Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 1] Drax vs NPC (Alexander di Angelo) - walka 1
 Rozpoczęty przez »Drax, 15-03-2016, 00:07
 Zamknięty przez Lorgan, 28-03-2016, 17:11

6 odpowiedzi w tym temacie
»Drax   #1 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 242
Wiek: 33
Dołączył: 06 Sie 2010
Skąd: Gliwice

Dramatis personae:
Drax
Alexander di Angelo


Elena Orsini z niezadowoleniem wyraźnie wypisanym na twarzy wysłuchiwała raportu swojej podwładnej. Kolejna porażka w próbie wyeliminowania najnowszego sługusa Lockhearta! Miała tego absolutnie dosyć. Przez ostatnie tygodnie Widmowy Rycerz niesamowicie napsuł jej krwi, odbierając nie tylko jednego z najbliższych doradców, Bastianelli’ego, lecz także kilku znaczących kontrahentów. O zabójstwie archiprezbitra, który był jej człowiekiem w strukturach kościelnych, nie wspominając. On sam tymczasem pozostawał nieuchwytny, a jeśli w końcu jej ludzie go napotykali, to owo spotkanie wynikało wyłącznie z jego inicjatywy i kończyło się zawsze w taki sam sposób – uszczupleniem zasobów ludzkich Białej Róży. Trzeba było podjąć poważniejsze środki i nie lekceważyć dłużej bezczelnego oponenta.
-… to wszystko, pani Eleno – zakończyła swój raport Stingbee i uniosła na chwilę wzrok, by po sekundzie ponownie spuścić go na dół.
Orsini powróciła myślami do rzeczywistości i zmierzyła wzrokiem blondynkę. Dziewczyna była dla niej niczym córka, lecz gdy ledwo uszła z życiem po potyczce z tym całym Marcusem, coś w niej pękło. Owszem, wydawała się być zmotywowana jak nigdy dotąd – chyba tylko ona w całej organizacji pragnęła dopaść Widmowego Rycerza bardziej od swojej szefowej i zrewanżować się, za to co zrobił jej przy ich pierwszym spotkaniu – lecz najwidoczniej brakowało jej koncentracji. W dodatku, co się stanie, jeśli w końcu by się jej udało napotkać wroga? Nie było żadnej gwarancji, że go pokona, a tym razem mogła już nie ujść z życiem.
- Odsuwam cię od sprawy, Lolita – oznajmiła zmęczonym głosem starsza z kobiet i uniosła dłoń, gdy dziewczyna chciała zaprotestować. – Nie sprzeczaj się ze mną, moja droga, proszę.
Dawna towarzyszka Coltisa zaperzyła się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Do pozy obrażonej nastolatki brakowało jej tylko tupnięcia nogą i ostentacyjnego wyjścia zakończonego trzaśnięciem drzwiami.
Elena zmarszczyła brwi, niezadowolona z dziecinnego zachowania swojej podopiecznej.
- Chcesz, żebym podała ci wszystkie argumenty stojące za tą decyzją? Streścić ci twoje wyniki, od kiedy zajęłaś się sprawą Widmowych Rycerzy? Jeżeli tak… - Orsini mówiła co raz głośniej i chyba w końcu sama zdała sobie z tego sprawę, urywając w połowie zdania. – Nie, moja droga, polowaniem na tego całego Marcusa zajmie się ktoś inny, a Ty zostaniesz tu, w rezydencji, i wzmocnisz jej ochronę. Kundel Lockhearta może zaatakować w każdej chwili.
Stingbee porzuciła gniewną postawę i schyliła głowę. Ramiona bezwiednie opadły wzdłuż tułowia, sprawiając wrażenie, jakby nagle najemniczkę opuściła cała energia, która napędzała jej działania od kilku ostatnich miesięcy. Elenie zrobiło się jej żal, lecz nie miała zamiaru zmieniać decyzji – porażki też trzeba umieć przyjmować i może ta sytuacja okaże się jeszcze wartościową lekcją dla młodej Powers.
- Kogo pani wyśle? – zapytała blondynka, cały czas nie mogąc się zmusić do uniesienia wzroku.
Starsza z kobiet przegryzła leciutko wargę, na szybko szukając w głowie odpowiedniej kandydatury. Nie trwało to długo.
- Angelo. Przyślij mi go tutaj, jeśli możesz, moja droga.


