Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 01-08-2018, 18:53 [Ninmu|Świat] Piątek trzynastego IV
|
Cytuj
|
Obecnie, Piątek 13
- Witajcie, jestem Nigel Blauman, a to jest program "Śmiałkowie". Dziś wyzwanie Piątku Trzynastego. Zostańcie z nami po przerwie.
Kamery przestały nagrywać, a personel zaczął zaganiać i łapać wypuszczone koty. Nigel zmył szybko uśmiech z twarzy i wymienił półgębkiem parę uwag z kosmetyczką, która podbiegła poprawić jego makijaż. Niby trzydzieści sekund to niedużo, ale profesjonaliści z SumeTV byli zaskakująco wydajni.
Fenris siedział w pierwszym rzędzie widowni. Wystarczająco blisko, żeby widzieć wszystko i w razie czego zareagować. Jego praca przy tym projekcie zaczęła się dawno temu, a dziś miał zebrać jej owoce. Mimo tego, nadal zaskakiwało go, jak bardzo religijna stacja, którą miał za relatywnie niewielką, działała tak sprawnie. Czy w obecnych czasach naprawdę wystarczyło narazić się na straszliwe okaleczenie lub śmierć, żeby zyskać popularność wśród łykających wszystko telewidzów? No cóż – na pewno nie zaszkodziła dodatkowa reklama ze strony Lumena – nadal najpopularniejszej „osobistości” na świecie. Niemniej cieszył się, że sanbetańska ubezpieczalnia trafiła właśnie na niego. Zlecenie przyjemnie odwracało zadania egzekutorskie o stoosiemdziesiąt stopni i tym razem miał z cienia dopilnować, żeby nikt nie zginął. Okazało się to jednak dużo trudniejsze niż początkowo myślał.
Dużo wcześniej
Gdy uzbrojony we wszystkie przepustki wchodził do biura projektowego SumeTV, zamyślił się po raz ostatni nad przybraną personą. Domokrążca, który w miarę jak Fenris dojrzewał, awansował na agenta ubezpieczeniowego - Kiba Wighthowl, był jedną z najbliższych jego sercu ról, a dzięki wiekowi również jedną z najbardziej dopracowanych. Nie powinien mieć problemu w przekonaniu przedstawicieli Sume o swoich dobrych intencjach.
Poprawił krawat i zapukał do drzwi przed naciśnięciem klamki.
- Pan Masataka Ishimori? – Co prawda tabliczka na biurku zdradzała personalia kierownika projektu, ale i tak wypadało zapytać. Może telewizja wszystkich wypierała z człowieczeństwa, ale niektórzy Sanbetańczycy jeszcze cenili konwenanse.
- A pan to kto? – Odpowiedział z opóźnieniem, zajęty pracą.
- Nazywam się Kiba Wighthowl. Jestem konsultantem kreatywnym z ramienia ForLife - wyciągnął rękę, ale mężczyzna nawet na niego nie spojrzał.
- Uprzedzano mnie, ze pan przyjdzie. Dwie minutki. – Rozpisywał jakieś szlaczki na arkuszu brystolu. Odwrócone do góry nogami bazgrolenie wyglądało na bardzo rozbudowany diagram Ishikawy określający możliwość wystąpienia błędu lub awarii.
- Dziwne. – Fenris był przekonany, że wypełnia się go po fakcie, ale zastosowanie przed było znacznie bardziej sensowne w danym przypadku. Zaczął odruchowo szanować kierownika za przykładanie się do obowiązków. Korzystając z okazji, szaman obszedł pomieszczenie spoglądając na porozpinane na ścianach szkice koncepcyjne.
- Rozumiem, że plan już rozrysowany. – Mimo, że do programu zostało jeszcze trzy miesiące, ekipa produkcyjna zabrała się ostro do roboty. – Nie umiem jednak odeprzeć wrażenia, że wygląda dość chaotycznie.
- Bo to wszystko tylko pomysły. – Mężczyzna westchnął i odłożył ołówek. -
- I jak to ma niby działać?
- Żebym ja to wiedział. Stacja kazała zaprojektować więc właśnie to zrobię. A jeśli stracę przez to pracę…
- Kredyt mieszkaniowy? – próbował domyślić się Fenris.
Kierownik machnął ręką.
- Też, ale nie o to chodzi. Blauman mi za to zapłaci. Za każdym razem, kiedy mam zrobić cokolwiek z udziałem tego idioty, przybywa mi siwych włosów na głowie. A jaka jest pańska historia? Ubezpieczalnia chyba też nie pali się do tego pomysłu.
