Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Kalamir] Uderzaj by zabić 2
 Rozpoczęty przez »Kalamir, 13-04-2013, 10:10

0 odpowiedzi w tym temacie
»Kalamir   #1 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
Uderzaj by zabić część I
Kou - Szary Smok


Powrót zza grobu albo...

___________________________
UDERZAJ BY ZABIĆ 2

1
Chłopak wślizgnął się do budowli niczym cichy kot. Zamknął wrota wejściowe szybkim ruchem, uważając by zbyt wiele mroźnego powietrza nie wdarło się do wnętrza, które tak ciężko było ogrzać prostym ogniem w małym kominku. Zerwał z siebie pelerynę i skórzaną kurtkę, ściągnął i tak niepotrzebny miecz a następnie niczym mokry pies zaczął trząchać głową, na wszystkie strony posyłając topiące się płatki śniegu.
– Kou – doleciał głos z wnętrza Sali.
– Kalamir.
– Chodźmy na dół. Większość góry…
– To ruiny. Wiem. Pomyślałeś kiedyś aby nie rozwalać budynków, do których masz zamiar wracać w przyszłości? Albo takich, do których masz zamiar mnie ciągać? Na zewnątrz jest minus trzydzieści.
Kou znany jako Szary Smok rozglądał się uważnie po tym co zostało z reszty świątyni, w której się wychował. Doskonale pamiętał każdy szczegół budowli, gdy ta jeszcze tętniła zżyciem. Mimo to, patrząc na jej zrujnowany obraz wydawał się być szczęśliwy. Dawny mistrz i Kalamir znaleźli Kou na targu gdzieś na końcu świata. Chłopak walczył z psami rozrywając je gołymi rękami. Widząc te nieludzkie traktowanie adepci szkoły ansatsuken wytargowali życie chłopaka i przyjęli go w poczet uczniów.
Kou wziął głęboki wdech.
– Dobra, chcesz abym dokończył twój trening? Przymknij się chodź za mną. – Głos Kalamira wydawał się zimny i obojętny. Jego myśli musiały być daleko od miejsca, w którym obaj się znajdowali.
– Idę, idę… i z tym kończeniem treningu to byś odpuścił już. Formalnie jestem mistrzem i mam stopień instruktorski w zafajdanym…
– Formalnie nakopałem ci do dupy będąc przez ponad dekadę pieprzonym inwalidą obładowanym pieczęciami blokującymi.
– Kiedy tak ujmujesz to wszystko, te całe instruktorzenie nie wygląda już tak fajnie.
Wspomnienia zaczęły wracać jak szalone. Kou pamiętał noc kiedy to Kalamir potajemnie otworzył bramy swej duszy i przebudził duchowe aspekty hadou. Wydarł sekrety, na które w żaden sposób jego ciało nie było gotowe. Doprowadziło to do niemal całkowitego wypalenia jego wewnętrznego płomienia. Mistrz przez dwa dni nakładał na niego blokujące pieczęci, które na zawsze miały pozbawić go dostępu do zakazanych technik. Oczywiście miało to na celu nie karę lecz uratowanie jego życia.
Po jego wydalenia i odesłaniu do domu nie było już tak kolorowo. Kou przez lata obserwował jak inny uczeń – Beatan – przejmuje role elitarnego studenta a następnie zdradza mistrza i przeradza szkołe w organizację przestępczą. Tylko porzucenie ansatsukena i ucieczka uratowały Kou.
– Od tego jest Ansatsuken – Kalamir nieoczekiwanie przerwał jego rozmyślania.
– Co?
– Myślałeś o zdradzie Beatana. Od tego jest Ansatsuken. To technika do zabijania. Od setek lat używali jej płatni zabójcy i wojownicy, którzy wstąpili na ścieżki zniszczenia. Beatan nie był wyjątkiem. W pewien sposób kultywował tradycję lepiej niż nasz mistrz.
– No ale wróciłeś i zatłukłeś drania…
Kalamir milczał przez krótką chwilę.
