9 odpowiedzi w tym temacie |
»oX |
#1
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740 Wiek: 33 Dołączył: 21 Paź 2010 Skąd: Wejherowo
|
Napisano 12-04-2017, 22:49 [Poziom 2] oX vs NPC (Saisho) - walka 2
|
|
----------
Płatek śniegu wylądował na policzku mężczyzny, wychodzącego właśnie z kilkupiętrowego biurowca. Założywszy skórzane rękawice, poprawił szal, aby bardziej osłaniał szyję i podniósł wysoko rękę, próbując złapać taksówkę. W Niedrige, w porze południowej graniczyło to niemal z cudem, jednak jemu udało się od razu. Uśmiechnął się pod nosem. Dzień przynosił mu same miłe niespodzianki. Najpierw Nathan z działu księgowości zaszczycił wszystkich donutami i pyszną kawą, później klient, którego próbował pozyskać od kilku miesięcy, zadzwonił z pozytywną decyzją, co poskutkowało sporą premią i uściskiem dłoni samego szefa, nie wspominając nawet o ostatniej godzinie pracy, kiedy to otrzymał maila od żony. Stała uśmiechnięta, jak zawsze zresztą, trzymając coś małego w ręku. Napisała tylko "udało się". Zostanie tatą, po raz drugi. Otwierając drzwi taryfy spojrzał na niebo, z którego zaczął gęsto sypać śnieg i zadał sobie pytanie. Czy dzień zaskoczy go czymś jeszcze?
- Dokąd jedziemy? - Grzecznie spytał kierowca, spoglądając we wsteczne lusterko. Uwielbiał obsługiwać tę okolicę. Ludzie z biurowców do najbogatszych nie należeli, ale zawsze raczyli go przyzwoitymi napiwkami.
- Przed siebie - odpowiedział radośnie pasażer. - Mieszkam parę przecznic dalej.
- No to jedziemy. - Taryfiarz wrzucił jedynkę, włączył kierunkowskaz i wbił się przed jadące auto. Z przyzwyczajenia nawet nie zwrócił uwagi na głośny klakson. Podgłośnił radio i obaj wsłuchali się w najnowszy przebój Lady Bazooki. Nie minęła nawet minuta i już wpakowali się w gigantyczny korek.
- Chyba coś się stało, trochę postoimy - stwierdził spokojnie taryfiarz, zacierając ręce. Jego oczy zerkały na bijący taksometr.
- Dużo nie zostało - zauważył pasażer. - Przejdę resztę.
Wcisnął kierowcy zapłatę z nadwyżką i wyszedł z samochodu. Wieść, że coś się stało, obudziła w nim złe przeczucia.
----------
- Proszę się cofnąć - powiedział stojący za barierką policjant. - Mieszka pan tu?
- Co tu się stało!
- Proszę przejść do kolegi, spisze pańskie dane. Póki co, nikt nie może wejść do środka.
- Nazywam się Johanson. W środku była moja rodzina!
Funkcjonariusz zmierzył go wzrokiem i odwrócił się plecami. Nacisnął guzik na radiu i przywołał do siebie kogoś z góry.
- Zaraz ktoś do pana zejdzie - oznajmił po chwili. - Obawiam się, że mamy złe wieści.
Johanson wpadł w panikę. Próbował przedrzeć się przez policjanta i podbiec do drzwi. W tym samym czasie w wejściu pojawił się dobrze zbudowany, ubrany w garnitur blondyn. Zobaczywszy zrozpaczonego gościa, pędzącego wprost na niego, przyjął bojową postawę i sprawnym ruchem go obezwładnił.
- Panie Johanson, nazywam się Matt Brown i muszę prosić o opanowanie emocji - powiedział, po czym rozluźnił uścisk. - Nie chce pan wejść na górę.
- Przepuść mnie, człowieku! Muszę ich zobaczyć!
- Niestety, nie mogę na to pozwolić - kontynuował spokojnie Brown. - Zaraz ktoś po pana przyjedzie.
- Nigdzie nie jadę! Łapy precz! Co tam się stało?!
- Oboje wiemy, co się stało, panie Johanson. Zdarzyła się tragedią, ale zapewniam, że za chwilę wszystko stanie się jasne i klarowne. Proszę - przerwał na moment i gestem głowy wskazał podjeżdżający samochód. - Radiowóz już czeka. Dołączę do pana na komendzie.
----------
Chris Murphy wygramolił się ze śpiwora i stanął na równych nogach. Rozejrzał się w poszukiwaniu towarzysza. Bullet leżał kilka metrów dalej, otoczony patykami.
- Budujesz schron? - Zapytał żartobliwie Chris.
- Wal się. - Usłyszał w odpowiedzi. - Ty się ze mną nie bawisz, więc sam je sobie podrzucam i składuje. Masz z tym problem?
- Nie jesteś szczeniakiem, żeby się z tobą bawić.
- Ale chciałbym mieć trochę rozrywki w życiu! Nic, tylko kogoś ścigamy, dźgamy, przesłuchujemy i tak dalej! Jak mamy chwilę dla siebie, wolisz pić piwo i leżeć!
- Czy tobie na łeb padło, Bullet? Khazar ci szkodzi, musimy stąd szybko spadać.
Miłą rozmowę przerwała wibracja telefonu. Chris wsunął rękę do kieszeni bojówek i wyjął urządzenie. Zdziwiony zdusił zielony guzik.
- Murphy - oznajmił wojskowym tonem.
- Chris, mamy problem.
- My? - Zapytał zdumiony. - Jaki możemy mieć problem, Brown? Gniewasz się o coś?
- Nie że ja i ty, kuźwa. Ogólnie, w mieście. Możliwe, że przyda się twoja pomoc.
- Pomogłem ci jakiś czas temu, teraz mam zrobić to znowu, tak? Jak zamierzasz się odwdzięczyć?
- Przestań pieprzyć, Chris - powiedział poważnie Matt Brown. - Mamy tu seryjnego mordercę. Póki co, policja wie o piętnastu przypadkach. Piętnastu, nie przesłyszałeś się. Cholera wie, ile ciał jeszcze znajdziemy. Ktokolwiek za tym stoi, ogarnął robotę w dwa dni. Teraz rozumiesz, czemu dzwonię?
