5 odpowiedzi w tym temacie |
^Coyote |
#1
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 29-04-2009, 16:38 [Poziom 1] Coyote vs Curse - walka 1
|
|
Walkę wystawiam już teraz, żeby powalczyć o medal
Legenda:
- Coyote
- Curse
Polowanie II: Tętno miasta
Ishima... Wciąż drażni swoimi zapachami, dźwiękami i mieszkańcami. Od czasu walki z Altorem nie udało mi się wpaść na żaden ślad Czterech Palców. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Rana w torsie wciąż jest świeża, jednak po wizycie u prywatnego medyka nie sprawia już wielu kłopotów. Środki przeciwbólowe, które kupiłem kilka dni temu również pomagają zapomnieć o zajściu z tamtej nocy w hotelu.
Co wieczór szwendam się teraz wśród podejrzanych typów, trwoniąc ostatnie Kouka na niepewne informacje.
- Oby tylko drań nie uciekł z miasta – pomyślałem dopijając puszkowaną Late pod sklepem z częściami do motorów. Miałem się tu spotkać z pewnym ex-detektywem, który dorabia do emerytury odszukiwaniem różnych osób. Podobno jest w posiadaniu informacji dotyczących nawozu. Sprawa może wydawać się trywialna, ale gdyby ta nietestowana substancja weszła do produkcji, cholera wie, co spotkałoby mieszkańców biedniejszych terenów. Oczywiście cała odpowiedzialność zaciążyłaby na Khazarze...
- Tutaj – odezwał się ktoś z wnętrza osobowego samochodu.
Niewiele myśląc podszedłem i wsiadłem od strony pasażera. Kierowcą okazał się śmierdzący parafiną staruch w brązowym kapelusiku.
- Nawóz technologii NT-X2001 wypłynął dwa dni temu... – zaczął zachrypłym głosem.
- Gdzie – zapytałem zniecierpliwiony. – Muszę wiedzieć gdzie mój człowiek chce upłynnić próbkę. Przydałyby się też jakieś nazwiska...
- Spokojnie khazaryjczyku – przerwał dziad. – Sporo mnie kosztowało zdobycie tej informacji.
Wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni płaszcza pomiętą kopertę i podałem mu ją bez słowa.
- Chyba nie muszę przeliczać? – Zapytał zgryźliwie.
- Nie musisz. Powiedz mi teraz wszystko co wiesz. Nie pomijaj żadnych szczegółów. – Byłem wściekły, że muszę przebywać w mieście, wściekły, że nie sposób tutaj upolować sobie coś do jedzenia, ale nade wszystko, wściekałem się na myśl, że będę musiał żyć w takich warunkach dopóki nie odnajdę swojej ofiary.
- Miejsce, którego szukasz to pralnia na rogu alei piętnastej i siódmej w dzielnicy Gedam. Lepiej się pospiesz, bo transakcja odbędzie się około 23-ciej.
Nerwowo spojrzałem na zegarek wmontowany w deskę rozdzielczą. Miałem jeszcze godzinę.
- Gedam? – Rzekłem zdziwiony, ponieważ nazwa musiała mi się już kiedyś obić o uszy. Nie pamiętam tylko przy jakiej okazji. – To jakieś szczególne miejsce?
- W pewnym sensie... – Staruch uśmiechnął się złowieszczo. – To dzielnica o najwyższym wskaźniku przestępczości. Statystycznie, co noc ginie lub przepada tam dziesięć osób.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia?
- Gość, który zapośredniczył całą transakcję nazywa się Shinji „Brylant” Takada. To dość znany i wpływowy paser.
Wysiadłem z samochodu i szybkim krokiem ruszyłem w górę ulicy. Postanowiłem dotrzeć na miejsce przed wyznaczonym czasem i przyczaić się na Cztery Palce. W ten sposób miałbym szansę na uniknięcie konfrontacji z sanbetsańskim światem przestępczym, co nie urywam, leżało w moim interesie.
