Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 2] Genkaku vs NPC (Dokuro) - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 17-09-2012, 22:29
 Zamknięty przez Lorgan, 21-09-2012, 19:46

5 odpowiedzi w tym temacie
^Genkaku   #1 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Genkaku 2437道力
Dokuro 2700道力


Sanbetsu. Higure, stare zabudowania fabryczne w centrum miasta. Godzinę temu.

Drzwi do centrum monitoringu otworzyły się z hukiem. Prosto przez nie do pomieszczenia wpadł sierżant Hawashi, dowódca ochrony. Był wściekły. Nie to, żeby kiedykolwiek był spokojny – pomyślał Gimawa – ale w takim stanie nie widział swojego przełożonego jeszcze nigdy, a służył pod jego rozkazami już niemal dwa lata. Twarz Hawashiego wydawała się cała czerwona, razem z szyją pokrywały ją teraz grube, pulsujące żyły.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu się do cholery wyprawia ?! Kto uruchomił alarm?! Gdzie jest patrol Alfa?!
- Sir, nie wiemy. Obawiam się, że sytuacja jest kryzysowa – Gimawa starał się zachować spokój. Jednocześnie modlił się w duchu, aby dowódca nie wyładował swojej frustracji na nim. Kilkakrotnie prawie zakatował na śmierć niektórych ze swoich podwładnych, gdy sytuacja wymykała się spod kontroli. - Straciliśmy kontakt z Alfą ok. dziesięciu minut temu. Ich ostatnia pozycja to tylne podwórze.
- Co tam robili, do cholery!? Chyba wszyscy mieli pozostać w środku! Pan Mai nie płaci nam za szwendanie się i obijanie, jak jakieś pieprzone obszczymurki! - ostatnie słowa zostały przez niego wywrzeszczane w towarzystwie kaskady śliny. Nie znosił, gdy coś szło nie tak. Zawsze wszystkiego musiał pilnować sam. A wydawać by się mogło, że dowodzenie profesjonalnymi najemnikami to łatwy kawałek chleba. Zrobił dłuższą pauzę na kilka głębszych oddechów. Dłonie zacisnęły mu się w pięści. Miał wielką ochotę roztrzaskać głowę podwładnego o blat biurka. Najspokojniej jak mógł, wycedził przez zęby. - Co z alarmem? Kto go włączył?
- Sir, jeden z ludzi na dachu widział intruza, który obezwładniał Alfę. Wszczął alarm.
- Obezwładniał? To czemu nie otworzył ognia?! Co w tym czasie robiła Alfa?
- Sir, wydaje się, że nie widzieli przeciwnika... - Gimawa, wiedział co teraz się stanie. Bał się o tym meldować. Porywcza natura sierżanta była mu aż nazbyt dobrze znana. Odruchowo jego dłoń pomknęła do kabury pistoletu i spoczęła na nim. - Nie mamy też, nagrań z kamer. Wydaje się, że intruz zniszczył je emiterem EMP.
- Banda idiotów!!! Jak mogli nie widzieć intruza ?! Co to, jakiś magik?! Zwołaj wszystkich ludzi, mają natychmiast zejść tu na dół! - wściekłość wzbierała w nim z każdą sekundą i musiał dać jej upust. Jeszcze nigdy nie stracił sześciu ludzi w tak dziwny sposób. Zamaszystym ciosem uderzył pięścią w ścianę. Pajęczyna pęknięć pojawiła się na gładkiej białej powierzchni. Hawashi rozejrzał się po pomieszczeniu. Młodszy najemnik siedział osłupiały. - Nie słyszałeś co powiedziałem, chłopcze?!
- Tak jest, sir! - Gimawa szybko chwycił za radio. - Do wszystkich jednostek! Przejść do poziomu minus cztery. Zająć pozycję przy wejściu do tunelu – wtem jego wzrok przykuł jeden z monitorów i nieoczekiwany ruch zarejestrowany przez kamerę w jednym z korytarzy. - Sir, jest drugi intruz. Zachodnie skrzydło. Zaraz trafi na naszych!
- Pokaż! - sierżant podbiegł pochylając się nad biurkiem – Skąd wiesz, że to drugi!?
- Sir, to zupełnie inna część kompleksu, proszę zobaczyć na te monitory – gestem wskazał kilka ekranów. Było ich około siedmiu sztuk, każdy z nich pokazywał jedynie szumy, zupełnie jak telewizory pozostawiane bez podłączonej anteny. - pokazują... pokazywały obraz ze wschodniego skrzydła. Ten pierwszy intruz systematycznie niszczy je i omija wartowników.
W pokoju zapadła cisza. Oczy obu najemników obserwowały teraz sytuację w zachodniej części kompleksu. Wysoki, umięśniony mężczyzna wchodził właśnie na pozycję zajmowaną przez jeden z oddziałów. Natychmiast otworzyli ogień. Triumfalny uśmiech, który zagościł w tym momencie na twarzy sierżanta, zniknął tak samo szybko, jak się tam pojawił. Usta otworzyły mu się szeroko w niemym geście niedowierzania. Pociski zdawały się odbijać od przeciwnika. Część z nich, lecąc rykoszetem, poraniła kilkoro najemnych ochroniarzy. W ich szeregach szybko zapanował strach. Dryblas nie miał jednak zamiaru pozwolić im się wycofać. Jednym susem znalazł się między nimi. Wywiązała się walka wręcz, którą ludzie Hawashiego wyraźnie przegrywali.
- Co to jest, do cholery!? - wściekłość w głosie dowódcy mieszała się wyraźnie z paniką. Niczym poparzony odskoczył od szeregu ekranów rozmieszczonych na biurku. W tej samej chwili zgasł obraz z kolejnego monitora. Spojrzał na Gimawę. Najwyraźniej podwładny też to zauważył. Był cały blady, a z jego czoła spływała strużka zimnego potu.
- To kamera z tego korytarza!
Młodszy najemnik zerwał się z krzesła na równe nogi. W rękach trzymał już pistolet. Obaj mierzyli w wejście. Wyraźnie słyszeli cichy odgłos kroków zbliżających się w ich kierunku, czasem zagłuszanych tylko przez strzały dochodzące z zachodniego skrzydła. Zimny pot nie spływał już kroplami po ich czołach, a sączył się strumyczkami. Gimawa z trudem powstrzymywał drżenie rąk. Zdawało się, że intruz lada chwila powinien pojawić się w drzwiach. Kątem oka zarejestrował ruch na jednym z monitorów. Spojrzał. Serce podskoczyło mu do gardła.
- Sir... musi pan to zobaczyć... numer czwarty...
Jego głos drżał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Hawashi powoli odwrócił głowę w kierunku biurka. Szybko odnalazł właściwy ekran. Obraz przedstawiał pomieszczenie monitoringu. Kamera umieszczona była dokładnie za ich plecami i pokazywała ich dwójkę mierzącą w drzwi, oraz wyraźnie wyróżniającą się na tle jasnego korytarza, ciemną postać stojącą przy wejściu. Obaj najemnicy powoli, niemal jednocześnie odwrócili głowy w kierunku przejścia. Nie było tam nikogo. Nagle zapanowała ciemność. To było ostatnie, co pamiętali.

