10 odpowiedzi w tym temacie |
^Coyote |
#1
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 18-09-2012, 19:35 [Poziom 2] Coyote vs Curse - walka 2
|
|
Legenda:
- Coyote (2610 Douriki)
- Curse (2415 Douriki)
Polowanie VIII: Krew w ciemności
- Nie interesują mnie żadne chrzanione miecze…
Rozejrzałem przez szybę budki telefonicznej, z której prowadziłem rozmowę.
- Miecze, katany, co za różnica? - Zapytałem lekko zirytowany. - Nie biorę takich zleceń.
Głos w słuchawce stał się nieco cichszy.
- Mobilizacja wszystkich szamanów w Sanbetsu, powiadasz... Nie dajesz mi żadnego wyboru.
Odwiesiłem niedbale słuchawkę i pchnąłem przeszklone drzwi, żeby wydostać się na powietrze.
***
Po walce z przeklętym "elektrycznym agentem" byłem nieźle poharatany: wstrząśnienie mózgu, strzaskana szczęka, rany po pociskach, złamania, otarcia i co tam jeszcze można sobie wymyślić. Gdybym nie był ulepiony z khazarskiej gliny, już pewnie leżałbym wygodnie w jakiejś sosnowej trumnie, zagrzebany kilka stóp pod ziemią. Przeżyłem jednak, a przez to musiałem pomyśleć poważnie o jakimś rozgarniętym lekarzu. Podobno w ojczyźnie jest kilku takich, ale przez zasiedzenie w Ishimie, nawiązałem znajomości praktycznie tylko tam. Żałosne, nieprawdaż? Wykonałem kilka telefonów i dowiedziałem się o Hiroto Yanace, słynnym łapiduchu higurskiego podziemia. Podobno doprowadzał do pełnej sprawności kompletne kaleki. Pobandażowany i prowizorycznie pozaszywany wsiadłem więc w samolot i udałem się do Sanbetsu.
Pełna rekonwalescencja zajęła mi prawie trzy miesiące, ale nie mogę powiedzieć, że byłem niezadowolony. Mieszkałem sobie w leśnej chatce, do której doktorek przyjeżdżał tylko co jakiś czas, żeby sprawdzić szwy i postępy w ćwiczeniach. Cisza, spokój, przyroda i ja. Żadnych wścibskich ludzi, żadnych pieprzonych mutantów, żadnych zadań z centrali. Ale spokój nie mógł trwać wiecznie. Coś mnie podkusiło, żeby opuścić samotnię i wrócić do cywilizacji. Hiroto podwiózł mnie nawet swoim samochodem, chociaż chyba o tym nie wiedział, bo siedziałem przycupnięty na tylnym zderzaku.
Załatwiłem kilka spraw i wróciłem do Khazaru. Pewnie siedziałbym tam do dzisiaj, ale pech chciał, że dotarły do mnie nieprzyjemne wieści. Hiroto Yanaka wpadł w tarapaty przez to, że pomógł komuś, komu nie powinien.
Wiedziony długiem wdzięczności powróciłem do Higure, żeby pozabijać prześladowców doktorka. Prosta sprawa, bo miałem do czynienia ze zwykłymi ludźmi. Kiedy chciałem wracać po skończonej robocie, skontaktowała się ze mną centrala. Wtedy wszystko zaczęło się chrzanić. Koniec sielanki.
Jakiś miecz... czy tam katana, jakiś grobowiec i potencjalnie wielu przeciwników. To się nie mogło skończyć dobrze. Gdyby nie to, że rozkaz wyszedł z samej góry, pewnie bym go olał i poszedł zaszyć się w lesie. Szczęka jeszcze mi nieprzyjemnie przeskakiwała i naprawdę nie miałem ochoty pchać się znowu do bitki. Ale kogo ja próbowałem oszukać? Byłem szamanem i to cholernie dobrym, więc nie pisane mi było zdziadzieć i wyjść z wprawy. Postanowiłem przy okazji nowego zadania odzyskać siłę psychiczną po ostatniej porażce.