Kilkanaście metrów przed sobą spostrzegłem postój taksówek. Początkowe zadowolenie przeminęło, gdy tylko przypomniałem sobie, że ostatnie Kouka pożegnały mnie u starca w brązowym kapeluszu. Potrzebowałem dość szybkiego i darmowego środka transportu. Takie rzeczy nie występowały same z siebie, więc trzeba im było odrobinę pomóc. Podszedłem do stojącego na światłach motocyklisty i ściągnąłem go za fraki z maszyny, na której pięć sekund później gnałem już jasno oświetloną ulicą.
Kradzieże nie należały do moich ulubionych zajęć, jednak zważywszy na okoliczności nie miałem zbyt dużego wyboru. Miałem za to pecha, bo niedługo później zaczął mnie ścigać radiowóz z wyjącą syreną. Że też nie rozejrzałem się przed akcją...
Po latach życia w dziczy moje umiejętności jazdy drastycznie spadły. Policja dogoniła mnie zanim zdążyłem zastanowić się, co robić dalej, a pojedynczy strzał w oponę do reszty popsuł mi szyki. Instynktownie wyskoczyłem z siedzenia, przemieniając się jednocześnie w bojową formę. Wylądowałem na przedniej szybie radiowozu, druzgocząc ją prawą łapą. Udało mi się szybko dosięgnąć gardła kierowcy i skręcić mu kark zanim jego partner doszedł do zmysłów po nagłym zderzeniu. Drugą łapą powstrzymałem go przed wycelowaniem lufy w moją głowę.
- Nie tak ostro, nędzniku! – warknąłem i z całej siły przywaliłem mu pięścią w twarz, która zachowała się praktycznie jak balon przekłuty igłą. Zlizałem krew z knykci i wsunąłem się przez potłuczoną szybę do wnętrza kabiny.
- Nie mogę tracić czasu na pierdoły... – skarciłem się w myślach, po czym wypchnąłem oba ciała na ulicę i uruchomiłem silnik radiowozu. Zadowolony, że wreszcie pozbyłem się wszystkich utrudnień nie zauważyłem postaci biegnącej w moim kierunku z obnażoną kataną. W chwili, gdy położyłem stopę na pedale gazu, szybę w drzwiach od strony pasażera przebił niewielki, stalowy sztylet i zaledwie o centymetry minął moją głowę. Nie zwlekając ani chwili ruszyłem z piskiem opon. Tajemniczy napastnik zdążył jednak wskoczyć na dach i przebić go długim i cienkim ostrzem, robiąc mi płytką ranę w prawym ramieniu.
- Grrrra!!! – Ryknąłem usiłując odzyskać kontrolę nad pojazdem, który mknął teraz prosto na latarnię uliczną. Porażka: maska rozkwasiła się na stalowej przeszkodzie, a we mnie wystrzeliła poduszka powietrzna. Zręcznie ją rozdarłem i wytoczyłem się z samochodu, gotów na ewentualny atak.
- Tu jesteś... – szepnąłem na widok postaci leżącej niedaleko samochodu. – Ktoś tu chyba nie zdążył uskoczyć przed zderzeniem...
Okazało się, że za atak odpowiedzialna jest wiotka kobieta ubrana na czarno. Sądząc po uzbrojeniu i metodach walki nie była zwykłą policjantką, lecz doskonale przeszkoloną agentką.
- Co by tu z tobą zrobić... – westchnąłem, po czym oblizałem się na widok krwi cieknącej z jej czoła. – Gdybym miał więcej czasu...
Niespodziewanie zostałem podcięty. Przeciwniczka tylko udawała nieprzytomną. Kiedy upadłem, wyszarpnąłem z jezdni pokrywę od kanalizacji, żeby łatwiej blokować ciosy kataną. Iskry posypały się, gdy jedna stal zaczęła gwałtownie zderzać się z drugą.
