Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Drax] Rytuał
 Rozpoczęty przez RESET_Drax, 12-12-2010, 19:48

2 odpowiedzi w tym temacie
RESET_Drax   #1 


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 26
Dołączył: 28 Cze 2014
Cytuj
Witam.

Stworzyłem taki mały przerywnik między walką z Grochem, a starciem z Genkaku. Jest w nim po trochu opisany przebieg rytuału, jaki przechodzą zealoci, by zyskać nowe zdolności, a także parę innych rzeczy. Zapraszam do lektury i komentowania ;)
Oto część pierwsza:

Prowincja Aztecos. Trzy dni temu.

Drax po walce z pijanym szamanem nie był w najlepszym nastroju. Tego typu ścierwa powinien wykańczać bez jakichkolwiek problemów, poszerzając w ten sposób chwałę Lumena. Tymczasem dzikus, nawet po spożyciu alkoholu, był w stanie realnie mu zagrozić. O zgrozo! Przecież pilnie uczył się zaklęć, pod uważnym okiem swojego mistrza, by nie mieć żadnych problemów z piekielnymi wynaturzeniami pochodzącymi z Khazaru i innych nacji. Czyżby nie nadawał się do tej roboty? Może Pan w swojej nieskończonej mądrości przewidział inną rolę dla swojego młodego wyznawcy?
- Nie! – Syknął Hayt sam do siebie, kopiąc przy okazji niedawnego przeciwnika w żebra.
Nie wolno tłumaczyć własnej słabości wolą Pańską. Po prostu musiał się wzmocnić, zarówno duchowo jak i fizycznie. Gdy tylko ukończy misję, odnajdzie swojego nauczyciela i z powrotem zacznie się kształcić pod jego kuratelą. Nie wątpił, iż stary mag mógł go jeszcze bardzo wiele nauczyć. Postanowione.
Zamyślony zealota dopiero po chwili zauważył otaczającą go grupę osób – rozbudzeni wrzaskami Sida mieszkańcy okolicznych kamieniczek zbiegli się, by zaobserwować własnymi oczami, jak czarodziej rozprawia się z szamanem. Zasłaniali usta, szepcąc między sobą, zabawnie próbując utrzymać dyskretność, podczas gdy ich palce, co chwilę wskazywały na zwycięzcę i pokonanego. Cywile wiedzieli oczywiście o istnieniu zealotów, lecz nieczęsto mięli okazję widzieć ich w akcji.
- Rozejść się. Rozejść się, powiedziałem! – rozległ się rozkaz, gdy do tłumu dołączyli także miejscowi funkcjonariusze policji.
- Co to ma znaczyć? – zapytał gniewnym tonem mężczyzna w średnim wieku, gdy już udało mu się przedrzeć przez zbitą masę ludzką.
Był chyba najważniejszy z policjantów, gdyż pozostali mundurowi trzymali się wyraźnie za jego plecami, trzymając broń w pogotowiu.
- Powiedz lepiej swoim ludziom, by odłożyli te gnaty na bok, zanim komuś stanie się krzywda – odparł Drax, wycierając zakrwawione ostrze spathy o szaty dzikusa. – Potem zaś każ związać tego szamana, odeślij go do najbliższego więzienia i wyślij zawiadomienie do najbliższych kwater zealotów. Radziłbym go – wskazał na leżącego - nie cucić przez jakiś czas, jest niebezpieczny.
„Szef” z początku czerwony z wściekłości na bezczelnego młodzieńca, szybko odzyskał właściwe barwy. Pewnie w głowie zapaliła mu się żarówka i wydedukował, z kim ma do czynienia.
- O-oczywiście, już się ro-robi. – wyjąkał i dał znać swoim podkomendnym, by wykonali polecenia. – Czym jeszcze mogę służyć?
- Powiadom proboszcza tej parafii, że będzie potrzebna naprawa jego dzwonu. Życzę miłej nocy – zakończył rozmowę czarnowłosy i ruszył z powrotem do motelu.
Sid Wildfury całkowicie zepsuł mu humor. Oby sczezł.

