3 odpowiedzi w tym temacie |
^Coyote |
#1
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 30-05-2013, 13:16 [Poziom 2] Coyote vs NPC (Lemuel Frostwind) - walka 1
|
|
Legenda:
- Coyote (3050 Douriki)
- Lemuel Frostwind (2500 Douriki)
Polowanie specjalne: Terapia szokowa
Dwie wielkie bestie krążyły w kółko, mierząc się wzrokiem i powarkując. Ja, wielka, ciemnoszara hybryda kojota. On, nieco niższa, bardziej umięśniona, biała hybryda niedźwiedzia.
Przeciwnik ryknął, w tej samej chwili wydłużając w moim kierunku garść lodowych szpikulców.
Zanim coś zauważyłem, wyczułem ruch schłodzonego powietrza tuż przy twarzy i przemieściłem się w bok używając Sin Dangye.
To była dobra reakcja, bo lodowe bolce przemknęły niczym błyskawica i przebiły drzewo kilka centymetrów za miejscem, gdzie stałem. Zaraz zniknąłem ponownie, pozostawiając tylko tuman kurzu.
- Dwa razy mnie na to nie złapiesz - warknąłem i wymierzyłem potężnego sierpowego w zaskoczonego przeciwnika.
Zgodnie z przewidywaniami, szponiasta pięść utkwiła w pełnej kłów szczęce. Moja strategia powiększenia gniewu działała bez zarzutu. Wcześniej Lemuel trzymał mnie na dystans pistoletem i utrudniał wykorzystanie talentów. Kiedy udało mi się go wyprowadzić ze spokoju, reszta była już bułką z masłem. Wystarczyło spotęgować z nim to uczucie i zmusić do transformacji. Wilcza klatka nie różni się od prawdziwej walki z wrogiem. Też trzeba korzystać z każdej dostępnej okazji ,żeby przetrwać.
Po uderzeniu, odskoczyłem na bezpieczny dystans i przyjrzałem się mojemu dziełu, a raczej jego braku. Lamuel nie wyglądał, jakby mój cios zrobił mu jakąkolwiek krzywdę. Nagle coś poczułem. Najpierw ciepło, później mokro. Na końcu przeszył mnie ból. Zaskoczony spostrzegłem, że nad lewym biodrem mam trzy ziejące rany.
- Kiedy? - Zapytałem sam siebie zaskoczony.
- Atakuj - zachęcił przeciwnik, nie przejawiając ani radości z takiego wyniku sytuacji, ani smutku.
Był beznamiętny jak rzemieślnik ,który wykonuję swoją pracę od świtu do nocy.
Teraz to ja byłem zdenerwowany. Strategia zawiodła, bo uznałem że przeciwnik jest bardziej zatracony w złości. Nie tak łatwo kojotowi upolować niedźwiedzia.
Wskoczyłem między drzewa, żeby się ukryć. Dzięki moim mocom wystarczyło, żeby przeciwnik tylko na chwilę stracił mnie z pola widzenia. To jednak bez znaczenia. Jak miałbym pokonać tak wytrzymałego przeciwnika, który celowo kontratakuje tylko w chwili ataku, kiedy jestem najbardziej bezbronny? Jeśli niczego nie wymyślę, rezultat tej walki będzie bardzo nieprzyjemny. Czy naprawdę nie ma sposobu, żeby go zranić? Jestem przecież szybszy, silniejszy i pewnie bardziej doświadczony w walce. Mógłbym spróbować użyć tego, ale nie zakończyłem jeszcze szkolenia.
Spojrzałem na swoją zaciśniętą pięść.
- To jeszcze nie pora - pomyślałem. - Tylko w pełni opanowane Kishin-te mogłoby mi pomóc. Trenuję dopiero kilka tygodni, a to zdecydowanie za mało, żeby przezwyciężyć tak potężne Boho, jak Lemuela .
Spojrzałem na pobliskie drzewo i położyłem rękę na korze.
***
Lamuel rozglądał się uważnie, pozostając tak skoncentrowany, jak to tylko możliwe. Wiedział doskonale, że mogłem pojawić się w dowolnym miejscu i czasie, żeby zaatakować. Miałby wtedy tylko ułamek sekundy, żeby stworzyć lodowe kolce na skórze i nimi kontratakować.
