6 odpowiedzi w tym temacie |
»Sorata |
#1
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 25-07-2013, 21:50 [Sorata] Zew Krwi
|
Cytuj
|
Preludium
Tenri , Khazar
24 Lipca 1613, 2 AM
Ryczę. Słuchawka telefonu wali z hukiem o ścianę rozbryzgując się na kilkaset plastikowych kawałków, roztrzaskując położone w ostatnim tygodniu stylowe drewniane panele. Za ścianą wybuchają pierwsze oznaki irytacji przebudzonych gości.Ledwo to rejestruję skacząc przez okno. Teraz cieszę się, że niewielki hotel niedaleko Koloseum to nie moje koudarskie mieszkanie, ale lot i tak chwilę trwa . Milcząca ale niesłychanie potężna świadomość Bestii momentalnie zalewa moje ciało, więc wytrzymuję pierwsze zderzenie i płynnie przechodzę do kolejnego skoku. Wykorzystuję liczne parapety, gzymsy i latarnie Tenri. Zaskoczeni nocni spacerowicze chwilę wcześniej wietrzący opary imprezowego alkoholu, teraz przytomnieją i wpatrują się we mnie skołowani . Pieprzę ich. PRem będę martwił się później. Spokojne blaski obrośniętych porostami kryształowych pryzmatów rozmywają się w smugi . Przyspieszam.
***
Różne uczucia wirują we mnie tak chaotycznie, że nie mam czasu nawet ich identyfikować. Jak we śnie wpadam do jej mieszkania i mijam trzech goryli. Zaglądam do każdego pokoju na każdym piętrze ale Nayati oczywiście tu nie ma. Przetrząsam nawet zakurzone pudła w piwnicy. Prawie słyszę mechaniczny głos instruktora z wojska To nie są ćwiczenia! To nie ćwiczenia!.
- Kur.wa! – wszystko we mnie wrzeszczy, płacze, szarpie i wyje, więc robię jedyną pasującą do sytuacji rzecz.
- Gdzie ona jest?! – walę raz po raz błyskawicznie schwytanym ochroniarzem w ścianę, ale ten nie odwzajemnia rozognionego spojrzenia ani ataku. Opuszcza ręce i przyjmuje łomot. Wie, że zawiódł. Dwaj jego kumple też tylko stoją wpatrzeni w dywan. Dopiero teraz czuję chłód wpuszczonego przez mnie nocnego powietrza. Chcę puścić ale szpony palców nadal zaciskają ciasno kołnierz mężczyzny. Zmuszam się do rozwarcia dłoni. Trzęsą się jakbym miał jakiś atak. Słodkie duchy. Mają ją. Nieważne kto. Znajdę i zarżnę, jeśli ją skrzywdzili…Stop! Emocjonalny bunt , wcześniej ukierunkowany przeciwko rzeczywistości bez Nayati, wyostrza się. Zaczynam rozważać opcje. Porwanie. Nie ma ciała. Sanbetsu? Babilon? Prywaciarze? Wciągam głęboko powietrze, smakując ulotne zapachy, łapiąc każdą cząsteczkę w olbrzymim promieniu. Po chwili wiem. Łapię ulotny zapach perfum . Jeden facet . Wyrywam przesiąkniętą jego zapachem kartkę z ręki jednego z szamanów i czytam. Szantaż. Żyje. Chyba… Fala nadziei prawie mnie obezwładnia. Kolana mi miękną i zauważam, że mam na sobie tylko spodenki od piżamy. Pięknie Skupiam się z powrotem na ważniejszych rzeczach. Brak śladów włamania. Wpuściła go? Znajomy? Nie. Ochrona by go nie puściła. Ten, któremu wyrwałem kartkę mówi coś i wskazuje mi niewielki drewniany wiatraczek, zdobiony zawijasami nieznanego mi pisma. Na pewno nie należał do Mni. Brakuje na nim jej zapachu. Doskakuję szybko i delikatnie zawijam go w stołową serwetkę. Rychło w czas. Słyszę już szybko jadące samochody tajniaków. Teraz przyjechali. Ich też pieprzę. Czas uciekać. Trop mam. Teraz tylko poczekać na potknięcie ofiary.
***
Omijam klientów drogerii jak wtopione w beton słupki parkingowe. Lekko podstarzały ochroniarz niezdarnie gramoli się z ziemi, starając nie zrzucić jeszcze większej ilości towaru z półek. Zapach tamtych perfum udaje mi się zidentyfikować przy pięćdziesiątym szóstym flakoniku. „Desafiar”? Ha, ładnie się złożyło. Miejmy nadzieję, że okaże się wyzwaniem. Po tym wszystkim, lepiej będzie jak zniszczę go powoli. Ściskam w ręku pozostawiony przez porywacza wiatraczek. Delikatnie, rzecz jasna. Byle nie uszkodzić. Sprzedawczyni patrzy na mnie jak na jakiegoś obłąkańca. Wybucham śmiechem, a meandry mojego mrocznego umysłu odpowiadają mi znajomym głosem.
-Giń! Giń! Giń!
