Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 2] Curse vs Coltis - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Curse, 20-04-2015, 23:00
 Zamknięty przez Lorgan, 28-04-2015, 23:20

8 odpowiedzi w tym temacie
^Curse   #1 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Curse - 2515道力
Coltis - 2500道力


- Zabić ją!
- Pożałujesz, że się urodziłaś, zdrajczyni!
- Jak ona mogła?! Kasumi? Jak mogłaś?!


Curse obudziła się zlana potem. Przez chwilę wpatrywała się w sufit szeroko otwartymi oczami, odzyskując oddech i nawiązując kontakt z rzeczywistością. Kiedy senna mara opuściła ją na dobre, postanowiła usiąść. W sypialni panował półmrok mącony jedynie nikłą poświatą nocnego miasta, która wdzierała się przez wysokie okno. Znajoma sceneria koiła, ponieważ utwierdzała w przekonaniu, że wszystko szczęśliwie się skończyło. Tożsamość agentki została odrzucona i po wielu latach ciężkiej pracy można było wreszcie odetchnąć z ulgą. Być sobą. Żałosną wymówką, której rozchwiane emocje nie pozwalały wykonać prostego zadania, czy choćby obronić się przed zamachem. Gdyby Yoven nie podał jej własnej krwi, pewnie zginęłaby od ran odniesionych w walce z Lockheartem. Na tę myśl poczuła drapiącą suchość w gardle. Zsunęła stopy na podłogę i sięgnęła po stojącą na szafce butelkę wody, którą następnie opróżniła kilkoma łapczywymi łykami. Kiedy skończyła, cisnęła ją gniewnie na drugi koniec pomieszczenia i ukryła twarz w dłoniach. Rozpuszczone włosy przysłoniły wytatuowane na skroni godło cesarstwa. Po kilku minutach wstała i otworzyła okno, pozwalając powiewom chłodnego wiatru opleść jej nagą, smukłą sylwetkę. Przez dłuższą chwilę patrzyła na spokojne ulice Avalonu i wspomniała Ishimę, w której spędziła ostatnie lata. Wierzchem dłoni otarła wciąż mokre od potu czoło i ruszyła w stronę drzwi. Tuż obok nich, w kącie pod ścianą stał niewielki sejf. Otworzyła go dobrze znaną, kilkucyfrową kombinacją. Z wbudowanej chłodni uleciało zmrożone powietrze, ukazując kilka fiolek z ciemnoczerwoną cieczą. Przesunęła czule palcami po każdej z nich, upewniając się, czy są na swoim miejscu. Wolna przestrzeń czekała na nadchodzące zdobycze. Zegarek na ścianie wskazywał wpół do czwartej. Postanowiła wziąć prysznic i wyruszyć w drogę nico wcześniej niż początkowo planowała.

***


- Czas się wziąć do roboty, Kasumi.
- A co według ciebie robię od kilku miesięcy?
- Nie to mam na myśli - sprostował poważnym tonem Raphael. - Powinnaś dokończyć szkolenie. Nadchodzą ciężkie czasy. Pełne walki. Musisz być doskonale przygotowana.
- Robię, co mogę.
- To za mało. - Podał jej zwinięty w rulonik kawałek papieru. - Znajdź ich, pokonaj i zdobądź próbki krwi.
Domyślała się do czego to zmierza.
- Nie zabijaj, jeśli będziesz miała wybór. W przyszłości mogą okazać się pomocni - kontynuował. - Poznaj moce, wzorce zachowania i style walki. Sama nie zdradzaj zbyt wiele. Używaj różnych zdolności, żeby utrudnić identyfikację ich źródła. Krew to twój najsłabszy punkt, dlatego nikt nie może wiedzieć, że jej potrzebujesz. Zdobędziemy w ten sposób przewagę na przyszłość.
- Ja zdobędę.
- Oczywiście. Ty zdobędziesz.
Na kartce widniały cztery nazwiska.

***


Świtało, kiedy Curse dotarła do niewielkiej kamienicy wtopionej w zadrzewiony skwer. Za kilka tygodni, kiedy wiosna zagości w Nibirze, okolica powinna stać się bardzo przyjemna.
Zapukała do drzwi mieszkania, które wedle obowiązującej numeracji powinno być szóstką, pomimo że na gwoździku smętnie kołysała się dziewiątka. Nikt nie otworzył, więc powtórzyła. Mocniej. Odczekała chwilę, przestępując z nogi na nogę, kiedy z wnętrza dobiegło niemrawe "idę". Po kolejnej, dłużącej się minucie drzwi otworzyły się, ukazując zaspanego, przecierającego dłonią oko Yovena. Witał gościa w samych bokserkach.
- Nie mogłeś chociaż założyć szlafroka? - Zapytała Curse, wchodząc do mieszkania.
Rudzielec jedynie zerknął zdegustowany na stertę ubrań w łazience.
- Co tu robisz w środku nocy? - Stłumił ziewnięcie.
- Masz to, o co prosiłam?
Usiadła przy stole i odpaliła papierosa. W tym czasie Yoven, głośno wyrażając swoje niezadowolenie, założył względnie świeżą koszulkę i wygrzebał z plecaka małe zawiniątko. Podał je Kasumi, a następnie opadł ciężko na krzesło obok.
- Jeżeli mam być szczery, nie wiem czy to zadziała - stwierdził.
- Zobaczymy.
Rozwiązała woreczek i zajrzała do środka, potrząsając zawartością. Kilka umieszczonych wewnątrz brunatnych tabletek zapachniało słodko i metalicznie zarazem. Wrzuciła je do kieszeni i zaciągnęła się mentolowym dymem.
- Nie pal tu... A zresztą... - Machnął ręką, uśmiechając się pod nosem. - Jestem trochę zawiedziony. Myślałem, że będziesz wpijała się we mnie kłami i wysysała krew niczym wampir! - Ostatnie słowo przeciągnął teatralnie i zastygł w dziwnej pozie, obnażając zęby.
Kasumi uniosła brew i obrzuciła go sceptycznym spojrzeniem.
- Fantazjujesz na mój temat?
Wyszczerzył zęby w typowym dla siebie uśmiechu.
- Nie wmówisz mi, że picie krwi nie sprawia ci przyjemności.
- Przechodzą mnie ciarki, jak sobie wyobrażam, co naopowiadał ci Raphael. Sądzisz, że popijam wieczorami krwawe drinki z palemką?
- Pewnie jak już coś popijasz, to krwiste steki.
- Przynajmniej wiem, co jem.
Spojrzeli na siebie i jednocześnie wybuchli śmiechem.

***


- Atsushi Coltis, ten Babilończyk.
- Tak. Ten, którego osobiście przekonałaś do udziału w ataku na fabrykę Draugów.
Już dawno przestała się zastanawiać, skąd Raphael znał takie szczegóły jej życia. Zupełnie jakby przesiadywał w jej głowie i widział świat jej oczami.
- Zlokalizuj go dla mnie - poprosiła.
- To twoje zadanie.
- Moim zadaniem jest walka, nie zabawa w detektywa.
- Nie należysz przypadkiem do pionu wywiadowczego?
- Wywiad nie szuka wiatru w polu, tylko wykorzystuje swoje kontakty. To właśnie robię.

***


Mogła poprosić Raphaela o namierzenie Kito Genkaku. Mogła również w ogóle nie angażować go w tę sprawę. Intuicja mówiła jednak, że powinna przynajmniej porozmawiać z najbardziej poszukiwanym człowiekiem na świecie. Takie znajomości warto utrzymywać.
Historia z Kayzerem Soze, w którą została uwikłana jeszcze w Sanbetsu, od początku śmierdziała podstępem. Nie zdziwiła się więc, kiedy nagijscy przełożeni polecili jej bierność i ewentualny sabotaż działań mających na celu zakończenie śledztwa. Jednak fakt, że to sanbetański generał uplótł intrygę i stał się światowej sławy przestępcą wciąż wzbudzał w niej duże emocje. Zwłaszcza, że go polubiła. Właśnie dlatego starała się nie zacieśniać więzów z żadnym ze swoich współpracowników i planować następne posunięcia przy pomocy chłodnych kalkulacji.
Udział w tamtym dochodzeniu kryminalnym, nawet jeżeli jedynie pośredni, dał jej wartościowy trop, który postanowiła wykorzystać. Próba odnalezienia właściciela domu, w którym Kayzer Soze nagrywał swoje wiadomości zakończyła się, przy jej drobnym braku pomocy, fiaskiem. Wiedziała, że w obecnej sytuacji, Genkaku musiał mieć jakąś przykrywkę, a skoro tak łatwo było mu podszyć się pod terrorystę i zwieść swoich podkomendnych, być może teraz posługiwał się tożsamością właściciela domu. Szybko znalazła w sieci numer telefonu należący do Kito Torimoko.
Gdy, zgodnie z jej oczekiwaniami, po kilku sygnałach odezwał się sygnał automatycznej sekretarki, nagrała krótką wiadomość:
"Wujku Kito, dzieci się za tobą stęskniły po ostatnim nurkowaniu. Zwłaszcza Loki. Odezwij się, proszę. Pamiętasz adres? Wszystkiedziecishiona[at]yamail.com"
Pozostawało jej czekać. Tak czy inaczej, za kilka dni planowała być w Arkadii.

