6 odpowiedzi w tym temacie |
»Sorata |
#1
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 24-09-2014, 22:38 [Poziom 2] Sorata vs NPC (Dokuro) - walka 1
|
|
- Jesteś słaby – głos Wilka ociekał pogardą – nie potrafisz walczyć, rozsądnie myśleć, nawet spać. Co mi po takim nosicielu? Byłem pobłażliwy, a ty wciąż przegrywasz – zakończył, dając Fenrisowi czas na zastanowienie, czy chodzi mu o porażki w ogóle, czy tylko tą w walce o dominację nad własnym umysłem.
Sorata milczał, nie oglądając się nawet na stąpające obok niematerialne łapy. Częściowo dlatego, że nie wiedział co powiedzieć, a częściowo bo jego Towarzysz miał rację. Od momentu porwania Nayati halucynacje przybierały na sile i częstotliwości. Nawet nie czerpiąc z totemicznej mocy cały czas widział prawdziwą naturę otaczających go zwierząt i roślin. Przefiltrowany przez nadnaturalne zmysły widok nie należał do pięknych. Nie mógł sobie zaufać , drżał na każdy przechwycony odgłos lub zapach i szczerze bał się o towarzyszącego mu Genkaku.
- Czemu tak cię zajmuje ten wybryk natury? – warknął Fenrir – po cholerę w ogóle go ze sobą wleczemy? Po prostu daj mi prowadzić, a ja zajmę się resztą – kusił – będzie tak jak dawniej – słowom towarzyszyło wyraźne wspomnienie świeżej krwi spływającej w dół gardła.
Człowiek zignorował go ostatkiem sił i w morzu koszmarów namierzył Sanbetańczyka idącego kilka kroków za nim.
- Odpocznijmy – zaproponował desperacko. Może medytacją uda mu się opanować Wilka. Czasem to działało.
***
- Może trochę wyluzujesz? – Generał miał zdecydowanie dosyć towarzysza podróży. Mimo, że z radością wyrwał się zza biurka, agresja Khazarczyka od kilku dni szarpiąca mu nerwy, zabiła całą przyjemność z powrotu do pracy polowej. Fenris zachowywał się jak w gorączce. W ogóle nie skorzystał z wyposażenia, którym Agent wyładował pół samochodu, a od kiedy weszli do lasów na przemian skakał po drzewach i węszył z nosem przy ziemi. Do tego podążały za nimi tabuny różnych zwierzaków wywołując u niego nieustanną gęsią skórkę.
- Teraz tylko to mnie napędza – Nie podnosząc błędnego wzroku Sorata pokiwał głową - Muszę być wściekły – mówił tak cicho, że zagłuszało go trzaskanie płonących gałązek - Gen… Jeśli chodzi o Nią, nie dopuszczę kompromisów. Nie mogę. Wóz albo przewóz. Przecież rozumiesz – skończył niemal błagalnie. Miał wyraźny problem z wydukaniem nawet takiego prostego przekazu.
Gniew ustąpił, a Genkaku spojrzał ze współczuciem na rozmówcę. Prywatna krucjata Fenrisa była dla niego zaskakująco bolesna. A co musiał czuć sam szaman? Powodowany litością, na próbę musnął umysł towarzysza uspokajającą iluzją, sondując jednocześnie jego nastrój. Sorata zerwał się natychmiast, instynktownie atakując przez płomienie niczym czarna błyskawica. Wbił się w Sanbetę i potoczyli się sczepieni w las, okładając się prymitywnie pięściami. Oczekujące na sygnał zwierzęta dołączyły do powiększającego się kłębowiska pięści, kłów i pazurów.
Zmartwiony Kito obserwował miotające się w niespokojnym półśnie ciało szamana. Mógł spróbować ulżyć koszmarom przyjaciela chociaż w ten sposób. Nieprzerwanie tworząc ułudy w jego jaźni, przysunął się do ogniska i zaczął liczyć oczy świecące w ciemności.
