Pomieszczenie nie należało do najprzyjemniejszych. Ulokowane w piwnicach Kwatery Wydziału, przypominało bardziej katakumby. Zewsząd spoglądały na nią płaskorzeźby męczenników z wymownym wyrazem twarzy. Półmrok, jaki tu panował, współgrał z delikatnym, zimnym oświetleniem. Arafel czułaby się tu całkiem nieźle, gdyby nie fakt, że zajmowała miejsce pośrodku pomieszczenia. Siedziała na krześle, na którym zwykle przesłuchiwano zbiegów i agentów innych nacji.
- Dlaczego nie powiedziała pani, że ma pani dostęp do wszystkich urządzeń Atsushiego Coltisa?
- Nie mam – wzruszyła ramionami.
- A znajomość haseł?
- Nie zmienia to faktu, że nie mam – zarzuciła nogę na nogę. - Póki co dostałam dostęp do laptopa i dokumentów znajdujących się w jego gabinecie.
- Póki co? - Mężczyzna, który przewodził przesłuchaniom, wysunął się do przodu. Jego złota maska, jednocześnie wzorowana na kształt twarzy, a tak samo odczłowieczona, zabłysła złowrogo.
- Och, chyba nie chcą panowie podważać kompetencji arcybiskupa Milaniego – zwróciła się na wpół miłym, na wpół lodowatym tonem do zebranych.
Siedmiu mężczyzn, którzy zasiadali przed wielkim, dębowym stołem, poruszyło się niespokojnie. Kilku z nich wymieniło szeptem jakieś uwagi. Reszta czekała na reakcję przewodniczącego obrad. A w sumie przesłuchania, chociaż nikt nie użyłby tego słowa w sprawie aktywnego i niepozbawionego praw zealoty.
Złotooka uśmiechnęła się do siebie w myślach. Po raz pierwszy naprawdę cieszyła się będąc pod jurysdykcją Milaniego. Widać, że w Arkadii musieli znać go tak samo dobrze, jak w Semphyrze.
- Powinna pani cieszyć się, że jeszcze ma prawo głosu, pani Naoko d'Arce.
Nie spodziewała się tego i to wytrąciło ją z równowagi w jednej chwili. Odruchowo zerwała się na równe nogi. Przepełniała ją wściekłość i chęć mordu. Sama była zdziwiona gwałtownością swojego zachowania.
- Nie jestem Naoko d'Arce. Na imię mam Arafel – rzuciła przez zęby.
- W aktach figuruje pani inaczej – wyczuła, że mężczyzna posłał jej kpiący uśmieszek.
Powstrzymała się przed rzuceniem na niego. Usiadła, chociaż kosztowało ją to więcej, niż byłaby w stanie opisać słowami.
- Nie poinformowałam nikogo o znajomości haseł, ponieważ nikt nie pytał – odpowiedziała ozięble.
- To wbrew procedurze!
- Nie jestem w Wywiadzie. Nie wiem, jak wyglądają wasze procedury – fuknęła podirytowana. Nie spodziewała się szybko opanować. - Nie zrobiłam nic złego. Nawet bez tych haseł dostaliście się do wszystkich urządzeń, przy których majstrował Asuman...
- Kto?
- Atsushi Coltis – powiedziała, przewracając oczyma. - Moje działania nie zaszkodziło Babilonowi, a na pewno nie są oznaką zdrady. To mało istotne niedomówienie.
- My o tym zadecydujemy – lodowaty ton mężczyzny mógł zmrozić każdego, jednak nie Arafel. Nie w chwili, gdy resztki zdrowego rozsądku zatrzymywały ją w krześle.
- Dzisiaj? Jeśli łaska...
- Wyrok zostanie ogłoszony w stosownym czasie – wszyscy wstali jak na komendę, a na dziewczynę padły ich wydłużone cienie. Och, jak bardzo chciałaby w nie wejść i rozszarpać od środka.
- Świetnie. Wiecie, gdzie mnie znaleźć. Chyba na stałe przeprowadzę się do Arkadii, by sprzątać po niekompetencji waszych ludzi.
Ruszyła w kierunku drzwi. Przewodniczący coś tam do niej powiedział, ale go nie słuchała. Wiedziała, że musi jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Zaczynała bać się emocji, które w niej wzbierały. Od dawna nie musiała mierzyć się z ciemną stroną ludzkiej natury, skupiając się na przyjemnościach i możliwościach, jakie otrzymywała od życia. Widocznie los zealoty był inny od tego, czego oczekiwała.
Tuż przed wyjściem zatrzymał ją strażnik, zachodząc jej w drogę. Coś w jej wzroku kazało mu ustąpić. Złotooka minęła go bez słowa i pchnąwszy drzwi, wyszła na korytarz. Z miejsca ruszyła pędem przed siebie. Byle jak najdalej od ludzi, od pytań. Mimo że nie nikt jej nie gonił, biegła szybciej, niż kiedykolwiek w życiu. Przed oczyma, zamiast twarzy, widziała poplamione krwią maski. Tak bardzo chciała, by jej fantazje stały się rzeczywistością. Doprowadzało ją to do większego szaleństwa i przerażenia.
Wydostawszy się na zewnątrz, wbiegła w najbliższą uliczkę. Weszła głębiej i oparła czoło o przyjemnie chłodną betonową ścianę. Czuła, jak każdy mięsień drżał w innym tempie. Cały gwar uliczny i szum samochodów został zastąpiony jej własnym pulsem. Krew buzowała w żyłach, nakazując wrócić do środka i rozprawić się ze wszystkimi a la Drax. Zgarnęła włosy do tyłu i zaczęła głęboko oddychać. Nie chciała być podobna do brata, nie po tym wszystkim, przez co przeszli. Dlatego nie nienawidziła, gdy ktoś używał jej danych personalnych. Wszystko, co mogło zbliżyć ją do tej okropnej rodziny, budziło w niej obrzydzenie. Nie rozumiała sygnałów, jakie przekazywało jej ciało. Nie chciała brać pod uwagę tego, że może wcale nie jest taką opanowaną osobą, jaką chciałaby być, albo za jaką się uważa.
Jednak przede wszystkim była wściekła na siebie. Z perspektywy czasu wpisanie hasła do laptopa Blighta było strzałem w stopę. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z tego, że wszystko, co należało do eks-zealoty było dowodem rzeczowym, jednak nie przypuszczała, że po wstępnych oględzinach sprzęt będzie zabezpieczony programem inwigilującym. Była święcie przekonana, że Asuman, przed odejściem, zebrał wszystkie potrzebne dane. Dlatego działanie Wywiadu było tak irracjonalne.
Odeszła na krok od ściany. Trudno. Pozwoliła wziąć się na celownik, to teraz musiała pokornie czekać, aż odpokutuje za przewiny. Wypuściła powietrze z płuc i ruszyła z powrotem. Musiała wrócić do biura, chciała przyjrzeć się notatkom Blighta. Czuła, że może znaleźć poszlakę w sprawie ostatniego ataku terrorystycznego. Śledztwo, niestety, nie szło po jej myśli. Wydawało się, że dowody w postaci DNA będą poważniej potraktowane, jednakże tak się nie stało. Rekacja Khazaru była jednoznaczna. Arafel czuła w powietrzu kłopoty. Musiała jak najszybciej dokończyć rozpoczęte śledztwa i wrócić do Semphyry. Aztecos nie było już tym samym miejscem, jakim było przed jej odjazdem.
Podjąwszy decyzję, zawróciła się na pięcie i wróciła do budynku. Na wejściu czekała na nią kilkuosobowa ochrona towarzysząca przewodniczącemu obrad. Wiedziała o tym, bo jeszcze nie zdjął maski, chociaż pozbył się togi. Stał z założonymi rękoma na wysokości klatki piersiowej. Nogą tupał do rytmu piosenki z radio albo ze zniecierpliwienia. Złotooka podeszła jak gdyby nigdy nic. Zatrzymała się kilka kroków przed mężczyzną i czekała.
- Masz zakaz wchodzenia do budynku – powiedział oschle, wręczając jej odpowiednie pismo. Nie silił się na uprzejmości.
- A co z...
- Tu jest instrukcja dotycząca zdalnego przeglądania zawartości laptopa Atsushiego Coltisa – podał jej kolejną kartę. - Szanujemy arcybiskupa Milaniego, ale nie będziemy tolerować bezczelności jego podlotków.
W Arafel ponowne zagorzało. Nie wiedziała, co z nią się dzieje. Zwykle tego typu uwagi puściłaby mimo uszu – dorastając z Cesarem słyszało się gorsze rzeczy. Zacisnęła dłonie w pięści.
- Jeżeli chcesz jakieś akta z biura, podaj nam swój adres, a prześlemy je tam.
