52 odpowiedzi w tym temacie |
*Lorgan |
#11
|
Administrator Exceeder

Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 20-05-2010, 16:28
|
Cytuj
|
Informacje sesyjne
Witajcie moi drodzy gracze Sekretna wojna wreszcie startuje i mam nadzieję, że nikt z Was nie odpadnie w tym wiekopomnym momencie.
Mam do zakomunikowania kilka bardzo ważnych faktów.
Po pierwsze, nie obrażajcie się, że Sanbetsu i Nag mają najdłuższe i najdokładniejsze teksty. Tam po prostu postanowiłem omówić mniej więcej o co chodzi w przygodzie (+ we wpisie dla Kalamira przemyciłem informację o tym, że uczę się szkoły walki – taki ze mnie drań ).
Po drugie, starajcie się podchodzić do wpisów bardzo twórczo, bo zamierzam przyznawać nagrody w postaci punktów, Douriki itp.
Po trzecie, im bardziej będziecie się starać, tym ciekawsze będę otwierał przed Wami możliwości w samej przygodzie. Wpisy kilkulinijkowe będą przyczyną kilkulinijkowych aktualek
Po czwarte, każda wygrana walka lub wypracowana w inny sposób przewaga taktyczna nad przeciwnikami, spowoduje że przyznam tzw., "punkt przewagi". Trzy takie punkty na koncie państwa i dostajecie tajemnicze "koło ratunkowe" (bardzo przydatna rzecz – zobaczycie). Łatwo zauważyć, że najtrudniej będzie pod tym względem Kalamirowi, ale cóż. Przynajmniej nikt mnie nie oskarży o faworyzowanie bohatera z Nag
Wreszcie po piąte, terminy na oddawanie wpisów są tak długie, że jak ktoś się nie wyrobi, odpada automatycznie, niezależnie od wymówki.
Powodzenia!
Sanbetsu
Obowiązkowo czytają wszyscy gracze z tego kraju, poza Pitem.
Sanbetsu, Ishima, dwa dni temu.
W ciemnej uliczce zatopionej między sylwetkami ogromnych kamienic pobrzmiewało echo twardych podeszw uderzających równomiernie o betonowy chodnik. Hałas zwrócił uwagę starego człowieka stojącego w jednym z wielu okien znajdujących się powyżej. Przyjrzał się on uważnie ledwo widocznemu kształtowi, będącemu źródłem zamieszania. O tej, wyjątkowo późnej, porze nie spodziewał się ujrzeć nikogo innego jak ćpuna, zbira, czy ekstremalnie tanią dziwkę, której płeć budziła niemal tyle wątpliwości, co stan zdrowia. Nie mógł wiedzieć, że był świadkiem wydarzenia, które silnie odciśnie się na losach całego świata...
Osoba w uliczce biegła już od co najmniej dziesięciu minut. Nerwowe spojrzenia, które systematycznie rzucała za siebie, sugerowały że ktoś mógł za nią podążać. Zziajana, zatrzymała się w końcu przed stalowymi, mocno pordzewiałymi drzwiami.
- Szybciej – warknęła do siebie zachrypłym męskim głosem, grzebiąc lewą ręką w głębokiej kieszeni kurtki.
W końcu tajemniczy jegomość wydobył z niej klucz i gwałtownie wepchnął go w zamek, który chwilę później ustąpił z głuchym szczęknięciem. Mężczyzna wpadł szybko do środka i napierając plecami zatrzasnął za sobą drzwi.
- Nie spieszyłeś się – westchnęła stojąca przy oknie kobieta odziana w czerń.
Zaskoczyła go.
Pomieszczenie, w którym się znajdowali było sporą halą, przetkaną szeregiem filarów podtrzymujących cienki strop.
- Czekam tutaj ponad kwadrans – dodała lekko drwiącym tonem.
- Co? Kim jesteś?! – Szok mężczyzny był tak duży, że wypuścił z ręki klucz, który kilkukrotnie odbił się od podłogi pod jego nogami, po czym na niej znieruchomiał.
- Tak ciężko zgadnąć?
- To nie tak... – Gość powoli zaczynał ogarniać sytuację. – Ja nic nie...
- Daj spokój, jestem po twojej stronie – przerwała stanowczo kobieta. – Nie zamierzam teraz słuchać, jak łżesz w żywe oczy.
- Szukałem tylko azylu! – niespodziewanie facet zupełnie się rozkleił. – Wasz rząd obiecał, że mi go dostarczy!
- A nie dostarczył? – zapytała, tym razem bardzo łagodnie, kobieta. – To nie nasz problem, że dałeś się namierzyć szamanom. Agencja wywiązała się ze swojej części umowy.
Czuła niechęć widząc, jak jej rozmówca szlocha, a mieszaninę gili i łez co chwilę przeciera rękawem. Jako wykwalifikowana agentka już dawno przestała odczuwać i rozumieć prawdziwą panikę.
- Nie możecie mnie ochronić? – zajęczał.
- Oczywiście, że "możemy" – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo. – Wyjaw nam, co chcemy wiedzieć i to zrobimy.
- Jeśli powiem wam gdzie to jest, zabiją mnie! – krzyknął rozpaczliwie.
- Czy oni przypadkiem już nie próbują tego zrobić? Zastanów się. Niedługo może być za późno na zmianę zdania.
Mężczyzną wstrząsnęły dreszcze.
- Kiedy uciekłem z Khazaru poprzysiągłem sobie, że przenigdy nikomu nie powiem o "tym" miejscu – niemal wyszeptał. – Dzieją się tam rzeczy... Wy nawet nie możecie... Nikt nie może sobie tego wyobrazić...
- Tak nisko cenisz własne życie? – drążyła dalej agentka. – Silverhand, zastanów się...
- Dobrze – odparł po chwili zrezygnowanym tonem. – Nie chcę mieć już z tym nic wspólnego. Może jak wam o tym powiem, przestaną mnie dręczyć koszmary.
Kobieta wygięła usta w grzecznościowym uśmiechu.
- Chodźmy – zasugerowała. – Opowiesz wszystko w bezpieczniejszym miejscu.
Niezauważona przez nikogo postać, ukrywająca się w cieniu jednego z filarów, odprowadziła ich wzrokiem do drzwi, po czym przyłożyła telefon do ucha.
- Wszystko idzie zgodnie z planem – oznajmiła.
Sanbetsu, Ishima, wczoraj.
W ukrytym przed oczami cywili centrum Agencji spotkało się kilku wysokich rangą oficjeli. Wśród nich znajdował się podstarzały kapitan Nobunagaki, przedstawiciel pionu egzekutorów.
- To chyba oczywiste, że powinniśmy tam posłać moich ludzi – stwierdził po zapoznaniu się z pisemnym raportem. – Gdyby nie Tora, nie mielibyśmy w ogóle o czym rozmawiać.
Siedząca po przeciwnej stronie stołu kapitan Tengoku pokręciła przecząco głową.
- Kasumi Tora wydobyła informacje od Silverhanda, to fakt. Nie możemy jednak z tego powodu słać rzeźników tam, gdzie trzeba cieni. Tylko wywiad da sobie radę z infiltracją placówki wroga. Zgłaszam kandydaturę mojego agenta o kryptonimie "21". Przez ostatnie kilka miesięcy udowodnił swoją przydatność.
- "21"? – zapytał Nobunagaki. – To ten, który wyeliminował dwóch zealotów?
- PRÓBOWAŁ wyeliminować – sprostował milczący do tej pory Widmowy Jack, reprezentujący równie elitarną co tajemniczą grupę RG-109. – Z tego co mi wiadomo, niejaka Shina Inoki okazała się dla niego zbyt trudnym przeciwnikiem. Popieram więc wniosek o wysłanie egzekutorów.
Na sali przez chwilę zapanowała cisza.
- Potrzebni nam są zarówno cienie i rzeźnicy – zawyrokował w końcu koordynator operacji, kapitan pionu wojskowego, Yu Palmer. – Nie możemy jednak wysłać zbyt dużego oddziału. Niebezpieczeństwo wykrycia byłoby zbyt duże.
- Kasumi z pewnością ucieszy się na wiadomość, że będzie mogła zemścić się na Khazarczykach – zasugerował Nobunagaki. – Wyślijmy ją i tego "21". Powinni stworzyć niezły duet.
- Dobrze, ale dołożymy jeszcze jedną agentkę – zgodził się Palmer. - Shiro Kumori, w zeszłym miesiącu brała udział w swojej pierwszej misji.
- Dała radę? – zapytał z rozbawieniem Widmowy Jack, wspominając w myślach rozmowę na temat rzekomego pasma sukcesów agenta "21".
- Nie – odparł spokojnie koordynator. – W Babilonie, pod Glitzerdorfem obezwładnił ją pewien zealota. O ile się nie mylę ten sam, którego pokonał "21". Ważniejsza od skuteczności bojowej jest w tym wypadku moc, którą dysponuje.
- O jakiej mocy mówisz? – zaintrygowała się Tengoku.
- Telekineza. Dziewczyna wykorzystuje ją najczęściej do zadawania kilku pchnięć raz rzuconym nożem, ale z pewnością znajdą się o wiele ciekawsze zastosowania.
- A więc mamy wysłać egzekutora, szpiega i niedoświadczoną telekinetyczkę do legendarnej Sermory, gdzie czeka pewnie więcej ochrony niż w Tenri. Szanowni panowie zapomnieli chyba, że chcemy dostać się do najbardziej zaawansowanego technologicznie laboratorium świata – obwieścił niepasująco wesołym tonem Widmowy Jack.
- To może sam tam pójdziesz? – zadrwił Nobunagaki. – Od czasu zawalenia prostego zadania w Nag, nie kiwnąłeś nawet palcem.
- Daj chłopakowi spokój – włączyła się Tengoku. – Jest dla nas zbyt cenny, żeby wysyłać go z tak ryzykowną misją. Zamiast tego, chciałbym zasugerować lepsze rozwiązanie.
- Mów – zachęcił kolegę Palmer.
- Podrzućmy jakoś namiary na Sermorę Babilończykom.
- Oszalałeś?! – zerwał się kapitan egzekutorów. – Po co mielibyśmy dzielić się wiedzą z tymi psami?
Palmer uśmiechnął się, dając znać, że zrozumiał w czym rzecz.
- Przynęta – wyjaśnił. – Babilończycy zwrócą na siebie uwagę ochrony Sermory, przez co naszym będzie dużo łatwiej dostać się do środka i...
- ...wykraść wyniki badań – dokończył Widmowy Jack.
Khazar, zachodnie wybrzeże, kilka godzin temu.
Czarny samolot z niebywałą prędkością zbliżał się do celu. W jego wnętrzu znajdowały się trzy osoby w strojach płetwonurków: Kasumi "Curse" Tora, Kito "21" Gankaku i Shiro Kumori. Prowadził automatyczny pilot nadzorowany z centrum dowodzenia w Ishimie.
- Za trzy minuty skaczemy do wody i od razu kierujemy się w stronę plaży – obwieścił pozostałym Kito, którego z racji wyszkolenia mianowano dowódcą.
- Jak się znajdziemy? – zapytała Kasumi, nie odrywając wzroku od okna, w którym widać było jedynie błękit morza.
- Plaża jest w kształcie łuku, więc będziemy się widzieć jak tam dopłyniemy – pospiesznie wyjaśnił dowódca. - W pobliżu nie powinno być żadnego wroga.
- Do zobaczenia na miejscu – skwitowała krótko Shiro, nakładając na oczy wodoszczelne okulary.
Niedługo później agenci, jeden po drugim, wyskoczyli ze zwalniającego samolotu i wylądowali w wodzie. Rozpoczął się wyścig do brzegu, który trwał blisko kwadrans. Pierwsza na suchym lądzie stanęła Curse. Rozpięła kombinezon, w który była ubrana i wyciągnęła z niewielkiego, nieprzemakalnego tobołka zwinięty w kostkę płaszcz. Przebrawszy się i osuszywszy grzywkę, zaczęła wypatrywać towarzyszy.
Kito i Shiro mieli odrobinę mniej szczęścia, mimo że zauważyli się już po przepłynięciu kilku metrów. Najpierw dowódca zaplątał się w jakieś wodorosty, z których oswobodził go jeden ze sztyletów kompanki, później duża fala zniosła oboje na wystające z wody skałki. Kiedy wreszcie dostali się na plażę, byli mocno zmęczeni i źli.
- Widzisz gdzieś Torę? – zapytał Kito, na krótką chwilę powstrzymując dyszenie.
- Tak, idzie w naszym kierunku – odparła Shiro. – Zdążyła się chyba nawet przebrać.
Oczy dwójki wyczerpanych agentów zawiesiły się na postaci, niespiesznie zbliżającej się piaszczystym wybrzeżem.
- Wygląda na to, że nie jesteśmy tu sami – obwieściła z niezadowoleniem Curse, kiedy dostatecznie się już zbliżyła. – Zauważyłam po drodze kilka łusek po nabojach dużego kalibru.
- Khazarczycy? – zapytał niepewnie dowódca.
- Bardziej prawdopodobne, że to kłusownicy z Babilonu. Słyszałam, że zapuszczają się w te strony.
- Ilu ich może być? – włączyła się Shiro, okazując na twarzy cień zaniepokojenia.
Curse wzruszyła ramionami i włożyła do ust cienkiego papierosa.
- Nie mam pojęcia. Nie jestem tropicielem – odparła, starając się nie rozluźnić zbytnio warg, żeby nie upuścić cennej dawki tytoniu, która niebawem miała zasilić jej płuca.
- Żeby nas chociaż odpowiednio przygotowali do tej misji – westchnął niezadowolony Kito, ale po chwili spoważniał i zaczął ściągać z siebie kombinezon do nurkowania. – Kumori, ty też się przebierz. Musimy omówić plan działania.
