2 odpowiedzi w tym temacie |
»Sorata |
#1
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 01-11-2013, 18:43 [Poziom 1] Sorata vs NPC (Łowca Dusz) - walka 1
|
|
W poprzednich wpisach:
Sorata nawiązuje niełatwą współpracę z Kazuyą Ishiro. Podczas wykonywania pierwszego zlecenia biznesmena, poznaje emira Pustyni Rozpaczy – Maiana Valero i jego ochroniarza. Miesiąc później, niedługo po podjęciu złej decyzji, młody szaman staje się pionkiem w śmiertelnej rozgrywce pomiędzy mściwym rekinem sanbetańskiej finansjery, a urażonym rodzimym politykiem.
Obudził się z bólem głowy. Denerwująca pozostałość po czuwaniu do późna.
- A może toksyna zaczyna działać? – gorzka, na wpół przytomna myśl wybudziła szamana. To się robi coraz bardziej porąbane. Jednym nieopatrznym ruchem zwrócił na siebie uwagę takich tuzów, jak Kazuya Ishiro i Maian Valero. Kto będzie następny? King Viper? Mimo tymczasowego spokoju na arenie międzynarodowej, problemy mnożyły się młodemu szamanowi jak za dotknięciem babilońskiej różdżki. Przynajmniej przeciwnik (ofiara- poprawił się szybko) nie był całkowitą niewiadomą. Wstał z fotela, rozciągając obolałe od niewygodnej pozycji mięśnie i wpatrzył się w czystą hotelową ścianę.
- Nic to – wyciągnął spod łóżka zwijaną torbę z ekwipunkiem podróżnym i rozpostarł ją na kołdrze. Wszystkie noże tkwiły w niewielkich pętelkach na swoich miejscach. Jego dłoń niezdecydowanie zawisła nad rzeźbionym pudełeczkiem gdzie ukrywał starannie zabezpieczone dawki swoich najsilniejszych trucizn. Przez chwilę toczył wewnętrzną walkę ale ostatecznie nie pokrył ostrzy zawartością niewielkich fiolek. Z torby wyciągnął pasy do broni, obcisły kombinezon i tarczę fotonową i przepakował je do plecaka. Znów uderzył go absurd całej sytuacji. Starał się zbroić jak do zlecenia, ale gdzieś na skraju świadomości zalegało świdrujące uczucie, że tym razem jest inaczej. Że idzie na egzekucję. Dregonora czy własną? Trudno powiedzieć… Wiedział tylko, że nie może jeszcze umrzeć. Nie jeśli Nayati ma mieć jakąkolwiek szansę na normalne życie. W końcu odruchowo sięgnął w głąb siebie i otwarł się na moc Manitou.
- Cześć… - grobowy głos Wilka zadudnił mu w czaszce.
- To dziś. Jakieś rady?
- Nie. Idę spać – obecność Towarzysza zniknęła, pozostawiając samą transformację. To sprawiło, że Fenris poczuł się jeszcze gorzej. Przydałaby mu się teraz pomoc. Ufać mógł tylko dwóm istotom na świecie, a jedna akurat miała zły dzień. Czas chyba pogadać z drugą. Położył już rękę na mosiężnej gałce gdy trzepotanie za plecami przypomniało mu o Cieniu. Pogłaskał przepraszająco miękkie pióra kruka i otworzył mu okno. Wylatując, ptak zakrakał z lekką przyganą.
- Starzeję się – Sorata zatrzasnął mocno drzwi, nie przejmując się hałasem. Na rozścielonym łóżku pozostały jedynie Loding, Dromi i Gleipnir – zwinięte i porzucone, niczym porzucone symboliczne okowy.
***
Mieszkanie Nayati było puste. Zainteresowany ochroniarz z porannej zmiany wyjrzał zza rogu i po lakonicznym przywitaniu, wrócił do obchodu. Zza drzwi dobiegło basowe szczekanie. To tylko zaciekawiony Hermes przybiegł zwabiony znajomym zapachem. Fenris przekręcił klucz i poczochrał rozentuzjazmowanego ogara po głowie, rozglądając się przy okazji. Mieszkanie było puste.
- Gdzie zgubiłeś Panią piesku? – zwierzę wylizało mu dłoń - Pewnie znów spędza czas w laboratorium albo leczy kandydatów na szamanów. Zawsze powołanie przed nami, prawda?