- Czarnulko! – Warknąłem zza osłony. – Nie wiesz na co się porywasz!
- Zamordowałeś na moich oczach dwóch policjantów – odparła spokojnie nie przerywając ataków.
- Zostaw mnie w spokoju! To sprawa bezpieczeństwa narodowego!
- Bezpieczeństwa czyjego narodu? – Zapytała z oburzeniem.
- Dość już tego! – Syknąłem z wściekłości. – Niech będzie po twojemu!
Zwinnie wślizgnąłem się do studzienki porzucając pokrywę.
- Zobaczymy, czy tutaj powywijasz tym swoim mieczykiem – uśmiechnąłem się w myślach.
Kanały miały okrągły przekrój i około dwóch metrów średnicy. Teren w sam raz dla kogoś, kto walczy bez broni. Pobiegłem kilkanaście metrów przed siebie i przyczaiłem się w ocienionej, niezbyt dużej rurze odpływowej. Czarnulka zeskoczyła na dół chwilę później. Katanę miała schowaną w pochwy. Czyżby chciała rzucić mi wyzwanie walki wręcz? Może i bym się na to skusił, gdybym nie miał zaplanowanego idealnego coup de grâce. Zamierzałem mocarnym uderzeniem przetrącić jej kręgosłup, gdy tylko znajdzie się w zasięgu.
- Jeszcze tylko parę metrów... – szepnąłem pod nosem. – Parę metrów i jesteś moja...
Kobieta szła powoli, uważnie się rozglądając. Nie była jednak w stanie mnie wykryć. Technikę robienia zasadzek miałem we krwi.
- Teraz! – Postanowiłem w myślach i wystrzeliłem z rury niczym pocisk. Odbijając się rękami od ścian uzyskałem tak wielki pęd, że tylko uchylenie mogłoby mnie powstrzymać. Tylko jak można się uchylić w tak niewielkim korytarzu? BACH! Miałem ją. Czułem jej delikatną skórę na swoich szponach. Jak to więc możliwe, że nagle znalazła się obok, kilka centymetrów poza moim zasięgiem?
Wyhamowałem orząc łapami po kanale.
- Jak to zrobiłaś? – Zapytałem nienawistnie. – Powinnaś być już martwa!
Czarnulka przyjęła postawę bojową i nieznacznie się uśmiechnęła.
- Słyszałeś kiedyś o Ippogyaku? Powinieneś wiedzieć, że nikt nie jest tak trudny do trafienia, jak agent.
- Niezła sztuczka... – przyznałem, gdy trochę ochłonąłem. – W Khazarze mamy takie przysłowie: kto boi się przyjęcia ciosu, ten nie ma odwagi żeby zranić. Poznaj potęgę stylu borsuka.
Przymknąłem oczy i wprowadziłem swoje ciało w rytualny trans. Z początku czułem każdy nerw w swoim ciele, każdą porcję krwi przetaczanej przez żyły i tętnice. Później wszystko przeminęło, stałem się jak głaz, niezniszczalny i ponadczasowy.