Nastał świt. Fenris zerwał się na równe nogi gdy tylko pierwsze promienie słońca musnęły jego twarz i wlepił błędny wzrok w Genkaku jakby zobaczył ducha. Agent szykował proste, pożywne śniadanie z racji polowych, obudzony pół godziny wcześniej przez czuwającego Thekkala. Z całych sił powstrzymał się od drgnięcia – nie zamierzał dać szamanowi nawet tej drobnej satysfakcji.
- Coś nie tak? – zapytał niewinnie. Prowokowanie kolejnych wybuchów szaleństwa było czystą głupotą, ale po praktycznie bezsennej nocy nie potrafił się powstrzymać.
Napięcie opuściło ramiona Soraty. Przetarł twarz dłońmi.
- Słodkie duchy, ale miałem paskudny sen.
Genkaku spojrzał na niego badawczo. Praktycznie do samego rana karmił umysł szamana najbardziej wymyślnymi pomysłami na okaleczanie własnego ciała. Czuł się zmęczony i wewnętrznie brudny. A ten bydlak jeszcze śmiał narzekać.
- Taa. Ja też - Empatia była zdecydowanie przereklamowana – czuję, że już się zbliżamy. Może posłuchasz w końcu o Poszukiwaczach? Mamy sporo informacji na ich temat.
***
Sorata w malignie przeszukiwał dolne piętra schowanej w skale, imponującej warowni. Ledwie pamiętał opuszczanie się na linach w przestronną rozpadlinę mimo, że robili to niecałą godzinę temu. Gdzieś w plątaninie korytarzy Wilk wymusił pełną transformację, tłamsząc swą czernią ostatnie drżące resztki oporu szamana. Fenris ledwie pamiętał wytyczne Genkaku – całą uwagę, której nie poświęcał starciu z Manitou, zużywał na wywęszenie kokketsu. Nie pamiętał kiedy ostatnio Towarzysz był taki agresywny. Chociaż to było niewłaściwe słowo. Zdążył się już przekonać, że potężny byt nie odczuwa emocji tak jak ludzie. Oczywiście rozumiał ich definicje, ale to nie to samo. Szaman dzielił z nim ciało od tylu lat, że czasem sam zapominał o naturze jego mocy. Obrażanie się na Wilka za pragnienie zniszczenia było równie absurdalne jak obwinianie innych naturalnych katastrof o złą wolę.
Wizualne manifestacje chaotycznych myśli szamana odzwierciedlały się na wędrującej za nim armii. Spod gęstej pokrywy płynnej pustki wyłaniały się czasem oczy, albo fragmenty sierści i co chwila słychać było ucięte w połowie miauknięcie zdezorientowanego stworzenia.
Prawie przegapił niewielkie przejście prowadzące w lewo. Po kilku metrach wszedł do jasno oświetlonej komnaty, na pierwszy rzut oka wyrzeźbionej w gładzonej skale. Wystrój się zmienił. Mesmeryzujące wzory na posadzce przywodziły na myśl płótno malarskie. Bezładna, acz piękna w swoim chaosie plątanina różnobarwnych zawijasów płynnie wchodziła na ściany, maskując prawdziwe rozmiary pomieszczenia. Szaman poczuł się jak we wnętrzu opalu. Zabudowa była skromna i praktyczna. Ot dwie pary drzwi i ksiegozbiór. W jednym z narożników stał na niewielkim podwyższeniu posągowy mężczyzna. Słysząc Fenrisa odwrócił się, zamykając czytaną księgę i obrzucił wchodzących gości dobrotliwym, choć twardym spojrzeniem pana domu. Nie mogło być mowy o pomyłce. To był Dokuro. Charakterystyka się zgadzała z opisem Genkaku. Pierwszym ludzkim uczuciem, które (ku jego niekłamanemu zaskoczeniu) dopadło Fenrisa, była zazdrość o imponującą muskulaturę Babilończyka. Jego własne ciało, mimo ukrycia pod ubraniem i esencją Wilka, zdało mu się teraz nieestetycznie blade i poorane bliznami.
Pan Perfekcja źle zinterpretował to wahanie.