Usiadł na niewygodnym fotelu bujanym (po co ona trzyma to diabelstwo) i wybrał numer dziewczyny. Ciekłokrystaliczny wyświetlacz mrugał porozumiewawczo znajomymi cyframi, ale szaman nie potrafił się zmusić do naciśnięcia zielonej słuchawki.
- I co niby jej powiesz?…Skrewiłem. Umieram? Pomocy? – żółć podeszła mu do gardła, gdy w końcu przyznał się przed sobą, że cholernie się boi. Chwycił jedną zadrukowaną kartkę ze stosu pod komputerem i odwrócił ją na czystą stronę. Słowa popłynęły same z siebie.
Kochanie,
Wybacz, że mówię to w taki sposób. Widzieliśmy to już zbyt wiele razy, ale oboje wiemy, że taka forma jest najlepsza. Jeśli czytasz tą wiadomość to znaczy, że poległem. Zgubił mnie nadmierny pośpiech. Zawaliłem nasze wspólne życie, ale Twoje nie kończy się w tym miejscu. W moim beeperze znajdziesz wszystkie zgromadzone przez mnie kontakty, informacje i środki. Urządzenie odczyta twoja siatkówkę. Pliki mają dodatkowe hasło. Wiesz jak je znaleźć, prawda? Proszę, nie poświęcaj czasu na dojście co się stało, tylko czym prędzej zrób to o czym rozmawialiśmy. Przedwczesna próba, ale lepsza niż żadna. Nie znoszę myśli, że zostawiam Cię samą z całym tym bagażem. Żałuję, że nie mam więcej czasu. Byłaś i jesteś jedynym człowiekiem jakiemu w pełni zaufałem. Dziękuję, że zawsze dla mnie byłaś.
Na zawsze Twój,
Fenris
Wyszło strasznie niezgrabnie, ale wyrażanie najsilniejszych uczuć chyba zawsze takie jest.
- Przynajmniej dla mnie – parsknął, wspomniawszy długą drogę, jaką przeszedł dzięki Mni.
Nie wątpił, że beeper natychmiast zostanie przechwycony, ale ukryte w tekście słowa klucza skierują Nayati w kierunku prawidłowej lokalizacji.
- O ile zostawią też papier – podpowiedział zawsze cyniczny chochlik w jego umyśle. Położył kartkę na stoliku, przygniatając ją karwaszem, sprawdził czy pies ma pełną michę i wyszedł jeszcze bardziej przygnębiony.
***
Tym razem areną był piętrowy budynek ustylizowany na opuszczony podziemny garaż. Realizm sceny potęgowały porozrzucane śmieci, kruszące się delikatnie żelbetowe płyty i porozciągane przy wejściach żółte taśmy, ostrzegające przed niebezpieczeństwem. Znalazło się miejsce nawet dla stojącego na cegłach wraku starego samochodu. Niegdyś dumny pojazd był przekrzywiony na jeden bok. Wyrwany fotel kierowcy zwisał smętnie w otwartych drzwiach. Jedyną żywą istotą w okolicy był Łowca Dusz, siedzący ze skrzyżowanymi nogami na samym szczycie betonowego podjazdu. Świdrujące spojrzenie jego brązowych oczu podążało za wchodzącym szamanem. Z kolei podchodzącemu Fenrisowi, z każdym krokiem było ciężej. Podrapał się nerwowo po piersi. Uzupełniona w parku po drodze, ukryta pod ubraniem Inyatu Wamakaskan, chrobotała po jego skórze tysiącami maleńkich nóżek. Mimo dość chłodnej jesieni znalazł wystarczająco małych sprzymierzeńców. Podszedł do siedzącego na betonie przeciwnika. Zachowując całkowitą powagę, Dregnor wstał i wyciągnął dłoń do powitania. Honorowy cholernik.
- Wybacz ale nie podam Ci ręki – Sorata uśmiechnął się smutno. Od ostatniego spotkania sytuacja uległa zmianie, a poza tym zbyt dobrze pamiętał o jego dziwnej mocy. Dopóki nie rozgryzie do końca jej działania, każdy kontakt mógł doprowadzić do jego przegranej. Nie pomagał też fakt, że musiał ot tak, po prostu zabić niewinną osobę. Bądź przeklęty Ishiro.
