5 odpowiedzi w tym temacie |
»Kalamir |
#1
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 16-10-2014, 18:22 [Kalamir] tytuł roboczy - wciąż brak
|
Cytuj
|
Planuje pięć rozdziałów. Korekta, edycja kodów, kolejne części pojawiać się będą powoli do stycznia.
Rozdział 1 "Zachs"
Motor Zahsa niebezpiecznie przyśpieszył. To już był maks, wszystko by przetrwać, pomyślał. Rakieta uderzyła w i tak uszkodzony fragment autostrady, który posypał się dziesiątki metrów w dół - prosto na starą dzielnicę rozrywki, dzisiejsze napromieniowane slumsy. Rekonkwistador ledwo zapanował nad maszyną. Spojrzał przez ramię by sprawdzić co z jego drużyną. Redlight mknął zrównując się z nim, Highwind i Crossbastard byli tuż za nimi. Ferila dosięgnął wybuch.
– [ cenzura ] Mitsukai wystrzelają nas jak kaczki – Redlight jak na rycerza przystało, zawsze koncentrował się na pozytywnych aspektach sytuacji. – Strąć chociaż jednego!
Zahs pociągnął za kierownice i wykręcił motor o trzydzieści stopni w prawo, prosto w odnogę prowadzącą do centrum. Jeden z Mitsukai zwolnił, jego silniki rotacyjne obróciły się dwukrotnie – jakby zdezorientowane – i pomknęły prosto za nim, odłączając się od reszty destrocopterów.
– Strącę jednego, ale wy też musicie się pomęczyć. Redlight… weź Crossbastarda i odciągnijcie uwagę śmierdziela tak by Highwing mógł się gdzieś ukryć.
Po chwili radio odezwało się niosąc ze sobą markotny głos drugiego Nagijczyka.
– Kminie, wtedy Highwing będzie miał chwilkę aby zebrać energie i skoncentrować cząsteczki…
Eksplozja zagłuszyła resztę słów, w ostatniej chwili Zachs poderwał maszynę na kilka metrów w powietrze, by uniknąć rozgrzanych odłamków. Nie tracąc wiele na prędkości wjechał na starą rozerwaną cysternę i wybił się w jeszcze jeden skok – prosto w otchłań poza barierę jezdni…wiele metrów w dół.
Motor nie miał prawa przetrwać uderzenia z ziemią, jednak rycerz dzięki soru wylądował z gracją cheerliderki. Destrocopter nie tracił czasu, zniżył lot i przeszedł w tryb likwidowania zamieszek – celowanie w pojedyncze jednostki. Zniżając lot musiał przekonfigurować silniki impulsowe a to były dwie sekundy, których potrzebował jego przeciwnik.
Wykorzystując lukę Zachs zaczął odbijać się od spadających fragmentów metalu, samego powietrza, rynien i wreszcie od kamienia, który sam wyrzucił chwilę wcześniej. Smoczym krokiem dotarł na odległość pięciu metrów od morderczej maszyny. Wydobył miecz z pochwy na plecach i ciął przed siebie.
– Zanku No Hadou!
Duchowa energia wypełniła jego miecz i przeszła w błękitną falę lecącą na spotkanie z kokpitem nieprzyjaciela. Na takim dystansie metal nie miał szans, copter rozjechał się na pół i eksplodował. Fala uderzeniowa zmiotła Zachsa ponownie w dół. Uderzenie z dachem zrujnowanego budynku było bolesne, podobnie jak przebicie się przez czwarte i trzecie piętro. Wycieczka krajoznawcza zakończyła się dopiero w połowie klatki schodowej.
– Prawie jak uczył tata…
– Słyszysz mnie? Widziałem eksplozję.
– Spokojnie Redlight, mój zdjęty, co z twoim?
– Puściłem go. Highwind rozpostarł kamuflaż, Mitsukai nas ignorują.
– Widać warto było krajść ten szmelc, co Crossbastard?
Babiloński komandos, który najbardziej podważał zasadniczość misji polegających na atakowaniu starszych ośrodków wojskowych teraz wycofał się w tył.
– Przyznaje, że jestem zaskoczony. Nie wiem czemu Doktorek nie ulepszył czujników swoich nowych zabaweczek. To nam bardzo pomoże.