- Zabawmy się – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Agentka była szybka jak błyskawica. Mimo tego, starałem się podążać za nią krok w krok, żeby nie złapała dystansu umożliwiającego kopanie. Na każdy mój nieudany zamach odpowiadała dwoma celnymi ciosami. Najczęściej mierzyła w twarz i nerki. Zdawać by się mogło, że przegrywam, jednak żaden z razów, które dostawałem nie wyrządzał najmniejszej krzywdy. Byłem całkowicie odporny na ból. Niczym pająk zakładałem sieć, wyczekiwałem pojedynczego błędu, uczyłem się jej ruchów i reakcji. Zwracałem szczególną uwagę na to, kiedy używa tej swojej dziwacznej techniki pozwalającej wywinąć się nawet przed pewnym trafieniem. Wreszcie znalazłem to, czego szukałem. Wykorzystując styl skunksa skłoniłem ją do zastosowania Ippogyaku w miejsce, do którego spieszyła już moja lewa łapa. Potwornie silne uderzenie zatopiło się w delikatnym ciele. Krew trysnęła jak z fontanny, opadając na mnie i wszędzie wokół. Chciałem od razu poprawić drugą łapą, jednak jakimś cudem kobieta wykręciła swoje ciało unikając śmierci. Faktycznie miała do tego dryg. Kawał mięsa zwisał jej teraz groteskowo pod prawą piersią. Prawdopodobnie poza strzaskaną klatką piersiową miała przebite płuco i spory krwotok wewnętrzny. W takim stanie mogła wytrzymać najdłużej dwie, trzy minuty.
- Gdybyś dała mi spokój kiedy o to prosiłem, nic takiego by się nie stało – żachnąłem się na widok przezabawnej próby przytrzymania w kupie rozlewającego się torsu. – Dobiłbym cię, ale nie zasłużyłaś na to. Przez ciebie mogę nie zdążyć przyczaić się na moją ofiarę.
Czarnulka osłabła na tyle, że osunęła się na kolana. Była mniej odporna niż myślałem. W kącikach ust zaczęła jej się gromadzić krew.
- Wiedz, że zabił cię Coyote Blackbone. Dzięki temu będziesz mogła unikać mnie w przyszłym wcieleniu.
Odwróciłem się i zacząłem biec w stronę drabiny prowadzącej na ulicę. Wciąż czekało mnie najważniejsze zadanie...
Agentka patrzyła tępo na oddalającą się sylwetkę, aż nieprzytomna runęła twarzą w płytki ściek. |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
^Curse |
#2
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 10-05-2009, 17:50
|
|
Tego roku wiosna była wyjątkowo gorąca. Nie ciepła - gorąca. Do tego stopnia, że stawało się to uciążliwe. Na szczęście, nocą powietrze stawało się przyjemnie chłodne, kojąc zmęczone za dnia zmysły.
Ilość i różnorodność ludzi, przewijających się zarówno w dzień i jak i w nocy przez Ishimę, zawsze ją zadziwiała. Oczywiście przywykła do tego, a nawet to polubiła. Ale i tak stanowiło to dla niej fenomen.
Nie spiesząc się, szła główną, kolorową i jasną od neonów, ulicą miasta. Prawdopodobnie, stanowiła najwolniej poruszający się obiekt, wśród pędzącego tłumu. Kilka razy rzuciła okiem na mijających ją przechodniów, ale nie zainteresowali jej zbytnio. Szła tak dłuższą chwilę, po czym skręciła w jedną z bocznych uliczek, gdzie było dużo puściej. Lawirowała tak kolejne kilka, może kilkanaście, minut, aby znaleźć się tuż przed dużym, cementowym łukiem, stanowiącym wejście do starego parku. Przystanęła, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Spojrzała w górę, na łuk, po czym z cichym pstryknięciem zapalniczki odpaliła jednego. Zaciągnąwszy się głęboko, ruszyła przed siebie tym samym, spokojnym krokiem. Tym razem w towarzystwie cichego szelestu płaszcza, wcześniej zagłuszanego głosem miasta.
W parku było cicho. Ptaki już spały, a poza nimi nie było tu nikogo innego. Nie licząc jej. I jeszcze kogoś.
Paląc papierosa, zaczęła radośnie pogwizdywać, trochę w takt obcasów uderzających o ziemię, a trochę fałszując. Tracąc rytm przy przerwach na zaciągnięcie się dymem. Echo niosło się wśród drzew, budząc sprzeciw pojedynczych, skrzydlatych mieszkańców opuszczonego miejsca. Ale ona miała to w głębokim poważaniu.
