Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Drax vs Shadow - walka 1
 Rozpoczęty przez »Drax, 31-01-2016, 19:09
 Zamknięty przez Lorgan, 06-02-2016, 15:31

9 odpowiedzi w tym temacie
»Drax   #1 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 242
Wiek: 33
Dołączył: 06 Sie 2010
Skąd: Gliwice

Drax
Shadow


Arkadia. Babilon.
Hawtin spojrzał z lekkim niedowierzaniem na Benedicta Pettone. Podstarzały księgowy z kolei na twarzy wymalowany miał wyraz triumfu i samozadowolenia, a uniesiona dłoń wciąż ściskała świstek pomiętego papieru.
- Jak na podstawie tych kilku cyferek jesteś w stanie to wywnioskować?
- Pracuję w rachunkowości już dobre kilkadziesiąt lat i tak samo długo rywalizuję z tą gnidą, Bastianellim – emocjonował się Babilończyk – i uwierz mi, znam każdy, nawet najdrobniejszy z jego zwyczajów. Nie mogę się mylić.
- Do tej pory nie wiedziałeś, że jest osobistym doradcą finansowym Eleny.
- No cóż, doskonale to ukrywał. Nie tortu… nie korzystałem z twoich środków, by móc uzyskać o nim takie informacje… - Pettone wyraźnie się zmieszał, gdy wspomniał o torturowanych przez Hawtina współpracownikach Eleny Orsini, którzy znaleźli się na liście przekazanej mu przez Tesema*.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak na podstawie kilku odręcznie napisanych kwot jesteś w stanie dokładnie określić położenie Bastianelli’ego?
- Dostałem je od mojego siostrzeńca pracującego w banku, którego klientem jest Bastianelli. Natychmiastowo przekazuje mi informacje, gdy z jego konta ubywają jakieś środki. Nie ma, niestety, dostępu do dokładnych danych, ale kwoty zawsze się zgadzają.
- I?
Na oblicze księgowego wróciła pewność siebie z początku rozmowy.
- Tylko spójrz – Pettone położył na biurku świstek, który wprawił go w tak dobry nastrój. – To – wskazał na pierwszą liczbę – jest opłata za bilet lotniczy do Ishimy. To za wynajem jego ulubionej limuzyny – dodał, pokazując palcem drugą. – A ta ostatnia sumka to dokładnie tyle samo, ile kosztuje apartament dla stałych klientów w hotelu Camelot, w którym zatrzymuje się za każdym razem podczas pobytu w Sanbetsu. Wszystko dokładnie sprawdziłem. Nie ma mowy o pomyłce.
- Nie próżnujesz…
- Nie – uśmiechnął się.
Marcus zmarszczył brwi, trawiąc przekazane mu informacje. Wciąż wydawało mu się to wszystko mocno naciągane. Jednak możliwość pochwycenia tak istotnej postaci Białej Róży, jak jej główny finansista, było bardzo kusząca. Gdyby udała mu się taka sztuka, zrobiłby spory krok w kierunku zniszczenia organizacji Eleny Orsini i jej samej.
- Wiesz na kiedy zabukował lot?
- Zawsze robi to tydzień przed wylotem.
Hawtin nie wydawał się do końca przekonany, lecz ton jego rozmówcy świadczył o tym, iż święcie wierzył w to, co właśnie powiedział.
- Jesteś świadom tego, że nie będę w dobrym nastroju, jeśli wrócę tu z pustymi rękoma?
Benedict pobladł nieco, ale nie dał się zbić z pantałyku.
- Trzydzieści lat rywalizacji robi swoje – odpowiedział i lekko się uśmiechnął. – Uznajmy, że to zlecenie ode mnie. Zapłacę ci za niego.
Marcus odwrócił się w stronę okna i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nocny krajobraz stolicy Babilonu, całkowicie ignorując Pettone’a. W końcu odwrócił się i skinął głową na znak zgody.


***



Marcus od dobrych kilkudziesięciu minut wlepiał oczy w sufit, leżąc na wygodnym łóżku w hotelu Camelot. W telewizji puszczali właśnie kolejny z dziwacznych show, w których specjalizowali się Sanbetańczycy, lecz młodzieniec nie poświęcał mu żadnej uwagi. W myślach cały czas powtarzał sobie plan budynku, który na szczęście, mimo wielkości, nie był zanadto skomplikowany - tylko parter i dwa pierwsze piętra, gdzie znajdowały się restauracja, kilka sal bankietowych i konferencyjnych oraz pomieszczenia służbowe, różniły się od reszty zajętej przez apartamenty i zwykłe pokoje. To nieco ułatwiło mu sprawę.
Gdy kilka dni temu przybył do Ishimy i zameldował się w Camelocie, naszła go ochota by ściąć głowę Pettone’a za to, że go namówił na tę podróż. Nie dość, że miał małe problemy, by przeszmuglować broń na pokładzie samolotu, to jeszcze ochrona hotelu próbowała go dokładnie skontrolować. Musiał ich po części zastraszyć, a po części przekupić, by nie dobrali się do jego bagażu. Na szczęście masywni goryle udowodnili, że mają nieco więcej w oleju w głowie, niż im początkowo przypisywał Widmowy Rycerz, i nie stworzyli większych problemów. A takie by się pojawiły, gdyby odkryto jego małą zbrojownię schowaną w bagażu.
Przeklęty Kito Genkaku! Rwetes, jaki narobił ten znany na całym Tenchi terrorysta w pałacu papieskim, postawił na nogi chyba wszystkich zealotów w Babilonie. Hawtin czuł się obserwowany na każdym kroku, gdy tylko wyściubił nos ze swojej kryjówki. W innym wypadku, Luca Bastianelli pożegnałby się ze swoim życiem jeszcze w swojej ojczyźnie.
Następne dni w Sanbetsu minęły młodemu zabójcy na poznawaniu terenu i planowaniu. Pettone zdołał się dowiedzieć, że jego odwieczny rywal ma się spotkać z jakimiś przedstawicielami sanbetańskiego giganta medialnego – Optimy. W jakim celu? Tego już nie wiedział. Tak samo, czy do spotkania ma dojść w samym Camelocie, czy w jakimś innym miejscu. I to tak naprawdę był prawdziwy powód paskudnego humoru Nagijczyka. Jak mógł zaplanować cokolwiek, jeśli miał tak mało danych? Istniało zbyt wiele zmiennych, by móc obmyślić dokładny plan działania, a Marcus właśnie takowe plany uważał za gwarant sukcesu. W dodatku ci Sanbetańczycy z Optimy! Ich obecność znacząco przekreśliła szanse na łatwe porwanie, czy też morderstwo – renegat jeszcze nie postanowił, jak postąpi – a to głównie ze względu na postać ich potężnego szefa. Yamamoto Mai, najpotężniejszy magnat telewizyjny, i nie tylko, na Tenchi, raczej nie byłby zachwycony, gdyby ktoś sprzątnął jego ludzi. I z pewnością miał środki ku temu, by rzucić wyzwanie Widmowym Rycerzom. Hawtin zostałby wtedy zmuszony do zwrócenia się o pomoc do Lockhearta i dwóch pozostałych członków grupy, a tego za wszelką cenę chciał uniknąć.
Aż wyprostował się na łóżku, gdy naszła go pewna myśl. A gdyby tak skonfliktować Optimę z Białą Różą? Najprostszą metodą byłoby zamordowanie sanbetańskiej delegacji i ustawienie sceny zbrodni w taki sposób, by cała wina spadła na Bastianelli’ego i jego ludzi. Taki plan jednak miał zbyt wiele luk. Młodzieniec nie wiedział, jakie relacje utrzymywali między sobą Orsini i Mai dotychczas i czy w ogóle mógł istnieć potencjalny motyw ataku jednej strony na drugą. I to wystarczająco mocny, by doprowadzić do wojny organizacje, na czele których stali ci ludzie.
W jego głowie po raz kolejny zapaliła się lampka. Co mogło poróżnić dwóch największych przyjaciół? Z czym potrafiły przegrać nawet najgorętsza miłość i najbardziej zapalczywa nienawiść? O tak, istniał pewien środek mający moc sprawczą doprawdy porównywalną do boskiej. A fach Bastianelli’ego doskonale wpasowywał się w zalążek planu, który właśnie zrodził się w głowie Widmowego Rycerza.
Marcus porwał za telefon i wystukał numer Pettone’a. Kilka sygnałów później w głośniku rozległ się znajomy głos.
- Pettone? Mam dla ciebie zadanie…


