliwości. Ważne jest wszystko co pan o nim wie, co się panu wydaje, że pan wie, i co wiedzieć może. W zamian spróbuję oczyścić pańskie konto u prezesa M. On uważa, że marnuję tylko na pana czas. Ja wierzę, iż będzie pan chciał podjąć właściwą decyzję. Ma pan okazję odkupić winy, panie Yume… lub, jeśli tak woli, pomścić swoją porażkę. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|
|
|
»Coltis |
#8
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 358 Wiek: 36 Dołączył: 25 Mar 2010 Skąd: Białystok
|
Napisano 23-11-2015, 21:23
|
Cytuj
|
Comlink zaczął dzwonić w najmniej odpowiedniej chwili. Ashcroft przeciskał się właśnie przez tłum ludzi na parkiecie, balansując sześcienną szklanką tak, by nie stracić jej cennej zawartości. Pieniądze z żołdu świeżego rekruta uciekały z portfela niezmiernie szybko, a to był najprawdopodobniej ostatni Jack Delicious na jakiego go było stać. Natarczywe drganie komunikatora w kieszeni mogło zwiastować przypływ gotówki. Coltis sięgnął wolną ręką, próbując wydobyć urządzenie. Jakiś energicznie tańczący mężczyzna wpadł na niego plecami. Złoty płyn opuścił nagle naczynie, lądując na dekolcie ciemnowłosej piękności obok. Dziewczyna rozwarła usta w niemym oburzeniu. Ash domknął jej szczękę, szklankę rzucił za siebie, a sprawcę wypadku pchnął agresywnie na parkiet, nie zważając na jego dalszy los. W końcu udało się wydobyć comlink.
- Halo-halo, Nakamura-sannnn!!
- Coltis, gdzie ty do cholery jesteś?
- Podziwiam uroki nocnego życia Higure, aczkolwiek o suchym pysku. Taka szkoda...
- Trzeźwy? To dobrze. Potrzebuję cię natychmiast w oddziale Kanału Czwartego.
- Zlecenie! To zlecenie, prawda?
- Nie inaczej.
- Widzimy się za pięć minut. Przygotuj walizkę z forsą.
- Płatne po wykonaniu, znasz zasady.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto będzie zwlekał z rezultatem, Nakamura-san?
***
- No i?
- Co...
- Walizka. Gdzie są pieniądze?
- Uspokój się Coltis. Siadaj.
Ashcroft rozwalił się na sofie stojącej naprzeciw skromnego biurka Nakamury. Obok siedziała młoda kobieta. Wyglądała na zastraszoną.
- To jest pani Amuro. Do tej pory zajmowała się świadczeniem usług prywatnym klientom, jeśli wiesz co mam na myśli. Obecnie jest zmuszona zrobić sobie wakacje. Twoim zadaniem będzie...
Coltis wstał, poprawił kołnierz płaszcza i zawrócił się do wyjścia.
- Zatrudnijcie niańkę.
Nakamura westchnął ciężko. Od czasu awansu na naczelnika działu sensacji (a przy okazji łącznika Optimy) nie miał lekko. Zwłaszcza z młodym niepokornym agentem pod skrzydłami.
- Ash, walizka.
- Też prawda. Zamieniam się w słuch.
***
Pokój w obskórnym hoteliku musiał starczyć za wakacyjny kurort. Podwójne łóżko było w niezłym stanie, a telewizor działał, chociaż wyglądał na starszy niż budynek. Hikari Amuro nie wiedziała co ze sobą zrobić, więc miotała się niespokojnie od ściany do ściany.
- Usiądź, chciałbym usłyszeć, gdyby ktoś się do nas zbliżał.
- To możliwe, że nas tu znajdą?
- Pewnie, że możliwe. Odaiba nie przebiera w środkach. Jeśli stać go na opłacenie policji, to tym bardziej na prywatnego detektywa, albo bandę oprychów. Spałaś z tym starym dziadem?
- Z jego księgowym. W sumie najmłodszy to on też nie jest, ale nie tak obskórny jak Odaiba, czy choćby Yamamoto Mai.
- Oooo, księżniczko, nie kąsaj ręki która cię karmi. Gdyby nie Pan M. to leżałabyś już w jakimś rynsztoku, a w aktach policyjnych widniałaby pięczątka "sprawa zamknięta".
- Mam swój rozum. Optima to teraz moje jedyne wyjście. Gdy upublicznią sprawę, będzie już za późno na jakiekolwiek reakcje. Rząd umieści mnie w programie ochrony świadków, zanim Odaiba Setsu zdąży kiwnąć palcem.
- Fajnie jest czasem pomarzyć. Jak tylko zweryfikują twoje doniesienia, bierz forsę i uciekaj do Babilonu. Dobrze ci radzę. Cicho... zdaje się, że mamy gości.