Gregorio już nie spał. W momencie wejścia Hayta do pokoju, siłował się z guzikiem spodni, lecz usłyszawszy skrzypnięcie drzwi, natychmiast poprzestał i błyskawicznie złapał za broń. Westchnął z ulgą, rozpoznając swojego kompana i opuścił pistolet.
- Co? Już po wszystkim? – zapytał, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, jak zabawnie wygląda z gaciami spuszczonymi do kolan i bronią w ręku.
Scordare skinął głową i rzucił miecz na nierozpakowane torby. Gdyby tylko miał w trakcie walki Crucixa, albo Dragoona, nie musiałby się tak męczyć z szamanem. Ale po cóż gdybać? Teraz przynajmniej ma naukę na przyszłość.
- Gdy obudziły mnie te ryki – Marmante musiał mieć naprawdę lekki sen i doskonały słuch, pomyślał Drax, gdyż ich motel nie znajdował się aż tak blisko kościoła – zaraz skojarzyłem o co chodzi. Jak widzisz, już miałem tam lecieć, ale…
- Poradziłem sobie. – przerwał towarzyszowi czarnowłosy zealota i opisał starcie, pomijając tylko prywatne refleksje na temat swojej siły.
W jego głosie musiało jednak coś być, gdyż Gregorio bezproblemowo wyczuł nastrój.
- Khazarczycy są silni, nie można ich lekceważyć. – stwierdził poważnym tonem i wreszcie założył spodnie do porządku.
- Ten był pijany i chaotyczny, żaden zealota nie powinien mieć z nim problemów! – syknął Hayt, będąc zły na siebie, że jego kamrat bez żadnego trudu odgadł emocje nim targające.
- Może i był nawalony, ale z twojego opisu wynika, że dysponował diabelską wręcz odpornością. – odparł i podniósł dłoń, by powstrzymać odpowiedź – Ale jeśli tak bardzo ci zależy na sile… mam pewien pomysł.


***



Prowincja Aztecos. Dwa dni temu.

