6 odpowiedzi w tym temacie |
^Tekkey |
#1
|
Generał Paranoia Agent
Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536 Wiek: 34 Dołączył: 24 Cze 2011
|
Napisano 10-06-2013, 04:53 [Poziom 2] Tekkey vs NPC (Scarlett Kane) - walka 1
|
|
VS
2860 Douriki 3100
- I-T-A-K-U-R-A. Nazywa się Itakura Kai. A przynajmniej takie imię figuruje w jego papierach.
Tekkey rzucił kolejne z serii podejrzliwych spojrzeń w kierunku człowieka podającego się za agenta.
Stał on niedbale oparty o betonową barierkę odgradzającą poziom od przepaści w dole. Przez szeroki otwór okienny ponad nią wlewało się z zewnątrz mdłe światło miejskich latarni. Mimo wielu podobnych przerw w ścianach wielopoziomowego parkingu, wnętrze rozległej hali pełnej pojazdów w większości spowijał mrok nocy. Genbu krążył w półcieniu, jakby nie mogąc zdecydować się, którą stronę - jasną czy ciemną - powinien wybrać. Nie pomagało też to, że dzielił uwagę między obserwację samozwańca a rozmowę z holograficznym obrazem wyświetlanym z karwasza Beepera. Osobnik będący głównym tematem rozmowy, a z całą premedytacją z niej wyłączony, uśmiechał się lekko. Jakby wcale nie musiał słyszeć płynącej z mini słuchawek riposty, by rozumieć, że nie przypadła do gustu koledze.
- To jeszcze o niczym nie świadczy! Sprawdź go dokładniej. Czekam na potwierdzenie.
Projekcja karykaturalnego, kreskówkowego potworka, wyświetlana zamiast twarzy rozmówcy, szyderczo zasalutowała z nadąsaną miną. Tekkey zakończył połączenie i po raz kolejny przemknął wzrokiem po trzymanych dokumentach, jakby mógł się w nich doszukać jakiejkolwiek nowej poszlaki.
- Czego jeszcze trzeba, aby cię przekonać? - zagadnął być-może-Kai, rozkładając szeroko ramiona.- Chciałeś mnie sprawdzić? Ok, już sprawdziłeś. Jeśli Fumie-chan, bo to z nią zapewne rozmawiałeś, potwierdziła moje dane, to możesz się założyć, że jestem absolutnie prawdziwy.
- Na pewno czegoś więcej niż jednego imienia i kilku świstków, które każdy mógłby spreparować z odrobiną inwencji i dobrą drukarką – odburknął młodzieniec.
Nie był pewien dlaczego nie potrafił zaufać nieznajomemu. Może to przez jego przesadnie wymuskany wygląd podstarzałego żigolaka i łotrowski wyraz twarzy, przywodzący na myśl zadowoloną z siebie łasicę. Albo głos wyprany z intonacji właściwej wyrażanym przez fizjonomię emocjom. Nawet teraz, gdy malowała się na niej głęboka dezaprobata.
- Dość marnowania czasu. Załóżmy, że zdołałem cię przekonać i łaskawie dołączyłeś do naszego zespołu. Teraz wtajemniczę cię w niezbędne szczegóły.
Młodszy mężczyzna niechętnie skinął głową i nie bez wewnętrznego oporu odrzucił właścicielowi identyfikatory.
- Dzięki. Tak naprawdę masz do odegrania w naszej prowokacji nietrudną, ale istotną rolę. Wszystko sprowadza się do…
Ookawa z wielką chęcią dowiedziałby się czego miała dotyczyć akcja. Nowe informacje mogły uzupełnić dane wyciągnięte od jeńca na statku. A także tych dalszego, intensywnego przesłuchania w jednym z bezpiecznych domów, do którego dostarczył go zaraz po wylądowaniu. W końcu: „choć długo sznur się splata, lecz się zawsze w pętlę zwinie”. Szkoda, że snajper nie zrozumiał tego na czas. Zeznania rzuciły trochę światła na zamieszanie wokół walizki, ale po wszystkim Tekkey musiał zmienić ubranie. Skorzystał też z okazji do uzupełnienia przynajmniej części zwykłego ekwipunku. Nie wiedział do czego mogło doprowadzić spotkanie z Genkaku, ale znając swojego senpai mógł się spodziewać kłopotów.
Nie danej było mu jednak usłyszeć nic o zamiarach Itakury. W tym samym momencie na horyzoncie nadludzkiego zmysłu pojawiły się pierwsze oznaki nadciągających komplikacji. Chimyaku wychwycił pikujący z góry żywy obiekt na chwilę przed tym, jak zrównał się on z poziomem parkingu. Za krótką, by na czas ostrzec towarzysza czy wyciągnąć broń. Ookawa spróbował pierwszego, zaś Kai sięgnął do kabury pod połą marynarki, zaalarmowany niewypowiedzianą grozą widoczną na twarzy młodszego agenta. Obaj zawiedli. W efekcie głowa eleganta, jako taka, po prostu zniknęła, roztrzaskana ciosem… parasolki?
- Tego chyba nie było w planie… - skonstatował cicho Sanbeta, rozwijając po kusarigamę. Kimkolwiek była napastniczka, raczej nie była przyjaźnie nastawiona do tubylców.
