Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Pit] Portret Malarza
 Rozpoczęty przez ^Pit, 16-10-2014, 02:15

3 odpowiedzi w tym temacie
^Pit   #1 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008
Cytuj
https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=11375#11375

Portret Malarza.doc
Pobierz Plik ściągnięto 698 raz(y) 62,5 KB

   
Profil PW Email
 
 
^Tekkey   #2 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011
Cytuj
Dreszczowiec w rytm kropel deszczu, czyli kolejny dowód na to, że Kazuya Ichiro zawsze sobie znajdzie jelenia do brudnej roboty. XD

Od strony technicznej to kolejny dobry wpis w pierwszoosobowym stylu, który wychodzi ci najlepiej. W tym przypadku nie tyle klimat noir, co właśnie dreszczowiec-horror. Ktoś coś koniecznie musi w miejscu, gdzie diabeł mówi „aloha!”. Od pierwszych wersów sukcesywnie budujesz napięcie, nawet opisy okoliczności przyrody w sąsiedztwie dworu są naznaczone piętnem zepsucia, wszystko jest „pożółkłe”, „suche”, „przerdzewiałe”, „zdeformowane”. Także po przekroczeniu drzwi wejściowych [skrzypiących potępieńczo, a jakże inaczej XD] znakomicie nakreślasz scenerię opowieści, nie zabrakło takich klasycznych elementów jak porzucone zdjęcia, zapadające się podłogi i miejsca „zatrzymane w czasie”. Moment z odbiciem pochwyconym w lustrze kątem oka i wazonem pękającym pozornie bez żadnego powodu to chyba najlepszy fragment tego wpisu. Ostateczna kulminacja niepokoju.

Mniej więcej od odnalezienia prywatnej galerii zaczyna dominować horrorowy aspekt, wkraczający w psychodelę. Już wcześniej miejsce akcji kojarzyło mi się z Thriller Bark z One Piece, a dalsza akcja tylko umocniła te odczucie. Nikt nie spodziewał się Niespodziankowych Zombie! XD Trochę zdziwiło mnie dlaczego panicznie uciekasz, skoro udowodniłeś, że potrafisz pokonać wyskakujących zewsząd niemilców. Na większej liczbie opisów akcji traci narracja, nie koncentruje się już na odczuciach bohatera. Dalszy bieg przez korytarze pod ostrzałem komentarzy Blake’a brzmi jak żywcem wyjęty z gry komputerowej. XD Takie dźwięki w tle, mające przypominać graczom, że nadal czeka ich walka z finałowym bossem. Zakończenie bardziej mi się podobało, bardziej klimatyczne (organiczne? bleh XD). W ogólnym rozrachunku stawiam na 7,5.

Cytat:
Co do Blake'a...byłem niemal pewien, że nie pozbyłem się go na dobre.

