Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Tankyuu] REKONSTRUKTOR
 Rozpoczęty przez »Kalamir, 03-10-2012, 13:20
 Zamknięty przez Lorgan, 07-12-2015, 19:50

92 odpowiedzi w tym temacie
»Kalamir   #61 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Genkaku prestiż +12
- Wpis 2 -


Nie opuszczając budynku
1. Porozmawiaj z nowym partnerem aby dowiedzieć się czegoś więcej o nim i zakonie. Określ waszą relację: luźna, swobodna, napięta, olewcza,wroga, rywalizacja, arogancja, szacunek, i t d.
2. Wybierz jedną z opcji i skontaktuj sięz MG:
- Nadaj tempa sprawie forsując swoje pomysły i pchając fabułę tam dokąd ty chcesz.
- Wysłuchaj pomysłów partnera podążając ścieżką przygotowaną przez MG.
3. Przygotuj się na CHAOS. (zablokowane)



Ostatnio zmieniony przez Kalamir 30-10-2013, 15:40, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW
 
 
^Genkaku   #62 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Generał nie miał im już więcej nic do powiedzenia, więc Genkaku wraz z Conorem zmuszeni byli opuścić pomieszczenie. Szli teraz w ciszy do nowego gabinetu przypisanemu dowódcy wywiadu – nowego biura Kito. Wciąż nie mógł oswoić się z myślą, że teraz zasiadać będzie na tak wysokim stołku. Po przybyciu na miejsce, okazało się, że pokój jest urządzony w jeszcze bardziej minimalistycznym stylu niż ten należący do Takarashiego. Nie było w nim praktycznie nic, poza gołymi, białymi ścianami i podłużnym, sporej długości blatem terminalu komputera.
- To, jaki jest plan komandorze?
Zaczął rycerz rzucając w kąt przy drzwiach torbę, którą targał za sobą od momentu wyjścia od generała.
- Na początek przejrzę raporty…
- Raporty?! – Conor nie dał mu dokończyć. – Myślałem, że ustaliliśmy już, że na to nie mamy czasu.
Agent przeszedł na środek pomieszczenia i uruchomił konsolę. Nad blatem zamigotał powitalny interfejs holograficzny.
- Spokojnie, ja też nie mam zamiaru spędzić tu całego dnia – uspokoił go agent. – Po prostu jest parę rzeczy, które muszę sprawdzić zanim zaczniemy działać. Może pan przez ten czas zacząć wtajemniczać mnie w szczegóły.
Nagijczyk westchnął i zrezygnowany usiadł na podłodze pod ścianą. Genkaku obserwował go ukradkiem zza holograficznej ściany. Było w jego rozmówcy coś, co sprawiało, że człowiek automatycznie darzył go szacunkiem. Zastanawiając się nad tym uruchomił program z mapami taktycznymi i kazał komputerowi nanieść na plan wszystkie odczyty sejsmograficzne. Program miał szukać regularności układających się w linię. Zakłóceń, które nie mogły wynikać z naturalnych ruchów sejsmicznych i były niespotykane dla tego regionu.
- Jak to się stało, że wstąpił pan do zakonu?
Pasek postępu prac programu powoli przemierzał drogę z lewa do prawa. Agent nie miał jednak zamiaru trwonić czasu. Kolejna aplikacja została uruchomiona. Tym razem archiwalne materiały nagrane z satelitów.
- Keenan Redilson, członek kapituły zakonu – zaczął tłumaczyć nagijczyk, jednocześnie wyciągając z kieszeni kurtki paczkę papierosów i odpalając jednego. - Miał mnie już na oku przed atakiem na Zakon. Cały incydent zwyczajnie przyspieszył proces rekrutacyjny.
Cichy dźwięk zasygnalizował ukończenie analizy sejsmologicznej. Niestety, tak jak przypuszczał Kito, nic z niej nie wynikało. Conor najwyraźniej też usłyszał komunikat. Wstał i podszedł do pulpitu żeby przyjrzeć się rezultatom.
- Widzę, że dalej drąży pan ten pomysł z podkopem – w jego głosie dawało wyczuć się drwinę. – Szkoda, że nie ma pan dostępu do khazarskiej technologii. To jedna z tych dziedzin, w których nie mają sobie równych.
Agent przez chwilę rozważał jego słowa. Może faktycznie warto było by pójść w tę stronę. Jednym płynnym ruchem, wywołał aplikację z kontaktami i zaczął pisać wiadomość.
- Myślę – zaczął nie odrywając wzroku od holoprojekcji, – że mam kilku znajomych w Khazarze, którzy mogą przeprowadzić dla mnie taką analizę. Na wyniki przyjdzie nam jednak trochę poczekać. Pewnie około godziny.
- Znajomości bywają przydatne – skomentował rycerz.
Ewidentnie zaczynał się już niecierpliwić. Znów, tak jak poprzednio na spotkaniu z generałem nerwowo przestępował z nogi na nogę. Kolejny papieros wylądował w jego ustach.
- To prawda. Panu zostały jeszcze jakieś kontakty na wyższych szczeblach dowodzenia w Cesarstwie?
Po tym pytaniu nad pokojem zawisła cisza. Agent miał nadzieje, że nie uraził partnera. Naprawdę miał nadzieje, że ich współpraca będzie przebiegać bezproblemowo.
- Nie należę do żadnego rodu, jeżeli o to panu chodzi – podjął w końcu Themson. W jego głosie dawało się wyczuć irytację. – Jestem już zmęczony tym czekaniem komandorze. Dam panu jeszcze godzinę na zabawę w analityka. Po tym czasie oczekuję podjęcia jakiś działać. Naprawdę nie mamy czasu na takie podchody do jasnej cholery!
Genkaku nie widział innego wyjścia jak przystać na to ultimatum. Pokiwał tylko głową na znak zgody i zaczął przeglądać nagrania z satelitów. Niestety tutaj też nie było żadnego tropu. Okazuje się, że żaden satelita nie potrafi uchwycić draguuna. Nikt nie potrafi tego wytłumaczyc, zamiast tego widać jedynie zakłócenia. Jeden satelita przekazał rozmazany obraz "czegoś”, ale chwilę później spalił się i spadł do oceanu.
- Czy Libertin w ogóle orientuję się w mocy i możliwościach tych statków wroga? – Agent postanowił przejść do rzeczy. – Przypuszcza gdzie może znajdować się ten trzeci okręt, o którym wspominał szaman?
- Brat bibliotekarz twierdzi, że statki posiadają moc zdolną niszczyć miasta niczym bomby atomowe, pytanie tylko, w jakim stanie są ich generatory – zaczął wyjaśniać rycerz. Wyraźnie spodobał mu się kierunek, w którym zaczęła iść rozmowa. – Co do trzeciego statku, zaginął wieki przed urodzeniem Libertiana.
- Pewnie, mimo, że jest jednym z Mitsukai nie zna sposobu na ich pokonanie?
- Niestety, nie ma bladego pojęcia – przyznał Themson, po czym z pewną dozą wahania dodał. - Ma jednak teorie, że ich życiowe siły biorą się z manitou i innych "większych" istot, oni zaś są kanałami mocy otwartymi przez Rekonstruktora, który sam może być taką istotą, tysiące lat temu przez przypadek dostając się na ziemie, to raczej okultystyczna teoria...
Okultyzm i mistycyzm. Wydawało się, że do tego będzie sprowadzać cała sprawa. Przez myśl przeszło agentowi, że trzeba będzie podszkolić się w tych tematach. Nagle do głowy przyszedł mu nieco inny pomysł. Znów wywołał aplikację. Tym razem panel kwatermistrzowski. Nadszedł najwyższy czas by użyć swoich nowych uprawnień. Uruchomił katalog z mobilnymi centrami operacyjnymi i zaczął wybierać odpowiedni transport. Zatrzymał się, przy samolotach. W końcu znalazł to, czego szukał. Mały odrzutowiec o dużym zasięgu i wyglądzie cywilnej maszyny pasażerskiej. Miał wszystko, czego potrzebowali. Możliwość pionowego startu i lądowania oraz bogate wyposażenie na każdą okazję. Od razu wypisał rozkaz by w trybie pilnym przygotować dla nich jedną z tych maszyn wraz z załogą. Jednocześnie kontynuował rozmowę z rycerzem. Jak na razie, każdy fakt ujawniony przez nagijczyka okazywał się interesujący? Czuł, że nawiązuje się między nimi relacja na profesjonalnym poziomie.
- Czy Zakon ma jakiś pomysł kim jest ten drugi Mitsukai, którego porucznik Pit widział na pokładzie Draguuna ?
- Libertian mówił nie miał okazji go spotkać ani przesłuchać Garvina by poznać jego tożsamość, która pozostaje dla nasz wszystkich tajemnicą.
Ta wypowiedź obudziła w Genkaku pewne pytanie, która jak sam przed sobą przyznał nie dawała mu spokoju od momentu zapoznania się z raportem z ataku na twierdzę.
- Właśnie, co stało się ze „statułą” Garvina? Rozumiem, że zaginęła? To dość intrygujące?
To pytanie wyraźnie zmieszało Themsona. Znów sięgnął po papierosa. Agentowi zdawało się, że gra na czas i waży teraz w myślach każde słowo odpowiedzi.
- Pułapka mistrza Raylana zdumiała wszystkich, ale nie mam pojęcia, co stało się z Garvinem i gdzie jest ukryty drugi Mitsukai. Tylko starsi rangą rycerze wiedzą co mistrz Raylan z nimi zrobił, i niechętnie o tym mówią.
- Macie więcej takich mieczy do zamiany ludzi w kamień?
- Niestety te dwa były jedyne.
Kito pokiwał głową na znak, że wszystko rozumie. Zastanowił się chwilę, co dalej.
- Wypadałoby znaleźć specjalistę od okultyzmu – zaczął agent. – Może jest ktoś, kto zna sposób jak odciąć tych „nieśmiertelnych” od mocy manitu.
Rycerz nie skomentował jego propozycji. Znów widać było po nim, że jest zniecierpliwiony. Zdawało się, że mało brakuje mu do kolejnego wybuchu. Prawdopodobnie powstrzymywał się tylko, przez jako taki szacunek, jakim zaczął darzyć sanbetańczyka. Genkaku postanowił oddać w końcu inicjatywę w ręce zakonnika. Przynajmniej do czasu aż nie przyjdą wyniki z Khazaru.
- No dobrze to co pan proponuje? Jakie są plany Zakonu?
- No dobrze to, co pan proponuje? Jakie są plany Zakonu ?
- Wrogiem numer jeden wydaje się być Kendeison, lub jak nazwał go Garvin, Blackthorne, który najprawdopodobniej stał się kolejnym Mitsukai, lub czymś w tym stylu. Na nim musimy na razie skupić swoje wysiłki – zaczął Conor. - Niestety nikt nie wie gdzie się ukrywa. Według wiedzy zakonu, w Nag jest człowiekiem o szerokich kontaktach. Co prawda jego imię nie padało bezpośrednio, ale imię często można było usłyszeć na dworze o pewnym fenomenie w armii. Możliwe, że ma po swojej stronie cesarza. Wszyscy rycerze usiłują zdobyć w tej chwili jakąkolwiek wiedze i sojuszników. Spodziewamy się otwartej wojny a wtedy....Po prostu trzeba walczyć. Czasu do działania jest bardzo mało.
Agent znów milcząco pokiwał głową ze zrozumieniem. Tym razem to on sięgnął po papierosa. Zaczął rozważać możliwe posunięcia przeciwnika.
- Nie wydaje się panu, że logicznym z ich strony było by przeprowadzić jakiś atak na duże miasto, żeby odciągnąć naszą uwagę i siły od miejsca przetrzymywania Rekonstruktora i wtedy zaatakować?
- Mitsukai również usiłują obrosnąć w siłę – zaczął tłumaczyć rycerz. -Potrzebują armii, artefaktów, planów, szpiegów, dezorganizacji i chaosu na najwyższych szczeblach władzy. Pewnie muszą też naładować generatory Draguunów. Zaatakują, gdy będziemy zdezorientowani i przestraszeni walczyć miedzy sobą.
Niepokojąca myśl zaczęła kiełkować w umyślę Genkaku. Spojrzał prosto w oczy partnerowi i przez chwilę wydawało mu się, że pomyśleli o tym samym.
- Mam nadzieje, że Cesarstwo nie odbierze naszego podwyższonego stanu gotowości, jako przygotowania do wojny. Taki konflikt mógłby rozpętać niesamowity chaos…
- Jeżeli Kalamir zdołał przedostać się… zinwigilować bliskie otoczeniu Cesarza, może mieć realny wpływ na decyzję. Skompromitował już w jego oczach Zakon. Myślę, że teoretycznie mógłby też wpłynąć na jego opinie na temat mobilizacji sił w Sanbetsu.
Genkaku wolał nie myśleć o konsekwencjach takiego obrotu wydarzeń. Na wszelki wypadek postanowił przekazać te spostrzeżenia generałowi.
Ostatnio zmieniony przez Genkaku 31-10-2013, 18:01, w całości zmieniany 3 razy  
   