***
Stanąłem naprzeciw szarej siatki, która ogradzała kwadratową posesję, z jednej strony graniczącą z parkiem, z drugiej z jakimś pasażem handlowym. Że też nikogo nie dziwiło, że strażnicy pilnujący tego miejsca byli uzbrojeni jak oddział szturmowy.
Naciągnąłem głębiej kaptur na głowę i podszedłem bliżej. Zanim ktoś zdążył mnie zauważyć, przetransformowałem się i przeskoczyłem przez płot. Dzięki mocy kojota, nikt z pilnujących nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności nawet wtedy, kiedy gapił się wprost na mnie. Rozejrzałem się w poszukiwaniu kamer, których zmylić niestety nie potrafiłem. Wykryłem wszystkie, zręcznie je wyminąłem i stanąłem na skraju głębokiego dołu.
- To chyba tu - pomyślałem i chwyciłem ręką pozostawioną drabinę.
Jakiś dziwny zapach dobiegł mojego nosa. Kobiece perfumy, które już kiedyś wąchałem. Przypadek? Nigdy nie wierzyłem w przypadki. No i jeszcze zapach perfum w takim miejscu na pewno nie był normalny.
Zsunąłem się na dół i czujnie rozejrzałem. Ani jednej żywej duszy. Przede mną widniał kamienny tunel, do którego wejście zabezpieczone było kilkoma pasmami ostrzegawczej taśmy. Wśliznąłem się do środka i zacząłem biec. Moc kojota nie była mi chwilowo potrzebna, więc wróciłem do ludzkiej postaci.
Po drodze mijałem boczne przejścia, które sprawiły, że zacząłem się zastanawiać, czy podążam w dobrym kierunku. Zanim znalazłem dla siebie właściwą odpowiedź, szerokie ostrze wysunęło się ze ściany i pomknęło, żeby rozciąć mnie na pół. Instynktownie zamarłem, pozwalając broni minąć mój nos o kilka centymetrów. Ktoś to musiał zaprojektować tak, żeby zabiło poruszającą się postać.
Odetchnąłem z ulgą i rozejrzałem się dookoła. Wbiegłem już tak głęboko, że zrobiło się niemal zupełnie ciemno. Nie mogłem nawet sprawdzić czy zawadziłem o jakąś linkę, która uwolniła pułapkę. Pójście głębiej bez oświetlenia było głupim pomysłem. Albo wpadłbym znowu na jakąś pułapkę, albo zgubiłbym się i utknął tu na zawsze. Kiedy ostatecznie zdecydowałem się na powrót, usłyszałem kroki i zobaczyłem niewyraźną łunę.
***
Kasumi przeczesywała tunele grobowca od dłuższego czasu. Spotkała na swojej drodze kilka niebezpiecznych pułapek, których uniknęła dzięki wrodzonej ostrożności. Mimo to nie była zadowolona. Zamiast błądzić pod ziemią w poszukiwaniu nie wiadomo czego, wolałaby spędzać czas na jakimś eleganckim przyjęciu, pławiąc się w luksusach. Pocieszające było tylko to, że zaczynała powoli rozgryzać strukturę labiryntu i coraz rzadziej wracała do korytarzy, które odwiedziła już wcześniej. Parę razy natrafiła za to na ślady krwi, które oznaczały, że ktoś poza nią znajdował się w podziemiach. Mogli to być tak samo przeciwnicy, jak sojusznicy przysłani tutaj na mocy tego samego rozkazu.
Zgrabnie przeskoczyła nad zapadnią, która otworzyła się pod jej nogami i wylądowała na drugim brzegu. Kolejna przeszkoda mniej. Kiedy przeniosła wzrok i światło latarki przed siebie, na jej twarzy zagościł słaby uśmiech.
W odległości niespełna dwudziestu metrów widniało pomieszczenie.