- Nie muszę podawać wam zakichanego adresu. I tak go poznacie, bo będziecie wiedzieli, że się pod niego podłączyłam – nie ukrywała rozdrażnienia. Jak Blight tak długo z nimi wytrzymał? Ci ludzie byli mocniej pokręceni od babilońskiej wizytówki szaleństwa.
Po raz kolejny odwróciła się na pięcie i zaczęła przeć do wyjścia. Tym razem nie musiała nikomu posyłać nienawistnego spojrzenia – chyba większość zdała sobie sprawę ze stanu, w jakim się teraz znajdowała. Wściekła na wszystko, co ją otacza, wypadła przez drzwi i prawie natychmiast aktywowała Ne'elam. Wiedziała, że będą chcieli ją śledzić. Nie zamierzała ułatwić im tego zadania. Postanowiła odetchnąć i wrócić do tymczasowego lokum.
***
Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi do zdewastowanego mieszkania. Atsushi Coltis musiał nieźle podpaść Wywiadowi, gdyż ci, po przeszukaniu, nie zostawili w nim ani jednej sprawnej rzeczy. Od sufitu i ścian odpadał tynk, drewniana podłoga była w wielu miejscach pozrywana, a wyposażenie nie wyglądało już jak wyposażenie.
Rzuciła małą torbę podróżną w kąt i ruszyła niezbyt pewnym krokiem w kierunku łazienki. Prawie dwa razy potknęła się o wystające panele. Przeklinając w duchu swoje zamiłowanie do obcasów, ominęła wyrwane z zawiasów drzwi i weszła do pogrążonej w półmroku łazienki. Tuż na umywalką wisiała, na słowo honoru, przekrzywiona szafka z lustrem rozdrobnionym siatką pęknięć. Przyjrzała się swojemu niewyraźnemu odbiciu, które odpowiedziało jej zimnym, pełnym wyrzutu spojrzeniem. Pokręciła głową i odkręciła wodę w kranie. W tej samej chwili drzwiczki od szafki urwały się, jednak zealotka zdołała zabrać ręce. Resztki lustra rozdrobniły się na maleńkie kawałeczki. Odetchnęła głośno.
- Unagi – mruknęła do siebie i przyjrzała się zawartości półki.
Nie spodziewała się, że w łazience byłego pacjenta szpitala psychiatrycznego znajdzie tak wiele pudełeczek z różnymi tabletkami. Cha cha, oczywiście, że się tego spodziewała. Przypomniała sobie, że Asuman kiedyś wspominał o Galahadzie i jego przekonaniu, że lekarstwa mogą pomóc w opanowaniu agresji Blighta. Sięgnęła po opakowanie z brzegu.
- Asenapina – sięgnęła po kolejne opakowania. - Olanzapina... Chloropromazyna... Promazyna...
Usłyszała dźwięk połączenia przychodzącego. Odruchowo schowała opakowania do kieszeni bluzy i przeszła do korytarza. Wyjęła z rzuconej wcześniej torby comlink.
- Ahoj?
- Arafel, właśnie otrzymaliśmy wiadomość, że ktoś połączył się z komputerem Coltisa. To ty?
- Namierzyliście adres?
- Tak, ulica... Ale po co mam ci mówić, skoro chcę wiedzieć, czy to ty, czy nie ty.
A ja chcę wiedzieć kto włamał się do laptopa! Pomyślała.
- Jak podasz mi adres, to powiem ci, czy to właściwy. Jeśli tak, to z waszym systemem jest wszystko w porządku. Jeśli nie, macie dziurę i musicie ją naprawić naprędce.
- Ok.
Oczywiście agent nie podał prawidłowego adresu, jednak mimo to Arafel potwierdziła, że się pod nim znajduje. Miała dość niekompetencji ludzi z Wywiadu, zawadzali jej i w śledztwie, i w życiu. Postanowiła na własną rękę rozeznać się w sytuacji.
Kilkanaście minut później zaparkowała przed rozsypującym się czteropiętrowym budynkiem. Był w całkowitej ruinie. Okna zabite deskami, do pierwsza piętra włącznie pomazany w jakieś dziwne szlaczki, które młodzież hucznie nazywa sztuką. Podeszła bliżej i zaczęła rozglądać się po okolicy. Wokół nie było żadnych budynków mieszkalnych, tylko same magazyny. Zrobiła kilka kroków do przodu, gdy nagle dobiegł ją krzyk:
- Niech tam pani nie podchodzi!
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła za sobą straszą kobietkę.
- Ten budynek grozi zawaleniem! Ostatnio dzieciaki, które zwykle się w nim bawiły, wybiegły z krzykiem. Mówiły, że widziały, jak sufit nad nimi kruszył się, jakby miał się zawalić.
Arafel uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Proszę się nie niepokoić. Jestem z inspekcji. Muszę obejrzeć ten budynek, by wypełnić formularze i móc wrócić do domu. - Kobieta nie wyglądała na przekonaną, więc dodała poważniejszym tonem. - To moja praca. Wchodziłam już do gorszych budynków. Ale dla własnego bezpieczeństwa proszę się do niego nie zbliżać.
Ruszyła w kierunku wejścia. Mimo że było zabite deski, dzieciaki wyrwały kilka z nich, by stworzyć sobie niewielkie przejście. Złotooka przecisnęła się przez wyrwę i zanurzyła w ciemnym korytarzu.
Zaczęła nasłuchiwać. Początkowo nie słyszała nic oprócz cykania świerszczy na zewnątrz, jednak po jakimś czasie doszedł do niej dźwięk podobny do stukania palców po klawiaturze. Zdjęła buty i zaczęła szukać źródła dźwięku. Była na sto procent przekonana, że nie znajdzie niczego na parterze, więc od razu ruszyła w kierunku schodów. Każdy krok starała się stawiać z największą precyzją. Jeśli jej podejrzenia były prawdziwe, to będzie miała do czynienia z rycerzem lub szamanem. Agentów spisała na straty – aktualnie prowadzili jedno śledztwo i nie na rękę im było pojedynki na boku. Bała się tego, kogo mogła zastać na pierwszym piętrze. Albo na drugim. W sumie wolałaby, żeby znalazła go dopiero na czwartym, kiedy trochę oswoi swoje lęki.
Weszła na pierwsze piętro i zobaczyła na środku pomieszczenia mężczyznę skulonego nad laptopem. Jednak w tym samym momencie nieznajomy podniósł głowę i spojrzał w jej kierunku. Była przekonana, że mimo panującego półmroku, widział ją tak samo wyraźnie, jak ona jego. Mężczyzna znieruchomiał, a wykałaczka, którą bawił się w ustach, wypadła kilka sekund później.
***
Kilkanaście metrów przed nim stała jedna z piękniejszych kobiet, jakie miał okazję oglądać ostatnimi czasy. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw w podobnej sytuacji, jednak nie mógł nie pozwolić sobie na szeroki uśmiech zachwytu. Te kilka sekund przed atakiem, którego się spodziewał, pozwoliło mu na zbadanie kształtnej sylwetki Babilonki. Na ustach Sevastiana pojawił się trochę perwersyjny uśmiech, gdyż obrazek, który oglądał, przypadł mu do gustu. Wówczas nieznajoma zaatakowała.
Wyskoczyła w jego kierunku z całkiem niezłą szybkością, jednakże nie była tak dobra jak Dann. Z łatwością unikną prawego sierpowego i zerwawszy się na nogi, dobył Kalis. Babilonka okręciła się naprędce i próbowała podciąć mu nogę. Uniknął i tego, podskakując wysoko w powietrze. Nie spodziewał się jednak, że białowłosa sięgnie do podłogi i rzuci w jego kierunku garścią kamyków. Odruchowo zasłonił twarz przedramieniem i nagle poczuł wbijając się w jego żołądek pięść przeciwniczki. Natychmiast uderzył ją łokciem w kość łokciową, mając jednocześnie nadzieję, że nie złamie jej tym samym ręki. Syknęła z bólu i odskoczyła na bezpieczną odległość. Długie włosy opadły jej na twarz pozbawioną emocji. Pozornie zachowywała spokój, jednak Sevastian dobrze znał ten wzrok. W jej oczach tliły się nie tylko gniew i chęć pozbycia się przeciwnika, ale również strach. Było tak bardzo dużo strachu, niepewności i wszelkich negatywnych emocji.