***



Hawtin otworzył drzwi do swojego pokoju, wpuszczając do środka urodziwą dziewczynę z obsługi hotelowej. Ta od razu do niego przylgnęła, a jej usta zaczęły szukać jego.
- Nie teraz – syknął Nagijczyk, odsuwając ją brutalnie od siebie. – Już tu jest?
Sanbetanka wydęła usta, skrzyżowała ramiona na piersi i ostentacyjnie odwróciła głowę na bok. Wydała z siebie dziwny odgłos, który najwidoczniej miał świadczyć o wielkiej obrazie, ale oczy co chwilę zerkały w jego kierunku.
Nozdrza Marcusa zadrgały, gdy próbował zapanować nad zalewającą go furią. To miał być dzień przylotu Bastianelli’ego, zwieńczenie pobytu w tym przeklętym kraju z dziwaczną kulturą i obyczajami, więc chciał, żeby wszystko poszło szybko i sprawnie. A tu ta cholerna dziewucha stroi fochy! Tak jakby ich króciutki romans miał cokolwiek znaczyć! Zabójca flirtował z nią właśnie dla tej chwili – miała go powiadomić o pojawieniu się Babilończyka. A ona postanowiła się właśnie w tym momencie obrazić!
Wziął głęboki wdech. Potem następny. I jeszcze jeden.
- Zadałem ci pytanie – wydusił w końcu, ledwie panując nad głosem.
Sanbetanka przestraszyła się nieco – widocznie jego twarz w jakimś stopniu wyrażała to, co działo się w głowie - i natychmiast porzuciła konfrontacyjną postawę.
- T-tak…
- Co „tak”?! Przyjechał?
- Tak… P-przyjechał…
Odetchnął i nieco się uspokoił. Przynajmniej Pettone się nie pomylił. Trzeba mu było przyznać, że odwalił kawał dobrej roboty, zarówno na początku, gdy „wróżył” z kilku zwykłych liczb, jak i później, gdy Hawtin zlecił mu pewne małe zadanko.
- Jest z kimś? Sam? – Wrócił do wypytywania tymczasowej kochanki.
- Razem z nim pojawił się jeszcze jeden Babilończyk i dwóch naszych… to znaczy, Sanbetańczyków. Jeden w garniturze i z teczką… a drugi… Chyba miał ze sobą broń, jakieś dwa miecze. Ale to atrapy, prawda?
- Mają zarezerwowaną jedną z prywatnych sal w restauracji? – zapytał, całkowicie ignorując obawy rozmówczyni.
- Zgadza się, zdaje się, że wschodnią – odpowiedziała szybko i spróbowała zadać kolejne pytanie, lecz Hawtin powstrzymał ją gestem jednej dłoni, a drugą wsunął jej za dekolt kilka banknotów. Złość powoli z niego uchodziła, a i przecież obiecał jej godną zapłatę.
Dziewczyna, nieco zaskoczona z początku, po chwili się uśmiechnęła i kręcąc biodrami, podeszła do wyjścia.
- Wrócić do ciebie w nocy?
Spojrzał na nią beznamiętnie i z początku chciał odmówić, lecz ostatecznie zwyciężyła w nim męska chuć i skinął głową. Mówiło się, że po dobrze wykonanej robocie chętna kobieta jest najlepszą formą relaksu. Chciał to przetestować.


***



Maurizio Stegman zmusił się do włożenia w usta kolejnego kęsa tej, rzekomo, nagijskiej potrawy. Gangster znał jednak całkiem nieźle kuchnię z północnego kontynentu i nawet lubił, ceniąc ją między innymi za to, że w wielu przepisach można było przeczytać „Najlepiej smakuje z jasnym piwem”. Tymczasem tego, co znajdowało się na jego talerzu prawdopodobnie nie uratowałby nawet najlepszy lager na świecie. Maurizio uznał, że to musi być wina kucharza o sanbetańskim pochodzeniu i przeklął go w myślach, pomstując także na sam hotel, uchodzący przecież za nagijski.
Tymczasem siedzący przy tym samym stoliku szermierz wsuwał obiad, jakby nie jadł od tygodnia. Nastolatek, jak wywnioskował Stegman, musiał być jego odpowiednikiem z Optimy – ochraniał swojego ważniaka. „Dziwne, że wysłali kogoś tak młodego” pomyślał Babilończyk, oceniając wzrokiem swojego towarzysza, „ale jeszcze dziwniejsze, że smakuje mu to gówno” dodał w myślach i skrzywił się, nabijając na widelec następny kawałek mięsiwa. Połknął go najszybciej jak potrafił, licząc, że może w ten sposób nie poczuje paskudnego smaku i zaklął w duchu po raz kolejny, że ta sztuka mu się nie udała.
Maurizio spojrzał dyskretnie na talerze Bastianelli’ego i drugiego Sanbetańczyka i ucieszył się w duchu, że obaj zbliżają się powoli do końca posiłku. To oznaczało, że wkrótce rozpoczną poważniejsze rozmowy, a on i młodzik będą zmuszeni do opuszczenia eleganckiej salki, by czekać na nich w korytarzu. A wtedy zamówi jakąś porządną pizzę, wynagradzając sobie w ten sposób to paskudztwo.
Drzwi trzasnęły w momencie, gdy gangster przełykał ostatni już kęs obiadu. Głośny dźwięk oraz widok intruza wpadającego do pomieszczenia sprawiły, że jedzenie wpadło nie tam, gdzie trzeba, a jego twarz momentalnie posiniała, gdy panicznie próbował poradzić sobie z problemem. Poderwał się z krzesła, podobnie jak cała reszta zgromadzona przy stoliku. Jego ręce mimowolnie powędrowały w stronę krtani, lecz nie osiągnęły celu – ostrze nieznajomego zjawiło się tam pierwsze.

- Nie ma za co – rzekł spokojnie Hawtin do tryskających krwią zwłok i wycelował swoje miecze w najbliższe postacie: nastolatka w skórzanej kurtce i Bastianelli’ego.
- To ty… - syknął Babilończyk, który najszybciej otrząsnął się z szoku.
- Poznajesz mnie? – Zdziwił się zabójca.
- Twoją podobiznę zna na pamięć każdy w Białej Róży.
- Panie Bastianelli, co to ma znaczyć?! Kto to jest?! – Obudził się Sanbetańczyk w garniturze, jednocześnie posyłając znaczące spojrzenie swojemu krajanowi.
- Odradzam – Marcus wychwycił ten znak i zbliżył swoje ostrze do podbródka nastolatka.
Nagle Luca Bastianelli roześmiał się, wywołując konsternację u wszystkich zgromadzonych. Był to jednak śmiech całkowicie pozbawiony wesołości, występujący przeważnie u ludzi, którzy pogodzili się z niefortunnym losem.
- Bastianelli! – wycedził elegancki członek Optimy, chcąc zmusić go do opamiętania.
- Przepraszam, panie Ranmaru... – finansista w końcu się opanował. – Ten człowiek bawi się z naszymi ludźmi w kotka i myszkę w stolicy Babilonu i większość naszych ludzi przeczesuje każdy zakątek Arkadii w poszukiwaniu tego mordercy. Bez skutku. A tymczasem to mnie spotyka to szczęście i mam okazję zobaczyć naszego przyjaciela z takiego bliska…
Człowiek o nazwisku Ranmaru przeniósł wzrok na Marcusa i zmrużył powieki. Dalej było widać po nim strach, lecz powoli odzyskiwał pozę ważnej osobistości.
- Rozumiem. To sprawa między Tobą a Białą Różą, zgadza się, młody człowieku? Jak zapewne wiesz, ja oraz mój ochroniarz nie należymy do tej organizacji…
- Wiem.
- Toteż, czy mogę przypuszczać, że puścisz nas wolno, jeśli nie będziemy się wtrącali?
- Ranmaru-sama… - nastolatek po raz pierwszy zabrał głos podczas tej sytuacji, lecz nie dane mu było dokończyć.
- Milcz, Yume!
- Mógłbym puścić was wolno, Ranmaru, i wykończyłbym tego sukinsyna samemu. Myślę jednak, że wy, jako przedstawiciele Optimy, macie do tego większe prawo.
- Słucham?! – odezwali się jednocześnie Bastianelli i Ranmaru.
- Mam przy sobie pewne wyciągi bankowe, które w oczywisty sposób wskazują na to, że Luca Bastianelli i jego organizacja, nie są wam tak przyjaźni, jak moglibyście się spodziewać – Hawtin nie miał pojęcia, co tak naprawdę wskazują dokumenty spreparowane przez Pettone’a, lecz liczył na to, że księgowy wykazał się odpowiednim kunsztem i pomysłowością.
Ranmaru wyglądał na zdezorientowanego usłyszaną nowiną i przez chwilę patrzył bez zrozumienia to na Bastianelli’ego, to na Widmowego Rycerza.
- Nie wierz mu! Nie działaliśmy… – krzyknął Babilończyk, lecz natychmiast zamilkł, gdy poczuł lekkie ukłucie ostrza na policzku.
Wbrew tym zapewnieniom, rysy przedstawiciela Optimy nagle stwardniały.
- Pokaż te papiery, młodzieńcze.
- Oczywiście – Hawtin opuścił jatagan wymierzony w nastoletniego ochroniarza, by wyciągnąć zza pazuchy fałszywe dokumenty.
Popełnił błąd.
Tylko swojemu nadludzkiemu zmysłowi, który ostrzegł go w samą porę, zawdzięczał to, że jeszcze dychał. Młodzieniec w skórzanej kurtce wykorzystał fakt, iż jego podbródek nie znajdował się już na czubku ostrza i wyszarpnął schowaną pod stołem katanę, natychmiast wyprowadzając cięcie. Niepowodzenie zbytnio go nie zmartwiło, gdyż tylko się uśmiechnął i wyciągnął drugi miecz – tym razem MonoOstrze.
- YUME! Przestań! - ryknął Ranmaru, jednak jego podwładny nie miał zamiaru słuchać.
- To morderca – stwierdził jedynie i ruszył do ataku.
Hawtin zaklął i cofnął ostrze drugiego jataganu spod szyi Bastianelli’ego, by zasłonić się przed cięciem nastolatka. Finansista od razu skorzystał z tego szczęśliwego obrotu spraw i rzucił się do ucieczki. Widmowy Rycerz spróbował zagrodzić mu drogę, lecz został przygwożdżony ofensywą czarnowłosego Sanbetańczyka. Szybkość jego ataków była zdumiewająca. To nie mógł być zwykły człowiek.
- Yume, do cholery! – wściekał się Ranmaru, aczkolwiek bez widocznych rezultatów i ostatecznie również wybiegł z salki po tym, jak jedno z ostrzy walczących świsnęło mu tuż przed twarzą.
Marcus zbił uderzenie MonoOstrza i wyprowadził szybki kontratak, celując w szyję przeciwnika, ten jednak bez problemu wykonał unik i wznowił natarcie. Nagijczyk i Sanbetańczyk przez kilka dobrych minut wymieniali się błyskawicznymi ciosami, a ich miecze śmigały w powietrzu w specyficznej konfrontacji kunsztów i stylów walki. W końcu lekką przewagę dzięki swojej szybkości uzyskał nastolatek i udało mu się smagnąć rywala w biodro. Hawtin syknął z bólu, żałując, że nie zabrał ze sobą swojego najnowszego pancerza - on by z pewnością go w tym momencie uchronił. Na szczęście rana nie była ani zbyt głęboka, ani zbyt poważna i nie uniemożliwiała dalszej walki.
Młodzik nazwany Yume jednak nie wykorzystał okazji i nie poszedł za ciosem. Wręcz przeciwnie – cofnął się o krok i uśmiechnął radośnie.
- Ekstra, co? Jeszcze kilka miesięcy temu pewnie byś mnie rozłożył w pierwszych kilkunastu sekundach. A teraz? – Wyprężył dumnie pierś – Yukio Yume, pierwszy napierdalacz w Sanbetsu!
Marcus spojrzał na niego spod byka. Jakim cudem dał się zranić temu idiocie? I to nie tylko zranić – to przez niego uciekł Bastianelli! Poczuł, jak jego krew zaczyna wrzeć. Jeśli szybko nie pokona tego narwańca, to cała wyprawa okaże się fiaskiem. Tej myśli nie mógł zdzierżyć. Odrzucił oba jatagany i sięgnął po swoją czarną katanę, od razu przyjmując pozę Hiten Mitsurugi-ryuu. Nie czekając dłużej, rzucił się na przeciwnika. Elegancką salkę ponownie wypełnił szczęk zderzającej się ze sobą broni.

