Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Drax vs NPC (Lolita Powers) - walka 1
 Rozpoczęty przez »Drax, 04-12-2015, 11:19
 Zamknięty przez Lorgan, 13-12-2015, 00:26

11 odpowiedzi w tym temacie
»Drax   #1 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 242
Wiek: 33
Dołączył: 06 Sie 2010
Skąd: Gliwice

[Ninmu] Mordercze intencje VI

Drax vs Lolita Powers


Arkadia. Babilon.

Marcus najechał kursorem na jeden z linków i kliknął przyciskiem myszy. Westchnął, gdy okazało się, że kolejne „zaproszenie na spotkanie biznesowe” było nieaktualne. Już od kilku dni zamieszkiwał w niewielkim pokoju na ostatnim piętrze hotelu „Słońce Zachodu” na arkadyjskich przedmieściach i póki co nie zapowiadało się, by miał szybko się stamtąd wyprowadzić. Nie miał żadnego domu, do którego mógłby wrócić, ani własnej kryjówki, a jego obecnych gospodarzy przynajmniej opłacała organizacja, do której od niedawna przynależał, więc był tu względnie bezpieczny.
Został przyjęty na „okres próbny” do Phantom Knights, a Damien Lockheart kazał mu się „wykazać” by zostać ich pełnoprawnym członkiem. Tylko jak? Tego już jego nowy szef nie dookreślił. Hawtin pomyślał zatem o jakiejś kolejnej robótce, ewentualnie o zapolowaniu na jakiegoś zealotę – w końcu znajdowali się w samej stolicy Babilonu, gdzie tych przeklętych magów było od groma. Tylko, że – no właśnie – było ich od groma i wychodząc na ulicę, czarnowłosy młodzieniec z myśliwego szybko mógł się zmienić w zwierzynę. W niewiadomy sposób ci przeklęci fanatycy, a przynajmniej większość z nich, mogła bez problemu rozpoznać nadczłowieka.
Hawtin zaklął w myślach i wyłączył laptopa. Na dzisiaj miał już dosyć przeglądania poczty elektronicznej, zasypanej albo wygasłymi propozycjami, albo mało płatnymi, a z tymi ostatnimi chciał już definitywnie skończyć. Nie bał się, że ktoś mu się włamie na skrzynkę i udowodni popełnienie jakiejś zbrodni, gdyż wszystkie oferty zabójstw, albo innych zleceń, jakie otrzymywał były odpowiednio zawoalowane. Tu go ktoś zapraszał na „spotkanie biznesowe” właśnie, tam na „kolację”, zdarzyło mu się nawet, że pewien nagijski szlachetka jako przykrywki użył polowania. Wszystko, z pozoru, legalne, i dopiero podczas spotkań z klientami dochodziło do konkretów.
Nagle zza drzwi, z korytarza, dobiegły go jakieś wrzaski, przerywając rozmyślania nadczłowieka. Ktoś przeklinał na tyle głośno, że dałby radę obudzić wszystkich gości przebywających właśnie w „Słońcu Zachodu”. Marcus rozpoznał głos swojego nowego szefa i poczuł pokusę, by wyjrzeć i dowiedzieć się, o co chodzi, lecz szybko ją w sobie stłamsił. Wolał, by Damien się na niego nie napatoczył będąc tak wściekłym. Kto wie, co by mu mogło przyjść do głowy? Pozostało zatem podsłuchiwanie.
Po chwili kawalkada przekleństw się zakończyła. Tym razem do Lockhearta dołączył inny głos, cichszy, toteż Hawtin nie mógł rozpoznać żadnych słów. Wymiana zdań trwała kolejnych kilka minut, aż w końcu rozniósł się jakiś głuchy odgłos – jakby czyjaś pięść uderzyła w pokrytą boazerią ścianę korytarza.
- Wezwij do mojego gabinetu wszystkich obecnych! Nie dam suce zasnąć tej nocy! – krzyknął lider Phantom Knights na koniec toczącej się dyskusji i najwyraźniej trzasnął jakimiś drzwiami.
Marcus wyprostował się na krześle i strzelił palcami. Okazja sama do niego przyszła.

