11 odpowiedzi w tym temacie |
»Dann |
#1
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498 Wiek: 27 Dołączył: 11 Gru 2011 Skąd: Warszawa
|
Napisano 03-07-2015, 22:02 [Poziom 0] Dann vs Suisei - walka 1
|
|
Avalon, nagijski region Nibir
"Korona Nibiru" to jeden z najbardziej ekskluzywnych i zarazem najdroższych barów w stolicy Cesarstwa. W całym wnętrzu unosiła się zaskakująco delikatna i przyjemna woń piwa. Jasna kolorystyka ścian mocno kontrastowała z ciemnymi, drewnianymi meblami. W związku z wieczorową porą było całkiem tłoczno. W przeciwieństwie do większości avalońskich lokali, klienci "Korony" nie należeli do grona pijaków, wichrzycieli czy innych wyrzutków społeczeństwa. Nie krzyczano ani nie tłuczono kuflami o blaty. Prowadzono ciche rozmowy, od czasu do czasu ktoś dyskretnie się zaśmiał. Większość obecnych skupiała jednak swoją uwagę na największej atrakcji - młodych, urodziwych kobietach tańczących na dużej scenie w rogu głównej sali. Tym również zajmował się szczupły, ciemnowłosy mężczyzna, przy okazji powoli pociągając wyborne, nagijskie Ale. Był dość specyficzny. Miał wyraźnie podkrążone oczy, lecz to akurat dziwiło najmniej. W miejscu nosa przebiegał zwój bandaży, zaś kiedy unosił wargi łatwo można było dostrzec trójkątne, zaostrzone zęby. Cała sala zwróciła ku niemu wzrok gdy zabrzmiał heavy metalowy dzwonek jego telefonu. Uniósł dłoń w przepraszającym geście i odebrał.
- Tu Baneman. O co chodzi?
- Sprawdź maila. Masz tam akta dwóch osób - odezwał się niski, męski głos.
- Aksen? Jestem zajęty. Zgarnij kogoś innego.
- Nie przesadzaj. Znając ciebie, prawdopodobnie właśnie żłopiesz piwo w jakimś barze...
Biały Rekin przemilczał stwierdzenie wyższego stopniem egzekutora.
- No właśnie - powiedział z wyższością i rozbawieniem rozmówca. - Skoro tak się sprawy mają, to chyba możesz się przysłużyć krajowi, prawda? Wracając do akt, jedne dotyczą młodego rycerza. Drugie zaś małego, sanbetańskiego przedsiębiorcy. Jakimś cudem podpadł "górze".
- Dwa zlecenia za jednym zamachem? Zresztą, takimi pierdołami mogą zająć się szeregowcy. Czemu dzwonisz akurat do mnie? - Baneman wydawał się już lekko znudzony.
- Bo szeregowcy nie zajmą się rekrutacją. - Usłyszawszy pełne irytacji westchnienie, Aksen kontynuował. - Masz znaleźć młodego i wcielić go w nasze szeregi. Ale to dopiero kiedy pozbędzie się Sanbetańczyka. Jest też haczyk. Wynajął sobie całkiem niezłego ochroniarza. Kogoś znanego w półświatku... Chyba pięściarza. W załączniku masz też filmy z jego występu w Lidze Walk.
- Może być ciekawie.
- Masz się nie wtrącać. Przekazujesz tylko dane i wysyłasz młodego do Ishimy. Ty zostajesz na miejscu - ostrzegł starszy stażem rycerz.
- Doooobrze tato...
* * *
Dzielnica Tenpen, Ishima, Sanbetsu
Washimaru Takatori, znany szerszemu gronu jako Suisei, czuł się dość niezręcznie. Nieczęsto się to zdarzało, jednak pobyt w luksusowym domu rozkoszy, nawet w roli ochroniarza, kłócił się z jego sumieniem. Siedząc na jasnym, skórzanym fotelu w oczekiwaniu na zleceniodawcę, młody agent dyskretnie zabawiał się swoim ukrytym ostrzem. Wodził palcem po rowkach wygrawerowanych na nim zasad, zastanawiając się, jak znacznym ich pogwałceniem byłoby pochlastanie Tekkeya za wpakowanie mu takiego zadania.