***


- Dlaczego wybrałeś akurat tę czwórkę?
- Nie wiesz?
- Bo sami chętnie rozszarpaliby mnie na strzępy?
- Nie można lekceważyć żądzy zemsty. Prędzej czy później będą chcieli cię zniszczyć i nie możesz dać się zaskoczyć. Lepiej być myśliwym niż zwierzyną.

***


Podróż do stolicy Babilonu trwała całe przedpołudnie i przyprawiła Curse o mdłości. Zorganizowała sobie wcześniej fałszywe dokumenty i wybrała jeden z najtańszych lotów, którym trafiła na jakieś niewielkie lotnisko w okolicach Semphyry. Wysłużony samolot wydawał przez całą podróż niepokojące odgłosy i kilka razy wstrząsnęły nim silne turbulencje. Po kolejnych kilku godzinach jazdy pociągiem znalazła się gdzieś w świeckiej części Arkadii i wyruszyła w umówione miejsce. Zapobiegawczo związała włosy w niski kucyk tak, aby zasłaniały tatuaż. Założyła też okulary przeciwsłoneczne, które zważywszy na intensywne, wiosenne słońce, wydawały się całkowicie naturalnym dodatkiem. Gdyby ktoś miał ją rozpoznać, to najprędzej zealota ze zdolnością odróżniania nadludzi od ludzi, więc większy kamuflaż nie miał sensu.
Nie była w nastroju do zwiedzania, ale musiała przyznać, że stolica Babilonu robiła ogromne wrażenie. Ponad budynkami na peryferiach lśniła złota kopuła przypominająca perłę. Z jednej strony należało docenić formę i prezencję "Boskiego Oka", z drugiej zaś wszystko, co Nagijka wiedziała o centrum Arkadii powodowało, że włos jeżył się jej na głowie. Spotkała już w swoim życiu kilku fanatycznych wyznawców Lumena, którzy mocno zaszli jej za skórę, a teraz stała tuż obok epicentrum tej zarazy. Jeżeli piekło w ogóle istniało, musiało znajdować się tam, wewnątrz.
Czekając niedaleko wejścia na lotnisko Hermesa, kolejny raz intensywnie analizowała działania. Miała nadzieję, że z pomocą Genkaku, plotka o jej pojawieniu się w Arkadii zdążyła dotrzeć do odpowiednich osób, nie alarmując przy okazji połowy miasta. Liczyła się z wieloma niespodziankami, ale po szybkiej kalkulacji doszła do wniosku, że szanse powodzenia są wystarczające. Z zamyślenia wyrwało ją klepnięcie w ramię.
- Nie główkuj tyle - powiedział zadziornie Yoven.
- Ktoś musi.
Od razu zabrała mu z ręki torbę podróżną, oddaliła się od kamer i zajrzała do środka. Katany i dodatkowy sprzęt był na miejscu. Mimo że była w stanie obronić się równie dobrze z nimi jak i bez nich, dodawały poczucia bezpieczeństwa i cieszyła się, że znowu są blisko. Sama nie chciała ryzykować na lotnisku, więc oddała je pod opiekę swojemu towarzyszowi. Nawet gdyby tak jak on, miała fałszywe papiery pozwalające na przewóz broni, wolała nie wzbudzać zbyt wielkiego zainteresowania. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.
Rozdzielili się po krótkiej rozmowie, by nikt ich nie zaczął ze sobą kojarzyć. Chłopak od razu ruszył w stronę dzielnicy produkcyjnej, a Curse pozostało udać się do knajpy o uroczej nazwie "Złoty Miś", gdzie rzekomo miała spotkać się z partnerem biznesowym. Tuż przed wejściem poczuła, że jest obserwowana, ale było za wcześnie na nerwy. Wiedząc, że przynęta zadziałała, weszła do pubu, usiadła dosłownie na chwilę w jednym z narożnych boksów i zostawiła na siedzeniu pustą kopertę. Tak na wszelki wypadek. Kilka minut później, cały czas czując na plecach wzrok obserwatora, szła już w kierunku Yovena i wybierała jego numer w telefonie.
- Przesyłka w drodze - powiedziała, odwracając dyskretnie głowę tak, aby sprawiać wrażenie wyjątkowo czujnej.
- Wysyłam lokalizację na beeper.
Całą drogę nie mogła pozbyć się myśli, że przewaga liczebna przeciwników może być większym utrudnieniem, niż początkowo założyła, ale podczas krótkiego spaceru nic się nie stało. Podeszła do żelaznej bramy oddzielającej ją od terenu nieczynnego zakładu produkcyjnego, zdjęła otwartą wcześniej kłódkę, a po przedostaniu się na drugą stronę ogrodzenia, założyła ją z powrotem, zatrzaskując przy okazji. Rzuciła się biegiem do największego z budynków, lokalizując w nim przy okazji swojego towarzysza.
Do starcia miało dojść we wnętrzu ogromnej, cichej hali. Wygrzebała ukryte między taśmami produkcyjnymi katany i przysiadła na jakiejś niskiej ladzie. Już po chwili poczuła jedną, zbliżającą się do wejścia osobę, a zaraz potem drugą, wędrującą wzdłuż wschodniej ściany. Nie musiała długo czekać na pojawienie się Blighta. Wkroczył bezgłośnie, ale tak pewnie, że Kasumi na chwilę straciła rezon. Druga osoba przemieszczała się szybko i po chwili również znajdowała w budynku. Po trzecim członku wrogiego zespołu wciąż nie było śladu.
- No dalej, Tora! - Coltis krzyknął w przestrzeń. - Pokaż się i zawalczmy, skoro tego chciałaś!
Czuła, że ukryty nieprzyjaciel zatrzymał się kilkanaście metrów od niej i czeka w napięciu. Yoven tkwił w bezruchu na wyższym poziomie metalowej antresoli. Nie było sensu dalszej zwłoki. Kasumi wyszła z cienia, obracając powoli trzymanymi w dłoniach katanami.
- Tu jesteś, Wiedźmo!
Ubrany w garnitur, długowłosy mężczyzna, stojący po drugiej stronie hali, uśmiechał się lekko i Curse w ostatniej chwili zorientowała się, że jest skoncentrowany. Gdy w jej stronę pomknął po podłodze jasny pocisk, zdołała uskoczyć i schować się za najbliższą taśmą produkcyjną, zmniejszając przy okazji dystans do ukrytego wroga. Po kilku sekundach, gdy zobaczyła, że podłoga pod jej stopami zaczyna rdzewieć, było już za późno. Ogromne ręce złożone z kawałków betonu i różnorodnego złomu złapały ją i zacisnęły się szczelnie. W tym samym czasie, w zasięgu Ousei pojawiła się trzecia, brakująca osoba. Kasumi dała znak Yovenowi delikatnym ruchem głowy. Nadszedł czas zrealizować kolejny etap planu.
W jednej chwili zgasły lampy, pogrążając halę w całkowitej ciemności. Rycerka bez trudu skupiła się na przyspieszonym tętnie swoich przeciwników, a trzymające ją, przeżarte rdzą ręce rozsypały się w proch. Nie tracąc czasu, doskoczyła do kryjówki najbliższego celu, chcąc wyeliminować go najszybciej, jak to możliwe. Zaskoczona Lolita oddała na ślepo kilka strzałów, z których jeden musnął bark. Z niezbyt poważnej rany nagle wyrosły czarne pnącza, które całkowicie oplotły ramię, szyję i część klatki piersiowej Kasumi. Nie dała ona jednak za wygraną i uderzyła nieskrępowanym do końca łokciem prosto w pierś filigranowej oponentki, wytrącając ją z równowagi. Wykorzystując chwilową przewagę, poprawiła płynnym uderzeniem płazem wolnej katany w skroń, rozbijając ją krwawo i tym samym pozbawiając Coltisa ewentualnego wsparcia z dystansu. Pnącza rozpadły się niedługo później.
- Nie mogłaś po prostu zadzwonić? - Odezwał się nagle gdzieś z oddali Blight. - Umówić się na spotkanie i tak dalej... To ostatnio modne. Przyjąłbym zaproszenie, wiesz?
Curse bezgłośnie przesuwała się wolnymi krokami w stronę wyjścia, okrążając Babilończyka. W międzyczasie przyłożyła zakrwawione ostrze do własnej rany tak, aby mieć kontrolę nad Lolitą w razie, gdyby ta się jednak ocknęła. Zaniepokoił ją nieco fakt, że trzeci przeciwnik również gdzieś wędruje, ale chwilowo nie miała na to wpływu. Coltis też próbował się przemieścić, ale bardziej wyczekiwał tego, co planuje dla niego Nagijka. Poza chwilowym wytrąceniem z równowagi wywołanym zgaszeniem świateł, wciąż wydawał się zaskakująco spokojny.
- Daj już spokój z zabawą w chowanego - odezwał się znowu. - I tak prędzej czy później oberwie ci się za te gierki. A ja wiem o tobie wszystko, co muszę wiedzieć, żebyś nie miała tyle szczęścia, co w tej przeklętej fabryce.
Dopiero teraz wyczuła lekkie przyspieszenie pulsu.
