7 odpowiedzi w tym temacie |
»Hes |
#1
|
Zealota
Poziom: Keihai
Posty: 65 Dołączył: 05 Cze 2017 Skąd: Warszawa
|
Napisano 03-04-2018, 22:57 [Poziom 0] Hes vs NPC (Frank Waldorf) - walka 1
|
|
Frank Waldorf Douriki 200
Jesus Abreu Douriki 500
Informacja dla Rady - rozwiązanie fabularne związane z zakończeniem tej walki i wypełnienia założeń Ninmu odnosi się do Shinjitsu z 2016 roku. Ponieważ, chce tworzyć to uniwersum a to rozwiązanie może mieć realny wpływ na świat Tenchi stanie się kanoniczne tylko po osiągnięciu średniej ocen 7. Uzgodnione z Administratorem
Arkadia, Babilon, 07-01-1618
Dzwonek do drzwi przerwał Jesusowi lekturę. Trochę zaskoczył go fakt, że ktoś dobija się do jego mieszkania w niedzielę.
- Moment! - krzyknął i ruszył, by otworzyć. - Kto tam?
- Kurier. - Szybkie spojrzenie przez wizjer potwierdziło te słowa.
Po chwili zealota znów został sam, z kopertą formatu A4 w dłoni. Była wyraźnie wybrzuszona, w środku coś się przesuwało. Rozerwał zabezpieczenie i delikatnie przechylił pakunek. Tylko dzięki swojej zręczności chwycił Comlink, który wysunął się z przesyłki. Nie minęła sekunda od kiedy złapał urządzenie, gdy bransoleta zadzwoniła. Połączenie od FailMana.
- Bardzo śmieszne - powiedział, odbierając.
- Za dwie minuty pod blok podjedzie niebieski van, masz do niego wsiąść. I weź garnitur. - Nieznajomy mężczyzna nie tracił czasu.
- Słucham?
Ale rozmówca już się rozłączył. Komunikator zaskwierczał i uniósł się z niego nieprzyjemny zapach topionego plastiku.
- Cholera!
Mag nie miał czasu na odwlekanie decyzji. Złapał wieszak, na którym wisiało jego najlepsze ubranie, w drugą rękę buty i w klapkach wybiegł przed klatkę. Po piętnastu sekundach podjechał samochód. Nie bez wątpliwości, Hes wsiadł do środka. Na tylnym siedzeniu leżał list. "Przebierz się, masz jedenaście minut" widniało eleganckim charakterem pisma. Do bilecika podpięto imienną kartę wstępu na imprezę zamkniętą. Zealota kończył wiązać krawat, gdy zatrzymali się pod małą, rodzinną restauracją. Największy mężczyzna, jakiego widział w życiu, sprawdził zaproszenie, otworzył przed nim drzwi i zaprosił do środka. W całym lokalu zajęty był tylko jeden stolik, za którym siedział elegancki, ciemnowłosy mężczyzna. Jesus miał niedawno okazję spotkać go w Ur. Chwilę mu zajęło, nim przypomniał sobie imię - Ermes Romeo.
- Dzień dobry - Hes odezwał się pierwszy.
- Dobry, zapraszam. - Szpieg poczekał, aż młody mag zajmie miejsce naprzeciw i kontynuował. - Zaimponował nam pan na Półwyspie Końca i poważnie zastanawiamy się nad kontynuowaniem współpracy. Chcielibyśmy, by wykonał pan dla nas jeszcze jedno zadanie.
- Jacy my? Przepraszam, ale...
- Proszę się wstrzymać z pytaniami i potraktować to spotkanie jak rozmowę o pracę.
Blackholm, Cesarstwo Nag, 09-01-1618
Jesus stał w bardzo wolno zmniejszającej się kolejce do punktu kontroli paszportowej dla wjeżdżających na teren Cesarstwa nie-Nagijczyków. Nadal zastanawiał się, co tu robi. W restauracji wręczono mu bilet lotniczy, komplet fałszywych dokumentów i instrukcje gdzie ma się udać, jeśli pozytywnie przejdzie kontrolę graniczną. Poinformowano go też, że Babilon wyprze się wszystkiego, gdyby go złapano. Nie powiedziano mu nic więcej. Zajebiście!
Po ponad trzech godzinach mógł opuścić lotnisko i udać się do hotelu. Miasto oglądał przez szyby taksówki. Różniło się od tego, co słyszał o nagijskich metropoliach. Wszystko przez gigantyczny port, będący perłą Blackholm. Mimo obawy o dekonspirację, postanowił zwiedzić okolicę, kiedy znajdzie wolną chwilę. Na razie miał jednak inne sprawy do załatwienia. Zameldował się w recepcji i rozgościł w pokoju. Zgodnie ze skąpymi instrukcjami, które otrzymał, o siedemnastej dwadzieścia trzy zjawił się w restauracji hotelowej i zamówił wołowy stek z frytkami i khazarskie piwo. Na odwrocie rachunku widniały cyfry 47 i 3810. Meldując się Hes otrzymał numer pokoju i czterocyfrowy pin do zamka - tylko dzięki temu mógł odszyfrować wiadomość. Po posiłku pojechał na czwarte piętro. Znalazł siódmy pokój, wbił kod i wszedł do środka. Czekał na niego około czterdziestoletni mężczyzna średniej budowy i wzrostu, z krótkimi jasnymi włosami, bez zarostu. Bez żadnych cech szczególnych. Nie przedstawił się, tylko od razu przeszedł do rzeczy.