Na to liczę. Portret Malarza 2: Noc w Muzeum. :D


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
   
Profil PW Email
 
 
^Pit   #3 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008
Cytuj
Bardzo lubię jeździć pociągami. Jest wtedy czas na rozmyślanie, wyciszenie się i ogólny relaks, kiedy czyta się jakąś ciekawą książkę, albo słucha muzyki, wyczuwając pod stopami rytmiczny tętent maszyny. Jest to też dobre miejsce do poznawania nowych osób, których historie nierzadko potrafią być tak samo dobre, jak fabuła we wspomnianych wcześniej książkach przygodowych. I była taka osoba, w tamtej chwili. Opowiedziała mi swoją historię. A potem usiłowała zabić, oddychając szybko i bardzo nerwowo. Wysłuchałem co miała mi do powiedzenia. W końcu stałem na krawędzi dachu, czując zabójczy pęd powietrza, a ona celowała z pistoletu w głowę. Jest ryzyko, jest zabawa, jak to mówią.
Ale chwila, moment, jak to się w ogóle stało, że znalazłem się w tak urokliwej sytuacji? Winowajcą był nie kto inny, tylko sam Kazuya Ishiro. Historia znana, wręcz sztampowa: zaufany filantrop, znany w mediach człowiek z masą kasy jako zapleczem. Aż niemożliwe, by tak perfekcyjny życiorys nie miał jakichś skaz. No i były takie, bo Kazuya miał swoje pewne, ekscentryczne hobby. Kochał starożytne artefakty, kochał pomnażać majątek i miał żyłkę do hazardu. No, ale przecież szybko by wyszło na jaw, że się szwenda poza granicami miasta w stroju poszukiwacza przygód. Forsy mam jak jak lodu, to niech się inni męczą, twierdził zapewne Ishiro. Zatrudniał każdego, kto tylko mu się nawinął pod rękę, trzymającą gruby pliczek zielonych banknotów Kouka. Wysyłał takich w najróżniejsze zakamarki globu i czekał, aż przyjdzie pakunek. Majątek pomnożony, skarb zdobyty, a ręce czyste jak niezapisana kartka papieru. Genialne w swej prostocie. No, ale proceder się w końcu rypnął, za sprawą agenta, Ookawy. Z tego co pamiętam, to sam Genbu zapewniał mnie, że "to był przypadek". Nie, żebym był na niego zły, ale w tamtym momencie miałem ochotę palnąć go w ten...hm... pusty? W końcu wyleczył ludzi z dżumy...nieważne! Łeb! Chodzi o łeb! Niby postąpił prawidłowo, bo korupcja w Ishimie albo Higure osiągnęła poziom krytyczny, zwłaszcza po ostatnim krachu na giełdzie. Tyle tylko, że w ten sposób skutecznie pozbawił paru osób dobrego źródełka dochodów. Sam przecież uczestniczyłem w tym interesie, czy to czyniło mnie złoczyńcą? O bogowie, tylko tego brakowało. Gdyby się władze dowiedziały, to pewnie przyspawałyby mi łańcuch do nogi. Praworządna Kyoko zapewne zrobiłaby trzygodzinny wykład na temat moralności i tego, jak należy postępować. A może oni już od dawna o tym wiedzieli? bo niby dlaczego Sanbetsu odesłałoby mnie do eskortowania pociągu ze skonfiskowanymi rzeczami Ishiro? Kogoś o takiej mocy (i renomie przy okazji) potrzeba przecież gdzie indziej. Choć muszę przyznać, że nieźle się uśmiałem, widząc opadnięte szczęki tych wszystkich tajniaków, chroniących pociągu. Kapitan pionu wojskowego, bohater, który wyzwolił statek od zarazy. Gdyby tylko wiedzieli o tym, jak koncertowo spier.doliliśmy sprawę w sekretnej placówce Nag, to zmieniliby szybko zdanie. Sytuacja stała się bardziej komiczna kiedy okazało się, że w zasadzie wszyscy wokół są większymi tajniakami ode mnie. Czarne garnitury, przyciemniane okularki (oby im nie pospadały, kiedy w nagłym wypadku będę musiał użyć mocy), słuchawki w uszach, jakby byli podłączeni do internetu mózgami, pełen wypas. A ja? Z tą niedogoloną twarzą, długimi włosami spiętymi w kok, w znoszonym, czarnym płaszczu, i dżinsach wyglądałem, jak menel spod sklepu. Ewentualnie, jak student czekający na poranne zajęcia, który zaraz musi dorwać jakiś termos z kawą, bo padnie na stojąco. Z tym akurat nie żartowałem. Zerwano mnie z ciepłego łóżka tak szybko, że potrzebowałem dodatkowej energii. Sam byłem chodzącą elektrownią, ale kawy, z tego co mi było wiadomo, to mi jeszcze się nie udało wytworzyć.
