6 odpowiedzi w tym temacie |
^Curse |
#1
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 26-04-2012, 20:17 [Poziom 1] Curse vs Insoolent - walka 1
|
|
Curse 1615道力
Insoolent 1080道力
15 lat wcześniej
Wśród strzałów i wybuchów ledwo słyszała własne myśli. Była przerażona i całkowicie zagubiona. Wokół niej unosiły się chmury gęstego kurzu, które ograniczały widoczność do kilkudziesięciu centymetrów. Potykając się o nieokreślone fragmenty umeblowania, szukała na oślep wyjścia. Oczy piekły ją nie do zniesienia, a kaszel dusił tak, że traciła oddech.
Nagle budynek zatrząsł się intensywnie, a dziewczyna zatoczyła się i padła przed siebie na kolana. Próbując wymacać dłonią ścianę obok siebie, natrafiła na lepiący się przedmiot, który po chwili okazał się rozszarpaną męską dłonią. Odskoczyła w tył uderzając o framugę drzwi i wpadła do jakiegoś pomieszczenia. Schowała się za ścianą kuląc jak małe dziecko i chowając głowę w ramionach. Kiedy poczuła pod powiekami gorące łzy, przyjęła je z rozkoszą, bo miała już duże problemy z mruganiem. Po chwili całym jej ciałem wzdrygały
silne szlochy, których nie próbowała nawet opanować.
Poczuła silny uścisk na ramieniu i kiedy uniosła głowę, przez załzawione oczy i kłęby dymu i kurzu zobaczyła znajomą twarz. W ułamku sekundy postać poderwała ją do góry i przyciskając mocno do siebie niosła w ramionach. Dziewczyna nie wiedziała gdzie zmierzają, ale miała nadzieję, że za chwilę odetchnie świeżym powietrzem. Odgłosy naokoło dudniły w jej głowie z wielką mocą. Traciła powoli przytomność.
Jakiś czas później ocknęła się z bólem głowy. Miała wrażenie, że każdy mięsień jej ciała wykonał wysiłek znacznie przekraczający jego możliwości. Oczy piekły do tego stopnia, że musiała długo je przecierać, zanim była w stanie uchylić lekko powieki. Czuła, że są spuchnięte. Nie miała siły usiąść, więc przetoczyła się na bok i dopiero wtedy podparła ręką i delikatnie uniosła, próbując zapanować nad szalejącym błędnikiem. Obok niej znów pojawił się znajomy mężczyzna, objął długim ramieniem i podsunął pod usta coś mokrego.
Kiedy zauważył, że była w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej bez jego pomocy, odsunął się na tyle, by znaleźć się naprzeciw niej. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, czego powinna była być świadoma już przy ich pierwszym spotkaniu. Patrzyła w zamglone oczy mężczyzny zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Jak się czujesz? - zapytał troskliwym, ciepłym głosem.
Otworzywszy usta, zakaszlała intensywnie, łapiąc spazmatycznie powietrze.
- W porządku? - usłyszała ponownie, kiedy trochę opanowała oddech.
- Tak.. - wycharczała, pomiędzy głębokimi wdechami.
Mogła przysiąc, że mężczyzna jest niewidomy, a mimo to na swój sposób przyglądał się jej. Nie odpowiedział już nic i cisza zaczynała trwać o chwilę za długo. Odsunął się w końcu i usiadł pod przeciwległą ścianą opierając się o nią i wzdychając ciężko.
Nagle dziewczyna uświadomiła sobie, że znajdują się w małej jaskini. Rozejrzała się naokoło, ale było dość ciemno, a jedyne źródło światła stanowiło wąskie wejście znajdujące się kilka metrów dalej. Nagle wszystko co przeżyła w ostatnim czasie wróciło do niej z wielką mocą. Serce załomotało jej w piersi, ale starała się zachować spokój.
- Mogę ci pomóc – powiedział nagle mężczyzna. - Nie musisz tam wracać.
Spojrzała na niego nieco zaskoczona, ale rozumiała co miał na myśli.
- Załatwię ci nową tożsamość. Nowe życie.
Patrzyła na jego zmęczoną sylwetkę, ale przed oczami wirowały jej obrazy zmasakrowanych ciał majaczących wśród gęstego dymu.
- Wiesz, że za chwilę znowu wyślą cię gdzieś jako mięso armatnie, prawda?
Usłyszała w jego głosie żal i ból. Nie zrobiło to na niej wrażenia.
- A zagwarantujesz mi, że będę szczęśliwa? - odpowiedziała z goryczą.
Nie chciała okazywać niewdzięczności.
- Nie – przyznał szczerze – ale oferuję ci wolność wyboru.
- To nie ma sensu. Zawsze będę inna...
Opuściła głowę odpędzając wszelkie wątpliwości. Jej światopogląd był wybudowany na solidnych fundamentach i nie mógł go zburzyć delikatny powiew wiatru. Ani nawet wichura.
- Pomagałem już takim jak ty...
- Takim jak ja? - przerwała mu.
- Zagubionym, którzy prędzej czy później źle skończą. Byłaś tam. Widziałaś to wszystko. Następnej takiej akcji możesz nie przeżyć, a masz jeszcze szansę normalnie ułożyć sobie życie.
Mówił przekonująco, z pasją. Wierzyła w każde słowo, ale nie miało to znaczenia. Nagle usłyszeli niosący się echem odgłos strzałów. Mężczyzna pochylił się w jej stronę.
- Nie mamy dużo czasu – powiedział stanowczo i odwrócił głowę w stronę wyjścia z jaskini. Sprawiał wrażenie jakby nasłuchiwał. - Masz wybór. Pomogę ci – powtórzył raz jeszcze i zawiesił głos w oczekiwaniu.
- Wole jutro umrzeć, niż oszukiwać samą siebie przez lata – stwierdziła ze smutkiem.
Nie umiał ukryć zawodu. Westchnął i przełknął ciężko.
- Rozumiem – przyznał po chwili. - Ale mimo wszystko... zrób coś dla mnie. Pokaż im jak wiele jesteś warta. I za wszelką cenę... nie daj się zabić.
Dzisiaj
Pogoda była paskudna już od dłuższego czasu. Przez kilka tygodni temperatura wahała się od kilku stopni mrozu do kilku ponad zerem, co przy ciągłych opadach powodowało niesamowitą pluchę. W dodatku, nieustający wiatr stał się już jakiś czas wcześniej po prostu męczący.