***



Marcus szedł wąskim korytarzem całkowicie pogrążonym w ciemnościach. Nie przeszkadzało mu to – od momentu pojawienia się w Arkadii chodził tędy tyle razy, że jego podświadomość zdołała już całkowicie przyswoić to, kiedy powinien postępować ostrożnie w celu uniknięcia pułapek założonych przez niego samego. Do tej pory żadna z nich nie została aktywowana – ani jeden z przydupasów Eleny Orsini nie zdołał znaleźć jego kryjówki. Widmowy Rycerz był tym nawet nieco rozczarowany - ciekawiła go efektywności działania niektórych spośród wykorzystanych mechanizmów. Spotkał się z nimi po raz pierwszy, lecz handlarz, od którego je pozyskał, wielce wychwalał swój sprzęt. Niestety, przechwałki bez pokrycia były nieodłączną przywarą kupców, nawet tych z czarnego rynku, toteż Hawtin chciał efekty zobaczyć na własne oczy. A tymczasem – nikogo. Jak raz Nagijczyk chciał, by odnaleziono jego kryjówkę, to żaden z jego babilońskich adwersarzy nie okazał się dotychczas odpowiednio sprytny, by mu się to udało.
Członek Phantom Knights wracał właśnie z krótkiej i łatwej misji zleconej mu przez jednego z niegdysiejszych klientów Eleny Orsini. Nic skomplikowanego – zabójstwo jakiegoś kościelnego urzędasa z opcją „tak, by wyglądało na samobójstwo”. Rzecz była tak prosta, że nawet nie zdołał przetestować swojego nowego pancerza. Praetorian, bo o nim mowa, prezentował się wspaniale i stanowił doskonały przykład tego, jak bardzo rozwinęło się płatnerstwo od czasów, gdy przodkowie Marcusa wojowali zapuszkowani w ciężkie i nieporęczne blachy. Wariacja zbroi Aegisa była stosunkowo lekka, elastyczna i dawała mu świetną ochronę przed dosyć sporą gamą różnorodnych ataków. Przynajmniej w teorii, gdyż w praktyce jeszcze nie udało się tego ostatniego udowodnić. Okazja nadarzyła się w Sanbetsu, lecz wtedy zabójca postanowił nie zabierać ze sobą swojego cacka i nieco się na tym przejechał. Od tamtej pory postanowił, że Praetorian towarzyszyć mu będzie podczas każdego zlecenia.
Rozmyślenia młodzieńca przerwało ciche i krótkie piknięcie. Zaraz za nim pojawiły się kolejne, a ich częstotliwość wzrastała z każdym następnym. Marcus nie musiał się nawet domyślać, co to oznacza i zerwał się pędem, napędzany nagłą dawką przerażenia i adrenaliny, do najbliższego okna, które znajdowało się na końcu korytarza. O tym, że nie zdążył poinformował go ostatni, przeciągający się dźwięk mechanizmu, w chwili gdy do upragnionego celu brakowało mu zaledwie kilku metrów.