Zachs otrzepał się z cementu i błota. Nigdzie nie widział swojego miecza. Nie zamierzał odejść bez Midnatt Vindu.
– Tylko przez chwilę, póki nie zorientują się, że znamy sposób na omijanie ich broni.
– Zachs – głos Highwinda drżał zdradzając jego młody wiek. – Feril…
– Wiem, widziałem…
– Zachs…
– Zamknij się, nie mów nic więcej – przerwał dzieciakowi Redlight.
– O Co chodzi?
– Nieważne, zbierajmy się do bazy, słońce wschodzi. Przy takim ozonie, płomienie spalą nas wszystkich w kilka minut. Nie zapominajcie, że jesteśmy w Ishimie.
Zachs nigdy nie dowiedział się, że rakieta, która zabiła Ferila leciała prosto w jego plecy. Szaman odpalił flarę we własny silnik by zmylić system naprowadzania. Redlight nie zamierzał dokładać swojemu dowódcy kolejnych zmartwień, tamten stracił już wystarczająco wielu żołnierzy.
– Zaraz po ciebie zjadę, trzymaj się tam.
Wrota podziemnego schronu otwierały się powoli. Wartownik w mechu bojowym podszedł powolnym krokiem do wracającej jednostki i dał sygnał na zdanie raportu.
– Porucznik Komandor, Rekonwistador siedemdziesiąt pięć, melduje powrót jednostki. Stan, dowódca plus trzy.
Wartownik porównał parametry z komputerem i kiwnął głową.
– Witamy w domu Zachs Kalamirson, współczujemy straty. Możecie wejść.
Po długiej wizycie w zbrojowni oraz zdaniu raportu w pokoju oficerskim, Zachs wreszcie położył się na pryczy. Interkom odezwał się kiedy już przysypiał.
– Admirał chce cię widzieć, Zachs.
– Już idę.
Przezroczyste drzwi windy otworzyły się w bibliotece – osobistym pokoju dowódcy i centrum dowodzenia Rekonkwistadorów. Pośród zniszczonych regałów i zakurzonych ksiąg stał siwowłosy starzec o słusznej posturze z protezą prawej ręki – urządzeniem mogącym niszczyć betonowe ściany i wyrywać ludziom kręgosłupy w całości. Mimo swego postępującego wieku, dowódca był jednym z trzech najpotężniejszych osób na świecie, był również ojcem Zachsa.
– Straciłeś dobrego żołnierza. Jeżeli nie potrafisz upilnować ludzi, wykonuj misję w pojedynkę.
W Zachsie rozpalił się płomień.
– Wiesz chociaż czego dokonaliśmy…
– Rozpieprzyłeś motor, gratulację. Dwunasty będzie na gwiazdkę, następną po tej. Do tej pory będziesz dowódcą biegającym na własnych nogach.
Zachs odpuścił.
– Zrobię sobie nowy. Czego chcesz?
– „Czego chcesz, panie Dowódco”?
– Tak.
Kalamir zmierzył swego żołnierza gniewnym spojrzeniem. Jego szkarłatne cybernetyczne oczy osadzone na zabliźnionej brodatej twarzy wbiły się w serce Zachsa niczym lodowe sztylety.
– Czytałem raport, chce usłyszeć szczegóły od ciebie.
Zachs usiadł na rozpadającym się krześle i wyciągnął nogi na stole.
– Doktorek Dragoonow uruchomił nową serię destrocopterów – Mitsukai. Nie wydaje mi się by przekraczały prędkość dźwięku, ale mają diabelnie ciężki pancerz i są zdumiewająco zwrotne. Mają jednak wadę, sensory nie chwytają Imperialnej tarczy cząsteczkowej.
– Naprawią to wkrótce.
– Tak czy siak, Mitsukai są zdumiewająco mordercze…w ogóle co znaczy ta poroniona nazwa…
– Anioł…posłaniec. To Stary Sanbetański, który w tandetny sposób odwołuje się do wiary Babilońskiej.
– Cokolwiek. Mitsukai…to będzie duży problem. Mają obrotowe działka kaliber czterdzieści dwa. Pilot jest zintegrowany przez złącze nerwowe, praktycznie zadrutowany pełny cyborg. Więcej maszyny niż żywego organizmu. W każdym razie kompatybilność widać od razu. Stracimy wielu żołnierzy…
– Ruszamy na Ishimę.
