Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 3] Pit vs NPC (Tenma) - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Pit, 18-09-2012, 19:38
 Zamknięty przez Lorgan, 22-09-2012, 17:22

8 odpowiedzi w tym temacie
^Pit   #1 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Pit 2825 Douriki
Tenma 3600 Douriki

Sanbetsu, Higure, Godzina 4:56

Od paru godzin obficie padało. Gęste krople deszczu biły wściekle o blaszane zadaszenie wejścia do kamienicy. Miałem stąd dobry widok na opustoszałą ulicę, oświetlaną przez posykujące statyką lampy. Wystawiony na pobliskim bloku telebim reklamowy grał wbijającą się w pamięć bzdurną zapętloną pioseneczkę, której dźwięki niosły się echem po okolicy. Zwykle nienawidziłem tego "ceglanego miasta", tak samo jak i całego Higure. Przez swoją duszną odpychającą atmosferę i pewne dawne wydarzenia, nieodparcie kojarzyło mi się ze śmiercią. Życie oddał tu między innymi Kimaijime. Na samo wspomnienie jego ciała leżącego w kałuży krwi przed wejściem do hotelu przechodził mnie dreszcz. A jednak teraz, około piątej rano, mroczne przemysłowe centrum nie wydawało się takie straszne. Jednostajny szum wody, półmrok, a może po prostu rześkie powietrze powodowało, iż czułem się bezpieczny, wręcz bezkarny. Taka motywacja dobrze rokowała na przyszłość. Odpaliłem papierosa, pozostając w niemym oczekiwaniu na to, co za chwile miało się rozpocząć.
- Miejsce zlokalizowane. - Komunikat mojego podopiecznego ocucił mnie z zamyślenia. - To studzienka kanalizacyjna, około pięciuset metrów od pana w uliczce na prawo. Jest też jakiś gość, ubrany w odblaskowy mundur robotnika.
- Strażnik, prawdopodobnie „czujka” - odparłem, puszczając dym z ust. - Nie zdejmujcie go, chcę uniknąć trupów.
- Tak jest.
Przerwał łączność i wrócił do obserwacji okolicy z dachu. Po chwili w komunikatorze kliknęło i odezwał się inny żołdak.
- Sprawdziłem jego twarz w bazie. Ze stuprocentową pewnością mogę potwierdzić, że pracuje dla Yamamoto Mai. Ochroniarz, zna sztuki walki, strzelec wyborowy, pracuje od pół roku w Optimie.
- Wyśmienicie. - Uśmiechnąłem się lekko dopalając peta i zgniatając pod podeszwą wojskowego buta. Poprawiłem i tak już wcześniej przemoknięty przeciwdeszczowy płaszcz z kapturem i ruszyłem sztywno w stronę studzienki. Zdążyłem mocno przemarznąć, czekając na resztę. Wreszcie z pobliskiego zaułka wyłonili się dwaj członkowie oddziału Smoków: Sanji i Ichinose. Nadeszła pora działania.
Człowiek Yamamoto stał przy postawionym nad studzienką namiocie, nerwowo rozglądając się dookoła. Wzdrygnął się na nasz widok i zatrzymał gestem wystawionej ręki.
- Nie ma przejścia, trwają prace konserwacyjne - rzucił pośpiesznie, łypiąc na nas spod żółtego kasku ochronnego. Zdziwiłem się, iż w ogóle wysilił się na taką sztampową formułkę, widząc o piątej rano trzech podejrzanych jegomości w płaszczach. Wyglądał na dość młodego, może więc po prostu nie miał jeszcze doświadczenia.
- To wspaniale, ale darujmy sobie ten teatrzyk - rozpocząłem. - Jesteśmy wsparciem dla pana Yamamoto, polecono nam zejść w głąb kanałów.
- Myślisz, że się na to nabiorę? - Ochroniarz pokiwał głową sięgając po pistolet w tylnej kieszeni spodni. Zanim jednak go wyciągnął, ja ściągnąłem kaptur i rzuciłem z lekką irytacją w głosie.
- A co to, twarzy przybocznego własnego szefa nie poznajemy?
Uniósł brew w niemym zdziwieniu. Zaraz potem zamarł, jakby właśnie coś sobie uświadomił.
- Ach, no tak, na pierwszy rzut oka nie poznałem pana, poruczniku - zaczął przepraszającym tonem. - Ale rozkaz to rozkaz, przejścia nie ma!
- Chcesz mi powiedzieć, że mnie nie przepuścisz? Człowieka, który odpowiada bezpośrednio za życie pana Yamamoto?
Zawahał się, cofając o krok i wyciągnął pistolet. Smoki zareagowały natychmiast.
- To skomplikowane. - Widziałem jak drżą mu ręce. Miał twardy orzech do zgryzienia. - Nie będę odpowiadał przed trybunałem za niedotrzymanie rozkazu! A teraz w tył zwrot!
Uspokoiłem swoich żołnierzy gestem ręki i po raz kolejny postanowiłem przemówić do rozsądku mężczyzny.
- A co będzie, jak Yamamoto odniesie ciężkie rany, albo, nie dajcie bogowie, zginie?! Wiesz po kogo zgłoszą się najpierw?
- Co? O czym ty...
- Po ciebie! Bo to będzie twoja wina, że szef został bez ochrony! - wykrzyczałem w jego stronę, wskazując nań palcem. Zadrżała mu warga, pot spłynął po skroni, bił się z myślami. W końcu opuścił pistolet.
- Wchodźcie! - rzekł ciężkim, podłamanym tonem. Kiwnąłem z podziękowaniem i wkroczyłem ze Smokami pod namiot, gdzie już czekała na nas drabina na dół.