***



Alexander opierał się o poskręcaną, mocno już spróchniałą jabłoń, obserwując wybuch na pierwszym piętrze starej, na wpół zrujnowanej kamieniczki. Cud, że taki wstrząs nie spowodował zawalenia się całej konstrukcji – jedynie kilka pojedynczych szyb, które ocalały do tej pory, pożegnało się ze swoimi ramami. Jednak, co się odwlecze to nie uciecze. Zealota był pewien, że pożar dokona dzieła zniszczenia i z wiekowego budynku nad ranem zostaną już same zgliszcza
Rzadko kiedy di Angelo porywał się na tak efektowne egzekucje. Zazwyczaj ograniczał się do szybkiej i cichej śmierci zadanej ostrzem włóczni, bądź za pomocą Spina Aerea. W tym przypadku nie mógł się jednak powstrzymać przed dodaniem wydarzeniu nieco dramaturgii i widowiskowości. Skłoniły go ku temu dwie rzeczy – po pierwsze ten cały Widmowy Rycerz strasznie podpadł Elenie Orsini, którą babiloński zabójca wielce szanował, a po drugie… Cóż, Nagijczyk zastawił w swoim azylu tyle pułapek, że mało brakowało, by Alexander, odnajdujący się przecież w tej domenie całkiem nieźle, nie uruchomił jednej z nich. To nieco go rozzłościło i poluzowało cugle fantazji, zazwyczaj trzymane bardzo krótko.
Zaniepokoiła go tylko jedna rzecz – dokładnie w momencie wybuchu z okna na pierwszym piętrze, a zatem tam, gdzie mieściła się kryjówka członka Phantom Knights, wypadł na podwórko jakiś ciemny kształt. Zapewne był to element umeblowania, lecz di Angelo nie zaszedł tak daleko dzięki temu, że zostawiał takie rzeczy bez dokładnych oględzin.
Nie zwlekając ani chwili dłużej, Babilończyk skierował swe kroki na niewielki, zaniedbany dziedziniec. Mimo środka nocy, oraz cieni rzucanych przez co raz mocniej szalejący pożar, Alexander bez większych problemów zlokalizował ów tajemniczy kształt – leżał nieruchomo, mniej więcej na środku podwórka. Gorzej już był z jego identyfikacją, trzeba było zatem podejść jeszcze bliżej.
Nagle poły czarnego płaszcza zealoty zatrzepotały, porwane do tańca przez mocny, lodowaty wiatr. Zabójca przeklął w myślach meteorologów, którzy zapewniali, że zima skończyła się już na dobre, i naciągnął mocniej kaptur na głowę, próbując osłonić nieco twarz. Kolejne przekleństwo zagościło w jego myślach, gdy w końcu udało mu się zbliżyć do celu na tyle, by móc rozpoznać w nim człowieka.
Nie, nie człowieka - nadczłowieka, parszywego mutanta. A zatem to był jednak on! Alexander powinszował sobie przezorności i płynnym ruchem wyciągnął swoją broń, a następne ją rozłożył do bojowej formy. Szczerze wątpił, by jego ofiara przeżyła eksplozję i upadek na twarde płyty dziedzińca, lecz musiał być pewnym dobrze wykonanej pracy. Spokojnie, acz zdecydowanie podszedł do leżącego i pchnął ostrym końcem włóczni.


