Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Naoko vs Necros - walka 1
 Rozpoczęty przez RESET_Naoko, 07-11-2009, 19:25
 Zamknięty przez Lorgan, 30-11-2009, 23:25

5 odpowiedzi w tym temacie
RESET_Naoko   #1 


Poziom: Wakamusha
Stopień: Jizamurai
Posty: 29
Dołączyła: 27 Cze 2014

Palce dziewczyny zacisnęły się na rękojeści noża. Robiła to powoli, próbując nie wydawać choćby najdelikatniejszego dźwięku. Wiedziała, że musi zaatakować szybko i skutecznie. Ukryta w cieniu miała w zanadrzu efekt zaskoczenia, jednak nie mogła nie pamiętać o tym, kim był jej przeciwnik. Wiedziała wystarczająco dużo o agentach z Sanbetsu i szczerze prosiła Lumena, aby jej przeciwnik okazał się słabszą płotką. Jeżeli dopisałoby jej szczęście, miałaby szanse zadania poważnych obrażeń nieprzyjacielowi już przy pierwszym ataku.
Słysząc kroki oponenta, wyczuwała jego zbliżającą się postać każdą komórką ciała. Czekając na odpowiedni moment, bezwiednie wstrzymała oddech i znieruchomiała, niczym łowca szykujący się do ataku. Kiedy sylwetka zakapturzonego mężczyzny ukazała się oczom Naoko, dziewczyna wyskoczyła do ataku, w jednym celu: zabić.
Oponent uskoczył do tyłu w ostatniej chwili. Dziewczyna, chociaż celowała w serce, zdołała tylko musnąć ostrzem skrawek materiału. Fausset zwęziła oczy niczym rozjuszona kotka i wyskoczywszy do góry, ponownie zaatakowała. Jednakże mężczyzna, zdoławszy odzyskać orientację w sytuacji, szybko zasłonił ciało topornym mieczem.
Ostrze w ręku Babilonki przejechało po całej szerokości broni. Zealot zaskoczona tak szybką obroną, bezmyślnie pozostała w bezruchu, odsłaniając się tym samym na cios. Necros postanowił oczywiście wykorzystać tę sytuację i zamachnąwszy się swoją maczeto-podobną bronią, wyprowadził kontratak w kierunku dziewczyny, prawdopodobnie chcąc zwyczajnie rozciąć przeciwniczkę na dwie części. Zealot, tylko dzięki wielo-miesięcznemu treningowi, odskoczyła w bok, robiąc przy tym dość zgrabny piruet. Jednak zanim zdołała opaść na ziemię, jej oponent w jednej chwili znalazł się tuż przy niej i wyraźnie szykował się do ataku. Jedną ręką posłał swoje ostrze z zamachu znad głowy. Dziewczyna zdołała ponownie uchylić się przed ciosem miecza. Jednak nie spodziewała się wyprowadzonego prawego prostego. Oponent trafił ją centralnie w nos, a siła ciosu odrzuciła Naoko na kilka metrów.
- Szlag! – zaklęła pod nosem i odskoczyła do tyłu.
Poczuła na swojej wardze strużkę krwi. Wytarła ją szybko dłonią i uspokoiła drżenie rąk. Wielogodzinne dryfowanie w pontonie nadwyrężyło jej siły i trzeźwość umysłu. Dodatkowo musiała minąć chwila zanim zdołała skoncentrować wzrok na przeciwniku. Cios Necros zdołał ją poważnie ogłuszyć. Na jej szczęście, na krótki czas. Widocznie nieprzyjaciel również musiał dotrzeć na wyspę w specyficzny sposób.
„Jeszcze kilka takich uderzeń i będzie po mnie” pomyślała z coraz bardziej wzrastającym gniewem.
Tymczasem mężczyzna przyjrzał się uważnie Fausset i uśmiechnął się pod nosem. Z nieznanych dziewczynie przyczyn, wyglądał na zadowolonego. Być może na pewnego wygranej.
- Kogo my tu mamy? Khazarczyk? A może Babilończyk?
- Nie twój interes – mruknęła rozeźlona, zbierając się do kolejnego ataku. Nie miała dużo czasu na myślenie, musiała tylko pokonać przeciwnika. Chociaż słowo „tylko” nie było adekwatne do aktualnego przebiegu zdarzeń. Oponent zdawał się odczytywać ruchy dziewczyny bezbłędnie, jakby Naoko tuż przed atakiem sama mówiła mu, co ma zamiar zrobić. Jednak Zealot widziała światełko. I nie takie małe. Gdyby tylko nie jej zmęczenie…
- Ale żeby tak od razu do rękoczynów? Moja droga, wystarczy przecież porozma…
Naoko nie pozwoliła mu na dokończenie monologu. Zamachnęła się i rzuciła w mężczyznę swoim nożem, czego od razu pożałowała. Jej zachowanie mogło być odebrane jako czysty przejaw głupoty, a szatynka nie lubiła pobłażliwego traktowania swojej skromnej osoby. Jedyną dobrą stroną jej irracjonalnego zachowania było przymknięcie się przeciwnika. Fausset szczerze nie znosiła rozgadanych mężczyzn, którzy wybitnie działali jej na nerwy. Zwłaszcza, gdy była przemoknięta i przemarznięta, tak jak teraz.
Necros oczywiście odbił nóż od niechcenia swoją gigantyczną bronią i ponownie ściął Zealot wzrokiem. Jednak tym razem nie wyglądał na tak zadowolonego. Oponent poprawił kaptur, który prawie zsunął mu się z głowy.
- Jeżeli tak to wszystko wygląda, to masz rację. Nie obchodzi mnie to kim jesteś, skoro zaraz i tak zginiesz - Necros wyskoczył w kierunku Naoko.
Jego uderzenie było płynne, szybkie i teoretycznie niemożliwe do sparowania, jednak agent przeliczył swoje zdolności. Zealot zasłoniła się drugim nożem, który zdołała wyciągnąć zza paska. Mimo to siła uderzenia była zaskakująca. Prawa ręka dziewczyny drgała pod naporem broni przeciwnika. Jej mięśnie z każdą chwilą wiotczały i traciły na sile. Chociaż uwielbiała walkę kontaktową, na dłuższą metę nie mogła liczyć się z agentem. Nie na tym poziomie. Musiała szybko przejść do kontrataku i pokonać nieprzyjaciela. Tylko w taki sposób miała szanse na przetrwanie i kontynuowanie swojego zadania.
Szatynka zebrawszy siły, odepchnęła ostrze w bok i ugiąwszy lekko kolana, wyprowadziła uderzenie łokciem w splot słoneczny przeciwnika. Necros zaczerpnął desperacko powietrza, co dało dziewczynie kilka cennych sekund. Złapała dłońmi przód płaszcza przeciwnika i przerzuciła go przez swoje biodro na ziemię. Następnie szybko przełożywszy nóż do lewej dłoni, wycelowała ponownie w serce przeciwnika. Jednak i tym razem Necros zdołał zasłonił się swoim mieczem.
„Jakim prawem jest w stanie tak szybko wymachiwać tą bronią? Wybryk natury!”
Naoko nie odpuszczała i całym ciężarem ciała napierała na przeciwnika, przez co jej nóż był coraz bliżej celu. Adrenalina wymieszana w wściekłością dziewczyny dawała jej niewyobrażalną siłę, ale tylko na krótki czas. Z resztą, jak każdej kobiecie, kiedy była zdenerwowana.
Agent odepchnął z łatwością Fausset na kilka metrów. Jednakże Zealot nie dawała za wygraną. Odskoczyła i sięgnęła wolną ręką do plecaka. W chwili, gdy jej dłoń zacisnęła się na granacie, tuż przed nią wyrosła postać oponenta. Zakapturzony przeciwnik ponownie zamachnął się Zanbatem i trafił odskakującą dziewczynę w lewe ramię. Szatynka krzyknęła krótko i upuściła nóż. Mężczyzna, widocznie niezadowolony płytkim cięciem, uderzył kobietę w mostek z lewego sierpowego. Naoko odrzuciło na dobre kilka metrów. Szatynka poczuła kolejną porcję krwi na wargach. Jej położenie nie prezentowało się najlepiej.
„Na szczęście jeszcze nie złamał mi kości…”
Mężczyzna szykował się do kolejnego ciosu, jednak powstrzymała go uśmiechnięta twarz Fausset. Wydało mu się podejrzane, że leżąca na ziemi przeciwniczka wręcz szczerzy do niego zęby.
- Bum… - szepnęła, i chociaż nie mógł tego usłyszeć, zdołał to jedno słowo wyczytać z jej warg. Zdezorientowany spojrzał w dół i jego oczom ukazał się granat. Odbezpieczony. Necros szybko cofnął się do tyłu, jednak było już za późno. Przynajmniej dla niego.
W tęczówkach dziewczyny odbił się czerwony błysk towarzyszący eksplozji, który oślepił ją na chwilę. Siła wybuchu odrzuciła ją na kilka kolejne metrów, a szatynka oddała się biernie mocy fali odrzucającej. Lądując na piasek, uderzyła głową o mały kamień, co w skutkach pozbawiło ją przytomności.