– Sam już nie pamiętam czemu się w to zaangażowałem. Zemsta za mistrza? Próba naprawienia przeszłości? Może tylko chciałem udowodnić, że to ja jestem asem tej szkoły. Motywacje tamtych działać pozostają dzisiaj bez znaczenia. Jesteśmy tu z innego powodu.
Kou chrząknął jakby miał się naśmiewać ze swojego starszego kolegi.
– Bo miałeś złe sny?
– Złe sny? – Kalamir zaśmiał się. – W sumie przez wiele ostatnich tygodni myślałem, że to właśnie złe sny.
– Stary, zerknijmy prawdzie w oczy. Krucze drogi…
– Krucze Drogi, Metody Kruka… – Kalamir powtarzał słowa za Kou jednak ciągle wydawał się nieobecny. – To prawda…
– Stary, ogarnij się. Mówiłem, żebyś odpuścił sobie te techniki. Byłeś tak podjarany, że nie przestałeś nawet kiedy zacząłeś widzieć istoty z innych światów. Do cholery, zacząłeś nawet okradać z energii jakieś pieprzone duchy. Teraz dziwisz się, że nie możesz spać. Moim zdaniem? Moim zdaniem ładujemy dupsko w odrzutowiec i śmigamy do Babilonu. Składamy datki na egzorcyzmy i nigdy więcej nie gadamy o tej szkole walki.
Kalamir odwrócił się i spojrzał na Szarego smoka jak na idiotę.
– Nie to nie. Zakładam, że masz lepszy plan.
Kalamir znowu odpłynął wzrokiem. Zaczął błądzić spojrzeniami po izbie treningowej. Teraz było to jedynie pomieszczenie pogrążone w ciemnościach. Kou zaczął rozpalać świeczki.
– Czarny tygrys powraca co noc…
– Pantera. Nie ma czarnych tygrysów.
– Tygrys. Jego grzbiet mieni się kolorami. Patrzy na mnie złowrogi. Czeka. Uśmiecha się. W tle jest świątynia. Nie taka jak teraz, jest pełna zycia i światła. Wszyscy są zajęci swoimi sprawami. Kiedy chce odejść tygrys rzuca się na mnie. Czasami udaje mi się ucięć. Najczęściej nie.
– Stary, bredzisz. Wyglądasz jak zombie, zachowujesz się jak zombie. Kiedy ostatnio normalnie spałeś?
Kalamir potrząsnął głową.
– Drogi Kruka mogą być przekleństwem dla słabego umysłu. Ja jednak zrozumiałem.
– Że przeznaczony ci kaptur i kaftan bezpieczeństwa?
– Że przekazują mi wiadomość.
– No i zaczyna…. – nie dokończył kpić bo spojrzenie Kalamira wbiło mu resztę słów z powrotem do gardła. – Dobra. Co mam zrobić?
– Przypilnować mnie kiedy będę spał.
– No chyba cię [ cenzura ]…
– To będzie technika medytacyjna ansatsuken do pary z łamaniem barier kruka. Może być grubo jeśli coś [ cenzura ]. Jeśli się uda… też nie będzie dobrze. W każdej z sytuacji jesteś mi potrzebny jako wsparcie, lub sanitariusz.
– Ty wiesz, że ja na okultyzmie to się gówno znam? Nawet jednej pieczęci założyć nie potrafię. Wybrałeś sobie sidekicka, że hoo…
– W najgorszym razie podasz mi browara.
Kou wzruszył ramionami i znalazł sobie materac. Kalamir usiadł przy samym ogniu i niemal natychmiast pogrążył się w sen. Młody kompan zaczął zastanawiać się nad istota sztuk walki. Drogi kruka wydawały mu się niezwykle niebezpieczne. Uniwersalna sztuka łącząca w sobie kilka aspektów walki miała straszliwą cenę. Okradanie duchów z energii musiał wywierać efekt na psychikę. Koszmary i urojenia to był tylko początek. Nie wierzył w powodzenie medytacji, ale co innego miał zrobić, jeśli nie czekać do rana?

2
Kalamir wstał i rozejrzał się wokół i śmiało zaczął kroczyć przed siebie. Dzięki technikom medytacji sen wydawał się być troszkę bardziej pod…kontrolą? Wokół biegali ludzie. Uczniowie dawnej świątyni. No a raczej odbicia wspomnień o nich. Wszedł do pokoju, jego ojciec podał mu tosty.