Świtało, kiedy szła rzednącym już lasem, pośród gęstej mgły. Znając warunki pogodowe, założyła grubą skórzaną kurtkę do bioder, więc chłodne powietrze wiejące po nogach przyprawiało ją o dreszcze. Była na siebie trochę zła, ale konsekwentnie zmierzała ku celowi, którym była jedna z kopalni w górach Unido. Trasa ta była jedynym logicznym wyborem, bo z każdej innej strony roiło się od tutejszej ludności. Kopalnia była już nieczynna, ale wokół niej mnożyły się miejsca mieszkalne. Miała wrażenie, że okolica stała się w pewnym sensie przedmieściami „prawdziwego Sanbetsu”, a wielu ludzi marzyło o „domku na wsi”. Ponadto, nie miała pewności w samej kopalni nie natknie się na robotników. Teren Unido, jak zresztą praktycznie całe Sanbetsu był mocno eksploatowany. Nie lada gratką stała się dla inwestorów możliwość adaptacji opustoszałych górskich korytarzy. Musiała więc być ostrożna.
Po chwili wyrosła przed nią stroma skalna ściana. Kasumi zerknęła na małe urządzonko nawigacyjne na nadgarstku i przeszła kilka metrów w jedną i drugą stronę wzdłuż niej, przyglądając się uważnie. Skała była pokryta mchem i delikatną roślinnością, przez co stanowiła integralną, nienaruszoną jeszcze część przyrody wokół. Dziewczyna dotykała opuszkami palców tętniącego życiem podłoża, aż trafiła na to, czego szukała. Gdzieś pod zewnętrzną warstwą, głęboko ukryte było wąskie przejście. Ledwo przecisnęła się do wewnątrz, ale chwilę później kontynuowała już podróż.
W jaskini było ciemno, więc wyjąwszy z sakiewki pod płaszczem urządzenie, zamontowała je na uchu i włączyła małą latareczkę. Pomieszczenie rozjarzyło się bladoniebieskim światłem, które oświetliło również korytarz na wprost dziewczyny. Zmieniła ustawienia nawigacji i ruszyła przed siebie.
Korytarz zmieniał się wraz z czasem i przebytą drogą. Stawał się coraz obszerniejszy, ale mimo to musiała uważać, żeby nie uderzyć się w głowę. Po jakimś czasie stanęła przed czymś, co wyglądało na zabite deskami od drugiej strony wejście. Drewno, jak przypuszczała, było dość stare, bo poddało się po dwóch mocniejszych kopniakach. Kontrolując swoje położenie, wybrała lewy korytarz. Był nadal ciemny, ale oświetlając go widziała prymitywne oznaki eksploatacji. Zdała sobie sprawę z tego, że musiała znajdować się w jednej z pierwszych kopalni na tym terenie. Zdziwiło ją trochę, że takie miejsce istniało do tej pory niewykorzystane. Postanowiła jednak nie zastanawiać się nad zbyt długo i skorzystać z panujących pustek.
Wokół niej było idealnie cicho i wciąż tak samo ciemno. Urządzenie nawigacyjne zawibrowało prawie niewyczuwalnie na ręce dziewczyny, bo oddalała się już od celu. Korytarz, którym szła, ciągnął się jeszcze bardzo długo, ale znalazła przejście i z niego skorzystała. Błądziła tak dość długo, co jakiś czas cofając się lub szukając odpowiedniej drogi. Nawigacja działała sprawnie i posiadała nawet plany kopalni, ale ograniczone tylko do głównych korytarzy i stanowisk, które były jeszcze daleko. Trasa zaczęła schodzić coraz niżej i zrobiło się zimniej i ciaśniej. Kasumi zaczynała już mieć dość wędrówki, ale wtedy urządzenie znowu zawibrowało, wyświetlając odległość do celu: pięćdziesiąt metrów. Pokonała ją w mgnieniu oka, docierając do krzyżówki dwóch korytarzy. Rozejrzała się wokół i namierzając dokładne miejsce, które było wskazywane, zamarła. W skalnej ścianie znajdował się niewielki otwór, akurat na włożenie ręki. Zrobiła to, a skrytka okazała się na tyle głęboka, że dziewczyna musiała sięgnąć całym ramieniem, zanim wymacała jej dno. I tylko dno, bo wewnątrz nic nie było.
Serce uderzyło jej mocniej, kiedy wyczuła czyjś ruch. Zgasiła latarkę i nasłuchiwała, ale nadal panowała głucha cisza. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach coś zaryzykowało i puściło się pędem sąsiednim korytarzem. Niewiele myśląc, dziewczyna pobiegła w tamtą stronę. Potknęła się kilka razy bluzgając pod nosem, więc moment później włączyła światło i przyspieszyła. Słyszała przed sobą coraz głośniejsze, niosące się cichutkim echem, lekkie kroki. Już po chwili zobaczyła przed sobą kobiecą, choć dobrze ukrytą pod bojowym strojem, sylwetkę. Wyskoczyła długim susem, powalając postać ciężko na ziemię. Kobieta okazała się nieco silniejsza od Kasumi, więc nie bez problemów, ale zrzuciła ją z siebie. Leżąc jeszcze na ziemi, spojrzała na nią i obie na ułamek sekundy zamarły w bezruchu. Curse od razu skojarzyła, gdzie wcześniej widziała znajdującą się naprzeciw niej blondynkę, ale tamta nie miała szans jej pamiętać. Mimo to, sprawiła wrażenie, jakby ją znała. Szybko poderwała się z ziemi i znowu zaczęła uciekać. Na niewiele jej się to zdało, bo Kasumi dopadła do niej po kilku sekundach i znów powaliła ją na brzuch. Tym razem jednak, mocno przygwoździła ją do ziemi, siadając na jej plecach.
- Co tu robisz? - rzuciła krótko.
- Naprawdę liczysz na szczerą odpowiedź? - powiedziała blondynka, unosząc lekko głowę znad ziemi.
Nie liczyła, ale w takich momentach warto było spróbować. Wydało jej się, że usłyszała gdzieś niedaleko jakiś dźwięk i na moment straciła czujność. Obezwładniona natychmiast wykorzystała okazję i wyzwalając jedną rękę, zamachnęła się i uderzyła pięścią w skroń Curse, miażdżąc przy tym maleńką latareczkę zawieszoną na uchu. Zapanowała ciemność, w której jedynym jasnym punktem było słabe światło na końcu kilkukilometrowego korytarza. Dziewczyna, ubrana w dziwny, pseudo-bojowy strój stała na jego tle, więc poświata zarysowywała jej sylwetkę. Szybkim ruchem sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła mały przedmiot.
- Czyżbyś tego szukała? - zapytała, unosząc w palcach coś o kształcie małej płytki.
Prawda była taka, że Kasumi nie wiedziała czego szuka. Wiedziała tylko, że powinna zabrać coś, co było ukryte przez wiele lat i że spóźniła się prawdopodobnie o kilka minut. Blondynka schowała małą rzecz i prychnęła cicho pod nosem.
