Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 2] Curse vs Sorata - walka 1
 Rozpoczęty przez »Sorata, 03-06-2017, 22:48
 Zamknięty przez Lorgan, 11-06-2017, 09:30

8 odpowiedzi w tym temacie
»Sorata   #1 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 38
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG






- Pomożesz? - Cisza w słuchawce drażniła elektrycznym tłem. Przez krótką chwilę, Sorata nie wiedział, co odpowiedzieć. Genkaku nawet się nie przywitał, a pojedyncze słowo zawisło na kablu. Szaman już wcześniej wyczuł, że coś się kroi, gdy hotelowy telefon zaterkotał nerwowo, jakby zautomatyzowana centrala wiedziała, że dzwoniący będzie mieć palący problem.
- Tobie, Gen? Zawsze.
- Dziękuję. Na maila przesłałem ci niektóre szczegóły. W recepcji powinni mieć komputer podłączony do internetu i drukarkę. Spakuj się i jedź na najbliższe lotnisko. Za pięć godzin wylot. Przy terminalu znajdź jedyną taksówkę na khazarskich blachach. Kierowca ma dla ciebie bilety. Widzimy się na miejscu.

***


Po raz pierwszy łysina i podkrążone, nieregularne oczy Genkaku złożyły się na wizerunek bardziej charakterystyczny dla ofiary nowotworu niż niegdysiejszego generała. Fenris nie chciał nawet zgadywać, ile przyjaciel ma teraz na głowie. Plastikowa ławka w narożniku terminalu zapewniała anonimowość, ale Sanbetańczyk i tak skrywał twarz za gazetą.
- Co się stało?
- Nic się nie stało. Wszystko się stało naraz. Zależy jak na to spojrzeć. - Gen syczał pospiesznie jakby obawiał się zapomnieć, co ma do przekazania. - Pieprzony dekret postawił wszystko na głowie. Muszę pociągnąć kilka wysoko umiejscowionych języków, żeby przekonać się, czy damy radę poruszać się w Nag. Jakbym nie miał wystarczająco do roboty. Przez ostatni tydzień odwiedziłem wszystkie kontynenty. Niektóre nawet dwukrotnie.
- W czym ja mogę pomóc? Jestem tu raczej niechcianym gościem. - Ciężko było zapomnieć, w jakich okolicznościach żegnał się z Nag.
- Tylko ty możesz. Nie znam bardziej skutecznego egzekutora.
- Polujesz na najwyższe stołki w państwie?
Gen spojrzał na niego z politowaniem.
- Bądź realistą. Samobójstwo mogłeś popełnić w domu.
Zabolało.
- To o co chodzi?
- Mam powody podejrzewać, że Kasumi Tora ma próbkę mojej krwi.
- Ta dezerterka?
- Tak. Pani Rycerz - kwaśno skwitował Gen. - Jeśli to prawda, muszę ją odzyskać. Kto wie, co potrafi z nią zrobić? Jakoś na mnie wpłynąć? Przewidywać ruchy? Nie mogę sobie teraz pozwolić na taki ogon. - Odłożył gazetę i spojrzał na zegarek. - Nie mogę tu dłużej siedzieć. To będzie musiało wystarczyć.
Spojrzał prosto w oczy szamana i z wieloletnią wprawą wślizgnął się do jego mózgu. Telepatia przekazała wszystkie szczegóły zlecenia z szybkością myśli.
A Fenrisa jakby oblał zimny prysznic.
- Ostrzegaj! - warknął.
- Wybacz. - W jego głosie nie było słychać skruchy. - Jeszcze jedno. Zależy mi tylko na krwi. Nie chcę...
- Nie kończ. Może i jesteś wycieńczony, ale nie zgłupiałeś na tyle, żeby oczekiwać happy endu. - Przy okazji bliskości umysłów wyłapał trochę emocji, których Gen nie zdołał albo nie chciał ukryć. Pod powierzchnią wydarzeń znanych z wieczornych wiadomości, w pozornej stagnacji, cały świat drżał w oczekiwaniu na katastrofę. A Genkaku od samego początku siedział na szczycie fali przypływu i niezmiennie wypatrywał nieuchronnego zderzenia. To, że dopiero częste zmiany stref czasowych obnażyły w nim chwilę słabości, było godne najwyższego szacunku.
- Coś jeszcze? - W głowie szamana powstały już zalążki planu.
- Według moich danych, masz jakieś trzy dni, nim wojsko zapuka do twoich drzwi. Spiesz się.
- Zamierzam.

Genkaku ubrał inną, pospolitą twarz i wyszedł pospiesznie, a Fenris podsumował to, czego się dowiedział. Curse była w tej chwili w mieście. Prawdopodobnie już niedługo. Agent niewyraźnie przekazał pochodzenie informacji. Śledził ruchy jakiegoś mężczyzny imieniem Rafael. To akurat było nieważne. Dużo większym problemem był kontyngent wojska, który stacjonował nieopodal i fakt, że Curse była shinobi. Czas działał na niekorzyść szamana.

***


Wieczorne spotkania nie poprawiły Genkaku humoru. Skończyły się za szybko, a między rozmówcami nie padły żadne wiążące obietnice. Gravier zdobywał nad nim kolejne punkty przewagi. Nie przejmując się konwenansami, Agent wtargnął do zajmowanego przez Soratę pokoju hotelowego i dopiero po zamknięciu drzwi zrzucił iluzoryczne przebranie. W świetle pojedynczej lampki nocnej wyraźnie było widać pasma snującego się dookoła papierosowego dymu.
- Zdurniałeś?! Przecież tu są alarmy.
- Wyłączyłem.
- Od kiedy ty w ogóle palisz?
- Tylko w pracy - wydmuchnął kolejny obłoczek dymu. - Coś ważnego?
- Przecież widzę, że siedzisz. Jak chcesz mi coś powiedzieć, lepiej zrób to teraz. - Jak kulą w płot. Szaman ani drgnął. Tylko spojrzenie szarych oczu podążało za drepczącym od ściany do ściany agentem. – Kurwa Fenris. Zrozum. Nie możemy sobie pozwolić na kolejny z twoich dołów. Nie stać nas na to. Mnie na to nie stać. Nie mógłbyś chociaż...
- Gen! - przerwał mu obcesowo. - Pracuję. Jutro, dobrze?
Poszukiwacz zatrzymał się i sztywno wyprostował, jakby uderzony piorunem. Jak nigdy kusiło go, żeby wtargnąć do głowy przyjaciela, zmiażdżyć wszystkie opory i zanurzyć się w miękkiej szarej tkance myśli. Otrząsnął się. Drugiego razu Khazarczyk mógłby mu nie wybaczyć.
- W takim razie, do jutra. - syknął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

***



Wieczór przed telewizorem nie był może najlepszym sposobem spędzania czasu, ale Curse chciała się trochę wyciszyć. Była wykończona, ale uparty umysł nie chciał jeszcze zasnąć, przekonany że coś jeszcze pozostało do załatwienia. Nie pomagał fakt, że połączony z sypialnią pokój gościnny, w niczym nie przypominał jej własnego mieszkania. Z nogami wyciągniętymi na pufie ćmiła leniwie papierosa, a drewno w kominku trzaskało uspokajająco. Jedynym, czego brakowało jej do pełni szczęścia, była kąpiel, ale nie miała ochoty wstawać z wygodnej kanapy.
- Herbata dla panienki.- z niewielkiej kuchni wyłonił się Yoven z parującym kubkiem - Co oglądamy?
- Kryminał. Chyba. Coś nowego?
- Przekazali lokalną pocztę. Masz cichego wielbiciela. - przekazał jej pojedynczą kopertę, którą oczywiście rozpieczętowali laboranci w lokalnej komórce wywiadu. Rycerze byli zbyt cenni, żeby ryzykować ich życiem. W środku było tylko pojedyncze zdjęcie. Przedstawiało siedzącego na stołku mężczyznę i wykonany niezmywalnym markerem napis "Idę po ciebie". Na odwrocie została zapisana dokładna godzina i miejsce odnalezienia koperty. Rozpoznała go od razu. Fenris Jakiśtam - podopieczny Genkaku. Był z nimi wszystkimi w fabryce draugów. Jego uśmiech na fotografii wyglądał jednocześnie przyjaźnie i złowieszczo. Odległe ukłucie żalu sprowadziło ją na chwilę z powrotem do przełomowego momentu jej życia.
- Bardzo źle? - widząc wyraz jej twarzy, Yoven usiadł obok.
- To zależy. - Wyciągnęła z paczki kolejnego papierosa i podała również mężczyźnie. Zapalili. – Nie powinno być wiadomo, że tu jestem ale czuję tu paluchy Genkaku. Poinformuj stolicę, że cel może być w mieście i wyślij wniosek u użycie siły, żeby papiery się zgadzały – Pewnie już to wiedzieli i sami przedsięwzięli dużo bardziej zaawansowane środki ostrożności. - Lepiej się zabezpieczyć.
Ziewnęła.
- Bądź tak dobry i zorientuj się, kto ma dziś dyżur na ochronie. Dostanie pięć stów premii, jeśli uda mi się przespać noc. Zajmę się tym jutro.
- Sam bym chciał dostać pięć stów. - uspokoił się, widząc że nie przejęła się za bardzo. W tej pracy, groźby może i nie są czymś powszechnym, ale na pewno nie nadzwyczajnym.
- Może byś i dostał, jakbyś miał choć cień zadatków na protektora. Wykonać.
- Tajest. - zasalutował żartobliwie i wyszedł do sąsiedniego pokoju.
Curse wciągnęła aromatyczny dym do płuc. Co za kretyn ostrzega przed atakiem? O co może chodzić? Przegapiła moment, w którym powieki zaczęły jej opadać. Wyobraziła sobie, jak zanurza się we wszechogarniającym cieple pienistej wody i zawinęła się ciaśniej w koc, zanurzając się w rozkosznym zobojętnieniu. Postępy fabuły w filmie straciły przyczynę i skutek, rozbijając się na barwną kaskadę klatek przeplatanych wyobraźnią. Jak przez mgłę czuła uporczywe poszturchiwanie Yovena, który pilnie chciał zwrócić jej uwagę, ale również ten bodziec zignorowała.
- Kasumi!? Kasumi?! Kas......