Powoli zbliżał się wieczór, kawy w żyłach przybywało, a zmęczenie ustępowało pola lekkiemu rozdrażnieniu. Wciąż głowiłem się, czemu nie wynajęto po prostu paru jednostek zwyczajnych żołnierzy. Moje Smoki były w sumie idealne, ale w tamtym momencie były niedostępne, z racji eskortowania rycerki Ainy do jej kraju. Coś mi mówiło, że panienka Karisstaten jeszcze się odezwie. Sanbetsu było w częściowej rozsypce i każdy sojusznik, nawet z innego kraju, był na wagę złota.
Przemyślenia poszły na bok, kiedy w całym wagonie zabrakło nagle światła. Lampy zamigotały, zabrzęczały i nagle wysiadł cały skład. Ochroniarze, jak na zawołanie, przystawili palce do słuchawek, próbując dociec, co się dzieje. Nie pomagał fakt, że za oknem zrobiło się szaro. Część rozmawiających miała na linii trzaski, które jednak szybko ustały. Usterka jednak trwała. Machnąłem ręką w stronę najbliższego, znającego się na mechanice, by poszedł ze mną. Znaleźliśmy najbliższe źródło energii. Gdy się do niego dobieraliśmy zobaczyłem, że drzwi do sąsiedniego wagonu same się uchyliły. Odruchowo położyłem rękę na rękojeści rewolweru, ale nikogo tam nie było. Podszedłem bliżej, otwierając na siłę wejście i rozejrzałem dookoła z wyciągniętym pistoletem. Lekki powiew wiatru musnął moją twarz, jakby ktoś przechodził obok. Odwróciłem się, ale zobaczyłem tylko technika, zabierającego się do roboty. Skupiłem się, ale nie wyczułem Douriki. Przydałaby się noktowizja, pomyślałem. Schowałem broń z powrotem do kabury, wracając do towarzysza.
- Chyba padł bezpiecznik - powiedział po szybkich oględzinach, przyświecając sobie latarką. W sąsiednim wagonie prąd był, działał na własnym źródle.
- Zaraz to naprawimy - stwierdził. Gdy jednak zabierał się do roboty, pociąg gwałtownie zahamował. Przeraźliwy pisk i nagłe przeciążenie wytrąciło nas z równowagi.
- Co się dzieje, konduktor, konduktor, dawać mi go tu - grzmiał jeden z tajniaków. Z rozmowy wynikało, że ktoś inny, na pewno nie sterujący pociągiem, uaktywnił hamulec bezpieczeństwa. Uczynił to mimo patroli. Nikt nawet nie widział, jak pociąga za wajchę.
- Może wcale nie musiał - stwierdziłem, wskazując palcem na sąsiedni wagon, w którym jeden po drugim gasły światła. - Ktoś ma dostęp do centralnego zasilania.
- Ale jak, przecież wszystkie przejścia obstawione...
- Pociąg ma komputerowy system, który służy do wyznaczania trasy, a takze monitoruje przepływ energii. Ktoś mógł go zhakować i przekonać maszynę do tego, że osiągnęła punkt docelowy. Ewentualnie pozbawił nas energii, po prostu odcinając jej dopływ - stwierdziłem, kierując się szybko w stronę wagonu, gdzie składowany był skarb. Gdy tylko przeszliśmy przez drzwi z naszego przedziału do bagażowego, jakieś dwie zielonkawe łuny przebiegły po ścianach. Miałem wrażenie, że słyszę jakiś śmiech. Zapaliłem latarkę, przeglądając każdy kąt. Chłopak za mną, też w czarnym garniaku, robił to samo, ściskając w dłoni pistolet. Czułem, że jest przerażony. Przeszedłem się po luku. Na kilku półkach stały wszystkie "trofea", jakie przez lata zdołał zgarnąć Kazuya. Zatrzymałem się przy jednym z nich. Zamurowało mnie. Już wiedziałem, dlaczego mnie tu odesłano. Na piedestale stał, oparty o skrzynię, pusty obraz w czerwonawej, jakby żywej, lekko organicznej, pozłacanej ramie. Ramie, nalezącej do "Wisielca".
- Kur.wa, no tak! - Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, co się działo. - No przecież! Blake!