Półkolista, metaliczna czasza nadal zasłaniała kobietę zarówno przed wzrokiem Genbu, jak i strużkami krwi sikającymi z upadającego ciała. Pierwszym co zza niej dostrzegł były wysokie buty na zgrabnych nogach, rozchlapujące przy lądowaniu coraz rozleglejszą na asfalcie kałużę szkarłatu. Krótką spódniczkę i zadziwiająco dobrze wyglądającą na niej nagijską, mundurową bluzę ujrzał dopiero, gdy dziewczyna złożyła parasol, strząsając resztki mózgu i fragmenty kości jak ktoś inny mógłby próbować pozbyć się przylgniętych do materiału kropli deszczu. Wreszcie spojrzała wprost na niego. Na jej nieco dziecięcej twarzy zagościł promienny uśmiech i, pomimo okoliczności, Genbu chętnie by go odwzajemnił. Gdyby akurat tego momentu tajemnicza nieznajoma nie wybrała sobie również na próbę sprasowania i jego głowy.
Uchylił się przed płaskim zamachem, z nieco większą trudnością przed drugim, zawracającym ukośnie tuż po poprzednim. Kto by przypuszczał, nowy program treningowy wdrożony dla wszystkich agentów jednak przynosił jakieś rezultaty. Nawet jeśli nadal nie był przyzwyczajony, ot tak, relaksować mięśnie i ciało stając przeciw prawdziwej oponentce. Ciągłe uniki chyba ośmieliły ją do natężenia ataku, bo lekko wyskakując opuściła znad głowy potężny pionowy cios.
Wymagało to mocnych nerwów, lecz Ookawa wyczekał niemal do samego uderzenia. Najstarsza sztuczka agentów i tym razem pomogła jednemu wywinąć się od śmierci. Błyskawiczne przesunięcie ciała w bok i zamiast podzielić los swojego niedoszłego współpracownika miał idealną pozycję do kontrataku. Zaciskając obie dłonie na rękojeści jak teraz, pozostawiała resztę ciała kompletnie odsłoniętą. Mimo to nie uderzył by zabić, wycelował w wiodącą rękę, aby jedynie rozbroić. Dziewczyna uchyliła się równie płynnie jak przedtem on, z łatwością omijając cięcie kamy. Choć po uniku nadal trzymała swoją broń, to jedynie jedną ręką, a to jakby już ją straciła. Miotając pionowo ciężarkiem kusarigamy - fundo, skwapliwie przydepnął parasol przerzucając na stopę cały ciężar ciała. Po raz kolejny miał szansę szybko spacyfikować przeciwniczkę. Cokolwiek mówić o technicznym aspekcie poprzednich ataków, jej obecna defensywa pełna była luk.
Zamierzył się do haka w podbródek, nie spodziewając się żadnych kolejnych rewelacji. Z tym większym zdumieniem poczuł, że traci grunt pod stopami, ciśnięty jakąś przemożną siłą w górę. Zderzenie z niskim sufitem bolało, ale nie tak jak widok filigranowej dzieweczki zamierzającej powitać jego powrót na poziom gruntu szerokim wymachem. Zwieszając się na krwawej nici pozostawionej po zderzeniu z betonem, zmienił nieco trajektorię lotu, zasłaniając korpus kończynami i napinając mięśnie w oczekiwaniu na cios. Były to raczej dodatkowe środki ostrożności, wykonane nieco dla zmyłki. Uprzednio podrzucony podczas ataku ciężarek kusarigamy, teraz szarpnięty pociągnięciem łańcucha, bezgłośnie runął z góry ku blondynce. To była popisowa technika Podwójnej Gwiazdy, najszybszy i najpotężniejszy atak stylu Kasanemanji-ryuu. W ostatniej chwili przed trafieniem stało się jednak coś dziwnego. Kilkadziesiąt centymetrów od celu Soeboshi dramatycznie zwolniło, przebijając się przez powietrze jak przez melasę. Kobieta nie zadając sobie nawet trudu wykonywania uniku, po prostu potężnie gruchnęła parasolką opadającego agenta.
Teraz bez trudu potrafił uwierzyć, że uprzednio przeważyła i wyrzuciła go w górę tylko jedną ręką. Pomiędzy wcześniejszym uderzeniem, a wyprowadzonym teraz dwoma, była tylko jedna zasadnicza różnica. Skala włożonej w niego morderczej, kinetycznej mocy. Ze zduszonym jękiem agent odleciał w mroczny przestwór parkingu.