Odgłosy kroków ucichły. Ktoś stał przed drzwiami. Czekał. Ashcroft ostrożnie podniósł się z łóżka, podpełzł do nocnej szafki i zgasił lampkę. Gestem dał znać Hikari, żeby wyłączyła telewizor przy pomocy pilota. Zapadła ciemność.
Cienkie hotelowe drzwi wyleciały nagle z zawiasów od potężnego kopnięcia. Padło kilka strzałów na ślepo, którym towarzyszył brzęk tłuczonego szkła. Kineskop popękał, a szyby okienne rozleciały się w drobny mak. Coltis doskoczył do Amuro i pchnął ją za łóżko. Odwracając się dobył glocka. Nacisnął spust. Bark napastnika odskoczył raptownie w tył, a jego broń upadła z łoskotem na posadzkę.
- Witaj, nieznajomy! Ilu was przysłał Odaiba-san, co? Chyba nie przyszedłeś sam?
- Akurat ci powiem, psie. Tfu.
- Możemy się o to założyć, jeśli masz pieniądze. Chyba, że wolisz od razu przejść do rzeczy.
Agent wyciągnął miecz z przypasanej pochwy. Zmierzył krwawiącego przeciwnika wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Zamierzał zdobyć trochę informacji, ale chrzęst szkła w hotelowym pokoju zmusił go do natychmiastowej reakcji. Szybkim cięciem pozbawił oprycha dłoni, która już sięgała po ukryte w połach kurtki ostrze. Pistolet posłał kopnięciem na drugi koniec korytarza. Paniczny krzyk Amuro potwierdził obawy - ktoś dostał się do pokoju oknem. Ashcroft dopadł mężczyznę próbującego ranić dziewczynę nożem. Rzucił go na nocną szafkę, lecz facet w kominiarce momentalnie odzyskał pion. Widząc, że niedoszła ofiara ma uzbrojonego ochoroniarza, przyjął pozycję obronną. Zaczął się wycofywać. Coltis wycelował pistoletem w człowieka Odaiby, na co ten odpowiedział upuszczając broń i podnosząc ręce.
- Nie strzelaj! Poddaję się!
- Po to żeby wrócić innego dnia, albo wezwać wsparcie? Obawiam się, że nie pasuje nam taka opcja. Prawda, Amuro?
Jedyną reakcją prostytutki był cichy pisk.
- Dam wam spokój, obiecuję! Nawet nie wiem czym ta suka zawiniła. To nic osobistego!
- Suka, powiadasz? Właśnie zrobiło się osobiste.
Strzał rozniósł się echem po całym hotelu. Roztrzaskany telewizor i ścianę pod nim zdobiła teraz krwawa plama.
- Na Lumena! Co do... dlaczego?
Hikari Amuro wpadła w histerię. Z trudem dobierała słowa.
- Oni chcą cię zabić, kobieto. Teraz jest ich mniej o tego jednego oraz kilku innych, których obleci strach. Poza tym mojej klientce należy się szacunek.
- Ale ja jestem dziwką!
- Ekskluzywną.
- Sama nie mam do siebie szacunku!
- W takim razie ktoś inny musi, nie uważasz?
Ashcroft posłał dziewczynie rozbrajający uśmiech, który trochę ją uspokoił. Ostrożnie wyjrzał przez okno, a potem na korytarz. Pierwszy z napastników wciąż tam był. Stracił przytomność i wykrwawiał się właśnie na posadzkę.
- Zwijamy się. Zaraz będą tu inni. Musiałaś dowiedzieć się czegoś fascynującego, skoro Odaibie tak bardzo zależy na twojej śmierci.
-W zasadzie to...
- Nie czas na opowieści. Gdyby pan M. uznał to za stosowne, to już dawno bym wiedział o co chodzi. Dla twojego własnego dobra radziłbym trzymać język za zębami. Im więcej osób zna szczegóły, tym mniej jesteś potrzebna.
***
Coltis i Amuro powoli zmierzali w kierunku samochodu, który zostawili na podjeździe do hotelu. Agent planował obejrzeć podwozie, zanim wsiądą, lecz okazało się to zbędne. Przebite opony widać było już z daleka. Trzeba było zorganizować inny środek transportu. Naprzeciwko znajdował się sklep spożywczy, pod którym ktoś zaparkował swój wóz - nie rzucający się w oczy model, popularny wśród klasy pracowniczej.
- Jeśli to jeden z tych idiotów, którzy zostawiają klucze w stacyjce, to jesteśmy w domu.
- Nie sądzę...
Ashcroft otworzył bez trudu drzwi i dwornym ukłonem zaprosił dziewczynę do środka. Dopisywało im szczęście. W drodze polecił comlinkowi wybrać numer zwierzchnika.
- Nakamura-san, przykre wieści.
- Co się stało?
