6 odpowiedzi w tym temacie |
RESET_Coltis |
#1
|
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 36 Dołączył: 27 Cze 2014
|
Napisano 20-02-2011, 20:12 [Poziom 2] Coltis vs NPC (Cryo) - walka 1
|
|
Cryo - 2200道力
Coltis - 1185道力
Odgłos kroków dobiegał z lewej strony. Dragoon z pełnym magazynkiem natychmiast znalazł się w ręce Coltisa, a zachodnie wejście automatycznie zostało jego celem. Gdy tylko humanoidalna postać znalazła się na widoku, zealota nacisnął spust. Pocisk z niewiarygodną prędkością poleciał w kierunku zbliżającego się nieprzyjaciela, który zareagował błyskawicznie, pomimo zaskoczenia. Wyciągnął dłoń i zablokował strzał. Zealocie ukazał się człowiek średniego wzrostu. Łokcie oraz część twarzy pokrywała mu krystaliczna błękitna substancja. Wzrok miał pusty, a biała tęczówka zlewała się z resztą oka. Rękę trzymał przed sobą. Z kończyny wyrastała niewielka połyskliwa i twarda narośl, w którą dość głęboko wbił się pocisk. Zaatakowany wojownik odezwał się po paru sekundach, zrzucając przy okazji na ziemię nadmiarowy wytwór skóry jednym machnięciem dłoni.
-Ciepłe powitanie. Właściwie to ja jestem tu gospodarzem, więc powinieneś poczekać na swoją kolej.
-Nie przewidywałem, że będziesz miał możliwość się odezwać – odparł sucho Sebastian Infulentius Coltis.
Wystrzelił, tym razem posyłając kilka pocisków pod rząd. Przeciwnik ponownie odpowiedział na to swoją zdolnością. W jednym momencie wytworzył z niebieskiego kryształu szeroką tarczę i zasłaniając się nią zaczął biec w kierunku Babilończyka.
Pęd spokojnego napastnika zdawał się nieść ze sobą coś więcej niż tylko dobrze zaplanowaną szarżę. O tym Coltis przekonał się zadziwiająco szybko. Postanowił poczekać, aż przeciwnik znajdzie się na tyle blisko, że ciężko mu będzie wyhamować. W odpowiednim momencie przerwał ostrzał i usunął się z drogi, w międzyczasie ładując jeden nabój do komory rewolweru. Zamierzał strzelić gdy tylko obróci się mierząc prosto w profil czaszki niechcianej przeszkody, lecz nim zdołał zrobić cokolwiek został rzucony z olbrzymią siłą na ścianę obudowaną elektroniczną aparaturą. Z nieprzyjemnym huknięciem miernik temperatury poziomu laboratorium zakończył swój żywot wysypując snop iskier tuż nad uchem zealoty. Coltis podnosząc się ze szczątków maszyny zauważył powód swojego niepowodzenia. To co kazało mu zgiąć się w pół i lecieć bezwładnie ku twardej powierzchni było czymś na kształt włóczni z niebieskiego kryształu. Wojownik Khazaru stał na środku okrągłego pomieszczenia bez najmniejszych oznak zdenerwowania obserwując przeciwnika. Chwycił pewniej wytworzoną przez siebie lancę i zamachnął się z taką siłą, że potężne mięśnie jeszcze mocniej zarysowały się pod skórą, która zdawała się już niemal pękać. Tylko refleks Babilończyka uratował go od przygwożdżenia do ściany. Błękitny materiał pękł i natychmiast rozsypał się w proch, chociaż gdyby dosięgnął celu, zapewne okazałby się niebywale trwały.
Coltis zaczął ostrożnie poruszać się wokół pomieszczenia, obserwując uważnie ciemnoskórego przeciwnika i przy okazji ładując broń. Khazarczyk stał wciąż w jednym miejscu. Czuł swoją przewagę i czekał na błąd zealoty. Transformacja dawała pełną ochronę, atak również można było przeprowadzić z miejsca. Nie było sensu przyspieszać biegu spraw.
-Myślałem, że wystarczy wam zabawa w psy i małpy – zakpił Coltis, gdy Dragoon był znów gotowy do użycia.
-Jest wiele duchów, które obdarzają nas swoimi mocami – odpowiedział władający kryształem człowiek formując kolejne dwie lance i wbijając je w podłoże przed sobą.
-Doprawdy, nie przestajecie mnie zaskakiwać. Człowiek-błyskotka.