Zachs zaśmiał się złowrogo.
– Jasne, ginąć jak muchy.
– Genkaku zabił ostatnią Radę Zjednoczonego Khazaru. Wojsko spacyfikowało całą ludność Miasta w Korzeniach. Kobiety, dzieci, starcy…
Zachs poderwał się na nogi, był przerażony i zlany zimnym potem.
– Sorata?
– Wielki Mędrzec jest w niewoli Genkaku.
Kalamir podszedł do panelu komputera i uruchomił holomessenger. Wydał kilka rozkazów i wrócił wzrokiem do syna.
– Spójrz na wyświetlacz.
Na ścianie pojawiły się szkice olbrzymich statków, były to krążowniki wojenne. Zachs nie rozumiał.
– Nowe statki? My nawet nie mamy floty, ten cały Admirał…
– Te statki są budowane w bazie księżycowej. Zakładam, że potrafią latać. Szkice zdobył zespół pułkownika Arena Coltisa. Wszystko wskazuje na to, że Mitsukai nie będą najnowszymi zabawkami Dragoonowa.
Zachs zaśmiał się szyderczo.
– Daj spokój, zbudowanie czegoś tak wielkiego zajęło by dekadę albo lepiej.
Kalamir przerzucił „slajd” na następne zdjęcie. Zachs przyjrzał się napisom.
– Tysiąc sześćset pięćdziesiąt trzy…
– Tak, chłopcze… szkice mają jedenaście lat. |
|
|
|
|
^Genkaku |
#2
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 17-10-2014, 13:27
|
Cytuj
|
Wow 10/10. Nie do końca orientuje się jeszcze czy to jakaś alternatywna rzeczywistośc (a na to wygląda) czy coś innego, ale jestem pod wrażeniem. Klimat z Terminatora: Ocalenie. Na początku myślałem, że Zachs to twoja postać, tylko pod pseudonimem, a tu nagle twist - syn xD
No i zapowiada się na to, że razem z dr Dragoonowem moja postać gra tu rolę antagonisty. Nice. |
|
|
|
»Kalamir |
#3
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 17-10-2014, 19:09
|
Cytuj
|
Rozdział 2 "Genkaku & Sorata"
Genkaku spoglądał na szczątki Ishimy przez pancerną szybę swojego gabinetu. Tuż pod nim znajdowała się dawna dzielnica Tenpen. Niegdyś bogate i luksusowe osiedla teraz wynędzniałe i przepełnione każdym rodzajem zepsucia, przerodziły się w strefę walki między siłami porządkowymi a rebeliantami takimi jak: Rekonkwistadorzy, Kruki, Babiloński Krąg Ocalenia czy Nowa Maga. Uśmiechnął się skrycie, bowiem maska umożliwiająca mu oddychanie zasłaniała większą część tego co zostało z jego twarzy (Kuba: lol [ cenzura ] Vader).
– Banda okultystów zwąca się Krukami nie stanowi żadnego realnego zagrożenia, jedynie drobną niedogodność. Babilońskie Kręgi to zbiorowisko tchórzy. Nowa Maga to propaganda mająca odciągać naszą uwagę. Prawdziwa Maga została wybita jak muchy i żadne inne ścierwo o podobnej nazwie nam nie zagrozi. Prawdziwym problemem są ci cholerni Rekonkwistadorzy. Kendeisson dysponuje resztkami armii Nag, oraz ma dar zbierania pod sobą wszystkich anarchistów i przemieniania ich w zdyscyplinowaną armię.
Doktor Dragonoow odpowiedział nikłym uśmiechem.
Gen zamyślił się na chwilę. Kilku żołnierzy rozeszło się na boki. Z tłumu wyłoniło się dwóch oficerów targających za sobą więźnia. Starzec o długich włosach był pokryty siniakami na całym ciele, o własnych siłach nie mógł nawet utrzymać się na nogach. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
– Sorata, dobrze wyglądasz. Długo kazałeś na siebie czekać.