- Zaskoczony, że nie trzęsę się na widok… tego? – pokazał nieokreślonym gestem morze falującej czerni nadal wlewające się do komnaty – wiem wszystko co możliwe na temat manitou. Efekt całkiem ładny, ale skąd pomysł, że jesteś czymś wyjątkowym? - uśmiechnął się kpiąco.
Fenris milczał przekrzywiając lekko głowę i starając się rozważyć opcje.
- Daj krew – wychrypiał nie swoim głosem. Na więcej zabrakło mu sił. Coraz bardziej materialny skowyt Towarzysza huczał mu pod czaszką i przedzierał się do jego własnego głosu. Z trudem powstrzymywał wywołaną stresem, powodującą mdłości migrenę. Wilk ewidentnie rwał się do walki, skutecznie powstrzymując racjonalne myśli. Karmił duszę szamana najbardziej prymitywnymi obietnicami, ponownie zdeterminowany by wyrwać się na wolność.
Tymczasem Dokuro zszedł swobodnym krokiem z podestu rozpinając mankiety białej koszuli. Pobłażliwość w jego ruchach zniknęła, wyparta rosnącym napięciem.
- To? - odpiął pas razem z niewielką kasetką i położył na książce - Poproszę raz - odejdź i nie wracaj. Próbujesz ingerować w sprawy, których wielkości nie ogarniasz. Nie rozumiesz?! – Uniósł się - Jeśli nie wykorzystamy niebawem kokketsu, świat ogarnie pożoga.
- To ty nie rozumiesz – powiedział Fenris tak cicho, że podekscytowany Dokuro musiał zamilknąć. Silniej zacisnął rękojeści noży – W du.pie mam świat. Nie obchodzą mnie ludzie. A już najmniej obchodzisz mnie ty, chociaż zaraz cię zabiję. Tylko Ona się liczy.
- Robisz to dla kobiety?! – zelaota wyglądał na zaskoczonego ale szybko się opanował – w sumie widziałem trudniejsze przypadki neurozy. Doprawdy komiczne - zaśmiał się dla podkreślenia efektu, ale Sorata wiedział, że to pozory - Marnotrawisz taką moc dla jednego człowieka?! – głos urósł do krzyku – Circulo de la vida…
- ZABIJ!
Ciemnoczerwona aura buchnęła w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stał Fenris. Sam szaman stał już przy zaskoczonym Dokuro, który na ułamek sekundy zapomniał języka w gębie. Zdążył tylko zasłonić twarz rękami, nim zalała go nawałnica krzeszących iskry ciosów.
- …me limita – zakończył triumfalnie. Szczęśliwie nie potrzebował języka do natychmiastowej zamiany swojej skóry w zbroję. Inaczej pierwszy atak mógł być jednocześnie ostatnim. Siła Khazarczyka mu zaimponowała - kilka ciosów zabrudziło stal krwią. Teraz jednak szale się odwróciły. Powietrze dookoła niego zgęstniało od magii, wypierając obcą moc płonącą dookoła i zasklepiając płytkie rany. Krwawienie ustało, jakby silnie rosnące mięśnie nie pozwalały sobie na zaistnienie nawet najmniejszej skazy. W odcieniach czerwieni, które zdominowały oświetlenie komnaty, wyglądał jak samotna wyspa, jaśniejąca pośrodku morza krwi. Zaabsorbowany walką o dominację nad swoim ciałem Sorata ledwo to zauważył. Ostatnim przebłyskiem wolnej woli wysłał zwierzęta do ataku jednocześnie odskakując. Runęły zgodnym strumieniem, rozlewając się po posadzce, ścianach i w powietrzu. Skoordynowany atak miał za cel odkryć słabe punkty przeciwnika. Dokuro jakby na to czekał. Wycofawszy się w mgnieniu oka na podest, przykucnął tylko, dotykając posadzki palcem. Tym jednym ruchem wyjaśnił znaczenie ukrytych wzorów. Ciężar napierającej czarnej masy zawalił skruszałe kamienie odsłaniając ziejące przepaście rozdzielone przez pozawijany labirynt stalowych belek. Spękanie dosięgnęło też części ścian, zwalniając sprężyny w licznych pułapkach. Powietrze przeszyły setki strzałek, dziesiątkując zwierzęta. Dokuro nie czekał na ukończenie rzezi. Błyskawicznie zniknął w migotliwych iskrach surowej mocy magicznej, prześlizgując się na krawędzi widzenia w inny róg pomieszczenia, które okazało się wielką stalową klatką, częściowo zawieszoną w pustce jaskini.
