Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Starke vs NPC (Melgar Kane) - walka 1
 Rozpoczęty przez RESET_Starke, 29-09-2012, 04:03
 Zamknięty przez Lorgan, 03-10-2012, 07:22

6 odpowiedzi w tym temacie
RESET_Starke   #1 


Poziom: Wakamusha
Posty: 7
Dołączył: 29 Maj 2013

Melgar Kane (300道力)
Starke (300道力)

- Kalias...mógłbyś mi łaskawie wytłumaczyć, co tu się, do ciężkiej cholery, stało?
Hitonomi, mały bar w osławionej, higurskiej Dzielnicy Fabrycznej, wyglądał jak po przejściu huraganu. Podłogę zalegały stosy połamanych krzeseł i stołów. Wiszące jeszcze kilka godzin wcześniej fotografie naścienne leżały teraz w odłamkach szkła.
Bar wzbogacił się też o dwa dodatkowe wejścia do kuchni, w postaci ziejących w ścianie z dykty dziur. Domniemany huragan oszczędził tkwiący w jednej z nich, obity metalem szynkwas, chociaż i ten widywał już lepsze czasy. Wujek Ichise, aktualny właściciel Hitonomi, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Nie patrz tak na mnie, to nie ja! – Kalias wydawał się dotknięty obcesowym tonem wujka i jego oskarżycielskim wzrokiem.
- A kto, ja? To zawsze jesteś ty, smarku! Za każdym razem gdy zostawiam cię tu na kilka godzin, trzęsę się w niepewności, co tym razem wywiniesz. Myślałem jednak, że ten pożar w zeszłym tygodniu to już naprawdę szczyt twoich możliwości. Kur.wa, jaki ja byłem naiwny...tresowana małpa dałaby tu sobie radę lepiej niż ty!
- Ale to naprawdę nie ja. – Chłopak podrapał się po głowie, skonsternowany. – A przynajmniej, nie całkiem ja...
- Morda! Albo nie, mów! Zanim rozwalę ci tę słodką buźkę...
- Przyszedł taki jeden duży pan. Chyba nie był w dobrym nastroju...

***


Melgar rzeczywiście nie miał dobrego humoru. Od kilkunastu minut czekał na sanbetsańskiego łącznika, mającego przekazać mu specyfikację pewnego miejsca, na terytorium Federacji. Miejsca, w którym przechowywano jakieś interesujące dowództwo dane. Rycerz nie znał szczegółów i nawet nie chciał ich znać. Podjął się zadania tylko dlatego, że akurat był w pobliżu. Poza tym, pewnym ludziom się nie odmawia.
Niestety, łącznik się nie spieszył, a ta zapadła dziura zaczynała mu coraz bardziej działać na nerwy. Nigdy nie lubił Higure, a już ostatnim miejscem, w które miał ochotę trafić, była ta zawszona, zarzygana i pełna plugastwa dzielnica. Jak się jednak szybko okazało, i tu można było znaleźć miejsca złe oraz gorsze, a melina (jak to się nazywało? Hito-coś-tam? szlag!), w której teraz siedział, racząc się jakimiś udającymi piwo sikami, należała bez dwóch zdań do tych ostatnich.
We wnętrzu panowała duchota, przesiąknięta obleśną mieszanką taniego bełtu, tytoniu i potu. Je.bani Sanbetsańczycy...czy oni się kiedykolwiek myją? – zaklął w duchu olbrzym.
Minuty mijały, towarzystwo wlewało w siebie kolejne litry alkoholu, a Melgar coraz mocniej wiercił się na niewygodnym, rozklekotanym krześle, które z ledwością utrzymywało jego kolosalne ciało. Solennie obiecał sobie w duchu nie pokazywać się przez najbliższe kilka lat nie tylko w Higure, ale i w całym Sanbetsu.