Sanbetsu. Higure. Starożytny grobowiec. Teraz.

Dźwięk kliknięcia, mimo że z pozoru cichy, odbił się głośnym echem po ścianach korytarza. Genkaku natychmiast zesztywniał. Z sufitu na wprost niego wyskoczyło pionowe, ponad metrowej długości otrze. Tnąc powietrze z zawrotną szybkością mknęło prosto w niego. W momencie gdy cios dochodził już do jego ubrania, agent wykonał gwałtowny, wyuczony unik. Prosto na następną pułapkę. Kolejna klinga przeszyła korytarz pędząc w jego stronę. Tym razem poziomo. Nie miał szans uskoczyć przed tym atakiem. Skrzyżował przed sobą ręce i naprężył mięśnie i zacisnął zęby. Uderzenie zatrzymało się na twardych niczym skała przedramionach, przesunęło jednak ofiarę w tył. Prosto na kolejny włącznik. Kito rzucił się na ziemi i od turlał pod ścianę. Strzałka przecięła powietrze i zniknęła w ciemności po drugiej stronie, o włos mijając celu. Zdecydowanie wypicie smoczego eliksiru było dobrym pomysłem – pomyślał agent sprawdzając czy pocisk nie rozciął przypadkiem kombinezonu maskującego „2X”. Wyostrzone zmysły były w tych okolicznościach jak znalazł. Upiorne korytarze doprowadzały go do gęsiej skórki. Misternie wyciosane w skalę korytarze, przecinające się pod różnymi kontami, schodzące raz w dół, a raz ku górze, stanowiły istny labirynt. Przeszkody i pułapki, z jakimi przyszło mu się tu mierzyć, w ciągu ostatnich pół godziny, naprawdę wyciskały z niego siódme poty. 
Jak zwykle, misja spadła na niego niespodziewanie. Było to dość irytujące, ale zdążył się przyzwyczaić i – nie oszukujmy się – było to wpisane w jego zawód. Pierwszą część zadania wykonał bez większych przeszkód. Jedno z wejść do grobowca okazało się być ukryte pod parkiem wisielców, a dokładniej zaraz pod „szubienicznym wzgórzem”. Problem polegał na tym, że prowadził tam tylko jeden tunel, znajdujący się w starej, opuszczonej fabryce, tuż obok parku. Należała ona do porwanego niedawno Yamamoto Mai i była silnie strzeżona. Starzec zapewne wiedział o katakumbach, dlatego nie szczędził na ochronie. Ciekawe, jaką część „naznaczonych czarnym słońcem” stanowili poszukiwacze grobowca. W każdym razie, ominięcie najemników nie stanowiło problemu. Kłopoty zaczęły się dopiero, gdy wkroczył do labiryntu. Ciemne, wilgotne korytarze z początku pełne były trupów w najróżniejszym stadium rozkładu. W mroku popiskiwały żerujące na nich szczurze watahy. Częściowo ciała stanowiły szczątki dawnych złodziei, niektóre zaś były zaginionymi niedawno badaczami. Wszystkie jednak w równym stopniu służyły za czytelne ostrzeżenie.
Na pierwszą działającą pułapkę natknął się, gdy skończyły się trupy. Wystarczył jeden nierozważny krok. Przez zranieniem uchronił go energetyczny pancerz. Dalej wcale nie było lepiej. Zapadnia, przed którą uratował go Thekkal, wyskakujące kolce, spadający na głowę sufit i strzałki. Dużo strzałek. Na szczęście spora część śmiercionośnych niespodzianek nie działała. Na przykład jedna, uruchomiona przypadkiem, poprzez oparcie się o płytkę z dziwnym falistym symbolem. W jednej chwili korytarz na obu końcach zamknął się, odcinając mu drogę ucieczki. Na suficie otworzyły się śluzy, przez które, jak przypuszczał, miała wlać się woda. Której jednak nie było. Być może z winy budowniczych parku, którzy osuszyli w okolicy kilka zbiorników. Jeżeli taka była przyczyna, to niech Pompidou będą dzięki.
Sytuacja nadal nie wyglądała najlepiej. Energetyczny pancerz wyczerpał się na poprzednim mechanizmie. Teraz ostała się mu już tylko chimeryczna zbroja. Musiało wystarczyć. Co jakiś czas zatrzymywał się, by zeskanować beeperem okolicę, jednak bez większych rezultatów. Wyglądało na to, że kompleks korytarzy jest zbyt rozległy i ciągnie się na przestrzeni co najmniej kilku kilometrów. Urwał się nawet zasięg radiowy z resztą agentów. Był tylko on i ciemność labiryntu.