„Desafiar” - hiszp. wyzwanie. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»Sorata |
#2
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 26-07-2013, 19:23
|
Cytuj
|
Żmudne grzebanie w starych archiwach nigdy nie było dla mnie przyjemnością. Teraz, gdy zdrowie, a nawet życie Mni jest niebezpieczeństwie, stało się absolutnie zbędnym wysiłkiem. Uruchomiłem wszystkie kontakty, które przyszły mi do głowy. Wymogłem dopełnienie najdrobniejszych nawet przysług. Moja sytuacja jest już powszechnie znana bo przecież agenci rządowi uwielbiają głuchy telefon. Przełykam jednak dumę, bo przyłączające się z sympatii osoby to dodatkowe oczy do przeszukiwania setek terabajtów danych.
- Kiedy to się skończy będę miał od groma długów – uświadamiam sobie. Poszukiwania informacji na temat kokketsu i wszystkich Gabrieli z brudem w papierach trochę potrwają. Skupiam się więc na tajemniczym wiatraczku. Zaklinam telefon, żeby w końcu zaczął wibrować ale nie umiem się doczekać upragnionego połączenia. Wracam więc w miejsce gdzie zostawiłem drewnianą zabawkę - do muzeum. Tamtejszy kustosz – Vignar Biały od dawna ze mną współpracuje. Często podrzucam mu różne ciekawostki z podróży, których jego państwowa pensja nigdy by nie sfinansowała. Kiwa mi głową na powitanie i odzianą w lateks dłonią wskazuje na leżący na folii wiatrak.
- Żadnych ukrytych przekazów. Spektrometr też nic nie pokazał - wygląda na zawiedzionego - To tylko odpustowa zabawka sprzedawana w Babilonie. Tradycyjnie wyrabia się je na niewielkiej wysepce – pomaga sobie notatkami – Sion, południowo wschodni brzeg kontynentu. Nie wiem czy akurat ten stamtąd pochodzi bo na rynku jest ich całkiem sporo.
- A słowa? Przecież widzę, że to pismo, mimo że umiem go odczytać – czepiam się ostatniej deski ratunku.
- To bezsensowny bełkot. Zbitki ładnie wyglądających literek. To wszystko. Przykro mi – słyszę szczery żal w jego głosie. Dziękuję i wychodzę. Jego słowa odbijają się echem w mojej głowie. Staram się zrozumieć o co chodziło gościowi gdy zostawiał ten wiatraczek ale jedyne co mi przychodzi do głowy to … zaproszenie? A więc odpowiedzmy. Jedno nie daje mi spokoju. Czemu ja? Czy było tak łatwo we mnie uderzyć? Czy to tylko wyrafinowany podstęp? Nie pozwalam sobie na stratę czasu. Zabukowanie lotu do Sheolu nie jest specjalnie trudne. O prom na wyspę będę się martwił na miejscu – marynarzom pewnie nie zaśmierdł jeszcze pieniądz, choćby khazarski.
- Pokojowe czasy – chce mi się śmiać. Niby nie naparzamy się już z Babilonem jak dwa psy o smakowitą kostkę, ale gdzieś w tym gnieździe zarazy siedzi pokraka, która porwała moją kobietę. Czas rozpoznać teren. Rozważyć opcje. Zapolować.
***
Najbliższy lot do Babilonu jest dopiero za kilka godzin. Nie chcę spędzić ich bezczynnie na terminalu, stres mnie wykończy jak choć na chwilę się zatrzymam. Cały czas obracam w głowie niewykorzystane jeszcze opcje. Dwie zdążę puścić w ruch przed wylotem. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
Ostatnio zmieniony przez Sorata 15-08-2013, 09:19, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
»Sorata |
#3
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 15-08-2013, 09:27
|
Cytuj
|
- Straciłem już za dużo czasu- myślę, ale nie umiem zdobyć się na zawrócenie z obranej drogi. Zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele ryzykuję, żeby teraz desperacko zmieniać plany. Jesteśmy już całkiem głęboko pod ziemią, a przepustka otrzymana od King Vipera otwiera mi coraz to nowe drzwi. Dwaj przymusowi pomocnicy próbują za mną nadążyć, nadal zaskoczeni całą sytuacją. Ledwo pięć minut temu pomachałem zdobytym upoważnieniem przed nosem ich przełożonego. On też nie wyglądał na zadowolonego. Ich pech. Nie mam zamiaru spędzać kolejnej, choćby jednej bezproduktywnej minuty. A za ten kawałek plastykowanego papieru i tak już zapłaciłem większością bardzo ostatnio cennego czasu. Wyjaśniam technikom czego szukam i staram się przy tym podać jak najwięcej detali.
- Rozpoznajcie teren i zbierzcie do analizy tyle osób ile się da. Zadzwonię wieczorem - tak będzie dla mnie najwygodniej. I tak mam małe szanse, żeby wrócić z Sanbetsu. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»Sorata |
#4
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 21-08-2013, 16:19
|
Cytuj
|
Jestem tak spięty, że nawet na wygodnym fotelu samolotu czuję się jak na nabitym ćwiekami, drewnianym krześle. Wybijam nogami nerwowy rytm i z trudem zwalczam pokusę by nie wspomóc się alkoholem, który tak ochoczo proponują stewardesy. Jak się zastanowić, podłapałem to chyba od Frosty’ego i Słuchacza. Jeśli jest bardzo źle, umiejętnie dozowany alkohol pomaga spojrzeć z innej perspektywy. Teraz prawdopodobnie tylko by mnie otępił. Potrzebuję jasności umysłu bardziej niż zwykle ale uparty sen nie przychodzi, skazując mnie na dodatkowe katusze. Ledwo mrużę oczy, a pod powiekami zaraz widzę kolejne obrazy torturowanej lub martwej Nayati. Po dwóch godzinach zmagań daję sobie spokój i obserwuję tylko współpasażerów. Lepsze wyczerpanie od szaleństwa.