***



Marcus obiecał sobie, że odnajdzie twórcę Praetoriana i wypłaci mu sowitą premię. Pancerz nie dość, że ochronił go przed falą uderzeniową po eksplozji bomby w jego kryjówce, to jeszcze w znacznym stopniu złagodził upadek z pierwszego piętra. Owszem, czuł lekki ból w lewym kolanie i przez parę sekund po upadku na twardą nawierzchnię dziedzińca miał lekki problem z nabraniem powietrza do płuc, lecz to były tylko drobne niedogodności. Na pewno w porównaniu do tego, co by było, gdyby nie miał na sobie tego pancerza.
Pierwszym odruchem po tym, jak Widmowy Rycerz upewnił się, że może się ruszać, było wstanie na równe nogi i odnalezienie jego cennej katany, która wypadła z pochwy podczas uderzenia o ziemię. Wtedy postanowił się jednak odezwać jego instynkt. Co jeśli zamachowiec czaił się gdzieś w pobliżu, chcąc na własne oczy zobaczyć swoje dzieło zniszczenia? I zauważył go wypadającego przez okno? Może jeśli Marcus poleży jeszcze przez kilka minut w bezruchu, udając martwego, czy też nieprzytomnego, to drań się pokaże by dokończyć sprawę? To prawdopodobnie była nadmierna przezorność, jednak Nagijczyk ufał swojemu instynktowi, który, jak do tej pory, bardzo rzadko go zawodził.
Po krótkiej chwili gratulował sobie w myślach. Z mroku nocy wyłoniła się nagle jakaś zakapturzona sylwetka, trzymając w ręku podłużny kształt. Laska? Włócznia? Słaba widoczność utrudniała dokładną identyfikację i Hawtin pozostawił to pytanie bez odpowiedzi, będąc pewnym, iż za chwilę i tak się o tym przekona. Były inne, bardziej istotne kwestie.
Zabójca ostatnimi czasy czuł, że jego nadnaturalne zmysły się rozwijają, odkrywając przed nim całkowicie nowe możliwości. Nie wiedział, czy dzieje się tak dzięki niezliczonym treningom i zintensyfikowanemu wysiłkowi fizycznemu, czy też po prostu wskutek upływu czasu, jednakże czuł się znacznie mocniejszy niż jeszcze podczas walki z tamtym narwańcem w Sanbetsu, co przecież działo się stosunkowo niedawno. Nie tylko stał się szybszy, silniejszy i lepszy kondycyjnie, a zyskał również ograniczoną kontrolę nad lodowatymi wichrami kojarzącymi mu się z jego ojczystym kontynentem. To dawało mu szereg nowych, niesamowitych możliwości i młodzieniec skrzętnie wymyślał dla nich kolejne zastosowania. No i potrafił też w dziwny sposób odczytywać wewnętrzną energię każdej napotkanej istoty, w ten sposób poznając jakby jej możliwości fizyczne.
Marcus na szybko skorzystał z tego ostatniego i uświadomił sobie, że nie ma do czynienia z byle śmiertelnikiem. To nie był zwykły, słaby szaraczek, jakich Elena Orsini posyłała za nim na pęczki. Przywódczyni Białej Róży wreszcie postanowiła potraktować go z większym szacunkiem.
Tymczasem napastnik był już o krok i przymierzył się do pchnięcia.
A zatem włócznia!
Hawtin napiął wszystkie mięśnie i wykonał błyskawiczny skręt tułowiem, a metalowy grot zgrzytnął o kamienną płytę dziedzińca. Nadczłowiek szybko wrócił do poprzedniej pozycji, zaklinowując ostrze swoimi opancerzonymi plecami, i z rozmachem uderzył łokciem w drzewce, chcąc w ten sposób pozbawić przeciwnika broni. Niestety, włócznia nie okazała się być reliktem dawnych czasów i drzewce tak naprawdę nie było drzewcem, tylko stalowym prętem, toteż skutek jego uderzenia był praktycznie żaden.
Zealota otrząsnął się z zaskoczenia i wyszarpnął ostrze spod pleców rywala, chcąc zaatakować po raz kolejny, gdy nagle wiatr, który dotychczas był „po prostu” silny, nagle uderzył z niebywałą siłą i odrzucił go o dobrych kilka metrów. Widmowy Rycerz szybko to wykorzystał i zerwał się do pozycji stojącej, dobywając równocześnie swoich dwóch pozostałych ostrzy.
- Zaskoczony? Mam nadzieję, że równie nieprzyjemnie, jak ja – rzucił pogardliwie w stronę oponenta, wskazując jednym z jataganów na płonącą kamienicę.
Wolał nie szarżować na przeciwnika uzbrojonego w tak nietypową na obecne czasy broń. W Akademii, co prawda, zdarzyło mu się kilka razy mierzyć z kimś dzierżącym broń drzewcową, ale to były tylko krótkie sparingi z innymi uczniami, którzy równie dobrze mogli trzymać w ręku miotłę. A i tak je przegrywał. Jeśli ten tutaj był wprawionym włócznikiem, to Marcus marnie widział swoje szanse w bliskim starciu.
Niestety, mag najwidoczniej miał zupełnie inny pogląd na sprawę i nie odpowiadając na marną zaczepkę przeciwnika, energicznie zerwał się z ziemi i zaszarżował. Marcus zmełł w ustach przekleństwo, również ruszając do ataku. Miał tylko jedno wyjście – spróbować skrócić dystans do minimum, gdzie włócznia stawała się kompletnie nieporęczna, i wtedy dosięgnąć rywala jednym ze swoich ostrzy.