- Oficjalna wersja brzmi, że SumeTV wynajęło FL, a w przedłużeniu mnie, do pomocy w zachowaniu niezbędnych protokołów bhp i upewnienia się, że wszystko odbywa się zgodnie z umową ubezpieczenia.
Ishimori tylko na niego spojrzał, zapuszczając haczyk, który Fenris ochoczo złapał.
- Nie za bardzo mi to leży, ale taką mamy pracę, prawda? Nie chcę za bardzo ingerować w pańskie projekty. Do diaska, mój dwunastoletni syn już próbował niektórych wyczynów Blaumana, a z tego co słyszałem, tym rokiem Sume chce przyćmić wszystko, co było dotychczas.
- Zamierzają udowodnić, że przesądy niezwiązane z Aumenem nie mają mocy sprawczej. – Zorientował się w lapsusie językowym i natychmiast dodał. – Nie żebym uważał Boga za przesąd. Przejęzyczenie.
- Jestem Khazarczykiem i agentem ubezpieczeniowym. Przesądy są mi raczej odległe. – uśmiechnął się ciepło Fenris. – Czterolistna koniczyna symbolizująca cztery kontynenty pod światłem Lumena, lustro odbijające jego światłość. Proszę wybaczyć – nie znam wszystkich charakterystyk babilońskiej wiary. Jak Blauman ma chronić się przed własną głupotą?
Dyrektor wstał z fotela i poprawił rękawy. Widać było, że możliwość wytłumaczenia własnego projektu wlała w niego więcej energii.
- Koncepcja jest taka, że każdemu przesądowi przeciwstawiamy jakąś modlitwę, albo religijny zwyczaj. Blauman będzie przechodził na kolejne areny, na których będzie miał do wykonania konkretne zadanie. – Przeszedł do trzeciej planszy. – Na przykład tutaj musi położyć się w tej wanience, a z podajnika nad jego głową zostaną zrzucone pająki. Widzowie zmawiają modlitwę, ksiądz poświęca podkowę i Nigel żyje długo i szczęśliwie. I tak to leci. – wskazał pozostałe plansze. – Czerwone taśmy, czy sól przez lewe ramię zapobiega wypadkom spowodowanym przez zawracanie z obranej drogi, czy napotkanie czarnego kota.
Sorata zamyślił się nad tą koncepcją. Na przykład zabicie pająka miało podobno przynosić pecha. Przypuszczalnie te przesądy wzięły się stąd, iż pająki uważano zawsze za pożyteczne stworzenia. W Khazarze do teraz niekiedy stosowano ich sieci na rany, by zatamować krwotok. Dziadek Fenrisa zawsze nosił w woreczku kilka zasuszonych pająków na szczęście. Babilończycy z gracją jedynej słusznej religii, przyjęli większość tradycji i przesądów z podbitych (i nie tylko) terytoriów i w efekcie ich bóg był amalgamatem wszystkiego, co akurat wpasowywało się w narrację Arkadyjskiej Stolicy.
- Nie chce mi pan chyba powiedzieć, że poważny człowiek opiera swą pracę na modlitwie.
- Przedstawiałem oficjalne stanowisko. – Ishimori wrócił do biurka i wyciągnął teczkę z dokumentami. – Tutaj znajdzie pan szczegółową rozpiskę technologii zabezpieczania Blaumana przed wypadkiem. Niewidoczne linki z najnowocześniejszych polimerów, kostiumy ze splotem grafenowym – wszystko jest w środku. Ode mnie, od nas – poprawił się – zależy jak to zostanie wykorzystane.
- Nie można wszystkim obarczać boga. Ma przecież tyle spraw na głowie – roześmiał się Fenris i zabrał się ochoczo do czytania, robiąc notatki we własnym zeszycie.
Teraz
Nigel pokonywał właśnie bez asekuracji labirynt stu drabin zawieszonych na wysokości pięciu metrów nad lustrzaną posadzką. Gdyby spadł, stłukłby lustra, tracąc przychylność Aumena. Sorata bardziej martwił się konsekwencjami upadku z wysokości w szklane odłamki. Przejście tej sekcji kaskaderom udało się w piętnaście minut, więc Blaumanowi założono pół godziny. Ishimori zadbał o odpowiednie zabezpieczenie celebryty w tej sekcji wszytymi w ubiór elektromagnesami i lepikiem poprawiającym chwyt, którym pokryte były wszystkie drabiny, ale szaman oczekiwał innego rodzaju kłopotów. Przed rozpoczęciem pracy profilaktycznie zebrał informacje również w półświatku. Zaskoczyło go, że ktoś pokroju Blaumana ma tylu wrogów. Poprawki, które zgłosił w tej sekcji, sprawiały że była jedyną nieosłoniętą przed dostępem zza kulis. Swoisty wabik zadziałał – pod skulonym pod jedną ze stalowych belek Fenrisem, odziany w czerń osobnik szykował się właśnie do ostrzelania Nigela z karabinka pneumatycznego. Bardziej rekwizyt, a nie broń, ale mógłby wystarczyć, by poważnie zranić prezentera. W okolicy oczywiście zabrakło zapewne przekupionej ochrony. Zeskoczył niemal bezszelestnie za plecy napastnika i stuknął delikatnie w ramię.