- Bingo - oznajmiła.
- Bingo - powtórzyłem w chwili zadawania ciosu.
Agentka uderzona pięścią w twarz poczuła pełną siłę mocy kojota, która krążyła w moich żyłach. Odbiła się bezwładnie od ściany i potoczyła kilka metrów po podłodze.
- Znów się spotykamy, Czarnulko! - Przywitałem się radośnie.
Od dobrych dwóch godzin podążałem za niczego nieświadomą ofiarą, czekając aż doprowadzi mnie do celu. Wszystko wskazywało, że tak właśnie było, więc postanowiłem nie zwlekać dłużej i wziąć się do dzieła.
- Coyote... Blackbone... - wystękała, przecierając krew z ust.
Była zaskakująco cała po przyjęciu mojego ciosu. Z gracją podniosła się na równe nogi.
Kiedy spotkaliśmy się ponad trzy lata temu, podobną siłą zrobiłem jej dziurę w brzuchu. Najwyraźniej zmieniła się od tamtej pory. Ale nie było czym się przejmować. Ja także nie byłem już taki sam co wtedy.
Bez zbędnych słów rzuciliśmy się do walki. Przeciwniczka wyciągnęła zza pasa katanę i cięła od prawej. Bezskutecznie. Nie wysiliłem się nawet do parowania, tylko przybliżyłem się nieco do ściany. Metalowe ostrze brzdęknęło o kamień. Naprawdę chciała walczyć czymś takim w wąskim tunelu? Wtem jej wolna ręka pomknęła do mojego gardła. Odtrąciłem ją gwałtownie i ze zdziwieniem zauważyłem, że sparzyłem przy tym dłoń.
Chwilowa utrata koncentracji wiele mnie kosztowała, bo agentka przesunęła kataną po ścianie i zacięła mnie w drugie ramię. Zamachnąłem się, żeby kontratakować, ale odskoczyła.
Była opanowana i pełna sił, kiedy ja krwawiłem z jednej rany i zaczynałem łapać lekką zadyszkę.
- Wiele razy wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie - zagadnęła, kiedy zacząłem przygotowywać się do dalszej walki. - Powiem szczerze, że nie rozumiem jak udało ci się mnie podejść, ale poza tym, nie masz dla mnie tajemnic.
Wykrzywiłem gniewnie pysk i rozstawiłem pazury. Poddany ostatecznej formie swojej transformacji byłem od niej sporo większy. Prawie zawadzałem uszami o sufit.
- Nie kłopocz się tak - kontynuowała. - To już koniec.
Zdziwiony spostrzegłem, że przykłada ostrze katany do swoich ust. Taka głupota w trakcie walki powinna ją kosztować życie, w związku z czym niezwłocznie ruszyłem do ataku. Wielkie było moje zdziwienie kiedy odkryłem, że moje ramię odmówiło posłuszeństwa. Płynne cięcie przecięło skórę na torsie.
- Co ty... ze mną... zrobiłaś... - wycedziłem osłabiony.
- Ichimatsu chishio - odpowiedziała. - Krew wypływająca z twojej rany stała się moim sojusznikiem.
Ze zdumieniem zauważyłem, że pęto z krwi przytwierdziło moją lewą rękę do korpusu.
Naprężyłem muskuły i rozerwałem je na setki szkarłatnych kropel.
- Koniec, powiadasz? - Zapytałem poważnie. - Nie mam dla ciebie tajemnic, powiadasz?
Kasumi przyjęła pozycję bojową, a ja naprężyłem mięśnie nóg do gwałtownego skoku. Kiedy się wybiłem do przodu, nabrałem zawrotnej prędkości i wystawiłem zdrowe, prawe ramię, żeby szponami rozciąć przeciwniczkę na strzępy. Ona jednak zdołała na czas przemieścić się poza zasięg ataku. Niezrażony, odbiłem się od pobliskiej ściany, żeby nie wytracić impetu i zaatakować ponownie. Znów bezskutecznie. Kasumi skróciła dystans i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, przebiła kataną mój żołądek.