Szelest liści zdradził czyjąś obecność po lewej. Niedźwiedzia hybryda przekręciła się szybko, ale niczego nie dostrzegła. Usłyszała tylko jakiś dziwny hałas dobiegający z..tyłu. Tam właśnie pomknęły lodowe kolce i tam popękały z głuchym trzaskiem. Oczy Lemuela w ostatniej chwili zdołały ogarnąć rozpędzony pień drzewa, który wbił się w jego bok, posyłając go prosto w drzewa, gdzie obił się jeszcze bardziej.
- Poprosiłeś żebym zaatakował, więc się nie powstrzymywałem - zadrwiłem niskim głosem. - Teraz ty atakuj.
Przeciwnik podniósł się z trudem. Z rozbitej skroni spływała mu krew, a z przygarbionej postawy łatwo wywnioskowałem, że uderzenie sosną połamało mu kilka żeber. Od najdawniejszych wieków ludzie wykorzystywali narzędzia, żeby potęgować własną siłę i szybkość. Ta prosta rzecz wystarczyła, żeby przechylić szalę zwycięstwa.
Sprowokowany Lemuel puścił się do biegu i jednocześnie cały zjeżył lodowymi kolcami. Kiedy znalazł się blisko mnie, zaatakował pięścią, która przypominała teraz kolczastą maczugę. Cios był dość wolny, ale nie mogłem zapominać o wydłużających się kolcach. Podskoczyłem do góry i przekręciłem się na grubej gałęzi, żeby zręcznie pounikać rozpędzonych lodowych włóczni. Na końcu wybiłem się daleko, żeby doskoczyć do upuszczonej wcześniej sosny. Schwyciłem moją prymitywną broń, okręciłem się z nią i cisnąłem w przeciwnika. Drzewo było na tyle duże, że nie musiałem się za bardzo przejmować celnością. Lemuel nie był na tyle zwinny, żeby uniknąć mojego ataku, więc stworzył tyle kolców, żeby rozbić o nie mój "pocisk".
Na to właśnie liczyłem. Użyłem Sin Dangye, żeby znaleźć się tuż obok niego, kiedy przygotowywał obronę i zamiast głupio atakować, chwyciłem go w pasie i przekręciłem tak, żeby cała kolczasta obrona skierowana była w inną stronę niż ta, z której leciało drzewo. Kiedy ewakuowałem się kolejnym Sin Dangye, od razu usłyszałem huk zderzenia. W samą porę, bo Ulhwa, którego użyłem żeby nie paść z bólu po przebiciu boku właśnie przestawało działać.
Przygnieciony sosną Lemuel nie został jeszcze pokonany. Z trudem wysunął się spod przeszkody i dźwignął się na nogi.
- Nie masz jeszcze dość? - Zapytałem, starając się ukryć ból, coraz bardziej przeszywający moje ciało.
On jednak tylko warknął i zaszarżował, jakby nic mu nie dolegało. Jak widać, nie tylko ja znałem pewne bardzo użyteczne Eisai..
Nie mając wielkiego wyboru, podniosłem sobie poziom adrenaliny, żeby móc dalej walczyć. W wywołanej tym złości, nie mogłem już przebierać w środkach, jak wcześniej.
Pobiegłem na spotkanie przeciwnikowi, żeby zakończyć tę walkę w pojedynku mojej siły i jego wytrzymałości.
***
Stałem cały poraniony i ociekający krwią. Ledwo trzymałem się na nogach, ale z satysfakcją patrzyłem na Lemuela, który bez ruchu leżał u moich stóp. Adrenalina powoli odpływała i czułem jak uchodzi ze mnie przytomność. W świadomych zakamarkach umysłu wiedziałem, że jeśli nie nauczę się szybko Kishin-te, nie przetrwam. Trafiłem do świata potężnych wojowników, gdzie nietrenowane ciosy nikomu już nie zagrażają. Nawet przy mojej sile.
- Czas wreszcie dorosnąć, Coyote - powiedziałem sam do siebie i zakrztusiłem się krwią.
Przytomność odpłynęła tak szybko, że nawet nie wiedziałem kiedy...