Latarnie zdawały się świecić resztkami sił, pozostawiając sporą część parku w kompletnych ciemnościach. Mijała pomalowane na biało, puste ławki, aż zobaczyła jedną, zajętą przez zakapturzoną postać. Podeszła jeszcze kilka kroków, po czym stanęła z głośnym stuknięciem obcasa. Postać nie drgnęła.
- Nie wiem, co tu robisz - powiedziała spokojnie, rozglądając się po parku - ale powinieneś opuścić Sanbetsu. Najlepiej natychmiast.
Czerwony żar rozświetlił nieznacznie jej twarz. Postać nie odpowiedziała.
- Na pewno mnie słyszysz i rozumiesz, ale dla pewności powtórzę jeszcze jeden, ostatni raz. Wyjedź natychmiast z Sanbetsu.
- Dlaczego? - odezwał się cichy głos.
- Bo nikt nie będzie bezkarnie się tutaj panoszył, atakując naszych ludzi. Jeżeli nie chcesz wyjechać, możemy to załatwić inaczej - dodała beztrosko, przydeptując wyrzuconego przed chwilą peta.
Człowiek w kapturze wstał wolno, znów nic nie odpowiadając.
Kasumi wyciągnęła, jakby mimowolnie, ukrytą do tej pory skrzętnie w połach płaszcza katanę. Machnęła nią kilka razy, wodząc sennym, lecz dumnym, wzrokiem za ostrzem.
- To jak robimy? - zapytała w końcu.
- Nie wyjadę, dopóki nie załatwię swoich spraw - odpowiedział szaman, sięgając do kaptura.
- Jak chcesz.
W chwili wypowiadania tych słów młoda kobieta była już przy przeciwniku z kataną zatopioną w jego wnętrznościach. Nie drgnął, choć krew polała się obficie po ubraniu.
Kasumi spojrzała w jego oczy i zobaczyła w nich swoje odbicie.
- Głupi kundel - warknęła, jakby sama była przedstawicielką psiego rodu, po czym natychmiast odskoczyła kilka metrów do tyłu.
Ogarnęło ją dziwne uczucie. Katana prawie wypadła jej z dłoni. Otrząsnęła się częściowo dopiero po chwili. Chwili, która wystarczyła, by mężczyzna rozłożył na czynniki pierwsze ławkę, na której wcześniej siedział i właśnie atakował dziewczynę metalowym prętem. Zdążyła zablokować w ostatnim momencie, lecz przeciwnik zaraz uderzył ją z impetem w ramię, rozpruwając je przy tym pazurami. Kość pękła z głośnym trzaskiem, a bezwładna ręka zawisła żałośnie.
W momencie, w którym szaman miał zadać kolejny cios, Kasumi była już za nim, ściśle przylegając do jego zmienionego ciała i trzymając sprawną ręką mały sztylet przy jego szyi. Katana leżała kilka metrów dalej.
- Umiem lepsze sztuczki od ciebie - szepnęła mu do ucha.
Rozwścieczony mężczyzna wydał z siebie coś na kształt warknięcia i łapiąc za przegub jej niewładnej ręki, rzucił dziewczyną o pobliskie drzewo. Sapnęła z bólu i osunęła się nieznacznie, wciąż jednak pozostając na nogach. Jej przeciwnik oddychał głośno i głęboko. I wyraźnie chciał ją rozszarpać.
Spojrzała na niego, uśmiechając się lekko. Krwisty ślad rany Kasumi, pozostawiony na jego ramieniu, rozjarzył się lekko, a ramię zaczęło toczyć krew jego właściciela. Nie zareagował. Dziewczyna zmrużyła oczy, które błysnęły gniewem. Ręka ze sztyletem bezwiednie sięgnęła rany. Jej przeciwnik dalej stał niewzruszony. Ale zły.
