Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Lokacja] Kopalnie Tartaru
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 17-08-2012, 21:37

1 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa
Cytuj
Autor: Twitch

Nie wiem ile już tu jestem, straciłem rachubę po kilku tygodniach. Wiem tylko, że jest ranek bo dali nam żreć. Jedna z dwóch racji żywnościowych znowu była mniejsza. Coraz częściej myślę, że chcą żebyśmy tu zdechli z głodu albo wycieńczenia. Wcześniej jedzenie dostawaliśmy trzy razy dziennie. Boję się, że niedługo karmić nas będą tylko raz na dzień. Ludzie już teraz patrzą na siebie spode łba i tak jakoś niepokojąco na tych, którzy już nie dają rady. Dokładnie tak jak ja! Cholera, nie chcę żeby mnie tu zeżarli. Strażnicy leją batami do nieprzytomności, jak ktoś się sprzeciwia lub prosi o więcej jedzenia. Po co mi to było, po co... Chciałem się zabawić, a teraz tu zdechnę! Skąd miałem wiedzieć, że to córka jednego z ze zwierzchników kościoła...

***

W Kopalniach Tartru wydobywa się złoto. Mieszczą się niedaleko źródła Rzeki Blasku. Nazwę nadali "miejscowi", czyli pracujący tam niewolnicy. Można wśród nich spotkać persony różnego pokroju i narodowości. Młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni. Wszyscy sprzeciwili się Lumenowi i podpadli zwierzchnikom jego kultu. Innymi słowy, znaleźć tam można różnego rodzaju przestępców, szpiegów i innowierców, którzy odważyli się złamać babilońskie prawo lub inaczej wystąpić przeciwko władzy. Kościelne Państwo nie godzi się na karę śmierci, w zamian dając możliwość odkupienia grzechów przez ciężką pracę. Identyczny napis widnieje na centralnym placu. Oczywiście prócz przywódców kościoła nikt nie wie o tych cennych złożach. Zealoci zadbali, aby nie było tutaj żadnej nowoczesnej technologii, która mogłaby sprzyjać chęciom buntu. Wejście do kopalni znajduje się głęboko wśród skał, ukryte tak, aby nikt nie pomyślał, że może się tamtędy ktokolwiek przedostać. Cały kompleks jest podzielony na dwa poziomy. Na wyższym znajduje się więzienie, gdzie nocują niewolnicy, na niższym prowadzone jest wydobycie. Prymitywne narzędzia i chłód pochodzący z cieknącej po ścianach wody sprawiają, że praca jest szalenie ciężka. Najgorszy jest jednak zarządca kopalni. Nie ma oporów przed karaniem strażników, którzy nie biją i nie kopią razem z nim niewolników. Najgorzej jest jak się napije. Potrafi wtedy przyjść do części więziennej, wyciągnąć swój zatłuszczony, z trudem działający rewolwer i strzelać na ślepo. Nikt nie wie kto go tam umieścił i czemu nikt z tym nic nie zrobi, ale ludzie nazywają go diabłem, który spycha ich jeszcze głębiej w objęcia desperacji i obłędu.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Sorata   #2 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 38
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG
Cytuj
[Ninmu]Otchłań II


„Oto Bestia na jaką zasługujecie...“


Tenri, Khazar
05 listopad 1608


Wielkolud parł ulicą nie zważając na rzęsisty deszcz. Strumyki wody ciekły po olbrzymim ciele dołączając do potoków znikających w kanalizacji. Gdy mijał przystanek autobusowy, stłoczeni pod niewielką wiatą pasażerowie na chwilę zaprzestali desperackich prób zmieszczenia się w trochę cieplejszym tłumie i przyglądali się lekko odzianemu nieznajomemu. Mężczyzna na nich również nie zwrócił uwagi. Stawiał głośne, zdeterminowane kroki jeden po drugim rozbryzgując kałuże niczym karykaturalna amfibia.
Panujący w pomieszczeniu półmrok okrywał nieruchomą sylwetkę. Pod odrapanymi drzwiami powoli formowała się kałuża. Fenris spojrzał na powoli zbliżąjącą się do fotela zbłąkaną strużkę.
- Otwarte - odpowiedział w końcu na długie, uporczywe pukanie do drzwi.
Gościem okazał się przemoczony do suchej nitki Frostwind. Sorata spojrzał ponuro na przyjaciela i uniósł pytająco butelkę miejscowej przepalanki.
- Fenris, on żyje - prawie wyszeptał Lemuel, ignorując zaproszenie - Wiem, że to ku.rwa nierealne ale czuję go gdzieś głęboko. Nie patrz tak, nie jestem szalony - wielkolud skurczył się trochę - zwal to na Ursusa jeśli chcesz, ale jestem przekonany, że Słuchacz żyje.
Fenris nie zmieniając wyrazu twarzy odłożył butelkę.
- Zamknij drzwi - rzucił cicho.