- Atakujesz mnie w MOIM domu i liczysz na zwycięstwo?! - Był szczerze rozjuszony bezczelnością napadu.
Udręczony Sorata nie potrafił utrzymać Wilka ani chwili dłużej. Utworzona lata temu, naprężona mentalna smycz pękła bezpowrotnie i Manitou odzyskał kontrolę.
- Daj mi GOOOO! – ryknął Stwór zauważalnie innym głosem, kończąc niesłyszalną dyskusję. Jeszcze przez chwilę wilkołaka przenikały dreszcze, a gdy się uspokoił, w płonących czarnym ogniem oczach Dokuro ujrzał inną istotę, niż ta, która zamieszkiwała ciało jeszcze chwilę temu. Wrażenie obcości było przytłaczające.
- Czym ty jesteś? - Mimo szerokiej wiedzy, jego umysł zmagał się przez chwilę z faktem obcowania z prawdziwym pozawymiarowym gościem.
Nie zdążył dojść do porozumienia ze swoimi przekonaniami – stwór zaatakował. Rzucił noże w przepaść, wbił pazury w ścianę, wykorzystując fakt, że na tą chwilę była zdecydowanie bardziej kompletna i pognał na podobieństwo wielkiego pająka w stronę zealoty. Po pierwszym zwarciu, Dokuro z zaskoczeniem stwierdził, że istota nie potrafi wykorzystać potencjału bojowego ludzkiego ciała. Ataki szponami były silniejsze, ale brakowało im precyzji. Z łatwością je blokował korzystając z szerokiego wachlarza umiejętności. Aby odpierać natarcie czworonożnego przeciwnika wystarczyło obniżyć środek ciężkości. Również gryzienie, choć nietypowe, nie wyrządzało większej szkody magicznemu pancerzowi. Jedynym, co niepokoiło Poszukiwacza był fakt, że trafił w głowę Potwora już trzema falami ukierunkowanego douriki, bez żadnych widzialnych efektów.
Fenrir zadyszał się pierwszy. Odskoczył i przykucnął za zwłokami połamanego konia na wypadek, gdyby wróg użył jakiegoś ataku dystansowego. Dwuletni kasztan zaklinował się między wspornikami i pozostawiony bez prowadzącej ręki szamana, w ataku paniki skręcił sobie kark.
- Ależ ty jesteś słaby
Dokuro dopiero po chwili zorientował się, że słowa nie były skierowane do niego. Pozwolił sobie na chwilę wytchnienia, z przyjemnością znawcy obserwując wznawiającą się przed nim batalię, gotów zarówno do ataku jak i ucieczki. Miał prawie pełne pół godziny, a początkowe obawy okazały się niepotrzebne.
***
Zamknięty w pustce własnego umysłu, Fenris mógł zebrać siły i obserwować walkę z miejsca, gdzie zawsze stał jego Towarzysz. Bezsilnie obserwował jak Wilk odbiera nadnaturalną moc wszystkim pozostałym zwierzętom i zbiera kolejne ciężkie ciosy. Zaskoczyło go, że zachował żywą zbroję. Zazwyczaj się nie uczył. Miał zbyt drapieżną naturę, by prosić kogokolwiek o pomoc. To szaman wykuł wszystkie sojusze. Gdy niespodziewane oskarżenie Wilka do niego dotarło, miał już wystarczająco sił by kontratakować.
- Słaby? Spójrz na siebie futrzaku! Kimkolwiek jest Lumen, pewnie zeszczał się ze śmiechu.
- Milcz! Kiedyś byłeś silniejszy!