Jeden z ostatnich szamanów podniósł głowę i zmierzył Genkaku wzrokiem. Powoli przyglądał się jego zakrytej twarzy, opancerzonemu korpusowi o pajęczych odnóżach z metalu, które zastępowały utracone nogi.
– Kendeisson ładnie cię urządził, Kito. Słyszałem, że gołymi rękoma wyrwał z twojego mózgu ten cały procesor. Powinieneś już wiedzieć co się dzieje, kiedy miernota staje do walki z prawdziwymi mężczyznami. No ale…bez połowy mózgu możesz mieć problemy z analizowaniem takich rzeczy.
– Spaliłem twój kraj, odebrałem mu imię. Moi ludzie wymordowali twoich braci i zniewolili to co zostało z waszych klanów… a ciebie stać tylko na słabe prowo…
Sorata rozerwał kajdanki na przegubach i przeszedł częściową transformację. Skręcił kark stojącemu obok wartownikowi i cisnął odebranym stickiem prosto w kolejnego żołnierza, który przyjmując pełen ładunek na odsłoniętą część ciała zwyczajnie eksplodował krwią. Szaman odwrócił się w kierunku Genkaku i skoczył w jego stronę unosząc się wysoko w powietrzu, tak by dolecieć do mostka. Cyborg przechwycił go w połowie lotu. Odnóże zakończone nożem wbiło się pod żebra bestii a drugie chwyciło go za kark i cisnęło nim w ścianę. Nim Sora upadł na ziemię przyjął jeszcze dwa ciosy od kolejnych odnóży.
– Zabiłbym cię dawno temu, ale jesteś mi potrzebny do zjednoczenia tego świata. Czy tego chcesz czy nie – mówiąc to patrzył mu w oczy, ponieważ podniósł jego przemienione w wilkołaka ciało jedną tylko syntetyczną ręką. – Wiem, że po dobroci nam nie pomożesz…dlatego poprosiłem o zakładników.
Wykręcił głowę staruszka tak by ten widział wprowadzanych khazarczyków.
– Zabijcie dwóch najmłodszych, to odwet za żołnierzy, których właśnie zabiłeś.
Dwa strzały zakończyły życie dwóch nastolatków. Oczy Soraty zaszły łzami. Cyborg upuścił go na kolana i pozwolił dalej pogrążać się w rozpaczy.
– Załóżcie mu obroże neuronową. Jeszcze raz będzie chciał warczeć, spotka się z niemiłą niespodzianką.
Gen odprawił żołnierzy, pozwolił pozostać tylko dwójce nadludziom z czwartej generacji. Zamierzał zabrać szamana na poziom „XY”, tam nie było miejsca dla zbędnego tłoku. Skinął na doktora Dragonoowa, tamten wezwał windę. Chwilę później cała piątka przemierzała laboratorium, do którego dostępu nie miał prawie nikt. Sorata rozglądał się nie mogąc uwierzyć w potworności, które widział. Zmutowane ciała w agonii, ludzie przerabiani na maszyny, zwierzęta poddawane promieniowaniu.
– Jakim potworem się stałeś? Obrażasz wszystkich Bogów swoją…
– Potworem? Ja jedynie adaptowałem się do świata, który stworzyłeś swoimi wojnami – odpowiedziała górujący nad nim mechaniczna hybryda pająka i człowieka.
Nadczłowiek zdzielił Sorę pięścią w twarz.
– Będziesz się zwracał do Imperatora tylko kiedy zostaniesz zapytany – dodał.
Nagle Sora rozwarł szeroko oczy. Pod ścianą ujrzał ciało przytwierdzone do metalowego stołu. Cięte przez lasery, ponownie składane przez mechaniczne ramiona i naświetlane dziwnym zielonym światłem. Człowiek był martwy od dawna, jednak maszyny Imperium Genkaku potrafiły bez problemu przerabiać ciała nadludzi w martwe zombie gotowe do walki z dawnymi kompanami.
Gen zatrzymał się i dostrzegł co zszokowało tak jego gościa.
– Co? Nie spotkałeś nigdy wcześniej nikogo z Magi? Nic specjalnego. Dużo gadał jaki to jest wspaniały i co z nami zrobi…typowy Nagijczyk. Koniec końców to my zrobiliśmy z nim parę rzeczy. Kiedy skończymy będzie bardziej przydatny niż kiedykolwiek.