- Nie bardzo. Mam zastąpić cały oddział policji i bawić się w detektywa? Musiałeś mnie z kimś pomylić.
- Podsyłam ci zdjęcie. Zrozumiesz, jak je zobaczysz.
Murphy nie zdążył odpowiedzieć, bowiem znajomy z pionu wojskowego przerwał połączenie. Kilka sekund później, faks wbudowany w przenośny wzmacniacz sygnału satelitarnego zapiszczał i wypluł z siebie czarno-biały obraz. Chwycił kartkę i przyjrzał się zawartości. Na jego twarzy wymalowała się wściekłość przeplatana ze zdziwieniem.
- Kurwa - obwieścił krótko.
----------
Młoda dziewczyna szła przy jednej z głównych ulic cesarskiej stolicy. Ubrana w przybrudzone futro z kapturem, maszerowała bez celu, byle przed siebie. Spoglądała spod byka na mijających ją ludzi, mając tylko jedną myśl.
- Zabić, zabić, zabić...
Co jakiś czas odzywał się głos w głowie.
- Niech cierpią, wszyscy!
Saisho skręciła w boczną alejkę, tuż za gustowną restauracją i zbliżywszy się do kontenera na śmieci, zaczęła szperać w poszukiwaniu resztek.
Przez krótki czas, jaki spędziła w Avalonie, poznała wiele sekretów stolicy. Niestety nie były to informacje wagi państwowej, lecz proste fakty dotyczące życia na ulicach. Wiedziała, że dokładnie o tej godzinie otwierają się tylne drzwi jadłodajni, przez które ubrany na biało chłopak wyrzuca worki ze śmieciami. Jeśli dobrze trafić, to znajdą się smakowite kąski. Odnalazła na wpół obgryzione skrzydełko, trochę ziemniaków i kawałek kotleta. Całość pochłonęła tak szybko, że część jedzenia utknęła jej w przełyku. Odkaszlnęła i to, co wypluła, ponownie skonsumowała. Nie było jej łatwo po stracie ukochanego, podwładnych i ciepłego miejsca do spania. Dzikie instynkty, które w niej drzemały, teraz okazywały się niebywale przydatne. Schowała się do kontenera, pod wypchane worki i zasnęła na kilka godzin.
Obudziło ją otwarcie plastikowego wieka i szelest przegrzebywanych odpadów. Wyciągnęła po cichu topór i czekała.
- Mówię ci, że tu jest - odezwał się jakiś głos. - Stephen powiedział, że tu go schował.
- Powiedział ci, że masz przeszukać wielki kontener ze śmieciami?
- Nie znasz go? Zawsze coś komplikuje.
- Koleś chowa narkotyki warte kupę siana do śmieci?
- Nie ogarniesz.
Saisho nie dawała rady. Wewnętrzny głos nakazywał zabić od razu. Instynkt podpowiadał, że nie jest to dobrym pomysłem. Ostatnimi czasy zakradała się do domów, czy też mieszkań i tam dokonywała rzezi. Mimo wszystko, w chorej od nienawiści głowie, pojawiało się ostrzeżenie. Olała je jednak całkowicie. Wyszła z ukrycia powoli i w milczeniu.
- No popatrz na to! - Powiedział z rozbawieniem pierwszy. - Przerwaliśmy ci drzemkę, mała?
Zaśmiał się jeszcze raz, w połowie zmieniając rechot w charczenie i bulgotanie. Zdumiony zauważył, że ze środka klatki piersiowej wystaje mu trzonek topora. Saisho z szaleństwem w oczach i krzykiem na ustach podbiegła do celu i wskoczyła mu na ramiona, nogami przyciskając ręce do tułowia. Wyginając się do tyłu wyciągnęła topór i zadała nim kilka kolejnych ciosów. Drugi gość, widząc makabryczną śmierć kolegi, postanowił wziąć nogi za pas. Zanim wykonał chociażby jeden krok, ona już przy nim była. Z pianą cieknącą po brodzie wymachiwała toporem na wszystkie możliwe strony, raniąc i w końcu zabijając. Nie poprzestała na tym. Rąbała kończyny, szarpała skórę długimi pazurami, bezskutecznie próbując wyładować swoją wściekłość. Dopóki nie dopadnie zabójcy ukochanego, nigdy nie zazna spokoju.
----------
- Niezła jatka - podsumował Murphy, spoglądając na kompana z wojska. - Jakieś nowe ślady?
- Tylko to, co widać - odparł Brown. - Podejrzewam, że sprawca nie jest zwykłym człowiekiem. Poza tym, musimy się spieszyć. Nie mogę długo blokować miejsca zbrodni. Jakby ktoś pytał, to jesteś technikiem, który pracuje samemu, w ciszy.
Murphy przyglądał się rozczłonkowanym ciałom. W krótkim czasie ktoś posiekał dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Musiał też szybko zwiewać, bo tradycyjnie nikt nic nie widział. Podszedł bliżej, do czegoś, co musiało być jeszcze parę godzin temu klatką piersiową. Przejechał palcami po szerokiej ranie.
- Bullet. - Spojrzał na psa, który obsikiwał kontener ze śmieciami. - Podejdź.
- Co jest?
- Obwąchaj całą alejkę i powiedz, czy poznajesz jakiś zapach. Mam złe przeczucia.
- Robi się, daj chwilę.
- Czy ty rozmawiasz z psem? - Zapytał Brown z niedowierzaniem.
- Zabawne jest to, że on odpowiada. Długa historia.
- Mam coś!
Bullet zatrzymał się obok obsikanego wcześniej miejsca i wcisnął nos w betonowy chodnik. Chwilę jeszcze się kręcił, aż w końcu przerwał milczenie.
- Kojarzysz tą psycholkę, co raz nam misję przerwała? To miejsce śmierdzi podobnie.
- Mamy ślady topora, smród szamanki i poszlaki wskazujące na wielką agresję - podsumował Murphy. - Chyba wiem, z kim mamy do czynienia. Policja nic tu nie pomoże.
- Pominę, że gadasz z kundlem, ok? Skąd te przypuszczenia?
- Bo kiedyś polowała na mnie.
----------
- Powiesz w końcu, że się przydałem? - Poirytowany Bullet spojrzał na kompana i lekko zamerdał. - Zobacz, znalazłem ją!