Agent był niesamowicie pewny siebie, lecz musiał w duchu przyznać, że po zmianie stylu uderzeń przeciwnika, szanse się nieco wyrównały. Stracił zarówno przewagę szybkości, jak i inicjatywę i chociaż ostrze zabójcy jeszcze go nie sięgnęło, to został zmuszony do oddania pola i robienia kolejnych kroków w tył. Głos w jego głowie również poczynał sobie co raz śmielej, swoimi wrzaskami utrudniając mu koncentrację.
W końcu poczuł za plecami ścianę, nie miał się już gdzie cofnąć. W dodatku nagle ogarnęło go uczucie przejmującego, przenikliwego chłodu. Rozszerzył oczy ze zdziwienia. Czyżby to był strach? Słyszał, co prawda, o zimnym pocie, ciarkach i innych objawach przerażenia – zresztą sam już nie raz był wystraszony – ale to było zupełnie inne uczucie. Jakby wyższa liga. Spanikował.

Hawtin uśmiechnął się w duchu, widząc psychologiczny efekt swojej mocy. Zazwyczaj Stelna po prostu powodowała spadek szybkości, zwinności i koordynacji u jego rywali, tymczasem u tego tutaj widoczne było także narastające przerażenie. Widmowego Rycerza aż zainteresowało, co teraz dzieje się w głowie nastolatka. Zamarkował uderzenie, będąc ciekawym reakcji rywala i się nie rozczarował – Yume zamknął oczy i postawił byle jaką gardę.
Marcus odczekał chwilę, aż Sanbetańczyk z powrotem na niego spojrzy – napawał się tą mieszaniną strachu i dezorientacji - po czym wyprowadził dwa cięcia. Pierwsze wytrąciło z rąk rywala katanę i MonoOstrze, a drugie rozorało ukośnie jego klatkę piersiową. Krótkie combo zakończył mocnym kopnięciem pod kolano, po którym młodzieniec padł na posadzkę i jęknął cicho.
Nagijczyk splunął na pokonanego, końcówką buta przewrócił go na plecy i przyłożył sztych czarnej katany do jego gardła.
- Pierwszy napierdalacz w Sanbetsu, co? Niezbyt imponujące – syknął, walcząc z ogromną pokusą zamordowania tego narwanego chłystka.
Ostatecznie jednak cofnął ostrze i, chowając broń do pochwy, ruszył w kierunku wyjścia. Co prawda przez niego stracił okazję do dorwania Bastianelli’ego, lecz młodzika chronił status członka Optimy. Wojna z tą organizacją byłaby w tej chwili bardzo uciążliwa i zupełnie niepotrzebna. Obiecał sobie jednak w duchu, że kiedyś jeszcze odnajdzie agenta o imieniu Yukio Yume i dokończy sprawę.
Na korytarzyku oczywiście nie było już śladu po finansiście, czy Ranmaru, lecz Marcus nie spodziewał się niczego innego. Nie widział też sensu, by uganiać się za wiatrem w polu – był pewien, że członek Białej Róży zdążył już uciec z hotelu, a poszukiwania jednego człowieka w tak dużym mieście, jak Ishima, nie było zbyt dobrym pomysłem. Postanowił wrócić do swojego pokoju, zabrać rzeczy i wreszcie wynieść z tego przeklętego kraju. W dodatku musiał się śpieszyć, gdyż obsługa musiała już zaalarmować odpowiednie służby.
Stał przy windzie, gdy nagle zza jego pleców dobiegł czyjś wrzask. Hawtin płynnym ruchem wyciągnął katanę i odwrócił się w stronę potencjalnego zagrożenia. Yume, krwawiąc obficie i zataczając się przy każdym kroku, zmierzał powoli w jego stronę.
- Nie przegram, nie przegram, nie przegram… - mamrotał cały czas.
Marcus prychnął, schował ostrze, ponownie użył swojej mocy na niedobitku i kilkoma szybkimi susami skrócił dystans.
- Nie przegram, kur…
Nagijczyk potężnym prawym podbródkowym zakończył mantrę, nokautując ostatecznie nastolatka. Na koniec chwycił za gaśnicę proszkową wiszącą nieopodal i nakierował ją na pół-przytomnego nadczłowieka.
- Może to trochę ostudzi twój zapał.


***



Ranmaru odnalazł go na lotnisku, tuż przed powrotem Nagijczyka do stolicy Babilonu. Sanbetańczyk wymienił z nim kilka grzecznościowych uwag, po czym przeszedł do interesów.
- Zapewne ucieszy cię wiadomość, że złapaliśmy Lucę Bastianelli’ego…
- Ucieszyłaby, gdybyście mieli zamiar mi go przekazać. Nie macie takiego zamiaru – ni to stwierdził, ni zapytał.
- Nie, nie mamy – Elegant uśmiechnął się, lecz jego oczy pozostawały zimne, wyrachowane. – Zdajesz sobie sprawę, że dostarczone przez ciebie dokumenty są fałszywe?
Marcus nie odpowiedział na to pytanie, beznamiętnie wpatrując się w swojego rozmówcę. Ranmaru w końcu odchrząknął i, nie doczekawszy się innej reakcji, kontynuował.
- Prawdziwym zaskoczeniem jest jednak fakt, iż Bastianelli i jego mocodawczyni faktycznie nas oszukiwali. Nie zdradzę oczywiście w jaki sposób, ale to dzięki twojej interwencji, pochyliliśmy się nad tą sprawą. Jesteśmy wdzięczni.
- Coś jeszcze?
- Tak. Oto wyraz naszej wdzięczności…
Nagle z tłumu wyłonił się Yukio Yume. Robił ostrożne kroki, był niesamowicie blady, a zgrubienia na koszulce widocznej pod kurtką wskazywały na obecność bandaży.
Hawtin zwęził oczy i napiął mięśnie, gotowy do akcji. Wątpił, by nastolatek stanowił dla niego jakiekolwiek zagrożenie w tym stanie, lecz Optima miała prawdopodobnie również innych swoich przedstawicieli w tym tłumie.
- Nic ci nie zrobimy – zapewnił Ranmaru, jednak jego ton wskazywał na to, iż w każdej chwili mógł zmienić decyzję. – W ramach podziękowań, chcemy ci przekazać informacje, jakie wyciągnęliśmy z Bastianelli’ego. A Yukio… Yukio też chciałby coś powiedzieć, prawda?
Yume skrzywił się zauważalnie, lecz przełknął tę gorzką pigułkę i z wyrazem bólu wypisanym na twarzy, skłonił się po pas.
- Wybacz mi moje zachowanie, Nieznajomy-san. To się więcej nie powtórzy.
Marcus, nie wiedząc czemu – przecież prawdopodobieństwo ponownego spotkania tego narwańca było bardzo nikłe – był jednak przekonany, że owszem, „to” się powtórzy. I był niemal w stu procentach przekonany, że gówniarz będzie wtedy znacznie silniejszy.