Profil PW Email Skype
 
 
»Kalamir   #63 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Genkaku prestiż +15
- Wpis 3 -


Faza obrony: Wasz system bezpieczeństwa zostaje zmieciony w pył. Serwery padają pod siłą tajemniczego wirusa. Gasną światła, słychać krzyki i strzały. Wiele ludzi zginie, również ludzi na stanowiskach kluczowych dla Sanbetsu. Broń się przed oddziałami śmierci nieznanego pochodzenia, które właśnie wypowiedziały otwarta wojnę sanbetsu. Są piekielnie dobrze wyszkoleni. Wiedzą jak walczyć z nadludźmi i jak szybko mordować wszystko co się rusza.

Faza Przegrupowania: Wraz z partnerem przeprowadź naradę na bezpiecznej ziemi. Udaj się do siedziby zakonu lub kontynuuj własne śledztwo wybierając dowolną lokację uzasadniając czemu powinieneś się tam udać.

Faza zadań specjalnych: Odnajdź specjalistę od spraw mistycznych i pozyskaj go dla swej sprawy. Postaw pierwsze kroki na ścieżkach okultyzmu kupując te umiejętność.



   
Profil PW
 
 
^Pit   #64 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 35
Dołączył: 12 Gru 2008

Nigdy nie znosiłem nazbyt dobrze przesłuchań. Od razu dopadał mnie silny stres, głos grzązł gdzieś w gardle, a pot zaczynał spływać po czole wężykiem, skapując powoli z brody. Tym razem jednak musiałem się szybko pozbierać. Zaciskałem w konsternacji od czasu do czasu pięść pozwalając, by pojedyncze iskierki przeskakiwały między palcami. Kiedy dzień wcześniej Uen powiedział mi, że to krytyczna, bezprecedensowa sytuacja, mogłem się tylko domyślać o co chodzi.
Siedziałem w zacienionej sali za blatem półkolistego stołu, jako członek narady. Przed oczami miałem niebieskawą poświatę holograficznego ekranu, podzielonego w tej chwili na kilka części. Zapach nikotyny i drażniący dym wypełniał moje nozdrza. Siedzący nieopodal mnie mężczyzna kończył właśnie czwartego papierosa. Był to nie byle kto, tylko kapitan Hirame, wysoki, szczupły mężczyzna w ciemnozielonym, wojskowym mundurze z opaską koloru brunatnego na lewym ramieniu. Odgarnął kosmyk ciemnofioletowych włosów i zerknął raz jeszcze na raport wyświetlający się gdzieś na ekranie.
- To są fragmenty raportu porucznika Araraikou z wyprawy - zwrócił się do osób uczestniczących w holokonferencji. Minister spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych i przedstawiciel kancelarii prezydenta, a nawet sam premier słuchali całej rozmowy bardzo uważnie, często z na wpół otwartymi ze zdumienia ustami. Słowa "Rekonstruktor", "pływająca wyspa", "Mitsukai" czy imiona takie jak "Asgeir" krążyły w eterze. Trzy inne okienka łączyły z naukowcami wyższego szczebla, którzy zapewne mieli już okazję położyć ręce na zdobytych parę miesięcy temu aktach, jednak wciąż byli głodni nowych informacji. Jakby mało już było ważnych osobistości dookoła, w cieniu temu wszystkiemu przyglądał się jeszcze ktoś, ale nie byłem jeszcze w stanie jasno stwierdzić kto. Cały czas odpowiadałem na pytania, więc nie było nawet czasu odwrócić głowy.
- Twierdzi pan, że był na pokładzie wojennego statku wroga? - zainteresował się premier.
- Byłem i doskonale widziałem jak to wygląda.
Mniej więcej, powiedziałem sobie w myślach.
- Jak wielki jest jego potencjał militarny? - pytał dalej mój rozmówca.
- Szacunkowo tysiąc ludzi obsługujących to, wśród nich wyszkolona piechota, podobna trochę do naszych samurajów, plus myśliwce w hangarach, uzbrojone po zęby. Nie mówię tu nawet o Mitsukai...
- A tak, mówił pan o nich. Nieśmiertelni ludzie, szukający swego pana.
- Bardziej szukający sposobu na wydostanie go z więzienia... - wciąłem się. Kapitan Hirame syknął przez zęby, jakby próbując mnie przystopować. Premier najwyraźniej jednak przymknął na to oko. Był wyraźnie zainteresowany ogromnym lewiatanem.
- Czy nasze rakiety zdołały by go strącić?
- Ależ...panie Premierze! - odezwał się minister spraw wewnętrznych. - Naprawdę chce pan. ..
- Nie jestem pewien, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie. Pancerz Lewiatana, wszystkie systemy szybkiego reagowania jak i sam fakt tego, że potrafią ukryć się przed radarami i większością satelitów sprawiają, że same rakiety nie zdziałają niczego.
- A może by tak falą EMP... - brnął dalej Premier, wyprostowując się na siedzeniu. Minister spraw wewnętrznych wykorzystał ten moment zamyślenia, by wyprostować i nakreślić wszystkim zgromadzonym - w tym także mi - sytuację, jaka panowała w kraju.
- Nasze pancerniki i lotniskowce patrolują teren i węszą gdzie się da w zasadzie od trzech miesięcy. Bombowce i myśliwce są zatankowane i uzbrojone. Zabezpieczyliśmy działające silosy rakietowe, monitorujemy wszystkie aktywne reaktory. Dywizje walczące z Shah'en wycofały się na z góry upatrzone pozycje. Wszystkie oddziały oddelegowano do centrali...
- To samo spotkało mój oddział, prawda? - zapytałem przyciszonym głosem, zwracając się do kapitana Hirame.
- "Smoki" otrzymały już swoje przydziały. W chwili obecnej każdy żołnierz jest na wagę złota - odpowiedział szybko, zaciągając się po raz kolejny papierosowym dymem. Tymczasem minister spraw wewnętrznych ciągnął dalej.
- ...dlatego, jeśli atak nastąpiłby na terytorium naszego państwa, narażamy się na ogromne straty! Trzeba zachować zimną krew. Bezmyślne bombardowanie czym tylko się da nic nie da, musimy zaplanować precyzyjny, szybki i efektywny atak!
Miał sporo racji. Jego argumenty nie przekonały jednak premiera.
- W takim razie co pan proponuje, skoro kosztujący miliony program obrony kraju wydaje się być nieskuteczny wobec wielkich statków i nieśmiertelnej armii?
- Cóż, ja..
- Nie wiemy nawet gdzie jest ten przeciwnik! - rzucił ktoś spoza holokamery.
Narada przerodziła się w kłótnię. Jedni wymyślali coraz to dziwniejsze pomysły, drudzy chowali głowy w dłoniach, pozwalając by dopadł ich strach. Ktoś nazwał kogoś innego kłamcą, epitety, krzyki, ledwie cenzuralne słownictwo. Prawdziwie nieokrzesana polityka.
- Rekonstruktor... - w głośnikach zabrzmiał głos komandora wojskowego, również obecnego na spotkaniu. Holograficzny ekran błysnął ukazując jeszcze jedno okienko. Wygolony na łyso człowiek o świdrującym spojrzeniu i twardych rysach twarzy wypowiedział jedno jedyne słowo i nagle zrobiło się cicho. Poczułem nieprzyjemne dreszcze, rozchodzące się od głowy aż po czubki palców u stóp. Komandor pogładził się po spiczastej czarnej brodzie i donośnym głosem zaczął mówić.
- To tylko kwestia czasu zanim któryś z Mitsukai dotrze na tyle blisko, że spróbuje go wydostać. A jakby nie patrzeć, w tym globalnym konflikcie jesteśmy ostatnią linią obrony. Na nieszczęście nasze stosunki z niektórymi państwami nie są ostatnio najlepsze, przez co musimy zdawać się na półśrodki i indywidualne jednostki.
W tym momencie minister spraw zagranicznych spuścił wzrok z grobową miną. Uniósł ją i próbował się wytłumaczyć.
- Nasze stosunki z Nag rozwijały się jak najbardziej prawidłowo. Warto by było utrzymać ten stan. Dochodzą mnie pogłoski, że nagijski ambasador w Sanbetsu zamierza opuścić budynek ambasady w trybie natychmiastowym.
Usłyszałem za plecami ciche prychnięcie. Nie był to jednak kapitan, a tajemnicza osoba, nadal przysłuchująca się całej rozmowie. Gdy tym razem odwróciłem wzrok, byłem w stanie dostrzec fragmenty misternego zdobienia na jej ubiorze. Odniosłem też wrażenie, że nosi zbroję i kiedy chciałem się upewnić, rozmowa poszła dalej.
- Dlatego prosiłbym by dalszą walkę zostawić nam - obwieścił Hirame, gasząc peta w popielniczce. - Wojskowy pion współpracuje już z innymi, wysyłamy wszystkich w tej chwili dostępnych agentów.
- Jak rozumiem przewodzi im Widmowy Jack? - zapytał premier. Mój przełożony odkaszlnął, chwilę się zamyślił, po czym odparł.
- Widmowy Jack zostaje tutaj, jako linia obrony...na razie... Wysyłamy innych agentów, by dowiedzieli się czegoś więcej.
Poczułem ukłucie w żołądku. Czułem się jak mała nic nieznacząca muszka. O Widmowym Jacku słyszałem legendy, zwłaszcza o pewnym pojedynku z jednym z "jeźdźców". Mimo tylu lat służby nadal byłem daleko za najlepszymi. Zachowałem jednak kamienną twarz, odrzucając swoje obawy na dalszy plan.
- Jestem w stanie pokierować część wojsk - rozpocząłem. - Jak już mówiłem, nawiązałem kontakt z rycerzami zakonu Muspelheimu, widziałem Draguuna od środka, widziałem Mitsukai w akcji!
- Postanowione - zagrzmiał komandor. - Araraikou jest w tej chwili najlepiej poinformowanym z agentów, jego udział jest kluczowy.
- Zrozumiałem, komandorze - skinąłem głową, zachowując pełną powagę.
Chwilę później moje przesłuchanie zostało zakończone. Choć narada trwała dalej, ja nie byłem już jej czynnym świadkiem. Wyłączyłem ekran i już miałem wstać, gdy z cienia wyłoniła się obserwatorka.
- Jeśli taki jest wybór waszej rady, Zakon go wesprze!
I wtedy też po raz pierwszy zobaczyłem ją w pełnej krasie. Była to kobieta z włosami koloru ciemny blond, dość długimi, by mogła spleść je w warkocz. Twarz miała pociągłą, cerę jasną. Jej oczy wypełniał szmaragdowy blask źrenic. Ubrana była w coś co było połączeniem zbroi płytowej z długą suknią. W życiu nie widziałem czegoś takiego. Tak samo wartymi odnotowania były dojrzane przeze mnie wcześniej misterne zdobienia na piersi, a także ciężkich, stalowych rękawicach. Zdobienia te układały się w kształt ptaka, majestatycznie rozkładającego skrzydła, symbol Nag. Kobieta ta była niemalże tego samego wzrostu co wysoki przecież kapitan. Nie zdziwiło mnie więc to, że z dość dużą lekkością i swobodą obnosiła się, z obosiecznym, dwuręcznym mieczem.
- Araraikou, przedstawiam ci Ainę Karisstaten, dwunastego rycerza Muspelheimu.
- Bardzo mi miło...
Potrzebowałem chwili by otrząsnąć się z szoku. Spodziewałem się, że otrzymam wsparcie jednak przyszło ono z niespodziewanej strony. Oczarowany jej urodą (ile mogła mieć, nieco ponad dwadzieścia lat?) przez chwilę nie byłem w stanie sklecić jakiegoś dobrze brzmiącego zdania. Aina wyczuła to, kręcąc głową z politowaniem.
- Musisz czuć się bardzo pewnie, jeśli pozwalasz sobie na takie rozproszenie uwagi. - Pstryknęła palcami. - Serdeczności potem, najpierw chciałabym wiedzieć, co zamierzasz.
- Planuję wsparcie najbardziej wysuniętej w tej chwili jednostki - zacząłem, gdy już strząsnąłem z siebie roztargnienie przygłupiego "młodzika". - Na dobrą sprawę nie mam pojęcia jak i kiedy nastąpi atak Mitsukai. Zanim jednak to nastąpi, chciałbym najpierw zebrać mój oddział.
- Oddział? - zdziwiła się rycerka. - Nie planujesz chyba frontalnego ataku na nieśmiertelnych?
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Nie po tym co zobaczyłem na pokładzie Draguuna...
- Och, czyżby to było coś więcej, niż streściłeś w raporcie? - zainteresował się kapitan.
W głowie odezwały się wspomnienia. Widok przejętej przez nieczystą energię Naoko, czy też demoniczna przemiana, "rekonstrukcja" Kalamira nie należały do najprzyjemniejszych.
- Mam po prostu wrażenie, że cokolwiek byśmy nie zrobili, nie zdołamy tego zatrzymać.
Aina zamilkła na chwilę po czym rozpoczęła wyzywającym tonem.
- Z takim podejściem już stoimy na przegranej pozycji! Niech poświęcenie moich sióstr i braci nie pójdzie na marne przez wasze durne "zamartwianie się".
Dziewczyna miała rację. Uśmiechnąłem się do swoich myśli, po czym zwróciłem do kapitana Hirame.
- Racja. Zrobimy wszystko po kolei. Najpierw kwestia mojego oddziału. Potem ruszam, gdziekolwiek przydam się najbardziej.
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #65 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Pit prestiż +6
- Wpis 2 -