- Amuro nie żyje, dopadli ją w hotelu, gdy poszedłem do toalety.
- CO?!
- Żartowałem. Zwialiśmy im. Zostawiłem dwa trupy w hoteliku Eskapada.
- Chrzań się, mało nie dostałem zawału.
- Z wiekiem ryzyko staje się coraz większe, Nakamura-san. Radziłbym się przyzwyczajać. Tak czy inaczej, zmuszeni jesteśmy się relokować.
- Zmiana planów. Wracajcie do Czwórki, pan M. wyśle helikopter. Kokishimę znaleziono martwego w jego mieszkaniu.
- Kogo?
- To księgowy Odaiby. Szefunio sam zgłosił przypadek i wygląda na to, że ma solidne alibi. Skurczybyk wie, co się dzieje. Pan M. postanowił przydzielić do ochrony kogoś... bardziej doświadczonego.
- Ta pauza nie była zbyt miła.
- W swojej klasie możesz być asem, Ash, lecz teraz potrzebny jest ktoś lepszy. Nie możemy ryzykować... Ash? Coltis! Co tam się dzieje, do cholery!?
Spod wygiętej maski samochodu wydobywał szary dym. Agent kopnięciem wyważył drzwi i wyturlał się na jezdnię, szukając celu lufą glocka. Kilkanaście metrów dalej stał wóz, który zepchnął ich z trasy. Wysiadło z niego dwóch osiłków z karabinami. Natychmiast otworzyli ogień. Coltis obiegł ukradzioną maszynę dookoła, podczas gdy pociski goniły mu pięty. Zdążył uskoczyć w ostantniej chwili, zyskując kilka sekund bezpieczeństwa za wrakiem. Ściągnął nieprzytomną Amuro z tylniego siedzenia i odwlókł za róg, w pobliską alejkę. Zdzielił ją w twarz.
- Ocknij się. Musimy zwiewać.
Nie poskutkowało. Przerzucił sobie prostytutkę przez ramię i biegł tak szybko, na ile pozwalały mu siły. Prędko się zadyszał, a napastnicy byli coraz bliżej. Kluczył między blokami, co pozwalało unikać strzałów, lecz dystans szybko się zmniejszał. Wpadł do otwartej klatki schodowej i rzucił dziewczynę pod drzwi do piwnicy.
Pierwszy z oprychów wbiegł do środka. Coltis zamaszystym cięciem pozbawił go łba. Kolejny również popełnił błąd i zamiast nacisnąć spust, dał krok do przodu, przestępując ciało wspólnika. Zdezorientował go nagły świst powietrza i przenikliwy ból w okolicach gardła. Sięgnął do niego ręką i poczuł pod palcami oraz na torsie spływającą ciecz. Spojrzał w dół. Głowa z ohydnym mlaśnięciem odkleiła się od reszty ciała i spadła pod nogi.
Zachlapany krwią agent, odetchnął z ulgą. Powoli wstał ze schodów. Amuro ocknęła się w końcu. Syknęła cicho, gdy dotknęła rany na skroni.
- Co się stało?
- Popisy kaskaderskie, bieg przełajowy, trening kenjutsu. To co zwykle na dobrych podmiejskich festynach. Możesz iść?
- Chyba tak.
- To dobrze, bo ja się już dziś nanosiłem.
***
Dotarli do siedziby Kanału Czwartego, gdzie helikopter już czekał na dachu. Nakamura wyskoczył przed drzwi jak na powitanie rodzonej matki. Jego mina zrzedła, gdy zobaczył Coltisa: poobijanego, z dziurawym płaszczem, rozciętym czołem i zachlapanego krwią, zarówno swoją jak i cudzą.
- Do cholery, Ash, co ci się stało?
- Gładki początek przerodził się w kiepski finisz...
- Pakujcie się do środka. Transport już jest.
- Wybacz, ale chciałbym iść do domu. To był ciężki wieczór. Przyjemnie było panią poznać, Amuro.
- A walizka?
- Poczekam na przelew.
Coltis zaczął oddalać się chwiejnym krokiem. Parę metrów dalej potknął się i wpadł w wielką kałużę. Z trudem wstał i ruszył mozolnie w kierunku swojego mieszkania. Nakamura odpalił papierosa, podczas gdy dwójka jego ludzi przejęła Hikari Amuro i wprowadziła ją do budynku. Szef działu sensacji uśmiechnął się pod nosem.
- Musisz jeszcze trochę potrenować, żeby stać się poważniejszym graczem, ale niezła robota, Ash. Całkiem niezła. |
I wanna be the very best, like no one ever was. |
|
|
|
RESET_Shadow |
#9
|
Poziom: Keihai
Posty: 41 Dołączył: 24 Kwi 2017
|
Napisano 13-12-2015, 21:17
|
Cytuj
|
Bajka o tym, jak Cień stał się siejącym postrach smokiem i powrócił w szeregi Optimy z nową siłą i determinacją
/To był piękny dzień. Pełen słońca, kwiatków, radosnego śpiewu ptaków i.../
- Narratorze?