Per aspera ad astra.
   
Profil PW Email
 
 
RESET_Shadow   #2 


Poziom: Keihai
Posty: 41
Dołączył: 24 Kwi 2017

Drax - 300道力
Shadow - 400道力



Metal piersiówki przyjemnie ochłodził wargi młodzieńca. Gęsty płyn prześlizgnął się przez język, palił gardło. Przepływając przez przełyk, rozgrzał zmarznięte ciało. Młodzieniec westchnął. Kołysząc się na krześle i przyglądając się przechodniom za oknem, którzy w to niedzielne popołudnie spacerowali nadmorskim bulwarem, rozmyślał nad swoim życiem.
- Mam zacząć od początku? - chciał się upewnić.
Dostrzegłszy kątem oka kiwnięcie, rozpoczął swą opowieść.
- Wszystko zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu, kiedy zgłosił się do nas pewien mężczyzna...

---

Podróż do portu minęła nam bez specjalnych nieprzyjemności. Zaniepokojony obywatel oczekiwał nas przed hotelem, dokładnie tak jak się umawialiśmy. Wątłej budowy, w źle dobranym, szarym garniturze, z haczykowatym nosem i o początkującej łysinie, która przesunęła jego czoło aż do czubka głowy. Uśmiechał się nerwowo, wykręcając ręce. Typowy urzędnik, pomyślałem. Spokojnie wysiadłem z taksówki. Po dżentelmeńskim otwarciu drzwi Rudej, podeszliśmy się przywitać. Nie miał silnego uścisku, a jego ręce były mokre od potu, podobnie zresztą jak czoło. Mówił z łatwo wyczuwalnym, Babilońskim akcentem. Przedstawił się jako Pekkion. Nietypowe nazwisko zwróciło nieco moją uwagę, ale starałem się nie komentować, by nie oberwać po raz kolejny tego dnia, zaskakująco ciężką torebką przełożonej.
Poprowadził nas do swojego pokoju. Idealnie zaścielone łóżko, szafka, lampka nocna, szafa. A także drzwi do kolejnego pomieszczenia, najpewniej łazienki. Prosty wystrój bez specjalnych dekoracji, jak przystało na tańszy hotel.

- Widzą państwo - zaczął. - Wczorajszego wieczora poszedłem na papierosa. Jest tu taka palarnia, o tam, w końcu korytarza. Usłyszałem z niej kłótnię. Nie chcąc przerywać i się wtrącać, postanowiłem poczekać. Usłyszałem to, co już państwu mówiłem przez telefon. Kłócili się o szczegóły zamordowania tych piosenkarek, co tu koncert miały. Sióstr Nightshade. Czemu chcieliście państwo mnie spotkać? Muszę już wyjeżdżać.
- Spokojnie. Chcieliśmy tylko ustalić szczegóły, może potrzebuje pan ochrony... Jak udało się panu umknąć?
Naszego rozmówcę widocznie zaskoczyła dociekliwość Rudej. Oczy mu się zaszkliły, potarł dłonie.
- Jest pani niemiła, mnie o coś posądzać?
- Nie jestem niemiła...
- ...tylko jestem ruda, a rudy to nie kolor. - wtrącił się przedrzeźniającym głosem Shadow. - Rudy to charakter.
- To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce do herbaty, nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośledzeni. Chciałam tylko być dokładna. - Ponownie zwróciła się ku przesłuchiwanemu. - Skoro pan nie chce, to nie musi mówić. Mam jeszcze jedno pytanie. Jak oni wyglądali?
- Nie wiem. Stali przy oszklonych drzwiach, ale widziałem tylko sylwetki. Zakrywał ich cień...
- Dobrze, wystarczy - wtrąciłem się, czując, że coś tu jest nie tak. - Może pan nam wskazać tamten pokój?
- Oczywiście! - wykrzyknął z dziwnym zapałem, chwytając stojącą obok walizkę, jakby była wykonana z kartonu i wyganiając nas z pomieszczenia.
Wyszliśmy na korytarz, gdzie mężczyzna na moment przystanął, by zamknąć drzwi. Spojrzałem na walizkę. Dziwne... Mężczyzna przedstawił się jako Pekkion, ale na walizce widniało nazwisko Damien Lock... Nie byłem w stanie odczytać do końca, gdyż nasz ukochany informator wymachując rękami, gonił nas już dalej. Oddał klucz w znajdującej się po drodze recepcji.
- Już pan wyjeżdża? - wyrwało się zaskoczonej kobiecie, ale on to zignorował i po zapłaceniu zaprowadził nas pod palarnię. Po szybkim pożegnaniu oddalił się w swoją stronę.
Palarnia była wielkości zwykłego pokoju hotelowego z przeszkloną ścianą i drzwiami. Weszliśmy do środka. Nie znam się na procedurach ze zbieraniem odcisków palców, lecz jestem pewien, że było tam ich zbyt dużo, a my nie mieliśmy sprzętu, żeby nawet o tym myśleć. Poprosiłem Rudą, żeby została przez moment w środku i gadała nieustannie. Tak się wkurzyła, że rozpoczęła monolog o tym, iż to nie ja tu jestem od rozkazywania, a ona nie zamierza mówić. Wyszedłem na korytarz, zamykając drzwi.
Nastała błoga cisza.
- Jak śmiesz? - wykrzyknęła Ruda, wypadając ze środka i burząc moją radość.
/Zauważyłeś?/ zapytał Narrator.
- Zauważyłem.
- Co zauważyłeś? - zapytała Ruda, wywołując na mojej twarzy uśmiech.
- Pomieszczenie dźwiękoszczelne. Nic by nie usłyszał, chyba że drzwi były uchylone. Ale nawet wtedy… Tam jest lampa nad drzwiami. Nie ma możliwości niezobaczenia osoby pod nimi. Oświetla całe pomieszczenie. W dodatku inaczej podpisana walizka, którą machał, jakby była pusta w środku i zdziwienie recepcjonistki. Trzeba wysłać notkę do wywiadu, żeby prześwietlili gostka.
- Coś mi tu śmierdzi - powiedziała, słodko marszcząc nosek.

---

- Shadow!
- Ruda!
- Nie pójdziesz!
- Pójdę!
Staliśmy w gabinecie, którego niedawno się dorobiła. Ona wściekła, z dłoniami na blacie biurka. Ja wyluzowany, z kubkiem czekolady. Rozmowa była długa, masa analizowania za i przeciw. Nawet wysłaliśmy posłańca z ostrzeżeniem do ambasady Nag. Bezskutecznie. Czekajcie. No tak.
- Tam może być niebezpiecznie! A wszyscy wiemy, że jesteś magnesem na nieszczęścia!
- I oboje wiemy, że jak nic nie zrobimy, to będzie problem. Sama mówiłaś, że Sanbetsu to kolos na glinianych nogach bez zapału do pracy. Jak ja nie pójdę to kto? Przecież doskonale wiesz, że mamy braki w kadrach. Dlatego ta sprawa od policji przez zespół Nariki trafiła do nas.
- Ale ty to TY! Rozumiesz? Nie możemy ryzykować kontaktów międzynarodowych, bo mamy braki w kadrach! Poczekajmy chociaż na odpowiedź nagijczyków!
- Zanim ten wielki i potężny, ale powolny i śpiący niedźwiedź się podniesie to te piosenkareczki drugiego sortu zginą. A nas i tak posądzą o brak działania. Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie, cholera jasna. Ale musimy działać! Chcesz stracić pracę? Uspokój się dziewczyno...
- Nie jestem ołówkiem, więc nawet nie próbuj mnie temperować!
- Jak Ty rozczulająco chrzanisz.