Damien położył swoją na wpół-legendarną katanę na kolanach i delikatnie pieścił jej ostrze suchą szmatką. Kusanagi już chyba bardziej błyszczeć nie mógł, lecz renegat nie przerywał swojej czynności, nawet gdy w gabinecie byłego cesarskiego porucznika zgromadzili się już wszyscy jego podwładni przebywający aktualnie w Arkadii.
Hawtin spojrzał na swoich nowych towarzyszy, lekko zaciekawiony tym, z kim przyjdzie mu od teraz pracować. Poza nim w „Słońcu Zachodu” przebywało jeszcze siedmiu innych członków organizacji – pięciu facetów i dwie całkiem ładne dziewczyny. Wszyscy wpatrywali się w swojego szefa. Jedni z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy, inni z poirytowaniem. Nikt się jednak nie odzywał, nie wychodził przed szereg, cierpliwie czekając na poznanie powodu, dla którego zostali tak nagle wezwani. Na samego Marcusa nie zwrócono szczególnej uwagi – tylko jedna z dziewczyn rzuciła mu zdawkowe „cześć”, na które odpowiedział skinięciem głowy. Młodego zabójcy jednak wcale nie zraziła taka obojętność, wręcz przeciwnie – na to właśnie liczył, przyłączając się do Phantom Knights. Nie szukał kumpli, tylko możliwości dobrego zarobku i polepszenia swoich umiejętności.
Drzwi do gabinetu ponownie się otworzyły, przepuszczając kolejnego osobnika. Był to wątłej budowy jegomość w średnim wieku o obwisłych policzkach, haczykowatym nosie i brązowych włosach rosnących jedynie po bokach i z tyłu głowy. Szary, nieco za duży garnitur dopełniał wizerunku człowieka, na którego nikt nie zwraca szczególnej uwagi. Modelowy drobny biznesmen, albo urzędnik. W każdym razie, na pewno nie płatny zabójca – w to Marcus nigdy by nie uwierzył.
- Panie Lockheart, myślę, że to już wszyscy – rzekł nowoprzybyły, zamykając za sobą drzwi.
Lider organizacji odchrząknął, schował w końcu swoją broń do sayi i spojrzał na niego spod byka.
- Trochę to trwało, Pettone – warknął i uniósł rękę, powstrzymując go, gdy tamten już chciał się odezwać. – Nie mamy czasu na zbędne pogaduchy. Zacznij im wyjaśniać.
Przeciętniak nazwany Pettonem nawet się nie skrzywił, gdy siedmioro płatnych morderców i najemników, ośmioro jeśli liczyć z Lockheartem, obrzuciło go spojrzeniami. Uśmiechnął się do nich uprzejmie i ominął grupkę, podchodząc do biurka swojego pracodawcy.
- Od czego by tu zacząć… Czy znają państwo pewną damę o nazwisku Orsini?
- Do damy jej tak blisko, jak mnie do cesarza. I tak, kur.wa, na pewno ją znają, więc przejdź do rzeczy! – wtrącił się zirytowany były porucznik.
Pettone kiwnął spokojnie głową i kontynuował:
- Zatem, jak szanowni państwo wiedzą, pani Elena Orsini stoi na czele organizacji zwanej Białą Różą. Pokrótce rzecz ujmując, owa organizacja oferuje niemalże taką samą działalność usługową, jak my. Dotychczas nie wchodziliśmy sobie za bardzo – Pettone zaakcentował te dwa słowa – w drogę podczas tworzenia portfela klientów…
- W sensie… nie wpier.dalała nam się? – przerwał mu jeden z najemników, łysy dryblas o twarzy goryla.
- Zgadza się – potwierdził Pettone, poprawiając krawat. – Jednakowoż, dzisiejszego wieczora, podczas spotkania biznesowego z naszym szanownym pracodawcą, pani Orsini niestety…
- Dziwka postanowiła zacząć się wpier.dalać – dokończył za niego Damien, zgrzytając zębami. – Z uśmiechem oznajmiła mi, że wygryzie nas najpierw z Arkadii, a potem z całego Babilonu. Gdy ją znowu zobaczę, to nie będzie już mogła tak szczerzyć zębów, chyba, że sprawi sobie sztuczną szczękę.
- Nie załatwiłeś jej od razu? – zdziwiła się jedna z dziewczyn.
Pozostali podwładni Lockhearta spojrzeli na nią, zdumieni jej zuchwałością. Niemniej jednak, musieli w duchu przyznać, że wyraziła na głos pytanie, które w tym momencie zadali sobie wszyscy. W myślach.
Przywódca renegatów prychnął i zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem.
- Ty byś tak zrobiła, tak? Zabiła ją w zatłoczonej restauracji, w środku dnia, w stolicy zealotów? – wydawało się, że Lockheart splunie, lecz powstrzymał się w ostatniej chwili. - Orsini wiedziała, że może sobie pozwolić na więcej podczas tej rozmowy, że nie tknę jej przy tych cholernych magach.
- Potrafisz rozpoznawać zealotów, tak jak oni nadludzi? – tym razem druga z dziewczyn, brunetka, pozwoliła sobie na odrobinę śmiałości.
- Nie bądź durna, dziewczyno – do rozmowy wtrącił się następny Widmowy Rycerz, ten z kolei wyglądał na weterana. – To Arkadia! Nawet jeśli tam nie było zealotów podczas rozmowy, to zaraz by się zjawili, gdyby doszło do rozlewu krwi.
Brunetka lekko się zarumieniła, lecz nie odpowiedziała w żaden sposób.
Pettone odchrząknął, ponownie zwracając na siebie uwagę.
- Faktem jest, szanowni państwo, że pani Elena rzuciła wyzwanie Phantom Knights i nasza organizacja musi stosownie odpowiedzieć, jeśli nie chce stracić arkadyjskiego, a może nawet babilońskiego rynku.
- Skąd taka nagła zmiana? – zapytała śmiała zabójczyni. – Dlaczego postanowiła właśnie teraz uderzyć w konkurencję, w nas? I dlaczego zrobiła to tak jawnie, podczas rozmowy z szefem? Gdybym to ja…
- Chciała mnie upokorzyć – przerwał jej Lockheart, a w jego oczach pojawił się złowrogi błysk. – Ta ku.rwa musi być bardzo pewna swego.
- Ale dlaczego?
- Zamknij się i pomyśl. Nie przeszkadzaj – zniecierpliwiony ton lidera Yakuzy wskazywał, że miał już dosyć jej niekończących się pytań. – Kontynuuj, Pettone.
Wywołany mężczyzna skinął głową.
- Jak już wspomniałem, nasza organizacja nie może pozostawić tej przykrej sprawy bez stosownej odpowiedzi. Musimy starannie zaplanować kolejne kroki i uderzyć w Białą Różę mocno i zdecydowanie, przestraszyć ich i sparaliżować.
- Nie rozje.bać? – zdziwił się łysy „goryl”.
- Niestety, Biała Róża to pani Orsini i dopóki ona będzie żyła, jej organizacja przetrwa. A podejrzewam, iż pani Elena najbliższe wydarzenia będzie obserwować z ukrycia.
- Nie wypełznie ze swojej nory, póki nie będzie się czuć bezpieczna – rzucił pogardliwie Lockheart i machnął ręką na „przeciętniaka” by mówił dalej.
- Skupmy się zatem na dzisiejszej nocy.


***



Czarny samochód osobowy zbliżał się pod jeden z magazynów na obrzeżach Arkadii. W okolicy znajdowało się jeszcze kilka podobnych budynków, lecz brunetka, która siedziała za kierownicą nie zawahała się nawet na moment, który z nich jest ich celem.
- Myślę, że wystarczy – oznajmiła, gasząc silnik i wyłączając światła.
Zatrzymali się jakieś trzysta metrów przed bramą wjazdową, lecz Hawtin był pewien, że nie było ich widać z małej stróżówki przy szlabanie. Najbliższe latarnie umiejscowione zostały właśnie przy wjeździe, a księżyc znajdujący się obecnie w fazie nowiu dawał tyle światła, co nic.
- Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut – dziewczyna popatrzyła na zegarek i odwróciła się do swojego towarzysza. – Myślisz, że informacje, jakie zdobył Pettone są trafne?
Marcus zaklął w myślach. Gdy zostali podzieleni w dwuosobowe zespoły, cieszył się, że nie trafiła mu się ta bardziej rozgadana, lecz… No cóż, jak widać, wszystkie kobiety mają jedną wspólną cechę – nie mogą znieść ciszy. W trasie dowiedział się już skąd jego towarzyszka pochodzi, że lubi nagijskie kino akcji, a także, że do Phantom Knights zaciągnęła się całkiem niedawno.
- Nie wiem – odpowiedział po chwili tonem wskazującym, że nie ma ochoty na pogaduszki.
Brunetka skrzywiła się nieco i sięgnęła do tylnego siedzenia po pokaźną walizkę. Wyciągnęła z niej kilka przedmiotów, kładąc je sobie na kolanach. Hawtin rozpoznał w nich części do karabinu snajperskiego.
- Ciekawe czemu Orsini nagle zdecydowała się na wojnę? – w końcu nie wytrzymała przedłużającej się ciszy, którą przerywał jedynie odgłos montowania snajperki. – Może opłaciła kogoś potężniejszego od naszego szefa? Albo nawiązała sojusz z jakimś innym gangiem? Z Czterema Smokami nie mielibyśmy szans. Albo zyskała potężne plecy w Babilonie? Zinfiltrowała Phantom Knights? Ten Pettone wygląda mi na jakiegoś księgowego, a takim nie można ufać…
Brunetka roztrajkotała się na dobre. Marcus westchnął ciężko, lecz jego towarzyszka nie zwróciła na to uwagi i dalej paplała swoje. W pewnym stopniu jednak ją rozumiał – denerwowała się, a to był jej sposób na radzenie sobie z tym. Niemniej, irytowało go to niesamowicie i wiedział, że w pewnym momencie po prostu nie wytrzyma. Sprawdził chyba po raz setny, czy miecze prawidłowo wysuwają się z pochew i zacisnął usta, czując jak jego mentalna bariera powoli zaczyna się kruszyć i zaraz wybuchnie gniewem.
Uratował go stary dostawczak podjeżdżający pod bramę wjazdową.