Genkaku sięgnął do komputera, ukrytego w zegarku, by przestawić soczewki na tryb noktowizora, gdy usłyszał kroki dobiegające z korytarza za swoimi plecami. Przywarł do ściany, obserwując skrzyżowanie. Ciepłe, pomarańczowe, migoczące delikatnie światło pochodni powoli rozlewało się po wilgotnych ścianach. To pewnie Dokuro – pomyślał agent. Widział go wcześniej na monitorach w fabrycznym kompleksie. Terrorysta odpowiedzialny za porwanie pana Yamamoto wybrał dokładnie to samo wejście do grobowca. Kito miał nadzieje, że zgubi go pod ziemią i sam dotrze wcześniej do centralnej komory. Jak widać, niestety sprawy miały się gorzej. Genkaku sięgnął po rewolwer i wycelował. Nie musiał długo czekać, by zza zakrętu wyłonił się dzierżący w ręku pochodnię mężczyzna. Wydawał się być zbudowany z samych mięśni. Głowę niósł wysoko i dumnie. Dokładnie badał otoczenie ostrym niczym brzytwa wzrokiem. Jego skóra miała jakby metaliczny poblask. Agent przełknął ślinę. Był w bezpiecznej odległości. Poza zasięgiem światła, ale za to w zasięgu procesora. Wykorzystał jego moc, by okryć się płaszczem iluzji. Przeciwnik mijał go, ostrożnie stawiając każdy krok. Gdy znalazł się przy końcu korytarza, przystanął na chwilę i dokładnie zaczął przypatrywać się wyciosanym w skale ścianom. Podszedł do jednej z nich. Ręką przetarł wiekową warstwę kurzu, która ustąpiła odsłaniając drobno wyryte inskrypcje. Genkaku obserwował to wszystko z bezpiecznej odległości za jego plecami. Wyglądało na to, że Dokuro wiedział, czego szukać i na dodatek rozumiał ten starożytny język. Palce osiłka przesuwały się po znakach, a usta poruszały się niemo. Gdy skończył, szybkim krokiem ruszył dalej, trzymając się ściśle lewej strony korytarza. Agent ruszył za nim. Mógł go sprzątnąć tu i teraz. Prawdopodobnie przeciwnik nie spodziewałby się ataku. Warunki były sprzyjające. Jednak wygodniej mu było śledzić go i załatwić na miejscu. Minuty mijały, a oni przedostawali się przez kolejne korytarze. Co jakiś czas sytuacja z czytaniem inskrypcji powtarzała się. Dokuro przyspieszył. O dziwo, wyglądało na to, że nie tylko nie męczy się szybką eksploracją labiryntu, ale że wręcz z każdym krokiem zyskuje nowe siły. W pewnym momencie, ku zaskoczeniu Genkaku, przeciwnik puścił się biegiem, znikając za zakrętem. Agent przyspieszył i dopadł do skrzyżowania korytarzy. Światło pochodni dochodziło już zza następnego rogu. Kito poczuł nagły skok adrenaliny. Nie mógł pozwolić sobie na to, by zgubić terrorystę. Gdy wyłonił się w pędzie zza załomu korytarza, zrozumiał, że popełnił poważny błąd. Na podłodze leżała samotnie porzucona pochodnia. Jej ciepłe światło rozlewało się po ścianach i po zaskoczonej twarzy Genkaku. Odruchowo skręcił się i wykonał nagarekihi. Piruet w samą porę uratował go przed przeciwnikiem, zadającym cios prosto w jego plecy. Dokuro był jednak szybszy i nie zamierzał dawać mu drugiej szansy. W ułamku sekundy obrócił się na pięcie i z impetem wyprowadził kopnięcie. Agent gruchnął plecami o ścianę, tracąc oddech. Uniósł broń w desperackiej próbie oddania strzału. Babilończyk i tym razem okazał się szybszy. Odskoczył na bok, odbił się i dopadł do przeciwnika. Jedną ręką złapał na lufę rewolweru, która pod jego dotykiem skruszyła się, niszcząc całą broń. Drugą chwycił go za ramię, zakładając mu dźwignię na łokieć i przygniatając do muru.
- Skąd wiedziałeś!? - wycedził z trudem, przez zaciśnięte z bólu zęby, agent. Pierwszy raz zdarzyło się, by tak łatwo wpadł w zasadzkę. Nie mógł tylko pojąć co dokładnie go zdradziło.
- Szedłem po twoich śladach, głupcze. Gdy nagle urwały się w połowie korytarza, od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Wystarczyło zastawić pułapkę.