/Tak, Cieniu?/
- Za bardzo się wczułeś. Nie ty tutaj prowadzisz opowieść.
/Ops… Przepraszam./
To miał być wyjątkowy dzień. Kolacja ze świecami, najdroższa restauracja w okolicy, piękna czarna sukienka i dwie godziny walki z niesfornymi włosami. A to wszystko dla NIEGO, bo w końcu zgodził się spotkać. Dziwne, drodzy państwo czasy nastały, że to kobieta musi o mężczyznę zabiegać, ale jaki tam z niego też i mężczyzna - w końcu nagijczyk, wprost ze stolicy. Co ona, prosta dziewka z prowincji może wiedzieć o zwyczajach wielkich panów? Czekała więc mimo spóźnienia, zniecierpliwiona nieco.
Co mogło go zatrzymać? Myślała. Mijały minuty, a ona wciąż siedzi, pisze wiadomość, a w końcu dzwoni by spytać, co się stało.
Cisza.
Jasnym stało się, że została wystawiona. Nawet kelner nie spyta się, czy coś podać tylko zerka ze współczuciem, które tak przecież teraz boli... To miał być tak piękny wieczór, a wszystko wskazuje na to, że będzie po prostu beznadziejny.
- Hej, kochanie. Przeprasza, że to tyle trwało, korki mnie zatrzymały.
Podniosła głowę z nadzieją, jednak zobaczyła, że naprzeciwko usiadła zupełnie obca postać. Przywołuje kelnera i jakby nigdy nic składa zamówienie na jedzenie i drinki dla obojga. Gdy kelner już odszedł odwraca się do niej i uśmiecha, z tym szalonym błyskiem w oku. Pomimo przeciętnej, niczym nie wyróżniającej się twarzy o sanbetańskiej urodzie te oczy wręcz hipnotyzują dziewczynę.
- Nazywam się Cień - mówi powoli, jakby upajając się zwróconą na siebie uwagą. - Potowarzyszę Ci dzisiaj, dobrze?
Dziewczyna i tak nie mająca lepszego pomysłu na wieczór, więc jedynie kiwnęła delikatnie śliczną główką, rozszerzając tym samym uśmiech Yume. Spędzili uroczą randkę, wymienili się numerami, Cień odwiózł ją pięknym, sportowym, notabene ukradzionym samochodem i obiecał kolejne spotkanie.
Minęły trzy dni.
Powszechnie wiadomo, że smok nie może żywić się samymi owcami - od czasu do czasu musi pożreć dziewicę, zaś prawdziwym rarytasem są księżniczki. Wiedząc, że władca pewnej nagijskiej organizacji przestępczej ma kilka córek, młody smok (Cień) postanowił napaść na jego królestwo wierząc, że łatwiej tam będzie o taką wyjątkową zdobycz. Nie przeliczył się - wystarczyło trochę pobiegać, poryczeć i rozciąć kilku ludzi, by władca spanikował i przehandlował własne dziecko i dopływ informacji o przestępczym światku w zamian za spokój w królestwie.
Smok co prawda porwał księżniczkę do swojej pieczary, w samym środku Sanbetsu, ale postanowił nie pożerać jej od razu - w końcu trzeba delektować się posiłkiem, prawda? Tak przynajmniej mówią starsze smoki. Księżniczka zaś, młoda dziewczyna, z którą smok miał przyjemność wcześniej zjeść kolację, ma głowę na karku i silną wolę - nie poddała się bez walki i spróbowała jakoś oddalić od siebie moment pożarcia, dopóki nie wymyśli sposobu, by wymknąć się z pieczary. Życie wśród elit półświatka i szeroka edukacja sprawiły, że postanowiła zabawiać ciekawskiego smoka interesującymi opowieściami, tańcem i pieśniami. Nie wiedzieć kiedy smok wpada w niekończącą się pętlę "Pożrę cię jutro, jak tylko skończysz tę opowieść", zaś kiedy tylko układa się do snu uśpiony kołysankami księżniczki, ta opracowuje plan ucieczki. Jednak gdy w końcu udaje się go uśpić, księżniczka stwierdza, że życie u boku smoka jest całkiem interesujące...
