Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Lokacja] Dojo Aurory
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 12-03-2011, 14:22

3 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 37
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa
Cytuj
Autor: Kalamir

Dwudniowa podróż nie robiła na nim wrażenia. Nawet kiedy trzeba było przedzierać się przez zasypane śniegiem góry. Po prawdzie była to wyłącznie smutna rutyna, jednak innego zdania byli jego towarzysze, którzy sromotnie przegrali walkę z lodowym wichrem. Nie było ich tutaj, zostawił ich wczoraj w karczmie, jakieś dwanaście mil za sobą. Tymczasem spojrzał daleko przed siebie. Na jednym z górskich zboczy widniała sporych rozmiarów kamienna budowla. Dotarł tam przed zachodem słońca. Tym razem monumentalne wrota nie stanowiły problemu dla jego wyćwiczonych ramion.
Zerwał z siebie płaszcz i niedbale rzucił go na stare wieszaki stojące pod jedną ze ścian holu. Wkroczył pewnie do sali, która niegdyś służyła do przyjmowania gości. Było pusto, atmosfera przypominała tę, jaka panowała na cmentarzach. Wszędzie kurz, pajęczyny, stęchłe powietrze i jakby wieczny niedobór światła. Rozejrzał się dokładnie, po czym skierował się ku kominkom. Wrzucił do jednego kapsułkę, która natychmiast się rozbiła i rozpaliła stare drewno. Odrobina blasku wypełniła pomieszczenie. Zdjął swoje karwasze i położył je na starym, spróchniałym stole. Odpiął kaptur i to samo zrobił z samurajską maską. Odwrócił się pośpiesznie, gdy wyczuł obecność innego żywego człowieka.
- K-Kim... Kim jesteś? – zapytał staruszek z lampą, który pojawił się na szczycie dębowych schodów. – Kolejnym bandytą?


***

Dojo Aurory znajduje się w północnych górach Silrańskich, przez tamtejszych mieszkańców nazywanych "górami Roam".
Kamienna budowla stoi na skalnej półce, z jednej strony otoczona dziką połacią zasypanego śniegiem lasu, z drugiej niezwykle niebezpiecznym, górskim zboczem. Wejścia do niej pilnuje wysoki mur z tradycyjną Sanbetańską bramą. Dojo (świątynia, szkoła) mieści na dwóch piętrach: pokój mistrza, sale treningową, wspólną salę sypialną dla uczniów, trzy wygodne pokoje dla gości, jadalnię, pomieszczenie kuchenne oraz łaźnię.
Dojo zostało wzniesione w 1504 roku, gdy uciekający z Sanbetsu mistrz Eizo odnalazł schronienie w Nag. Według jego kronik, w ciągu pierwszych dziesięciu lat wyszkolił ponad dwudziestu adeptów morderczej sztuki walki Ansatsuken. Gdy stwierdził, że jest już wystarczająco stary by opuścić ten świat, rzucił wyzwanie swoim uczniom do walki na śmierć i życie. W ten sposób chciał zmniejszyć ich szeregi i pozostawić przy życiu tylko najlepszych.
Ostatnia walka miała odbyć się w lesie, przy świętej kaplicy starych bogów. Po całonocnej batalii mistrz zginął od odniesionych ran. Na nogach pozostało jedynie czterech uczniów, którzy tym samym stali się jedynymi spadkobiercami szkoły. Dwóch z nich odeszło, lecz pozostali przebudowali dojo na większe i oficjalnie przemianowała je na Świątynię Aurory. Nowym mistrzem został Adalbert (rodowity Nagijczyk), który w 1581 powtórzył krwawy rytuał.
Kolejnym mistrzem został Shingo Takatora, cichy uczeń sprzeciwiający się krwawym tradycjom szkoły. Znany był z tego, że szkolił swych uczniów tylko przez kilka lat, następnie wybierał najlepszego, a pozwalał reszcie odejść. Nie udało mu się przerwać rozlewu krwi, gdyż został zamordowany podstępem przez jednego ze swych uczniów, Beatana, który wykorzystał zasoby szkoły do swych przestępczych działań. Kres wszystkiemu położył Kalamir Kendeisson. Wymierzył karę skorumpowanemu mistrzowi i zamknął świątynię.