Genkaku nie widział jego twarzy, ale czuł na sobie triumfalne spojrzenie. Dokuro wcale nie miał zamiaru się z nim bawić. Wolną ręką wyprowadził dwa potężne ciosy na żebra. Agent zawył i splunął krwią. Musiał wziąć się w garść. Skoncentrował się na umyśle przeciwnika. Niewidzialny pomost utworzył się pomiędzy ich umysłami. Potrzebował tylko odwrócić uwagę dryblasa na chwilę, by móc się uwolnić. Zamknął oczy i pozwolił działać procesorowi. Pozwolił procesorowi przekazać umysłowi przeciwnika, co widzi i słyszy. Krótki, wyraźny dźwięk kliknięcia uruchamianej pułapki. Rozświetlona ognista kula przelatująca przez korytarz prosto w babilończyka. Wizja przerażającej śmierci przez męczarnie trawionego ogniem ciała. Liczył, że przeciwnik wzdrygnie się. Podniesie do góry ręce, odruchowo zakryje twarz. Ku jego zdumieniu, nic z tych rzeczy nie nastąpiło. Zelota zacisnął tylko jeszcze mocnej swój uchwyt na łokciu agenta.
- Iluzjonista – skomentował krótko, rozbawiony. – Trzeba czegoś więcej, żebym się przestraszył. Nie mam też najmniejszego zamiaru puszczać się, póki nie padniesz.
Szarpnął mocno za rękę Kito, przesuwając go na środek tunelu. Nie puszczając, wziął szeroki, powolny zamach. Skoncentrowana fala uderzeniowa ciosu wyprowadzonego z pięści pomknęła w kierunku głowy agenta. Thekal by już jednak przygotowany. Ciemny dym w ułamku sekundy wystrzelił wprost z procesora i uformował się w tarczę tuż przed twarzą Genkaku. Energia uderzenia rozeszła się gwałtownie na boki. Babilończyk znów szarpnął za uwięzione ramię przeciwnika. Tym razem przyciągnąć go do siebie. Wprost na spotkanie drugiego ciosu. Agent wybił się mocno z ziemi. W tym samym czasie, w którym szamański duch otaczał jego ciało, tworząc chimeryczną zbroję, on oplótł się wokół potężnego ramienia Dokuro, uniemożliwiając mu zadanie ciosu. W przypływie nowych sił, Genkaku skręcił się próbując wytrącić olbrzyma z równowagi i uwolnić ramię. Bez skutku. Rozwścieczony babilończyk obrócił się wokół własnej osi i potężnie uderzył agentem o ścianę. Labirynt przecięła fala huku, jaki towarzyszył ciosowi. Kito pociemniało przed oczyma. Znów stracił oddech. Przeszywający ból rozdzierał jego plecy. Trzeba było działać. Cztery grube, czarne niczym smoła macki wystrzeliły z tylnej części zbroi i zaczęły plątać się między nogami i rękoma zeloty. Ten zaczął chwiać się na boki i do tyłu. Nieostrożnie postawiony krok uruchomił pułapkę. Korytarze zadrżały. Wszystko dookoła zaczęło się trząść. Odpadające z sufitu elementy opadały ciężko na podłogę, roztrzaskując się na kawałki i wzbijając w powietrze tumany kurzu. Ściany zaczęły się przesuwać. Część z nich otwierała się, ukazując nowe, niewidoczne do tej pory przejścia. Część zamykała istniejące. Labirynt ożył. Jeżeli wcześniej nawigacja w sieci tuneli była trudna, teraz stała się praktycznie niemożliwa.
Na twarzy Dokuru nie widać było jednak zmęczenia. Genkaku zebrał się w sobie. Znów z całych sił skręcił się razem z ramieniem przeciwnika, próbując wywrócić go swoją masą. Jedynym efektem tych działań był tylko przerażający błysk w oku Dakuro i szyderczy, pełen pogardy uśmiech. Jego mięśnie w jednej chwili zwiększyły jeszcze bardziej swoją objętość. Na powierzchni ciała pojawiły się grube, pompujące intensywnie krew żyły. Całą sylwetkę spowiła nikła, delikatnie pulsująca, czerwona poświata. Babilończyk sprężył się w sobie i krzycząc rozerwał macki, uwalniając się z więzów. Genkaku zareagował szybko. Korzystając z telekinezy podniósł jeden z niezniszczonych jeszcze rewolwerów. Uniósł go na wysokość głowy przeciwnika i wypalił kilkukrotnie. Pociski odbiły się od czoła tamtego i z głośnym świstem rykoszetowały w głąb labiryntu. Zelota zadygotał i dał