Księżniczka doszła do wniosku, że życie w pieczarze jest uciążliwe bez wygód takich jak obrazy znakomitych artystów, spotkania z elitą czy puchowa kołdra. Przekonała smoka, by ten spróbował "wyremontować" pieczarę. Ten, zdając sobie sprawę z jak wspaniałą osobą przyszło mu mieszkać przystał na tę propozycję z przyjemnością. Zakupił więc nowe mieszkanie, w szklanym pałacu urządzając je z pełnym przepychem, na jaki było go stać. Księżniczce się spodobało i, korzystając ze znajomości gospodarza poczęła uczęszczać na różnorakie zabawy i bale, nadwyrężając mocno budżet smoka. Bajka trwała i zakochani szczęśliwymi byli, do happy endu jednak jeszcze daleko. Pierwej bowiem Cień zorientował się, że musi znowu zacząć zarabiać, aby utrzymać swą nowo nabytą towarzyszkę. Wybrał się więc do starego pracodawcy.
- Ale ty przecież nie żyjesz! - wykrzyczał M.
/Jak można być tak niegrzecznym?/
- Przecież sam mnie Pan wezwał - odpowiedział zamiast tego zaskoczony bezpośredniością pracodawcy Cień.
I w ten oto sposób dowiedział się, że do sanbetańskich urzędów przyszły informacje dotyczące śmierci wyżej wspomnianego agenta podczas leczenia w szpitalu, które było wymagane biorąc pod uwagę jego stan zdrowia.
- Czyli to znaczy, że nie figuruję teraz w żadnych bazach danych? - spytał zdumiony, drapiąc się po głowie.
- Figurujesz jako martwy. - Zdaniem niezależnego narratora akcent na ostatnie słowo był zbędny. W końcu postać tak szalona i głupia jak Shadow i tak tego nie zrozumie.
Wrócił więc Cień do pracy i przyjmował różne dziwne zlecenia, które idealnie pasowały do jego obecnego statusu społecznego. Czyli w praktyce - nie istniał wykonując brudną robotę. Księżniczka zaś po dowiedzeniu się gdzie i jak pracuje jej ukochany zapragnęła mu pomóc. Wykorzystując więc jego pieniądze potajemnie poczęła uczyć się obsługi broni od specjalistów. Dzięki temu pokochała snajperkę, która stała się jej nową, ulubioną zabawką. Gdy oznajmiła gospodarzowi, że chciałaby na jego grzbiecie, grzbiecie smoka zwiedzić dalekie kraje i odbyć piękne, ale i krwiste, i intensywne podróże, i że do tego celu się już od dawna przygotowuje, ten tylko podrapał się po głowie, i patrząc w oczy niczym błagającego o coś kotka powiedział:
- Właściwie to czemu nie?
I tak zyskał partnerkę do walki, która zachwycona swą nową rolą ubezpieczała nieżyjącego szermierza na odległość.
W między samym czasie wspomniany wcześniej władca, któremu smok zwinął córkę ugiął się pod naciskami swej królowej i ogłosił, że kto zgładzi smoka i uratuje księżniczkę otrzyma jej rękę i... ćwierć królestwa, bo na połowę go nie stać. Do pałacu ściągają sławni rycerze, pracownicy więzień spragnieni informacji o zaginionym więźniu i zabójcy smoków z całego świata. Księżniczka oznajmiła, że nie zamierza wychodzić za pierwszego z brzegu brutala z mieczem, więc razem ze smokiem zdecydowali ułożyć jakiś plan obrony.
I przybył rycerz w lśniącej zbroi. Stanął naprzeciw smoka i rzucił mu wyzwanie. Chciał ratować księżniczkę, chciał ułożyć sobie z nią życie z dala od smoka i jej zaborczej rodziny. Gdy wyciągnął miecz i przymierzał się do zadania ciosu został wytrącony z równowagi kulą, która wylądowała mu pod nogami. Księżniczka wytłumaczyła dobitnie swojemu przyjacielowi, który był jej ochroniarzem, gdy przebywała jeszcze u ojca, że jej się tu podoba i ma tak zostać. Podłamany mężczyzna wyznał jej miłość i mimo braku jej odwzajemnienia zdecydował się pomóc w odparciu zbliżającej się hordy ludzi wynajętych do jej odzyskania.
I tak oto stali - smok i rycerz w pełnym słońcu naprzeciwko nadciągającym wrogom. Bitwa skończyła się jednak szybciej niż się zaczęła, gdy powpadali do wilczych dołów i rozszarpani zostali przez krwiożercze granaty, które obnażyły swe kły.
Smok, Rycerz i Księżniczka przeszli bezpośrednio do kontrataku wyruszając na tereny cesarstwa i robiąc jatkę, jaką świat dawno popamięta. Gdy już władca został uświadomiony jak bardzo mylił się co do swojej córki ustąpił z tronu, na którym zasiadł rycerz, obiecując odbudować królestwo i zapewnił, że zawsze gdy księżniczka i smok będą potrzebować - będzie do dyspozycji.
I w ten sposób smok i księżniczka wrócili do Sanbetsu, gdzie żyli długo i szczęśliwie~~
Koniec.
________
- Agencie Shadow...