Zacząłem biec przez całą długość pociągu, by jak najszybciej dotrzeć do konduktora i ostrzec go przed paranormalnym zagrożeniem. Ledwo wbiegłem do sąsiedniego wagonu kiedy ten zamienił się w zbitkę brudnozielonych kafli. Stojący opodal mnie technik zbladł w ciągu kilku chwil. Jak to możliwe? Przecież on potrafił kontrolować tylko obrazy. A jeśli... jeśli potraktował ściany jak powierzchnię, po której można malować? Coś przemknęło przez ekran, zwykle służący do wyświetlania reklam, czy filmów. No jasne, przecież to też była powierzchnia "obrazowa". Malarz wsiąknął w maszynę, traktując ją, jak swój nowy zamek. Nie zważając na iluzje, biegłem do przodu. Będący w przedziale tajniacy padli jak muchy. Część z nich została wbita w ekran telewizora. Próbowali się z niego wydostać, wyjąc jak opętańcy. Zdecydowanie nie uśmiechała im się kariera w telewizji. Wbiegłem do przedziału konduktora, ale ten też był już w łapskach jeszcze bardziej przerażającego malarza. Trzymał go właśnie w kościstej dłoni, podduszając. Gdy tylko ujrzał mnie, rzucił człowiekiem w moją stronę. Uskoczyłem, tamten rąbnął o drzwi, padając półprzytomny. Skoczyłem do przodu jak gepard, próbując dorwać Blake'a, kiedy ten znikał wewnątrz ekranu pulpitu sterującego. Po chwili pojawiła się na nim szczerząca zęby postać i pociąg ruszył natychmiast, rozpędzając się ponad normę.
- I co zrobisz teraz, agencie? Czy zdołasz mnie zatrzymać, zanim..bo ja wiem...postanowię się rozbić na najbliższej stacji? Ishima, Higure...wybieraj!
Strzał w ekran nie byłby najzdrowszym posunięciem. A pociąg nabierał prędkości. Za mną jęczeli ci wszyscy uwięzieni ludzie. Postanowiłem więc działać po swojemu.
- Chcesz walki? No to będziesz ją miał, Blake!
Zamieniłem się w prąd, wnikając w pociąg. Od razu uderzyła mnie aura przeklętego malarza, który swoją mocą oplatał maszynę. Ale nie miał jak mnie pochłonąć. Dotarłem z prędkością błyskawicy do hamulców, wywierając na nie odpowiedni nacisk. Poszły iskry, skrzek i pisk był przeraźliwy, aż technikowi pewnie by zadzwoniły zęby. I tak dzwoniły, bo był przerażony nie na żarty. Leżał teraz skulony, z rękoma na głowie. Nie chciał widzieć tych okropieństw. Ja też bym nie chciał. Ale po ostatnich przygodach, nie robiło to już na mnie wrażenia.
Kolejna próba na nic się zdała. Do tego przeciwnik usilnie próbował mnie kontrolować. Wyskoczyłem w luku bagażowym. Miałem jeszcze jeden trik w zanadrzu. Wyciągnąłem nabój zapalający i naładowałem rewolwer. Wycelowałem go w pusty obraz, kiedy pociąg gwałtownie zahamował.
- Ty chyba nie myślisz, że ci pozwolę?
W tym momencie na ziemię spadł pobliski ekran, z którego wystawał w połowie zzombifikowany tajniak. Technik zawył okrutnie, próbując odpędzić się od kreatury. Odganiał pełzające monstrum, kopiąc je nogami po miękkiej twarzy. Pustej, z ciemnymi oczodołami, cicho charczącej.
- A więc tak też ich możesz przejąć - skwitowałem krótko okręcając na palcu rewolwer. Pojazd znów ruszył do przodu, a z obrazu wyskoczył przeciwnik.
- Rozerwę cię na strzępy, że nawet skrawki po tobie nie zostaną!
Drugi ekran spadł. Wypełzły z niego przynajmniej cztery pary rąk, nóg i ze dwie tak samo pozbawione oczu głowy. Popędziły ku mnie, jak pająk. Strzeliłem dwukrotnie. Ciemność przeszyły dwie lance, które odrzuciły pająkołakowego potwora, jak i wcześniejsze zombi. Blake uchylił się sprawnie, posyłając ku mnie fale, którą próbował unieruchomić moje ciało. Zerwał się wiatr. Dopiero teraz poczułem Douriki. Było chyba nawet wyższe od mojego. Blake nie próżnował przez lata.
- Zapieczętuję cię w moim własnym obrazie! - Zaśmiał się, szczerząc kły. Poczułem, jak mi paraliżuje mięśnie. Zamieniłem się w prąd i spróbowałem tej samej sztuczki, którą pokonałem go ostatnim razem. Ale był na to gotowy. Zamienił się w kartki papieru, przylgnął do najbliższej ściany i natychmiast wystrzelił z niej, atakując mnie frontalnie. Sieknął z całej siły w podbródek, aż się zakręciłem. Świat zawirował i nim się obejrzałem, leżałem na ziemi. Znów się zmaterializował i natychmiast pochwycił mnie w paraliżującą technikę.