Marmante wyłączył silnik samochodu, odpiął pasy bezpieczeństwa i szturchnął kolegę w ramię.
- Już? – zapytał czarnowłosy zealota, budząc się z drzemki.
Nic dziwnego, że był zmęczony – noc była dla niego nader „rozrywkowa”. Mowa była nie tylko o potyczce z szamanem, gdyż nad ranem do miasteczka przybyło dwóch magów, którzy przejęli sprawę Sida. Niejaki Feliks i niejaki Antoine. O ile ten drugi jeszcze był przejęty całą sprawą, o tyle pierwszy nawet nie udawał zainteresowanego, gdy Drax składał ustny raport. I chociaż to Antoine głównie się odzywał, Marmante i Scordare nie mięli wątpliwości, który z nowoprzybyłych braci „w razie czego” miałby znacznie więcej do powiedzenia. Na szczęście nie zabawili długo i pojechali już po godzinie, by odpowiednio przesłuchać Wildfury’ego.
Drax wyszedł z auta i sceptycznym okiem ocenił skromny klasztor łucjanek.
- I to jest ten twój pomysł? – zapytał, krzywiąc się lekko.
Bo niby w jaki sposób mógłby zyskać na sile odwiedzając zakonnice?
- Tak. Przed wyjazdem, dokładnie sprawdziłem mapę Aztecos. A mówiąc „dokładnie”, właśnie takie szczególiki, jak ten klasztor, miałem na myśli. – odpowiedział Marmante, uśmiechając się. - W tutejszych podziemiach znajduje się krąg rytualny poświęcony świętej Łucji. – dokończył, nie doczekawszy się oczywistego pytania.
Scordare gwizdnął cicho. Kręgi rytualne nie były często spotykanymi miejscami i to, że jeden z nich znajdował się właśnie w pobliskim klasztorze można było uznać za prawdziwy dar Lumena. Gdyby tylko siedziba łucjanek znajdowała się kilkanaście kilometrów dalej, Hayt nie pozwoliłby sobie na taką prywatę, w końcu misja była ważniejsza od własnych zachcianek.
Przeorysza powitała ich ciepło i nawet się nie zdziwiła, gdy wyjawili cel swoich odwiedzin.
- Dosyć często szlachetni magowie i czarownice, stacjonujący w Aztecos, przybywają do nas, by skorzystać z łaski naszej patronki. – wyjaśniła, prowadząc gości do podziemi.
Po drodze zakonnica opowiadała im ( samych superlatywach oczywiście ) o świętej i korzyściach płynących z uzyskania jej przychylności i Scordare musiał przyznać, że otwierała się przed nim całkiem interesująca perspektywa.
Krąg rytualny umieszczony był w okrągłym pomieszczeniu i składał się z symbolu Pana wyrysowanego białą farbą na podłodze, a także z misternie zdobionej ikony świętej Łucji ustawionej na samym środku tegoż.
Jednak do aktu nie można było przystąpić ot tak. By się udał, musiało być spełnionych bezwzględnie kilka warunków.
Po pierwsze, obiekt poddawany operacji musiał dysponować Mocą, zwaną także douriki.
Po drugie, jeżeli ktoś chciał uzyskać łaskę któregoś ze świętych, najpierw powinien zdobyć jego uwagę i przychylność.
Po trzecie, rytuał mógł się nie udać, jeżeli ciało i dusza zealoty nie były gotowe do zyskania nowych mocy. Pierwszy tego typu zabieg każdy mag przechodził zaraz po zdaniu testów końcowych w Akademii, do której trzeba było uczęszczać by zostać oficjalnie zarejestrowanym jako zealota na służbie Lumena i Babilonu. Dopiero potem adepci mogli sobie wybierać prywatnych mistrzów, którzy uczyli ich arkanów poszczególnych dziedzin magii. Inaczej przedstawiała się sprawa, jeżeli chodziło o pion egzekutorów, ale to już inna historia. Warto także wspomnieć, że w każdym przypadku rytuał się różnił. Czasem szczegółami, a czasem tak diametralnie, że nie można było tego nawet ze sobą porównywać.
- Zechcecie, panowie, zostać u nas na dłużej, czy od razu weźmiemy się za przygotowania?
- Od razu, mamy parę spraw do załatwienia.
- Oczywiście, rozumiem. – kobieta skinęła głową i, nie pytając o więcej, ruszyła z powrotem na górę.
„A cóż ona mogła rozumieć?” pomyślał Drax. Sprawy zealotów „rozumieli” w tym państwie tylko oni sami i najwyżsi dostojnicy. Przeorysza pewnie posiadała najbardziej podstawową o nich wiedzę, by móc opiekować się kręgiem i odpowiednio przyjmować magów, gdy ci zapragnęli z niego skorzystać. Nic więcej. Gdyby każdy na tym świecie wiedział, co tak naprawdę w trawie piszczy… no cóż, życie stałoby się dla zwykłego szaraczka zupełnie inne.

