Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] David vs Twitch - walka 1
 Rozpoczęty przez David, 30-05-2013, 20:32
 Zamknięty przez Lorgan, 25-06-2013, 09:57

8 odpowiedzi w tym temacie
David   #1 


Poziom: Keihai
Posty: 5
Wiek: 32
Dołączył: 02 Sty 2011

David spojrzał w lustro a ono pękło.
– No.
Był twardy, wiedział, że to ten dzień. Dzisiaj wymierzy sprawiedliwość [ cenzura ] co go zostawili na pastwę losu u szalonych krwiożerczych istot z Khazaru powszechnie (lub nie) znanych jako Szamani. Spojrzał na ścienną mapę. Śliczny kurywa-budynek, pomyślał. Spojrzał obok na bombę. Śliczna bomba, pasują do siebie, pomyślał znowu. Ostatnio dużo myślał.
Założył spodnie i obładował je granatami. Założył koszule i zapiął ją z każdej strony kamizelką taktyczną, która miała jeszcze więcej granatów. Granaty to jest koks, pomyślał już trzeci raz. Nie może ich zabraknąć. Założył długi czarny płaszcz i … włożył jeszcze kilka granatów do kieszeni. Wziął bombę do plecaka i był gotów do wyjścia.
– No. – spojrzał na konające lustro.
Ale tak jeszcze mu pomysł wpadł do głowy, że potrzebuje mieć logo. Wtedy jego wrogowie będą się bać bardziej. Może czaszka na klacie? Widział to w jakims filmie o mścicielu. Nie, zbyt tendencyjne. Ale nikt nie spodziewa się terrorysty, który miałby na kamizelce narysowanego…orła! Narysował wiec orła.
Wyszedł. Z domu, takiego wynajętego… bo on już nie miał prawdziwego domu. Dokładnie. Kurde…na ulice wyszedł. I szedł ulicą, ale tak twardo. Każdy schodził z drogi, ale to był Khazar, kraj psich tchórzy. Tu każdy każdemu schodził z drogi (tak mówił Kalamir).
To był TEN dzień i on to wiedział. Niedługo mieli się o tym dowiedzieć wszyscy mieszkańcy miasta. Podjechał eko-śmeko-logicznym metrem i zastanawiał się czy się nie wysadzić ale ostatecznie czemu to miało służyć? Wolał mścić się na obiektach wojskowych i tych co ich pilnowali. Pogrąży ten kraj, zniszczy jego siłę, pomyślał. Zacznie od ambasady Sanbetsu. Ostatnio serio dużo myślał.
Ostatecznie w pewnym sensie się wysadził. Wyszedł na stacji w centrum, podszedł do ochroniarza i zabił go tak, ze nikt nie widział. Był komandosem z oddziałów śmierci (takich tajnych, pewnie nie słyszeliście), załatwienie ciecia to był pikuś. Wrzucił knura do śmieci i dostał się do zamkniętych korytarzy. Szwendał się z kwadrans, zgubił się troszkę. Spojrzał na mapę i wiedział, że to TE miejsce. Był pod budynkiem. Znalazł ścianę nośną i wysadził ją granatem – granaty to było to co lubił. Cała ściana poszła do piekła – albo do nieba, zależy czy to była dobra czy zła ściana. Ale chyba bardziej zła bo upadając zabiła kilka osób po drugiej stronie.
David wszedł do środka i pokazał im (no, że ludziom co tam pracowali i jeszcze żyli) swoją frustracje i metody radzenia sobie z gniewem. Dwa skur-gnaty trzaskały wesoło kładąc ludzików do wiecznego snu. Davida troszkę denerwowała bryzgająca krew. Było jej zbyt mało. Za mały kaliber, pomyślał. Rzucił jeszcze dwa granaty bo widok zastrzelonych ludzi mógł nie ruszyć sił porządkowych. No ale widok flaków i oderwanych kończyn już mógł. Zapamiętają sobie do końca życia.
- He, he, he…
Pogratulował sobie pomysłowości. Wtedy dał się zaskoczyć.
A WCALE, ze nie, bo nie dał. Bo wypadło na niego dwóch kozaków w mundurach i też zaczęli pruć w niego z gnatów – co zabawne ich kaliber był mniejszy niż tenz małych skur-gnatów. No ale on miał moc bariery i przygłupy zginęli od rykoszetów. Wypadło jeszcze dwóch a on wtedy zwolnił barierę i rozproszona energia posłała ich na ściany. Wtedy podskoczył do jednego i poznał go z panem nożem. Drugi już wstawał więc zamiast do niego iść po prostu rzucił ostrzem w jego gardło.
- He, he…
Rozejrzał się ale tylko troszkę. Mogli go znowu zaskoczyć. Stwierdził, że to dobre miejsce wiec zostawił bombę i ruszył do wyjścia. Przed głównymi drzwiami stały już radiowozy, pewnie zaraz pojawiłby się swat. Wyciągnął więc więcej przyjaciół z kieszeni i obrzucił gliniarzy. Patrzył jak ślicznie wybuchali w swoich radio wozikach.
- He, he, he, macie, ślepe psy kapitalistycznego tyrana!
Wtedy nadbiegło kolejnych trzech ochroniarzy. Gnaty były puste, nie zdążyłby ich przeładować wiec chwycił za rure, która wystawała ze ściany i ją wyrwał cała parą jaką miał w rękach. Bryznęła woda i zrobiło się…ee..mokro? Powiedźmy, że mokro. Dobrze, że nie wyrwał rury z gównem czy coś…
No to ochraniarz biegnie na niego z gnatem a on raz dwa zwinnie przeskakuje pomiędzy biurkami, że tamten nawet nie może wycelować. Nagle jest zbyt późno na unik i gośc dostaje gaz rurą przez żeby (wtedy jeszcze je miał). David odbiera mu gnata i ładuje serie w kolejnego. Trzeci zdążył się chować za biurkiem ale już nie był na tyle sprytny by odskoczyć od granatu.
Zabawa skończona, David rozgląda się czy ktoś żyje, ale widać sprawił się zbyt dobrze. Sprawdza bombe jeszcze raz i zmyka na metro.
Kitra się w tłumie. Minie kilka godzin nim dojdą do tego jak wlazłem i gdzie uciekłem, dodaje w myślach. Monitoring mnie nie wychwyci bo ukryłem twarz, he he.
Bomba wybuchła bo było słychać w całym mieście.
No i posuwa pomiędzy ludźmi pewny swego i wtedy obrywa od jakby się wydawało nieznajomego zwykłego przechodnia. Sądząc po ubraniu był to jakiś ogrodnik bohater, który go śledził.
- Ty draniu z bocianek na koszulce! Widziałem jak mordowałeś ludzi w tym budynku!
- A więc nie zabiłem wszystkim w budynku? Zaraz to naprawie…Załatwię cię na cacy – powiedział mu i rzucił w niego granatem. – I to nie jest bocian!
Eksplozja rozerwała kilku cywili, znowu wszędzie zaczęły śmigać bebechy. Niestety sam cel zdołał umknąć. Gość poruszał się szybko i wiedział, że nie należy czekać aż Stormbringer będzie miał czas na kontra-reakcję. Okrążył go z boku i wyskoczył na jego plecy z rozwrzeszczanego motłochu. Trafił go kopniakiem w kolano aż tamten się zgiął. Na szczęście David mistrzowsko ignorował ból. Ukląkł i odwinął się druga noga z kopa robiąc pełen obrót i trafiając zaskoczonego przeciwnika w jądra (wtedy jeszcze je miał). Tamten z bólu opadł na kolana i rozdziawił gębę, w której szybko pojawił się granat bez zawleczki. Szaman zdążył jeszcze zauważyć jak David odbiega machając mu na do widzenia.
Kolejna eksplozja wstrząsnęła metrem a ludzie tylko biegali i płakali. Debile.
- To może kurde, pójdę za ciosem i jeszcze wysadzę jakiś obiekt militarny albo niemilitarny, kiedy oni tak panikują i dywersje robią dobrą.
Wtedy ze zgliszczy nadbiegł znowu dziwny Khazarczyk który powinien być już trupem.
- No, widzę, że cię nie do…no..doc..zlekceważyłem… - to rzucił mu jeszcze trzy granaty i patrzył jak te radośnie wybuchają.
Nie dając szans swemu prześladowcy, wyrwał z pod płaszcza wielkiego ckm-a (bo David to wielki był [ cenzura ] i mógł nosić takie zabaweczki pod pachą) rozstawił nóżki i zaczął napierd-parzać w chmurę kurzu po wybuchach. Ludzie krzyczeli ale niezbyt głośno go karabin ich zagłuszał. Z tego samego powodu nie krzyczeli tez zbyt długo…
- No teraz na pewno go załatwiłem.
Wtedy znowu jak duch, szaman wyskoczył z chmury i dźgnął Davida wielkim jak skur…
…scyzorykiem (bo matoł robiąc kartę seryjnie wpisał to sobie na wyposażeniu) który wbił się głęboko w ramie byłego komandosa. W sensie tak głęboko jak może się wbić pieprzony scyzoryk.
Davida spojrzał na scyzoryka później na szamana.
- Jak masz na imię – powiedział bardzo powooooliii.
- Tedi – powiedział głosem dziewczynki szaman.
- Słuchaj Tedi – David zastanawiał się, czy to naprawdę ma miejsce. – Zaraz ci przypierole.
Szaman wciąż ściskają scyzoryk zrobił minę przerażenia ale było zbyt późno. Piącha totalnie spodziewana nadleciała prosto w jego złamany nos (na tamtą chwilę nie był złamany).
Szaman ogarnął się szybko bo witalnym był pachołem. Spojrzał gniewnie na Sanbetanczyka i pogroził mu wielkim tłustym paluchem.
- Pokaże ci moją super moc!
David już sięgał po gnata ale to go zaintrygowało.
Nagle szaman rozrzucił wokół jakieś ziarenka i zaczął machać swoimi kulasami i tańcząc jak cymbał wydawał dziwne dźwięki.
Kurde, zabrałem zbyt małą bombę, na to potrzeba czegoś wodorowego, pomyślał David. Takie z [ cenzura ] zdolnym naprawić cały ten kraj zjebów.
- Niech moc cię rozerwie! Teraz rośnijcie moje drzewne duchy i rozerwijcie tego drania swymi potężnymi gałęziami.
I wtedy to się stało… rośliny zaczęły rosnąć jak na drożdżach! W mgnieniu oka wokół Davida wyrosły rośliny! Dziesiątki…po chwili David uświadomił sobie, że stoi po kolana w kaktusikach.
- O kurywa – zmieszał się Szaman – Nie ten woreczek chy…
I pocisk z magnum kaliber ‘69 (taki z wygrawerowanym [ cenzura ] na lufie) oderwał go od ziemi i posłał znowu w zgliszcza. Tyle wokół leżało trupów, że David już nawet nie chciał sprawdzać czy go zabił czy tez nie. Rzucił jeszcze jednym granatem i na tle zachodzącego słońca w rytm kolejnych eksplozji, płaczu dzieci, syren straży pożarnej odszedł szukać swojej zemsty.
- Frajerzy nie mieli szans.
Pogratulował sobie raz jeszcze i wyrzucił resztę granatów na odjeżdżającego ambulansa.
   
