7 odpowiedzi w tym temacie |
»Zo |
#1
|
Szaman
Poziom: Keihai
Posty: 10 Dołączył: 11 Cze 2011
|
Napisano 18-09-2012, 23:00 [Poziom 1] Zo vs oX - walka 1
|
|
Zo przeciwko oX
Był specjalistą jedynym w swoim rodzaju. Tylko On mógł podjąć się tej misji wagi Państwowej bo od jej sukcesu zależał los kobiet i dzieci Khazaru. Szybki werbunek dla dobra Khana i duchów kraju. Bo jak kontynent szeroki i bogaty tak nie ma na nim ani jednego, charyzmatycznego prezentera herbaty, oj nie. Więc siedział w tej chwili ubrany w obrzydliwie jasny garnitur, duszący krawat i koślawe, przeciwsłoneczne okularki, na pokładzie samolotu komercyjnych linii lotniczych jako przerzutowa wymówka dla bandy szamanów z misją zatajoną bardziej niż wejściówki do Państwowego Haremu Halahassato. Bo kradzieże, dywersje i morderstwa Rada Starszych trzymała przed opinią publiczną w ukryciu, bo przecież łatwiej kogoś zabić niż przerzucić z jednego Państwa do drugiego. To posłali zabijaków: stylista czyli opięty łańcuchami siwy dziwak, milczący, pedantyczny do bólu reżyser oraz scenarzysta którego wyraz twarzy ociera się o schizofrenię. A, i nie można zapomnieć o ulubiony przez Zo, bosym kamerzyście odburkującym na cały świat spod kaptura i grzywy czarnych włosów - przy pierwszym spotkaniu pomylił go z przesadnie religijną prezenterką w depresji. Wszyscy czarnowłosi, w bluzach, obdartych spodniach i źrenicach lustrujących otoczenie z subtelnością wygłodniałego wilka. Smacznego Khazarczyku! Twoja wielka, arcyważna misja w doborowej drużynie właśnie się zaczyna! Witamy w Sanbetsu!
***
Przylot opóźniony, rejestracja przedłużona, wyczynowe wypisywanie stosu papierków – oto zadanie dla prawdziwego szamana! Ale przynajmniej nikt temu szamanowi nie próbował jeszcze odstrzelić ogona (popularne powiedzenie wzięte z przypowieści o Lisie i Myśliwym powszechnie znanej w kulturze Voodo.). Przejazdu do Higure w wypożyczonym wozie też nie można zaliczyć do najprzyjemniejszych jeżeli Twoi współtowarzysze podróży wreszcie mogą być sobą i przygotowują broń na akcję (choć nie powiem, granatnik w kamerze plasuje się gdzieś na górnej półce kreatywności w tworzeniu narzędzi zagłady). I przedmieścia i miasto i korki i uroczy park samobójców. Jeszcze tylko świeży garnitur i próby wizażu w wydaniu siwego stylisty z piekła rodem a już jesteśmy przed kamerami. Światło, kamery (czy On w ogóle wie jak to obsługiwać i nie zastrzelić mnie głowicą zamkniętą w kamerze?). I co z tym reżyserem, nawet się nie pokwapi gęby otworzyć tylko pokazuje palce. Trzy – serdeczny, dwa – środkowy, jeden – wskazujący, kciuk to start:
- Witam Państwa! Z tej strony obiektywu Zo Evethiz wprost z kwitnącej aglomeracji Sanbetańskiego wybrzeża! Mam zaszczyt gościć was w nowym programie „Podróże Smaku” gdzie w poszukiwaniu najciekawszych aromatów Świata zawędrujemy od szczytów Koti po sam środek Lemurii, nie mijając niepowtarzalnych pól Aztecos. Dziś jednak jesteśmy tutaj, w Higure, na skraju słynnego Parku Midoyori by raczyć się naparem liczącym kilka tysięcy lat, starszym nawet niż otaczające nas mury czy park który widzą