***



Curse wyczuła bicie obcych serc na sekundę, nim usłyszała nagły, przenikliwy brzęk wybijanej szyby. Ręka zareagowała przed powiekami i zacisnęła się na trzonku miecza, przyciągając katanę bliżej serca. Tsuka odkleiła się od pochwy z cichym sykiem, a wszystkie jej mięśnie spięły się przed atakiem. A nadszedł znacznie szybciej, niż była w stanie zareagować. Z impetem zwaliło się na nią kilkadziesiąt kilogramów, przyciskając nadal ukryte ostrze do jej ciała. Walczyła wściekle, każdym ruchem mocniej zaplątana w pościel, ale nieznany napastnik skutecznie ograniczał jej ruchy.
Drzwi do pokoju obok trzasnęły o ścianę, do pomieszczenia wparował Yoven w samych spodenkach i natychmiast zaczął strzelać. Ciężar zniknął, a Kasumi przecięła kołdrę jednym gładkim ruchem i skoczyła na równe nogi. Wszystko tonęło w niewyraźnym, pływającym półmroku gdy rozespane źrenice próbowały zogniskować się na jednym punkcie.
- Tam! – Moc podpowiedziała jej lokalizację przeciwnika. Pod sufitem tkwiło jakieś stworzenie. Skierowało błyszczące w ciemnościach oczy na Curse i obrócone głową w dół, z zatrważającą prędkością pognało ku niej, miażdżąc drewniane belki. Rudzielec zareagował na komendę i opróżnił resztę magazynka w powałę. Nie trafił, ale w rozbłyskach wystrzałów Curse zobaczyła sylwetkę wilkołaka. Stwór rzygnął jakąś czarną substancją na jej pomocnika, zeskoczył na ziemię i odbił się prosto na nią. Błąd. Prychnęła niewielka wyrzutnia, a półprzejrzysty polimer rozwinął się w powietrzu w siatkę, łapiąc szamana w pół skoku. Szamotał się warcząc, próbując się uwolnić. Kasumi pogratulowała sobie przezorności, która kazała jej zasnąć z Ryoushi na nadgarstku.
- Co tu robisz? Kolejna zemsta za fabrykę? – tylko ten motyw jej pasował. Zasługiwała na odpowiedź przed zadaniem ostatniego pchnięcia.
- Nie pochlebiaj sobie. – jego puls poinformował ją na ułamek sekundy przed głosem. Był za nią?! W takim razie kto zaplątał się w sieć?
Obróciła się gwałtownie i pchnęła mieczem. Spomiędzy oczek świdrowało ją gasnące, ale niezaprzeczalnie psie spojrzenie największego brytana jakiego kiedykolwiek widziała. Jego serce biło dokładnie w tym samym rytmie co serce człowieka! Różnica pojawiła się dopiero gdy się rozdzielili, a ona w ciemnościach nie dostrzegła, kiedy szaman zdążył zmienić kierunek.
Pstryknął przełącznik, zalewając pokój zimnym, ostrym światłem, a biała aura wystrzeliła z kąta, gdy ponownie zaatakował. Bogowie, jaki szybki. Silny cios w splot słoneczny posłał ją na ścianę, a ciemny kontur człowieka momentalnie znalazł się przy Yovenie, który turlał się po ziemi kaszląc spazmatycznie. Dwa potężne kopnięcia zmiażdżyły obie piszczele nieszczęsnego rudzielca. Chłopak wrzasnął rozdzierająco i znieruchomiał. Szaman odkopnął broń leżącą przy jego nieruchomej dłoni i przykucnął przy jego ciele, pozwalając wielkim owadom przepełznąć z powrotem na siebie.
Kasumi była już całkiem przytomna, a wściekłość powoli neutralizowała ból w piersiach.
Khazarczyk się nie spieszył. Gdy wstał, zobaczyła go wyraźniej. Sylwetkę miał wyciętą z nicości, a jednak bardzo ludzką. W szponiastych dłoniach pojawiły się noże.
- Krew Genkaku. Powiesz mi gdzie jest i nikt nie będzie musiał dziś umrzeć.
- Niedoczekanie.
Jego serce przyspieszyło, a w aurze pojawiły się czerwone pasma. Uderzenie energii sprawiło, że pod Curse ugięły się kolana. Doświadczenie z niezliczonych pojedynków podpowiedziało jej, gdzie zaatakuje. Cięła mieczem jeszcze nim ruszył. Katana przecięła jednak powietrze ledwie muskając eteryczną sierść. Stanął dokładnie naprzeciwko niej, oddzielony tylko grubym drewnianym blatem stołu. Krążyli dookoła niego, pozornie leniwie. Zrozumiała, że doświadczenie w mieczu i walce wręcz nie pomoże jej przy tak ewidentnej różnicy sił.
Szaman podrzucił stół jednym potężnym rzutem i ponownie zatopił pokój w ciemnościach. Pod stopą Curse chrupnęło szkło z rozbitej lampy. Złapał ją natychmiast, łapiąc rękę z mieczem w żelazny uścisk. Poczuła ulotny zapach sierści. Na szczęście była na niego gotowa. Wrzasnął, gdy złapała go za pysk pokrytą własną krwią dłonią i ścisnęła mocno, parząc go dotkliwie. Jej krew zmieszała się z jego i Kasumi uderzyła poprzez Połączenie. Puścił ją i upadł na kolana, a z pyska trysnęła mu piana. W chaosie jego myśli czuła ból i determinację. Wiedziała czego chce, a gdzieś głębiej czaiła się jeszcze jedna, ulotna informacja. Wiedziała, ze była ważna, jednak zanim ją uchwyciła, zaatakował, a jego rozpalona, wściekła aura wydusiła powietrze z płuc kobiety. Złapał ją i rzucił o ziemię, aż zadzwoniły jej zęby. Miecz wbił się w drewno i pękł, gdy kolanami docisnął jej kręgosłup i pociągnął mocno za włosy, unosząc jej głowę z podłogi.
- Krew. Więcej nie powtórzę. – charczał, zwalczając paraliż narzucany przez Połączenie.
- Nigdy.
- Nie do ciebie mówię.
Coś przeskoczyło w jej karku, gdy odgiął jej głowę jeszcze wyżej tak, że jej oczy napotkały przepełnione bólem spojrzenie Yovena. Musiał się przed chwilą ocknąć. Po jego zwyczajowym optymizmie nie pozostał ani ślad. Widziała jak się łamie. Brakowało mu jej szkolenia.
- Nic mu nie mów. ! – ostrzegła go.
- Są w sejfie jednostki. – wydukał . - Puść ją, proszę.
Curse odetchnęła głęboko, zwiotczając napięte mięśnie. Sama zamierzała zdradzić szamanowi inny fakt: Kasumi Tora się nie poddaje.
Gdy leżała na ziemi, zdążyła powoli przekształcić hemoglobinę Khazarczyka. Z każdą chwilą, coraz więcej jego czerwonych krwinek stawało się niezdolnych do transportu tlenu.
Obróciła się jak węgorz i narzuciła nogami nożycowy chwyt na ramię i szyję. Jego dłonie zacisnęły się na jej szyi. Przez chwilę zastygli w posąg naprężonych mięśni, skąpani w aurze buzującej energii. Curse przeciwstawiła przerażającej sile przeciwnika swą własną moc, kradnąc tlen, desperacko zaklinając rzeczywistość, by wytrzymać choćby ułamek sekundy dłużej. Przez chwilę nawet się udawało, ale poczuła, że osuwa się w niebyt. Trzepoczące bezładnie ręce napotkały głownię katany. Nawet złamany, jej miecz był niesamowicie ostry. Wsunęła go między przedramiona wilkołaka i zbierając resztki sił, nacisnęła. .
Aura zgasła. Niemal czarny w gasnącej poświecie, pojedynczy rozbryzg krwi ozdobił ściany w akompaniamencie wściekłego ryku. Przeciwnik stoczył się z niej, splunął i przetoczył się jęcząc w stronę kominka, krwawiąc obficie. Jednym szarpnięciem wyrwał żeliwne drzwiczki i bezceremonialnie wepchnął kikut w żar. Nieludzki ryk odbił się od ścian pokoju i uciekł w ciemną noc. Kasumi próbowała wstać, ale nogi nie chciały słuchać. Napompowana adrenaliną po same uszy, nie przewidziała jednego. Jeśli unieruchomić wilkowi szpony, pozostaje mu jeszcze paszcza pełna zębów, a ten konkretny zrobił ze swojej doskonały użytek. Dopiero po chwili zarejestrowała, co wypluł po drodze. Na zrujnowanym walką dywanie leżał krwawy ochłap wraz z wystającym odłamkiem kości. Obraz był tak abstrakcyjny, że dopiero po chwili połączyła go z bólem własnej rozszarpanej szyi. Szaman ugryzł z taką siłą, że straciła również fragment obojczyka.
Stanął na nogi zataczając się jak pijany, cały czas dławiony mocą Kasumi. Zrobił ledwie krok nim nadludzka żywotność się wyczerpała. Uderzył ciężko o ścianę i osunął się po niej z cichym jękiem. Przez chwilę jeszcze dyszał ciężko, tuląc do siebie poparzony kikut.
- Cholera. Wiedziałem, że mam się z tobą nie bawić - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Chciała odpowiedzieć, ale z ust wydostały się tylko pęcherzyki krwi i niezrozumiały bulgot. Kły musiały naruszyć tchawicę. Sfrustrowana zacisnęła ranę dłonią. Obiecała sobie, że nie zejdzie tak po prostu. Tymczasem szaman, ciągnąc nogę za nogą, dokuśtykał do okna. Widać było, że sam jest na granicy utraty przytomności. Po otwarciu futryny usiadł, wziął głęboki wdech i przerzucił obie nogi na zewnątrz. Curse nie miała pojęcia, jak napastnik zamierza wydostać się z Nag, ale ciekawość wolała skierować na inne zagadnienie.
- Jak? - Sama nie usłyszała swego szeptu. Mogła mieć tylko nadzieję, że pojedyncza sylaba nie zginęła z rzężeniu. Nie było to może najmądrzejsze z pytań jakie mogła zadać, ale umierający nie słyną z kreatywności.
- Co? - dopiero po chwili zrozumiał, o co jej chodziło. - Co jak? Jak cię znalazłem? A czy to ważne? Swoją drogą, nie przypuszczałem, że Rycerz Wywiadu sprawi mi takie problemy.
Starała się pokazać mu nieprzyzwoity gest ale nie miała siły. Oczy musiały przekazać wulgaryzm w zastępstwie palców. Zachichotał słabo.
- Jak chcesz. Ja będę się zbierał. Do zobaczenia po tamtej stronie. - Zeskoczył w ciemność za oknem.
Nie słyszała kroków na śniegu i trzaskania przebudzonego w kominku ognia. Alarm i krzyki nadciągającej odsieczy były pewnie tylko wyobrażeniem dogasającego umysłu. Tylko Yoven był realny. Zrozumiał, że nie jest w stanie się sama zregenerować i zagryzał wargi do krwi pełznąc w jej kierunku. Resztkę nadnaturalnej mocy poświęcał na utrzymanie przytomności, więc każde podciągnięcie wysyłało kolejną falę bólu z pogruchotanych nóg, co w pełnym zakresie odmalowywało się na jego twarzy. Mimo tego, uparcie przestawiał łokcie, aż dotarł do leżącej kobiety. Rycerz była już na krawędzi - odnośnie tego nie było żadnych wątpliwości. Jednak półprzytomnie, z niezłomną determinacją czepiała się każdej cząstki życia, która w niej pozostała. Rudzielec sięgnął po leżący obok ułamek katany i bez wahania, głęboko ciął własne przedramię. Nawet się nie skrzywił, gdy trysnęła krew. Przycisnął ranę do poszarzałych ust Curse i wolną ręką szeroko rozchylił ciało, by się za szybko nie zasklepiło. W mroku nie widział, czy udało jej się przełknąć choćby odrobinę, nie wspominając o skopiowaniu umiejętności. Potrząsnął bezwładnym ciałem kobiety.
- Kasumi!? Kasumi?! Kas.....