***
Scarlett odruchowym ruchem strzepnęła ze swego parasola krew ostatniego nieszczęśnika, który miał pecha wejść jej w drogę. Cokolwiek myśleli inni, to była jedyna przystająca damie broń. Cywilizowana i pochodząca z bardziej eleganckich czasów. W dodatku najlepiej współgrała ze specyfiką jej mocy. Chociaż, oczywiście, Melgar miał w tym temacie własne zdanie. Byli bliźniętami i dzielili tę samą nadludzką zdolność, ale jej brat nigdy nie wykazywał ani odrobiny dobrego gustu. Prymitywne toporzysko i skórzane spodnie wiązane sznurkiem. Myśli, że w którym wieku żyje?! Krytycznym wzrokiem dokonała przeglądu garderoby. Nie mogłaby się pokazać na ulicy w poplamionej kreacji. Równie niechętnie przyjrzała się swemu obuwiu i czerwonym śladom pozostającym po jej krokach na asfalcie. Kolejne smagnięcie pełnym wyrzutu wzrokiem posłała bezgłowemu trupowi leżącemu pod świetlikiem. Przez niego będzie musiała kupić po akcji nowe buty… Co przypomniało jej o drobnym szczególe, od którego wszystko się zaczęło. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ekran lokalizatora GPS. Przeklętej walizki nadal na nim nie było. Zagryzła wargi, walcząc z pokusą zgniecenia urządzenia w dłoni. Cztery Smoki użyły jakiejś sztuczki, żeby zmylić sygnał, tyle wiedziała jeszcze podczas napadu na statek. Teraz teczka mogła być gdziekolwiek w Higure. Najlepszym i zarazem najgorszym rozwiązaniem był otwarty atak na współpracowników Smoków, w nadziei że któryś z nich doprowadzi TANARI do walizki. Jako dowodząca, ciężar decyzji i odpowiedzialności za porażkę spadał na nią. Dała operacji zielone światło. Desperackie sytuacje rodzą desperackie metody. Panna Kane lekko uniosła się nad podłożem, podpływając do zwłok w powietrznej chmurze Vaul. Z oczywistym wstrętem przeszukała kieszenie ubioru zmarłego, starając się nie dotykać go bardziej niż to konieczne. Miał przy sobie jedynie kilka dokumentów osobistych, identyfikujących go jako agenta Sanbetsu. Nic, co można by powiązać z gangiem.
- Może choć ten drugi będzie miał coś użytecznego – mruknęła do siebie, próbując przebić wzrokiem ciemności w głębi parkingu.
Przez chwilę nieuwagi nawet nie zauważyła nadciągającego ataku. Zakrwawione palce zacisnęły się na jej szyi, wystygłe ciało przylgnęło do pleców. Jak w dawnych sagach, w których nordańscy bogowie dawali poległemu ostatnią szansę na zemstę, przywracając go na krótko ziemskiemu padołowi. Tak Kai, mimo że martwy jak tylko bezgłowy człowiek być może, nie przestawał się poruszać i z całych sił zaciskał chwyt. Jego epizod nie-życia po życiu nie trwał długo. Ze zduszonym krzykiem Scarlett szarpnęła się na nogi, odruchowym ruchem chwytając za łapska zamachowca. Bez większego wysiłku wyrwała się im. W gruncie rzeczy – wyrwała je. Oderwane w stawach łokciowych przedramiona nieboszczyka pozostały jej w garści.
- Tylko nie to! – Zirytowana odrzuciła ochłapy. Nie raz zdarzało jej się wybić komuś staw. Ale po raz pierwszy taki delikwent już nie żył.
Kobieta nie musiała sprawdzać ubioru, by wiedzieć w jakim stanie znajduje po uścisku Kaia. Otwierając parasol wymierzyła pełne gniewu uderzenie w oparte o parapet znieruchomiałe truchło. Odłupane bestialską siłą tego ciosu fragmenty pokruszonego betonu spadły kamiennym deszczem na parking w dole. Podziwiając swoje dzieło, dziewczyna przetarła szyję chusteczką. Po takim trafieniu nikt już raczej drugi raz nie wstanie. Martwi mają tacy zostać.
Kane nagle uświadomiła sobie drobną zmianę zaszłą w otoczeniu podczas zamieszania. O ile pamiętała, łańcuch z obciążnikiem fundo został porzucony po nieudanym ataku tam gdzie upadł. Teraz nigdzie na ziemi go nie było. Wsłuchując się w echa rozbrzmiewające w ciemnościach hali nadal potrafiła dosłyszeć odgłos metalu przeciąganego po asfalcie.
- Ten smoczy bękart nadal żyje. Zapłaci mi. Wypisze własną krwią czek za pralnię – wysyczała mściwie, wkraczając w strefę cienia.
***
Szybko dogoniła zaginiony łańcuch, z cichym chrzęstem przesuwający się po podłodze. Miała wrażenie, jakby przeszła wzdłuż niego dalsze kilkanaście metrów. Naprawdę był aż tak długi, gdy wymachiwał nim ten Sanbeta? Z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej, wkrótce widziała niewiele więcej niż zarysy mijanych w mroku samochodów. By utrzymać kierunek musiała w końcu iść po samych metalowych ogniwach i tak szlag trafił element zaskoczenia. Spacer skończył się bez niespodzianki – znalezieniem sierpa na drugim końcu. Leżał porzucony w jednej z alejek. Wzrok Scarlett natychmiast przyciągnął owinięty wokół rękojeści zegarek z fosforyzującymi wskazówkami. Gdy tylko się zbliżyła, rozjaśnił się niebieskawym światłem diod, a z głośniczka popłynął głos.
- Dobry wieczór, panienko z TANARI. Uznałem, że to rozsądniejszy sposób komunikacji, niż obijanie się po twarzach bez słowa wyjaśnienia.
Kane rozejrzała się wokół, wietrząc pułapkę. Ciemność stała się jeszcze bardziej nieprzenikniona dla oczu oślepionych jasnym blaskiem. Zamknęła je na chwilę, chcąc naprawić ten błąd.
- W tym modelu tryb nadawania włącza się wciskając duży przycisk na górze – doradził głos z maszyny.
Milczała, nie mając ochoty wdawać się w puste dyskusje. Szczur musiał się chować gdzieś w pobliżu. Dopadnie go, gdy tylko paplając do mikrofonu nadajnika zdradzi swoją pozycję.
- Nie ciekawi cię gdzie jest walizka?