Nie opuszczając budynku
1. Porozmawiaj z nowym partnerem aby dowiedzieć się czegoś więcej o nim i zakonie. Określ waszą relację: luźna, swobodna, napięta, olewcza,wroga, rywalizacja, arogancja, szacunek, i t d.
2. Wybierz jedną z opcji i skontaktuj sięz MG:
- Nadaj tempa sprawie forsując swoje pomysły i pchając fabułę tam dokąd ty chcesz.
- Wysłuchaj pomysłów partnera podążając ścieżką przygotowaną przez MG.
3. Przygotuj się na CHAOS. (zablokowane)



   
Profil PW
 
 
»Kalamir   #66 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Sorata prestiż +10
- Wpis 2 -


Nie opuszczając obecnego miejsca:
1. Porozmawiaj z nowym partnerem aby dowiedzieć się czegoś więcej o nim i zakonie. Określ waszą relację: luźna, swobodna, napięta, olewcza, wroga, rywalizacja, arogancja, szacunek, i t d.
2. Wybierz jedną z opcji i skontaktuj sięz MG:
- Nadaj tempa sprawie forsując swoje pomysły i pchając fabułę tam dokąd ty chcesz.
- Wysłuchaj pomysłów partnera podążając ścieżką przygotowaną przez MG.
3. Przygotuj się na CHAOS. (zablokowane)