Trafił. Wygodnie przemilczał jednak fakt, że wtedy Fenris prawie całkiem się zatracił, a powrót do tamtych czasów uniemożliwiła mu Mni wraz ze swoim manitou. Wspomnienie kobiety dodało mu świeżych sił.
- Nie pokonasz tego zealoty i nie pohasasz w materialnym świecie przez kolejne tysiąc albo i więcej lat – przekonywał - Zaufaj mi. Wygram.
- No myślę – burknęła Bestia oburzona samym faktem przyjęcia argumentacji szamana. Przez chwilę presja obcego umysłu stała się nie do zniesienia, ale Fenris wiedział, że to tylko ostatnie podrygi obrażonego ducha. Po chwili znów czuł własne ciało. Miło było do niego wrócić, chociaż krótka zmiana właściciela poważnie je poturbowała. Jednak nie miał teraz czasu żałować osobistych waśni. Mocami nie wyczuwał większości stworzeń, które pieczołowicie zbierał przez ostatnie dni. Wiedział też, że Dokuro prędzej czy później wykona ruch. Poszukiwacz okazał się sporym zagrożeniem i Sorata mimowolnie uciekł myślami do Genkaku. Czy agent też w tej chwili walczył?
Wyprostował się – zealocie należało się chociaż tyle szacunku. To, i z sanbetańskich raportów wiedział, że nie atakuje na dystans. Nagrodził go szczery zachwyt w oczach Babilończyka.
- Niebywałe. Już? – Uśmiechał się - minęły może dwie sekundy, a różnica jest uderzająca. To już ty, prawda szamanie?
- Eee. Tak – oblicze złowrogiego giganta, który nagle wskoczył na swojego konika było tak zaskakujące, że niemal nie wybuchnął śmiechem.
- Pierwszy raz spotykam kogoś takiego – ciągnął Poszukiwacz - Mam propozycję. Jeśli wygram, przyłączysz się do mnie - wydawał się szczerze przekonany o swoim zwycięstwie. Nawet nie zaproponował alternatywy. Z drugiej strony, zniknął element zaskoczenia, a Fenreis po raz pierwszy od kilku dni nareszcie myślał jasno. Nie zamierzał kupczyć życiem Nayati. Szczerze wątpił, żeby z dziur ziejących dookoła wychynęły jeszcze jakieś niespodzianki. Prócz jego własnych. Wielkie czarne osy wystrzeliły z zacienionych przestrzeni, żądląc w przelocie. Prosta sztuczka kupiła szamanowi nie tylko odrobinę czasu. Pod pływającą czernią, każda osa skrywała charakterystyczny niebieski odwłok – symbol khazarskiego pochodzenia. Chwilowo utwardzone żądło jednej z nich znalazło swoją drogę pod prawą pachę Dokuro. Bohaterski owad stracił życie rozgnieciony między bicepsem, a żebrami, ale jad znalazł już swoją drogę do krwioobiegu.
Kolejne ataki nastąpiły w gwałtownej sekwencji. Owady, nietoperze i ptaki muśnięte mocą szamana zgodnie zaatakowały Dokuro. Było ich tylko kilkanaście, ale ich zwiększona masa bez problemu zrzuciła by go w dół.
Przyparty do muru, Dokuro zaprezentował w pełni niesamowite umiejętności. Każdym krokiem natrafiał na belkę. Każdym ciosem trafiał i zabijał. Tańczył niczym jakieś pradawne, bóstwo w znanej tylko sobie rutynie ćwiczeniowej. Mięśnie lewej ręki jak płynny metal gładko przechodziły z jednej formy do drugiej. Prawa powoli wiotczała porażona toksyną. Sorata bez problemu dostrzegał każdy jego ruch, ale mimo to każdy z jego sojuszników był niedbale, ale z miażdżącą siłą odsyłany w przepaść. Nie ważne czy nacierali czy tylko uciekali. Kilku roztrzaskało fałszywe ściany, by nadziać się na ostatnie z ukrytych pułapek. Mimo, że jego moc mogła by ocalić większość ofiar, nie potrafił skoordynować tego chaosu. W krótkim czasie z pozostałych szamanowi stworzeń zostały żałosne resztki, a Dokuro zamiast nad skrajem przepaści stał ponownie na solidnym gruncie.