Doktor Dragonoow przerwał.
– Właściwie to Project XGravier jest gotowy od wielu lat, po prostu nie było okazji go użyć. Ciągle poprawiamy pewne parametry w systemie wewnętrznym.
Sorata zagryzł zęby.
– Dla waszej dwójki nie ma nawet właściwego piekła…
– Przeciwnie, jest. Właśnie tu. Stworzyliście je razem z Babilońskimi fanatykami. Teraz my musimy wszystko naprawić.
Ruszyli dalej. Koniec podróży nastąpił przy wielkiej szklanej szybie. Doktor Dragonoow pchnął Soratę tak by ten zobaczył zamkniętego w środku chłopca. Pomieszczenie było białe, przypominało pokój nastolatka – sterylnie zamknięty pokój nastolatka. W samym środku stał może pięcioletni chłopiec, wokół którego lewitowały sondy medyczne cały czas bombardujące chłopca morderczym promieniowaniem.
– Poznaj mojego syna, Szamanie. – Głos Genkaku nawet zza metalowej maski zdradzał jedynie nienawiść. – Był w Ishimie kiedy wasze bomby spadły na miasto. Cudem przeżył, jednak ma uszkodzoną strukturę molekularną. Rozpada się na kawałki. Promieniowanie oraz program „Rekonstruktor” pozwala utrzymać go przy życiu. Chcesz go poznać?
Sorata przyglądał się chłopcu, który ignorując sondy spokojnie czytał książkę.
– Ten chłopiec ma może pięć lat. Twoja walka z Kendeissonem i bombardowanie odbyły się ponad dwadzieścia lat temu. Oczekujesz, że uwiężę w ten stek…
– Och, zapomniałem wspomnieć, że chłopak się nie starzeje. Oprogramowanie rekonstruktora ciągle regeneruje jego komórki.
Doktor Dragonoow zaśmiał się smutno i zwrócił się do Soraty.
– Nie uwierzyłby pan ilu cudów udało nam się dokonać za sprawą utraconej ręki pana Kalamira. Jego komórki pozwoliły na rozpracowanie jego mocy, które notabene polegały na kopiowaniu innych mocy. Dzięki temu potrafiliśmy odtworzyć najpotężniejsze zdolności regeneracyjne a następnie zaszczepić je chłopcu. Dzięki temu…
Genkaku przerwał mu skinieniem metalowej głowy.
– Wystarczy, to nieistotne.
Nagle pająk-cyborg zaczął się transformować. Metalowe odnóża zwinęły się i nasunęły na siebie pancerz. Po chwili ciało Imperatora na powrót przypominało humanoidalną sylwetkę. Drzwi do komory otworzyły się z metalicznym dźwiękiem. Chwile później Genkaku siedział obok syna odganiając syntetycznego psa i siląc się na ostatnie gesty człowieczeństwa.
– Odejdź, Garvin! Jazda!
– Daj mu spokój tato, zwyczajnie się cieszy – odpowiedział chłopiec nie odwracając głowy od książki. – Jak spisały się nowe maszyny pana doktora?
– Dobrze, posłuchał twojej rady i przekalibrował silniki. Nazwał je także Mitsukai.
– To dobra nazwa. Symboliczna.
Gen nie odzywał się przez chwilę, Sorata wciąż nie spuszczał z niego Wzroku.
– Mam dobrą wiadomość. Sądzę, że wkrótce opuścisz ten pokój.
Chłopiec podniósł głowę. Genkaku kontynuował.
– Poznałem pewnego miłego Szamana. Zgodził się przeprowadzić pewien rytuał.
– Religia? Tato…
– Nie, nie religia. To…takie Szamańskie mambo dżambo. W każdym razie działa. Szaman powiedział, że może otworzyć pewne wrota, które pozwoliłyby naładować cię energią. Wiesz… zupełnie jak…
– Sondy medyczne?
Sorata zamarł z przerażenia. |
|
Ostatnio zmieniony przez Kalamir 17-10-2014, 19:13, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
*Lorgan |
#4
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 19-10-2014, 13:23
|
Cytuj
|
Dzięki za przerobienie w mechaniczne zombie, pało. Lepiej ćwicz poprawianie błędów, bo jak z tobą skończę, będziesz konsystencji parówki z Biedronki.