- Właściwie to się cieszę, że sama do mnie przyszłaś - ciągnął, gotowy w każdej chwili zaatakować. - Ale angażowanie w to Genkaku? Ten to ma dopiero powodzenie.
Znając jego dokładne położenie mogła właściwie w dowolnym momencie wystrzelić z Ryoushi strzałkę, spowodować paraliż, a potem dokończyć dzieło mieczem. Nie o to jednak chodziło. Zachowanie jej przeciwnika było powodowane albo szaleństwem, albo całkowitą pewnością, że to starcie jest dla niego wygrane. Chciała poznać powód.
Stał pośrodku hali w delikatnej łunie światła, rzucając długi cień. Aktywowała niewidzialność kombinezonu i całkowicie znikając w ciemnościach, w paru krokach pokonała dzielącą ich odległość. Cięła przez tułów, tuż nad biodrem, po czym zrobiła szybki zwrot i poprawiła przez plecy. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości zauważyła, że żadne z ostrzy nie nosi na sobie nowej krwi. Jej ataki były zbyt płytkie. Dobiegł ją cichy śmiech zealoty.
- No dobrze - powiedział po chwili zupełnie poważnie. - Znudziło mi się, wychodzę.
I ruszył w stronę wyjścia. Kasumi zaatakowała ponownie, tym razem chcąc przebić się przez to, co chroniło Coltisa. Dosłownie ułamek sekundy przed wzięciem zamachu usłyszała trzy strzały, z których jeden trafił zaskoczonego Babilończyka w ramię. Rycerka dokończyła atak, ale zamiast po prostu ciąć, zmieniła kroki, wybiła się i kopniakiem posłała mężczyznę na ziemię. Przytrzymała przez moment jego krwawiące ramię i znów zniknęła w ciemności. Wiedziała, że jest wściekły, ale szybko się opanowywał. Zbliżając dłoń do ust zrobiła to, co musiała.
Czuła się jak na kolejce górskiej. Nowe możliwości wypełniały w błyskawicznym tempie każde naczynie krwionośne, każdą komórkę i każdą tkankę. Mózg odkrywał nieznane jej wcześniej myśli, tworzące niesamowitą, pociągającą całość, pozwalając jej zrozumieć i wykorzystać to, co było wcześniej niedostępne. Mnogość doznań, która towarzyszyła Połączeniu za każdym razem zaskakiwała ją tak samo jak pierwszym. Nawet znając osobę, z którą łączyła się krwią, zawsze uderzała ją odmienność myśli, którą w sobie nosiła. Zakręciło się jej w głowie. Połączenie nie gwarantowało całkowitego zrozumienia ale chaos, który dotarł do jej głowy był przerażający. Nie wiedziała jak długo wpatrywała się w przestrzeń, próbując wyłapać sensowny ciąg myślowy i zdobyć punkt zaczepienia. W końcu zamknęła oczy i w plączących się w jej głowie obcych myślach złapała jedną i postanowiła ją wykorzystać.
- Przyznaję, nie sądziłem, że zdobędziesz sobie pomocnika - odezwał się znowu Blight, nieco bardziej jadowicie niż wcześniej. - Gratuluję.
Następnie Curse poczuła z każdej strony wzmożony ruch. Nieprzytomna do tej pory Lolita budziła się i szybko wracała do siebie, trzeci Babilończyk mknął po metalowej rampie w stronę Yovena, a Coltis wyskoczył niczym poparzony przed budynek. Rycerka ruszyła za tym ostatnim, ale po zrobieniu kilku kroków, zobaczyła jak na wyższym poziomie jaśnieje postać, oświetlając przy okazji znajomą jej rudą czuprynę. Nie zdążyła zrobić nic, by temu zapobiec i dwaj mężczyźni zniknęli wraz z poświatą.
Lekko rozdrażniony Blight czekał kilkadziesiąt metrów przed wejściem na dużym, brukowanym placu, a podłoże wokół niego stopniowo pękało i niszczało. Zaraz za Kasumi, z budynku wybiegła również wciąż słaba Lolita, celując w nią dwoma glockami.
- Jesteś wreszcie, Pszczółko - powiedział na jej widok zealota.
- Było tak nudno, że ucięłam sobie drzemkę - odparła dziewczyna, wzruszając ramionami.
- Co teraz? - Zwrócił się do Nagijki. - Dotkniesz mnie swoimi magicznymi, brudnymi rączkami i zrobisz kuku?
Szedł w jej kierunku w towarzystwie pękającego pod każdym krokiem bruku.
- To moja domena - ciągnął. - Pokażę ci, jak to się robi. Na prawdę nie wiem, dlaczego ktoś wybrał na szpiega tak słabego nadczłowieka.
Westchnął teatralnie, będąc już w odległości jedynie kilku metrów od Kasumi, która wiedziała co stanie się za chwilę. Widziała oczami wyobraźni co chciał jej zrobić, a co zrobił niedawno komuś znacznie silniejszemu od niej. Ten obraz w jego głowie krzyczał i chciał stać się rzeczywistością. Jeszcze chwila, jeszcze moment... Dzielił ich tylko metr.
Skupiona na bijącym za nią sercu Lolity, wyobraziła sobie w odchodzących od niego naczyniach krwionośnych błyskawicznie zachodzą reakcje chemiczne i w tej samej sekundzie ręce Babilonki zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Zdążyła zauważyć zaskoczenie w oczach stojącego przed nią Blighta i dodała od siebie nieco więcej wyrafinowania. Jednocześnie Stingee zaczęła ciężko oddychać, momentalnie tracąc czujność, a Coltis wyciągnął dłoń, rozpoczynając inkantację.
- Sono taisetsu na...
Urwał w połowie, bo Curse zniknęła mu sprzed oczu i pojawiając za jego plecami, kopnęła go mocno w krzyż. Zatoczył się i chciał zaatakować, ale rycerka cięła go głęboko pod kolanem, a potem drugi raz, wkładając w to całą siłę, pod żebrami. Musiał mieć na sobie jakiegoś rodzaju magiczną ochronę, bo jej ataki okazały się nie być tak groźne, jak powinny. Wystarczyły jednak, by na chwilę wyłączyć go z gry. Widząc swojego partnera na ziemi, Lolita próbowała zebrać siły i oddać strzał, ale Curse skutecznie pozbawiła ją tej możliwości pozwalając, aby częściowy niedowład rozprzestrzenił się na większą część ciała. Dziewczyna opadła bezwładnie na ziemię.
Kasumi podeszła do niej i na wszelki wypadek kopnęła oba pistolety, wysyłając je kilka metrów dalej. Odwracając się do Blighta, wyczuła jego złość i myśl o pędzącej ku niej destrukcyjnej nici, więc wykonała szybki unik, a zaklęcie pomknęło wprost do Lolity. Towarzyszka Babilończyka wydała z siebie zduszony krzyk, ale czar natychmiast ustał. Coltis natomiast, kipiąc wściekłością, próbował znowu wstać i zaatakować. Curse po raz ostatni tego dnia zbliżyła się do niego i z całej siły, wykonując po drodze zwody, uderzyła go pięścią w brzuch, podcięła nogi i rzuciła całym ciężarem na ziemię. Katanami przebiła oba barki, przygwożdżając do podłoża. Wiedziała, że dalej się nie poddał, więc szybkim ruchem przejechała dłonią po swojej ranie, a potem złapała jego ramię w miejscu postrzału. W mgnieniu oka wywołała w jego ciele drgawki a potem, wyjmując swoje katany i odsuwając się nieco, pozwoliła mu podzielić los partnerki i wyłączyła pełną kontrolę nad kończynami. Wykrwawiał się i nie pomagały mu nawet zdolności lecznicze, które załatały pierwsze rany. Tracił przytomność. Sięgnęła po malutką probówkę, przyłożyła ją do jednej z wciąż krwawiących ran i częściowo napełniła. Wtedy właśnie w jej głowie zrodził się pomysł na broń, która niebawem miała stać się jej wierną towarzyszką.
Wyciągnęła telefon i połączyła się z Yovenem.
- Jesteś cała? - Rzucił natychmiast do słuchawki.
- Tak, a ty?
- Tak, udało mi się uziemić tego teleportującego się blondynka. Jestem niedaleko, już idę.
Spotkali się w przy bramie na teren fabryki, gdzie Curse z czułością polerowała ostrze katany.
- Masz krew? - Zapytał, podchodząc.
- Tak.
- Czyli wreszcie wypełnisz tę swoją lodóweczkę czymś więcej niż moją miksturą leczniczą – stwierdził wesoło.
Kasumi nie spojrzała na niego, odpalając papierosa.
- A co z tymi pigułkami? Nie zadziałały czy ich nie użyłaś?
- Nie użyłam, ale nie martw się, na pewno jeszcze się przydadzą.
- Nie martwię się, bo dzięki temu mogłem się poskładać, po tym jak ten koleś wysadził dom, do którego się przenieśliśmy.
Dopiero teraz zerknęła na jego bladą twarz. Choć brzmiał normalnie, wyglądał bardzo źle.
- Wracajmy do domu - powiedziała.
   