- Ej, kolego – wyszeptał. Napastnik miło go zaskoczył. Obrócił się całkiem szybko, z wprawą zapiął klamrę nogami na ręce i szyi szamana i mocno szarpnął. Na jego twarzy odmalowało się bezgraniczne zdumienie, gdy szczupły, odziany w garnitur mężczyzna nie tylko nie zareagował, ale podniósł go w górę jedną ręką i nie zmieniając wyrazu twarzy, podszedł do drzwi ewakuacyjnych. Szaman otworzył je wolną dłonią i strząsnął natręta niedbale. Zaskoczony obrotem spraw mężczyzna nadal ściskał karabinek, gdy szaman zatrzasnął drzwi. Z drugiej strony nie dało się ich otworzyć, ale profilaktycznie poczekał, aż Blauman zakończy drabiniasty tor przeszkód. Gdyby przesądy były prawdą, taka ilość drabin mogła doprowadzić do czyjejś śmierci. Fenris wrócił na swoje miejsce oberwatora. Niezaprzeczalną zaletą pracy anioła stróża, był absolutny brak konieczności bezpośredniej interakcji z zarozumiałym klientem.
Trochę później
Przyjemny dla ucha tenor Blaumana niósł się na cały świat z dziesiątek albo i setek tysięcy odbiorników.
- Drodzy Państwo, już się przebieram do ostatniego numeru. Program zamkniemy tym samym pechem, który go rozpoczął, jednak w nieco odmienionej formie. Koty będą bowiem odrobinę większe.
Rozbłysły reflektory na ostatniej arenie i rozległy się pierwsze głębokie i wściekłe warknięcia. Wielkie czarne koty w klatkach dookoła prowadzącej do wyjścia trasy
- Przedstawiam, drugie po mnie oczywiście, gwiazdy dzisiejszego wieczoru – urocze czarne pantery. – Nie udało mu się skryć odrobiny strachu.
- Sam jesteś pantera, kretynie – podsumował go szaman. Mnóstwo laików popełniało błąd identyfikacji melanizmu u kotowatych. Nie potrzebował szamańskiej mocy by wiedzieć, że organizatorzy przedsięwzięcia przemieszali jaguary i lamparty w jednym numerze. Potężne mięśnie poruszały się pod błyszczącym w świetle futrem. Ogony kołysały się na boki w uniwersalnym ostrzeżeniu. Blauman nie potrzebował nawet zamachowca. Tym pomysłem uśmierciłby się sam. Trudno powiedzieć, czy był po prostu głupim dzieckiem telewizji, czy uwierzył w swój mit. Najtrudniejsze numery dla logistyków, okazały się najprostszymi dla Fenrisa. Wiedział, że próby chemicznego wpływania na zwierzęta mogą skończyć się dwojako, ale zasięg jego mocy i fakt, że mógł ją wykorzystywać bez transformacji, sprawiły, że wszystkie numery z udziałem zwierząt, stały się bezpieczne zarówno dla nich jak i dla Nigela. Szczęśliwie powstrzymał też kilka bardzo jadowitych pająków, które ktoś podrzucił do zasobnika nad wanną przed zatopieniem kłów w gładko ogolonym ciele Blaumana. Przez chwile kusiło go, żeby odpuścić i pozwolić na wykończenie gwiazdy wieczoru, ale to za jego brak profesjonalizmu zapłaciliby bracia mniejsi.
Krótko potem było już po programie. Ekipa zajęła się świętowaniem sukcesu, a szaman skupił na kontynuacji planu. Pozycja konsultanta kreatywnego miała swoje plusy w dostępie w wiele miejsc. Wywołał awarię systemu monitoringu i za piętnaście minut, otoczony przez siedem wielkich kotów, spokojnie opuścił studio. Najmniejszego kociaka i pojemnik z pająkami niósł na rękach, a reszta zlewała się z cieniami nie gorzej od samego szamana. Przemytnicy już czekali, a w dżunglach Khazaru zwierzęta na pewno będą bezpieczniejsze. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|