Ruszył na nią z impetem. Niemalże w jednej chwili: on skoczył, wystawiając psie pazury, a ona rzuciła ubroczony krwią sztylet w jego klatkę piersiową. Padł na ziemię, zdążając jeszcze kaleczyć jej nogę. Skrzywiła się.
Odetchnęła spokojnie kilka razy, po czym zaciskając lekko zęby wyjęła ze swojego uda tkwiące w nim drapieżne palce przeciwnika. Dopiero wtedy, po raz pierwszy, zajęczał z bólu. Ale nic poza tym.
Popatrzyła na niego beznamiętnie i odeszła wolno i z lekką trudnością. Podniosła rzuconą wcześniej katanę i schowała ją znów w poły płaszcza. Spojrzała jeszcze raz na pozostawianego człowieka i zniknęła w ciemnościach parku.
Małe wyjaśnienia, które być muszą:
Wiem, że to jest tragiczne - przepraszam.. xD (podobno lepsze to niż nic..)
To jest właśnie wpis robiony na szybko. Jakby ktoś nie wiedział xD |
|
|
|
»Altor |
#3
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 73 Wiek: 34 Dołączył: 11 Kwi 2009 Skąd: Gdańsk
|
Napisano 11-05-2009, 10:50
|
|
Coyote - Heh, twoja praca jest lepsza od poprzedniej. Jednak z drugiej strony odnoszę wrażenie, że nie przyłożyłeś się do kreowania wizerunku swojej przeciwniczki. Czytając twój wpis byłem w ciągłym przekonaniu że walczysz z kompletną idiotką. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to fakt iż ani razu podczas walki z tobą, nie użyła swojej mocy (mimo iż było wiele do tego okazji). Drugą rzeczą jest fakt, iż walczyła z tobą na pięści. To wydało mi się wprost komiczne. Kobieta z siłą 0 i znającą swoje słabości, rozpoczyna walkę na pięści z kimś kto wybił ręką przednią szybę policyjnego samochodu i machał metalową pokrywą od kanałów. To prawda, że w tak ciasnym miejscu nie da się wygodnie machać kataną, ale po to twoja przeciwniczka ma sztylety. Wydało mi się także nielogicznym działanie twojej postaci. Skoro twoja postać jest zdesperowana na tyle żeby kraść i zabijać, to czemu widząc taksówkę myśli o tym że nie ma pieniędzy? Lepiej ukraść motor, kiedy prawie zapomniałeś jak się prowadzi, czy podjechać bez przeszkód parę przecznic od twojego celu i tam zająć się taksówkarzem.
Twój pomysł na wpis, kontynuacja poszukiwań celu i powód do walki są dobre, tak samo jak twoje opisy. Szkoda tylko że nie przyłożyłeś się bardziej do poznawczo/logicznej części pracy.
ocena: 6/10
______________________________________________________________
Curse - Kiedy zaczynałem czytać twój wpis byłem pod wrażeniem, w miarę jednak czytania zdawało mi się jakbyś coraz mniej się do niego przykładała. Odnoszę wrażenie, że twoim powodem do walki jest moja poprzednia walka z Coyotem. Nie wiem jednak skąd do diabła twoja postać może o tym wiedzieć, no i co z tym "atakując naszych ludzi", jeśli to było o mojej postaci, to przecież ona nie jest częścią agencji sanbetsu. Myślałem że dobrze to wytłumaczyłem w swojej biografii i w każdym moim wpisie. Na to jednak można przymknąć oko. Popełniłaś ten sam błąd co Coyote, nie zajęłaś się dobrym oddaniem postaci przeciwnika, tylko że ty zrobiłaś to ze zdwojoną siłą. Wiem, że nie było czasu na dialogi, ale one bardzo pomagają w tej części pracy. Jego Opis też jest mizerny, z mojej perspektywy walczyłaś z płaszczem z parą oczu i pazurami. Nie wiem ani kiedy, ani w co przemienił się Blackbone. Przecież kaptur chyba nie był przyklejony do jego głowy.
