Kilka dni temu naszło mnie, żeby odświeżyć sobie którąś dawno obejrzaną serię. Zamiast jednak sięgnąć na półkę po DVD z odcinkami zrobiłem coś zupełnie innego: zacząłem czytać mangę. W ten właśnie sposób dobrałem się do Yaiby w wersji papierowej (no... dokładniej rzecz biorąc, e-papierowej) i zacząłem swoją podróż w przeszłość.
"Statyczne" przygody Yaiby Kurogane przewyższają wersję animowaną w jednej, zasadniczej kwestii: nie dłużą się. Humor i walki nie są przez to tak męczące, jak te, wspominane przeze mnie z RTL7.
Kreska nie jest ani zbyt ładna, ani dokładna, jednak w jakiś cudowny sposób nie razi. Fabuła jest do bólu prymitywna, zaś humor i klimat kuleją. Tak na prawdę, gdyby nie sentyment, raczej nie przeczytałbym więcej niż jeden chapter (mało kręcą mnie rzeczy przeznaczone do bardzo młodych odbiorców)
Tak, czy owak, cieszę się, że moje wspomnienia dotyczące fragmentu "legendy RTL7/TVN7" zostały odbudowane. Chwilowy powrót do szczenięcych lat bardzo mnie zrelaksował.