- Czym ja się przejmuję? Może to on zabije mnie i oszczędzi dylematów? – żart nie przywrócił mu spokoju. W Koloseum śmierć była przypadkiem, nie regułą. Rosnąca świadomość nieuchronnej porażki zakorzeniła się głęboko, jak pozostawiona w dziąśle drzazga z wykałaczki.
- Teraz już i tak nie ma odwrotu…
***
Coś było poważnie nie tak. Nie potrafił złapać rytmu. Na ramionach i piersi Dregonora pojawiły się płytkie szramy, a Fenris dopiero w ostatnich chwilach unikał kontr dużo wolniejszego przeciwnika. Pozwolił nawet wpełznąć na twarz żywej zbroi, ale dotychczas nie zadał decydującego ciosu. Na domiar złego, panujący dookoła półmrok najwyraźniej nie był mu sprzymierzeńcem – Dragontail również korzystał z jakiegoś dodatkowego zmysłu i uderzał z niebywałą precyzją. I znowu! Desperackie tsujite ledwo zbiło atak Dregnora, a wiedziony tylko instynktem nóż zatoczył łuk i z pełną prędkością zatopił się w jego nerce.
- Hę?! – ostrze zrykoszetowało od uaktywnionej nagle tarczy fotonowej ochroniarza, a Sorata zamrugał zaskoczony. Nie zauważył nigdzie charakterystycznego paska. Wahanie zaowocowało przyjęciem na twarz dwóch błyskawicznych prostych. Pierwszy rozrzucił osłonę tokeya, a kolejny z dużą siłą odrzucił jego głowę do tyłu. Zaskoczony Fenris wykonał dwa skoki w tył i potrzasnął nagle ciężką głową. Przeciwnik napierał, a mniejszy szaman został całkowicie zepchnięty do defensywy.
- Dość tego, do diaska! – coraz bardziej wkurzony Sorata nie miał nawet chwili na zastanowienie. Łowca płynnie wyszarpnął dwa długie wojskowe noże z futerału na plecach i między jednym a drugim kopnięciem zaatakował absurdalnie szybką nawałnicą cięć. Ciosy załomotały w postawioną dosłownie w ostatniej chwili iyamni. Fenris nie spodziewał się, że przy tych gabarytach Dragontail może się tak szybko poruszać. To było nadare - bez najmniejszej wątpliwości. Ujrzenie własnej techniki w akcji do reszty wytrąciło go z równowagi.
- Ale jak? Jednak dotyk? - prawie natychmiast wykluczył inne, mniej prawdopodobne rozwiązania. Dotychczas Dregnor nie zaprezentował ruchów osoby doświadczonej z bronią białą, a technika była wyjątkowo nieporadnie wykonana. Większość pozbawionych jego nadnaturalnej mocy ciosów, ledwie naruszyła żywą zbroję, ale wielkolud już odrzucił noże i szykował kolejne natarcie.
- Tak go nie zabiję – uświadomił sobie Fenris – najwyżej zrobię sobie krzywdę - Cholera, czekaj! – wrzasnął na głos. Był gotów wyznać wszystko byle skończyć z tym paraliżującym zbitkiem emocji, ale wyznanie „Mam Cię zabić” nie przeszło mu przez usta. Unikając kolejnych ataków, ujrzał przeciwnika w zupełnie innym świetle. Dregnor doskonale wiedział, że jego "Pan" kupił mu walkę. Mimo tego dawał z siebie ile mógł i oczekiwał, że przeciwnik odpowie tym samym. W jego oczach czaił się niemy wyrzut. Fenris poczuł silny przypływ sympatii do milczącego olbrzyma i to ostatecznie rozwiało targające nim od kilkudziesięciu godzin wątpliwości. Opuścił na chwilę gardę i zasalutował nożem, cały czas wpatrując się w oczy tamtego. Wiedział już, że położy wszystko na szali. Nie zamorduje na zlecenie Ishiro. Podjąwszy decyzję, wykorzystał geomi by przedostać się na wyższy poziom. Nadal milczący Dregnor ruszył jego śladem.
Stanęli naprzeciw siebie, niczym odwieczni wrogowie w starożytnym, honorowym pojedynku. Jakby obu przyszła dokładnie ta sama myśl do głowy. Ciężkie oddechy unosiły się nieuchwytną mgiełką w półmroku jaskini.