Hawtin powoli skradał się między stosami pustych palet wrzuconych byle jak, jedna na drugą. Tuż za nim szła jego tymczasowa – miał nadzieję – partnerka trzymając w obu dłoniach Divine Ecstasy, snajperkę miała zawieszoną na plecach. Gdy po raz pierwszy zobaczył, jakim arsenałem dysponuje ta młoda siksa, poczuł się trochę nieswojo – pistolety maszynowe, które dzierżyła, posiadały okrutną renomę. Z taką bronią mogłaby sama roznieść dowolną grupę wrogów.
W końcu dotarli do punktu, z którego nie mogliby bardziej zbliżyć się do grupy uzbrojonych mężczyzn obstawiających rampę. Byli to, według informacji Pettone’a, ludzie należący do Białej Róży wynajęci przez kogoś do ochrony transportu narkotyków. Innymi słowy – ich cel. We dwójkę mieli zabić najemników i wszystkich świadków, a następnie zniszczyć ładunek, zachowując pełną dyskrecję. Orsini z pewnością domyślałaby się, czyja to sprawka, lecz nie mogła zdobyć żadnych dowodów, by wywołać wrogość wobec Phantom Knights wśród potencjalnych klientów na arkadyjskim rynku. „To ją trzeba zdyskredytować w ich oczach. To ważne! Nie strzelcie przypadkiem naszej organizacji w stopę” wyjaśniał Pettone. Na szczęście, w magazynie nie było kamer, więc robotę mieli nieco ułatwioną.
Marcus upewnił się jeszcze, czy w pomieszczeniu nie ma nikogo poza nimi, pięcioma zabójcami Białej Róży i dwoma nieuzbrojonymi mężczyznami, którzy ładowali ciężkie skrzynie do dostawczaka, po czym dał znak towarzyszce, że rusza pierwszy. Mógł, co prawda, ją przepuścić i pozwolić pistoletom maszynowym rozpętać rzeź, lecz cały czas pamiętał słowa Lockhearta. Miał się wykazać, a jeżeli pozwoli brunetce zająć się sprawą, to raczej mu się to nie uda. Miał tylko nadzieję, że ta ostatnia się nie zapomni i nie otworzy ognia za jego plecami – rozrzut Divine Ecstasy musiał się równać ich szybkostrzelności.
Otrząsnął się z ponurych wizji i zrobił pierwszy krok ku przeciwnikom, gdy nagle poczuł jak ktoś przytknął mu coś twardego do potylicy.
- Wyjmij swoją broń i rzuć na ziemię. Tylko powoli i spokojnie – szepnęła brunetka prosto do jego ucha, po czym cofnęła się na kilka kroków. – Widziałam jak patrzysz na moje dwa cacuszka, więc pewnie wiesz co potrafią zrobić z człowiekiem, nawet mutantem, w ciągu kilku sekund.

Najemnicy Białej Róży jak jeden mąż odwrócili się w kierunku wygwizdywanej melodyjki. Nie spięli się jednak, nie unieśli broni – wręcz przeciwnie, na ich twarzach zagościła ulga.
- Co się dzieje? – zapytał jeden z ludzi ich klienta, przerywając załadunek.
- Nic.
- Na pewno? Przecież słyszałem gwizdanie i… - zamarł, widząc wyłaniającego się zza sterty palet mężczyznę z dłońmi założonymi za kark, tuż za nim szła drobna brunetka, celując w niego z jakiejś broni.
- Zawrzyj gębę i rób to, za co ci płacą – warknął jeden z najemników i ponaglił go machnięciem karabinu.
Robotnik wzdrygnął się i popędził z powrotem do skrzyń z narkotykami.
- Wszystko zgodnie z planem? – zapytał ten sam zabijaka, odwracając się do nowoprzybyłych.
- Tak, myślę, że można już powiadomić szefową – odparła dziewczyna, nie spuszczając wzroku z Marcusa. – Jakieś wieści od innych grup?
- Nie, ale jeśli tutaj poszło tak gładko, to myślę, że nie będzie problemu. Co z tym fagasem? – wskazał na rozbrojonego intruza.
- Na razie go zakujcie. Dołączył do tych drani całkiem niedawno i jeszcze nie zdążył wykonać dla nich jakiegokolwiek zlecenia. Szefowa zadecyduje, co z nim zrobić.
- W porządku… Słuchaj, Lolita… Szefowa powinna sypnąć nam jakimś groszem, nie?
Zdrajczyni – czy może raczej szpieg, pomyślał Hawtin – syknęła z niezadowolenia.
- Nie zapominaj, czyj to był plan. Wy tylko mi pomagacie.
Magazyn wypełnił się nieprzyjemnym śmiechem najemnika.
- Ta dzisiejsza młodzież… Spokojnie, Stingbee, nikt ci tego nie odbierze – odparł, gdy już nad sobą zapanował. – Po prostu mam nadzieję, że o nas pani Orsini również nie zapomni. Za zdjęcie Phantom Knights powinna przyznać wszystkim niezłą premię!
- Jestem spokojna. To ty się opanuj, Gryzmoł. Przydupasy to jedno, ale z Lockheartem może nie pójść tak łatwo.
Nagle Marcus usłyszał czyjś drwiący śmiech dobiegający gdzieś zza jego pleców, z głębi pomieszczenia.
- Wreszcie mówisz do rzeczy, Stingbee! – oświadczył głos niewątpliwie należący do przywódcy Widmowych Rycerzy. – Zabić wszystkich poza nią i nowym!
Brunetka nazwana Stingbee oraz towarzyszący jej najemnicy zaklęli i unieśli broń, lecz byli zbyt wolni. Rozległo się kilka strzałów, gdzieś coś błysnęło czerwonym światłem, i wszyscy, łącznie z robotnikami, padli trupem na ziemię. Ostał się tylko Marcus i jego była partnerka, która już miała otworzyć ogień ze swoich morderczych pistoletów maszynowych, gdy nagle ten pierwszy rzucił się na nią całym ciałem i oboje przewrócili się na ziemię. Divine Ecstasy, nie wypluwszy żadnego naboju, wypadły z rąk swojej właścicielki i szurnęły po podłodze gdzieś między skrzynki z narkotykami.
Dziewczyna błyskawicznie zerwała się na nogi, lecz zamarła na widok kilku karabinów wycelowanych w jej stronę – wszyscy członkowie Phantom Knights, łącznie z ich liderem, wyłonili się zza palet, regałów i skrzyń, niektórzy złowrogo uśmiechnięci, inni wykrzywieni ze złości.
Hawtin również wstał i odsunął się nieco od Stingbee, czekając na dalszy rozwój wypadków.
Damien Lockheart wysunął się przed swoich podwładnych i wlepił w brunetkę swoje pogardliwe spojrzenie.
- Naprawdę myślałaś, że mnie wykiwasz, Lolito Powers? Że nie wiem, że jesteś jednym z ulubionych piesków tej zdziry? Myślałaś, że nas zinfiltrujesz, że złapiesz w sidła i przekażesz jako łup swojej pani? Taka gówniara, jak ty? – Ton jego głos od początku wypowiedzi się zaostrzał, by na końcu zmienić się już w ryk.