- Już wolałem infiltrowanie K.O.P.u. Tam mogłem się przynajmniej wyszaleć i przy okazji czegoś nauczyć - pomyślał rozdrażniony młodzieniec, zaciskając pięść na wspomnienie nauki stylu Ansatsuken od Ooryuu. - Teraz muszę siedzieć bezczynnie, aż ten przeklęty dziad skończy zabawiać się z jakąś paniusią.
Minęło jeszcze kilka minut zanim ów dziad przyszedł do poczekalni. Był to niski, chudy jak szczapa i prężnie już łysiejący mężczyzna. Miał na sobie grafitowy garnitur z najwyższej półki i dopasowany, lawendowy krawat. Pokuśtykał w stronę wyjścia, po drodze rzucając Takatoriemu nieprzyjemne spojrzenie. Ten z westchnieniem podniósł się z fotela i ruszył za pracodawcą.
* * *
Przedmieścia Avalonu, nagijski region Nibir
Krople deszczu ciężko uderzały o szyby. Krwista czerwień przebijała się przez wszechobecną ciemność. Razem z jękiem otwieranych drzwi wyklarował się obraz. Jego oczom ukazał się niski, przykryty śnieżnobiałym obrusem stolik. Zaskoczony nagłym odgłosem, odwrócił się w kierunku, z którego pochodził. Nim zdążył cokolwiek dostrzec, jego gardło chwyciły czarne szpony.
- Proszę! Błagam, na Oumena! Weź co chcesz, ale mnie nie zabijaj! - Wydał z siebie zduszony okrzyk. Łzy ściekały mu po policzkach.
- Chcę ciebie...
Chciał krzyczeć, lecz nie potrafił wydusić z siebie żadnego dźwięku. Po chwili został brutalnie rzucony na podłogę, a następnie mocno chwycony za kark. Próbował się wyrwać - nie potrafił. Mroczna postać szarpnęła go w stronę drzwi, a następnie białego, marmurowego ołtarza. Miał wrażenie, że zanim tam dotarli mijały godziny, a nawet całe dnie. Napastnik pchnął go na ołtarz, po czym uderzył czymś tępym w skroń. Tuż przed tym udało mu się zauważyć część twarzy oprawcy. Większość, od brody aż do nosa, była zasłonięta pasem czarnego materiału. Dostrzegł jednak jasną, nienaznaczoną jeszcze zębem czasu skórę oraz przypominający orli dziób nos. Tym co najbardziej przerażało w jego obliczu były oczy. Łaknące mocy i śmierci, jego śmierci. Ich błękit mieszał się z czerwonymi refleksami krwi. Wtedy obraz znowu przysłonił mrok.
Sevastian otworzył oczy. Ponownie patrzył na tę samą postać. Jednakowa jasna skóra oraz haczykowaty nos znajdowały się kilka metrów przed jego twarzą. Tylko oczy nie pasowały do całości wizerunku. Skryte za szkłami okularów wyrażały skruchę. Młody rycerz głośno westchnął. Morderca ograniczony ramą lustra powtórzył tę czynność. W ciągu kilku sekund efekt Genfærd całkowicie ustąpił. Dann powoli podniósł się z klęczek i otrzepał spodnie z kurzu. Medytacja każdego dnia wyglądała tak samo: siadał na podłodze, poddawał się działaniu swoich mocy i wielokrotnie doznawał wizji morderstwa księdza z Kotii. Zawsze z perspektywy ofiary. To nie tak, że bał się śmierci. Zabijanie również przychodziło mu bez większego problemu. Tym co go przerażało był on sam, a dokładniej to czym się stawał. Żądza władzy i dominacji, brak poszanowania nawet podstawowych wartości. Nie chciał stać się potworem. Jeśli musiał zabić, starał się przynajmniej zrobić to szybko i w miarę bezboleśnie. Westchnął ponownie. Jego rozmyślania przerwał dźwięk wibracji telefonu. Zaciekawiony rycerz odebrał.
