Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 1] Genkaku vs NPC (Kour'Qan) - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Genkaku, 06-06-2011, 18:40
 Zamknięty przez Lorgan, 13-06-2011, 13:35

5 odpowiedzi w tym temacie
^Genkaku   #1 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Genkaku 1237道力
Kour’Qan 2160道力


Pot i krew II: Mniej potu, więcej krwi


Nocne powietrze nad Har wcale nie różniło się od dziennego. Było duszne i pełne rozbrzęczanych rojów owadów, które w chaotyczny sposób migrowały bezmyślnie nad miastem, szukając pożywienie. Biegłem teraz co sił, przeskakując z jednego dachu na drugi. Jak do tej pory nic nie szło po mojej myśli. Wściekłość i frustracja wypełniały mój umysł tak, jak kłęby much wypełniały niebo tej osady. Z początku wszystko układało się całkiem nieźle. Szybko wpadłem na trop złodziei. Zresztą nie było to wcale trudne, mieli bowiem więcej szczęścia niż rozumu. Nie martwili się zbytnio o zacieranie śladu. 16 godzin po włamaniu siedziałem im już na ogonie, niczym hart uganiający się za zwierzyną. Sytuacja skomplikowała się dopiero tutaj, na miejscu w Har. Złodzieje schronili się w jednym z bloków mieszkalnych na skraju slamsów. Plan był prosty. Po rekonesansie i wyznaczeniu kilku dróg ucieczki, wkroczyłem do akcji. Prosto w pułapkę.
Na samo wspomnienie krew się we mnie burzyła. Całe mieszkanie naszpikowane było kamerami, a te sukinsyny czekały tylko, aż się pojawię. Tak to bywa, gdy hart zapuści się za daleko za swoją zwierzyną. Nigdy nie wiesz, kiedy trafisz na watahę wściekłych wilków i sam staniesz się celem. Szybko pozbyłem się złodziei i odnalazłem torbę ze skradzioną bronią. Była schowana na dnie szafy. Wyciągnąłem ją z stamtąd i położywszy na stolę, zacząłem sprawdzać zawartość. W tym momencie sprawy przestały iść po mojej myśli. Mniej więcej w tym samym czasie, w którym zauważyłem pierwsze dwie kamery, drzwi do mieszkanie otworzyły się z hukiem i do środka wpadł dziko rozwścieczony, potężny mężczyzna, wraz z oddziałem, odcinając mi drogę ucieczki.
- Witamy w Har gnido! - wykrzyknął kolos jednocześnie wystrzeliwując w moją stronę serię bełtów, z wyrzutni umieszczonej na nadgarstku. Każdy z trzech pocisków dosięgnął celu. Przez ułamek sekundy zdominowała mnie myśl, co by było gdym stał tam ja a nie iluzja mojej osoby. W tym mieście truciznę można było dostać równie łatwo co wodę lub chorobę weneryczną. Nie traciłem jednak czasu na dalsze rozmyślania tej kwestii. Dzięki procesorowi udało mi się zyskać kilka sekund i miałem zamiar dobrze je wykorzystać. Najszybciej jak potrafiłem sięgnąłem po granat i wrzuciłem go do torby. Nie miałem żadnych wątpliwości. Prototyp da się zbudować jeszcze raz, a nasi naukowcy w końcu wiedzieli jak to zrobić. Ważne było to, żeby nie wiedzieli tego inni. Dlatego musiałem zniszczyć skradziony wynalazek. Moi przeciwnicy nie stali jednak bezczynie. Na nieszczęście jeden z nich, blokujący wyjście osiłek, trzymał w ręku mały monitor, na którym najprawdopodobniej wyświetlany był obraz z kamer w mieszkaniu. W tej samej chwili gdy ja wrzucałem ładunek do torby, on krótko poinstruował swojego kapitana o mojej pozycji i poczynaniach. Z twarzy olbrzyma zniknęła satysfakcja, malująca się na jego porytej bliznami twarzy, jeszcze przed chwilą, gdy wpatrywał się z uśmiechem zwycięstwa, na iluzje mojej nieprzytomnej osoby. Z wściekłością jakiej nigdy do tej pory nie zaznałem chwycił za stół, zrzucając z niego torbę, która wylądowała w przeciwległym koncie pokoju, i cisnął nim prosto w moim kierunku. Strażnicy w pośpiechu zaczęli uciekać z mieszkanie. Wszyscy z wyjątkiem ich dowódcy. Ten, niczym rozjuszony byk, naparł na mnie z okrzykiem wściekłości, roztrzaskując przygniatający mnie do okna mebel. Siła jego szarży była nieprawdopodobna. Nie tylko rozbił mną okno, ale także zburzył kawałek muru, fundując nam obu lot na sąsiedni budynek, parę metrów niżej. Moją skórę uratował Thekal, zamieniając się w powietrzu w spadochron. Niestety nie złagodził on upadku w całości, ale przynajmniej częściowo wyhamował moje spadanie i uchronił przed połamaniem żeber. Za naszymi plecami rozległa się eksplozja obsypując nas wirującymi odłamkami szła i cegieł.