   
Profil PW
 
 
^Genkaku   #67 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Kilkanaście ładunków eksplodowało jeden po drugim w odstępie zaledwie pół minuty i wstrząsnęło całym budynkiem w posagach. Oświetlenie zgasło zalewając wszystkie pomieszczenia ciemnością. Nawet na zewnętrzne światło nie można było, co liczyć. Dzień chylił się już ku końcowi i panował charakterystyczny dla tej pory półmrok. Genkaku chwiejnym krokiem, wciąż podbierając się ściany dopadł do konsoli i szybko wstukał komendę do wywołania raportu o stanie bezpieczeństwa. Dookoła wciąż dudniło od wybuchów. Komputer odmawiał posłuszeństwa. Na pierwszy rzut oka wyglądało jakby cała sieć rozsypała się w drobny mak.
- Co się dzieje do cholery? – Rzucił Conor.
Widać było, że zdenerwowanie i podniecenie mieszają się w nim, doprowadzając do wrzenia. Przy tym wszystkim wydawał się jednak o dziwo, dość spokojny. Agent spodziewał się, że nagijczyk od razu wybiegnie na korytarz i dalej, by sprawdzić, co się dzieje. Tymczasem, ten podbiegł tylko do agenta i z zaciekawieniem przyglądał się ekranowi. Holoprojektor mimo usilnych starań cały czas wyświetlał interfejs ogólny i całą kaskadę alartów dotyczących ataku wirusowego. Brak było podglądu z kamer i łączności. Maszyna stał się jedynie bezużytecznym elementem wystroju niemal pustego gabinetu.
Wzdrygnęli się, gdy doszły do ich uszy pierwsze wystrzały i krzyki. Odruchowo wymienili się spojrzeniami. Agent szybko sięgnął po rewolwer jednocześnie sprawdzając informację na beeperze. Nadgarstkowe urządzenie nie było spięte z lokalnym systemem, więc wydawało się, że uniknęło ataku wirusa. Całe szczęście, że projektował to ktoś z głową na karku. Niestety nawet za jego pomocą nie udawało się nawiązać z nikim łączności i dowiedzieć się, co się dzieje.
- Najprawdopodobniej ktoś blokuje wszystkie sygnały.
- Wspaniale, że to odkryłeś, ale wydaje mi się, że mamy większy problem na głowię – skomentował kąśliwie rycerz.
Faktycznie, odgłosy strzelaniny i krzyków, a raczej wycia ofiar, nabierały na intensywności i głośności w zastraszającym tempie. Genkaku nie mógł otrząsnąć się z szoku. Czy to było już to? Otwarty atak ze strony Mitsukai? Rozpoczęcie wojny? Nie było jednak czasu by się nad tym zastanawiać. Kolejna eksplozja wstrząsnęła budynkiem, tym razem na ich piętrzę. Ciemność rozświetliło czerwone światło lamp ostrzegawczych, pulsujące do rytmu alarmowych syren. Przez ścianę kakofonicznego chaosy przebijał się coraz głośniejszy lament ofiar.
- Czemu oni tak wyją?!
Genkaku ledwo usłyszał zakonnika, mimo, że ten prawie krzyczał mu do ucha. Nie było sensu by normalnie rozmawiać w takich warunkach. Tym bardziej nie było na to czasu. Agent postanowił jednak nie pozostawiać tego pytania bez odpowiedzi. Korzystając z telepatii przekazał swoje myśli prosto do umysłu partnera.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Conor w pierwszej chwili wydawał się zaskoczony taką formą komunikacji. Szybko jednak złapał o co chodzi.
- Powinniśmy ruszać – pomyślał „na głos”.
Genkaku przytaknął mu tylko i ostrożnie wychylił się za drzwi gabinetu by sprawdzić co się dzieje. Ledwo zdążył to zrobić w jego stronę padły pierwsze strzały. Odskoczył niemal upadając na podłogę. Z przerażeniem obejrzał framugę w miejscu gdzie trafił pocisk. Ziała tam teraz wypalona, dymiąca jeszcze na wpół roztopiona dziura wielkości ludzkiej głowy. Tylko raz widział coś takiego, kiedy miał okazję korzystać z karabinu plazmowego. Znów wymienił spojrzenia z rycerzem pozwalając by myśl z tym spostrzeżeniem pojawiła się w jego głowie. W pustej jeszcze przed sekundą dłoni nagijczyka jakby znikąd pojawił się pałasz.
- Spadajmy stąd!
- Za późno! – Wykrzyczał rycerz z trudem przebijając się przez panujący dookoła chaos w chwili, gdy do pomieszczenie wtoczyły się dwa ręczne granaty.
Najszybszym refleksem wykazał się Conor, który chwyciwszy sanbetańczyka za kołnierz rzucił się w raz z nim przez okno, dosłownie w ostatniej chwili nim kula ognia i odłamków przetoczyła się przez pomieszczenie. Genkaku poczuł gorąco na plecach. Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Wyrzuceni przez siłę eksplozji spadali teraz z dziesiątego piętra. Nie było jednak czasu na panikę. Tym razem to Agent chwycił w locie nagijczyka wyciągając wolną rękę w kierunku okna, z którego przed chwilą wylecieli. W mgnieniu oka za sprawą Thekkala pojawiła się wokół niej rękawica nadgarstkowa „Ryoushi”. Wprawionym ruchem Kito nacisnął na spust. Kotwiczka wbiła się w fasadę budynku nad nimi. Przez chwilę zawiśli w powietrzu, gdy linka naprężyła się i szarpnęła. Kilka sekund później wlecieć na szybę pokoju piętro niżej. Kawałki potłuczonego szkła raniły twarz i dłonie, gdy lądowali na podłodze pomieszczenia trafiając prosto na zaskoczony, trzy osobowy oddział terrorystów. Conor wylądował miękko i płynnie przeturlał się w ich stronę by z gracją wykonać między nimi błyskawiczny i zabójczy piruet. Ostrze jego pałasza ze świstem przecinało powietrze o włos omijając dwa pierwsze cele, które niemal z nadludzką szybkością zdołały uniknąć trafienia. Trzeci nie miał tyle szczęścia. Cios dosłownie rozerwał mu trzewia. Krew, tworząc wręcz artystyczny efekt, obficie trysnęła na śnieżnobiałe ściany. Pozostali komandosi nie mieli jednak zamiary rozczulać się nad losem kolegi. Odskakując unosili już broń do góry. Atak nagijczyka zaraz po wylądowaniu dał agentowi potrzebną mu chwilę czasu. Genkaku zareagował instynktownie – użył telekinezy. Karabiny składających się do strzału napastników niczym tknięte własnym życiem gwałtownie wyleciały im z rąk. Mężczyźni nie wydawali się jednak zaskoczeni tym faktem. Było coś przerażającego w ich suchym profesjonalizmie. Kito w ich sytuacji nie zdążyłby się nawet dobrze zastanowić, a ci już mieli gotową odpowiedź. Obaj błyskawicznie dobyli zapasowej broni. W ręku jednego błysnęło nanoostrze katany, u drugiego pojawił się pistolet. Agent najszybciej jak mógł poderwał się z ziemi i rzucił za najbliższą osłonę. Za wolno. Pierwszy z serii wystrzałów doszedł do celu i trafiłby go w ramię, gdyby nie fotonowa tarcza. Kito przekoziołkował i zatrzymując się na kuckach, odpowiedział ogniem z rewolweru. Pociski z trzaskiem odbiły się od energetycznego pancerza ochraniającego szarżującego terrorystę i rykoszetowały w ścianę. Przeciwnik dopadł do agenta posyłając go na ścianę solidnym, błyskawicznie wyprowadzonym kopnięciem. Sanbeta z hukiem uderzył o nią i opadł na kolano. W akcie desperacji wyprowadził telekinetyczne uderzenie prosto w nogi napastnika. Poskutkowało. Podcięty terrorysta stracił równowagę i jak długi padł prosto na ziemię. To dało agentowi czas na złożenie się do strzału. Uniesiony obiema rękoma pistolet wypluł z siebie pocisk skondensowanego douriki, który niemal rozerwał cel na strzępy. To dodało Genkaku animuszu. Wstał od razu szukając następnego celu idealnie w tym samym momencie, gdy dwóch następnych komandosów wbiegało do pomieszczenia pomóc walczącemu z Conorem wręcz koledze. Kolejny energetyczny strzał rozświetlił pokój posyłając obu intruzów w niebyt. W rogu pokoju Themson właśnie zadawał śmiertelny cios ostatniemu z atakujących. Widać było po nim, że walka dała mu się we znaki. Z rozciętej na ramieniu skórzanej kurtki sączyła się wąska stróżka krwi. Obaj partnerzy byli mocno poobijani.
- Co to do cholery jest?! – Wykrzyknął w końcu poirytowany i zadyszany rycerz. – To jakiś oddział nadludzi czy co? Rzadko zdarza się, żeby ktoś dorównywał mi szybkością, a ten tutaj – ostrzem miecza wskazał leżące ciało – nie ustępował mi kroku.
Agent nie wiedział, co powiedzieć. Faktycznie wydawało mu się to dziwne.
- Może to nagijczycy albo yumi ? – Skomentował w końcu.
Nie mieli czasu na prowadzenie teraz tej dyskusji. W całym budynku nadal trwała walka. Pytanie nie mogło jednak zostać bez odpowiedzi. Za bardzo nurtowałoby go później. Agent kucnął i korzystając z długiego bagnetu zamocowanego przy rewolwerze odciął kilka palców najbliższego trupa. „Trofea” wsunął do głębokiej kieszeni płaszcza. Wyprostował się szybko kalkulując, co dalej. Byli na dziewiątym piętrze. Nie mieli zbyt dużo możliwości manewru. Mogli udać się na dach i liczyć, że uda im się przeskoczyć stamtąd na sąsiedni budynek, co było mało prawdopodobne, lub modlić się, że będzie tam stał jakiś środek transportu, jak śmigłowiec, co było jeszcze mniej prawdopodobne. Kolejną opcję była próba przedostania się do wyjścia. Wiązało się to z próbą przebicia się przez osiem pięter opanowanych w całości lub częściowo przez tajemniczych napastników. Opcją był też skok przez okno. Agent mógł użyć chimerycznego pancerza i na skrzydłach przeszybować bezpiecznie na ulice. Z tego, co jednak widział gdy parę minut temu cudem uniknęli roztrzaskania, na dole roiło się od terrorystów. Byli postawieni pod ścianą. Sanbeta podzielił się swoimi myślami z rycerzem.
