Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Naoko] Brak tytułu
 Rozpoczęty przez RESET_Naoko, 11-06-2009, 15:40

3 odpowiedzi w tym temacie
RESET_Naoko   #1 


Poziom: Wakamusha
Stopień: Jizamurai
Posty: 29
Dołączyła: 27 Cze 2014
Cytuj
Na niebie rozbłysła błyskawica. Przecięła atramentowe niebo szybko, niezauważalnie. Po chwili wśród drzew rozniósł się grzmot. Musiałam przytrzymać wodze, aby Sidhe nie uciekła. Psia pogoda – niech będzie przeklęta. W ogóle czyj to był pomysł, aby podróżować podczas burzy?
- Przeklęta pogoda – usłyszałam ciche mruczenie Creidhne. Następnie jego o wiele głośniejsze kichnięcie.
- Boże daj zdrowie – mruknęłam, ocierając twarz z deszczu.
- Dobrze wiesz, że ateiście nie mówi się takich rzeczy.
- Może wiem, a może nie…
Kilka sekund później niebo znowu przecięła błyskawica. Była o wiele większa od ostatniej i o wiele jaśniejsza. Bez większego zastanowienia przytrzymałam głowę mojej klaczy przy swoim barku. Ktoś kiedyś powiedział, że to uspokaja konia. Nie wiem, czy mówił prawdę, ale mojej Sidhe pomagało. Przynajmniej do czasu.
- Jesteś pewna, że idziemy dobrą drogą?
- Jestem o tym przekonana, przecież żadnej innej nie ma...
Chciałabym być pewna tego co mówię. Nie miałam bladego pojęcia gdzie idziemy, ale według moich wyliczeń jeszcze nie powinniśmy dochodzić do Nemos. Przynajmniej zostały nam dwie godziny jazdy. Jednak nie chcieliśmy przemęczać naszych koni. Posuwaliśmy się do przodu żółwim tempem. Zatem równo dobrze mogliśmy być w połowie drogi.
Poczułam lekkie drgniecie za plecami. Odwróciłam się i spojrzałam na drzemiącą Nimue. Nikt nie mógł się spodziewać, co też takie małe i urocze dziewczę potrafi zrobić z łukiem. Miała sokoli wzrok, który teraz na nic by jej się nie przydał. Chociaż, może ona mogłaby ocenić, czy oby na pewno idziemy w dobrym kierunku. Dlaczego zawsze wszystko musiało spadać na moją głowę?
Schowałam twarz w kapturze płaszcza. Chociaż z zewnątrz był przemoczony, z środka biło przyjemne ciepło. A teraz myślałam tylko o tym. Również o jak najszybszym dotarciu do Nemos i załatwieniu tego, co mieliśmy do załatwienia. Przy okazji może udałoby mi się Nimue. Dziewuszka miała ostatnio gorączkę i w chwili obecnej była tylko ciężarem.
- Creidhne, nie ma co bawić się w dobrych ludzi. Wsiadaj na konia i pędzimy do Nemos.
- Zapomnij, w taką pogodę nasze konie szybko padną ze zmęczenia, Annan. Jeszcze mogą skręcić kostkę…
- Wielbiciel koni…
- Jakbyś sama była lepsza – odpowiedział złośliwie, głaszcząc Fiannę po pysku.
- Tylko nie narzekaj z łaski swojej, kiedy będziesz trząsł się z zimna, jak już dotrzemy do Nemos.
Blondyn nie odpowiedział. Zmarszczyłam brwi. Creidhne ostatnio często myślał nad przeszłością, przynajmniej tak mi się wydawało. Zawsze stawał się małomówny i jakby oddalony, kiedy myślał o starych dziejach. Nie zamierzałam mu w tym przeszkadzać. Lepiej aby teraz się zastanawiał nad sensem swojej egzystencji, niż podczas zadania. Nie mogłam dopuścić do jego śmierci. Był zbyt użyteczny.
Spojrzałam na zachmurzone niebo. Coś mi w nim nie pasowało. Po chwili uświadomiłam sobie, że na moją twarz nie spadają już krople deszczu. A to mogło oznaczać jedno: pogoda się poprawiała. Zadowolona przeniosłam wzrok na ścieżkę. Teraz była przynajmniej widoczna. Przyjrzałam się jej uważnie. Dość szeroka by pomieścić wszerz cztery, duże konie. O lepszych warunkach nie śmiałam nawet myśleć. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby płaszcz nie przyklejał się do ramion, ale nie można mieć wszystkiego.
Westchnęłam głośno i spojrzałam kątem oka w bok. Creidhne usłyszał mnie i wyglądał na niezadowolonego. Mówiłam już jak bardzo nie lubił, gdy ktoś w jego obecności wzdycha do niewiadomo czego? Westchnęłam jeszcze raz i pociągnęłam trochę mocniej za wodze. Miałam okazję, żeby się trochę rozerwać. Igranie z ogniem było jednym z moich ulubionych zajęć. A tym ogniem, w tej chwili był nie kto inny, jak Creidhne.