---

Chłodna woda orzeźwiała, zmywając z twarzy zmęczenie. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem twarz człowieka skonsternowanego swoim dotychczasowym życiem i zachowaniem. Ciągle rzucającego się na pierwszą linię pseudo-assasyna, który już dawno utracił cel i sens swojego istnienia. Gorzki uśmiech wpełzł mu na usta. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to ja jestem tym facetem. Wyprostowałem się i przygładziłem materiał marynarki. Sprawdziłem rynsztunek. Wszystko było na swoim miejscu. Zabiję gnoja, który wymyślił, że skoro miałem ochraniać nagijski narybek muzycznego świata to powinienem nosić szablę. Cóż za idiotyczny pomysł.
Wytarłem ręce i twarz w jeden z wielu ręczników i wyszedłem na korytarz. O przeciwległą ścianę oparty był mój tymczasowy partner. Blondyn o niebieskich oczach i kwadratowej szczęce ubrany identycznie jak ja. Wyprostował się i strzepnął niewidzialny pył z marynarki. Kiwnąłem głową. Ruszyliśmy.
Przemierzając korytarze, ciągle myślałem o zadaniu. Coś tu zdecydowanie nie grało. Nie powiadamia się wroga o planach zabójstwa, o ile nie chce się przetestować siły nowego nabytku bądź uśpić czujność. Nie wiedzieli jednak, że na akcję wysłany zostanie agent-łamaga z małym stażem. Równie dobrze mogliśmy wysłać tu Tekkusia albo kogoś jego pokroju. O co więc im chodziło?
Po pewnym czasie dotarliśmy pod drzwi apartamentu prezydenckiego. Chłopcy skądś wytrzasnęli stół i krzesła, które wykorzystywali teraz do gry w pokera tuż przed drzwiami. Zauważywszy nas, rozdający uniósł karty w pytającym geście. Ja przytaknąłem, mój towarzysz spasował.
To byli amatorzy. Emocje widziałem na ich twarzach i w oczach. Co to za przyjemność w wygrywaniu ze zdecydowanie słabszym od siebie przeciwnikiem?
- Co wy na to by, zamiast pieniędzy zagrać o to, kto gdzie będzie patrolował? - zapytał jeden z ochroniarzy. Rozejrzałem się po rozentuzjazmowanych twarzach. Bułka z masłem.
Zostało nas czterech przy stoliku, po jednym z każdej pary. Rozdano. Uśmiech, skrzywienie, błysk w oczach. Spojrzałem na moje karty. Nie jest źle, ale jak to poprawię to i tak nikt się nie zorientuje. Pierwszy zatrzymał karty, drugi wymienił jedną, a trzeci całą rękę. Spojrzeli na mnie. Pokręciłem głową.
- Dwie pary.
- Kolor.
- Poker. - Dwaj pozostali wciągnęli głośno powietrze. - To my zosta...
- Poker królewski - nie dałem mu dokończyć. Rzuciłem karty na stół. - My zostajemy.
Przez moment miałem wrażenie, że oczy im wyjdą z orbit, gdy wbijali wzrok w układ kart, który jeszcze przed chwilą znajdował się w mojej ręce.
- Ale... To przecież jak jeden na... - Zaczął liczyć na palcach.
- Zostajemy. Resztę zostawiam wam.
Z wkurzonym pomrukiem powstawali z siedzeń i rzucając mi urażone spojrzenia, ruszyli w głąb korytarza. Na krzesło naprzeciwko walnął się mój towarzysz.
- Nie powinieneś oszukiwać kolegów z pracy. - Pogroził mi żartobliwie palcem.
- A wolałbyś teraz znowu patrolować najniższe piętra? Zrób mi tę przysługę i sprawdź, czy dziewczynki nie próbują znowu uciec przez okno na imprezę. Skąd one się w ogóle urwały?
Westchnął, wstając, a po usłyszeniu ostatniego pytania spojrzał się na mnie jak na idiotę.
- Co ty, TechiVision nie oglądasz? Przecież to sławne bliźniaczki!
- Nie miałem czasu, wiesz... Sprawy służbowe. - W głupkowaty sposób podrapałem się po głowie.
Wystarczyło. Poszedł do drzwi i nie pukając, wkroczył do środka.
Wyjąłem nóż i zacząłem się nim bawić. Po jakiejś minucie wykonałem charakterystyczny ruch dłonią. As pik, który się w niej pojawił, momentalnie poleciał, wyrzucony z dużą siłą w róg korytarza, który znajdował się za mną. Nie usłyszałem, aby uderzał o ciężką, wiszącą tam zasłonę, ani upadał na podłogę. Wstałem, odkładając marynarkę na krzesło.
- Mógłbyś wyjść? Chyba nie po to tu jesteś, żeby się bawić w chowanego.
Z początku myślałem, że mnie zignoruje, lecz usłuchał. Ubrany w czarną zbroję. Z trzema mieczami. Stereotypowy zabójca, a sądząc po fakcie, że nie bał się wyjść - z pewnością nie człowiek.
- Lampa w tak luksusowym hotelu by nie działała? I nikt się nie pojawił, by to odnotować... Jestem pod wrażeniem, że przedostałeś się przez ochronę jednego z najlepszych hoteli w Ishimie, ale lepiej dla nas by było, jakbyś sobie odpuścił. Słyszałeś rozmowy chłopaków i wiesz, że czekaliśmy na twoje przybycie. Wystawiono cię.
Wyjął miecz. Czarna katana zabłysła matowym blaskiem.
- Naprawdę nie musimy tego robić, ale skoro tak stawiasz sprawy... - chwyciłem szablę i monoostrze dostrajając się do niedawno poznanego stylu. - Masz jakieś imię?
- Słyszałem, że przysłali cię, żebyś je chronił - prychnął, ignorując moje pytanie. - Co ty, anioł jesteś? - sakrastycznie zadane pytanie wywołało uśmiech na mojej twarzy.
- Pewnie. Skrzydła zostawiłem w szatni, żeby nie na błocić. Shadow, gość od brudnej roboty. To właśnie ja… I nie musisz klaskać.

Staliśmy naprzeciwko siebie. Milczący, skupieni. Mimo że ostrza jeszcze nie wykonały żadnego cięcia, pojedynek już się toczył. Obaj doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że pierwszy ruch może przesądzić o wygranej, bądź przegranej. Nie widziałem jego oczu i był to duży minus, nie mogłem bowiem przewidzieć, co zamierza zrobić. Kończył mi się czas. Jeżeli reszta ochrony by wróciła, z pewnością poszatkowałby ich, a na to nie mogłem pozwolić. Tylko by zawadzali i mnie rozpraszali.
Przesunąłem stopę delikatnie do przodu, markując ruch. Wystarczyło. Zamaskowany przeciwnik momentalnie ustawił się do kontry, nie spodziewając się, że na to właśnie czekam. Ostrza przecięły powietrze. Metal dźwięczał przy zderzeniach, iskry sypały się dookoła, gdy każdy z nas próbował znaleźć lukę w obronie przeciwnika. Był szybki, zdecydowanie za szybki. Do głosu doszła pamięć mięśniowa. Po sparowaniu płaskiego ciosu z lewej strony wykonałem zamach drugą bronią. Uniknął jej. W tym momencie już wykonywałem obrót, by nadać większej siły kolejnym dwóm następującym po sobie ciosom, prosto w jego klatkę piersiową. Gdy zablokował pierwszy, dotarło do mnie, że to nie zadziała. Szaleńczo zerwałem w górę drugi miecz i z całej siły opuściłem ostrze. Uniknął tylko częściowo, pozwalając szabli uderzyć w pancerz. Ta przebiła pierwszą warstwę, lecz zatrzymała się na drugiej. Otworzyłem szeroko oczy z przerażenia. Aegis? Taki jak w Akuto Hora? No to miałem przesrane...
Odskoczyłem, zwiększając dystans między nami. Miałem wrażenie, że skubaniec śmieje się ze mnie. Stłumiłem emocje, ponownie przyjmując postawę. Uniósł miecz. Zwarliśmy się ponownie, tym razem w szybszej i bardziej gwałtownej wymianie. Wyglądało na to, że poznaliśmy wystarczająco swoje możliwości i mogliśmy wreszcie iść na całość. Miałem wrażenie, że powietrze aż drgało od zderzeń mieczy. Poprzecinał mi luźną koszulę, ja porysowałem mu zbroję. Teraz już tylko chciałem to przeciągnąć i liczyłem na szybkie wsparcie. Od początku walki byłem odrętwiały, a zwiększające się zmęczenie nie pomagało. Przez moment rozkojarzył mnie dźwięk rozbijanego szkła. Nie uniosłem mieczy do bloku, poczułem stal na szyi. Zamknąłem oczy.
Skończę w taki badziewny sposób. Zabity przez podrzędnego zabójcę, w hotelu należącym do wrażego kraju, starając się uchronić Sanbetsu przed międzynarodowym upokorzeniem, że nawet ochrony przybyłym gwiazdkom nie potrafimy zapewnić. Usłyszałem ćwierkot ptaków. Czy to już raj?