***

Kanały Higure przywitały nas drażniącym nozdrza zapachem chemikaliów. Zbyt długie wdychanie ich nie było najrozsądniejszym pomysłem. Masa łatwopalnego świństwa pomieszana ze szczurzym moczem. Nic dziwnego, że nikt nie chciał tu pracować, a nawet jeśli, to nigdy nazbyt długo. Bałem się, że to zaburzy skuteczność działania naszego oddziału. Im jednak dalej zagłębialiśmy się w korytarze, tym powietrze stawało się lżejsze. Czasem musieliśmy zejść z betonowego podestu i przedostać przez sięgającą do kolan zielonkawą, miejscami fosforyzującą wodę.
- Osz kur.wa, zdechły szczur! - zaklął mój podopieczny, widząc unoszące się na powierzchni martwe zwierzę. Może za wcześnie powiedziałem o poprawiających się warunkach? Zdecydowanie wolałbym być teraz w kanałach Arkadii. Albo w ogóle nie być w żadnym ścieku.
Zaglądaliśmy dokładnie za każdy kąt. Stojący przy studzience ochroniarz musiał przecież jakoś zawiadomić resztę grupy o domniemanym „wsparciu”. Szczęśliwie dla nas jednak, najemnicy byli w dalszej części tunelu. My potrzebowaliśmy tylko małego skrótu.
- Jest wyraźny sygnał - zaraportował mi Ichinose, patrząc na wykaz z mapy Beepera. Urządzenie poprowadziło nas przez plątaninę korytarzy, aż do jednej ze ścian, gdzie piszczący dźwięk nasilił się maksymalnie.
- To tu. - Puknął w betonowy mur, na którym miejsce do życia znalazły sobie jakieś świecące bakterie. Nie było mi ich żal. Wyciągnąłem z podręcznego plecaka dwa metalowe przedmioty, przypominające wyglądem małe obciążniki do sztangi.
- Miny modułowe - oznajmiłem, pokazując je żołnierzom. - Przyczepcie je do ściany i ustawcie na dziesięć sekund.
Urządzenia kliknęły, aktywując system zegarowy. Odsunęliśmy się za najbliższy róg, brodząc w wodzie. Huknęło; ładunek był tak wyważony, by zrobić wyłom w ścianie, ale nie spowodować zawalenia się korytarzy. I tak wstrzymałem oddech, kiedy ziemia lekko się zatrzęsła. Na pewno zaalarmowało to patrol, stacjonujący gdzieś w kanałach, pomyślałem. Rozwiałem ręką dym i kurz, odsunąłem kilka zalegających kamulców, i wyjrzałem przez dziurę.
- Panowie, droga wolna!
Czym prędzej zniknęliśmy w przejściu, prowizorycznie zamaskowując je gruzem.