*** kilka minut później ***

Zealot odzyskała w pełni władzę na zmysłami dopiero do dobrych, kilku minutach. Uniosła się na łokciach i rozejrzała po okolicy. Wybuch nie był zbyt duży, jednak w epicentrum można było dostrzec dość spore wgłębienie i czarną, człekopodobną postać. Naoko z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy opadła na piach, głośno oddychając. Była z siebie zadowolona. Przeżyła starcie i jeszcze wygrała. I wówczas, gdy pławiła się zwycięstwem, usłyszała w głowie męski, surowy głos:
„Waszym obowiązkiem jest sprawdzić, czy dobrze wykonaliście zadanie. Za każdym razem!”
Fausset otworzyła oczy i zrobiła skwaszoną minę. Jej profesor za czasów nauk w Akademii, Édouard Croix, był wrzodem na pewnej części ciała, ale również doświadczonym zealotą. I choćby świat miał się walić, zawsze wykonywała jego zalecenia. Podświadomie, bezmyślnie, machinalnie czy też z zamysłem. I tak też musiało być i tym razem
Usiadła z lekkim stęknięciem i przyjrzała się ranie na ramieniu. Miała więcej szczęścia niż rozumu. Nacięcie było płytkie i minęłoby wiele dni, zanim wykrwawiłaby się na śmierć. Jednak nie miała teraz czasu do stracenia, mogła opatrzyć się z pewnym opóźnieniem.
Szatynka wstała i chwiejnym krokiem zaczęła iść w kierunku plamy. Musiała być pewna pokonania przeciwnika. Próbowała odnaleźć wzrokiem przynajmniej jeden z noży, jednak prawdopodobieństwo znalezienia broni było bliskie zera. Szła chwiejnym krokiem, co chwila zatrzymując się, by nie stracić równowagi. Była piekielnie zmęczona i miała nadzieję, że na dzisiaj będzie miała spokój z agentami i Lumen wie raczyć czego tam jeszcze.
Stanęła dwa metry od przeciwnika i spróbowała przyjrzeć się jego twarzy. Było to jednak niemożliwe, ponieważ Necros leżał na klatce piersiowej. Naoko odepchnęła miecz nieprzyjaciela i podeszła ciut bliżej, uważnie obserwując jego plecy. Gdyby oddychał, unosiłyby się lekko i opadały. Jednak wszystko wskazywało na to, że agent wyzionął ducha.
Zealot odetchnęła z ulgą i przysiadła z boku, wpatrując się bezmyślnie w truchło. Nie wiedziała za bardzo, co z sobą począć. Jej przypłynięcie na wyspę było spowodowane impulsem, chęcią wyżycia się na kimkolwiek. I chociaż miała zamiar przeprowadzić zwiad, doszła w tej chwili do wniosku, iż nie wie za bardzo od czego zacząć.
Przejechała czubkiem języka po suchych wargach. Miała wielką ochotę zapalić, a jej paczka papierosów zapewne pływała gdzieś po niespokojnych wodach. Z westchnieniem przykucnęła przy zwłokach i próbowała przewrócić jeszcze niedawnego przeciwnika na plecy. Może i on był nałogowcem?
- Ciekawe tylko, skąd wezmę ognia… - mruknęła, sama siebie wprowadzając w zirytowanie.
Przewróciła nieprzyjaciela na plecy i poczęła przeszukiwać bezczelnie jego kieszenie. Wówczas trup złapał ją za nadgarstek. Naoko zamarła, nie wiedząc co robić. Bo na dobrą sprawę on przed chwilą nie żył, prawda?
Postać Necrosa powoli unosiła się, a jego druga ręka wylądowała na ramieniu dziewczyny. Zealot otworzyła usta w niemym przerażeniu. Nie miała siły ani odwagi krzyczeć, po prostu nie wierzyła własnym oczom. Tymczasem twarz mężczyzny przybliżyła się do jej własnej i dziewczyna ujrzała rozjarzone, piwne oczy. Oczy, w których gorzała żądza zemsty.
- Zapłacisz mi za to – mruknął mrożącym krew w żyłach głosem. - Zapłacisz…
Po chwili szatynka poczuła uderzenie w okolicy ostatniej pary żeber. Usłyszała donośne chrupnięcie, a następny cios, który padł tym razem na jej twarz, odrzucił ją do tyłu. Oszołomiona, widziała tylko rozmazaną sylwetkę agenta i ręce sięgające do jej gardła. Nie zdołała zareagować, w jednej chwili jej ciało zamarzło i nie miało zamiaru słuchać swojej właścicielki. A palce przeciwnika zaciskały się coraz mocniej na szyi Zealot. Fausset czuła, jak zaczyna jej brakować powietrza. Próbowała zmusić się do walki o życie, jednak ani ręce, ani nogi nie reagowały na jej polecenia. Przed jej oczami zaczynały pojawiać się coraz większe czarne plamki.
„To już koniec… Przegrałam…” pomyślała zrozpaczona. „Umrę na tej cholernej wyspie! Ja! Zealota!”
Olśniło ją. Przecież była świętym wojownikiem! Dlaczego nie pomyślała o tym szybciej?!
Naoko zacisnęła wargi i skupiła całą swoją energię na swoich dłoniach. To była jej ostatnia szansa na atak. I chyba tylko ta świadomość pokonała strach. W jej oczach zapalił się blask, a ręce pokryły się najprawdziwszym żarem. Z krzykiem złapała zamazaną sylwetkę mężczyzny za twarz i zacisnęła na niej palce. Necros natychmiast puścił jej gardło i próbował odepchnąć ręce dziewczyny, jednak za każdym razem, gdy przybliżał ręce do swojej twarzy, na jego dłoniach pojawiały się nowe bąble. Niektóre z nich natychmiastowo pękały, zalewając skórę rozżarzoną ropą. Cudem udało mu się uwolnić z uścisku dziewczyny, jednak od razu padł na plecy. Przez kilka chwil miotał się niczym opętany i nagle stracił przytomność.
Zealot opadła na łokcie i łapczywie zaczerpnęła powietrza. Po kilku sekundach wstała i ostatkiem sił zaczęła iść w kierunku lasu. Nie zamierzała zostawać przy agencie ani chwili dłużej. Była wyczerpana walką i musiała znaleźć jakieś schronienie.
- Pieprzyć twoje zasady, Croix. Nie mam zamiaru walczyć z umarlakiem, chociażby miał żyć… - mruknęła, nie do końca świadoma tego, co mówi.
Chwiejnym krokiem doszła do skraju lasu i szła coraz głębiej, coraz głębiej…
   