– Musisz jeść! Potrzebujesz siły.
– Hej, mam dla ciebie zadanie – rzucił Lorgan przechadzając się z konewką do podlewania kwiatów. – Z jakiegoś powodu twoje rośliny umierają. Ciągle je podlewam ale one i tak...
– Zabijasz je – odpowiedział mimo woli Kalamir. – Może zjesz tosta?
– Masz racje. Ale to później. Imperator Kimen kazał cię wezwać. Jest w swoim biurze.
– Zamek Cesarza jest na drugim krańcu Nag, nie mam teraz czasu.
– Nie – Krzyknął Lorgan – Mylisz się, jest w twojej kuchni. Zamek ma remont. Tylko kuchnia nadawała się na nowe biuro.
– Podlewaj kwiaty. Idę do kuchni…tak trzeba…
Imperator Kimen stał za dębowym biurkiem, był skrzatem i nie sięgał głową wyżej niż do szuflady. W kuchni nie było już okien ani mikrofalówki.
– Ale gdzie jest kuchnia? – zapłakał Kalamir. – Oddaj moją kuchnie [ cenzura ]!
– A może pójdziemy do lasu? – Zapytał Kimen. – Mam ochotę na truskawki.
– Na pewno będą w lesie, też bym zjadł – Kalamir kompletnie zapomniał o mikrofalówce.
Wyszli w kuchni do przedpokoju ale tam zastał ich tylko las i kort tenisowy.
– W lesie są potwory?
– Nie martw się, zabijemy je – odpowiedział dwumetrowy Kimen barbarzyńca. Musimy znaleźć Graviera Lorgana.
– Nie znam go. Ale w lesie mieszka moja koleżanka z wojska.
– Byłeś w wojsku? – zapytał staruszek z kosą, który usiłował zerwać jabłka z dębu.
– Nie mogę ci powiedzieć.
– To nie, [ cenzura ] się.
W odmętach głowy rycerza zaczęły się składać myśli, bezsilnie próbując wyrwać się z chaosu tych mar. Pamiętał, że musi zrobić coś ważnego. Nie pamiętał tylko co. Na leśnym horyzoncie pojawiły się dwie budowle. Jedną z nich był zamek Varfaine. Drugą była świątynia w górach, która wydawała się aż nazbyt dobrze widoczna. Wtedy cel misji powrócił…razem z truskawkami.
– Chcesz troszkę? – Zapytał Kimen łapczywie pożerający truskawki z koszyka rosnącego na brzozie.
– Pobrudzisz sobie sukienkę.
– Trudno, mam karabin.
Kalamir zaczął iść w kierunku świątyni. Myśli stawały się coraz bardziej przejrzyste chociaż świat wokół dalej tonął w chaosie i rozmazanych marach. Nim zrobił trzeci krok, był już u wejścia. Świątynia nie stała w śnieżnych górach, leszcz w ładnie oświetlonej dolinie pełnej kwiatów. Uczniowie biegali po jej schodach opowiadając żarty i robiąc psikusy. Gdzieś można było dostrzec nawet nauczycielkę historii, która gnębiła wszystkich na uniwersyte…to nie miało sensu. Zupełnie nic.
Rycerz Wiking Ninja Szpieg usiadł na schodkach zrezygnowany.
– Chce wrócić do domu.
– Nie możesz – odpowiedział złowieszczy tygrys szczerząc zęby. – Droga jest zbyt długa, a my nie chcemy abyś odchodził. Najpierw musimy rozerwać ci gardło.
Kalamir poczuł jak się strzęsie z irracjonalnego strachu ogarniającego jego kończyny.
– Dlaczego?
– Bo nasza walka jeszcze się nie skończyła… ale teraz toczy się na innych zasadach głupc…
Ręce Kalamira rzuciły się do przodu i złapały zaskoczonego kota za skórę. Tamten zaczął się wić niczym wąż, w którego zresztą się zamienił. Rycerz wciąż się bał, jednak wiedział już co należy uczynić. Wiedział o tym jeszcze przed świadomym wkroczeniem na terytorium wroga.