***

Musieliśmy przebyć jeszcze kilkaset metrów podziemnym tunelem wydrążonym w skale, oświetlając sobie drogę flarami. Zewsząd witała nas brunatna ziemia, wystające tu i ówdzie twarde głazy, jak i mające wiele tysięcy lat złączenia stalagnatów. Przecinaliśmy grube pajęczyny w których ugrzęzła masa wyssanych do cna robaków. Wędrowaliśmy ostrożnie, by samemu się takimi nie stać. Wysilałem wzrok szukając jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa, lecz nawet jeśli jakieś czaiło się w pobliżu, to nie było szans takiego dostrzec. Wolałem nie spotkać tu pająka wielkości wilczura, jak kiedyś podczas nocy w lesie Oni. Na samą myśl o tych maszkarach cierpła mi skóra.
W pewnym momencie tunel stał się szerszy. Ujrzałem prześwitującą z góry łunę światła, a zaraz za nią kolejne. Ichinose odetchnął z ulgą, ciskając flarę gdzieś w kąt. Zatrzymałem go przed sobą.
- Nie idź jak idiota w stronę światła, to podejrzane! - upomniałem go i podałem mu sporej wielkości otoczaka. - Użyj najpierw tego.
Chłopak rzucił kamieniem tam, gdzie na ziemię padał jasny snop. Jak na zawołanie ze ścian z łoskotem wyskoczyły szpikulce. Szczęknęły uderzając o siebie czubkami i klekocząc złowrogo, wróciły na swoje miejsca.
- Patrzcie, którędy idziecie. Za mną! - poleciłem i ruszyłem przodem, mijając wciąż zszokowanego Smoka. Dopiero do niego dochodziło, co by się z nim stało. A to był zaledwie zalążek tego, co czekać nas miało w grobowcu. Szliśmy w zwartej formacji, rozglądając się na boki, ubezpieczając jeden drugiego. Podążaliśmy w ciszy, okazjonalnie stukając podeszwami butów o kamienne podłoże.
Przez dobrych kilka minut przedzieraliśmy się przez plątaninę korytarzy, zaznaczając na Beeperze odwiedzone już miejsca. Bez tego urządzenia moglibyśmy bez końca chodzić w kółko, i nawet tego nie dostrzec. Cała podziemna konstrukcja była pełna ślepych uliczek, mylących punktów orientacyjnych czy - w końcu - pułapek, czyhających za każdym rogiem. O mały włos jeden z nas nie straciłby głowy pod ostrzem miecza, uruchomionego przez płytę w podłodze. Stal nie wytrzymała jednak próby czasu i zacięła się w pół drogi, tuż przed oczami zamurowanego ze strachu Ichinose.
- Człowieku, drugi raz! Masz fuksa - skomentował Sanji, klepiąc go po ramieniu. Ja pokręciłem niedowierzająco głową i przełknąłem ślinę, bo przecież następnym razem mogliśmy nie mieć tyle szczęścia. Niemal co chwilę włosy jeżyły mi się na głowie; nawet, kiedy mijaliśmy z pozoru niewinne trumny, wciśnięte między wydrążone w skale wnęki. Dawno temu to miejsce musiało mieć wielu strażników. Dziś pozostał po nich proch i skamieliny. Choć kto mógł wiedzieć, czy nie postanowią nagle powstać z grobów, albo zmaterializować się nam przed oczami, mówiąc "zawróćcie"? Człowiek aż bał się przekroczyć szerzej zwykły przewrócony świecznik nie dostając przy tym zawału. Takie to było miejsce.
Odrzuciłem te absurdalne myśli, kiedy dotarliśmy na skraj kolejnego skrzyżowania dróg. W absolutnej ciemności, zdając się jedynie na czerwonawe światło flar, nie miałem kompletnie pojęcia czego się spodziewać. Poleciłem przybocznym nie rozdzielać się. Uznałem, iż zwiększy to nasze szanse przetrwania. Niemal nie zapłaciłem za swoją głupotę, kiedy idąc przy ścianie niechcący musnąłem kolejny z przycisków. Olbrzymia włócznia wystrzeliła z drugiego końca korytarza i leciała ze świstem prosto na nas.
- Na ziemię! - ryknąłem do Smoków, samemu również uchylając się przed ciosem i łapiąc przeżartą przez korniki drewnianą rękojeść broni. Ostrze błysnęło mi przed nosem. Dostrzegłem na nim przeróżne smarowania.
- Zatruta włócznia! Na wypadek, gdyby przebicie na wylot nie zadziałało.
Złamałem broń na pół. Patrzyłem na obu żołdaków. Starali się sprawiać wrażenie twardych, ale ile razy w ciągu jednego dnia można ocierać się o śmierć?
- Już niedaleko, damy radę! - dodałem im otuchy, samemu zagryzając wargi. - Sanji, zerknij na Beeper gdzie jest jakiś szerszy korytarz i idziemy!
Droga którą obraliśmy okazała się być trafną. Przekopaliśmy się przez nieco zasypany, klaustrofobiczny tunel i znaleźliśmy w jednej z pomniejszych sal grobowych. Trumny stały tu w ilościach hurtowych, niektóre roztrzaskane, inne zasypane pod stertą wyschniętych czaszek. Z góry spoglądała na nas pęknięta na ukos statua. Kompletna musiała mieć dobre pięć metrów wysokości, pomyślałem, stojąc w niemym zachwycie. Szukaliśmy przejścia dalej. Rozrzucone luźno kości trzeszczały złowieszczo pod stopami. Gdyby ktoś postanowił zrzucić na nas pułapkę w tej chwili, prawdopodobnie nie mielibyśmy szans.
- Mam jakiś korytarz - oznajmił szczęściarz Ichinose i zajrzał w jego głąb. - Schody! I chyba słyszę szum wody! - O mało co nie skoczyłby z radości.
Wtem jego twarz pobladła.
- Hej, kim jesteś?! - krzyknął, podnosząc karabin do strzału. Nie zdążył. Tam gdzie była jego głowa trysnęła obficie krew, ochlapując ścianę i pobliskie gruzy. Zatrzymałem się w pół drogi. Sanji zaklął, biegnąc do wciąż dygocącego bezgłowego ciała kolegi.
- Ani mi się waż! - ryknąłem w jego stronę, ładując pistolet dwubębenkowy eksplodującą amunicją. W ciągu paru sekund rytm serca przyśpieszył mi kilkukrotnie.
- Kur.wa, Ichinose, nie! - jęczał żołdak. Ja milczałem, trzymając w prawej ręce rewolwer a w lewej berettę. Pojedynczymi krokami zbliżałem się do przejścia w którym zginął młody. Policzyłem do trzech i wskoczyłem w korytarz spodziewając się samego diabła. Nie było tam nikogo, tylko schody prowadzące spiralnie na górę.
- Kur.wa mać! - Sanji wciąż klął rozpaczliwie patrząc tępo na to co zostało z przyjaciela. - Do trzech kur.wa razy sztuka!
- Uspokój się, żołnierzu! - rzuciłem władczym tonem, nie spuszczając oka ze schodów. - Jesteś mi potrzebny, użalanie się nic nie da! Jesteś Smokiem, czy nie?
To ostatnie zdanie podbudowało jego ambicję; miałem wrażenie, że nabrał ochoty rozstrzelania wszystkiego, co nawinie mu się pod celownik. Stanął za mną w bojowej pozie i czekał. Ja tymczasem wspinałem się po kolejnych stopniach, badając najpierw stopą, czy nie ma w nich pułapek. Krok po kroku piąłem się coraz wyżej. Słyszałem łomotanie serca, czułem jak gwałtownie krew przepływa mi przez żyły, powodując szum w uszach. Zacisnąłem zęby, wydając jednocześnie odgłos syku Wyraźnie wyczuwałem czyjąś obecność w pobliżu. I kiedy usłyszałem świst cofnąłem się, robiąc miejsce Sanjiemu. Jego karabin zawarczał donośnie szatkując to, co wyskoczyło na nas zza rogu. Kiedy już się opamiętaliśmy okazało się, iż jest to, uzbrojony w naręczne noże, szkielet człowieka. Wypuściłem głośno z ust powietrze, rozluźniając nadgarstki.