Podniosłem się i od razu zauważyłem swojego przeciwnika. Właśnie dochodził do siebie po upadku i był wściekły. Teraz dopiero miałem chwilę by przyjrzeć mu się dokładniej. Wysoki, umięśniony mężczyzna, odziany w kamizelkę kuloodporną. Całe jego ciało pokryte było bliznami będącymi świadectwem stoczonych pojedynków. Typowy Khazarski twardziel i duma tej ziemi. Byłem pewien że nie odpuści łatwo. Byczek zaczął się już podnosić, nie było więc po co tracić dalej czasu. Ściągnąłem po broń zamontowaną na plecach, na specjalnym uchwycie i wycelowałem.
- Kumo-netto Gun, z pozdrowieniami od Sanbetańskich naukowców – zasapany wypowiedziałem te słowa najspokojniej jak potrafiłem i pociągnąłem za spust. Zaiskrzyło gdy z biało-szara papka polimeru przeszyła powietrze, dosięgając celu, pokrywając go ciasnym, lepkim kokonem. Sądziłem, że to powinna załatwić sprawę. Z błędu wyprowadził mnie głośny rechot mojego Khazarskiego przeciwnika.
- Zaraz moja pięść przekaże pozdrowienia twojej rozłupanej czaszce!!! - wykrzyczał szaman, gdy z przerażeniem patrzyłem jak przechodzi transformację. Jego skóra pociemniała, nabierając koloru ciemnego hebanu, a mięśnie powiększały się i napinały powoli rozrywając polimerowe sieci. Na tle dymiącego rumowiska, w jaskrawo krwistym świetle zachodzącego słońcem, wyglądał niczym spuszczony z piekielnej smyczy demon. Jak by tego było mało, moich uszu dobiegł dźwięk uderzeń łopat śmigłowca, które wróżyły niechybne kłopoty. Błyskawicznie zacząłem analizować sytuację. Walka tutaj nie miała najmniejszego sensu, bo chodź mógłbym omamić tego byczka iluzją, to ze zbliżającym się helikopterem nad głową nie miałbym najmniejszych szans. Pozostawała tylko jedna opcją. Najszybciej jak tylko potrafiłem, rzuciłem się biegiem wzdłuż dachu, jednocześnie rzucając olbrzymowi pod nogi granat akustyczny, mający zyskać mi trochę czasu.