To nie był przeciwnik, którego dało by się wytrącić z równowagi, albo pokonać frontalnym natarciem. Z całym swoim gadaniem o końcu świata, zealota ocierał się o fanatyzm i na domiar złego walczył na swoim terenie. A Fenris, tymczasowo dominując nad swoją drugą połową nie miał zaufania do przedłużającej się wymiany ciosów właściwego szybszym wojownikom. Wszystko musiało się rozstrzygnąć w ostatnim ataku. Przywołał ostatnie ptaki ku sobie i gdy czarne skrzydła zamaskowały jego sylwetkę, ruszył w kierunku sparaliżowanej jadem prawej ręki przeciwnika. Na wszelki wypadek. .
Mało kto słyszał, że każdy impuls nerwowy potrzebuje pół sekundy na dotarcie do mózgu. Również te zainspirowane bodźcem wzrokowym. Można powiedzieć, że ludzki (lub nadludzki) organizm całkiem dosłownie żyje w przeszłości. To znaczy, że widzialna rzeczywistość jest już historią w momencie gdy zostanie zauważona. Fenris, skądinąd zaznajomiony z tym zagadnieniem, całkiem niedawno wszedł na poziom umożliwiający obejście tego zjawiska. Skacząc z belki na belkę z niesamowitą prędkością wyprowadził pojedynczy sierpowy prosto w brodę przywódcy Poszukiwaczy. Gdyby nie metaliczny brzęk, uderzenie zdawało by się niemal muśnięciem. Jednak zadane z taką precyzją i przy tej szybkości, wprawiło mózg Babilończyka w dziki taniec wewnątrz czaszki. Umysł Dokuro wyłączył się, nim ten zdążył zarejestrować cios. Postępując zgodnie z planem Fenris był już kilka kroków dalej. Za nim ciągnęła się szara żyła ostatniej broni, którą dysponował. Do gleipnira przywierały teraz ostatnie rezerwy z demonicznej armii szamana. Poświęcił nawet owady składające się na żywą zbroję. Osłabiony i pozbawiony większości broni, balansując na skraju przepaści, nie miał możliwości zadania decydującego ciosu opancerzonemu przeciwnikowi. Na szczęście dźwięk uderzenia potwierdził jego domysły. Jeszcze okaże się na ile. Rychło w czas - Dokuro już się ocknął, testując wytrzymałość szarych zwojów. Jedną myślą Fenris ziścił atak.
Metale mają kilkudziesięciokrotnie większą przewodność temperaturową od ludzkiego ciała. Na tym polu wypadają jednak bladziutko przy grafenie, z którego zbudowano linkę wykorzystywaną przez Soratę. Ten jeden raz, Khazarczyk ucieszył się, że skorzystał z dobrodziejstwa najnowocześniejszych technologii. Przeciwnicy zdążyli tylko wymienić spojrzenia, nim uderzenie nieprawdopodobnego gorąca pomknęło falą w kierunku zealoty, rozjarzając jego transmutowaną skórę czerwonawą poświatą. Nim Dokuro zareagował, jedną myślą usuwając ślady stali ze swego ciała, każda jego tkanka otrzymała dawkę temperatury znacznie przekraczającą jej możliwości. Organizm normalnego człowieka już by się wyłączył po otrzymaniu tak drastycznych obrażeń, jednak czarodziej jakimś cudem zachował świadomość. Na krótko.