Jedyną oznaką jakichkolwiek emocji na twarzy Yamato Mai była pulsująca żyłka na czole.
- Czy pamiętasz co małeś dla mnie przygotować? - uniósł wzrok na młodego agenta, który kręcił pomięzy palcami długopisem, który zwinął z biurka sekretarki. Była to umiejętność, z której był niezwykle dumny, a zwała się penspinningiem.
- Tak prezesie. Miałem napisać raport o wszystkim co się wydarzyło od kiedy uciekłem z nagijskiego więzienia.
- Możesz mi, do cholery jasnej powiedzieć, jakim cudem w tym raporcie jesteś smokiem, kim jest narrator, albo co to za rycerz w lśniącej zbroi? I kim jest do [ cenzura ] ta księżniczka!?
Zdumiony Shadow aż odłożył długopis.
- Nie podobała się panu otoczka fabularna? Stworzyłem ją specjalnie dla pana. Ten rycerz to mój nowy kontakt w nagijskim światku przestępczym, a ta księżniczka, jeśli Lumen da i matka Sanbetka pozwoli będzie mi towarzyszyć w wykonywaniu wszelkich prac. Teraz mamy problem z uzyskaniem pozwolenia na zamieszkanie i obywatelstwa, mówią że prościej byłoby, gdyby wyszła za jakiegoś sanbetę, no ale wie pan sam przecież... Biurokraci są okropni.
- Wyjdź.
- Coś się stało? Źle się pan poczuł?
- Po prostu wyjdź...!
- Może zawołać sekretarkę?
- WYJDŹ!
Cień wręcz wyleciał z gabinetu niczym torpeda. Podszedł do sekretarki, która zmierzyła go zimnym, badawczym wzrokiem i poinformował, że Mai chyba się źle poczuł. Ruszajac do wyjścia zauważył znajome włosy, które załopotały na wietrze, który wdał się przez otwarte okno i wykrzyknął:
- Ruda!
Zawołana odwróciła się zdumiona i delikatnie przerażona widokiem jaki zastała.
- Ty... Ty... Ty żyjesz? - Z każdym kolejnym słowem otwierała coraz szerzej oczy.
Jako jedna z nielicznych bowiem wiedziała co czeka Optimę. Cień powrócił, powróciła chodząca katastrofa do tego pięknego i poukładanego świata. |
|
|
|
RESET_Shadow |
#10
|
Poziom: Keihai
Posty: 41 Dołączył: 24 Kwi 2017
|
Napisano 17-01-2016, 21:49
|
Cytuj
|
Masz ZNORMALNIEĆ
- Shadow, powtórz.
- Wchodzicie na trzy, pięć sekund po was wchodzę tylnymi drzwiami odcinając celom drogę ucieczki. Mają zostać żywi. Po zabezpieczeniu rozglądamy się za zakładnikami.
- Doskonale. Raz, dwa, wchodzimy!
Usłyszał w słuchawce odgłos wyważanych drzwi, krzyki i pierwsze, ostrzegawcze strzały, a także tupot.
- Teraz!
Wyważył drzwi wpadając do pomieszczenia, które okazało się... Burdelem? Skąpo odziane panienki lekkich obyczajów spojrzały na niego oburzone, że śmiał wtargnąć do ich spokojnego klubiku, w którym przygrywała spokojna muzyczka. Zaraz też zauważył idącego w jego stronę wielkiego, napakowanego, łysego i - o zgrozo - czarnego ochroniarza.
- Ruda?
- Shadow...
/Mówiłem.../
- Chyba pomyliłem budynki...
____
- Masz zadanie.
Ciężka, opasła teczka prześlizgnęła się po stole po to, by wpaść w ręce Cienia. Upadła, ale momentalnie została podniesiona.
- Ale to przecież moje akta! - powiedział z wyrzutem przytrzymując ciężki przedmiot w rękach. - Mam się sam zabić? Aż takim psycholem jeszcze nie jestem!
/Chyba./ Dorzucił swoje trzy grosze Głos, z rozbawieniem przyglądając się zaistniałej sytuacji.
- Jesteś tępy, wiesz?
/Ja wiem./
- Nie prawda! - Wytknął język i krzyżując ramiona skierował wzrok w bok, niczym mała, obrażona dziewczynka.
- Masz ZNORMALNIEĆ, a nie się zabić. Wbrew wszystkim i wszystkiemu ja w ciebie wierzę... Chociaż sama nie wierzę w to co mówię - dodała ciszej "Ruda od prezesa".
_____
Przeniesienie akcji do Sakuby
Yoga. Wysłać tak poważnego agenta, tak poważnej organizacji jaką jest Optima na ćwiczenia Yogi to chyba jakaś pomyłka. A jednak to zrobili. Chyba tylko po to, żeby chociaż czasowo pozbyć się ciężaru nieudacznika ze swych barków, jakim niewątpliwie jest Shadow.