***



Fenris zdawał raport przy partii szachów na pokładzie czarterowego samolotu lecącego do Khazaru. Miła odmiana od sztywności oficjalnych hierarchii. Na niewielkim stoliku znalazło się miejsce zarówno dla zegara, kubków z parującą kawą jak i sproszkowanego pnącza, które rozpoznałby każdy w branży. Genkaku z niedowierzaniem wysłuchiwał tłumaczenia przyjaciela. Obracał w palcach fiolkę z krwią, którą Thekal zdobył przed dwoma godzinami w miejscu wskazanym przez szamana.
- Chcesz mi powiedzieć, że wyśniłeś sobie zwycięstwo? - Brwi uniosły mu się do połowy łysiny.
- Dokładnie - uśmiechnął się nieskromnie Sorata.
- Ale jak? Przecież to miejsce jest niezmienne. Nie da się tam nawet sparzyć herbatą.
Obaj przyspieszyli ruchy, nie zwracając już nawet uwagi na przełączanie zegara. Przez chwilę w pokoju było słychać tylko stukanie figur o blat.
- To po części również twoja zasługa. Zainspirowało mnie twoje spotkanie z Gravierem. Pamiętasz? Mówiłeś, że sama jego obecność wywołała burzę.
- Wyleciało mi to z głowy.
- A mi nie chciało dać spokoju. I wróciło, kiedy okazało się, że on i Gabriel to jedna i ta sama osoba.
- Więc uśpiłeś ją i...
- I pozostało sprawić, żebym gdzieś się w tym świecie pojawił. Stąd zdjęcie.
- I jak to się przekłada na prawidłowość informacji o lokalizacji skrytki?
- Skąd mam wiedzieć? Ja tylko paliłem. Ohydny, zgubny nałóg.
Schował głębiej pod stołem lewą rękę. Nadal wydawała się nieobecna, jakby za długo na niej leżał. Wiedział jednak, że podłoże jest inne. Nadal ciężko mu się oddychało, a w ustach nadal czuł metaliczny posmak wyśnionej krwi.
- Podejrzewamy, że intencja śniącego ma tu wiele do rzeczy. Ale mieliśmy tylko półtora roku na domysły. Dawka, którą wykorzystałem, kosztowała mnie ponad dwieście tysięcy kouka. I nie umiemy jej odtworzyć.
- My? - W głosie Genkaku pojawiła się groźba.
- Spokojnie. Nie wie do czego wykorzystałem pnącze. Pamiętasz Twitcha?
- Ten skrzydalaty napaleniec, który niemal załatwił Gittera?
- Hę? O tym nie słyszałem.
- W grobowcu, gdzie zdobywałeś Strach, było mnóstwo innych osób. Gitter natknął się tam na jakiegoś Khazarczyka, a Dokuro ustalił, że wołają na niego Twitch. Myślałem, że to ten sam. - Rzucił okiem na szachownicę - Wygram w trzynastu, jeśli mnie nie powstrzymasz.
- Dasz mi skończyć, czy chcesz walkowera? Faktycznie dziwna zbieżność ksywek. - Gdzie Genkaku mieścił te wszystkie informacje? - Nie wiem czy Teddy ukrywa jeszcze jakieś talenty i zapytam przy okazji. Może i by do niego pasowało. Do teraz nie umiem zdecydować czy to geniusz, czy zwykły przychlast, ale wierz mi, sam chętnie byś zobaczył, jakie cuda robi z roślinami. Jego Manitou musi być niesamowicie potężne.
- Mam uwierzyć, że trzymałeś taki plan na Curse? - Szaman zbyt często postępował impulsywnie, by mieć co do tego złudzenia.
- Oczywiście, że nie - parsknął. - Szykowałem go na ciebie. Szach. - stuknął figurą o podróbkę marmuru. To nie była do końca prawda. W porywie ponurej sprawiedliwości, chciał wykorzystać pnącze, aby upokorzyć Gabriela.
Podwójny blef sprawił, że ex-generał zbaraniał, ale niemal natychmiast odzyskał rezon. Był przekonany, że kontrował wieżę szamana gońcem.
- W takim razie, czemu mi o tym mówisz? - nonszalancko zbił zagrożenie hetmanem.
- Ponieważ, kochany przyjacielu, tak bardzo chciałem za wami nadążyć, że nie zauważyłem, że już go nie potrzebuję. Mat. - Przestawił ostatnią figurę, dopił ostatni łyk z filiżanki i wstał od stołu. - Serdeczne dzięki za kawę. Lecę dziś z powrotem do Khazaru, więc nie będzie mnie kilka dni. Muszę odpocząć.
- Zbywasz mnie półsłówkami. - Sanbeta próbował odtworzyć ostatnich kilka ruchów. Tak bardzo skupił się na opowieści, że niespodziewany finał go zaskoczył.
- Pewnie, że tak. Nie znam nikogo, kto wygrałby z tobą w szachy. Orientuj się. - Rzucił czymś w kierunku Genkaku, a ten odruchowo złapał. - Życz mi powodzenia.
- Ale z czym?! - krzyknął do jego pleców. Jego analityczny umysł nie mógł ścierpieć, że szaman nadal nie wyjaśnił mu najważniejszej rzeczy.
- Jak udało mu się zmusić Curse do wdychania oparów na odległość? Co znaczy, że już nie potrzebujesz na mnie planu? - Rąbnął pięścią w stół i zorientował się, że nadal trzyma przedmiot rzucony przez Soratę. Rozchylił palce i szeroko się uśmiechnął. Oczywiście. Dupek. Na rozpostartej dłoni spoczywał czarny goniec.


Wcześniej

Wieczorny spacer uspokajał Kasumi. Przez kilkanaście godzin bezowocnego biegania z dokumentami była strasznie spięta. Co jak co, ale tak rozbuchana biurokracja nie była potrzebna Cesarstwu. Na szczęście miała Yovena. Gdyby nie mogła powierzyć komuś choćby części obowiązków, na pewno by zwariowała. Bardzo chciała już odpocząć, ale tak długo była poza ojczyzną, że nie potrafiła sobie odmówić zachodu słońca nad marznącą rzeką. Mimo narastających podmuchów, wielu ludzi dookoła chyba podzielało jej sentyment. Ignorowanie pulsu dochodzącego z tak wielu źródeł paradoksalnie pomagało jej się wyciszyć.
- Idziemy? - rudzielec nie podzielał jej zadowolenia. Obejmował się demonstracyjnie ramionami, sygnalizując że perspektywa wystawienia na nocne temperatury wcale go nie zachwyca. Kasumi prychnęła. Akurat jemu nie groziły żadne odmrożenia. Nie było jednak sensu robienia mu na złość. Rzuciła ostatnie spojrzenia na leniwie płynącą krę i ruszyła do tymczasowego domu. Nie zdążyła przejść nawet kilkudziesięciu kroków, nim usłyszała urywanie sapanie. Co znowu?! Biegnący za nią mężczyzna kołysał się jak kaczka, a gruby płaszcz ledwie opinał mu się na sporym brzuchu. Oprócz zniecierpliwienia poczuła współczucie. Krótka pogoń w ujemnej temperaturze pokryła szkarłatem jego policzki, ledwie widoczne za podniesionym kołnierzem. Agentce, ceniącej przede wszystkim umiejętności i zdrowe ciało, ciężko było na niego patrzeć. Najwyraźniej chciał jej coś wręczyć, ale przedmiot był ledwo widoczny w dużej rękawiczce bez palców.
- Zgubiła pani papierosy - wysapał i wręczył jej pomiętą, ale prawie pełną paczkę. Poklepała się po kieszeniach. Faktycznie musiały jej wypaść.
- Dzięki. Może jednego? - Uznała, że wypadałoby go w zamian poczęstować. Odmówił gestem i cały czas ledwo zipiąc, doczłapał do pobliskiej ławki. Usiadł na niej ciężko i skrył twarz w dłoniach.
- Ca...cał..cała... - Próbował wydyszeć coś jeszcze, ale ponownie zachłysnął się mroźnym wiatrem.
Nie przedłużając niezręcznego momentu, odwróciła się na pięcie i dwoma skokami dogoniła Yovena, nim grubaskowi udało się dokończyć zdanie. Spojrzał na jej oddalające się plecy.
- Cała przyjemność po mojej stronie.


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 
^Curse   #2 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 35
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?