***
Dzwonię do kraju zaraz po wylądowaniu. Zmrok zapadł już dawno, ale absurdalne zakazy linii lotniczych wymusiły wyłączenie telefonu. Połączenie jest zaskakująco szybkie. Jeszcze kilkanaście lat temu mozolnie przebijałbym się przez kolejne centrale, a dziś odbierają po pierwszym sygnale. Kochana cyfryzacja. Słucham relacji przez kolejne dwie minuty. I nie mam siły nawet na zadawanie pytań. Wychodzi na to, że szukam jakiegoś cholernego magika, który od lat wymyka się zjednoczonym wysiłkom czterech narodów.
- Dobre duchy, za co stawiacie te przeszkody na mojej drodze?
***
Jak zwykle elegancki, Kazuya Ishiro wygląda gorzej na ekranie niż w rzeczywistości. Jedna z zalet niewyobrażalnego bogactwa. Czuję się przy nim jak lump. Nie zmrużyłem oka od kilkudziesięciu godzin, a szybki prysznic w niewielkim hotelu nawet nie doprowadził mnie do względnie przyzwoitego wyglądu. Wizyta u fryzjera też niewiele pomogła. Z kłakami, które miałem od czasu Aramushy, pewnie nie wpuścili by mnie nawet na pokład samolotu. Krótkie kolce włosów, to niekoniecznie to od czego przywykłem, ale przynajmniej nie doprowadzi do nadmiernego zainteresowania moją osobą. Zresztą immunitet dyplomatyczny zobowiązuje.
- Jestem zaskoczony, że ma Pan czelność pokazywać się tutaj ponownie – odzywa się uprzejmie ale ze standardową pogardą. Chyba jeszcze nie wybaczył mi sposobu w jaki zawarliśmy ostatnia umowę. W takim razie lepiej się pospieszę.
- Ja również nie chcę marnować Pańskiego czasu. Przejdę więc od razu do rzeczy – podaję mu foliową torebkę – tutaj znajduje się fragment oplotu tsuby Strachu. To idealna replika, a wewnątrz znajduje się nadajnik sprzężony z tym tutaj odbiornikiem – podsuwam drugi, większy woreczek – chciałbym, żeby nadał Pan taką paczuszkę organizatorowi aukcji.
Po jego minie widzę, że kiedyś próbował czegoś podobnego. Pewnie też oberwał po paluchach. Trafiłem w dziesiątkę. Ludziom pokroju Ishiro lepiej nie wchodzić na ambicję. Nie przepuści okazji dopieczenia facetowi, który go lekceważy. A dzięki temu, że tym razem jest tylko pośrednikiem, uniknie formalnych podejrzeń.
Czas na ostatni szlif. Zrozumiałym jest, że granie desperacji wychodzi mi obecnie najlepiej. Jednak gdybym sobie pozwolił na najlżejszy wyciek prawdziwych emocji, "Rekin" Ishiro na pewno zwęszyłby tu krwisty befsztyk okazji.
- Nabruździł mi trochę ten handlarzyna i liczyłem, że dzięki naszej transakcji uda mi się go przyłapać. Ewentualny odwet uderzy we mnie, a potencjalne zyski trafią do Pańskiej kieszeni. Myślę, że to sensowna propozycja. Gdy już nie będzie taki nieuchwytny, trudniej mu będzie być niekorumpowalnym. - wyłuszczam mu o co mi chodzi i kończę porozumiewawczym uśmieszkiem. Nie powiem, wygląda na całkiem zadowolonego. Patrzy nieobecnie i zdaję daję sobie sprawę, że wbrew moim gorącym oczekiwaniom, jego decyzja trochę potrwa. Historyjka jest dosyć prosta ale to świadczy raczej o jej sile. Każdy megaloman jest ślepy na najprostsze kłamstwa. Szczególnie te okraszone niewielką dozą pochlebstw i odwołaniem się do chciwości.
- Nie będę dalej zawracał Panu głowy - kłaniam się, powstrzymuję skaczące emocje i spokojnie wychodzę, mimo że wewnątrz się gotuję.
***
Dookoła jest już ciemno, a jasne okno monitora przyciąga mój wzrok od kilku minut. W mojej skrzynce odbiorczej miga 1 nieodebrana wiadomość z fałszywego adresu.
Koniec nadawania w Omoi Munashi.