- Mimo środków zapobiegawczych, nadal ryzykujemy, trudno. Konkrety! Twoim celem jest Frank Waldorf. Niedawno przybył do Blackholm i jako nowy dowódca komisariatu, zaczął mobilizować lokalną policję do większej aktywności. Paru naszych wpadło mu w oko i nie odpuszcza. Z każdym dniem jego działalność coraz bardziej grozi katastrofą całej operacji. Masz go wyeliminować.
Następnie opisał dokładnie cel. Z powodów bezpieczeństwa nie mógł przekazać zealocie żadnych dokumentów ani zdjęć, wszystko musiało być opowiedziane. Umówili się na kolejne spotkanie i z kilkuminutową różnicą opuścili pokój. Hes wrócił do siebie. Chciał odpocząć, ale atmosfera konspiracji nie dawała mu spokoju. Spacer po mieście wydawał się dobrym pomysłem. Pozna okolicę i będzie mógł w spokoju poukładać myśli. Ubrał się, przygotowując na mróz i zszedł do recepcji. Tam uczynny pracownik wskazał mu dwa ciekawe zabytki w okolicy. Jednym z nich była wielka fontanna z pomnikiem barbarzyńskiego boga mórz, a kolejnym posiadłość dawnego armatora, obecnie przerobiona na posterunek policji. Od tego drugiego mag miał zamiar trzymać się jak najdalej.
Idąc powoli ulicami Blackholm, Jesus na chwilę zapomniał o problemach. Charakter portowego miasta pozytywnie wpłynął na jego humor, a fontanna okazała się zjawiskowa. Niszczycielski gniew oceanu obrazowała postać Aegira - olbrzyma morza wznoszącego potężny harpun, a siedzące u jego stóp piękne syreny wydawały się jak żywe pod warstwą lodu. Abreu usiadł w jednym z okolicznych pubów i zamówił gorącą herbatę z sokiem malinowym i pomarańczą. Było już późno, kiedy wyruszył w drogę powrotną do hotelu. Przeszedł kilkaset metrów, gdy zobaczył zbliżający się patrol. Serce zabiło mu szybciej. Przez chwilę chciał uciekać, ale rozsądek zwyciężył.
- Dokumenty - zażądał władczym głosem jeden z Nagijczyków.
Hes bez ociągania podał mu swój paszport.
- Babilończyk? - funkcjonariusz bardziej stwierdził, niż spytał. - Co tu robisz po godzinie policyjnej?
- Wracam do hotelu. Nie wiedziałem o tym prawie - odrzekł całkowicie zaskoczony Hes. - Nikt mi nic nie powiedział.
- Wytłumaczysz to na posterunku. - Pchnął zealotę we wskazanym kierunku, nie oddając dowodu tożsamości.
Jesus próbował jeszcze tłumaczyć, ale prowadzący go funkcjonariusze byli głusi na jakiekolwiek argumenty. Po dziesięciu minutach dotarli na miejsce. Chcąc nie chcąc, magowi dane było też zwiedzić komisariat, o którym wspominał recepcjonista.
Zaprowadzono go do pokoju przesłuchań, a po chwili dołączył do nich Frank. Hes nie miał wątpliwości, opis idealnie oddawał tego mężczyznę. Wielkie bary, krótko ostrzyżone jasne włosy i kwadratowa szczęka. Wzorcowy nagijski żołnierz, niczym wycięty z plakatu rekrutacyjnego. Powagi dodawały mu butne spojrzenie i długa blizna na prawym policzku, ciągnąca się aż do sporego nosa. Do tego był nadczłowiekiem. Kontakt o tym nie wspominał, ale Hes był pewien.
- Co my tu mamy? - zapytał od progu rycerz.
- Zagraniczniak po godzinie policyjnej, Sir.
- Kolejny? Dyplomata?
- Nie, Sir.
- Myślę, że wystarczy standardowe pouczenie. Wyjdźcie wszyscy - rozkazał podwładnym Waldorf i poczekał aż zostali z magiem sami.
- Turysta, co? A może jednak nie? Może zachciało ci się nas szpiegować? - zapytał.
- Ja nic...
Potężny cios w brzuch pozbawił Jesusa powietrza w płucach i rzucił na podłogę. Zobaczył zbliżające się buty napastnika i miał tylko czas, by się skulić i chronić głowę. Waldorf wymierzył mu jeszcze dwa kopnięcia w uda. Bolało strasznie. Kiedy zealota spodziewał się kolejnych razów, te nie padły.
- Wstawaj - zabrzmiała komenda.
Babilończyk miał nielichy problem z podniesieniem się z podłogi. Frank podszedł do niego i złapał go za włosy. Podciągnął tak, by ich twarze prawie się stykały.
- Wiesz co tu robimy z takimi jak ty, babiloński brudasie? - Tym razem Jesus nie próbował odpowiadać. - Zabijamy na miejscu lub wysyłamy do kopalni.