Profil PW
 
 
»Twitch   #2 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Karty:
David: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=3640#3640
Twitch: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=7635#7635

1. Wulgaryzmy zostały celowo napisane z błędami, aby zwyczajnie pozostały w tekście.
2. David nie przedstawił szerszego opisu postaci, dlatego też dodałem swoje własne wyobrażenie.




Pomieszczenie w którym kazano mi czekać przesiąknięte było wonią kawy, smrodem papierowych kartek oraz tuszu do drukarek, a także aż nadto intensywnego pomarańczowego zapachu. Krzesło było strasznie niewygodne i chybotało się na boki jak tylko wykonywałem jakikolwiek ruch. Rozglądałem się bacznie po niewielkim pokoju z jednym biurkiem i krzesłem, ale za nic nie mogłem zgadnąć co było źródłem tego aromatu. Wszystko było nienagannie uporządkowane, aż nie do zniesienia. Brakowało mi tutaj zieleni. Na pewno nie mieli czasu, żeby cokolwiek tutaj posadzić, więc postanowiłem im pomóc. Kto inny jak nie ja. Gdy rozglądałem się za najlepszym miejscem dla jakiegoś maleństwa nagle otworzyły się drzwi po mojej prawej. Do środka weszła starsza kobieta, o farbowanych blond włosach, w granatowej garsonce z wielką broszką w kształcie kropli wody. Od razu rzucił mi się w oczy duży pieprzyk na jej policzku. Był tak ciemny, że gdy przeszła koło mnie by zasiąść za biurkiem, myślałem że to dziura. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz. Nie chciałbym nigdy, żeby dotknęło mnie coś takiego.
- A jeżeli to żyje.
Palnąłem to na głos. Cholera, daje słowo, że drgnęło. Małe, włochate, brązowe gówienko na jej policzku się poruszyło. Na szczęście puściła mimo uszu moją uwagę. Nawet na mnie nie spojrzała, może przywykła do takich uwag. Mogę się założyć, że tak.
- Szefowa oczekuje, może pan już wejść.
Nie wiem czy specjalnie, czy z to wynikało z jej natury, ale powiedziała to tak bezsilnie jakby miała zaraz zasnąć. Wstałem i próbowałem przedrzeźniać jej sztywniactwo kierując się do pokoju obok. Nie wiem czy to zauważyła, ale na pewno mi to nie wyszło tak dobrze, bo potknąłem się o durny próg. Zachowałem jednak równowagę, poprawiłem klapka i wszedłem pewnym krokiem.
- Myślałem, że już zakwitnę tam na zewnątrz. Co za to za sprawa, że musiałem się tu znowu fatygować? Winda ledwo się tu dowlokła, a ten sam kretyński song grający od pół roku leci chyba w ramach tortur.
- Zamknij się. Pierwszy raz wchodzisz drzwiami, przez moment zapomniałam co mam powiedzieć.
Pominąłem tę uszczypliwość. Wylanie betonu tuż pod oknem kapitan Mueca, abym nie mógł wedrzeć się tu z gałęzi pobliskiego drzewa też zignorowałem. Głównodowodząca taktycznej jednostki szybkiego reagowania w Tenri była drobną, niską kobietą około 50 letnią z długą blizna rozciągającą się przez całe czoło. Zawsze, ale to zawsze, ubierała się w czerwone koszule, białe marynarki oraz czarne jeansy. Ten styl tak raził wszystkich w oczy, a ją to tylko utwierdzało w przekonaniu, że właśnie tak ma się ubierać. Mi się to podoba, przynajmniej nie jest szarakiem, którego nikt nawet nie zapamięta po pierwszym spotkaniu. Zawsze zastanawiałem się ile może mieć tych ciuchów. Mimo upływu lat wciąż emanowała ogromną energią i charyzmą jak mało kto. Biurko za którym siedziała miało chyba z 200 lat. Ręczne rzeźbienia przedstawiały sceny nieznanych walk. Niektórzy uważali i podśmiewali się za plecami, że ona sama brała w nich udział i właśnie wtedy powstała jej szrama. Mnie zawsze bardziej interesowało duże akwarium za jej plecami. Różnokolorowe rybki pochodzące z różnych zakątków świata zdawały się za każdym razem coś kombinować. Zawsze zarzekałem się, że podrzucę im jakąś niespodziankę, ale mój zapał był skutecznie stopowany paralizatorem. W dalszym ciągu uważam, że ktoś majstrował przy tych stworzeniach i kiedyś to udowodnię.
- Nie będę owijała w bawełnę i przedłużała, bo zaraz coś odpieprzysz.
Uśmiechnąłem się i chciałem już coś odszczekać, ale uniosła dłoń sugerując żebym zamilkł. Sprawiała wrażenie zdenerwowanej, co było raczej rzadko spotykane. Wiecznie świetnie zorganizowana, mająca odpowiedź na wszystko kapitan Kokia Mueca była rozdrażniona. Żałowałem, że nie mam aparatu, moment wart uwiecznienia.
- Nawet gdybyś miał aparat prędzej nie potrafiłbyś się nim obsłużyć niż zrobił mi zdjęcie, a teraz posłuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzać. Dzisiaj rano doszło do zamachu na ambasadę Sanbetsu w Tenri. Zostały podłożone ładunki wybuchowe pod fundamenty. Wiemy kto tego dokonał, dostaliśmy tę informację od przedstawicieli ich rządu. To jeden z agentów, który najprawdopodobniej zwariował i zdezerterował. Doszedł do wniosku, że kraj go zdradził, bo przełożeni nie chcieli tolerować jego morderczych zapędów.
- To niech go sobie zabierają w cholerę, spętają i wrzucą do jakiegoś więźnia. Niego go zresetują czy co tam można mu jeszcze zrobić.
- Nie chcemy żeby sanbentańczycy panoszyli się po stolicy, sytuacja i tak jest napięta, a władze obydwu krajów naciskają i chcą winnych. A ja nie życzę sobie aby moi ludzie pilnowali tych ograniczonych megalomanów, mordujących się i sikających gdzie popadnie.
Była bezpośrednia. Odkąd pierwszy raz ją spotkałem pamiętam, że zawsze mówiła to co chciała i nie stroniła od wulgaryzmów. Nikt nie zwracał jej na to uwagi, bo wszyscy wiedzieli, że to tylko rozjuszy tego małego demona z paralizatorem w rękach.
- No, a co mnie to tak naprawdę obchodzi? Ja mam swoje sprawy, rzeczy to zrobienia. Masz świetnie wyszkolony zespół, a ten łysy buc któremu wiecznie jedzie z gęby pewnie chętnie wleje jakiemuś klientowi z Sanbetsu.
- Z tego co wiem to porucznik Seiren tobie chciał ostatnio spuścić łomot. Jakie ty możesz mieć pilne sprawy, łosiu?
- No wiesz, takie tam… rzeczy.
- Czyli gówno, a nie coś poważnego. Nie wyślę oddziału, bo nie chcę rozjuszyć tego psychopaty. Wolę uniknąć większej ilości zniszczeń i paniki wśród mieszkańców.
I nagle uśmiechnęła się. Cholera. Naprawdę pokazała zęby. Odniosłem wrażenie, że wszystkie rybki w akwarium jej zawtórowały. Mówiłem, że coś jest z nimi nie tak. Może ona nimi włada. Złożyła ręce razem i oparła o biurko.
- Naślę jednego wariata na drugiego. Lepszego kandydata od ciebie nie ma. A w zasadzie żadnego i nie żebym z tego powodu wielce ubolewała.
- Nie ma opcji, nie będę ganiał za żadnym czubkiem!
- Jeżeli chcesz żeby dostawy atrayu nie ustały wyjdziesz z tego biura drzwiami, żeby mnie bardziej nie wkurfić, znajdziesz tego gościa i go załatwisz!
Dyskusja była zbędna. Pohamowałem się i zagryzłem język, wiedziałem, że nie mam nic do gadania. Wyciągnęła ten sam argument co zawsze, a ja póki co nie mogę nawet kazać jej spieprzać. Upierdliwa babeczka, nie ma co, ale bez nasion będzie większy problem.
- Potrzebuję atrayu dostawy Mali Mujer i przede wszystkim Belladonny.
Zanotowała pośpiesznie w notesie leżącym przy jej prawej dłoni. Tak jakby od początku wiedziała jaki będzie finał naszej rozmowy, że ja i tak się zgodzę.
- Apropo, wiesz skąd wzięła się nazwa tej pierwszej rośliny? Nie znałaś przypadkiem kiedykolwiek botanika o imieniu Arazar?
- Jeszcze chwila i wyniosą cie stąd na noszach, wypad.
Wzruszyłem ramionami i spojrzałem raz jeszcze na akwarium. Bez słowa wyciągnęła spod biurka paralizator, który zabrzęczał nieprzyjemnie. Skrzywiłem się. Tym razem zrezygnowałem, obiecując sobie, że następnym razem jak zjawie się w tym biurze nie odpuszczę. Za cholerę nie daruje tym małym, kolorowym potworom.


