Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Ninmu|Świat] Mni
 Rozpoczęty przez »Sorata, 10-03-2014, 17:43
 Zamknięty przez Lorgan, 15-05-2015, 23:50

0 odpowiedzi w tym temacie
»Sorata   #1 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG

Sanbetsu
ostatnie dni sierpnia 1613

Opierając nogi na biurku, komandor Kito Genkaku w zamyśleniu żuł końcówkę służbowego długopisu. Przed chwilą, korzystając z chwili wolnego czasu wpuścił do sieci wewnętrznej zapytanie, które przyniosło niespodziewane wyniki. Megaserwery wywiadu 24 godziny na dobę przeczesywały sieć pod kątem zainteresowań wszechmocnych sanbetańskich włodarzy. Każda z tych godzin owocowała dosłownie teraflopami śmieciowych danych, z których może jeden promil okazywał się przydatny. Na ekranie komandorskiego monitora migało zestawienie kilku, przenikających się okien, które wprawny wzrok zdążył już połączyć w spójną całość. Najgorsze, że problemem nie była sama informacja, tylko jej znaczenie dla pewnego nietypowego znajomego. Jak zwykle w takiej sytuacji Genkaku czuł cień wątpliwości. Zawsze to wyciek, chociaż było nie było drobnej informacji na zewnątrz. Do agenta wrogiego państwa. Na sto procent znaleźliby się tacy, którzy nazwaliby to inaczej - zdradą.
- Czego oczy nie widzą… - postanowił.
Z pomocą przyszedł mu własnoręcznie ulepszony beeper. Przełączył urządzenie na drugi system operacyjny i uruchomił dodatkowe szyfrowanie. Ostrożności nigdy za wiele.
- Beeper. Dzwoń: Sorata.

***


Spotkanie na znanej w niektórych kręgach, nagijskiej barce, przebiegało smutniej niż zwykle. Ani podła piwna lura, ani stęchły smród rzecznego mułu nie przyćmiły obrazu nędzy i rozpaczy, którym stał się ostatnio szaman. Wbrew sobie, Sanbeta poczuł narastającą falę współczucia. Fenris skinął niemrawo głową, gestem zamówił piwo i spojrzał wyczekująco na rozmówcę.
- Nie trzymaj mnie w niepewności… - głos miał tak napięty, że można by na nim rozwiesić świeże pranie – znaleźliście ją? - taił niepokój. Genkaku nie musiał używać telepatii, żeby wyczytać o co pyta Khazarczyk.
- Nie znaleźliśmy ciała. Spokojnie. Chciałem przedyskutować możliwe powiązania, na które trafiłem niedawno.
Sorata wysiorbał mętnie żółtą pianę z piwa, nachylił się nad stołem i zalał kufel do pełna burbonem z własnej piersiówki.
- Co wykopałeś? – zabawa w konwenanse skończyła się całkiem niedawno.
- Rutynowe przegrzebywanie najróżniejszych baz danych wyrzuciło mi całkiem ciekawe wyniki przefiltrowane przez interesujące frazy. Kojarzysz tą niewielką wysepkę u wybrzeży Babilonu? Tą którą odwiedzałeś – szaman skinął głową i niecierpliwie zakręcił palcami. Oczywiście, że pamiętał.
- Otóż w tamtejszym domu dziecka, wychował się niejaki Albertino Fideri. Krótko po jego przejściu w dojrzałość i opuszczeniu przybytku, instytucja stoczyła się w długi i ostatecznie upadła dwa lata później, w 1599.
- W porządku. Ale cóż z tego?
- Ostatni odchowany podopieczny „Tęczowego Pagórka” jest inaczej znany jako Alberto DeVillon, projektant zapachu „Desafiar”, który powiązałeś z porywaczem Nayati – zakończył z triumfem, widząc rozpalający się głęboko w oczach Soraty ogień. Szaman nie pił już piwa. Palce zacisnął na blacie tak mocno, że deski zaczęły pękać.
- I tutaj zaczyna się właśnie ta dziwna część – Genkaku spojrzał zafrasowany na wory pod oczami szamana – utajnienie danych w taki sposób to nie jest byle domowa robótka. Ktoś włożył wiele trudu by stworzyć DeVillon’owi trzy fałszywe tożsamości, z czego tylko jedna prowadziła dalej – po minie Fenrisa rozpoznał, że ten rozumie tylko pojedyncze fragmenty. Mimo pokrewieństwa zawodów, wywiad miał ździebko inne metody zdobywania informacji niż Inpu. Swoją drogą, stanowisko komandora również miało swoje plusy pod tym względem. Kito poczuł się trochę lepiej w obecności młodszego kolegi. Znajomość z Fenrisem rozkwitała bez specjalnych przeszkód po walce z Drugim Smokiem, ale po uświadomieniu sobie wzajemnie potencjału towarzysza, obaj wykształcili coś na kształt drobnego kompleksu. Nie było to nic poważniejszego od typowej męskiej rywalizacji, ale Agent i tak lekko uśmiechnął się na myśl, że ponownie wysunął się na prowadzenie. Mimo wszystko, dumę przygasił trochę osobisty dramat znajomego.