kilka niepewnych kroków do tyłu. Jego oczy straciły blask. Uścisk rozluźnił się. Genkaku poczuł to i odbijając się nogami od potężnej klaty przeciwnika odskoczył za jedną z zamykających się właśnie ścian, lądując twardo plecami na ziemi. Miał teraz chwilę, żeby odsapnąć. Oberwał dość mocno, na całe szczęście rany zawsze goiły się na nim jak na psie. Wstał, opierając się o korytarz. Dookoła zapanował chaos. Co jakiś czas któraś ze ścian przesuwała się, tworząc zupełnie nowy układ. Nie miał jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Mur, którzy jeszcze przed chwilą oddzielał go od przeciwnika, eksplodował teraz, zasypując go odłamkami kamieni. Zelota jednym potężnym uderzeniem przebił się właśnie na drugą stronę. Sanbetańczyk oderwał z pasa dwie akustyczne miny i cisnąwszy je pod nogi tamtemu puścił się biegiem, przeładowując broń. Rozrywający bębenki pisk dźwiękowych granatów odbił się echem w labiryncie. Ściany znów zmieniły swoje ustawienie. Agent odbił w lewo, wpadając prosto na dwie przelatujące strzałki, które na całe szczęście ześlizgnęły się po pancerzu. Szarpnęły nim jednak na tyle mocno, że zachwiał się i upadł. Dokuro już tam czekał. Poderwał Genkaku z ziemi prosto nad głowę. Już miał cisnąć nim o podłogę, gdy Kito kątem oka spostrzegł na ziemi kafelek ze znajomym mu symbolem dwóch falistych linii. Wystrzelił, trafiając prosto we włącznik pułapki. Reakcja była natychmiastowa. W ułamku sekundy klepisko rozpadło się pod nimi. Obaj walczący pikowali w dół. Genkaku wzdrygnął się. Z ramion jego zbroi wyrosły skrzydła. Szybował, powoli opadając na dno głębokiej i szerokiej studni. Zelota upadł i uderzył twardo o znajdujące się niemal dziesięć metrów niżej skały. Na ich głowy zaczęły lać się kaskadami gigantyczne ilości wody. Kito wylądował na jej tafli, Dokuro był już cały pod powierzchnią. Wyglądało na to, że stalowa skóra skutecznie uniemożliwiała mu pływanie i zwiększała jego ciężar. Sanbetańczyk dał nura pod wodę. Skrzydła schowały się z powrotem w ramiona, a strużki smolistego dymu wystrzeliły ku jego stopom, zamieniając je w potężne płetwy. Genkaku krążył teraz wkoło przeciwnika, niczym torpeda, co jakiś czas ostrzeliwując go i wynurzając się, bo zaczerpnąć powietrza. Wody przybywało w zastraszającym tempie. Nad nimi, u góry studni zatrzasnęła się potężna krata, którą wcześniej mijali w locie. Dokuro poszedł do jednej ze ścian i w akcie desperacji próbować przebić się przez nią, lub dać ujście wodzie, ale kończyło mu się powietrze. Żeby wypłynąć, będzie musiał rozproszyć ochronne zaklęcie – pomyślał Genkaku. Znów oddał salwę w oponenta i pomknął w kierunku kraty. Dopadł do niej, gdy była już pod wodą. Stal, z której była zrobiona, mimo, że wiekowa, zachowała swoją trwałość. Z kieszeni wyciągnął kilka Det Cardów i przymocował je do przeszkody. Nie zdążył ich jednak zdetonować. Wyglądało na to, że na dole Dokuro dopiął swego. Woda w studni zamieniła się w gigantyczny wir, wciągany przez wyrwę w ścianie zrobioną przez babilończyka i powiększającą się z każdą sekundą. Agent z całych sił walcząc z prądem dopadł do kraty. Macki po raz kolejny wystrzeliły, oplątując pręty. Znów zapanował chaos. Genkaku sięgnął do nadgarstkowego komputera, zlecając mu zeskanowanie dna studni. Odpowiedź przyszła szybko. Dokuro przebił się do jednej z naturalnych jaskiń położonych pod labiryntem. Tam teraz spływała cała woda. Głęboko w dół. Dno pułapki zaczęło powoli ukazywać się jogo oczom. Ku radosnemu zaskoczeniu agenta nie był tam nikogo. Jego przeciwnik musiał paść ofiarą wiru i zostać wypłukany na zewnątrz. Miał go z głowy. Kito odetchnął z ulgą.
- I tak był już mój. Nie miał szans.
- Tak, panie, z pewnością – odpowiedział głos w jego głowie. - Pokonałeś go.