A tak poważnie, fajny pomysł z wizją przyszłości. Wykonanie trochę kiczowate, ale prawdopodobnie o to ci chodziło. Nie jestem wielkim fanem cyber-jambo, więc walory estetyczne raczej pozostaną przeze mnie niedocenione. Zastanawia mnie tylko, co umieścisz w pozostałych trzech częściach. Po przeczytaniu drugiej nie znajduję zbyt wiele pytań, na które chciałbym poznać odpowiedzi.
Pozdr. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Kalamir |
#5
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 02-11-2014, 14:58
|
Cytuj
|
Rozdział 3 "Sorata & Pit"
Miasto W Korzeniach było ostatnim schronieniem tego co pozostało z khazarskiej ludności, z Khazaru w ogóle. Niegdyś świat różnorodny ekologicznie przerodził się w martwą pustynię, wszystko za sprawą ostatniej wojny. Konflikt wywołany przez Babilon był sprytną manipulacją rządów Nag-Khazar mający na celu doprowadzić do osłabienia militarnych zapędów Sanbetsu oraz przetrzebienia Babilońskich sił. Niestety, niespodziewana rewolucja w Babilonie doprowadziła do utraty kontroli nad marionetkowym państwem a wreszcie do konfliktu na skale światową. Politycy zawiedli, negocjacje poszły w odstawkę, ruszył wywiad a wreszcie armia. Dwuletnia eskalacja konfliktu zakończyła się bombardowaniami i nieusprawiedliwionymi działaniami zostawiającymi straszliwe blizny na historii ludzkości. Każdy zwycięstwo było zapowiedzią serii odwetów, każdy odwet był pogrzebem kolejnych cnót i ogólnym pogrążaniem się w bagnie emocjonalnego znieczulenia. „Ostatnia Wojna” jak ją zwano trwałą dekadę, co chwilę zmieniając panów świata. Babilon Spłonął a z zgliszczy utworzono strefę pod okupacją Sanbetsu. Nag zapadło się w sobie, nagła utrata władcy i sztabu dowodzenia pozostawiła kraj we władzy niekompetentnej szlachty. Sanbetsu przemieniło się napromieniowane zgliszcza wypełnione społeczeństwem uzależnionym od leków a Khazar…Khazaru już nie było.
Przynajmniej jeśli nie liczyć Miasta W Korzeniach. Kilku ostatnich szamanów użyło mistycyzmu i technologii by stworzyć podziemny schron ze swoim własnym ekosystem. Była to szansa na uratowanie tego co mogło dać zaczątek nowemu państwu… ale w końcu i tam przyszły szwadrony śmierci wysłane przez Imperatora Genkaku.
Sorata usiłował znaleźć chwilę wytchnienia w medytacji, niestety krzyki mordowanych dzieci powracały za każdym razem kiedy zamykał oczy. W tym również ostatni zachowany obraz Mni nie pozwalającej żołnierzom wejść do szpitala.
Nagle do pokoju z celami został wrzucony następny więzień, podstarzały mężczyzna z łysą już głową i syntetycznym okiem. Od razu wydał się znajomy.
– Młodzieńcze, uważaj z tymi łapami! – wrzeszczał na strażnika. – Nie jestem już taki młody aby…no co tak szarpiesz przecież idę…
– Zamknij ryja dziadu, jeszcze raz spróbujesz ukraść mi klucze a złamię ci te [ cenzura ] szczękę!
Energetyczne wrota zabuczały ponownie, gdy mężczyzna znalazł się w celi. Wtedy Sorata rozpoznał człowieka. Był to wybitny chemik, który sabotował Sanbetańską broń nim ta została użyta przeciwko Khazarowi.
– Kaeru Araraikou – przedstawił się były agent na emeryturze. – Miło poznać.
– Już się znamy doktorze. Poznaliśmy się w Mieście W Korzeniach. Opracował pan szczepionkę przeciw Krigzie i zawirusował pan system bezpieczeństwa na lądowisku w…
– Oczywiście, nie poznałem waszej dostojności, proszę o wybaczenie. Ostatnie wydarzenia troszkę podniosły mi ciśnienie, mam wtedy małe problemy z rozrusznikiem serca i…sam wiesz.