***


- Facet od razu zwrócił moja uwagę. Wyglądał jak pięciodrzwiowa szafa, której ktoś – tak dla jaj, rozumiesz? – dorobił ręce, nogi i głowę. Miał ryj jak niewypał, a ubranie...
- A co mnie to, pajacu? – przerwał mu zniecierpliwiony Ichise. – Przejdziesz w końcu do rzeczy?
Kalias sięgnął po papierosa, jednak lodowaty i ostry jak sztylet wzrok wuja dosłownie unieruchomił mu rękę. Niepewnie podjął przerwany wątek.
- No i, tak sobie siedział. Nie był specjalnie grzeczny, gdy przyniosłem mu piwo wymamrotał coś pod nosem i rzucił na stół odliczony brzdęk. Tak poza tym, nikomu krzywdy nie zrobił. To jest, nie zrobiłby – chłopak szybko się poprawił. - Gdyby nie Keichi...

***


Ten gnojek od początku niepokoił Melgara. Siedział przy sąsiednim stoliku i pił za trzech, w dodatku często chodził do ubikacji. Traf chciał, że na drodze do niej musiał wyminąć rycerza, powodując przy tym sporo zamieszania i wystawiając profesjonalizm wojownika na ciężką próbę. Gdy tamten trącił mężczyznę w ramię, zniósł to bez szemrania. Równie łaskawie potraktował rozlanie piwa, chociaż połowa poszła prosto na spodnie. Jednak w chwili, gdy pokonywał tę trasę po raz kolejny, potknął się i bryzgnął cieczą ze swojego kufla prosto w twarz barbarzyńcy, Melgar nie zdzierżył i machnął na odlew swoją monstrualną ręką, trafiając szczeniaka prosto w twarz. Odrobinę za mocno – zapijaczone chuchro oderwało się od ziemi, poszybowało w powietrzu i wyleciało, wraz z oknem, poza budynek.
- Chyba mnie trochę poniosło – burknął Melgar, ścierając płyn z twarzy.
W lokalu zapanowała niezręczna cisza. Wszystkie zachlane mordy skierowały swój wzrok na olbrzyma. Nie były to przyjazne ryje, wręcz przeciwnie.
Gdy w kierunku rycerza poleciały wszystkie możliwe akcesoria pubowe – butelki, kufle, szklanki, krzesła – ten zaklął tylko w duchu. Chcąc nie chcąc, teraz musiał posprzątać.

***


- Cholerny Keichi...mówiłem, żebyś nie wpuszczał tego patałacha do Hitonomi! – skomentował Ichise.
- Problem zaczął się dopiero później. Facet był, jak już mówiłem, naprawdę duży. I potwornie silny. Gdy reszta klienteli dobrała mu się do tyłka, zaczął nimi...rzucać. Czaisz bazę? Jednego wziął za nogi i wywinął nim taki młynek, że skosił trzech innych naraz. Robił z nimi, co chciał. Bardzo szybko spanikowali i zaczęli uciekać.
- A ty?
- A ja...musiałem zadbać o interes firmy. Nie mogłem przecież pozwolić, by jakiś nieokrzesany typ przerobił nam lokal, wraz z klientami, na mielone!
- Ty idioto... – szepnął tylko bezradnie Ichise, zasłaniając sobie twarz obiema dłońmi. – Ty niereformowalny, tępy kretynie...