Przygryzła wargi. Trafił w czuły punkt. Jeśli tak stawia sprawę, to chyba warto spróbować podjąć negocjacje. Ostrożnie podniosła zegarek, tłumiąc dłońmi blask. Dla ostrożności pozostała w ruchu. Krok po kroku zmieniając pozycję. W końcu wdusiła klawisz.
- Tak. Muszę się dowiedzieć gdzie ona jest. To kwestia obowiązku. Nawet nie masz pojęcia jak wiele leży na szali – zaczęła mówić łagodnie, perswazyjnym tonem. Mimo że usiłowała je wychwycić, nie docierały do niej żadne dźwięki z głośnika drugiego komunikatora.
- W ogóle niewiele wiem – przyznał głos z zegarka. – Też chciałbym ją znaleźć, ale tobie w tym nie pomogę. Pamiętasz faceta, z którym mnie spotkałaś? Średniego wzrostu, w garniturze. Bez głowy? Na pewno kojarzysz. Sporo wiedział, właśnie miał i mnie wprowadzić we wszystkie szczegóły. Rzecz w tym, że nie zdążył. Miej pretensje do siebie.
- Nie żartuj sobie ze mnie Smoku! – Przez chwilę uniosła się gniewem i natychmiast tego pożałowała. - Ty i twoi kolesie bawicie się z czymś większym, niż wam się wydaje. Ale ja chętnie zapłacę ci nawet za pomoc w odnalezieniu kogoś, kto doprowadzi mnie do walizki.
Tym razem przed odpowiedzią mężczyzny zapadła kilkunastosekundowa pauza.
- Coś ci się pomyliło, panienko. Nie jestem z gangu Czterech Smoków. Pracuję dla rządu tego kraju. To TANARI przybyło na nasz teren prać swoje brudy i to przez wasze niedbalstwo w ręce przestępców może wpaść zawartość walizy. Poważnie, co jest w tym mieście, że przyciąga takie potwory jak wy?
- Duże słowa, jak na tchórza ukrywającego się w ciemności. – Uznała, że nie już ma po co hamować irytacji. Jeśli mówił prawdę, raczej się z nim nie dogada. Ale mimo to nie mogła się zdobyć, by go po prostu zostawić. Był ranny i pokazał już, że fizycznie nie może się z nią mierzyć. Schwytanie jeńca to zawsze jakiś sukces Niezła podkładka, jeśli sprawa z zaginionym towarem nie rozstrzygnie się po myśli Nagijczyków.
***
- Ukrywam? Nie. Medytuję, aby mocniej ci [ cenzura ]… Przy okazji – lektor zegarkowego Beepera odczytujący wedle wzorca głosu Genbu tekst, który przed chwilą wystukał on na karwaszowym egzemplarzu, zniżył głos do konspiracyjnego szeptu – to pułapka. Bez odbioru.
Nagijka krzyknęła, gdy przesłana przez power touch komenda stopiła w jej dłoniach szpiegowski minutnik. Nie wiedział, czego innego się spodziewała. Każde dziecko wie, że nie przyjmuje się darów od obcych. Obcych agentów w szczególności. Tak naprawdę pogrywał z tą całą Scarlett od chwili, gdy wstąpiła w mrok. Nie, nawet wcześniej, przecież na krótką chwilę posłużył się jak marionetką ciałem Kaia. To był ten krótki moment, w którym ponownie utknął w półcieniu na granicy dwóch skrajności, zastanawiając się co robić. Gdy już pozbierał się po ostatnim ciosie, jaki mu zadała, miał zamiar wrócić po swoją kusarigamę i otwarcie, po rycersku, potykać się z napastniczką. Przy sporej dozie szczęścia wyszedłby z tej rąbanki zwycięsko, choć nie bez paskudnych obrażeń po czołowym wystawieniu się na działanie monstrualnej siły mięśni kobiety. Tylko w zasadzie dlaczego walczyć i w jakim celu? Alternatywą było to, co właśnie robił. Rozgrywał swe mocne strony przeciw jej słabym i nie przestawał się dziwić, jak bardzo pani porucznik nie radziła sobie w sytuacji wykraczającej ponad proste obijania wrażego ryła.
Choćby teraz, tworzywo zegarka topiło się w zbyt niskiej temperaturze, by poważnie poparzyć skórę. Ale dziewczyna najwyraźniej tego nie wiedziała i na ułamek sekundy poświęciła całą uwagę panicznemu strząsaniu jego resztek z palców. Tekkey wzmocnił detekcję Chimyaku, spokojnie wycelował rękawicę Ryoushi w łydkę dziewczyny i odpalił wyrzutnię. Ładunek drugiej komory posłał wyżej, celując w korpus. Pociski znacznie zwolniły będąc blisko ciała, tak jak to było w przypadku poprzednich ataków. Tor lotu obu obserwował dzięki umieszczeniu na obu, kapsułce z polimerową siecią i strzałce, po cienkiej nici Akai Kenshi. Chciał zrozumieć zasadę działania mocy, która oparła się nawet dystansowym atakom stylu Kasanemanji. A nie zamierzał wypróbowywać tych wyprowadzanych z bliskiej odległości.