***



Jakiś czas wcześniej.
Pettone zamknął drzwi do gabinetu za ostatnim Widmowym Rycerzem i odwrócił się do Damiena Lockhearta.
- To ona stoi za fałszywymi informacjami na temat dzisiejszej nocy. Nasz kontakt w Białej Róży to potwierdził. Co robimy?
Ex-porucznik zabębnił opuszkami palców w swoje biurko, a na jego młodej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Narobimy nadziei i jej i Elenie Orsini, by potem całkowicie im ją odebrać. Póki co, niech myślą, że wszystko idzie zgodnie z ich planem.
- Zwołać wszystkich jeszcze raz? Poza Powers oczywiście?
- Tak. Pomiń też tego nowego.
- Mogę wiedzieć dlaczego? Dobraliśmy go w parę właśnie z nią. On chyba przede wszystkim powinien się dowiedzieć?
- Nie. Po pierwsze, mógłby się zdradzić i zaalarmować tą sukę. Po drugie… Jeśli tego nie przeżyje, to będziemy już wiedzieli, że się nie nadaje. Powiedzmy, że to test.
Pettone mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi i zamilknął, najwyraźniej intensywnie nad czymś myśląc.
- Sugeruję, by nie zabijać Powers – odezwał się w końcu stanowczym tonem.
Darmien spojrzał na swojego podwładnego, jakby ten nagle oszalał. Po chwili jednak się skrzywił, wiedząc, że ten człowiek nigdy nie rzuca bezsensownych propozycji.
- Wytłumacz.
- Według naszego kontaktu, Orsini bardzo lubi i ceni sobie naszą małą „zdrajczynię”. Jeśli ją zabijesz, to Elena na pewno tego nie odpuści i będzie nam działała na szkodę, póki starczy jej sił i środków.
- Prędzej, czy później ją też bym zabił.
- Tak, prędzej, czy później. W tym czasie jednak Orsini da nam się porządnie we znaki. Dodatkowo, nie wiemy jaka siła zapełni pustkę po jej osobie w babilońskim półświatku. To nieopłacalne ryzyko… Natomiast jeśli Stingbee przeżyje dzisiejszą noc, to po prostu pokażemy, że nie warto stawać przeciwko Phantom Knights do walki. Po fiasku jej dzisiejszej operacji, Elena powinna się wycofać i poszukać z nami porozumienia. Wtedy będziesz mógł ją zabić, jeśli zechcesz.
Lockheartowi nie podobała się jednak taka perspektywa.
- Chcesz, żebym puścił tą małą, bezczelną kur.ewkę całą i zdrową? Po tym, co próbowała zrobić? Nie, Pettone, Lolita Powers posłuży jako przykład. Gdy jutro odeślemy ją Orsini, to żaden z jej ludzi nie odważy się nas wkur.wić.
- Przemyśl to jeszcze, szefie. – Pettone westchnął, przeciągnął się i ruszył do wyjścia, by ponownie zebrać Widmowych Rycerzy. – I nie powiedziałem, że Stingbee musi być zdrowa. Ani cała.


***



Lolita Powers zadrżała, lecz nie spuściła z niego hardego spojrzenia.
- Z-zabij mnie już i miejmy to za sobą! – krzyknęła, lecz twardość tych słów zakłóciło jej zdradliwe gardło, wypuszczając z siebie piskliwy głos.
Lockheart prychnął i zwrócił swoje spojrzenie na Marcusa.
- Przeżyłeś, gratuluję. Ale dałeś się zaskoczyć i znalazłeś się na łasce tej płaskiej dziwki. Słabo, jak na przyszłego Widmowego Rycerza.
Hawtin się zasępił. Nie mógł znaleźć żadnej odpowiedzi. Zawiódł samego siebie – nieświadomie zaufał tej dziewczynie, odsłaniając jej swoje plecy. Ponownie poczuł, jak jego mentalna bariera, którą sam sobie nałożył, pęka i tym razem pozwolił sobie na przyjęcie fali gniewu, jaka go zalała. Bez słowa rzucił się w kierunku Stingbee i z rozpędu kopnął ją w plecy.
Zgromadzeni członkowie Phantom Knights wznieśli entuzjastyczne okrzyki, gdy zszokowana dziewczyna padła na posadzkę. Nawet na twarzy Damiena zagościła aprobata.
Tymczasem Lolita szybko poderwała się na równe nogi, lecz nie zdążyła ochronić się przed kolejnym ciosem – tym razem prawa pięść przeciwnika trafiła ją prosto w szczękę. Zachwiało nią, ale zdołała utrzymać się w pionie i uniknąć ponownego bliskiego kontaktu z podłogą. Jednak czarnowłosy morderca nie miał zamiaru poprzestać i zalał ją nawałnicą szybkich ciosów. Stingbee próbowała się bronić, chociaż gwałtowność ataków ją zaskoczyła – w ruch szły stopy, kolana, pięści i łokcie. Czuła, że potrafi być od niego szybsza, jeśli się postara… Jednakże po prostu nie umiała przeciwstawić się tej wściekłej furii.
W końcu Marcus przełamał jej gardę i wyprowadził szybką kombinację – najpierw obił jej korpus, a gdy opuściła nieco ręce, by chronić tamte rejony, trzasnął ją prosto w nos. Zakończył silnym kopnięciem w klatkę piersiową i dziewczyna, chcąc nie chcąc, znowu przywitała się z podłogą.
„Beznadzieja” pomyślała, podnosząc się i obserwując, jakby w spowolnionym tempie, jak Hawtin już do niej doskakuje. Automatycznie uniknęła lub sparowała jego pierwsze ataki. Dziwnie się czuła. Miała wrażenie, że jej umysł odseparował się od cielesnej powłoki i tego, co się z nią dzieje, błądząc wśród natłoku nieodpowiednich w tej chwili myśli i wspomnień. Nagle w jej głowie pojawił się obraz Coltisa. „On by pewnie sobie jakoś poradził w tej sytuacji. Najpierw skopałby tyłek tego narwańca, potem jego kumpli z Phantom Knights, a na końcu zadufanego Lockhearta”. Niepomna gradu spadających na nią uderzeń, zaczęła wspominać wspólne przygody z dawnym kompanem i w końcu dotarła do walki z Fenrisem. To było dopiero monstrum! A jednak Atsuchi zwyciężył! Przy tamtym szamanie, atakujący ją właśnie nadczłowiek był nikim. Ale Blight już nie żył – spotkał go straszny koniec, podobnie jak Arcę – a ona za chwilę do nich dołączy.
Nagle poczuła jak zalewa ją silna fala determinacji. „Ale przynajmniej zabiorę ze sobą tego gnoja”.