***


- Rozumiem, że jest pan zły, ale czy mógłby pan już przestać, proszę?
Melgar odwrócił się, puszczając kołnierz jednego z przeciwników, który od razu padł nieprzytomny na ziemię. Chłopaczek, ten od noszenia piwa. W sumie, przyjemna twarzyczka, grzeczny. Jak tu odmówić?
- Jasne, nie ma problemu. – Odruchowo, zupełnie odruchowo, stanął jeszcze na ciele kolejnego przeciwnika. Nieprzyjemny chrobot i akompaniujący mu ryk bólu dały znać, że ciało wciąż było przytomne. – Och, przepraszam najmocniej.
Rycerz usiadł na swoim krześle, które jakimś cudem przetrwało całe to zamieszanie.
W przeciwieństwie do przełamanego na wpół stołu.
- Dziękuję. A teraz...
Rycerz nie słuchał, co było teraz. Zastanawiał się tylko nad szansami powodzenia swojej misji, które niebezpiecznie pikowały w okolice zera. Zamieszanie z reguły sprzyja kamuflażowi, ale niekoniecznie wtedy, gdy jego źródłem jest sam zainteresowany.
Rozsądek podpowiadał, by się stąd jak najszybciej zmyć. Z drugiej strony, Melgar nie miał ochoty siedzieć w Higure dłużej, niż było absolutnie konieczne. Pauza operacyjna, odnowienie kontaktu, zaaranżowanie kolejnego spotkania – rycerz przeżywał nieprzyjemne rozterki.
- ...i to będzie jakieś czterdzieści tysięcy Kouka.
- Co proszę? – Biadolenie chłopaka wyrwało wojownika z zamyślenia.
- Czterdzieści tysięcy. Tyle starczy, by pokryć straty.
- Przepraszam, ale chyba się przesłyszałem. – Rycerz podniósł się z krzesła, stając przed chłopcem. Nie był od niego wiele wyższy, ale za to jakieś dwa razy szerszy. – Twierdzisz, że JA mam za to płacić?
- No tak, przecież nie ja – chłopak odpowiedział lekko zaskoczonym, ale swobodnym głosem.
Rycerz nie wiedział: śmiać się czy płakać? Teoretycznie, czterdzieści tysięcy nie było wygórowaną kwotą. Problem w tym, że ta dziura nie korzystała z dobrodziejstw bankowości elektronicznej, a on nie miał przy sobie aż tyle gotówki. Poza tym, jego wrodzone poczucie sprawiedliwości podpowiadało, że coś tu chyba nie gra.
- Ani miedziaka. A teraz spieprzaj, synku – odpowiedział głosem niezwiastującym niczego dobrego.
Chłopak się jednak nie przejął, prezentując w zamian swój rozbrajająco uprzejmy uśmiech.
- Obawiam się, że nie mogę tego zrobić, proszę pana. Jeśli nie uiści pan opłaty, będę zmuszony sięgnąć po bardziej radykalne środki.

***


- Bardziej radykalne środki? – Ichise mimowolnie się skrzywił. – I co on na to?
- Ryknął śmiechem.
- A potem?
- A potem nie było mu już do śmiechu.

***


Olbrzym nie rozumiał. Nawet nie zanotował rzutu, którym przeciwnik powalił go na ziemię – zorientował się dopiero w chwili, w której zgniótł plecami ostatnie ze stojących krzeseł, podziwiając sufit w pozycji horyzontalnej. Nie wiedzieć skąd spadł na niego but, z miejsca łamiąc mu nos. Zdołał powstać, jednak w pozycji pionowej czekała już na niego kaskada lewych i prawych prostych, poprawiona frontalnym kopnięciem. Zablokował wprawdzie kolano, ale chwilę później oberwał w nerki. Chłopak był szybki jak barakuda, w dodatku znał się na swojej robocie. Nie imponował siłą, za to nadrabiał częstotliwością – ciosy pruły powietrze z morderczą skutecznością. Melgar zasłonił bezradnie rękami głowę – i to był kolejny błąd. Odsłonięte nogi prowokowały, precyzyjnie wymierzony kop grzmotnął w prawo kolano wojownika. Jakimś cudem nie zostało ono zmiażdżone, ale Melgar i tak musiał przyklęknąć. W tej pozycji nie mógł już wiele zdziałać, zbierając metodyczne manto na ziemi. Nawet potwór w ludzkim ciele, jakim był Nagijczyk, mógł utracić wiarę we własną niezniszczalność.
W końcu szturm ustał – widać chłopak stwierdził, że przeciwnik zna już swoje miejsce w szeregu.
- Niech mi pan wierzy, że nie chciałem tego robić. – Olbrzym uniósł lekko głowę i spojrzał w jego oczy. Wypisane w nich było czarno na białym, że nie tylko chciał, ale wręcz o niczym innym nie marzył. – Proszę wybaczyć pytanie, ale czy ktoś już panu kiedyś mówił, że bije się pan jak cipa?
Olbrzym po raz kolejny tego dnia zdołał odzyskać pion. Oparł się o ścianę, wypluł krew z ust, starł ją z twarzy...i ryknął dzikim śmiechem.
- Doprawdy nie wiem, co tak pana bawi. Ale, mniejsza o to. Zapłaci pan, damy sobie buzi na dowidzenia i już nigdy się nie zobaczymy, zgoda?
Olbrzym przestał się śmiać, taksując w zamian uważnie postać chłopca.
- Zastanawiam się – rzekł. Kalias tylko wzruszył ramionami.
- Tu się nie ma nad czym zastanawiać. Płaci pan, ja panu-
- Zastanawiam się, czy potraktować cię poważnie. Tym razem to chłopak nie rozumiał.
- Nie jesteś zwykłym człowiekiem, prawda? Może chciałeś mnie wypróbować, agenciku, zanim przekażesz mi przesyłkę?
- Nie wiem, o czym pan mówi.
Melgar raz jeszcze przyjrzał mu się uważnie. Wyglądał tak, jakby rycerz właśnie zbił go z pantałyku. Chyba rzeczywiście nic nie wiedział. Z drugiej strony, normalny to on na pewno nie był. Widział wielu zwykłych ludzi. Brak mocy nadrabiali sercem i umiejętnościami, jednak pewnych barier zwyczajnie nie mogli przekroczyć. A ten tu przekroczył, świetnie się przy tym bawiąc.
- Dobrze, chyba już rozumiem. Nazywam się Melgar Kane. Zapamiętaj to nazwisko.
Jeśli przeżyjesz, rzecz jasna.