Problemem nie było odnalezienie partyzanta z Sanbetsu. Problemem było skłonienie go do poddania się i spętania. Jakby sobie jeszcze mordę obił to już w ogóle bajka. Ale kogo jak chcę oszukać. Według zeznań naocznych świadków, które dostarczyła mi kapitan Mueca w przesadnej ilości, gość miał 2 metry i był przepakowanym socjopatą. Nawet nie mogłem sobie trochę odetchnąć, bo ten kretyn bawił się dalej w najlepsze. Po zamachu na ambasadę sprawa przycichła ledwo na dwa dni. Później znów zaczęły docierać informacje o tym, że facjata tego terrorysty znów pojawiła się w mieście. Wiedziałem już nawet jak się nazywał. Aż trudno było mi uwierzyć, że te techno świry udostępniły jakiekolwiek informacje. Niby wszystko w ramach współpracy dla lepszego jutra. Co to kutwa jest? Gówno prawda. Na pewno zażądali czegoś co u nich jest niedostępne, a te ślepaki z rządu tylko przytaknęły. Byleby tylko nie dawać pretekstu do zerwania sojuszu i nie wpuszczać sanbentańczyków na nasze tereny. Ten kraj mógłby być taki zajebisty, gdyby tylko władza nie chciała dorównać innym krajom. W imię czego? Po co? Po ten cały syf zwany rozwiniętą techniką? Po fanatyczną religię wymagającą ciągłych poświęceń i walki o cholera wie co? Czy po zimny, nieprzyjemny śnieg, bo nie wiem co innego może mieć Nag. Byłem we wszystkich krajach i wiem jedno. Nigdzie indziej, na całym świecie, nie jest tak jak tutaj w Khazarze. Może to kwestia zielonego, ale prawdziwy klimat jest tylko tu. Rzekłem.
Byłem już w drodze do parku w którym jeszcze dwie minuty temu widziano Davida. No kutwa, kto go tak nazwał? Imię jak dla homoseksualnego projektanta mody. Może rodzice właśnie tego chcieli? Taki potencjał, a tak zmarnowany.
Jest tak parno, że koszula klei mi się do pleców. Cholera, spociłem się jak niewidoma lesbijka na rybnym markecie. Zero wiatru, nawet jakiegoś drobnego, nic. Jak na złość nie było tutaj fontann i żadnego jeziorka. Tylko kilkanaście drzew rozrzuconych na 2 hektarach, masa ścieżek rowerowych tworzących gęstą sieć. Odkąd pamiętam zawsze przy wejściu stali różni kupcy w małych, kolorowych budach. Wata cukrowa, baloniki, lody, zabawki dla najmłodszych i jakieś fastfoody. Standard, acz zawsze lubiany. Pamiętam, że to tutaj zabrałem pierwszą fruzię na spacer. Co prawda moja opiekunka zaraz przypomniała sobie, że nie wzięła moich pieluch, a coś wisiało w powietrzu i musieliśmy wracać. Ale to się i tak liczy!
Zbliżając się do parku usłyszałem strzały. Najpierw całą serię, a później kilkanaście pojedynczych. Gdy dotarłem na miejsce ujrzałem rozbawionego jak małe dziecko kloca strzelającego na oślep po niewinnych kupcach. Miał na sobie wojskowy kombinezon bez rękawów, odkrywający masę tatuaży przemieszanych z jeszcze większą ilością blizn. Na jego ramionach wisiały dwa karabiny, a na biodrach miał co najmniej jeden pas granatów. Pod pachą i na udach znajdowały się pistolety, 2 beretty i glock. Co najzabawniejsze miał przylizany zaczes do tyłu jak wiejski amoroso. Taki słabiutki, który rzuca sucharami i nawet desperatki po 40 się za niego nie biorą. Był taki jakiś nijaki. Za grosz polotu, gustu i co gorsza rozumu.
Na szczęście było na tyle wcześnie, że do parku nie przyszły jeszcze żadne dzieciaki, ale na tyle późno żebym uratował kogokolwiek. Normalnie miałem ochotę wjechać dla gościa z laczka prosto w ryj, a potem wsadzić mu granat w dupę, wcisnąć mapę Arkadii w rękę i wyciągnąć zawleczkę. Żeby móc zrealizować ten pomysł musiałem nie dać się zabić. Czubek z dziką satysfakcją puścił kolejną serię z karaniu okręcając się wokół własnej osi. W ostatniej chwili wskoczyłem do pierwszej budy z żarciem z brzegu. Zgubiłem klapka. Moje najlepsze Kupoty w kolorze ciemnego, morskiego granatu z bielutkim napisem. Nie zważając na zagrożenie wychyliłem się niczym tajny agent, pochwyciłem buta i wróciłem do kryjówki. W środku było pusto, właściciel na szczęście zmył się już wcześniej. W koło porozsypywane były przyprawy, jakieś warzywa. O rozbite szkło rozciąłem rękę, kiedy tutaj wpadłem. Do tego chyba wwaliłem ją w sól. Jak piecze, normalnie wolałbym chyba dostać kulkę. Jak na zawołanie ostrzelał budę w której się przyczaiłem. Zmieniłem zdanie, już nie chcę oberwać. Zagryzłem zęby i owinąłem dłoń namacaną pośpiesznie szmatą.
- Kurtwa mać, co za ból.
Wyrwało mi się mimowolnie. Powąchałem rękę. Ocet. No tak szczęście zostawiłem chyba na chacie. No i w pizdun cały misterny plan. I kryjówka też w pizdun. Nie miałem pojęcia co teraz zrobić. Co ja mu ogórkiem przyłożę? Czy skoksuję cebulę żeby zaryczał się i zginął z odwodnienia. Prędzej ze śmiechu jak to zobaczy. Od razu postanowiłem coś wyłowić ze swojej torby, ale w tym rozgardiaszu trochę się zgubiłem.
- Czy ktoś tu jeszcze nie zdechł?! - usłyszałem gdzieś blisko, a potem ktoś zapukał o blat. Ktoś? Ten pieprzony sanbentańczyk, nikt inny. Wychyliłem się powoli, udając oczywiście przerażonego. Ściskałem już w dłoni kilka ziaren atrayu, skrywając ręce pod szafką. Udałem, że próbuję coś powiedzieć, ale nie mam siły. Zdaję sobie sprawę jak debilnie wygląda ta sytuacja. Wiem jak bardzo niewiarygodnie się zachowuję, ale klient jest ograniczony, sytuacja niespodziewana, a jeśli będzie trzeba pójdę pod prąd.
- Daj mi żreć, ale migiem to może rozwalę cie szybko! Zresztą i tak mam taki zamiar. Wy psiarze jesteście tak żałośni, że nawet nie próbujecie się postawić. Lepiej wykorzystać czas na rozwalenie was jak najwięcej zamiast pastwić się nad każdym z osobna.
Jak triumfalnie to mówił. Jakby wybił już prawie cały Khazar i nikt nawet nie próbował mu za to [ cenzura ]. No to się teraz zdziwisz cieciu zasrany. Udając, że znam się na rzeczy wziąłem bułkę i rzuciłem ją na rożen. Dodałem zaraz mięso i jakieś warzywa. Ten buc cały czas mierzył do mnie opartym o ladę karabinem. Czuję się jakbym był w Wielkim Bracie. Strach bąka puścić, bo uzna to za próbę ataku chemicznego i zacznie strzelać jak [ cenzura ]. Wziąłem jakieś resztki przypraw z pułki i posypałem po wieprzowinie. Dorzuciłem też kilka nasion Belladonny. O tak, wilcza jagoda powinna nadać się najlepiej jak na początek. Po dłuższej chwili ciszy, nieprzerywanej przekleństwami i ciągłym poganianiem, ustawiłem dużego hamburegara na ladzie i cofnąłem się. Zatrząsłem się teatralnie. Z jednej strony czekałem na jego reakcję ściskając torebeczkę z atrayu, a z drugiej strony cieszyłem się. W życiu nigdy nie wyszła mi tak elegancka buła jak ta. Kolejny z momentów wart uwiecznienia a ja bez aparatu. Jak pech to pech.
Ugryzł raz, potem kolejny. Wpieprzał tylko się mu uszy trzęsły. Zeżarł wszystko do ostatniego okruszka.
- Dobrze, że nie zastrzeliłem cie od razu, ale wiadomo. Co się odwlecze to nie spjerdoli daleko, czy jak to tam mówią.
- Człowieku widziałeś żeby ktoś kiedyś zauroczył jakąś fruzię takim podejściem? Cześć jestem Franek i mam z głową problemów sporo. Nie człowieku to jest jakiś horror.
Zanuciłem to i wyłożyłem mu z liścia. Chyba mi się udzieliło i też mnie [ cenzura ]. No, ale musiałem w końcu jakoś aktywować ziarna które łyknął. Spienił się jak jasna cholera. Nie wiedział czy ma do mnie strzelić czy mi [ cenzura ]. Wykorzystałem tę chwilę zwątpienia i cisnąłem w niego kilkoma kulkami, które momentalnie zaczęły się rozrastać w długie i szerokie kaktusy. Był toporem, ale nie głupim. Odskoczył i od razu zaczął strzelać. Poczułem pieczenie w okolicach barku. Trafił mnie, ale na szczęście drasnął. Najgorzej, że byłem w jednej z moich ulubionych koszul. Osz bladź, piątek 13 dzisiaj czy jak. Biegnąc stronę parku za pozostałymi budami zastanawiałem się czy dobrym pomysłem było nazywanie go Frankiem. Co jeżeli gdzieś tam w głębi ten zagubiony chłopiec cieszy się, że ma na imię David i marzy o projektowaniu kiecek dla wychudzonych lafirynd i wychuchanych ciapciaków? Zdecydowanie muszę się ogarnąć i pohamować z niektórymi tekstami. Przeważanie zachowuje się poważnie, ale w końcu ja to ja, jak dwa razy dwa.