3215道力 vs 7702道力


Spoiler:

Dla reflektujących, tło muzyczne: https://www.youtube.com/watch?v=uC_zWjrkUJw


- Od niedawna znamy położenie artefaktu, który może nam pomóc w nadchodzącej walce - oznajmił Garan, przechadzając się w tę i z powrotem. - Wygląda na to, że niejedna cywilizacja przed naszą szykowała się na inwazję Akuma, chociaż dopiero teraz historycy zaczynają to dostrzegać. Pewna starożytna broń, stworzona by powstrzymać przybyszów, prawdopodobnie wciąż działa. Nosi nazwę Mars. Jeśli wierzyć cesarskim specjalistom, mamy do czynienia z czymś bardzo obiecującym.
Obecna w pokoju para rycerzy ożywiła się, jednak nie raczyła przerwać kapitanowi.
- Nie muszę chyba tłumaczyć, że w obecnej sytuacji, każdy dodatkowy zasób jest na wagę złota. - Zawiesił na chwilę głos, obserwując ich reakcję. - Nasze źródło doniosło o ruinach posiadłości, w której przed wojną znajdował się artefakt. Stanowił część zbiorów, należących do bogatego kolekcjonera.
- Gdzie ona jest? - Zapytał Leo Bandam.
- Rikoukei. - Garan przeniósł wzrok na Kasumi. - To zadanie dla pani.
- Tak jest. Wiadomo coś więcej o tej lokalizacji?
- To porzucony teren, w pobliżu miasta Asago. – Garan podrapał się po brodzie w zamyśleniu. - Bandam, ty zostałeś wtajemniczony, ponieważ w razie niepowodzenia, trzeba będzie zdobyć jak najwięcej informacji z miejsca zdarzenia. Nie możemy sobie pozwolić na niedopatrzenia, nawet w czarnym scenariuszu. Poza tym, jest jeszcze coś do zrobienia w Sanbetsu. Wszystkie dodatkowe informacje zostaną wam przekazane niezwłocznie po opuszczeniu tego pokoju. Wylatujecie rano.

***

Był późny wieczór, kiedy wróciła do domu. Chciała jedynie wziąć prysznic i położyć się do łóżka, ale stając przed drzwiami mieszkania, wyczuła w nim czyjąś obecność. Tego dnia nie miała nastroju na użeranie się z Rudym, więc przestępowała próg w jeszcze podlejszym nastroju niż chwilę wcześniej. Uświadomiła sobie, że coś było nie tak, kiedy usłyszała z sypialni głośne mruczenie.
Na łóżku leżał z zamkniętymi oczami długowłosy mężczyzna, czule drapiąc za uchem czarnego kota, przytulonego do jego piersi. Kasumi stanęła w progu pokoju, opierając się o futrynę. Zwierzę podniosło lekko powieki, ukazując błyszczące oczy i miauknęło cicho na przywitanie, po czym ponownie rozpłynęło się w pieszczocie.
- Co tu robisz? - Zapytała, z przyzwyczajenia nie oczekując szczerej odpowiedzi.
- Cześć - odparł Raphael, zerkając na nią. - Wróciłem po Arystokratę.
Prychnęła iście po kociemu.
- Masz na myśli futrzaka? Proszę bardzo.
Kiedy kilka tygodni wcześniej znalazła pod drzwiami transporter z kocurem, Raphael był drugą osobą, o której pomyślała, że mogłaby jej sprawić taką niespodziankę. W pierwszym odruchu, omal nie zabiła biednego kota. Powstrzymała się jednak i po wykluczeniu, że stanowił podstęp, podejrzenie powędrowało w stronę Yovena, który jednak natychmiast się wszystkiego wyparł. Kolejny typ był więc prosty. Dlatego też Kasumi, prędzej czy później, spodziewała się tej wizyty.
Odwróciła się i wyszła z powrotem do niewielkiego, ciemnego salonu, gdzie opadła na miękki fotel. Wnętrze wypełniały jedynie mgliste światła Avalonu, wpadające przez duże okna.
- Nie udawaj. Przecież wiem, że się polubiliście - usłyszała z sypialni. Po chwili, zwierzę podbiegło do niej bezgłośnie i natychmiast wskoczyło na kolana, wyczekując jeszcze odrobiny przyjemności. Mężczyzna wyszedł za nim i sięgnął po leżącą na stoliku paczkę papierosów. Wyjął i odpalił jednego, oświetlając delikatnym płomieniem zapalniczki twarz. Wyglądał na zmęczonego.
- Nie chcesz go przypadkiem zatrzymać? – Zapytał, obserwując jak ręka kobiety bezwiednie przesuwa się po grzbiecie zadowolonego kota.
- Wolę psy.
- Nieprawda - rzucił od razu, wypuszczając z ust wąską smużkę dymu. - Masz kocią naturę, jesteś indywidualistką i samotnikiem. Psia energia do ciebie po prostu nie pasuje.
Kobieta spojrzała na niego, zdezorientowana tak dziwaczną wymianą zdań.
- W takim razie jestem samotnym wilkiem. Po prostu nie chcę już tego sierściucha. - Zrzuciła z kolan przedmiot dyskusji, który niezadowolony podreptał na drugi koniec pomieszczenia.
Raphael uśmiechnął się nieznacznie, spuszczając na moment głowę. Podnosząc ją, jakby odruchowo, odrzucił delikatnie kosmyki włosów opadające mu na twarz.
- Wilki nie są samotnikami z natury - stwierdził lekko mentorskim tonem, którego Kasumi tak bardzo nienawidziła. – Nigdy nie są same z wyboru, a samotny wilk, to okaleczony wilk. Przyznasz chyba, że u ciebie wygląda to zgoła inaczej?
Mierzyli się wzrokiem przez bardzo krótką chwilę, po której Nagijka poddała się, w duchu przyznając mu rację. Rozzłościł ją.
- Czego chcesz? Nie możesz tak po prostu przychodzić do mojego domu. - Wstała raptownie, powstrzymując jednak dalszą eskalację emocji.
Jedynie drgnięcie dłoni mogło zdradzić jej zdenerwowanie.
- Wiem, już znikam.
- Wiesz, że będę musiała to zgłosić? Jesteś poszukiwany. Ktoś w końcu wpadnie na twój trop i powiąże go ze mną.
Raphael skrócił dzielący ich dystans w kilku krokach i jednym ruchem zgasił papierosa w stalowej popielniczce.
- I co im powiesz? Jak wytłumaczysz ostatnie lata? - Jego twarz przybrała obcy i wrogi wyraz. Kasumi nigdy nie czuła zagrożenia z jego strony, ale powoli docierało do niej, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Kiedy się odezwała, głos nie brzmiał już tak pewnie jak wcześniej.
- Nie mam nic do ukrycia.
- Ciekawe, czy tak samo pomyślą twoi przełożeni, kiedy poskładają wszystko w całość. Spotkania i przekazywane informacje. Współpracowników. A teraz nawet twoja pościel nosi mój zapach.
Patrzyła na niego niepewnie, snując wizję tego, jak skończyłoby się oddanie informacji o Raphaelu Nag. On w tym czasie westchnął ciężko, łagodząc wyraz twarzy i rozluźniając postawę. W ułamku sekundy znów stał się sobą.
- Przepraszam. Jedyne, czego pragnę z twojej strony, to zaufanie. Resztę możesz uznać za paranoję zawodową. Zbyt wiele nam grozi.
- Wynoś się - wycedziła.
Tylko na tyle było ją stać. Mężczyzna usłuchał i wycofał się bez słowa do drzwi wejściowych. Kiedy je otworzył, obok nogi przemknął mu, jak strzała, czarny kot. Zanim sam wyszedł, nie odwracając się już, powiedział cicho:
- Uważaj na wilki, Kasumi. Te samotne są szczególnie groźne.

***

Fale oceanu, obserwowane przez niewielkie okienko wojskowego samolotu, koiły nerwy i uspakajały umysł. Mocne, gitarowe riffy brzmiały w uszach, pomagając odciąć się na moment od wycia silników. W takich okolicznościach można było zapomnieć o istniejących problemach, a perspektywa nadchodzących kłopotów zdawała się rozmywać gdzieś we mgle. Podszyta melancholią melodia rozluźniała i usta Curse mimowolnie uniosły się w delikatnym uśmiechu.
- Mówię do ciebie - rzucił nagle prosto w jej ucho Yoven, brutalnie pociągając za kabelek słuchawki.
- Słucham?
- Zbliżamy się do celu.

Niewiele ponad pół godziny później wylądowali na skraju lasu, na północnym wybrzeżu Rikoukai. Zarówno okoliczności, jak i rejon, przywoływały wspomnienia z niefortunnej wyprawy do Sermory, chociaż tym razem rokowania na powodzenie misji były zdecydowanie lepsze. Skoczyli ze spadochronami dość miękko i bezpiecznie, ale Kasumi ledwo powstrzymała towarzysza przed wrzaskiem.
- Nigdy. Nigdy więcej.
Stał przygarbiony, opierając się rękami o kolana, z nietęgą miną. Miał przymknięte oczy, a jego twarz przybrała lekko szary odcień.
- Nie przesadzaj, nie było tak źle - skomentowała Curse ze śmiechem, składając materiał i upychając go w niewielki pakunek. Chwilę później, jednym ruchem ręki zapaliła zapałkę i rzuciła na zawiniątko, które zaraz stanęło w płomieniach. Paliło się kilka sekund, pozostawiając po sobie kupkę popiołu.
- Gotowy?
Yoven nadal wyglądał słabo i próbował nawet niemo zaprzeczyć, ale rycerz już szła przed siebie, przełączając ustawienia w beeperze.
- Tędy. – Wskazała na zachód, wciąż monitorując położenie.
Szli jakiś czas, zanim za horyzoncie zamajaczył ciemny kształt. Po kolejnych kilkunastu minutach wsiedli do starego, ubłoconego pickupa i ruszyli w dalszą podróż.
- Dowiedziałeś się czegoś więcej?
- Nie do końca - stwierdził niezadowolony. – Większość informacji, zgodnie z tym, co już zostało ustalone, dotyczy jakiejś klątwy, która rzekomo została rzucona na ród właścicieli.
- Bzdura.
- Też tak uważam. Ale powinno być pusto, bo nikt z lokalnych nie odważy się tam podejść. Znalazłem też jedną wzmiankę o trujących odpadach. Podejrzewam, że to był prawdziwy powód opuszczenia lokacji. Ale nie wiem, nie znam się na chemii. Tak poza tym, to ta posiadłość była letnią bazą wypadową bogatego gościa. Tamao Kanazawy. O nim coś tam wiadomo, ale na temat samego artefaktu nic. Zachodzę w głowę, skąd ci twoi szefowie wzięli informację o jego położeniu.
Kasumi powstrzymała się od komentarza o umiejętnościach towarzysza. Samochód podskoczył gwałtownie na wyboistym, leśnym trakcie.
- Czym w ogóle ma być ten Mars? – Zapytał chłopak, masując czubek głowy, którym przed sekundą uderzył o sufit.
- Czymś cholernie potrzebnym.
- Nie powiem, imponujące są te działania nagijskiego wywiadu.
- Yoven. - Zerknęła na niego kątem oka i zobaczyła szeroki uśmiech.
- Nie cieszyłbyś się tak, gdybyś wiedział w jakich okolicznościach działamy - stwierdziła sucho.
- To mi powiedz. Nie jestem na tyle głupi, żeby nie dostrzec, że coś ukrywasz.
- Zapytaj Raphaela przy okazji zdawania kolejnego raportu. On, zdaje się, wie całkiem sporo na ten temat.
- Co?
Wymienili się spojrzeniami i Curse ze zdziwieniem zauważyła, że chłopak naprawdę nie rozumiał jej pytania.
- Przecież wiem, że zdajesz mu relacje z tego, co się dzieje – drążyła dalej.
Yoven prychnął głośno.
- Ja tego faceta widziałem na oczy dwa razy. A rozmawiałem z nim chyba trzy.
- A skąd go znasz?
- Uratował mnie kiedyś, więc wisiałem mu przysługę.
Kasumi gwałtownie zahamowała, bo przed autem wyrosła pośród zarośli masywna brama.
- Wrócimy do tego - podsumowała stanowczo i wysiadła z pojazdu.
W promieniu najbliższych kilkunastu metrów nie znaleźli nic, poza nadszarpniętym przez czas ogrodzeniem, więc nie bez wysiłku, ale stosunkowo szybko, uchylili jedną część podwójnych wrót.
Posiadłość była spora i wyraźnie zniszczała przez dziesięciolecia. Niewielkie, kamienne zabudowania sprawiały wrażenie zapomnianych. Delikatna, dzika roślinność wychylała się gdzieniegdzie spomiędzy popękanych murów. Główny podjazd prowadził pomiędzy nimi wprost do centralnego punktu, którym była ogromna, niegdyś biała willa.
Curse zatrzymała się na dużym placu, tuż przed imponującym, ale całkowicie martwym dębem. Rozglądała się wokół, w oczekiwaniu na Yovena, który został w tyle, zafascynowany jedną z pobliskich, małych fontann.
- Cicho, prawda? - Zapytała, kiedy już do niej dołączył.
- Mhm.
- Za cicho - mruknęła bardziej do siebie niż do niego i ruszyła w kierunku willi. Wysoko ponad drzewami, rozległo się niesłyszalne dla ich uszu krakanie.