Tak właśnie zaczęła się ta pogoń. Przeskakiwałem teraz z dachu na dach, starając się jak najdalej uciec od goniącego mnie szamana, i unikać ostrzału z maszyny. Beeper na moim nadgarstku wyświetlał mi trasę ucieczki, biegnącą przez slamsy prosto na stary bazar. Całe szczęście dachy w tej biednej części miasta nie były pokryte śliskimi panelami słonecznymi, które utrudniałyby moją ucieczkę. Zamiast tego z łatwością znalazłem osłonę w postaci rozwieszonego na sznurach prania, kominów, wieżyczek i prowizorycznych markiz. Mimo to sytuacja nie przedstawiała się dla mnie różowo. Szaman okazał się bowiem tak twardy jak wyglądał, a do tego był minimalnie szybszy i skrupulatnie zmniejszał dzielący nas dystans. Coraz mocniej czułem jak panika ogarnia mój umysł. To czego teraz potrzebowałem to spokój i plan. Nie przerywając biegu wywołałem przez beeper trasę ucieczki na wyświetlaczu w szkle kontaktowym. Jeżeli tak dalej pójdzie to dorwą mnie zanim dotrę do celu, pomyślałem. Przeskoczyłem na kolejny budynek. Jego dach, poprzecinany kominami, ciągnął się jakieś 100 - 150 metrów. Na drugim końcu właśnie lądował śmigłowiec, z którego wyskakiwał sześcioosobowy oddział strażników, po raz kolejny tego dnia, odcinając mi drogę. Niewiele myśląc, zmuszony do zmiany trasy, skręciłem w kierunku najbliższej krawędzi, starając się uniknąć ostrzału i schroniłem się za jednym z kominów. Od następnego dachu dzieliło mnie jakieś 10 metrów odległości i trzy kondygnacje w dół.
- Thekal kładka! - duch szybko zrozumiał mój zamysł. Kłęb czarnego dymu z sykiem wystrzelił z procesora na moim karku i rozciągając się między budynkami, zamienił w solidną deskę, po której przebiegłem na drugą stronę. Kolejna osłona, znalazła się na mojej drodze w samą porę, bym mógł uniknąć trafienie. Strażnicy właśnie wbiegali na thekalową przeprawę. Z uśmiechem przyjąłem ich krzyki, gdy duch z powrotem wrócił do postaci dymu, fundując im przyspieszoną lekcję latania. Złapałem oddech i ruszyłem dalej. Musiałem teraz nadrobić kawałek drogi, ale przynajmniej zyskałem trochę czasu. Tak mi się przynajmniej wydawało do puki z błędu po raz kolejny nie wyprowadził mnie demoniczny szaman, który bez namysłu biegł właśnie w stronę krawędzi, aby przeskoczyć na moją stronę. Wyskoczył w powietrze i niczym kula burząca, wpadł w dach na wysokości torsu. Ten człowiek dysponował przerażającą siłą i determinacją. Był jak rozjuszony byk, a ja wolałem nie stawać na jego drodze. Ruszyłem obserwując, jak śmigłowiec właśnie podnosi się z dachu. Nie mogłem nie wykorzystać okazji. W biegu przeładowałem Kumo-netto gun i wbiegając w odpowiedni zasięg, posłałem pocisk prosto w tylni wirnik. Polimer skutecznie zablokował łopatki, dzięki czemu maszyna zaczynała obracać się wokoło własnej osi. Znowu szybko przeładowałem i posłałem kolejną porcję, tym razem w szamana, wygrzebującego się właśnie na dach. Zerwałem się do dalszego biegu.