- Witam was na pierwszych zajęciach Yogi! - wykrzyknął z uśmiechem Khazarczyk, będący instruktorem.
I w tym momencie Shadow się rozejrzał.
/Może nie będzie tak źle?/ Zapytał z nadzieją Głos, zauważając oczami agenta rząd ładnych pań, uśmiechających się do dwóch obecnych w sali samców, zdecydowanie nie alfa.
Cień przełknął ślinę. Może jednak będzie trochę zabawy...
_____
- Pan zostanie na chwilę - rozległ się głos po zakończonych zajęciach, gdy kursanci zbierali się już do wyjścia.
Został więc, niezbyt pewny co ma zrobić. Właśnie uciekła mu dziewczyna, która zgodziła się pójść na kawę... Dlaczego wszystko co złe musiało spotykać jego? Nawet kanapka spadła mu przy robienia śniadania masłem do dołu. Debilne prawo Murphy'ego.
- Zostałem poproszony przez pańskich pracodawców do przeprowadzenia panu specjalnego szkolenia, mającemu na celu uzyskanie przez pana spokoju ducha. Wie pan coś o tym?
- Kazali mi znormalnieć - wymamrotał zażenowany agent.
- Mógłby pan powtórzyć?
- ZNORMALNIEĆ mam...
Śmiech rozległ się w jego głowie, pogrążając agenta jeszcze bardziej.
I zaczęła się nauka od prostych, pozornie nie powiązanych ruchów, przypominających połączenie yogi z tańcem. Nauka szła chlopakowi dość szybko, więc zaraz przeszedł do płynnych ruchów z "miszczem", jak postanowił go nazywać. Płynny taniec, przerywany czasem potknięciami po chwili zmienił się w okładanie się długimi kijami, choć dalej nie stracił nic ze swego piękna. Pogrążeni w niejakim transie mężczyźni poruszali się płynnie niespełna dwadzieścia cztery godziny, aż do kolejnych zajęć.
_____
Płynął. Tratwą po rzece kończącej się wodospadem, ale nie zmienia to faktu, że płynął. A miecze wraz z nim.
- Mają być przedłużeniem pańskich rąk, panie Yume. Musi je pan poznać, przytulić, zespolić się z nimi, pokochać, znienawidzić...
- Przepraszam, ale czy jest miszczu jakimś fetyszystą?
- Nie zmienia to faktu, że jestem jednym z najlepszych i najskromniejszych nauczycieli. Wracajmy do ćwiczeń.
I płynął dalej. A miecze wraz z nim. Wirowali dookoła w pięknych i śmiertelnym tańcu, którego równowaga aż powalała Shadowa. Walka z przeciwnikim-cieniem szła stosunkowo gładko, jednak sam Cień bał się, że w przypadku walki z prawdziwym przeciwnikiem może nie pójść tak dobrze. Gdy wspomniał o tym nauczycielowi, usłyszał tylko "później" poparte tajemniczym uśmiechem.
_____
I tak sesje powtarzały się jedna po drugiej, zarówno prywatne, które jakimś cudem wprowadzały powolne zmiany w psychice Shadowa, uspokajając i układających mu wszystko w głowie, jak i ogólne, które cieszyły przede wszystkim oko. Przed zakończeniem szkolenia jednak został poproszony o przyjście w niestandardowych godzinach do malutkiego, mieszczącego się na obrzeżach miasta dojo.
Cięcie przecięło powietrze zanim zdążył zareagować. Zaledwie dzięki szkoleniu udało mu się uchylić kładąc ciało plecami na deskach parkietu, gdy płasko poruszające się ostrze mknęło w stronę jego brzucha. Nie był to jednak koniec przygód. W ruch poszło wakizashi, które z zabójczą precyzją cięło z góry, zmuszając agenta do od turlania się na bok i błyskawicznego wstania. Kończąc oddech wyciągnął przytroczony do uda nóż i blokując powracającą katanę.
Oczy walczących zetknęły się, przekazując pomiędzy szermierzami determinację i chęć walki. Momentalny odskok Cienia i wyszarpnięcie kosztowało go cenne sekundy i zepchnęło do defensywy w stosunku do bardziej doświadczonego nauczyciela, którego wymierzane z chirurgiczną precyzją cięcia odbijały się od broni dzierżonych przez ucznia. Był jednak dla niego zbyt wolny i po chwili walka wyrównała się, przypominając z boku szaleńczy i precyzyjny taniec, w którym dwóch, pozbawionych uczuć szermierzy wymieniało uwagi i wytykało sobie błędy, tnąc i blokując następujące po sobie ciosu. Magia walki ukazywała sedno stylu dwóch mieczy równowagi - bezustanną i nieprzerwaną wymianę, której przerwanie mogło grozić tylko jednym. Śmiercią.