- Jak byś potem spojrzał w jej oczy? – zbeształ Fenris sam siebie – Idiota…
- To by było na tyle - wzruszył ramionami. Śmierć zamykała niektóre sprawy, ale lepiej umrzeć z uśmiechem z pełną świadomością konsekwencji, niż na okrągło się zmieniać, wciąż uciekając przed kostuchą.
- Dajmy mu więc walkę na jaką zasługuje, hę? - sapnął tylko i przestał się przejmować. Ot tak. Od razu lepiej. Rozluźnienie oblało falą spięte dotychczas mięśnie, a ruchy wyraźnie przyspieszyły.
- No nareszcie - Towarzysz odezwał się po raz pierwszy od początku walki. Przynajmniej wyjaśniło się, za co się obraził - Zmęcz go na dystans – zaproponował – potem go dobijesz i po sprawie.
- Jak zwykle masz głęboki wgląd w taktykę – zastopował go człowiek - może przeskoczmy kombinowanie i przejdźmy do momentu, w którym przyznajesz, że po prostu chcesz go pożreć.
- I tu mnie masz – Wilk wyszczerzył kły w zwierzęcej parodii szerokiego uśmiechu - - Niemniej rada nie była zła.
- Dzięki, że pozwoliłeś mi zorientować się samemu. Tu’fira Braciszku. Żegnaj – zwrócił całą uwagę z powrotem do realnego świata. Wewnętrzna konwersacja jak zwykle nie zajęła więcej niż sekundę. Ocenił przeciwnika przytomniejszym spojrzeniem.
- Równie dobrze mogę iść na całość. Pozostawianie asów w rękawie nie ma sensu - pokaże mu prawdziwe nadare – ćwiczone latami, pozbawione strachu i wątpliwości. Z całym szacunkiem na jaki potrafił się zdobyć. I wygra.
Ruszyli.
Echo biegu zagłuszyły wściekłe okrzyki.
Dregnor zamarkował cios i niespodziewanie zawirował w niskim kopnięciu. Zbyt wolno. Na jego spotkanie gwałtownie runęła migocząca burza stali. Błyskawiczne pchnięcia rozpruły ubranie i ciało. Z niezliczonych ran trysnęła krew. Błyski powoli wygasały, ale Fenris nadal czuł szum krwi w uszach po wzmożonym wysiłku.
Skończone…
Niespodziewanie przeciwnik postawił kolejny, bardzo ciężki krok.
- Że co?! – Fenris spodziewał się lepszego efektu, tymczasem oba noże były unieruchomione. Jedno czterdziestocentymetrowe ostrze zablokowało się między żebrami po prawej stronie, a drugie przyszpiliło szerokie ramię do brzucha Łowcy Dusz. O cholera! Dregnor zaryzykował życie i zamknął dystans by zadać ostatni cios. Zbierając siły, padający kolos zacisnął olbrzymią dłoń na czuprynie rywala i ostatkiem sił wyrżnął czołem prosto w jego twarz.
***
Przebudzenie nie było miłe. Bardziej zaskakujące. Mimo obolałej głowy, dziwnie przytomny Sorata przypominał sobie wydarzenia ostatniego dnia. Nim zebrał potłuczone fragmenty pamięci do kupy, drzwi otwarły się cicho i wszedł nieznajomy facet z teczką.
- Co do … - udało mu się wybełkotać
Mężczyzna podszedł do stojącego przy łóżku stoliczka, postawił na nim sporych rozmiarów tablet, pogmerał przy nim i wyszedł nadal milcząc.
- Dzień dobry! – wyszczerzona gęba Reżysera prawie doprowadziła szamana do niespodziewanego zawału – znów zaoferował nam Pan wspaniałą walkę…
Ekran zgasł, a po chwili Sorata zobaczył widok z kamery na podziemnej arenie, a wraz z obrazem przyszły kolejne, jeszcze niewyraźne wspomnienia. Na nagraniu widział, że zaraz straci przytomność. Miękkie kolana z trudem utrzymywały ciało w pionie. Gdyby nie fakt, że Dregnor nadal trzymał go za włosy, wątpił, czy utrzymał by się na nogach. Zebrana na jego ciele pozostałość Inyatu Wamakaskan błyskawicznie zareagowała na ostatni rozkaz. Mrowie owadów wytrysnęło we wszystkich kierunkach spod poszarpanych ubrań szamana i poszatkowało wszystko w promieniu pięciu metrów. Niespodziewanie zaatakowany Dragontail instynktownie odskoczył w tył, wyrywając sporą kępkę siwych włosów. Reakcja była spóźniona. Co najmniej setka nowych, drobnych, ale głębokich ranek wlotowych przyozdobiła całe jego ciało. Zatoczył się i z jękiem padł na twarz u stóp Soraty. Drobny wstrząs spowodowany upadkiem olbrzyma wystarczył, by zwycięzca nie pozostał daleko w tyle. W momencie gdy dotykał ziemi, był już nieprzytomny.