Dwadzieścia minut później byłem już niemal na miejscu. Zeskoczyłem z dachu najmniej boleśnie jak tylko potrafiłem i dusznymi, ciemnymi uliczkami ruszyłem dalej, bardziej skradając się niż biegnąc. Jeżeli o którejś z części tego miasta można było powiedzieć, że nigdy nie zasypia, to właśnie o tej. Dookoła co jakiś czas widać było prostytutki i typów spod ciemnej gwiazdy, załatwiających w zaułkach swoje interesy. Co jakiś czas dochodził mnie dźwięki bezpańskich psów, ujadających w czasie gonitwy za jakimś kotem. Rzuciłem okiem na beeper i ucieszyłem się, gdy odkryłem, że do wyznaczonego miejsca został mi tylko nieco ponad pół kilometra. Moja radość nie trwała długo. W powietrzu znów rozległ się dźwięk łopat helikoptera, a zbliżające się odgłosy psów, powoli dawały mi do zrozumienia że wcale nie są takie dzikie i że najprawdopodobniej to ja jestem tym kotem którego gonią. Znów puściłem się biegiem, czując na swoich plecach gorący oddech moich wrogów. Bazar, do którego w końcu dotarłem, o tej porze bym zamknięty i opuszczony. Dopadłem do ogrodzenia i przeskoczyłem, w tym samym czasie, gdy psy wybiegały właśnie z ich najbliższego zaułku. Rozwścieczone stado ze złością rzucało się na oddzielającą mnie siatkę. Na ich obrożach przypięte były kamery. Wstałem i dobyłem broni, ale za późno, bo w uliczce prowadzącej w moją stronę, pojawił się kolejny oddział drabów i otworzył ogień. Rzuciłem się na bok i od turlałem za jedną ze straganów. Po pierwsze pozbyć się psów pomyślałem i szybko sięgnąłem po granat, po czym cisnąłem nim w kierunku ogrodzenia, gdzie szalały zwierzęta. Odczekałem i zdalnie zdetonowałem ładunek. Huk wybuchu wstrząsnął okolicą, a powietrze w pobliżu wypełniło się zapachem krwi i czerwoną mgiełką. Korzystając z zamieszanie wskoczyłem głębiej w targowisko. Teren na miał kształt koła o średnicy ok 200 metrów, na którym gęsto postawiane były drewniane stragany, stoiska oraz gdzieniegdzie ceglane sklepy. Wszystkie te zabudowania tworzyły chaotyczny labirynt przejść i ścieżek. Znalazłem kryjówkę za skrzyniami małego magazynów, pod jedną z markiz za dnia zapewniałacą cień, a teraz chroniącą mnie przed wypatrzeniem ze śmigłowca. Maszyna jak ważka krążyła nad targowiskiem, przeszukując je reflektorami. Zrzuciłem z siebie zbędny ekwipunek i posłałem Thekala, aby rozeznał się w okolicy i rozstawił czujniki ruchu. Zlikwidowanie strażników nie zajęło mi dużo czasu, szczególnie w takich warunkach. Ciemność i mnóstwo kryjówek, to właśnie do walki w takim terenie byłem wyszkolony najlepiej. Zajmowałem się właśnie ostatnim z przeciwników, gdy zauważyłem zbliżający się w moim kierunku śmigłowiec z którego zwisał dowódca khazarczyków. Jedną ręką trzymając płozę maszyny a w drugiej dzierżąc potężny młot. Z oniemieniem obserwowałem jak przelatując nade mną puszcza się i pikuje prosto na mnie. Odskoczyłem, ale za późno. Przeciwnik spadł na mnie całym ciężarem, wzbijając w powietrze kłęby kurzu. Przed pewną śmiercią uratował mnie pancerz energetyczny, który sparował potężny cios i cisnął mną prosto w jeden ze straganów. Szaman nie tracił czasu i nie pozwolił mi dojść do siebie. W doskoczył w dwóch susach i uniósł mnie do góry swoją potężną łapą.
Cios trafił prosto w moją głowę. Przeleciałem po nim kilka metrów lądując w kolejnym stosiku. Z ledwością, resztkami sił, wykonałem instynktowny odskok. W samą porę, by nie oberwać oburęcznym młotem. W głowie aż mi huczało, miałem mdłości i do tego czułem, że uderzenie w jakiś sposób uszkodziło procesor uniemożliwiając mi jego użycie. Przynajmniej w tej chwili. Próbowałem odczołgać się dalej, ale szaman nie miał zamiaru mi na to pozwolić. Ponownie uniósł mnie w powietrze i wymierzył cios.