Przez kilka dobrych chwil obaj zabójcy wirowali wokół siebie, a szczęk zderzającego się ze sobą metalu mieszał się z rykiem szalejącego ognia. Niestety dla członka Phantom Knights, wyrównana walka trwała może z minutę. Później Marcus przekonał się o własnej racji – zakapturzony gnojek miał nad nim wyraźną przewagę i co rusz udawało mu się sforsować obronę nadczłowieka, obijając go tępym końcem swojej broni po różnych częściach ciała. Chociaż można nawet było taki obrót spraw uznać za sukces – ostry koniec jeszcze ani razu go nie sięgnął. Z drugiej strony, takie postawienie sprawy brzmiało żałośnie nawet w myślach Nagijczyka.
Podobnie to wyglądało dobrych parę minut – Hawtin dramatycznie bronił się przed grotem włóczni, pozwalając by jej drugi koniec za każdym razem docierał do celu. Inaczej by się sprawa miała, gdyby nie miał na sobie Praetoriana – ten na szczęście trwał na posterunku i w znacznej mierze łagodził uderzenia. Sam za to starał się dostrzec lukę w atakach Babilończyka, cierpliwie czekając na swoją szansę.
Wiedział, że taka się nadarzy. Zakapturzony zamachowiec wyraźnie nie miał dość sił, by tak długo utrzymywać intensywne tempo. Jego ruchy z każdą upływającą chwilą stawały się minimalnie wolniejsze, a oddech cięższy. Hawtin jeszcze nie miał takiego problemu – owszem, w końcu i jego opuszczą siły, ale póki co, czas stał po jego stronie.
Zealota musiał myśleć podobnie, gdyż nagle przyśpieszył jeszcze bardziej, wyraźnie zniecierpliwiony. I to mu się opłaciło – szybką kombinacją roztrącił miecze rywala na boki i pchnął błyskawicznie ostrzem, nim ten zdołał wykonać unik, czy też na nowo ustawić gardę.
Grot trafił idealnie w środek klatki piersiowej i obaj walczący na chwilę zamarli, patrząc dokładnie w to samo miejsce. I obydwaj nie dowierzali własnym oczom – Praetorian przetrwał!
Po krótkiej konsternacji, Hawtin parsknął krótkim, nieprzyjemnym śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Z tą zbroją wszystko było niemal zbyt proste! W przypływie entuzjazmu doskoczył do rywala, chcąc wreszcie przejść do ofensywy. To był jego błąd. Na czubku włóczni przeciwnika coś wyraźnie zafalowało, by po chwili pomknąć wprost na niego, trafiając idealnie w to samo miejsce, co grot tuż przed kilkunastoma sekundami.
Pancerz wydał z siebie dziwny dźwięk i pojawiła się w nim wyraźna szpara. Marcus zaklął szpetnie. Zupełnie niepotrzebnie.
Role się odwróciły i tym razem to Babilończyk popełnił dokładnie ten sam błąd, co jego wróg wcześniej – w chwili triumfu przecenił swoje szanse. Spróbował wykonać kolejne pchnięcie, lecz źle ocenił dystans i Marcus prostym unikiem zszedł z linii ataku, znajdując się nagle przy nieosłoniętym boku zabójcy z Białej Róży. Tej szansy nie mógł zmarnować i błyskawicznie ciął w szyję w próbie dekapitacji.
Jatagan zmierzał już pewnie do celu i Marcus wiedział, że zakapturzony nie zdąży ani wykonać uniku, ani sparować cięcia. Niemal czuł już na ustach smak zwycięstwa, gdy ni z tego, ni z owego, jego ostrze napotkało na zdecydowany opór. Tak jakby maga chroniła jakaś niewidzialna tarcza. Zaskoczony Widmowy Rycerz zaklął po raz kolejny i nie zdążył zrobić nic więcej nim „drzewce” włóczni trafiło go w bark, odtrącając na kilka kroków.
Hawtin czuł, jak zalewa go wściekłość. O ile wcześniej ten przeklęty mag był dla niego tylko kolejnym przeciwnikiem – nie pierwszym i nie ostatnim – o tyle teraz stał się obiektem zażartej nienawiści. Nie dość, że zdołał się przedrzeć przez wszystkie pułapki Nagijczyka i zastawić własną, nie dość, że zniszczył jego kryjówkę, a jej właściciela niemal zabił, nie dość, że walczył w problematyczny, nietypowy sposób i zdołał uszkodzić drogocenną zbroję. Nie! Jakby tego wszystkiego było mało, chroniła go jeszcze jakaś pieprzona magiczna tarcza!
Nie do końca wiedząc co robi, Widmowy Rycerz uniósł dłoń w kierunku zealoty i przywołał swoją moc. Nagle wichura ucichła, by tuż po chwili zerwać się na nowo, z potężną siłą napierając na Babilończyka. Ten w zaskoczeniu upuścił broń i ponownie, jak na początku walki, dał się porwać żywiołowi i wpadł do kamienicy przez pusty otwór okienny na parterze.
Prosto w ramiona szalejącego ognia, który zdążył wziąć już całą kamienicę w swoje posiadanie.
Hawtin odsapnął i uspokoił targające nim emocje. Walka była zakończona, a w okolicy można już było usłyszeć sygnał zbliżającej się straży pożarnej. Trzeba było się ulotnić z tego miejsca. Musiał jeszcze tylko odnaleźć swoją czarną katanę. Rozejrzał się dookoła, lecz nie potrafił jej zlokalizować.
- Tego szukasz?
Hawtin odwrócił się błyskawicznie w kierunku zasłyszanego głosu, a płonąca nienawiść ponownie zagościła w jego sercu, lecz tylko na sekundę.
Głos nie należał do zabójcy z Białej Róży.