Jęknąłem i osunąłem się na jedno kolano. Przyjąłem kolejne uderzenie, tym razem dłonią. Znów poczułem, jak przypala mi się skóra. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na to, że walnęła mnie tą ręką, w którą wcześniej wytarła krew z ust. Jej moc nie ograniczała się najwyraźniej do unieruchamiania przeciwników.
Ostatnie uderzenie nie było silne, ale przebite trzewia nie dawały żadnych złudzeń: w takim stanie nie miałem żadnych szans na wygraną. Przekląłem i przewróciłem się w bok.
Kasumi nie tracąc czasu podeszła i zamierzyła się do decydującego ciosu. To mi wystarczyło. Instynktownie schwyciłem ostrze gołą dłonią i wyszarpnąłem je ze słabego uścisku.
- W Khazarze mamy przysłowie! - Ryknąłem. - Kto boi się przyjęcia ciosu, ten nie ma odwagi żeby zranić! Poznaj potęgę stylu borsuka!
Kasumi wydała się przez chwilę zaskoczona, ale szybko odzyskała rezon. Zniknęła mi z pola widzenia, unikając ciosu własną kataną zaciśniętą w moim ręku i pojawiła się odrobinę dalej. Gniew poniósł mnie jeszcze bardziej. Niewiele myśląc, natarłem frontalnie. O dziwo, następny cios trafił. Przynajmniej częściowo. Pazury rozdarły płaszcz na lewym ramieniu mojej przeciwniczki, która uratowała się tą samą, przeklętą techniką, którą poznałem w Ishimie. Ippogyaku.
Moje ciało zareagowało automatycznie. Złapałem zębami luźny kawałek płaszcza i z całej siły majtnąłem agentką w górę i w dół. Próbowała się jakoś zasłonić, ale co to mogło dać wobec zderzenia z tak twardą powierzchnią, jak podłoga?
Jęk bólu oznajmił mi, że tym razem żadna sztuczka nie udaremniła moich starań. Lewym podbródkowym posłałem zbierającą się z ziemi ofiarę kilka metrów do tyłu. Upadła bezwładnie. Mogłem teraz podejść i skręcić jej kark, ale czułem pewnego rodzaju wdzięczność. Rozbudziła we mnie duszę bestii, która po zranieniu zaszyła się gdzieś w moim wnętrzu i nie chciała więcej wyjść. Powrócił stary dobry Coyote.
Przyjąłem na powrót ludzkie kształty, podniosłem z ziemi porzuconą latarkę i poszedłem w stronę pomieszczenia. |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
*Lorgan |
#2
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
^Pit |
#3
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 20-09-2012, 23:57
|
|
Początkiem wpisu dajesz czytelnikowi czas na zapoznanie się z sytuacją, w której znalazła się postać. Pierwszoosobowa narracja pełna przemyśleń, to zwiększa immersję, masz plusa.
Wpis jest w miarę dobry, lecz brakuje mu głębi a przede wszystkim dopracowania warsztatu. Gdy piszesz o rekonwalescencji jest wszystko okej. Jednak im dalej brniesz w starcie tym mocniej widać niedoróbki. Opis tego, że wyczuwasz perfumy można było opisać zgrabniej, zdanie trochę kuleje, tak samo parę innych. Czasem używasz nie do końca pasujących słów ("podobną siła zrobiłem jej" kiedy pasowało by uderzenie o podobnej sile czy też "zamierzyła się do decydującego ciosu").
Estetycznie nie podszedł mi zabieg z "bingo" - wystarczyłoby przesunąć twoją odpowiedź dwie linijki niżej i była by ciągłość - tu narracja trzecioosobowa, tam pierwszoosobowa. Tak jest drobny galimatias.