– Zasady pozostaną te same. Trzeba cię tylko sprowadzić do pionu! – ryknął na bestię nękającą go od tygodni. – Nie masz nade mną kontroli, nie panujesz już nad niczym…
Zaczął przywoływać energię istot zwanych jako manitou. Iskrząca się poświata zaczęła otaczać i jego i bestię. Nagle nastąpiła eksplozja.

3
Kou już trzecią godzinę bawił się telefonem, podczas gdy Kalamir pogrążony był w swojej medytacji. Niespodziewanie rycerz otworzył oczy bełkocząc coś w przestrzeń.
– Wracasz do świata żywych skur…
Nastąpił intensywny błysk światła. Kou poderwał się na nogi a kiedy odzyskał wzrok spostrzegł, że w pomieszczeniu przed nim oprócz Kalamira stał jeszcze na wpół materialny upiór wyglądający dokładnie jak Beatan. Zaskoczony podnosił się z ziemi. Był przezroczysty a za każdym jego ruchem podążała dziwna mgła.
– Jak to do cholery możliwe…?
Kalamir poruszał ramionami jakby rozgrzewał się do intensywnego ruchu. Na powrót wydawał się starym, wypoczętym, pełnym werwy wariatem z mieczem.
– Zapytaj naszego przyjaciela, który tak kurczowo trzymał się życia, że wolał zawisnąć jako cień między światami zamiast odejść na spoczynek – głos miał znowu silny i pewny siebie. – Jak tego dokonałeś, głupcze? Zaprzedałeś się mrocznemu hadou?
Kou zszokowany spojrzał na szyderczo śmiejące się widmo.
– Satsui no Hadou?
Satsui no Hadou było zakazanym wariantem ansatsuken, które wypaczało umysł adeptów zmuszając ich do coraz większych okropieństw. Mimo, że cena była straszna, przypływ mocy był tak ogromny, że wielu mistrzów pogrążyło się w mroku byle tylko poczuć potęgę tej sztuki.
– Jak załatwimy te zmorę?
– Poradzę sobie sam. To tylko cień przeszłości, który musi trafić do śmieci…
Widmo uśmiechnęło się i przemówiło głosem, który odbijał się złowieszczych echem przez wszystkie światy jakie przechodził.
– Jak udało ci się wyciągnąć mnie do świata żywych? – głos nie zdradzał zaskoczenia lecz odrobinę ciekawości. – Skąd wiedziałeś?
Kalamir prychnął z pogardą.
– Pamiętam jak zabiłeś kota i pomalowałeś go na czarno by wzbudzić respekt innych uczniów. Te same sny nie wracając każdej nocy chyba, że na filmach. To oczywiste, że coś dobijało się do mojej świadomości z innego świata. Pewnie sam to umożliwiłem zbyt często nawiązując kontakt z tamtejszymi istotami.
Widmo zaśmiało się donośnie.
– To prawda. To okradzione duchy dały mi te szanse głupcze. Te istoty nie lubią kiedy się nimi pogrywa.
– Dobra, nie chce mi się z tobą gadać. Nie interesują mnie ani twoje mądrości ani wiadomości od gówno wartych duchów. Zwyczajnie nakopie ci do dupy i popatrzę jak resztki twojej duszy wracają do eteru. Satsui no hadou? Manitou? Proszę cię… za życia nie mogłeś mi sprostać a teraz jesteś tylko odbiciem resztek…
Zmora wydała z siebie straszliwy krzyk, który rozrzucił wokół mglista fale. Siła eksplozji wypchnęła Kou przez ścianę ogłuszając go na chwilę. Kalamir mocno zaparł się nogami i uderzył rękoma przed siebie przywołując do życia fale hadou i tworząc tym samym kont siłę opierającą się fali.
Cień nie czekał zbyt długo. Wyłonił się z mgieł w obrocie posyłając potężne kopnięcie prosto na gardę znienawidzonego wroga. Uderzenie wstrząsnęło jego ciałem z niewyobrażalną siłą, jednak rycerz utrzymał się na nogach bez większych problemów. Nie pozostając dłużnym odpowiedział serią prostych ciosów równie łatwo zblokowanych. Cofnęli się o krok i wymierzyli w siebie kopnięcia, które zderzając się wytworzyły kolejną odpychającą falę.