Po strzałach śmigających blisko mej dupy wiedziałem, że typ raczej nie odpuści, a ja muszę szybko coś wymyślić. Wbiegłem za jedno z większych drzew znajdujących się najbliżej mnie. Wdech i wydech. Musiałem się trochę ogarnąć. Rzuciłem jeszcze tylko okiem na ramię. Krew ledwo się sączyła. Dobrze, przynajmniej nie zejdę przed nim. Kilka kul uderzyło z trzaskiem w drzewo. W powietrze poleciały drzazgi. Przeszyło mnie strasznie nieprzyjemne uczucie jakbym sam oberwał. Przemieniłem się raz jeszcze i oparłem dłoń na pniu. Zacząłem od zregenerowania kasztana, a później za pośrednictwem jednej z gałęzi wciągnąłem się w koronę. Jak zwykle świetny wybór. Tysiące liści świetnie mnie zamaskowały, nie było nawet opcji żeby mnie zauważył. Rzecz w tym, że ja też całe gówno widziałem.
- Widzisz, psiarzu, przez moment myślałem, że jesteś inny. Znaczy i tak wyglądasz z tymi dredami jak największy brudas jakiego spotkałem, ale chodzi mi o zachowanie. Po tym plaskaczu myślałem, że pokusisz się o coś więcej, a ty spjerdoliłeś jak wszyscy. Niestety jesteś cipką! – stwierdził wyraźnie rozbawionym tonem agent.
W między czasie nie omieszkał ostrzeliwać drzewa na którym siedziałem. Jaka śliczna, kwiecista zaczepka. Normalnie postawiłbym mu piwo i chętnie wymienił i w ramach rozrywki wymienił się komplementami. Był blisko. Łaził tak ciężko jakby taszczył lodówkę na plecach. Wtedy poczułem pieczenie w okolicy łydki. Pieprzony znowu trafił. Dywersja, bo co innego mi zostaje? Cholera cie wie co on tam jeszcze umie. Tatuaże na moich rękach roziskrzyły się zieloną poświatą i tchnąłem więcej życia w mego zielonego przyjaciela. Kasztany na gałęziach zaczęły rosnąć w niesamowitym tempie. Ich ciężar wyginał gałęzie ku ziemi. Chwyciłem jedną z nich, sprawiłem że się napięła i wystrzeliłem kilka, stale zwiększających swoją masę, kolczastych kul. Zaskoczony przeciwnik nie wiedział wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem. Dokładnie tak, zaskoczony dziwko. Mimo wszystko dość sprawnie uniknął mego bombardowania szybkimi susami. Dureń nawet nie zauważył, że zmusiłem go do podejścia bliżej drzewa. Miotnąłem jeszcze kilkoma kasztanami i na koniec wypuściłem potężną gałąź w jego stronę. W ostatniej sekundzie znów uskoczył. Jak żabka. Mała, pieprzona ropucha. Przynajmniej udało mi się wybić mu z łapy karabin.
- Co to kutwa ma być?! Chciałeś mnie tym zabić?! – rzucił wyraźnie zadowolony z siebie, ale wciąż lekko zdezorientowany.
- Zabić? Nie. Trwale okaleczyć to co innego.
Odpiął od pasa granat, odbezpieczył go i cisnął w stronę drzewa. Towarzyski jak szarmancki łoś pederasta. Musiałem dokonać abordażu i wystrzeliłem się z jednej z gałęzi chwilę przed tym jak nastąpiła eksplozja. Przyznałem, mogłem tego nie przemyśleć. Trzeba zanotować, żeby na przyszłość opracować plan związany z lądowaniem. Obiłem nie tylko dupę, ale zgubiłem też klapki. Rozejrzałem się nerwowo w koło, ale nigdzie ich nie było. Przedłużanie tego wyraźnie działało na moją niekorzyść. On nawet się nie przejął, może nawet nie mrugnął gdy wybuchło. Co za pojeb. Lubi patrzeć na ogień, pewnie moczy się w nocy. Gdzie jest policja i oddziały specjalne ja się pytam. Jakiś czubek chce puścić z dymem park miejski a tu nikogo. Później przypomniały mi się słowa kapitan Mueci. Pewnie liczy, że sam go załatwię, a oni bohatersko wpadną na koniec i zbiorą wszystkie laury. Ten łysy podnóżek z oddziałów specjalnych ma niezły ubaw oglądając to. Nie wszystko dzisiaj jednak wychodzi tak kiepsko. Sanbentańczykowi widocznie w końcu zaczęły wiercić się w brzuchu moje nasiona. Zaczął chichotać jak panieneczka na pierwszej randce. Pierwsze symptomy zatrucia, pobudzenie i euforyczne halucynacje.
- Rozpierdule ci łeb! Urwę go i nasram w szyje! Potem poćwiartuję cie i rozrzucę po całym mieście.
Niestety, dalej jest monotematyczny. Nie spodziewałem się jednak, że takie groźby można prawie wyśpiewać. Gdy ten kretyn zmagał się z własną banią ja wyciągnąłem z torby kolejną torebeczkę atrayu. Upewniłem się, że to na pewno Mala Mujer, charknąłem w torebkę na szczęście i cisnąłem nimi w stronę Davida. Przeturlałem się i skryłem się za ławką. Przyłożyłem dłonie do ziemi i na wszelki wypadek postanowiłem pomóc jeszcze sobie korzeniami pozostałymi po zniszczonym drzewie. Wokół agenta w zastraszającym tempie zaczął rozrastać się gąszcz roślin o ciemnozielonych, klonowatych liściach z małymi, białymi kropkami. Krzewy w całości pokryte były ostrymi włoskami. Nie przestawały rosnąć nawet kiedy przekroczyły pół metra wysokości. ,,Zła kobieta” cóż za adekwatna nazwa dla flory powodującej tak silny ból i wysypkę. Na to drugie trzeba zawsze uważać. Nie ważne jak mówią, że nie są z tych. W dzisiejszych czasach nie można ufać obcym. Szarpnąłem ręką i z pod ziemi wystrzelił jakby żył własnym życiem jeden z korzeni i podciął od tyłu terrorystę, który wpadł pomiędzy parzące rośliny. Przeraźliwy krzyk, który wydobył się chyba aż z jego duszy, o ile ją w ogóle miał, wywołał u mnie gęsią skórkę. Nigdy wcześniej nie użyłem tak dużej ilości Mala Mujer na jednej osobie. Laczka w ryj mogę sobie w takim razie darować. Poderwałem się na równe nogi, wyciągnąłem jedno sai i ruszyłem dokończyć dzieła. Bez żadnych ogródek czy zabierania się jak lis do jeża skoczyłem na przeciwnika i chciałem dźgnąć go w brzuch. I nic. Mój atak skończył się mniej więcej w połowie drogi do jego ciała. Jakaś niewidzialna bariera zatrzymała mnie w powietrzu.
- Wypjerdalaj! – wrzasnął tak, że aż zadzwoniło mi w uszach.
Jakimś cudem wydobył glocka i strzelił mi w brzuch. Dosłownie w tej samej chwili cisnęło mnie w powietrze i odrzuciło jakiś metr dalej. Jego ciało było jednym, wielkim kłębkiem bólu, skóra zabarwiła się na purpurowo. Zresztą ze mną nie było lepiej, a może nawet gorzej, bo intensywnie krwawiłem. W życiu bym nie pomyślał, że będzie tak ciężko. Był tak konkretnie wkurfiony, że już nawet nic nie mówił, warczał i dyszał jakby miał mnie zaraz rozszarpać zębami. Zaczął zasłaniać ręką twarz przed słońcem. No tak, wilcza jagoda daje o sobie znać. Światłowstręt, nierozpoznawanie otoczenia, tylko ten napad szału był mi teraz nie na rękę. Mimo niedogodności ruszył szarżą w moją stronę strzelając na oślep. Nie trafiał. Mam wrażenie, że nawet nie chciał, a próbował po prostu dać upust swojej złości. Wysunąłem z małej kieszoneczki mojej nieodzownej torby kilka nasion i zacisnąłem na sekundę w ręku po czym rzuciłem przed siebie. Pod nogami nabiegającego agenta wyrosła wielka muchołówka, która chwyciła go za nogę i przewróciła. Kolejna chwyciła go za rękę, którą próbował sięgnąć po granat. Czy poważnie przeszło mu przez myśl rzucić to gówno tak blisko siebie? Wyprostowałem się powoli nie spuszczając ani na chwilę oka z teatralnej masakry jaka się dokonywała. Następne rośliny wyrastające z pod ziemi zatapiały swoje kolce w ciele sanbentańczyka. Na nic się zdało tworzenie barier. Na miejsce zniszczonych krzewów powstawały nowe, a zatrucie Belladonną i poparzenie Mala Mujer znacznie utrudniały stawianie oporu. Po niecałej minucie skapitulował. Odetchnąłem z ogromną ulgą. Na wszelki wypadek założyłem mu całkiem fajne, korzenne bransoletki na ręce i nogi i zawiesiłem na drzewie, które zdewastował.
Usiadłem ciężko na ławce i przyglądałem się brawurowej akcji oddziałów specjalnych, którzy mimo zażegnanego zagrożenia jak mrówki, jedna za drugą przybiegli truchtem, aby zgarnąć klienta. Mieli trochę wątpliwości widząc nadnaturalnych rozmiarów muchówki wesoło kłapiące ,,pyskami”. Byłem zażenowany. Ludzie, którzy mieli bronić Khazaru bali się kilku roślinek. Tupnięciem nogi sprawiłem, że zwiędły szybciej niż urosły. Pokręciłem głową i ruszyłem z miejsca. Potrzebowałem lekarza. No i oczywiście nowych klapek Kupota, ale po nie postanowiłem się zgłosić do kapitan Mueci.
- Bo jeżeli robisz coś, rób to dobrze. Zapomnij o głupotach czas zmądrzeć. Brak Ci wiary? Pozostaniesz zerem.