W ciągu następnych paru chwil stało się kilka rzeczy. Po pierwsze, gdzieś z głębi góry wydobył się głuchy odgłos wybuchu i ziemia zadrżała kobietom pod nogami. Po drugie, przeciwniczka doskoczyła do Sanbetki i celując w splot słoneczny wyprowadziła mocny cios pięścią. Curse zareagowała szybko i sparowała uderzenie, ale w ciemności zrobiła to nie dość dokładnie, więc i tak dostała w ramię. Zachwiała się lekko, dając przeciwniczce czas akurat na wyciągnięcie miecza. Ta z kolei nie marnowała kolejnej okazji. Cięła kilka razy, mimo ciemności bardzo dokładnie. Kasumi unikała ciosów na ile mogła, ale jej walka w takich warunkach sprawiała o wiele więcej problemu, więc za trzecim albo czwartym razem ostrze zraniło ją płytko w lewy bark. Syknęła z bólu, ale nie pozwalając sobie na chwilę słabości, uniknęła kolejnego cięcia i uskoczyła w bok.
Wyciągnąwszy swoją katanę, stanęła pewnie na nogi i zaatakowała. Uderzała trochę na wyczucie, ponieważ na wzroku nie mogła polegać. Niestety nie działało to najlepiej, więc po chwili przeciwniczka znów przejęła kontrolę nad sytuacją. Szybko okazało się jednak, że miejsce nie do końca jej sprzyja. Poczuwszy się pewnie, chciała ciąć zamaszyście, ale ziemia znów zadrżała i ostrze trafiło w skałę. Sanbetka mocnym kopniakiem w brzuch posłała blondynkę na przeciwległą ścianę pozbawiając ją na moment tchu. W tej chwili wytrąciła dziewczynie broń z ręki i wbiła ostrze w łydkę, pozbawiając możliwości dalszego pościgu. Przyłożyła klingą jej gardła.
- Oddaj to, co nie należy do ciebie – powiedziała sucho.
- Należy bardziej do mnie niż do ciebie – odpowiedziała słabym głosem. - A przynajmniej do Babilonu.
Curse drgnęła, ale nie dała po sobie poznać, że te słowa ją zaskoczyły. Na ich głowy zaczęła sypać się obruszona ziemia.
- Oddawaj – warknęła i nacisnęła mocniej ostrzem.
Zealotka wyciągnęła wolno z kieszeni małą rzecz.
Wyrzuć wszystko co masz w kieszeniach.
Blondynka posłuchała. Rozpoznawszy cel swojej podróży w małym chipie, Kasumi bardzo wolno podniosła go z ziemi i schowała.
- Dziękuję – powiedziała, uśmiechając się kącikiem ust. - Lepiej, żebyśmy się więcej nie spotkały – dodała i puściła się biegiem wzdłuż korytarza, który lada moment mógł się zawalić.
W porównaniu z czasem spędzonym wcześniej na odnalezieniu skrytki, powrót na powierzchnie zdawał się trwać chwilę. Dziewczyna zdawała sobie jednak sprawę z tego, że zajęło jej to kilkadziesiąt minut, nawet mimo tego, że mniej więcej w połowie przestała biec, bo zraniony bok dawał o sobie znać.
Poczuła ulgę, kiedy odetchnęła na powierzchni świeżym, choć nieco gęstym powietrzem. Spojrzawszy na niebo, zobaczyła ciężkie, pędzące jak szalone, burzowe chmury. Westchnęła i ruszyła przed siebie. Nie minęło więcej niż kilka minut, kiedy wyczuła za sobą czyjąś obecność.
- Hej! - usłyszała z oddali.
Odwróciła się i zobaczyła idącą za nią, umorusaną w ziemi, kulejącą lekko zealotkę.
- Co do... - szepnęła do siebie, wyjmując mimowolnie katanę.
Przeciwniczka zrobiła to samo i zatrzymała się kilkanaście metrów od niej.
- Teraz ty mi coś wisisz – powiedziała.
Curse uniosła lewą brew, ale nie odpowiedziała. Blondynka rzuciła się do ataku. Jej noga wyraźnie nadal bolała, ale rana była widocznie zaleczona. Kasumi unikała zwinnie cięć, a część z nich parowała, szukając okazji do precyzyjnego ataku. Musiała przyznać, że zealotka była wprawna w posługiwaniu się mieczem, ale zdecydowanie brakowało jej szybkości, co stawiało ją na przegranej pozycji.
Zagrzmiało i na twarze walczących kobiet spadły pierwsze, ciężkie krople deszczu. Już po chwili, dźwięk spotykających się kling utonął w szumie lejącej się z nieba wody. Błysnęło i znów zagrzmiało. Lało już tak, że widoczność była ograniczona do kilku metrów. Zealotka, krzywiąc twarz z bólu, odskoczyła nagle do tyłu, więc Curse, nie chcąc tracić kontaktu, podążyła za nią. Ta jednak wykonując prawdopodobnie bardzo bolesny skok, złapała się rosnącej nad jej głową gałęzi i z rozmachem wytrąciła Kasumi katanę. Opadając ciężko na jedną, niezranioną nogę, zobaczyła na twarzy Sanbetki uśmiech. Jednym ruchem Curse wyciągnęła zza pasa kolejny miecz, dziwiąc się, że dziewczyna nie zauważyła go wcześniej. Kiedy miała już zaatakować, błysnęło po raz kolejny, tym razem jednak tuż obok nich. Poczuły w uszach ogromny ból, a tuż nad sobą zobaczyły upadające drzewo. Obie zdążyły zareagować w ostatniej chwili, upadając tuż obok siebie i przetaczając się bezwładnie kilka metrów dalej.
W lekkim szoku, ale zachowując pełną świadomość, jeszcze na ziemi, kobiety pozbawione broni rzuciły się na siebie. Przemoczone i złe miały dosyć i chciały jak najszybciej zakończyć walkę. Zealotka znowu uderzyła Curse w twarz, a potem dołożyła jeszcze kilka ciosów, rozrywając wargę i obijając boleśnie kość policzkową.
- Exura Gran Vitasio – szepnęła, a Kasumi poczuła jak słabnie. - Wisisz mi trochę swojego zdrowia – powiedziała i przymknęła oczy, jakby poczuła falę przyjemności.