Nim doszli do wejścia, poczuła na policzku pierwsze krople deszczu. Wślizgnęli się przez uchylone drzwi do wnętrza, które uderzyło ich ciężkim, duszącym powietrzem i silną wonią stęchlizny. Rozległe przestrzenie tonęły w półmroku, potęgując niepokój towarzysza. Od razu to poczuła. Ostrożnie krocząc zakurzoną posadzką, na próżno szukała jakichś śladów. Wychwyciła jedynie maleńkie odbicia łapek, a po chwili usłyszała gdzieś w kącie ciche przemykanie. Yoven wystraszył się i prawie krzyknął, ale powstrzymała go, zasłaniając mu usta dłonią. Szczupły palec drugiej ręki powędrował do jej własnych warg, dając znak, żeby chłopak zachował ciszę. Słyszała łomotanie jego serca tak głośno, jakby było jej własnym.
Przesuwali się wolno jednym z bocznych korytarzy. Badała teren, błądząc wśród starych ram i rzeźb, których kształty rozmywały się w cieniu. Im bardziej oddalali się od wejścia, tym powietrze stawało się rzadsze, a w pomieszczeniach bardziej czuć było delikatny powiew wiatru. Przeszli na drugą stronę posiadłości, zanim wreszcie znalazła odpowiadające jej zejście na niższe piętro. Tworzący się w tym miejscu przeciąg przyprawił ją o dreszcz, kiedy stawiała stopę na pierwszym stopniu.
Po zejściu na niższe piętro ogarnęła wzrokiem wnętrze, wypełnione eksponatami od broni białej, przez dzieła sztuki różnej maści, aż po podejrzanie wyglądające słoje wciąż wypełnione nieprzejrzystą cieczą. Od razu nakazała Yovenowi rozpocząć poszukiwania, samej również wziąwszy się do pracy. Zajęło im dobre kilkanaście minut, zanim wśród wszelakiej maści większych lub mniejszych staroci, znaleźli mosiężną skrzynkę, a w niej naszyjnik z dużym, krwistoczerwonym kamieniem. Właśnie w tym momencie poczuła w posiadłości obecność kogoś jeszcze. Zdążyła przezornie wyjąć znalezisko i zawiesić sobie na szyi, upychając pod kombinezonem, a potem włączyć jego niewidzialność. Zorientowała się, że jej towarzysz bez słowa uczynił to samo.
Dosłownie chwilę później, u podnóża schodów stał już siwowłosy, lekko przygarbiony mężczyzna. Zamarł na moment, po czym rozejrzał się po sali. Zatrzymał wzrok na ułamek sekundy w miejscu, w którym stała. Miała wrażenie, że ich spojrzenia spotkały się przelotnie i od razu go poznała. Pamiętała każdy szczegół z wyprawy do fabryki Draugów, jakby to wydarzyło się wczoraj. Wielokrotnie odtwarzała to zdarzenie w pamięci, starając się odnotować jak najwięcej drobiazgów na takie okoliczności. Stojący przed nią mężczyzna, zarówno wtedy, jak i teraz, był dla niej tajemnicą. Jedynym, co o nim wiedziała, była znajomość z Kito Genkaku. Mogła podejrzewać, że łączyły ich interesy, ale fakt zabrania go przez byłego komandora ze sobą na tajną misję świadczył o ogromnym zaufaniu. To była informacja nie do przecenienia.
W tej chwili jednak wyczuwała zbliżający się atak. Nadal stał rozluźniony, jakby wciąż nie zdając sobie sprawy z ich obecności, ale przyspieszający puls zdradzał więcej niż postawa. Ruszył przed siebie i przemierzył spokojnym krokiem ponad połowę dzielącego ich dystansu.
- Powiedz po co tu jesteś – odezwał się nagle zaskakująco łagodnym tonem. – Może obejdzie się bez problemów.
Kasumi nie wiedziała czego się spodziewać, ale korzystając z okazji, uwidoczniła się. Jego zaskoczenie poznała jedynie po momentalnym zmianie rytmu serca, które zaraz wróciło do normy.
- Szukam jednego z eksponatów. Jeżeli dasz mi chwilę, to zrobię co mam zrobić i już mnie nie ma – zaryzykowała.
Mężczyzna zmierzył ją sceptycznym wzrokiem.
- Widzisz, po naszym ostatnim spotkaniu jakoś nie bardzo ci ufam. Sama rozumiesz – ledwo zauważalnie wzruszył szczupłymi ramionami. - Poza tym trochę mi się spieszy.
Stał na drodze do wyjścia i nie zamierzał się wycofać. Starała się nie popełnić fałszywego ruchu. Chciała dyplomatycznie odpowiedzieć, ale wzrok rozmówcy powędrował do stojącej za nią pustej skrzyni, a zaraz potem do nieco wystającego znad kołnierza i połyskującego subtelnie, złotego łańcucha. W tej sekundzie sytuacja stała się jasna dla obojga.
Niczym w zwolnionym tempie, Kasumi zarejestrowała, że rozmówca wykonał krótki krok w jej stronę, po czym rozpłynął się w powietrzu i pojawił tuż przy niej. Jej umysł odnotował szarpnięcie w okolicy szyi, ale brak zawieszonego na niej ciężaru poczuła dopiero chwilę później, kiedy nieznajomy stał z powrotem w poprzednim miejscu. Obracał w dłoni karmazynowy kamień, przyglądając mu się przez chwilę. W końcu wrzucił go do kieszeni bluzy i odwrócił się w stronę wyjścia. Nagijka zareagowała najszybciej jak mogła, wystrzeliwując w jego kierunku strzałkę z jej własną krwią z rękawicy na przedramieniu. Ta jednak, trafiając w bark, odbiła się od niego i z cichym plaskiem upadła na posadzkę. Mężczyzna spojrzał przez ramię na Curse, jakby wahając się przez moment, ale gry druga wystrzeliła w jego stronę, bez trudu, niczym muchę, odtrącił ją dłonią. Rozdrażniła go tylko. Dopiero wtedy Kasumi zauważyła jego nienaturalnie zmienioną posturę i lekko odznaczające się nad butami, zdeformowane stopy. Przypomniało jej to niedawny pojedynek z Blackbonem. Do tej pory nie posądzała współpracownika Genkaku o bycie szamanem, ale powoli wszystkie plotki układały się w całość. Fenris? Czy tak miał na imię? Przed oczami stanęła jej, już dawno spalona, niewielka karteczka z czterema nazwiskami.
Gdzieś z cienia dobiegło ich uszu ciche kliknięcie odbezpieczanej broni. To był błąd. Trzy wystrzelone pociski trafiły w wprost w pierś Khazaczyka, żeby po krótkiej chwili zostać wyplutymi na zewnątrz, jedynie delikatnie naznaczonymi czerwonawymi śladami. Zupełnie się nimi nie przejmując, w ułamku sekundy znalazł się przy Yovenie i wbijając mu palce głęboko w ramiona, uniósł go kilka centymetrów ponad podłogę, po czym cisnął o pobliską ścianę z wielką siłą. Kasumi zareagowała błyskawicznie, dopadając do chłopaka z obnażonym ostrzem katany. Zdążyła usłyszeć słabe „nie ruszaj się”, zanim Colt trzymany resztkami sił wystrzelił, a nabój otarł się o jej ucho. Poczuła to dokładnie w momencie, w którym rozerwana małżowina zapiekła ją ostro, a broń została wytrącona z ręki. Odwróciła się i wychwyciła wzrokiem krwistą smugę tuż pod nienaturalnie ciemnym okiem szamana. Mógł ich zaraz zabić i zrobiłby to, gdyby Curse go nie powstrzymała.
Wyczuła jego zdezorientowanie, kiedy ciało nie zareagowało z normalną szybkością na jej cios. Nie był w stanie uniknąć do końca kopniaka wymierzonego pod kolano i zdołał jedynie odskoczyć koślawo, zataczając się lekko przy okazji. Nie czekając na dalszy bieg wydarzeń zaatakował, nie pozwalając pokonać się ogarniającej jego organizm słabości. Jednym ruchem wyciągnął zza pasa dwa błyszczące sztylety i doskakując do rywalki, zadał kilka ciosów, które zdążyły zostać sparowane monoostrzem. Fenris wciąż był nieludzko szybki, ale dzięki spowalniającymi go trudnościami z koordynacją, rycerka mogła nadążyć za jego ruchami. Wyminęła go z prawej strony, chcąc znokautować rękojeścią broni, lecz jego nóż powędrował wprost do jej splotu słonecznego. Osłoniła się łokciem, a ostrze otarło się delikatnie o skórę, powodując niesamowite pieczenie. Wykonała gwałtowny zwrot, opadła na posadzkę i odturlała się kilka metrów. Wstała czując, że ranne przedramię pali ją ostrym bólem, ściskając jednak w dłoni niewielki przedmiot. Szaman stał parę metrów od niej, na lekko ugiętych nogach, dotykając drżącymi palcami rozerwanej skóry na kości policzkowej.
- No jasne. Ten łysy dureń mnie ostrzegał – mruknął cicho i lekko znużonym tonem. – Och, wiem przecież – dodał po chwili głośniej, ale zdecydowanie do siebie.
- Posłuchaj – zwrócił się do Nagijki. – Mam to, po co przyszedłem. Jeżeli dasz mi teraz wyjść, być może nigdy więcej się nie spotkamy. Mam w nosie kogo i dlaczego zdradziłaś, czy nie zdradziłaś – zakończył, spoglądając na nią wyczekująco spod rozczochranych, siwych włosów. Nawet nie odnotował, że przykładała zaciśniętą pięść do ust.
- Nie mogę cię z tym wypuścić – odparła, wskazując ostrzem kamień zawieszony na szyi szamana, po czym subtelnie zwilżyła zaczerwienione usta.
Nie była pewna czy to wystarczy. Ciągle testowała swoją moc zarówno pod względem działania na różne organizmy, jak i ilości krwi potrzebnej do osiągania konkretnych efektów. Nadal zaskakiwało ją, jak wiele można wykrzesać z odrobiny ludzkiej, czy też nadludzkiej posoki. Ile taka odrobina zawiera informacji i ile daje możliwości. Pierwszy nabój wystrzelony przez Yovena ledwie przebił się przez dziwną zbroję Khazarczyka, ale rozerwał powierzchowne warstwy skóry, docierając do płytko osadzonych naczyń krwionośnych. Potrzebowała dłuższej niż zazwyczaj chwili, żeby usłyszeć myśli szamana.
- Nie dajesz mi więc wyboru.
Ledwo wypowiedział te słowa, a gdzieś tuż obok posiadłości rozległo się wycie wilka.
Fenris stał po prostu w miejscu, oddychając powoli i jakby próbując odzyskać pełnię sił. Curse miała już zaatakować, jednak zrozumiała, że draśnięte sztyletem przedramię oraz staw łokciowy odmawiają jej posłuszeństwa. Przeklęła w myślach wszelkie zatrute bronie. Potem wyczuła zbliżające się w ich stronę duże ssaki, rozumiejąc jednocześnie, że to szaman wezwał do walki swoich pobratymców. Spodziewała się usłyszeć w swoim umyśle to, jak z nimi rozmawia, nawołuje je. Zamiast tego, w głowie eksplodowało jej jedynie głośne warknięcie, jakby właściciel zdał sobie sprawę z jej umiejętności.
- Ostatnia szansa – powiedział nagle.
- Po co ci ten naszyjnik? – Rzuciła w odpowiedzi.
Mało kto był w stanie w mgnieniu oka zablokować swój umysł przed reakcją na takie pytania. W głowie Fenrisa natychmiast pojawiły się skojarzenia. Z początku wirujące myśli i obrazy, niepoukładane i zamazane. Wśród nich, odbijające się echem, coraz głośniejsze, Nayati.
- Zamknij się – warknął, znowu nie do niej.
Kilka dużych wilków wpadło do sali, okrążając Kasumi i czając się jak na ofiarę. W momencie, w którym zobaczyła w umyśle szamana wizję zaatakowania, wypowiedziała imię, a najbliższe zwierzę zatrzymało tuż przed skokiem. Serce jej przeciwnika zgubiło na sekundę rytm, przyspieszając potem znacznie. Nagijka śledziła gonitwę jego myśli, starają się złapać wątek, co chwilę natrafiając na zniekształcone fragmenty, należące jakby do innej osoby. Wrogo wdzierały się pomiędzy, układające się powoli w całość, wyobrażenia.
- Skąd znasz to imię? - Jego głos stał się zimny jak stal.
- Zapytam jeszcze raz – prowokowała. – Po co ci naszyjnik?
Jedynie jej prawa ręka była w pełni sprawna, a wokół niej wciąż krążyła wataha.
- Nie drażnij mnie! – Na podkreślenie słów Fenrisa, zwierzęta wokół zawarczały agresywnie.
Wyczuwała w nim skrajne emocje. Powściąganą wściekłość, mieszającą się z bezgranicznym smutkiem i strachem. Samotny wilk, to okaleczony wilk.
- Ten wisiorek ci nie pomoże – skłamała, choć wcale nie była pewna, czy podąża w dobrą stronę. Przez jego głowę przemknęła wizja oddawanego artefaktu i na moment wypełniła go nadzieja. Kasumi była pełna podziwu dla tak wielu emocji związanych z jedną osobą, kimkolwiek by nie była. Nagle myśli szamana porwały się gwałtownie i na ich miejsce wkroczyła brutalna wizja jej samej rozszarpywanej na strzępy. Obraz tak dosłowny i nagły, że aż zadrżała. W tym samym momencie rzuciły się na nią pierwszy z wilków. Odepchnęła go sprawną ręką, przy okazji tnąc na odlew. Ataku drugiego uniknęła, dokładając kopniaka z rozpędu, a odrzucone zwierzę wpadło na pobliski słój, tłukąc go i wylewając ze środka parującą zawartość. Potem siła uderzenia odebrała jej na chwilę dech, kiedy szaman dopadł do niej, przytwierdzając ją silnym chwytem do ściany. Jego wzrok był zabójczy. Nieludzki. Próbowała powstrzymać go wywołując paraliż lub wpłynąć na niego swoją mocą w jakikolwiek inny sposób, ale to, co robiła, jedynie go spowalniało.
Nagle jego ciało wyrzuciło z siebie niepohamowaną energię, która powoli oplatała szczupłą sylwetkę, stopniowo zmieniając go w potwora. Pod dzikimi rządzami mordu, ledwo poznawała przebijające się pojedyncze niteczki myśli, z ciekawości walczące o wygraną. Fenris chciał wiedzieć.
- Ona już nie wróci – wyszeptała słabo. To, czy odeszła, zniknęła, czy nie żyje, nie miało znaczenia. Pod bestią, pragnącą śmierci Nagijki, był ktoś, kto krzyczał z tęsknoty. Nacisk zmniejszył się, choć otulony mrokiem wilkołak dyszał wrogo wprost w jej twarz. Nie walczyła z nim fizycznie. Nie miała szans. Chłonęła za to każdy ślad mogący jej pomóc rozgryźć umysł szamana.
- Mów, co wiesz! – ryknął nieswoim głosem.
- Zostałeś sam. Wiesz o tym. Po co dalej walczysz? - W jego głowie zobaczyła wyraźny obraz kobiety. – Nayati odeszła na zawsze, zostawiając ciebie sam na sam z głosem w głowie. – Szaman zwątpił, jednocześnie słabnąc. Z każdym zdaniem, Kasumi ryzykowała coraz bardziej. Nie mogła być pewna, w którym momencie jej przeciwnik wyczuje fałsz. Wiedziała natomiast, że obok prawdziwego Fenrisa, w tym samym ciele był ktoś jeszcze, potrafiła to już poznać. Być może wyobrażony, a być może prawdziwy. Nie było to w tej chwili ważne.
Szaman powrócił wolno do ludzkiej formy, ale jedno z oczu, lewe, pozostawało czarne i przypominało zionącą pustką czarną dziurę. Potem i ono wróciło do normy. Poddał się. Nagle puścił ją, cofnął się o krok i jednym ruchem ściągnął naszyjnik, ciskając go w bok. Curse patrzyła, jak kamień rozbija się o wysoki podest jednej z rzeźb, a jego odłamki lądują obok stłuczonego wcześniej słoja. Jeden z nich upadł we wciąż dymiącą lekko ciecz. Wtedy usłyszała wybuch i wszystko wokół spowiła ciemność.