Sorata pokiwał głową. Po chwili podjął raz jeszcze do nowego więźnia.
– Jak…kiedy pana pojmano?
Stary Agent zakaszlał w rękę.
– Oj tam, takie tam pierdoły…złapali mnie kiedy ustawiłem reaktor zasilający na potrójne obroty. Przysięgam, jeszcze dwie minuty i tego budynku w ogóle by nie było. Oczywiście, nie wiedziałem wtedy, że tu jesteście…ale…
– Nie szkodzi, żałuje, że się nie udało. Wciąż nie może używać pan mocy, jak mniemam?
Starzec pokiwał głową i poklepał się po sercu.
– Okazało się, że elektryczność mi nie służy.
Usiedli na metalowej podłodze i opowiedzieli sobie o ostatnich tygodniach. Agent o dywersji jaką stosował a szaman o tragedii jego ludności. Dopiero po dwóch minutach Sorata zrozumiał, że doktor Araraikou wystukuje palcem rytm, który był alfabetem morsa.
Dałemsięzłapaćspecjalnierycerzeplanujacieodbicipuscictewierzezdymemmusimywytrzymacdobedoataku
Sorata zakreślił w powietrzu dwa znaki i wypowiedział krótką inkantacje. Powietrze zawirowało w nienaturalny sposób otaczając ich niewidzialną bańką.
– Możemy rozmawiać normalnie, nikt wokół nas nie usłyszy, tylko nie ustawiaj twarzy do kamery.
– Zabawne te wasze okultystyczne sztuczki…tak więc, planują cię odbić. Ani się obejrzysz a znowu będziesz…
– Nie zdążą mnie uratować, niestety. Robocia morda Genkaku ma dla mnie inne plany a ja zamierzam spełnić jego życzenia.
Stary Agent przetarł nas i patrzył w przestrzeń jakby analizował to co usłyszał.
– Oho, już słyszałem ten ton, misja samobójcza, „Nie ma dla mnie miejsca na tym świecie, zejdę w pięknym stylu”, dalej czcigodny, to nie po Szamańsku.
Sorata pokręcił głową.
– Jestem już za stary na to gówno, przeżyłem wszystkich których kochałem, nie udało mi się zapobiec wojnie, zatrzymać bombardowania Sanbetsu, nie udało mi się nawet ochronić moich ludzi. Zawiodłem już tyle razy, że nie potrafię zrozumieć, czemu ci ludzie wciąż we mnie wierzą. Dzisiaj nie zawiodę. Może nie naprawię już świata, ale zatrzymam tego szaleńca i zwale ten budynek nim wkroczy tu Kalamir. Tym samym nie zginie tu żaden członek oporu.
Agent uniósł brew i wyliczając to co usłyszał jeszcze raz. Zorientował się, że plan nie zawiera punktu z ewakuacją.
– Chyba niepotrzebnie dałem się złapać.
– Spokojnie, będziecie mieli czas by stąd uciec. Genkaku pokazał mi wczoraj coś niezwykle ważnego. Okazało się, że ma syna, który przeżył bombardowania babilońskimi rakietami…
– Niemożliwe – zaprzeczył doktor. – Choroba rozpadu molekuł zabiłaby go w ciągu kilku dni.
Sorata przytaknął.
– Ale Genkaku podłączył go pod jakiś program ze stacją medyczną, która cały czas rekonstruuje jego strukturę i wzmacnia go nanokomórkami.
Pit przyklasnął.
– Zdumiewające! Czyli jednak musieli skończyć prototyp Rekonstruktora! Ale…w takim razie…
Sorata zatrzymał go ruchem ręki, dając do zrozumienia, że nie skończył.
– Chłopak jest uwięziony w pokoju razem z maszyną od lat. Nie zestarzał się ani o dzień. Genkaku chce, abym odprawił rytuał przywołania z chłopakiem jako naczyniem…
Twarz Pita Araraikou pobladła. Oczy zdradzały strach wymieszany z oburzeniem.