-Wolę określenie Kryształowy Golem – rzekł wojownik ciskając ledwie uformowaną bronią w krążącego zealotę. Wokół siebie miał już tuzin gotowych wytworów. Wysarczyło żeby Coltis przyspieszył kroku, gdyż rzut był niecelny. Wróg nawet się nie postarał. Prawdopodobnie gest ten był odpowiednikiem pogonienia niesfornej muchy, która przeszkadza spokojnie myśleć. Zealota nie mógł pozwolić żeby ktokolwiek go lekceważył. Wyprostował ramię i nacisnął spust, ale pocisk znów utkwił w niebieskiej masie. To awansowało Babilończyka do roli komara. Niestety wciąż nie był w stanie zrobić czegokolwiek, aby zranić ciemnoskórego.
-Nie masz szans na wyrządzenie mi krzywdy. Poddaj się. Opuścisz to miejsce skuty w moje krystaliczne kajdany i staniesz przed khazarskim sądem.
-To prawda, że wydajesz się niezniszczalny, ale nie oznacza to mojej kapitulacji.
Coltis ruszył śmiało w kierunku centrum pomieszczenia. Błękitne włócznie poszły w ruch. Wojownik ciskał po dwie naraz. Z początku dało się je omijać dzięki odległości, ale próg w który stanie się to niemożliwe nieuchronnie się zbliżał. Gdy jedna z lanc rozszarpała bok koszuli zealoty ten wyczekał aż przeciwnik sięgnie po następną i wtedy wystrzelił prosto w jego serce. Khazarski pies nie powinien zdążyć się przed tym obronić. Obie ręce miał zajęte, nie wytworzył także żadnej tarczy, a pomimo to stał wciąż żywy w tym samym miejscu. Okazało się, że nie tylko rękoma potrafi kontrolować swoją moc. Z miejsca w które trafił pocisk rozrastał się w każdym możliwym kierunku krystaliczny pancerz, ponadto kończyny i głowa także pokrywały się tym samym błękitnym wytworem skóry. Wojownik nie przypominał już człowieka. Stał się monstrum skonstruowanym z błyszczącego kamienia, odpornego na kruszenie. Kolejne pociski odbijały się od niego nie czyniąc mu krzywdy. Z wykrzywionym przez transformację uśmiechem khazarczyk uniósł kolejną sztukę broni i z jeszcze większą siłą posłał ją w kierunku swojego przeciwnika.
Coltis natychmiast padł na ziemię o włos unikając śmierci. Poderwał się natychmiast i ruszył co sił w nogach na monstrualnego rywala. Jedyną szansą było przebić pancerz. Ten na twarzy wydawał się najcieńszy. Gdy tylko zealota dotarł do wojownika przystawił lufę Dragoona do zimnej beznamiętnej maski pokrywającej jego ciemnoskórą facjatę.
-Tak jak myślałem, nie grzeszysz szybkością – zadrwił Sebastian naciskając spust. Głuche brzęknięcie i nagły odrzut sprawiły, że atakujący przez chwilę stracił orientację w sytuacji.
Pocisk jeszcze dymił, rozgrzany od wystrzału. Tkwił w niebieskiej masie na wysokości czoła. Kryształowy golem zacisnął palce w pięść i wyprowadził potężny cios w podbrzusze. Z Coltisa uszło całe powietrze. Został rzucony na ścianę z siłą, która niemal zmiażdżyła mu wszystkie kości. Spadł na ziemię z wysokości dwóch metrów dokładając do bólu obite łokcie i kolana, po czym zwrócił całą zawartość żołądka na posadzkę przed sobą.
-Czym ty jesteś do cholery? - wysapał niemal bez sił. - Nie sposób ciebie... khe.. zniszczyć, a z twoją siłą... mógłbyś przenieść całe to laboratorium w dowolne ...miejsce.
-Nazywam się Cryo. Pilnuję tu porządku i sugeruję, abyś postępował tak jak ci każę. Chyba, że wolisz zginąć, bo to też jest opcja – wyjaśnił spokojnie khazarczyk kierując się powolnym krokiem w stronę obezwładnionego przeciwnika. Sięgnął po niego swoją potężną ręką i odrzucił na drugi koniec komnaty, powodując jeszcze więcej bólu. Od samego uderzenia w podłoże na całym ciele porobiły się krwiaki i sińce. Krew spływała także po twarzy Coltisa, zalewając całą jej lewą połowę. Jedynym fragmentem zealoty, który jeszcze przypominał swój pierwotny kształt, były mocno napomadowane włosy.