- No, pięknie - broker postanowił sobie zamieszkać w fortecy nie do zdobycia. W czasie, który mi pozostał, nie mam najmniejszej szansy się tam dostać, nie mówiąc o wyłuskaniu jednego człowieka. O ile broker to jedna osoba. Heh. I kilka dni śledztwa leży. Chyba, że…Sięgam do beepera by sprawdzić, czy mam jeszcze sieciowy adres Kito Genkaku. Jego koneksje i szczególne umiejętności bardzo by mi się teraz przydały. Chociaż pewnie nie spodoba mi się cena jaką przyjdzie za to wsparcie zapłacić. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
Ostatnio zmieniony przez Sorata 21-08-2013, 16:19, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
»Sorata |
#5
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 26-12-2013, 12:52
|
Cytuj
|
Rozpacz
Zawiodłem. Mimo całego wytrąbionego podłego alkoholu, jestem jeszcze przytomny i świadomość porażki łupie mi pod czaszką, jak triumfalny marsz. Wóda zdziałała tylko tyle, że przeczyściła zatory w moim mózgu i zamknęła mnie w pułapce pamięci, jak na cholernej, kwitnącej łące wspomnień. Za chwilę znów mimowolnie przeskakuję na kolejny kwiat przeszłości.
Masz ten swój jedyny, wymarzony archetyp kobiety, którego nie potrafisz nawet porządnie określić. I dobrze. Na zdrowie. Najśmieszniejsze jest to, że i tak rzucasz go w cholerę, gdy już spotkasz odpowiednią osobę. Nawet się nie obejrzysz za siebie. Nie jest ważne czy lubisz małe czy duże piersi, drobne stópki, długie nogi, migdałowe oczy czy łabędzią szyję. O cechach charakteru nawet nie wspomnę. Wiesz, że jestem wzrokowcem. Wyliczać możesz tu sobie nawet setkami podpunktów. Po co? Jak dopadnie cię uczucie, możesz jedynie paść, wypiąć się i głęboko sobie wsadzić wszystkie dotychczasowe teorie. Z nami zaczęło się trochę nietypowo. Zamknięci nie tylko w pilnie strzeżonym obiekcie wojskowym, ale i w umysłach Manitou, trwaliśmy w zawieszeniu, reagując instynktowną agresją na każdy bodziec. Trzeba było naszego spotkania, żeby wrócić do własnych ciał. Oczywiście to też nie mogło być typowe. Sam najlepiej wiesz, że jestem chodzącym trupem. Nie mam najdrobniejszego pojęcia, ile mam minut przed sobą. Albo godzin. Może lat. Atypowa przeżywalność po ekspozycji na Venuris - tak to nazwali. A ja się cieszyłem jak głupi, że pierwszym co zobaczyłem po powrocie z twojego świata, były jej załzawione orzechowe oczy. Była przekonana, że zabiła kolejną osobę. Jakby „Zamach Tenryjski” w 1603 nie był wystarczającym ciężarem na jej barkach. Nayati na początku miała straszne wyrzuty sumienia i co dzień sprawdzała, jak się czuję. Siły mi wracały i w przerwach pomiędzy kolejnymi partiami eksperymentów, leków i szkoleń, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. No i w końcu stało się nieuniknione. Zakochałem się w swojej morderczyni. Mieli chyba jakąś mądrą nazwę na ten syndrom, prawda? Zresztą chrzanić…wystarczy spojrzeć na te loki i zobaczyć ten ukryty uśmiech. Każdy ci powie, że wygrałem los na loterii. Potem poszło już z górki. Wszystko inne przestało się liczyć. Kolejna szpryca? Proszę bardzo. Testy wysiłkowe? Ależ oczywiście. Zaczęły się płomienne deklaracje szeptane urywanym głosem, wtłaczane pocałunkami przez jej usta, żeby zwiększyć skuteczność miłosnych zaklęć. Na wpół żartobliwie zabroniłem jej opuszczać moje ramiona. O dziwo, wytrzymała całkiem długo i to ja pierwszy musiałem iść się odlać. Ot, proza życia. Ostatecznie musieli połączyć nasze cele. Wzorowym zachowaniem wytargowaliśmy nawet wyłączanie kamer podczas naszych spontanicznych aktów radosnego ekshibicjonizmu (Fuj). Przynajmniej w teorii. Do teraz jestem przekonany, że jeden lub dwóch laborantów zmajstrował sobie z naszej aktywności domowe porno. Jakoś tak trzyma się mnie stereotyp chudego, pryszczatego gościa w okularkach, zamiatającego podłogę przydługim fartuchem. Wolę nie wyobrażać sobie reszty. Jak nas wypuścili, byliśmy już nierozłączni.
„Bratnie dusze”. Sformułowanie przedziera się do mojego mózgu opornie, przez gęsty lepki, alkoholowy opar. I dopiero teraz jestem w stanie sprecyzować ten ostatni wytwór szalonego, przemęczonego mózgu. Desperacko wierzę, że przez to nieszczęsne zatrucie lata temu, umrę dokładnie w tym samym momencie co ona. Wraz z zamknięciem kanału dostępu dla Venuris, połączenie zostałoby przerwane i jej trucizna zabrałaby mnie w ślad za Nayati. „Zamknięcie kanału dostępu”. Oż, kur.wa chłopie, ładne ukulałeś określenie dla śmierci Mni. Brawo! Salutuję sam sobie pustą butelką i sięgam niepewnie po następną. Niezależnie od definicji, czepiam się tej myśli rozpaczliwie i obracam ją na wszystkie strony starając się racjonalizować tą kruchą nitkę bezsensownej nadziei. Ja żyję, więc ona też. Moja Mni.