- Tak, super - skwitował Murphy. - Poszedłeś za tropem krwi denata i doprowadziłeś nas do opuszczonego magazynu. Chcesz medal za to?
- Jesteś wredny!
- Możemy się zamienić, jak masz ochotę. Zajmę się tropieniem, a ty kopaniem dupsk. Może być?
- Weź się wal. Jestem silny!
- Teraz cicho. - Chris wyjął z kieszeni bojówek lornetkę. - Przy oknach czysto.
- Cisza to cisza!
- Dwa wejścia. Ciemno w środku.
- To skąd wiesz, że czysto?!
- Mam - obwieścił uradowany Chris. - Widzę ruch. Pojedynczy cel w środku. Przemieszcza się szybko między oknami, nie oddałbym czystego strzału.
- Przecież ty zawsze trafiasz i tak dalej. Ciągle się tym chwalisz.
- Nawet jeśli w coś tam trafię, szamanka zdąży uciec. Pamiętasz jaka była szybka? Do tego nie mamy pewności, że to ona. Na halę jest jedno główne wejście, pewnie jakieś mniejsze też się znajdą. Wrócimy tu później.
- Skąd wiesz, że wciąż tu będzie?
- Nie wiem. Musimy działać szybko. - Rycerz wyciągnął komórkę i wybrał numer do Browna. Tamten odebrał po dwóch sygnałach. - Jesteś jeszcze w Avalonie?
- Nie - odpowiedział. - Porzuciłem cywilizację, żeby na odludziu doskonalić swego ducha. Co jest? Złapałeś ją?
- Potrzebuję, żebyś przywiózł mi kilka rzeczy, w miarę szybko.
- Gdzie jesteś?
- Nadelen, rejon trzynasty. Weź karabin szturmowy, kamizelkę z trzema magazynkami, dodatkowy mag do colta, trochę bomb przylepnych i może jakieś granaty. - Wymieniał Murphy, po czym dodał - Dasz radę w dwadzieścia minut?
- Pewnie, daj mi tylko uruchomić magiczny portal. - Brown zastanawiał się przez chwilę. - Potrzebuję trzydziestu.
- Nie żartuj. Twoja Sophia sobie nie poradzi?
----------
Nadelen, Rejon #13, dwadzieścia minut później.
Wielokonny silnik, czarny, błyszczący lakier i bijące w oczy reflektory. Sophia Interceptor, niezawodne auto Matta Browna, zatrzymało się na poboczu. Kierowca szybko opuścił pojazd i bez zwłoki podszedł do bagażnika. Czekający w cieniu Murphy zbliżył się w towarzystwie Bulleta.
- Jest wszystko? - Zapytał, spoglądając do środka. - Nieźle. Wozisz to zawsze ze sobą?
- Nigdy nie wiesz, kto do ciebie zadzwoni późnym wieczorem z prośbą o wielki arsenał. Mam też parę innych rzeczy, mogą się przydać.
Wyjąwszy z kieszeni małe pudełko wielkości papierośnicy, przekazał Chrisowi z uśmiechem na twarzy. Zaczął tłumaczyć jak wykorzystać Junofu i że może się to przydać w tej sytuacji.
- Stary, jak to ona, to ciemność nie będzie po naszej stronie.
- Co? Kto mówi? - Zdziwił się Brown i zaczął rozglądać.
- Niżej.
- Jasna dupa! - Odskoczył kawałek do tyłu. - On mówi!
- Powiedziałem, że to długa historia - dołączył się Murphy. - Olej go, nie ma czasu. Kiedyś ci opowiem przy piwie.
Brown w swojej karierze widział wiele dziwnych rzeczy, ale nigdy nie sądził, że spotka gadającego psa. Starał się wsłuchać w opowieść o planie ataku na magazyn położony niecały kilometr stąd, jednak zmęczenie po całym dniu pracy dało się we znaki. Liczył, że znajomy pozbędzie się problemu definitywnie. Ziewnął wymownie, podał rękę i życzył powodzenia. Wiedział, że oferowanie w tym momencie pomocy nie ma sensu. Pion egzekutorów działał po swojemu, a niemal każdy jego członek był indywidualistą. Murphy nie był pod tym względem żadnym wyjątkiem.
Kilka minut po tym, jak Brown opuścił miejsce spotkania, Chris zarzucił na siebie kamizelkę, sprawdził stan magazynków, podpiął granaty, otrzymane pudełko schował do głębokiej kieszeni spodni i dziarskim ruchem przeładował karabin. Nadeszła pora na polowanie. Zmniejszył dystans do około stu pięćdziesięciu metrów od magazynu i usadowił się naprzeciwko głównego wejścia. Bulletowi kazał odejść, aby w razie potrzeby wykorzystać element zaskoczenia. Pies posłusznie położył się kilkadziesiąt metrów dalej, za metalowym, w pół rozebranym przez złomiarzy płocie. Obserwował, jak towarzysz przerzuca karabin przez plecy i niczym ninja zbliża się do hali.
----------
- Rozrywaj! Morduj! Zniszcz ich wszystkich!
Głos w głowie Saisho nie ustępował. Mimo dziesiątek zabitych, wciąż miała ochotę na więcej. Instynkt nakazał jej wycofać się do tej ponurej dzielnicy i przygotować do kolejnego ataku. Bez trudu poradziła sobie z bandą drobnych przestępców, zamieszkujących zrujnowany magazyn. Postanowiła spędzić w nim noc, wdychając zapach krwi i śmierci. Widok rozczłonkowanych ciał sprawiał jej niebywałą przyjemność. Nieważne, czy zabijała bogatych, biednych, porządnych, czy wyrzutków. Każda przelana kropla krwi była warta tej przyjemności. Saisho, jak i związany z nią Manitou, nie poprzestaną, dopóki zabójca Nihyo nie padnie przed nimi trupem. Czuła, że ten czas niedługo nadejdzie...
Hala wypełniła się kurzem i ogniem. W zachodniej części nastąpiło kilka niezbyt dużych eksplozje. Saisho wyszarpnęła topór z głowy trupa i wybiegła z płonącego budynku.
----------
- Mam cię - szepnął do siebie Murphy i podniósł lufę karabinu. Liczył na szybkie zakończenie sprawy, lecz wydarzenia nie potoczyły się po jego myśli.