Profil PW Email
 
 
Necros   #2 


Poziom: Keihai
Posty: 12
Dołączył: 17 Wrz 2009

Karta Necrosa
Karta Naoko

Cytat:
Po niespełna godzinie, Naoko dopłynęła do brzegu przeklętej wyspy. Wychodząc na ląd, wyrzuciła mały plecak na piasek i zaczęła szybko dokonywać przeglądu swojego ekwipunku. Niby wszystko co potrzebne było na miejscu. Jedna berreta z leserowym celownikiem oraz trzydziestoma pociskami, dwa noże do walki wręcz, noktowizor, apteczka pierwszej pomocy, dwa granaty, które były doczepione do wewnętrznej strony plecaka, mały kompas oraz jedna racja żywnościowa. Była też lunetka do karabinu snajperskiego, jednak po tamtym nie było śladu. Zaklęła pod nosem. Nie było to zbyt wiele, ale musiało wystarczyć.
- Będę musiała zrobić sama ten cholerny zwiad - głosem wypełnionym nienawiścią powiedziała sama do siebie. - Kogokolwiek znajdę, zatłukę.
Jak na życzenie z drugiego końca plaży wyskoczył mężczyzna w kapturze, który szedł, jakby wypił jedną whisky za dużo.
- #@$%@ - klął pod nosem, nieświadom obecności damy. - W torpedzie... cholerne pojeby!
Necros zbliżył się niebezpiecznie do Naoko, która odruchowo przesunęła się za wystający z piachu kamień. Była nieco zaskoczona, ale szybko rozpoznała akcent ludzi zza wschodniego morza.
- Też mi się zachciało wywiadów, cholera - dalej złorzeczył Necros.
Naoko wiedziała co robić. Powoli zacisnęła rękę na nożu.


Poniedziałki zaczynają się różnie. Jedne gorzej, drugie lepiej, inne jeszcze fatalniej. Panuje powszechne przekonanie, że ów dzień decyduje o naszym powodzeniu w nadchodzącym tygodniu. W ten sposób w wyniku wypadku możemy zostać skazani na ciąg niepowodzeń.
- #@$%@ - klął pod nosem Necros, chwiejnym krokiem żłobiąc głębokie ślady w piasku.
Ten (zazwyczaj) gentelman o śniadej cerze, skrzętnie skrywający twarz pod kapturem oparł się o masywny głaz, wyróżniający się na tle szarugi złożonej ze związku szkwałowego nieba i wzburzonego morza. Wracając do tematu – przesąd był oczywistą bzdurą. Psychologia tłumaczy wszelkie przypadłości i nieszczęścia wynikiem negatywnie nastawionego rozumu samego prowokującego różne wypadki, a to wszystko nazywamy właśnie pechem… chyba dobrze wierzyć Freudowi i spółce.
Dla pewnej osoby to jedyne wyjście. Dla własnego dobra.
- W torpedzie... cholerne p&@*$y… - powtarzał w amoku - Wystrzelili mnie… w torpedzie…
Nasuwa się stwierdzenie „zawsze może być gorzej”, by jednak uniknąć tego nie taktownego zwrotu w kierunku naszego bohatera, warto zaznaczyć jeden fakt.
- Mogłem się załatwić nim wlazłem do tej pieprzonej łodzi… No i jak ja teraz… - skomlał - No co ja mam z tym-
Użalania przerwał mu delikatny głosik zza pleców.
- Zgubiłeś się, kochasiu?
- Nie – warknął zły - Poszczałe-
Odpowiedź była równie odruchowa, jak gwałtowne szarpnięcie całym ciałem. W takich chwilach pisze się „które uratowało mu życie”. Nie tym razem jednak.
Zakrzywione ząbki na wojskowym nożu przeszły gładko po krtani biedaka. Naoko wręcz sama odczuła pociągnięcie, odnotowując nieprzyjemną sensację w okolicach szyi. Trzymając w dłoni zakrwawione ostrze nie spuszczała gardy, obserwując jak kapturnik zatacza się pijacko do tyłu, lecz nie upada. Chwyciwszy się za szyję próbował zatamować krwotok (o dziwo, chyba się udało!), wzrokiem uważnie obserwując fizys skąpo odzianej agentki. Składało się nań: bluzeczka bez ramiączek ciasno upinająca wydatną klatkę piersiową, krótkie, idealnie przylegające do tyłeczka czarne spodenki… każdemu zdrowemu mężczyźnie musiało to podnosić ciśnienie, nie inaczej było z tym okazem …
… krew buchnęła mu spod zaciśniętych palców.

*

Dziewczyna zaciskając kurczowo palce na broni poczyniła parę kroków do tyłu. Ludzie z poderżniętym gardłem rzadko ustają na nogach, ba, ogólnie rzecz biorąc dziwne, by byli w stanie gapić się na cycki. Mężczyźni są jednak zaskakujący – musiała pomyśleć.
Czas zatrzymał się w miejscu. W jednym susie Naoko znalazła się przed sparaliżowanym Necrosem, który zdawał się nawet tego nie zanotować. Włożyła w uderzenie całą frustrację zbierającą się od dobrej godziny, zagłębiając podeszwę buta głęboko w bok mężczyzny. Posłusznie wzbił się w powietrze z impetem wbijając się w taflę wody, bezwładnością dorównując szmacianej lalce.
Zelaotka prychnęła nie zaszczycając przeciwnika choćby słowem komentarza. Gdyby miała poświęcać uwagę każdemu, kogo miała dzisiaj zabić, mogłaby ochrypnąć. Schowała nóż na swoje miejsce i odwróciła w stronę dżungli.
Oczywiście, była profesjonalistką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nim odeszła rzuciła granat w domniemanie miejsce spoczynku truposza, a tak, żeby trochę się rozerwał.