- Która godzina? - usiłował zebrać myśli i zadać jakieś bardziej inteligentne pytanie. Nie przerywając słowotoku, Nimblemoth spojrzał na swój modny zegarek.
- Dopiero szósta rano. Jak już mówiłem, pozostał Pan na nogach sekundę dłużej niż przeciwnik. W zgodzie z zasadami, z przyjemnością oznajmiam...
Fenris już go nie słuchał. Mimo upływu terminu, trucizna Ishiro nie zadziałała.
- Bydlak jednak zablefował. I to tak udanie, że o mało faktycznie nie zginąłem – planowanie zemsty pozostawił na później. Teraz miał niespokojne, rosnące wrażenie, jakby zapomniał o jakiejś kluczowej sprawie, ale mgliste wspomnienie cały czas mu się wymykało.
- O kurr..! - zerwał się spod prześcieradeł jakby oblał go kubeł zimnej wody. Nayati wróci (albo już wróciła) do domu, a pierwszym co ujrzy będzie jego pożegnalny list! Nie zastanawiając się wiele, ruszył biegiem do wyjścia. Szpitalna koszula zafurkotała i Anton stał się pierwszą tego dnia osobą, która zastanawiała się jak spędzić z oczu widok nagich pośladków biegnącego mężczyzny. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»Twitch |
#2
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 04-12-2013, 12:13
|
|
Sorata
Fajnie, że wszystkie Twoje działania są spójne, występuje pewien ciąg przyczynowo-skutkowy, a Twoje wpisy są powiązane. Nie sądzę jednak, że każdy może śledzić wszystkie wpisy graczy (nie licząc Lorgana, który większość musi zatwierdzać) więc jestem raczej zwolennikiem krótkiego wstępu dotyczącego minionych wydarzeń lub tła fabularnego, aniżeli odnośników do innych tematów. Niemniej jednak nie wpłynęło to specjalnie na dalszą ocenę i odbiór walki.
Technicznie wpis na wysokim poziomie, nie dopatrzyłem się specjalnych błędów. Zrezygnowany Fenris wypadł nieźle, miła odmiana od tego co do tej pory prezentowałeś zwierzaku. Uważam, że dobrze zaprezentowałeś również przeciwnika, choć...
I tutaj przechodzimy do kwestii samego starcia. Trochę się zawiodłem po Twoich poprzednich walkach spodziewałem się czegoś bardziej efektywnego i złożonego. Jak wspomniałeś o tym, że arena jest opuszczonym parkingiem czekałem aż Fenris wciąż zastanawiający się jak ma postąpić będzie na przykład uciekał między poziomami. Przede wszystkim liczyłem na więcej tej wymiany ciosów, a co za tym idzie na jakieś pomysłowe zaprezentowanie mocy Łowcy Dusz. Spodobał mi się motyw z przechwyceniem szkoły walki w celu zniwelowania przewagi Twoich umiejętności. W każdym bądź razie przekonałeś mnie co do swojego zwycięstwa, ale mogłeś to rozwiązać znacznie lepiej.
Sorata napisał/a: | Nie zastanawiając się wiele, ruszył biegiem do wyjścia. Szpitalna koszula zafurkotała i Anton stał się pierwszą tego dnia osobą, która zastanawiała się jak spędzić z oczu widok nagich pośladków biegnącego mężczyzny. |
Na plus
Ocena: 7,5/10 |
Little hell. |
|
|
|
*Lorgan |
#3
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 18-03-2014, 09:01
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Sorata - 7,5 pkt.
NPC - 7,1 pkt.
Zwycięzcą został Sorata!!!
Punktacja:
Sorata +40
Twitch +10
(konta graczy zostaną zaktualizowane o tę walkę dopiero po jej ujawnieniu) |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|