Szamanka wybiegła z magazynu przetransformowana, co wywnioskował po niesamowitej szybkości jej ruchów. Oddał krótką serię i zerwał się na równe nogi, gotowy do zmiany pozycji. Saisho, wiedziona instynktem i sporym doświadczeniem bojowym, zniknęła za metalowym kontenerem, od którego odbiły się kule naprowadzane mocą Ao Shouseki. Próbowała zlokalizować zagrożenie. Wystrzał rozświetlił pozycję rycerza, więc nie było to szczególnie trudne. Zaczęła zbliżać się zygzakiem. W jej ręce pobłyskiwał złowieszczo topór. Wreszcie stanęła na miejscu, z którego padły strzały. Przeciwnika nie było, lecz dostrzegła na ziemi niewielki kształt.
- Arrrrggggh!
Nie zdołała się całkowicie zasłonić i granat błyskowy pozbawił ją na chwilę wzroku. Oszołomiona, wymachiwała bronią na wszystkie strony. Murphy podjął olbrzymie ryzyko, podkradając się do niej z dobytym coltem, jednak był to najszybszy sposób na zakończenie starcia. Nie przewidział tylko jednego, drobnego szczegółu.
- TYYYYYY! - Szamanka ryknęła niskim, pełnym furii głosem i pomimo utrzymującej się wciąż ślepoty, przypuściła zaskakująco celny atak.
Chris zrozumiał, że go rozpoznała. Cudem uniknął ciosu toporem, ale nie zdążył odskoczyć przed długimi pazurami. Syknął, czując ból w prawej ręce. Wiedząc, że Saisho za chwilę się otrząśnie, posłał jej kopniaka w okolice kolana. Usłyszawszy gruchnięcie, wycofał się. Chciał schwytać ją żywą, żeby cierpiała w zimnym i ciemnym lochu za każdą zbrodnię, jakiej się dopuściła. Śmierć byłaby dla niej zbyt niską karą.
Przeskoczył przez barierkę przy chodniku i robiąc efektywnego fikołka podczas lądowania, wystrzelił pocisk pokryty zieloną aurą. Uformowana natychmiast klatka stała pusta w miejscu, w którym przed momentem znajdowała się Saisho.
- A to żwawa ździra - syknął pod nosem, próbując ją namierzyć.
Po takim szoku i ze stłuczonym kolanem nie miała prawa poruszać się tak szybko. Gdyby nie jej dzika natura, wszystko potoczyłoby się znacznie łatwiej.
- Arrrrggggh!
W ostatniej chwili, usłyszawszy wściekły ryk, Chris przeturlał się w prawo i ponownie wystrzelił, formując szeroką tarczę. Saisho przygrzmociła bronią w przeszkodę. Wiedząc, że w bezpośrednim starciu nie ma z nią szans, musiał szybko zmienić taktykę. Prowizoryczna blokada uniemożliwiała czysty, paraliżujący strzał, a fala niebieskiej aury obezwładniłaby także jego.
- Myśl! - Jego własny głos grzmiał w głowie, a ciało pozostało w bezruchu. Rana piekła, a on czuł się osłabiony. - Bullet!
Szamanka przeskoczyła przeszkodę bez żadnego wysiłku i dopadła wycofującego się właśnie rycerza. Ten przewidział trajektorię topora i zszedł mu z drogi. Przeciwniczka była jednak na tyle szybka, że momentalnie do niego przywarła i zdołała wgryźć się głęboko, w okolicę obojczyka. Murphy przypuścił kontrę, uderzając dziewczynę kolanem w brzuch. Wygięła się w pół i przyjęła kolejny cios, tym razem pięścią w twarz. Na nieszczęście, ledwo go poczuła. Krzycząc bez przerwy, złapała Murphy’ego za szyję. Prowadziła w tym starciu. Zemsta była blisko. Rycerz poczuł, jak jego stopy odrywają się od ziemi. Saisho podniosła go jeszcze trochę i zamaszystym ruchem zrzuciła na betonową posadzkę. Uderzenie było druzgoczące. Chris odniósł wrażenie, że ma złamane każde istniejące żebro.
- Nihyo, to dla ciebie! - W jej oczach zaszkliły się łzy.
Wzięła kolejny zamach, celując prosto w serce. Nie spodziewała się, że coś przerwie tę podniosłą chwilę. Potężne zębiska Bulleta wbiły się głęboko w łydkę, dając Chrisowi dodatkowe sekundy na wykonanie swojego ruchu. Saisho, z wściekłością płonącą w oczach odwróciła się i trzepnęła psa trzonkiem. Nie chciał puścić, więc próbowała raz za razem. Odgryzł jej kawałek skóry, lecz w końcu rozluźnił uścisk i padł, udając martwego. Murphy ostatkiem sił zacisnął obie ręce na colcie i strzelił dwukrotnie. Najpierw w nogę, później w bark. Oba pociski pokryte były niebieską poświatą. Saisho, nie będąc w stanie wytrzymać bólu, który uderzył w nią potężną falą, upadła. Rycerz drżącą ręką wyciągnął z kieszeni telefon. Wybrał ostatni numer i czekał, aż ktoś po drugiej stronie się odezwie.
- Załatwiłeś sprawę? - Spytał zaspany Brown. - Mogłeś z tym poczekać do rana.
- Przy-yy-ekh-jedź... - Mówiąc to, Chris zakaszlał krwią. - Wezwij... wojsko... Potrzebna.. Ekh… Eskorta…
- Chris, cholera, trzymaj się tam, ruszam!
----------
Po przebudzeniu, Chrisa Murphy'ego oślepiła szpitalna biel. Jarzeniówka na suficie mrugała, gdzieś z parapetu dochodził dźwięk wiatraka, a ból przechodzący przez całe ciało był nie do zniesienia.
- W końcu - powiedział ktoś obok. - Długo spałaś, księżniczko.
Rycerz spróbował się podnieść, ale szybko został powstrzymany.
- Wstrzymaj się, kowboju. Mam dobre i złe wiadomości.
- Bullet? - Wydukał, mając ochotę ponownie zasnąć.
