2 odpowiedzi w tym temacie |
RESET_Coltis |
#1
|
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 36 Dołączył: 27 Cze 2014
|
Napisano 12-04-2010, 12:26 [Coltis] "Trzecie duszenie gada"
|
Cytuj
|
Wyrzucony w powietrze człowiek był już na skraju wytrzymałości. Wszystko wirowało wokół i zlewało się w barwną, krzywdzącą wzrok swą jaskrawością plamę. Tysiące światełek rozbłyskiwały w oczach. Miliony odgłosów pobliskiej ulicy mieszały się w jeden wielki zgrzyt. W ustach czuć było kwasem, palącym żywą tkankę. A ból? Był tak potworny , że ciało odmówiło posłuszeństwa, poddając się jego tyranii. Zmysły eksplodowały.
Nagły upadek wstrząsnął bezwładnym zealotą i wyrył w jego złośliwie przytomnej świadomości litanię wrzasku. Ta pieśń, tak słodka i przyjemna w chwili największego cierpienia, pragnęła wyrwać się na wolność. Babilończyk pozwolił jej na to.
-Yaaaaaaarrrrghhh!
Zanim w powietrzu przebrzmiała pełna nienawiści nuta do leżącego człowieka w czarnym płaszczu podeszła druga postać i jednym ruchem poderwała go z ziemi. Barczysty osiłek uniósł twarz zealoty ogromną dłonią i zadbał o to żeby wzrok ofiary kierował się prosto na niego.
-Coltisss - wysyczał ogolony na łyso mocarz, a rozdwojony język łopotał mu w ustach, przeciągając wyraz w nieskończoność.
-Kiedy sssię w końcu nauczysz, sss, gdzie jesssst twoje miejsssce. Powinieneśśś leżeć grzecznie na dnie rynsztoka, gdzie cię ossstatnim razem zossstawiłem.
-... ryj - wymamrotał niewyraźnie długowłosy blondyn w ciemnym płaszczu.
-Co takiego?
-Powiedziałem: "zamknij ryj" – powtórzył trzymany w powietrzu Babilończyk, wykrzywiając twarz w grymasie najwyższej pogardy. Resztkami sił uniósł rękę i wyjął spod płaszcza długi zdobiony nóż, po czym pchnął nim przeciwnika. Oczywiście cios nie dotarł do celu. Khazarczyk, z którym Coltis miał do czynienia, złapał szybko jego nadgarstek i rzucił zealotą z całej siły, skręcając swój tułów o niemal sto osiemdziesiąt stopni.
Kolejny lot zakończył się tym razem w głebokiej na paręnaście centymetrów kałuży. Czarny płaszcz szybko nasiąkł i stał się jeszcze ciemniejszy. Zealota podniósł się powoli i spojrzał swoim przenikliwym wzrokiem na wroga. Mętne do niedawna spojrzenie wyostrzyło się nagle, a twarz nabrała pewności.
-Myślałeś, że poradzisz sobie ze mną zmuszając mnie do fruwania? - prychnął pogardliwie Coltis – Sebastian Infulentius jest dla ciebie zbyt ciężkim przeciwnikiem, zapewniam. Podrzędna istota twojego rodzaju nie ma ze mną szans. Ukłoń się przed sługą Lumena podły wężu!
Wyciągnięta do przodu dłoń celowała w potężnego Khazarczyka, a przez palce przepływało w szybkim tempie powietrze. Brutal o zwierzęcych cechach wyglądu zaczął się dławić i ukazał swoje długie nieludzkie kły, próbując złapać oddech. Po chwili olbrzymie cielsko faktycznie opadło na kolana, rozpaczliwie sięgając swojego gardła, niezdolnego wciągnąć najmniejszej ilości tlenu.
-Chyba czas na wylinkę – powiedział Coltis, nonszelancko sprawdzając ostrość noża palcem. Upewnił się, że przeciwnik dojrzy ten gest, nim straci przytomność. Minęło parę chwil i w końcu pojawiły się dwie postacie, na które niecierpliwie czekał Sebastian.
-Dłużej nie mogliście iść, prawda?
-Zamknij się, ojczulku.
-To wy się zamknijcie. Posłuchajcie co wam powiem: ta kupa mięsa zaraz się wybudzi. Zbierajcie to ścierwo szybko w siatkę i precz mi z oczu.
Dwójka zakapturzonych facetów uwijała się przez jakąś minutę związując bezwładne ciało wężowatego Khazarczyka specjalnymi wzmocnionymi linami i mamrocząc jakieś obelgi pod adresem nieprzyjaznego zealoty. Świeccy zawsze marudzili. "Mogliby okazywać chociaż trochę szacunku, przecież sami nie poradzą sobie z dzikim zwierzem" pomyślał blondyn. Skończył już swoje zadanie i mógł udać się na odpoczynek.
Plecy Coltisa nadal wyśpiewywały tę samą co kilka chwil temu pieśń bólu i trudno mu było się poruszać. Warren Hyonne, z którym Sebastian walczył już poraz trzeci, to potężny dzikus napełniony esencją jadowitej żmii. Całe szczęście, że kolos nie zdążył użyć swoich kłów. Poprzednim razem Infulentiusa znaleziono półżywego, mamroczącego modlitwy do Lumena w strasznej gorączce. Nie były to bynajmniej prośby o ocalenie życia, lecz mantra uspokajająca. Babilończyk nie bał się śmierci, gdyż nieraz stanął z nią oko w oko. Poza tym doskonale wiedział, że czuwa nad nim Światłość i może jej zaufać. Dlaczego Coltis wierzył w Najwyższego? Ponieważ Lumen, oprócz wskazania właściwej ścieżki, nigdy nic dla niego nie zrobił. Sebastian postanowił zaufać Panu, który pokładał nadzieję we wszystkich swoich podopiecznych, zakładając, że poradzą sobie o własnych siłach i tylko ten, kto sprostał oczekiwaniom boga godzien był zrozumieć jego istotę. Co prawda Babilon karmił cały świat bajkami o boskiej opatrzności, ale jedynym jej przejawem była wiedza i oświecenie.
Mówiąc wprost: Coltis wierząc w Lumena, wierzył w siebie. |
Ostatnio zmieniony przez RESET_Coltis 12-04-2010, 12:28, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
»Insoolent |
#2
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 195 Wiek: 33 Dołączyła: 20 Gru 2009 Skąd: Olsztyn, Warszawa
|
Napisano 12-04-2010, 12:35
|
Cytuj
|
No, no, no! Bracie! Podoba mi się, nawet bardzo Przy czytaniu nie wyłapałam żadnych błędów technicznych; wszystko co opisałeś, wyraźnie pojawiło się w mojej wyobraźni, żadnych problemów z odtworzeniem opisywanych czynności itp.
Dziwi mnie tylko jedno: Czemu podczas walki z genkaku nie poszło tak dobrze jak teraz ten wpis?
Pozwolę sobie dodatkowo ocenić pracę cyferką:
8/10 |
bo ja też chcę mieć posty przedzielane kreską ! |
|
|
|
RESET_Coltis |
#3
|
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 36 Dołączył: 27 Cze 2014
|
Napisano 12-04-2010, 12:52
|
Cytuj
|
Walkę z genkaku pisałem w sumie może z 4 godziny, nie więcej. W podróży, przy sprzątaniu itd. , jak mój przeciwnik zresztą.
No a ten kawałeczek powstał... w godzinę, razem z edycją błędów. Hmm... grom go wie czemu walka była słabsza ;D Zależy od formy psychofizycznej chyba. Dzięki za szybką reckę. |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|