Kiedy wszyscy agenci przywdziali już swoje normalne stroje, dowódca rozłożył na piasku zdjęcie z satelity i rozpoczął krótki wykład.
- Znajdujemy się gdzieś w obszarze oznaczonym czerwonym kółkiem. Drugie kółko, to podwójnie przekreślone, wskazuje miejsce, gdzie powinna znajdować się Sermora. Mamy do niej jakieś 100-120 kilometrów.
- Cztery dni forsownego marszu przez dżunglę – wtrąciła z niesmakiem Shiro.
- Nie będziemy maszerować. Agencja zapewniła nam środki transportu.
- Jakie... środki? – Podejrzliwe spojrzenie Curse przeszyło dowódcę.
- Przed nami, zrzucono w tym rejonie trzy glidery... wyciszone motolotnie startujące z dowolnej powierzchni. Będziemy musieli poruszać się bezpośrednio nad wierzchołkami drzew, żeby uniknąć radarów.
- Trzy osoby lecące ponad drzewami mają uniknąć wykrycia? – Podejrzliwość agentki zaczęła powoli przeradzać się w oburzenie.
- Khazarczycy z całą pewnością nie patrolują dżungli. Jest zbyt niebezpieczna i rozległa. Muszą polegać na wspomnianych radarach i wieżyczkach obserwacyjnych. Glidery mają przezroczyste skrzydła, więc nadadzą się idealnie do oszukania tych drugich. Porzucimy je zresztą kilka kilometrów przed celem, kiedy lot stanie się zbyt ryzykowny.
Shiro pokiwała głową.
- To może się udać... o ile każde z nas poleci inną trasą.
- To również jest część planu – zgodził się dowódca, wskazując palcem na zdjęcie z satelity. – Tora poleci trasą na górze, Kumori środkową, a ja dolną. Na miejscu zlokalizujemy się dzięki specjalnym beeperom, które za moment wam wręczę.
Shiro Kumori
Instrukcje
Cel misji: wykraść wyniki badań z laboratoriów w Sermorze. Im więcej, tym lepiej.
Dostałaś od Genkaku zmodyfikowaną wersję beepera (normalna charakterystyka znajduje się w zbrojowni). Jest to zegarek wyposażony w dwie (trzy?) opcje: lokalizowanie centralnie położonej motolotni i dwóch pozostałych beeperów. Cele wskazywane są poprzez określenie kierunku i przybliżonej odległości w metrach.
W swoim wpisie musisz odnaleźć ukryty w zamaskowanej skrzyni środek transportu i przedostać się nim w pobliże Sermory. Masz do dyspozycji trzy scenariusze wydarzeń:
1) Docierając do wysokich wzniesień (wyminięte w trasie twojego lotu na mapce powyżej), dostrzegasz zakamuflowaną wieżyczkę strażniczą i postanawiasz podkraść się i wybić stacjonujących tam żołnierzy.
2) Docierając do wysokich wzniesień (wyminięte w trasie twojego lotu na mapce powyżej), dostrzegasz zakamuflowaną wieżyczkę strażniczą i postanawiasz w sprytny sposób ją wyminąć.
3) Bez przeszkód docierasz do celu.
W zależności od wybranej opcji, możesz dostać różnego rodzaju nagrody. Nie zdradzę jednak jakie, ani za co. Użyj intuicji
PS. Nie sugeruj się wpisami dla innych państw. U Was jest dzień, nie noc.
Genkaku
Instrukcje
Cel misji: wykraść jak najwięcej wyników badań z laboratoriów w Sermorze i podłożyć bombę pod główny reaktor zasilający tę placówkę (Twoi towarzysze nie wiedzą o drugiej części zadania).
Dostałeś w centrali potężny ładunek wybuchowy zamaskowany jako paczka papierosów oraz zmodyfikowaną wersję beepera (normalna charakterystyka znajduje się w zbrojowni). Drugi przedmiot to zegarek wyposażony w dwie (trzy?) opcje: lokalizowanie południowej motolotni i dwóch pozostałych beeperów. Cele wskazywane są poprzez określenie kierunku i przybliżonej odległości w metrach.
W swoim wpisie musisz odnaleźć ukryty w zamaskowanej skrzyni środek transportu i przedostać się nim w pobliże Sermory. Masz do dyspozycji dwa scenariusze wydarzeń:
1) Lecąc nad dżunglą stajesz się świadkiem potężnej eksplozji, która ujawnia podziemny tunel. Postanawiasz zbadać sprawę (kończysz wpis zeskakując pod powierzchnię).
2) Bez przeszkód docierasz do celu.
W zależności od wybranej opcji, możesz dostać różnego rodzaju nagrody. Nie zdradzę jednak jakie, ani za co. Użyj intuicji
PS. Nie sugeruj się wpisami dla innych państw. U Was jest dzień, nie noc.
Curse
Instrukcje
Cel misji: wykraść wyniki badań z laboratoriów w Sermorze. Im więcej, tym lepiej.
Dostałaś od Genkaku zmodyfikowaną wersję beepera (normalna charakterystyka znajduje się w zbrojowni). Jest to zegarek wyposażony w dwie (trzy?) opcje: lokalizowanie północnej motolotni i dwóch pozostałych beeperów. Cele wskazywane są poprzez określenie kierunku i przybliżonej odległości w metrach.
W swoim wpisie musisz odnaleźć ukryty w zamaskowanej skrzyni środek transportu i przedostać się nim w pobliże Sermory. Masz do dyspozycji trzy scenariusze wydarzeń:
1) Natykasz się na babilońskich kłusowników. Wywiązuje się walka, w której ich wybijasz. Istnieje jednak ryzyko, że nie dopadłaś wszystkich (będzie to zależeć od jakości Twojego wpisu).
2) Natykasz się na babilońskich kłusowników. Wymijasz ich niepostrzeżenie i kontynuujesz misję.
3) Bez przeszkód docierasz do celu.
W zależności od wybranej opcji, możesz dostać różnego rodzaju nagrody. Nie zdradzę jednak jakie, ani za co. Użyj intuicji
PS. Nie sugeruj się wpisami dla innych państw. U Was jest dzień, nie noc.
Pit
Khazar, Tenri, wczoraj.
Po nieudanej próbie odnalezienia przyjaciela w Har, Pit postanowił opuścić nieprzyjazne ziemie Khazaru i wrócić do domu. Udał się na lotnisko, gdzie zarezerwował sobie na kolejny dzień miejsce w niewielkim samolocie do Ishimy. Kiedy odszedł od kasy, jego uwagę przyciągnął sporych rozmiarów plakat reklamujący przepiękny kurort wypoczynkowy w Babilonie. Zatrzymał się przy nim na chwilę i odczytał napis: "Niech wszystkie twoje troski odejdą w niepamięć. Narodź się na nowo w naszym ekskluzywnym kurorcie 'STELLA'."
- Stella? – zapytał sam siebie. – Może należy mi się chwila odpoczynku od tego całego zabijania i narażania życia.
Po chwili namysłu wrócił do kasy i zmienił rezerwację na lot do Babilonu jeszcze pod koniec tego samego dnia.
Khazar, zachodnie wybrzeże, w nocy z wczoraj na dziś.
Lot na wakacje sam w sobie stanowił już dla Pita odpoczynek. Im dalej znajdował się od miejsca ostatnich niefortunnych wydarzeń, tym bardziej poprawiał mu się humor. Nagle samolotem wstrząsnęła potężna turbulencja, po czym pojawił się oślepiający, żółty błysk. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, maszyna rozpadła się na dwie części i runęła do morza.
- Potępieńcy nigdy nie zaznają spokoju – usłyszał lub sądził, że usłyszał Pit wśród wrzasków spanikowanych pasażerów idących razem z nim na spotkanie z głębinami.
Instrukcje
Ty to masz szczęście. Dołączyłeś do Tankyuu w momencie, gdy wpis dla Sanbetsu został już ukończony i musiałem znaleźć inny sposób, żeby Cię wprowadzić. Najlepiej będzie, jeśli spróbujesz przeżyć i dopłynąć jakimś cudem do zachodniego wybrzeża Khazaru. Jeśli wykażesz się kreatywnością i zbudujesz ciekawy wpis, możesz liczyć na małą nagrodę.
Nag
Obowiązkowo czytają wszystkie Kalamiry z tego kraju.
Kalamir
Nag, twierdza Varfaine, niedaleka lecz bliżej nieokreślona przeszłość.
Przemęczony Kalamir wyciągnął nogi w stronę kamiennego kominka, w którym wesoło tańczyły płomienie. Ostatnie cztery godziny spędził zwiedzając okolice twierdzy, czyli wspinając się po skałach otulonych całunem zimnego powietrza i drobniutkiego śniegu, który z łatwością dostawał się pod ubranie i wychładzał organizm.
- Na Odyna... Nawet w moich stronach nie ma takiej pogody – zwierzył się siedzącemu przy stole Tyberiuszowi, który rozparłszy się wygodnie, rzeźbił coś w niewielkim kawałku drewna.
Ten zaśmiał się serdecznie w odpowiedzi i spojrzał w kierunku okna.
- Wydaje mi się, że nie skłamałbym, gdybym nazwał to miejsce najzimniejszym w Kotii. Temperatura spada tu poniżej... Sam zresztą czułeś.
- O taaak... – zgodził się Kalamir, pocierając dłonie.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się cicho i do środka wszedł szósty rycerz, Lars Singreed.
- Mam wiadomość dla Kendeissona – oznajmił.
- O co chodzi?
- Wezwano cię do Nebul.
- Nebul? Czy to nie stolica Galwind?
Tyberiusz słysząc te słowa ponownie się zaśmiał.
- Odyn ma dziś dobry humor – obwieścił. – Kieruje Kendeissona z najzimniejszego miejsca w Kotii, do najzimniejszego miejsca na świecie!
Nag, Nebul, przeszłość bardziej określona i nieco bliższa niż ostatnio.
Sala była prostokątna, duża i utrzymana w jasnej kolorystyce. Przy północnej ścianie stał piedestał, na którym spoczywało kilka sztuk broni. Poza tym, nie było wewnątrz żadnych innych leżących przedmiotów ani mebli. Lorgan Gravier, kapitan pionu wojskowego cesarstwa Nag, lekko dysząc ocierał ręcznikiem twarz ze zraszających ją kropli potu. Lewą ręką wspierał się na piedestale.
- Spotkaliśmy się w Varfaine, prawda? – zagaił Kalamir, który został tu skierowany niezwłocznie po zgłoszeniu swojego przybycia do miasta.
Galwindczycy nie należeli do zbyt rozmownych. Każde pytanie o cel wezwania rycerza z Kotii zbywali milczeniem lub wzruszeniem ramionami. Powtarzali tylko, że ma się udać do sali treningowej numer trzy w głównym budynku koszar.
- Czuję się zaszczycony, że mnie zapamiętałeś, panie Kendeisson – Lorgan przywołał na twarz lekki uśmiech i wyciągnął dłoń w powitalnym geście.
Kalamir uścisnął ją i z lekkim zdziwieniem zauważył, że jego rozmówca musi dysponować całkiem pokaźną krzepą. Nie tego spodziewał się po kilkuminutowej obserwacji cięć ćwiczonych przez niego leciutką kataną.
- Taki sławny szpieg jak ty nie ma zapewne zbyt wiele wolnego czasu, więc przejdę od razu do rzeczy – dodał po chwili kapitan. – Słyszałem o twoich dokonaniach w zamku Ducarta pół roku temu i uznałem, że możesz być zainteresowany informacjami, które udało mi się w ostatnim czasie pozyskać.
Zachęcony kiwnięciem głową, ciągnął dalej.
- Niejaki Orwald Gheist, na pewno o nim słyszałeś, spotkał się kiedyś w Har z terrorystą podejrzanym o włamanie do jednego z sekretnych laboratoriów położonych na terenie Khazaru. Jak się później okazało, podejrzenie było niesłuszne. Ten człowiek nie wyścibił nawet nosa z osady, a informacje same do niego przyszły.
- Co masz na myśli?
Lorgan wziął głęboki wdech i rozruszał ramiona.
- Słyszałem, że całkiem nieźle radzisz sobie z mieczem, to prawda? – niespodziewanie zmienił temat.
Kalamir podrapał się po szyi.
- Coś tam umiem, ale... Możemy wrócić do sprawy terrorysty?
- Oczywiście – zapewnił kapitan z krzywym uśmiechem. – Jak tylko zademonstrujesz mi swój styl. Od dawna usiłuję opanować tajniki pewnej zapomnianej szkoły walki i przyda mi się sprawdzian. Co ty na to?
- Niech będzie.
Obaj rycerze przez chwilę stali naprzeciwko siebie w milczeniu. Lorgan w końcu ujął w dłoń katanę leżącą na piedestale i ostentacyjnie wbił ją ostrzem w podłogę przed sobą.
- Nie daj się zmylić pozorom – ostrzegł, napotykając niepewne spojrzenie. – Walka już się zaczęła.
Kotyjczyk bezceremonialne obnażył stalowe ostrze swojego półtoraręcznego miecza i uniósł je nad głowę. Jego postawa była śmiała i prowokująca, jednak przeciwnik nawet nie drgnął. Wpatrywał się tylko w sposób, który przywołał wspomnienie Jareda, łowcy, który na krótki czas został nauczycielem Kalamira.