Kilka dni wcześniej

Na prostym, niskim stoliku leżało kilka zdjęć. Na wszystkich widniała piękna kobieta, o khazarskim typie urody, a każde z nich zrobione było z innej perspektywy. Dwóch mężczyzn siedziało naprzeciw siebie. Obaj wyglądali na rozluźnionych, chociaż atmosfera w niewielkim pokoju była napięta. Siwowłosy przerwał ciszę. Głos miał spokojny.
- Czego chcesz w zamian?
- Tego – powiedział drugi, rzucając na blat jeszcze jedno zdjęcie, na którym widniał, zawieszony na złotym łańcuchu, krwistoczerwony kamień szlachetny.
- W porządku.
– Masz tydzień – dodał tamten, po czym odruchowo odrzucił z ciemnych okularów, opadające na nie, długie kosmyki włosów.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #3 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 38
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Sorata
Masz przekichane. Teraz, po walce z Wolfem, która była twoją najlepszą do tej pory, każda inna praca będzie z nią porównywana. Wysoko postawiłeś sobie poprzeczkę i w tym wypadku nie dałeś rady. Powyższy twój tekst jest nieporównywalnie i bezapelacyjnie gorszy. Powiedziałbym nawet, że pod pewnymi względami jest poniżej twojej przeciętnej.
Poczyniłeś kilka ryzykownych założeń w swoim tekście. Założeń, które o ile mogłyby się opłacić o tyle wymagały porządnego rozwinięcia i wyjaśnienia. W moim odczuciu nie sprzedałeś swoich pomysłów należycie. Zbyt lakonicznie i hasłowo wyjaśniłeś założenia fabuły i fortelu, którym się posłużyłeś. Przyznaję, że pomysł był oryginalny z kategorii tych, które zawsze lubię. Nieszablonowy. Ciekawi mnie, czy konsultowałeś walkę z Lorganem, bo modyfikacja ogrodów i cała "incepcyjna" część walki jest świetnym zagraniem, ale mocno chyba narusza kanon. Co do mojej krwii jako zaczepienia fabularnego do walki, to pamiętam, że ten koncept został zaproponowany przeze mnie podczas jakiejś tam "burzy mózgów", ale spodziewałem się, że wykorzystasz go w nieco inny sposób, lepiej opiszesz i rozwiniesz. Ogólnie mam wrażenie, że miejscami wszystko opisałeś zbyt prosto (np. wstęp) a w innych miejscach zbyt niejasno i zagmatwanie (rozmowa w samolocie przy szachach). Na pewno masz plusa za ryzykowną strategię.
Walka słabo też wyszła technicznie. W niektórych momentach mam wrażenie, że wrzuciłeś "brudnopis" bez wcześniejszego przeczytania, tego co napisałeś:
Cytat:
Szaman podrzucił stół jednym potężnym rzutem i ponownie zatopił pokój w ciemnościach. Pod stopą Curse chrupnęło szkło z rozbitej lampy. Złapał ją natychmiast, łapiąc rękę z mieczem w żelazny uścisk. Poczuła ulotny zapach sierści. Na szczęście była na niego gotowa. Wrzasnął, gdy złapała go za pysk pokrytą własną krwią dłonią i ścisnęła mocno, parząc go dotkliwie. Jej krew zmieszała się z jego i Kasumi uderzyła poprzez Połączenie. Puścił ją i upadł na kolana, a z pyska trysnęła mu piana. W chaosie jego myśli czuła ból i determinację. Wiedziała czego chce, a gdzieś głębiej czaiła się jeszcze jedna, ulotna informacja. Wiedziała, ze była ważna, jednak zanim ją uchwyciła, zaatakował, a jego rozpalona, wściekła aura wydusiła powietrze z płuc kobiety. Złapał ją i rzucił o ziemię, aż zadzwoniły jej zęby. Miecz wbił się w drewno i pękł, gdy kolanami docisnął jej kręgosłup i pociągnął mocno za włosy, unosząc jej głowę z podłogi.