Zauważył że przeniosła ciężar ciała na jedną nogę. Chciała ponownie zaatakować. Dlaczego ta kobieta nie rozumiała, że nie chciał jej zrobić krzywdy? Przynajmniej nie za bardzo. Ustawił się jednak do odparcia ataku. Nie mylił się. Babilonka zaatakowała z większym impetem. Tuż przed nim wyskoczyła do góry i próbowała kopnąć go z obrotu. Z łatwością zatrzymał jej nogę w powietrzu jedną ręką, drugą wykonując płytkie cięcie na jej udzie. Ponownie syknęła, jednak widząc, że nie może wydostać się z silnego uścisku, odbiła się drugą nogą od podłoża i zaplątawszy ją wokół ręki Danna, okręciła się dookoła osi. Stracił równowagę i padł na ziemię, przygwożdżając nogi dziewczyny. Jednak, ku swojemu niezadowoleniu, ponownie odruchowo rozluźnił dłoń trzymającą kostkę przeciwniczki. Kopnęła go w twarz i przeturlała w bok. Podnieśli się w tej samej chwili, jednak tym razem to Sevastian zaatakował. W mgnieniu oka pojawił się tuż przed nią i wykręciwszy jej ręce, zmusił kobietę do kontaktu wzrokowego. Aktywował Genfærd. W jego głowie pojawił się obraz małej, około ośmioletniej dziewczynki ściskającą mocno starszą, ale całkiem ładną kobietę.
***
Spojrzała w jego błękitne oczy. Po chwili widziała, jak w migawce aparatu, strużkę krwi wydobywającą się z ciała ukochanej babci. Zasłoniła rękoma usta, a przynajmniej myślała, że to zrobiła, bo zdusić krzyk. Błysk światła. Poczuła uderzenie o ścianę. Kiedy przeciwnik ją zaatakował? Przecież przed chwilą była w tej przeklętej posiadłości, gdy... Kolejny błysk światła. W drzwiach pojawili się jej rodzice z zakrwawionymi ubraniami i dziwnie pustymi oczyma.
- Nie! - Krzyknęła przeciągle.
Kolejny błysk. Martwa głowa babci potoczyła się po podłodze i zatrzymała tuż przed jej stopami. Błysk. Ktoś złapał ją za włosy i przerzucił przez pomieszczenie. Błysk. W pustych i nieżywych oczach odbijała się jej młodsza, przerażona twarz. Błysk. Wypluła krew, a jej metaliczny smak na dobre zagościł w jej ustach. Błysk. Obraz nieruchomych oczu zbliżał się do niej coraz bardziej i bardziej.
***
To było za łatwe. Babilonka już po pierwszej wizji była sparaliżowana strachem, którym śmierdziała od pierwszej chwili spotkania. Jej twarz była teraz zupełnie pozbawiona wyrazu, a ciało przypominało te należące do szmacianych lalek. Sevastian z nieukrywaną satysfakcją zadawał kobiecie coraz to nowe uderzenia. A z każdą kolejną wizją jej strach nabierał na sile. Kontrolą nad życiem była jedną z najsłodszych rzeczy, jakich mógł doświadczyć człowiek, a Dann czuł się teraz jak bóg.
Złapał niekontaktującą przeciwniczkę za przód bluzki i podniósł ją tak, aby jej pusta i bez wyrazu twarz była naprzeciw jego. Aktywował Ånd Ridder. Czując nowe pokłady Douriki, dał się ponieść chwili i rzucił dziewczynę na zabite deskami okno. Z jej ust wydobył się tylko niezrozumiały jęk, który mógł być związany zarówno z bólem ciała, jak i bólem duszy. Promienie światła, które dostały się przez maleńkie szczeliny, otaczały teraz postać kobiety. Zlepione krwią włosy zasłaniały jej twarz. Leżała bez ruchu na brzuchu, jednak po delikatnym unoszeniu się klatki piersiowej wiedział, że jeszcze żyje.
Sevastian odrzucił w bok Kalis. Nie było mu potrzebne. Nie tym razem. Jego przeciwnik okazał się być małą dziewczynką, zupełnie nieprzygotowaną do swojej roli. Zrobił krok w jej kierunku. Zafascynowany efektywnością Genfærd, postanowił poszukać więcej. Znalazł obraz pary dzieci, łudząco do siebie podobnych. Uśmiechnięte, trzymająca się za ręce. Uśmiechnął się paskudnie do własnych myśli i posłał w kierunku przeciwniczki kolejną porcję wizji, za głównego bohatera biorąc chłopca. Jej ciało drgnęło. Posłał kolejną, przedstawiającą chłopca wbitego na ogrodzenie jakiejś wielkiej posiadłości. Zauważył, jak zaciska dłonie w pięść.
- Dobrze – mruknął zadowolony z efektów.
Chłopiec przemienił się w rosłego mężczyznę z chustą zawiązaną wokół głowy. Dann posłał w kierunku przeciwniczki wizję, w której własnoręcznie przebija mężczyznę nożem. Po ciele Babilonki zaczęły przebiegać dreszcze. Z rosnącą ekscytacją zaczął zalewać ją obrazami, w których białowłosa zabija swojego brata bliźniaka, a jej ciało drżało coraz mocniej.
Nagle, na jej miejscu, pojawił się cień, a tuż przed sobą zobaczył zakrwawioną twarz dziewczyny. Bez słowa złapała go za gardło gołymi rękoma i powaliła na ziemię. Zacisnęła dłonie. Sevastian zaczął się dusić. Nie rozumiał, co się stało. Dlaczego go zaatakowała?! Jak się jej to udało?! Zaskoczyła go, a teraz wyglądało na to, że go udusi!
Zaczął odruchowo odpychać ją rękoma, jednakże wydawało się, że nie robi to na niej większego wrażenia. Zaciskała coraz mocniej swoje drobne palce na jego gardle. Kończyło się mu powietrze w płucach, a przed oczyma pojawiły się pierwsze plamki. Postać kobiety raz nabierała ostrości, raz traciła. Bił ją, odpychał, kopał, jednakże ona wszystkie siły, jakie miała, przeznaczyła na ten jeden uścisk.
Zanim zemdlał, zobaczył, jak porusza wargami. Wydawało mu się, że coś usłyszał. Jedno słowo, powtarzane, jak mantra:
- Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze!
To koniec, przegrał!
Stracił przytomność.
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
Sevastian w pośpiechu krzątał się po całym mieszkaniu. Z szyi zwisał mu niechlujnie zawiązany krawat, który raz po raz musiał poprawiać. W całkowitym nieporządku stanął przed lustrem. Oprócz tragedii pod kołnierzem, jego wizerunek rujnowała stalowoszara koszula, pognieciona jakby dopiero wyjęto ją z pyska głodnego szamana. Mokre włosy także ciężko było zaliczyć na korzyść. Zaklął paskudnie.
- Będzie dobrze. To że wypadłeś z gry, jak tylko zainteresowało się tobą wojsko, nic nie znaczy - powtarzał sobie w myślach.
Pierwszy raz od dawna przygotowywał się do prawdziwej randki. Dawniej była to czynność jak każda inna, lecz kiedy zaczął pracować dla cesarstwa, musiał pożegnać się z życiem towarzyskim.
Ponownie przyjrzał się swojemu odbiciu, po czym biegiem ruszył po żelazko. Wyprasowawszy koszulę, ponownie zaklął.
- Zbyt oficjalnie, nie idę na ślub tylko na randkę! Cholera, tylko straciłem czas! Czas... Czas?
Skierował wzrok ku zegarowi ściennemu. 18.07. Do umówionego spotkania miał jeszcze prawie godzinę. Odetchnął z ulgą.
***
Avalon, nagijski region Nibir
Chłodny wiatr szczypał policzki. Dann od urodzenia mieszkał w Nag, więc był zahartowany, lecz mimo to z uśmiechem przywitał falę ciepłego powietrza, która uderzyła twarz po wejściu do klubu. Większość zmysłów jednak znacząco zaprotestowała: ryk muzyki sprawił, że zakręciło mu się w głowie, różnokolorowe reflektory irytowały, a połączenie smrodu spoconych ludzi z wszelkiej maści alkoholami drażniły nozdrza. Zacisnął jednak zęby i ruszył w kierunku barmana, a raczej siedzącej niedaleko niego kobiety. Mimo iż była odwrócona plecami do rycerza, ten bez problemu ją rozpoznał po charakterystycznych, sięgających pasa białych włosach. Chwycił ją delikatnie za ramie. Gdy się odwróciła, źrenice jej złotych oczu wyraźnie się rozszerzyły.
- Jest i mój wybawiciel! - Próbowała przekrzyczeć wszechobecny hałas.
Gdyby nie wzmocnione zmysły Sevastiana, nie byłby jednak w stanie tego usłyszeć.
- Pewnie teraz ten złodziej zwija się z bólu, przykuty do szpitalnego łóżka. Jeszcze raz ci dziękuję!
- To nic takiego. - Mimo zapewnienia, rozpierała go duma.
Kochał bycie adorowanym przez piękne kobiety. Zresztą czy to takie niezwykłe?