Mag poczuł, jak coś ostrego dotyka jego szyi i przecina delikatnie skórę. Nagijczyk musiał mieć nóż. Abreu pierwszy raz aż tak bał się o swoje życie. Wiedział, że wszystko jest w rękach nadczłowieka i nic nie mógł z tym zrobić. Czekał na wyrok. Kiedy spojrzał na swojego oprawcę, poczuł, że ten czerpie przerażającą przyjemność, widząc jego strach.
- Jeśli dasz mi choć minimalny pretekst, to znajdę cię i wezmę na dołek. A jak z tobą skończę, twój wrak pojedzie wprost do pracy na jakimś mroźnym zadupiu. Miłego pobytu w Nag, śmieciu.
Rzucił Hesem o podłogę i wyszedł. Chwilę trwało, nim zealota się pozbierał. Słyszał jak policjanci zastanawiają się czy powinni go zatrzymać na noc. W końcu stwierdzili, że jest niegroźnym turystą i trzeba go jak najszybciej wyrzucić na zbity pysk. Przed opuszczeniem budynku, oddano mu dokumenty. Przez całą drogę powrotną do hotelu Jesus trząsł się nie tylko z zimna. Po cichu modlił się do Lumena, dziękując, że rycerz nie zadawał żadnych pytań.
Zealota długo nie mógł zasnąć. Ból, mimo farmaceutycznych blokad, szarpał nerwami przy najmniejszym ruchu. Po pobieżnych oględzinach nie znalazł poważniejszych obrażeń. Wyglądało na to, że Nagijczyk, celowo czy przypadkiem, oszczędził mu złamań i otwartych ran poza skaleczeniem na szyi. Abreu rozmyślał o wydarzeniach ostatniego dnia. Pierwszy raz osobiście zetknął się z brutalnymi realiami Sekretnej Wojny. Znał historię. Wiedział jak mało zabrakło, by wszyscy ludzie żyli teraz w pokoju pod światłem Lumena. Skoro stało się inaczej i byli skazani na konflikt, to taka była wola Najwyższego. Będąc w Blackholm i wspierając wrogów Cesarstwa byłby hipokrytą, gdyby nie rozumiał podejrzliwości Waldorfa. Obaj byli tylko pionkami na wielkiej szachownicy.
Rano przed lustrem Hes obejrzał jeszcze raz trzy imponujące siniaki. Ale też nie wyszedł z posterunku z pustymi rękoma. Dla pewności sprawdził raz jeszcze, czy moc zadziała. Dawna posiadłość armatora w linii prostej znajdowała się całkiem blisko hotelu, więc bez problemu odnalazł głos Franka, a z powodu braku znaczących zakłóceń dźwięku, podsłuchał nawet całą jego rozmowę z podkomendnymi. Prowadzili dyskusję na temat lokalnych barów. Rycerz opisywał dziewczynę, którą spotkał wczoraj wieczorem. Był przekonany o tym, że tak wybitnemu przedstawicielowi płci męskiej kobiety same wskakują do łóżka. Z opowiadania łatwo było wywnioskować, że ostro schlał się "najlepszą whisky Tenchi". Trochę bardziej pewny siebie, mag udał się na spotkanie. Jego kontakt czekał już w pokoju czterdziestym siódmym. Był wyraźnie zdenerwowany.
- I jak? Jakieś postępy? - zapytał, gdy tylko Jesus zamknął drzwi.
- Jeśli wizytę na posterunku i osobiste poznanie Waldorfa można uznać za sukces, to idzie mi wyśmienicie.
- Cholera! Czas leci, a pętla na naszych szyjach coraz bardziej się zaciska. Frank musi zniknąć z Blackholm.
- Mam już plan. Potrzebuję podrobionych dokumentów, nic wyjątkowego - muszę wynająć samochód. Środek usypiający w proszku i urządzenie do bezpiecznego kontaktu między nami.
- Za dwa tysiące KUA z góry dam radę zorganizować wszystko w dwa dni.
- Załatwione. Pieniądze będą na ciebie czekały za trzy godziny.
- Świetnie, coś jeszcze?
- Nie wiem, czy po akcji będę miał czas wrócić do hotelu i zatrzeć wszystkie ślady.
- Tym się nie przejmuj, mamy tu swoich ludzi. Zajmiemy się tym.
Po rozstaniu Hes udał się do pięciu różnych bankomatów i wypłacił ponad trzy tysiące w gotówce. Większość tej kwoty zostawił w umówionym miejscu. Czas w oczekiwaniu na sprzęt spędził na obserwowaniu zachowań Waldorfa i jego codziennej rutyny. Rycerz przychodził do pracy w południe i siedział zawsze do późnych godzin wieczornych, kończąc dzień w barze w towarzystwie pełnego kieliszka. I tak z zadziwiającą powtarzalnością. Po południu trzeciego dnia mag dostał informację, że wszystko co zamówił czeka w pokoju.