- Ja pier.dolę! - Przyboczny również odetchnął, kładąc rękę na czole.
Ominęliśmy zwłoki i wspięliśmy na szczyt spiralnego przejścia. O dziwo, było oświetlone przez naścienne pochodnie. Doskonale widać było również szeroki, skalny most, wydrążony w przestronnej jaskini, nad nim zaś kilka chrzęszczących klatek, podwieszonych pod sklepieniem, w których gniły ciała śmiałków, silnych na tyle, by tu dotrzeć. Tuż obok nas, przy zrobionym z drewna i poszarpanych szmat ognisku, siedział pewien sporych rozmiarów mężczyzna. Ubrany był w rycerski mundur, oraz płaszcz. Moją uwagę przykuła opaska z namalowanym na niej słowem „czystka”. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Nie miałem doświadczenia w pojedynkach z nagijczykami, a ten na słabego nie wyglądał. Starałem się jednak stłumić presję i rozpocząłem.
- Coś za jeden?! - wycelowałem w niego rewolwer. - Gadaj!
Sanji stał z tyłu, również mierząc w "obozowicza". Ten przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Dopiero kiedy się zbliżyłem, rzucił spokojnym, poważnym głosem.
- Przechodząc przez ten most, prostą drogą dojdziecie do komnaty imperatora.
Zawahałem się, krzywiąc usta. Z jakiej paki nam to mówił? Po co? Miało to sens, jeśli i nas planował zamordować. W tym wypadku nie było nawet mowy o ukrywaniu prawdziwych zamiarów.
- Zabiłeś naszego towarzysza? - wycedziłem przez zęby. - No gadaj ty...
- Niestety nie przedostaniecie się dalej, most jest bardzo kruchy. - Zignorował wszystko, co do niego mówiłem. Wstał i spojrzał mi prosto w oczy. Wyglądał na zaspanego, czy może wręcz naćpanego. Chwycił się palcami za brodę i drapiąc, dodał.
- Nie, żebyście w ogóle mieli gdzieś dalej iść.
Jakieś niejasne przeczucie zmroziło mnie od głowy po czubki palców stóp. Wtedy doszedł mnie cichy, gardłowy kwik. Odwróciłem wzrok i zobaczyłem Sanjiego, przepołowionego w pionie, broczącego we własnej krwi. Czym prędzej zrobiłem unik w bok, strzelając do przerażającego nieznajomego. Pocisk przeciwpancerny wypalił z łoskotem, z rewolweru, a wraz z nim dziewięciomilimetrówki beretty. Byłem pewien, że to załatwi sprawę. Ku memu zdziwieniu, wszystko to eksplodowało parę centymetrów przed twarzą dziwaka. Spróbowałem po raz kolejny, on jednak oddalił się, zwinnie schodząc z linii strzału. Wiodłem za nim celownikiem, ale wtedy coś mignęło mi przed oczami. Zerwał się wiatr, jak przy mocniejszym zamachnięciu mieczem i beretta skończyła w dwóch kawałkach, rozcięta w połowie kolby. Odrzuciłem resztki pistoletu i rozpostarłem barierę. Czarnowłosy oponent widząc to, zrobił minę, jakby rozjaśniło mu się coś w umyśle. Ja z kolei głupiałem coraz bardziej.
- Co tu się, jasna chrzaniona mać, dzieje?! – Rozejrzałem się nerwowo po okolicy. Wtem coś chrupnęło mi nad głową.
- Nie zdążysz się tego dowiedzieć – oznajmił niebezpiecznie spokojnie nieznajomy.
Skoczyłem z przewrotem w tył, unikając masywnego stalaktytu, zaraz potem drugiego i trzeciego. Spadały przede mną, niczym dojrzałe jabłka, dudniąc rytmicznie o podłoże. To ten świr, musiał je odcinać po kolei, przebiegło mi przez głowę. Powoli zaczynałem rozumieć, jakimi mocami dysponował. Zauważyłem, że usiadłem na dziwnej partii płyt z dziurami w środku. Wolałem nie zostawać na nich zbyt długo. Sprężyście wygiąłem się raz jeszcze, o włos uskakując przed śmiercionośnymi kolcami, które z metalicznym szczękiem wyskoczyły z otworów. Przeturlawszy się na bezpieczną pozycję, skumulowałem energię pioruna nad głową i strzeliłem nią z pistoletu. Skwierczący, świecący nabój przeleciał przez zaciemnione pomieszczenie i rozpadł się z impetem na niewidzialnej barierze wroga, emanując niebieskawymi iskrami. Katakumby zatrzęsły się w posadach, obsypując pomniejsze kamienie.
- Tylko na tyle cię stać? - spytał mężczyzna, wciąż otrząsając się po strzale. Zaszarżowałem na niego, rozpędzając się elektryczną mocą. Chybiłem, uderzając pięścią podłoże. Sycząca fala zygzakiem rozeszła się na boki. Oponent zwinnie uniknął paru kolejnych ataków, zrobił to niezwykle płynnie, jakby doskonale wiedział gdzie padnie cios. Nie poddałem się, rzucając błyskdymkę własnej roboty. Granat rozświetlił pomieszczenie kłującym, ostrym blaskiem, pozbawiając przeciwnika jego największego atutu: wzroku. Wwierciłem się dłońmi pod jego żebra, zadając bez chwili wytchnienia kolejne serie uderzeń. Lewy prosty, prawy, hak, sierp, obijałem twarz rycerza najmocniej jak tylko mogłem. Raz tylko chybiłem celu, a wtedy wróg zdołał susami cofnąć się, niemal na drugi koniec mostu, tworząc raz po raz rozrywające ziemię cięcia. Zwinnie wymijałem je dzięki wyuczonej sanbetanskiej technice pracy stóp. Wtedy to wystrzelił dwa lecące z dołu i jedno poziome nieco wyżej.
- O rzesz ty... - Skoczyłem do przodu, lecz wtedy poczułem wiatr przed sobą; pole elektryczne zwariowało. Coś z szaloną prędkością rąbnęło we mnie. Siekało wściekle, szybciej niż karabin maszynowy; gorące, świszczące, ostre. Bariera łagodziła skutki, ale i tak sporo obrażeń przechodziło przez nią. Poczułem, jak rozcina mi się skóra, usłyszałem pęknięcie, trzask, odgłos spadku napięcia - pancerz energetyczny dał za wygraną. Trysnęła krew, wygiąłem się w tył, wyjąc z bólu. Niepowstrzymana fala ostrzy, kołków, czymkolwiek ona była, zepchnęła mnie na krawędź mostu. Głośno dyszałem, ledwo łapiąc oddech. Zakręciło mi się w głowie.
- Jest tak jak mówił Dokuro, jesteś słaby - rzucił z odrazą rycerz. Nie słuchałem tego, co do mnie mówił. Rozpaczliwie próbowałem odzyskać równowagę, lecz było za późno. Tenma niewidzialnym mieczem przeciął łańcuch jednej z metalowych klatek, zwisających do tej pory przy sklepieniu. Konstrukcja skrzypnęła i z impetem wbiła się w podłoże, robiąc dziurę w moście, i zabierając mnie ze sobą na sam dół. Nie zdążyłem nawet zareagować, kiedy zabrakło mi nagle gruntu pod nogami. Zniknąłem w ciemnej otchłani. Oponent skrzywił się, widząc całą sytuację.
- Cóż, to by było nawet zabawne, gdyby nie fakt, że było żałosne.