Profil PW Email
 
 
RESET2_Coltis   #2 


Poziom: Ikkitousen
Posty: 91
Dołączył: 08 Lis 2015

Coltis 2500道力
Curse 2515道力

Miasto Higure było ostatnio świadkiem wielu wstrząsających wydarzeń. Niektóre, takie jak protesty i zamieszki, stanowiły jedynie eskalację tego, co działo się tu każdego dnia. Obywatele, niezadowoleni z ciemnych barw osobistego życia, po prostu brali czasem sprawy w swoje ręce. Zdarzały się jednak znacznie ciekawsze rzeczy, jak polityczna rozgrywka, która kosztowała życie kandydata na prezydenta Sanbetsu. Jedynie ten incydent mógł przyćmić na chwilę interesy odbywające się w cieniach, pośród starych, opuszczonych fabryk i magazynów, przejętych przez miejskie gangi przemytników oraz kartele narkotykowe. Skorumpowana władza przymykała na to oko, częściowo z rozsądku. Drugim głównym powodem była bezsilność. Odkąd nieznany sprawca dokonał zamachu, podwojono wysiłki aby utrzymać przynajmniej prowizoryczny porządek. Kolejnym sprawdzianem skuteczności policji miał się okazać trwający właśnie koncert industrialowy. Tysiące fanów ściągnęły z całego świata, by posłuchać na żywo muzyki, od której normalnemu człowiekowi cierpną uszy. Gatunek doskonale wpisywał się w przemysłową naturę miasta, gorzej było z przyjezdnymi. Tłumy ludzi odzianych w skóry, neonowe zawieszki, z twarzami ukrytymi pod grubą warstwą białej i czarnej farby oraz włosami ufarbowanymi na wszystkie kolory tęczy, wymagały ścisłego nadzoru. Nie brakowało wśród nich osobników agresywnych ponad miarę, uznających każde krzywe spojrzenie za pretekst do bójki. Fala miłośników artysty, znanego jako Davyd Butcher, sunęła z lotniska prosto w kierunku dawnej fabryki, przerobionej na salę koncertową. Show już się zaczął, goście gwiazdy wieczoru dawali niezły popis, rozgrzewając publikę przed głównym daniem. Pośród wielobarwnego tłumu kroczył szczupły mężczyzna w nabijanej ćwiekami kurtce. Długie włosy zaczesane miał na lewą stronę, a wokół oczu wymalował sobie czarne kręgi, przywodzące na myśl puste oczodoły czaszki. Uśmiechał się pod nosem. Przez ukrytą w uchu słuchawkę odebrał wiadomość od wspólniczki, śledzącej tłum z dachu wieżowca.
- Blight. Mam dwie wiadomości.
- Dobra jest taka, że koncert jest zbyt małym wydarzeniem, żeby interesowało się nim RG?
- Trafiłeś, ani śladu agentów – potwierdziła Stingbee. - Druga jest jeszcze lepsza. Mój scouter odczytał obecność istoty o poziomie douriki dorównującym twojemu.
- Nikt normalny nie cieszyłby się z takiej niespodzianki. Całe szczęście, że nie jesteśmy normalni. Wiemy kto to jest?
- Chwilę trwało, zanim maszyna dopasowała rysopis, ale wiedziałam od początku, że to nadczłowiek.
- Twoja zdolność wykrywania mutantów w połączeniu z sokolim wzrokiem to świetna rzecz. Zgaduję, że znalazłaś pasujący wpis w bazie danych.
- To Kasumi Tora. Ubrała się jak nastolatka na metalową imprezę. W sumie nawet pasuje.
- Przypomnij, żebym kupił ci paczkę żelków jak skończymy. Poprawiłaś mi humor na co najmniej tydzień.

***

Po zdradzie generała Genkaku wywiad Sanbetsu pogrążył się w chaosie. Nie można już było zaufać nikomu. Kasumi Tora, znana pod kryptonimem "Curse", wbiła ostatni gwóźdź do trumny, tuż po tym jak agent Tekkey poczynił kroki, by wyprostować cały ten bałagan. Wybrała bardzo dramatyczny moment. Gdyby na przykład przyjacielowi Kito udało się ją dopaść, byłaby zimnym trupem od kilku tygodni. Teraz nagijska dywersantka znajdowała się na czarnej liście Babilonu, Sanbetsu i nie wiadomo kogo jeszcze. Za cenę potencjalnej przeszkody w wypełnieniu zadania Blight miał okazję dorwać ją jako pierwszy. Był z tego powodu bardzo zadowolony, wręcz ekstatycznie. Wszedł na koncert po wstępnym przeszukaniu. Od razu został porwany przez tłum ryczący z pamięci słowa jakiejś piosenki. Tekstu nie dało się zrozumieć nawet wtedy, gdy śpiewał go wokalista zespołu. Pod ścianą, niedaleko sceny, stał facet ze świecącym zielonym czubem na głowie. Na lewej skroni miał tatuaż w kształcie paszczy jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Tych cech charakterystycznych Blight miał wypatrywać. Podszedł i przywitał się.
- Vintried? Jestem Tetsuo, umawialiśmy się, że załatwisz mi sprzęt.
Muzyka grała przeraźliwie głośno. Trzeba było krzyczeć, by się porozumieć. Vintried skinął głową, zamiast odpowiedzieć. Wskazał drzwi za barierkami pilnowanymi przez ochroniarzy. Machnął ręką do jednego z nich i kazał przepuścić interesanta. W tym czasie Kasumi Tora przedzierała się przez zgraję spoconych metalowców i technomaniaków. Każdy z nich przynajmniej na chwilę zawiesił oko na jej obszernym biuście, a kilku nawet próbowało sięgnąć. Nienajbrzydsza na sali twarz stanowiła przyjemny dodatek. Oczywiście wycofywali się szybko pod morderczym spojrzeniem, jakie serwowała im Curse. Zanim zdążyła dotrzeć do czubatego mężczyzny ten zdążył przepuścić kogoś na zaplecze, człowieka wyglądającego podejrzanie znajomo.
- Jesteś Vintried, prawda? - zagaiła.
- Zależy kto pyta.
- Bloody Witch – odpowiedziała ze zrezygnowanym westchnięciem. Niepotrzebnie chwaliła się Yovenowi swoim przezwiskiem, uknutym przez spotkanego zealotę. Jej rudy partner uznał to za szalenie zabawne i wykorzystał, by ustawić spotkanie z handlarzem bronią. Taki był cel misji – odebrać paczkę z technologią Sanbetsu.
- Przykro mi dziecinko, Rzeźnik już znalazł kupca. Spóźniłaś się o jakieś pół minuty – skwitował, zerkając na podświetlaną tarczę zegarka.
- Ten ciemnowłosy, który zniknął za tamtymi drzwiami?
- Ten sam. Mam polecenie nikogo więcej nie wpuszczać.
- Cholera.
Curse zasępiła się. Sięgnęła po papierosa.
- Masz ogień?
Vintried wyciągnął zapalniczkę w jej kierunku. Dziewczyna zamiast tego pochwyciła nadgarstek, wykręciła rękę odźwiernego do tyłu i wyciągnęła przedmiot z zaciśniętych palców. Przedramię czubatego ogarnęło nieznośne, piekące uczucie. Zacisnął zęby.
- Szalona! Nie widzisz, że pełno tu ochroniarzy? Zaraz któryś wyciągnie spluwę i rozwali ci łeb.
- Akurat. Będą strzelać w tym tłumie? Nie sądzę. Poza tym chyba żaden nie ma broni, nie licząc pałek i taserów, a z tym sobie poradzę.
Curse wyciągnęła ukryty sztylet. Szybkim ruchem nacięła skórę człowieka z tatuażem.
- Cholera. Co ty wyprawiasz, wariatko?
- Uczę się. Na razie. Nie próbuj nikogo alarmować, bo wrócę tu i będę jeszcze mniej miła.