Państwo za mną. Mowa oczywiście o Imperialnej Herbacie jeszcze z czasów Demonicznego Imperatora Akumy. Jest z nami dziś mistrz Yato Hamiruta, który opowie nam co nieco o tym niezwykłym naparze – Po wyczerpującym monologu Zo mógł wreszcie przekazać głos stojącemu obok mężczyźnie. Był niski, niższy nawet od przyszłego szamana, nosił ceremonialne, czarne szaty charakterystyczne dla specjalistów w swojej dziedzinie, a twarzy o ostrych rysach nie znaczył nawet najmniejszy ślad zarost. Głos zaś okazał się dużo bardziej melodyjny niż można wnioskować z aparycji:
- Dzień Dobry. Zgodnie ze wstępem, Herbata Imperialna, bądź mówiąc dokładnie… - był to wykład specjalisty zakochanego w swojej dziedzinie. Takiego, który oddał jednej sztuce wszystko co miał i nadal chciał dać więcej. Pech, że pewnie i tak tego nikt nie doceni, a na pewno nie „filmująca ekipa z Khazaru”. Szamani wysłani na misję bojową mieli nerwy napięte jak postronki, z oczyma przeskakującymi od jednego drzewa do drugiego i rękoma nieświadomie szukającymi ukrytej broni. Zo jako jedyny oddał się rozmowie i zabawianiu widzów na czele z kosztowanie coraz to innych odmian żółtej herbaty. Tym samym jako jedyny wyglądał na cywila co pewnie uratowało mu życie.
***
Hajime Endo nie miał dobrego dnia. Zbudził się na obrzydliwym kacu a o podajnik z tlenem mógł tylko pomarzyć. A że kac spowodowało wyjście starego kumpla z koszar spał więc w jakimś nieznanym mieszkaniu gdzie oczywiście nie było przyzwoitej wody, została więc pozostała kranówka. A picie kranowej wody w Higure to naprawdę paskudny pomysł – wymaga taktycznego rozplanowania czasu pomiędzy kibel, aptekę i znów kibel. W takiej sytuacji śmiało możemy się spodziewać inwazji zagranicznych sił zbrojnych, odkrycia starożytnego grobowca z wypchanym po brzegi skarbcem oraz zlecenia na legendarny artefakt w tymże. W czasie kiedy masz sraczkę. Siedział więc w kanale modląc się do sobie tylko znanych sił wyższych, by patrząc na przepływające obok ekskrementy jego własne jelita nie dodały nic od siebie. Żeby było weselej nie był sam - razem z nim tą szybko kleconą misję zesłano kilku innych Agentów, choć nie widział twarzy żadnego z nich – dowództwo tym razem postarała się wyposażyć wszystkich do pary w granaty dymne i maski gazowe, szczelnie skrywające twarz. Co jeszcze bardziej denerwowało KRZ. A w kościach czuł, że daleko temu dniu do końca. Jego rozmyślania przerwało rozpoczęcie akcji – granaty natychmiast wypełniły wyjścia z rynsztoku gęstym dymem, w którym widzieć mogli tylko agenci w specjalnych maskach. Ruszyli klasycznie, zgodnie z kolejnością, Endo z Berettą w ręku, skoncentrowany tylko na obecnej sytuacji. Pierwsze na co wpadł to dwóch cywilów krztuszących się niemiłosiernie i kamerzysta wściekle wywijający kilkukilogramowym sprzętem – kiedy dojrzał szybko poszerzające się barki i kły, było już za późno. Z kamery wystrzelił w jego kierunku pocisk i wrył się w ziemię kilka metrów przed nim, detonując kawał ulicy i wrzucając Endo z powrotem w kanał. Zanim stracił przytomność, pomyślał jeszcze, że to naprawdę, naprawdę zły dzień.