Gregorio udał się do pomieszczeń gościnnych, by, jak twierdził, oddać się lekturze, a Drax został zaprowadzony przed spore malowidło przedstawiające patronkę klasztoru. Uklęknął i zaczął się modlić. Przypomniał sobie, jak to wyglądało przy pierwszym rytuale, gdy zyskał dar od św. Darii. Wtedy razem z nim modliło się również kilka innych adeptów i adeptek, a cała ceremonia prowadzona była przez jednego z nauczycieli. Teraz był sam i bynajmniej mu to nie przeszkadzało. Minęły około dwie godziny, gdy poczuł delikatną dłoń na swoim ramieniu.
Zakonnica, która mu przerwała, nie była przeoryszą, a młodą, piękną dziewczyną z oczami przywodzącymi na myśl górskie potoki. Jej figurą także nie można było pogardzić i nawet habit nie był w stanie tego ukryć. Co też mogło skłonić tak uroczą istotę, by oddała swoje życie dywizie „ora et labora”? Tego Scordare nie wiedział, lecz bardzo by chciał spotkać śliczną zakonnicę, nim ta zdecydowała się na tak drastyczny krok. Bo przecież Pana i świtę jego wybrańców można było czcić w różny sposób, nie tylko za surowymi murami klasztorów. Chciał ją zapytać o imię, lecz ta pokręciła głową, widząc otwierające się usta. Szkoda… pewnie miała piękną barwę głosu.
Piękność odwróciła się na pięcie i gestem ręki nakazała mu podążać za sobą. Młodzieniec powstał z klęczek, ostatni raz rzucił okiem na obraz, po czym ruszył za dziewczyną.
Tym razem krąg był już przygotowany do rytuału – prawie cała sala była pogrążona w blasku świec, a ikona wydawała się jakby otoczona świetlistą aurą. Przełożona zgromadzenia i trzy inne zakonnice stały wokół symbolu Lumena z opuszczonymi głowami i wymawiały równym głosem litanię do świętej Łucji.
Dziewczyna pchnęła lekko zealotę tuż przed ikonę, a sama natychmiast wyszła z pomieszczenia.
Na szczęście wiedział co robić, w Akademii mięli wykłady o wszystkich kręgach i czynnościach niezbędnych podczas rytuałów.
Musiał wprowadzić się w pewien specyficzny trans modlitewny, który polegał na całkowitym oczyszczeniu umysłu ze wszystkich myśli i skupieniu się na wizerunku świętej.
W końcu mu się udało. Jego usta same z siebie wypowiadały odpowiednie słowa, a oczy widziały jedynie twarz Łucji otoczoną świetlistą aureolą. W tym momencie był całkowicie bezbronny i nawet dziecko mogłoby mu zrobić krzywdę. Zresztą, nawet by tego nie zauważył. Z transu musiał wydostać się sam, kiedy poczuje Dar.
Tak też się stało po paru godzinach. Czuł się, jak naczynie, do którego wlewa się gorącą ciecz. Przerwał modlitwę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Przeorysza spoglądała na niego z promiennym uśmiechem, a trzy pozostałe siostry gasiły świece, stopniowo pogrążając krąg w ciemności. Uczucie było co najmniej dziwne… Do jego uszu docierały najlżejsze szmery, jakie wydawała z siebie tkanina habitu przy ruchach, z góry zaś dobiegało go tupanie ludzkich stóp, chociaż wcześniej był w stanie przysiąc, że na ten poziom podziemia nie docierają żadne odgłosy z zewnątrz. Był w stanie także wyczuć delikatną woń namydlonych ciał zakonnic, przebijającą się z trudem przez dominujący zapach świec.
- Twoje zmysły muszą się przyzwyczaić do nowych zdolności – rzekła przeorysza, podchodząc do drzwi – wkrótce jednak wszystko wróci do normy, a swojego nowego daru będziesz mógł używać wedle własnej woli. – dodała i wyszła, a za nią pozostałe kobiety.
Mimo, że w pomieszczeniu było całkowicie ciemno i oczy nie były w stanie przekazać obrazu, Drax doskonale „widział”, czy jak to inaczej nazwać, cały krąg, ze wszystkimi szczegółami.
- No, no… - mruknął sam do siebie, po czym podniósł się, z małymi problemami, na równe nogi. – Powiedz mi lepiej kim jesteś i co tutaj robisz? – zapytał, odwracając się twarzą do pięknej zakonnicy, która wcześniej doprowadziła go do tej sali.
Stała w rogu pomieszczenia i bynajmniej nie była ubrana w habit. Miała na sobie kozaki do kolan obcisłe, czarne skórzane spodnie, i bluzkę tegoż samego koloru, która w przeciwieństwie do poprzedniego ubioru, nadawała dodatkowego smaku jej uroczym walorom. Kruczo czarne włosy spięła w kucyk… ale kto by tam zwracał uwagę na włosy…
Pstryknęła palcami i iluzja, lub czar niewidzialności – tego już Scordare nie był w stanie wydedukować, prysnął. To było jak mignięcie stopklatki, widział ją cały czas, aczkolwiek teraz także oczy przekazywały do mózgu informacje, chociaż czyniły to w stopniu znikomym z powodu panujących ciemności.
- Błagam, musisz mi pomóc. – powiedziała, a jej głos... może to tylko dzięki nowym zmysłom, a może i nie, ale był tak przyjemny w odbiorze, że młody zealota aż poczuł miłe dreszcze.