- Taaaa, mamy [ cenzura ].
- Spróbujmy przedostać się do wyjścia, może tam uda się…
Dźwięk odbijającego się od podłogi granatu przerwał agentowi. Tym razem jednak Kito nie dał się zaskoczyć i spanikować. Gwałtownym ruchem ręki uwolnił telekinetyczną falę, która wypchnęła ładunek z powrotem za drzwi.
- Thekkal, granatnik! – Wykrzyczał krótki rozkaz.
Nie musiał czekać na rezultaty. Smolisto czarna broń o bębenkowym magazynku pojawiła się w jego ręku w tym samym momencie, w którym eksplodował granat. Karton-gipsowa ściana rozerwana na strzępy rozprysnęła się na wszystkie strony, zalewając okolice gradem odłamków. Gęsta, dusząca chmura kurzu zalała całe piętru niemal całkowicie ograniczając widoczność. Agent po omacku dopadł do rycerza i pociągnął go za sobą za ramię. Jednocześnie pociągnął za spust posyłając czterdziestomilimetrowy pocisk w ścianę po przeciwnej stronie pomieszczenia. Kolejna eksplozja wstrząsnęła piętrem, jednocześnie torując agentowi i rycerzowi nową, niedostępną do tej pory drogę ucieczki. Puścili się biegiem zostawiając za sobą przeciwników.
- Beeper, plany piętra!
Kolejny rozkaz tym razem rzucony do nadgarstkowego komputera, podobnie jak poprzedni od razu przyniósł rezultaty. Wyświetlona na soczewce mapa piętra ułatwiła manewrowanie w oślepiającej chmurze pyłu. Genkaku kierował ich prosto w kierunku wind. W szybkim tempie mijali kolejne pomieszczenie. Co jakiś czas mijali porozrzucane ciała pracowników i ochrony. Agent w kilku przypadkach rozpoznał nadludzi ze swojego pionu. To była istna rzeźnia. Sytuacja z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej nerwowa. W miarę jak kurz opadał, stawali przed zagrożeniem wykrycia. Do tego sami, przypadkowo mogli wpaść na przeciwnika. Jasne było, że woleli uniknąć kolejnego starcia. Terroryści byli doskonale wyszkoleni, a wszędzie dookoła widać było dowody na to jak wprawnie potrafią pozbawiać życia, nawet wyszkolonych agentów. W końcu dotarli do celu. Na razie okolica wydawała się bezpieczna. Kito wprawnym ruchem uruchomił funkcję power touch w beeperze i wrota windy otworzyły się odsłaniając drogę do pustego szybu. Obaj wskoczyli do środka chwytając się zwisających stalowych lin. Drzwi automatycznie zamknęły się za nimi po cichu.
- Co teraz? – Zapytał Conor.
- Przy odrobinie szczęścia dostaniemy się tędy do lobby na parterze lub niżej do poziomu garażowego.
Obaj powoli i ostrożnie zaczęli spuszczać się w dół. Byli wykończeni walką. Mozolnie posuwali się w głąb ciemnego szybu. Zewsząd wciąż dochodziły do ich uszy odgłosy walki i wycia ofiar.
- Dlaczego oni tak jęczą do cholery?
Najwyraźniej nie dawało to Themsonowi spokoju. Sprawa faktycznie była intrygująca. To nie były zwyczajne okrzyki bólu lub lament rannych i umierających. Brzmiały bardziej jakby ktoś obdzierał ich żywcem ze skóry. W końcu na wysokości pierwszego piętra trafili na zagradzającą im drogę kabinę windy.
- No to tyle, jeżeli chodzi o dotarcie na parter – skomentował złośliwie rycerz. – Przynajmniej jest, na czym stanąć i dać odpocząć łapom.
Delikatnie postawili stopy na dachu, uważnie bacząc na to by nie wydać najmniejszego nawet dźwięku. Kami jedynie wiedzieli, co lub kto znajduje się pod nimi.
- Wchodzimy? – Wyszeptał pytająco Conor.
Agent przez chwilę rozważał, co zrobić. W końcu zdecydował, że najbezpieczniej będzie wysłać na zwiad szamana. Ciemna stróżka dymu powoli wysączyła się z karku agenta, z miejsca gdzie znajdował się procesor by zniknąć w wentylacyjnej kratce.
- Jeden ciężko ranny facet i dwa trupy – zrelacjonował po kilku minutach duch. – Wyglądają na agentów. Nie mają broni.
To wystarczyło Genkaku. Powoli uniósł właz i wskoczył do środka. Rycerz nie miał zamiaru czekać na zaproszenie. Gdy tylko agent zniknął w windzie, wsunął się za nim. Wewnątrz faktycznie było tak, jak przekazał Thekkal. Mężczyzna z poważną, śmiertelną raną dogorywał wciśnięty w róg małego pomieszczenia. Był cały blady i krwawił obficie. Nie trzeba było być specjalistą by wiedzieć, że nie zostało mu dużo czasu. Na widok przybyłych uśmiechnął się tylko blado i jęknął cicho. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale nie miał siły. Kito klęknął przy nim rozpoczynając telepatyczną rozmowę.
- Mów, słyszę cię.
- Musicie uważać – zaczął ranny. Wyraźnie ulżyło mu, że jest w stanie przekazać przybyłym ostrzeżenie. – Używają jakiegoś gazu… wywołuje bój, gdy korzysta się z Haki…. przeraźliwy ból.
Genkaku musiał się skupić. Rozmówca zaczynał tracić przytomność, przez co jego myśli stawały się mętne i niewyraźne.
- Rozpylili to świństwo na dolnych piętrach. – Kontynuował.
- Widziałeś ilu ich jest?
- Musicie uważać… używają gazu…
- Ilu ich jest? Czy poziom parkingu jest bezpieczny?– Powtórzył jeszcze raz Kito.
Niestety było już za późno. Oczy konającego wywróciły się ku górze a klatka piersiowa przestała się unosić. Mężczyzna odszedł.
- No to pięknie – rzucił Rycerz, któremu partner przekazywał w myślach całą rozmowę. – Po prostu przepięknie. To przynajmniej wiadomo już skąd te jęki.
Agent nie miał ochoty komentować złośliwej uwagi. Zamiast tego na klęczkach przeszukiwał wykładzinę windy. Upłynęło dobre pół minuty nim znalazł ukryty przycisk włazu technicznego. Uruchomił go. Coś skrzypnęło cicho i spory fragment podłogi opuścił się w dół na zawiasach ujawniając dalszą drogę wgłęb szybu. Energicznym ruchem wyciągnął kawałek linkę z rękawicy nadgarstkowej i przywiązał mocno do barierki. Powoli wsunął się w otwór podłogi i najdelikatniej jak potrafił, tak by nie naprężać linki zbyt gwałtownie, zawisł pod windą. Obiema rękoma mocno trzymał za rękawicę. Czuł jak mięśnie ramion zaczynają piec go od wysiłku.
- Poczekaj tutaj. Zobaczę jak sprawy mają się na dolę i dam ci znać.
Uruchomił mechanizm i zaczął zsuwać się w ciemność. Minęła dłuższa chwila nim znów poczuł grunt pod nogami. Stanął pewnie i odpiął urządzenie z nadgarstka posyłając je z powrotem na górę do rycerza, który pojawił się po następnych dziesięciu minutach.
Byli na poziomie minus jeden. Tu znajdowały się garaże. Genkaku po raz kolejny posłał Thekkala przodem. Duch w formie dymu przecisnął się przez szparę w zamkniętych drzwiach windy i zniknął dłuższą chwilę. Wydawało się, że odgłosy walki tracą na intensywności. Mimo to, co jakiś czas, budynek trząsł się od kolejnych eksplozji. W końcu usłyszał w głowie głos szamana.
- Widzę trzech piątkę terrorystów. Zostali chyba na warcie, pilnując czy nikt nie ucieka tą drogą. Są czujni.
- Ok, zaraz otworzę przejście – zaczął agent zwracając się do nagijczyka. – Po drugiej stronie jest pięcioosobowy oddział. Zachowaj spokój. Spróbujemy się przekraść.
- Przekraść? Jak? Oszalałeś?
Kito nie przejmował się protestami rycerza. Miał tylko nadzieję, że jego prosty plan omamienia napastników mocą iluzji i ominięcia ich, powiedzie się bez problemów. Sięgnął po beepera i szybko wstukał komendę. Drzwi po cichu rozsunęły się pozwalając Genkaku wskoczyć do środka. Faktycznie po poziomie kręciło się kilku przeciwników. Co więcej otwierająca się winda zwróciła uwagę najbliższej dwójki. Agent zachował spokój. Z ukrycia omamił ich mocą procesora. Podeszli do szybu omijając uciekinierów o niespełna pół metra. Sanbeta pociągnął oszołomionego rycerza i ostrożnie przeszli za kolejną osłonę – dużą, białą furgonetkę. Stąd widać już było wyjście. Agent cały czas widział je na wyświetlanej na soczewce mapie. Ukryte w jednym z filarów przejście, wybudowane właśnie na takie wypadki, gdy trzeba było forsować się dyskretną ucieczką w razie ataku na budynek. Wyglądało na to, że nikt nie zdołał dotrzeć tu wcześniej. Wyczekali aż kolejny patrol minie ich pozycję i na wpół skuleni ruszyli do celu. Kito nadał odpowiedni sygnał beeperem i przejście z delikatnym kliknięciem odsłoniło wnętrze kolumny i długą, metalową drabinę prowadzącą do podziemnego tunelu. Obaj wskoczyli do środka i puścili się biegiem. Byli bezpieczni.