Sion, wybrzeże Babilonu

Podróż prywatnym odrzutowcem ma swoje plusy. Zero międzylądowań czy namolnych współpasażerów. Kito nie liczę. Zdążyłem go polubić.(Akhem) No dobra, uszanować. Czuję, jak dzięki niemu, członki zalewa mi sprężysty podmuch odświeżenia. Już od dłuższego czasu praca sprawiała mi oraz więcej problemów. Pomiędzy zleceniami często zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego. Coraz bardziej ograniczałem i pętałem swoje pragnienie rozwoju w obawie przed utratą upragnionej emerytury. Czułem się jak zbyt długo ostrzony nóż z nienaprawialnym już ubytkiem w stali. Szczerze powiedziawszy, czekałem już tylko na moment kiedy zejdą ze mnie wszystkie spojrzenia. Mógłbym wtedy wreszcie paść na kolana i po prostu krzyczeć. Jeśli nie porwano by Nayati, z pewnością znalazłbym inny powód by wreszcie pęknąć. Gdy zaszło najgorsze, po przedłużonym zakładaniu maski, okazało się, że nawet na to brak mi sił. W końcu, kiedy opadły najsilniejsze emocje, odkryłem na dnie serca dziwny spokój. Na platformie wiertniczej, skąpany we krwi swoich wrogów, zorientowałem się, że właśnie to robię najlepiej. Zabijam. Do niczego innego tak dobrze się nie nadaję. Przynajmniej teraz. Po zmarszczonym nosie Genkaku, widzę że zaniedbałem higienę. Chrzanić to. Mam ważniejsze rzeczy do roboty niż przejmowanie się samopoczuciem bliźnich.