Nie było sensu zwlekać: półtoraręczny miecz zaczął opadać w kierunku szyi Lorgana. Ruch był błyskawiczny, jednak nie niemożliwy do sparowania lub uniku. Nic takiego jednak się nie stało. Nawet katana wciąż pozostawała nieruchomo wbita w podłogę. W ułamku sekundy Kotyjczyk dostrzegł i zrozumiał prawdę: broń tkwiąca między rycerzami miała jedynie odwrócić uwagę od tego, co kapitan zmyślnie szykował za swoimi plecami. Była to również katana, jednak pewnie zaciśnięta w prawej dłoni i utrzymana w pozycji, która mogła sugerować wstęp do jakiejś zaawansowanej techniki. Kalamir wiedział, że jest już za późno żeby zatrzymać lub zmienić bieg miecza, więc postanowił włożyć w cięcie jeszcze więcej siły. Tak, aby przeciwnik zwyczajnie nie zdążył zrealizować tego, co zamierzał. Stało się jednak coś zupełnie niespodziewanego. Lorgan skulił się i skrócił dystans do tego stopnia, że znalazł się obok lewego ramienia atakującego, czyli zupełnie poza zasięgiem miecza. Ruch był tak niespodziewany i szybki, że jedynie "odskok jastrzębia" wydawał się być na tyle dobrym manewrem, żeby wyciągnąć Kalamira z niespodziewanej opresji. Niestety, w momencie gdy miał go wykonać, Lorgan stanął mu na stopę i wymierzył silny cios lewą pięścią w podbrzusze. W tym samym czasie jego prawa ręka ściskająca katanę wysunęła się zza pleców gotowa do wyprowadzenia cięcia od dołu. Niewiele myśląc, Kotyjczyk zrobił piruet, ściągając do siebie miecz najszybciej jak umiał. Ostrza zderzyły się głośno. Waga i pęd półtoraka spowodowały, że katana została wytrącona z ręki właściciela, przeleciała w powietrzu kilka metrów i z brzękiem upadła na podłogę.
- Jestem pod wrażeniem – przyznał Lorgan, który niewiadomo kiedy znalazł się z powrotem przy broni, którą wcześniej wykorzystał do odwrócenia uwagi. – Jak nazywa się ten ostatni atak?
Kalamir, rozumiejąc że walka dobiegła końca, schował miecz i odpowiedział:
- To "rozpostarcie skrzydeł" z repertuaru La Kendo del Falcone-ryu. Zwykle przydaje mi się w walce z większą ilością przeciwników. Ja również mam do ciebie pytanie. Skąd wiedziałeś kiedy zablokować moją stopę?
- Posługiwałem się stylem miecza wyobraźni, który pozwala przewidywać posunięcia przeciwnika. Ciekawa rzecz, którą wyszukał dla mnie w Kurhanie Bohaterów mój podkomendny – wyjaśnił Lorgan. - Dokładnie rzecz biorąc, użyłem techniki "Sokugin" i ze smutkiem przyznaję, że wiele mi jeszcze brakuje do jej pełnego opanowania. Niemniej dziękuję, że pomogłeś mi sprawdzić ile się nauczyłem. Wracając do naszego głównego tematu rozmowy...
Rycerze rozluźnili się trochę i pozwolili by ich myśli na powrót skupiły się wokół interesów Orwalda Gheista.
- Pewien naukowiec uciekł z Sermory – kontynuował kapitan - legendarnego miasta-laboratorium, w którym podobno zrodziły się największe wynalazki Khazaru. Udało mu się przedostać do Har, skąd postanowił uciec za granicę. Za transport zapłacił notatkami.
- Terroryści mają świetne szlaki przerzutowe. Nic dziwnego, że skorzystał z ich usług – wtrącił Kalamir.
- Właśnie. Później pojawił się Gheist i zapłacił sporą sumę za te kilkadziesiąt zapisanych kartek. Nie był jednak pewien skąd pochodzą, ani czego są częścią. Właściwie chyba nikt poza tym zbiegłym naukowcem i rezydentami Sermory tego nie wie.
- Czyli sprawa zamknięta?
- Tak było do niedawna. Teraz wszystko się zmieniło. Sanbetsu w jakiś sposób dowiedziało się gdzie ukryta jest Sermora, a ja tę informację przechwyciłem i uznałem, że może ci się przydać.
- Dlaczego zwróciłeś się akurat do mnie?
- Czy to nie oczywiste? – zdziwił się Lorgan. – Mówi się, że jesteś naszym najskuteczniejszym wywiadowcą, masz osobiste motywy żeby zbadać tę sprawę i w dodatku sam byłem niedawno świadkiem szybkości i jakości twoich działań.
Instrukcje
Dostałeś od kapitana Graviera współrzędne Sermory i niezwykłe urządzenie-okular o nazwie Scouter, pozwalające mierzyć poziom Douriki u przeciwników (bateria pozwala na trzykrotne użycie). Twoje pierwsze zadanie polega na dostaniu się na dzikie, zachodnie wybrzeże Khazaru. Możesz to zrobić na trzy sposoby:
1) Zaciągnąć się na babiloński statek kłusowników, którzy pływają tam polować na rzadkie okazy zwierząt.
2) Skorzystać z podwózki nagijskiej łodzi podwodnej.
3) Wejść na pokład największego nagijskiego niszczyciela "Brzask", który przewiezie Cię przez wody międzynarodowe, a stamtąd mniejszą łodzią przepłynąć przez terytorium Khazaru.
W zależności od wybranej opcji, możesz dostać różnego rodzaju nagrody. Nie zdradzę jednak jakie, ani za co. Użyj intuicji albo kogoś, kto ją posiada
Babilon
Obowiązkowo czytają wszyscy gracze z tego kraju.
Babilon, Arkadia, wczoraj.
Goniec szybkim krokiem pokonał długi korytarz, na którego końcu widniały solidne dwuskrzydłowe drzwi z jasnego drewna. Otworzył je na oścież i momentalnie przyklęknął na jedno kolano.
- Wywiad zlokalizował Sermorę! – zagrzmiał nie zastanawiając się nawet, czy osoba, której miał przekazać informację, faktycznie jest w środku.
Pomieszczenie zajmowały trzy osoby: dwóch mężczyzn w średnim wieku i jedna, młodsza od nich, kobieta. Wszyscy byli mocno zaskoczeni nowiną.
- Jak? – zapytali niemal jednocześnie.
- Przechwycili anonimową transmisję, w której przez kilka minut powtarzano koordynaty. Bardzo możliwe, że jacyś terroryści przekazywali sobie tę informację.
- Skąd wiadomo, że Sermora faktycznie tam jest? – zapytał sceptycznie nastawiony człowiek w czerwonej kamizelce.
- Czujniki satelitarne pokazują podwyższoną aktywność elektromagnetyczną. Eksperci sądzą, że może to być spowodowane działaniem systemów maskujących.
- Cóż za wspaniała nowina – ucieszył się wysoki blondyn odziany w białą togę przeszytą złotymi nićmi. – Lumen dał nam znać, że badania Khazarczyków stanowią dla niego obrazę. Co w tej sytuacji powinniśmy zrobić, bracie i siostro?
Pozostała dwójka wymieniła się spojrzeniami i odpowiedziała zgodnie:
- Posłać światło zbawienia prosto do siedliska czerwi.
Blondyn, którego przyjaciele i wrogowie nazywali Szalonym Prorokiem zaśmiał się obłąkańczo, budząc jednocześnie podziw i przerażenie u gońca wciąż klęczącego bez słowa w wejściu.
Khazar, zachodnie wybrzeże, w nocy z wczoraj na dziś.
Potężny snop światła przeszył czarne niebo i uderzył prosto w khazarską dżunglę. Kiedy pył, kawałki drzew i wyrzucona w powietrze ziemia opadły, ukazali się trzej przybysze: Shina "Insoolent" Inoki, Sebastian "Coltis" Infulentius i ich dowódca, kapitan pionu wojskowego Babilonu, Amon "Szalony Prorok" Ritz.
- Oto jesteśmy, by w imieniu Pana zniszczyć wszelkie zło! – zakrzyknął ten ostatni.
- Amen – zakończył Infulentius.
Inoki tylko nieznacznie kiwnęła głową.
Coltis
Instrukcje
Przybyłeś do Khazaru w jednym, prostym celu: by zniszczyć Sermorę. Twój dowódca jest bardzo potężnym magiem światła, który opanował zaklęcie przywoływania "boskiej armii" – nieśmiertelnego oddziału wojowników. Wydał on rozkaz Tobie i Insoolent, aby za wszelką cenę przedrzeć się do wnętrza miasta i dezaktywować systemy obronne, które mogłyby spowolnić lub nawet zablokować armię. Działacie indywidualnie.
W swoim poście musisz opisać jak przedostajesz się przez dżunglę (niecały kilometr), przekraczasz iluzoryczną barierę Sermory i znajdujesz tymczasowy, bezpieczny przyczółek. Pamiętaj, że magiczny słup światła, który Was tu sprowadził z pewnością nie pozostał niezauważony. Niezbędnych szczegółów dotyczących miasta szukaj w tym temacie i w aktualce dla Khazaru, zaś resztę wymyśl lub, jeśli uznasz coś za zbyt ważne, skonsultuj ze mną. Pamiętaj tylko, żeby przeczytać wpis Insoolent, jeśli zamieści go przed Tobą – nie możemy dopuścić, żeby Wasze poczynania były sprzeczne.
Ciekawe pomysły zostaną przeze mnie nagrodzone.
Insoolent
Instrukcje
Przybyłaś do Khazaru w jednym, prostym celu: by zniszczyć Sermorę. Twój dowódca jest bardzo potężnym magiem światła, który opanował zaklęcie przywoływania "boskiej armii" – nieśmiertelnego oddziału wojowników. Wydał on rozkaz Tobie i Coltisowi, aby za wszelką cenę przedrzeć się do wnętrza miasta i dezaktywować systemy obronne, które mogłyby spowolnić lub nawet zablokować armię. Działacie indywidualnie.
W swoim poście musisz opisać jak przedostajesz się przez dżunglę (niecały kilometr), przekraczasz iluzoryczną barierę Sermory i znajdujesz tymczasowy, bezpieczny przyczółek. Pamiętaj, że magiczny słup światła, który Was tu sprowadził z pewnością nie pozostał niezauważony. Niezbędnych szczegółów dotyczących miasta szukaj w tym temacie i w aktualce dla Khazaru, zaś resztę wymyśl lub, jeśli uznasz coś za zbyt ważne, skonsultuj ze mną. Pamiętaj tylko, żeby przeczytać wpis Coltisa, jeśli zamieści go przed Tobą – nie możemy dopuścić, żeby Wasze poczynania były sprzeczne.
Ciekawe pomysły zostaną przeze mnie nagrodzone.
Khazar
Obowiązkowo czytają wszyscy gracze z tego kraju.
Khazar, Sermora, w nocy z wczoraj na dziś.
Twitch Nightwind i Coyote Blackbone zerwali się z łóżek na dźwięk syreny alarmowej. Zostali sprowadzeni do Sermory wraz z innymi szamanami na szereg badań, które miały wykazać, co można zrobić, żeby poprawić ich możliwości bojowe. W drodze ich oczy były przesłonięte, więc nie mają pojęcia, gdzie dokładnie się znajdują. Jak na razie, spędzili tu zaledwie dwa dni, które w większości upłynęły na mierzeniu, ważeniu i odbywaniu sprawdzianów fizycznych.
Mapa Sermory (poziom powierzchniowy)
1. Winda nr 1
2. Winda nr 2
3. Baraki wojskowe
4. Budynek straży
5. Kompleks kulturalno-rekreacyjny
6. Przystań
7. Wyspa z ogrodem botanicznym
8. Dział mieszkalny
9. Dział elektrowni
10. Dział mieszkalny II
Coyote
Instrukcje
Pierwsze zadanie to rozgrzewka. Znajdujesz się na górnym poziomie Sermory, w barakach wojskowych (pełny opis znajdziesz tu) i musisz dotrzeć (sam) do budynku straży, żeby dowiedzieć się co jest grane. Ulice miasta są przepełnione ludźmi umykającymi do swoich domów. Mimo że procedury alarmowe są często ćwiczone, nigdy jeszcze nie doszło do sprawdzenia ich w praktyce. Tym właśnie sposobem masz do czynienia z paniką. Powodzenia... a... i ustal z Twitchem jak będzie wyglądał budynek straży, żeby nagle nie okazało się, że żyjecie w alternatywnych rzeczywistościach.
PS. Dla ułatwienia przyjmijmy z racji wartości Twojej statystyki "Szybkość", że jako pierwszy dotarłeś do celu.
Twitch
Instrukcje
Pierwsze zadanie to rozgrzewka. Znajdujesz się na górnym poziomie Sermory, w barakach wojskowych (pełny opis znajdziesz tu) i musisz dotrzeć (sam) do budynku straży, żeby dowiedzieć się co jest grane. Ulice miasta są przepełnione ludźmi umykającymi do swoich domów. Mimo że procedury alarmowe są często ćwiczone, nigdy jeszcze nie doszło do sprawdzenia ich w praktyce. Tym właśnie sposobem masz do czynienia z paniką. Powodzenia... a... i ustal z Coyotem jak będzie wyglądał budynek straży, żeby nagle nie okazało się, że żyjecie w alternatywnych rzeczywistościach.
PS. Dla ułatwienia przyjmijmy z racji wartości Twojej statystyki "Szybkość", że jako drugi dotarłeś do celu. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Kalamir |
#12
|
Yami

Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 04-06-2010, 15:40
|
Cytuj
|
Nagijski szpieg wkroczył do portu pewnym krokiem. Przemierzał ciasne i brudne uliczki jakby znał je od zawsze. W pewnym sensie tak właśnie było. Przecież nim został tajnym agentem, był również szefem ochrony fregaty handlowej oraz morskim najemnikiem. Poza tym pochodził z Kotii. W krainie wysp, każdy musiał orientować się w świecie okrętu i żaglowca. Mijał stare magazyny jakby tamte były jego placem zabaw.