***

Kasumi niemal wybiegła z fabryki, w której odbywał się koncert. Yoven czekał na zewnątrz, gotowy do interwencji, gdyby okazała się potrzebna. Jego piegowata twarz rozświetliła się uśmiechem na widok partnerki.
- To dokąd teraz?
- Donikąd. Ktoś nas uprzedził.
Dziewczyna zlizała ze sztyletu krew, którą przed chwilą zdobyła. W jej głowie zaczęły formować się mgliste myśli Vintrieda.
- Mamy jeszcze trochę czasu. Odźwierny nie wszczął alarmu, chociaż wciąż to rozważa. Wydaje mu się, że do jego szefa prowadzi tylko jedna droga. Ograniczony palant. Nawet stąd widzę, że można się wedrzeć przez któreś z tych wysokich okien.
- Na pewno nie spodziewał się, że weźmiesz ze sobą sprzęt do wspinaczki. Idź, będę cię ubezpieczał. Co zrobisz, jak spotkasz Rzeźnika?
- Przebiję ofertę człowieka, który wszedł pierwszy... albo ich wszystkich potnę, nie zdecydowałam jeszcze.
- W takim razie przydadzą ci się twoje miecze.
Rudzielec wesoło rzucił Torze katanę i monoostrze, które przechował na wszelki wypadek na zewnątrz budynku.

***

Coltis śmiało wszedł do pomieszczenia wolnym krokiem. Uważnie obserwował uzbrojonych w pistolety ochroniarzy. Odwzajemniali spojrzenie. Jeden z nich przywdział na twarz zacięty wyraz głębokiej pogardy. Blight pokazał mu język, wystawiając go na całą długość. Dziś miał ochotę igrać z ogniem. Czuł się świetnie. Przeczuwał, że lada chwila dogoni go Curse. Plotki o zainteresowaniu stron trzecich zamówionym sprzętem okazały się prawdziwe. Rzeźnik lubił takie zabawy. Czasem wygrywał ten, kto da więcej. Innym razem zwyciężał po prostu szybszy.
- Tetsuo, miło cię widzieć – przemówił młody blondyn w czarnym, dopasowanym stroju. Zakładał właśnie rękawice nabite kolcami. - Zaraz mam koncert, więc pozwolisz, że załatwimy sprawę ekspresowo.
Davyd Butcher otworzył laptopa i obrócił w kierunku gościa. Oprócz wziętego (w pewnych kręgach) muzyka, był również dilerem broni. Miał swoje sposoby na przemyt, a transakcje załatwiał niemalże w świetle lamp scenicznych – tam, gdzie żaden inny by się nie odważył. Bez problemu wnosił sprzęt ukryty pośród rekwizytów. To, jak kontrahent go wydostanie, było mu zupełnie obojętne. W razie czego zawsze mógł udać ignorancję i wysłać osobistą ochronę do schwytania "przestępcy". Kilku nieostrożnych już tak skończyło.
- Znasz zasady. Dokonaj transferu środków i walizka jest twoja. Cieszę się, że przybyłeś. Nasza druga opcja była dość niepewna.
- A jednak się pojawiła Davydzie – odezwał się w końcu Coltis, nie kryjąc zadowolenia.
- Doprawdy? Będzie musiała obejść się smakiem. Nie mam dziś czasu na aukcję – odparł przemytnik zakładając białą maskę, ozdobioną plamami imitującymi krew. W tym momencie z głośnym trzaskiem pękła okienna szyba. Do pomieszczenia wturlała się kobieta w skórzanej kurtce. Kilka szklanych odłamków utkwiło w jej rękawie. Zanim ochroniarze zdążyli otworzyć ogień, dopadła jednego z nich i nadziała na swoją katanę. Posłużył za tarczę, gdy pozostali rozpoczęli ostrzał. Truchło podskakiwało konwulsyjnie jeszcze przez parę sekund, karmione rozgrzanym ołowiem, nim Rzeźnik dał znak.
- Wstrzymać ostrzał! Broń w pogotowiu! - wydarł się na całe gardło. - Niepotrzebny mi tu większy burdel. Dziś jestem nastawiony na zysk, nie na straty. Może się przedstawisz, intruzie?
Zapadła brzemienna cisza. Blight oderwał się od ekranu komputera, wyprostował powoli i odwrócił.
- Jak miło że znów na siebie wpadamy, Tora – powiedział mrużąc oczy i prezentując uśmiech ukazujący zęby. W połączeniu z jego umalowaną twarzą efekt był upiorny.
- Asuman. Wiedziałam, że skądś znam tą parszywą gębę.
Nagijka nie była dłużna. Również wykrzywiła twarz w wyzywającym grymasie.
- Widzę, że się znacie – przerwał surowym tonem diler. - W takim razie rad byłbym, gdybyście załatwili sprawę na zewnątrz. Przestało mnie to bawić w momencie, gdy ta panna wpadła przez okno.
Jak na rozkaz większość uzbrojonych wycelowało pistolety w Curse. Część jednak wzięła na muszkę Blighta. Rzeźnik podał mu pękatą walizkę i kiwnął głową w stronę drzwi. Nagle zmasakrowane ciało, które zastąpiło Nagijce tarczę, uderzyło głucho o podłogę. Dziewczyna pojawiła się tuż przy muzyku, przystawiając mu katanę do gardła. Krwawa jatka była w tym momencie nieunikniona.
- Osłaniaj mnie, Stingbee – powiedział Coltis i z półobrotu kopnął Davyda Butchera w głowę, posyłając kolejną żywą osłonę prosto na ścianę. Ochroniarze zaczęli strzelać.

***

Podłoga, wyłożona jakimś tanim tworzywem, dosłownie topiła się pod stopami Coltisa. Jeszcze zanim pierwsza kula wyleciała z lufy uniósł dłoń w obronnym geście. Replika jego ręki, wykonana z cuchnącej lepkiej mazi i fragmentów kruszącej się cegły, zdołała pochłonąć większość pocisków. Reszta przeleciała tuż obok, lub próbowała dosięgnąć Tory. Gdyby nie jej refleks, wyglądałaby teraz jak cel podziurawiony babilońskim Judasem z przyłożenia. Zostałaby z niej kupa krwawego mięsa. Szyby zaczęły pękać jedna po drugiej. Stingbee, przyczajona na dachu sąsiedniego budynku, z zegarmistrzowską precyzją likwidowała kolejnych zabijaków Rzeźnika. Ci, którzy pozostali przy życiu, uciekali w popłochu, albo w ślepej furii rzucali się na walczących nieprzyjaciół. Curse unikała ciosów Blighta jak mogła, przy okazji ucinając kończyny i łby wciąż atakującym desperatom. Ręka mężczyzny, który próbował zajść ją od tyłu, pofrunęła przez okno od impetu cięcia. Zealota na chwilę zniknął z pola widzenia, jednak również musiał zająć się jednym z napastników. Zagiął palce w szpony i skrzyżował dłonie, chwytając za twarz nieszczęśnika. Szarpnięciem zdarł z niej prawie całą skórę. Pomieszczenie usłane było teraz martwymi, lub dogorywającymi ludźmi. Jedynie diler dawał jakieś oznaki życia. Próbował wstać, lecz olbrzymia ręka wyrastająca ze ściany wgniotła go z powrotem w posadzkę.
- Leż tam, Butcher. Jeśli ci się poszczęści, to może przeżyjesz naszą małą sprzeczkę. Osobiście nic do ciebie nie mam – powiedział Coltis. Adresat wypowiedzi tylko słabo jęknął.