Little hell.
   
Profil PW
 
 
»Sorata   #3 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG

David – masz tak pokręconą postać, że woła o pomstę do nieba. Udało Ci się to oddać doskonale .Po prostu nie sposób się nie śmiać przy Twoim wpisie. Jednak mam wrażenie, że ostro przeginasz. Nie mówię nawet o drobnych błędach, przedstawieniu przeciwnika jako epizodycznego idioty, tylko o kozaczeniu typu „rozwalę wszystko i wszystkich”. Litości. Cały wpis robi wrażenie zrobionego na odpieprz + podstawowa korekta. Dosłownie mam wrażenie, że ktoś Cię przekupił, żebyś cokolwiek napisał.
Przy czytaniu przypomniała mi się walka Zo z tamtego sezonu. Miałem też zagwozdkę co Ci dać. Czytało się zaskakująco dobrze ale jako opowiadanie do Art section, w jakimś świecie równoległym (za to przynajmniej miałbyś jakieś punkty). Jako walka…sam pewnie wiesz. Jeszcze jakbyś przedstawił to jako halucynację albo sen. A tak? Tragedia. Za humor dam:
Ocena: 3/10

Twitch – gratuluję. Moim zdaniem zmiana postaci wyszła Ci na dobre. Pierwszoosobowa, lekka narracja, zabawne podsumowania drobne szczegóły. Jest miło. Wykorzystałeś wpis przeciwnika, i stosując o wiele subtelniejszy humor, obróciłeś go przeciwko niemu. Zachowałeś charakter obu bohaterów, większość ich ekwipunku i doceniłeś, że David mimo dziecinnego zachowania bywa niebezpieczny (trochę brakowało mi więcej przypadków użycia jego mocy). Motyw z otruciem, wilczą jagodą, roślinnymi pułapkami – widać, że masz pomysły na Teddy’ego, a pozornie słaba moc ma potencjał.
Odbiór psują częste błędy. Nie na tyle żeby zakłócić czytanie, ale jest minus. Mam nadzieję, że to tylko kwestia niedopatrzenia i braku czasu. Następnym razem popraw i może będzie nawet wyżej.
I na koniec - mimo nieregulaminowego wpisu – stanąłeś na wysokości zadania. Przyjąłeś wyzwanie, termin i pokonałeś Davida jego własną bronią. Brawo.
Ocena: 7/10


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #4 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Dawid 
Przyznam, że się uśmiałem czytając twoją walkę i tylko tyle dobrego mogę o niej powiedzieć. W zasadzie mój punkt widzenia dokładnie oddał Sorata. Od siebie dodam jeszcze, że zlekceważyłeś przeciwnika za bardzo. Myślę, że jakbyś się przyłożył i zrobił to bardziej na „poważnie” to wyszłoby z tego coś fajnego, a tak to tylko 3/10.

Twitch,
Oj Twitchu, Twichu. Normalnie ręce opadają. Widać, że pisałeś tą walkę na ostatnią chwilę i nawet sam jej nie przeczytałeś po napisaniu. Powtórzenia, literówki etc. Ogólnie moim osobistym zdaniem najgorsza twoja walka do tej pory. Rozmawialiśmy trochę na PW wczoraj i tłumaczyłeś, że trochę eksperymentowałeś ze stylem. Moim zdaniem wyszło kiepsko. Były fragmenty w tej walce, że łapałem się za głowę bo zwyczajnie pisałeś o jakiś pierdołach:

Cytat:
Zgubiłem klapka. Moje najlepsze Kupoty w kolorze ciemnego, morskiego granatu z bielutkim napisem. Nie zważając na zagrożenie wychyliłem się niczym tajny agent, pochwyciłem buta i wróciłem do kryjówki.