Skąd wzięło się to pseudo?
Wspomnienie buduje dookoła mnie wyjątkowo dokładną replikę mojej celi. Siedzimy z Nayati objęci w rogu, ociężali po wyjątkowo obfitej kolacji. Jest jak żywa. Mimo, zę zdaję sobie sprawę z ułudy, nie jestem w stanie powstrzymać się od muśnięcia pachnących, kasztanowych loków.
- Jak ogień i woda – szepczę pieszczotliwie w jej odsłonięte ucho.
- Czy ja wiem... – komplement odniósł odwrotny skutek - jakieś podobieństwa istnieją – lekko się odsuwa i patrzy na mnie badawczo. Nadal jednak obejmuję ją w talii. Drobne zwycięstwo.
- W takim razie płynny ogień i ognista woda? – zaczynam niepewnie. Bardzo nie chcę, żeby teraz zaczęła wyliczać różnice.
- Porównujesz mnie do alkoholu?! – odpycha mnie mocno. Wystarczająco, żebym stracił wątek. Ile już razy przy niej zastanawiałem się co powiedzieć?
- Mówisz, że jesteś uzależniająca? – wypaliłem wtedy bez dłuższego namysłu.
- Nieźle wybrnąłeś – chichocze rozbawiona - Niech będzie Mni. Peta i Mni. Ładnie – na zgodę kładzie pieczęć pocałunkiem. Peta. Ogień. Mi też się podoba.
Wspomnienie alkoholu przebija się do rzeczywistości i sięgam po kolejny łyk. Nawet palenia w gardle już nie czuję. Po chwili wir wspomnień wciąga mnie jeszcze dalej.
Nie chodzi o to, że człowiek składa się tylko z pewnego zestawu umiejętności, celów i pragnień. Będąc kompletnym laikiem, zbiera pewien, oczywiście mocno ograniczony zasób słów. Mogę sobie teraz teoretyzować, że taki, a nie inny splot przypadków postawił mnie na tej drodze. Świadomość siebie bywa takim samym zaburzeniem jak jej brak. Chyba zdawałeś sobie sprawę z tego sprawę, kiedy odciąłeś mnie na te kilka miesięcy. Udokumentowano przypadki sawantów o bardzo szerokich spektrach wyspecjalizowania. Nie mówię, że jestem jednym z nich. Ale dzięki Tobie mam szansę. (A..ha…jasne)
Trudno powiedzieć, czy ingerencje tak rozległych i odmiennych, że wręcz amorficznych umysłów Manitou, pozwalają na poszerzenie perspektywy szamana, czy wręcz przeciwnie - szarpią kruchą jaźnią człowieka jak kukiełką w odwiecznym teatrzyku cieni. Pierwszy kontakt uczy przede wszystkim pokory. W jednej chwili jesteś władcą świata, członkiem rasy panów, bez zastanowienia biorącym i bezkarnie analizującym wszystko w zasięgu dłoni. Po pierwszym muśnięciu większości Manitou, możesz mówić o porządnym szczęściu, jeśli nie zeszczasz się w spodnie i nie odgryziesz sobie języka w ataku padaczki. Przeciążone neurony płoną bólem tak straszliwym, że wszystko co do tej pory czułeś zdaje się wspaniałym wspomnieniem tysiąca orgazmów. Rekonfiguracja ciała dla wymogów twojego przyszłego Towarzysza... Jakbyś się nie starał tego ubrać w trudne, pseudonaukowe słówka, ostatecznie sprowadza się do tego, że czujesz się jak przyciasna rękawiczka, w której ktoś właśnie próbuje zaparkować osiemnastokołowca. Niezbyt przyjemne…
- Subtelnie – zaduma Wilka ocieka sarkazmem - Fenris nie obraź się. Wiem, że cierpisz itp. Wszystko ładnie i pięknie, ale ja to wszystko już wiem. Scalenie umysłów, mówi ci to coś? Po co mi o tym znowu opowiadasz?
Patrzę wiec na mojego wyjątkowego, futrzastego psychologa. Pozawymiarowe bydlę o rozmiarach tankowca zawieszonego w bezmiernej pustce kosmosu. Mojego osobistego osiemnastokołowca do kwadratu. I uśmiecham się do tej zdegustowanej mordy.
- Ponieważ, mój kudłaty amigo, gdyby nie ty, nigdy bym jej nie poznał. W każdym znaczeniu tego słowa. Nie wiem czy bardziej jestem ci wdzięczny, czy cię za to nienawidzę. Z całą twoją mocą i szarpaniem za moje sznurki, nie mogłeś, tępy zwierzaku, odciągnąć mnie od tego kontaktu…Spier.doliłeś i tyle.
Milczy. Ha! Miałem rację. Trzeba to opić. Niestety nastrój na alkohol jakimś cudem już mi przeszedł. Ciekawe czy transformowany żołądek jest większy?
- Ani się waż!
Teraz się odezwał… Ignoruję marudę. Hmm co tak capi? Ulało mi się czy jak? Nie mam ani siły ani ochoty, żeby po sobie posprzątać. Zresztą wnioskując po zatęchłym smrodzie to nie pierwszy raz.