Hawtin dyszał lekko. Jego wewnętrzny ogień zdążył się już wypalić, a jego przeciwniczka dalej stała na nogach. To było… niepokojące. W dodatku, miał dziwne wrażenie, że jej postawa uległa nagłej zmianie. Jeszcze przed chwilą dawała się obijać niczym worek treningowy – broniąc się tylko przed niektórymi z jego ciosów – a teraz, mimo krwawienia z nosa, ust i łuku brwiowego, sprawiała wrażenie, że jest gotowa na „drugą rundę”. Zwycięstwo mogło mu przyjść znacznie ciężej, niż do tej pory przypuszczał. Nie mógł do tego dopuścić.

Stingbee rzuciła się do kontrofensywy, lecz nagle oczy jej rywala zabłysły w dziwny sposób. Przez chwilę myślała, że tylko jej się to wydawało, jednak gdy przenikliwy chłód ogarnął jej ciało, wiedziała, że coś jest nie tak. Musiał użyć na niej jednej z tych przeklętych mocy, jakimi dysponowali nadludzie. W takim stanie nie mogła walczyć w zwarciu – mutant znowu uzyskałby nad nią przewagę. Zealotka rozejrzała się za czymś, co mogłoby wyrównać szalę w tym starciu i z radością stwierdziła, że całkiem niedaleko niej leży jeden z jej pistoletów maszynowych. Divine Ecstasy pozwoliłby jej nie tylko na wygraną z Marcusem, lecz także na zabicie jego kompanów i samego Lockhearta. Mogła jeszcze zakończyć tę noc wspaniałym sukcesem!
Nie myśląc o tym dłużej, zerwała się do biegu. Czuła, że jej nogi poruszają się znacznie wolniej niż zazwyczaj, ale nie pozwoliła by zaprzątnęło jej to myśli. Zarówno w umyśle, jak i przed oczyma miała tylko swoją broń - nie słyszała nawet, jak za jej plecami Widmowi Rycerze zaczynają szemrać między sobą i jak ich przywódca każe im się zamknąć i nie wtrącać. Po drodze otarła się udem o kant jednej ze skrzyń, raniąc się boleśnie w biodro – na to też nie zwróciła uwagi, podobnie jak na ciepło wracające niespodziewanie do jej członków.
W końcu jej się udało! Skoczyła, przetoczyła się po ziemi, po drodze zgarniając upragnioną broń, wstała i już odwracała się w przeciwną stronę, by rozstrzelać tych podłych sukinsynów, gdy ktoś złapał ją za uzbrojoną dłoń i wykręcił boleśnie. Divine Excstasy ponownie upadł na podłogę.
Dziewczyna spojrzała w górę i zadrżała, napotykając lodowaty wzrok Marcusa. Mężczyzna bez słowa i bez żadnych emocji na twarzy, wraził w nią swoją broń i ostatnim, co poczuła Lolita Powers, było czarne ostrze katany wyłaniające się z jej pleców.



***



Każdy, kto chociaż trochę poznał Elenę Orsini, widząc wyraz jej twarzy, wolałby się do niej w tym momencie nie zbliżać. Przywódczyni Białej Róży bez mrugnięcia wpatrywała się w dostarczoną przed kilkunastoma minutami przesyłkę. W garści ściskała zgniecioną karteczkę, która była do niej dołączona, lecz całkowicie o niej zapomniała. Podobnie jak o treści, jaką owa karteczka zawierała. Cała jej uwaga skupiła się na peruce stworzonej z czarnych włosów. Zlepionych krwią.



---------------------------------------------

* - tak, wiem, że nie mogła widzieć tego ostrza, ani "poczuć" jego koloru. Po prostu katana Hawtina jest dosyć charakterystyczna, więc pamiętała jej barwę ;)


Per aspera ad astra.
   
Profil PW Email
 
 
^Curse   #2 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Drax:

Pisałam na SB o tym, że najważniejsze w kwestii długości tekstu są proporcje... które ty totalnie skopałeś. Zasada jest prosta: jeżeli piszesz wprowadzenie do walki na 5,5 strony... to sama walka nie może się mieścić tylko na jednej. Zbudowałeś bardzo fajną fabułę, zaintrygowałeś i wciągnąłeś w opowieść. Potem zastosowałeś fragment „jakiś czas wcześniej”, którego obecność jest uzasadniona, ale według mnie zbędna. Mogłeś to streścić gdzieś dalej w tekście bez utraty ciągłości. Dodatkowo, praca byłaby krótsza i długość pojedynku z Lolitą nie bolałby tak bardzo. Forum oferuje różne rodzaje aktywności, więc spokojnie mógłbyś połowę takiego tekstu jako ninmu ;)

Piszesz dobrze, co wszyscy wiedzą, ale mnie twój styl momentami gryzie. Są kwestie do drobnych poprawek, np. duża ilość zaimków wszelakich („ który z nich jest ich celem”, „tylko jej się to wydawało”, itp.), albo nadużywanie cudzysłowu w określeniach ludzi („przeciętniak”, „goryl”, itp.). Mam poza tym wrażenie, że czasami opisujesz pewne sytuacje albo miejsca podwójnie.
Cytat:
Gdy jutro odeślemy ją Orsini, to żaden z jej ludzi nie odważy się nas wkur.wić.
- Przemyśl to jeszcze, szefie. – Pettone westchnął, przeciągnął się i ruszył do wyjścia, by ponownie zebrać Widmowych Rycerzy. – I nie powiedziałem, że Stingbee musi być zdrowa. Ani cała.
Zdanie kursywą jest na tyle wymowne, że to pogrubione zdaje się być zbędnym dopowiedzeniem.

Jeżeli chodzi o twoje małe "p.s.", to fragment, do którego nawiązuje mogłeś po prostu opisać inaczej, zachowując ten sam sens, a uniknąłbyś tłumaczenia "co autor miał na myśli".