- Czy coś się stało?
- Nie… nic ważnego… - połknął haczyk! Żegnaj nudo!
- To może powiesz, z jakiego to powodu tak ciężko wzdychasz?
- Po prostu…
- Nie ma czegoś takiego, jak po prostu – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś niemożliwy… Nie chciałam ciebie martwić moimi problemami, a teraz się na mnie niepotrzebnie wściekasz. Powinieneś się cieszyć, że masz taką współtowarzyszkę jak ja.
- Ucieszę się, kiedy zamilkniesz.
- Dobrze, ale ja naprawdę nie wiem, o co ci chodzi…
Blondyn przyspieszył kroku. Nie sądziłam, że połknie i drugi haczyk. Po chwili wskoczył na Fiannę i ciepłym głosem zachęcił ją do kłusu. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i również wskoczyłam na Sidhe. Nie musiałam mówić nawet najmniejszego słowa, ponieważ klacz z radością dołączyła do Fianny. Chłopak obrzucił mnie ponurym spojrzeniem. Mogłam odpowiedzieć tylko w jeden sposób: wyszczerzyłam zadowolona zęby.
- Czy ty zawsze musisz albo się smucić, albo być pełną energii?
- Przeszkadza ci to?
- Oczywiście, że tak.
- To czas najwyższy było przywyknąć – fuknęłam obrażonym głosem i lekko uderzyłam Sidhe w bok. Klacz z entuzjazmem pognała do przodu. Musiałam poprawić Nimue z tyłu, która miała teraz szansę na bliższe spotkanie z błotem. Gdy moja ręka wylądowała na jej plecach, poczułam szczupłą dłoń zaciskającą się na moim przegubie. Uśmiechnęłam się do siebie. Wyczucie czasu to ona miała. Złapałam wodze w obie dłonie i uderzyłam lekko. Sidhe wpadła w galop. Ręce Nimue objęły mnie w pasie. Czyli już nie spadnie. I bardzo dobrze.
Kilka sekund później dogonił mnie Creidhne na Fiannie. Uśmiechał się. A więc taki z niego cwaniak. Połknął haczyk, abym ja połknęła jego.
- Całkiem sprytnie – krzyknęłam, aby mógł usłyszeć przez dudniące kopyta.
- Wezmę to za komplement – odkrzyknął rozbawionym głosem.
Ściągnęłam wodze. Przed nami, w odległości trzydziestu metrów, znajdował się cień. Nie mogłam rozpoznać czym mogłoby to być, a nie chciałam za bardzo ryzykować. Te wszystkie lata spędzone na szlakach nauczyły mnie kilku podstawowych rzeczy. Jedną z nich było nielekceważenie tego, czego dokładnie nie widzisz. Creidhne zrobił to samo. Nimue podparłszy się na moich ramionach i zmrużywszy oczy, próbowała rozpoznać kształt. Po chwili powiedziała cichym głosem:
- To człowiek.
- Jesteś pewna?
W milczeniu pokiwała głową.
- Żyje?
- Nie wiem, drzewa rzucają zbyt dużo cienia.
- No to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko sprawdzić – powiedziałam wesoło i zachęciłam Sidhe do stepu. Klacz posłusznie ruszyła w kierunku ciemnej plamy. Creidhne ochoczo poklepał swojego konia. Po chwili był tuż przy mnie.
Byłam zaciekawiona nierozpoznawalnym kształtem. Nie bałam się. Spotykały mnie o wiele gorsze rzeczy, przy których człowiek przestawał być sobą. Zakryłam twarz szczelniej kapturem. Jak na razie nikt nie musiał wiedzieć o tym, że zmierzałam w kierunku Nemos. Miałam wystarczająco dużo wrogów, którzy z chęcią spotkaliby się z moją osobą, całkiem przypadkowo oczywiście, na jednym z niestrzeżonych szlaków.
- Sprawdź – wydałam rozkaz stanowczym głosem. Nimue kiwnęła głową i zeskoczyła zgrabnie na ścieżkę. Zdjęła z pleców łuk i napiąwszy cięciwę, podeszła do człowieka. Po chwili opuściła broń i odwróciwszy się do mnie przodem, szepnęła:
- Trup.
- Od jak dawna?
- Kilka dni.
- No to wskakuj, jedziemy dalej. Nic tu po nas.