Odpływam powoli w bezmiar alkoholowej spiączki. Mózg człowieka jest wspaniale skonstruowany. Tak jak prawie całkowicie zapomniałem o przeszywającej intensywności bólu Połączenia, tak zapomnę o wydobytych wspomnieniach, tej rozmowie, i spaniu we własnych rzygowinach. Co prawda uzupełnię sobie luki w pamięci, mniej lub bardziej subtelnymi wytworami mojego własnego umysłu. Nigdy jednak nie poczuję już takiego zestawu emocji. Zresztą jak się obudzę, ból tęsknoty wróci, spotęgowany przez wyrzuty sumienia i straszliwego kaca. I po co mi to było?
~~~~~~s~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~z~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~u~~~~~~~~~~~k~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~a~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~j~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~t~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~e~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~g~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~o~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~c~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~o~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~n~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~i~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~e~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~w~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~i~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~d~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~o~~~~~~~
~~~~~~~~~~~c~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~z~~~~
~~~~~~~~~~~n~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~e~~~~~~~~~~~~~~
***
- C..co ty robisz - wybełkotał wpół przytomnie wrak człowieka. Impulsy nerwowe, skołowane krążącą w organizmie obcą chemią zatrzepotały nerwowo kończynami, nie potrafiąc zdobyć się na żaden więcej przejaw buntu.
Z wyczuciem mistrza neurochirurgii, Wilk zagłębił się w miękkim ciele. Odciął świadomość podopiecznego, a ze zmysłów pozostawił tylko wzrok i namiastkę czucia. Delikatnymi muśnięciami pobudził przysadkę, tarczycę i nadnercza. Kontrolowany organizm zalała kojąca fala hormonów. Najpierw nieśmiały, a po chwili rozszalały strumień adrenaliny, rozszerzył możliwości ingerencji. Podwojona produkcja ATP w mgnieniu oka spaliła rezerwy organizmu ale umożliwiła dalsze działanie. Dzięki temu, między innymi wątroba dostała nowy zastrzyk energii do szybszego przetwarzania i regeneracji.
-Wstawaj - szarpnął ludzkie ciało do pionu i poczłapał do łazienki. Kolejne czynności Wilk wykonał mechanicznie, nie potrafiąc się nadziwić słabości ludzkiej hydrauliki. Ciekawiło go, co by na to powiedział Fenris. Ostatnimi laty przyzwyczaił się do swojego nosiciela bardziej niż ośmielał się to przyznać. Może nawet go polubił. Gdyby tylko dumny człowiek zobaczył teraz siebie, siedzącego w ubrudzonej po płukaniu żołądka wannie, z rurką od prysznica w tyłku ( dla nawodnienia oczywiście)... sama myśl o jego reakcji wywołała szeroki uśmiech na pysku manitou. Po zakończonej toalecie Opiekun pociągnął jeszcze mokre ciało do sypialni i pozwolił mu opaść na czystą pościel. Wreszcie, z nietypową czułością, otulił kruchą istotę gwiezdnym dywanem i zabrał na czterdziestoośmiogodzinną przejażdżkę po własnym świecie. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
Ostatnio zmieniony przez Sorata 04-10-2016, 16:13, w całości zmieniany 7 razy |
|
|
|
^Genkaku |
#6
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 17-10-2014, 13:29
|
Cytuj
|
Więcej!!! Ja chce więcej!!! Trochę późno się zabrałem do komentowania, ale lepiej późno niż wcale
Mega klimatyczne opowiadanie. Świetnie opisane wewnętrzne rozterki bohatera, jego historia i dlaczego tak bardzo zależy mu na Mni. 10/10 |
|
|
|
»Sorata |
#7
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 22-03-2015, 16:33
|
Cytuj
|
Wilcza Paszcza, Khazar
02.02.1615
Tropikalne powietrze przedostaje się przez filtry i czule gładzi mój nos. Dziwne uczucie - znaleźć się znowu w Khazarze. Nawet spotkania z Genkaku w anonimowych czeluściach terminalu nie dawały mi takiego uczucia obcości. Gdy automatyczne drzwi rozsuwają się z sykiem, łapię się na zdziwieniu, że nie oczekuje mnie egzekutorski komitet powitalny. Czemu mnie to nie cieszy? Bez humoru wsiadam do pociągu na pobliskim, odpicowanym pod turystów peronie. Podróż do Yury jest nudna, wręcz jałowa. Nawet gdy przez okna widzę już fantazyjnie zdobione, upstrzone neonami piramidy lokalnych kasyn, jedynym, co mnie zajmuje, jest myśl, że się sprzedałem.