***
W chwili kiedy prezentacja przeszła w degustację ze studzienek kanalizacyjnych wypadły dymne granaty zasnuwając całą scenerię gęstym, szarym obłokiem i wtórem kaszlu z Khazarskich gardeł. Z nikąd pojawiła się grupa uderzeniowa Sanbetańskiej Agentury siekąc w tumanach dymu starannie wybrane cel, próbując przejąć „ekipę filmowców”. Mistrza Herbaty i Zo uznano w tym wszystkim za cele drugorzędne i wtedy wybuchły pierwsze ładunki - Szamani nie mieli zamiaru dać się łatwo zabić a tym bardzie zabić publicznie i zdruzgotać kruchą strukturę dyplomacji, wysadzili więc umieszczone w tylko sobie znanym celu materiały wybuchowe zawalając całą herbaciarnię, spory kawał ulicy i uroczy skwerek we wschodniej części Midoyori. Mając szczęście w nieszczęściu, dwóch znawców herbaty osunęło się do ścieku jakimś cudem unikając przygniecenia przez budowlę i osuwające się kamienie. A mając nieszczęście w szczęściu Zo oberwał w skroń kamieniem i zapadł w nicość.
Khazarczyk obudził się w całkowitych ciemnościach z bólem rozsadzającym skronie i zaschniętymi stróżkami krwi z boku głowy. Leżał przez oszołomiony i dopiero wtedy w jego nozdrza uderzył duszący smród ścieku. Zerwał się, ale gwałtowny ruch tylko pogorszył migrenę także z plaśnięcie padł na podłogę… lepiej nie wiedzieć czym wysmarowaną. Coś zaszeleściło i ciemności rozświetliła niewielka zapalniczka przy twarzy Mistrza Hamiruty.
- Oberwał Pan nieźle – głos Mistrza był nadzwyczaj spokojny. Widać taki zawód – kiedy wszystko się zawaliło zostaliśmy tylko my obaj. – W świetle zapalniczki Zo widział pogłębione na twarzy zmarszczki i cień zmartwienia. Jego rozmówca chyba to zauważył bo zgasił zapalniczkę.
- Gdzie… jesteśmy? – to pierwsze co przyszło mu do głowy. Zaraz po tym, żeby coś zjeść.
- To fundamenty na których stoi, cóż, stała moja herbaciarnia – dojrzały mężczyzna mówił z nieskrywanym smutkiem. – Istnieje legenda, że ta część miasta stoi na starożytnych ruinach jeszcze z czasów Demonicznego Akumy.
- Ah… czyli Mistrz jest pewny, że to nie jedna z jego piwnic?
- Na pewno. Znam je równie dobrze co własne dzbanki!
- Świetnie. – Mówiąc to, Khazarczyk przeraził się nie na żarty. Miał być tylko przykrywką, specjalistą od gastronomi, elementem przerzutu. To, że wybierają się aby odzyskać „ekwipunek specjalny Akumy” usłyszał przypadkiem. To, że to właśnie w tym miejscu jego krajanie podłożyli ładunki i w ogóle ustalili miejsce kręcenia spotu dokooptował w tej chwili sam. O tym, że jest to miejsce chronione nie chciał nawet myśleć.
- Ech, cóż, powinienem dać rade się… - zachwiał się na nogach ale nie tak paskudnie jak wcześniej. Wstał opierając się na gruzowisku i nieco stękając.
- Cóż, to pozostaje nam albo tu czekać – i zostać zwierzyną do zastrzelenia – albo iść przed siebie. Korytarze nie mogą ciągnąć się w nieskończoność, gdzieś wyjdziemy, w końcu jest tu powietrze i…
- Przykro mi, ale będziesz musiał pójść sam.
- Co? Tzn. nie, mogę poczekać, nie ma problemu…
- Młodzieńcze, spójrz – Mistrz jeszcze raz odpalił zapalniczkę, maksymalnie podkręcając płomień. Jego ciało było do pasa zgniecione rumowiskiem. Z przeciekającym przez kamieniem ściekiem, mieszały się rdzawe stróżki krwi. Umierał.
- Weź ją – i podał mu zapalniczkę pięknie inkrustowaną w motyw lilii. Była bardzo masywna, ale nie to teraz zaprzątało umysł Szamana. Nie umiał się odezwać. Co innego zabić w warunkach polowych, co innego widzieć śmierć kogoś tak wybitnego, ale…
- Idź. – Zmuszony jakąś niewytłumaczalną siłą obrócił się i odszedł, ledwie oddychając świadom tego, co robi, pozostawiając umierającego człowieka w ciemnościach. Powinien zostać. Poczekać. Tego wymaga przyzwoitość i sumienie. I.