Samo starcie z Lolitą niezłe, chociaż sprowadza się do obicia przeciwnika i zaserwowania ciosu mieczem. Niby to poziom zerowy, ale według mnie odpuściłeś pojedynek, stawiając na fabułę. Szkoda. Mimo wszystko uważam, że wygrałeś z „Pszczółką”, bo stworzyłeś kawałek dobrego tekstu. Wiedz jednak, że walka ma być głównie walką i następnym razem, jeżeli zastosujesz podobne proporcje, moja ocena będzie odpowiednio niższa ;)

Ocena: 7

Na sam koniec dwie kwestie, które nie mają wpływu na ocenę... Po pierwsze, wolałabym więcej twojej postaci, a mniej wszystkich innych :P A po drugie... czytając ciebie, odzywają się we mnie feministyczne zapędy, choć do feministki mi skrajnie daleko :DD
   
Profil PW Email
 
 
»oX   #3 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Drax...

Większość tego, co chciałbym napisać, zrobiła Curse. Z jednej strony zgadzam się co do proporcji tekstu, lecz z drugiej - czytało mi się super. Dawno się tak nie zaczytałem na Tenchi, naprawdę. Stworzyłeś bardzo ciekawą, rozbudowaną historię. Moją uwagę przykuło coś zupełnie innego.

Lorgan napisał/a:
Zaszedłeś/szłaś Babilonowi za skórę. Temu prawdziwemu, poza strukturami władzy kościelnej. Z jakiegoś powodu zlecono twoje zabójstwo profesjonaliście z półświatka. Nie będzie łatwo.


Odnoszę wrażenie, że delikatnie ominąłeś treść zadania. Twoje zabójstwo nie zostało zlecone Stingbee z tego co wyczytałem. Był to czysty przypadek, że padło na Ciebie. Więc koniec końców ten "jakiś powód" nie został podany :DD i w ogóle wyszło inaczej niż myślałem.

Co do samej walki, to faktycznie wyszło fajnie. Krótko i na temat. Udało Ci się znaleźć odpowiedni sposób na osłabienie przeciwniczki, dzięki czemu nie była dużym wyzwaniem. Szkoda tylko, że nie pamiętała jak Coltis się nazywał :( "Atsushi", nie "Atsuchi" :DD Jak na poziom zero jest okej, mi to wystarcza. Również podobnie jak Curse będę oczekiwał czegoś więcej na wyższym poziomie. Nie znalazłem praktycznie żadnego błędu w tekście, co mnie ogromnie cieszy. Widać, że poświęciłeś temu starciu dużo czasu i jako Radny to doceniam ;) Na dobrą sprawę nie ma co więcej pisać, bo oddałeś porządny tekst, który.. trochę cięzko mi ocenić ;) Cały długi wstęp do walki świetnie pasuje i doprowadza czytelnika do finału, czyli walki. Dla mnie supcio :ok:

Ocena: 7.5 (nie mogę się przemóc, żeby dać więcej na zerowym poziomie. poza tym potrzebuję więcej walki w walce. i nie przeszkadza mi o dziwo długość tekstu. i lubię stawiać kropkę i pisać z małej litery).
   
Profil PW Email
 
 
»Dann   #4 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498
Wiek: 27
Dołączył: 11 Gru 2011
Skąd: Warszawa

Drax

Zacznę może od postaci. Dość szeroko przedstawiłeś Lockhearta - w sposób całkiem ciekawy a zarazem daleko odbiegający od mojego wyobrażenie. Postaci w tle... Tak jak Curse, sądzę, że powinieneś odsunąć ich na jeszcze dalszy plan i powiedzieć trochę więcej o samym Marcusie. Też jednak nie mam zamiaru ucinać ci za to punktów, o to się nie martw ^^
A Marcus właśnie - oprócz tego, że go mało, to wydaje mi się w porządku. Serwujesz nam jego stosunek do współpracowników i upierdliwych rozmówców. Ponadto pojawia się też brutalne obchodzenie się z bezbronną przeciwniczką, czyli to, co Yami tygryski lubią najbardziej xD Motyw mentalnej bariery mi się spodobał, czekam na więcej.
Czas na przeciwniczkę. Podarowałeś jej to, czego zabrakło twojej postaci: emocje. Z jednej strony motyw walki z perspektywy wroga jest fajny, tak z drugiej ogranicza właśnie ten aspekt. Następnym razem chcę siedzieć w głowie Hawtina, a nie jakiegoś NPC (lub gracza, zobaczymy ^^), bo to na nim powinieneś skupić największą uwagę. Bez tego tekst wydaje mi się... Taki jakiś suchy.

Fabularnie jest ok. Nie mam się do czego specjalnie przyczepić, nie licząc tego, co zauważył oXiu. Także jest :ok:
O błędach wypowiadać się nie będę, bo jakoś ich nie wyłapałem (nie licząc wytkniętych przez Curse ^^)

Walka, czyli najważniejszy element... No cóż, walki xD Na tle całego tekstu nie należy ona do najdłuższych, ale cierpię na tę samą przypadłość ^^ Nie pokazałeś za wiele u żadnej ze stron. Stingbee niczym się nie wykazała, zbierała tylko razy. Zabrakło mi jej magii, ale to przynajmniej jest usprawiedliwione. Ponadto jej przewaga w statystykach zapewniona przez douriki jest zupełnie niewidoczna, wydaje się wręcz, że to twoja postać góruje fizycznie. A to mi się nie podoba. O tyle dobrze, że dałeś klimatyczne zakończenie starcia, za to propsy.

[No i czas na ocenę... Szczerze się waham. Kiedy czytałem tekst po raz pierwszy, miałem bardzo nijakie wrażenia. Później trochę się to poprawiło, lecz dalej nie wiem czy zasługuje to na 7... Bądź co bądź, jest to już całkiem wysoka nota. Ba!
Cytat:
kawał porządnej literatury
No i cóż ja mam z tobą zrobić... Kusi mnie postawienie 6,5... Ale jest to jednak twoja pierwsza walka nową postacią. Może nie do końca ją jeszcze czujesz, ale musisz już mieć na nią pomysł.
Ocena: W ramach kredytu zaufania, ostatecznie dostajesz ode mnie 7, jednak jeśli następnym razem nie dostanę Hawtina, będę bezlitosny.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #5 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Początek jest fajny i w klimacie "Zakazanego Imperium" - idziesz w kierunku wojny Yakuz i mafijnych porachunków co jest bardzo me gusta. Twoja postać jest wrzucona w wir wydarzeń i przez większość czasu nie masz absolutnie żadnego wpływu na bieg wydarzeń. Twist z brunetką, która okazuje się Lolitą jest przedni :ok: . Naprawdę zaskoczyłeś mnie, co chyba nikomu na tenchi jeszcze się nie zdarzyło. Być może stało się tak, dlatego że wcześniej nie poświęciłeś zbyt wiele uwagi jej opisowi. Z wyjątkowo skromnego opisu wynika jedynie, że jest młoda, gadatliwa, ma brunatne włosy oraz jaką bronią się posługuje.
Fajnie zbudowałeś napięcie i z niecierpliwością czekałem jak twój bohater poradzi sobie z tą sytuacją, szczególnie że wpakowałeś go w wyjątkowo niekorzystny set-up ( przy czym wyjątkowo prawdopodobny i realnie opisany). Miałem wrażenie, że w końcu będzie mógł się wykazać i przejąć inicjatywę - bo tak jak pisałem wcześniej, do tej pory porwał go nurt wydarzeń. Niestety zdecydowałeś się na dość rozczarowujące mnie rozwiązanie - Lockheart wyciąga cię z tarapatów. Ze skrajnie niekorzystnych warunków, znalazłeś się w niezwykle korzystnej sytuacji. Mam co do tego mieszane uczucia. Spodziewałem się, że po jego występie we wstępie będzie już tylko stanowił tło. Z drugiej strony to w gruncie rzeczy akceptowane rozwiązanie. Więc punktów za to ci nie uwalę - tym razem ;)
Walkę - o ile można to tak nazwać, bo w rzeczywistości to prawie egzekucja na rozbrojonej przeciwniczce opisałeś zgrabnie. Nie przekonał mnie natomiast fragment w którym Lolita wędruje wspomnieniami do Coltisa. Motyw niby fajny, ale wydaje mi się, że nie sprzedałeś go prawidłowo - ja przynajmniej go nie kupiłem.
Jak zwykle w twoich walkach bardzo podobało mi się tło - postacie, które się przewijają są dobrze opisane i wydają się żywe.
Reasumując:
+ Fajna, solidna fabuła
+ bardzo dobry twist z Lolitą
+ praca na bardzo dobrym poziomie technicznym