Blackholm, Cesarstwo Nag, 13-01-1618
Jesus ucharakteryzował się, aby wykluczyć szansę rozpoznania go i wyruszył przygotować się do akcji. Pierwsze swoje kroki skierował do agencji towarzyskich. Nie trwało to długo, aż znalazł kobietę idealnie odpowiadającą opisowi idealnej partnerki Franka. Umówił się z nią na kwotę pięćset KUA za "zabawianie" jego kolegi przez całą noc. Rolą dziewczyny było wywabienie Waldorfa z baru oraz zapewnienie mu niezapomniany chwil w samochodzie załatwionym przez Hesa. Ponieważ dla celu wszystko miało być niespodzianką, sama musiała zadbać o to, by rycerz wsiadł do pojazdu. Pewność siebie w oczach prostytutki upewniła zealotę, że da sobie radę, ale na wszelki wypadek dał jej jeszcze radę: Frank lubił bogate, pewne siebie kobiety, które ulegały jego samczej charyzmie. Chcąc nie chcąc dowiedział się tego podczas zbierania informacji. Następnie Jesus udał się do wypożyczalni samochodów, gdzie wynajął limuzynę z odgrodzonym od kierowcy przedziałem pasażerskim sporych rozmiarów, wykorzystując fałszywe dokumenty dostarczone przez kontakt. Przedostatnim punktem na liście rzeczy do zrobienia było kupienie dwóch butelek dobrej nagijskiej whisky i wymieszanie alkoholu ze środkiem nasennym. Na końcu napisał na komputerze krótki list do Franka od wielbicielki, w którym wyjaśnił, że wpadł jej w oko w barze i chciałaby lepiej go poznać. Będzie w tym samym lokalu dziś wieczorem i byłaby szczęśliwa, gdyby i on się pojawił. Zealota zakupił elegancką kopertę, którą skropił damskimi perfumami i zamówił kuriera, by dostarczył korespondencję. Następnie wrócił do hotelu, gdzie nasłuchiwał, czy rycerz połknie haczyk.
Położył się na łóżku, cały w nerwach. Oczekiwanie było nie do zniesienia. Kiedy nagijczyk otrzymał przesyłkę,Hes zastygł w bezruchu. Pełen zadowolenia rechot mógł oznaczać tylko jedno - Frank złapał przynętę. Babilończyk odetchnął z nieukrywaną ulgą.
- Widzicie, kto jest zajebisty? Wy jesteście na poziomie gruntu, uczcie się frajerzy. - usłyszał jak Waldorf krzyczy do swoich podkomendnych.
Przez resztę dnia mężczyzna był w wyśmienitym humorze, co i rusz dogadując kolegom z posterunku. Hes po raz pierwszy uwierzył, że może się udać.
O wyznaczonej godzinie podjechał po prostytutkę. Dziewczyna postarała się i wyglądała bardzo pociągająco. Na szczęście krótka modlitwa pomogła mu skupić myśli na zadaniu. Razem pojechali pod bar, gdzie zwykł przesiadywać Waldorf. Gdy pasażerka wysiadła, Jesus znów zaczął się denerwować, zupełnie niepotrzebnie, jak okazało się niedługo potem. Profesjonalistka owinęła sobie Nagijczyka wokół małego palca. Wielki wojownik był bezsilny wobec jej sztuki uwodzenia, jednak cały czas uważał, że to on ma pełną kontrolę. Kiedy kobieta zaproponowała, by pojechali do niej, kulturalnie pomógł jej się ubrać, otworzył drzwi i zawołał taksówkę. Cały plan mógł w tym momencie upaść, ale na szczęście dziewczyna trzymała się swojej roli. Jednoznacznie dała znać, że nie zamierza jechać byle taryfą i wskazała na swoją limuzynę. Rycerz przystał na propozycję i po chwili oboje znaleźli się w środku. Zealota ruszył.
Jesus powoli jeździł po Blackholm wielkim samochodem. Przede wszystkim dlatego, że nie był dobrym kierowcą, ale też chciał zapewnić jak największy komfort swoim pasażerom. Nie do końca udało mu się odpowiednio wymierzyć dawkę środków nasennych, bo dopiero w połowie drugiej butelki para z tyłu zasnęła.
Rozmyślał chwilę co zrobić ze śpiącym rycerzem. Sytuacja się odwróciła. Teraz to Nagijczyk był całkowicie zdany na łaskę swojej niedawnej ofiary. Abreu bez problemu mógłby go pozbawić życia, ale zdecydował się tego nie robić. Mimo wszystko, pamiętał co mu zrobił na komisariacie.
- Wszystko gotowe, Frank nie będzie wam przeszkadzał, możecie ruszać - zameldował wspólnikom przez comlink.
- Świetnie, dobra robota.
- Mam jeszcze prośbę, jeśli to nie kłopot. Chciałbym mu odpłacić, za to co mi zrobił.
Przez chwilę comlink był cicho, i Hes zaczął zastanawiać się czy nie przekroczył jakiejś granicy.
- Waldorf powinien mieć ze sobą identyfikator, a zarazem kartę magnetyczną. Nie jest nam niezbędny, ale przyda się i zapewne go pogrąży.