Korytarz ciągnął się niemal przez niemal pół kilometra i kończył przejściem prowadzącym do kanałów. Niezbyt subtelne miejsce, ale przynajmniej udało im się wydostać. Chwilę krążyli nim udało im się znaleźć wyjście na ulicę. Szeroką studzienkę kanalizacyjną, przykrytą ciężkim, żelaznym, okrągłym włazem. Pierwszy na powierzchnię wyczołgał się agent. Z przerażeniem oglądał rozciągającą się przed nim panoramę. Na tle nocnego nieba, okolicę rozświetlał płonący budynek siedziby wywiadu. Genkaku zastanawiał się ile osób straciło życie w dzisiejszym ataku. Ciekawe, czy zaatakowali też, tą tajną, nie oficjalną siedzibę? Wydawało mu się to mało prawdopodobne. Dookoła słychać było syreny i krążące w okolicy śmigłowce. Agent rozejrzał się i zauważył nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Rozłożywszy ręce zagrodził mu drogę. Auto wyhamowało z piskiem. Ze środka wyskoczył rozwścieczony kierowca.
- Co wyprawiasz zasrańcu?! Mam cię zabić? Mam…
Dwa płynie wyprowadzone ciosy posłały go nieprzytomnego na ziemię nim zdołał dokończyć. W końcu z włazu wyczołgał się Conor. Obaj bez słowa wsiedli do samochodu. Rycerz zajął miejsce za kierownica.
- Dokąd jedziemy? – Zapytał wykręcając.
- Na lotnisko, powinien czekać tam na nas samolot, który zamawiałem dzisiejszego popołudnia.
Przez chwilę jechali w milczeniu. Co jakiś czas mijały ich kolejne radiowozy i furgonetki oddziałów specjalnych pędzące z naprzeciwka do siedziby wywiadu. Genkaku kończył właśnie pisać raport, przy okazji czytając sprawozdania innych ocalałych.
- Udało im się zabić generała Takarashiego – rzucił sucho.
Sam nie widział czy adresował te słowa do nagijczyka czy po prostu musiał wypowiedzieć je na głos by samemu uwierzyć w to, co się wydarzyło. Dojeżdżali już na lotnisko.
- To, co teraz? – Zaczął Conor. – Jaki mamy plan?
- Lecimy do siedziby Zakonu – podjął w końcu Genkaku po dłuższej chwili zastanowienia. – Muszę dowiedzieć się jak najwięcej o Kendeisonie i chciałbym osobiście porozmawiać z waszym Mitsukai i nowym-starym mistrzem.
- Nie lepiej zostać tutaj i sprawdzić, kto stoi za atakiem?
- Jestem przekonany, że niczego się nie dowiemy. To była doskonale zaplanowana akcja. Zresztą zajmą się tym odpowiedni agenci.
Samochód zatrzymał się na parkingu przed terminalem i obaj mężczyźni szybkim krokiem ruszyli do miejsca gdzie czekała już agentka odpowiedzialna za obsługę członków agencji. Bez zbędnych odpraw ominęli bramki służbowym przejściem i po pięciu minutach byli już na płycie lotniska, na której czekał przygotowany środek transportu.
Już na pokładzie Genkaku zajął się analizowaniem dostępnych poszlak. Z kieszeni płaszcza wyciągnął odciętę palce najemnika. Zeskanował linie papilarne i wrzucił do bazy. Rozesłał też, do swoich kontaktów w Nag i Khazarze by sprawdzić też tamtejsze rejestry. Na wszelki wypadek sprawdził też, czy nie dotarł raport sejsmologiczny od khazarskich specjalistów.
- Wiesz, jest pewien trop o Kalamirze, który można by znadać – zaczął rycerz, który na czas podróży rozsiadł się wygodnie w jednym z dużych foteli zamontowanych na pokładzie. – Jest w Nag pewien człowiek, jounin, który zasłynął, jako odkrywca talentu Kendeisona. Nazywa się Garan.
- Warto z nim porozmawiać – skomentował agent, nie odrywając się od konsoli komputera.
- No właśnie, w tym tkwi problem. To bardzo wysoko postawiona persona. Dostęp do niego może być bardzo utrudniona. Podejrzewam, że jest równie nieuchwytny, co sam Kalamir.
Genkaku westchnął ciężko.
- No cóż, porozmawiamy o tym po dotarciu na miejsce.
Zapowiadała się naprawdę długa i pracowita podróż. Na wszelki wypadek wyślę wiadomość o tym, co stało się w sanbetsu do Soraty – pomyślał. W końcu znów walczymy po tej samej stronie barykady.
   