Na chwile obecną dojo Aurory jest jedynie porzuconą budowlą, którą usiłują odnaleźć nieustraszeni łowcy skarbów z nadzieją, że wciąż kryje jakieś tajemnicze zwoje lub inne sekrety zmarłych mistrzów. Podobno wciąż mieszka tam Adel, stary sługa zmarłego Shingo.

Dotychczasowi mistrzowie:
1504-1536 Eizo „Złoty szpon” †
1536-1581 Adalbert „Bezlitosny” †
1581-1608 Shingo Takatora †
1608-1610 Beatan „Leworęczny” †


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Kalamir   #2 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 35
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
   
Profil PW
 
 
^Tekkey   #3 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 33
Dołączył: 24 Cze 2011
Cytuj


Sanbetsu, Higure - 30 października 1612

Nad Higure wstawał przedostatni świt w październiku. Pierwszy dzień reszty życia każdego z mieszkańców sanbeckiej metropolii. Niezrażony tym cierpkim faktem, ani chłodem i deszczową pogodą, zabytkowy kurant jak zawsze wygrywał z werwą wesołą melodyjkę , zagłuszającą nieco upiorny chrzęst przesuwających się trybów wielkiego zegara na ratuszowej wieży. Poranny recital docierał również do lokum pana Nenriki, prawem zasiedzenia mianującego się jego samowładnym właścicielem, gospodarzem i jedynym lokatorem. Do pozytywów należy natomiast, iż słońce kolejny tydzień nie miało najmniejszego zamiaru ozdobić swym widokiem zasnute brunatnymi wyziewami niebo nad stolicą Takeshi. Dzięki czemu Nenriki mógł się rozkoszować snem nieprzerwanym promieniami świtu namolnie błądzącymi po twarzy i wyrywającymi z krainy nocnych marzeń. Tym dziwniejszym wydawał się w takich okolicznościach przyrody intensywny błysk, który przebił się przez jego zamknięte powieki. Leniwie otwierając jedno, zaspane oko pan Nenriki zdecydował się dokonać pobieżnej inwentaryzacji swojego dobytku. Duży karton sypialny sztuk jeden, w komplecie z mniejszymi, pościelowymi – wszystkie na swoim miejscu, czyli wewnątrz sporego wylotu dawnego kanału systemu burzowego przysposobionego na kwaterę. Piecyka ze złomu i żelaznego zapasu prowiantu w puszkach, ulokowanych bezpiecznie w głębi słabo oświetlonego tunelu, wprawdzie szanowny kloszard nie widział, ale szybkie zerknięcie na zreperowaną furtę wejściową uspokoiło mężczyznę. Łańcuch był cały, a i zamek wydawał się nienaruszony. Jedyna droga do środka była zabezpieczona, a więc również i skarby wewnątrz takie były. O, na samą myśl o bliskim śniadaniu, powonienie podsuwało złudzenie smakowitego aromatu fasoli podgrzewanej nad ogniem. Uspokojony bezdomny zdążył już opuścić powiekę, gdy uderzyła go spóźniona refleksja. Żadne złudzenie! Wymachując starym bagnetem wyrwanym spod lepiącego się kartonu i strosząc grzywę brudnych, pozlepianych włosów skoczył w ciemność. Wyniki oględzin były zatrważające. Jakiś obcy właśnie podiwanił trzydniowe zapasy żywności, zostawiając za sobą w ramach źle pojętej rekompensaty garść pigułek odżywczych i sponiewierany hełm z kiepsko stykającą lampką górniczą. Cóż, gdy los daje cytryny… Nim mężczyzna napoczął drugą pastylkę z głębi kanałów zagrzmiały echa eksplozji. Po chwili nadciągnęła również fala uderzeniowa, rozrzucając po pustelniczej sadybie skrawki tektury.
- No i znowu designersko dom urządzać. Wykończą mnie te remonty!