- mam mieszane uczucia co do nadużycia postaci Lockhearta
- średnio-słaby zabieg z "psychiką/wspomnieniami" przeciwniczki
- trochę zaniedbana walka w walce.

Ocena końcowa 7,5
   
Profil PW Email Skype
 
 
^Pit   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Solidne opowiadanie, które miało zaskakująco dużo fabularnych smaczków, jak na poziom 0. Ale co się dziwić, wszak mówimy tu o weteranie w skórze żółtodzioba ;) Twoje wpisy zawsze cechowała swoista czystość interpunkcyjna, akurat na tym polu ustępuję ci totalnie.
Bardzo miłe wprowadzenie swojej nowej postaci; tworzysz antybohatera, łowcę nagród i liczę na to, ze w przyszłości będziesz się bawił z tym konceptem, bo zdecydowanie brakuje ostatnio płatnych wojowników bez skrupułów na Tenchi (jakkolwiek by to nie brzmiało). Twoje historie mają więc szansę autentycznie wnieść powiew świeżości do uniwersum. A jak poszło ci w twoim "debiucie"? Całkiem nieźle. Mierziło mnie trochę to, że większość twoich towarzyszy to przeklinające karki bez mózgu, ale w sumie nie było mi ich potem szkoda. Bardzo fajna relacja z Lolitą, która ostatecznie okazuje się być zgubą dla świeżo upieczonego łowcy. Cieszy mnie fakt, że autentycznie nie cackasz się z przeciwnikiem i wedle zasady "ma być żywa i tyle" srogo ją obijasz. Problemem natomiast jest to, że idzie ci o wiele za łatwo. Przewaga około dwóch tysięcy Douriki powinna ciebie zmrozić, jakieś drobne trudności ze złapaniem oddechu, zadyszka przy którymś z kolei kombosów. I czy mi isę zdaje, czy ona praktycznie nie miała szansy użyć swojej magii? Serio, ja wiem, że to poziom 0 i tu się umiejętności naprawdę sporadycznie uzywa, no ale to jest weteranka, która miała więcej niż kilka szans na użycie swoich czarów.
W ogóle cała sprawa wygląda tak, że jest dobrze pod względem spójności i opowieści, ale staty zostały pominięte całkowicie. Nie ma szybkości 4 jak ty, ale z przewagą douriki ona twoich ciosów powinna unikać, albo chociaż parować. Plus, jej shageki jest wzmocnione szkołą walki. W tym momencie ona może cię zastrzelić z każdego kąta, bez celowania, z biodra, dłubiąc sobie w nosie palcem drugiej ręki.
Pamiętaj o tym na następny raz. To była walka na spokojne 7. Dlaczego musiałeś to tak zwalić xD
6.5 ...
*Patrzy na poziom trudności*
6.8? Hmm...większość sędziów daje oceny powyżej. Zostawić tak, czy ci zawyżać?
Zaryzykuję i tak to tu zostawię. W moim odczuciu wygrałbyś, gdybyś tylko nie zignorował faktu, że przeciwniczka zjada cię na śniadanie samą mocą xD Nie ma cię nawet jeszcze w updatowanym rankingu mocy, więc zakładam, że mocy to ty masz...yyy..100? Chyba teraz z taką mocą zaczynają nadludzie. No, to bez gadania. To są dwa punkty przewagi we wszystkich statach fizycznych + zmrożenie samą siłą. Coś jak Goku i Piccolo którzy próbowali zrobić cokolwiek Raditzowi.
Tyle ode mnie!
   
Profil PW Email
 
 
»Shadow   #7 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 251
Wiek: 28
Dołączył: 28 Maj 2015
Skąd: Zagłębie kabaretowe

Szczerze powiedziawszy... Spodziewałem się czegoś więcej. Wiem, mam zawyżone standardy. No ale przejdźmy do oceny. Postaram się nie powtarzać ;)


Język
Nie jest źle. Złapałem kilka błędów interpunkcyjnych (nie wymienię wszystkich, z pewnością sobie sam poradzisz, jeżeli będziesz chciał się poprawić ;) )
Cytat:
Tylko, że (będę tym męczył. Najpowszechniejszy błąd)
napatoczył będąc tak wściekłym ('napatoczył' i 'będąc' to czasowniki, które powinien oddzielać spójnik albo przecinek)
Modelowy drobny biznesmen, albo urzędnik (przed 'albo' wstawiamy przecinek w momencie, gdy powtarzamy ten wyraz, bądź występuje on bezpośrednio przed wtrąceniem)
chyba, że sprawi sobie sztuczną szczękę. ('chyba że' to tak zwany spójnik złożony i nie dzielimy go przecinkiem)

Użyłeś dwa razy zwrotu 'póki co'. Nie będę robił nic w związku z tym, gdyż sam go używam od czasu do czasu, jednakże chciałbym zwrócić uwagę, że to jeden z brzydszych rusycyzmów i w opowiadaniu raczej nie powinien się znaleźć.
Piszesz językiem prostym, przyjemnym dla odbiorcy, co jest dużym plusem.