***



Elena Orsini krążyła niecierpliwie po swoim gabinecie, co rusz spoglądając na zegarek. Di Angelo już dawno powinien się zgłosić! W swoim ostatnim komunikacie meldował, iż odnalazł kryjówkę tego przeklętego Widmowego Rycerza, zastawił w niej pułapkę, i, że sam cel właśnie wchodził do budynku. Od tamtej pory cisza. Rozbudzone nadzieje przywódczyni organizacji przeobraziły się w nerwowość.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Gdy nerwowo zezwoliła na wejście, w gabinecie zjawił się jeden z jej służących, trzymając w ręku włócznię.
- Moja pani, znaleźliśmy to przed bramą do rezydencji. Ochrona była martwa – rzekł przestraszony i wręczył jej charakterystyczną broń.
Elena bezwiednie wzięła ją do ręki, nie mogąc wykrztusić choćby słowa. Doznała właśnie emocji, której nie odczuwała od bardzo dawna i myślała, że już nigdy nie będzie miała ku niej okazji. A jednak. Strach zaatakował zupełnie nieoczekiwanie i zmroził ją do szpiku kości.


Per aspera ad astra.
   
Profil PW Email
 
 
^Pit   #2 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Drax

Zbroja op, please nerf :P
Wciągająca historia, prosta walka z typowymi zagraniami z anime (power up i odkrywanie swoich nowych mocy), przeciwnik chyba troszkę za łatwo dał się zrobić na myk z "hej, leżę i nie żyję". Poza tym jest solidnie i zadowalająco. Pojedynek na wychwytywanie błędów oponenta i ten jeden moment z włócznią. Ciekawe. Parę usterek w pisowni się znalazło ale zaledwie parę. Fabularnie kontynuujesz swoje i brniesz do przodu. W samym starciu nie ma absolutnie nic przełomowego, ale jest na tyle dużo elementów pozytywnych, by dać ci zwycięstwo.

7/10
   
Profil PW Email
 
 
»oX   #3 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Drax,

na wstępie podam chociaż jeden przykład (no dobra, dwa :ok: ) literówki, co by ocena nie była bez pokrycia (nie Pit, nie piję do Ciebie :DD ).
Cytat:
O tym, że nie zdążył poinformował go ostatni, przeciągający się dźwięk mechanizmu, w chwili gdy do upragnionego celu brakowało mu zaledwie kilku metrów.

Cytat:
Gorzej już był z jego identyfikacją, trzeba było zatem podejść jeszcze bliżej.

Mała pierdoła, a wyrwała z czytania. Poza takimi pierdołami czytało mi się dobrze, nawet bardzo. Od samego początku trzymałeś się fabuły, nie zapychając tekstu zbędnymi wstawkami. Fajnie, że nawiązałeś do poprzednich walk i ogólnie kontynuujesz przygody swojego zabijaki w ciągłości. Czego zabrakło mi w tekście? Ciężko powiedzieć. Niby di Angelo to w miarę doświadczony zabijaka, ale w moim odczuciu odnalazł Marcusa zbyt łatwo i szybko. Nie, żeby zrobił tak ogólnie, ale tak to opisałeś. Tej wstawki małego śledzenia mi zabrakło. Poza tym fajnie go odwzorowałeś i nieco zmieniłeś styl walki. No bo czemu by cichy zabójca nie miał zrobić małego rozpiedzielu? :DD Fajnie.
Podoba mi się również sposób opisania starcia z perspektywy Twojej, jak i przeciwnika. Motyw udawania martwego nawet przypadł mi do gustu. Główie dlatego, że był to zabieg czysto przypadkowy w wykonaniu Hawtina. Mimo wszystko doświadczony zabójca mógł prędzej rzucić włócznią z odległości, aby mieć pewność, a jednak podszedł bliżej. Widać jednak, że skupiłeś się na statystykach i kartach postaci, wiernie je odwzorowując – nawet zmęczenie di Angelo się zmieściło. Bardzo, bardzo dobrze. Dużo walki, ciekawy wstęp, treściwy epilog i ogółem bardzo dobry wpis. Swoją drogą zaciekawiłeś mnie końcówką ;) Czyżby szykowała się frakcja?
Mimo paru zgrzytów uważam tekst za jeden z lepszych, jakie ostatnio dane mi było czytać. Wchłonąłem od początku do końca, czasem na siłę szukając błędów czy niedopatrzeń. Oby więcej takiego Draxa ;)