Kasumi Tora uważnie obserwowała ruchy zealoty i krążyła wokół niego z mieczem gotowym do cięcia. Starała się jednocześnie omijać powierzchnie naruszone magią rozkładu, chociaż było to obecnie niemożliwe. Przeciwnik machnął w powietrzu ręką, jakby odbijał piłeczkę rakietą do tenisa. Właściwy atak nadszedł chwilę później, zza pleców. Próbowała sparować uderzenie ostrzem katany, jednak okazało się zbyt silne. Przetoczyła się przez ramię i wyrzuciła w kierunku Blighta dwa noże. Oba trafiły, choć niedokładnie. Przez policzek zealoty ciągnęły się teraz prawie równoległe rozcięcia. Krwawiły obficie.
- Brawo! Nie spodziewałem się. Gratuluję refleksu.
Przez te słowa przebił się inny dźwięk. O mało go nie przeoczyła w przypływie adrenaliny, a przecież pulsował tak wyraźnie. Powietrze za Nagijką załamywało się w charakterystyczny sposób. Optyczna iluzja przestała działać i ukazała sylwetkę niewysokiej dziewczyny, wspólniczki Blighta. Lolita trzymała Glocka wycelowanego prosto w twarz zdradzieckiej Curse. Zanim zdążyła nacisnąć spust, śmignęło dobyte naprędce ostrze. Półprzezroczysta klinga przebiła elastyczny kombinezon i przygwoździła przebitą rękę do ściany. Z ust Stingbee wydobył się mimowolny okrzyk. Zacisnęła jednak zęby i nacisnęła spust. Pocisk utkwił w konstrukcji budynku, a z otworu natychmiast wystrzeliły opalizujące ciemne pnącza. Niczym macki ośmiornicy porwały głowę Tory w kierunku ceglanego muru. Zaskoczona wojowniczka upuściła miecz i próbowała się wyrwać. Poczuła jak coś chwyta ją za kostki. Po chwili leciała w powietrzu, rzucona z nadludzką siłą przez magiczną replikę ręki Asumana. Wylądowała kręgosłupem na oparciu fotela obok stołu, przy którym odbywała się transakcja. Coś chrupnęło i mebel rozleciał się w drzazgi. Z rozciętego łuku brwiowego ciekła strużka krwi. Curse zmoczyła nią dłoń, rozsmarowując przy okazji karmazynowy płyn po twarzy. Coltis zrobił to samo ze swoją raną. Z raportów Infulentiusa seniora oraz tych dostarczonych przez Genkaku, wiedział, że było to ryzykowne posunięcie. Urok chwili wziął jednak górę nad rozsądkiem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego spotkania – przyznał szczerze. - Przez kilkanaście dni po twojej parszywej zdradzie nie mogłem powstrzymać się od chęci brutalnego mordu na twojej osobie.
- Ty to masz fantazje. Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak ze wszystkimi Babilończykami.
- Wiedz, że już mi przeszło. Po pokonaniu szamana, który był z nami na łodzi, uświadomiłem sobie, że nie muszę się ciebie pozbywać. Byłaś przecież tylko pionkiem w wielkim planie kogoś bystrzejszego.
Torę zamurowało na chwilę. Jeśli Asuman mówił prawdę, to zwyciężył w walce z kimś znacznie potężniejszym niż on sam, a to oznaczało dla niej olbrzymie kłopoty.

***

Yoven czekał cierpliwie w wyznaczonym miejscu. Spodziewał się strzelaniny, ale miał nadzieję, że Curse wyjdzie z niej cało. Trzymał motocykl na chodzie, żeby umożliwić szybką ucieczkę. Zaklął cicho pod nosem, gdy zauważył zbliżającego się człowieka. Młody mężczyzna w rajdowej kurtce szedł w jego kierunku, beztrosko pogwizdując. Odgarnął z czoła purpurowe pasemko, odznaczające się na tle jasnych włosów, a następnie przystanął.
- Hej, rudy! - Krzyknął. Yoven rozejrzał się niespokojnie.
- Tak, ty!
- Co chcesz?
- Jedziesz ze mną – odpowiedział dziwny przechodzień i zaczął nagle lśnić jasnym światłem.
- Cholera – zaklął Nagijczyk, pośpiesznie wyszarpując pistolet z kabury. W oczy uderzył go kalejdoskop oślepiających barw. Zamknął na moment powieki, a gdy je otworzył ujrzał przed sobą długie marmurowe schody oraz sporą grupę ludzi zmierzających nimi w górę. Kilkoro skupiło na nim wzrok, patrząc podejrzliwie. Blondyn stał niedaleko, uśmiechnięty złowieszczo.
- Witaj w Arkadii, mutancie.

***

Kasumi wiedziała poniekąd, co potrafi Asuman. Miała pełną świadomość, że należy się trzymać od niego z daleka. Ironia polegała na tym, że tylko nadludzka zdolność mogła jej pomóc w zwyciężeniu starcia. Przeciwnik nie był zbyt szybki, lecz nadrabiał potężnymi zaklęciami. Dodatkowo miał wsparcie. Gdzie podziewał się teraz Yoven? Czekał grzecznie na jej powrót, czy wpadł w sidła planu Babilończyka? Przypomniała sobie wydarzenia z łodzi podwodnej. Arca Infulentius, trzeci członek zespołu, mógł być tutaj z nimi. N ie miała pojęcia, co tak naprawdę potrafi. Może...
- Arca zabrał twojego przyjaciela do naszego kraju – powiedział Coltis, rozwiewając wątpliwości. - Pewnie zastanawiałaś się, dlaczego nie przybywa ci na ratunek.
- Potrafię o siebie zadbać sama, jeśli trzeba – odparła. Równo z ostatnim słowem wystartowała w kierunku przeciwnika. Nie miał szans zareagować. Stanęła tuż przed nim i zdzieliła go w twarz. Tylko tego potrzebowała. Próbował schwycić jej dłoń, lecz świeża krew sprawiła, że się wyślizgnęła. Po twarzy przebiegł mu spazm bólu.
- Nieźle to sobie wymyśliłaś. Piecze jak jasna cholera – z uznaniem przyznał Blight. Chciał wytrzeć policzek dłonią, lecz się poparzył. Zamiast tego skorzystał z rękawa. Skóra zaskwierczała.
- Nie ma sensu dalej tak stać i czekać, aż wypalisz mnie na wylot, Tora. Popełniłaś ten sam błąd co ja. Dałaś się dotknąć.
Curse poczuła najpierw nieznośne swędzenie, potem zauważyła jak skóra na jej dłoniach zaczyna pękać i ropieć. W niektórych miejscach białko po prostu się ścinało. Zapach był okropny, reakcja nerwów atakowanych rozkładem - jeszcze grosza. Nagijka sięgnęła do kieszeni po niewielką fiolkę i drżącymi rękoma wlała jej zawartość do ust. Rany zaczęły się gwałtownie zasklepiać. Tkanki walczyły z degeneracją. Rozkład powoli przegrywał z leczniczymi właściwościami serum od Yovena, które stanowiła jego własna krew. Był jednak pewien szkopuł – ogromne ilości energii wykorzystywane w tym procesie sprawiały, że Torze pozostało najwyżej kilkadziesiąt sekund nim padnie nieprzytomna ze zmęczenia. Dobywając ostatniego ukrytego w kurtce noża rzuciła się na przeciwnika. Słyszała jego ciężki oddech, spowodowany nagłym skokiem ciśnienia, który wywołała dzięki swojej nadludzkiej mocy. Coltis zachwiał się na nogach. Głowa opadła mu w tył, odsłaniając gardło. Idealnie.

Dwa celne strzały półprzytomnej Lolity pozbawiły Curse złudzeń. Poczuła jak pociski przebijają jej udo i bark. Pnącza utkane z cienia rozrywały tkanki, by wydostać się na zewnątrz i zacisnąć wokół ciała, związując nogi i ręce. Coltis zebrał siły i włożył je w uderzenie, mierząc w podbrzusze. Tora zawisła na jego pięści przez chwilę potrzebną by mógł dokończyć zaklęcie. Poczuła jak jej ciało zostaje kilkukrotnie rozerwane, tylko po to by próbować zrosnąć się dzięki zdolności jej partnera. Z ulgą przywitała utratę przytomności.