---

Otworzyłem oczy. Nade mną było niebo, a ja leżałem na trawie. Podniosłem się, rozglądając dookoła. Było biało. To mogłem stwierdzić na pewno. Przede mną wznosił się domek, ot niczym z rysunku dziecka. Pastelowe barwy aż biły po oczach. Nie mając specjalnie lepszego wyjścia, ruszyłem w jego kierunku. Zapukałem w tekturowe drzwi, które otworzyły się po chwili same. Wszedłem do środka.
Był dużo większy, niż się wydawał. Obwieszony obrazami wielgachny hol zdobiły kryształowe żyrandole i marmurowa podłoga. Ciągnął się daleko w przód i na boki, a jego sufit ginął w mroku. Podszedłem do pierwszej z brzegu kolumny. Była zimna, ale niesamowicie ciepło znajoma. Uśmiech wpłynął mi na twarz.
/Podoba się?/
Odskoczyłem zaskoczony. Za mną stała postać w całości wykonana z przeplatających się ze sobą, falujących cieni.
- Kim jesteś? - zapytałem, nie oczekując odpowiedzi. Doskonale wiedziałem kto to.
/Rozejrzyj się/ zaproponował.
Zrobiłem to. Sala przypominała mi dawne świątynie, ale wiedząc jak pokręcony mam umysł, nie byłem zaskoczony.
/Spójrz na ściany/ dodał.
Zobaczyłem obrazy. Płótna przedstawiały skrawki mojego życia. Pierwsze porażki i zwycięstwa. Optimę, Pita, nawet Akuto Hora. Część była zamazana, pocięta.
- Po co mi to pokazujesz?
Zapadła cisza. Stworzenie z cienia podpłynęło do mnie i objęło ramionami. Było ciepłe i miłe. Przez moment poczułem, że to moje miejsce, to właśnie dom.
/Nie wygrasz tej walki/ wyszeptał mi do ucha. /Chyba że zaakceptujesz swoją przeszłość, swoje wspomnienia. Chyba że zaakceptujesz mnie./
- Nie wiem jak - odszeptałem. - Nawet jeżeli to są moje wyparte wspomnienia... Nie wiem jak.
/Pomogę ci. A teraz śpij.../
Zamknąłem oczy.

---

Gdy ponownie je otworzyłem, miecz akurat nacinał skórę na moim gardle. Krew trysnęła, lecz rana była zbyt płytka, by mnie zabić. Odczucie, którego doświadczyłem, gdy Narrator mnie objął, nie zniknęło. Zdrętwiałe kończyny odzyskały swoją sprawność, prąd przeszył me ciało. Zrobiło się gorąco, oczy zalśniły. Bariera ukazała mi ruch każdego pojedynczego mięśnia przeciwnika. Nagle poczułem się silny jak nikt. Gdzieś w środku usłyszałem głośny ryk. Nieznany dotąd zew krwi wyostrzył mi zmysły. Poczułem, że dziś nie powstrzyma mnie nikt. Uśmiech rozjaśnił zmęczoną mą twarz. Wreszcie poznałem swe prawdziwe "ja". Upuściłem monoostrze, chwytając się za pierś. Serce biło jak szalone. Ruszyłem.

Przeciwnik nie spodziewał się takiego nieskłanego nawału ciosów szablą. Czułem, że niedługo go złamię. Gdy odskoczył, unikając ciosu z góry, nie spodziewał się, że ostrze rozpadnie się na kawałki i połączone za pomocą linki spadnie na niego z pełną mocą. Zachwiało nim wystarczająco by się wywrócił, lecz od obrażeń uchronił go pancerz. Już się podnosił, gdy do niego dopadłem i z furią w oczach wbiłem w klatkę piersiową Kusari Tou. Mała piła bojowa przedostała się bez problemu. Nie trafiłem w narządy, wiedziałem o tym, ale wystarczyło, by zadać niewyobrażalny ból. Zaczęliśmy się szamotać, turlając po podłodze. Próbowanie utrzymania w nim działającej piły było dziwnym doświadczeniem.
Ten czas wybrał sobie mój partner na powrót od piosenkarek.
- Stać! Jesteś zatrzymany! - wykrzyknął, wyjmując naprędce pistolet.
Nie strzelił jednak. Większa szansa była na to, że trafiłby mnie. A my dalej wędrowaliśmy po podłodze. Nagle mój przeciwnik kopnął z całą siłą, jaka mu jeszcze została, dysząc przy tym jak smok. Usłyszałem, jak wciągał szaleńczo powietrze. Poleciałem na ścianę złożoną z okien, ciągnąc go za sobą. Szkło pękło pod moimi plecami, odłamki wbiły się w skórę, wyrywając z gardła ryk. Złapałem się jedną ręką krawędzi, która powstrzymała mnie od upadku. Zdążyłem zarejestrować tylko, że odziany w przedziwny pancerz zabójca spada, wprost na ciężarówkę przejeżdżającą pod hotelem. Dłoń puściła.
- Mam Cię! - wykrzyknął mój partner.
Przynajmniej się na coś przydał. Zanim zemdlałem, przez głowę przeszła mi jeszcze jedna myśl.
Po co nosić maskę, gdy nie ma się już twarzy?

---

- Jesteś zadowolony? Przecież uciekł.
- Widzisz... Nie zawsze trzeba wygrywać, żeby zostać zwycięzcą. Czasem wystarczy, że inni przegrają. - Pociągnął ponownie spory łyk, przerywając na chwilę. - Dziękuję za rozmowę. I wybacz, ale muszę to zrobić, żebyś się nie wygadał - i ze smutnym uśmiechem wbił pięść lustro.
Z pasją patrzył na gorące krople czerwonej i lepkiej krwi kapiące do pustego kieliszka. No tak, zapomniał o nim. Powoli, by nie uronić ani kropli zalał go alkoholem i wlał do gardła jednym szybkim ruchem. Krew miała metaliczny, słodki smak... Ale z pewnością nie wystarczyła, by zamaskować płomienie najlepszej, nagijskiej wódki.

Spoiler:

Czuję się zobligowany do wymieniena, do czego nawiązałem w walce, a co może budzić kontrowersje.

Po pierwsze - miejsce. Wybrałem je specjalnie. Pojawia się tylko w jednym tekscie, pierwszej walce, jaką dane mi było przeczytać, ocenić i mam nadzieję, że nie trzeba tego tłumaczyć.

Po drugie - zanim zaczniecie mi krzyczeć coś w stylu "nie masz takiej mocy". Sytuacja z domkiem ma związek z eksperymentalnymi terapiami, gdzie pacjent widzi swój umysł jako dom. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego u Shadowa to domek z rysunku dla dzieci? Sama zaś sytuacja z akceptacją jest nawiazaniem do piosenki z musicalu "Jekyll I Hyde". Polecam wykonanie Adriana Wiśniewskiego piosenki - uwaga "prawdziwe "ja"" ;) Nieco inny format i słowa nie te, ale inspirowałem się właśnie tym wykonaniem.

Po trzecie - zmiana sposobu narracji. Mam nadzieję, że wyszła naturalnie. I tak, chodzi tu o opowieść.

Po czwarte - TenchiVision to naturalnie odwołanie do Eurowizji. Same siostry Nightshade są odwołaniem do pewnych sióstr, które reprezentowały Rosję.

Po piąte - To, że masz podpisaną walizkę, nie znaczy że jest twoja. Mogłeś ją pożyczyć od kolegi... Albo szefa. (Marna gra aktorska i wymyślanie nazwisk na poczekaniu to specjalność wielu księgowych)

   
Profil PW Email
 
 
»oX   #3 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Drax,

cóż ja mogę powiedzieć? Mam cholernie mieszane uczucia. Z jednej strony zaprezentowałeś ciekawą fabułę, z drugiej zmiotłeś rywala jakby był jakimś kmiotkiem. Może i przewaga 100 pkt douriki dużo nie robi, ale jednak. Shadow jest na pewno bardziej doświadczony, niż Hawtin. Niestety jesteś kolejnym, licząc ze mną, który nie był w stanie w ciekawy sposób zaprezentować mocy oponenta. Może kiedyś komuś się to uda :DD Pomijając rozgromienie Yukio, to fajnie przedstawiłeś jego postać. Wszystko jakoś tak pasowało do niego, w szczególności "napier* z Sanbetsu". Z drugiej jednak strony nie przyłożyłeś się do strony technicznej. Wyłapałem sporo dziwnych zdań i powtórzeń, jednak nie będę wertował setny raz tekstu, żeby je tu wrzucić (niestety sam wiesz ile razy zabierałem się za pisanie tej oceny ). Wyglądały podobnie jak ten:
Cytat:
Tylko swojemu nadludzkiemu zmysłowi

Gubiłeś wyrazy, dziwnie ustawiałeś, sporo powtarzałeś. Nie zniechęciło mnie to, ale przykuło uwagę i przy wpisie na zerowym poziomie, który oceniłbym wysoko, zmuszony byłem trochę obciąć. Za to i za skopanie dupy Shadow'owi jakbyś był niewiadomokim :)

Ocena: 7 - głównie za fabułę. Odjąłem za zbyt dużą przewagę nad przeciwnikiem i sporo błędów. Gdyby nie to, to ósemkę może byś złapał ;)

_______________________


Shadow,

oj mieszasz chłopie, mieszasz. Twoje teksty zawsze czyta mi się dziwnie, po prostu. Raz korzystasz z prostego jak cep języka, by za chwilę dać poetycką wstawkę, a jeszcze później tworzysz tak chaotyczne zdania, że Bullet by nie zrozumiał.
Cytat:
- Pewnie. Skrzydła zostawiłem w szatni, żeby nie na błocić. Shadow, gość od brudnej roboty. To właśnie ja… I nie musisz klaskać.