Cytat: | odskoczyła kilka metrów do tyłu.
Ogarnęło ją dziwne uczucie. Katana prawie wypadła jej z dłoni. Otrząsnęła się częściowo dopiero po chwili. |
Nie rozumiem dlaczego twoją postać ogarnęło to uczucie. Twój wróg nie posiada żadnej umiejętności mogącej to spowodować, a ty chyba zdążyłaś przywyknąć do własnej nadludzkiej prędkości. Co to było?
Cytat: | Krwisty ślad rany Kasumi, pozostawiony na jego ramieniu, rozjarzył się lekko, a ramię zaczęło toczyć krew jego właściciela. Nie zareagował. Dziewczyna zmrużyła oczy, które błysnęły gniewem. |
Nie czytając twojej karty postaci, nie miałbym zielonego pojęcia, że użyłaś swojej umiejętności (chodź nadal nie jestem tego pewien). Nie opisałaś też, czemu twoja moc nie poskutkowała.
Ogółem, zaczęłaś fajnie, pisząc rozbudowane i przyjemne opisy, ale w miarę pisania ich jakość spadała aż uderzyła o dno. Następnym razem musisz poświęcić więcej czasu na pisanie i analizowanie twojego wpisu.
ocena: 4/10
______________________________________________________________
Oddaje swój głos na Coyote. |
Bellum lumpus cave humanum. |
|
|
|
*Lorgan |
#4
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 11-05-2009, 23:45
|
|
Żeby wnieść odrobinę świeżości do stylu moich ocen, zacznę od technikaliów obu walczących, a dopiero później przejdę do indywidualnej krytyki
Wpisy znajdują się na zbliżonym poziomie – stylistyka i gramatyka wyglądają znośnie. No, może u Coyote’a jest to górna granica "znośności", a u Curse dolna. Nic dziwnego, skoro pierwsza walka pisana była z rozwagą i zapleczem czasowym, a druga zasadniczo w dwie godziny. Rzutowało to na jeszcze jeden aspekt prac, mianowicie ich długość. Nie jestem fanem tasiemcowatych opowieści, ale jedna strona podaniowa (a tyle w przybliżeniu zajmuje praca Curse) to zdecydowanie za mało. Nie zdążyłem się nawet dobrze wczytać, a już napotkałem uwagi końcowe. Powody osobiste takie jak brak czasu, chory pies, czy grypa żołądkowa nie przemawiają do mnie w charakterze "okoliczności łagodzących", więc nie obejdzie się bez odchudzenia oceny. Niezbyt jestem z tego zadowolony, ale chyba niczego tak nie lubię, jak łamania własnych zasad...
***
Coyote – Czytałem Twoją pracę dwa razy, żeby w ogóle wyrobić sobie o niej jakieś zdanie. Watek z nawozem bardzo "w moim stylu". Lubię, gdy chodzi o coś ważnego, przy czym niekoniecznie efektownego. NT-X2001 nie jest może pradawnym mieczem lub szaleńcem, który chce zniszczyć świat, ale w odpowiednich okolicznościach (które notabene stworzyłeś) również może stanowić śmiertelne zagrożenie dla wielu niewinnych istnień No tak... nikt nie jest niewinny, niektórym po prostu nie postawiono jeszcze zarzutów... Wracając jednak do meritum...
Dziwnie wprowadziłeś Curse. Zdałeś się całkowicie na przypadek (coś zrobiłeś, a tak się złożyło, że ona tam była), czego bardzo nie lubię. To najmniej męcząca metoda – fakt – ale również najmniej ciekawa. Szczęście najlepiej sprawuje się jako "dopełnienie", akcent dodający odrobinę realizmu.
Jak trafnie zauważył Altor, bardzo dziwnie obszedłeś się ze swoją przeciwniczką podczas pojedynku. Walka na pięści przeciw przetransformowanemu ekspertowi od bójek? Nie... to nie było fajne Niemniej wpis trzyma przyzwoity poziom i wydaje mi się, że znalazło to odzwierciedlenie w moim werdykcie.
Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________
Curse – Powinienem Cię skrytykować... mocno... ale oddałaś wpis mimo wielu przeciwności i nie mam serca zachowywać się nikczemnie
To, że krótko, to wiesz. To, że bez przemyślanego scenariusza też wiesz. Ciężko też, żebyś nie zdawała sobie sprawy z tego, ile dałoby gruntowne sprawdzenie wpisu przed jego oddaniem (chociaż błędów nie było aż tak znowu wiele – kilka przecinków, stylistycznych pierdoł i jakichś zdań zaczynających się od spójników... czy coś w tym guście). Są jednak i plusy. Wykreowałaś bardzo miły klimat (miasto, park, spacer, papieros... wszystko dość zgrabnie przedstawione mimo pewnych niedostatków w warsztacie), choć nie jestem pewien, czy to całkowicie Twoja zasługa. Widzisz... czytałem tę walkę w dość nietypowych okolicznościach... w wielkim skupieniu... wydrukowaną, siedząc na sedesie
Starcie przeprowadzone zostało oczywiście zbyt szybko i chaotycznie. Przebiłaś przeciwnika kataną niemal na samym początku... co powinno w zasadzie go zabić. Coyote ma 0 witalności... xD
Z niecierpliwością czekam na bardziej popisowy wpis. Może zaprosisz znajomego szamana na rewanżyk?
Ocena: 5/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Coyote’a. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Twitch |
#5
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 12-05-2009, 21:02
|
|
Coyote - od strony technicznej wpis jest niezły, pojawiło się pare literówek, ale nie mających większego znaczenia. Widać, że z każdym kolejnym wpisem nabierasz doświadczenia i masz nowe, ciekawe pomysły. Dialogi i opisy wyszły nieźle, ale w 1 kwestii nie wszystkie. Dobrze, że starasz się tworzyć i opisywać otaczajacy świat. Na tym etapie jest to bardzo potrzebne, a i pozytywnie rzutuje na ocenę. Motyw z NT-X2001 wpasował się do realiów świata i wypadł przyzwoicie. Ogólnie do wprowadzenia własnej postaci i rozpoczęcia wpisu wyraźnie sie przyłożyłeś. Inaczej sytuacja ma sie przy walce. Dosyć słabo oddałeś postać przeciwniczki, o czym pisali Ci już Altor i Lorgan. Starcie opisałeś nieźle, jednak gorzej potraktowałeś samą przeciwniczkę.
Ocena: 6/10
Curse - wpis robiony na szybko, ale od strony technicznej jest dobrze, widać, że masz doświadczenie w pisaniu czegoś takiego. Jednak prócz czasu brakowało Ci chyba też pomysłu. Pobieżne opisy i całość lecąca byle szybciej ku końcowi. Dialogi wypadły średnio, może też dlatego że było ich nie wiele i miejscami jakby robione na siłę. Walka wypadła dosyć słabo, brakowało wzmianki o przemianie Coyote, a i opisu jego postaci. Źle też oddałaś statystyki. Oddałaś wpis, nie było walkowera co poniekąd jest pozytywnym akcentem wpisu.
Ocena: 4/10 |
Little hell. |
|
|
|
*Lorgan |
#6
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 13-05-2009, 13:53
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
Coyote - 18,5 pkt.
Curse - 13 pkt.
Zwycięzcą został Coyote!!!
Punktacja:
Coyote +35 (medal: Gwiazda Partyzancka)
Altor +5
Lorgan +5
Twitch +5
Uwagi:
Walka została zamknięta po 3, nie 4 komentarzach ponieważ Wielka Rada w chwili obecnej nie może sobie pozwolić na więcej ocen (niedyspozycja Irinn). |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|