***


- Ojiisan! Przyszedłem po swoje rzeczy! – nowoprzybyły klient od progu zakłócał błogą ciszę, niczym całun otulającą dotąd przykurzone wnętrze, stojącego za ladą staruszka i przeszklone, naścienne gablotki z co ciekawszymi ekspozytami. Lekko odchrząkując, właściciel "Pękniętej Podkowy" zmierzył wzrokiem nowoprzybyłego człowieka ubranego w przypalone i porozdzierane strzępki ubrania narzucone na rdzawoczerwony kombinezon, o dziwo w idealnym stanie. Na okolonej krótkim, szorstkim zarostem facjacie, malowało się bezbrzeżne zmęczenie. Spod przydługich włosów opadających na twarz wyzierały znajome, wyblakłe oczy. Gość, nie biorąc widać do siebie przedłużających się oględzin, bezwstydnie wiosłował prowizoryczną łyżką z metalowego wieczka nad osmoloną puszką fasoli.
- Na Aumen! Ookawa-kun! Nie śpieszyłeś się z odwiedzeniem mnie. Rozumiem, że chciałbyś uregulować kwotę, jaką zapłaciłem właścicielowi motelu za twój dobytek?
- Chciałbym, ale jak widać… nie mam w tym uniformie kieszeni. - Przez moment agent chciał położyć trzymane w ręku przedmioty na ladę, aby lepiej oddać zamierzony gest pustych rąk. Coś we wzroku starca bez zbędnych słów doradziło zmianę planów.
- Co mnie podkusiło, aby odkupić dług największego włóczęgi tego kraju? Dobrze, już dobrze. Możesz dostać z powrotem swój sprzęt, ale nadal jesteś mi coś dłużny. – Starszy człowiek uśmiechnął się chytrze i nie ceregieląc się dalszymi konwenansami spytał cichym głosem. - Coś mi mówi, że możesz rzucić nieco światła w tej sprawie. Powiedz, jakie złote jajko Mai Yamamoto odnajdzie po zejściu do podziemi miasta?
Mina agenta pozostała nieprzenikniona, nie przerwał też jedzenia. Ale rozmówca zbyt dobrze go znał, by dać się nabrać na najprostsze aktorskie sztuczki.
- Wiesz o tym od Zulai, tak? – wymijająco odrzekł Tekkey przeciągając sylaby. - Powiedz jej, żeby chociaż tym razem trzymała się z daleka i absolutnie nie mieszała w sprawę. Mówię poważnie. To duża rzecz, większa niż ona i ja razem wzięci. I niech wreszcie oddzwoni! – Dorzucił ze złością.
- Nie mam z nią kontaktu od ponad pół roku – oschle skwitował rozmówca.
Nie czekając na odpowiedź odwrócił się i zniknął w drzwiach wiodących na zaplecze, pozostawiając młodzieńca samego z jego zakłopotaniem. Wkrótce powrócił prowadząc na wózku bagażowym duży, wojskowy plecak. Właściciel lombardu nie zadawał dalszych pytań, nie żądał odpowiedzi. Stał i czekał, aż młodszy towarzysz będzie gotowy do powiedzenia prawdy.
- Wątpię, by Yamamoto ucieszył się tym co znajdzie na dole – z oporem zaczął Genbu. - Dalsza pogoń za skarbami pozbawiona jest większego pożytku. Do takiego wniosku musi przynajmniej dojść „M”. Ostatni miesiąc spędziłem pod ziemią, eksplorując labirynt. Odkryłem sprytny mechanizm pozwalający układowi korytarzy się zmieniać, kolejny monument geniuszu budowniczych grobowca. Za jego pomocą odciąłem większość komór grobowych od zewnętrznego kręgu tuneli-pułapek, a resztę przejść do nich zawaliłem lub zalałem. Jeśli mowa o pułapkach, udało mi się naprawić też część zniszczonych przez śmiałków podczas niedawnej „gorączki skarbów”.
- To nie była odpowiedź na moje pytanie – zauważył właściciel „Podkowy”, wracając za zakurzoną ladę. Wsparł się na niej, spojrzeniem odprowadzając młodzieńca do progu drzwi. – To gdzie cię tym razem niesie?
- Sam jeszcze nie wiem. Mam pewnie sporo spraw do nadrobienia. Oby w miejscu z lepszą aurą pogodową. Ledwo wróciłem, a już mam dość tej deszczowej jesieni.