*

Wysoka trawa zapewniała idealne schronienie każdemu, kto tylko potrafił się schylić, lub czołgać. Panna Fausset poruszała się wzdłuż rzeki, licząc że doprowadzi ją do jakiegoś obozowiska. Z kocią gracją krążyła między palmami, tak że ktoś obserwujący źdźbła trawy przypisałby zasługę morskiej bryzie. Nie dalej niż kilkadziesiąt stóp od plaży natrafiła na pierwszy patrol. Trójka żołdaków w czarnych mundurach z lekkimi karabinami maszynowymi. Poruszali się w luźnym szyku dokładnie w stronę Naoko, chowając się mocniej za pniem widziała laserowy wskaźnik krążący obok jej stopy. Z wolna wyciągnęła berretę, kątem oka dostrzegając ciemny kształt pod powierzchnią wody. Wycelowała w ten obiekt.
- Nie tak blisko rzeki – odezwał się jeden ze strażników – Roi się w niej od piranii, krokodyli, i kto wie jeszcze jakiego gówna…
Odetchnęła z ulgą i przymknęła oczy. Odliczała sekundy, nim napatoczy się pierwsza ofiara. Jeszcze tylko kilka kroków…
- Patrzcie, dorwały coś.
Tafla wody zawrzała, a na jej powierzchni poczęła rosnąć plama krwi. Potrzeba byłoby nie lada wyobraźni, by z wyskakujących bąbelków ułożyć łańcuszek przekleństw, z których się składały – z wyraźnie położonym akcentem na „k*@#a mać”.
Zelaot nie mogła dostać lepszej okazji. Wykorzystując nieuwagę mężczyzn rzuciła się ku najbliższemu podrzynając mu gardło płynnym ruchem. Rodzący się na jej twarzy demoniczny uśmieszek musiał podnieść drastycznie poziom adrenaliny żołnierzy. Drugi pod jej wpływem obrócił się w ułamku sekundy, a i tak spóźnił się minimalnie. Jednym kopnięciem w nadgarstek dziewczyna zbiła plującą ogniem lufę. Przylgnęła do niego plecami uderzając jeszcze głową w podbródek. Zamroczony nawet nie zareagował, gdy z pomocą jego własnej dłoni posłała serię do ostatniego ze strażników. Spodziewała się, że nie otworzy ognia do kompana. Myliła się.
Skryła się w trawie porzucając podziurawione truchło, ostatecznie dobrze spełniwszy swą rolę jako zasłona. Mimo to oberwała w ramię, na szczęście kula przeszła na wylot tylko nieznacznie szarpiąc skórę.
Definitywnie spieprzyła. Słyszała jak wzywa posiłki przez mikrofalówkę.
- Rejon AH 9… - wydzierał się żołnierz – Przyślijcie posiłki – wychylając się nieznacznie zza drzewa posłał serię w domniemane położenie Zelaotki – Powtarzam, rejo…
Nie dokończył, bo jego uwagę przykuł terkot… jakby śmigła helikoptera, dochodzący gdzieś od strony rzeki. Cofnął się kawałek widząc walące się drzewa. Wyobraźnia poczęła płatać żołnierzowi figle. Zdawało mu się, że spod wody wyszła straszliwa bestia, taranując wszystko na swojej drodze. Zorientował się szybko w swojej pomyłce.
Został przecięty na pół wzdłuż bioder przez masywne ostrze ciśnięte z olbrzymią siłą. Zelaot nie dała się tak zaskoczyć. Padła na ziemię czując dreszcz gdy to przeszło jej nad głową. Przez poczucie ulgi omal dała się przygnieść przez upadający pniak.
Podniosła się natychmiast, gdy usłyszała kroki. Laserowy celownik zatrzymał się na piersi przemoczonego chłopaka z wymalowanym na twarzy „mam dość, chce do domu”. Z niemałym trudem odczepił piranię z poharatanego barku.
- Ten atak… - wskazał palcem za plecy kobiety – Nazwałem „Bumerangiem Kostucha”…
Nie dała się zwieść najstarszą sztuczką świata. Przeniosła promień lasera na czoło Agenta. Mimo to, wrodzona ostrożność kazała jej wręcz strzyc uszami w oczekiwaniu na atak zza pleców.
- Aczkolwiek – westchnął – Chyba go nie dopracowałem do końca… albo wiatr zniósł-
Huk jaki rozległ się nad dżunglą zwalił ich z nóg, trudno jednak powiedzieć czy wyprzedził falę światła, czy pojawił się z nią jednocześnie. Obydwoje zwrócili głowę w stronę eksplozji gdzieś w górze, zanotowując świetlisty obiekt z dużą prędkością mknący ku powierzchni wody, w której zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Laserowa artyleria przeciw powietrzna wyspy musiała potraktować Zanbatou jako mały samolot, albo pocisk balistyczny...
- Wybaczam im tą torpedę… i na szczęście nikomu nic się nie stało…

*

- Powinieneś nie żyć…
- Tak, słyszałem to już parę razy. I to wcale nie jest nie miłe…
Kroczył ku niej z gołymi rękami, nic sobie nie robiąc z czerwonej plamki tańczącej na jego czole. Jak również z jeszcze do niedawna rozoranej tętnicy szyjnej (teraz wyglądała znacznie lepiej, a na pewno szczelnie), barku w wcale nie lepszym stanie, oraz pomniejszych obrażeń tu i ówdzie. Powinna go zabić lodowata temperatura oceanu, nie wytrzymałby też tak długo pod powierzchnią wody… eksplozja granatu zdawała się najmniejszą zagadką.
Odpowiedź nasuwała się sama.
- Jesteś Necros.
Przypomniała sobie relację Leanai’a, kolegi po fachu. Wstydliwa historia, gdzie jakiś nieopierzony pajac sam sobie poradził z czwórką uzbrojonych i doświadczonych żołnierzy, robiąc z tego jeden wielki cyrk wątpliwej jakości, którego posprzątanie i zatuszowanie sporo kosztowało rząd. Długo studiowała raporty w nadziei na okazję do uratowania splamionego honoru Babilonu.
- Pan zombie.
- Od dzisiaj znany także jako chorąży Torpeda. Miło mi. Tak na marginesie lubię spacerować wieczorami, opery mydlane i gorące kąpiele. A ty?
Czerwona kropka rozpłynęła się, a berreta wylądowała w kaburze.
- Doskonale wiem, że nie załatwię cię w normalny sposób – wystawiła kciuk do góry.
Kiedy zwróciła go w dół, eksplodował żywym ogniem.
- Dlatego albo stłukę cię tak, żeby podawali ci żarcie przez słomkę, albo rozsiali po polu.