Desperacko wystrzeliłem kotwiczkę. Zaczepiła się o wystający stalagmit. Silne szarpnięcie hamujące omal nie wyrwało mi ramienia ze stawu. Usłyszałem pod sobą roztrzaskującą się klatkę i cieszyłem w duchu, że to nie byłem ja. Wcisnąłem guzik i już wracałem na górę. Oponent zdołał to dostrzec. Czym prędzej przeciął żyłkę. Po raz kolejny spadałem, lecz póki sukinsyn był na wyciągnięcie ręki, przerzuciłem nad jego głową granat. Z ledwością stworzyłem słabą bańkę i zacząłem luźno opadać. Gruchnięcie rozniosło się po korytarzach, wprawiając w wibracje pomieszczenie. Z sufitu poczęły obłupywać się większe kamienie. Eksplozja sprawiła, że fragment naturalnego mostu zawalił się. Manewrowałem pomiędzy tym wszystkim, ale w końcu też mi się oberwało. Odgłos, przypominający dźwięk kruszenia szkła wypełnił przestrzeń, zaś brunatna, dusząca chmura pyłu pokryła całe rumowisko. Na powrót zrobiło się ciemno i przeraźliwie cicho.

Wygrzebałem się z gruzów, nie widząc za wiele. Wymacałem coś ręką przed sobą. Czyżby moja noga? Chwyciłem mocniej i przeżyłem szok, wypuszczając natychmiast z dłoni fragment śliskiego od mułu szkieletu. Z trudem podniosłem swoje przyciężkie ciało i rozejrzałem dookoła, dotykając przedmiotów "po omacku". Strzaskane fragmenty krat, rozłupane czaszki niedoszłych odkrywców, połamane miecze, zardzewiałe zbroje; znalazłem się na cmentarzu poległych wojowników. Nie było nawet mowy o pozostaniu w takim miejscu ani sekundy dłużej. Tym bardziej, że w wielu miejscach byłem ranny, a najmocniej zdawały się oberwać ramiona. Podniosłem je do góry, jednak drżały tak mocno, iż walka w zwarciu praktycznie odpadała. Gdzieś za sobą usłyszałem szelest materiału od munduru rycerza. Ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie znajdował się oponent, mogliśmy się tylko domyślać. Postanowiłem nie uaktywniać energii, jeszcze nie teraz. Nasłuchiwałem kroków. Powoli przemieszczałem się wzdłuż ściany modląc o to, by nie było w niej zdradliwego przycisku. Od pewnego czasu słyszałem kapanie kropel i szum wody. Przypomniałem sobie, iż wcześniej wspominał o tym Ichinose. Niewiele mogłem z tym teraz zrobić, ale obecność rzeki znacznie pomogła by mi w walce z tym monstrum. Gdzieś z tyłu dobiegł mnie odgłos uderzania stali o kamienie. Zaraz za nim kolejny. Tenma był blisko. Chwyciłem mocniej rewolwer i pobiegłem w stronę dźwięków, szykując się do strzału. Skupiłem energię w dłoniach, te rozbłysły niebieskawą poświatą. Wychyliłem się zza zakrętu, lecz nikogo nie było widać.
- Mam cię! - ryknął mój oponent z zupełnie przeciwnej strony. Odturlałem się w bok, gasząc natychmiast "latarkę". Uderzenia siekły tuż nad moją głową, odcinając koniuszki włosów. Słyszał jak się do niego zbliżam, ale nie wiedział gdzie dokładnie. Powstrzymałem jego zakusy; wystrzeliłem raz, drugi, łącznie trzy razy na oślep. Mężczyzna cicho jęknął i zniknął w plątaninie skalnych korytarzy. Zaraz potem dźwięki stukania o litą skałę nasiliły się. Szukał mnie zaciekle. Nie miałem pojęcia w którą stronę się udać, Beeper posiadali polegli członkowie Smoków, toteż zdany byłem tylko na siebie. Dotknąłem palcami kamieni o które się opierałem. Były wilgotne i czasem wytryskiwała z nich woda. Blisko, coraz bliżej, powiedziałem w myślach. Wtem ostrze trzasnęło w zasięgu mojego strzału. Puściłem sporą iskrę poprzez formację mokrych kamieni. Sylwetka oponenta mignęła przede mną. Wypaliłem dwa razy, przynajmniej go musnąłem. Popędziłem za nim, czując podmuchy cięć jego mieczy. Szczękały coraz bliżej i precyzyjniej, ale uciec już nie mógł. Pstryknięciami palców aktywowałem kolejne "świetliki"; z każdą chwilą stawały się żywsze i silniejsze. W końcu stanąłem po kostki w małej smródce. Wsłuchałem się w irytujący stukot oręża rycerza, jak i szelest jego munduru. Coś chlupnęło, ktoś napiął kurek pistoletu. Teraz! Naładowałem wodę jak największą ilością woltów się dało. Pół jaskini nagle pojaśniało, ujawniając Tenmę, czającego się z door knockerem w ręku.
- Sz-szlag! - zaklął, kiedy uwięziłem go w statycznej pułapce. Ciecz była tu wszędzie, więc elektryczny wirus dosłownie oblazł całe jego ciało, wstrząsając konwulsjami i nie pozwalając się ruszyć. Tunel ryczał, a iskry tworzyły nieprawdopodobne formacje, wędrując przez wydrążone procesami fluwialnymi koryta.
- Czas zakończyć tą zabawę w berka! - rzekłem z uśmiechem, naładowując moc. Ściągnąłem z jaskini tyle piorunów ile się dało, skumulowałem w dłoniach, wyczekując momentu. Poświata znów zafalowała nieregularnie.
- O nie, tym razem ci nie pozwolę! - krzyknąłem, wystrzeliwując piorun. W momencie w którym Nagijczyk sparował atak, odskoczyłem przed jego równoczesną desperacką kontrą i przetransferowałem całą moc do drugiej ręki. Wypaliłem, nim zdołał po raz kolejny wezwać ostrze odcinające od mocy. Grzmotnęło. Blask pochłonął go, pędząc dalej przez jaskinię i tworząc drogę powrotną do komnaty z mostem.

