Fabuła tej manhwy przypomina scenariusz bardzo egzotycznej sesji fabularnej. Mamy drużyny z podziałem na role, różnorakie testy i łamigłówki taktyczne, niebezpieczne "lochy" i (obowiązkowo) obietnice wielkiej nagrody gdzieś na końcu wędrówki. Ale może zacznę od początku:
Dwudziesty-piąty Baam jest bardzo nieszczęśliwym chłopcem. Od kiedy pamięta był zamknięty w ciemności, odwiedzany jedynie przez Rachel. Kiedy i ta przyjaciółka odchodzi, by spełnić swe największe marzenie - wejście na szczyt Wieży Boga, Baam podąża za nią. Wpada tym samym w wir wydarzeń, których wyniku trudno się domyślić. Jest bowiem Nieprawidłowością (oryginalny termin "Irregular" brzmi trochę lepiej) - sam otworzył sobie przejście na pierwsze piętro. Dotychczas było tylko kilku takich jak on i zawsze byli oni zwiastunami wielkich zmian w całej Wieży. I mimo, że chłopak nic nie wie o panującej tam niepodzielnie rodzinie Zahard, ich oczy są na niego zwrócone od samego początku.
Tytułowa wieża to olbrzymi monument w bliżej niesprecyzowanej rzeczywistości. Piętra mają wielkość niemalże kontynentów i zamieszkane są przez wiele najróżniejszych istot. Mimo posiadania czegoś na kształt stref mieszkalnych, cała budowla to właściwie jeden wielki test. Po ukończeniu wyzwania obecnego piętra, podejmujemy następne i tak do samego szczytu. Tam czeka nas unikatowa nagroda - spełnienie dowolnej prośby.
Zaprojektowany prawie od podszewki świat jest chyba największą (obok wciągających, nietypowych wyzwań) zaletą manhwy. Mimo, że na początku czułem się zagubiony w ilości informacji, szybko przekonałem się, że wszystko to ma ręce i nogi. Po jakimś czasie automatycznie łapałem niuanse poziomów Rankerów i coraz więcej rozumiałem z odwiecznej wojny toczącej się w wieży.
Jak na komiks bez oficjalnego wydawcy Tower of God prezentuje niezmiennie wysoki poziom rysunku, a autor sprawnie odkrywa przez czytelnikiem meandry fabuły. Druga seria popchnęła akcję na trochę inne tory ale nadal czytam z autentycznym zaciekawieniem.