Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Lokacja] Twierdza Varfaine
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 04-03-2011, 17:41

2 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa
Cytuj
Autor: Lorgan

Odrzutowiec przebił się przez chmurę i nie tracąc prędkości zniżył pułap w taki sposób, że znalazł się pomiędzy ostrymi górskimi szczytami. Nagle zwolnił, a po chwili całkiem się zatrzymał. Silniki pozycyjne zmniejszyły moc, by pojazd zaczął delikatnie opadać. Kalamir wyjrzał przez szybę, a jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Olbrzymia twierdza, w której lądowali była jedną z najwspanialszych rzeczy jakie widział. Wnet zrozumiał czemu można było się do niej dostać tylko powietrzem. Prastare drogi przez wąwóz były doszczętnie zasypane. Gigantyczne posągi u wrót, które padły pod siłą mijających wieków uniemożliwiały użycie ciężkich pojazdów do odśnieżania.
- Witaj w Varfaine - rzucił Tyberiusz i przeciągnął się w fotelu pilota.


***

Världsdaborg (potocznie zwane Varfaine), to gigantyczna twierdza z czasów pre-nagijskich. Jest ukryta w niedostępnych górach, na pograniczu Renegi i Kotii, przy północnym wybrzeżu. Prawdopodobnie powstała w roku 610, by pełnić funkcję baszty obronnej. Z czasem została powiększona do obecnych rozmiarów. Jeden z historycznych władców uczynił ją siedzibą nowo uformowanego zakonu rycerskiego, który z czasem się uniezależnił i przyjął misję przeciwdziałania wszelkiemu złu. Wedle niektórych badań, na przyległych ziemiach mogło znajdować się niegdyś małe miasto.
Kolejne wzmianki pochodzą dopiero z 1430 roku, gdy po kontynencie rozeszły się wieści o grupie rycerzy występującej przeciwko wojującym krajom, szkodzącym ludności cywilnej.
Obecne w pewnych kręgach wiadomo, że Världsdaborg należy do Zakonu Rycerzy Muslepheimu (Världsbrand Riddarorden), składającego się zawsze nie więcej niż z tuzina wojowników w hierarchii numerycznej od najsłabszej dwunastki do najpotężniejszej jedynki. Stali się oficjalnie częścią cesarstwa, lecz nie przymkną oka, jeśli zboczy ono ze ścieżki sprawiedliwości.

Skomplikowana architektura zamku powstała na podstawie dekagonu (dwunastokąta). Każde załamanie murów podtrzymuje potężną wieżę, która jest własnością jednego z rycerzy. Każda ma własne podwórze, oddzielone od innych klatkami schodowymi, jako że znajdują się na różnych wysokościach. W centrum stoi największa, trzynasta wieża, która pełni funkcję miejsca spotkań oraz przestrzeni dla gości. Jej dach jest małym lotniskiem dla helikopterów i samolotów przystosowanych do pionowego lądowania. Praktycznie tylko za pomocą tych maszyn można dostać się do twierdzy, gdyż dolne wyjście zostało zapieczętowane przed wiekami, a nawet jeśli dałoby się je otworzyć, to tylko paru członków zakonu wie jak z niego skorzystać i bezpiecznie opuścić góry. Istnieje jeszcze sekretne lądowisko z pasem startowym wydrążonym we wnętrzu skały, ale tylko mistrz posiada do niego dostęp.
Dolne piętra twierdzy, czyli poziomy znajdujące się pod podwórzami, pozostają objęte tajemnicą. Pogłoski głoszą, że znajduje się tam świetnie wyposażona kuźnia i warsztat mechaniczny.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
»Kalamir   #2 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj



Wygrywa: Kalamir


   
Profil PW
 
 
^Genkaku   #3 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa
Cytuj


Martwy Las, Nag

Huk wystrzały przeszył lodowate powietrze, a rażony kulą wilk zawył pociągle padając bezwładnie na ziemię.
- Masz jakieś kłopoty, Genkaku?
- Bywało gorzej. W zasadzie jak się nad tym zastanowić, sytuacja jest bardziej irytująca niż kłopotliwa…
Faktycznie, były agent nie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że jest w tarapatach. Przynajmniej nie jakiś wielkich, jakimi chciałby teraz obarczać Dokuro, z którym właśnie rozmawiał przez satelitarny telefon. Bestie pojawiły się poprzedniego dnia o zmierzchu. Z początku tylko czaiły się w mroku, krążąc wokoło niewielkiego ogniska. Myślał nawet, że nie odważą się zaatakować, ograniczając się jedynie do wycia. Dzikość i głód zwyciężył dopiero nad ranem, kiedy Genkaku zaczął zwijać obozowisko. Wyskoczyły na niego z każdej strony, otaczając w ciasnym kręgu zębów i pazurów. W sumie było ich tuzin, ale zdawało się, że z każdą chwilą przybywają kolejne. Co najbardziej irytowało Kito, olbrzymie wilki zdawały się kpić ze śmierci, powstając po każdym postrzale i przyjętym ciosie, jaki w normalnych okolicznościach pozbawiłby życia. Walka trwała już ponad półgodziny, stając się dla agenta doskonałą okazją do wyżycia się. W końcu mógł dać upust od dawna duszonej w sobie wściekłości, rozprawiając się z agresywnymi mieszkańcami Martwego Lasu na wszystkie znane sobie sposoby. Czuł się po prostu świetnie. Radość płynąca z morderczego szału trwałaby pewnie dalej, gdyby nie zadzwonił komunikator. Dokuro w swojej łaskawości postanowił w końcu odpowiedzieć na wysłaną poprzedniego wieczoru przez podwładnego, prośbę o kontakt.
- Jak poszło w kryjówce Garvina?
Głos zealoty był wyraźnie zmęczony. Genkaku nie miał jednak okazji długo się nad tym zastanawiać. Po krótkiej chwili spokoju, kolejne bestie wyskoczyły na niego, w locie wściekle obnażając kły. Reakcja była instynktowna. Jeszcze w powietrzu chwycił jednego z wilków mocą telekinezy i użył jako taranu, zderzając go z drugim. Kiedy przeciwnicy kłębiąc się wylądowali boleśnie na ziemię, posłał każdemu po jednym pocisku, skutecznie eliminując ich z walki. Przynajmniej na razie.
- Bez szału – zaczął relacjonować jednocześnie obracając się już w kierunku miejsca, z którego nadciągał kolejny wilk. – Znalazłem kilka ciekawych przedmiotów, ale nic, co leżałoby w kręgu naszych zainteresowań. Na szczęście były tam jeszcze księgi.
- Rozumiem, że tam natknąłeś się na coś?
Kito musiał poczekać z odpowiedzą. Kolejna grupa upiornych czworonogów zaatakowała szarżując w jego kierunku. Poszukiwacz był jednak przygotowany. W momencie, gdy opowiadał Dokuro o zabranych z jaskini Wilkołaka pamiątkach, siłą umysłu uniósł dwie z nich – doskonale zachowaną parę krótkich Kotyjskich mieczy. Lewitujące w powietrzu bronie wystrzeliły w kierunku najbliższych przeciwników, zataczając coraz szybsze kręgi wokoło Genkaku i z każdym okrążeniem rozcinając kolejne z bezmyślnie zbliżających się bestii. Tych, którym udało się uniknąć rozpędzonych ostrzy, dosięgły kolejne pocisku. Trochę znudzony już przedłużającym się starciem Sanbeta usiadł na pieńku.
- Miałem trochę dodatkowego czasu na przestudiowanie niektórych egzemplarzy – wyjaśnił lakonicznie. Nie miał ochoty przyznawać się przed zealotą, że ekstra czas wynika z tego, iż tajemniczy „przewodnik” zostawił go w Martwym Lesie na pastwę losu. – W jednym ze zwojów udało mi się trafić na coś interesującego. Słyszałeś kiedyś o pieczęci Salomona?