Przetrząsnąłem dokładnie śmierdzące siarką rumowisko, lecz nigdzie nie mogłem znaleźć ciała rycerza. Nie przejąłem się tym zbytnio, wiedziałem, że przynajmniej mam go z głowy na jakiś czas. Wystrzeliłem kotwiczkę i stanąłem przed masywnymi drzwiami z wyżłobioną na nich twarzą bóstwa. Pchnąłem je przed siebie. Zawiasy skrzypnęły ciężko, przesuwając dudniące wrota. Stąd już tylko jedno pomieszczenie dzieliło mnie od grobowca...
   
Profil PW Email
 
 
»Sorata   #2 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1471
Wiek: 39
Dołączył: 15 Gru 2008
Skąd: TG

To druga Twoja walka przeczytana przeze mnie. Nie zmieniam zdania - nadal doskonale się czyta. Historia płynie bez większych potknięć (o tym później), tak że byłem zaskoczony gdy dotarłem do końca. Każda część wpisu jest ciekawa. Dobry sposób wejścia do grobowca mimo straży (sanbetańczycy mają za łatwo z tą partią xD) Nie wiem czy powinienem się czepiać, że nie wykupiłeś psychologii, ale jeśli nawet, to niewielki minus. Spotkanie Tenmy pozostawiło we mnie przekonanie o całkowitej beznamiętności twego przeciwnika. Zabija, zagaduje i znów zabija i znów zagaduje. Potwór. Walka mimo objętości dawała wrażenie szybkości.
Najbardziej przeszkadzała mi narracja pierwszoosobowa. Gubię się przez nią w tekście. Niektóre zdania mimo, że opowiadane przez Ciebie opisują sytuacje, o których nie masz prawa nic wiedzieć. Jeśli odpowiada Ci bardziej takie opowiadanie może opisz to w formie nieformalnego raportu?

Bez przedłużania: 7,5/10 Oddaję głos na Pita.


Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457
   
Profil PW Email
 
 
»Insoolent   #3 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195
Wiek: 33
Dołączyła: 20 Gru 2009
Skąd: Olsztyn, Warszawa

Interpunkcja ciut kuleje, Pit :P Ale to drobiazg.
Świetne nawiązania do Twoich poprzednich poczynań. Mam tutaj na myśli pajączaki w lesie Oni ;)
Pit napisał/a:
Człowieku, drugi raz! Masz fuksa - skomentował Sanji, klepiąc go po ramieniu.
Nie wiem czemu, ale mnie to rozbawiło xDD
Co ja mówiłam o interpunkcji? Drobiazg? Pit, przed albo NIE STAWIAMY przecinków! Zapamiętaj raz na zawsze.
Pit napisał/a:
- Mam jakiś korytarz - oznajmił szczęściarz Ichinose i zajrzał w jego głąb. - Schody! I chyba słyszę szum wody! - O mało co nie skoczyłby z radości.
Wtem jego twarz pobladła.
- Hej, kim jesteś?! - krzyknął, podnosząc karabin do strzału. Nie zdążył. Tam gdzie była jego głowa trysnęła obficie krew, ochlapując ścianę i pobliskie gruzy.
Jezusie świebodziński! Jak mi się to ZARĄBIŚCIE pokazało w wyobraźni! Prawie jak podczas oglądania filmów.
Nie powiem, nie powiem. Potrafisz zbudować napięcie :D Motyw z szkieletem z nożami - cudowny! Już myślałam, że będzie jakaś wartka akcja, a tu zaskoczenie! Nic specjalnego, stare kości :D
"Tuż obok nas, przy zrobionym z drewna i poszarpanych szmat ognisku," tutaj zmieniłabym szyk zdania. A tak, to musiałam przeczytać 2x, żeby zakontaczyć co to miało znaczyć :P
Nagłe strzelanie z pistoletów (w akcie paniki) do Tenmy, to świetne opisanie bezwarunkowych odruchów człowieka w walce o przetrwanie.