Miecze skrzyżowały się raz jeszcze, a szermierze przywarli do siebie spoconymi czołami siłując się w wyrównanej walce, której żaden z nich nie mógł wygrać. Oklaski i dwa uśmiechy, poparte zaraz szczerym śmiechem rozświetliły salę. Szermierze ukłonili się sobie, a w następnej kolejności widzom, którymi były - a jakżeby inaczej - ładne panie z kursu yogi. Zmęczeni, ale i szczęśliwi z pomyślnego ukończenia kursu Cienia mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, pieczętując tym samym rodzącą się między nimi przyjaźń i braterską miłość.
- Co teraz? - spytał pełny nadziei Shadow.
- Teraz, mój drogi uczniu, wyruszysz w świat, aby nieść równowagę.
Pompatyczne słowa niosły jednak za sobą niebywałą moc i wiarę w możliwą naprawę świata. Cień przypomniał sobie co uczył się o Khazarze, jego mieszkańcach i ich filozofii oraz budownictwie, które polegało na łączeniu tego co najlepsze z nowoczesności z tym, co daje nam matka natura. Nic dziwnego, że khazarczyk przybył na sanbetańską ziemię, by uczyć się i nauczać tak szlachetnej sztuki walki, niejako hołdującej khazarskiej myśli.
- Obiecuję poświęcić się i doskonalić w technikach, których mnie nauczyłeś, rozwijać je i siebie. - Pierś Shadowa aż uniosła się z dumy po wypowiedzeniu tych słów.
- Leć lepiej wziąć prysznic, chyba że chcesz przegapić lekcję - zaśmiał się khazarczyk. Odniosło to oczekiwany efekt - Cień pognał w głąb dojo, aż się za nim kurzyło.
_____
- Wróciłem! - wykrzyknął od wejścia Cień, wywołując zażenowane, przerażone i przepełnione nienawiścią spojrzenia. - Gdzie jest Ruda? - zapytał siedzącego na stanowisku portiera człowieka. - I gdzie jest ten... Murphy? Był taaaaki słodki. - wykonał serduszko dłońmi.
- Ruda jest w pokoju przesłuchań, tym drugim. - odpowiedział rozpoznając znajomy głos. - Rozmawia z jakimś facetem co to sobie wymyślił, że niezależną stacje otworzy. A Murphy wyleciał po akcji "cicho i skutecznie".
- "Cicho i skutecznie"? - zapytał zbity kompletnie z tropu.
- Tej po której cała serwerownia była do wymiany i nic się nie zapisało.
- Ale dlaczego cicho? Przecież wtedy pół miasta się obudziło, a nawet był spektakularny pościg w moim wykonaniu i nie tylko!
- Mnie się nie pytaj... Krążą plotki, że sam Mai w konsultacji z agentem Tekkey'em wymyślił tą nazwę.
- To... To ten, dzięki. Ja lecę.
- Trzymaj się - powiedział portier podnosząc wzrok. - Zaraz, to był Shadow? I niczego nie rozwalił? - zapytał powietrze niezwykle zdumiony. - Chyba powoli wariuję. Nie dziwię się już ani Rudej, ani Mai...
Wpadł do sali, przerywając monolog Rudej, której żyłka już pulsowała na czole.
- O. Shadow. Weź się raz na coś przydaj i wytłumacz temu panu, tylko tak dobitnie czemu nie może działać niezależnie. Nie mam szans na tego... Eh.
- Nie może pan - powiedział Shadow, przysiadając się do stołu obok rudej. - Zrozumiał pan?
- Ale dlaczego?
- Bo jak nie to... - i przejechał ręką w charakterystyczny sposób po swojej szyi.
- Pójdziemy się napić?
Młodzieniec schował twarz w dłoniach.
- Gdzieś ty się uchował człowieku. Nie. Chodzi o... - i powtórzył gest.
- A...! Zabijecie mnie. Ale ja się nie zgadzam! Ja nie wierzę w tą waszą siatkę szpiegowską, która obejmuje całe państwo!
- A kto tu mówi o jakiejś siatce szpiegowskiej.? Wyrażam tylko opinię Optimy. Jako ogółu.
- W kontrolującą wszystko Optimę też nie wierzę...
- Jakoś nieszczególnie przeszkadza nam to istnieć. To co, umowa stoi? Współpraca z nami, albo nic nie dostaniecie.
- A jeśli powiem, że nie?
- Nie warto. Mam zabawną puentę na każdą okazję. Ale to chyba nie ty jesteś mózgiem tej operacji, jej szefem, co?
- A to dlaczego? - zapragnął wiedzieć.
- Taki wizjoner jak on nie przybrałby nawet na moment tak głupiego wyglądu. Od razu zażądałby operacji.
- Jak mój szef?
- Jak ty - wyjaśnił Cień. |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,17 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|