- Słyszałem. Tak się skła…
Głośny huk wystrzału przerwał przywódcy Yakuzy w połowie słowa.
- Przepraszam, możesz kontynuować.
- Tak się składa, że….
Kolejny strzał zadudnił w słuchawce po raz drugi przeszkadzając zealocie. Tym razem, wyraźnie wytrącając go z równowagi.
- Do jasnej cholery Genkaku!
- Wybacz! To się już więcej nie powtórzy!
- Wystrzelałeś już wszystkich?!
- Nie – odpowiedział głosem pełnym rozczarowania. - Skończyła mi się amunicja…
Ciężkie westchnięcie rezygnacji rozbrzmiało w zawieszonej na uchu słuchawce i Kito ledwo powstrzymywał rozbawienie. Nie chcąc nadużywać cierpliwości Dokuro, Sanbeta rozłożył szeroko ręce i uniósł się w powietrze, wysoko poza zasięg wilczych kłów. Rozwścieczone, poharatane bestie krążyły kilkanaście metrów pod nim, nieprzerwanie wlepiając w niego swój wzrok.
- Tak się składa – podjął w końcu zealota, – że pieczęć Salomona to legendarny pierścień, który znajdował się kiedyś w posiadaniu Nagiskiego cesarza , Gregoriusa Wspaniałego.
- Tyle akurat wyczytałem ze zwoju – skwitował Genkaku. – Wiesz coś więcej? Jaką miał moc, gdzie jest?
- Wiem tylko tyle, że zaginął jakieś sześćset lat temu. Nie wiadomo dokładnie jak działał. Jeżeli masz jakiś konkretny trop, to proponuję żebyś zbadał sprawę.
- Trop to za dużo powiedziane. Pergamin stanowi kopię fragmentu kroniki, w której ktoś spisał historię pierścienia. Nie ma tam zbyt wielu informacji.
- Szkoda – odpowiedział krótko Dokuro. Jego głos na powrót stał się wyraźnie zmęczony.
- Nie jest tak źle. Jeżeli wierzyć adnotacji z marginesu to oryginał jest w Twierdzy Varfaine. Skoro mam się zająć odnalezieniem pierścienia, to złożę im wizytę.
- Zdajesz sobie chyba sprawę, że zakonnicy nie wpuszczą cię od tak po prostu do swojej biblioteki. Jesteś przestępcą klasy S, Genkaku. Nawet nie będą z tobą dyskutować, tylko schwytają dla cesarstwa, lub zabiją.
- Nie martw się, nie mam zamiaru prosić ich o pomoc. Znajdę kronikę o pieczęci Salomona i ulotnie się niezauważony – wyjaśnił Sanbeta zamykając temat i zmieniając go na inny. – Jak już jesteśmy przy pieczęciach, to co możesz mi powiedzieć o tych, odciśniętych u podstawy Aramushu?
- Widziałem zdjęcia, które przesłałeś, ale potrzebuję więcej czasu. Wiesz, że mam też inne obowiązki na głowie.
Tym razem to Kito westchnął zrezygnowany do słuchawki. Na szczęście Dokuro nie wyłapał tego, lub zwyczajnie powstrzymał się od komentarza. Od momentu, w którym były agent wrócił do kryjówki Poszukiwaczy z Pychą, relację między nimi zmieniły się. Udowodnił swoją przydatność dla grupy i zealota zaczął w końcu darzyć go większym szacunkiem.
- Thekal twierdzi, że te symbole to mieszanka babiloskich i szamańskich formuł - nowych i starych.
- Wezmę to pod uwagę. Bierz się do dzieła Genkaku, mamy coraz mniej czasu.
Jak zwykle, w charakterystyczny dla siebie sposób rozłączył się, nie czekając na odpowiedź rozmówcy. Lewitujący nad ziemią Poszukiwacz wyciągnął z ucha komunikator, od razu chowając go do zawieszonej na ramieniu torby, zaraz obok tajemniczego dysku twardego. Krótką chwilę zastanawiał się, czy jego podejrzenia, co do tożsamości przewoźnika mogą być prawdziwe. Sprawa była wielce intrygująca i Kito nie mógł już doczekać się, kiedy będzie miał okazję podłączyć urządzenie do komputera. Z oczywistych względów nie chciał wykorzystywać do tego celu swojej osobistej maszyny czy nawet beepera. Musiał pogodzić się z myślą, że na zbadanie zawartości przyjdzie mu jeszcze poczekać, póki nie dostanie się do cywilizacji. Rozpędzając się, ruszył w kierunku kontynentu. Czekała go długa i męcząca podróż.