Pierwsza przesyłka dosięgła celu, choć z marnym efektem. Kane zerwała ją, pewnie nawet nie zauważając, że została spętana. Strzałka, jak to strzałka, weszła płytko nieco pod prawą łopatką. Nie była zatruta, więc jedynym znaczącym efektem była szarża Scarlett w kierunku, z jakiego nadleciała. Ookawa bezgłośnie wywindował się swymi linami pod sufit, schodząc północnej siłaczce z drogi. Może i kontrolował pole walki, ale w gruncie rzeczy nie mógł zadać oponentce fatalnego ciosu, by zakończyć tę batalię. Beznadziejna sytuacja.
Bieg panny Kane trwał już odrobinę za długo. Nie zdawała sobie sprawy, że znowu przestrzeliła i nie znajdzie w tym kierunku nikogo? Chyba, że chciała opuścić mroczny, parkingowy labirynt Tekkeya i wrócić do jasnego świata, w którym to jej przewaga była aż nadto oczywista.
- Jeśli to światła sobie życzy… oto i ono.
Ciemność przecięły snopy blasku płynące z samochodowych reflektorów, a powietrze wypełnił ryk odpalanych silników. Technologia Sanbetsu szeroko znana jest ze zdolności do harmonijnego współdziałania ze sobą nadzwyczaj różnych urządzeń. Power touch w rękach agenta był bronią doskonałą, czyniącą z codziennych, najzwyklejszych mechanizmów prawdziwą broń.
Agent naciągnął na czoło kaptur i zanurkował w pościgu za Nagijką. Miał dość czasu by utkać swoje sieci. Nadeszła chwila, by zmierzyć się z Najsilniejszym Rycerzem.
***
Przez długi czas Scarlett widziała jedynie ciemność. A gdy pojawił się promyk nadziei, rozpętało się prawdziwe piekło. Wytężając defensywne możliwości Vaulu do maksimum, pani porucznik prześlizgiwała się pomiędzy szalejącymi samochodami. Pojazdy co i rusz zderzały się ze sobą, wypełniając parking dźwiękami giętego i rozdzieranego metalu. W tym wszystkim ona – usiłująca za wszelką cenę wydostać się z matni. I skryty gdzieś w ciemności on – sanbecki agent dyrygujący tą symfonią destrukcji. Doragan niewiele mogło jej pomóc w tej sytuacji, większość maszyn była po prostu za duża, by wykorzystać moc. Wymykając się na czas spomiędzy dwóch aut pędzących ku czołowemu zderzeniu i pewnej zgubie, kobieta wybiła się nieco wyżej, niż uprzednio. Pod jej stopami wozy złożyły się jak jedna harmonijka. Mało brakło, a i ona dołączyła by do podwójnej kanapki. Sięgając wzrokiem wstecz widziała pobojowisko, znaczące ścieżkę jej ucieczki. Jeśli blade światło w oddali pochodziło od latarni na zewnątrz, to nie przebyła jeszcze nawet połowy drogi. Postanowiła nie ryzykować obniżenia pułapu, lecz powoli przesunąć się Vaulem ku wyjściu. Dalekie światełko przesłonił poruszający się cień i chociaż spodziewała się tego od początku, teraz wiedziała na pewno, że będzie musiała wywalczyć sobie przejście. Napastnik runął do przodu, najwyraźniej bez problemu manewrując w powietrzu. Kane jedynie zwiększyła wagę swej parasolki, by stracić nieco na wysokości; a następnie zmniejszyła, nadając potęgi przygotowanej zawczasu kontrze pionowym piruetem.. Gdy ciemny kształt przemykał nad nią, zaatakowała ponownie, wspomagając się techniką Bunderbolu i wkładając w ten cios całą swą siłę. Trafiła. Cień runął w dół, w chaos pędzących maszyn. Miał próbkę własnego lekarstwa. Siłaczka zamierzała kontynuować lot ku wyjściu, gdy potężne szarpnięcie w tył zachwiało jej równowagę. Straciła kontrolę i nadal ciągnięta niewidzialną siłą w dół, podążyła śladem agenta. Lądowanie nie należało do przyjemnych, odbiła się od jakiegoś wzniesionego w górę koła, przetoczyła po masce innego samochodu. Gdyby nie posłużyła się Tekkai, mogłaby drogo przypłacić ten upadek. Wroga nie było w zasięgu wzroku, ale wolała nie czekać na jego zjawienie. Gdy tylko wybiła się w powietrze, kątem oka złowiła poruszenie czegoś przy pobliskim filarze. Drań już na nią czekał. Tym razem nie ryzykowała kolejnej powietrznej potyczki, następny upadek mógł nie okazać się tak szczęśliwy. Wylądowała na pierwszej w miarę poziomej powierzchni. Mimo że pozostawał, w ruchu agent nie kwapił się do ataku. Widać wyciągnął lekcję z poprzedniego trafienia. Kluczył, co i rusz zmieniając tor lotu i, najwyraźniej, prowokował ją do wzniesienia. Nie obchodziły jej te zaczepki. Gdy nadejdzie właściwa chwila, to ona zada decydujący cios i zwycięży. Musiała jedynie uzbroić w cierpliwość i czekać.