- IDŹ! – Zo pobiegł nie patrząc się za siebie. Gdy stracił oddech a mięśnie zaczęły palić otworzył się na Hrakkara i biegł dalej. W ciemności usłyszał echo wystrzału.
***
Parszywy dzień trwał dalej. Stracili połowę ludzi i zostali zmuszeni do zejścia w korytarze wypełnione śmiercionośnymi pułapkami, z naprędce zebranym sprzętem i resztką ludzi. Owszem, przynajmniej Yamamoto Mai wyłączył ochronę wewnątrz tego przybytku nieszczęść, jednak co to da jeżeli mówimy o potencjalnie bandzie zmiennokształtnych biegających w kompletnych ciemnościach. Brrr... Agenta przeszedł zimny dreszcz… aż się tanie horrory nasuwają. I tak przeczesywał już od godziny swój kawałek terenu z zakazem wchodzenia głębiej niż określony teren, bo tam wszystkie pułapki mają niby być sprawne. I do tego ten cywil… kto by pomyślał, że w takich okolicznościach będzie zmuszony dobić kogoś niewinnego. W tem usłyszał odgłos kroków. Ktoś biegł po ciemnych korytarzach. W noktowizorze nie widział dokładnie, jednak z przeciwnej strony niż zawalisko z trupem biegła na złamanie karku jakaś postać. KRZ wymierzył z Beretty. Strzelił z odległości kilku metrów serią po kolanach. Człowiek padł, płacząc.
- Ah tak – mruczał do siebie przy stękach Zo. Podniósł niskiego Khazarczyka za rozczochrane białe kudły, przez noktowizor dostrzegając zakrwawiony bok głowy i bladą cerę. Nagle przeciwnik otworzył oczy i zamachnął się wykrzykując jakieś niezrozumiałe wyrazy – żałosne, pomyślał Agen, jednocześnie lekko zaskoczony, że przeciwnik w ogóle może ustać po ranach postrzałowych. Chwycił go za nadgarstki i boleśnie wykręcając rzucił w boczny korytarz. Pozbierał się szybko, właściwie niemożliwie szybko, ale co tam, w końcu to… i wtedy zgrzytnęła ściana. Podłoga. Sufit. Rzucony jak worke treningowy Szaman uruchomił zapadnię… do której wpadli obaj. Jasne światło oślepiło zdezorientowanego Endo, świeże powietrze uderzyło w nozdrza, a jelita dodatkowo ściągnęły się, gdy zobaczył rząd pali pod sobą.
***
Starożytne pułapki działają w filmach akcji i w Cesarstwie Nag – posiada ono kilka zakonów, w tym karne, zajmujących się pieczołowitą konserwacją ruchomych ścian, basenów z kwasem i dołów z palami. W Sanbetsu na całe szczęście pedantyczni mnisi wyspecjalizowani w zautomatyzowanych narzędziach do siekania nie występują. Obaj – Zo i członek Agentury - wpadli na spróchniałe, rozsypujące się paliki w tumanie próchna i zgnilizny. Wypełniony niemal do połowy wodą dół śmierdział niemiłosiernie i był główną przyczyną stanu drewna. Khazarczyk podniósł się natychmiast bez większych obrażeń, Agent już nie – broczył z boku głowy a jego lewa ręka spoczywała pod dziwnym kątem. I był wściekły. Beretta wypadła gdzieś w szamotaninie wiec sięgnął po miecz marząc o poszlachtowaniu przeciwnika. I po swój główny atut. Tuż obok Edo, w rozprysku wody, pojawił się drugi butny przeciwnik. Ruszyli na raz. Jeden ciął od góry skosem, drugi zamachnął się w poziomie zmuszając przemienionego Zo do wycofania. Kiedy odskoczył, trafił na pchniecie którego nie miał szans uniknąć – ostrze wbiło się do połowy swojej długości… nie czyniąc najmniejszej szkody. Zdezorientowany Szaman rzucił się w wodę żeby drugi miecz nie kontynuował toru poprzednika. A Endo coraz bardziej dyszał rządzą mordu. Myślał, że powinien zarżnąć Khazarczyka godziny temu: był szybszy, silniejszy, lepiej wyszkolony i posiadał lepszy sprzęt, a ten… rozczłonkowywanie wroga w myślach musiało ustąpić teraźniejszości. W chmurze białych włosów i kropel zgnilizny wychynął spod wody Szaman, którego nie udało mu się zadźgać po omacku, i który zdzieli go z całej siły kawałem drewna – rozpadło się na pył tak jak poprzednie zostawiając KRZ krztuszącego się w chmurze pyłu, ale to było wszystko na co liczył jego przeciwnik.