- Stawiam ci kolejkę! Ale nie martw się, to dopiero początek.
Jej słowom towarzyszył zalotny uśmiech. Z chęcią go odwzajemnił, po czym przechylił kieliszek. Jego zawartość rozpaliła najpierw język i policzki, potem przelewając się przez gardło i coraz głębiej, aż do żołądka. Odwrócił twarz, by nie zobaczyła jak się krzywi. Nie cierpiał wódki, zresztą tak samo innych alkoholi i używek. Wszystko dzięki pobytowi w przeklętym klasztorze.
- Może zatańczymy? - Kolejna czynność, za którą nie przepadał.
Nie dał jednak po sobie poznać jakichkolwiek oznak niezadowolenia. Zamiast tego chwycił dłoń partnerki i pociągnął ją w stronę parkietu. Razem, ciało przy ciele, rzucili się w wir tańca. Nie minęły jednak nawet dwie minuty, gdy obraz przed oczami Danna zaczął się zamazywać, a dźwięki wydawały się jakby oddalone. Ślicznotka zbliżyła się jeszcze bardziej, przystawiając usta do jego twarzy.
- Wybacz kochasiu, taka praca. Dobranoc.
Były to ostatnie słyszane przez niego słowa, zanim całkowicie odpłynął.
***
Przedmieścia Avalonu, nagijski region Nibir
Z ciemności wyłonił się ból. Dann z wysiłkiem otworzył oczy, co pozwoliło światłu lampy na wbicie się w jego siatkówki, niczym miliony drobnych igieł. Głowa bolała go bardziej niż na najmocniejszym kacu. Spróbował zasłonić twarz dłonią, lecz nie mógł jej podnieść. Niechętnie spojrzał w dół. Siedział na masywnym krześle, z rękami spętanymi sznurem za oparciem. Gruby łańcuch owijał go w biodrach i na klatce piersiowej. Spróbował poruszyć meblem, lecz ten musiał być przymocowany do podłogi.
- Środki ostrożności.
Złote oczy znajdowały jakiś metr od jego twarzy. Chciał odpowiedzieć, lecz język miał jak kołek. Udało mu się wyrzucić z ust tylko powietrze i drobinki śliny.
- Masz całkiem silny organizm. Po tym świństwie normalny człowiek powinien być nieprzytomny przez kilka godzin. Och, pewnie zastanawiasz się co to. GHB, kwas gamma-hydroksymasłowy. Lub po prostu pigułka gwałtu. Nie martw się, nie po to ci ją podałam.
Arafel, tak przynajmniej mu się przedstawiła podczas pierwszego spotkania, wydawała się mieć sporą frajdę z przeprowadzania monologu. W prawej ręce ściskała przedmiot, przypominający wąską fajkę. Unosił się niego dym, więc najprawdopodobniej fajką właśnie był. Powtórzył próbę poruszenia językiem, tym razem z powodzeniem.
- Piękno i tytoń nie idą w parze. Przynajmniej nie na długo - rzucił z przekąsem.
Tylko się skrzywiła.
- Dla ciebie mam coś znacznie gorszego.
Otworzyła niewielkie, metalowe pudełko, na którego dnie leżało pięć strzykawek z bezbarwną substancją.
- To tak zwany Łamacz. Nowy narkotyk na babilońskim rynku. Zwiększa poziom adrenaliny i wywołuję ekstazę. Tak przynajmniej słyszałam.
- Zamiast kolejki wódki będzie wspólny haj? Umiesz się bawić, przyznaję.
- Niestety, tym razem będę się tylko przyglądała. Po przedawkowaniu nie umrzesz, co najwyżej zmienisz się w warzywo. - Przekręciła uroczo głowę. - Chyba że będziesz chętny do współpracy. Co ty na to?
Współpracy? Nie miał pojęcia kim była, ani tym bardziej czego chciała.
- Trzeba było tak od razu, bez narkotyków i wiązania. Czego chcesz? - Zapytał udawanie znudzonym głosem. Był podniecony, lecz nie chciał tego okazywać. Wyrobił do tej pory pewną wprawę w maskowaniu emocji.
- Jesteś nadczłowiekiem w służbie Nag. Z danych wynika, że służysz w pionie egzekutorskim. Zgadza się?
Potwierdził kiwając głową. Nie widział sensu w zaprzeczaniu.
- Kasumi Tora, zwana Curse. Była egzekutorka Sanbetsu. W rzeczywistości Nagijka. Znasz ją, prawda?
Powstrzymał się przed wybałuszeniem oczu. Spotkał ją dosłownie kilka razy, kiedy dołączyła do Zakonu Muspelheimu, przyczyniając się do jego awansu na jedenastą pozycję. Wymienili tylko uprzejmości, nic więcej.
- Wiem tylko, że jest lojalną obywatelką Nag.
Powolnym, teatralnym wręcz ruchem wyjęła jedną ze strzykawek.
- Chcesz się poprawić, czy mamy zacząć zabawę?
Przełknął głośno ślinę. Każde słowo, każde działanie mogło się skończyć tragicznie. Spojrzał w oczy przeciwniczce, by poznać obiekt jej strachu. Zdziwił się, zobaczywszy dryblasa, który niesamowicie ją przypominał. Ciekawe czego się bała? Tej osoby, czy doprowadzenia swojego ciała do takiego stanu. Przelotna myśl nieco poprawiła humor, lecz ani trochę nie pomagała w obecnej sytuacji. Musiał kontynuować zabawę na jej zasadach.
- Mówię prawdę, nie jesteśmy nawet w jednym pionie. Wiem za to, że ostatnio brała udział w przykrym incydencie. Mogę powiedzieć więcej, jeśli mnie rozwiążesz. - Z premedytacją złożył zuchwałą i kompletnie nierealną propozycję.
- Chyba uszkodzili ci mózg podczas grzebania w genach. To ja stawiam warunki. - Zrobiła minę wyrażającą zirytowanie, ale też lekkie rozbawienie. Sam nie wiedział czego oczekiwał.
- To może zróbmy inaczej. Informacja za informację. Co ty na to? Przecież odpowiedź na kilka prostych pytań w niczym ci nie zagraża. - Uśmiechnął się szelmowsko.
- Może po prostu wpompuję Łamacz do twojego układu krwionośnego? To też w żaden sposób mi nie uprzykrzy życia. - Zastanowiła się chwilę. - Niech ci będzie. Ale nic poufnego. Pozwól że zacznę...
- Już to zrobiłaś, pytając czy znam Curse - przerwał jej bezceremonialnie.
Sam nie wiedział co wyprawiał. Doświadczenie podpowiadało, żeby nie ryzykować w taki sposób.
- Odpowiedziałem. Teraz moja kolej. Przedstawiłaś się jako Arafel, ale jak naprawdę się nazywasz?
- Naoko, ale Arafel też jest poprawną formą. Moja kolej. Co się stało z Curse?
- Czekaj...- Zatkało go. - Przedstawiłaś mi się prawdziwym imieniem? Czego oni was uczą w tym... Tam skąd jesteś.
- Przełożony przekazał mi informacje, że twoja moc w jakiś sposób wpływa na umysł celu, nie chciałam ryzykować wykrycia. Teraz odpowiedz - syknęła.
- Została zaatakowana na balu arystokracji przez jakiegoś agenta. Władze wyciszyły sprawę, a ona zniknęła.
- I to wszystko? - Zobaczywszy szyderczy uśmiech na twarzy skrępowanego Nagijczyka, wymierzyła mu siarczysty policzek. Zaklęła i w biegu opuściła pomieszczenie.
***
Sevastian zwiesił głowę. Wyklinał w myślach własną głupotę. Pigułka, którą potraktowała go Naoko sprawiła, że zachowywał się jak głupi podrostek. Myślał jedno, mówił drugie. Sam nie wiedział jakim cudem jeszcze żył. Wiedział jednak jedno, musiał się jak najszybciej stąd wydostać. Rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu. Wyglądało jak pokój taniego motelu, wszędzie niskiej jakości meble i stara, poplamiona wykładzina. Szarpnął ręką z całej siły, lecz łańcuch tylko brzęknął. Drewniany podłokietnik jednak jęknął pod jej wpływem. Nie wystarczyło by pęknął. Próbował dalej, lecz wiedział, że jego działania nie zdadzą się na nic. Brakowało mu krzepy. Wiedział jednakże jak to zmienić. Zawędrował w głąb własnego umysły, tylko po to by zmusić mózg do produkcji przerażającej wizji. Natychmiast jego myśli zalał mrok przetykany kolorem krwi. Samą siłą woli zmusił się do kontynuowania koszmaru. Kiedy osiągnął krytyczny moment, rycerz zamienił strach w czystą moc dzięki niedawno nabytej zdolności, Ånd Ridderowi. Znowu spróbował się wyrwać z więzów. Drewno zaczęło trzeszczeć a łańcuchy wbiły się mocno w jego przedramiona. Ryknął, szarpiąc się jak zwierze w podobnej sytuacji, lecz przeklęte drewno nie chciało puścić. Czuł, że był blisko. Tylko trochę więcej i będzie w stanie się wydostać. Drzwi naprzeciwko otworzyły się z hukiem. Naoko wpadła do środka.