Odnalazł „Karczmę ubitego wołu” i ze szczerą radością uchylił jej metalowe drzwi, gdy nagle jakiś marynarz wyleciał przez okno tuż obok. „To z pewnością moje miejsce” pomyślał i wszedł do środka. Tutejsza mieszanka zapachów powaliłaby na ziemię każdego kto nigdy wcześniej nie zetknął się ze slumsami, półświatkiem Sanbetsu lub Babilońskimi burdelami. Stoły może kiedyś były ustawione według jakiegoś porządku, teraz jeździły po drewnianej podłodze z miejsca na miejsce. Krzeseł było mnóstwo, niekoniecznie całych. Alkohol za barem był okryty pancerną szybą a sam barman stał w kamizelce kuloodpornej z gnatem za paskiem. „Zdecydowanie moje miejsce” dodał w myślach, po czym ruszył ku schodom na piętro.
– Momencik koleżko – zastopował byczek na warcie przy schodkach. – Na górę wchodzą tylko ludzie Oszpeconego Tygrysa, spadaj więc….
Barczysty ochroniarz dostał w zęby metalową popielniczką a następnie rozpędzoną pięścią, która pomogła mu przefrunąć nad drewnianą poręczą i wylądować na śmietniku. Jego kumpel, który był zajęty piwem przy barze natychmiast ruszył na Kalamira. Oczywiście skończyło się to kolejnym lotem ku niemiłemu zaskoczeniu podnoszącego się byczka, który został zmuszony złapać swego większego kompana.
Na piętrze było ciszej. Coś musiało się dziać i szpieg zdawał sobie z tego sprawę. Kolejni piraci lub marynarze nie stwarzali więcej trudności. Albo byli świadomi siły gościa albo dostali konkretne polecenia by nie robić mu trudności. Doszedł do kolejnego pomieszczenia i ostrożnie wszedł do środka. Wewnątrz siedział Oszpecony Tygrys oraz jakiś inny mięśniak – pewnie posłaniec kogoś kto osobiście nigdy nie pojawiłby się w takim miejscu.. Olbrzym wręczył Tygrysowi kolejny zwitek banknotów a gdy tamten skończył liczyć, opuścił pomieszczenie.
– Kurdę, nie mogłeś po prostu zapytać o spotkanie? – przemówił Tygrys, wciąż liczył pieniądze. – Ochrona kosztuje, leczenie też.
– Nie mam czasu, Gaelen – Kalamir przerwał nim tamten zdążył uderzyć w temat. – Chciałbym się dostać do Khazaru. Tu masz mapę z lokacją gdzie chce wylądować. Wiem, że pływasz tam by kraść okazy leśnych koni, więc mi tu nie pierdziel. Szykuj statek i błagam cię, bez dyskusji.
Gaelen znany jako kapitan „Oszpecony Tygrys” tylko przetarł swoje zabliźnione czoło. Spokojnie oparł się o krzesło a następnie zmierzył Kalamir swoimi brązowymi oczyma. Wziął wdech i spojrzał na rzuconą mu mapę.
– Byłoby znacznie prościej gdybyś używał słów proszę.
– To błagania nie wystarczą? Przecież wyraźnie powiedziałem „błagam cię”.
– Na Lumena, jak ty mnie irytujesz. Ostatni raz jak cię widziałem, byłeś kapitanem „Ślepego Orła” i jeśli dobrze pamiętam to ostrzelałeś mój statek rakietami przebijającymi. Nie wspominając o tym, ze przez dwa tygodnie ścigałeś nas ze strażą morską. Teraz zaś przyłazisz tutaj i …to…jakkolwiek by tego nie nazwać. Masz tupet.
Kalamir odwzajemnił spojrzenie przepełnione gniewem.
– Jeżeli dobrze pamiętam to dostałeś ostrzeżenie, że nakopie ci do dupy jeżeli strzelisz do kolejnego wieloryba złoto-grzbietowego.
– Nie ważne. Zapomnijmy o tym. Na razie. Powiedz mi co będę miał z tego, że wezmę cię na pokład?
Kalamir zaśmiał się szyderczo. Nagle zebrało mu się na wspominki:
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że wiem co wydarzyło się w zatoce Dwóch Słońc? Gdy ostatnio byłem w Nag, spotkałem Urluka w pewnej starej ale prestiżowej karczmie. Powodzi mu się. Jego grupa prosperuje a statki przynoszą sporo pieniędzy. Jednak wciąż męczy go jedna rzecz. Co stało się z jego ukochaną fregatą „Antares”. Gdyby tylko wiedział, że mój statek był w zatoce kiedy…
Oszpecony tygrys natychmiast zrobił się czerwony z gniewu.
– Ty zdradziecki kundlu! Mogę sprawić, że już nikomu nic nie powiesz! – ryknął.
Kalamir przebił go spojrzeniem, które nagle przemieniło się w mordercze ostrze wbijające się w serce kapitana, nie dosłownie oczywiście. Tygrys zamilkł.
– Dobra, wejdziesz na statek i dopłyniesz do Khazaru. Na tym jednak koniec. Nie chce cię widzieć przez kolejną dekadę. Argument o Antaresie wygasa dożywotnio, kundlu.
Kalamir uśmiechnął się ale jego spojrzenie wciąż było ostre jak żyletka.
– Umowa stoi. Dorzucę jeszcze dziesięć tysięcy kouka.
„Spocony kundel” wypłynął przed świtem. Nie był to pierwszy raz, kiedy Kalamir stał na pokładzie tego morskiego ścigacza. Niegdyś był to statek wojskowy. Nadszedł czas emerytury, jednak Tygrys nie chciał się z nim rozstawać. Wyremontował go za własne pieniądze i własnymi rękami. Nagijczyk cenił jego zdolności mechaniczne. Okręt był dowodem jego talentu. Całkiem nieźle podrasowana maszynownia potrafiła osiągnąć 130% mocy. Kadłub został wymieniony na nowszy, twardszy i bardziej opływowy.
Kendeisson zastanawiał się gdzie podziała się amunicja i działa.
– No to mamy problem – rzucił bosman Szczurkers.
Kalamirowi nie spodobało się to zdanie. Ton wypowiedzi również.
– Ten statek na horyzoncie, to „Skowronek”.
– Co to jest skowronek? Czyj to okręt? – zapytał wiking w tym samym momencie, w którym Tygrys wbiegł na mostek.
– Statek kogoś kogo nie chcemy spotkać. Kogo nie chcieliśmy spotykać – wyjaśnił Gaelen. – Jego kapitan ubzdurał sobie, że ma prawo do kilku… nieważne. Po prostu jest źle.
– Teraz nie mamy wyboru, ładujmy działa – zaproponował Kalamir.
– W tym problem. Nie mamy dział – sprostował Szczurkers. – Myślisz, że do babilońskich portów można od tak wpłynąć z rakietnicami na dziobie? Zawsze przed wejściem zatapiamy uzbrojenie nieopodal rafy. Pięć mil na wschód. Tak by straż przybrzeżna nie znalazła.
Kalamir uderzył się w czoło. Zastanawiało go, czemu właściwie tego nie przewidział. Zaczął pośpiesznie analizować sytuację z nadzieją, że wpadnie mu coś do głowy.
– Jak daleko macie uzbrojenie? Pięć mil? Damy radę wyminąć skowronka?
Gaelen i Szczurkers spojrzeli po sobie a następnie ochoczo pokiwali głowami.
– Jeżeli nasze tarcze energetyczne przetrzymają ostrzał podczas wymijania, to chyba mamy szanse.
– Chyba mamy szansę? – zawołał Kalamir. – Na miłość boską, ile wy lat pływacie po tym pierd… morzu?
– Masz lepszy plan? – zapytał Kapitan.
Kendeisson raz jeszcze zatopił się w myślach.
– Co wiecie o ich uzbrojeniu i załodze? – zapytał z uśmiechem na buzi.
„Spocony kundel” ledwie umknął karabinom „Skowronka” a już podążały za nim dwie torpedy. Ponownie, manewry Szczurkersa uratowały życie całej załogi. Dwie potężne eksplozje poderwały morskie fale w powietrze. Wśród uniesionej wody znalazły się setki skalnych odłamków. Oba statki kierowały się ku wąskiej cieśninie skalnej, tunelowi na otwarte morze.
– Nie zamierzają chyba zaminować przejścia przed nami? – zapytał rozdrażniony Vingo Dale. – Nie powinni mieć uzbrojenia skoro wyszli z portu.
– Zgadza się kapitanie – przytaknął bosman Feeweer. – Na pewno chcą nas spowolnić przeprawą przez wąski korytarz by zdobyć czas na dotarcie do skrytki z uzbrojeniem.
Vingo Dale uśmiechnął się jak na zbira przystało. Taki plan mu odpowiadał. Był całkowicie przeświadczony o wyższości silnika swojego ptaszka nad rozpadającym się kundlem.
Nie spodziewał się zasadzki.
Nikt nie spodziewałby się takiej zasadzki.
Skowronek wpłynął w „Szczelinę Rosemary” dwie minuty po kundlu. Maszynownia natychmiast zmniejszyła wydajność silnika, tak by bosman mógł spokojnie manewrować pomiędzy skalnymi zakrętami, gdzie każdy zły ruch mógł być tym ostatnim. Ryk zdumienia przeszedł przez pokład Vingo Dale’a. Już za pierwszym zakrętem wyłoniła się mała półka, na niej zaś stojący mężczyzna w czarnym kimonie opiętym skórzaną kurtką. Jego oczy świeciły szkarłatnym światłem, to ściągnęło uwagę całej załogi. Nim ktokolwiek zdążył unieść karabin, mroczna postać niczym błyskawica przeskoczyła na pokład i przebiegła miedzy marynarzami. Zaraz za nim przetoczyła się szkarłatna fala eksplozji. Ręce i nogi marynarzy odczepiały się od ich ciał zalewając pokład krwią. Ostrze w rękach wojownika pozostawało niewidoczne tak długo jak ten był w ruchu.
– Co robicie? Do diabła! Atakujcie intruza! – ryczał w niego Kapitan Dale.
– Nie mogą… – Jego uszu dobiegł szept. Nie zdążył się odwrócić nim ostrze przebiło jego serce. – Odłączyłem ich zmysł wzroku. Fatalna śmierć. Dezorientacja, niemoc, ból. No ale ty się nie martw. Spójrz mi w oczy a natychmiast zapomnisz o tych uczuciach…
Minęła godzina odkąd kundel wypłynął spomiędzy skalnej pułapki. W pełni uzbrojony warował na skowronka, który zgodnie z prognozą Kalamir nie wypływał. Gaelen już tracił cierpliwość, gdy po wodzie przetoczył się warkot silników. Na horyzoncie pojawił się czarny ścigacz – Skowronek.
– Hej! Gaelen! – z pustego pokładu zawołał Kalamir. – Pamiętasz jak mówiłem o tych kilku tysiakach wynagrodzenia? A może być ten statek?
„Spocony Skowronek” i „Spocony Kundel” skierowały się na wschód. Prosto ku Khazarskim wybrzeżom. |
 |
|
|
|
^Pit |
#13
|
Komandor

Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 35 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 04-06-2010, 16:14
|
Cytuj
|
Najpierw przez okna samolotu wdarło się ostre oślepiające światło, jakby ktoś wycelował stuwatową żarówkę prosto w oczy. Do tego wszystko drżało, cały kokpit trzeszczał, ludzie panikowali. Ich krzyki wkrótce przebił donośny dźwięk, przypominający pękanie kry. Siedziałem nieruchomo, kurczowo trzymając oparcie fotela przede mną, wciąż mając zamknięte oczy. Co tu się działo? Wpadliśmy na coś? Pod nami wybuchła bomba? Może nas zestrzelili?
Moje myśli zaraz potem zagłuszył metaliczny jazgot łamiących się części, tak nieznośny, że odruchowo zazgrzytałem zębami. Parę sekund później poczułem przeciąg. Oczy praktycznie doszły do siebie, więc odwróciłem głowę… i osłupiałem. Tylna połowa samolotu, przedział bagażowy i ogon leciały właśnie w dół z częścią pasażerów. Z kolei część przednia czyli ta, w której byłem przechylała się w dół. Kadłub pikował z ogromną prędkością i raczej nie pomogło by tu ocalałe, prawe skrzydło. Ludzie nie zdążyli nawet zapiąć pasów i lecieli w dół parę metrów, obijając się po drodze o fotele, półki bagażowe, fruwające walizki. Inni ginęli, przygnieceni ciałami swoich towarzyszy. Siedzący nieco bardziej w środku zostali wywiani przez ogromną moc ciągu. Czy piloci wiedzieli co tu się dzieje? Czy coś jeszcze próbowali zrobić? Czy ktoś tam w ogóle był jeszcze przytomny?
Grawitacja zaczęła mnie ściągać w dół. Nie miałem najmniejszej ochoty skończyć jak ci nieszczęśnicy. Włożyłem w to sporo wysiłku, ale udało mi się znaleźć w miarę bezpieczne miejsce na tylnej części oparcia fotela. Kątem oka dostrzegłem zsuwającą się młodą kobietę. Takiego przerażenia nie widziałem nigdy. W jej oczach panowało uczucie beznadziei, ogromnego strachu. Większość tych ludzi zapewne nikomu nie zawiniła. Nie byli gotowi na śmierć.
Chwyciłem ją mocno za nadgarstek, podciągając do góry najszybciej, jak się dało. Oddychała ciężko na mojej piersi. Morska toń była tuż przed nami. Zamknąłem oczy, w duchu żegnając się ze wszystkimi. Zresztą, nie było ich tak wielu. Kadłub z impetem wbił się w morską toń.