Na pustym parkingu przed sklepem Jesus zatrzymał się i w rękawiczkach delikatnie przeszukał ubranie rycerza. Było to o tyle łatwe, że leżało zwinięte na podłodze pojazdu. Przepustkę znalazł w jednej z kieszeni płaszcza. Udał się na umówione miejsce i przekazał przedmiot. Nastepnie odstawił samochód pod wypożyczalnię, zatarł wszystkie ślady, a następnie klucze i dokumenty zostawił w budce ochrony. Nie wracając do hotelu, zmył z siebie charakteryzację i spalił niepotrzebne rzeczy. Taksówką udał się na lotnisko i już cztery godziny później leciał do Ereszkigal, a stamtąd do Arkadii. Na miejscu kupił poranną gazetę, z której wreszcie dowiedział się co stało się w Blackholm. Grupa terrorystów wymordowała załogę lokalnego posterunku policji, a następnie dzięki zdobytym tam mundurom przeprowadziła zamach na Wolfganga głowę rodu szlacheckiego Harrows. Ofiara była jednym z najważniejszych sojuszników diuka Klausa von Reginara, za to jego brat, spadkobierca tytułu, wprost przeciwnie.Delikatna sytuacja polityczna w stolicy Renegi została zaburzon . Także Siły skupione wokół trzech spadkobierców poprzedniego władcy wyczuły swój czas. Znów doszło do zamieszek i rozlewu krwi. Mimo że sprawców nie złapano, winą za zajście obciąża się młodego Franka Waldorfa, dowódcę komisariatu, w którym wszystko się zaczęło. Następnego dnia po zajściu znaleziono go kompletnie pijanego w luksusowym samochodzie, gdzie zabawiał się z prostytutką.
Ermes się nie kontaktował, ale konto Jesusa zasiliła pokaźna suma dwudziestu pięciu tysięcy KUA. |
|
|
|
»mablung |
#2
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 117 Wiek: 34 Dołączył: 05 Paź 2010 Skąd: Warszawa
|
Napisano 07-04-2018, 22:23
|
|
Rację miał, bodajże, Dann na SB. Ocena tej walki jest... problematyczna. Ale o tym w odpowiednim momencie
Warsztat:
Tutaj zaczynają się kłopoty, skromne ale jednak. Piszesz naprawdę dobrze, do korekty nie mam praktycznie zarzutów poza kilkoma drobnymi babolami i źle umiejscowionym linkiem ( dla pozostałych radnych niech będzie wiadome, że chodzi o ostatniego newsa na tej stronie - skonsultowane z Hesem.)
Co do samego rozłożenia tekstu to zakończenie było trochę przyspieszone. Fajnie nabudowałeś rozwinięcie całej intrygi ale obrzeża opowieści (wstęp i zakończenie) są jakby przycięte. Co do pierwszego tak to nie przeszkadza, ale w drugim chyba pośpiech nie pomógł.
Największy problem mam z twoim stylem. Nie wiem nawet jak to ubrać w odpowiednie słowa bo brak mi odpowiedniej wiedzy z czego to wynika. Czasami podczas czytania miałem wrażenie, że stworzyłeś raport z misji, a nie opowiadanie. Czy wynika to użytej formy czasowników, braku opisów czy po prostu mojego czepialstwa, nie wiem. Nie skoszę więc na tym wielu punktów ale po prostu tego nie czuję.
Cytat: | Nie trwało to długo, aż znalazł kobietę idealnie odpowiadającą opisowi idealnej partnerki Franka |
Za dużo. W ogóle zauważyłem, że nadużywasz odmian słowa "idealny"
Cytat: | Ofiara była jednym z najważniejszych sojuszników diuka Klausa von Reginara, za to jego brat, spadkobierca tytułu, wprost przeciwnie.Delikatna sytuacja polityczna w stolicy Renegi została zaburzon . |
Brak spacji, literówka
Ocena 7/10
Mechanika:
No i jest to ostrze sulicy. Walka bez walki. Niby, zgodnie z panującym trendem, abominacja. Z drugiej strony dobre odwzorowanie własnego charakteru i motywacji oraz celu misji. Dzięki własnym zaklęciom znajdujesz słaby punkt przeciwnika i wykorzystujesz go bezlitośnie. Kiedyś zarzucono mi, że moje wyobrażenie poziomu 0 jest zbyt wybujałe. Jeżeli to nie jest odpowiednie to nie wiem już co będzie.
Poza tym jakby się przyczepić to statystyki są jednak odwzorowane, choćby w trakcie przesłuchania. Największy chyba zarzut mam do podania środków nasennych. Moim zdaniem osoba o takiej witalności ( w standardach nadludzkich) wytrzymała by dłużej niż jakaś prostytutka. To chyba najsłabszy punkt wpisu.
Wszystko inne mi pasuje. Charakter komendanta, takiego typowego bully, przypomniał mi klasykę gatunku Biffa Tannena. Arogancki, pewny siebie okaz macho-ego, taki typowy nagijczyk. Nie wykorzystał swojej mocy bo też nie miał do tego podstaw.
O samym Hesie wiele nie powiem. Konsekwentnie realizujesz swoją wizję postaci za co wielki plus. Mógłby już jednak przestać tak ciągle się bać bo to bywa irytujące xD
Ocena 7/10
Fabuła:
Cytat: | Połączenie od FailMana.
- Bardzo śmieszne - powiedział, odbierając. |
I understood that reference! xD
Tutaj OLBRZYMI plus. Ninmu dało jasno określony cel, a ty go wykonałeś. Nawet powiązanie z newsem wydawało mi się niepotrzebne bo wszystko się ładnie zgrywało. Czytelnik prowadzony jest po sznurku od punktu do punktu i nie miałem żadnych wątpliwości, że taka historia mogła by się wydarzyć.