Za to muszę przyznać, że całkiem nieźle oddałeś w moich oczach Curse - jej moce, zachowanie i frakcje. Mieszane uczucia mam co do swojej postaci :P Sam przebieg potyczki wypadł przednio. Po mistrzowsku opisałeś całą scenę. Wymalowałeś ją z dużymi szczegółami i praktycznie przeczytałem to jednym tchem. Podobało mi się szkło pod stopami, ciemność rozświetlona wystrzałem z broni. Miodzio. Tak powinno się opisywać walkę, szczególnie że przy tak szczegółowym i klimatycznym opisie udało ci się jednocześnie zachować dynamiczne tempo. Wielka szkoda, że tylko ten fragment mógł mnie porwać, a cała reszta tekstu jest raczej nijaka.

W ostatecznym rozrachunku dostajesz 7/10.

Curse.
Po przeczytaniu pierwszego akapitu ziewnąłem i przewróciłem oczami. Był sztampowy do bólu - kolejna odprawa i kolejna misja odnalezienia kolejnego artefaktu. A potem nagle od następnego akapitu dajesz jeden z najbardziej klimatycznych tekstów jakie ostatnio czytałem na tenchi. Kot, relacja z Raphaelem, cała rozmowa i porównanie do samotnego wilka, co w kontekście walki z Fenrisem było miodne już samo w sobie. Cały ten fragment ze wszystkimi smaczkami to 10/10. Szczególnie podobał mi się Raphael i jego nagła zmiana charakteru. Ogólnie widać w końcu jakąś chemię w tej tajemniczej relacji. Potem idziesz za ciosem i chociaż mam spore wątpliwości co do sposobu dostania się na terytorium Sanbetsu za pomocą zrzutu spadochronowego (zdaje się, że Sanbetsu ma najlepszy i najlepiej rozwinięty system obrony przeciwlotniczej), to jednak znowu urzekł mnie klimat jaki budujesz tym razem w relacji z Yoven'em. Wszystko zaczęło się w zasadzie psuć w momencie pojawienia się Soraty na scenie. Jakoś tak wyszło to nie tak. Mam wrażenie, że potraktowałaś go trochę po macoszemu. Nie pokazałaś jego pełnego potencjału i wyszło nijako i słabo. Muszę za to przyznać, że jestem pod wrażeniem twojego sposobu na wygraną. Combo Ousei + Psychologia na 4 wypadło świetnie w czym nie mała zasługa tego, jak dobrze to opisałaś. Czuło się napięcie! :ok: Nie do końca natomiast zrozumiałem epilog, chyba że niepotrzebnie dopatruję się w nim jakiegoś drugiego dna.
W ogólnym rozrachunku i w moim odczuciu napisałaś lepszą walkę i zasłużyłaś na zwycięstwo z końcową oceną 8/10.

Genkaku oddaje głos na Curse

P.S.
Sora nie przejmuj się, i tak jestem pod wrażeniem, że byłeś w stanie napisać cokolwiek praktycznie zaraz po walce z Wolfem. Ja bym potrzebował pewnie z dwóch miesięcy przerwy :ok:
Curse -Gratulację ^^
   
Profil PW Email Skype
 
 
»oX   #4 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Sorata,

obawiam się, że nie mogę potraktować Cię ulgowo. Nie chodzi już o walkę z Wolfem, ale o to, że chyba oddałeś wpis na szybko. Rozumiem to, ale... W poprzedniej ocenie, jak i na sb, powiedziałem Ci gdzie popełniłeś kilka gaf. Co otrzymałem w zamian?

Cytat:
- Herbata dla panienki.- z niewielkiej kuchni wyłonił się Yoven z parującym kubkiem - Co oglądamy?
- Przekazali lokalną pocztę. Masz cichego wielbiciela. - przekazał jej pojedynczą (...)
(...) papiery się zgadzały – Pewnie już to wiedzieli (...)
- Sam bym chciał dostać pięć stów. - uspokoił się (...)
- Tajest. - zasalutował żartobliwie (...)
- Nic mu nie mów. ! – ostrzegła go.
- Są w sejfie jednostki. – wydukał . - Puść ją, proszę.


Przedostatnie to perełka :DD Teraz tak. Chciałeś nam coś przekazać, a według mnie, wyszło jak wyszło. Faktycznie oddałeś Curse dosyć dobrze. Papierosy, luz i Yoven :ok: Jeśli chodzi o resztę... Poszedłeś w inną stronę, spoko. Jak dla mnie chciałeś przekazać coś więcej, ale albo zabrakło Ci czasu, albo chęci, albo w ogóle nie przemyślałeś tego dokładnie. Jasne, ciągłe nawalenie się po twarzach może być nudne i Twój wpis byłby miłą odskocznią, gdybym wiedział co czytam. W walce z Wolfem czułem, jakbym stał obok. Tutaj? Musiałbym się nieźle zjarać. Nie jestem analitykiem i specjalistą świata jak Gen czy Lorgan, ale właśnie dzięki ocenie pierwszego mniej więcej zrozumiałem co jest grane (a zwykle ocen innych nie czytam). Mogłeś pozbyć się paru fragmentów i zastąpić je jasnym i klarownym wyjaśnieniem. W tekście po prostu było zbyt wiele dziur. O przebiegu starcia napisał mój poprzednik i muszę się zgodzić. To wychodzi Ci bardzo dobrze. Niestety w tym przypadku tylko to... Szczerze mówiąc nie wiem, co mógłbym dodać jeszcze. Zawiodłem się. Końcówki też nie ogarnąłem ;) Raz prychnąłem śmiechem przy fragmencie "- Chcesz mi powiedzieć, że wyśniłeś sobie zwycięstwo? - Brwi uniosły mu się do połowy łysiny. " :D Ah, jeszcze jedno. Przez większość część miałem wrażenie, że czytam wpis napisany przez Gena, nie Ciebie. Jak pozbędziesz się go chociaż trochę, to też nikt płakać nie będzie. Póki co jest combo depresja + Gen.

------------------------


Curse,

u Ciebie sytuacja wygląda o niebo lepiej. Zaserwowałaś nam może i prostą, ale fajną fabułę. Ot, poszukiwanie jakiegoś artefaktu. Jednak sposób, w jaki to zrobiłaś, przekonał mnie do przeczytania tekstu jednym tchem. Zwykle mam tak, że jak czytam zwykłe, codziennie sceny, to mam ochotę zasnąć i przewinąć do właściwej treści walki. Rozmowa z Raphaelem? Wręcz miodna. Nie postrzegałem nigdy Kasumi jako silnej, niezależnej kobiety :DD Napięcie było czuć na odległość. Kot jeszcze dodał klimatu. Świetnie to zrobiłaś. Jeśli chodzi o walkę... - miodzio. W przemyślany sposób stałaś się posiadaczką krwi przeciwnika i używałaś umiejętności niebojowej. Jednak psychologia robi swoje :DD Dobrze też oddałaś różnicę statystyk między Wami. Czuć potęgę Soraty, ale pokazałaś, że douriki i podstawowe staty to nie wszystko. Wpadł mi w oko błąd, mało ważny akurat.

"Obraz tak dosłowny i nagły, że aż zadrżała. W tym samym momencie rzuciły się na nią pierwszy z wilków."

Podobnie jak w Sorata vs Wolf, nie robił mi. Mówiąc w dużym skrócie - oboje oddaliście walkę bez walki, ale Ty zrobiłaś to lepiej. Miałaś pomysł, wykorzystałaś go, opisałaś perfekcyjnie. Zabrakło mi jedynie czegoś w samym starciu. Kilku dodatkowych opisów. Może więcej pokazu mocy Soraty, nie wiem. Nie mniej jednak - gratuluję wygranej.


Oceny:
» Sorata - wahałem się między 6.5, a 7, jednak z sympatii padło na to drugie.
» Curse - nie zastanawiałem się. 8.

Wybaczcie chaos, tradycyjnie :ok:
   
Profil PW Email
 
 
»Dann   #5 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498
Wiek: 26
Dołączył: 11 Gru 2011
Skąd: Warszawa

Sorata,

Gen ma trochę racji, masz problem. Teraz każdy będzie porównywał twoje teksty do walki z Wolfem, która zrobiła na graczach niesamowite wrażenie. Sam postaram się tego nie robić. No, ale przechodząc do sedna...