Zraniony bok Sanbetki przeszedł bólem, jakby ktoś jeszcze raz go ciął, a z kończyny stały się miękkie niczym wata. Blondynka zwolniła uścisk, w którym do tej pory trzymała przeciwniczkę i wolno wstała. Przemoczona, wyglądała żałośnie, ale na jej twarzy malowało się zadowolenie. Curse sięgnęła ręką do krwawiącej rany, i poczuła tętniące ciepło na dłoni. Deszcz padał jej wprost na twarz sprawiając, że musiała zmrużyć oczy. Leżała bezbronna, ale czuła, że z każdą chwilą ma coraz więcej siły. Nie była to znacząca różnica, ale musiała jej wystarczyć. Rana bolała jak diabli, ale dziewczyna bywała już w gorszych tarapatach.
Zealotka znów nad nią kucnęła i uśmiechnęła się lekko. Wyjęła z jej kieszeni chip. Kasumi, wkładając całą swoją siłę w jeden cios, uderzyła mocno zakrwawioną dłonią w żuchwę blondynki, zaskakując ją. W deszczu, cios prześliznął się wzdłuż twarzy kobiety, zostawiając na niej krwawe ślady. Spłynęły natychmiast, uwidaczniając właśnie zadane rany. Babilonka wciągnęła ze świstem powietrze i zamachnęła się. Curse jednak, zanurzywszy palce drugiej ręki w krwi, włożyła je wprost pod żebra kobiety. Czuła jak materiał puszcza, pozwalając aby ciało otrzymało obrażenia. Nacisnęła na tyle mocno, na ile mogła, obracając nieco dłoń, a blondynka zawyła z bólu. Sanbetka czuła jak pod jej palcami ciało niemal topi się. Była bardzo słaba, ale na to wystarczyło jej sił. Zealotka próbowała wyciągnąć mały nóż, ale Kasumi odepchnęła się nogą i przetoczyła razem z drugą dziewczyną. Przygniotła ją całym ciałem, a zakrwawioną dłonią przygwoździła jej nadgarstek, powodując kolejną falę bólu.
Czarne, ubłocone włosy opadały na Babilonkę, zasłaniając jej częściowo twarz. Krew z rany na boku nadal sączyła się obficie, skapując teraz na żebra zealotki, parząc skórę niczym kwas. Curse, czując bezsilność przeciwniczki, sięgnęła słabo po wytrącony przed chwilą nóż i z wysiłkiem wbiła go wprost w bark dziewczyny, przebijając go i powodując kolejny wrzask bólu. Zza pasa wyjęła, drugi, własny sztylet i przebiła drugi bok. Oddychając ciężko, oparła się rękami o ziemię, a po chwili zabrała utracony chip. Wstała, zataczając się i wstukała w urządzenie nawigacyjne kilku cyfrową kombinację. Nadal grzmiało, ale burza zdawała się uspakajać. Deszcz natomiast nadal mocno padał. Kasumi ruszyła przed siebie wolnymi krokami, trzymając się za krwawiącą ranę i opierając o pobliskie drzewa. Przemoczona do szpiku kości i pozbawiona sporej ilości krwi i energii, dygotała. Myślała tylko o tym, żeby zachować przytomność.
Po kilku minutach zobaczyła majaczący gdzieś w oddali zarys helikoptera i zbliżającą się do niej postać. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, człowiek wyciągnął do niej ręce, a ona wpadła w nie, całkowicie tracąc siłę.
Ocknęła się w jakimś środku transportu, ale nie był to zdecydowanie helikopter. Przemieszczali się z dużą prędkością po lądzie. Znajdowała się w pozycji półsiedzącej na wąskim siedzeniu i po chwili zdała sobie sprawę z tego, że boli ją prawie każda część ciała. Włosy miała nadal mokre, ale ubranie zostało zastąpione suchym, niewątpliwie męskim strojem.
- Z kim walczyłaś? - zapytał mężczyzna.
- Nie domyślasz się? - odpowiedziała po chwili.
Siedział naprzeciw, z opuszczoną głową.
Babilończyk?
Nie odezwała się. Przez chwilę milczeli.
- Przepraszam – powiedział nagle. - Nie powinienem cię w to mieszać, ale byłaś moją jedyną nadzieją.
Mówił szczerze, ale w Kasumi i tak rósł gniew.
- Ciągle przepraszasz – odparła najspokojniej, jak umiała. - Tylko, że nic z tego nie wynika.
Spojrzał na nią niewidzącymi oczami.
Zapewne nie powiesz mi co zawiera ten chip? - zapytała słabo.
- Nie mogę. Jeszcze nie teraz.
Jego ton nadal był przepraszający, ale dziewczyna bezwiednie zaśmiała się.
- Jak już odstawisz mnie do domu... zniknij. I więcej nie wracaj – powiedziała, odwracając wzrok.
Wydawało jej się, że nie odpowie, ale po dłuższej chwili zrobił to.
- Nie mogę. Jeszcze nie teraz...
Ciąg dalszy nastąpi... |
Ostatnio zmieniony przez Lorgan 26-04-2012, 20:32, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
»Insoolent |
#2
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195 Wiek: 33 Dołączyła: 20 Gru 2009 Skąd: Olsztyn, Warszawa
|
Napisano 26-04-2012, 23:09
|
|
Kolejna fala, wywołana przedzieraniem się statku przez wody morza, przykryła niedopałek papierosa, gasząc z ostatnią iskrę. Inoki, stojąc na pokładzie, jeszcze przez chwilę wpatrywała się w morską odchłań. Spojrzała ponownie na najnowsze wydanie "Nag News: Kyosei", którym przed paroma minutami cisnęła w ścianę nadbudówki statku. Pytania, które sobie zadawała, wyrastały jak grzyby po deszczu. Skierowała wzrok w stronę słońca znikającego za horyzontem i zmarszczyła brwi na znak głębokiego zamyślenia.
- Stek bzdur... - mruknęła po dłuższej chwili sama do siebie. Media Nag pewnie miały we krwi ubarwianie wydarzeń spoza kraju. Wybuch w Arkadii się zgadzał, ale... Takeo...? Nie, to niemożliwe. Widziała różne zdolności magiczne w Babilonie, ale nikt do cholery nie był w stanie ożywić trupa! Pomijając już fakt, że sama Shina była adeptką szkoły Encender, w której już w pierwszym roku uczono, że ludzie nie są Wszechmogącym Lumenem i nie mają zdolności przywracania zmarłych do świata żywych. Jeśli Jedyny Pan życzy sobie zabrać kogoś do swojego Królestwa, to już po wsze czasy. Nie ma zmiłuj, choćby nie wiadomo jak gorliwe modły wznoszono. No i jeszcze ten doktorek siedzący drugą godzinę z rzędu w kiblu... Po cholerę wyznaczyli powrotny kurs z Sanbetsu statkiem, skoro eskortowany “obiekt” miał chorobę morską? Głupota rządzących i dowodzących zza biurek w ciepłych gabinecikach nie zna dziś granic.