W toku jednej z ewolucji wystrzelił w nią kolejną strzałkę. Bez wysiłku odbiła ją rozpostartą parasolką. Niezarażony, posłał w jej stronę drugą. Strzałka, poddana mocy Vaul niemal przestała się poruszać. Nagijka złapała ją w locie i przełamała, odrzucając fragmenty na boki. Nie wyglądało na to, by wróg miał zamiar walczyć dalej na poważnie. A ona miała dość tej błazenady. Po prostu zaczęła iść w jego kierunku, omijając złom. Mężczyzna wydawał się zaintrygowany, czekał na nią z założonymi rękoma. Kobieta w myślach odliczała kroki, modląc się w duchu by nie wznowił swych dotychczasowych popisów. Gdy brakowało jej do niego jeszcze tylko kilku metrów, nagle energicznie rozkrzyżował ramiona. Zamarła, mimo że powinna się była na ostatniej prostej rzucić biegiem. Ale on tylko wyszedł jej naprzeciw. Chciało jej się śmiać. To będzie ostatni błąd jego życia.
- Wreszcie postanowiłeś walczyć z honorem? – spytała, choć powinna była wykończyć go w tej samej chwili, gdy sam wparadował w zasięg jej Ousei.
- Nie to, że chcę. Po prostu skończyły mi się sztuczki. – Wzruszył ramionami.
Już przedtem, w powietrzu, jego sylwetka wydawała się masywniejsza. Ale teraz, gdy widziała go w tuż przed sobą, forma Sanbety była tym bardziej groteskowa. Czerwonobrązowy kostium, który miał na sobie, kojarzył jej się z rycinami obdartych ze skóry skazańców ze starych woluminów biblioteki jej ojca. Gdyby była odrobinę bardziej cierpliwa, po zawleczeniu go jako jeńca do Nag zaczerpnęła by z nich inspirację na produktywne zagospodarowanie czasu w długie, zimowe wieczory. Ale nie była, a jej jedynym, przejmującym pragnieniem stała się chęć zniszczenia tego nadczłowieka. Powietrze wypełnił dźwięk prasowanego pod własnym ciężarem metalu, gdy Torres zawładnęło dwudziestometrowym okręgiem wokół porucznik. Mimo rosnącego ciężaru mężczyzna długo zdawał się go nie odczuwać i pozostawał dumnie wyprostowany. Kości normalnego człowieka dawno połamały by się jak patyki.
- To wszystko? – wycedził, patrząc jej w oczy.
Przygięty, ale nie złamany, rzucał po raz ostatni wyzwanie. Przyjęła je, muskając lekko dłonią jego policzek. Doragan cisnął go na kolana wagą zwielokrotnioną po dwustokroć. Mimo to mężczyzna nadal żył.
- I które z nas jest teraz potworem? – spytała, patrząc na niego z góry.
Nie oczekując zresztą żadnej odpowiedzi, wzniosła się w powietrze. Nawet bez mocy potrafiła się biegle posługiwać swoją parasolką, choć całość stalowej czaszy ważyła około 150 kilo. Bunderbol pozwalał jej mnożyć ten ciężar, aż do zawrotnej wartości 30 ton. W tym stanie nawet Najsilniejszy Rycerz, jakim była, nie potrafił utrzymać swej broni dłużej niż przez ułamek sekundy. Całym tym ciężarem zamierzała teraz wbić niepokornego w ziemię. Nawet teraz próbował oporu, krzyżując ramiona, by chronić głowę. Urocze. Myślał, że to cokolwiek zmieni. Scarlett aktywowała swoje zdolności i potężnym uderzeniem posłała Sanbetę w długą drogę w dół, do piekła, gdzie jego miejsce.
***
W tym samym momencie, gdy Kane wykonywała ostatnie przygotowania do ceremonii jego egzekucji, Genbu bynajmniej nie żegnał się jeszcze z tym światem. „I które z nas jest teraz potworem?” Pewnie oboje nimi jesteśmy, pomyślał. Co nie zmieniało faktu, że mimo najusilniejszych prób nie potrafił jej pokonać. Nie czystą, fizyczną siłą. Odwołanie się do technologii tylko narobiło bałaganu. Na podstępne metody, którymi mógł dysponować na miejscu, była po prostu zbyt potężna. Nic co zrobił, nie mogło jej powalić.
Przynajmniej, jak długo Tekkey chciał walczyć, nie kładąc swego życia na szali.
Zatem, oto i jest: zatwardziały szalbierz, chwilowo bez żadnych asów w rękawie. Raz, jedyny raz pragnący odegrać rolę szlachetnego głupca stawiającego wszystko na jedną kartę.
Spojrzał w górę, na wzniesiony do uderzenia parasol i trzymającą go dziewczynę. Sekundy dzieliły go od rozstrzygnięcia ostatniego i najważniejszego zakładu, jaki zawarł w swoim życiu. W takich chwilach myśli się o tym, jak się przez nie przeszło, o śmierci i innych tego typu sprawach. Jemu natomiast przychodziło na myśl tylko jedno... Scarlett nie powinna sobie fruwać w tak kusej, podwiewającej spódniczce. W sumie, patrząc z tego kąta… ostatnie chwile Ookawy nie były wcale takie złe.