***


- Pobiłeś go? – Ichise spojrzał z niedowierzaniem.
- Tak. Nie. To znaczy, tak, ale nie od razu.
- Mów składniej!
- Na początku spuściłem mu łomot, tak przynajmniej myślałem.
- I co?
- Byłem w błędzie.

***


Ile waży noga od stołu? Kilogram? Dwa? Ta, którą Kalias oberwał prosto między oczy musiała ważyć więcej, bo niemalże zwaliła go z nóg. Uratował go ciężki szynkwas, o który uderzył plecami. Nieco zamroczony spojrzał na olbrzyma. Ten wyciągnął coś zza pazuchy. Usłyszał ciche ,,klik" i raptem oczom zdumionego chłopaka ukazał się wielki topór bojowy. Dalej już nie patrzył, bo musiał uciekać. W szynkwasie, o który się milisekundy wcześniej opierał, ziało teraz wielkie wgniecenie.
W metalowym, kur.wa, szynkwasie!
Rycerz wprawnie wywijał swoją bronią, Kalias wykonywał unik za unikiem. Wiedział, że gdyby spóźnił się chociaż raz, byłoby po nim. Poczuł, jak koszulka przykleja się do zlanego potem ciała. Przypomniały mu się pewne katakumby, z równie dziwnym, narwanym facetem w środku .
Tymczasem Nagijczyk obracał resztę lokalu w perzynę. Czego nie sięgał topór, sięgały raz po raz rzucane przedmioty, które w rękach olbrzyma zamieniały się w niemalże artyleryjskie pociski. Jeden z nich trafił w przedramię chłopaka. Ten tylko stęknął z bólu, czując naruszoną pod obitym mięśniem kość.
Widać, i on musiał się poważnie zabrać do roboty. Tylko, jak zbliżyć się do tego uzbrojonego w żelastwo psychopaty? Rozmyślając gorączkowo zauważył, że przeciwnik zagnał go pod ścianę. A tamten, tylko na to czekając, odłożył na chwilę topór, chwycił szynkwas tak, jakby to był karton gazet...i rzucił prosto w chłopca.
Wszystko razem – Kalias, szynkwas, kawałek ściany – przebiło się do kuchni. Olbrzym jednym kopnięciem wyrąbał drugą dziurą, poprawił spoczywającym na powrót w ręce toporem i stanął nad miejscem, w którym spodziewał się zmiażdżonego ciała.
O dziwo, nie było go tam. Stał kawałek dalej.