Minęło parę dłuższych chwil. Podniosłem powoli powiekę i rozejrzałem się. Na raj mi to nie wyglądało. Dziewczyna wciąż była przytulona, teraz jednak oddychając spokojnie. Mogłem się jej w końcu przyjrzeć. Owalna twarz, cienki nos, wąskie wargi, kręcone, ciemnobrązowe włosy, opadające luźno na ramiona. Przejechałem dłonią po jej ramieniu, czując jak cała drży. Miała na sobie białą podkoszulkę bez rękawów, niebieskawe dżinsy. Jej smukłe biodra owijał ciemny pas ze złotymi zdobieniami. Buty gdzieś zgubiła, ukazując ciemne rajstopy.
Zdjąłem z siebie płaszcz, owijając nim kobietę.
W całej kabinie było zimno, do tego około jedna czwarta była zalana wodą. Dziób był zanurzony całkowicie. Cała przednia część chyba tkwiła lekkim skosie, powoli zanurzając się pod wodę. Oświetlenie już dawno przestało działać, co jakiś czas sypiąc iskrami. Ten syk i cichy odgłos chyboczącej się kabiny towarzyszył nam, przypominając o uciekającym czasie.
Szarpnąłem oparciem fotela. Po bliższych oględzinach zauważyłem żeliwne rusztowanie, które było przyśrubowane do podłoża. Ciekawe, czy byłbym w stanie to rozkroić? Samolot nie był w najlepszym stanie, gdyż po paru minutach intensywnej pracy, żeliwo ustąpiło. Potrzebowaliśmy czegoś, co było by w stanie pływać. Postanowiłem się rozejrzeć Położyłem kobietę na wyrwanej części, żeby nie leżała w wodzie. No i lepiej jej niepotrzebnie nie narażać.
Stąpałem ostrożnie pośród ciał, badając puls tych co lepiej wyglądających. Czy to możliwe, że nikt nie wpadł na ten sam pomysł, co ja? A nawet jeśli przeżyli upadek, to będąc tyle godzin na wpół zanurzonym pod wodą nie mieli zbytnich szans na ratunek.
Drzwi do kabiny pilotów w żaden sposób nie chciały się otworzyć. Pewnie zamknęły się szczelnie przez awarię zasilania, albo wewnętrzna strona stopiła się od gorąca. W zasadzie z której strony nastąpił „strzał”, czy co to było? A to zdanie: „Potępieńcy nigdy nie zaznają spokoju”? Przejechałem dłonią po ciemieniu, ale nie wyczułem żadnego guza. Jest dobrze – nie zwariowałem, ani nie miałem halucynacji.
Wspiąłem się na tyły – wyrwa ukazała ciemnobrunatne morze. Fale spokojnie lizały nadpalony metal, który syczał cicho, wyrzucając ledwie widoczny dymek. Cała kabina przypominała teraz papierosa wrzuconego do kałuży.
Była noc, ale z koloru nieba wnioskowałem, że mogło być tak gdzieś przed świtem. Nie miałem w zwyczaju nosić zegarka, a teraz by się bardzo przydał. Chociażby po to, by określić nasze położenie geograficzne. Byliśmy w Khazarze, ale co dalej? Lot trwał parę godzin, więc to może być dalej zachodnie wybrzeże. Może jednak Babilon? Raczej nie, nawet objawienia nie doświadczyłem. Żadnej gwiazdy wskazującej drogę, zwłaszcza w pochmurną noc. Siedząc na metalowym rusztowaniu, będącym kiedyś podłogą, wypatrywałem jakiegokolwiek charakterystycznego punktu. Gdzieś w oddali dojrzałem duży, czarny kształt. To pewnie tam spadł ogon z częścią pasażerów. Jeśli tam ktoś przeżył, to może przynajmniej mają coś do jedzenia. Próba dopłynięcia tam „żeby sprawdzić” była zbyt ryzykowna. Spojrzałem nieco w bok – chyba tam był ląd.
Wróciłem do punktu, gdzie zostawiłem dziewczynę. Wierzgała się od czasu do czasu. Widać, nawet odpoczywając nie było jej lekko. Mi również, bo powoli zaczynałem odczuwać chłód. Stopy miałem całe przemoczone. Przeszukałem bagaże. Udało mi się znaleźć parę poduszek i koc. Liczyłem na materac, ale to już było chyba za dużo. Zajrzałem pod siedzenia – przecież taki samolot musiał mieć na wyposażeniu jakieś kapoki – coś co pozwoliło by utrzymać się na wodzie.
Znalazłem kilka jaskrawopomarańczowych kamizelek – jedną założyłem na siebie i nie było problemu. A nieprzytomna dziewczyna? Przecież już jest wychłodzona, a morze nie jest na tyle ciepłe, by przeżyć. Powiązać sobą kamizelki? To by może coś dało.
Uwijałem się jak mrówka, gdyż samolot tonął coraz bardziej. Obwiązałem paroma kocami dwa rozłożone fotele z oparciem, sznury z kapoków poszły na umocnienie. Położyłem zziębniętą panienkę na tej prowizorycznej tratwie, a sam poszedłem wycinać dziurę w kokpicie. Na górę nie dało się już wejść – wrak wychylał się do pionu i już w połowie był w morskiej toni.
Metal ustąpił. Kopnięciem wypchnąłem luźno trzymający się kawałek, który z głośnym pluskiem zniknął pod wodą..Zwodowałem „tratwę” – przez moment się zapadała, by po chwili podskoczyć do góry. Nie ryzykowałem jeszcze wdrapania się na tą mało stabilną konstrukcję. Zamiast tego sam posłużyłem za „silnik”.
- Chyba wytrzymam tę drogę na brzeg – powiedziałem sobie w duchu. Oj chciałem, żeby to była prawda. |
|
|
|
»Shiro Kumori |
#14
|
Agent

Poziom: Keihai
Posty: 58 Wiek: 34 Dołączył: 17 Sty 2010 Skąd: Kielce
|
Napisano 08-06-2010, 12:52
|
Cytuj
|
-Fajnie, tylko kto zrzuca Agentów na misję infiltracyjną w środku dnia? - decyzja sztabu była dziwna, ledwo minęła pierwsza, a drużyna była niedaleko celu - pod Sermorą będziemy za góra dwie, trzy godziny, gdzie tu sens?
-Po prostu wykonuj rozkazy Curse - w głosie Genkaku również można było wyczuć niepokój, ale i stanowczość - a na razie sprawdźcie te nowe zabawki z Centrum, dzięki nim znajdziemy transport.
-Gdyby Agencja, chciała się nas pozbyć bylibyśmy już martwi, po co mieliby szykować pułapkę na drugim końcu świata? - ta myśl, oraz spokojny głos Shiro sprawił, że wszyscy się nieco rozluźnili i wrócili do swoich zadań.
Agentka włączyła beeper i na prawym oku ukazał się zielony interfejs. Niewielki radar, naniesiony na mapę pojawił w lewym dolnym rogu i wskazywał żółtymi strzałkami miejsce i kierunek pojazdów, natomiast zielona strzałka na środku oznaczała położenie Agentki.
-Gotowi? – pozostali zwrócili się w stronę dowódcy, przytaknęli - To ruszamy, powodzenia.
Shiro zwróciła się w stronę glindera. Ustawiła cel, na pojazd i jej oczom ukazał się niewielki zielony kwadrat, a pod nim odległość od motolotni.
- 846 metrów, nie jest źle
Gdy zbliżyła się do celu zauważyła grupę ludzi majstrujących przy pojeździe. Musieli być to jacyś wieśniacy, bo uzbrojeni byli jedynie w łomy i młotki. Zaszła ich z lewej strony i schowała się za drzewem, jakieś 100 metrów od tubylców. Podniosła kamień i za pomocą telekinezy cisnęła w stronę motłochu. Potrzeba było kolejnych dwóch, żeby tłum rzucił się w stronę Agentki. Dziewczyna pobiegła w stronę lasu, żeby odciągnąć ludzi. Po chwili odbiła w lewo i kreśląc łuk, biegiem wróciła do glindera. Był to smukły, szary górnopłatowiec z przezroczystymi skrzydłami. Stojąc przy pojeździe, usłyszała, że rozjuszony motłoch wraca, więc pospiesznie wsiadła do kabiny. Od ostatniego lotu glinderem minęło już trochę czasu, więc ogarnięcie wszystkich przyrządów zajęło Agentce chwilę. Po minucie delikatny huk silników przeszedł przez kabinę. Pojazd zaczął się delikatnie unosić. Shiro zdążyła jeszcze dostrzec wyłaniających się spomiędzy drzew ludzi. Zaraz potem motolotnia schowała się za linią drzew. Według radaru reszta drużyny była trochę bliżej celu. Po niecałej godzinie lotu, oczom Agentki ukazało się wspomniane w planie wzniesienie. Na jej szczycie, pośród drzew Shiro zauważyła wąską stróżkę dymu. Pojazd zawisł w powietrzu, a przez lornetkę Shiro dostrzegła dwóch uzbrojonych ludzi na niewielkiej drewnianej wieży. Na zdjęciu satelitarnym, nakreślona była niewielka leśna droga znajdująca się nieopodal wzniesienia. Zwróciła glindera i tamtą stronę. Na mapie odstęp między drzewami wydawał się większy, nie było szans na zmieszczenie w nim całego pojazdu, ale sam kadłub miał szansę się przecisnąć. Agentka zmniejszyła prędkość i zanurzyła się między drzewa, tak, że same skrzydła wystawały ponad ich korony. Patrzyła jak reszta drużyny oddala się na radarze, ale nie było sensu ryzykować wykryciem. Powoli zbliżała się do celu. Po ominięciu wzniesienia z wieżyczką, wynurzyła się spomiędzy drzew i przyspieszyła. Reszta drogi minęła bezproblemowo. Po kolejnej godzinie lotu była już na miejscu. Pozostali Agenci czekali już zniecierpliwieni.
-Nie spieszyłaś się – zaczął mężczyzna
-Napotkałam pewne... komplikacje. Zresztą gadanie niczego już nie przyspieszy.
-Już? Możemy ruszać, czy będziecie to przeciągać do jutra? - wtrąciła podirytowanym głosem Curse.
-OK, idziemy, wyjaśnimy wszystko jak tylko skończymy.
Po dość długim marszu, między drzewami pojawiły się pierwsze budynki. Z każdym krokiem widać było ich coraz więcej, aż w końcu drużyna dotarła na krawędź lasu, gdzie przystanęli, aby opracować plan. |
|
|
|
^Genkaku |
#15
|
Tyran Bald Prince of Crime

Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 10-06-2010, 17:43
|
Cytuj
|
Genkaku powoli odprowadził wzrokiem agentki, które energicznym krokiem oddalały się w kierunku dżungli, do swoich motolotni. Gdy stracił je z oczu całkowicie, odetchnął głęboko i poklepał delikatnie jedną z kieszeni, w której znajdował się ładunek.
- Interesująca misja - powiedział półszeptem. - Mam nadzieje Staruchu, że cieszysz się z powrotu do swojej zafajdanej dżungli, bo ja w ogóle.
- Powinieneś się cieszyć - odpowiedział mu głęboko, gardłowy głos w czaszce. - Wychowałem się w dżungli wiec znam jej tajemnice i niebezpieczeństwa.
Agent nie skomentował tego, chodź raczej wątpił w słowa szamana. Ruszył pospiesznie do miejsce, gdzie według beepera znajdowała się jego motolotnia. Za każdym kolejnym krokiem zagłębiał się coraz bardziej w "Khazarskie Piekiełko". Tak żołnierze zwykli nazywać te tropikalne lasy. Pnącz, insekty, dzicz i potworny upał. Maszerował 15 minut a wydawało mu się, że trwa to co najmniej godzinę. Dżungla skąpana w promieniach słońca ani trochę nie przypominała mu tej ze swoich snów. Nawet w połowie nie wydawała się tak strasznym miejscem. Nikt tak jak on nie zdawał sobie sprawy jak bardzo pozory potrafią mylić. Nie mógł pozwolić sobie jednak na rozluźnienie. Był na być może jednej z najważniejszym misji w swoim życiu.
Krótką chwilę zajęło mu rozpakowanie motolotni i doprowadzenie jej do stanu używalności. Razem z transportem, znalazł resztę swojego sprzętu. Szybko przebrał się w ubranie odpowiedniejsze do tego typu misji. Wojskowy kombinezon bojowy, szelki z ekwipunkiem podręcznym i parę, jak sądził, przydatnych "Zabawek" ze swojego prywatnego arsenału. Szczególną troską otoczył pistolet maszynowy Kriss. Specjalnie na potrzeby tej misji podrasowany i doposażony o mały granatnik z komputerowym celownikiem. Zapakowawszy wszystko po uprzednim sprawdzeniu, Genkaku uruchomił motolotnie.
Pracowała zaskakująco cicho, a po włączeniu maskowania optycznego, była niemal nie widoczna. Przyznał w myślach, że na początku wątpił czy aby na pewno jest to odpowiedni sprzęt. W końcu czy ktoś słyszał kiedyś o desancie agentów za pomocą takich maszyn? Teraz jednak był pewien, że dowództwo miało słuszność. Wzbił się w powietrze i utrzymał wysokość tuż nad drzewami, zgodnie z zaleceniami jakie dostali. Spojrzał na swój beeper. Curse i Shiro były już w powietrzu. Uśmiechnął się.