--
Twierdza Varfaine, Nag

Nocne powietrze było nieprzyjemnie mroźne. Mimo, że Genkaku od kilku dni podróżował po górach, nie zdążył się jeszcze przyzwyczaić do panującej w okolicy mroźnej temperatury. Dostanie się na kontynent z Martwego Lasu stanowiło jeden z najmniej problematycznych etapów, dotarcia do twierdzy. Łańcuch górski, w którym znajdowała się starożytna fortyfikacja słynął z nieprzyjaznych warunków i był to prawdopodobnie jeden z głównych powodów, dla których zakonnicy właśnie tutaj ustanowili swoją siedzibę. Zwykli ludzie nie zagłębiali się w te regiony, co gwarantowało utrzymanie lokalizacji w tajemnicy. Kito miał już sposobność gościć w twierdzy, przy okazji tymczasowego sojuszu, jaki Sanbetsu zawarło z Rycerzami na okoliczność walki z Rekonstruktorem. Miał, więc dokładne koordynaty, którymi teraz się kierował. Żałował jednocześnie, że nie dysponuje już swoim generalskim odrzutowcem. Wędrówka przez góry, nawet przy jego odporności i wytrzymałości potrafiła dać w kość. Na szczęście po dotarci do kontynentalnej części Kotii większość drogi pokonał autem. Sztuka lewitacji okazała się bardzo przydatna już na miejscu. Niestety, ze względu na silny wiatr nie mógł korzystać z niej przez cały czas i podróż wydłużała się niemal w nieskończoność.
W końcu czwartego dnia w nocy, natrafił na ruiny starego traktu, niegdyś prowadzącego do twierdzy. Kilka godzin później, w obiektywnie noktowizoru, zamajaczyły przed nim kontury potężnych, starożytnych murów. Pamiętał, że gdy był tutaj ostatni raz trwały prace naprawcze i modernizacyjne po niedawnym ataku popleczników Rekonstruktora. Teraz potęga obronnych umocnień wydawała się być nie do sforsowania. Był pod wrażeniem specyficznego połączenia tradycji z nowoczesnymi systemami, jakie zakonnicy zaimplementowali w struktury budowli. Ukryty pod osłoną gęstych drzew Genkaku, z zainteresowaniem przyglądał się jednej ze zwisających z fasady, automatycznych działek. Thekal, który od wkroczenia do lasu cieszył się wolnością pod postacią kruka, wylądował na pniu obok swego pana, w milczeniu wyczekując dalszych instrukcji.
- Raylan stanowczo nie próżnował – skomentował Poszukiwacz odsuwając od oczu lornetkę.
Na wszelki wypadek, zachowali bezpieczny dystans od murów, tak by pozostać poza zasięgiem czujników.
- Nie ma sensu, żebym ryzykował przedostanie się do środka.
Ptak przeskoczył na pobliską gałąź, wlepiając czarne ślepia w Genkaku i zakrakał pociągle. Agent westchnął, gdy strumień myśli zabrzmiał w jego głowie.
- Tak, załatwisz to sam. Twoje zdolności są przecież idealne pod tego typu zadania. Dostań się do biblioteki i przynieś mi księgę, lub jej kopie.
Kruk podskoczył, nerwowo łopocząc skrzydłami.
- Nie przesadzaj i pamiętaj, że w tej okolicy nie ma zbyt wielu kruków…