*

Z bokserską gardą oczekiwała na pierwszy ruch. Szum listowia zaczynał z każdą sekundą być coraz bardziej irytujący.
- Kiedy zabiłaś tamtego faceta – zombie nawet nie spojrzał na wspominanego, wpijając wzrok w parę szarych oczu – Miałaś uśmiech na twarzy.
Trochę to zbiło ją z tropu. Nie zamierzała wdawać się w dyskusję, wyjątkowo nie chciała z nim rozmawiać. Wiedziała, że ma rację. I nic to nie zmieniało. Zresztą, co z tego?
- Skoro się nie ruszasz, ja przyjdę po ciebie.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Poruszając się niczym pantera na ostatniej prostej odbiła się od najbliższego pniaka, próbując kopnięcia z pół obrotu. Omiotła przestrzeń nad głową schylonego Necrosa. Gładko lądując ponowiła atak, wykorzystując przy tym pozostałą energię z piruetu. Zblokował cios z trudem, tak że czubek buta dziewczyny stykał się z jego policzkiem. Zelaot znowu przywdziała ten swój paskudny grymas.
Zwiększyli dystans.
Kobieta przyjęła postawę flaminga z lekko uniesioną prawą stopą. truposz natomiast podskakiwał przyjmując nietypową gardę. Rozluźniona lewa dłoń była wysunięta do przodu, zaś prawa podkurczoną przy boku gotowa była eksplodować nagle z druzgocącą siłą.
Zaimitował właśnie taki atak rzucając się w stronę Naoko, nadziewając się wprost na wystrzał w żebra. Zamortyzował jednak część uderzenia robiąc błyskawiczny krok do tyłu, oraz blokując przedramieniem. Chwycił dziewczynę za łopatkę i pociągnął do siebie, przez co straciła równowagę. Poczęstowana kopniakiem w kostkę poleciała niebezpiecznie w bok, zaś poprawka tyłem stopy mierzona na żebra zarzuciła ją na pień drzewa. Uderzenie kantem dłoni połamało by jej nie jedno, lecz zdążyła uskoczyć i pokrzywdzona została tylko palma podzielona na dwie części. I jeszcze raz została wykorzystana wbrew swej woli, bo Necros kopiąc spadający pień zmusił Fausset do wyskoczenia w powietrze. Nie zamierzała dać się złapać, tak więc jej pięść syknęła jęzorem płomieni, gotowa przyjąć co dla niej szykował Agent. On zamiast do niej doskoczyć stanął na ręce lekko się wybijając, oddając przy tym strzał nogą gładko wgłębiający się w podbrzusze. Różnica zasięgu wygrała, po minie Zelaot można było namacalnie odczuć jej ból. Nie zamierzała jednak oddać choćby kropli krwi bez rekompensaty. Chwyciła dłonią udo mężczyzny i poczęstowała go falą płomiennej furii prosto z serca. Nim poparzenia stały się groźne nawet jak na Necrosa, jego wolna noga już usadowiła się na potylicy kobiety. Została wbita w ziemię w akrobacji przypominającej piłkarskie nożyce.
Z oddali rozległo się szczekanie psów.

*

Pierwszy owczarek po chlaśnięciu w pysk doskonale zrozumiał zawartą w nim sugestię. Ten głupszy natomiast wgryzł się w przedramię czarnowłosego, dopiero po sugestywniejszym ugryzieniu w kark zrozumiał znaczenie powiedzenia „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”. Pierwsze świsty kul rozległy się zaraz po. Trzeba było działać.
Agent sprawdził puls przeciwniczki, a następnie zarzucił ją na ramię.
Nie uszedł daleko, bo zgiął się pod dynamicznym gruchnięciem z łokcia, lecąc do tyłu po ciosie w stylu wschodnich sztuk walk – uderzeniu pięścią z pomocą kostek, nie odwracając się nawet do oponenta. Zakrył dłonią poparzoną twarz, wyrywając kawałek kaptura by zakryć oszpeconą część.
- Z jakiej racji ta litość? – z dłoni ciągle dymiło, ale nie tak jak z szarych oczu – Na polu walki nie ma miejsca na relikty przeszłości.
- Na polu walki, w życiu… gdzieś jeszcze? – podniósł się przywodząc na myśl swym image terrorystę – Masz coś na twarzy – pokazał na swojej skroni - … chyba celownik.
Sku*wysyn! – pomyślała, zanim rzuciła się w bok.
Po intensywności ostrzału wnioskować można było, że musieli wysłać naprzeciw im cały batalion. Jeśli się stąd nie ulotnią w ekspresowym tempie, będzie jeszcze gorzej. Berretta ochoczo wyskoczyła z kabury lądując w dłoni, druga poleciała w stronę Necrosa.
- Nie, nasze rachunki teraz nie będą wyrównane. Co robisz dziś wieczorem? Tylko nie myśl sobie nic złego! A jak pomyślisz, to co ty na to?
Dźwięk odbezpieczanego pistoletu uciszył go skutecznie.
- Nawet nie pomyślałam, że mogę mieć u ciebie jakiś dług. Po prostu za chwilę będę dziurawić wszystko jak sito, w tym ciebie. Sama jednak nie podołam.
Nie podniósł broni.
- Rozumiem, że co do wieczora jesteśmy zgadani.
Wystrzelili niczym sprinterzy. Pokonując dystans w zawrotnym tempie unikali kul przemykając między drzewami.
Dwa cienie wpadły w 15 osobowy oddział.
Podczas gdy Naoko dwóm u frontu formacji rozorała podbrzusza swym jedynym pazurem, Necros wślizgiem powalił innego na ziemię. Stając na rękach zawirował nogami wytrącając karabiny z rąk żołnierzy, bądź zbijając je w stronę kolegów, przez co po chwili pół drużyny było w stanie agonalnym. Fausset widząc zajętego zombie poderżnęła gardło czającemu się na nią od tyłu mężczyźnie, pociągając jeszcze zawleczkę granatu u jego pasa. Łapiąc go za dłoń i kołnierz skręciła ciało jak śrubę i przerzuciła go przez plecy, prosto w stronę znienawidzonego rywala. Ten nieco dalej, zajęty serią prostych zadawanych niezmordowanemu dowódcy próbującemu odgryźć się nożem, nie tylko tego nie zauważył, ale i powstałego z kolan strażnika celującego mu w tył głowy. Nagle jednak Necros złapał się rąk dowódcy, stopami opierając na jego klatce piersiowej i gwałtownie się wybił. Przeleciał tak nad oddającym salwy pożegnalne żołnierzem, w locie mijając się z przymusowym kamikaze. Kopniak wyprowadzony z salta wylądował na przedramieniu Zelaot dokładnie w momencie, kiedy eksplozja zakończyła funkcjonowanie Oddziału Delta. Na tym jednak zombie nie poprzestał, bo lądując na ziemi zawirował podkaszając kobietę, jednak tym razem odgryzła się celnie nim zwieńczył dzieła dalszą kombinacją, bo stając na rękach chwyciła głowę mężczyzny między nogi i przerzuciła go nad sobą, niechybnie skręcając mu kark. Nie tracąc ani chwili wylądowała na nim krępując mu ręce z pomocą nóg. Źrenice zwężyły się jej jak u typowego drapieżnika, ogień z pięści doszedł aż do przedramienia, głodniejszy niż kiedykolwiek. Zaczęła okładać swą ofiarę w sposób niekontrolowany i okrutny. Już po chwili jego twarz kwalifikowała się do przeszczepu skóry, i to natychmiastowego. Przestała dopiero, kiedy poczuła ścisk na szyi. Ludzkie kończyny nie są zwykle w stanie wyginać się w taki sposób, myślała że nie może jej nic zrobić. Lubiła mieć tą pewność, zawsze atakowała brutalnie, pewnie, tak żeby zmiażdżyć przeciwnika. Wtedy czuła się bezpiecznie.
Teraz przeszedł ją blady strach. Dostrzegła w zmasakrowanej twarzy parę piwnych oczu, jedyne co jeszcze było w niej ludzkie. Odbijał się w nich jej grymas, poplamiona krwią buźka, szczerzące się, białe ząbki. Brakowało tylko pary długich, kocich kłów. Nie wiedziała, która z twarzy przed sobą jest straszniejsza. Zresztą, czy to ma jakieś znaczenie? Zamknęła oczy w oczekiwaniu na śmierć.
Zamiast tego poczuła jak uderza tyłem głowy o ziemię ciągle znajdując się w uścisku. Rwący ból w nodze świadczył o jednym – musiał założyć jej chwyt, po chwili już w ogóle jej nie czuła. Siedział na niej okrakiem, miała go w zasięgu. Ostatkiem sił na oślep zamierzyła pięścią, została jednak złapana w otwartą dłoń. Czuła jak zaciskające się na niej palce z siłą imadła miażdżą ją, a ból gasi płomienie. Drugą ręką nie zdążyła zrobić nic, bo kant dłoni złamał ją w łokciu. Dopiero wtedy uścisk zelżał.
- I może powiesz – zagryzała język z bólu - Że tobie nie sprawia to przyjemności?
- Nie.
Siedział jeszcze chwilę na Naoko ciężko łapiąc powietrze. Uważnie obserwowała, jak jego poparzenia zaczynają powoli znikać, zaś stare rany jakby się zagoiły.
Oddychała ciężko i nie równo. Więcej było w tym złości, niż wyrazu cierpienia. Wprawdzie miała połamane palce, a wszystko pulsowało jej tępym bólem, lecz w jakiś sposób ściągnęła buta. Necros tego nie widział, bo zszedł z niej i zajął się przeszukiwaniem plecaka mieszkanki Babilonu. Stopą wyciągnęła mały sztylecik zza cholewy. Chwyciła go między palce stóp, wszystko robiąc w zupełnej ciszy. Celowała w głowę.
Rozpędzone ostrze wpadło prosto między palce Agenta, zawisając centymetr przed potylicą.
- Zapomniałeś o tym – jęknęła, po czym uderzyła głową o ziemię.
- Wcale nie.
Wrócił do przeszukiwania plecaka szukając czegoś z zacięciem.
- Co, nic więcej nie powiesz?
- W dowództwie powiedzieli mi, że dzięki temu wiele zyskuje.
Prawie, a by się uśmiechnęła.
- No dalej, wykończ mnie.
Powiedziała to, choć nie wierzyła, by mógł to zrobić. To byłoby spore rozczarowanie.
- Wykończyć? Chyba żartujesz.
Włos jej się zjeżył na karku, kiedy zobaczyła u niego dziwnie znajomy uśmiech.
- Jestem bardzo, bardzo głodny…
Jej źrenice przynajmniej dwukrotnie zwiększyły objętość.