Genkaku wyraźnie wyczuwał sarkazm w wiecznie zachrypniętym głosie szamana. Odpoczął przez chwilę i zaczął mocować się z kratą. Zawias ustąpił po przestrzeleniu, odblokowując mu drogę ku wolności. Kito powoli wdrapywał się na górę. Korytarz przestał się już ruszać. Z powrotem zapanowała w nim cisza, ciemność i stagnacja. Zeskanował okolicę. Po raz drugi dzisiejszego dnia spotkało go szczęście. Holograficzna mapa, która wystrzeliła z beepera wyraźnie wskazywała jedno większe pomieszczenie na zachód od niego. Ruszył tam ostrożnie. Po drodze nie było już żadnych pułapek. Komnatę chroniły potężne, wysokie drzwi, bogato zdobione w wizerunki bóstw Shinto. Amateresu i Susanoo spoglądali na niego surowym wzrokiem. Podszedł i uchylił wrota, wkraczając prosto do centralnej komnaty grobowca, a jego oczom ukazały się wszystkie skrywane dotąd skarby.


-------------
Chciałem napisać jak najzwięźlej i ale zarazem jak najdokładniej. Co z tego wyszło, oceńcie sami :) Zależało mi, żeby walka była dynamiczna, trudna do przewidzenia i chaotyczna jak w życiu :)
Miłego czytania ^^
   