- At! – pięść wzmocniona Ważką trafiła w wykręcone lewe ramię unieruchamiając je doszczętnie. KRZ ciął na odlew ale jego aktualna kondycja dawał o sobie znać: rwące ramię, obity łeb, naciągnięte od upadku ścięgna i kiszki wykręcające się na lewą stronę od zleżałej wody. Przeciął powietrze w ślamazarnym tempie.
- Akat! – Zo uderzył drugą pięścią w brzuch oponenta, nieświadomie zadając najbardziej dotkliwe obrażenia jakie mógł. Istna rewolucja przeszła przez jelita Agenta kończąc w spodniach.
- Maevorto! – Trzecie, podwójnie potężne uderzenie trafiło w skroń zgiętego w pół bruneta. Klęknął w brudnej wodzie nieprzytomnymi oczami wodząc po przegniłym palowisku. Nim osunął się w niebyt przyznał w duchu, że to był naprawdę parszywy dzień.
***
Przyszły Szaman dyszał nie wierząc własnemu szczęściu. Powalony, nieprzytomny buc który ścigał go korytarzami był najlepszym dowodem na to, że jednak szczęście nie do końca go opuściło, a Rada Starszych nie na wyrost oceniła jego umiejętności – tak pomyślał by każdy szanujący się członek wywiadu. Zo był po prostu potwornie głodny. Hrakkar, spalający potworne ilości kalorii po tak długim czasie dawał o sobie znać. Gdy tylko cofnął przemianę pociemniało mu w oczach tak, że brocząc w wodzie musiał opierać się na pobliskich palikach. A czekała go jeszcze wspinaczka do źródła światła i „legendarnego skarbu”, przynajmniej według Hamiruty… skupił się na celu. Mozolnie zaczął wspominać się po osuwisku do szeroko otwartych, jasno oświetlonych drzwi, spychając dalsze rozważania w kąt świadomości. |
|
|
|
*Lorgan |
#2
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
*Lorgan |
#3
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 20-09-2012, 20:30
|
|
Zo – Jedna z dziwniejszych walk, jakie do tej pory czytałem. Niby warsztat nie najgorszy, pomysły też całkiem dobre, a bardzo trudno było mi momentami zrozumieć, co się dzieje... Albo zrozumienie przychodziło dopiero po którymś zdaniu z kolei. No, ale do rzeczy.
Podstawowym, wymiernym, zarzutem z mojej strony jest nadużycie postaci pozostałych szamanów, którzy razem z Tobą wyruszyli po magiczną broń. Nie uważam, że pomysł był nietrafiony, wręcz przeciwnie, tylko kompletnie olałeś ich zdanie. Powinieneś zapytać, czy możesz w ten sposób się nimi posłużyć, bo tak mamy poważny problem z zachowaniem spójności faktów. Sorata opisał swoją podróż do Higure, Coyote opisał swoją podróż do Higure i ty opisałeś ich podróż do Higure, tylko zrobiłeś to zupełnie inaczej
Jak już wspomniałem wcześniej, warsztatowo wypadłeś zaskakująco dobrze, jak na pierwszą walkę, co w zestawieniu z powyższym daje Ci całkiem przyzwoity wynik. Praca jest właściwie na tyle dobra, że powinieneś bez trudu dokopać oX'owi nawet, gdyby oddał wpis w terminie. Stwierdzam to oczywiście na tyle, na ile jest mi znany jego styl. Gratuluję wygranej.