*

Necros mlaskał w sposób potworny. Rozrywając mięso na kawałeczki wydawał też dźwięki wywołujące nieprzyjemną kroplę spływającą po plecach. Zjadał nawet kości, chrupiąc nimi potwornie.
- Ty popaprańcu! Zasrany, cholerny dziwolągu! – krzyczała Zelaot ile sił w płucach, za nic robiąc sobie zagrożenie jakie to sprawiało.
I tak było jej już wszystko jedno.
Zombie ze łzami w oczach spałaszował resztki posiłku. Usiadł tuż obok głowy Naoko, podczas gdy brakowało jej znacznej części ciała.
- Odkop mnie pieprzony kretynie! Albo zabij, palancie!
Wygrażając mu samą, śliczną główką wyglądała uroczo. Jednak ani jej piorunujące spojrzenie, ani niemal buchające z nosa kłęby dymu nie miały mocy aby zadziałać na Agenta.
- Na pewno nie masz więcej racji żywnościowych? Mi dali tylko bombę… Kurczak był dobry, ale nieco mało go było… mój hipermetabolizm nie zregeneruje mnie, jeśli się porządnie nie najem…
- Jak cie spotka to Z-A-J-E-
- Damy nie powinny się tak odzywać – przyłożył jej palca do ust, którego próbowała odgryźć - To ja spadam, na razie – pomachał jej chwytając plecak i mocując kaburę u pasa.
Odwrócił się jeszcze.
- Wiesz, gdybym miał do wyboru zabrać na bezludną wyspę górną część, albo dolną kobiety… teraz już wiem, że wolałbym chyba zakopać cię z drugiej strony – na koniec puścił jej perskie oczko, zaśmiewając się szczerze.
- Boze… jak oni mnie znajdą, to już po mnie – opanowała wściekłość pozwalając przemówić rozsądkowi.
W jej stronę poleciał płaszcz z kapturem, odcinając jej światło.
- No tak, zapomniałbym. Za sobą masz nadajnik z S.O.S. – jeśli będziesz siedzieć cicho, to twoi cię znajdą i nie dostaniesz się do niewoli. Zaś tu i ówdzie maznąłem cię miodem z twojego plecaka, pieski nie zrobią ci krzywdy. Chyba.
Odezwała się dopiero po 15 minutach, cudem nie wywołując trzęsienia ziemi dygotaniem całego ciała.
- Zabije s(*@!&$&a… s($@*&go syna zatłukę… Z*$@)!IE GO NA KOTLETY!!!
Krzyk rozszedł się po znacznej części dżungli, a pod jego wpływem nawet tygrysy wraz z całym okolicznym ptactwem chciały poderwać się do lotu.

[Dodatek poza wpisem] – Zemsta Chorążego Torpedy!

Taicho Yanetsu zanurzył się w skórzanym fotelu w swojej kajucie. Nie mógł odżałować, że w łodziach podwodnych nie można palić. Pan Yanetsu był człowiekiem bardzo rozsądnym, choć wróżby z ciasteczek notorycznie starały się przekonać go, iż powinien być martwy, tymczasem palił w najlepsze drogie cygara i był zdrów jak ryba.
Jakże tu więc próbować mówić w przypadku tego mężczyzny o istnieniu karmy? To co się przytrafiło tłumaczy tylko bardzo duża ilość zbiegów okoliczności na minutę, a takie się zdarzają.
Taicho rąbnął głową w metalową podłogę kajuty, gdy łodzią gwałtownie szarpnęło. Po dwóch sekundach był na nogach, po kolejnych 30-stu znajdował się na mostku.
- Co to było, do cholery!? – rzucił na wstępie, aż się paru majtków skuliło.
Kapitan zasalutował w kierunku Yanetsu.
- Straciliśmy częściowo sterowność, sir.
- Zostaliśmy zaatakowani?
- Trudno powiedzieć. Wysyłamy batyskaf, by sprawdzić czy wirnik nie zaplątał się w coś, lub doznał uszkodzeń od pocisku. Będziemy to mieć na ekranie za chwilę.
Przeszli kawałek dalej do technika ze słuchawkami na uszach. Przesunął on dźwignię na konsolecie, wpisał jaką komendę i na ekranie przed nim pojawił się obraz z batyskafu.
Tak się pechowo złożyło, że na mostku znalazł się również prezes korporacji Neo-Deus.
- Kur… - mimo opanowania wpisanego w charakter, pan Yanetsu musiał zagryźć wargi, by nie wybuchnąć.
Wraz ze śmigłem kręciło się z nim wbite w jeden z płatów ostrze. Identyczne, jak te które zabrał ze sobą Necros.
- Jak to się tu… - kapitan prawie rozwarł usta ze zdziwienia.
- To, że nie dał mu pan zapalnika uratowało nam życia – powiedział prezes.
- Hrmhm… - odchrząknął.
- Mówił pan, że to długa historia jak on tu się znalazł. Chyba jestem gotów posłuchać. Aż tak źle idzie wam rekrutacja? Gdzie go znaleźliście, w barze szybkiej obsługi? – drwił sobie z najlepsze.
Tymczasem Taichou mocno zacisnął dłoń, wbijając sobie paznokcie w skórę.
Przyrzekł sobie, że jednak się postara by chłopak wrócił cały i zdrowy. Tak, żeby był w stanie wytrzymać to co dla niego szykuje.