- Co ty wypr...
- W czasach pokoju i na wojnie, Cesarstwa strzegę przezornie. W bitwie, czy z głębokiego cienia, przyczynię się zawsze do wrogów zniszczenia. - Przerwał jej recytacją rycerskiej przysięgi. Wyraźnie ją to rozwścieczyło. Wyjęła strzykawkę z narkotykiem i skoczyła w kierunku Danna.
- Wszyscy tacy sami! Teraz pozbędę się ciebie, później Curse. Kolejność nie robi żadnej różnicy!
- Choćby i mierząc się z demonów przymierzem, nie ulęknę się...
Palce białowłosej zacisnęły się na karku Silvera. Pchnęła jego głowę w bok, by odsłonić szyję. Już chciała wbić igłę, lecz rycerz wykorzystał nawiązane kilka minut wcześniej połączenie do narzucenia na nią wizji Genfærd. Z piskiem zatoczyła się do tyłu, chwytając się za gardło.
- Cesare - jęknęła.
Nim kobieta zdążyła się odsunąć, Dann wykorzystał jej strach do napędzenia własnego Douriki. Natychmiast poczuł przypływ mocy. Z jego gardła wydobył się ryk, którego nie powstydziłby się nawet legendarny Hrakkar, Pożeracz Świata. Naprężył wszystkie mięśnie i po raz ostatni szarpnął całym ciałem. Masywne krzesło pękło z trzaskiem, a łańcuchy ze szczękiem opadły na podłogę. Nagijczyk chwycił długą nóżkę zniszczonego mebla i ułamał ją tuż przy posadce. Zamachnął się improwizowaną bronią podobnie jak mieczem. Wizja kobiety zdążyła się już skończyć, dzięki czemu zdążyła uskoczyć przed ciosem.
- Jak? Więc to miał na myśli kapitan Arturis. Draniu... - sapała wymęczona psychicznie Naoko.
- ...bo jestem rycerzem - dokończył znacznie spokojniej Dann.
Miał mniej niż minutę na zakończenie walki. Jeśli mu się nie uda, działanie Ånd Ridder się skończy, po czym jego umysł ogarnie koszmar. Wyprowadził kombinację szybkich ciosów w ciało przeciwniczki. Nie udało mu się jej zranić, lecz nie taki był zamiar. Teraz wiedział na co może sobie pozwolić. Był znacznie silniejszy i szybszy. Nie dał Arafel nawet chwili na wytchnienie, zamiast tego zalał ją nawałnicą potężnych uderzeń. Próbowała wykonywać uniki, lecz jej prędkość nie mogła się równać z jego. Drewniany drąg opadł na ramię białowłosej. Jego uszu dobiegł jęk bólu i dźwięk pękającej kości. Nie przestawał, nie mógł sobie na to pozwolić. Kolejny raz powinien trafić w brzuch, lecz nie napotkał żadnego oporu. Zamiast tego smukłe ramię wsunęło się pod jego pachę, po czym szarpnęło do tyłu. Wylądował na podłodze jakieś dwa metry obok, lecz jego broń znajdowała się znacznie poza zasięgiem. Poderwał się zmieszany. Nie miał pojęcia jak kobieta uniknęła ciosu. Stała w drugim końcu pokoju, ściskając złamane ramię. Łypała na niego pełnymi szczerej nienawiści oczami.
- Nie wybaczę ci tego - syknęła przez zaciśnięte zęby.
Niecałe 30 sekund.
Zaszarżował prosto na nią. Ku jego zdziwieniu, kobieta nie poruszyła się nawet o centymetr. Wpadł na nią ciężarem całego ciała, lecz zdążyła w ostatnim momencie złapać fragment jego ubrania. Cały impet ataku trafił nie w kobietę, a ścianę tuż za nią. Z łoskotem i upadł na podłogę. Naoko postawiła obcas na szyi Nagijczyka.
20 sekund.
Chciała nacisnąć, lecz przeszkodziła jej zaciśnięta na kostce dłoń. Pokój przeszył przerażający, pełen bólu okrzyk, poprzedzony chrzęstem pękających kości. Arafel o mało nie upadła. Opierając się o ścianę, pokuśtykała w kierunku okna. Sevastian chciał ją gonić, lecz najpierw musiał odzyskać oddech.
10 sekund.
Udało mu się poderwać na nogi, lecz kobieta już otworzyła okno. Rzucił się w jej kierunku, lecz nim zdążył sięgnąć, ta wyskoczyła. Dopadł do okna, lecz jego oczom ukazał się tylko spowity cieniem Avalon. Kilkanaście metrów pod nim. Naoko nigdzie nie było widać.
- Cholera...
Działanie Ånd Ridderra się skończyło. Obraz stolicy Cesarstwa zalała dobrze już mu znana mieszanka czerni i szkarłatu. Wszystko zawirowało po czym ponownie leżał na ołtarzu. Martwe oczy wpatrywały się wprost w niego, a płomieniste ostrze opadało pionowo na jego trzewia. Cholera...
Naoko
Będzie krótko.
Pierwszy duży zarzut jest taki, że czytając twoją walkę dziś rano w autobusie, tak się wciągnąłem, że przejechałem trzy przystanki za daleko docelowego miejsca wysiadki
Wstęp był świetny. Zręcznie spinasz do kupy wszystkie wątki, w których ostatnio brała udział twoja bohaterka. Gdzieś tam po drodze znalazłem z jedną „literówkę” (o jedno „nie” w zdaniu za dużo). Bardzo wiarygodnie wyszło zachowanie bohaterów i scena, w której padasz ofiarą mocy Danna. W pewnym momencie, zacząłem się zastanawiać jak sensownie wyjdziesz z tych opresji, ale poradziłaś sobie wybitnie dobrze, przekuwając strach wynikający z wizji Draxa w nienawiść i kumulując ją na przeciwniku. Nie podobało mi się, że zabrakło wyraźnego motywu czy wytłumaczenia co dokładnie robi Dann. Skąd ma dostęp do laptopa Blighta, jakim cudem zdołał się tam dostać nie posiadając umiejętności programowania. Po co w ogóle egzekutor chciał się dobrać do tych danych? Zapytana o to na PW odpisałaś, że chciałaś się skupić na samym starci a ten wątek pociągniesz dalej o ile wygrasz. Coyote pewnie się ucieszy z takiej strategii – ja nie koniecznie. Jeden dodatkowy krótki akapit na końcu z wyjaśnieniem, czy oględzinami znacznie podbił by ci u mnie ocenę. W tej formie, jaka jest teraz, mam wrażenie, że walka za szybko została urwana. Jest przez to niekompletna.
Swoją drogą – dziewczyna! Co tam się stało w twoim dzieciństwie? o0 Serio. Wielce intrygujące były te flashbacki…
Ocena: 7,5
Dann
Kibel straszny. No może nie straszny, ale kibel. Mam wrażenie jakbyś zrobił ze dwa kroki w tył (notabene sam wiem jak to jest:P ). Zaczyna się nawet obiecująco. Do końca fragmentu w klubie, jest nawet nieźle. Chaos i wyraźny w moim odczuciu brak pomysłu, zaczyna się od momentu przesłuchania. Im dalej, tym gorzej. Dialog jest drewniany, ale w jakiś tam sposób nawet nieźle pokazuje charakter Naoko. Plus za wciśnięcie wzmianki o wyniku walki Curse z Tekkeyem. Cały czas miałem wrażenie, że improwizujesz nie mając wyraźnego planu na rozwiązanie tej walki i na moce przeciwniczki. Na tle pracy Naoko twoja wypada sucho i płaski. Zabrakło w niej klimatu, ciekawego tła do konfliktu i tej odrobiny szaleństwa w charakterze twojej postaci.
Ocena: 5,5
Naoko - Przede wszystkim, od kiedy kompetencje arcybiskupa mają jakikolwiek wpływ w wojsku? Konflikt interesów mógłby zostać zarysowany na wspólnym gruncie, a nie w strukturze samego pionu, do którego należał Coltis. To istotne, fabularne uchybienie, bo na nim wsparłaś sporą część wydarzeń. W tekście było trochę irytujących powtórzeń i źle skonstruowanych opisów. Szczególnie przeszkadzały mi sformułowania w stylu "złotooka zrobiła to lub tamto", bo dawały wyczuć, jak nieumiejętnie operujesz podmiotem. Zazwyczaj może on pozostawać w sferze domyślnej bez jakiejkolwiek szkody w odbiorze, serio. Zresztą, gdyby nie korekta u przeciwnika byłoby to samo, więc nauczkę na przyszłość możecie wynieść wspólnie. Nie trafił do mnie także gniew, którym spróbowałaś zarazić Arafel. Po części wynikało to z błędów w opisach (powstrzymanie rzucenia się na kogoś w sytuacji zupełnie nieadekwatnej), po części z drewna w dialogu z "komisją".