***


Szara, zniszczona konstrukcja stoi niedaleko zbocza i celuje połamanymi deskami w niebo. Przedziwny, ale niepozbawiony uroku, dwupiętrowy mariaż drewna i betonu kiedyś oglądały oczy przynajmniej kilkudziesięciu sierot. Smutno dyndająca, obluzowana tablica nad kutą bramą oświadcza, że trafiliśmy na miejsce. Kiedyś pewnie była kolorowa. Teraz, ze stylizowanej tęczy pozostały tylko przeżarte wilgocią strzępy oblazłej farby.
Genkaku znów pakuje mi się z buciorami w jaźń.
- Na wszelki wypadek – mówi, ale i tak wiem, że znajduje w tym sporą przyjemność. Lubi wedzieć. To się chwali.
Wnętrze wita nas zawilgoconą tapetą, przegniłymi deskami i porozrzucanymi tu i ówdzie zapomnianymi zabawkami. Straszne marnotrastwo. Dzieciaki jak zwykle przerzucono jak najszybciej, traktując je jak jeszcze jeden z elementów wyposażenia. Aż dziwne, ze okazały się ważniejsze niż porcelanowe naczynka, spoczywające jeszcze w abstrakcyjnie popękanym kredensiku w głównym holu. Nie chcę tracić czasu. Wpuszczam w siebie Wilka i przymykam oczy, jednocześnie zaciągając łapczywie haust powietrza. Czterdzieści razy więcej receptorów zapachu. Tysiące razy więcej informacji. Zalewa mnie fala doznań, a ciało automatycznie współpracuje z manitou, przetwarzając je w zrozumiały dla mnie język. Mocz. Ptasie odchody. Wilgotne tynki i złażąca ze ścian farba. Rodzina szczurów. Kurz. Pot. Pozostałości żelu do włosów. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak czuły jest węch psowatych. Powstały nawet teorie, że potrafią stworzyć przestrzenny model otoczenia, opierający się tylko i wyłącznie na tym zmyśle. Specjalnie się tym nie chwalę, ale to akurat prawda. Pozwalam odgrywać się scenom w moim otoczeniu. Mam tą przewagę, że w przeciwieństwie do moich czworonożnych przyjaciół, potrafię analizować i interpretować te bodźce na całkiem innym poziomie zaawansowania. Biedny, ale zadbany żul zamieszkuje północne skrzydło. Kursuje co dzień między aktualnie ogrzewanymi słońcem pokojami. Ukrywa się teraz na strychu, bo usłyszał, jak rozbijamy się na dole. Prawie widzę nowotwór rozpychający się w jego gruczole krokowym. Biedny skurczysyn.
- CO?! – zapomniałem, że wewnątrz mojej głowy siedzi jeszcze namolny Sanbeta.
- Hejjj! – chyba nie podobało mu się to określenie. Jego zdezorientowanie napływem niezrozumiałych informacji, odbieram w formie neonowo zielonego pytajnika. (He he he) Jak mam mu wytłumaczyć, że uwalniane do krwi markery nowotworowe są wyczuwalne nawet w każdym oddechu i do tego różnią się między typami raka? Zabieram się do wyjaśnień, ale….JEST! Ledwo uchwytny zapach Desafiar chowa się za cząsteczkami powietrza gdzieś przy przegniłych od słonej wilgoci deskach podłogi. Na szczęście Gabriel zdaje się być eleganckim mężczyzną. Jak tu sobie odmówić odrobiny piżmowego odświeżenia o poranku?
Powolutku pełznę, na podobieństwo wielkiego pająka, prawie przyklejony twarzą do zasyfionej podłogi, szukając powiązania tej ulotnej nutki zapachowej. Odsuwam ręką drzwi do kolejnego pomieszczenia. Spleśniała wykładzina wysyła w moją stronę falę zarodników, ale odtrącam je jednym gniewnym parsknięciem. Na zakurzonej podłodze wyraźnie malują się dwa odciski butów. Wskazuję je towarzyszowi, a sam przeczesuję mieszankę pyłków traw i włosów na podłodze.
W zebranym kłębku wyczuwam delikatny zapach poszukiwanego. Laboranci i mikroskopy wycisną ostatnie okruchy DNA z tych strzępków, przemielą każdy odnaleziony tu skrawek informacji w przydatne ślady. Przez chwilę żal mi dzikiego lokatora budynku. Niebawem będzie dookoła za dużo pytań by mógł się tu czuć bezpiecznie. Smutne. Jedna z moich akcji, nawet tak mało znacząca dla świata, pozbawiła dachu nad głową kolejnego człowieka. Prostuję się i delikatnie wycofuję żeby nie zatrzeć śladów bardziej.

- Prawdopodobnie tutaj kokketsu przeszło z rąk do rąk – mówi Genkaku, a ja machinalnie kiwam głową. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego dokonali transakcji właśnie w tym miejscu i co ma wspólnego projektant zapachu z martwym człowiekiem, który porwał Nayati. Nieważne. Dowiem się. Przynajmniej teraz wiem czego szukać. Trop jeszcze nie ostygł. Minęło raptem dwa, może trzy dni od momentu gdy tu byli. Znowu mogę wrócić na właściwe tory. To trochę za mało, żeby rozpalić nadzieję, ale na tą chwilę wystarczy. Kieruję się w stronę wyjścia.

***


Co prawda nie ujrzeli tęczy będącej symbolem budynku, ale obaj i tak poczuli się znacznie lepiej. Stali milcząc na szczycie urwiska, kilkadziesiąt metrów dalej i oczekiwali gromady techników, którą obiecało dowództwo. Lekka bryza porywała dymek z papierosa Genkaku.
- Lepiej zmykaj. Nie powinni Cię tu widzieć – Sorata miał problemy z ujęciem, o co naprawdę mu chodzi – Gen…eee…dzięki. Naprawdę.
- Nawet nie zaczynaj. Czuję, że znajdziemy twoją kobietę nim zakończy się cały ten burdel - klepnął pocieszająco w ramię szamana - Zresztą jak Sanbetsu zwycięży z Draguunami, to cały Khazar będzie mógł się zjednoczyć w poszukiwaniach - dodał z lekkim wyzwaniem.
- Prędzej będzie Ci ŁYSO, kiedy odnajdę Mni i stłukę dupsko nieśmiertelnym - Sorata pozwolił sobie na odrobinę dobrego humoru. Żarty o fryzurze powoli robiły się wtórne. Będzie trzeba zmienić repertuar. Dopiero po odlocie przyjaciela uświadomił sobie, że po raz pierwszy pozwolił sobie na radosną myśl.
- PRZYJACIELA?!
- O, kur*a….


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 14