- Trzeba było poprosić o mój autograf ostatnim razem. Teraz nie będziesz miał już szansy.
W tej samej chwili usłyszałem jakiś krótki grzmot, jakby coś przebiło barierę dźwięku. I wróg to spostrzegł. Zapłonęła zapalniczka. Blake wiedział co się święci. Rzucił się swoją techniką przemieszczenia po ramę obrazu, ale puste płótno już się zapaliło. Malarz począł krwawić, jęknął przeciągle. Znów ten sam dźwięk, tym razem dostrzegłem, jak jakaś postać podaje mi rękę. Podniosłem się z ziemi. W tej samej chwili tajemniczy sojusznik wyciągnął strzelbę, do tej pory będącą w schowku za plecami. Duża, posrebrzana, z dwiema komorami. W jednej ręce obróciła ją, wycelowała i wypaliła prosto w serce malarza. Ten upadł, rażony w plecy. Prawa część jego klatki piersiowej zniknęła. Pozostały po niej skrawki, jakby rozsypującego się papieru.
- Na co czekasz! - odezwała się tajemnicza wybawczyni, teraz już byłem pewien, że kobieta. - Rozwal go! Załadowałem energię elektryczną w dwa palce i strzeliłem w palący się obraz.
- Nie, nie, nieeee! - ryknął nawiedzony malarz, rozsypując się, kawałek po kawałku. Gdy już wydawało się, że zniknie, zaniechałem dalszego ataku. Butem przydepnąłem ogień. Płótno przetrwało w połowie. Blake też.
- Co ty robisz?! Trzeba się go pozbyć w całości! Bo się odrodzi!
To było takie typowe z mojej strony. Sukinsyn, narobił sporo szkód, nieomal nie pozabijał wszystkich, a jednak chciałem go oszczędzić.
- Blake, to taki sam nadczłowiek, jak ja. Zmuszony do walki na froncie. Jasne, robi dużo popier.dolonych rzeczy, ale myślę, ze nadszedł czas wreszcie zrozumieć. Poza tym...nadchodzi wojna i możemy potrzebować każdego...
- A więc to tak! Chcesz zrobić z niego kolejną marionetkę wojny? No pieknie! - grzmiała dziewczyna. Teraz dopiero mogłem przyjrzeć się jej twarzy. Miała jasne, ścięte do ramion włosy, smukłą twarz, zaś w jej oczach dostrzegłem srebrny blask. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że to jest kobieta-snajper, która swego czasu próbowała mnie wyeliminować.
- A ty co? Dalej pracujesz dla Polokova? Co tym razem wymyślił? Pewnie ma chrapkę na te wszystkie skarby, jak go znam!
- Ty...ty... - Omal nie wybuchła ze złości. - Nic nie rozumiesz!
W tym czasie Blake znów próbował wniknąć w jakiś obraz i uciec w gąszcz maszynowych kabli. Przydepnąłem po raz kolejny jego obraz. Zawył z bólu. W tamtej chwili istniał jedynie jako górna połowa ciała bez lewej części płuc i ramienia.
- Oszczędź - skamlał. - Oszczędź mnie, a zrobię wszystko!
- Teraz tak mówisz - syknęła nagle dziewczyna. - Ale kiedy więziłeś mojego brata w obrazie, rechotałeś na spółkę z Polokovem! Odsuń się, Araraikou, daj mi go dobić!
Zdałem sobie sprawę, że tu dzieje się coś znacznie większego, coś, czego nie dane mi było najwyraźniej zrozumieć. Zadumałem się na dłuższą chwile, kiedy coś ukłuło mnie w głowę. Jakaś myśl, o której zapomniałem.
- O bogowie, pociąg!
Przygotowałem się do skoku, by zatrzymać rozpędzoną maszynę. Rzuciłem porozumiewawcze spojrzenie dziewczynie i powiedziałem:
- Rób jak uważasz, ale pamiętaj: nie jesteśmy zwierzętami!
Błyskiem skoczyłem w gąszcz kabli, dotarłem do hamulców i wywarłem nacisk na wszystkie naraz. Energia popędziła ku nim, przestawiając wajchy w odpowiednie położenie. Znów posypały się iskry. Trzysta...dwieście osiemdziesiąt... pisk był nie do zniesienia... dwieście sześćdziesiąt... czułem, jak wszystko furkoce... dwieście dwadzieścia... coś chyba zaczęło się przecierać...sto osiemdziesiąt... już prawie się udało, żeby tylko po drodze nie było zakrętów...sto dwadzieścia... pociąg dosłownie rzęził, jakby ktoś zabijał świnię....osiemdziesiąt... praca silnika cichła z każdą chwilą... pięćdziesiąt! Maszyna jechała swobodnie do przodu. Wróciłem natychmiast do luku bagażowego, widząc tylko popiół. Po Blake'u nie było śladu. Po jego portrecie również. Ale dziewczyna nadal tu była. Wyskoczyłem na dach. Ona już czekała na mnie, mierząc ze strzelby.