– Czy ten głupiec…ten głupiec nie wie jakim to jest bluźnierstwem! Mało już wycierpieliśmy kiedy Khazar chciał skierować do walki opętanych przez Manitou? Przecież właśnie przez te potworności mamy dzisiaj tylko trzy kraje kraje! Chyba nie zamierzasz…
– Zamierzam. Rytuału nie da się odprawić poprawnie w pojedynkę. Zamierzam jednak użyć chłopaka jako broni, która umożliwi mi zamknięcie tej placówki. Zrobię to choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię. Właściwie, mama nadzieję, że to będzie ostatnia rzecz jaką zrobię.
Pit pokręcił głową wpatrując się w swoje buty.
– Popełniasz błąd. Straszliwy błąd, który pogorszy cała sytuację. Powinniśmy poczekać na Kalamira i jego ludzi. Zrobić to w taki sam sposób jak zawsze robiliśmy to…
Sorata uderzył ręką w metalową podłogę.
– Co może zrobić kilku weteranów z garstką dzieci? Nie rozumiesz doktorze? Sanbetsu wygrało już dawno temu. Świat w końcu należy do nich. Może to potrwa dekadę, może dwie, w końcu stłamszą całą rebelię. Spłonie jeszcze jedno miasto, spadnie kilka bomb…a później…
– Zbudują lepszy świat? Nastanie era nowych rządów? Zapanuje pokój i dobrobyt?
Zapadła długa cisza.
Pierwszy odezwał się doktor Pit.
– Zaklinam cię, nie rób tego. Nic nie jest warte otwierania tych waszych tuneli i wpuszczania tych bestii do naszego świata.
– Podjąłem decyzję. To stanie się dzisiaj w nocy.
Pit zrezygnował. Podszedł energetycznej ściany i wycelował w nią ręką.
– Co robisz? – Spytał Sorata.
– Wygląda na to, że musze wykonać telefon.
Złota błyskawica wystrzeliła z jego ręki prosto w barierę. Cela nie była już zamknięta a pilnujący jej strażnicy byli bardzo, bardzo martwi. Pit upadł na kolana ciężko dysząc i trzymając się za serce. Po chwili wstał i wyszedł… |
|
|
|
|
^Pit |
#6
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 22-11-2014, 03:22
|
Cytuj
|
Coś co zaczęło się jak wstęp do czwartego terminatora przeradza sie powoli w zniszczony cyberpunk. Fajna rzecz i dobrze sie czyta, aczkolwiek z kazda kolejna czescia wiecej jest pytan, a jednym z nich to takie, czy obecne wydarzenia w grze powoli do tego nie prowadza.Z jednej strony fajnie zobaczyć jakie wyobrażenie masz o przyszłości naszych bohaterów ale dobrze by było ujrzeć też więcej młodego pokolenia które przecież dorasta w nowym porządku świata; zachs tego przykładem. Niektorzy z nas, jak widze, koncza po przeciwnych stronach barykady i widząc jak to wygląda w grze są to zmiany dość niezwykle - relacja gen-sorata na przyklad - ale dzieki temu zaskoczenie jest tym wieksze. W sumie to czym tak naprawde rzadzi cyber pająk genkaku, skoro co i rusz wszystkich pacyfikuje? Czyzby byla to populacja cyborgów, w to przerodzilo sie Sanbetsu? Nic dziwnego, ze pragnie opanowac moc rekonstruktora do perfekcji. Przewiduje, ze ze swojego synka zrobi....coz, lepszego siebie z czasow mlodosci. Hypermutanta z moca panowania nad manitou. Tyle tylko, ze wszystkimi naraz xD Co do mojej postaci to nie jestem pewien czy Pit bylby tak bystry (przeceniasz moje możliwości xD) ale moze przez te lsta stary pierdziel po prostu stał się cwańszy. Ciekawe, źe poruszyles temat szkodzacych mi mocy bo miałem w planach rozwijać wątek w którym nie moglem zapanowac nad rosnaca energia (coś jak historia Gambita który musial poprosić o ich przycięcie mr sinistera by nie eksplodować pewnego dnia). To tylko potwierdza, ze motyw wart jest uźycia.
Pisz dalej, zobaczmy co wg ciebie moga wykrzesac jeszcze tacy staruszkowie xD |
Ostatnio zmieniony przez Pit 22-11-2014, 03:24, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|