Facet mało niewypluwający sobie żołądka łącznie z jelitami, w zwykłych okolicznościach budziłby w Inoki wstręt, odrazę i pogardę, ale ostatnie wydarzenia w Babilonie pochłonęły całą uwagę zealotki. Z tegoż właśnie powodu ustaliła, że co godzinę będzie sprawdzać, czy doktorek dalej siedzi w łazience lub czy przypadkiem nie wyrzygał wszystkich wnętrzności, omdlewając przy tym koło klozetu. Każdy kolejny patrol sprawiał, że Inoki sama mało nie wymiotowała. Toaleta, w której tymczasowo urzędował mężczyzna, nie posiadała już chyba czystego miejsca, które mogłoby zostać upaskudzone treścią żołądkową. Przerąbana choroba. I pomyśleć, że Shina uważała, że najgorszą rzeczą, jaką może spotkać człowieka, jest kac po nocy z trzema litrowymi butelkami wysokoprocentowego trunku. Pomijając oczywiście niespodziewane spotkanie z nadczłowiekiem lub khazarskim psem. Tych wybryków natury nienawidziła tak bardzo, że kac, w porównaniu do Sanbetańczyków, Nagijczyków i Khazarczyków, stawał się najlepszym przyjacielem. Gdy kolejny patrol w “rzygowni” zakończył się standardowo, Inoki stwierdziła, że najlepszym wyjściem będzie położyć doktorka spać. Biedaczek ledwo trzymał się na nogach. Zaprowadziła ofiarę choroby morskiej do ich wspólnej kajuty. Podała mu wodę, aby naukowiec choć na chwilę pozbył się wstrętnego posmaku z ust. Wycieńczony mężczyzna zasnął w mgnieniu oka. Zealotka wpatrując się w sufit, dalej myślała o Takeo. Walka organizmu o odpoczynek jednak skutecznie zamknęła jej oczy, a kołysanie statku wprowadziło w niespokojny sen.
Koszmar, jaki nawiedził Inoki podczas spoczynku, sprawił gwałtowną pobudkę, co w konsekwencji spowodowało szarpnięcie całego ciała. Chyba każdy zerwałby się z łóżka, gdyby ponownie musiał przeżywać śmierć najbliższej osoby, chociażby we śnie. Nagłe przebudzenie zaowocowało mocnym uderzeniem głowy w koję nad Shiną.
-Kur*a mać! - wrzasnęła ze skwaszoną miną, dotykając bolącego miejsca. No i masz ci los. Rozcięcie na dwa centymetry jak się patrzy. Przytknęła całą dłoń do czoła, po czym uszkodzona skóra momentalnie powróciła do swojego poprzedniego stanu. Blondynka ukryła twarz w dłoniach. “Co ci do cholery?! To tylko gazeta, wymysł mediów. Wywal te informacje z głowy, kretynko !” - powtarzała sama do siebie w myślach, nie chcąc głośno wypowiadanymi słowami zbudzić eskortowanego. Siedziała tak dłuższą chwilę w kompletnej ciszy. Ciszy? Coś było nie tak. Za cicho... Zdecydowanie za cicho. Odruchowo nastawiła ucho i po chwili wstała, aby sprawdzić, jak trzyma się jej podopieczny. Nie słyszała jego oddechu. Zarzygał się na śmierć, czy jak? Zapaliła światło, aby nagła jasność, sprowadziła naukowca z krainy snów do świata realnego. Koja mężczyzny okazała się być pusta.
-Pewnie znowu siedzi w kiblu... - powiedziała głośno. Samoistnie przed jej oczami pojawiło się zdanie z teczki zawierającej szczegóły misji: “Eskorta naukowca pracującego nad cennymi badaniami dotyczącymi modyfikacji genu ludzkiego, wszczepianego płodom we wczesnym stadium rozwoju, w celu wyhodowania formy życia znanej jako nadczłowiek.” Wiedziała, że babiloński Instytut Rozwoju i Nauki już od dawna pracuje nad wytworzeniem genu nadczłowieka, utajonego przez Sanbetsu i Nag. Nie w celu produkcji, ale w celu wynalezienia broni potrafiącej szybko i skutecznie unieszkodliwić owe osobniki.
Spojrzała ponownie na pusty materac. Lekkie zaniepokojenie wdarło się w jej myśli. Toaleta. Ruszyła sprawdzić łazienkę, licząc na to, że doktorek nie wybrał sobie innego, czystszego pomieszczenia. Nie wiedząc czemu, przyspieszyła kroku, który po chwili zamienił się w bieg. Po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów, dopadła drzwi toalety. Otworzyła je natychmiast, zaniepokojona brakiem charakterystycznych odgłosów. Pusto. Na podłodze dało się zauważyć ślady butów w zaschniętych wymiocinach, które wskazywały na małą szamotaninę. Adrenalina Inoki skoczyła do góry. W zdenerwowaniu zaczęła przeszukiwać statek, ładząc się, że źle zinterpretowała ślady i zmęczony naukowiec doczłapał się w jakieś ciepłe miejsce, aby odpocząć. Nie było jednak śladu po mężczyźnie. Przechodząc koło drzwi, za którymi znajdowała się ładownia statku usłyszała znajome postękiwania. W ładowni do cholery??
O dziwo, pomieszczenie nie było zamknięte. Uchyliła delikatnie jedno skrzydło, na którym wisiała tabliczka “wejście tylko dla personelu”, po czym wślizgnęła się do środka. Kilka sekund zajęło oczom przyzwyczajenie się do mroku, delikatnie rozproszonego poprzez słabe światło nielicznych lampek na suficie.
-I co ja mam teraz z tobą zrobić? - nieznajomy głos kobiety dochodził z tego samego kierunku, co pojękiwania doktorka. Inoki automatycznie skryła się za jednym z kontenerów. Pod osłoną załadowanych towarów powoli zbliżała się w stronę, z której słychać było głosy. Znowu usłyszała głos kobiety:
-Hmm... Zrobimy tak: podam ci środek usypiający, żebyś nie sprawiał mi problemów, a ja w tym czasie wykombinuję, jak... A co ci będę opowiadać. Za kilka godzin obudzisz się w wygodnym łóżku w pokoju pod strażą.