Blondynka już po chwili siedziała za mną. Mogła równie dobrze usiąść za Creidhne, który miał większe i wygodniejsze sidło, jednak z jakiś nieznanych mi przyczyn, nie lubiła go. Przynajmniej na tyle, aby nie jechać z nim na jednym koniu. Jeżeli mała nie chciała z nim jechać, musiała jechać ze mną. Musnęłam ostrogami bok klaczy. Posłusznie ruszyła na przód i wyminęła nieboszczyka. Nie mogąc oprzeć się pokusie, wychyliłam się trochę, aby móc dokładniej przyjrzeć się ciału. W ramię miał wbity sztylet, a szatę popapraną krwią. Biedak, musiał się nieźle wymęczyć, zanim skonał. Odwróciłam wzrok. Nie przepadałam zbytnio za brakiem profesjonalizmu, a w tym przypadku rzucał się on w oczy. Nimue wpatrywała się w ciało bez zbędnych emocji. Próbowała odgadnąć kto dokonał morderstwa? Nie wiem. Umysł tej dziewczynki dalej był przede mną zamknięty, niezbyt szczelnie, ale nadal zamknięty.
- Co o tym myślisz, Creidhne?
- Amatorszczyzna…
- Tak samo jak ja.
- Mogli przynajmniej przesunąć ciało – mruknął niezadowolony. – Fianna nie jest jeszcze przyzwyczajona do trupów.
- Amatorszczyzna – powtórzyłam za nim wolno. – Mam nadzieję, że naszym zadaniem nie będzie wybicie grupki jakiś rozbójników…
- Wątpię, aby wzywali ciebie po taką błahostkę.
- Różne myśli chodzą ludziom po głowie – westchnęłam głośno w myślach, by nie narazić się Creidhne.
Blondyn tylko potrząsnął głową. Nie odzywaliśmy się do końca lasu, zmartwieni prawdopodobną przyczyną wzywania nas z odległego miasta. Nemos było miastem oddalonym o wiele dni od Hestrofu, w którym aktualnie zamieszkiwaliśmy. I w przeciwieństwie do niego, było to miasto bogobojnych ludzi, którzy wiedli swe życie prosto. Bardzo prosto. Nieskazitelne miasto – tak mówili kupcy o Nemos. Miejsce, gdzie mogłeś bez problemu wyjść z domu, zostawiając otwarte drzwi. Na oścież, jeżeli sobie tego życzysz.
Nimue oparła się o moje plecy. Musiało być z nią gorzej niż sądziłam. Uniosłam torbę podróżną i wyjęłam z niej bukłak z wodą. Bez słowa podałam małej. Przez chwilę nie chciała jej wziąć, jednak po moim zachęcającym geście, przyjęła wodę. Słyszałam, jak piła ją starannie, drobnymi łyczkami. Tak, aby żadna z kropel nie spadła na ziemię.
O czym to ja mówiłam? A, już pamiętam. Nemos. W moim dość długim życiu, jak na zawód w którym się specjalizuję, byłam w tym mieście tylko raz, będąc wówczas małą dziewczynką. Na pewno byłam młodsza od Nimue, gdy ujrzałam białe, marmurowe wrota ozdobione czarnym cierniem. Niesamowite połączenie. Zapierało dech w piersiach. Jednak teraz czasy się zmieniło i od blisko dwudziestu lat wszystkie działania ludzi prowadzą do zniszczenia. Stara Wojna.
- Annan…?
- Tak, Nimue?
- Dziękuję za wodę…
Uśmiechnęłam się, ale po chwili mina mi zrzedła. Przypomniałam sobie dzień w którym spotkałam Nimue. Miała chyba sześć lat. Cała brudna, w podartej bluzce. Nie mogłam jej nie zabrać. Teraz będę sobie pluć za to codziennie w brodę. Co ją dobrego mogło czekać ze mną?
- Annan…?
- Tak, Nimue?
Nie usłyszałam odpowiedzi, tylko lekkie potarcie nosa o moje plecy. Tym gestem blondynka zwykła mi dziękować. Nie pomogło mi to. Musiałam ją jak najszybciej zostawić w jakimś spokojnym mieście, gdzie nic nie będzie jej zagrażało. Nemos wydawało się do tego stworzone.
- Annan…
- Hmmm…?
- Nemos przed nami – powiedział spokojnym głosem blondyn, zachęcająco pognawszy do przodu. Nie myśląc za wiele, pognałam za nim. Jednak zanim ujrzałam marmurową bramę, poczułam zapach krwi w powietrzu. Pospieszyłam konia i skierowałam go w kierunku najbliższego pagórku. To co zobaczyłam wcale mi się nie spodobało. Biała brama była wyważona. Nad miastem zawisły w bezruchu czarne chmury. Z oddali usłyszałam krakanie kruka. To zawsze musiał być kruk.
- Creidhne… Czeka nas kupa roboty…
- Jakbym nie wiedział.
Bez zbędnego słowa popędziliśmy konie w kierunku bramy. I tym razem jej widok mógł odebrać dech w piersiach. Na jej niegdyś białych drzwiach odciśniętych było wiele ludzkich dłoni. W większości czerwonych, rozmazanych. Cóż, krew nigdy nie była dobrym barwnikiem.
   