Cryo paroma susami doskoczył do zmaltretowanego intruza i uformował całą rękę w ostry topór, połyskujący nienaturalnym błękitem mimo słabego oświetlenia.
-Poddaj się, a wyjdziesz stąd z głową na karku – złowieszczo zaintonował khazarczyk.
-Wracaj do budy, psie – Coltis zmusił się do pogardliwego uśmiechu, choć musiał zacisnąć zęby i zmrużyć oczy, by przetrzymać nagłą falę bólu. Wojownik zamachnął się odmienioną kończyną nad głowę, po czym błyskawicznie opuścił ją w mającym wyglądać na śmiertelny ciosie.
-Vox servi quaeso: Pulsus Caeli gere! - wrzasnął zealota wyciągając pięść na powitanie krystalicznego ostrza. Niewidzialna siła starła się z lecącym jeszcze toporem i wyrwała go z okowów ciała khazarczyka. Rozsypał się na kilkanaście części, przy czym największa z ogromną prędkością wbiła się sufit za golemem. Bezręki wojownik został odrzucony do tyłu, a Coltis podniósł się na drżących nogach i wycelował w przeciwnika kolejne zaklęcie.
-.. gere!!
Cały bark stwora poszedł w rozsypkę. Kryształ zdawał się jednak rosnąć i na powrót wypełniać braki w ciele Cryo. Ile jeszcze potrafił wytrzymać ten nieludzki szaman?
-Nie łudź się. Wyciągnąłeś asa z rękawa, ale jeśli to wszystko co potrafisz, to za chwilę będziesz martwy, chociaż wolałem cię wziąć żywce....
Ostatnia głoska opuściła gardło razem z powietrzem gwałtownie wyrwanym z płuc.
-Cisza! Całe moje szczęście, że nawet jako maszkaron potrzebujesz oddychać!
Błysk w zimnych zielonych oczach Sebastiana pojawił się natychmiast, zdradzając satysfakcję z uzyskania władzy nad przeciwnikiem. Inkantacje jedna po drugiej zaczęły wypływać z ust zealoty, tak naturalnie jakby słowa były wdechem i wydechem, odruchem naturalnym i bezwarunkowym.
-Vox servi quaeso...
Głos proszący swojego pana o łaskę zawsze ją otrzymywał. Kryształ kruszył się i wbijał w ścianę za potworem, z którego razem z odłamkami uchodziło życie. Nie mogąc wciągnąć w płuca najmniejszej ilości powietrza walczył sam z sobą pomiędzy próbą złapania oddechu a odbudowy utraconych fragmentów ciała. Jednym potężnym wysiłkiem zrekonstruował się całkowicie i wypuścił ze swojej władzy formę golema, powracając do pierwotnego kształtu tuż przed tym jak czar Coltisa rozerwał formującą się ostatecznie dłoń. Podłogę pod nogami Cryo osypał kryształ mieszający się z kroplami krwi spływającej z kikuta ręki odstrzelonej na wysokości łokcia, gdy akurat traciła swoje kryształowe właściwości. Khazarczyk padł nieprzytomny po kolejnym magicznym ciosie, który wgniótł go w stojącą za nim maszynerię. Sebastian z trudem przerwał mantrę. Ostrożnie podszedł do ciała i powlókł je tam skąd tutaj przybył.
Idąc korytarzem uważnie nasłuchiwał. Jedynym dźwiękiem, który dobiegł jego uszu był nerwowy, lecz wesoły, chichot Rufusa dobiegający z pomieszczenia, w którym się rozstali.
Coltis stanął w drzwiach, ukazując się sojusznikowi poobijany, w postrzępionym odzieniu oraz z licznymi ranami, ciągnący kogoś, komu najwyraźniej sprawił niezły łomot, sądząc po urwanej kończynie. Naukowiec zdawał się tego nawet nie zauważać. Uśmiechnięty od ucha do ucha tylko czekał na powrót Babilończyka.
-Nigdy nie zgadniesz, co udało mi się odkryć! |
|
|
|
»Kalamir |
#2
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 22-02-2011, 15:28
|
|
Coltis napisał/a: | Dragoon z pełnym magazynkiem | Dragoon nie ma magazynka, ma bębenek, który pełni taką funkcję. Sprawdź jakiej broni używasz. Mówienie w ten sposób wydaje się nieprofesjonalne (a fan westernu taki jak ja raz dwa to wypatrzy). Chwilę później prawidłowo ładujesz broń wkładając pociski do "komory rewolwera" dokładnie komory bębenka ale tak tez jest dobrze. Nie piszę o tym dlatego, że to jakiś straszny błąd - po prostu jestem fanem.