Słownik mówi mi, że winno się pisać "nabłocić", to raz. Dwa... po co ta wstawka "nie musisz klaskać"? Takie rzeczy wybijają z rytmu czytania, o czym chyba już kiedyś wspominałem. Znowu bawisz się stylem, co w wielu miejscach razi.
Podobnie nie wiem, czy potrzebna była wstawka przez przyłożeniem Ci noża do gardła. Narrator i te sprawy zalatują Dann'em i jego głosem.
Cytat:
Po sparowaniu płaskiego ciosu z lewej strony wykonałem zamach drugą bronią. Uniknął jej.

To akurat trochę dziwny przykład, ale lepiej unika się ciosu, aniżeli broni. Przynajmniej wg mnie, jako czytelnika.
I jeszcze jedna sprawa. Przytoczę opis Twojej mocy:
Cytat:
akikolwiek ruch wewnątrz nie zostanie przeoczony. Nie oznacza to, że użytkownik jest świadomy wszystkiego co się w niej znajduje - jest świadomy jedynie ruchów ludzi, zwierząt czy też przedmiotów.

Ruch ludzi to nie ruch każdego mięśnia w ciele... Albo doprecyzuj opis mocy, albo nie wiem :DD
Fabularnie przegrywasz z Draxem, to na pewno. Czemu? Bo w ogóle nie wiem o czym pisałeś. Siadacie do pokera, coś tam czitujesz, nagle pojawia się Drax, tak o z dupy, jak jakiś terminator, zaczynacie się tłuc i bum, koniec. Na pewno musisz popracować nad opisem starć mieczami. Ogólnie w moim odczuciu to tam tryliard broni poszło w ruch, nawet nie wiem skąd je wyciągałeś. Coś jak call of duty :DD
Nie wiem co mógłbym jeszcze napisać. Nie było źle. Widać, że wyciągasz wnioski i się poprawiasz. Niestety na Draxa to wciąż za mało. Aczkolwiek gratuję przekroczenia u mnie granicy sześciu punktów ;)

Ocena: 6
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #4 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Drax,
Jak prowadziłeś swoją pierwszą postać oddawałeś zawsze dopracowane technicznie perełki z dość słabą (w najlepszym przypadku przeciętną) fabułą. To była twoja pięta achillesowa. Teraz widzę, że w departamencie opowiadania ciekawej historii poczyniłeś olbrzymie postępy. Niestety kosztem warsztatu. Na pewno wynika to z braku czasu, bo sam o tym pisałeś, ale walce przydałoby się jeszcze jedno czy dwa sprawdzenia przed publikacją. Wyjątkowo drażniące i wybijające z rytmu były powtórzenia. Poza tym, nie ma się za bardzo do czego przyczepić. Podoba mi się rozwijany przez ciebie pomysł na wojnę gangów Phantom Knights vs Białą Róża. Gangsterski klimat, który prezentujesz jest tym ciekawszy, że wprowadzasz co chwila ciekawe postaci NPCów. Swoją drogą, tutaj mam jedno zastrzeżenie. Jak masz zamiar częściej wykorzystywać postać Pettone'a do pomocy to lepiej zrób z niego swoją frakcję. Świat, który przedstawiasz jest bogaty w szczegóły i żywy. Wyłapałem kilka smaczków.
Samo starcie i zamieszanie z nim związane było w porządku. Nie kupuję natomiast twojej wizji Shadowa. Wyszedł zbyt dziecinny.
7,5/10

Shadow.
Widzę baaaardzo dużą poprawę. W stosunku do ostatniej twojej walki. Fabuła z początku zapowiada się interesująco, ale kompletnie nie wykorzystujesz jej potencjału. Mam też wrażenie, że zbyt dużo rzeczy chcesz zostawić w "subtelnym niedopowiedzeniu". Moim zdaniem to błąd. Utnę ci pół punktu za wykorzystywanie umiejętności, których nie masz jak np pokaz detektywistyki w palarni.
Ogólnie tekst wydaje się poprawny, ale mówiąc szczerze i tak było mi ciężko się przez niego przebić. Trzy razy się zabierałem za przeczytanie twojej walki, a pracę Draxa pochłonąłem za pierwszym razem. Małego plusa masz za fajne teksty twojej postaci, ale nie przesadzaj z tym na przyszłość. Mały minus za motyw z narratorem. Nie podoba mi się. Przykro mi. Postać Draxa wyszła kiepsko.
6,5/10 - do siódemki zabrakło odrobiny spójności, płynności i lepszego wykorzystania fabuły.
   
Profil PW Email Skype
 
 
»Dann   #5 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498
Wiek: 27
Dołączył: 11 Gru 2011
Skąd: Warszawa

Drax

Podobnie jak oXiu, mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony umiarkowanie podobał mi się gangsterski klimat, ale jednak szybko zaczął mnie nużyć. Wziąłeś sobie też do serca moją uwagę z poprzedniej walki - skupiłeś się bardziej na przedstawieniu własnej postaci i wyszło to miodnie. Mogą też paść zastrzeżenia o zaniedbanie charakteru Shadowa (ba! sam zainteresowany się czepiał na SB), lecz osobiście mnie takie przedstawienie zadowoliło. Może to być sytuacja podobna do tej z mojej walki z Nao, kiedy przedstawiła ona Sevastiana jako najgorszego fetyszystę i c***a, gdy sam próbowałem całkowicie zmienić image postaci. Wydaje mi się, że podobny cel ma teraz Shadow.
Cytat:
Przeklęty Kito Genkaku!
Ten fragment sprawił, że się uśmiechnąłem. Więcej! ^^
Cytat:
Krótkie combo
Z kolei przy tym się skrzywiłem.
To tylko malutka dawka tego, jak czułem się przy całym tekście.

Ocena: 6,5 - może się wydawać mało, ale mimo wszystko poprzedni tekst podobał mi się bardziej, a dałem mu 7. Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażony :(


Shadow

Podobnie jak u Draxa, tekst był bardzo nierówny. Ale muszę przyznać, że jak dotąd jest to twoja najlepsza praca. Poprawa jest olbrzymia i bracie, jestem z ciebie dumny! Fabuła może i kuleje (nie oszukujmy się Drax cię na tej płaszczyźnie zmiażdżył), ale klimat w twoim tekście (lub przynajmniej jego fragmentach) zadrabiał. Opis walki, co dziwne, również wolałem u ciebie. Spory plus za żywe dialogi i niby nieważnych, ale jednak wnoszących fajny smaczek NPC. Przyczepić się mogę przede wszystkim do przedstawienia Draxa - wyszło bardzo biednie. Nagły boost mocy również nie na miejscu.

Ocena: 7 - mimo wszystko kupuję twoją wersję. Już szykuję się na lincz, ale w moich oczach wygrałeś. Gratulacje!


What's dann cannot be undann ( ͡° ͜ʖ ͡°)
   
Profil PW Email
 
 
»Twitch   #6 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Drax

Powinieneś szybko awansować i stanąć w szranki z Coyotem, bo do starcia podchodzisz dokładnie jak on. Nie ma rozdrabniania się, niepotrzebne są twisty czy też rozbudowane techniki. Liczy się to, że Ty chcesz zmiażdżyć przeciwnika i dokładnie to robisz. Bardzo ciekaw jestem Waszego starcia, Ty wzbogacasz wpis o fabułę, ale czy to by wystarczyło? Dość powiedzieć, że nie jestem fanem tego typu walk, aczkolwiek...
Czytało mi się dobrze, nie rozdmuchałeś specjalnie historii i mojej opinii wyszło Ci to na dobre bo było w sam raz. Jestem na etapie zapoznawania się z mangą Green Blood i u Ciebie również czuję ten gangsterski klimat, a kreacja postaci i budowane relacje w gangu są solidne. Trochę nie dałeś zaszaleć przeciwnikowi w starciu, ale nadrobiłeś fajną wymianą ciosów. To mi się podoba w Twoich wpisach. Szkoda tylko, że technicznie było sporo mankamentów. Po tym wpisie odnoszę wrażenie, że wraca Drax z 7 dywizji, potrzeba tylko więcej batalii i uwagi dla przeciwnika!