Zealotka wychyliła się ostrożnie zza kontenera, aby poznać położenie nieznajomej. Cholera jasna ! Znowu gnida z Sanbestu ! Człowiek tylko na chwilę wychyli nos ze swojego kraju i już musi napotkać któregoś z tych pseudo-ludzi. Insoolent westchnęła, domyślając się, że nie obejdzie się bez starcia. Ciemnowłosa agentka podniosła rękę i nacisnęła tłok strzykawki, sprawdzając, czy igła nie posiada żadnych wad. Na podłogę trysnęła przezroczysta ciecz. Nachyliła się nad związanym naukowcem i... Świst! Dosłownie trzy centymetry od twarzy agentki przeleciał sztylet, upadając na podłodze kilka metrów za przerażonym doktorkiem. Powiedzmy sobie szczerze... Inoki nigdy nie była dobra w trafianiu w cel z odległości. Czarne oczy Curse, bo tak nazywano przeciwniczkę Shiny, zdradziły kompletne zaskoczenie. Gdyby nie braki w celności zealotki, agentka padłaby ze sztyletem wbitym w głowę.
-Zostaw mojego zarzyganego towarzysza podróży, nadpokrako – powiedziała pełnym pogardy głosem Insoolent.
-Wybacz, moja droga, ale muszę zabrać go ze sobą albo ukrócić jego żywot – odpowiedziała nadzwyczaj uprzejmie Sanbetanka.
-Daruj sobie te uprzejmości, bo zemdli mnie bardziej niż na sam zapach wymiocin – odpysknęła blondynka i natychmiast ruszyła na przeciwniczkę. Odbiła się od podłogi, w locie chwytając za sejmitary umieszczone na plecach. Zamach i... Pudło! Uchyliła się, skubana! Inoki nawet nie zdążyła zauważyć kiedy czarnowłosa zrobiła unik, dobywając przy tym swojej katany. Między innymi dlatego Insoolent nienawidziła tych obrzydliwców. Nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Zealotka ponownie natarła na agentkę, tnąc mieczami najlepiej jak tylko potrafiła. Curse za każdym razem skutecznie odpierała kolejne ataki. Walkę mieczami bez dwóch zdań obie miały opanowaną w równym stopniu. Inoki miała przewagę w sile uderzenia, natomiast Curse... I tu pojawiał się problem. Była szybsza. Zdecydowanie szybsza. Po kilku minutach ciągłego cięcia oraz wykonywania uników, zealotka zaczynała się męczyć. Kolejne uchylenia od ciosów ledwo się udawały. Wreszcie Babilonka popełniła błąd. Agentka wykonała precyzyjny ruch, wykorzystując lukę w obronie Insoolent. Ostrze katany zanurzyło się w boku blondynki, powodując dość głęboką ranę. Trafiona odskoczyła od przeciwniczki, aby wykorzystać odrobinę czasu na wyleczenie uszkodzonej skóry oraz mięśni. Uczucie zrastającej się tkanki wywołało grymas na twarzy Inoki.Curse powolnym krokiem do niej podeszła. Zealotka, chcąc uniknąć kolejnej fali ataków, wydobyła zza pasa nóż I wymierzyła w nogi przeciwniczki. Małe ostrze przecięło udo obranego celu. Agentka dotknęła skaleczonego miejsca i uśmiechnęła się delikatnie, jakby tylko na to czekała. W zadowoleniu roztarła własną krew w palcach, po czym pstryknęła palcami, wykonując ruch podobny do strzepywaniu wody z rąk. Kilkanaście kropel krwi poszybowało w stronę zealotki, aby za chwilę wylądować na jej ramieniu. Ból był okropny. Uczucie wypalanej skóry wydobyło stęknięcie z ust Shiny. Zadowolona Curse posłała w stronę wroga kolejne krople zabójczej cieczy. Uniki Inoki na nic się nie zdały. Na jej ciele pojawiały się co chwilę nowe poparzenia i małe rany cięte. W niedługim czasie skóra zaczynała już przypominać czerwoną mozaikę. “Za szybka jest, kur*wa mać... Nie dam rady jej zwiać...” Nagle w głowie Insoolent zakwitł pomysł. Przestała uciekać przed wyrzucanymi kroplami krwi i padła na podłogę. Pozostało tylko czekać, licząc na szczęście, że agentka nie dobije jej z odległości. Curse ostrożnie podeszła do zealotki, aby upewnić się, że ta nie wstanie już na nogi. Wystarczyło pół metra odległości. Inoki ostatkiem sił zdobyła się na szybki ruch i chwyciła przeciwniczkę za nogę.
-Exura Gran Vitasio... - wypowiedziała Shina ledwo słyszalnym szeptem. Rozcięcia oraz poparzenia na ciele Babilonki zaczęły się momentalnie goić, w przeciwieństwie do rany na udzie Sanbetanki. Curse omdlewając, osunęła się na podłogę.
Nie było dużo czasu. W każdej chwili mogła odzyskać przytomność. Insoolent, która odzyskała pełnię sił, wytargała pod osłoną nocy ciało agentki na pokład, po czym wyrzuciła je przez burtę. Niech się topi, szuja. |
bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! |
|
|
|
»Naoko |
#3
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 29-04-2012, 14:14
|
|
Curse
Kwestia fabularna: Dlaczego dziecko (15 lat wstecz to sugeruje) żąda od swojego wybawcy bycia szczęśliwą? Psychiczne uwarunkowanie pierwszej części pracy jest nierealna. Dialogi bardzo naciągane. Rzuciłaś czytelnika w wir zdarzeń, których praktycznie nie rozjaśniasz. Oj, początek kiepściutki. Fakt, pod koniec sytuacja ulega pewnemu rozjaśnieniu, jednak moim zdaniem wstęp był zupełnie zbędny.
Pomysł na starcie nie jest zły – w większości filmach szpiegowskich zawsze chodzi o jakiś mikro chip, zatem jest dobrze. Miejsce starcia niezłe, chociaż nie dawało w ogóle Twojej postaci na wykorzystanie swojej mocy, a szkoda. Znudziły mnie już pojedynki w stylu: wygrywam trochę ja, trochę przeciwnik i znowu ja. Poprawnie, ale mało oryginalnie.
Ale o co chodzi z drugą częścią starcia? Zabij mnie, a nie powiem. Jakim cudem do niego doszło? Przecież nie było ku temu powodu. Z resztą – jak zraniona przeciwniczka mogła dopaść Twoją postać, skoro jest od niej znacznie szybsza? Mimo leczenia Ins (nie wydaje mi się, żeby leczenie na poziomie 0 jest wystarczające, szczególnie, że brak wyczerpujących informacji o poziomie leczenia – tu przy okazji proszę Ins o dokładny opis, jakie zranienia wchodzą w grę. Bo „wszelkie rany” to chyba za dużo powiedziane, prawda?).