Nawet chciało by się, żeby Hes bardziej zaangażował się w tę sprawę. Miał jakiś cel, a nie był wykorzystywany wyłącznie jako pionek. To jednak jest twój bohater i korzystaj z niego jak chcesz. Po prostu mi zabrakło informacji jaki konkretnie cel ma Babilon bo o destabilizacji dowiedziałem się z samego opisu zadania. We deserve more.
Łyżką dziegciu jest tutaj sposób w jaki doszło do poznania głosu Franka. Bardzo nie lubię przypadków, szczególnie w opowiadaniach nastawionych bardziej na wykorzystanie szpiegostwa, sprytu bohaterów i nieszablonowych rozwiązań. A tak otrzymujemy trochę leniwie napisany wytrych pozwalający pozytywne zakończenie misji. Gdyby Hes celowo podłożył się licząc na kontakt z Frankiem wyglądało by to, moim zdaniem, dużo ciekawiej.
Ocena 8/10
Podsumowanie 7,5/10
Czy ocena będzie kontrowersyjna? Pewnie tak, ale po kilku rozmowach i przemyśleniu sprawy systemu walk doszedłem do pewnego wniosku. Czasami potrzebna jest rozpierdziucha w stylu starodawnego Dragon Ball czy Saint Seya, a czasami coś bardziej w stylu powieści Tom'a Clancy, gdzie walka stanowi jedynie dodatek do intrygi. Hes stworzył coś bliższego drugiej opcji, ale nie powinno go to dyskredytować.
P.S
Przepraszam za dość chaotyczną ocenę ale podczas pisania zaatakowała mnie piekielna migrena. Stąd to pewnie niezbyt adekwatne porównanie ale mam nadzieje, że zostanę zrozumiany |
Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią |
|
|
|
^Curse |
#3
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 08-04-2018, 21:04
|
|
Hesie
Twoja postać zdecydowanie wyróżnia się pośród wszystkich obijaczy mord i kombinatorów tenczowego uniwersum. Ma to moim zdaniem znaczenie głównie w sposobie prowadzenia opowieści. Delikatność i swego rodzaju niewinność jest rzadka w tej grze i muszę przyznać, że nieźle sobie z nią radzisz. Narracja jest spójna, a prowadzenie postaci i jej sposoby radzenia sobie z zadaniami wiarygodne. Plus za to.
Plusem i minusem jednocześnie jest strona warsztatowa. Piszesz bez zarzutu pod względem technicznym (poza kilkoma rzucającymi się w oczy literówkami), ale tekstowi brakuje płynności, która byłaby w stanie zatrzymać czytelnika. Owszem, opowiadanie jest dobre. Fabuła jest prosta i jasno zarysowana, więc kupuję cały pomysł. Wykorzystujesz w zasadzie cały asortyment możliwości Jesusa, chociaż całość jest raczej przewidywalna. Niestety wspomniany brak płynności odbiera nieco przyjemności z lektury.
Podobnie jest z dialogami. Są dość sztywne i nie ma to nic wspólnego z uprzejmością czy aktorskimi zagrywkami. Brakuje im życia.
Mam też wątpliwości co do pierwszego spotkania z Frankiem. Niby jest zaznaczone w jego karcie, że jest brutalny, ale jakoś nie pasowało mi pobicie na posterunku. Być może gdyby było czymś uargumentowane, byłoby dla mnie bardziej wiarygodne.
Jak na poziom 0, wydaje mi się, że nieźle wybrnąłeś z sytuacji i specyficznych okoliczności, które narzuciło ninmu. Twoja postać dopiero się rozwija, więc na tym etapie jedynie lekkie zarysowanie charakteru nie jest błędem, ale miło by było, gdyby w kolejnych tekstach Jesus stał się bardziej wyrazisty. Nie z powodu tego, że rozwala pół miasta, ale dlatego, że ma motywację i do czegoś dąży.
Długo zastanawiałam się nad oceną, bo moje odczucia najlepiej oddawałoby 6,75 Masz w związku z tym 7, głównie za dopracowaną stronę fabularną i, mimo wszystko, poprawność warsztatową. |
They're all dead... They just don't know it yet. |
|
|
|
»Sorata |
#4
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 09-04-2018, 10:47
|
|
Mam kolejny problem z ocenianiem w krótkim czasie. Jak w twojej poprzedniej walce byłem zachwycony, tak tutaj jestem lekko zawiedziony.