Miałem mały problem z uświadomieniem sobie, czy po zerwaniu pęta z krwi nie powinna ci polecieć po raz kolejny spora struga krwi, jakoś tego momentu nie rozumiem. Może to wynikać z faktu, że przechodząc do starcia brakło mi jakichś szerszych opisów. Nie mówię, że od razu trzeba robić kwieciste wywody, ale poprawiło by to odbiór opowiadania.
Sporo tu bitki, parę niedociągnięć, plus za początek, minus za pobieżnie napisaną, prostą walkę.
6.5
Pit stawia na Coyote |
|
|
|
»Naoko |
#4
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 21-09-2012, 10:32
|
|
Coyote na wstępie powiem, że spodziewałam się czegoś lepszego. O ile dobrze pamiętam ostatnim razem Rada zwróciła Ci uwagę, że musisz podnieść swój poziom, aby zacząć na nowo wygrywać starcia. Chyba musimy o tym jeszcze raz powiedzieć.
Jesteś starym wyjadaczem i wiesz, jak długie tworzyć teksty, aby takich niuansów, jak błedy ort., gram., i językowe, było jak najmniej. Jednak, jak słusznie zauważył Pit, im dalej, tym gorzej. Nawet niechlujnie. W ogóle nie tworzysz napięcia, co stało się chyba Twoją domeną. Walka była po prostu nudna - na szczęście słucham muzyki w trakcie czytania walk, dzięki czemu mogłam przebrnąć przez całość.
Twój tekst był nie dość, że nudny, to jeszcze posłużyłeś się w nim utartym schematem walki, który wygląda następująco:
1. Natrafiam na przeciwnika, prawie powalam go jednym ciosem.
2. Przeciwnik wykorzystuje na mnie cały asortyment umiejętności, zadając mi 2xk10 krytycznych.
3. Jednak jakimś cudem pokonuję go, korzystając ze swoich super umiejętności i kozacko wygrywam stracie.
NIE! Takim tekstom mówię stanowcze nie! Brak intrygi (ktoś tam wysłał mnie po coś tam, nie za bardzo mi się chciało, ale ten ktoś nalegał, więc tam pojechałem), walka na żenująco niskim poziomie, przewidywalna. Banał. Nic mi się nie podobało.
Coyote napisał/a: | Była zaskakująco cała po przyjęciu mojego ciosu. |
o.O Coyote, weź to przeczytaj na głos i powiedz, jak brzmi. I proszę skończ z ciągłym mówieniem o mocy kojota bo przy drugim razie zrobiło się niesmaczne.
OCENA: 5 już dawno tak się nie wynudziłam. Czas coś zmienić Coyote, bo zaczynasz się uwsteczniać. A za uwstecznianie będę obniżać w przyszłości punkty. Skoro nagradzamy polepszenie umiejętności, to za zastój mamy prawo obniżyć noty.
Oddaję głos na Coyote. |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
»Sorata |
#5
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 21-09-2012, 14:09
|
|
Wpis z aspiracjami do bardzo dobrego. Przeszkadza mi trochę narracja pierwszoosobowa ale radzisz sobie z nią lepiej niż Pit ( nie chcę zasłużyc na piorun w zadek więc podkreślę - subiektywnie:)). Największym zarzutem jest długość samego starcia. Ledwo zarejestrowałem rozpoczęcie, a już nastąpił koniec. Czy czujesz się niezręcznie opisując kobietę jako Twojego przeciwnika? Odnoszę wrażenie, że większość graczy zapisujących się do tego ninmu nie wyrobiła z czasem, przez co wpisy są nadmiernie okrojone.
7/10 Nie jest to rewelacyjny wpis. Ale dla mnie nie jest również w żadnej mierze przeciętniakiem. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
^Genkaku |
#6
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 21-09-2012, 15:14
|
|
Ciężko się ocenia walki wyznaczonę w ninmuu. Autor ma z góry narzuconę miejsce, warunki etc. Bardzo ciężko wymyśleć tu coś orginalnego, lub jakąś błyskotliwą intrygę. Nie wiem, też za bardzo czy oceniać w takim razie samą walkę, czy też to jak bardzo trzymałeś się tych wytycznych.