Profil PW Email
 
 
»Altor   #2 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 73
Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2009
Skąd: Gdańsk
Cytuj
Praca ciekawa i płynna. Jest trochę błędów, ale nie przeszkadza to w czytaniu. Do czego mógłbym się przyczepić to końcówka:

Cytat:
Nad miastem zawisły w bezruchu czarne chmury. Z oddali usłyszałam krakanie kruka. To zawsze musiał być kruk.


Gdyby tu kończył się wpis to było by idealnie ^^. Jestem ciekawy dalszych losów Annan i Nimue, Creihne już mniej :P .

6/10.


Bellum lumpus cave humanum.
Ostatnio zmieniony przez Altor 12-06-2009, 01:33, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW Email
 
 
»Twitch   #3 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009
Cytuj
Całkiem interesująca historia. Od strony fabularnie nieźle, choć można by było to nieco rozwinąć, będzie kontynuacja czy coś? Opisy są dobre, łatwiej sobie wyobrazić to co przedstawiasz. Natomiast dialogi miejscami brzmiały nieco sztywno, zbyt przewidywalnie.
Ocena: 6/10


Little hell.
   
Profil PW
 
 
»Kalamir   #4 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
Kurdę... szczerze mówiąc to nie bardzo wiem co mam napisać. Myślałem, że podobnie jak ja i Altor pisałaś coś do Tenchi. Teraz rozumiem, że tak nie było. Oczywiście nie mówię, że to źle.
Niestety jestem zadowolony tylko z jednej rzeczy. Mianowicie formy, którą się posługiwałaś oraz ogólnego poziomu językowego. Widać, że jesteś zawodnikiem aspirującym do wyższych not niż przeciętniak - szkoda tylko, że tak mało piszesz (na chwilę obecną 1 walka). Jeżeli natychmiast zaczniesz walczyć to przyniesiesz chwalę swego krajowi.

Co zaś się tyczy fabuły.
- Kim są bohaterki, bohater?
- Jaki cel mają bohaterki? Poza podróżą oczywiście.
- W jakich czasach dzieje się akcja? Konie, łuk i kupcy sugerują czasy "wczesne".
- Co się właściwie stało? O co chodzi?*

* wpis jest zbyt krótki. Po przeczytaniu jest "nie atrakcyjny". Jest dobry (niejasny) początek. Powolna akcja, która urywa się przed czymś interesującym... i... i... i nic. Kompletne zero. Po prostu koniec! Autor to leniuch bez pomysłu :ooh: no tak być nie może. Domagam się 2 części z odpowiedziami na moje pytania. I nie płacz, że cie wykorzystujemy bo Lorgan da ci sporo punktów za to :box:

Oceny nie wystawiam bo zabiłoby to frajdę z czytania. Zbyt wiele tu biurokratyzmu xD



   
Profil PW
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 12