- Jak do tej pory wszystko idzie zgodnie z planem
Nie był pewien czy powiedział to sam do siebie czy raczej do szamana. W gruncie rzeczy nie miał zamiaru rozmyślać nad tym. Teraz czas skupić się na zadaniu. Nie możesz zawieść, powtarzał sobie w myślach, gdy naglę potężną eksplozja przerwała pozorny spokój panujący nad dżunglą, zaraz na wprost od niego. Fala uderzeniowa poderwała motolotnie do góry. Genkaku z trudem zdołał opanować maszyną, cudem unikając katastrofy.
- Co do jasnej cholery?!
- Nie wiem na wszystkich Bogów, może warto to sprawdzić? - zahuczał w głowę, podniecony, zachrypły głos starego Thekala.
- Nie możemy, mamy zadanie do wykonania. Nie mamy czasu na zwłokę!
Agent niemal wykrzyczał te słowa, był jednak świadom, że ciekawość zje go żywcem jeżeli teraz tego nie sprawdzi. Spojrzał na beeper by sprawdzić gdzie znajdują się jego partnerki. Miał nad nimi drobną przewagę.
- W takim razie tylko zróbmy kółko nad tym miejscem. - Szaman zdawał się nie poddawać. - Ty zostaniesz na górze, a ja zrobię rekonesans.
Genkaku rozważył tą propozycję. Wydawała się dobra. Od ponad trzech tygodniu ćwiczył z duchem nowe moce, swoje i jego. Sytuacja była idealna aby teraz je wykorzystać. Skierował motolotnie nad miejsce wybuchu.
- Zgoda, ale szybko
Nie zdążył nawet do końca sformułować zdania. Czarny, smolisty dym niczym para z jakiejś upiornej lokomotywy wystrzeliła w powietrze prosto z miejsca gdzie zaszyty był procesor. W ułamku sekundy z bezkształtnego obłoku zamieniła się w wielkiego czarnego kruka, który pikując zniknął w dżungli na dolę. Genkaku zaczął robić szerokie kółka. W trakcie czwartego usłyszał w głowie wyczekiwany głos z wiadomościami.
- nie ma śladu żywej duszy. Nie znam się na tym, ale to chyba był wybuch od środka. Jest tu jakiś tunel. Eksplozja zrobiła w nim wyrwę.
Genkaku obawiał się właśnie takich wieści. Ciekawość zamiast zmaleć, wzrosła. Chwycił za beeper i przez chwilę zastanawiał się czy nadać wiadomość do dwójki agentek. Po namyślę zrezygnował jednak z tego pomysł na pewien czas. Rozważał za i przeciw. W końcu sam przekonując siebie uznał, że dla bezpieczeństwa najlepiej będzie sprawdzić tunel. W końcu mógł prowadzić do miasta, i stanowić doskonałą drogę ewentualnej ucieczki. Posadził motolotnie na ziemi nie wyłączając jednak maskowania. Z kieszeni wyjął urządzenie skanujące, włączył z nadzieją, że dostanie przynajmniej prowizoryczną mapę okolicy. Odbezpieczył broń, przełączył soczewki na tryb "noktowizji" i zeskoczył do tunelu. |
|
|
|
^Curse |
#16
|
Komandor

Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 10-06-2010, 22:24
|
Cytuj
|
Zgodnie z poleceniem, ruszyła wzdłuż plaży na południe, trzymając w dłoni zegarko-podobne urządzenie. Przyglądała się niewielkiemu ekranikowi, który wskazywał, że za sześćdziesiąt siedem metrów natknie się na skrzynię z motolotnią. Wyjęła więc kolejnego papierosa i odpaliła go.
Czterdzieści sześć metrów...
Piasek rozstępował się łagodnie pod jej stopami. Pomyślała, że powinna sprawić sobie jakieś obuwie zastępcze dla swoich niezawodnych szpilek... Ale zaraz potem, przypominając sobie zurbanizowane tereny Sanbetsu, stwierdziła, że byłby to totalnie zbędny zabieg. A dodatkowo, szpilkami świetnie się kopało.
Dwadzieścia jeden metrów...
Z gęstej dżungli dochodziły ją różne zwierzęce odgłosy. Bardzo cieszyła się z faktu ominięcia bliskiego spotkania z różnymi, niekoniecznie futerkowymi, stworzeniami. Do futerkowych nic nie miała.
Siedem metrów...
- Okej... Tutaj... - mruknęła do siebie, zakładając wreszcie zegarek na nadgarstek.
Kiedy oderwała od niego oczy, stając na wprost swojego celu, znajdowała się dokładnie przed wielkimi krzakami... nie przypominającymi żadnej ze znanych jej roślin. Jęknęła cicho.
Westchnęła i wsunęła się pod wielkie liście. Nie widząc przez dłuższą chwilę zupełnie nic przed sobą, walczyła z gęstwiną, by wreszcie wypaść wprost na podłużną skrzynię. Otrzepała się delikatnie z roślinnych drobin i wyjęła zza pasa nóż. Zatoczyła nim w dłoni kilka kółek, przyglądając się skrzyni, po czym przystąpiła do dobierania się do jej zawartości.
Kilka chwil później wniosła się ponad kilkunastometrowe drzewa. Mały i sprytnie przygotowany środek transportu rzeczywiście miał nikłe szanse na bycie zauważonym i Kasumi rozumiała jego wybór, ale nie czuła się zbyt komfortowo unosząc się ponad bezpieczną ziemią. Z drugiej jednak strony... kilkudniowa przeprawa przez dżunglę... Postanowiła więc po prostu dostać się jak najszybciej na miejsce.
Wbudowany automatyczny pilot został najwyraźniej uznany za zbędny w obliczu super zabawki w postaci beepera, ale dziewczyna uznała, że to lepiej, w razie, gdyby musiała zmienić nieco trasę lotu. W razie komplikacji. Gdy tylko o tym pomyślała, trzymając się nisko, coś co na pewno nie było zwierzęciem, mignęło w zasięgu jej wzroku pośród drzew. Usłyszała strzały. Komplikacje stały się nie tylko teoretyczne. Skręciła nieco bardziej na południe, oddalając się od celu. Była jeszcze zbyt daleko, żeby ryzykować jakąkolwiek walkę.
Udało jej się przebyć spory kawałek, zanim usłyszała kolejne strzały. „Znowu?”, pomyślała. Tym razem postanowiła zaryzykować. I na jej własne życzenie, w tym momencie, tuż pod nią, znów padły strzały. Przeszły przez prawe skrzydło glindera, który zachwiał się niebezpiecznie. Zaklęła pod nosem. Pozostało jej niewiele ponad dziesięć kilometrów do celu. Starała się utrzymać kurs, choć nie było to łatwe. W jej kierunku padło znów kilka strzałów. Zaczęła zahaczać o korony drzew, a pojazd stawał się coraz bardziej niestabilny.
Walczyła o kolejne metry, w nadziei, że rozbije się jak najbliżej Sermory. To, że umiała się posługiwać wszystkimi tymi zabawkami agencji, nie oznaczało, że to lubiła. Ilość przekleństw znacznie wzrosła. Opadła natomiast jej wysokość i w każdej chwili podróż mogła się zakończyć. Zwolniła, lawirując pomiędzy wyższymi partiami dżungli. Zobaczyła pod sobą, że poszycie się rozrzedza. Nie sądziła, że babilońscy kłusownicy mogli zapuścić się aż tak daleko. Musiała trafić, ja wyjątkowo upartą grupę.
Usłyszała krzyk gdzieś w oddali. Jej uszkodzona motolotnia nie pociągnęłaby i tak już za długo, więc postanowiła wylądować, póki decyzja ta należała do niej samej. Sprawiło jej to trochę problemu, ale poradziła sobie. Wiedziała, że ruszając z tego miejsca prosto do Sermory, ściągnie na siebie nieproszonych gości, idących jej śladem. Poczekała więc.
Wystarczyło kilka minut, by z głębi roślinnych zakamarków, dobiegły ją głosy. Zerknęła jeszcze szybko na beeper, który wskazał, że jej towarzysze byli już blisko celu. Wyciągnęła zza pasa kilka sztyletów. Kiedy zlokalizowała pierwszych napastników, bezceremonialnie rzuciła dwoma z noży. Usłyszała, jak kłusownicy padają na ziemię. Towarzyszyło temu kilka jęków, ale prawdopodobnie wydali je z siebie pozostali z nich. Byli bardzo cicho, ale zorientowała się, że może być ich jeszcze trzech albo czterech. Odeszła nieco w bok, nasłuchując uważnie. Kilka metrów od niej, pomiędzy krzakami, pojawiła się pierwsza postać. Podeszła najciszej jak umiała i kopnęła mężczyznę w plecy. Przewrócił się, nadziewając przy okazji na jedną z ostrych gałęzi. Jakby była przygotowana specjalnie do tego celu. Kasumi musiała zakryć usta dłonią, żeby nie zaśmiać się głośno nad nieszczęśnikiem.
Za plecami usłyszała, jak ktoś ładuje broń. W momencie, w którym się odwracała, padł strzał, ale uchyliła się odruchowo. Pocisk musnął nieznacznie ramię. Płaszcz lekko się rozdarł. Wściekła się.
- Czy ja wyglądam jak zwierzak? - powiedziała cicho, ale głosem przepełnionym nienawiścią i irytacją.
Miała gdzieś to, czy ją usłyszeli. Była teraz pewna, że jest ich dwóch. Nie pomyliła się, choć zdziwiła, gdy okazało się, że jeden z nich jest kobietą. Młoda blondynka patrzyła na nią, trzymając w dłoniach strzelbę. W jej oczach czaiła się gotowość do kolejnego strzału. Agentka, nie zastanawiając się dłużej, dwoma prężnymi susami doskoczyła do niej i wytrącając broń, wbiła w drobną klatkę piersiową ostatni trzymany przez siebie sztylet.
Jedyny napastnik, który pozostał, mężczyzna ukrywający się do tej pory za blondynką, spojrzał przerażony i rzucił się do ucieczki. Kasumi wyciągnęła szybkim ruchem katanę i bez żadnego trudu złapała go za gęste włosy, podrzynając ostrzem gardło. Krew polała się obficie, a ostatni niechciany towarzysz padł martwy na ziemię.
Zostawiając po sobie obiad dla miejscowej fauny, a może i flory też, puściła się biegiem, na tyle szybko, na ile mogła w ciemnej dżungli. Na szczęście, na tym odcinku, przyroda okazała się jej przyjazna. Dysząc ciężko, ale poruszając się dużo sprawniej niż tego oczekiwała, znalazła się u celu niewiele później, niż to było przewidziane. |
|
|
|
RESET_Twitch |
#17
|

Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 23 Dołączył: 27 Maj 2013
|
Napisano 11-06-2010, 00:01
|
Cytuj
|
Twitch siedział na środku dużej sali gimnastycznej i oczekiwał na instrukcje dotyczące treningu. Wtem nagle rozbrzmiała syrena alarmowa. Praktycznie natychmiast na korytarzu, przed pomieszczeniem w którym się znajdował, pojawili się biegnący gdzieś ludzie. Krzyki oraz tupot wojskowych butów wdzierały się do sali. Czarnowłosy chłopak ruszył powoli na zewnątrz. Gdy wyszedł wpadł na niego niski, krępy mężczyzna.
- Przepraszam najmocniej - zaczął się tłumaczyć. - Z tego wszystkiego nawet nie patrzyłem przed siebie - dodał zaraz nieznajomy.
- Co się stało? Skąd ten alarm? - zapytał Twitch.
- Nie wiadomo, zostałem wysłany przez swego dowódcę do strażnicy aby się tego dowiedzieć - powiedział facet podając rękę chłopakowi, który chwycił dłoń i podniósł się na równe nogi.
- Jak mogę tam dotrzeć? - dopytywał Nightwind.
- Nie wiem czy możesz opuszczać baraki - odpowiedział.
- W tej sytuacji to chyba nie ma znaczenia, więc? - rzucił obojętnie.
- Wychodząc przed baraki zobaczysz od razu budynek strażnicy. Trzy strzeliste wierze, tam się kieruj - rzekł żołnierz i ruszył biegiem ku wyjściu. Szaman odczekał trochę i udał się w tym samym kierunku. Na zewnątrz panował chaos. Ludzie zdawali się biegać we wszystkie możliwe strony patrząc tylko gdzieś przed siebie. Nagle usłyszał płacz. Obrócił się i zobaczył małą dziewczynkę szlochającą i głośno nawołującą matkę. Zaraz, zza rogu, wybiegła kobieta, chwyciła małą w ramiona i szybko czmychnęła do pobliskiego domu. Twitch wziął z niej przykład i ruszył biegiem w kierunku strażnicy. Chwilę później dotarł na miejsce. Trzy wieże o których wspominał mężczyzna wydawały się sięgać samego nieba. Oszklone były niebieskim szkłem, które wydawało się pochłaniać promienie słoneczne. Nightwind po chwili dojrzał Coyote zmierzającego powoli ku piętrowemu budynkowi znajdującego się u podnóża wież i poszedł w jego kierunku. |
|
|
|
*Lorgan |
#18
|
Administrator Exceeder

Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 01-07-2010, 12:26
|
Cytuj
|
Z gry w pierwszej turze odpadła aż trójka graczy. To bardzo dużo niewskazanego zamieszania w fabule (zwłaszcza, że przepadła połowa obrony Khazaru i cały atak Babilonu). W związku z tym wprowadzam jednorazową regułę specjalną: jeśli spóźnialscy zamieszczą wpisy do godziny 12:00 AM 7 lipca, będą mogli grać dalej. Nie dostaną oczywiście nagród punktowych w tej turze gry, ale w przyszłości, o ile zaczną wyrabiać się w terminach, wrócą do funkcjonowania jako pełnoprawni gracze.
Jeśli nikt z objętych powyższą regułą nie odda wpisu, reszta graczy może spodziewać się aktualizacji 8 lipca.