Wyjaśnienia.
- Na znakomitą część pytań odpowie dokładne przestudiowanie obu kart, zdolności, czy mojego wcześniejszego wpisu. Zasadniczo ona w zupełności tłumaczy osobowość Necrosa, tak więc Kal nie utłucze mnie za jeszcze nie zupdateowaną kartę ;) .
- Nie, nie jestem nieśmiertelny (organizm zombie + nadludzka wytrzymałość = trudny do ubicia skurczybyk). Zauważcie, jak Necros chroni głowę.
- Dodatków nie musicie traktować jako części wpisu, od Kalamira zależy czy zaakceptuje motyw z uszkodzeniem łodzi podwodnej. A ja musiałem udowodnić, że sprawiedliwość dopadnie każdego i podli ludzie nie będą szafować ludzkim życiem i strzelać żywymi torpedami!
- A co z mieczem? Nie powiedziałem tego głośno, ale tak naprawdę świadomie go wyrzuciłem… (siła z jaką poleciał to zasługa Trembling Fist) tylko by wadził, wielki jest… a on jakoś do mnie wróci, zawsze wraca…
   
Profil PW
 
 
»Kalamir   #3 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Naoko, śliczny debiut. Od strony technicznej jest miodzio. Wkurzały mnie tylko powtórzenia zealot, zealot, zealot, zealot, zealot. W dodatku raz odmieniałaś to słowo a raz nie, w sposób dla mnie nie zrozumiały. Mniejsza o to. W całym wpisie zdarzyło się chyba ze dwa razy, że przyciąłem się na źle skonstruowanym zdaniu – jednak nie jest to nic poważnego. Opis walki zgrabny, dobre wykorzystanie mocy, treściwa i nieskomplikowana strategia. Czego mi zabrakło w tym ślicznym wpisie? Otoczenia. Jest tylko postać twoja i Necrosa oraz czynności, których się podejmują. Otoczenie kompletnie zostało zignorowane. Według mnie to wielki błąd, bowiem nie od dziś wiadomo (od obejrzenia Nolanowego batmana), że kto kontroluje (albo go jest świadom) otoczenie, ten kontroluje walkę. No ale troszkę się czepiam teraz. Poza tym twoja postać czuje świat, ty sama się wczuwasz – to widać. Twoja pierwsza walka więc jesteś na malutkiej taryfie ulgowej. Ode mnie ocena pozytywna, głównie za bardzo klarowną formę wpisu:

Ocena: 7


Ne-Ku-Ro-Su, już na wstępie popełniasz błędy, za które dostałeś po tyłku w pierwszej walce. Najpierw psychologia w ogóle a później „Freud i spółka”. W dodatku już w pierwszym akapicie atakuje czytelnika zbędnymi trójkropkami.
Czytając fragment o potyczce z patrolem, miałem wrażenie, że zapisywałeś co drugie zdanie, które wpadało ci do głowy. Nie brakowało też absurdów takich jak ten:
Cytat:
Mimo to oberwała w ramię, na szczęście kula przeszła na wylot tylko nieznacznie szarpiąc skórę
chciałbym, by każdy postrzał tak wyglądał.
Warto też zwrócić uwagę na to, że przerywasz dialog więcej niż jednym myślnikiem i opisem sytuacji. Jest to bardzo nieestetyczne i męczące. Po konsultacji z Lorganem mogę chyba powiedzieć, że pewien sposób niepoprawne. Właściwie to po prostu nie potrafisz w takich przypadkach ładnie złożyć ze sobą zdań.

Chwilę później powracasz do narracji … i … co się dzieje… ? Narrator coś opisuje i… przerywa to trójkropkami? No nie…

Teraz zaś akcja z samym rzutem zanbato. Widowiskowe – trzeba przyznać – co i jakoś nie przekonywujące. Masz siły 2, to dużo. Jednak wciąż jest to poziom nie wykraczający ponad ludzkie możliwości. Nie wyobrażam sobie by człowiek mógł tak efektywnie miotać taką bronią. Wziąwszy pod uwagę fakt, że Fuketsugei na 0? No chyba, że talent do kenjutsu obejmuje również rzucanie mieczami. W każdym razie...szczyt głupoty.

- Wybaczam im tą torpedę
Chwilę później czytam o tym, że artyleria potraktowała zanbato jak samoloci? CO KURDE? XD

- Od dzisiaj znany także jako chorąży Torpeda // tutaj się uśmiechnąłem
Cytat:
Różnica zasięgu wygrała, po minie Zelaot można było namacalnie odczuć jej ból.

Nie rozumiem :/ całe te zdanie jest jakieś przekombinowane. Niestety sporo takich jest. Jak się namacalnie odczuwa ból? Znaczy, że czuje ból, który ona czuje? W ogóle można tak powiedzieć? Nie wiem.
Cytat:
Nie uszedł daleko, bo zgiął się pod dynamicznym gruchnięciem z łokcia

Kremsowe działo kasujące… byłeś kiedyś w Ginyu Tokusentai? Mniejsza… bo reszta wpisuj jak biegacie bo wyspie przypomina mi albo „Marvel (super heroes) team-up” albo „Batman and Superman: public enemies”,
Przyznam, że dalsze czytanie wpisu było katorgą. Wszyscy biegają, mordują, wykonują jakieś nie finezyjne nudne ataki przez długoo, długo…. A ja muszę to czytać i się zastanawiać po co oni to robią? Może naprawdę czytam „Batman and Superman: public enemies”
Wracając jeszcze do tego twojego Shouten. Czy ty przeżyłeś poderznięcie gardła? Jezu…doczytawszy to do końca ucieszyłem się, że [Dodatek poza wpisem] – Zemsta Chorążego Torpedy! Nie jest obowiązkowy

Podsumowując. We wpisie dochodzi do wielokrotnego łamania zasad gry jak i do absurdalnie głupich sytuacji. Postać z 2 siły i Douriki ok 200 rzuca zanbato jak sam Zabuza. Pominę konsekwencje tego rzutu. Walka jest bez sensu. Dalszy ciąg wpisu ma sporo błędów zarówno od strony technicznej jak i każdej innej jaka istnieje -_- Przewidywalny humor męczy i żenuje. Najgorsze jest to, że popełniłeś te same błędy, które wytknięto ci w poprzedniej walce. Zakończenie to szczyt wszystkiego.

Ocena: 2

i nie przepraszam ani nie jest mi przykro. Myślałem, że po ostatniej walce się ogarniesz i wykorzystasz swój talent wspinając się minimum na 5-6. Do trzech razy sztuka?



Oddaje głos na Naoko i wypatruje dalszych ocen z ciekawości czy będzie pierwszy krzyż rzeźnika.
   