***


- Przynajmniej już wiem, skąd te dziury. Cholera, mówiłem, żeby zrobić tu porządną ścianę, ale twój nieświętej pamięci dziadek się uparł – stęknął Ichise. – No dobra, mniejsza o to w tej chwili. Zlitował się w końcu nad tobą i odpuścił? – Dopiero teraz zwrócił uwagę, że jego pracownik wyglądał tak, jak reszta lokalu. Czyli, oględnie rzecz ujmując, nieciekawie.
- Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej się wkurzył – odparł Kalias. Uznając, że wujek nie jest już tak zły, wyjął papierosa z paczki, zapalił i głęboko się zaciągnął. – Ale, tak po prawdzie, dałem mu ku temu powód – dokończył, wypuszczając zgrabny dymek.

***


Melgar poczuł gęstą, nieprzyjemną atmosferę. Powietrze zrobiło się raptem cięższe. Co dziwne, gdyż na twarzy wprawionego w bojach rycerza nie było ani śladu zmęczenia, choćby najmniejszej kropelki potu. Po prostu nie był zmęczony. Chwilową konfuzję przerwała seria piekielnie szybkich ciosów w brzuch. Przeklął w myślach swój brak uwagi – kuchnia była mała, a topór duży. Brakło niezbędnej przestrzeni do zadawania ciosów. Z drugiej strony, chłopak wreszcie nie miał gdzie uciekać. Melgar odrzucił broń i zwyczajnie rzucił się na chłopaka, przyciągnął do swojego potężnego ciała i ścisnął, z miażdżącą siłą. Tamten nawet nie próbował się uchylić. Wręcz przeciwnie – sam przywarł do rycerza. Wyglądali jak karykaturalni zapaśnicy na zawodach, w których Goliatowi udało się dorwać Dawida. Bezsprzecznie silniejszy mężczyzna szybko zdobył przewagę, ale tamten przywierał dalej. Nie przeszkadzały mu gruchotane żebra. Stękał, ciężko oddychał, ale z determinacją w oczach parł dalej.
Rycerz zrozumiał, że coś jest nie tak w chwili, gdy serce zaczęło mu walić jak młot. Tam, gdzie chwile wcześniej nie było ani kropelki, teraz dosłownie wylewał się pot. Robiło mu się naprzemian ciepło i zimno, w rękach czuł nieprzyjemne mrowienie, bezwład i coś jakby...słabość. Sapnął ciężko, wzmacniając organizm techniką Ikusaiji.
Poprawiło to sytuację o tyle, że zdołał oderwać od siebie przeciwnika. Odepchnął go na ścianę, chwycił topór i chwiejnym krokiem wycofał się do głównego pomieszczenia.
Tamten stał już w wyrąbanej dziurze.
- Mamy chyba remis, panie Kane. O wyniku rozstrzygnie dogrywka.
Wojownik potrząsnął głową. Przed oczami migotały mu gwiazdy. Nie zamierzał się jednak poddać. Poza tym sądził, że tamten też jest już na skraju wytrzymałości.
Mylił się.

***


- Nie bardzo chyba rozumiem – Ichise spojrzał na chłopca podejrzliwie. – Po prostu go zmęczyłeś?
- No, tak jakoś wyszło. – Kalias uśmiechnął się niewinnie.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Gdzie zatem moje czterdzieści tysięcy Kouka?

***


Olbrzym ruszał się ociężale. Niewiele pomagał fakt, że mógł manipulować wagą topora. Po prostu, miał za mało siły. Czuł się jak żywiony podłym żarciem wyrobnik w kamieniołomach. Tymczasem Kalias poczynał sobie nader śmiało. Chwilę wcześniej unikał topora jak ognia, teraz prowokował, zuchwale popisując się unikami.
Ciosy nie przybrały na sile, ale każdy kolejny urywał kolejne cegiełki ze stupięćdziesięciokilogramowej twierdzy.
Wynik był oczywisty, Melgar zrozumiał to chwilę przed tym, jak zdyszany klęknął na podłodze, opierając się rękoma o topór.
- Wygrałeś, chłopcze. Bardzo perfidna umiejętność.
- Wiem, też jej nie lubię – odparł Kalias. Czuł się jak na rauszu. Wiedział jednak, że obrażenia dadzą w końcu o sobie znać. – To jak, płaci pan? Cena powinna wzrosnąć, ale sam się do tego przyczyniłem, także dajmy sobie spokój.
- Bardzo chętnie bym zapłacił, ale...nie mam przy sobie pieniędzy.