Ocena: 7.5
   
Profil PW Email
 
 
»Shadow   #4 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 251
Wiek: 28
Dołączył: 28 Maj 2015
Skąd: Zagłębie kabaretowe

To ten. Będzie krótko. Błagam o wybaczenie. Narwaniec z Sanbetsu ocenia ;)

Drax
Pozwolę sobie sparafrazować pewną polską komedię. Była to walka? No była. Ale czy zabrałeś mnie na randkę do Francji, do Paryża? No niestety nie.
Było kilka błędów, które przeszkadzały nieco.
Cały czas przeplatasz bardziej rozbudowane i zawierające metafory opisy z prostymi przejściami, co mnie osobiście kłuje w oczy. Mam wrażenie, że zaraz zbudujesz na nich niesamowite napięcie, a tu bum. "Przez jakiś czas coś".
Fabuła, motywy były tak proste, że niestety mnie nie wciągnęły. Sama walka jednak była lekka i dosyć szybko się ją czytało. Trzymasz się dalej tego wątku z Orsini... I z jednej strony przyznam, że nieco mnie to nudzi, z drugiej czekam na rozwinięcie wątku jakieś szersze. Hype czy coś. Dlatego nienawidzę takich zakończeń, jakie posiada ta walka.
Zbroja oczywiście zbyt op, błagam o nerf. Jak to sam ująłeś:
Cytat:
Z tą zbroją wszystko było niemal zbyt proste

Aczkolwiek motyw "patrzymy jak włócznia nie przebiła" mi się podobał ;) Mam jednak wrażenie, że bez tej zbroi lepiej by się to czytało. Tak to mnie nic nie zaskoczyło.

Ta... Zmieszany jestem dalej przez tę walkę mimo czasu, jaki poświęciłem na jej analizę.

6.5 - Mniej to byłoby nieuznanie warsztatu, do więcej brakuje mi czegoś, co by mnie urzekło, wywołało emocje. Niestety.


W więziennej rozpaczy...
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #5 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Drax - Po rozliczeniu wad i zalet, wyszedł umiarkowanie przyjemny wpis. Zabrakło w nim wprawdzie szczególnego polotu, ale prostota też może mieć swój urok. Dobrze, że wyjaśniłeś nietypowe zachowanie przeciwnika, bo inaczej na pewno bym się przyczepił do widowiskowości jego zamachu. Niestety warsztat okazał się wyjątkowo niedoskonały: dialogi nienaturalne (rozmowa Eleny z Lolitą), powtórzeń (głównie dotyczących podmiotu) było tak wiele, że co drugie zdanie wybijały mnie z klimatu. Szkoda, bo w ostatniej walce ewidentnie zmierzałeś z formą w dobrym kierunku. Starcie wyszło w porządku, ale zgadzam się z Shadowem, że twoja zbroja jest tak "super", że ucięła większość dramatyzmu.

Dostajesz ode mnie najsłabsze 6, jakie tylko mogę wystawić. Właściwie takie 5,76. Nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Walka z Shadowem miała być początkiem powrotu do świetności i wpisów, które wgniatały mnie w fotel.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na NPC.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Coyote   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

To ja tak na szybko, żeby się załapać z oceną ;) Walka mi się podobała przez wartką, widowiskową akcję, ale i przez przeciwnika. Jedyne co, to powinniście być chyba jeszcze równiejsi. No wiesz ,szybkość, moce. Dobrze byliście dobrani. Albo nawet źle, bo żaden nie miał mieć przewagi wyraźnej ;) Dobrze dobrany to jest ktoś z mocą ognia przeciw komuś w łatwopalnej kurtce :D Lepiej bym to czuł jakbyś wygrał przez dobrze wymyślony plan albo przypadek, zrządzenie losu nawet, albo i siłę charakteru. Tutaj tego zabrakło. Nie było niczego zaskakującego od początku do końca i się na tym zawiodłem. Baboli trochę ci się zaroiło ale czytałem gorsze walki ;)

Drax 6,5/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Drax - 33,5 pkt. (4 głosy)

NPC - 32,5 pkt. (3 głosy)

Zwycięzcą został Drax!!!

Punktacja:

Drax +40
Pit +10
oX +10
Shadow +10
Lorgan +10
Coyote +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 13