Pod pozorami czystości miasto jest brudne. Pieniądz wycisnął na nim znane każdemu utracjuszowi piętno. Każdy praworządny obywatel, którego mijam, to zmęczony imprezowicz uciekający od swojego własnego nudnego życia. Jednonocni zwycięzcy przemieszczają się wynajętymi limuzynami, raz w życiu osiągając format gwiazd małego ekranu. Też mi wyczyn. Każdego z was mógłbym zabić, głupie, małe, szare ludziki. Nawet byście nie zauważyli. Ale moglibyście zabić mnie – przyznaję uczciwie. Z tym, że przyszłoby to wam trudniej. Nienawidzę was.( A może siebie? – ulotnie podpowiada niematerialny głos) Skąd we mnie tyle jadu? Wyciszam się z trudem dopiero przed wejściem do położonego w cieniu muru granicznego lombardu, który z daleka razi oczy charakterystyczną franczyzową zielenią, znaną nawet poza Khazarem. To w tej sieciówce co roku miliony partaczy zaślepionych obietnicą szybkiego zarobku zastawia oszczędności całego życia. Najczęściej po to, by szpanować bankructwem o poranku. Nie mój problem. Nie bawię się w hazard. Jednak trzeba być kompletnym idiotą, by stawiać wszystko na jedną kartę. Sam tak zrobiłem…
W środku już mnie oczekują. No tak. W końcu jestem gońcem samego wszech.jebliwego Ishiro. Trzeba podopinać ostatnie guziki koszul i wypastować buty. Mężczyzna, który do mnie podchodzi, nie ma w sobie nic z blichtru, który przesyca moje cyniczne wyobrażenia. Widać, że czuje się doskonale w dopasowanym garniturze, a każdy jego ruch świadczy o wielkiej władzy.
- Vrenard - przedstawia się krótko - może być Gearlan. Ermm...Cień, jak mniemam? - głupia ksywka ledwo przechodzi mu przez gardło. Choć chcę wybuchnąć śmiechem, potwierdzam z kamienną twarzą. Na czas współpracy z półświatkiem przybrałem kryptonim, a imię mojego ptaka było pierwszym, jakie przyszło mi wcześniej do głowy. Jak w kiepskim filmie szpiegowskim. Zdecydowanie wolałem tożsamość Szpona z walk na arenie. Ale nie przyjechałem tu myśleć nad savoir vivre’m. Każda nitka instynktu krzyczy do mnie, że mam zabić człowieka.
- Co to za jeden? - zimna fasada, gorące wnętrze. Jak na szkoleniu.
- Aramir Pagane - oficjalnie wicekomendant Yurańskiego Departamentu Policji. W rzeczywistości zdradziecki parch wybrany lata temu dzięki pośredniej interwencji pana Ishiro. Usiądziemy – wskazuje zaplecze.
- Musiało sporo kosztować. Pieniądze przeszły przez twoje biznesy? - oceniam wzrokiem mały ale bardzo luksusowy pokoik schowany w murze. To na pewno nie było tanie. Bezpieczniej byłoby nazwać go sejfem.
- Mojego poprzednika - uśmiecha się Vrenard nie bez satysfakcji - zaraz po obsadzeniu stanowiska w komendzie biedaczysko miał wypadek.
- Oczywiście - po raz kolejny zastanawiam się, z kim teraz pracuję - A co takiego zrobił Pagane?
- Standardowo. Chciał więcej pieniędzy i władzy. Póki nadzorował powodzenie interesów w Honkan i odpalał odpowiednią część zysku, wszystko było w porządku. Problemem stał się, gdy wyszło na jaw jego zamiłowanie do nieletnich dziwek w sieci moich burdeli. Zażądał jednego jako bonusu i bardzo nie spodobał mu się środkowy palec, jaki dostał w odpowiedzi. Z tego co wiem, dziewczyny są mi wdzięczne.
- Znane uzbrojenie? Zabezpieczenia? Ochrona? - erotyczne podboje celu nie interesują mnie ani trochę.
- Na pewno nosi kamizelkę. Zawsze chowa się w towarzystwie, a przemieszcza się wzmocnionym, opancerzonym samochodem.
- Większość ludzi rozluźnia się w domu - sugeruję - zupełnie niesłusznie co prawda, ale spróbuję tam. Gdzie mieszka?
- Zapomnij. Kiedy pękła bomba finansowa, Pagane przeprowadził się na obrzeża Yury. Mieszka w istnej fortecy - odremontował starą piramidkę. Do tego podpiął się pod dwudziestoczterogodzinną ochronę - ocenia mnie jakby się zastanawiając - słuchaj. Nadstawiłem uszu i nie wątpię, że mógłbyś to zrobić - przynajmniej jest realistą - Ryzyko, że ktoś powiąże cię z nami, jest zbyt duże. To po prostu trzeba zrobić w miarę cicho.
- Tak z biegu złapał rządową ochronę? - robi się coraz lepiej. Ishiro najwyraźniej chce mnie jeszcze trochę potestować.
- Nie było łatwo. Obstawiamy, że sfałszował zeznania, jakoby jakiś wielki boss chciał go sprzątnąć - Vrenard skrzywił się - pewnie nawet nie musiał ich fałszować. Jeśli prowadził z nim takie same interesy jak z nami, zdziwiłbym się, jeśli ktokolwiek znaczący w tym mieście nie chce go usunąć.
- Mówi się trudno. Ile mam czasu?
- Koniec tygodnia. A poważnie - lepiej, żeby zniknął choćby dziś. Jeszcze się nie złamał, ale lombardy już są pod obserwacją i to tylko kwestia czasu, jak zarządzi masowy nalot.
- Zrozumiałem. Subtelności na bok. Nie przetrzepią was szybciej, jeśli usunę go ot tak?
- Spokojna głowa. Nim ogarną ten burdel ponownie, już będzie bezpiecznie. Tylko się pospiesz.