Napisałeś wszystko zgrabnie, choć faktycznie trochę za sucho i z paroma babolkami (np. Nagijczycy z małej litery). Do warsztatu nie mam większych zastrzeżeń. 2/3
Mechanicznie wszystko się zgadzało, chociaż zgodnie z panującym trendem minimalistycznym, starcie miało w sobie mało walki. Waldorf miał przewagę fizyczną, używaliście mocy (chociaż jego pokaz był bardzo wymuszony). Ty z kolei namierzyłeś jego głos. Uznam plan oparty na wykupionej taktyce, aktorstwie i psychologii, a zastrzeżenia opiszę w klimacie. 3/3
W świetle założeń ninmu, kart postaci i batsu nie umiałem wczuć się w twoją narrację. Przede wszystkim, na pierwszy plan wysuwa się fakt, że twój przeciwnik jest idiotą. Brakuje mu jakiejkolwiek cechy, która usprawiedliwiałaby zarządzanie posterunkiem policji. Jego batsu (Kallgren) wkracza, gdy potrzebne jest zarządzanie kryzysowe. Jaki musiał być z poprzednika Waldorfa debil, skoro został zastąpiony twoim konstruktem? W porównaniu do twojej wersji, mam problemy z wyobrażeniem sobie gorszego dowódcy – osobiście bije złapanego cywila ( zapobiegawczo łoi wszystkich poza dyplomatami?), bez żadnych zabezpieczeń wchodzi do obcego samochodu z przygodną panienką, pije podsunięty (oczywiście zaprawiony) alkohol. Na miejscu Bane’a usunąłbym Franka za skompromitowanie rycerstwa. Poczucie, że nie wszystko jest na swoim miejscu jest pogłębione tym, że pokonałeś go właśnie swoim kapłanem. W realiach Babilonu, specyficzna niewinność twojej postaci doskonale wpasowuje się w hierarchię kościelną. Stawiasz pierwsze kroki i chwała ci za konsekwencję w tej materii. Dlaczego więc właśnie ty zostałeś osobiście wybrany do tego wrażliwego przedsięwzięcia? Dopiero pod koniec wpisu sam Hes uwierzył w możliwe powodzenie swojego planu. Ermes Romeo dostał chyba nieprawdziwe informacje.
Podobne odczucia miałem w walce Shadowa z Mada’Karem. Obaj stworzyliście (elitarnych wybrańców narodu) bezmózgie góry mięśni, które mają jedną sztuczkę w zanadrzu. On uratował się starciem fizycznym. U ciebie, ze względu na plan, który zrealizowałeś, znacznie bardziej kłuje to w oczy. Dałbym zero, ale mimo zastrzeżeń to nie był całkiem nieklimatyczny wpis. Wciąż widać w tym twój dobry styl, ale czas podjęcia się ninmu chyba nie zbiegł się z rozwojem postaci. 1/4
Apel na koniec (nie tylko do ciebie) – doceniajcie swoich przeciwników i otoczenie. To, że przedstawicie coś w ramach prawdopodobieństwa (nie łamiąc zasad natury Tenchi i ogólnie pojętego ludzkiego zachowania) nie znaczy niestety, że staje się to wiarygodne. Chcemy czy nie, podstawowe założenie jest takie, że nasze postaci są elitą (brr) i zazwyczaj funkcjonujemy w sytuacjach, gdy normalny człowiek nie dałby rady. Proszę o więcej erpegowania. Pokonanie przeciwnika perswazją działa, jeśli jest wykorzystane raz – potem najczęściej staje się zmarnowanym potencjałem (chyba, że moc postaci polega na takich sugestiach – jak np. u Coyote’a).
6/10
Sorata głosuje na zwycięstwo NPC. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»Naoko |
#5
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 10-04-2018, 19:53
|
|
Hes
Lecimy bez zbędnych wstępów, ok?
Plusy: nie rozumiem, dlaczego walka bez walki budzi takie kontrowersje - przecież to, wbrew pozorom, główne założenie działalności wszystkich graczy i NPC = ukryta wojna. Szczególnie takie przedstawienie starcia ma sens, gdy przeciwnik przewyższa gracza w wielu aspektach. W bezpośrednim starciu Jezus miałby małe szanse (chyba, że zamieniłby wodę w wino i wpierw upił nim przeciwni... a nie, to nie ten), więc na plus, że nie robiłeś z niego kozaka ponad miarę.
Tekst ma swoje mocne i słabe strony, jednakże odebrałam go pozytywnie. Fakt, są miejsca, gdzie aż prosi się o korektę, jednak nie przeszkadzało mi to jakoś mocno.
Wykorzystanie osób trzecich jak najbardziej na plus, choć w moim mniemaniu zostawiasz NPCom za dużo władzy i kontroli nad swoją misją.
Fakt, że wysłano właśnie takiego nieboraczka, jakim jest Abreu, uznaję za zasadny - łatwiej będzie się wyprzeć, że nie jest za to odpowiedzialny Babilon, skoro nikt tak naprawdę nie kojarzy postaci w Tenchi. Żadnych przeciwwskazań.
Minusy: też trochę było. Wcześnie wspomniałam o zostawianiu NPCom dużej kontroli - wydaje mi się, że kiedyś na tym polecisz.
Tekst nie był tak suchy, jak ostatnia walka, choć dalej nie wiem, jakie emocje chciałeś w nim przekazać. Piszesz, że Jezus jest zdenerwowany itp ale zupełnie tego nie widać. A inaczej ujmując: nie czuć. Element, który powinien mnie połączyć z postacią, praktycznie nie istnieje.
Nie kupiłam również sceny z komisariatu - po prostu jest zbyt absurdalna. Jeżeli atak Franka miał zastraszyć Twoją postać, można to było rozegrać na wiele innych sposobów. A tak dostaliśmy co dostaliśmy i po prostu trudno to zaakceptować.