Profil PW Email Skype
 
 
»Sorata   #68 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG

I znowu stoję w tej przeklętej bibliotece. Gdyby był tu zegar, pewnie wskazówki tłukłyby w tej ciszy, niczym dobosze na paradzie. Niespokojnie rzucam okiem na lekko uśmiechniętego kapitana, a potem jeszcze na krzesła, które poprzewracałem w ataku szału. Chyba nikt ich nie posprzątał tylko po to, żeby mi przypominały o tej wpadce.
- I co ona tu robi? - kątem oka spoglądam na nagijkę. Tym razem prężę się jak struna, podejrzewając, że zaraz dojdzie ciąg dalszy poleceń.
Nie lubię mieć racji. Zedd mości się wygodnie na jednym z krzeseł, a my z Kristin przysuwamy się bliżej.
- Wasze sprawozdania może nie przekonały generalicji, ale mi wystarczają. Nasze zasoby nie dorównują mobilizacji całego Khazaru, ale zrobimy co w naszej mocy - zaczyna - Będziesz naszym łącznikiem z Zakonem Musspelheimu - zwraca głowę w kierunku Kristin - mam nadzieję, że to nie godzi w nasze ustalenia?
- Nie - Rycerz nie wygląda na specjalnie zadowoloną, ale może mieć tak naturalnie. Zdaję sobie sprawę, że tylko ona prócz mnie podczas całego przesłuchania nie miała przyklejonego na twarzy dyplomatycznego uśmiechu.
- Doskonale. Pozwólcie, że Was zostawię. Polityka wzywa na obrady dodatkowe - chyba przeszkadza mu to co najmniej tak jak mi - spodziewam się, że przed wyruszeniem przedstawicie mi zarys jakiegokolwiek planu - zostawia nas samych.
Patrzę na niską rycerz,a ona na mnie. Wzajemnie oceniamy, kto będzie nosił spodnie w tym związku. A wbrew pozorom, odpowiedź nie jest oczywista. Tym bardziej, że jest jeszcze drobna sprawa, która sączy wcale nie drobne wątpliwości w moje myśli.
- Proszę mi na chwilę wybaczyć - pierwszy łamię impas i wychodzę w poszukiwaniu łazienki. Ulotny ale charakterystyczny chemiczny zapach szybko naprowadza mnie na trop i po chwili już wpatruję się z wyrzutem w swoje odbicie. Muszę przyznać, że widok trochę mnie odstrasza. Zwichrzone włosy (dobrze, że obciąłem, bo by mnie nawet do przedsionka nie wpuścili), niedogolony zarost i wory pod oczami sięgające niemal kącików ust. Próbuję zmyć tą ohydną maskę nadmiarem lodowatej wody, niestety pozostaje na mojej twarzy, teraz dodatkowo zaczerwieniona. Opóźniam moment powrotu do biblioteki jak to tylko możliwe. Buntuję się przeciwko rozkazom całą istotą, ale zdradliwa logika podpowiada, że i tak odłożę poszukiwania Nayati i je wykonam. Drodzy przodkowie, jak ja to pogodzę? Odpowiedź nadchodzi okrutnie szybko i mrozi mi krew w żyłach. Widzę jak żyłka na skroni pojawia się na skórze i pulsuje rytmem przyspieszającego tętna. Brakuje jednak czasu na długie namysły i płakanie po kątach wiec przełykam tylko rosnącą w gardle gulę i szybko nagrywam krótką holonotkę na beeper. Tego z kolei sobie nigdy nie wybaczę.
- Fenrir? - szukam obcej świadomości wewnątrz głowy - Mam prośbę.
- Hmm? Nie. Zapomnij...
- Tego właśnie chcę. Wymaż mi ją do momentu gdy to się skończy.
- Zgłupiałeś? Wiesz jak to się ostatnio skończyło. Nie tak dawno odzyskałeś ostatnie okruchy, a teraz znów mam wyrywać cały fragment? A jak nie zdołasz tego odzyskać?
- Wiesz, że muszę...
- Zdajesz sobie sprawę jak trudno jest usunąć wybiórczo wspomnienia z ostatnich kilkunastu lat życia? Nie mam zamiaru dzielić umysłu z warzywem!