Pomysł z wodą działającą na Twoją korzyść - świetny!

Całość spójna, ciekawa, intrygująca. Momenty wprowadzające napięcie były bardzo dobrze opisane (bo przecież napięcie musi być podczas przdzierania się przez tunele starego grobowca).
Nie wiem czy przysłużył się do tego wpis Coyote'a (który czytałam przed Twoją pracą), ale bardzo mi się podobało :D
Ocena: 8/10


bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! :P
   
Profil PW Email
 
 
»Ayami   #4 
Szaman


Poziom: Keihai
Posty: 18
Wiek: 35
Dołączyła: 30 Gru 2010
Skąd: Warszawa

Super. Odczarowałeś zupełnie niesmak, jaki pozostał po walce z Draxem. Bardzo się cieszę, że tym razem miałam przyjemność czytać kawał naprawdę dobrego tekstu Twojego autorstwa. Prawie wszystko zasługuje na pochwałę: warsztat, dialogi, pomysłowość, poprowadzenie akcji, budowanie atmosfery (nie chciałabym się znaleźć w opisanych przez Ciebie kanałach, o nie...), utrzymanie napięcia, psychologia postaci. Naprawdę nie wiem, co mogłabym skrytykować. Może w jakimś zdaniu niezupełnie spodobał mi się szyk,może jakaś literówka, niezgrabne sformułowanie... ale co z tego? Tak bardzo chciałam przeczytać, co stanie się dalej, że kompletnie to zignorowałam.
Nie będzie dla nikogo tajemnicą, że zasadniczo Twoje pisanie mi odpowiada, chyba że popełniasz takie 'cuda' jak wspomniana już walka z Draxem. Twoje postaci są z krwi i kości, świat barwny, kłopoty i rozterki bohatera - 'prawdziwe', cieszę się bardzo, że omijasz pułapkę niepotrzebnej sublimacji i patosu.
Myślałam nawet o wyższej ocenie, ale mam nadzieję, że następne wpisy będą jeszcze lepsze i pozwolą Ci osiągać coraz to wyższe noty.

Dostajesz ode mnie:8


°
   
Profil PW Email WWW
 
 
^Genkaku   #5 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Pit.
Będzie krótko bo powiem szczerze nie ma się do czego przyczepić :)
Warstwa fabularna jest świetna! Doskonale poradziłeś sobie z założeniami nimuu. Podoba mi się bardzo sugestywny opis katakumb. Ogólnie klimat jak z poszukiwaczy zaginionej arki :) Od samego początku jest dużo napięcia. Tekst czyta się jednym tchem. Jestem wielkim fanem twojej narracji. Jak w filmach "noir", bardzo subiektywna i sugestywna :)
Bardzo fajnie poprowadzone starcie z przeciwnikiem i odegranie go. Fajne wykorzystanie otoczenia ;)
Faktycznie trochę interpunkcja kuleje.
Zastanawiam się też, nad konsekwencjami tego, że "zabiłeś" sobie dwóch członków frakcji z oddziału. Zmniejszysz teraz oddział o dwa czy rekrutujesz nowych ? :)

Ogólna moja ocena 8,5 i robię to z pełną odpowiedzialnością.
   
Profil PW Email Skype
 
 
»Naoko   #6 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Pit tak jak napisała Ayami, nareszcie coś w Twoim stylu ;)

Interpunkcja... Wiesz, wydaje mi się, że to dość umowna sprawa, szczególnie jeżeli dokładniej zastanowisz się nad członami zdania. Co prawda pominąłeś trochę kropek, ale nie wiem, czy mogłabym o tym powiedzieć, gdyby nie inni sędziowie. Podoba mi się to - napięcie, które tworzysz w swoich pracach, nastrój, bardzo żywe oddawanie szczegółów otoczenia powodują, że nie zauważam błędów. Wkręcam się w fabułę, nie zdając sobie sprawy z błędów, długości tekstu i tego, czy wszystko jest oby na pewno ok. Magiczne. Like it.

Bardzo podobał mi się sposób, w jaki Twoja postać panowała nad swoimi przydup... Protegowanymi. Tym razem wyczuwało się, kto tu jest szefem (co w starciu z Draxem było niezauważalne) i przypadło mi to do gustu.
Bardzo dobrze oddajesz tło na którym mają miejsce wydarzenia i chyba, póki co, to Twoja najmocniejsza cecha. Chociaż brak tła czasami nie stanowi przeszkody.
Samo starcie przebiegło ciekawie, ale jakoś za bardzo mnie nie zaskoczyłeś. Nie było przewidywalne, ale "och" i "ach" również nie rozbrzmiewało w mojej pieczarze ;)

Najbardziej spodobał mi się moment, w którym Twoja postać krzyczy na jednego ze Smoków
Pit napisał/a:
- Uspokój się, żołnierzu! - rzuciłem władczym tonem, nie spuszczając oka ze schodów. - Jesteś mi potrzebny, użalanie się nic nie da! Jesteś Smokiem, czy nie?