Na plus zaliczyłem za to nawiązania rodzinne do Draxa i wspomnienie Asumana. Nie, żeby to drugie miało jakiś szczególny sens w danej sytuacji, ale z punktu widzenia czytelnika wyszło zabawnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu Wspomnienia sprawy medialnej z Coyotem się spodziewałem, więc nie poruszyło mnie specjalnie.
Zupełnie nie trafił do mnie wizerunek Danna i umotywowanie waszej konfrontacji. To drugie wydało się wręcz przypadkowe w ogólnym kontekście wpisu. Jakbyś chciała przygotować kontynuację ostatniego Ninmu, ale przy okazji, przypomniałaś sobie, że masz do odhaczenia walkę.
Tekst był wyraźnie zbyt długi i rozwleczony. Za dużo w nim wątków nienawiązujących do meritum i rozpraszających uwagę. Totalne przeciwieństwo tego, co zrobił ostatnio Tekkey. U niego każda pierdoła i, wydawać by się mogło, przypadkowy dialog, pędził w stronę wspólnej konkluzji.
Podsumowując, literacko nie było super, ale postęp jest zauważalny. Wyklarował ci się styl i to w dodatku ciekawy. Gdyby nie szamotanina z podmiotem, błąd fabularny, rozciąganie niepotrzebnych akapitów i dziwny Dann, zarobiłabyś 7,5. Może gdybyś jeszcze skorzystała ze wsparcia Coltisa, którego błędy niemal w ogóle nie pokrywają się z twoimi, wypracowałabyś równowagę.
Dann - No nie, tak źle to nie było. Chyba muszę wejść w małą polemikę z Genkaku Przede wszystkim "kibel" to chaos i kiepski warsztat. U ciebie nie było ani jednego, ani drugiego. Zastąpiłeś regularną potyczkę czymś ryzykownym - przesłuchaniem. W takich sytuacjach liczy się głównie umiejętność budowania nastroju, przekazywania emocji i rozgrywania dialogu. Moim zdaniem podołałeś z całą trójką. Wiarygodnie dałeś się wmanewrować w knowania przeciwniczki (oddając ją przy tym uwodzicielsko i dokładnie) i dopisałeś kolejny rozdział do charakteru swojej postaci. Szczególnie utkwiło mi w pamięci spontaniczne i butne zachowanie, kiedy byłeś przytwierdzony do krzesła.
Co zawiodło? Ucieczka. Byłeś na idealnej drodze do nakreślenia jakiejś ciekawej intrygi, a po prostu wyszarpałeś się (w dodatku mało przekonująco) z okowów i zaszarżowałeś na przeciwniczkę. Chcąc nie chcąc, poleciało za to pół punktu. W starciu największe wrażenie zrobił na mnie motyw z obcasem. Gdyby tylko było nieco dłuższe i utrzymane na takim poziomie, obiłoby się to na ocenie. Źle nie jest, ale liczyłem na coś bombowego.
nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Zacznę od wytknięcia wielu błędów, a później pociągnę ocenę dalej.
Spoiler:
→ Moje działania nie zaszkodziło Babilonowi
→ Dlatego nie nienawidziła, gdy ktoś używał jej danych personalnych.
→ Tuż na umywalką wisiała, na słowo honoru, przekrzywiona szafka z lustrem rozdrobnionym siatką pęknięć.
→ do pierwsza piętra włącznie pomazany w jakieś dziwne szlaczki
→ Mimo że było zabite deski,
→ aktualnie prowadzili jedno śledztwo i nie na rękę im było pojedynki na boku
→ na pierwszym piętrze -> Weszła na pierwsze piętro (dwie linijki niżej)
→ Z łatwością unikną
→ że to zrobiła, bo zdusić krzyk.
→ Zauważył że przeniosła ciężar ciała na jedną nogę. Chciała ponownie zaatakować. Dlaczego ta kobieta nie rozumiała, że nie chciał jej zrobić krzywdy? Przynajmniej nie za bardzo. Ustawił się jednak do odparcia ataku. Nie mylił się. Babilonka zaatakowała z większym impetem. Tuż przed nim wyskoczyła do góry i próbowała kopnąć go z obrotu. Z łatwością zatrzymał jej nogę w powietrzu jedną ręką, drugą wykonując płytkie cięcie na jej udzie. Ponownie syknęła, jednak widząc, że nie może wydostać się z silnego uścisku, odbiła się drugą nogą od podłoża i zaplątawszy ją wokół ręki Danna, okręciła się dookoła osi. Stracił równowagę i padł na ziemię, przygwożdżając nogi dziewczyny. Jednak, ku swojemu niezadowoleniu, ponownie odruchowo rozluźnił dłoń trzymającą kostkę przeciwniczki. Kopnęła go w twarz i przeturlała w bok. Podnieśli się w tej samej chwili, jednak tym razem to Sevastian zaatakował. W mgnieniu oka pojawił się tuż przed nią i wykręciwszy jej ręce, zmusił kobietę do kontaktu wzrokowego. Aktywował Genfærd. W jego głowie pojawił się obraz małej, około ośmioletniej dziewczynki ściskającą mocno starszą, ale całkiem ładną kobietę.
→ Kolejny błysk. Martwa głowa babci potoczyła się po podłodze i zatrzymała tuż przed jej stopami. Błysk. Ktoś złapał ją za włosy i przerzucił przez pomieszczenie. Błysk. W pustych i nieżywych oczach odbijała się jej młodsza, przerażona twarz. Błysk. Wypluła krew, a jej metaliczny smak na dobre zagościł w jej ustach. Błysk. Obraz nieruchomych oczu zbliżał się do niej coraz bardziej i bardziej.
→ tu chciałem skopiować jeden z końcowych akapitów, gdzie też znalazłem nadmiar "jej jej jej jej", ale nie chcę zaśmiecać posta jeszcze bardziej.
Gen napisał/a:
Gdzieś tam po drodze znalazłem z jedną „literówkę” (o jedno „nie” w zdaniu za dużo)
ups...
Jak widać błędów było sporo, a czasu na dobrą korektę wystarczająco. Brakowało przecinków przed "że", dopatrzyłem się wielu powtórzeń w stylu "które młodzież, które zwykle", oddzielone małym kawałkiem tekstu. "Budynek" sporo razy mi mignął, no i to nieszczęsne "jej". Zaznaczyłem wyżej nadmierną ilość
Fabularnie idzie Ci całkiem nieźle, ale... ale co? 90% tekstu to opis sytuacji w biurowcu, Twoje przechadzki to tu, to tam, nawiązania do zdrady Coltisa i nagle! bum! Jest Dann. Siedzi w pokoju przed laptopem, wysyła Ci przerażające historie, wyrywasz się z tego i go dusisz. Gdzie rozwinięcie jego mocy? Powinien dostać boosta w postaci 500 douriki i wygrać bez problemu. Nie zauważyłem pokazu mocy z obu stron. Strasznie szybko wszystko minęło, a w dodatku zabrakło mi końcówki.
Plus za flashbacki, niezły schiz. Wszystko jest naprawdę fajne, ale wciąż w Twoich walkach brakuje mi samej walki. Jest progres od starcia z Gravershem, ale wciąż czegoś mi brakuje. Ja to owszem, raz strzele i pozamiatane, ale Ty masz większe pole do popisu Moja rada? Wątki fabularne związane z Coltisem wrzucaj do art section, a w walce skup się na starciu i pomijaj niepotrzebne fakty.
Koniec końców... co egzekutor robi przed laptopem w apartamencie Coltisa? Może i będzie to kiedyś wytłumaczone, ale.. no jakoś mi to zupełnie nie pasuje. Patrząc na liczne błędy, połączone z ciekawą otoczką fabularną, miejscami zbędną, dziwnym oddaniem postaci Danna, nie mogę wystawić więcej niż sześć. A szkoda. Strasznie podobały mi się Twoje teksty do tej pory.
pognieciona jakby dopiero wyjęto ją z pyska głodnego szamana
Slayman i ja dajemy okejkę
Wstęp krótki, ale mnie odrzucił. Po pierwsze - się się się... mam nadzieję, że mówi to wystarczająco dużo Po drugie - jakoś klimat randki i strojenia nie dla mnie, uważam to za coś zbędnego. Fakt, później wyszło całkiem ciekawie, oddałeś postać Naoko wiarygodnie, nawiązując chyba do walki z walkowe.. z Gravershem.