Ocena: 6,5
Zgadzam się z Curse, że 6,75 byłoby najbardziej adekwatne, jednak 7 to, moim zdaniem, za dużo. Pierwsza walka zrobiła na mnie większe wrażenie, a w tej zabrakło mi czegoś ekstra. Gratuluję wygranej. Są szanse, że tekst stanie się kanoniczny, być może upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
»Shadow |
#6
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 251 Wiek: 28 Dołączył: 28 Maj 2015 Skąd: Zagłębie kabaretowe
|
Napisano 10-04-2018, 22:16
|
|
Hes
Od razu przejdę do rzeczy, bo nie mam zbyt wiele czasu na spisanie tej oceny. Żeby nie było - zastanawiałem się nad nią naprawdę sporo czasu.
Warsztat. Tutaj krótko. To co zauważyłem to brak kilku przecinków, jeden źle postawiony. Generalnie na plus.
Spójność tekstu ze światem. Jest. I bardzo mi się podoba manewr, z tak szeroko zakrojonymi działaniami postaci na tym poziomie. Urzekłeś mnie i zainspirowałeś, że tak to ujmę. Dobrze operujesz światem, mimo stosunkowo krótkiego stażu na Tenchi. Rozwój twojego bohatera jest tak spójny i przyjemny, że śledzę go na bieżąco, czytając wszystkie twoje teksty od razu. Jedyne tak naprawdę do czego mogę się przyczepić to przedstawienie twojego przeciwnika. Wybacz, ale mam wrażenie, że jednak Nagijczycy nie umieściliby takiego idioty na tak wysokim stanowisku. Czyżby w twojej kreacji Nag nie przeprowadzało podstawowych testów psychologicznych na swoich żołnierzach? Kurczę. Może się czepiam, ale z uwagi na fakt co studiuję wiem, że nawet przy przyjmowaniu do korporacji (a przynajmniej tych, z którymi współpracowałem) serwuje się testy osobowości przy przyjmowaniu do pracy na najniższy szczebel. W wojsku natomiast z tego co słyszałem przeprowadza się również testy inteligencji. Rozumiem, że opierałeś się na opisie ninmu i opisie z karty, ale jednak mam wrażenie, że za bardzo wyolbrzymiłeś jego zachowanie.
Dialogi i narracja. Bardzo przyjemna narracja. Dialogi natomiast mam wrażenie, że poprawiają się z każdym twoim tekstem. Przy pierwszym czytaniu byłem zachwycony. Z każdym kolejnym coraz mniej. Bardzo zgrabnie połączyłeś ton narracji do tekstu i fabuły.
Mechanika. Czyli punkt, który zamieniłem z obecną kiedyś w moich ocenach walką. Bo było jej mało, ale zrobiłeś to, czego mi się nie udało. Czyli przedstawiłeś walkę bez walki. Bez ostatecznego starcia i prania się po mordach. I wymusiłeś na mnie zmianę mojego systemu oceniania W teorii mogę się tylko tutaj przyczepić do tego, że podałeś środek nasenny, a nie masz wykupionej chemii, ale to by było okropne czepialstwo, którego nie lubię. Szczególnie przy dosyć świeżych postaciach. Poza tym "błąd w ilości proszków" Cię wybronił. Nie jestem też pewien jak dokładnie działają proszki usypiające w połączeniu z alkoholem i czy w tym wypadku twój przeciwnik by w ogóle to przeżył, ale chemikiem sam nie jestem i w tym temacie mogę tylko poszukać.
I na końcu - moja subiektywna przyjemność z czytania. I to akurat bardzo podnosi ocenę. Bo tekst najzwyczajniej w świecie mnie urzekł. Może mam zbyt małe wymagania, nie wiem, ale czytało mi się bardzo przyjemnie. Coś nowego, coś co wprowadza chaos. A to coś, co poza ciasteczkami uwielbiam najbardziej
Kącik rad wujka Shadowa. Zwróć uwagę na orzeczenia w zdaniach. Pomoże Ci to w umieszczaniu przecinków, bo akurat tam ich brakowało.
Ocena: 7. |
W więziennej rozpaczy... |
|
|
|
*Lorgan |
#7
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 15-04-2018, 10:43
|
|
Hes - Fabularnie to jeden z najbardziej przeciętnych tekstów, z jakimi miałem styczność na Tenchi. Nie przygotowałeś dosłownie nic, co mogłoby zapaść w pamięć: rycerz bez wyraźnego powodu skopał turystę, a później został przez niego uśpiony i wrobiony. Żadnej finezji, oryginalności, ani zaskoczenia. W dodatku ta nieszczęsna "walka bez walki" wyraźnie mnie już znudziła po wybryku Shadowa. Co mnie, jako czytelnika, mogłoby skłonić do zapamiętania twojej pracy? Co odróżnia ją od innych? Nie znalazłem odpowiedzi na te pytania. Warsztat też był przeciętny - tu i ówdzie jakaś literówka, powtórzenie, zły zabieg stylistyczny. Chyba jedynym niepodważalnym plusem okazało się twoje przygotowanie: zarówno miejsce akcji, jak i przeciwnik, zostały oddane wiernie i szczegółowo.
Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na NPC. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
*Lorgan |
#8
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 15-04-2018, 10:47
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Hes - 39,5 pkt. (4 głosy)
NPC - 37,5 pkt. (2 głosy)
Zwycięzcą został Hes!!!
Punktacja:
Hes +30
mablung +10
Curse +10
Sorata +10
Naoko +10
Shadow +10
Lorgan +10 |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,17 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|