Profil PW
 
 
*Lorgan   #4 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Naoko – Na początek dwa spostrzeżenia: masz wyobraźnię dobrego pisarza i zbyt ubogi warsztat, żeby w pełni ją wykorzystać. W każdym zdaniu ukrywa się potencjał, kunszt, ale też każde zdanie zawiera jakąś, choćby minimalną wpadkę. Trudna sytuacja i bardzo dla Ciebie niekorzystna.
Najbardziej ubodły mnie powtórzenia, których uniknąć mogłaś na dziesiątki sposobów. Najłatwiejszym z nich, było zwyczajnie nie wstawiać swojego imienia, a zastosować podmiot domyślny lub logiczny.
Naoko napisał/a:
Oponent uskoczył do tyłu w ostatniej chwili. Dziewczyna, chociaż celowała w serce, zdołała tylko musnąć ostrzem skrawek materiału. Fausset zwęziła oczy niczym rozjuszona kotka i wyskoczywszy do góry, ponownie zaatakowała.
Przykład: tak ujęłaś pewien fragment pojedynku, kiedy z powodzeniem mogłaś zrobić to następująco:
Naoko napisał/a:
Oponent uskoczył do tyłu w ostatniej chwili. Dziewczyna, chociaż celowała w serce, zdołała tylko musnąć ostrzem skrawek materiału. Zwęziła oczy niczym rozjuszona kotka i wyskoczywszy do góry, ponownie zaatakowała.
Ubył tylko jeden wyraz – bez żadnych zmian w stylistyce – i już jedno z powtórzeń opuściło ten świat. Zgodzisz się ze mną?
Nawet jeśli zastosujesz dziesięć zamienników dla swojego imienia, powtórzenia nie znikną. Tak się ich nie pozbywa, tylko maskuje w sytuacjach, kiedy koniecznie muszą wystąpić. Śledź, kiedy jedno zdanie logicznie wynika z drugiego, bo w takich sytuacjach zazwyczaj nie musisz w ogóle zaznaczać, czyje losy opisujesz.
Kolejny przykład (wymyślony): Naoko biegła przez ciemny las. Na jej [Naoko – dziewczyny] twarzy malowało się zmęczenie i zdenerwowanie po niedawnej walce z agentem Sanbetsu. Kto by pomyślał, że [on – ten agent] okaże się tak trudny do zabicia?
W kwadratowych nawiasach masz określenia, których zapewne byś użyła, mimo że są całkowicie zbędne. Popracuj nad tym koniecznie. W pozostałych aspektach wpis jest bardzo dobry. Strategia jest nawet więcej już tylko dobra, bo przywołała mi do głowy naprawdę ciekawe scenki. Odwołałaś się też do swojego boga i wykształcenia. Rewelacyjna sprawa, bo pokazuje, jak dobrze znasz realia gry. Cóż... chyba właśnie ze względu na to ostatnie, naciągnąłem ocenę o prawie cały punkt. Niemniej sądzę, że na to zasłużyłaś.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Necros – Poczyniłeś ogromne postępy. Wciąż niestety odwołujesz się do świata rzeczywistego (Freud), ale przynajmniej robisz to znacznie rzadziej. Największym minusem wpisu była interpretacja statystyk... albo raczej jej brak. Opisałeś sobie cholernie potężne Kijunhou i stwierdziłeś, że załatwia to całą sprawę. Błąd. Negacja bólu nie mogła być całkowita, zwłaszcza, kiedy Naoko dosłownie spaliła Ci twarz (tylko mnie zdziwiło, że nic nie stało się z Twoimi oczami?). Dalej, sam fakt bezproblemowego władania Zanbatou jest już przegięciem, kiedy ma się 2 Siły. Wiesz ile to jest? Tyle, co mają kulturyści. Pudzian łapałby się na trójkę. Nadludzkie wartości zaczynają się dopiero od czwartego punktu – wtedy mógłbyś sobie rzucać ciężką bryłą stali na duże odległości i przecinać żołnierzy w pół.
Teraz kilka pozytywów: widowiskowa... momentami zamotana... ale jednak widowiskowa walka. Spodobało mi się, jaki użytek zrobiłeś z wysokiej Hakudy oraz to, że nadałeś swojej postaci niepowtarzalny charakter. Wpis nie dłużył się również jak poprzedni i nie zawierał wielu błędów. Stać Cię na nieco więcej niż początkowo sądziłem, więc wprowadzam zmiany do listy rad ;)

- nie zwracaj uwagi na objętość – wpis ma być ciekawy, niekoniecznie długi; (zaliczone)
- sprawdzaj, co każdego dnia napisałeś – nie pogrążaj się w motywach, które Ci nie wyszły i po prostu je kasuj; (zaliczone)
- nie żartuj – nie umiesz; (byłem w błędzie ;) )
- poznaj świat gry i nie odnoś się do rzeczywistości – jeśli chcesz wstawić Glocka, wstaw pistolet, Lincolna, wstaw limuzynę, Highway to hell, wstaw wymyśloną piosenkę, której fragment tekstu zacytujesz we wpisie (nie całość, nie męcz czytelników i nie zbaczaj w ważnych momentach z głównego wątku); (niezaliczone)
- doceniaj przeciwnika zamiast przeceniać siebie – nie stworzyłeś tak interesującego bohatera, żeby przybliżać jego przeżycia wewnętrzne (najpierw trzeba go trochę przedstawić w nudny, standardowy sposób); (zaliczone)
- opisuj otoczenie – tylko nie zamień się w Elizę Orzeszkową (po korekcji płci koledzy Cię opuszczą); (pośrednio zaliczone)
- spróbuj zaciekawić odbiorcę, żeby każdy kolejny wpis czytał z ochotą. (pośrednio zaliczone)

Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Naoko.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Coyote   #5 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Pora na mnie :D

Naoko: Było dużo powtórzeń, ale to chyba tylko nie spodobało mi się ze spraw językowych. Historia bardzo rozsądna i ciekawa. No i świetne posunięcie z tym granatem ;)
Twój wpis bardzo mi się spodobał jeszcze za jedno: nie wiem jak, ale czuć było klimat postaci. W sumie jeszcze się nie spotkałem w żadnej walce (poza Kalamira), że ktoś tak wyraźnie odcisnął mi się w pamięci. Zealotka o imieniu Zealot .. i wszystko jasne :pedo:

Necros: Kalamir mi wczoraj pisał, że jak zacznę czytać walkę to do wtorku nie skończę i chyba chodziło mu o twój wpis. Ja się jednak nie zgodzę, bo czytało się tak samo szybko i przyjemnie jak Naoko. Czasami miałem tylko wrażenie, że za bardzo odwlekasz rozstrzygnięcie walki. Zwłaszcza wtedy, kiedy wprowadziłeś żołnierzy. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale oni chyba mieli być zombie. U ciebie zachowywali się jak zwykli ludzie. No i jak zauważył Lorgan, przesadziłeś ze statystykami. Jak chcesz być Aresem bogiem wojny, najpierw zgromadź trochę punktów i wygranych walk :P

Nie mogłem się zdecydować, więc ..

Naoko: 6,5
Necros: 6,5


Kampai !


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
*Lorgan   #6 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Naoko - 19,5 pkt.

Necros - 14 pkt.

Zwycięzcą została Naoko!!!

Punktacja:

Naoko +45 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Kalamir +5
Lorgan +5
Coyote +5

Uwagi:
Walka została zamknięta po 3, nie 4 komentarzach ponieważ Wielka Rada w chwili obecnej nie ma aż tylu aktywnych członków ;)


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 14