NAG, Góry Silrańskie - 31 października 1612

Wbrew temu co mawiano o skutym lodem Cesarstwie, pierwsze wrażenie było nad wyraz pozytywne. Skąpane w ciepłym blasku słońca wybrzeże Silranu przemknęło pod brzuchem samolotu rejsowego z Ishimy. Lądowanie w Menzorze odbyło się bez utrudnień. Bagaż nie zaginął na lotnisku ani nie został zatrzymany przez nadgorliwych celników mogących podejrzewać i przeszukać go na okoliczność wwozu broni i zakazanej kontrabandy. Choć całkiem słusznie w tym wypadku. Nawet wynajęty taksówkarz nie próbował udowodnić światu, że i on byłby świetnym kierowcą rajdowym, gdyby jego życie potoczyło się inaczej. Taka podróż to sama przyjemność. Wysiadając przed umówionym miejscem spotkania, agent zaczynał powoli podejrzewać, iż cała wyprawa jest tylko li omamem. Ponurym żartem rzeczywistości byłaby ponowna pobudka w ciemnościach labiryntu pod Higure z głową rozsadzaną bólem.
- Tak, to musi być sen… - skonstatował po bezproblemowym zameldowaniu się w motelu przy pomocy na szybko podrobionego świadectwa tożsamości. – Chociaż jeśli to prawda, to gdzieś w pobliżu musiały czaić się koty-ninja! – podejrzliwie zerknął za siebie.
Pierwszą rysą na idealnym przebiegu tego dnia był kompletny brak sygnałów obecności kogokolwiek pod numerem pokoju kontaktu. Dla formalności Genbu zapukał przed otworzeniem sobie drzwi wytrychem. Drugim sygnałem była niewielka karteczka pozostawiona na szafce w kompletnie uprzątniętym pokoju. Ookawa ze stoickim spokojem podarował sobie jeszcze chwilę beztroskiej nieświadomości, nim otworzył liścik. Bez wątpienia zawierający arcyważne informacje mające czytającej osobie zepsuć humor.

***


Muskając wzrokiem majestatyczną świątynię Aurory górującą nad szczytami drzew, Tekkey wrócił myślą do tej ostatniej cudownej chwili w Menzorze. Albo i w Nag, jako całości. Pamięć o tej wyprawie zdecydowanie nie opuści go przez resztę życia. Z westchnięciem wznowił piesze przedzieranie się przez prószący z nieba biały tuman śniegu i coraz większą jego warstwę osiadającą na ziemi.

***


- Jakie hasło? Nikt mi nic nie powiedział o haśle! Ba, jego wcale nie ma! – zaperzył się na dla niego oczywiste kłamstwo Sanbeta, mierząc bramkarza strzegącego monumentalnych wrót.
Górnej połowy jednego z ich skrzydeł po prostu nie było. Tak jak i sporego fragmentu dachu oraz otwartej na zbocze ściany. Tyle jeśli chodzi o nadzieję rozgrzania się w środku budowli. No i ciepłe powitanie w jej progach.
- No to nie ma szans, nie wejdziesz. Wstęp tylko za potwierdzeniem tożsamości umówionym hasłem i okazaniem zaproszenia. Masz takie?
- Dobre sobie. Miała je moja ekipa, która dotarła tu przede mną. Panienka Sul nie wspominała o moim przybyciu? – Agent zrobił przerwę na zaczerpnięcie tchu i uspokojenie nerwów. Rytm serca stojącego przed nim człowieka i tak zdradził już całą prawdę. - Widzę, że tak. Może skończmy tę szopkę, co?
Rosły drab, niemal równie szeroki co wysoki, z irytacją zlustrował zarośniętego i wybiedzonego osobnika, odzianego zdecydowanie zbyt lekko jak na warunki pogodowe.
- Może i mówiła, ale nijak nie przypominasz gościa z jej opisu. A ja mam swoje instrukcje i będę się ich trzymał. No i nie jesteś za niski, jak na bodyguarda?
Tekkey zamknął oczy i powoli doliczył w myślach do trzech. A to mogła być taka piękna wycieczka.