- Wyliże się, tak jak ty. Mieliśmy sporo roboty z zamieszaniem, jakie wywołałeś. Sytuacja została opanowana, ale musiałam pociągnąć za wiele sznurków. Kiedyś się odwdzięczysz.
- Scarlett? - Zapytał zdziwiony. - Co tu...
- Co tu robię? Dobre pytanie. W środku nocy dostaję telefon od Browna. Nie pytam nawet, skąd ma mój numer. Opowiada o jakiejś walce w rejonie trzynastym i dodaje, że trzeba tam wysłać eskortę. Chciałam wdać się w szczegóły, ale usłyszałam twoje nazwisko.
- Szamanka?
- Przerwałeś mi opowieść, ale jako że dziewczyna stłukła cię na kwaśne jabłko, to daruję - kontynuowała Scarlett Kane, zmieniając ton na poważny. - Obawiam się, że będą z nią problemy. Wysłałam dziesięciu dobrych żołnierzy, aby przekazali ją w ręce ludzi Graviera. Zgaduję że wiesz, co by się z nią stało. - Murphy przytaknął. - Nie zdali raportu, więc wysłałam kolejny oddział. Znaleźli dziewięć ciał. Jeden cudem przeżył odrobinę dłużej. Zdołał jedynie wydukać, że dziewczynę ktoś odbił. Grupa. Podobno uzbrojona po zęby. Więcej nie wiemy.
- Kurwa. |
|
|
|
^Genkaku |
#2
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 14-04-2017, 08:22
|
|
Zacznijmy od chackboxu:
- Chris siedzi gdzieś w dziczy – jest
- Dzwoni telefon ze zleceniem/prośbą o pomoc – jest
- Chris jest niechętny, bo ma lepsze rzeczy do roboty – jest
- humorystyczny dialog z Bulletem – jest
- scena z uzbrajaniem Chrisa – jest
- scena z ustawianiem pułapki/ rozstawianiem się na pozycji snajperskiej – jest
- chaotyczna walka w której pan „zawsze trafia” nie trafia – jest
- scena „Bullet ratuję sytuację” – jest
Tak, typowa walka oXa Wiem czepiam się, bo czasem trudno wymyślić koło na nowo i wyjść z wygodnego schematu ( z czym samemu mam problem), ale dawno i to naprawdę dawno nie widziałem w twoich walkach/ninmu nic „świeżego”. Może to po prostu pułapka wynikająca z tego, że naprawdę dużo piszesz i ciężko w pewnym momencie uniknąć „odgrzewania kotleta”.
Historia zapowiadała się bardzo dobrze. Wstęp, poza kilkoma drażniącymi sformułowaniami jak „założywszy” , „zbliżywszy”, „zobaczywszy” (które oczywiście są poprawne, ale mi osobiście nie pasują i wybijają z rytmu) stoi na przyzwoitym poziomie. Jest klimatyczny i wielka szkoda, że nie pociągnąłeś tego wątku bo motyw Johanson’a miał spory potencjał. Facet mógł oszaleć, mógł zostać pochłonięty żądzą zemsty i samemu, desperacko próbować odnaleźć zabójcę swojej rodziny, co w finałowej scenie mogłoby dodać trochę pikanterii i nagłego zwrotu akcji np. kiedy wmieszał by się w walkę, lub nawet wziął ciebie za zabójcę.
Dalej, po wstępie to już równia pochyła i z każdym kolejnym akapitem historia robi się coraz mniej interesująca i bardziej banalna. Nie zrozum mnie źle, bo generalnie jest ok, ale niestety tylko ok. Ta walka jest poprawa i przeciętna. Tyle. Myślę, że za bardzo, wręcz obsesyjnie skupiasz się na poprawności technicznej i przez to cierpi cała reszta. W walce jakiekolwiek emocje bohaterów pojawiają się tylko na początku, w przypadku Johansona i kiedy opisujesz akapit z perspektywy przeciwniczki. Chciałbym też więcej szczegółów dotyczących zachowania postaci np. fajnie by było, gdyby Brown podczas dialogów co jakiś czas uśmiechnął się w zawadiacki sposób, pewny siebie poprawił mankiet koszuli. Wiesz, coś co by mi powiedziało jak oni się zachowują podczas wypowiadania kwestii. Czy tylko stoją twarzą w twarz, każdy zachowując surowość i dystans?
Samo starcie przypomina bardzo to poprzednie. Nic nadzwyczajnego. Znowu przypomnę, że Bullet jakkolwiek sympatyczny psiak, jest za słaby, nawet dopakowany o 1000 douriki, żeby w jakikolwiek sposób zagrozić przeciwniczce. Tak de faktu to powinien nie żyć (ona ma siłę na poziomie +5, on wytrzymałości 1). To też trochę nie konsekwencja z twojej strony, że pogrążona w morderczym szale pani szaman woli rąbnąć go trzonkiem od topora, nawet kilka razy, zamiast załatwić sprawę jednym szybkim machnięciem ostrza lub pazurów.
Ostatecznie obstawiam remis. 6/10
P.S.
Miało być pół punktu wyżej, no ale wiesz…literówka |
|
|
|
»Sorata |
#3
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1471 Wiek: 39 Dołączył: 15 Gru 2008 Skąd: TG
|
Napisano 14-04-2017, 13:35
|
|
Mimo biadolenia o literówce nie doszukałem się większych błędów niż pojedyncza podmianka "a" na "ą" i dziwnie brzmiący zwrot "wszystkie istniejące żebra". Ja pod tym względem jestem znacznie gorszy. 3/3
Nadal podoba mi się twoja naturalna relacja z Bulletem chociaż miałem wrażenie, że tutaj jest trochę bardziej sztywna niż w poprzednich wpisach. Opisałeś wszystko klimatycznie ale chaotycznie (pourywane wątki) – podobała mi się próba doprecyzowania życia rodzin ofiar (żałuję, że nie pociągnąłeś jej dalej) i współpraca z Matheo. Szybkie zdobycie wyposażenia jak najbardziej na plus. Za rzadko wykorzystujemy we wpisach koneksje. Zgrzyt pojawił się, gdy Matheo wskoczył do swojego błyszczącego wehikułu i odjechał. Najpierw sam prosił o wsparcie, a potem po prostu podrzucił ci graty i zmył się z potencjalnego pola bitwy spychając sprawę w twoje ręce. Właściwe starcie skończyło się trochę za szybko jak na mój gust, a przeciwniczka nie skorzystala ani razu ze swej zmniejszającej douriki mocy. Podobało mi się natomiast, że usprawiedliwiłeś rezygnację z niebieskiego wybuchu. Korzystając z okazji, zgłaszam zapotrzebowanie na inne konstrukty niż klatka i pięść – albo chociaż bogatsze opisy tychże. 2,5/4
Mechanicznie wszystko przebiegało dobrze aż do starcia wręcz, w którym dominowałeś (mimo jej przewagi statystyk, topora i pazurów). Pierwsze prawdziwe obrażenia zadała ci rzutem o ziemię. I to by mnie bolało najbardziej ale potem wskoczyłeś Bulletem na jej łydkę. Pochłonięta szałem szamanka o dużej sile, rozrywająca żuli, bez wiarygodnego powodu oszczędziła Bulletowi masakry. Może i nie zabiła go pierwszym ciosem, ale ponawiane tłuczenie psa trzonkiem topora przy tych parametrach powinno sprawić, że nie musiałby udawać martwego. 1,5/3.