Podjąłeś też rękawicę rzuconą przez Davida w wymyślaniu pojazdów na przeciwnika i wrzucaniu do walki przekleństw. Mi osobiście nie odpowiada to. Za dużo tego, brak temu smaku. Mi osobiście nie podoba się to i denerwuje.
Cytat:
Czuję się jakbym był w Wielkim Bracie

W sumie można to potraktować jako błąd – odniesienie do realnego świata.

Cytat:
- Potrzebuję atrayu dostawy Mali Mujer i przede wszystkim Belladonny.

Nie rozumiem ? atrayu to też nazwa rośliny ? To czemu małą literą ją piszesz a resztę z dużej ? Inna sprawa, że to zdanie jest jakoś dziwnie napsisane.

Cytat:
Ugryzł raz, potem kolejny. Wpieprzał tylko się mu uszy trzęsły. Zeżarł wszystko do ostatniego okruszka.
- Dobrze, że nie zastrzeliłem cie od razu, ale wiadomo. Co się odwlecze to nie spjerdoli daleko, czy jak to tam mówią.
- Człowieku widziałeś żeby ktoś kiedyś zauroczył jakąś fruzię takim podejściem? Cześć jestem Franek i mam z głową problemów sporo. Nie człowieku to jest jakiś horror.
Zanuciłem to i wyłożyłem mu z liścia. Chyba mi się udzieliło i też mnie [ cenzura ].


Tutaj przyznam się szczerzę czytałem to chyba z pięć razy, żeby zrozumieć odpowiedź twojego bohatera i za cholerę nadal nie wiem o co chodzi :P Niestety nie tylko przy tym fragmencie, ale są też inne, dość niezrozumiale napisane. Może to ze mną jest coś nie tak i mam kłopoty z czytaniem ze zrozumieniem 
Dostałeś trzy postrzały w tym jeden w brzuch i nadal utrzymywałeś się na nogach ? Bez przesady masz tylko 2 pkt wytrzymałości. Ogólnie narracja i cały styl za bardzo chaotyczny jak dla mnie, ale przyznam, że jakbyś to podszlifował to mogłyby coś z tego być może. Rozumiem, że chciałeś oddać unikalny charakter twojej postaci, no to ci się chyba udało myślę. Davida też w miarę dobrze opisałeś, no ale nie oszukujmy się to żadna sztuka.
Tak jak pisałem ci na PW mam wątpliwości co do tej twojej zdolności. Z tego co ja rozumiem to na poziomie 0 khazarczycy nie dysponują żadną mocą tylko transformacją. Można chyba pokusić się o jakiś drobny dodatek, ale ty przegiąłeś. Twoja zdolność, to co z nią wyczyniasz, mogłaby być spokojnie zero-poziomową zdolnością nadczłowieka lub zaklęciem. No ale skoro Lorgan na to przystał to nie będę się czepiał. Tylko na przyszłość nie przeginaj. Bo co innego wyhodować trawę, albo etc ale co innego :
Cytat:
Wykorzystałem tę chwilę zwątpienia i cisnąłem w niego kilkoma kulkami, które momentalnie zaczęły się rozrastać w długie i szerokie kaktusy

Jak rozumiem to się dzieje w locie. To nie jest „szybki” rozwój tylko błyskawiczny i momentalny  Przesada.

Dodatkowo do takiego wymiatania w „kwiatkach i roślinkach” przydała by ci się jakaś umiejka typu biologia lub przetrwanie na co najmniej ekspercie.

Mam bardzo mieszane uczucia. Walka nie pod mój gust, trochę niechlujna i sporo błędów. Myślę że ocena 4,5 będzie adekwatna, może nawet odrobinę zawyżona.

Oddaje głos na Twitcha!
   
Profil PW Email Skype
 
 
^Pit   #5 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

David

No i co ja mam napisać? Powtórzenia - na początku celowe i mające w zamysle budować klimat i styl narracji - szybko wymykają się spod kontroli. Do tego niezbyt zgrabnie łamiesz czwartą ścianę
Cytat:
Każdy schodził z drogi, ale to był Khazar, kraj psich tchórzy. Tu każdy każdemu schodził z drogi (tak mówił Kalamir).

Cytat:
…scyzorykiem (bo matoł robiąc kartę seryjnie wpisał to sobie na wyposażeniu)

Całość brzmi tak, jakby tę historię opowiadał zapity/naćpany lump. Chaos, zamęt, masa wtrąceń, slang. Nie jestem dobry jeśli chodzi o kropki czy przecinki ale interpunkcja u ciebie praktycznie nie istnieje. Fabuła zresztą też nie. Napychasz sobie spodnie granatami, rzucasz gdzie popadnie, plujesz nimi jak z granatnika, wszystko płonie, martwi na ulicach... masakra.
Cytat:
Kolejna eksplozja wstrząsnęła metrem a ludzie tylko biegali i płakali. Debile.

A co mieli robić, śmiać się w niebogłosy? (a nie, to był Paranoia Agent). Starcie miałkie, dialogi jak ze słabego shounena, dużo dziecinnego humoru opartego na grze słów. Kiedyś mnie samego taka nowomowa bawiła, dziś określam ją mianem "corny". Powodują nie szczery uśmiech, a ten politowania.
Powiedzmy, że próbowałeś, tworząc po swojemu, własnymi metodami, pokazując też parę dobrych stron (np słownictwo w kilku segmentach było nadzwyczaj dojrzałe) ale wątek bardzo szybko wyślizgnął ci się z rąk i wyszła z tego kiszka.
3.5/10 za próbę. Kontroluj to co piszesz, jak piszesz, czy czytając tekst w myślach brzmi on dobrze, czy dialogi nie są zbyt teatralne, nie śmieszą cię samego ("lol, kto tak mówi?!"). No i daj sobie też czas na interpunkcję. Na razie jednak uznaję to za ciekawą ("obyś żył w ciekawych czasach"), acz przyprawiającą o lekki ból głowy komedię.

Twitch

Uf, tutaj na szczęście chaosu nie ma.
Cytat:
Brakowało mi tutaj zieleni. Na pewno nie mieli czasu, żeby cokolwiek tutaj posadzić

Powtórzenie
Cytat:
Nie wiem czy specjalnie, czy z to wynikało z jej natury

Taki drobiazg
Cytat:
Co za to za sprawa,

Hm, a może jednak nie?
Cytat:
Pierwszy raz wchodzisz drzwiami, przez moment zapomniałam co mam powiedzieć.

Temu zdaniu pomogło by rozbicie go na dwa i postawienie znaku zapytania po "drzwiami", by nie uciekał kontekst i intonacja podczas czytania.
Fabularnie mam parę wątpliwości:
Cytat:
Nie wyślę oddziału, bo nie chcę rozjuszyć tego psychopaty.

Wysyła więc jednego, niedoświadczonego, na wpół kompetentnego, którego charakter określony jest w karcie jako "chaotyczny". W sumie ciekawe podejście - co dwóch świrów, to nie jeden. Wysłanie pełnego oddziału pozwoliło by na szybkie pojmanie celu, a ty byłbyś młotem do dobijania gwoździ. A tak mamy zabawę w ciuciubabkę. Kto wie, może w tym szaleństwie jest metoda?
Cytat:
Później znów zaczęły docierać informacje o tym, że facjata tego terrorysty znów pojawiła się w mieście

Powtórzenie
Cytat:
Techno świry

To raczej powinno być napisane razem
Cytat:
Jest tak parno, że koszula klei mi się do pleców. Cholera, spociłem się jak niewidoma lesbijka na rybnym markecie.

Zdanie napisane w czasie teraźniejszym w opozycji do reszty wpisu trochę kłuje w oczy
Dużo przemyśleń, dość ciekawych, zwiększających immersję, budujących klimat miasta, człowiek zagłębia się w przemyślenia bohatera...
Cytat:
Zgubiłem klapka. Moje najlepsze Kupoty w kolorze ciemnego, morskiego granatu z bielutkim napisem. Nie zważając na zagrożenie wychyliłem się niczym tajny agent, pochwyciłem buta i wróciłem do kryjówki

oO
Naprawdę, nie było nic lepszego? Rozumiem wszystko, w ten punkt pisania w narracji pierwszoosobowej, brzmiący "przemyślenia ważne i poważne", można wrzucić wszystko, ale to? Twitch, nie osłabiaj mnie :D
Cytat:
Do tego chyba wwaliłem ją w sól. Jak piecze, normalnie wolałbym chyba dostać kulkę.