To wszystko, pozdrawiam. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
RESET_Coltis |
#19
|

Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 36 Dołączył: 27 Cze 2014
|
Napisano 07-07-2010, 21:02
|
Cytuj
|
Przybycie zealotów w świetle chwały Lumena pod Sermorę zakończyło się gwałtownym uderzeniem, które rozrzuciło wokół kawałki gałęzi i grudy ziemi, druzgocząc jednoczeście drzewo stojące w miejscu pojawienia się Babilończyków. Oczywiście chronieni przez słup jasności intruzi nie doznali żadnego uszczerbku na zdrowiu.
- Do dzieła, moje owieczki! Zmieciemy tą herezję z powierzchni ziemi! - zakrzyknął Amon rozciągając usta w radosnym uśmiechu. Jego towarzysz, odziany w czarny płaszcz, przesunął ręką po mocno nażelowanych włosach i westchnął.
- Ukrywają się w buszu. Tym Khazarczykom bliżej do zwierząt niż do ludzi. My opanowaliśmy boską moc żywiołów, gdy oni bawili się w odkrywanie swojego wewnętrznego psa.
Pogarda w głosie przemawiającego właśnie Coltisa sięgała zenitu. Rozglądał się za jakąś wskazówką pomocną przy wyborze drogi. Ośrodek badawczy, w którym mieszkańcy najdzikszego kontynentu świata dopuszczali się bluźnierstwa przeciw Lumenowi, chroniony był barierą iluzji. Co prawda jego lokalizacja nie stanowiła już teraz większej tajemnicy, ale mury wciąż pozostawały niewidoczne. Zealota w czerni ruszył bez słowa w kierunku przepływającej w pobliżu rzeki i po chwili zaczął biec w obranym kierunku, niespiesznie i oszczędzając siły. Punkt w którym pojawili się Babilończycy został wybrany na podstawie otrzymanych wcześniej informacji. Istniała duża szansa, że są już o krok od Sermory. Szybka akcja dywersyjna powinna zapewnić powodzenie misji Szalonego Proroka. Co prawda Amon lubił mieć wejście i jego przybycie zostało od razu zdradzone Khazarskim wartownikom, jednak pewne i skuteczne metody działania Coltisa miały zniwelować utraconą przewagę zaskoczenia.
Bieg wzdłuż koryta rzeki okazał się dobrym pomysłem. Istniała olbrzymia szansa, że ośrodek jest położony wzdłuż źródła wody i kwestią czasu było trafienie za iluzoryczną osłonę. Najsłabszym punktem planu była niewiedza. Co znajdowało się za maskującą barierą było tajemnicą i oprócz Khazarskich naukowców nie wiedział tego chyba nikt. Prawie pół kilometra dalej, po przebyciu gęstwiny nieprzyjemnie śliskich karłowatych drzewek, kryjących się w cieniu o wiele wyższych gęsto splątanych botanicznych cudów natury, zealota natknął się na przeszkodę. W dżungli było podejrzanie cicho i spokojnie, toteż dość łatwo dało się słyszeć złowieszcze bulgotanie. Na wodzie pojawiły się w dwóch różnych miejscach rozszerzające się koncentryczne koła. Dragoon Coltisa w sekundę znalazł się w jego prawej ręce. Zimne zielone oczy zealoty wpatrywały się w ciemną toń rzeki. Wydawało się, że pod powierzchnią ciągną się kilometry głębiny. Chwila nieuwagi i czar jaki rzucał mrok odmętów sprawiły, że Babilończyk zgubił gdzieś jednego wroga. O tym, że koła na wodzie oznaczały potyczkę było wiadomo od początku. Nagle zza pleców wyskoczył ciemny kształt, który katapultował się wysoko w górę wystrzelając spod powierzchni rzeki. Oczywiście Sebastian Infulentius Coltis był szybszy. Pocisk z rewolweru przeszył przeciwnika na wylot i odchylił ciało w tył. Z rany chlusnęła czerwona krew, która sięgnęła tafli szybciej niż spadający, odziany w czarny przylegający kombinezon, Khazarczyk. Kolejny szaman zareagował niemal w tej samej chwili i plunął strumieniem wody, dając sobie czas na dobycie wiszącego u boku małego harpuna. Wycelował wyrzutnią w zealotę i nacisnął spust, ale Babilończyk był na tyle szybki aby zniknąć za drzewem. Przeciwnik próbował zanurkować, aby dać sobie przewagę odpływając i atakując znów w bardziej dogodnym miejscu, ale Coltis nie zamierzał dać mu uciec. Wyciągnął rękę w kierunku człowieka ubranego w kombinezon identyczny jak u niedawnego trupa. Nurek transformował się i za uszami wyrosły mu długie, przypominające grube wąsy przetknięte cienką błoną, skrzela. Skoczył w głębinę w momencie aktywowania czaru. Przez palce zealoty zaczęło przepływać w szybkim tempie powietrze, a zaraz potem krople wody, które przekształciły się w nieważki strumyczek. Cokolwiek wciągałaby w płuca lub skrzela uciekająca maszkara, zawierało to żywioł oddechu jakim było powietrze. Minutę później martwy ryboczłowiek wypłynął na powierzchnię rzeki.
- Brzuchem do góry, podrzędna istoto – uśmiechnął się do siebie Coltis. Podejrzewał, że na odcinku rzeki byli to jedyni strażnicy, przynajmniej do czasu mobilizacji sił defensywnych Sermory. Parę kroków dalej wzrok Babilończyka zareagował gwałtownie na zerwanie iluzji będącej przed oczyma od początku wędrówki przez dżunglę. Nagła zmiana spowodowała nieznośny ból głowy, który ustępował jednak euforii. Wreszcie legendarna Sermora stanie otworem przed potęgą świetlistej armii Lumena. Kilkadziesiąt metrów dalej widniały masywne wrota zamykające się nad szeroką rzeką, stanowiące drogę do portu w mieście-laboratorium. Mur w którym były umieszczone ciągnął się daleko w obie strony. Zadaniem Coltisa było go przekroczyć. Wewnątrz czekała na niego ważna choć niezbyt finezyjna operacja. Trzeba było dezaktywować systemy obronne wroga. Zealota podejrzewał, że będzie się to wiązało z wysadzeniem dużej ilości żelastwa w powietrze. Nie w jego stylu było odcinać wszystko kabel po kablu.
- Vox servi quaeso: Pulsus Caeli gere! - wykrzyknął i z całej siły ściągnął uniesioną pięść w dół. Pod jego stopami zadrżała ziemia i we wszystkie strony rozprysnęła się trawa i mokry piach, a sam Babilończyk dzięki mocy pneumatycznego uderzenia katapultował się ponad mur, zestrzeliwując po drodze odwracającą się w jego kierunku kamerę z zamontowanym wysokokalibrowym działkiem. Zeskakując na teren naukowego miasta posłużył się tym samym trikiem, pozostawiając w miejscu lądowania pokaźne pęknięcie w betonowym podłożu. Na razie wokół nie było jeszcze żadnej żywej duszy, a obszar na którym się znalazł Coltis stanowił przestrzeń magazynową. W oddali majaczyły potężne budowle o z góry jasnym przeznaczeniu – miały zasilać całe miasto energią. |
|
|
|
*Lorgan |
#20
|
Administrator Exceeder

Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 19-07-2010, 21:25
|
Cytuj
|
Informacje sesyjne
Na początek chciałbym przeprosić wszystkich za opóźnienie. Nie piszę bez weny, a ta w całości przelała się na grafiki, których w ostatnim czasie przygotowałem raczej sporo. Sądzę, że przy kolejnej aktualizacji będzie już znacznie lepiej (w końcu udało mi się jakoś skończyć tę, a to oznacza, że wena wreszcie znajduje się tam, gdzie powinna ).
Z dalszej gry odpadły następujące osoby:
- Coyote
- Insoolent
Uwagi do graczy, którzy przetrwali pierwszy etap:
Shiro – motłoch? W środku dżungli? W pobliżu sekretnej placówki? Niezbyt przemyślane rozwiązanie. Następnym razem, gdy będziesz zamierzał podjąć się czegoś kontrowersyjnego, skonsultuj to najpierw ze mną. W ten sposób unikniesz tego co teraz, czyli obcięcia punktów. Dodatkowo, opisałeś przybycie genkaku bez konsultacji z nim tego faktu. Jak wynika z jego wpisu, wybrał on zupełnie inną drogę.
Gen – nie mam zastrzeżeń.
Curse – Twój beeper nie mógł wykryć przeciwników w dżungli. Nie posiada takiej opcji
Pit – nie mam większych zastrzeżeń.
Kalamir – nie mam większych zastrzeżeń.
Coltis – szaman to nie to samo, co Khazarczyk. Ci pierwsi stanowią jakieś 0,01% tych drugich. Podobnie jest zresztą w wypadku nadludzi i zealotów. Nie wykorzystuj więc czegoś tak rzadkiego i potężnego do urozmaicenia sobie drogi do Sermory. To wręcz śmieszne. Poza tym, nie mam zastrzeżeń.
Twitch – nie mam zastrzeżeń.
Nagrody otrzymują:
- Shiro Kumori +3 pkt.
- genkaku +8 pkt.
- Curse +7 pkt. +15 道力
- Pit +7 pkt. +5 道力
- Kalamir +7 pkt. +15 道力
- Twitch +4 pkt.
Sanbetsu
Obowiązkowo czytają wszyscy gracze z tego kraju, poza genkaku i Pitem.
Khazar, pobliże Sermory, aktualnie.
W wyznaczonym miejscu spotkały się dwie agentki. Ich dowódca nie dotarł, mimo że czekały na niego blisko kwadrans.
- Myślisz, że coś mu się stało? – zapytała Shiro, nie dając po sobie jednak poznać, czy się przejęła.
Stojąca w cieniu Curse wzruszyła ramionami i spojrzała na beeper.
- Nieznacznie się porusza – stwierdziła. – Albo ktoś go pojmał, albo ma teraz na głowie ważniejsze sprawy niż spotkanie z nami. Mężczyźni mają naturalny talent do pakowania się w kłopoty.
- Co robimy?
- Kontynuujemy misję. Genkaku z pewnością poradzi sobie bez nas tak dobrze, jak my bez niego. No, może "prawie" tak dobrze...
Rozmowę przerwał dźwięk wirującego śmigła, który niespodziewanie rozległ się w oddali. Niedługo później, w polu widzenia pojawił się wojskowy helikopter. Agentki błyskawicznie przylgnęły do drzew, licząc że liściaste korony dostarczą wystarczającego kamuflażu.
- Chyba zorientowali się, że mają nieproszonych gości – syknęła Shiro.
Następne pojawiły się jeepy. Cztery sztuki, obładowane żołnierzami i bronią, przejechały po ledwie widocznej polnej drodze jakieś 100 metrów od kryjówki agentek.
- Niedobrze – zdenerwowała się Curse. – Za chwilę pewnie zaroi się tu od Khazarczyków. Najlepiej będzie jak się rozdzielimy i samodzielnie poszukamy wejścia do miasta. Ty ruszaj na północ, ja spróbuję znaleźć drogę na wschodzie.
- Jak się później odnajdziemy?
- Przez beepery. A teraz biegnij, nie mamy czasu do stracenia.
Shiro Kumori
Instrukcje
W swoim wpisie musisz przedostać się do "działu elektrowni" [9 na mapie Sermory], unikając wykrycia. Ruszasz z południowego zachodu i do wyboru masz następujące scenariusze wydarzeń:
1) S.T.A.L.K.E.R. – na Twojej drodze czyha pełno przeciwników. Skradając się, wymijając i odwracając ich uwagę wdzierasz się do miasta, a następnie dachami, kanałami lub czając się między budynkami przedostajesz do obszaru wydzielonego dla wszelkiego rodzaju elektrowni.
2) Napotykasz na granicy miasta cywilną ciężarówkę, na którą wskakujesz i tym sposobem unikając wykrycia pokonujesz całą drogę do działu elektrowni.
3) Przeciwników jest zbyt wielu, żeby przekraść się niezauważenie. Część z nich musi zostać wyeliminowana, a zwłoki sprytnie ukryte.
Genkaku
Khazar, podziemny tunel w pobliżu Sermory, aktualnie.
Tunel przywodził na myśl metro w Ishimie. Był dość szeroki, półokrągły, jego ściany wzmocnione betonem, dołem zaś ciągnęły się szyny. Całość była oświetlona rzadko porozmieszczanymi lampami. Najciekawiej jednak prezentowało się źródło eksplozji, która zwabiła Cię w to miejsce. Był to pociąg, przypominający obecnie dymiącą stertę blach, rur i okruchów szkła.
- Musiało boleć – pomyślałeś, kiedy dostrzegłeś na wpół zwęglone zwłoki przewieszone przez okno lokomotywy.
Zastanawiałeś się przez chwilę, co mogło spowodował katastrofę, jednak bez stosownego wykształcenia był to czczy wysiłek. Przeszedłeś się w pobliżu wraku i spostrzegłeś kobietę leżącą bezwładnie kilka metrów od rozharatanego wagonu. Po sprawdzeniu pulsu, okazało się że żyje. Nie udało Ci się jej dobudzić, więc przystąpiłeś do dokładniejszych oględzin. Była młoda (poniżej trzydziestki), bardzo ładna i hojnie obdarzona przez naturę. Miała czarne, proste, długie włosy i delikatną cerę. Ubrana była w skórzany zestaw składający się ze spódniczki i topu – obie rzeczy z pewnością nie zostały jednak zaprojektowane, żeby cokolwiek zakrywać. Ogólnie rzecz biorąc, nie wyglądała na Khazarkę. Ze względu na strój, najprędzej widziałbyś ją w swoich stronach. Możliwe, że była jakimś pojmanym lub przekupionym naukowcem, którego wieziono do Sermory, ale na to z kolei nie wskazywało nic więcej. Nie miała notatek, kitla, długopisu. Z jakiegoś powodu wydała Ci się jednak bardzo ważna. Dorzucając do tego tajemniczą eksplozję pociągu, rysowała się przed Tobą intrygująca zagadka. Wiedziałeś jednak, że rozgryzienie jej nie może odbyć się kosztem misji...