***


- Oczywiście, mnie również to bawi. Ja tak właśnie się śmieję, słowo – głosem ponurym jak grobowy kamień Genbu skwitował pantominę odstawioną przez swoją klientkę. Choć oczywiście nie odrywał wzroku od walczących.
- Oj, nie bądź taki. A ty go wtedy tak, i tak! A on tylko gyaaahhh… - ponownie zacisnęła dłonie w pięści przy gardle, jakby próbowała rozerwać niewidzialną linę oplatającą jej szyję. Po kilku sekundach dzikich konwulsji wywróciła oczy do tyłu pokazując ich białka, po czym wybuchnęła zaraźliwym śmiechem. – Tak było, Wang?
- Tak, dokładnie tak było, gdy ich znalazłem – podstarzały mężczyzna w eleganckim, nienagannie skrojonym płaszczu, z powagą skinął głową. W dłoni trzymał parasol otwarty nad głową protegowanej dla ochrony od śniegu.
- Wiedziałam, że książę wynajmie mi jakiegoś stróża. Ale ty, z tobą jest jeszcze mnóstwo zabawy. – Zamyśliła się na chwilę, przelotnym spojrzeniem zaszczycając okładających się bronią zawodników. - Wiesz, jeśli chcesz możesz mi mówić po imieniu.
- Nie jestem pewien czy chcę, księżniczko. – Gdzieś pod zarostem przemknął najlżejszy grymas dezaprobaty. To bolało, widzieć amatorskie błędy walczących. - Jestem tu w końcu tylko po to, by cię chronić. Rundy kwalifikacyjne już się niemal kończą, jeszcze jeden pojedynek.
- O tak! – Dziedziczka rodziny Sul wyrzuciła w górę dłonie w futrzanych rękawicach. – Nie mogę się doczekać!
Z jakiegoś powodu, być może szóstego zmysłu jaki zaczynał się u niego wytwarzać pod wpływem ciągle nękających go pechowych zdarzeń, Tekkey uznał nagły entuzjazm dziewczyny za niepokojący. Postanowił nie drążyć tematu w próżnej nadziei, że czego uszy nie słyszą, to ich nie oburza.
- Po tej chryi przy bramie chcieli cię wkopać w śnieg po głowę i zostawić w górach. Zaatakowałeś w końcu jednego z organizatorów. Wangowi udało się ich namówić, by dali ci szansę. Walczysz jako następny!
Ze skamieniałą z niedowierzania i zgrozy kamienną miną Ookawa oderwał się od systematycznego lustrowania zgromadzonych widzów. W oczach księżniczki zabłysła złośliwa satysfakcja ze skupienia na sobie uwagi.
- Wiedziałam, że się ucieszysz! – dodała niewinnie.