Co się rzuca w oczy po pierwszym akapicie? Wciskasz do zdania słowa, które ni jak nie pasują. Zupełnie jakby dodatkowe słowa miały przełożyć się na bonusowe punkty. W identyczny sposób tworzysz przekombinowane zdania, na silę umieszczając w nich stertę informacji. Jeśli stworzy się jedno zdanie, jest w porządku. Jeżeli jednak poprzedza je podobne, później rozpoczynając jeszcze inne przekombinowane zdanie :/ wtedy jest problem. Dlaczego? Ponieważ by nadążyć za akcją i odpowiednią interpretacją, muszę wysilać się przy każdym zdaniu (co po jednym akapicie okazuje się niezwykle męczące).
Dialogi też paskudne: Coltis napisał/a: | -Ciepłe powitanie. Właściwie to ja jestem tu gospodarzem, więc powinieneś poczekać na swoją kolej. | . Co? E..nie..jak to? To nie damy sobie po mordach?
Rozmowy oparte na schemacie
1. Wymiana dwóch zdań na krzyż w stylu "epicki twardziel z zimną krwią"
2. wymiana ciosów i pokaz sztuczek
3. Kolejna wymiana "Epickich i twardych" i zwrot sytuacji z ...
3. wymianą ciosów i pokazem sztuczek
Błąd logiczny - absolutnie nie podoba mi się sposób w jaki pokonałeś kryształowy pancerz przeciwnika. Twoja zdolność nie ma aż takiej mocy - przynajmniej nie wynika to z jej opisu. Faktycznie, pneumatyczne uderzenie... ale żeby rozerwać na kawałki kryształowy pancerz w kilka sekund? Nie wspominając o tym, że tłamsisz nią o niebo potężniejszego adwersarza. http://pl.wikipedia.org/w...o%C5%9Bci_Mohsa tak się składa, że taki pancerz to nie jest w kij dmuchał, nie rozsypie się od pierdnięcia ani walnięcia w ścianę, to nie gips. Lorgan dał wam naprawdę potężnego rywala, ale to wy zawaliliście lekceważąc jego zdumiewającą zdolność.
Walka do tankyuu na poziomie 6.5 to dużo...a jeszcze +1 za różnicę poziomów to istna masakra. Źle trafiłeś ale ja łączę się w bólu. Strasznie długo myślałem nad oceną ale...
Coltis: 5.5
to maksimum co mogę ofiarować od siebie, sorry. |
|
|
|
|
^Genkaku |
#3
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 26-02-2011, 15:39
|
|
Hmm za dużo nie da się w sumie powiedzieć o tej walce. Technicznie jest poprawna, nie zauważyłem żadnych błędów. Mała wpadka z magazynkiem w dragoonie rzuca się w oczy ale da się ją przeboleć
Co do samego starcia...no jest takie...nijakie i nudne. Wydaje mi się, że przeciwnik został bardzo niedoceniony.
Cytat: | Kryształowy golem zacisnął palce w pięść i wyprowadził potężny cios w podbrzusze. Z Coltisa uszło całe powietrze. |
Hmm po wszystkich transformacjach miał siły 9 + 1 za różnicę w douriki to daje równą dziesiątkę kontra twoje 0 wytrzymałości. Jak dla mnie poza powietrzem powinno ujść z ciebie dodatkowo życie razem z flakami.
Spodziewałem się czegoś lepszego. Mimo to całokształt jest na dobrym poziomie. Wydaje mi się, że z czystym sercem mogę dać ci za tą walkę 6,5. |
|
|
|
*Lorgan |
#4
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 26-02-2011, 15:52
|
|
Coltis – Pierwszy akapit to obraz nędzy i rozpaczy. Kwintesencja tego, co mi się nie podoba w Twoim pisarstwie: powtórzenia, niewłaściwe liczby, kukurydziane opisy. Później z trudem wgryzłem się w klimat, ale niesmak niestety pozostał.