- To już zależy od ciebie. Potrzebuję broni.
***
Lodowate krople lutowego deszczu spływają po liściach i przesączają się stopniowo nawet przez najmniejsze szczeliny w ubiorze. Pod nieprzemakalnym płaszczem spływam deszczówką. Bateria kombinezonu nie ma szans poradzić sobie z odparowywaniem - ustawiłem ją na najmniejszą moc. Nie po to czaję się tu od godziny, by zdradziły mnie obłoki pary zrodzone z wygody. Zresztą dzisiejsze czatowanie ma w sobie coś z oczyszczającej kary. Jest dla mnie powrotem do korzeni. Tylko ja i cel. Nawet broni dużo nie wziąłem. Nóż i łuk - podstawowe narzędzia w Silangang Aso Angkan (które, nawiasem mówiąc, w rekordowym tempie wyrzuciło mnie z szeregów). Z jednym drobnym ustępstwem - dzięki nowoczesnym technologiom nie muszę się martwić o zamoknięcie cięciwy czy lotek. Broń jest prawdziwym dziełem sztuki wykonanym na zamówienie za wyżebraną z trudem zaliczkę. Klasyczne łuki bloczkowe są w stanie osiągnąć siłę strzału broni palnej. Problem w tym, że mało kto ma tyle pary w ręce, by taki łuk naciągnąć. A nawet najsilniejsze bloczki postawione przy moim potworze zdają się być posklejane z patyków. Najnowsze kompozyty, grafenowe sploty trzech cięciw i strzały z litej stali. Jest tak śliczny, że prawie go nazwałem już przed pierwszym przestrzelaniem.
Kredyt na poczet zlecenia ledwo wystarczył, a koleś, który mi to cudo załatwiał, patrzał na mnie jak na przygłupa. Heh.
- A nie łatwiej skorzystać z normalnych pukawek? - oczywiście musiałem trafić na pasera-idealistę - mam tu takie cacko - sięga za siebie - Odpowiedni kaliber. Amunicja p-panc., laserowe namierzanie z czujnikiem temperatury. Wzdycham ciężko. Pewnie, że z tym cudem byłoby łatwiej... Tyle, że snajper ze mnie, jak z (nie przymierzając) koziej dupy trąba. Ale i tak w milczeniu podziwiam ten i dwa kolejne karabinki, które z dumą prezentuje. Obcym lepiej pokazać ekscentryzm niż niekompetencję.
Znów zbaczam z myślami. Kur.wa! Źle ze mną. Mordowałem na zlecenie rządu. Agentów, gangsterów, żołnierzy i duchy wiedzą kogo jeszcze (bo sam wszystkich nie pamiętam). Zamorduję również za pieniądze Ishiro, choć wnętrzności skręcają mi się na samą myśl. Jestem w stanie to zracjonalizować, prawda? Więc dlaczego tak mi z tym źle? - ręka zdradziecko drży na majdanie, a strzała ślizga się w spoconej dłoni - Wcześniej znajdowałem motywację we wzniosłych uczuciach, które okazały się kłamstwem. Mni była moim kompasem moralnym. Dlaczego mnie opuściła?! Jestem zmęczony. Ile jeszcze takich oczyszczających momentów będę potrzebował? Z jednej strony cieszę się, bo to znaczy, że mimo mocy pozostałem człowiekiem. Z drugiej – czy to naprawdę taka dobra wiadomość? Z mutantami, Mitsukai i Akuma na świecie jest to gigantyczna wada.
Stop. Wdech. Głupie usprawiedliwienia...Teraz nie mam tak łatwo. Biorąc pieniądze za czyjeś życie, choćby to była taka szuja jak Pagane, wyznaczasz automatycznie cenę na swoje własne. (Ciekawe ile za mnie dają…) To wpuszcza pragmatyzm do pracy. Ostatecznie życie to życie - nieważne z jakiego powodu je odbierasz. Czyn definiuje osobę w dużo większym stopniu niż pobudka. Empatia – to, co zaczęło określać mnie jako człowieka - zaniknie. Teraz tego chcę. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że kiedy zmienię kiedyś zdanie, będę miał na tyle odwagi, by móc spojrzeć na siebie w lustrze. Może to trywialny monolog, ale czuję, jak stopniowo pomaga. Druga część mnie nie ma tyle cierpliwości.
- Po prostu żyj, głupcze - Manitou uderza mnie widmowym ogonem po twarzy - Jeśli pytasz jak, już robisz to źle.
Ma rację. Uspokajam oddech. Uspokajam ruchy - jestem w równowadze. Jesteśmy sami we wszechświecie. On, czyli ja i na odwrót. Powietrze z sykiem opuszcza moje płuca. Gdzieś na malutkiej planetce zwanej Tenchi wypuszczona z potężnego łuku strzała pokonuje kolejne metry do swojego celu. W zwolnionym tempie obserwuję, jak przenika blachę drzwi, kuloodporne wkładki i przechodzi przez ciało w krwawym spektaklu drobnych kropel. Nie mógłbym być bardziej spokojny. Nazywam się Fenris Nightthorn. Jestem mordercą. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
Ostatnio zmieniony przez Sorata 27-03-2015, 11:45, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 16
|