Także ten – wygrałeś Gratulacje. 7/10
Sorata głosuje na zwycięstwo oX'a. |
Kryteria oceny walk: Klimat 4/10 Mechanika 3/10 Warsztat 3/10. W razie wątpliwości - konsultuj. Pomoc: https://tenchi.pl/viewtopic.php?p=17457#17457 |
|
|
|
»Twitch |
#4
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 16-04-2017, 15:23
|
|
oX
Będzie krótko. Podobają mi się Wasze historię, fajnie konstruujesz relacje z Bulletem, ale wciąż czekam na jakiś przełom, może ktoś go porwie...
Technicznie było w porządku, więc tu nie będę się rozwodził. Nie podobała mi się walka. Dobrze ją opisałeś, ale nie czułem tak dobrze tej wściekłości przeciwniczki. Jeżeli była taka na Ciebie zła to powinna tym bardziej Ci dowalić i próbować zrobić krzywdę Bulletowi, tak to sobie wyobrażałem nim zacząłem czytać. To w zasadzie najbardziej zazgrzytało, inna sprawa to liczyłem, że Matheo oberwie jak już poprosił o pomoc (nie, nie chodzi tu o wewnętrzną sympatię), a Ty ruszysz mu na pomoc.
Tworzysz fajne historie, ale walka mogłaby być ciekawsza.
Ocena: 6,5/10 |
Little hell. |
|
|
|
»Dann |
#5
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498 Wiek: 27 Dołączył: 11 Gru 2011 Skąd: Warszawa
|
Napisano 17-04-2017, 22:13
|
|
oXiu-koXiu...
Ok, walka przeczytana parę razy... Zresztą nie tylko to, bo uznałem, że muszę ją porównać z walką z Shadowem, która w moim odczuciu była twoim najlepszym tekstem - do tej pory.
Jak zwykle muszę pochwalić relacje twojej postaci z Bulletem. Tym razem jednak posuwasz się o krok dalej i tworzysz świetny obraz znajomości Chrisa i Matta. Nie potrzebuję wstawek opisujących zachowanie postaci podczas rozmowy, żeby wiedzieć, co one czują i jak reagują na słowa rozmówcy - to po prostu czuć z dialogu. Do tego dorzucasz fajne smaczki i świetnie operujesz możliwościami wszystkich bohaterów tekstu. Było parę momentów, które w jakiś sposób sprawiły mi radochę, chociażby Sophia Interceptor - niby nic, ale czułość, którą jej okazujesz, po prostu cholernie mi się spodobała. Jedną z nielicznych rzeczy, które mi się nie podobały, była kreacja Saisho... Rozumiem, że straciła wszystko, jest wściekła, samotna i żądna zemsty, ale po prostu jakoś tego nie kupuję. Niby wszystko do siebie pasuje, więc punktów nie będę ucinał, ale wydaje mi się, że można było wyciągnąć z niej więcej.
Przechodząc dalej - do walki właściwej. Zawsze twierdziłem, że twoja moc jest utrapieniem w tej kwestii, prawda? Widać, że teraz też jesteś tego świadomy, bo musisz stawiać sobie przeszkody, żeby walka nie była za łatwa. Dobrze wiedzieć, że ma się rację Ad rem, walka stoczona jest jak na ciebie dość "klasycznie". Wykorzystujesz jako tako umiejętności taktyczne, o co chyba kiedyś się czepiałem - to dobrze Dość dziwnie się czułem, kiedy prowadziłeś w walce wręcz. Wyobraź sobie moje zdziwienie, jak w kartach zobaczyłem, że masz Hakudę wyższą niż przeciwniczka xD Co prawda prowadzi w szybkości i to o olbrzymie wartości, ale przynajmniej przekłada się to na to, że w końcu dostajesz od niej po dupie... Także też nie za bardzo mam się do czego przyczepić. Największe zastrzeżenia to wyżej wspomniane przez innych radnych traktowanie Bulleta przez Saisho i mała kreatywność w używaniu zielonej aury. Kiedy za te drugie nie mogę się za bardzo czepiać, bo Murphy może po prostu być idiotą, tak pierwszy zarzut (który de facto można tłumaczyć, chociażby przez niechęć szamana do przemocy nad zwierzętami XDDD) jest trochę bardziej poważny... I przyznaję, nie zwróciłem na to uwagi, jak pierwszy raz czytałem tekst.
Nie rozumiem też zarzutu o schematyczność "pracy" Murphiego. Bądź co bądź jest on snajperem. Tacy goście nie specjalizują się w improwizacjach tylko zawsze starają się pozbyć celu w jeden sposób. Początkowy rekonesans i cicha eliminacja. Pojmuję, że może to po jakimś czasie nudzić, ale właśnie taka jest postać oXa i konsekwentnie się on tego trzyma. Dobrze, że przynajmniej jak coś się spierdzieli, to wplatasz trochę wybuchów.