--

Zgodnie z prognozą Genkaku, szaman nie miał problemu z dostaniem się na teren twierdzy. Zaraz po zakończonej rozmowie wzbił się w powietrze i omijając czujniki wylądował w pogrążonej w mroku części dziedzińca. Ptasia postać zafalowała od razu, rozpadając się w obłok cienistego dymu, którego strugi pomknęły wzdłuż murów ku bibliotece. Wejście od strony placu nie było strzeżone. Jedyną przeszkodę stanowiły solidne, doskonale dopasowane do ościeżnicy, dębowe drzwi, okute w żelazo. Zręczny kowal tak wykuł metal, by stanowił jednocześnie ozdobę, formując go w przypominające wężowe smoki zawiasy. Na szczęście przedostanie się do środka nie było trudne. Thekal przez dziurkę od klucza sprawnie wsączył się do środka. Upewniwszy się, że wewnątrz nie ma żadnych niepożądanych niespodzianek w postaci czujników ruchu, lub kamer, szaman przybrał fizyczną formę człowieka, upodobniając się do znajomego członka zakonu – sir Conora Themsona. Jedenasty rycerz, stanowił niedawny nabytek sił zakonu, zaraz po tym jak niektórzy członkowie stracili życie podczas walki z Mitsukai. Wszystko wskazywało jednak na to, że przykrywka będzie niepotrzebna. Biblioteka była pusta i pogrążona w ciemnościach. Zważywszy na późną porę, było to zresztą do przewidzenia. Nie ociągając się, szaman ruszył między solidne, wypełnione opasłymi tomami, regały. Tym czego Genkaku nie wspomniał podczas rozmowy, była ilość woluminów pośród których przyszło mu szukać poszukiwanej księgi. Kierowany doświadczeniem Thekal zamiast przeglądać poszczególne pozycje na półkach udał się do centralnej części, gdzie znajdowały się szafy, z potężnym bibliotecznym katalogiem. Używając swojej mocy przywołał z pamięci procesora niewielką latarkę. Uruchomił ją i wkładając między zęby otworzył pierwszą z szuflad. Tak jak się spodziewał Niklas Selkung okazał się skrupulatnym bibliotekarzem. Wszystkie karteczki były dokłądnie opisane i ułożone w alfabetycznym porządku. Nie oznaczało to jednak, że czeka go łatwe zadanie. Z rozrzewnieniem rzucił spojrzenie w kierunku stojącego obok terminalu dającego dostęp do elektronicznej wersji katalogu. Wolał nie ryzykować z uruchomieniem go. Nie wiadomo było jak i czy w ogóle został zabezpieczony. Mamrocząc pod nosem rozpoczął przeszukiwanie szuflad. Półgodziny później udało mu się odnaleźć pożądaną pozycję – Kroniki Tysiącleci anonimowego autora, której fragment Poszukiwacz odnalazł w kryjówce Garvina i na której pozostałych stronach spodziewali się znaleźć wskazówki dotyczące historii pieczęci Salomona. Duch bez zbędnej zwłoki odczytał numer regału i udał się do celu. Księga była opasła, oprawiona w skórę. Thekal powoli z namaszczeniem położył na niej dłoń i pozwolił by jego moc skopiowała przedmiot wprost do pamięci procesora. Dla pewności otworzył kronikę i odnalazł odpowiedni fragment. Przez chwilę rozważał zabranie ze sobą oryginału, ale był zbyt ciężki by bez problemu przedostać go za mury. Kopia musiała wystarczyć. Odłożył księgę na miejsca porzuciwszy cielesną formą na rzecz smolistego dymu ruszył na spotkanie z czekającym w lesie Poszukiwaczem.
Ostatnio zmieniony przez Genkaku 29-04-2015, 13:31, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW Email Skype
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 13