Po raz kolejny krótka walka. Po raz kolejny (tak mi się zdaje) zaczynasz od przypomnienia co działo się z twoim bohaterem od ostatniej walki/ninmuu/etc. Z jednej strony fajnie, bo zachowujesz w pewnym sensie ciągłość. Z drugiej strony trochę nie na temat to jest. Szczególnie ta wzmianka z leczeniem, powrotem do Khazarku, potem z powrotem do Higure, żeby spłacić dług względem "doktorka". Jakoś tego nie kupuje.
Potem dość lakoniczne potraktowana wytyczna o dostaniu się do grobowca i pułapkach w labiryncie. Nie pokusiłeś się nawet o jakiś fajny opis. Nawet wzmianka o Curse która "dzięki wrodzonej ostrożności" udało jej się uniknąć. Jak? Ona nie ma ani przetrwania ani żadnej innej przydatnej umiejętności. Do tego po ciemku? Też trochę naciągane moim zdaniem.
Największe wątpliwości budzi jednak we mnie to, że zdołałeś ją podejść. Niby jej moc Ousei mówi wyraźnie, że potrafi bez problemu wyczuć żywą istotę w promieniu 300m. Do tego widziała wcześniej ślady krwi, więc powinna być ostrożniejsza. Z drugiej strony zagadką jest dla mnie twoja zdolność bycia "niezauważalnym". Kompletnie jej nie rozumiem Czy działa tylko na zwykłe zmysły, czy też na zdolności nadludzkie takie jak np Curse ?
Sama walka to mistrzostwo i bardzo mi się podoba Fajnie wykorzystujesz moce i esei swoje i przeciwnika. Również statystyki są moim zdaniem dobrze odwzorowane
Co do warstwy technicznej, lub "warsztatu", to nie znam się na tym za bardzo. Mi czytało się przyjemnie
Ostateczna ocena: 5,5. |
|
|
|
»Insoolent |
#7
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195 Wiek: 33 Dołączyła: 20 Gru 2009 Skąd: Olsztyn, Warszawa
|
Napisano 21-09-2012, 19:28
|
|
Coyote napisał/a: | Rozejrzałem przez szybę budki telefonicznej, z której prowadziłem rozmowę. | chyba ktoś tu zjadł wyrazik już na samym początku
Ojojoj... Przy tym Twoim "bingo" mieszana narracja razi jak cholera Fuj! Coyote napisał/a: | Ja także nie byłem już taki sam co wtedy. | "Taki sam CO wtedy"?? Czy raczej "taki sam JAK wtedy"??
Coyote napisał/a: | Kasumi skróciła dystans i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, przebiła kataną mój żołądek. | Jak dla mnie po tym ciosie umierałbyś w męczarniach i suma sumarum nie przeżył. Taka mała dygresja
Coyote... To ma być walka godna postaci na 2 poziomie? W takim razie ośmielę się powiedzieć, że osoby na poziomie 0 potrafią napisać lepsze (chyba nie przesadziłam). Masz szczęście, że Curse nie oddała walki. Początek jak najbardziej w porządku. I zgodzę się z przedmówcami: im dalej tym gorzej. O wiele gorzej. Pomijając początek: nie podobało mi się. Walka ledwo się rozpoczęła i zaraz za moment się skończyła. Zbytnio się nie wysiliłeś. Mogłeś zgubić ją gdzieś w korytarzach, zaatakować zza skoczenia (myślę, że w formie zwierzaka masz lepszy słuch niż Curse). A tak to wyszło spotkanie z szybką wymianą bolesnych uścisków i do widzenia. Od graczy na Twoim poziomie wymaga się więcej.