Czas na podsumowanie i ocenę. Czy wady tekstu znacząco przeszkadzają w lekturze? Absolutnie! Jak wspomniałem, pierwotnie nie zwróciłem nawet uwagi. Jak dla mnie jest to kawał porządnej literatury, szczególnie jak na ciebie. Jak dla mnie to twoja najlepsza walka i to ona w przyszłości będzie dla mnie punktem wyjścia przy ocenianiu twoich następnych walk, także uważaj XD
Ocena: 8 - chciałem wystawić więcej, ale jednak jest to walka na wyższym poziomie, niż poprzednia "ósemkowa" i po prostu wymagam więcej, także wybacz.
Z czystym sumieniem oddaję głos na oXa. |
What's dann cannot be undann ( ͡° ͜ʖ ͡°) |
|
|
|
»Shadow |
#6
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 251 Wiek: 28 Dołączył: 28 Maj 2015 Skąd: Zagłębie kabaretowe
|
Napisano 19-04-2017, 09:29
|
|
oX
Słowem wstępu - jestem chory i przepraszam, jeżeli w ocenę wkradnie się chaos.
Nie jest tajemnicą, że jestem fanem Bulleta. Ale bez przesady.
Jak Gen wspomniał - mam wrażenie, że ta walka to taki odgrzewany kotlet. Że wszedłeś w jeden schemat i ciągle go powtarzasz, nie rozwijając się w żaden sposób. Z jednej strony jest to zrozumiałe - skoro coś wychodzi, to czemu to zmieniać? Z drugiej jednak miałem wrażenie, że po prostu czytałem kolejny tekst oparty na tej samej konstrukcji co zawsze. A to już powoli nuży.
Wstęp jest klimatyczny. Pierwsze zdanie wręcz poetyckie. Ale w kontekście całej walki mam wrażenie, że jest on kompletnie niepotrzebny. Nic z niego nie wynika poza faktem, że mamy Browna i niezidentyfikowanego napastnika. Ale równie dobrze mogłoby to występować w formie krótszej, mniej angażującej. Osobiście przywiązałem się do postaci Johansona, czekając na jego późniejsze pojawienie się w tekście, które... Nie nastąpiło. Tak jakbyś kompletnie o nim zapomniał i urwał wątek. A mógłby się ciekawie rozwinąć.
Bardzo fajnie grałeś tempem, które jest różne zależnie od odpowiedniego fragmentu tekstu. Tylko że czasami kulało. Fajny wstęp, spróbuj nad tym przysiąść. Masz predyspozycje na ogromny rozwój w tej dziedzinie.
Rozmowy wydawały mi się czasem sztuczne, jakby wymuszone.
Znalazłem kilka błędów w przecinkach. Jeden był niepotrzebny, a z dwóch brakło. Nie zapisałem sobie, jeżeli chcesz, to mogę poszukać i podesłać - zapraszam na PW. Pojawiła się też ta literówka, o której płakałeś. Ale nie jest aż tak rażąca, żeby cokolwiek zmieniać.
Jeżeli chodzi o starcie - znowu mamy ratującego sytuację Bulleta, który... Oberwał trzonkiem topora? Nie rozumiem, dlaczego trzonkiem. I nie rozumiem, dlaczego nie wziąłeś Browna do pomocy. Tłumaczyłeś się już na sb, że jest on słabszy i nie chciałeś go narażać. Może i fakt, ale zawsze to jakieś wsparcie, które mogłoby pomóc w starciu, a tutaj mam wrażenie, iż pokazuje się motyw: mechanika na to nie pozwala, to nie będziesz walczył, więc po prostu przywieź mi uzbrojenie. Samo przywiezienie uzbrojenia jest samo w sobie plusem - niemalże w każdym tekście mam wrażenie, że wszyscy wożą ze sobą cały sprzęt, ważący kilogramy. A Ty w piękny sposób wykorzystałeś koneksje.
Podsumowując - lubię twoje teksty z Bulletem. Ale nie lubię powtarzania czegoś w nieskończoność, a mam wrażenie, że przez ilość tekstów, które piszesz, wpadłeś w tą pułapkę. Tekst - moim zdaniem - jest porządnym przeciętniakiem, który byłby idealny na zwykłe ninmu, ale w walce oczekuję czegoś więcej. Patrząc na twoje poprzednie teksty, mam wrażenie, że zaliczasz jakiś spadek formy. Może odpocznij chwilę?
Wystawiam 6 i głosuję na remis.
Porada na dziś - zapoznaj się z takimi sformułowaniami jak Brzytwa Ockhama i Strzelba Czechowa. |
W więziennej rozpaczy... |
|
|
|
^Coyote |
#7
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 19-04-2017, 17:29
|
|
No to tak: zaznaczam na początek, że walka bardzo dobrze mi się czytała i jestem na nią nastawiony pozytywnie. W swojej ocenie napiszę więcej o problemach, więc żeby nikt nie miał zarzutów
Post jest długi ale nie z powodu walki. Ona jest całkiem krótka. Czytając myślałem, że cała ta historia o ofierze Saisho jest tylko zapychaczem, bo się do niej później ani razu nie odwołujesz. Sama bitka bez rewelacji. Znaczy ,dobrze opisujesz wszystko co się dzieje ale to co się dzieje jest mało interesujące. Walka jak każda inna i nic jej nie wyróżnia. Nie zabrałeś się za nią inaczej, nie zdarzyło się nic zaskakującego. Każdy ma coś co robi najlepiej. U mnie to zakradanki, a nie długa walka ale pracuję nad tym żeby były lepsze oceny Ty jesteś snajperem więc wydaje mi się że więcej czasu powinieneś spędzić na przygotowaniu i śledzeniu. Zaatakowałeś Saisho na jej terenie i z bliska w miarę, więc postawiłeś się po niekorzystnej stronie. Skoro sam atakowałeś mogłeś zgotować jej piekło i pokazać kto tu rządzi Pisz więcej o tym jak ją tropisz i robisz zasadzkę. Może trochę nawet tak z tyłka strony, a później w walce wyjdzie co do czego miało być.