Wiem, że potrafi to zrobić i jestem porządnie wzruszony, że się o mnie martwi. Przy pierwszym opętaniu wyczyścił moje wspomnienia prawie do zera. Efekt uboczny dominacji tak potężnego umysłu nad człowiekiem. Dopiero Mni z Venuris pomogły mi je odzyskać. A teraz dobrowolnie chcę zapomnieć o mojej wybawicielce. Delikatna lobotomia na ochotniku. Strasznie to wszystko porąbane, ale to jedyny sposób, żebym skupił się na mitsukai. Inaczej tylko wpędzę siebie i ją do grobu. Zresztą w takiej sytuacji, równie dobrze mogłaby za nami podążyć reszta świata. Nieznośny ciężar spoczywa w moich piersiach, ale i tak powtarzam prośbę.
- Zabierz je… – mówię nim się porządnie namyślę. Nie kończę zdania.
- Gotowe brokule…
- Co gotowe? - zaskakuje mnie nagły kontakt ze strony manitou. Odpowiedzi brakuje, więc szybko zwalam to na enigmatyczność mojego Towarzysza. Tylko inne duchy mogą wiedzieć co i do kogo wygaduje Wilk. Zwracam uwagę na moją mimowolną towarzyszkę.
- Nie widziałem twojej twarzy w Varfaine, a dałbym głowę, że przedstawiono mi wszystkich rycerzy. Nowy nabytek?
- Nie całkiem nowy – przyznaje niechętnie – współpracowałam z Libertianem już od lat. Oczywiście nie miałam pojęcia, że pod tym imieniem kryje się nieśmiertelna istota. To nieważne. Może zajmiemy się raczej działaniem? – zakłada ręce na piersi.
Nawet bez wyczulonego węchu wyraźnie widzę, że jest jednocześnie zła, zmęczona i przestraszona. Obstawiam, że nawet w tej kolejności. No to się poznaliśmy. A szkoda, bo wygląda niczego sobie. Ok, czas na moje prywatne zadanie. Najłatwiejszą drogą byłoby połączenie z Kito. Siedzi w wywiadzie, może ma coś na BlackThrone’a. Przydaliby mi się teraz sojusznicy. Poza tym ten pradawny mutant siedzi pod sanbetańską ziemią. Ostatni bastion prawdopodobnie zbudują właśnie tam. Wystukuję numer na holoklawiaturze ale połączenie zostaje odrzucone. Nagrywam pytane na automat i po chwili beeper nagradza mnie kodowaną notką. Łączę się z Główną. Teoretycznie mógłbym po prostu zjechać kilka pięter w dół, ale znając życie, wtedy byłoby trudniej uzyskać informację. W międzyczasie czytam lakoniczną informację od Genkaku. Cudownie...Kendeisson szepcze cesarzowi na uszko diabli wiedzą jak długo. Spalony wysiłek. W otoczeniu cesarza nie ruszymy go bez wywołania kolejnej Wojny Światowej. Chociaż coś mi mówi, że mitsukai i tak mogą do tego dążyć.
- Centrala? – znajomy, gderliwy głos trochę za głośno świdruje mi w uchu.
- Cześć, piękna. Wiem, że zaraz masz fajrant ale błagam o wyjątek. Sam Papa Smok zwrócił na mnie oko i nie chcę skrewić – słyszę rozbawione westchnięcie, więc brnę dalej - Oficjalnym przydzaiłęm zajmie się już druga zmiana, ale teraz wyślij mi, proszę listę celów w Nag z klasyfikacją JM5, podzielonych według ważności – mało prawdopodobne, żebym dał radę zlikwidować kogokolwiek powyżej JM4, ale w sumie - kto wie? Sporo się zmieniło, od kiedy przestałem wykonywać „klasyczne” egzekutorskie zlecenia. O ile jakiekolwiek morderstwa na zlecenie można nazywać klasyczną pracą. Jeśli wszystko pójdzie źle, lista zachowana na beeperze pozwoli mi uderzyć o mgnienie oka wcześniej. Takie detale nieraz ratowały mi skórę.
- A może w końcu zająłbyś się wykonaniem polecenia? – zirytowana Kristin włącza się do rozmowy. Nawet ją rozumiem. W jej sytuacji też chciałbym działać zamiast dreptać w miejscu. Ale szelma jednak podsłuchiwała moją „dyskusję” z Zedd’em. Dalej celowo ja ignoruję. Muszę wiedzieć jakie ma progi, żeby później lepiej odegrać swoją rolę w duecie.
- I doślij mi wszystkie przechwycone ruchy nagijskiego inpu. Dzięki – niezależnie od nacji, każdy egzekutor myśli podobnie. Niewykluczone, że Nag już nas infiltrowało. Dodatkowe zabezpieczenie na pewno nie zaszkodzi. – dzięki. Po powrocie wpadnę z winkiem.
- Mówiłam do ciebie, zadufku!
- Zamknij się, kobieto! – cała ta paplanina zaczyna mocno działać mi na nerwy. Już nie wydaje się taka atrakcyjna. Chociaż...zawsze wolałem kobiety, które mają coś do powiedzenia.
- Śmietnikowy casanova…- ciche prychnięcie w zakamarkach umysłu uświadamia mi, że nie wyglądam w tej chwili na najlepszą partie w mieście.
Zamykam połączenie z centralą i pokazuję Kristin krótką informację od Genkaku. Zagryza wąskie wargi i wojowniczo wysuwa podbródek.
- Nie mogłeś powiedzieć wcześniej? Co teraz?
- Teraz kochana, dzwonimy do Twojego domu – naśladuję jej ton – coś mi mówi, że lepiej dla świata będzie, jeśli Nag nie dojdzie do przesadnie agresywnych wniosków.
Rycerz chyba zgadza się ze mną, bo oddala się w róg pomieszczenia i zaczyna cicho z kimś dyskutować przez telefon. Przypominam sobie najważniejsze fakty i zastanawiam się dłuższą chwilę. Zazwyczaj od planu działania pojedynczego egzekutora zależy tylko jedno życie. Maksymalnie dwa, jeśli liczyć samego egzekutora. Dzisiejszą odpowiedzialność zdecydowanie można zaliczyć do tych przytłaczających. I oczywiście ta banda strachliwych nierobów musiała złożyć ją w moje ręce. Wychodzę zostawiając Kristin i udaję się na poszukiwania kapitana. Muszę się transformować, żeby podążyć jego tropem, ale w sumie nikt mnie nie widzi. Tylko głowę trzymam nisko, żeby kamery nie uchwyciły oka. Zedd właśnie kończy rozmowę na korytarzu. Widać spotkanie nie poszło po jego myśli, bo wygląda na wkurzonego. Mimo to niecierpliwie przywołuje mnie skinieniem dłoni. Biorę głęboki wdech.
- Sugeruję uzbrojenie wszystkich satelit bojowych. Jeśli statek wroga na orbicie jeszcze się nie przemieścił, mamy jednorazową szansę, żeby rąbnąć w niego wszystkim co w tej chwili mamy, bez większych strat w cywilach. Opad radioaktywny prawdopodobnie nie dotknie powierzchni – mówię i przy okazji modlę się, żebym nie przeszarżował z oceną
- Następna sprawa. Uszkodzony Draguun jest zatopiony na terytorium Khazaru – warto byłoby zwrócić przeciwko nieśmiertelnym ich własną technologię. Mniej więcej pamiętam lokalizację, załączniki z mapami wyślę później. Potrzebuję też wyższych uprawnień, jeśli mam się tam dostać – teraz strzelam już z grubej rury. O dziwo, Zeddowi to nie przeszkadza. Nawet wygląda na zadowolonego.
- Załatwię to. Coś jeszcze?
- Przydałoby się wsparcie. We dwójkę z Everett dotrzemy tam szybko, ale Mitsukai mogą już mieć oddział na miejscu. Nie pogardzę flotą, ale na początek przyda się przynajmniej jedna łódź podwodna – staram się rozładować przytłaczające napięcie żartem. Prawie się dławię tymi słowami, kiedy Zedd kiwa głową.
- Zobaczę co da się zrobić – oddala się pospiesznie. Czy mi się wydawało, czy zobaczyłem w jego oczach cień szacunku?


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #69 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Genkaku prestiż +17
- Wpis 4 -


Faza Przegrupowania: Udałeś się do twierdzy Rycerzy. Stwórz wpis, w którym opisujesz monumentalność zamku, prace remontowe. Co najmniej dwa tuziny nowych rycerzy, zamkniętą wieże Kalamira, oraz rozmowę z przedwiecznym mistrzem (przeprowadzona z MG za pośrednictwem PW). Przeprowadź korektę swojej pracy.

Faza zadań specjalnych: Odnajdź specjalistę od spraw mistycznych i pozyskaj go dla swej sprawy. Postaw pierwsze kroki na ścieżkach okultyzmu kupując te umiejętność.

Faza zadań specjalnych: Odblokowano dostęp do ninmu T6.

Faza zadań specjalnych (obowiązkowe): Stwórz wpis do gazety Sanbetsu, w końcu w poprzednim wpisie "dokonałeś" dość spektakularnego i okrutnego zamachu terrorystycznego, którego nie da się od tak zatuszować. Wpis go gazety otaguj - Lorgan nie przyznaje ci za niego punktów, ja przyznaje prestiż.

Kod:
Aby móc zobaczyć zawartość tego tagu musisz się zarejestrować.



Ostatnio zmieniony przez Kalamir 07-11-2013, 17:45, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW
 
 
»Kalamir   #70 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Sorata prestiż +10
- Wpis 3 -


Nie opuszczając obecnego miejsca:
1. Dowiedz się o ataku w Sanbetsu a następnie:
- Udaj się do Nag w celu spotkania nowego Mistrza Zakonu.
- Skoro Sanbetsu to czemu nie Khazar? Identyczny atak zostaje przeprowadzony na waszą placówkę, w której odbywało się spotkanie, wracaj by bronić swoich braci i spektakularnymi wyczynami uratuj kogo się tylko da.
2. Jeżeli wybrałeś lot do Nag, w drodze na lotnisko (lub inne miejsce transportowe) napadnie cie Asgeir, ratuj się i partnera ucieczką, nie masz z nim szans.
3. Przygotuj się na CHAOS. (zablokowane)



   
Profil PW
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,48 sekundy. Zapytań do SQL: 16