Trzydziestotonowy ciężar opadł. Posypały się iskry, podniósł się pył. Części porozbijanych samochodów toczyły się niesione falą uderzeniową po powstałej kolizji. Podłoga piętra w promieniu dziesięciu metrów zapadła się, zasypując gruzem niższe poziomy. Setki czerwonych nici jednocześnie nabrzmiały w chwili zderzenia, pulsując jak nigdy dotąd. Były wszędzie, przecinały powietrze, owinięte jak girlandy wokół filarów i poprzetykane między wrakami samochodów. Wszystkie były ze sobą połączone. Spotykały się w jednym miejscu – za plecami agenta, tworząc wielką, żywą kołyskę. Kryształowe kości egzoszkieletu sypiąc wkoło odpryskami wzięły na siebie pierwszy impet uderzenia Nagijki. Kołyska ugięła się. Impuls przesuwał się dalej, dzielony na mniejsze i mniejsze porcje. Transmitowany wzdłuż każdej pojedynczej nici sieci Akai Kenshi. Absorbując uderzenie filary pokryły się siatką pęknięć, maszyny przetaczały się bezwładnie, ściągane ku epicentrum. W końcu powszechny ruch ustał. Na milisekundę spokoju. Potem ruch się odwrócił, kołyska zaczęła ściągać i wreszcie zwróciła impet, niczym dobrze naciągnięta proca. Tekkey zderzył się z kobietą i, chwytając w ramiona, pociągnął ze sobą w samobójczy lot. Wspólnie staranowali sufit, przebijając się na drugą stronę. Od kolejnego na szczęście już tylko się odbili. Na wpół ogłuszony i duszący się pyłem, Tekkey spróbował usiąść podpierając się ramieniem. Natychmiast tego pożałował. Egzoszkielet nadal umożliwiał mu ruch, lecz prawdziwe ciało było jednym wielkim ogniskiem bólu. Rozejrzał się za dziewczyną. O ile to możliwe, wyglądała jeszcze gorzej niż on. Gdyby nie użył jej własnej siły przeciw niej, pewnie nigdy nie zdołałby powalić Scarlett. Nigdzie nie widział jej parasolki. Pewnie została po drugiej stronie muru. Może to i lepiej. Tylko całkowicie bezbronni mogli być naprawdę ludźmi.
Ps. Raczej nie będzie już okazji ująć statystyk w formie tabeli. Niemniej, po uwzględnieniu wszystkich bonusów płynących z douriki, za wyjątkiem siły, rozkład wartość aspektów Chi jest u obu postaci mniej więcej równy. A do tego Nagijskie i Sanbeckie eisai są do siebie bardzo podobne. Dziwny zbieg okoliczności.
Ps2. Odnośnie powietrznej walki, w której uczestniczę, chciałbym podkreślić: Lot jest poza moim zasięgiem. Ale jeśli skojarzycie te wyczyny z którymkolwiek z filmów sztuk walki, w których bohaterowie z niebywałą lekkością utrzymują się w powietrzu przez dłuższy okres czasu, to nie będziecie w błędzie. |
A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~♥
|
|
|
|
*Lorgan |
#2
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 13-06-2013, 10:35
|
|
Tekkey – Jest dobrze. Walka deklasuje Twoją poprzednią, chociaż mam kilka sporych zastrzeżeń. Od nich właśnie zacznę:
- Vaul, Bunderbol i Akai Kenshi. Okej, znam Twoją postać i znam kartę NPC. Wiem jak działają te moce i potrafię sobie wyobrazić je w akcji, kiedy rzucasz nazwami. Nie jest to jednak przyjemne i zgrzyta. Wolałbym podziwiać opisy (do których zresztą masz talent) niż przyswajać suche terminy. Cieszę się bardzo, że żadna z postaci nie miała Soru, bo to pewnie wyglądałoby jakoś tak: Użył Sory i znalazł się za jego plecami, a kiedy tamten się odwrócił, Tekkey znowu użył Soru.
- Błędy. Literówki, dziwne konstrukcje zdaniowe, niepoprawnie użyte wyrażenia. Czytałem wydrukowaną walkę, więc nie mam pod ręką przykładów, ale są dość oczywiste. Gdyby okazało się, że jesteś pewien swego warsztatu i twierdzisz że wymyślam, napisz mi o tym, a pofatyguję się i poodszukuję co nieco. Z domu, po pracy.
- Przesadne władanie technologią. Nie wynika to z Twojej karty, a ja nie znoszę cyberpunku. Wojownicze samochody w ogóle mnie nie przekonały.
- Walka w ciemności. Zaakceptowałbym taki ciąg wydarzeń, gdybyś miał Hakuen. Nie masz.
No i to by było na tyle. Złego. Czytało mi się tę pracę nader dobrze, zważywszy na długą listę zastrzeżeń. Masz przyjemny warsztat i nietuzinkową narrację. Postawiłeś na ciekawą scenerię i wykorzystanie terenu, co też wyszło na plus. Coraz bardziej podoba mi się kreacja Genbu. Koniec końców, z żalem muszę jednak postawić na Twoją przegraną. Byłeś dobry, ale nie aż tak. Szkoda, może następnym razem.
Ocena: 7/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na NPC. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
^Genkaku |
#3
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 17-06-2013, 07:37
|
|
A mi się jak zwykle bardzo podobała twoja praca. Styl jak najbardziej mi odpowiada, jest lekki, fajnie się go czyta i nie męczy. Bardzo fajnie wykorzystujesz swoją moc. Wydaje mi się, że jest jedną z najoryginalniejszych i najbardziej wszechstronnych na tenchi. Masz za to plusa. Kolejny na ciekawe pomysły, kolejny na bardzo dobre moim zdaniem odegranie przeciwniczki i kolejny za ciekawą scenerię walki. Twój bohater jest po prostu bezbłędny w swoim zachowaniu i komentarzach Fajnie i dość naturalnie wyszły dialogi.
Co do atakujących samochodów i power toucha. Genialne umysły muszą chyba myśleć podobnie, bo ja z Soratą, też wykorzystaliśmy tą funkcję beepera w naszej walce (co prawda nie na taką skalę).