Po dwóch dniach ponownie spotkali się w tym samym miejscu. Zamiast butelki na stole pomiędzy mężczyznami leżała cienka teczka. Obaj wpatrywali się w siebie z zadumą. Ciszę przerwał Frostwind.
- Wszystko zapamiętałeś? -młodszy szaman odpowiedział krótkim skinięciem głowy - w porządku. Oficjalnie jedziemy na urlop. Twoje wcielenie do wojska, z datą sprzed roku, jest już w papierach. Mamy mało czasu więc na tym skończymy. Do dna - zakpił unosząc szklankę wody. Sorata wrzucił do ust pigułkę trzymaną w prawej dłoni i odwzajemnił salut przełykając.

Arkadia, Babilon
08 listopad 1608

Fenris przechadzał się po uliczkach podziwiając z odległości migoczącą złotem kopułę, okrywającą centrum. Radośni Arkadyjczycy mijali go, nie czując pogardy, która przepełniała szamana.
- Złoci ludzie, naród wybrany - zgrzytał kłami Wilk - chełpią się tym światłem jak paw ogonem.
- Spokojnie Przyjacielu - oczy Soraty mściwie się zawęziły - niedługo pokażą nam swoją prawdziwą stronę.
Gdy dotarł na miejsce, spojrzał na słońce i z premedytacją pokazał mu środkowy palec. Przestępstwo było banalne. Wystarczyło odlać się na Anioła Pojednania i szybkim ruchem skręcić kark jednego z podbiegających policjantów. Ciężkie pięści. Szybki sąd jak ciąg statycznych obrazów. Niezawodne gumowe pałki. Transport w ciasnej, śmierdzącej ciężarówce. Kolejne ciosy. W głowie więźnia zapanowała niezmącona niczym cisza.

Kopalnie Tartaru
Listopad 1608

Fenrisa obudziło brutalne szarpanie. Obolałe ciało zaprotestowało ostrym bólem.
- Pobudka słoneczko. Umarłeś i trafiłeś do nieba - wyszczerzona morda strażnika krzywiła się w grymasie rozbawienia. Poprawił sobie jeszcze humor kolejnym szturchnięciem czubkiem pałki w oko więźnia i wywlekł go brutalnie na słońce. Ogrodzony teren skrywał niewielkie budynki przytulone do skały o tym samym kolorze. Dobrze zbudowani strażnicy przyglądali się nowej dostawie.
- Znudzeni. Skur.wiele - przemknęło przez myśl szamana - rozrywki Wam nie zabraknie - obiecał sobie. Spojrzał w dal, gdzie spod niewielkiego zadaszenia nowych obserwował jakiś spasiony wieprz. W jednej ręce ściskał butelkę gorzały, w drugiej archaiczny rewolwer. Jego poczerwieniała twarz wykrzywiona pogardą aż prosiła o zmiażdżenie. Fenris pożałował, że z ich dwóch to on nosi kajdany. Poganiany kopniakami zszedł w czeluść. Lekkie światło dawane przez nieliczne pochodnie i lampy naftowe nie rekompensowało odoru dymu mieszającego się ze smrodem niemytych ciał. Rozlatująca się winda ledwo dowiozła ich do chodników kopalni. Nowi więźniowie zostali przekazani z rąk do rąk i rozpoczął się dla nich pierwszy z wielu dni pracy. Wszędzie dookoła w półmroku błyskały wychudzone ciała i białka całkiem pustych oczu. Marionetkowe ruchy każdego z nieszczęśników rzucały na kamienne ściany cienie rodem z horroru. Fenrisowi ciężko było otrząsnąć się z zastałej atmosfery strachu i rozpaczy.
- Tracisz dzisiejszą michę za lenistwo, pchlarzu - strażnik nie pofatygował się nawet by spojrzeć na niego bezpośrednio - jeszcze sekunda i stracisz drugą.
Szaman wybrał sobie miejsce przy jednym z towarzyszy i energicznie zabrał się do pracy łapiąc porzucone narzędzie. Nowy narybek miał jeszcze zauważalnie wyższe tempo. Błąd. Miarowo tłukąc kilofem i ładując bryły skalne na wózek Sorata obmyślał dalszy plan postępowania. Wcześniejszy zamiar podburzenia więźniów spali na panewce. Większość obecnych w kopalni niewolników nie miała siły ruszać się po całym dniu walenia w twardą skałę. Otrzymany od Frostwinda tricell będzie działał jeszcze tylko przez trzy, cztery dni.
- Wystarczą dwa dni pracy, a przy tym podłym żarciu utknę tu na zawsze - uświadomił sobie Fenris. Niespodziewanie cały plan Frosty’ego nie wydawał się tak błyskotliwy - Nawet nie jestem pewien czy Słuchacz tu trafił.