- Pozdrowienia od mojej piąchy zasrańcu!!
- Nie! Pozdrowienie od mojej! - wykrzyczałem wyciągając w jego kierunku rękę z zaciśniętą pięścią i wyprostowanym środkowym palcem, na którym znajdował się sygnet. Wykorzystałem chwilę konsternacji przeciwnika i kciukiem nacisnąłem spust w pierścieniu. Sześć małych pocisków jednocześnie wystrzeliło w głowę Khazarczyka. Odskoczył skrywając twarz w dłoniach, upuszczając mnie na ziemie. Nie miałem zamiaru zmarnować tej chwili. Zerwałem się na równie nogi, tak szybko jak tylko się dało i obiema rękami sięgnąłem po rewolwery. Jednym ruchem dobywając je i rozkładając ostrza zamontowane pod lufami. Uniosłem broń i wypaliłem. Bykoczłek wykazał się jednak refleksem, którego mi w tej chwili brakowało. Jedną ręką poderwał w powietrze stoisko, jak by było z papieru, użył jak tarczy i rzucił w moją stronę. Odskoczyłem, tylko po to by po chwili znowu paść na zimie. Rozwścieczony Szaman, z jedną ręką przyciśniętą do twarzy, ciskał w moim kierunku kolejnymi przedmiotami jakie tylko wpadły mu w rękę. Nie oszczędzając nawet ciał swoich podkomendnych. Skuteczną obroną okazała się dla mnie technika Nagarakih. Dzięki serii piruetów, chwilę wytchnienia znalazłem kryjąc się w za jednym z murków. Szaman nie miał jednak zamiaru odpuszczać. Dobył oręża i jednym, zamaszystym ciosem, szybko zniszczył moją osłonę, znów posyłając mnie na ziemię. Obróciłem się i posłałem w powietrze między nami kilka pocisków. Dwa z nich trafiły w nogi, ochładzając nieco temperament dowódcy straży, a mi dając czas by po raz kolejny wstać. Przez chwilę staliśmy naprzeciw siebie w milczeniu, oddychając ciężko. Na jego twarzy, ociekającej gęsto stróżkami krwi, malowała się nienawiść, w czystej, zwierzęcej postaci. Moja głowa pulsowała boleśnie. Rzuciłem okiem na beeper na ramieniu, który informował mnie o podejrzeniu wstrząsu mózgu i złamanym nosie. Spróbowałem wyrównać oddech, i uspokoić się. Mojemu przeciwnikowi za to, daleko było do spokoju. Najszybciej jak tylko potrafił doskoczył do mnie z młotem wysoko uniesionym nad głową. Instynktownie odskoczyłem w bok. To był błąd, bo atak był markowany. Szaman tylko na to czekał i zamiast uderzyć z góry, obrócił się, zadając cios z flanki. Z oprsji uratowała mnie Ippogyaku, sanbetańska technika pracy stóp, pozwalająca wykonać niemalże niemożliwy unik. Minąłem się o włos z młotek i doskoczyłem do odsłoniętego szamana, wbijając mu oda ostrze w udo, a następnie pociągnąłem za spust. Kapitan strażników zawył z bólu i potężnym zamachem posłał mnie w powietrze, parę metrów do tyłu. Nie miało to już znaczenia, był unieruchomiony i niezdolny do dalszego pościgu. Utykając oddaliłem się do centrum targowiska, zostawiając za plecami przekleństwa i wrzaski, pokonanego. Dotarłem do włazu, prowadzącego, do starych kanałów pod Har. Odszedłem kawałek i wysadziłem wejście. Niecałe pół kilometra dalej, miałem już przygotowany pojazd, a na dodatek procesor, znów zaczął działać. Byłem w drodze do domu.
   