Ocena: 6/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Zo. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Sorata |
#4
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 20-09-2012, 21:27
|
|
Zaczynając humorystycznie - Fenris właśnie rozważa likwidację Twojego równoległego wszechświata.
Nie przeczytałem wcześniej żadnych Twoich wpisów. Przyznaję, że już początek mnie rozbawił - prezenter herbaty? Boskie W ogóle wpis ocieka specyficznym humorem rodem z dymu po gandzi. Jest szybko, zabawnie i pikantnie. Można by pomyśleć, że wywiady wielkich państw to konkurencyjne gangi pyskatych gówniarzy z jaskrawymi fryzurami i zawadiackimi, nerwowymi ruchami. Urzekł mnie zwrot „otworzył się na Hrakkara". Wspaniały opis transformacji.
Błędy w wykonaniu trochę „walą“ po oczach. Połykanie literek, dziwaczna konstrukcja zdań, powtórzenia - trochę tego jest.
Stylu Ci nie można odmówić. Uśmiałem się nieprzeciętnie. Ale klimat to zarżnąłeś dla pewności chyba kilka razy. Może spróbuj napisać coś do Art section? Od startu miałbyś jednego wiernego czytelnika.
5,5/10 Wystarczyło dopracować stronę techniczną i miałbyś wpis na 6-7. Do tego z oryginalnym stylem. Szkoda.
PS: Właśnie wyobraziłem sobie Straszliwego Akumę pijącego Imperialną Herbatkę. Obowiązkowo w miniaturowej filiżance i z wyprostowanym małym paluszkiem...:) |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
^Pit |
#5
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 21-09-2012, 01:47
|
|
Zo
Przeczytałem kilka akapitów i natrafiłem na wzmiankę o ekipie. Moja reakcja była dosyć gwałtowna "co tu się dzieje? Kręcą Cejrowskiego z Zo w roli głównej?". Fabularnie jest niezły mętlik, ale chyba wiem o co chodzi. I masz plusa za niekonwencjonalne podejście do tematu... bardzo niekonwencjonalne. Wręcz absurdalne. Największym z nich jest oczywiście herbaciarnia prowadząca prosto do najeżonych pułapkami grobowców Akumy. W zasadzie po przeczytaniu całości nie wiedziałem co mam myśleć. Czułem się jak po jednym lub dwóch buchach czegoś sziszowatego (nie chcę używać kolokwializmów angielskich, ale "what the actual fuk" pasuje idealnie).
Walka jest prosta, szybka i ma swój moment przełomu. I w zasadzie to by było tyle o niej: dziwna, z niecodzienną historią w tle. Było by przyzwoicie, gdyby nie warsztat. Nie wiem jak długo pisałeś starcie i na ile czasu przed północą, ale literówki, błędy i powtórzenia są tu dość rażące.
Od najprostszych "Z kosztowanie" czy "tym bardzie", aż po "pomyślał agen", "z nikąd" "bijających w kompletnych ciemnościach". Jest też dialog ze skrótowcem ("Co? tzn. nie, mogę poczekać"), a takich lepiej unikać. W oczy wpadło mi też "została więc pozostała kranówka." - niepoprawiony błąd, czy może zamierzone? No i klasyka, którą i ja kiedyś popełniałem - jak krwi/wody to "strUżka" nie "strÓżka" - ta druga jest żoną stróża.
Z czystej formalności wymieniam powtórzenia: "bo kradzieże (...), bo przecież" - w jednym zdaniu, jak i " przyzwoitej wody, została więc pozostała kranówka. A picie kranowej wody".