***

Coltis wyciągnął monoostrze ze ściany, uwalniając przygwożdżoną Stingbee. Straciła sporo krwi. Zastanawiał się wciąż, jak przemknąć niepostrzeżenie, nie zwracając uwagi służb porządkowych.
- Stingbee, możesz jeszcze iść?
- Ledwo, ale mogę. Pospieszmy się – jęknęła słabo. - Masz walizkę?
- Mam. Zawartość jest cała.
- A Tora?
- Tora jest w strzępach. Nie mam ochoty jej dziś zabijać. – Uśmiechnął się pogodnie. - Są jeszcze inni, którzy chcieliby spróbować. Dajmy im szansę.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #3 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Curse,
Pamiętasz jak niedawno pisałem, że walka z Lockheartem była twoją najlepszą? No cóż, już nie aktualne. Jestem pod wielkim wrażeniem, tego jak szybko i skutecznie byłaś w stanie wyciągnąć właściwe wnioski z ocen poprzedniego starcia. W zasadzie przeczepić można się do dialogów. Jedynie twoje kwestie i Coltisa wypadają jako tako, bo reszta (Yoven i Raphael) wypadają dość sztucznie i lakonicznie. Jeżeli chodzi o całą resztę to jest bardzo dobrze. Zgrabnie zawiązałaś fabułę, wykorzystując sprytnie moją postać i jej koneksje z Coltisem (jak tak dalej pójdzie nikt nie będzie chciał się ze mną kolegować  ). W ogóle początek czyta się jak porządne opowiadanie szpiegowskie, chociaż konstrukcja jest dość schematyczna. Samo starcie wypadło fajnie i przekonująco. Zazdroszczę ci umiejętności obrazowego opisywania tego co dzieje się na polu walki – twoich ciosów, tego jak i gdzie uderzasz. Plus za dobranie scenerii walki (ciemność jest zdecydowanie twoim sojusznikiem). Sam przeciwnik wypadł nawet naturalnie, ze swoją zadziornością i szaleńczą pewnością siebie. Pół punktu muszę ci jednak urwać za brak taktyki – przynajmniej ten jeden pkt by się przydał.
Końcowy werdykt to solidne 8/10. Gratulacje i tak trzymać.

Coltis,
Warsztatowo, podobnie zresztą jak twoja przeciwniczka, bez zarzutu. Pomysł z koncertem i gwiazdą „rocka” zajmującą się dilerką, przypomniał mi dawne sesje Cyberpunku. Tym bardziej, że Higure doskonale wpasowuje się w ten klimat. Nie znaczy to jednak, że kupuje ten pomysł. W realiach Tenchi wydaje mi się dość naciągany. Cała ta afera o jakąś „paczkę z technologią Sanbetsu”? Nie do końca kumam co to za broń i skąd Davyd Butcher (malutki puls za kozackie imię ;) ) miałby do niej dostęp?
Kolejna sprawa:
Cytat:
Mój scouter odczytał obecność istoty o poziomie douriki dorównującym twojemu.

Kiedyś sam o mało nie popełniłem tego błędu przy walce z Tenmą, ale na szczęście w porę dopytałem Lorgana. Scouter nie wykrywa wysokich odczytów douriki w okolicy (tak jak w DBZ) tylko mierzy jego poziom na wybranym celu. Tak więc, odnalezienie Curse tym „okularem” w tłumie ludzi było absolutnie niemożliwe.
Cytat:
Stingbee, przyczajona na dachu sąsiedniego budynku, z zegarmistrzowską precyzją likwidowała kolejnych zabijaków Rzeźnika.

A chwilę później
Cytat:
Optyczna iluzja przestała działać i ukazała sylwetkę niewysokiej dziewczyny, wspólniczki Blighta. Lolita trzymała Glocka wycelowanego prosto w twarz zdradzieckiej Curse.

No nie pasuje mi to. Jest na dachu sąsiedniego budynku a za chwile obok Curse. Zaliczam to jako błąd logiczny. Dodatkowo zapomniałeś chyba, że Curse wykrywa puls żywych istot w promieniu 250m, więc nie dałaby się zaskoczyć Stingbee.
Dialogi budzą we mnie bardzo ambiwalentne uczucia. Z jednej strony rozmowy między tobą a Curse lub Stringbee wychodzą całkiem zgrabnie. Z drugiej strony kwestie pozostałych bohaterów, szczególnie Buchera (:D ) niesamowicie sztucznie.
Charakter przeciwniczki oddałeś całkiem dobrze. W ogólnej ocenie walka wypada przeciętnie. Miejscami dość chaotycznie i niestety zdecydowanie gorzej niż w wykonaniu Curse. Jest też zdecydowanie gorsza niż ta z Soratą. Ostatecznie oceniam ją na 7/10.
   
Profil PW Email Skype
 
 
»Naoko   #4 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Curse zacznijmy bez zbędnych wprowadzeń, ok?

To jest Twoja najlepsza praca. W końcu zaczynam czuć Twoją postać i to, jakie emocje nią szarpią. Moim zdaniem przekazałaś starcie w bardziej klarownej formie, co pozwoliło mi na szybsze śledzenie tekstu. Przypadła mi do gustu przemiana z ofiary w łowcę. No i to, co od dawna chciałam zobaczyć – wreszcie zaczęłaś wykorzystywać potencjał Kasumi. Może nie czuć w niej pełni mocy, ale pewność siebie i zdecydowanie to coś, co, moim zdaniem, powinno charakteryzować rycerzy. A i jeszcze jedno – mile czytało się, że nie Twoja postać nie wiedziała, co ze sobą począć po skosztowaniu krwi takiego wariata, jak Blight. To najwierniej oddało jego charakter.

Jednak nie spodobało mi się, że tak łatwo złapałaś Coltisa – wasze różnice wynikające z poziomu taktyki i aktorstwa są zbyt duże, aby łatwo puścić to w niepamięć. W moim odczuciu jeszcze musisz popracować nad dialogami. I uwierz mi, jeszcze lepiej możesz wykorzystywać otoczenie – jak dla mnie to, gdzie byli bohaterowie, nie miało żadnego znaczenia, więc dziwiło mnie to wchodzenie/wychodzenie.

Ocena: 7 rzekłam. W końcu mogę wystawić Ci wyższą ocenę.

Cooltits to zobaczmy, co szalony człowiek sprezentował nam tym razem.

Bardzo lubię Twoje opisy, Nie tylko postaci, które kreujesz, mają swoje życie – tętni nim również otoczenie, co budzi zabawny dysonans w Twoimi destrukcyjnymi zdolnościami.
Podobał mi się zabieg, w którym Kasumi wpada przez okno – w sumie ująłeś jej trochę z inteligencji, ale z drugiej strony nie ma taktyki, więc założyłam, że jej sposobem na negocjacje mogą być ilości mężczyzn nadzianych na katanę. W każdym razie rozbawił mnie ten fragment.
No i nie mogę zapomnieć o tym, jak wykorzystujesz swoje moce – no cholera jasna, chcę to zobaczyć w jakimś filmie! Aż czułam tę spaloną podłogę.
Gen nie kupił Twojego lekko cyberpunkowego opowiadania – ze mną natomiast jest proporcjonalnie odwrotnie. Jeśli świetnie wpasowuje się w klimat Higure, to tym bardziej w Tenchi, ponieważ jest lokacją tego świata. Czy kupuję pomysł z bronią? Pewnie, że tak. Cieszę się, że wykorzystałeś koneksje Curse, aby zaaranżować spotkanie. I ten mały twist na końcu. Lubię to :DD

Z drugiej strony... Czy Kasumi mogła ot tak zaatakować tego gościa w sali koncertowej? Jakoś przeszkodził mi ten brak ochrony, która była przecież w zasięgu wzroku. Pisałeś, że Twoją postać przeszukano. Czyżby ten sztylet Kasumi znajdował się w jej ogromniastych cycach? Bo inaczej raczej byłby wyczuwalny.
No i jeszcze porwanie towarzysza Curse. Wszystko w porządku, tylko skąd wiedzieli? Ja wiem, że Arca mógł ich śledzić itp... Jednak potrzebuję oczywistej podopowiedzi.

Cytat:
No nie pasuje mi to. Jest na dachu sąsiedniego budynku a za chwile obok Curse. Zaliczam to jako błąd logiczny. Dodatkowo zapomniałeś chyba, że Curse wykrywa puls żywych istot w promieniu 250m, więc nie dałaby się zaskoczyć Stingbee.

Nie zgadzam się Gen. Zaskoczyć przeciwnika zawsze można, przecież nie może skupiać się na wszystkim – o ile zostało mi dobrze wytłumaczono, przy większej ilości pulsów lokalizacja jednego jest utrudniona. A kilka metrów dalej masz pokaźnych rozmiarów koncert.

Ocena: 7 rzekłam. Moim zdaniem jest to gorsza walka, ponieważ tak nie zniewalała. A wiesz, jaką różnicę widzę między 7 a 8 ;)

Remis. Curse wyróżnia się klarownością, jednak Coltis bije ją pomysłami. Trudno powiedzieć, które oddało lepsze starcie.