Profil PW Email Skype
 
 
*Lorgan   #2 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

genkaku – Było trochę powtórzeń i drobnych błędów składniowych, przede wszystkim niewłaściwych końcówek. Płynnie streściłeś o co chodziło w Ninmu, po czym dorzuciłeś swoje trzy grosze. Takie podejście do "ustawionych" walk lubię najbardziej. Aha, no i retrospekcja również wyszła prosto i całkiem smacznie.
Co do samej walki, hmmm, zrobiłeś na mnie wrażenie, wykorzystując te wszystkie gadżety, ale jednocześnie serwując sensowne riposty Kour’Qana. Najbardziej jednak urzekł mnie motyw pościgu. Od dłuższego czasu Ayami opowiada mi o tym, jak wspaniały jest to zabieg (głównie w filmach), a ja chyba wreszcie zaczynam dzięki Tobie dostrzegać jego zalety. Gdybyś nie miał tyle wytrzymałości swoją postacią, cały trud obróciłby się wniwecz, ale miałeś, więc nie będę rozwijał tego wątku. Doceniam również subtelny udział skunksa i nagarekihi. Ogółem, dobra praca.

Ocena: 7,5/10

PS.
genkaku napisał/a:
puki
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na genkaku.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Pit   #3 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Genkaku

Zacznę od jednego z motywów Twego wpisu, który zmotywował mnie do dalszego czytania [i przemodelowania swojej mocy] - podstawienie iluzji, która przyjęła na klatę strzały. Fajne i takie bardzo przypominające jedną z broni Duke Nukema/Pamięć Absolutną. Dosyć szybko przechodzisz do walki z moim nemez...Kour'Quanem i to dość efektownie. Próbujesz wszystkich sztuczek, bomby, iluzje, sieci. I zaczyna się pościg.

<w tle OST z Gitsa: SAC>
Heh, pasuje xD Nie ma się co rozdrabniać. To jeden wielki opis filmowej sceny, rodem z Bourna albo gier pokroju Assasins Creed. Har się do tego nadaje i Ty wykorzystujesz otoczenie perfekcyjnie. Walka pełna nieczystych chwytów, kombinowania i po prostu posługiwania się gadżetami. Zwróciłem też uwagę na to, jaki masz ciągły kontakt z Thekalem (kładka, spadochron) i to, że twoje ciało to centrum informacji (ostrzeżenie o wstrząsie mózgu) a kiedy uszkodził ci się procesor, skojarzyłem to z "widokiem z oczu" pełnym informacji prosto z Gitsa.

Teraz trochę technicznych rzeczy:
Czasem masz tendencję do zmiany końcówki jak np:
Cytat:
migrowały bezmyślnie nad miastem, szukając pożywienie

Czy:
Cytat:
Na tle dymiącego rumowiska, w jaskrawo krwistym świetle zachodzącego słońcem

i
Cytat:
Korzystając z zamieszanie wskoczyłem głębiej w targowisko

Jest też zdanko:
Cytat:
uratował mnie pancerz energetyczny, który sparował potężny cios i cisnął mną prosto w jeden ze straganów

Wyszło to tak, jakby to pancerz cisnął tobą :D
No i nieszczęsne "do puki" - musisz to wykorzenić, bo wkarcie u Thekala masz to samo.
Powtórzenie też się zdarzyło ("Z twarzy olbrzyma zniknęła satysfakcja, malująca się na jego porytej bliznami twarzy") ale już dajmy temu spokój.
Klimatyczny wpis z drobnymi zgrzytami technicznymi. Podobało mi się.
7
   
Profil PW Email
 
 
^Coyote   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Zaimponowałeś mi genkaku tym pościgiem. Wartka akcja , nie ma co. Bardziej tylko uważaj przy pisaniu bo nawet potem korekta wszystkiego nie wyłapie. Ja to robię akapitami i jest chyba nie tak źle >D
No i co dalej .. Klimatu skradanek jak pisał Pit nie wyczułem , za to był klimat filmów przygotowych. Skakanie po dachach i mylenie wrogów to prawie jak Indiana Jones :P
Sprzęt i techniki użyłeś jak się patrzy moim zdaniem. Zabrakło mi tylko decydującego finiszera. Ucieczka to trochę za słabo.

Genkaku: 7


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Naoko   #5 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Genkaku, stary wyjadacz jesteś, a oddałeś pracę nowicjusza. Jestem zmuszona do surowej oceny. Zatem pewnie już się domyśliłeś, że ode mnie raczej 7/10 nie dostaniesz.