Mam również sporo problemów z wyobrażeniem sobie starcia. Pokazałaś je z bardzo mechanicznej strony: Kasumi to, Ins tamto, zrobiła to, co wpłynęło na działania tamtej. Brak finezji. I co najgorsze – rezygnujesz z rozbudowanego opisu, kiedy sytuacja Ci na to pozwala! Chociażby w momencie, kiedy Insoolent stała w łunie światła – aż prosi się o grę światłocieni, to rozmazane, to wyostrzające się kontury, może jakąś grozę w ukrytym w cieniu spojrzeniu? Albo przy momencie, kiedy kobiety tarzają się w błocie. KOBIETO! TOŻ TO NAJCIEKAWSZY MOMENT!
Kwestia poprawności: Koniecznie musisz poćwiczyć nad stylem. Za bardzo przypomina mi te wszystkie „bestsellery”, przy których woła się o pomstę do nieba. Proponowałabym również zastosować więcej zdań prostych, pojedynczych. Ta wielokrotność poraża – człowiek nie wie, na czym się skupić. Radzę również przejrzeć tekst po napisaniu, bo gdzieniegdzie brakuje słów, które, mimo, że wiemy, jakie miały być, nie możesz zostawiać w „namyśle”. Mniej przymiotników – wrzucenie sterty określeń w jedno zdanie nie powoduje, że masz bogate słownictwo. Chciałabym również, abyś zdecydowała w jakiej konwencji będziesz pisać tekst – czy w kolokwialnej, czy też w poetyckiej. Bo przy opisach próbujesz tej drugiej. Ale co jakiś czas umieszczasz wyrazy potoczne, które ni w ząb pasują. Popracuj też nad interpunkcją. I broń Cię Boże, aby sugerować się Microsoft Wordem – ten ma w zwyczaju oddzielać przecinkiem podmiot od orzeczenia, co jest irracjonalne i niepoprawne.
Cytat: | Curse drgnęła, ale nie dała po sobie poznać, że te słowa ją zaskoczyły. |
DUŻA sprzeczność w opisie. To po co drgnęła, skoro nie dała po sobie poznać, że słowa ją zaskoczyły?
Cytat: | Jednym ruchem Curse wyciągnęła zza pasa kolejny miecz, dziwiąc się, że dziewczyna nie zauważyła go wcześniej. |
Jesteś pewna, że nie zauważyła? Może nie miała okazji pozbawić Curse tej broni?
Cytat: | Zealotka znów nad nią kucnęła i uśmiechnęła się lekko. Wyjęła z jej kieszeni chip. Kasumi, wkładając całą swoją siłę w jeden cios, uderzyła mocno zakrwawioną dłonią w żuchwę blondynki, zaskakując ją. |
Nie wiem, czy tak postępują doświadczeni Zealoci. Jakbyś walczyła z żółtodziobem, który nie wie, że jest bezpieczny w chwili, kiedy DOPIERO wraca do domu. A i to nie zawsze.
Poza tym dlaczego Ins, mając moc wysysania, nie wykorzystała jej do odzyskania na nowo sił po krwawym ataku Curse? Skąd założenie, że nie można wykorzystać jakiejś umiejętności więcej razy?
OCENA: 4 być może za ostro, ale Twój wpis w żadnym aspekcie nie przypadł mi do gustu. Na pewno musiałaś posiedzieć nad tą pracą. Jednak moim zdaniem Twoje starania nie przyniosły żadnych efektów. Przykro mi, ale nie mogę wystawić wyższej oceny.
Insoolent
Kwestia fabularna: Już na początku nawiązujesz do „Nag News” co jest mega odlotowe. Uwielbiam takie nawiązania do świata. Dzięki nim czytelnik wie w jakim czasie się znajduje. Bardzo udany zabieg.
Byłoby miło, gdybyś zrezygnowała z tak dużego opisu o treściach żołądkowych – zrozumieliśmy na początku, że gość ma chorobę morską. Fakt, później nawiązujesz do nienawiści do wszystkich… Ale pewne skrócenie byłoby mile widziane.
Im dalej w las, tym ciekawej. Intryga „babilońskiego Instytutu Rozwoju i Nauki” oczarowała mnie zupełnie. Świetnie sklejona fabuła. Aż się prosi o natychmiastowe przybycie Curse, bo każdy czytelnik wie, że ona MUSI SIĘ POJAWIĆ.
I pojawia się główna sabotażystka działań Babilonki. Monolog Curse był słabiutki. Ogólnie te monologi nie wychodzą Ci za dobrze. Jakby to powiedzieć delikatnie… Kaleczą pracę? Wiem, mało delikatnie, ale nie mogę znaleźć innego określenia odpowiadającego do mojego odbioru. Chociaż „nadpokrako” zabrzmiało całkiem zabawnie.
Ale te ciągłe nawiązania do wymiocin… Dziewczyno! Akurat jestem w trakcie jedzenia
I tu powraca kwestia leczenia ran: po prostu nie zgadzam się na określenie „wszelkie rany” i biorę to za błąd logiczny. Moja Droga, to jest umiejętność poziomu 0. Logicznie nie możesz wyleczyć tym „wszelkich ran”. Czy całkowite uzdrowienie nie będzie należało co najmniej do poziomu 2? Sprostowanie w karcie potrzebne. Nawet jeżeli Lorgan zaakceptował tę umiejętność, ja nie jestem w stanie.
Utopić przeciwnika to dobry pomysł. Moja postać chciała zrobić to samo, ale jej nie wyszło
Kwestia poprawności: Tak jak u Curse, mniej wyliczeń i przymiotników. Na pierwszy rzut oka widać, że praca była pisana w pośpiechu. Jeżeli nie, zwracam honor.
Tekst znacznie krótszy, ale dzięki temu milszy w odbiorze. Co najbardziej mi przeszkadzało, zostało wymienione poniżej. Praca na pewno lepiej napisana, widać, że lepiej panujesz nad językiem. Również proponuję wstawienie na przyszłość większej ilości zdań pojedynczych. Skup się na łatwości w przekazie myśli, a na pewno przyszłe prace będą przeze mnie wyżej oceniane.
Cytat: | Kolejna fala, wywołana przedzieraniem się statku przez wody morza, przykryła niedopałek papierosa, gasząc z ostatnią iskrę. |
A teraz zamieniamy grę pt. „Gdzie jest Wally” na „Gdzie zrobiłam błąd”. Czas start
Cytat: | I pomyśleć, że Shina uważała, że najgorszą rzeczą, jaką może spotkać człowieka, jest kac po nocy z trzema litrowymi butelkami wysokoprocentowego trunku. |
Wystarczy: alkoholu. Czepiam się? Czy może dbam o ekonomię języka, bardzo ważną w dzisiejszych czasach?