***


- Co?! – Ryk Ichise postawił chłopaka na baczność.
- No...nie miał. Co miałem zrobić?
- Ty skur.wiały baranie! Ty ośle, ty...ty...ty imbecylu! Trzeba go było wziąć za szmaty i podskoczyć do bankomatu, wydusić ubezpieczenie, zrobić cokolwiek!
- Nie pomyślałem...przepraszam... – Chłopak poczuł się nieswojo.
- Nie, nawet ty nie jesteś aż tak głupi – mężczyzna syknął wściekle. – Wiesz, co sądzę? Sądzę, że cała ta wysrana z krowiej dupy opowieść jest warta tyle, co twoja praca w Hitonomi. Sam sobie to wszystko wymyśliłeś, a tak naprawdę znowu się uchlaliście z kolegami i zdemolowaliście cały bar! MÓJ BAR!!!
- Ale, ale...ja, on...to naprawdę...
- Ryj na kłódkę, śmieciu. Będziesz tu zapierniczał do usranej śmierci, za darmo! Rozumiesz, cymbale!? Za darmo!

***


Białowłosa dziewczyna kryła się pod parasolka, w ciemnym zaułku Dzielnicy Fabrycznej. Od kilku minut obserwowała bar, w którym była umówiona ze swoim odpowiednikiem, wysłannikiem imperium. Widziała uciekających ludzi, tłuczone szkło, słyszała dobiegający ze środka łomot. W końcu wszystko ustało, a w drzwiach pojawiło się dwóch mężczyzn, starszy i młodszy. Pierwszego znała z opisu – to właśnie z nim była umówiona. Drugiego kojarzyła jako pracownika obsługi. Mężczyźni pożegnali się uprzejmie, po czym starszy pokuśtykał w swoją stronę, a młody wrócił do środka.
Dziewczyna nie dała się jednak zwieść. Chwyciła za comlink.
- Misja odwołana. Przysłać komando Czyścicieli, pilnie. Czekać na dalsze rozkazy.
Nie była na tyle nierozsądnie, by ryzykować dobrą opinię, na którą zasłużyła ciężką pracą, dostarczając przesyłkę w ręce niepotrafiącego utrzymać dyskrecji idioty z Nag.
Jeśli imperialnym zależy na tych danych, będą się musieli bardziej postarać.
Skrzywiła się z niesmakiem – tyle niepotrzebnego zamieszania, zupełnie zmarnowany czas. Samcza niekompetencja winna być karana kastracją.
A temu chłopakowi trzeba się będzie przyjrzeć.
Dziewczyna ruszyła przed siebie. Chwilę później pojawili się tajemniczy ludzie.
TRM poszła w ruch.

_____________________________________________________


Gwoli wyjaśnień:
- traktuję przedmioty wypuszczane przez Kane'a z ręki jako cięższe, ze względu na minimalny czas, jaki dzieli koniec styczności z jego ciałem od trafienia w cel – jeśli jest to nadinterpretacja z mojej strony, przepraszam;
- TRM poszła w ruch, chociaż to nie agentom groziła dekonspiracja – motywuję to tym, że operacja była jednak powiązana z siłami wywiadowczymi Sanbetsu. Nietrudno wymyślić ze sto powodów, dla których lepiej nie narażać chwilowego sojusznika - nawet, jeśli akurat dał ciała.
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #2 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Starke – Nieźle się ubawiłem podczas czytania. Opowieść przerywana retrospekcjami sprawdziła się w formule Ninmu, a większa dowolność kreowania okoliczności najwyraźniej bardziej pobudziła Twoją wyobraźnię. Po prostu kawał porządnej literatury. Gdzieś tam wkradł się błąd interpunkcyjny (chyba przecinek po "i"), niepoprawnie użyłeś Ikusaiji (zdolności, jakby nie było, biernej i niemającej nic wspólnego ze zmęczeniem), ale w ogólnej skali spisałeś się lepiej niż ostatnio. Aha, popracuj trochę nad strategią walki, bo ciągłe przytulanie przeciwników może się szybko znudzić ;)