Nikt nie nadzorował przynależności więźniów do celi. Byli chodzącymi trupami, nie zasługującymi nawet na identyfikujący ich numer. Jeśli gdzieś nie zgadzała się ilość niewolników tłuczono wszystkich zainteresowanych tak długo aż się podzielili. Mijał drugi dzień pracy i Sorata odczuwał już skutki bicia i niedoboru snu. Wystarczyło jednak żeby spojrzał wokoło, gdzie praktycznie bezmyślne już zombie powtarzały w kółko te same czynności, a znajdował nowe siły. Już wcześniej próbował wypytać współwięźniów o swego przyjaciela ale nikt nie miał ochoty na marnowanie kalorii na czcze gadanie.

Słuchacza odnalazł przypadkiem. Więzienie wyposażono w niewielki, zapuszczony lazaret. Nikt tam nie leczył niewolników. Więźniowie wspólnymi siłami zdołali zebrać kilka czystszych szmat i trochę wody do obmywania ran. Zazwyczaj to nie wystarczało. Jeśli chorzy nie potrafili już wstać z brudnych materacy zrzucano ich poziom niżej przez wykuty przy ścianie otwór. Jamę na dole zwano po prostu Umieralnią. Stamtąd nikt już nie wracał. Pocięty ostrymi odłamkami Fenris przetrząsał rozlatujące się szafki w poszukiwaniu opatrunków. W rogu jednej z nich znalazł Totem Słuchacza - ślicznie zdobioną, koralikową bransoletę z miedzianego drzewa. Stylizowany nietoperz jeszcze do niedawna otulał nadgarstek właściciela. Za kilka łyków wody szaman poskładał kompletną historię ze wspomnień rezydentów lazaretu. Spojrzał pusto w stronę dziury pod ścianą.
- Za późno - pomyślał ze smutkiem. Droga powrotna do celi dłużyła się w nieskończoność.

- Panie, panie! To szaleniec - oszalały ze strachu niewolnik tłukł w stalowe kraty okienka - Błagam wypuść mnie stąd.
Z głębi korytarza wyłonił się strażnik. Znudzony wyraz twarzy i niespieszny krok zwiastowały ciężkie lanie. Kręcił pałką na skórzanym pasku od czasu do czasu tłukąc w metalowe wsporniki.
- Czego się drzesz?! Morda ścierwo! - przyzwyczajony do rozkazywania głos natychmiast uciszał pobliskie jęki i szepty. Strażnik łupnął jeszcze pałką zaciśnięte na kratach palce krzyczącego więźnia i zaświecił latarką przez niewielki otwór. Nagie brudne ciała wciskały się w ścianę w kącie celi. Nagle przez kraty wystrzeliła szczupła dłoń, a ostro zakończony palec jak hak zagłębił się w oczodole przerażonego klawisza.