Cytat: | Koszmar, jaki nawiedził Inoki podczas spoczynku, sprawił gwałtowną pobudkę, co w konsekwencji spowodowało szarpnięcie całego ciała. |
A bardziej skomplikowanego zdania nie dało się ułożyć? Czy: „Inoki obudziła się z gwałtowanym szarpnięciem z koszmaru” naprawdę brzmi gorzej?
Cytat: | Przytknęła całą dłoń do czoła |
Kosmetyczna poprawka: przyłożyła brzmi zgrabniej. Wiem, mały błąd, ale musiałam to powiedzieć.
Cytat: | W zadowoleniu roztarła własną krew w palcach, po czym pstryknęła palcami, wykonując ruch podobny do strzepywaniu wody z rąk. |
Nie wiem czy tylko mi, ale ten gest za bardzo skojarzył mi się z tak zwaną „frytką”? Czy jak to określają? To nie błąd, tylko chciałam zwrócić na to uwagę. Dość wulgarna na Curse
OCENA: 6 Twoja praca, w przeciwieństwie do pracy Curse, nie męczyła mnie, chwilami śmieszyła, nawet zadowalała. Jednak starcie było za krótkie. Jak dwie kobiety się spotykają, muszą być sceny wyrywania włosów i rozdrapanych przez paznokcie policzków. Inaczej, to nie przypomina starcia kobiet.
Oddaję głos na Insoolent |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
*Lorgan |
#4
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 08-05-2012, 13:06
|
|
Curse – Świetny wpis. Szerzej zakrojona historia bardzo ładnie komponuje się z motywem walki. Brak ostatecznego wyjaśnienia nie jest w tym wypadku zły, ale liczę, że prędzej czy później nam je dostarczysz i nie wykpisz się leniem Sekwencje walki zostały opisane w bardzo emocjonujący sposób. Niemal czułem deszcz ściekający po ciałach bohaterek i wyczerpanie, z którym walczyły pod koniec. Długość również była optymalna.
Ocena: 8/10
______________________________________________________________
Insoolent – Najpierw minusy: błędy ortograficzne, przecenienie możliwości własnego czaru i bardzo krótki/ucięty wpis. Plusów będzie trochę więcej. Wplątanie wydarzeń z Ninmu do walki zasługuje na pochwałę. Dbasz przez to o spójność swojej postaci. Z jednej strony miałem wrażenie, że pisałaś w ogromnym pośpiechu i w pewnym sensie urwałaś tekst w kulminacyjnym momencie. Z drugiej fabuła była rozważnie ułożona i do momentu ucięcia nie dało się odczuć żadnych niedostatków pod tym względem.
Ocena: 6/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Curse. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
^Coyote |
#5
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 24-05-2012, 22:58
|
|
Curse: Za Naoko mogę potwierdzić że jako dziecko nie powinnaś chyba tak myśleć albo przynajmniej powinno to zostać jakoś zauważone że jesteś dojrzała nad wiek itp. Za Lorganem zgadzam się z tym ,że wpis jest bardzo dopracowany i bardzo dobrze się go czytało. Do walki też mam uwagę. Za mało epicka była.. Trochę za mało dałaś mocy, filmowych akcji ,a za dużo zwykłego bicia się bez finezji. Nie było źle ale mogło być lepiej.
Insoolent: Napisane na kolanie i piszę o tym ja ,który kończy wpisy w dwie godziny Pomysł miałaś fajny tylko zabrakło chyba czasu żeby poprawić błędy i zastanowić się nad zakończeniem trochę głębiej Moja rada, dawaj komuś prace do czytania po napisaniu. Ja tak robię kiedy nie łapię dystansu do tekstu i nie wiem co jest źle a co dobrze. To z newsem ci się udało, nie ma co.
Curse 7/10
Ins 6/10 |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
Eksporter |
#6
|
Poziom: Keihai
Posty: 59 Dołączył: 26 Lut 2012
|
Napisano 25-05-2012, 22:43
|
|
Curse
Na prawdę solidny wpis. Czytało się szybko i sprawnie, bez zgrzytów, a to spory plus bo łatwo przyswajalny tekst pozytywnie kojarzy się czytelnikowi. Przyznaję, że pomysł na walkę wydał mi się nieco mało wyszukany. Taki, że tak powiem typowy dla Sanbetsu, kraju wysoko rozwiniętego, opierającego się na technologii. Zamyka to trochę wyobrażenie świata wokół jednej nacji. Bardzo fajny pomysł miał Pit, który połączył kradzieże DNA z różnymi nacjami, rozwija to historie. Bo kto by pomyślał, że babilończycy, oficjalnie szczycący się tym, że są ludźmi mogą pragnąć plugawych genów agentów. Wracajmy jednak do Twojego wpisu. Dla mnie najciekawszym momentem była walka. Dłuższa, dopracowana, dynamiczna.
Cytat: | Miejsce starcia niezłe, chociaż nie dawało w ogóle Twojej postaci na wykorzystanie swojej mocy, a szkoda. |
Wiem, że jest to fragment oceny Naoko, ale chciałbym do niego nawiązać oceniając starcie. Według mnie to jest plusem, że miejsce zostało dobrane w ten sposób. Można było sobie od razu zadać pytanie co Curse teraz zrobi? Jakieś zwroty akcji zawsze są mile widziane w walce, a te związane z nieznajomością mocy przeciwnika są czasem zbyt oczywiste i przewidywalne. Dlatego dla mnie pomysł na walkę, jak i jej przebieg są najmocniejszą stroną wpisu. Niemniej jednak zabrakło mi czegoś charakterystycznego co zapadło mi w pamięć. Nie znaczy to, że zaraz zapomnę o dobrym wpisie i o tym komu mógłbym podesłać swój (hehe ).
Ocena: 7,5/10
Insoolent
Tutaj zacznę od razu od zarzutu. Dlaczego tak krótko?! O ile u Twojej przeciwniczki fabuła była jedynie mało wyróżniającym się dodatkiem to u Ciebie jest wyróżniającym się i wciągającym filarem wpisu. Gdybyś jej nie urwała jeszcze lepiej byś zapunktowała. Słabiej u Ciebie wypadła walka. Fajnie zaprezentowałaś swoją postać i oponentkę, jednak nie miałaś chyba pomysłu na starcie. Ja sam czasem wybiegam za daleko w tworzoną historię i nie wyszukanych przeciwników eliminuję szybko, ale tutaj powinno być inaczej. Gdybyś starcie opisała równie pomysłowo co wątek fabularny to przechyliłabyś szalę zwycięstwa na swoją stronę, bo choć potencjał był, ale nie wykorzystałaś go. Gdyby połączyć Wasze teksty powstałby na prawdę konkretny wpis, ale niestety.
Ocena: 6/10 |
Ostatnio zmieniony przez Lorgan 26-05-2012, 09:29, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 16
|