Profil PW Email Skype
 
 
Starke   #2 


Posty: 102
Wiek: 37
Dołączył: 07 Lut 2012
Skąd: Z przypadku

Wybacz, ale tym razem nie będę bawił się w skanowanie walki. Perspektywa nadchodzącej nawały starć i wyczerpującego ich omówienia zwyczajnie przekracza moje siły.
Ad rem.

Spodobało mi się wiele rzeczy. Przede wszystkim: sposób, w jaki rozegrałeś pojedynek. Robisz to z namysłem i w pewnym porządku, korzystasz z szerokiej gamy dostępnych Ci środków. Kupa targanego ze sobą żelastwa nie jest na pokaz, szeroka paleta zagrań znamionuje coś, co najprościej chyba nazwać inteligencją starcia. Robi to na mnie wrażenie, zwłaszcza, że normalnie nie lubię czytać tak skomponowanych prac.
Świetnie (nieporównywalnie lepiej ode mnie, ale to nie było trudne) wykorzystujesz też specyfikę pola walki. Podczas gdy dla mnie to tylko scena, dla Ciebie jest to integralna część wpisu – i bardzo dobrze.

Jeśli chodzi o fabułę, tutaj nie miałeś, oczywiście, zbyt dużego pola manewru. To co mogłeś, zrobiłeś zgrabnie: pierwsza sekwencja wprowadza doskonały klimat.
Narracja jest dynamiczna, przypomina mi trochę książkę przygodową lub film akcji. Dzięki temu nie nudzisz, chociaż wpis nie należy do najkrótszych.

Niestety, kuleje warstwa literacka – i to przede wszystkim na poziomie warsztatu (tak, jak ja go rozumiem; bo reszta, jak wspomniałem, wyszła bardzo zgrabnie). Wymienianie poszczególnych usterek zajęłoby zbyt wiele czasu, a tego miałem nie robić.
Zatem, krótko:
1) Sprawdź na jakimś forum specjalistycznym, jak wygląda poprawny zapis dialogowy – masz tu masę niepotrzebnych błędów.
2) Równie głupie usterki zdarzają się przy operowaniu słowem:
- ,,w ciągu ostatnich pół godziny" – przez ostatnie pół godziny (godzina jest, jedna jest też jej połowa, raczej jednak nie napiszesz ,,w ciągu ostatniej pół godziny"),
- ,,ciosu wyprowadzonego z pięści" – cios wyprowadza się z ciała, biodra etc, ale nie z pięści, tylko pięścią (jako fanatyk sportów walki musiałem o tym wspomnieć),
- ,,Nie mam też najmniejszego zamiaru puszczać się" – czyli nie jest dziwką, jak miło :DD ,
- ,,Jedną ręką złapał na lufę rewolweru" - ??,
- ,,Ten pierwszy intruz systematycznie niszczy je" – je niszczy (to nie jest błąd, po prostu zwracam Twoją uwagę na porządek słów, o którym ostatnio rozmawialiśmy),
- ,,Pan Mai nie płaci nam za szwendanie się i obijanie" – obijam się=leniuchuję, obijam=biję kogoś/coś; Pan Mai nie płaci nam za obijanie się i szwendanie – brzmi lepiej (stały problem z dwoma czasownikami zwrotnymi obok siebie, rozumiem ból),
3) literówki – sporo, np. ,, Misternie wyciosane w skalę korytarze".

Nie jest to walka na 10, ale myślę, że zmierza już powoli w stronę dziewiątki. Bardzo chętnie wystawiłbym taką notę, ale czysto techniczne braki oraz pewne niedogodności natury literackiej nie pozwalają mi na to.
7,5/10 nie powinno Cię skrzywdzić, a daje pewne widoki na wygraną.
Powodzenia.