Spójność
Tekstu jako zamkniętej całości
25 tysiące znaków. Przez pierwsze 20 tysięcy wprowadzenie do walki, 5 kolejnych to walka i podsumowanie, czy też zakończenie mieszczące się w 500. Czy to coś znaczy? W teorii tak, w praktyce nie. Jest to bowiem pierwsza walka twojej postaci i muszę przyznać, że bardzo przyjemnie mi się czytało takie wprowadzenie, gdzie wyjaśniasz, jak twoja postać żyje, a z racji lekkiego stylu przez ten fragment wręcz "przeleciałem" ;)
Tekstu w stosunku do świata
Zignorowałeś opis ninmu. Zresztą nie tylko ja to zauważyłem. Strasznie mnie to boli, bo o ile twoja walka ma swój klimat i jest dobra, o tyle miała jednak spełnić opis ninmu (przynajmniej moim zdaniem), a tego nie zrobiła. Poza tym nie widzę nic znaczącego.

Kreatywność
Świetny pomysł na "nóż w plecy", który wam zadała Lolita, ale...
Cytat:
- Naprawdę myślałaś, że mnie wykiwasz, Lolito Powers? Że nie wiem, że jesteś jednym z ulubionych piesków tej zdziry? Myślałaś, że nas zinfiltrujesz, że złapiesz w sidła i przekażesz jako łup swojej pani? Taka gówniara, jak ty? – Ton jego głos od początku wypowiedzi się zaostrzał, by na końcu zmienić się już w ryk.
przyznam, że trochę mnie to wybiło z rytmu, bo jeśli on o tym wiedział wcześniej to zakładał możliwość, że zginiesz od tak. Trochę zgrzyt. Skoro wiedział to dlaczego jej nie przywołał i sam nie wykończył?

Wrażenia ogólne
Chyba jeszcze do końca nie czujesz tej postaci. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Sama walka natomiast... Wygląda tak, jakby połowę roboty odwalili za Ciebie inni Widmowi (pozbawienie Lolity broni). Rozumiem, że poziom 0, bo sam się z tym borykam i wiem, że ciężko byłoby inaczej pokonać Lolitę, ale ostatecznie...

Podsumowanie
Nie jest to z pewnością przeciętniak. Ma w sobie coś, co pozwala stwierdzić, że jest lepiej, ale "kawał porządnej literatury" dla mnie to też nie jest. Nie urzekł mnie po prostu. Głosowałbym na remis, aby zachować czystość sumienia, ale mechanika mi nie pozwala, więc z przykrością jestem zmuszony wystawić notę
6,5
z nadzieją, że następnym razem dam przynajmniej 8.


W więziennej rozpaczy...
   
Profil PW Email
 
 
»Twitch   #8 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Drax

Będzie krótko. Na prawdę tekst, szybko się go czytało i widać, że dobrze wczułeś się w Tenchi i klimat świata. Przyznam jednak szczerze, że jak pisałeś w Gotei bardziej mi się podobało, dlatego że Twoje walki były epickie. Tutaj dodałeś fajny wpis, ale liczyłem, że Lolita będzie stanowiła większe wyzwanie, tym bardziej ze względu na to ile Coltis z nią zaliczył ninmu itd., co nawet w karcie ma zaznaczone:
Cytat:
Przez lata współpracy z Atsushim Coltisem, Stingbee wyrobiła niezwykłą wprawę w walce na średnim dystansie, głównie jako wsparcie strzeleckie.


Potraktowałeś ją jako mniej doświadczoną niż w rzeczywistości jest. Niemniej jednak samo starcie było poprawne, ale ostatecznie trochę za mało i liczyłem, że Ci trochę dokopie. Kreowanie postaci w stylu jednego z głównych bohaterów mangi Green Blood na plus, bandzior zakapior to Twoje klimaty. Zdecydowanie czekam na więcej.

Ocena: 7/10


Little hell.
   
Profil PW
 
 
»Matheo   #9 
Rycerz


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 169
Wiek: 35
Dołączył: 11 Paź 2010
Skąd: Szczecin

Matheo Ocenia

Żenujący żart oceniającego





DRAX




- Czy ty wiesz skąd jest Drax? – zapytał głos w głowie
- No oświeć mnie
- Gliwice
- O k… - zakląłem - Czy ty chcesz powiedzieć, że Piast, że lider…
- Tak… Kamieniarz …wam w twarze i tak dalej
- Cudownie, oceniam walkę kolesia ze ślunska i to jeszcze z miasta lidera … bajka


Postaram się streszczać "kamieniarzu". Wpis mi się podoba, posiadasz lekkość i umiejętność kreowania fabuły i wydarzeń w taki sposób, że czyta się to naprawdę bardzo przyjemnie. Przeczytałem szybko, bez specjalnych przerw. Błędów nie znalazłem ale co zawsze podkreślam mało widzę. Fabuła kreacja postaci całość wychodzi naprawdę sympatycznie i jest to duży plus. Podobnie podoba mi się przedstawienie twoich relacji z przeróżnymi npc. Nie mam zarzutów co do ilości walki w walce, mi to nie przeszkadza. Co natomiast mi nie do końca pasuje to twoje zbyt łatwe poradzenie sobie z rywalką. Sorry tutaj mam podobny pogląd jak Pitry, zwyczajnie powinna być dla ciebie dużo trudniejszą przeciwniczką. Słabość pojedynku rekompensuje mi co prawda fajny zabieg z Lolitą naprawdę mi to pasowało.

Cieszy mnie to, że twoja postać się fajnie zapowiada, i złość za uśmiercenie poprzedniej przeszła. Wtedy mi podobał się pomysł wykreowany w walce z Curse, a teraz ten wstęp ma klimat i chce więcej. Nie mam dziś mocy na węcej stąd tak, a nie inaczej

NPC: 6,8
Drax: 7


Matt Brown uważa, że Drax zasłużył na zwycięstwo.


Granatowo Bordowy Świat W Naszych Głowach Od Najmłodszych Lat....
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #10 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Drax - Chciałem ocenić jako ostatni (chociaż wyszło, że przedostatni), żeby nie sugerować niczego innym radnym. Nie jestem pod wrażeniem. Tekstowi zabrakło korekty, a fabule oparcia w kanonie. Zamiast wymyślać ilu członków ma Phantom Knights, mogłeś po prostu zapytać. Gen zawsze to robi i nie ma problemów. Charakter Damiena Lockhearta to jakiś dramat. Tekst mi się dłużył, chociaż wydarzeń w nim wcale nie było wiele. Lolita jest dużo sprawniejsza i bardziej doświadczona od ciebie - tak po prostu, ma lepsze staty i tonę przygód odbytych z Blightem. To są fakty, które po prostu zanegowałeś na potrzeby opowiadania. Tyle uwag. Dobrze, że zacząłeś jakąś większą historię. Twist ujdzie w tłumie (chociaż jak zacząłeś opisywać przeciwniczkę jako sojuszniczkę z czarnymi włosami, to myślałem, że coś przeoczyłem). Generalne wykonanie daje radę. Jak na twoje możliwości, ta walka jest nieporozumieniem.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na NPC.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 13