- Cofnij się! Na samą krawędź! - rozkazała. Wiedziałem, że jestem w stanie tego uniknąć, ale trzeba było wyjaśnić parę spraw, raz na zawsze. Pęd powietrza rozwiewał nam włosy. Płaszcz furkotał na wietrze, jakby dostosowując rytm do powolnie jadącego do przodu pociągu.
- No, to masz mnie. Dopięłaś swego. Blake nie żyje, zaraz do niego dołączę ja. W imię czego?
Nic nie mówiła, tylko patrzyła sie na mnie, kurczowo ściskając za rękojeść broni. Drugą zaciskała na lufie, przejeżdżając pojedynczymi palcami po jej chromowanej powierzchni.
- Nie zapytam, dlaczego mnie ocaliłaś. Zapytam jednak, czy warto jest żyć pod rozkazami takiego nikczemnika, jak Polokov.
Dziewczyna nadal się nie odezwała. Ale po chwili opuściła broń i zaczęła.
- Już dla niego nie pracuję. Mniej więcej od momentu, w którym zerwałeś ten przeklęty obraz ze ściany w willi Blake'a.
- Jak to?
- Widzisz, ten sukinsyn uwięził sporą dozę ludzi w tych swoich obrazach. Jednym z nich był mój brat.
- Shippougin? - zapytałem, mając jeszcze w pamięci pewnego snajpera, także o srebrnych tęczówkach oczu.
- Dokładnie. Zrobił to, kiedy odmówiliśmy współpracy z Polokovem. Blake działał aktywnie na rzecz tego tam...Czerwonego Frontu, czy jak to się zwało.
- Dlaczego uwięził jego, nie ciebie?
- Bo mnie łatwiej było kontrolować. Byłam słabsza i oni dobrze o tym wiedzieli. Nawet z moją mocą, nie mogłam nic zrobić.
- Jesteś nadczłowiekiem?
- Taa, chyba tak samo jak i ty, co nie? - Uśmiechnęła się. Po raz pierwszy widziałem na jej twarzy coś innego niż zacięcie i skupienie. - Polokov kazał mi cię zabić. Miałam ku temu wiele okazji, uwierz mi. Raz nawet zrobił specjalną kulę z twoimi inicjałami. Idiotyczne to było, no ale użyłam tego.
- Zabiłaś wtedy pewnego bankiera, którego miałem zamiar postawić przed sądem.
- A co mi tam, jedna szuja mniej na tym świecie - rzuciła beztrosko, wzruszając ramionami i zmieniła nagle temat. - A co do Blake'a, to jeśli cię boli, że go zabiłam...
- Nie no, może to i lepiej dla świata. Zrobił tyle porąbanych rzeczy, sama mówisz, że ci brata uwięził - wtrąciłem się
- No właśnie, tu jest szkopuł. Z paru rozmów jego i Polokova wywnioskowałam, że on ma jeszcze jakieś dwie inne kopie tego obrazu. On będzie w stanie się odrodzić tak długo, jak istnieje jego portret. Jasne, będzie miał duże problemy z odzyskaniem zdrowia psychicznego, ale pewnie w końcu się ocknie.
- Wybacz, ale to brzmi jak jakaś tania wymówka rodem z cyklu książek dla młodzieży. Że niby zło przetrwało? - zapytałem, śmiejąc się. I ona się uśmiechnęła, drapiąc się palcem po nosie.
- A kto, kurczę, powiedział, że to jakieś zło, psiamać. Zwyczajny nadczłowiek, przecież oni tak łatwo nie giną, nie? - Puściła do mnie oko, chowając strzelbę za plecy. - Jestem Katherine. Katherine DelCruz. Tak wiem, nazwisko jakieś takie mało Nagijskie, ale w naszym regionie to różni się zdarzali.
Podała mi rękę. Odwzajemniłem uścisk.
- Kaeru Araraikou. Miło poznać - powiedziałem oficjalnym tonem, choć wiedziałem, że ona już dawno zna wszystkie szczegóły na mój temat, aż do numeru buta, jaki noszę. Rozejrzałem się dookoła i zaproponowałem:
- To co, zatrzymujemy ten pociąg? Trzeba doprowadzić wszystkich do stanu używalności, szczególnie pewnego technika. A i tak przy okazji... co byś powiedziała na pseudonim Duch?
- Hm - zamyśliła się, teatralnie unosząc wzrok do góry. - No nie wiem. Dobry karabin trzeba ukryć. Dostanę jakiś pancerz maskujący?
- Duch w pancerzu? - wzruszyłem ramionami. - Brzmi nieźle.
Pociąg powoli zbliżał się do miasta. Nic już potem nie zakłócało spokoju i ciszy nocy, jaka nastała.
   