Walkę zresztą też zrobiłeś marną. Jako tako wyszedł Ci tylko fragment, w którym rozbiłeś się o jakąś maszynerię. Cała reszta nie dość, że bez polotu, to jeszcze z cienkim warsztatem. Gdybyś tylko rozegrał inaczej końcówkę... Uduszenie kryształowego golema rzuciło szkaradny cień na wszystko. Przeżyłbym nawet parowanie pocisków przez kogoś tak wolnego jak Cryo.
Myślałem, że mając wymagającego przeciwnika czymś zaskoczysz. Najwyraźniej zabrakło czasu i weny. Cóż, dobrze przynajmniej, że w ogóle oddałeś wpis. To też się liczy.
Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na NPC. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Corvus |
#5
|
Rycerz
Poziom: Keihai
Posty: 23 Wiek: 39 Dołączył: 06 Sty 2010 Skąd: Z twojego koszmaru
|
Napisano 26-02-2011, 16:23
|
|
Zacznę od przytoczenia opisu z karty Cryo:
"Styl walki: Bardzo planowy. Cryo w najmniejszym stopniu nie polega na spontaniczności i stosuje tylko ułożone wcześniej taktyki."
Jakoś nie dane mi było tego zauważyć. Jak to widzę, to przełożeni Cryo chyba kazali mu się podłożyć. Po uprzednim poturbowaniu Cię, żebyś nie myślał że walka poszła za łatwo.
Tak po krótce całość można opisać w kilku słowach: bohater cudem i nadludzkim wysiłkiem woli wyszedł z opresji cało.
Naprawdę szkoda, że nie widać żadnego wysiłku włozonego w pracę. Niestety według mnie walka w której najpierw dajesz się obijać jak worek kartofli aby chwilę później pokonać o wiele silniejszego przeciwnika za pomocą słabiutkiej umiejętności (żeby chociaż była w tym odrobina finezji)nie zasługuje na wysokoą ocene. Zwłaszcza gdy twoje Niebiańskie Pchnięcie pozwala nagle na urywanie rąk i rozbijanie głazów.
Ocena niestety niezbyt wysoka: 4.5 |
|
|
|
^Pit |
#6
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 27-02-2011, 20:49
|
|
Coltis
Zapuszczamy jazz i jedziemy...
Początek okej, trochę przeszkadzają mi dialogi pachnące wysokobudżetową papką (zwaną dziś filmem akcji) ale taki styl ma twoja postać. Czasem jednak brakuje mi w nich jeszcze jednego - pośpiechu, nieładu. I mniej pompatyczności. Często nie pasują.
A teraz do rzeczy. Walka rozwija się dosyć powoli. Zasadniczo nie jesteś w stanie nic zrobić swojemu przeciwnikowi przez dłuższy czas. Cryo ciska w ciebie spearami, rzuca twoim ciałem po komputerach i innych termometrach. A pod koniec używasz magicznych zdolności. Obowiązkowo ze swoją nienaganną miną twardziela i odzywką a'la Nick Fury (tak ten film to była jedna wielka zbieranina cytatów ale nieważne). No i mamy coś czego się nie spodziewałem - z tego co wyobraziłem sobie po przeczytaniu fragmentu, ręka Cryo po prostu zniknęła po czym w trymiga się zregenerowała.
- czyli nie ma. Jakby mu odcięli.
Rozumiem poharatać, wyszczerbić, zmniejszyć o połowę, ale ona rozsypała się w pył. Przewaga ponad tysiąca mocy na to nie pozwala a co dopiero mówić o sile ataku i materiale w jaki uderza.
A jeśli już trzymamy się statów - 10 siły na 0 wytrzymałości (o czym chyba już ktoś wspomniał) powinno się to równać tyle co atak Gohana ssj2, uderzającego od niechcenia Cell Juniora. Po tobie został by tylko pyłek. W Ekwipunku nie widzę żadnego pancerza ani nic takiego, więc jak to jest?
Trochę też kuleje sama forma opisu. Trzeba się często zatrzymywać na dłużej i przeczytać zdanie raz, drugi, by pojąć o co chodzi. Niepotrzebnie "dziabiesz" masę opisów (jak z toporem, który błyszczał w wątłym świetle pokoju - niepotrzebne).
Jeśli już miałbyś strzelać pneumatyczną mocą, to tylko w wersji wielokrotnej, bez zbliżania się i masowe naparzanie w golema. Przecież po jednym strzale nie została by z ciebie mokra plama, a tobie udało się go poddusić.
Kuleją opisy, dialogi, taktyka. Przeciętnie.
5.5 |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|