Ocena: 7/10


Shadow

Wybacz, ale muszę to napisać - Twoje teksty czyta mi się najbardziej opornie ze wszystkich. Widać, że masz pomysł, ale zaraz pojawia Ci się kolejny i jeszcze jeden, a później przypominasz sobie o innym i okazuje się, że tworzysz z tego cały akapit. Tyle zbędnych wstawek, jakoś dziwnie brzmiących zdań popsuło mój odbiór, a widać, że koncepcja była ciekawa. Masz barwne pomysły, ale są strasznie niepoukładane. Kiedyś miałem okazję czytać wpisy Alexxa, który się tutaj czasem pojawia. Przepełnione były groteską, dziwacznymi zabiegami i wieloma barwnymi określeniami, które nijak się miały to chorego psychicznie klauna, ale potrafił to tak wyważyć, tak przemyśleć i ułożyć, że czytało się to z przyjemnością. Chcesz wykreować coś własnego to trzymaj się tego. Ma to być nieprawdopodobne i dziwne? Spoko, ale skup się nad sposobem w jaki to coś przedstawiasz, nad zdaniami jakie tworzysz, żeby każdy to zrozumiał. To ma być dziwne same w sobie. Gdybyś nad tym popracował historia trzymałaby się bardziej kupy, Twoja postać budziłaby większe zainteresowanie. Wystarczy spojrzeć na dialogi, które wyszły najsensowniej. Skup się na jakimś motywie przewodnim. Dla Soraty jest to manitou i była jego ukochana, dla oXa jest to Bullet, czyli jego ukochany... Walkę skopałeś, bo tak wprowadziłeś do niej tego Draxa jakbyś musiał, jakbyś wolał kogoś innego, ale jest to jazda. Średnio mi się podobało, ale efektywność jakaś była. Nie poszedłeś do przodu z tym wpisem, Matheo wciąż byś pokonał, ale nie Draxa.

Ocena: 5,5/10

Oddaję głos na Drax'a


Little hell.
   
Profil PW
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Drax - Wróciłeś do starego, gniewnego Hawtina ;) Ogółem wyszło troszeczkę gorzej niż Genowi w ostatniej walce. Dość ciekawa fabuła, jednak za mocno opierała się na szczęściu (raz z szacunkami finansowymi, dwa z ostatecznym rozrachunkiem i Optimą). Fajnie przedstawiona szermierka. Podobała mi się kreacja Shadowa i jego dążenie do wygranej. Dobrze, że go nie zbrutalizowałeś i wszystko sensownie uzasadniłeś. Przyznaję także, że swoje moce wykorzystałeś w interesujący sposób. Bardzo powoli zaczynam się przekonywać do tego wcielenia i dostrzegam, że styl ewoluuje w przystępną dla mnie stronę. Mam nadzieję, że znowu sięgniesz szczytu formy, żebym mógł zachwycać się tym, co napiszesz.

Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________

Shadow - Twój Shadow mniej mi się podobał, niż Shadow Draxa i cieszę się, że to drugie wcielenie zagości w kanonie (albo przynajmniej w jego pobliżu, jeżeli będziesz protestował). Było trochę błędów - interpunkcyjnych, stylistycznych i nie tylko - sensownie nakreślona, blada fabuła i fatalna narracja. Czytanie stało się przez to ostatnie męką. Niestety. Dialogami nadałeś rytm, po którym zbierało się na wymioty.
Shadow napisał/a:
- Jak śmiesz? - wykrzyknęła Ruda, wypadając ze środka i burząc moją radość.
/Zauważyłeś?/ zapytał Narrator.
- Zauważyłem.
- Co zauważyłeś? - zapytała Ruda, wywołując na mojej twarzy uśmiech.
- Pomieszczenie dźwiękoszczelne. Nic by nie usłyszał, chyba że drzwi były uchylone. Ale nawet wtedy… Tam jest lampa nad drzwiami. Nie ma możliwości niezobaczenia osoby pod nimi. Oświetla całe pomieszczenie. W dodatku inaczej podpisana walizka, którą machał, jakby była pusta w środku i zdziwienie recepcjonistki. Trzeba wysłać notkę do wywiadu, żeby prześwietlili gostka.
- Coś mi tu śmierdzi - powiedziała, słodko marszcząc nosek.
Shadow napisał/a:
- Shadow!
- Ruda!
- Nie pójdziesz!
- Pójdę!
Shadow napisał/a:
- Dwie pary.
- Kolor.
- Poker. - Dwaj pozostali wciągnęli głośno powietrze. - To my zosta...
- Poker królewski - nie dałem mu dokończyć. Rzuciłem karty na stół. - My zostajemy.
Przez moment miałem wrażenie, że oczy im wyjdą z orbit, gdy wbijali wzrok w układ kart, który jeszcze przed chwilą znajdował się w mojej ręce.
- Ale... To przecież jak jeden na... - Zaczął liczyć na palcach.
- Zostajemy. Resztę zostawiam wam.

Totalnie nie mój klimat. Na domiar złego plagiatujesz rozszczepienie osobowości, które nawet w oryginalnej wersji nie należało do lubianych przeze mnie zabiegów. Summa summarum, wyszło ci coś lekko powyżej przeciętnej.

Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Draxa.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Pit   #8 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Shadow

Ja już ci mówiłem jak to wygląda - było trochę chaosu, było trochę klimatu i troszkę dziwnych akcji. Pozmieniałeś od tamtego czasu to i owo, ale to nadal jest twój dziwaczny styl. W zasadzie nie wiem czemu ktoś ci się czepia, że plagiatujesz, skoro najwyraźniej tylko ty i dann mieliście problemy z rozdwojeniem osobowości (a nie 350 innych graczy także jeszcze w Gotei wliczając w to mnie), rozumiem, że może się motyw przejeść, ale w twoim przypadku ten motyw ma znaczenie dosłowne (bo też nie lubię dostawać po dupie co i rusz). Znaczy ja tam nie wiem ile % kombinowania i taktyki musi być zawarte we wpisie by wygrał, ale dla mnie nawet prosta nawalanka wystarczy. Jakbyś jej dał tak jeszcze tyci tyci więcej to by było naprawdę spoko. A tak jest jak jest. Nie jest źle, ale cię ostrzegałem - to jest Drax, na niego twój standard nie wystarczy. Po powrocie daj z siebie maximum .
6/10

Drax
Kolejny rycerz z kataną przywodzący mi na myśl serial Wiedźmin, aaarghh xD Tu Camelot, typowo angielskie klimaty, a w łapach katana. Bo poza tym to to jest solidne opowiadanie. Drax, ty wiesz, że dobrze piszesz i jakieś gadki o dawnym niepisaniu u ciebie nie działają. Jest solidnie, masz arcybogate słownictwo, choć czasem brzmi to aż za teatralnie jak na klimaty Tenchi. Czasem jest na odwrót- dobitnie i twardo.
Co ja będę się rozpisywał masz tu 7.5/10 bo solidny wpis z podstawową walką, ale klimatyczne opisy zapadają w pamięć. W sumie to tyle.
   
Profil PW Email
 
 
^Coyote   #9 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Shadow ty znowu coś zrobiłeś dziwnego. Dziwaczna ta walka wyszła i bardzo ciężka w rozumieniu. Postarałeś się trochę bardziej ale to dalej nie jest warte wysokiej oceny. Zgapiasz od pisarzy (tak pisali na SB :P ), zgapiasz od Danna a jakbyś wypróbował coś swojego to pewnie byłoby dobrze :D Znajdź swoją wersję żeby ci się dobrze pisało. Nie bierz przykładu z Pita bo on właśnie nie wie kim chce grać moim zdaniem ;) Nikogo pisanie mnie nie powala w Sanbetsu teraz ale już raczej patrz na Tekkeya jak na kogoś innego. Walcz z kimś na twoim poziomie bo tak dalej być nie może. Jak chcesz pomocy z postacią to mogę też i ja ci pomóc :P

Drax pokazałeś się z dobrej strony tą walką. Było za dużo rozpisane planowania i rozmów na taką strategię moim zdaniem , ale przynajmniej dałeś czadu z walką. Było odświeżające czytać opisy tłuczenia się katanami w takim stylu. Niezły bydlak z ciebie ale to dobrze bo źli bohaterowie są fajniejsi i mogą więcej zrobić. Nie mam nic do zarzucenia złego właściwie chyba że to, że rozwleczone było trochę za bardzo, jak pisałem.

Shadow 5/10
Drax 7/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
*Lorgan   #10 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Drax - 49 pkt. (6 głosów)

Shadow - 41,5 pkt. (1 głos)

Zwycięzcą został Drax!!!

Punktacja:

Drax +30
oX +10
Genkaku +10
Dann +10
Twitch +10
Lorgan +10
Pit +10
Coyote +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,21 sekundy. Zapytań do SQL: 13