World on fire with a smoking sun,
Stops everything and everyone,
Brace yourself for all will pay,
Help is on the way!
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #3 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Genkaku – Jak obiecałem w SB, dostarczam przykłady niepoprawionych błędów z pracy:
Genkaku napisał/a:
- Straciliśmy kontakt z Alfą ok. dziesięciu minut temu. Ich ostatnia pozycja to tylne podwórze.
Genkaku napisał/a:
- Sir, to zupełnie inna część kompleksu, proszę zobaczyć na te monitory – gestem wskazał kilka ekranów. Było ich około siedmiu sztuk, każdy z nich pokazywał jedynie szumy, zupełnie jak telewizory pozostawiane bez podłączonej anteny.
Genkaku napisał/a:
Kito rzucił się na ziemi i od turlał pod ścianę.
Genkaku napisał/a:
Misternie wyciosane w skalę korytarze, przecinające się pod różnymi kontami, schodzące raz w dół, a raz ku górze, stanowiły istny labirynt.

I tak dalej, i tak dalej... Różowo nie jest. Tę kwestię dokładniej omówił zresztą Starke.

Podobnie jak jemu, mi również spodobało się rozegranie całego pojedynku. Nie ograniczyłeś się do typowej walki i fabuły. Znakomicie zbudowałeś dynamiczną atmosferę, którą później rozwinąłeś poprzez nieszablonowe, ale w pełni logiczne zagrywki. Mogę śmiało napisać, że punkty zainwestowane w Taktykę nie zostały zmarnowane ;)
W ramach nakreślonych przez Ninmu odnalazłeś się perfekcyjnie. Nie stworzyłeś historii w historii, jak zapewne wolałoby wielu z naszych zdolniejszych pisarzy. To byłoby zresztą pójście na łatwiznę.

Poproś kiedyś Draxa o pomoc w sprawdzaniu walki, albo chociaż o kilka sugestii na temat dialogów. Łącząc jego warsztat z Twoimi pomysłami, mogłoby powstać coś niezwykłego ;)

Ocena: 7,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Genkaku.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Sorata   #4 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG

To będzie chyba najszybsza ocena dzisiaj. Bardzo mi się podobało. Opowiadasz płynnie i i przeskakujesz między lokacjami i postaciami z wielką gracją, nie tracąc przy tym skupienia nawet na drobnych rzeczach. Błędy warsztatowe wypomnieli Ci już przedmówcy. Ja wyłapałem na przykład jedno powtórzenie - „procesor“ (co dziwne wystąpiło w 2 zdaniach obok). Drażni „zelota" (chociaż może to oficjalny już termin?). Zdaje się, że zapominasz też o imieniu swojego przeciwnika (Dukuro, Dakura ). Znane przysłowie - „Ta zniewaga krwi wymaga". Ogólnie, wszystko to nie przeszkadza w pierwszym czytaniu, jednak warto by na takie szczegóły zwrócić uwagę.

8/10 Myślę, że nie do końca zasługujesz, ale chciałem podkreślić, że to moim zdaniem najlepsze opowiadanie w ramach tego ninmu. Gratuluję.


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 
^Pit   #5 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Gen

Czytałem twoją walkę wcześniej, teraz zrobiłem to ponownie. Nie zmieniam zdania, nadal uważam, że pod względem opanowania, taktyki myślenia i kreowania dynamicznego wpisu wyprzedzasz mnie o lata świetlne. Jako jeden z niewielu agentów nie opierasz się wyłącznie na szybkości. Jako typowy gadżeciarz-taktyk po raz kolejny dokonujesz tego, czego ja nie mogłem (analogicznie w przypadku KourQuana :P ). Fabularnie jest świetnie, jak i obrazowo.
Z wpadek warto wymienić ciąg zdań, który idzie tak:
"Skoncentrował się na umyśle przeciwnika. Niewidzialny pomost utworzył się pomiędzy ich umysłami(...)Zamknął oczy i pozwolił działać procesorowi. Pozwolił procesorowi przekazać umysłowi przeciwnika, co widzi i słyszy."
Prawdopodobnie sam to potem wypatrzyłeś i złapałeś za głowę xD
Powiem tak - taktyka i umiejętne opisy to twoja działka. Ja mogę tylko stać i się przyglądać :P Warsztatowo zaś postaram się ciebie dalej wspierać i - następnym razem - wyłapywać takie potworki jak wyżej.

7.5
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #6 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Genkaku - 30,5 pkt.

NPC - 28,8 pkt.

Zwycięzcą został Genkaku!!!

Punktacja:

Genkaku +60
Starke +10
Lorgan +10
Sorata +10
Pit +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 13