***


Stanąwszy na czarnym ringu, wytyczonym z grubsza w formie koła, agent potwierdził swe najgorsze przypuszczenia. Księżniczka z pełną premedytacją zabawiła się jego kosztem! Jeśli miałby tworzyć listę, na drugim miejscu byłoby podejrzenie, iż Nagi Shiruu, drugi z Czterech Smoków, maczał palce w organizacji turnieju. Tekkey odgarnął butem warstewkę śniegu zalegająca u stóp. Olbrzymia połać zastygłej magmy pod stopami rozwiewała wszelkie wątpliwości. Jaki znaczenie miał incydent z Ishimy i dla kogo był wiadomością? Może mógłby odkryć jakiś związek, gdyby oficjalna przykrywka ochroniarza nie wpędziła go na arenę. Odetchnął głęboko, zaciągając się mroźnym powietrzem. Musiał się skoncentrować, jeśli chciał przeżyć. Jeśli miałby wymienić trzecią obawę, byłby nią niewątpliwie znajomy osiłek wkraczający właśnie w okrąg. Rzucał na białą powierzchnię smoliście czarne, długie cienie, padające od światła koksowników otaczających walczących. Ognie oślepiały, Genbu nie był nawet w stanie powiedzieć kto z widzów obserwuje z rozerwanych nieznanym kataklizmem, nagich dwóch pięter budowli. Z bardziej przyziemnych spraw, przeciwnik najwyraźniej pałał żądzą zemsty. Podduszenie łańcuchem kusarigamy może nie było zbyt delikatne, ale sam to na siebie ściągnął drażniąc człowieka zirytowanego podróżą i feralnymi wypadkami obecnego dnia.
- Tym razem nie pójdzie ci tak łatwo, małe ścierwo. Teraz obaj mamy broń – rzucił mężczyzna z czerwoną pręgą na podgardlu, wyciągając ku oponentowi nagijskiego półtoraka. Co najgorsze, zdawał się doskonale wiedzieć, co robi. W przeciwieństwie do kilku poprzednich zawodników natychmiast i bez żadnego wahania przyjął postawę, oczekując na ruch swego przeciwnika.
Tekkey oparł się pokusie ponownego ucieknięcia myślami do wspomnienia Menzory. Tylko kilkanaście godzin dzieliło je od chwili obecnej, a wydawało się odległe o wieki.
- Możemy przestać marnować czas? Zima nadchodzi – mruknął w odpowiedzi, rozkręcając ciężarek Kusarigamy, dzięki lekkiemu stopowi niewykrywalnej dla lotniskowych skanerów.

***


Było ciemno. Tyle mówiły oczy. Czyli powrót ze świata halucynacji do niekończących się korytarzy pod Higure? Chyba nie jednak nie, tamto powietrze nie było tak przesycone wilgocią i silnie pachnące stęchlizną. Piwnica czy jaskinia? Lekki obrys drzwi widoczny dzięki światłu padającemu przez szpary framugi, wskazywał na to pierwsze. Czyli nadal w Nag, Górach Silrańskich, Świątyni Aurory. Fantastycznie. Do tego prawy bark bolał jak wybity, a z prowizorycznego opatrunku na udzie sączyła się krew. Wnosząc po wielkości wyczuwanej Chimyaku kałuży, musiał już całkiem długo przebywać w ciemnicy.
- Dlaczego tu jeszcze jestem? – spytał Genbu niewdzięczny świat.
- Udało ci się dokopać jednemu z moich ludzi. To było niezłe widowisko, ale przez ciebie mam teraz braki kadrowe – odpowiedział z mroku głos należący do mężczyzny siedzącego – nie - udrapowanego na krześle naprzeciwko.
Żadna odpowiedź nie wydawała się odpowiednią, więc agent zdecydował się zachować pełne godności milczenie. Niezrażony tym, tajemniczy rozmówca kontynuował.
- Szkoda marnować taki talent na wysługiwanie się dziewusze z prowincji. Pracuj dla mnie! Nie ma lepszej fuchy dla nie bojącego pobrudzić sobie rąk gościa z ognistym charakterem. Forsą się nie przejmuj, dostaniesz ile zechcesz. Mam nawet robotę, którą mógłbyś się zająć już teraz.
Tekkey przezwyciężając ból głowy starał się przeanalizować sytuację. Sam fakt, że musiał się drugi raz zastanawiać przed podjęciem samego procesu, był pewnym objawem wyczerpania się oświecającego wpływu Pentao. Akurat, gdy najbardziej mogło się przydać. Więc jakie są alternatywy? Wkopanie w śnieg i zamarzanie w nagijskiej głuszy albo szansa odkrycia zamiarów gangu Czterech Smoków za cenę współpracy z diabłem. Odpowiedź mogła być tylko jedna.
- Zamieniam się w słuch.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #4 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 35
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj



   
Profil PW
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0.16 sekundy. Zapytań do SQL: 13