Język. Mój konik. Kwestia, na którą zwracam większą uwagę od fabuły. Dlaczego? A dlatego, że nawet średniej klasy opowiadanie, dzięki językowi, może zyskać wyższą rangę, niż początkowo się spodziewano. Jak to wygląda u Ciebie? Kulawo. Prosi o pomstę do nieba.
Zacznę od estetki: wszelkiego rodzaju liczby (prócz dat) w tekście pisanym w formie opowiadania zapisuje się słownie. Używanie cyfr jest nieeleganckie. Mam nadzieję, że będziesz o tym pamiętać w przyszłości. W Twojej pracy zauważyłam również kilka sformowań (np. uśmiech zwycięstwa) do których nie jestem przekonana. Moim zdaniem brzmią zbyt sztucznie. Wyobraź sobie taką sytuację: grasz z kimś w Gomoku i Twój przeciwnik jest niemalże w każdym ruchu agresorem. Uśmiecha się. Opisując go, powiesz, że ma „uśmiech zwycięstwa” czy „jest przekonany o wygranej/ pewny zwycięstwa”?
Poprawność tekstu: znikoma. Pełno błędów interpunkcyjnych, dość dużo literówek bądź wyrazów wyjętych z kontekstu. Słownictwo na siłę urozmaicane, tak samo ze składnią. Manifest: wykorzystujcie zdania pojedyncze! Zapomnijcie o tym co mówiły nauczycielki i dajcie odpocząć czytelnikowi od natłoku informacji zawartych w jednym zdaniu! Żeby budować zdania złożone, nie wystarczy używać przecinków. Sugeruję pobieżną powtórkę z gramatyki. Porównania też są nie z tej ziemi. Próbujesz tworzyć nowe metafory – jeżeli nie masz do tego smykałki, korzystaj ze starych sprawdzonych. W ogóle metafory nie powinny występować nagminnie. Kłania się tu poetyka tekstu, o której nigdy się nie wspomina w szkole. Zatem lepiej nie używać czegoś, czego funkcji do końca się nie zna.

Fabuła. Pomysł bądź jego wykorzystanie (w Twoim przypadku był to pościg narzucony z góry). Nie wypowiem się tak, jak chciałabym to zrobić. Język przeszkodził mi w komunikacji z tekstem. Bo to nie ja mam się domyślać, co chciałeś przedstawić, tylko słowa mają przekazać mi konkretny obraz. A z tymi obrazami był problem.
Fabularnie było nieźle. Zauważyłam pewną stateczność przebiegu zdarzeń na Tenchi. Taka parabola: wygrywam, przegrywam, wygrywam, przegrywam i ostatecznie wygrywam. Jest to jakiś sposób na uniknięcie odpowiedzialność za tekst, ale czy na pewno odpowiedni? Twoja postać jest agentem. Jej podstawową umiejętnością jest szpiegowanie. Dlaczego tak szybko zostaje odkryta? Na potrzeby walki? Śmieszne…
Nie przejrzałam tego dokładnie, ale czy Genkaku walczył kiedyś z szamanem? Widział tę przerażającą transformację? Ten wybryk natury? Jeżeli nie, prosi się, co najmniej, o zdziwienie. Chciałabym również prosić o pewne zdecydowanie w postępowaniu bohatera: jeżeli wspominasz, że ogarnia go panika, to niech się potknie, zrobi błąd. U Ciebie normalnie sięga po te swoje cyfrowe mapki i ustala plan ucieczki. Jedna z tych rzeczy tu nie pasuje. Jeżeli chodziło Ci o determinację, to nie używaj słowa panika. Bo osoby znajdujące się w takim stanie na pewno logicznie nie myślą.
Aspekty, które wywarły na mnie pozytywne wrażenie: wielorakość sprzętu szpiegowskiego.

OCENA: 4,5 nie chciałam zaniżać średniej, jednak Twoja praca zupełnie nie przypadła mi do gustu. Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego za atak na Twoją osobę.


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
*Lorgan   #6 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


genkaku - 26 pkt.

NPC - 24 pkt.

Zwycięzcą został genkaku!!!

Punktacja:

genkaku +20
Lorgan +5
Pit +5
Coyote +5
Naoko +5


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 14