Fakt, że było kilka literówek i błędów, no ale tak to jest jak piszę się walkę do ninmuu i ma się tydzień tylko.
Z czystym sumieniem daje ci 8. Gdyby nie te błędy było by wyżej.
Walka podobała mi się do tego stopnia, że czytałem ją kilka razy Powodzenia. |
|
|
|
»Sorata |
#4
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 17-06-2013, 07:44
|
|
Czytało się świetnie – potrafisz lekko i sprawne zawiązać akcję, a właściwe starcie w ogóle się nie dłuży. Podobają mi się Twoje niewymuszone dialogi i pomysły na wykorzystanie najdrobniejszych przewag (funkcja power touch ). Budujesz żywe postaci i realistyczny świat.
Chociaż u Ciebie agenci mają dość sztywną regułę wyrażania się, pasuje to do ich profesjonalnego podejścia. Jedyny zgrzyt to „Medytuję, aby mocniej Ci [ cenzura ]…” . Burzy mi trochę tą uprzejmą, profesjonalną manierę mówienia (Tym bardziej, że nie dało się wyczuć Twojego wzburzenia).
Podpisuję się również pod wymienionymi przez Lorgana błędami . Nie jest to dla mnie wyjątkowo rażące, ale mimo wszystko można tego uniknąć (jeśli jakieś błędy w warsztacie wychwytuję dopiero po n-tym przeczytaniu, nie stanowi to dla mnie wielkiego problemu). Szczególnie chodzi mi o to podkreślanie nazw ataków na każdym kroku. Bardzo kojarzy mi się to z wykrzykiwaniem na głos stosowanych technik, co pasowałaby bardziej do humorystycznego wpisu Zo lub Davida.
Ocena: 8/10 Świetny wpis. Chętnie przeczytam kolejne.
Głosuję na Tekkeya |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
^Pit |
#5
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 23-06-2013, 02:41
|
|
Czytałem twoją walkę trzy razy. Raz, aby wyłapać błędy, dwa kolejne poświęciłem na smakowanie fabuły. Ta jest spójna i ma kilka ciekawych zwrotów akcji. Doprowadzasz do walki i wszystko toczy się...dość nietypowo. Szczególnie długo zastanawiałem się jak potraktować użycie power toucha. Czy manipulacja leży w normalnej kompetencji każdego agenta? A może podchodzi to już pod umiejętności hakowania? Teoretycznie masz zabezpieczenia, jednak wciąż nie jestem przekonany. Fabularnie jednak jest to zagranie nietypowe, świeże i definitywnie na plus. Tak samo jak i zakończenie pojedynku.
To co nie przypadło do gustu to wciąż zagmatwany styl pisania. Słowa niektóre plątać mi się zdawały i czytać kilkukrotnie je musiałem aby o co chodziło w nich zrozumieć. Nie jest to jeszcze Yoda (na całe szczęście), jednak po prostu brzmi to dla mnie sztucznie, czy może wręcz teatralnie.
Zniwelowałeś ilość błędów i literówek do akceptowalnego poziomu. Masz i warsztat i pomysły lepsze ode mnie, porównywalne do Gena. No i nie tworzysz aż tak wielu fanaberii. Wychodzi mi niepełne 8. Wiesz w jaki sposób pisać na Tenchi, a to daje ci możliwości manipulacji i kombinowania w fabule i pojedynku. |
|
|
|
»Twitch |
#6
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 23-06-2013, 08:40
|
|
Tekkey
Pamiętam jak rozmawialiśmy przed wrzuceniem Twojego wpisu. Napisałeś, że spokojnie możesz powiedzieć, że wpis będzie epicki jeżeli uda Ci się wyeliminować większość błędów. Nie wszystko wyłapałeś, ale ostateczny cel osiągnąłeś. Motyw z siecią, który skojarzył mi się z Prototype, razem z opisem wpływu na otoczenie okazały się świetne. Zdecydowanie końcówka wpisu jest świetnym podsumowaniem Twojego osiągnięcia. Stanąłeś do walki z silniejszym mimo wszystko przeciwnikiem i poradziłeś sobie, nie podobał mi się jednak motyw walki w ciemności, po prostu jakoś nie pasował ten motyw do całości. Tekst czytało się dobrze, lekko (doceniam wstawki humorystyczne) i przyjemnie. Szybko przebrnąłem przez Twój wpis.
Pit napisał/a: | Słowa niektóre plątać mi się zdawały i czytać kilkukrotnie je musiałem aby o co chodziło w nich zrozumieć. Nie jest to jeszcze Yoda (na całe szczęście), jednak po prostu brzmi to dla mnie sztucznie, czy może wręcz teatralnie. |
Kiedyś już o tym rozmawialiśmy, też odniosłem wrażenie, że niektóre rzeczy mógłbyś napisać prościej, przystępniej. Na pewno dużym plusem jest fakt, że masz dobry warsztat i bogate słownictwo, ale część słów, bardziej wyszukanych, może czasem zgrzytać. Nie zawsze, ale jak widać jest to dostrzegalne. Na pewno nie rezygnuj z tego, bo to definiuje Twój styl, ale czasami po prostu zastanów się gdzie to dorzucić.
W moim odczuciu to Twój najlepszy wpis jak do tej pory.
Ocena: 8/10
Oddaję swój głos na Tekkeya. |
Little hell. |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|