Tekst wydał mi się odrobinę nieczytelny, jakbyś wszystko napaćkał razem, a później próbował rozdzielić. Niestety nieudolnie. Jestem osobą, która lubi estetyczny tekst, a nie chaos. W jednym miejscu myślniki tak się zgrały, że jeden był idealnie pod drugim (nie wiem czy to zależy od monitora ), ale odniosłem wrażenie, że to dwie różne kwestie, a koniec koniec była to kontynuacja.
Plus za odniesienie się do walki Curse, plus za wykorzystanie własnej mocy na sobie, plus za przysięgę, minus za to, że Naoko Cię torturuje bez wykupienia umiejętności xD mnie to kosztowało, heloł!
Co do Curse...
Kod:
Aby móc zobaczyć zawartość tego tagu musisz się zarejestrować.
Nie pamiętam w jakim pionie była, ale jej biografia mówi jedno, a Twój wpis drugie (napisałeś, że była egzekutorką w Sanbetsu). I'm confused. Literacko / warsztatowo również bez rewelacji. Nie będę wrzucał jak wyżej każdego błędu, bo było ich definitywnie mniej, ale zawiodłem się. Literówki, dziwnie skonstruowane zdania, niekiedy brakujące przecinki. Również nadmiar "się". Sam nad tym usilnie pracuję, Tobie polecam to samo
Starcie? No jest okej. Przewaga douriki wyniosła 500, więc nie wiem czy aż tak dużo, abyś tłukł ją na kwaśne jabłko. No okej again, staty też masz lepsze. Do gustu przypadł mi zabieg z odmierzaniem czasu, fajna sprawa.
Wygrywasz nie ze względu na poziom literacki, niestety. Gdyby nie tyle byków u Nao, to ona by triumfowała. Upiekło Ci się. Stworzyłeś lepszy opis starcia, z ciekawą otoczką. Wywaliłbym pierwszą część wstępu i byłoby miodzio. Niestety liczyłem na coś więcej. U mnie masz pół punktu więcej niż przeciwniczka, ale miej na uwadze, że następnym razem możesz mieć pól lub więcej mniej. Skup się na korekcie, poświęć tekstowi więcej czasu.
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
Napisano 04-08-2015, 14:50
Naoko: Słaba walka w ogóle nie dynamiczna i myślałem że nie skończę jej czytać. Błędów tyle, że się za głowę łapałem i jeszcze na dokładkę zrobiłaś z Danna psychicznie chorego. Wstęp nie na temat i raczej by pasował do Ninmu wcześniejszego niż do tej walki. Dobrze w miarę czytało się tylko zakończenie.
Dann: No zachwytu nie ma Pospieszyłeś się i prawie wstępu nie dałeś, tylko te parę zdań. Błędów dużo nie zauważyłem i dobrze bo byłaby kicha jak u Naoko. Nie przygotowałeś się do walki i jej nie przemyślałeś. Jak siedziałeś na krześle musiałes się głupio wybrnąć bo nie miałeś w głowie gotowego rozwiązania. Błąd. Walka szybka ale nieskończona. Nie pokonałeś Naoko tylko się wyzwoliłeś. Myślałem że się jakoś odegrasz a tu koniec wpisu
Naoko 4/10
Dann 5/10
Weźcie się do roboty nie ma spania
"No somos tan malos como se dice..." "Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
- Falafel – odezwał się głos w głowie
- Żarcie? Chodź na kebsa na Wernyhory – rzucił sugestię drugi
- To Arafel debile, ksywka taka. Co do kebsa to za gorąco jest.
Ten idiotyczny dialog wpadł mi do głowy w trakcie czytania twojego wpisu. Wszedł mi niestety ciężko, a przynajmniej pierwsze część. Podstawowy problem… jeżeli ja widzę powtórzenia, literówki etc to jest zły znak..
- zły znak… zły znak… zły znak – zawtórował głos w głowie
Teraz tak, wpis rozdzielam w tym wypadku na całkiem dobry pojedynek, i zbyt przesycony wstęp. Co najbardziej uderzyło mnie w tym drugim to brak jakiegokolwiek wyjaśnienia skąd Dann wziął dane do logowania, po co mu to było… to bardzo rażące uchybienie w fabule dla mnie. Plus natomiast za „wesołe” i „radosne” przebłyski przeszłości jakie pojawiły się u twojej postaci. Zdecydowanie podniosły poziom pojedynku. Zabrakło w nim wiele ale był dynamiczny co mnie wyrwało z lekkiego marazmu i pozwoliło tę część doczytać jednym ciągiem. W dialogach uderzyło mnie „paniowanie” co kilka słów, rozumiem oficjalną formułę, jednak nie tak, to brzmiało wysoce nieprofesjonalnie. Dla równowagi dodam, że spodobało mi się wspomnienie o wą,,, o Draxie.
Dann
- Oh Danny Boy!!!
- Dann …Dann dodaj o i e, a wyjdzie Danone
- Ty to głupi jesteś
Dobra ogólne wrażenie, nie jest źle. Co prawda nie znaczy to, że jest dobrze. Jest średnio. Są takie momenty, które mnie porywają. Jak choćby recytacja przysięgi, wyrywanie się czy też fajny smaczek ze stresem przed wyjściem. W tym ostatnim przez myśl przemknęło mi kilku serialowych bohaterów.
Zawsze najgorzej oceniać mi stronę techniczną. Tutaj jakiś rażących błędów nie znalazłem. Tyle.
Dialogi, momentami aż nadto drewniane… niczym w kinie klasy C. Generalnie bardzo nie równe. Fabuła jest prosta, akceptowalna ale bez błysku. Poprowadzona prostolinijnie i w jednym tempie. Fajnie oddałeś emocje za co należy się plus. Ponadto w miarę dobrze oddałeś działanie GHB. Finał walki, no nie… tu mi zabrakło jednoznacznego uniesienia przez arbitra twojej łapy w górę i „zwycięzcą jest…”
Walka jak dla mnie to średniak. Dobra rzemieślnicza praca, za brakami by być bardzo dobrą lub wybitną. Rozwijaj dialogi, skupiaj się na zmyślniejszej fabule i przebiegu pojedynku, a będzie dużo lepiej.
Podsumowując
- Starcia nie powaliły mnie na kolana, z jednej strony Falafel z drugiej Danone… i tu pojawia się problem bo co z tym fantem zrobić.
- Czy zjesz to czy to nie będziesz głodny
- Ale ja nie jestem głodny!!
Dobra jak dla mnie oboje mogliście zrobić to lepiej. Także by było równo i żeby nikt mi nie zarzucił, że wole jogurty od specjałów kuchni arabskiej, albo FALAFEL od DANONKÓW jak kto woli ogłaszam REMIS.
OCENY:
NAOKO – 5,5/10
DANN – 5,5/10
Granatowo Bordowy Świat W Naszych Głowach Od Najmłodszych Lat....
Naoko i Dann, ciekawa rzecz się stała, bo zahaczacie w swoich tekstach o podobne motywy. W obydwu mamy przesłuchanie (choć innych podmiotów), kartą przetargową Łowcy Strachu ma być wizja z Draxem, jest pranie się po ryjach, uszkadzanie przeciwnika w sposób brutalny i zbyt szybki, urwany koniec starcia.
Co drażni mnie w tekstach ogólnie, a czego używacie obydwoje, to imiesłowy przysłówkowe uprzednie. Zrobiwszy wyjąwszy padłszy ;P W waszym wykonaniu brzmią, z racji umiejscowienia, trochę sztucznie. A może to kwestia stylistyki, do której po prostu nie pasują? W każdym razie nie lubię. Kłuły mnie w oczy.
Mimo podobieństw rozłożyliście nacisk na nieco inne obszary i właśnie tutaj powychodziły wasze plusy i minusy.
Naoko, podobał mi się wstęp, szczególnie przedstawienie komisji. Maska, nachylające się cienie. Klimat lampy w oczy i tajemniczych postaci, które coś od Ciebie chcą, a Ty nie masz pojęcia o co się im rozchodzi. Trochę raził założony przez Ciebie nieprofesjonalizm wywiadu, ale najwidoczniej byłem tam asem. Romeo pewnie gdzieś wyjechał i sprawami zajęły się żółtodzioby. Poprzednie oceny szykowały mnie na przydługi wstęp, ale o dziwo przebrnąłem przez to bardzo sprawnie. Zanim się obejrzałem już trwała wymiana ciosów.
Jeśli Twoje wprowadzenie nie było za bardzo związane z walką, to przynajmniej osadzało starcie gdzieś na tle obecnych wydarzeń na Tenchi.