Kalamir wylądował niczym kot, ponownie złożył ręce do hadou i posłał świetlisty pocisk prosto w pocisk Beatana. Nastąpiła kolejna eksplozja. Obaj działali instynktownie. Wymierzali identyczne ciosy blokując się wzajemnie z tą samą zaciętością.
Widząc, że daleko tak nie zajdzie, Kalamir przywołał energię manitou i posłał kolejną serie ciosów prosto w gardę rywala. Normalnie nawet zblokowane ciosy dotkliwie poraniły by przeciwnika jednak Beatan kompletnie ignorował te śmieszne próby.
– Nie możesz zranić mnie energią, która utrzymuje mnie przy życiu!
Wtedy jeden z ciosów przeszedł przez obronę i ranił dotkliwie płuco rycerza wyrzucając z niego całe powietrze i zostawiając go na bezdechu. W ostatniej chwili odbił się od ziemi w bok unikając opadającego kopnięcia, które roztrzaskałoby jego głowę.
Kalamir dźwignął się na nogi i spoglądając na pewnego siebie upiora sięgnął ręką za pas.
– Cholera, nie sądziłem, że ta wiedza mi się kiedyś przyda… będę musiał przeprosić kilka osób…
– Nie przyda ci się już żadna wiedza – odparł Beatan nie rozumiejąc o co chodzi. – Na pewno też nie będziesz miał okazji do przepraszania.
Obaj rzucili się na siebie w ostatnich natarciu, jednak wtedy rycerz wydobył zza pleców rękę i cisnął w upiora sakiewką rozsypując po całym pomieszczeniu śmierdzące zioła. Beatan zatrzymał się jak sparaliżowany.
– Co to za s-sztuczka…
Potężny cios uderzył w jego twarz rozbijając część energii składowej jego bytu. Kolejne trzy zderzyły się z jego brzuchem, ramieniem i klatką piersiową skutecznie burząc jego koncentracje i sprawiając mu wiele bólu.
– To są zioła… – wytłumaczył Kalamir.
Kolejne ciosy obiły żebra i nerki. Upiór w agonii cofał się w tył.
– …Wykorzystywane przez Khazarskich mędrców…
Coraz szybsze ciosy spadały na kończyny i witalne punkty bezbronnego ducha.
– Do odganiania złych duchów podczas…
Kalamir wyskoczył w powietrze i obracając się wymierzał kopnięcia przelatujące przez widmo nie mogące utrzymać swych kształtów. Ostatni cios Tatsumaki Senpuukyaku wyrzucił udręczoną duszę głupca z powrotem do piekła. Nastąpiła ponowna eksplozja światła.
Rycerz delikatnie wylądował na kamiennej posadzce ostrożnie nabierając powietrza do płuc i po chwili robiąc najdłuższy wydech w swoich życiu.
– Co rocznego święta zmarłych.
Po schodach wszedł posiniaczony Szary Smok Kou. Dezorientacja ustąpiła uldze kiedy zobaczył swego przyjaciela.
– Zakładam, że już to wygnałeś?
– Tak. Możemy wracać.
– Mówiłem, że z tego gówna nic dobrego nie wyjdzie. Chcesz teraz zabić swoich wrogów dwa razy? Zimny z ciebie [ cenzura ]…
– Daj już spokój, przecież nic złego się nie stało.
Młody rycerz zatrzymał się obserwując zdumiony plecy Kalamira.
– Ty chyba kpisz – rzucił doganiając towarzysza. – Nic złego? To było nic złego?
– Dzień jak co dzień. Przestań stękać.
– No i nawet nie byłem ci potrzebny.
– No co ty, ktoś musi skoczyć po kebsa w drodze powrotnej.
– Bardzo śmieszne.
Zdziwiony Kalamir spojrzał dwuznacznie na młodszego kolegę.
– No weź, chyba kpisz…



   
Profil PW
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 12