Skrzętnie przeczesałeś resztę pobojowiska i nie znalazłeś niczego więcej, co budziłoby zainteresowanie. Nadszedł czas ruszać w dalszą drogę.
Instrukcje
Nieprzytomna kobieta nie jest zbyt ciężka, więc możesz przerzucić ją przez ramię i zabrać ze sobą. Nie jest to jednak konieczne – wszystko zależy od tego, czy zaufasz przeczuciu. Do wyboru masz następujące scenariusze wydarzeń:
1) Przemierzasz tunel w poszukiwaniu wejścia do Sermory. Docierasz do podziemnej stacji, w której przebywają sami cywile (nic Ci nie grozi).
2) Wracasz na powierzchnię i udajesz się na miejsce spotkania z Curse i Shiro. Zamiast ich, napotykasz tam grupę żołnierzy. Konfrontacja jest nie do uniknięcia.
Curse
Instrukcje
W swoim wpisie musisz przedostać się na obrzeża "kompleksu kulturalno-rekreacyjnego" [5 na mapie Sermory], unikając wykrycia. Ruszasz z południowego zachodu i do wyboru masz następujące scenariusze wydarzeń:
1) Elitarny patrol Khazarczyków (żołnierzy bez mocy) wpadł na Twój trop. Całą drogę usiłujesz go zgubić.
2) Natrafiasz na podziemne przejście, prowadzące do oceanarium, w którym hodowane są groźnie stworzenia z głębin.
3) Stajesz się świadkiem gonitwy pomiędzy oddziałem khazarskich żołnierzy a nieznaną zealotką (przeczytaj wpis przeznaczony dla Insoolent). Po zapoznaniu się z możliwościami potencjalnych przeciwników, ruszasz w dalszą drogę i ostatecznie docierasz do celu.
Pit
Khazar, zachodnie wybrzeże, aktualnie.
Kiedy tratwa dobiła do brzegu, słońce świeciło już jasno na niebie. Byłeś wycieńczony i spragniony, jednak zanim zacząłeś zajmować się własnymi problemami, sprawdziłeś stan dziewczyny. Nie było dobrze. Kompletnie nie znałeś się na medycynie, ale ewidentnie miałeś do czynienia z czymś poważnym. Z czymś, czemu w żaden sposób o własnych siłach nie potrafiłbyś zaradzić. Jedynym wyjściem było sprowadzenie pomocy, ale... Na dzikim, zachodnim wybrzeżu Khazaru mogło się to okazać niewykonalne.
Niespodziewanie dostrzegłeś kilka metrów od siebie porzucony strój do nurkowania. Wyglądał, jakby został pozostawiony całkiem niedawno, ponieważ wokół było widać jeszcze pozostałości śladów stóp.
- Może nie wszystko jeszcze stracone. Są tu jacyś ludzie – pomyślałeś i przełożyłeś przez ramię nieprzytomną, żeby przenieść ją w bezpieczniejsze i ocienione miejsce.
Zamierzałeś następnie udać się na poszukiwania cywilizacji. Nie znajduje się przecież sprzętu do pływania w kompletnej dziczy.
Instrukcje
Od Ciebie zależy, w jakim rzeczywiście stanie znajduje się kobieta z samolotu oraz to, czy i ewentualnie kiedy odzyska ona przytomność. Reszta Twoich poczynań powinna zgadzać się z jednym z trzech poniższych scenariuszy:
1) Zagłębiasz się w dżunglę i po pewnym czasie natrafiasz na żołnierzy, którzy bez ostrzeżenia otwierają w Twoim kierunku ogień. Ucieczka to najrozsądniejsze, chociaż nie jedyne wyjście.
2) Wędrując plażą natrafiasz na porzucony obóz. Zostało w nim jedzenie, trochę podstawowych leków i kilka sztuk broni palnej.
3) Idąc przez dżunglę zauważasz serię dziwnych błysków, które przywodzą na myśl ten widziany tuż przed przepołowieniem samolotu. Postanawiasz zbadać sprawę, jednak kiedy docierasz na miejsce, znajdujesz jedynie spalone zwłoki i zniszczony sprzęt wojskowy.
Nag
Obowiązkowo czytają wszystkie Kalamiry z tego kraju.
Kalamir
Khazar, zachodnie wybrzeże, aktualnie.
Dopłynąłeś do brzegu Khazaru w niewielkiej szalupie, którą wykorzystywano wcześniej jako składzik na alkohol. Pokonałeś piaszczystą plażę i wkroczyłeś w głąb dżungli, gdzie bardzo szybko zdałeś sobie sprawę, że mimo pozorów kompletnej dziczy, przebywa całkiem sporo ludzi. Najpierw ślady ich bytności były dosyć wyraźne: odciski butów w miękkim gruncie, papierosowe filtry powciskane za korę starych drzew, co jakiś czas łuski pochodzące z broni myśliwskiej. Im bardziej się jednak zagłębiałeś, tym trudniej było namierzyć kolejne, jakby coś z głębi Khazaru odstraszało nieproszonych gości. Przeczuwałeś, że tym czymś może być legendarna Sermora.
Przedzierając się przez którąś z kolei gęstwinę, usłyszałeś niski, ale bardzo donośny warkot. Momentalnie znieruchomiałeś i spróbowałeś namierzyć jego źródło. Udało Ci się. Zwierzę przypominające kształtem pumę, jednak znacznie masywniejsze i wyposażone w kostne narośle na całej długości kręgosłupa, czaiło się na gałęzi wielkiego drzewa nieopodal.
Instrukcje
Do wyboru masz następujące scenariusze:
1) Przy pomocy wiedzy z dziedziny przetrwania odchodzisz, nie prowokując bestii do ataku. Nadkładasz przez to trochę drogi, ale ostatecznie bezpiecznie docierasz w pobliże Sermory.
2) Wiedziony instynktem wojownika ignorujesz własne bezpieczeństwo i mierzysz się z leśnym stworem. Ze starcia wychodzisz zwycięsko, jednak nie bez szwanku.
Babilon
Coltis
Pierwszą część planu wykonałeś bez zastrzeżeń, jednak kolejna zapowiadała się na znacznie trudniejszą. Przede wszystkim, nie dysponowałeś żadną sensowną wiedzą na temat systemów zabezpieczeń, a już tym bardziej ich dezaktywacji. Plus polegał na tym, że wylądowałeś wśród rozmaitych elektrowni i mogłeś załatwić sprawę bez grzebania w komputerach. Coś Ci jednak mówiło, że np. wysadzenie w powietrze reaktora niekoniecznie musiało być dobrym pomysłem.
Ta część miasta była rozległa i niemal pozbawiona mieszkańców, więc nie musiałeś obawiać się szczególnie o swoje bezpieczeństwo. Niemniej, czujność to cnota, którą Lumen szczególnie sobie upodobał.
Instrukcje
W dziale elektrowni znajduje się generator odpowiedzialny za zasilanie zewnętrznych systemów obronnych (w tym pola iluzji wokół miasta). Twoje zadanie polega na zlokalizowaniu i unieszkodliwieniu go w sposób, który uniemożliwi jego ponowne uruchomienie, ale za razem nie spowoduje eksplozji. Ciekawe pomysły zostaną sowicie nagrodzone, o ile oczywiście zmieścisz się w wyznaczonym czasie. Powodzenia.
Insoolent
Przez krótki czas widziałaś jak biegnący Coltis miga gdzieś między drzewami, później jednak rozdzieliliście się na dobre i zostałaś zdana wyłącznie na siebie. Odpowiadało Ci to, ponieważ przywykłaś do pracy w pojedynkę. Nie było nikogo, kim musiałabyś się opiekować albo martwić, że wejdzie w drogę.
Bez problemu przedarłaś się przez dżunglę i przekroczyłaś iluzoryczną barierę Sermory. Po jej drugiej stronie przywitał Cię potężny mur i kilku stojących w jego cieniu strażników, uzbrojonych w krótkie karabinki szturmowe. Przetoczyłaś się przez nich jak burza, tnąc sejmitarami po szyjach, dłoniach i ścięgnach z tyłu kolan. Oponenci padali jak muchy, a Twoja pewność siebie niebezpiecznie rosła. W pewnym momencie postrzelono Cię z tego powodu w ramię, ale jak tylko uporałaś się z ostatnim żywym Khazarczykiem, szybko uzdrowiłaś się przy pomocy zaklęcia.
- Bułka z masłem – stwierdziłaś z uśmiechem i zaczęłaś szukać sposobu dostania się do wnętrza miasta.
Ostatecznie wybrałaś wspinaczkę. Schowałaś sejmitary do pokrowców na plecach i wczepiłaś palce w niewielkie wnęki, które udało Ci się wcześniej wypatrzyć. Zaraz po dotarciu na szczyt, przewinęłaś ciało na drugą stronę i z gracją zeskoczyłaś. Wokół nie było żywej duszy. Podbiegłaś do najbliższego budynku i skryłaś się przy jego ocienionej ścianie. Po chwili do Twoich uszu dotarły odgłosy kroków. Echo niosło je jednak tak bardzo, że nie byłaś w stanie ustalić, z której strony pochodzą.
- Ej, ty! – usłyszałaś męski głos.
Przekręciłaś głowę w lewo i dostrzegłaś khazarskiego żołnierza z karabinkiem wymierzonym prosto w Ciebie. Stał jakieś 20 metrów dalej.
- Ręce za głowę i klękaj! Już! – rozkazał.
Sytuacja nie należała do najprostszych. Dystans był zbyt duży, żeby szybko i skutecznie zaatakować sejmitarami, ale za to całkiem niezły na oddanie strzału z broni palnej. Twój pistolet schowany był głęboko pod płaszczem i nie dało się go szybko dobyć. Przeciwnik miał więc znaczną przewagę i wiedziałaś że wszystko, nawet zbyt długie rozmyślanie, działa dodatkowo na Twoją niekorzyść, ponieważ lada moment mogła pojawić się reszta osób, których kroki słyszałaś.
Ułożyłaś posłusznie dłonie w okolicach karku i powoli uklękłaś. Żołnierz opuścił nieco lufę i ostrożnie zaczął się zbliżać. Kiedy doszedł do granicy 15 metrów, przesunęłaś prawą dłoń w okolice sztyleciku ukrytego w kucyku. 10 metrów, przeciwnik wszedł w zasięg rzutu.
- Jeszcze kilka metrów, porąbańcu. Pospiesz się... – ponagliłaś go w myślach.
Ten jednak, jak na przekór, zatrzymał się i nabrał powietrza. Jedyne, co przyszło Ci wtedy do głowy to, że chce zawołać towarzyszy. Nie mogłaś do tego dopuścić. Wyszarpnęłaś z włosów ostrze i rzuciłaś. Niestety, nigdy nie byłaś zbyt dobra w tego typu wyczynach. Chybiłaś o dobry metr.
- Cholera – wrzasnęłaś, podrywając się jednocześnie na równe nogi.
Zaskoczenie Khazarczyka trwało może ze dwie sekundy. Do Sermory musieli sprowadzać bardzo dobrych ludzi lub po prostu miałaś pecha trafić na takiego, który akurat potrafił zachować zimną krew.
Otworzył ogień w miejsce, gdzie chwilę temu klęczałaś. Na szczęście byłaś już niemal za rogiem, poza obszarem rażenia.
Ucieczka trwała prawie kwadrans, ponieważ nie mogłaś znaleźć żadnej dogodnej kryjówki i nie znałaś terenu. W końcu wbiegłaś do jakiegoś podziemnego tunelu i z przerażeniem odkryłaś, że dalszą drogę blokuje ściana. Żołnierze zatrzymali się w odległości 15 metrów i rozkazali złożyć broń. Twoja walka dobiegła końca. Nadszedł za to czas niewoli.
Koniec
Khazar
Obowiązkowo czytają wszyscy gracze z tego kraju.
Coyote i Twitch wbiegli do budynku straży akurat w momencie, gdy jakiś oficer wydawał rozkazy.
- Wy dwaj! – ryknął. – Jednostka, przydział... Kim wy do cholery jesteście?!
Szamani szybko podali swoje przydziały i wyprężyli się przed dowódcą. Tamten zatopił na moment wzrok w mapie przytwierdzonej do pobliskiej ściany i obwieścił podniesionym głosem:
- Blackbone, przydasz nam się tutaj. Nightwind, ty masz biec do działu elektrowni. Wdarli się tam intruzi i nasi potrzebują wsparcia. Ruszaj natychmiast!
Coyote
Zostałeś oddelegowany do ochrony i ewakuacji grupy VIP-ów. Przeprowadziłeś ich bezpiecznie na lotnisko, a następnie rozkazano Ci opuścić wraz z nimi Sermorę. Nie byłeś do końca zadowolony z takiego obrotu spraw, niemniej nic nie mogłeś zrobić. Twoja przygoda dobiegła końca, zanim się właściwie zaczęła.
Koniec
Twitch
Instrukcje
Rozkaz był klarowny: masz przedostać się do działu elektrowni [9 na mapie Sermory] i wyeliminować intruzów. Na razie skup się na części pierwszej, czyli na dotarciu do celu. Standardowo, w zależności od jakości merytoryczno-technicznej wpisu, przydzielę stosowne nagrody. Powodzenia! |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 9
|