Najpierw przegrał walkę o własne nogi. Kolana rąbnęły o kamień, przygniecione ciężarem rzeźbionego latami, tytanicznego ciała. Potężne zaklęcie krążące w każdej jego żyle próbowało na wszystkie sposoby zniwelować straszliwe zmęczenie, które go dopadło. Serie skurczów przebiegały przez potężne łydki zealoty. Na próżno. Nie trwało długo, a nabrzmiałe mięśnie straciły swoją nienaturalną objętość. Resztka magii i przychylność Lumena opuściły Dokuro, a on sam padł jak ścięte drzewo. Zapadła cisza, przerywana tylko przez ostatnie oddechy umierającej na dnie jaskini menażerii szamana. Pokonany przywódca Poszukiwaczy natychmiast stał się obojętny Fenrisowi. Zostawiając na straży wielofasetowe oczy swoich sprzymierzeńców, wyminął leżące ciało nie wypuszczając mocy Wilka z silnego uścisku. Interesował go tylko jeden przedmiot, zrzucony ze swego miejsca przez krótkie, acz intensywne starcie. Nerwowo, trzęsącymi się rękami, podniósł leżącą na ziemi kasetkę przekonany, że zawartość uległa zniszczeniu. Zamek strzelił w potężnych pazurach. Fiolka z czarną cieczą leżała bezpiecznie w piance zabezpieczającej. Odetchnąć nie zdążył. Najpierw wszystko się zatrzęsło, a potem korytarzami przetoczył się łomot odległej eksplozji.
- Genkaku!
*** |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
Starke |
#2
|
Posty: 102 Wiek: 37 Dołączył: 07 Lut 2012 Skąd: Z przypadku
|
Napisano 24-09-2014, 23:22
|
|
Ładnie, wyrobiłeś się. Nie mam zarzutów technicznych – jeśli coś nie stykało, nie miało to najmniejszego znaczenia. Plus za brak erpegowych didaskaliów - im mniej widzę nazw opisów mocy czy innych tego typu śmieci, tym lepiej się czuję. I za to dzięki. Dzięki także za ładny literacki język, szczególnie za jego przyjemną opisowość. Po raz pierwszy widzę, że bycie Szamanem może mieć swój sens i swoją swoistość. Łał.
By nie było zbyt słodko dodam jednak, że zdążyłem się nieco tym wpisem znudzić. Lubisz pisać obficie, tu czy w innych działach forum, a mnie nigdy nie chce się tego czytać. Chyba dlatego, że za często przekraczasz granice grafomanii oraz kiczu, a tkanka tekstów staje się jak otyłość zdrowego ciała – nie widzę kręgosłupa, krwi, mięśni. Innymi słowy, piszesz ,,ładnie”, ale nie ,,fajnie”. Barok zawsze mnie męczył, brakowało mi w nim poczucia humoru, ironii, ale także tragedii i wyrazistości. To trochę jak u Draxa – obaj wprawdzie umiecie pisać, ale chyba jeszcze nie bardzo wiecie po co. A może Was to nie zastanawia, nie wiem. Wiem, że brakuje Wam ognia.
Wiem też jednak, że 8. Bo mniej to nieuczciwość, a więcej to absurd. |
World on fire with a smoking sun,
Stops everything and everyone,
Brace yourself for all will pay,
Help is on the way! |
|
|
|
^Genkaku |
#3
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 25-09-2014, 12:54
|
|
Jak dla mnie prawdziwy majsterszyk. Jestem absolutnie zachwycony i czytając pochłaniałem każde zdanie. Trochę głupio mi to pisać, ze świadomością, że mogę zostać posądzony o stronniczość, ale prawda jest taka, że ta walka absolutnie wymiata!
Można śmiało uznać, że ten tekst to tak naprawdę potrójna walka. Z Dokuro i z manitou o panowanie nad własnym ciałem. Właśnie te fragmenty z Wilkiem najbardziej mi się podobają i są najbardziej klimatyczne.
W samym starci Dokuro wypadł trochę pasywnie, ale można to łatwo wytłumaczyć tym, że przytłoczyłeś go swoimi mocami i zdaje się prawie dwukrotnie przewyższasz szybkością.
Trochę jednak szkoda.
9/10 - jeden pkt odjąłem za mało aktywnego NPCa właśnie. To tak naprawdę jedyna rzecz do której mogę się przyczepić. Cała reszta - warsztat, styl etc wymiata. |
|
|
|
»Kalamir |
#4
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 25-09-2014, 17:18
|
|
Nie napiszę zupełnie nic nowego, ponieważ wszystkie moje przemyślenia i uczucia zawarł w tekście Starke. Z tego powodu podpiszę się pod jego oceną. Ocena:8. Pierwotnie miało być pół punktu więcej, ale się powstrzymam jeszcze tym razem. Szczególnie, że sam przebieg walki nie był tak dobry jak mistrzowskie opisy.