Sorata zmoczył palce krwią trupa i zwilżył nią bransoletę zmarłego przyjaciela. Bestia przebudziła się i przeciągnęła złowrogo. W głowie szamana narastało chaotyczne staccato wygrywane pazurami. Z pozornym spokojem ruszył w głąb ziemi jednocząc się z wszechobecnym cieniem. Obca świadomość jego Brata pulsowała krwawym wyczekiwaniem, przelewając się rozkosznym strumieniem w całe ciało szamana. Nozdrza rozszerzyły się chłonąc zapach kolejnej ofiary, a przekształcone nogi krótkimi, bezgłośnymi susami pokonywały kolejne metry. Gdy łańcuch w kurczowo zaciśniętej dłoni zakończył półkolisty ruch na skroni dozorcy, świat Fenrisa wybuchł chrapliwym, szaleńczym śmiechem przebudzonego manitou.

Łupanie pod czaszką zwiastowało potężnego kaca. Salvador otworzył na próbę jedno oko. Strumień światła z niewielkiej lampki wkręcił się w jego mózg ze skutecznością wysokoobrotowej wiertarki. Wydawało mu się, że nawet usłyszał wysoki, mechaniczny wizg. Czym prędzej zacisnął powieki i zwilżył językiem pustynię, w jaką zamieniły się jego usta.
- Eduardo, skur.wielu - wychrypiał - oczy ci wyrwę, jak za pięć sekund nie będę miał wody.
Nic. Tylko przedłużająca się cisza. Słyszał zwyczajowe jęki niosące się po kopalni, ale nie doczekał się kroków niewolnika.
- Zapie.rdolę - obiecał sobie - zatłukę sku.rwysyna, tak że go Lumen nie pozna - prosta myśl wywołała skręt żołądka - Wybacz Panie - poprawił się szybko. Z trudem wstał i chwiejnym krokiem ruszył ku drzwiom. Pociągnął za klamkę i nim zdążył zareagować spadł na niego bezwładny ciężar, a Salvador poczuł ciepłe strumyki na całym ciele. Nie zdążył zidentyfikować przygniatającego go obiektu gdy mrok za framugą drgnął i powoli wsunął się do pomieszczenia.
- Słodka Światłości - zdążyło mu przemknąć przez myśl, nim pęcherz odmówił posłuszeństwa. Wchodząca do pokoju istota spojrzała na niego obojętnie, a na ociekającej krwią, bladej twarzy nie pojawił się nawet ślad emocji. Nim Nadzorca wydusił z siebie krzyk, pełzająca ciemność przydusiła jego umysł. Beznamiętne, martwe źrenice podążyły za nim w otchłań koszmaru.

Przestrzeń powietrzna Babilonu
2 godziny później

Rotor śmigłowca wirował ogłuszająco, a wiatr targał polepionymi skrzepłą krwią siwymi włosami. Frostwind, siedzący przy czarnym worku na zwłoki ozdobionym niewielkim totemem, spojrzał na towarzysza. Oparty o wielkokalibrowy karabin Fenris wlepił niewidzący wzrok w horyzont. Popękane usta szamana poruszały się nieprzerwanie, w cichej modlitwie. Umysł, zamknięty w ciele należącym jakby do szmacianej lalki, odtwarzał ostatnie godziny w najdrobniejszych szczegółach. W końcu na wargi wpełzł mu gorzki uśmiech i Sorata pozwolił sobie na utratę przytomności.

Kilka kilometrów za oddalającym się helikopterem, dwieście metrów pod ziemią, Diabeł płakał. Siedział na stercie ciał swoich, chyba jeszcze żyjących, nieludzko skatowanych ludzi i wpatrywał się w leżący na jego pogruchotanych kolanach stary, wierny rewolwer. Mimo łez cały czas cieknących po jego twarzy z krtani Salvadora wydobył się skrzekliwy śmiech. Drżącymi, połamanymi dłońmi udało mu się unieść broń. Bardzo ostrożnie wsunął pokrzywiony palec za metalowy języczek ale nie zmusił się do naciśnięcia. W słabym świetle pochodni, migoczącej nad Umieralnią zobaczył, że bębenek jest pusty. Na kolejne krzyki nie miał już po prostu siły. W kopalniach Tartaru ostatni raz zabrzmiały jęki potępionych.


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
Ostatnio zmieniony przez Sorata 09-10-2012, 23:07, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW Email
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0.16 sekundy. Zapytań do SQL: 14