Pozdrawiam.
   
Profil PW Email
 
 
»Rooster   #2 
Agent


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 52
Wiek: 35
Dołączył: 19 Wrz 2010
Skąd: inąd
Cytuj
Drax napisał/a:
Zasłaniali usta, szepcąc między sobą, zabawnie próbując utrzymać dyskretność
Zupełnie nie po polsku :P "zachować dyskrecję" byłoby zdecydowanie lepiej.
Drax napisał/a:
Cywile wiedzieli oczywiście o istnieniu zealotów, lecz nieczęsto mięli okazję widzieć ich w akcji.
Oczywiście, że NIE! Rażący (!!!) błąd w rozumieniu świata Tenchi. Wielokrotnie było podkreślane, że zwykli obywatele nie mają pojęcia o istnieniu jednostek obdarzonych nadnaturalnymi mocami i nie ważne, czy mowa o nadludziach, szamanach, czy zaelotach. Takie stwierdzenie przekreśla niestety całą pierwszą część wpisu jako "niebyłą".
Drax napisał/a:
Teraz był sam i bynajmniej mu to nie przeszkadzało.
Wielki plus za prawidłowe użycie słowa "bynajmniej" :D Może to śmieszne, ale tak żałośnie wielu ludzi myli jego zastosowanie z "przynajmniej", że naprawdę się ucieszyłem, gdy przeczytałem to zdanie ;P
Drax napisał/a:
by oddała swoje życie dywizie „ora et labora”?
"Dewizie", of koz. Literówka, i w sumie nie wiem po co ją wyróżniam. Może dlatego, że jedyna w całym tekście :P

Druga część mi się podobała, ładne spojrzenie "od wewnątrz" na mechanikę gry. Szczególnie podobał mi się opis pierwszego wrażenia po nabyciu nowej zdolności ;)

Kim jest piękna nieznajoma? ;> Opis wskazywałby na Insoolent, gdyby nie dwa niepasujące szczegóły: kruczoczarne włosy i kwestia, którą wypowiada. Insoolent nikogo nie prosi o pomoc :D Chyba, że kładziesz podwaliny pod ninmu "Love story" :P

Reasumując:
(+) in plus: jeden bardzo ładny opis wrażeń; poprawne użycie "bynajmniej"; zdolności literackie powyżej średniej forumowej; trzymanie ciągłości fabularnej z uwzględnieniem postów innych graczy (Feliks & Antoine, hell yeah! :D )

(-) in minus: jeden rażący błąd "klimatyczny"; śladowa ilość błędów intepunkcyjnych; kilka dziwnych sformułowań (np. kozaki obcisłe do kolan)

Ocena: 6,5
Lubię Twoje wpisy, czekam na więcej.


"Nobody calls me a chicken!"
----------------------------------
Here they come to snuff the Rooster.
You know he ain't gonna die!
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #3 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
Drax, to jest dobra praca. Świetna próba wzbogacenia i urozmaicenia aspektu, którego właściwie nikt jeszcze nie dotknął. Błąd kanoniczny, który ostatnio zmotywował Lorgana do wydania serii dodatków również jest zasługą twojej pracy. Nie żartuje, nie śmiejcie się! Właśnie dzięki takiej inicjatywie możemy zadawać więcej pytań - te z kolei są niezbędne do dalszej rozbudowy o powiększania świata.

No tylko troszkę nudny ten wpis. Ja rozumiem, ze taka jego natura a wzbogacenie go o akcje i wybuchy to komercja xD ale miałem nadzieje, że w trakcie "wyprawy" Draxa coś się jednak stanie (złego)! No ale chwila odpoczynku na przemyślenia i zrobienie kolejnego kroku w rozwoju też jest dobra. :evil:

nie wystawie oceny liczbowej, nie lubie tego robić przy takiej formie pracy. Po prostu napiszę, że mi się podobało i mam nadzieję, że Lorgan przyzna ci kilka extra punktów, gdy podasz to w raporcie.



   
Profil PW
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 12