Ocena: 8/10

PS. W tej odsłonie Kalias spodobał mi się o wiele bardziej :DD
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Starke.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Ayami   #3 
Szaman


Poziom: Keihai
Posty: 18
Wiek: 35
Dołączyła: 30 Gru 2010
Skąd: Warszawa

Podobało mi się. Najbardziej przypadły mi do gustu udane dialogi - w moim odczuciu to właśnie dzięki nim tak dobrze udało Ci się wykreować osobowości swoich bohaterów. Twój sposób prowadzenia narracji na początku mnie drażnił i niepotrzebnie zniechęcił, z czasem jednak doceniłam to, jak wiele humoru, naturalności, lekkości wniosło do opowiadania takie właśnie przedstawienie wydarzeń.
Nie przeszkadza mi, że fabularnie niewiele się działo. Choć bójki/starcia/walki jako takie niewiele mnie obchodzą, w Twoim wykonaniu tak nudne zajście jak barowa bitka śledziłam z zapartym tchem. Nie ciekawiło mnie wcale to, kto ile ciosów wyprowadzi i czy wygra dzięki takiej czy innej technice, ale to w jaki sposób to wszystko opiszesz, oraz jak skomentują dany przebieg wydarzeń Twoi bohaterowie.
Całość jest również nieprzegadana. Czytało mi się lepiej niż dobrze. Walka, w moim przekonaniu, na poziomie ostatnio wystawionej przez Pita.

Ocena: 8


°
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Insoolent   #4 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

Starke napisał/a:
Wyglądali jak karykaturalni zapaśnicy na zawodach, w których Goliatowi udało się dorwać Dawida.
kiedyś mnie zrugano za wstawianie porównań do rzeczy, które w świecie Tenchi nie istnieją, więc teraz ja zwracam uwagę Tobie :P

Ogólnie rzecz biorąc niby to zwykła awantura w barze, ale bardzo interesująco przedstawiona :) Dialogi mnie rozbawiły. Opisy wystarczające, bogate słownictwo, błędy gramatyczne - owszem, ale nie aż tak rażące. Czyta się lekko i przyjemnie. Jednakże myślę, że Ayami przesadziła porównując Twój wpis do ostatniego wpisu Pita (walka z Tenmą).

Daję Ci: 7


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
»Sorata   #5 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG

Czuję, że z oceną Twoich walk będę miał pod górkę.
Warsztatowo nie mam nic do zarzucenia. Znów „czysto“. Nawet jeśli znajdę jakieś błędy, to brak przecinka nie jest na tyle bolesny w całokształcie aby jeszcze go potem namierzać :) . Tym razem dobrze wytłumaczone powody starcia. Walczysz na własnym terenie więc Twoja pewność jest bardziej usprawiedliwiona. Zarówno Kalias jak i jego przeciwnik doskonale opisani (znacznie lepiej jeśli nie ma kaca :) ). W ogóle nie mam problemu z „przeniesieniem się“ do realiów, które przedstawiasz.
Przejdę do minusów: Liczyłem na ciekawsze zakończenie walki, a tu kolejne przytulanie, perlisty pot, koniec. Plus za „przyjacielskie“ stosunki po walce nie naprawia sytuacji. Póki co ogranicza Cię poziom także za bardzo nie zamierzam się tego czepiać. Drugą sprawą jest trochę naciągane czyszczenie pamięci świadkom. Założę jednak, że jest to Twoje odcięcie się od przeszłości i pierwszy krok w stronę Agencji.
Podsumowując:
Wpis jest lepszy od poprzedniego i zasługujesz na pokonanie Melgara bez dwóch zdań. Cały czas razi mnie taka niekumata postać w „profesjonalnym“ środowisku ale widać już poprawę w tworzeniu sprzyjających okoliczności. Niecierpliwie czekam na kolejne wpisy.