Jedyny zgrzyt mam z historią, ale zważywszy na to, że jest to część Ninmu e t c. wiadomo, że było to pewnym ograniczeniem fabularnym. Szkoda byłoby tracić przez to punkty, dlatego postanowiłem kompletnie to zignorować.
No i fajnie, że miałem okazję zrewanżować się za ocenę. Z drugiej strony porównując tę walkę do tej z przed kilku dni, śmiało można powiedzieć, że sobie zapracowałeś.
// dobra, chłopy...teraz dajcie mu kilka 7demek bo będzie miał zbyt wysoką średnią. |
|
|
|
|
»Coltis |
#5
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 358 Wiek: 36 Dołączył: 25 Mar 2010 Skąd: Białystok
|
Napisano 25-09-2014, 18:33
|
|
Sorata, dobrze! Widzę, ze udało Ci się wyeliminować większość błędów wymienionych przeze mnie w poprzedniej ocenie. Porzuciłeś rzucanie nazwami mocy, zająłeś się opisem. Przestałeś też przesadnie kombinować z użyciem zdolności i skupiłeś się na klimacie, desperackiej walce z przeciwnikiem oraz swoim alter ego.
Wyszła dzięki temu bardzo dobrze napisana historia. Ciekawa, z polotem, przywodząca na myśl "Of wolf and man" zespołu Metallica. Me gusta.
Błędów się nie ustrzegłeś - głównie chodziło o konstrukcję zdań i przecinki wyprzedzające lub spóźniające się na swoje miejsce. Ilość była odpowiednia, ale umiejscowienie czasem niewłaściwe. Większych uchybień niż to nie dostrzegłem.
Naprawdę mi się podobało. Na moje dziewiątki i dziesiątki kiedyś przyjdzie czas - jeszcze nie teraz, dlatego wystawiam 8. Oddaję głos na Soratę. |
I wanna be the very best, like no one ever was. |
|
|
|
*Lorgan |
#6
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 29-09-2014, 18:59
|
|
Sorata – Pomimo wielkiego niezadowolenia, które pokazałeś po ostatniej walce, porządnie przyłożyłeś się do analizy i rzetelnie powyciągałeś wnioski z komentarzy radnych. Zrezygnowałeś nawet ze zwierzęcego działa, chociaż atak linki pod koniec starcia można uznać za wywołany podobnym efektem. W ogóle, ciężko mi było odnosić się do twojego tekstu bez uwzględnienia siostrzanej części Genkaku, a także waszego wspólnego tryumfu nad Drugim Smokiem. Poczyniłeś od tamtej pory ogromne postępy i przy okazji definitywnie przerosłeś kolegę. Walka z Dokuro to dzieło literackie. Krótkie bo krótkie, ale bardzo porządnie napisane (gdyby nie całkiem spora liczba drobnych błędów, ocena powędrowałaby w górę) i ociekające klimatem. Fenris rządzi. Twoja wizja Dokuro również. Tak naprawdę moja nota za twoją walkę wynosi pełne i zasłużone dziewięć punktów, ale w celu drwiny i pastwienia się nad bezbronnym zostawię poniżej czwórkę i nieprzychylny komentarz. Znając życie najpierw to dostrzeżesz, wpienisz się, a dopiero później przeczytasz ten fragment.
Podsumowując, okrutnie się zawiodłem. Walka zapowiadała się pierwszorzędnie, lecz stała się niczym więcej, jak świadectwem słabej wyobraźni i zmarnowanego potencjału. Cieszę się, że planujesz zrobić przerwę w pisaniu, bo nie będę musiał się pastwić nad leżącym. Odpoczniesz i, miejmy nadzieję, wrócisz z czymś lepszym...
Ocena: 4/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na NPC. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,18 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|