Znów nie panujesz nad czasem narracji. Ach no i literówka.
W pewnych momentach niebezpiecznie blisko zbliżasz się do poziomu "ćpuna spod budki", na twoje szczęście jednak, nigdy go nie osiągasz. Cały wpis utrzymany jest w nieco groteskowym, humorystycznym klimacie, ale tutaj bardzo łatwo otrzeć się o żenadę <wskazuje na siebie i tonę wysilonych żartów z przeszłości>. W pewnym momencie miałem wrażenie, że czytam jakiś fanfik przedstawiający zabójczego master chefa, który zabija tworząc przyprawy (sól, wieprzowina, wilcza jagoda). Nietypowe :D
Cytat:
- Człowieku widziałeś żeby ktoś kiedyś zauroczył jakąś fruzię takim podejściem? Cześć jestem Franek i mam z głową problemów sporo. Nie człowieku to jest jakiś horror.

Jakże subtelne nawiązanie do utworu Łony. Ale czy w tym kontekście akurat pasowało? Mam spore wątpliwości.
Cytat:
Zanuciłem to i wyłożyłem mu z liścia. Chyba mi się udzieliło i też mnie [ cenzura ].

Ok, jeśli ktoś nie zna kontekstu, to to zdanie wyda mu się całkowicie bezsensowne. No i pamiętaj, że raper (jak i ta piosenka) raczej nie istnieją w świecie Tenchi.
Cytat:
W między czasie

Piszemy razem.
Cytat:
Dosłownie w tej samej chwili cisnęło mnie w powietrze i odrzuciło jakiś metr dalej.

Tutaj musi być kontekst, musi być COŚ, co ciśnie cię w powietrze.
Cytat:
Pod nogami nabiegającego agenta wyrosła wielka muchołówka, która chwyciła go za nogę i przewróciła. Kolejna chwyciła go za rękę, którą próbował sięgnąć po granat.

Mechaniczne i nieco męczące przy czytaniu powtórzenie
Cytat:
z pod ziemi

Spod

Walka jest ciekawa. Masz nietypowe zdolności, a to skutkuje niekonwencjonalnymi metodami ataku. Twoją bronią są rośliny i nasiona, zastosowane do wszystkiego (tak, do tego nieszczęśnego hamburgera też) Problem tkwi jednak głębiej.
Cytat:
Przedłużanie tego wyraźnie działało na moją niekorzyść
i to dość dosłownie. Kuleją dialogi, składnia, czasem nagle zmienia się czas. Trochę też kuleje interpunkcja...
Cytat:
przypraw z pułki

I ortografia...
Co ja powiedziałem na początku? Nie ma chaosu? Okazało się, że jest i to całkiem sporo. Wynikają one raczej z niedopatrzenia, braku ponownego przeczytania, korekty. W walce było kilka interesujących momentów; zaintrygowałeś mnie swoimi zdolnościami, a to już coś (pytanie czy na dłuższą metę masz pomysły by urozmaicać i usprawniać je dalej? Jeśli tak, to może być ciekawie w przyszłości). Gorzej, że w takim samym stopniu zażenowałeś wstawkami o klapkach, czy czasem trochę jeszcze dziecinnymi dialogami. Brak czasu na sprawdzenie i przeczytanie, upewnienie się, czy brzmi to dobrze będzie cię trochę kosztował. Niewiele, ale na tyle, by przy następnej walce się poprawić i wskoczyć na dobry poziom. Jak na razie - 5.5/10 - ode mnie.

Walkę wygrywa Twitch!
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #6 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

U Davida:
Fabuła jest prosta do bólu. Mamy tutaj jednoosobową komórkę terrorystyczną, jak rozumiem byłego komandosa, który w takiej sytuacji może sprawić duży problem. Wyznacza on sobie cel – wysadzenie jakiegoś bliżej nieokreślonego budynku rządowe. Siedzi w sobie mieszkaniu gdzie ma jakieś mapy i tonę uzbrojenia, jako czytelnik dostaje wskazówki, że gość to planował jakiś czas. Wsiada spokojnie do metra i jakby nigdy nic udaje się w okolice celu. Szybko dostaje się do środka i zaczyna zabijać losowych ludzi. Niby nic oryginalnego ale z drugiej strony bardzo realna sytuacja, szczególnie patrząc na zachód świata rzeczywistego. Zabiwszy mnóstwo losowych osób, David wycofuje się w przerażony tłum i usiłuje zniknąć, wtopić się. Przy okazji dostajemy kilka subiektywnych opisów tego jak reagują przestraszeni ludzie (z którymi chyba Radny Pit zaczyna polemizować usiłując wpływać na lub oceniać punkt widzenia gracza, za co bardzo serdecznie mu gratuluje). Nagle znikąd pojawia się przeciwnik, adwersarz, główny boss, wróg ostateczny. Nie wiem czy jest to przypadkowy Szaman, który miał swoje powody by tam być, czy jest to człowiek z jakiejś grupy uderzeniowej czy faktycznie ogrodnik w śmiesznych portkach. Notabene nikt tego nie wie, bo Twitch tego w żaden sposób nie określił. Zaczyna się kolejna śmieszna walka i po krzyku.
Biorąc pod uwagę dziesiątki walk z poziomu 0 jakie czytałem, pamiętając fabułę każdej jednej, usiłując przypomnieć sobie oceny jakie dostawały, stwierdzam, że mam przed sobą 100% tego co powinno znaleźć się w takiej walce. No nie jest to walka wybitna i ocena też nie będzie. Nie mogę jednak powiedzieć, że czegoś brakuje.
U Twitcha:
Nie jest już tak łatwo i banalnie. Autor buduje (udaje, że to robi) jakąś skomplikowaną historię, przedstawia jakieś postacie, organizacje i niby plan działania ale w rzeczywistości wszystko to tylko pozory stworzone przez grafomańskie pierdoły, które wylewają się z tekstu niczym tona gówna z ciężarówki z nawozem. 80% tekstu to narracja pierwszoosobowa, która w żenadzie sięga zenitu w chwili robienia kanapki Davidowi. Dodajmy jeszcze bardzo słabe próby upokorzenia Davida w ramach zemsty za humor z jego tekstu. Nędzne i nieśmieszne kolokwializmy, które również rosną w tekście jak grzyby po największym z deszczy. No i kretyński opis świata, kompletnie nie realne reakcje mieszkającym w nich ludzi. NO BO SERIO? Khazar posiada informacje, że na jego terenie grasuje terrorysta odpowiedzialny za śmierć wielu ludzi i zamiast szwadronu ludzi, zamiast oddziału uderzeniowego, który zna się na takich rzeczach…posyłają tam ciebie? Ty pamiętasz, że zresetowałeś sobie postać? No i jeszcze informacja, że Sanbetsu o tym wie i nic z tym nie robi xD to ostateczny gwóźdź do zabicia powagi twojej pracy. Utrata przewag nad przeciwnikiem. Twoja walka nie ma kompletnie sensu a dodatkowo jest fatalnie napisana.

Dialogów i Davida praktycznie nie ma. U Twitcha jest ich zbyt wiele i czytając jego wpis dwa razy złapałem się na modleniu o koniec. Technicznie obie walki stoją na nędznym poziomie. David, tobie pisałem o tym przed oddaniem walki, trzeba było poczekać dwa dni. Twitch…po cholerę ty zgodziłeś się na te walkę? Zdecydowanie najgłupsza, najgorsza walka według mnie jaką napisałeś. W dodatku brakowało ci czasu na poprawienie błę… na poprawienie wszystkiego. https://tenchi.pl/viewtop...highlight=david spojrzałem sobie jeszcze na starą walkę i znowu poczytałem komentarze. Później przejrzałem sobie stare walki innych graczy aby przypomnieć sobie skalę ocen bo ta niestety drastycznie się zatraciła w ostatnim czasie. Albo straszliwie się zaniża oceny…albo zawyża. Koniec końców z oceną tych prać borykam się drugi dzień i mam już dość. Przyznam jednak, że oceny nieobecnych dzisiaj Coltisa i Roostera wydają mi się trafne. Szczególnie Roostera. Znowu powinien was ZRÓWNAĆ Z ZIEMIĄ.