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
*Lorgan   #5 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Curse - Brawo, wreszcie walka na poziomie. Nie "jak na ciebie", tylko tak ogólnie. Po raz kolejny przezwyciężyłaś barierę na drodze do zostania pisarzem z prawdziwego zdarzenia. Powinnaś popracować nieco nad warsztatem, zwłaszcza pod względem interpunkcji, unikania powtórzeń i poprawnego wykorzystywania podmiotów domyślnych (nie mogą być domyślne cały czas, bo nie sposób domyślić się, o kogo chodzi ;) ), ale to tak na marginesie, bo większość tekstu została poddana korekcie.
Zaprezentowałaś pierwszorzędną fabułę i fenomenalne starcie, w którym dodatkowo nie dałaś się zmasakrować. Niby mała rzecz, a cieszy. Po przeczytaniu wpisu Coltisa dodatkowo doceniłem konfrontację Yovena z Arcą. Nie dość, że bezbłędnie przewidziałaś strategię przeciwnika, to jeszcze w wiarygodny sposób obróciłaś ją na własną korzyść. Przy okazji tego wszystkiego nie przesadziłaś ze złożonością planu i nie mogę zarzucić, że wykroczył poza ramy umiejętności w karcie. Wisienkę na torcie stanowią nawiązania do Ninmu i Tankyuu. W dobrym guście, nieprzesadzone i bezboleśnie wpasowane.
Genkaku zauważył słusznie, że dialogom przydałby się solidny lifting. Drewno i patetyczność nie są w modzie. To zasadniczo największa przewina, jakiej się dopuściłaś. Coltis i przyjaciele zostali przedstawieni wiarygodnie, chociaż mało szczegółowo. Może to i dobrze, bo światło reflektorów wreszcie padło na twoją bohaterkę.

Ocena: 7,5/10
______________________________________________________________

Coltis - Warsztatowo znalazłeś się mniej więcej na poziomie przeciwniczki. Fajny setting, fabuła już mniej. Jakaś nieokreślona "technologia Sanbetsu", bezcelowa przemoc narażająca towar, po który oboje przyszliście i sporo zagrań łamiących reguły gry (teleportująca się Stingbee; wykrywanie Scouterem Douriki z obszaru; zdalne ustalenie tożsamości; nieuprawnione użycie Visty itp.). W walce spisałeś się dobrze, zwłaszcza opisując chaos, w który zaangażowani byli ochroniarze Butchera, ale Curse okazała się jeszcze lepsza. Takie konfrontacje lubię najbardziej, bo nie opierają się na czyjejś ułomności. Przy okazji, pokuś się o odrobinę kreatywności w kolejnych wpisach, bo przytłaczanie przeciwników wiecznie tę samą kombinacją potężnych zaklęć i dystansowego wsparcia zaczyna się powoli robić nużące.

Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Curse.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Pit   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Curse
O, jakie fajnie opowiadanie :DD Jest klimacik, twoja postać i postać Coltisa są fajnie nakreślone, czuć, że mają jakoś osobowość. Swobodnie poruszasz się po świecie Tenchi, coraz lepiej ci idzie. Podczas walki, dość dobrej zresztą, zauważyłem, że masz spore problemy z końcówkami, przez co parę zdań wygląda, jakby przydała by się im korekta. Wybijało mnie to z rytmu. Kurczę, zadbaj o to następnym razem, bo masz swój styl opisywania starć, co podoba się zwolennikom realizmu (w wyimaginowanym anime-świecie, gdzie wyimaginowani nadludzie walczą z magami :D ) Szkoda, że szczyt twoich umiejętności nie wypadł w Sanbetsu ^^
7

Coltis
Hm, niby parę rzeczy podobnych do wpisu przeciwniczki, zwłaszcza z pomysłem "aranżowania spotkań", a jednak zupełnie inaczej xD Tam w koncu doszło po prostu do walki tu Coltis postanowił przechytrzyć przeciwniczke. Ale czemu taka zabawa, dało się na pewno prościej ją zwabić. Cala reszta to - już można to mówić - stary, dobry Coltis. Combo Lolita + pnącza z dodatkiem rozkładu. A może by tak wykorzystać więcej terenu, np zrzucić komuś coś na głowę? :D
Szczerze? To twój standardowy poziom jest. I tym razem przyrównałeś się do przeciwniczki
7
   
Profil PW Email
 
 
»oX   #7 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Curse,

strasznie podobał mi się wstęp i to nie tylko ze względu na nagą sylwetkę :DD , ale głównie z powodu sejfu, fiolek, psychozy na ich temat i takie tam. Fajny klimacik. Dzięki temu można poznać Twoją postać i łatwo się z nią utożsamić podczas czytania.

Dialogi, jak większość stwierdziła, rzeczywiście wypadają najsłabiej w całym tekście. Ciężko mi tutaj coś doradzić, bo sam mam z tym ogromny problem. Dobrze, że pozbyłaś się większości powtórzeń. Widać, że pisanie po nocach ma swoje, niestety negatywne, odbicie w tekście ;)

Cytat:
- Nie wmówisz mi, że picie krwi nie sprawia ci przyjemności.
- Przechodzą mnie ciarki, jak sobie wyobrażam, co naopowiadał ci Raphael. Sądzisz, że popijam wieczorami krwawe drinki z palemką?
- Pewnie jak już coś popijasz, to krwiste steki.
- Przynajmniej wiem, co jem.
Spojrzeli na siebie i jednocześnie wybuchli śmiechem.


Nie wiem czemu, ale ja odebrałem ten żart jako taki typowy suchar :DD

Jeśli chodzi o walkę... miodzio. Naprawdę miodzo. Świetnie stworzyłaś klimat.. te zgaszone światła, duża hala, szybkie pozbycie się Lolity... i monologi Coltisa. Naprawdę miodzio. Z czytania wyrwało mnie głupie "na prawdę", bo to taki mały szczegół, na który zwróciłem uwagę. Koniec końców każdy już napisał wszystko, co chciałbym i pozostaje mi jedynie wydanie werdyktu... :DD

Ocena? 8. Oby tak dalej ;)

---------------------------------------


Coltis,

we wstępie podobała mi się jedynie wzmianka o zabójcy kandydata na prezydenta. Nie dlatego, że chodziło o mnie oczywiście... :DD ale tak serio, to rozpoczynając czytanie odniosłem wrażenie, że to nie jest tekst tego samego autora, który ostatnio otrzymał ode mnie bardzo wysoką ocenę. Nie wiem czemu, ale nie czytało mi się tego specjalnie dobrze. Plus jest taki, że warsztatowo trzymasz poziom i do tego nie mogę się przyczepić. Odniosłem dziwne wrażenie, że nie miałeś pomysłu na tą walkę. Całkowicie nie spodobał mi się pomysł koncertu, ale to już moje własne widzimisie. Nie potrafię sobie też wyobrazić Curse ubranej jak goth-nastolatka :DD

Fajne jest to, że Twoja frakcja bierze ciągły udział w walce. Chciałbym kiedyś się z nią zmierzyć i zobaczyć, kto jest lepszym snajperem :DD Nie będę dublował poprzednich postów i po raz kolejny pisał o błędzie ze scouterem (:DD) i raczej nic więcej nie dopiszę, bo niczego więcej się nie dopatrzyłem (masło maślane wyszło z tego zdania ;d).

Gdyby Curse nie oddała tak dobrego wpisu, to pewnie czytanie Twojego byłoby dla mnie przyjemniejsze. No ale niestety, Kasumi is on fiiiiire ;)

Ocena? 7, bo wpis mimo wszystko nie był zły.
   
Profil PW Email
 
 
^Coyote   #8 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Curse: Ale jatka :D Takie walki lubię najlepiej, bo przyszpilają mnie przy ekranie do samego końca. Jest akcja, fajerwerki no i oczywiście fabuła. I wszystko w dobrych proporcjach moim zdaniem. Śmiałem się w głos jak znokautowałaś Lolitę i zasadziłaś się na Coltisa po zmroku. Mogłaś dać więcej takich akcji i opisać co Yoven zrobił z Arcą. Właściwie to nie mam się do czego przyczepić. Dialogi wcale nie są takie najgorsze i dobrze wpasowałaś je w klimat.

Coltis: Też dobra walka ale mniej mi się podobała niż ostatnia. Szkoda że nie przeczytałem jej na czas bo byś miał dobrą ocenę do przodu ;) Tutaj wyraźnie odstajesz od przeciwniczki przy całym szacunku oczywiście. Miałeś kilka momentów, zwłaszcza jak się strzelaliście na bakstejdżu i jak tam używałeś swoich mocy. Tylko ten teleport Lolity później był z czapy i chyba sam pogubiłeś się w tym co piszesz ;)

Curse 8/10
Coltis 7/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
*Lorgan   #9 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Curse - 45,5 pkt.

Coltis - 41,5 pkt.

Zwycięzcą została Curse!!!

Punktacja:

Curse +60
Genkaku +10
Naoko +10
Lorgan +10
Pit +10
oX +10
Coyote +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 13