7,5/10 Oddaję głos na Starke.


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #6 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009

Zamieszanie wokół tysiąca walk minęło. Kalamir może sobie na spokojnie ocenić to co go interesuje. Interesuje go stary kolega, który wiele kazał na siebie czekać. Tak więc zacznijmy.

Najpierw karta postaci. Naturalnie ten akapit ni jak ma się do "oceniania". Po prostu nie miałem okazji skomentować tego tworu. Znając Czarka obawiałem się grafomańskiego esseju o marności życia, tymczasem... (zastanawia się)... Całkiem ciekawa postać na mnie czekała. Na początku nie wiedziałem czy te wszystkie opowiastki są potrzebne, czy nie wolałbym zwięzłych informacji. Szybko okazało się, że płynność czytania nie zaowocowała stratą czasu, zaś sama treść pozostała w mej głowie w formie klarownej historii (nie zaś bełkotu jak to często bywa). Dlatego też z przyjemnością stwierdzam, że za moment przeczytam walkę i będę wiedział kto w niej uczestniczy - miła odmiana - ponieważ znam tak samo Melgara jak przed chwilą poznałem Starke. Dobry początek.

Walka. O bój boże...kolejna walka "rozróba w barze". Skąd wy bierzecie te pomysły. Kolejna karczemna bijatyka na poziomie 0. Krew człowieka zalewa. NIe potrafię już zliczyć ile musiałem czytać takich walk. Wychodzi na to, że każdy gracz musi stoczyć taką walkę. Na szczęście twoja jak do tej pory jest najlepsza. Pomysł jest zaledwie dobry, ale narracja jest wspaniała. Klarowna forma wpisu, świetny język i próba utworzenia u czytelnika sposobu myślenia podobnego do Kaliasa, wszystko to na piątkę. Dodatkowo kolokwialny (bardzo pasujący)humor wzbogaca pracę o te kilka kolorków w finałowym rozliczeniu.
Ładnie ogarniasz świat Tenchi. Bałem się, że ominiesz jego szpiegowski akcent, tymczasem odniosłeś się do niego w umiarze, dając szansę czytelnikowi by wczuł się w twoją luźną wizję - wizję Kaliasa. Oczywiście zastosowania technik Eisai też mi nie umknęło, ale tutaj rację ma Lorgan (bez straty w ocenie z mojej strony).

No i spokojnie z tym ponadludzkim stylem. Jeszcze nie jesteście kozakami - Melgar na pewno nie jest.

+ odpowiednia długość tekstu (nie jest zbyt długa - czego się obawiałem po twojej pracy)
+ Świetna Narracja
+ Luźny klimat nie łamiący konwencji gry.
+ Świetny język, dobra forma. Chciałbym pisać w ten sposób.
- żadnych Dawidów, żadnych Goliatów. Zostałeś ostrzeżony.

Moja końcowa ocena:9 Gdyż rozumiem, pewne ograniczenia jakie nakłada poziom i tworzenie prologu do ma się rozumieć, dłuższej historii.
Następnym razem potrzebuje jeszcze dociągnięcia pomysłu. Ten był dobry, ale daleko na nim nie zajedziemy.

Jeśli ktoś zastanawia się czy nie przedobrzyłem z wysokością oceny to przypomnę tylko tyle, że ostatnie walki jakie czytałem na Tenchi nie były zbyt....warte zapamiętywania. Może to więc działać na korzyść Starke. Tak już po prostu jest.



   
Profil PW
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Starke - 39,5 pkt.

NPC - 22,5 pkt.

Zwycięzcą został Starke!!!

Punktacja:

Starke +30
Lorgan +10
Ayami +10
Insoolent +10
Sorata +10
Kalamir +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 13