Jest jeszcze tego trochę, ale wystarczy. Nie wymieniam tych wszystkich baboli z racji bycia złośliwym, po prostu psuje to immersję przyzwoicie napisanego opowiadania, które mimo wszystko wywarło spore wrażenie na mnie. Mam przed oczami scenę, gdzie agenci strzelają do wszystkiego i wszystkich, a Zo, wraz z Mistrzem, siedzą i piją sobie herbatkę. Nienormalne, absurdalne. Takie wrażenie utrzymuje się nawet podczas walki. Jeśli w realu jesteś osobą z takimi pomysłami, to aż chciałbym cię poznać
Ale przy pisaniu walk... podreperuj warsztat.
4.5/10 |
|
|
|
»Naoko |
#6
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 21-09-2012, 12:11
|
|
Zo powiem, że jestem w rozterce. Wiem, że to Twój debiut i nie chciałabym zaniżać średniej, ale...
Nie będę się powtarzać. Sędziowie, którzy wcześniej się wypowiedzieli, mają rację. Dużo powtórzeń, literówek, dziwnie skonstruowanych zdań. Wprost: w ogóle nie odpowiada mi Twój styl. Nie przemawia do mnie, tym bardziej do siebie nie zachęca. Jednak chcę, abyś wiedział, że to jest sugestywne odczucie, które odbije się na ocenie w minimalnym stopniu. Po prostu... Czuję pewien niesmak po tym wpisie. Wydaje mi się, że próbowałeś sprzedać coś, czego sam do końca nie kupujesz. Odnoszę wrażenie, że na siłę próbujesz tworzyć w określonej stylistyce... Będę przyglądała się bliżej temu procesowi, żeby ostatecznie się wypowiedzieć.
Fabularnie... Nieźle. Niekonwencjonalnie, dość pomysłowo. To, że wykorzystałeś swoich pobratymców, to jedno, ale przedstawiłeś ich trochę... Jakby Twoja postać kontrolowała ich poczynania, co nie do końca odpowiada realiom świata (Kojot słucha Białego Lwa, który jeszcze nie ma pazurków... ciekawa interpretacja ). Samo starcie mignęło mi przed oczami - za bardzo skupiłam się na tej Kumie czy Akumie więc za bardzo nie wiem co o nim myśleć. Może następnym razem skup się bardziej na starciu, żeby było bardziej wyraziste.
OCENA: 6 mimo, że mam wiele zastrzeżeń, nie mogę nie przyznać, że to bardzo ciekawa i w pewien sposób spójna praca. Poza tym to Twój debiut. Wszyscy mieli fory, masz i Ty. |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
»Zero |
#7
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 69 Wiek: 34 Dołączył: 09 Gru 2010 Skąd: Łódź
|
Napisano 21-09-2012, 20:44
|
|
»Zo
Początek mnie kupił - piękna satyra na swych krajan . Prześmiewczy, pokpiewający styl, szydera z realizmu i typowości... gdybyś w tym momencie jeszcze był laską... . Z racji, że wyczuwam pokrewną duszę, wyczuwam pokrewne słabości, a mianowicie popadłeś w zbytnią przesadę. Konwencja jaką wymuszą Tenchi (stety, niestety) wymaga pewnej dozy realizmu, nie surrealizmu. Zakręcona fabuła w pewnym momencie pędzi jak szalona karuzela. Tak długo jest fajnie i zabawnie, jak nie przyśpiesza za bardzo, bo wtedy zbiera się na mdłości. Główny problem wpisu, że przegiąłeś z konwencją. Jeśli kolejny wpis będzie bardziej zrównoważony i potraktowany serio - wróżę wysokie noty. A ocena... ciężko mi to ugryźć, z jednej strony wpis ma fajne akcenty, z drugiej strasznie mnie zamotał (jeśli JA to mówię to serio wiedz, że coś się dzieje ) i gdyby nie to, że jest interesującą ciekawostką w morzu walk... oberwałby. Niech będzie...
6/10 |
|
|
|
*Lorgan |
#8
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 21-09-2012, 23:54
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Zo - 28 pkt.
oX - 0 pkt.
Zwycięzcą został Zo!!!
Punktacja:
Zo +45 (medal: Gwiazda Ochotnicza)
oX -30
Lorgan +10
Sorata +10
Pit +10
Naoko +10
Zero +10 |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,16 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|