Profil PW Email
 
 
^Tekkey   #4 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011
Cytuj
Pit napisał/a:
Bardzo lubię jeździć pociągami.

Ooooook... :? Zdarza się w najlepszych rodzinach.
Dat Ishiro! Miesza nawet wtedy, kiedy już nie miesza. :roll:
Cytat:
Niby postąpił prawidłowo, bo korupcja w Ishimie albo Higure osiągnęła poziom krytyczny, zwłaszcza po ostatnim krachu na giełdzie. Tyle tylko, że w ten sposób skutecznie pozbawił paru osób dobrego źródełka dochodów. Sam przecież uczestniczyłem w tym interesie, czy to czyniło mnie złoczyńcą?

FYI to jest właśnie piękny przykład korupcji. ;) Jeśli nie w sensie prawnym, to na pewno etyczno-moralnym. Póki jest kasa, nie ma pytań. :P
A co do opinii o całości... wciągające. :) Czytało się jak dobry thriller z elementami nadprzyrodzonymi. Strasznie, potwornie wciągający. Do tego stopnia, że pomimo zdradzającego wiele [wszystko?] tytułu, w momencie ujawnienia się złoczyńcy jednak wespół z twoim bohaterem miałem chwilę rewelacji: "no nie, to znowu ten Blake!" O ile ze względu na konwencję dreszczowcowo-horrorową ostatniego wpisu raziły mnie jednozdaniowe zaczepki ze strony malarza, tym razem przystawały jak ulał. Jedynym zgrzytem był dla mnie moment: „no tak, niby pokonaliśmy go ale ma jeszcze ze trzy obrazy. On wróci.” Po świetnym budowaniu dramatyzmu przez cały wpis, informację te mogłeś po prostu lepiej opakować, przekazać z większą dozą emocji. Z drugiej strony, śmiejesz się w ten sposób z konwencji gdzie wszyscy, złoczyńcy i bohaterowie, zawsze przeżywają, więc jestem ci to skłonny przebaczyć. 9/10
Swoją drogą wpis stanowi fabularne wprowadzenie DelCruz i mam nadzieję, że niedługo ją zobaczę w szeregach drużyny Smoków z przystawkami. ;>


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
   
Profil PW Email
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 15