Zabrakło mi do pełni szczęścia: Are u a girl or something?!

OCENA: 8 bardzo dobra praca, moim zdaniem zasługuje na 8.

Głosuję na Pita


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
Starke   #7 


Posty: 102
Wiek: 37
Dołączył: 07 Lut 2012
Skąd: Z przypadku

Zacznę od zwyczajowej litanii błędów i wątpliwości.

- przecinki: notorycznie o nich zapominasz, gdy stoją obok siebie dwa epitety. Vide: ,, grał wbijającą się w pamięć bzdurną zapętloną pioseneczkę" lub ,, przemoknięty przeciwdeszczowy płaszcz z kapturem". W innych miejscach też, vide: ,,To studzienka kanalizacyjna, około pięciuset metrów od pana w uliczce <w tym miejscu przecinek> na prawo";
- czasem też dajesz je tam, gdzie nie trzeba. Vide: ,,A co będzie, jak Yamamoto odniesie ciężkie rany, albo, nie dajcie bogowie, zginie?!" (po albo jak najbardziej, bo to zdanie wtrącone, ale przed już nie – jest to błąd interpunkcyjny);
- Ginie Ci znaczenie okoliczników czasowych, vide: ,,Czasem musieliśmy zejść z betonowego podestu i przedostać przez sięgającą", ,, Były wilgotne i czasem wytryskiwała z nich woda". Raczej: od czasu do czasu.
- miewasz jeszcze problemy ze stylistyką, vide: ,, Szczęśliwie dla nas jednak, najemnicy..." Raczej: ,,Szczęśliwie jednak dla nas" czy ,,jednak, szczęśliwie dla nas". Nigdy na końcu (chyba że ma to czemuś służyć);
- ,,Dostrzegłem na nim przeróżne smarowania" - smarowania, po kilkuset latach, bez utraty właściwości? Dość ciekawy koncept. Trucizny błyskawicznie tracą swoje właściwości, stąd np. Indianie amazońscy stosują możliwie najświeższe specyfiki, zatruwając strzały";
- ,,w pojedynkach z nagijczykami" – możesz to uznać za upierdliwość, ale, jeśli Twoja postać nie jest jakimś pojedynkującym się arystokratą czy kimś tego pokroju, doświadczenia masz raczej w potyczkach, bitwach, walkach, nie – pojedynkach;
- ,,Chybiłem, uderzając pięścią podłoże" – raczej: ,,pięścią o podłoże" albo ,,podłoże pięścią";
- ,,Bariera łagodziła skutki, ale i tak sporo obrażeń przechodziło przez nią" – uszkodzenia ciała lub budynku przechodziły przez barierę? Raczej nie;
- ,, - Cóż, to by było nawet zabawne, gdyby nie fakt, że było żałosne." – może myślnik przed gdyby, zamiast przecinka?
- "po omacku" – niepotrzebny cudzysłów. Na wszelki przypadek przypomnę też, że jesteśmy w Polsce, a nie w Anglii.

Generalnie, pierdoły, warsztatowo ewidentnie się wyrabiasz.

Podoba mi się Twoja narracja – jest klimatyczna, miło się ją czyta. W zasadzie, nie muszę się nawet specjalnie rozpisywać – tego wpisu tyczą się te same plusy, które wymieniłem już w recenzji Twojej walki z Draxem. Przy jednoczesnym, mniejszym stężeniu tamtych błędów, dam Ci 8. Taką walką ze spokojem mógłbyś z Draxem powalczyć, a poprawiając kilka usterek – wygrać.


World on fire with a smoking sun,
Stops everything and everyone,
Brace yourself for all will pay,
Help is on the way!
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #8 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Pit – Niestety, mi Twoja walka nie spodobała się tak bardzo, jak pozostałym.
Pierwszym mankamentem była rozmowa ze strażnikiem kanałów. Odbyła się zbyt dramatycznie i nienaturalnie. Takie sytuacje przebiegają zwykle bez żadnych problemów (strażnik rozpoznaje Cię i bez problemu przepuszcza), albo z samymi problemami (jeśli uznał, że nie powinieneś wchodzić, powinien przynajmniej skontaktować się w tej sprawie z przełożonymi). Ty najpierw przegiąłeś z jego podejrzliwością, a później przezwyciężyłeś ją marnymi argumentami.
Muszę Ci oddać, że zaskakująco dobrze wprowadziłeś przeciwnika i jego moc, choć jej niecelność w ostatnich akapitach była zdecydowanie przesadzona. Od momentu, w którym wygrzebałeś się z gruzów, starcie zrobiło się dość chaotycznie opisane. Niektóre porównania, jak np. świetliki i elektryczny wirus także raczej słabo oddziałały na moją wyobraźnię.
Kończący motyw z podziemną rzeką sam w sobie był dobry, ale wolałbym, gdybyś zachował większą atmosferę tajemnicy i dopiero w ostatnich zdaniach ujawnił, do czego dążyłeś. Zaskoczyłbyś pewnie nie tylko przeciwnika, ale i czytelników ;)
Podsumowując, szału nie było - praca mniej więcej na poziomie wpisów Genkaku (miałeś lepszy warsztat i słabszy pomysł) i Starke (miałeś słabszy warsztat i lepszy pomysł).

Ocena: 7,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Pita.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
*Lorgan   #9 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Pit - 55,5 pkt.

NPC - 52,5 pkt.

Zwycięzcą został Pit!!!

Punktacja:

Pit +90
Sorata +10
Insoolent +10
Ayami +10
Genkaku +10
Naoko +10
Starke +10
Lorgan +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,33 sekundy. Zapytań do SQL: 13