Moja ocena: 4 |
bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! |
|
|
|
»Zero |
#8
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 69 Wiek: 34 Dołączył: 09 Gru 2010 Skąd: Łódź
|
Napisano 21-09-2012, 20:59
|
|
»Coyote
Masz tendencję do krótkich ocen, więc pozwolisz że i moja z braku czasu będzie ekspresowa .
Coyote napisał/a: | Metalowe ostrze brzdęknęło o kamień. Naprawdę chciała walczyć czymś takim w wąskim tunelu |
Czy to jej czasem nie daje przewagi; mała dla Ciebie powierzchnia do uskoków, uników ? Katana nie jest długa, ponadto można wyprowadzać nią pchnięcia.
Skupię cały komentarz na pojedynku. Wykorzystanie umiejętności i stylu walki Curse wyszło Ci sprawnie i efektywnie, jednak jeśli chodzi o Ciebie... jesteś strasznie przewidywalny. Zwykle atak z zaskoczenia, walka w zwarciu (czemu mam wrażenie deja vu czytając o podbródkowym, który rzuca przeciwnikiem?), wykończenie przeciwnika i pozostawienie go z jakiegoś tam powodu. Schemat. Zawsze tworzysz wpis krótki, przechodzisz od razu do sedna. To było dobre - swego czasu - i wtedy to chwaliliśmy. Już przy poprzednim ludzie dawali Ci znać, że czekamy na coś dłuższego, z dopracowaną fabułą. Myślę, że teraz dostałeś wyrazny sygnał ku temu. Jako że sekwencja pojedynku była generalnie w porządku, a czułbym się źle oceniając niżej niż Zo dam Ci taką samą notę... ale czuje zawód podobny jak dziewczyny. I ciesz się, że Curse nie oddała wpisu (co serio mnie boli, Olka... miałaś okazję na łatwą wygraną, eh ).
6/10
Coyote napisał/a: | Powrócił stary dobry Coyote. |
Stary, nie znaczy zawsze dobry |
|
|
|
»Twitch |
#9
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 21-09-2012, 21:20
|
|
Coyote
Czytając Twoje wpisy cały czas wyobrażam sobie Twoją postać już po przemianie. Nawet jeżeli jeszcze nie przeszedłeś transformacji. Jakoś bardziej mi pasuje ten wizerunek, bo i wiąże się to z bardziej ciekawszą i dynamiczniejszą akcją. Gdybyś walczył z kimś wymieniając po poście na przemian z samym starciem pewnie byś większość takich starć wygrywał. Ale gdy trzeba dodać do tego jakąś historię, fabułę zaczynają się schody. Nie udało Ci się mnie zainteresować otoczką walki. Ninmu może i jest troszkę ograniczające, ale mogłeś lepiej skupić się na pułapkach i samym grobowcu, zabrakło i tego jednak. Niestety nie pniesz się w górę. Starcie to najmocniejsza część wpisu, fajnie przedstawione umiejętności obydwu postaci i wymiana ciosów.
Ocena: 6/10 |
Little hell. |
|
|
|
*Lorgan |
#10
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 21-09-2012, 23:13
|
|
Coyote – Twój styl rzeczywiście zrobił się oklepany, ale z całą pewnością nie dostaniesz ode mnie czwórki, więc spokojnie
Odniosłem wrażenie, że masz trudności z ułożeniem scenariusza pojedynku. Brakuje mu zazwyczaj (bo nie piszę tylko o tym przypadku) jakiegoś prostego schematu, który pozwalałby ukazać, gdzie akcja eskaluje, a gdzie się dopiero rozgrzewa. Brakuje również elementów zaskoczenia. Każda sieczka składa się u Ciebie z tych samych elementów, co najwyżej różnie poukładanych. Poeksperymentuj z czymś nowym, bo popadłeś w okrutną rutynę.
Najogólniej rozumiany język i warsztat poprawiły się na przestrzeni lat, ale mentalnie dalej jesteś tam, gdzie byłeś. W pokoju 1739
Ocena: 6/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Coyote'a. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|