David: 5 Tak naprawdę powinno być cztery i powinien być remis ale prawda jest taka, że twoją walkę można przeczytać z lekkim uczuciem zażenowania. W żadnym razie nie jest to walka na poważnie i nigdy nie będziesz miał szans być tak oceniony. To co jednak powinno być w walce 0 poziomu JEST. Wszystko niestety ukryte pod toną groteskowego humoru sytuacyjnego, który dzieli użytkowników forum. Twój styl, twój wybór. Chcesz, to rób to właśnie tak. Może z czasem ktoś się do tego przekona.
Twitch: 4 powinno być sześć ale wolałeś [ cenzura ] „wszystko jak leci”. O ile Davida bez ceregieli można umieścić w przedziale ocenowym 1-5 to wydawało mi się, ze ty już jesteś w 5-10. Narzekałeś na styl przeciwnika, więc sądziłem, że ty jeden oddasz dobry, klimatyczny i poważny wpis. NIE. Wolałeś napisać dokładnie TAKĄ SAMĄ WALKĘ jak twój przeciwnik tylko, że próba nadania temu czemuś powagi kończy zwiększeniem absurdu i głupoty. Ogólnie ten wpis jest tak gówniany jak pierwsze walki Zera a to w sumie tez osiągniecie.



   
Profil PW
 
 
Starke   #7 


Posty: 102
Wiek: 37
Dołączył: 07 Lut 2012
Skąd: Z przypadku

Twitch

Od Ciebie zacznę. Przykłady kiedy indziej, bo mi się po prostu nie chce (na gg, jeśli akurat będę wyspany). A zatem...
Nadal nie opanowałeś podstaw. Nie panujesz nad interpunkcją. Momentami zastanawiałem się, czy robisz to celowo, czy też z nieświadomości zasad. Wydaje mi się, chodzi o to drugie. Powtarzam to jak mantrę...i będę powtarzał: zasady można łamać, każde. Nie wolno ich jednak olewać. Po coś wymyślono przecinki, po coś zdania czasem są wielokrotnie złożone, a czasem proste. Ty chyba nadal nie wiesz – po co? – i zwalam to na karb braku oczytania.
Warstwa leksykalna tekstu, dla odmiany, wywarła na mnie dodatnie wrażenie. Coś jednak czasem czytasz, czy może sprawnie korzystasz ze słownika synonimów. Wyszło ponadprzeciętnie – Tłiczu, idźcie dalej tą drogą. (Jeśli chcesz się rozwijać pod tym względem, polecam wpisy Tekeja. Nawet te dupiaste).
Czasy gramatyczne, jak interpunkcja, są po coś. I chociaż wiele języków – w tym polski – zna zjawisko ,,czasu teraźniejszego historycznego" (preasens historicum), stawiam diamenty przeciw orzechom, że nie wiesz co to i jak to się je. A skoro nie wiesz, to nie skacz wyżej dupy i stosuj się do tego, czego nauczyła Cię pani w liceum/technikum. Bluzgi nie rażą, razi forma ich zapisu. Wkur.wia mnie wkurfianie, kojarzy mi się z niedoje.banym nastolatkiem, który NiE pAnUjE nAd kLaFiAtUrOM. Starym, dobrym, akceptowalnym sposobem przechodzenia cenzury jest wstawanie kropek. Sugeruję, byś robił to właśnie w ten sposób. Tak poza tym, wulgaryzmy są częścią naszego języka, nawet jeśli niekochaną. Można z nich korzystać tak, jak z dowolnego innego zabiegu – pod warunkiem, że robi się to świadomie. Moim zdaniem nie przekroczyłeś żadnej granicy, a wręcz przeciwnie. Jeśli taka jest Twoja postać, nie przestawaj przeklinać. A argumenty o tym, że ,,po coś jest cenzura", obalił pan i władca tego systemu, czas jakiś temu (to tak a propos dyskusji w warsztatowni, Gen). Fabuła – można i tak. Sytuacja jest wyobrażalna, chociaż nie stawia w dobrym świetle dowództwa Khazaru. Masz prawo do takiej wizji, nie wykracza ona poza granice realizmu – tak, jak ja go pojmuję. Co do jej jakości – ot, fabuła to fabuła. It's not rocket science. Prywatnie mogę się tylko cieszyć, że nie kombinowałeś, bo kombinowanie z reguły owocuje u mnie ziewaniem.

Dobra, starczy. Zgodzę się z Soratą, że reset wyszedł Ci na dobre. Poczytaj Pita, nauczysz się przy tym narracji pierwszoosobowej. Jak na pierwszy raz (no, nie pierwszy, ale pierwszy poważnie) wyszło Ci całkiem nieźle. Odnoszę wreszcie wrażenie, że mam do czynienia z czymś żywym. Wykonanie pozostawia sporo do życzenia – i tu istotna uwaga. Pisanie/rstwo wymaga szacunku i pokory. Jeśli nie jest to nic więcej, jak zabijacz czasu, to daj sobie spokój. Inaczej nigdy nie przekroczysz pewnego poziomu. Pod tym względem nie jest tragicznie, dostrzegam postęp i tym razem – tylko tym razem – zaliczę Ci to na plus.

6,5

David

Będzie krócej, bo i tak pewnie tego nie przeczytasz. Wymienianie błędów nie ma sensu. Nawet gdybyś zrobił korektę, Word prędzej dostałby zawału niż dokończył zadanie. Jest do dupy, po każdym względem. Fabuła nie istnieje, Tenchi nie istnieje – tak, postulat umieszczenia tego wpisu poza podforum walk jest zdecydowanie na miejscu.
Z drugiej strony, Twój wpis jest autentycznie niebezpieczny dla życia: prawie udusiłem się ze śmiechu czytając go. Masz naprawdę spory talent, którego oszlifowanie mogłoby zaowocować bardzo ciekawymi skutkami. Naturalnie i lekko szkicujesz postać, po fabule przechodzisz jak tornado, perfekcyjnie tworzysz klimat. Wybacz porównanie, ale to trochę tak, jakby genialny idiota zasiadł za klawiaturą pianina i zagrał od razu cały koncert. Moim skromnym zdaniem jesteś zajebisty, jako niedoszlifowany samorodek.
Z kolei jako gracz jesteś beznadziejny. Dlatego, 5,5. Pisz więcej, koryguj to. Proszę. Ubaw, który z tego mam, jest bezcenny.


World on fire with a smoking sun,
Stops everything and everyone,
Brace yourself for all will pay,
Help is on the way!
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #8 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Wybaczcie, że tak krótko, ale najzwyczajniej w świecie nie miałem możliwości rozpisania.

David – Rzadko kiedy widuje się na Tenchi akceptowalny humor. Tobie udało się go dostarczyć, pomimo bardzo krótkiego czasu pisania. Niestety na tym kończą się zalety pracy. Długość, fabuła, przeciwnik, warsztat - nie liczą się. Z jednej strony można uznać to za wadę, ale z drugiej, w humorystycznym opowiadaniu mogą tylko przeszkadzać.
Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem pisania pod wyznaczone dyktando, np. że każdy musi użyć wszystkich Eisai, mocy i dobrze oddać przeciwnika. To jak walczysz zależy od tego co tak naprawdę opisujesz. Ty opisałeś dość śmieszny żart. Masz za niego w dodatku pozytywną ocenę ;)

Ocena: 4/10
______________________________________________________________

Twitch – Kolejne podejście, kolejne dziwy. Teraz jakieś sadzonki, nasiona... Whatever. Ocena walki jest w dużej mierze subiektywna, a ja w dużej mierze nie znoszę reggae. Boli mnie, kiedy muszę słuchać rastamana przez dłużej niż jedną sekundę. Zgadnij z kim kojarzy mi się twoja postać?
No dobrze, są pewne w miarę obiektywne standardy, których powinno się trzymać. Nie postawię Ci przecież 1/10 tylko dlatego, że nie podoba mi się kim grasz, prawda? No dobra, nie prawda :DD Nie będę jednak taki zły.
Wykreowałeś coś niewiarygodne przeciętnego. Potrafiłbym pewnie wskazać walki jeszcze z czasów G13, które zaczynały się w ten sam, rutynowy sposób. Niesforny podwładny idzie do biura swojego szefa i dostaje od niego zadanie wielkiej wagi. Porozmawiać, opowiedzieć, zaproponować zabicie pewnego kolesia, który przez cały czas tej miłej pogawędki biega po mieście i strzela do ludzi. Fuck logic. Koniec końców, dotarłeś do wroga, sprzedałeś mu kanapkę na ciepło, postrzelał sobie, ty następnie schowałeś się na drzewie i poczekałeś aż kanapka-pułapka zrobi swoje.
Najbardziej w tym wszystkim dziwi mnie, że zauważyłem u ciebie znacznie silniejszą więź z postacią. Wreszcie czujesz ją na tyle, że możesz swobodnie walczyć. Z żalem przyznaję, że reset faktycznie wyszedł na plus.

Ocena: 5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Twitcha.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #9 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


David - 24 pkt.

Twitch - 32,5 pkt.

Zwycięzcą został Twitch!!!

Punktacja:

Twitch +45 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
Sorata +10
Genkaku +10
Pit +10
Kalamir +10
Starke +10
Lorgan +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 13