Sama walka przedstawiona została dość szczegółowo, niestety nieco mechanicznie. Gdyby nie ataki mocą Danna, to byłoby dość płasko. Na szczęście wykorzystałaś Łowcę lepiej niż przeciwnik. Mocną stroną są wyraziste wizje rodem z koszmarów sennych. Dzięki temu wiemy w co celować następnym razem, żeby zranić
Co do ostatniej wizji z Draxem - wydźwięk był oczywisty, jednak końcówki mają to do siebie, że lubią być pisane na szybko i chaotycznie. To był najsłabszy moment, mimo że chyba miał wywrzeć największe wrażenie. Zabrakło albo jasności, albo barwności opisu.
Nie powiem, że starcie wyszło za krótkie w porównaniu ze wstępem. Po prostu powiem, że było za krótkie. Czuję niedosyt.
Aha, jeszcze odnośnie przedstawienia przeciwnika: czy to był "dziwny" Dann? Nie do końca. Trochę przedobrzony może i nie tak klimatyczny jak ten z "vs Suisei", ale mieścił się moim zdaniem w koncepcji.
Ocena: 6,5.
Rada: wyłącz autokorektę. Mam dziwne wrażenie, że błędy powstały nie w wyniku pomyłek, a podmiany form wyrazów przez program. Nie przejrzałaś dokładnie tekstu przed wystawieniem i dostałaś za swoje. Rozwiń trochę "walkę właściwą" i zbuduj pod nią konkretny pretekst - wtedy będzie bardzo dobrze.
Dann, ciężko powiedzieć, że wygrałeś swoją wersję starcia. Przez większą jego część jesteś na minusie, skrępowany i traktowany nieco z góry, a na koniec wychodzisz na zero. Gdzie tu triumf nad przeciwnikiem? Raczej ratowanie własnej skóry. Na dodatek zrzucenie jarzma Arafel nie wyszło zbyt wiarygodnie i było pospieszone tak samo jak końcówka wpisu przeciwniczki.
Przesłuchanie było trochę o niczym, wykorzystałeś je raczej do pokazania charakterów postaci i trzeba przyznać, że to akurat wyszło niezłe - najmocniejszy punkt wpisu.
Najsłabszym niestety stała się Twoja własna moc. Ty jej po prostu "używasz". Jak gracze, którzy w sesji rpg "tną w głowę za 10 dmg". A przecież cały potencjał tkwi w opisie. Każdy podejrzewał, że to będzie wariacja na temat Draxa. Najważniejsza kwestią nie było co pokażesz, tylko jak. Niestety wyszło słabo. W poprzedniej walce zachwyciłeś mnie sceną medytacji, a tutaj zupełnie odpuściłeś ten klimat. Szkoda.
Przeciwniczkę oddałeś całkiem sprawnie, a Twoja własna postać z każdym opowiadaniem nabiera charakteru. Tego chciałbym również w kolejnych wpisach. Budujesz ciekawą postać i wiesz jak korzystać z narzędzi.
Zawaliłeś fabułą. Brakowało pomysłu na walkę, więc spędziłeś ją całą przykuty do krzesła, przerzucając się pyskówkami i ujawniając tajne dane. Sam tekst był jednak napisany lepiej od Naoko - sprawniejszy stylistycznie i pod względem korekty.
Dodatkowo ten sam zarzut co u przeciwniczki - mało mi było. W Twoim wypadku za dużo gadki i pokazywania języka, które w sumie nic nie wnoszą, a za mało bitki i mocy.
Ogólnie widzę regres w stosunku do walki z Suiseiem. Odpuściłeś klimat, którego zostałem fanem. Wiesz jacy fani potrafią być okrutni, gdy zawiedziesz ich oczekiwania?
Ocena: 6,5.
Rada: Twoja moc to potężne narzędzie do budowania klimatu. Wykorzystaj to. Te momenty, gdzie wszystko spowija mrok - tu możesz się wykazać. Wiem, że potrafisz.
Oddaję głos na remis.
PS. Każde z was było o krok od uzyskania przewagi w moich oczach. Liczyłem, że rozwiążą to końcówki tekstów, ale trochę je pospieszyliście. Może i dobrze wyszło, bo to nie są raczej "siódemkowe" teksty i przegrany musiałby dostać 6
Naoko:
Niezły wstęp, chociaż moim zdaniem, nieco przydługi w stosunku do samego starcia. Nie byłoby problemu, gdyby chociaż dotyczył przeciwnika. Z jednej strony rozumiem, że fajnie nakreśla emocje, które później wykorzystujesz w walce, ale proporcje moim zdaniem powinny zostać zachowane. Za dużo w tym wszystkim Coltisa i Draxa, a za mało Danna.
Masz plusa za narracje trzecioosobową, ale niestety wyłożyłaś się na całej masie literówek i powtórzeń, które zwracają uwagę i przeszkadzają w odbiorze.
Trochę przegięłaś ze świrowaniem Danna. Uważam, że bardzo ryzykownym podejściem jest opisywanie przeżyć i myśli z perspektywy przeciwnika. Wychodzi z tego taki ułomny narrator wszystkowiedzący. Bardzo ciężko wczuć się w postać prowadzoną przez innego gracza, a co za tym idzie dobrze go w ten sposób oddać. Pomijam już kwestię mojego osobistego przekonania, że jest to na granicy popełnienia faux pas w stosunku do drugiego gracza. Ponadto, przypadkowe spotkania mogą być tłem do walki, gdyby pojawiły jakiekolwiek wyjaśnienia później, a w tym wypadku nie otrzymujemy absolutnie nic.
Samo starcie nawet mi się podobało. Opisanie wizji było świetne, chociaż nie zainteresowało mnie aż tak, jak Gena Walka 'na hakudę' również była niezła. Końcówka średnia, bo... właściwie jej nie ma.
Ocena: 5,5
Dann:
Fabuła subtelna, ale całkowicie wystarczająca, a motyw wiarygodny. Dobrze oddałeś Naoko, a dialogi wyszły całkiem zgrabnie. Nie znaczy to jednak, że nie da się ich poprawić zwłaszcza, że postawiłeś na taką, a nie inną formę 'walki'. Swoją drogą, dobry pomysł No i wyszło naprawdę klimatycznie. Ale ja po proszę więcej tego psychodelicznego mhroku następnym razem...
Podobało mi się wykorzystanie twoich mocy, ale z kolei mocy przeciwniczki jest ciut mało. Trochę zaszalałeś z tymi torturami, głównie ze względu na środki, których używała na tobie Arafel. Wiem, że już korzystała we wpisie z jakichś trucizn (zresztą i tym razem były wspomniane leki), ale nie do końca przekonuje mnie to przy jej zestawie umiejętności. Za to bardzo podobał mi się przebieg waszego starcia, poza końcówką, którą skiepściłeś podobnie jak przeciwniczka, chociaż w twoim wykonaniu była zdecydowanie bardziej klimatyczna.
Co do warstwy technicznej.. cóż, jest dobrze Może wolałabym, żebyś bardziej opisywał moce niż używał ich nazw, ale na szczęście nie przesadziłeś w tej kwestii... jeszcze.
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
Napisano 05-08-2015, 18:05
Naoko
Zastanawiam się czy to na pewno Twoja walka. Wiem, ze zawsze służysz radą, ale sama chyba zapomniałaś trochę o tym. Od strony technicznej to chyba Twoja najsłabsza walka. Szkoda, bo podoba mi się to w jaki sposób konstruujesz tekst, dodajesz watki z historii Twojej bohaterki (nawiązania do Draxa I flashback) i z tego co obecnie się dzieje. Tym razem wyszło tego trochę za dużo przez co rzeczywiście Dann i jego pojawienie się wyszło nie do końca interesująco. Starcie było czytelne, jednak bez fajerwerków. W ostatniej walce z Gravershem bardziej się postarałaś. Podsumowując dodałaś ciekawy wpis, natomiast w porównaniu do całości za mało poświeciłaś miejsca dla samego pojedynku. Mam pewność, ze przy okazji kolejnego starcia pokażesz klasę.
Ocena: 6/10
Dann
Od strony technicznej jest lepiej niż u Naoko. Miałeś również ciekawszy pomysł na walkę. Nie do końca przekonało mnie zainicjowanie starcia, czekałem jeszcze na jakieś tortury i więcej Twojego szaleństwa, morderczych intencji. Nie wyczułem ich do końca. Walka była niezła, miała swój klimat i dynamikę. Wydaje mi się, ze mogłeś jednak pokazać nieco więcej mocy obydwu postaci, wyszłoby mocniej a w tym wypadku lepiej. To co napisałeś było czytelne i pozwoliło pokonać Naoko.