Z zalet, to bardzo dobrze mi się czytało, jak napisałem na wstępie. Technicznie nie mam żadnych zarzutów i poziom jest bardzo wysoki na to co sam umiem oszacować. Druga zaleta to budzenie emocji we mnie,. jak to czytałem. Chciałem przegranej Saisho tak samo jak Chris i Matt. Ostatnie to wykorzystywanie relacji z innymi graczami w grze. Często mi tego brakuje a u ciebie było super
oX 6,5/10 |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
^Curse |
#8
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551 Wiek: 36 Dołączyła: 16 Gru 2008 Skąd: Lublin/Warszawa?
|
Napisano 19-04-2017, 20:24
|
|
ŁoKSiu,
Dawno nie czytało mi się tekstu tak lekko i przyjemnie, bezstresowo i bez zgrzytania zębami. Nie wiem tylko na ile to twoja zasługa, a na ile stęskniłam się za tenczowymi walkami...
Wstęp jest bardzo porządny. Przeleciałam przez niego z dużą przyjemnością, a wprowadzenie Matta Browna było zdecydowanie trafionym zabiegiem. Sam Bullet byłby zbyt powtarzalny W ogóle mam wrażenie, że nauczyłeś się już przez te kilometry napisanych zdań kontrolować przestrzeń. Opisy nie są może rozwinięte, ale z doświadczenia wiemy, że takie bywają uciążliwe i stają się niepotrzebnymi zapychaczami. Twoje są konkretne, ale na moją wyobraźnię wpłynęły na tyle, że bez trudu wczułam się w sytuację. Oczywiście zawsze może być lepiej, ale idziesz w dobrą stronę Językowo jest bardzo dobrze, na powiedzmy pięć z minusem
Fabularnie jest okej. Biorąc pod uwagę szaleństwo Saisho oraz waszą wspólną przeszłość, nie sądzę, żeby był potrzebny lepszy motyw walki. Zwłaszcza, że ninmu samo w sobie go zasugerowało. W tej materii nie potrzebuję niczego bardziej finezyjnego. Natomiast...
Jeżeli chodzi o samą walkę, to już potrzebuję nieco więcej rzeczonej finezji. I nie chodzi mi tyle o przebieg starcia, co o jego opis. Wielokrotnie pisałam, że nie lubię czytać 'o kimś, kto użył swojej fajnej mocy X, która została skontrowana mocą przeciwnika Y'. W moim odczuciu, jest to poniekąd pójście na łatwiznę. Wydaje mi się, że znacznie trudniej jest taką moc ubrać w słowa i przedstawić ją czytelnikowi w sposób opisowy. Jest to za to znacznie efektowniejszy sposób. Poza tym, przebieg walki nie był zły. Twoja moc niestety bardzo ogranicza ilość opcji do wykorzystania, a te są z kolei mocno uzależnione od przeciwnika. W tym wypadku poradziłeś sobie.
A tak poza tym:
Człowiek, który widzi, że coś się stało w budynku czy pomieszczeniu w którym znajduje/znajdowała się jego rodzina nigdy nie powie 'tam była moja rodzina' w czasie przeszłym. Tylko teraźniejszym. Tak chyba po prostu działa psychika ludzka
Potraktowałeś Saisho trochę po macoszemu. Gdybyś ubarwił jej szaleństwo, mogłoby być przynajmniej pół oczka wyżej.
Dialogi są spoko, ale przy ich nadmiarze zaczyna przeszkadzać brak opisów. Wiem, że to krótki tekst, więc potraktuj to jako bardziej jako radę na przyszłość. W tej chwili twoje teksty często wyglądają tak: jedna scena z samymi dialogami, potem jedna z samym opisem. Przy tekście o takiej objętości nie jest to zauważalne, ale przy dłuższych efekt może być średni. Mógłbyś to bardziej wyważyć.
All in all, to porządny tekst, chociaż walka pozostawia lekki niedosyt. Jak już wspomniałam, czytało mi się bardzo dobrze, więc odpowiednia ocena się należy:
Ocena: 7 |
|
|
|
*Lorgan |
#9
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 20-04-2017, 23:53
|
|
oX - Stylistycznie było grubo powyżej średniej - spokojnie siódemkowo (lub nawet lepiej) - chociaż mam pewne uwagi do "zbliżywszych", "zauważywszych" itp., na co trafnie zwrócił uwagę Gen. To chyba jakaś twoja nowa, nieco ułomna moda. Mam nadzieję, że nie utrzyma się zbyt długo Dialogi wypadły dość blado, w porównaniu do poprzednich tekstów. W przeciwieństwie do większości radnych, nie czułem więzi między Bulletem a Chrisem, ani powalającego humoru. To chyba najgorsza strona tekstu, chociaż ma silnego konkurenta w postaci strategii bojowej, ale o niej nieco później.
Fabuła prezentuje się przyzwoicie. Miałem wprawdzie wrażenie zmarnowanego potencjału obu pobocznych wątków, w które zaangażowana była Saisho, lecz nadrobiłeś to oryginalnym i przyjemnym występem Matheo.
Zaznaczyłem w pierwszym akapicie, że skomentuję strategię starcia. Trochę szkoda, bo chciałbym już o niej zapomnieć "Ustawię się do jednego strzału, a jak nie wypali, zaimprowizuję sobie". Przez dwie trzecie walki Chris nie pamiętał nawet o tym, że ma wsparcie w postaci Bulleta. To była wasza pierwsza wspólna misja? Opisy były dynamiczne i spójne, co jest bez wątpienia wielkim plusem, ale wciąż spodziewałem się czegoś więcej po walce na drugim poziomie i czterech punktach w taktyce. Przez chwilę liczyłem, że zaskoczysz zarówno przeciwniczkę, jak i czytelników, koncentrując się na dobrze zaplanowanej walce wręcz (oślepienie, wsparcie Bulleta i inne fajne bajery, których zabrakło w opowiadaniu). Nie wyszło. Może następnym razem się doczekam odrobiny nowatorstwa.
Końcówka ma potencjał. Wreszcie pokonany przeciwnik przyczynia się do jakiejś nowej historii, którą będzie można w przyszłości rozwinąć. Lubię takie rzeczy.
Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na oX'a. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
*Lorgan |
#10
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 20-04-2017, 23:57
|
|
..::Typowanie Zamknięte::..
oX - 53,5 pkt. (8 głosów)
NPC - 48 pkt. (2 głosy)
Zwycięzcą został oX!!!
Punktacja:
oX +60
Genkaku +10
Sorata +10
Twitch +10
Dann +10
Shadow +10
Coyote +10
Curse +10
Lorgan +10 |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,2 sekundy. Zapytań do SQL: 13
|