Jestem wielkim fanem twojego warsztatu. Masz olbrzymi zasób środków ii w przeciwieństwie do wielu osób, świetnie go wykorzystujesz. Relacje między postaciami, szczególnie ta dzielona przez Fenrisa i Genkaku, to majstersztyk. Partyjka szachów jest dla mnie najlepszym fragmentem wpisu, przede wszystkim przez klimat, który tam zamieściłeś, ale i wplecione smaczki - to ex-Tłiczu, to gotowość do awansu (swoją drogą, gratulacje). Sama walka, której, jak się okazuje, w końcu nie było, też nie była najgorsza. Było parę zgrzytów, jak np.
Cytat:
Jej krew zmieszała się z jego i Kasumi uderzyła poprzez Połączenie.
Może nie jest to błąd sam w sobie (a może i tak, "Połączenie" nie jest żadną techniką czy mocą, to tylko efekt, więc wielka litera wydaje się zbędna). "Rycerz Wywiadu" też jest dla mnie podkreślony całkowicie bez potrzeby...
Plot twist jak dla mnie jest przedni. To nie tak, że nużą mnie "zwyczajne" walki, ale akcja, którą nam tu zaserwowałeś, ma w sobie niesamowity urok. Aż mi się przypomniał 10 odcinek 2 sezonu Supernatural "Dream a Little Dream of Me", który należy do jednego z moich ulubionych w całej serii. Także ode mnie wielki plus.

Pora na ocenę... W moim odczuciu, ten wpis jest KOLEJNYM jednym z najlepszych w ciągu nawet nie ostatnich miesięcy, a nawet sezonów. Naprawdę jesteś graczem ze ścisłej czołówki i pozostali (w tym ja xD) powinni się od ciebie uczyć. Ode mnie masz 8, bo pewne zgrzyty jednak psuły ogóle wrażenia. Tak czy inaczej, świetna robota i poproszę więcej równie ciekawych plot twistów :DD


Curse,

tło muzyczne wcale nie pasowało mi do tekstu, musiałem w końcu wyłączyć. Nie rób tak więcej :evil: Tym razem po kolei. O pierwszym akapicie miałem już okazję się wypowiedzieć... Nie była to zbyt pochlebna opinia i w dalszym ciągu się nie zmieniła. Jedyne, co mi się w nim szczerze podoba, to motyw zimnej wolny z Akuma, o których ni to widu, ni to słychu xD Dalej... Ups. Jednak nie po kolei. Pomińmy na chwilę ten fragment. Lądujesz w Sanbetsu. Yoven jest twoją frakcją i budujesz z nim całkiem interesującą relację, chociaż dalej nie do końca rozumiej jego przeznaczenie. Fast forward, fast forward. Walka. Miodzio. Po prostu. Na całym Tenchi, jesteś jedną z najlepszych osób, opisujących sceny walki. Tym razem nie było co prawda jakichś specjalnych fajerwerków, ale to i tak poziom wyżej niż to, z czym spotykamy się na co dzień. W tym z moimi wypocinami xD Zakończenie starcia z wykorzystaniem psychologii i słabości Soraty jest wspaniałe i klimatyczne. Świetna robota. Nietypowe zakończenie starcia jest jednym z dwóch punktów, które łączy wasze walki... Nie licząc samych postaci Kasumi i Fenrisa, oczywiście. Drugim jest fragment, który pominąłem prawie na początku. Rozmowa z papą Zangetsu. To jeden z najlepszych fragmentów, jakie miałem przyjemność przeczytać od kiedy dołączyłem na forum i za to szczerze ci dziękuję. Nie wypada prosić, ale chcę więcej takich dzieł. Także u ciebie rozmowa także była najlepszym elementem historii, jak u Soraty. U ciebie była jednak jeszcze lepsza.

Ocena, co...? Za Raphaela dostałabyś od razu 10, bez wahania. Później (i wcześniej :DD ) było troszkę gorzej, do tego doszło parę literówek, więc ocena spadła. Mimo wszystko ode mnie masz 8,5.


W tej walce oddaję swój głos na Curse, ale Sorata również zasłużył na brawa. Widać, że to walka na najwyższym poziomie (pewnie dwa awanse, yay!). Liczę na jak najszybszy rewanż z dłuższym terminem, bo chcę zobaczyć, co uda wam się zrobić, skoro tak świetne teksty stworzyliście na przełomie dosłownie kilku dni.


What's dann cannot be undann ( ͡° ͜ʖ ͡°)
   
Profil PW Email
 
 
^Coyote   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 34
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Sorata: Jestem zwolennikiem załatwiania walki po bożemu od powodów po mordobicie. To chyba dobrze wiadomo. U ciebie było na początku wszystko. Najpierw wymyśliłeś i pewnie zgadałeś się z Genkaku o tej krwii, później walka i to taka jak trzeba. Jak Curse nie miała szans to co miałeś innego zrobić jak nie sprać ją na fioletowo? Ano nawet cię haratnęła z raz swoją mocą, to i za dość się nastarała. Po coś tak to dramatycznie rozwiązał później??? Trzeba było ją zlać i koniec. Ja wiem że niebezpieczna ale ty po tylu walkach i z taką mocą to jej brak szacunku okazałeś NIE OBIJAJĄC JEJ BEZ STRAT .. Ehhh... No i potem te sny i inne dyrdymały. Chciałeś chyba zabłysnąć ale albo to słabe było albo ja za głupi może. Taka tam pusta gadanina że cię coś zainspirowało ale już nie jak to zrobiłeś? Mogłeś to wygrać moim zdaniem jakbyś tylko szedł do przodu i nie udawał Genkaku albo Lorgana z tymi intrygami. Pisz po swojemu.

Curse: No co ja ci mogę napisać Curse? Nie lubię takich walk w których muszę czytać o chodzących po pokoju kotach i jakichś fochach. Dość że swoją kobitę muszę znosić na fochu nie muszę o cudzych się dowiadywać :P Coś połażone po ruinach, coś pogadane z tajemniczym Alvaro .. No ale było i zaskoczenie. Bo Soratę napisałaś lepiej niż on sam :cool: Ta część o walce podobała mi się naprawdę. I zakończenie zaskoczyło mnie. Nie wiedziałem że tak można wygrać walkę ;) Jakby takie było wszystko to nie wstrzymywałbym się z bardzo wysoką oceną.

Sorata 6/10
Curse 7,5/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Sorata - Pomysł na walkę miałeś prosty i sensowny. Niepotrzebnie skomplikowałeś wszystko wymuszonym zwrotem akcji. Podobnie jak Genkaku, uznałem że próba przedstawienia czytelnikowi założeń planu Fenrisa była porażką. Zaciekawiło mnie, że zdecydowałeś się na Ogrody - coś mogło z tego wyniknąć. Nie przyłożyłeś się jednak ani do wyjaśnienia w ostatnich akapitach, ani do wprowadzenia przeciwniczki w sprzyjających dla ciebie okolicznościach. Wszystko to, co wypracowałeś sobie solidną (chociaż przedobrzoną na korzyść Curse) konfrontacją, zmarnowałeś w zakończeniu. Szkoda. W dodatku olałeś realia - walka miała toczyć się przed Tankyuu, a więc nie wiedziałeś, że Lorgan to Gabriel.
Teraz trochę o technikaliach. Korekta skaszaniona, ale przynajmniej twój aktualny warsztat pozwala niejako zmniejszyć skalę szkód, które z tego wynikły. Coś wam słabo kooperacja wychodzi w Yami lub ewentualnie oddałeś tekst na ostatnią chwilę.
Mała rada na koniec: nie ratuj w walce dużo słabszego przeciwnika tym, co jest jego największą wadą. Curse jest od ciebie słabsza fizycznie pod każdym względem - do aktywacji mocy (która mogłaby odwrócić sytuację) potrzebuje albo przewagi fizycznej, albo podstępu - skoro nie miała tego pierwszego, dlaczego i tak popchnąłeś fabułę w tym kierunku? Chyba nazwę to zjawisko syndromem Pita, w nawiązaniu do jego walki z Coyotem.

Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________

Curse - Poczytaj prace Kalamira, jeśli chcesz zobaczyć, jak ciekawy do opisywania może być Garan. Wątki przewodnie kuleją u ciebie, jak zwykle. Niezwykłe jest za to, że skonstruowałaś swój wpis w taki sposób, że wcale nie razi bezsensem. Brawo. Trzeba znać swoje mocne i słabe strony. Świetnie wyszła ci interakcja z Raphaelem, chociaż nie ukrywam, że liczyłem na jakieś podsumowanie po powrocie z Sanbetsu. Największą perełką okazała się psychologia starcia. Przyznam szczerze, że kiedy po raz pierwszy zdradziłaś, że zamierzasz wykorzystać słabości psychiki Fenrisa, żeby go pokonać, przewidywałem sromotną porażkę. Takie rzeczy są trudne, a nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek eksperymentowała w tę stronę. Nie doceniłem cię. To jeden z przykładów najlepiej przeanalizowanych i wykorzystanych profili postaci. Nie bez znaczenia było na pewno to, że Sorata dużo pisał na Tenchi i w odpowiedni sposób wypełnił treścią swojego bohatera. Gratuluję zasłużonej wygranej.

Ocena: 8,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Curse.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Twitch   #8 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 34
Dołączył: 08 Maj 2009

Sorata

Nie wiem czy to ciągłe przesuwanie walki czy fakt, że bardziej skupiłeś się później na walce z Wolfem, ale tutaj czegoś zabrakło, konkretnego uderzenia może. Czytało się to dobrze, ale w tym kryminale było zbyt dużo dramatu. Nie wiem, przywykłem do większej dynamiki, choć przyznam, że walka mi się podobała i to dla mnie ona jest najmocniejszym elementem wpisu. Zabrakło jednak trochę do Curse.

Ocena: 7/10


Curse

Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie klimatem wpisu, podobał mi się. Bardzo dobrze tworzysz opisy wszystkiego, barwne i szczegółowe. Miejscami jednak trochę przedłużało mi się. Widać jednak wyraźnie, że miałaś pomysł na tę walkę od początku do końca i za to duży plus. Chyba pierwsza walka w której Kasumi wydaje mi się być tak silna i pomysłowa jak jej karta głosi. Pokonanie Soraty to dużo, lepiej już szykuj się do rewanżu i nie zwalniaj, więcej takich tekstów:)

Ocena: 8,5/10


Little hell.
   
Profil PW
 
 
*Lorgan   #9 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Curse - 49 pkt. (6 głosów)

Sorata - 41,5 pkt. (0 głosów)

Zwycięzcą została Curse!!!

Punktacja:

Curse +60
Genkaku +10
oX +10
Dann +10
Coyote +10
Lorgan +10
Twitch +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0.1 sekundy. Zapytań do SQL: 13