***
Od walki z niedźwiedzim szamanem w wilczej klatce minęło kilka miesięcy. Moje rany w większości się wygoiły i poświęcałem każdy dzień, żeby bez wytchnienia trenować sztuki walki. Dzięki kontaktom w siatce szpiegowskiej dowiedziałem się o walce agenta Genkaku i zealoty Draxa. Było to w podobnym czasie, co moja walka,ale gdyby któryś z nich był wtedy moim przeciwnikiem, wynik byłby pewnie zupełnie inny.
Spojrzałem na swoje posiniaczone palce i podziurawione drewniane manekiny.
- Następnym razem będę przygotowany - poprzysiągłem sobie w duchu i wróciłem do żmudnego powtarzania ataków. |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
Ostatnio zmieniony przez Lorgan 30-05-2013, 13:52, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
»Sorata |
#2
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 10-06-2013, 20:20
|
|
Mam zgryz. Cóż mam powiedzieć – podobało mi się, ale walka sprawia wrażenie niekompletnej. Rozpocznę od wad.
Brakuje mi trochę szerszej wymiany ciosów, lepszych pomysłów ze strony przeciwnika. Może jestem skrzywiony, bo to mój projekt postaci, ale Frostwind ma dużo więcej do zaoferowania (ty zresztą też). Nie użył w żaden sposób swojego toukai, nie używa żołnierskiego ekwipunku, tarczy fotonowej – nic. Kilka ataków kolcami i ryk. I cały czas tylko „Lemuel”. Ma jeszcze nazwisko i ksywkę. Mogło być lepiej.
Podoba mi się spokój i pokora Coyote’a. Zachowanie mogło oddać to lepiej ale cieszy, że nadal czujesz potrzebę rozwoju. Kiedyś już to chyba podkreślałem - Twoja pierwszoosobowa narracja pozwala wczuć się w rolę łowcy. Radzisz sobie z nią świetnie. Długość wpisu zaważyła tez na dynamice starcia. Mam wrażenie jakby walka trwała kilka sekund. Mam nadzieję, że taki był zamiar.
Wiem, że to walka z NPC ale mam nieodparte wrażenie, że nawet tutaj mogłeś się postarać bardziej. Motyw i początek walki nie istnieją. Obaj jesteście transformowani od początku. Dialogi to absolutne minimum.
Dam 6,5/10. Nie zasługujesz na przegraną, ale to bardzo przeciętna walka – szczególnie po lekturze innych Twoich opowiadań. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»Twitch |
#3
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 10-06-2013, 21:06
|
|
Coyote
Słyniesz z szybkich i dynamicznych pojedynków. U Ciebie zawsze na pierwszym planie jest starcie, a dopiero kawałek dalej, za postaciami fabuła. Ogólnie nie jest to takie złe, ale cały czas czuje się jakiś niedosyt, że czegoś brakuje. Już przy ostatnich starciach pisałem, że mógłbyś się postarać o rozwinięcie otoczki walki, tak aby nie była to jedynie ekspresowa sprawa, którą notabene szybko się zapomina. Domyślam się, że chciałeś przedstawić klimat wilczej klatki jako miejsca bez udziwnień, gdzie główną rolę nie grają elementy otoczenia, ale obydwaj walczący i za to plus. W takim wypadku to jednak trochę za mało tego starcia. Jest za to fajnie przedstawione. Na prawdę chyba od początku kariery wzbudzałeś szacunek łatwością opisywania wymiany ciosów, zawsze wydawało się że przychodzi Ci to z niesamowitą lekkością jakbyś tworzył je na poczekaniu, między innymi zajęciami. Gratuluję warsztatu, bo jest niezły i nie ma się do czego czepiać w tej kwestii.
Podsumowując masz plus za lekko przytłaczający, morderczy klimat wilczej klatki i motyw prawdziwego starcia 1 na 1. Minus masz za długość walki i nie pokuszenie się o choćby odrobinę otoczki fabularnej.
Według mnie pokonałeś przeciwnika, ale jako silniejszy, nie lepszy.
Ocena: 6,5/10 |
Little hell. |
|
|
|
*Lorgan |
#4
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|