* * *
Avalon, nagijski region Nibir
Dann wszedł do jasnego pomieszczenia "Korony Nibiru". Słyszał, że lokal ten należał do najbardziej ekskluzywnych w całym Nag, tym bardziej zdziwiły go pustki. Tylko przy jednym z wielu drewnianych stołów ktoś siedział. Prawdopodobnie była to osoba, która do niego zadzwoniła. Silvera zainteresował wygląd mężczyzny. Bandaż w miejscu nosa oraz rekinie, trójkątne zęby.
- Nic dziwnego, że bar opustoszał - pomyślał.
Mężczyzna spojrzał na niego, jakby usłyszał jego myśli.
- Hai Baneman - przedstawił się. W jego głosie słychać było lekką irytację.
- Sevastian Dann, miło...
- Pseudonim Silver. Wiem kim jesteś, siadaj - przerwał mu Rekin. Widząc zmieszanie na twarzy rekruta, kontynuował. - Jesteś tu tylko dlatego, że ktoś na górze uważa cię za przydatnego. Nie mamy się spoufalać. Mamy pracować. Rozumiesz?
Sevastian tylko kiwnął głową na znak, że rozumie. Zadowolony z siebie Baneman mówił dalej.
- Jestem porucznikiem nagijskiego pionu egzekutorów. Zajmuję się... No cóż, egzekucjami. Zabijam ludzi. Zabiłeś kiedyś człowieka, Dann?
- Owszem, niejednego - odpowiedział beznamiętnie.
- Ta, masz to wpisane w papierach. Przynajmniej wiem, że nie jesteś kłamcą. Jest to już jakiś początek - prychnął samurai, po czym zademonstrował ekran swojego telefonu, na którym widniały wspomniane wcześniej akta. Obok swojego zdjęcia, młody rycerz zobaczył chudą twarz łysiejącego już mężczyzny.
- To Takeo Matsuda. Właściwie nikt ważny, ale wszedł w drogę nieprawidłowym ludziom. Zabijesz go - powiedział Biały Rekin. Nie pytał, stwierdzał fakt.
Dann przez chwilę milczał, przyglądając się zdjęciu starca. Wyciągnął rękę po telefon, na co Hai niechętnie przystał. Sanbetańczyk, jak można było wnioskować po nazwisku. 52 lata, wdowiec, bezdzietny. Zajmował się głównie handlem małymi nieruchomościami. Tak jak wspomniał Baneman, nic ciekawego.
- Dlaczego ja? - Zapytał po chwili.
- Już mówiłem. Ktoś na górze uważa, że możesz być przydatny. - Mężczyzna świdrował Danna swoimi małymi, podkrążonymi oczami. Nie było to przyjemne uczucie. - Musisz wiedzieć jedną rzecz zanim wyruszysz. Ma ochroniarza. Widziałem jak walczy, albo ukrywa swoje zdolności, albo nie do końca jest człowiekiem. Tak czy inaczej, będziesz musiał na niego uważać.
Przez kilkanaście najbliższych minut Biały Rekin przekazywał szczegółowe polecenia, na sam koniec zaś zostawił nagrania. Na pierwszym walkę toczyło dwóch mężczyzn, jeden młody i niebieskowłosy, przeciwko starszemu, mało charakterystycznemu. Nawet Dann, który nigdy nie skupiał uwagi na walce wręcz, potrafił dostrzec różnicę mocy między tą dwójką, zanim padł pierwszy cios. Kilka sekund później przekonał się o swojej racji, gdy młodzieniec rozłożył swojego przeciwnika na łopatki jedną szybką kombinacją kopnięć. Następna walka była znacznie bardziej wyrównana. Niebieskowłosy walczył z nieznacznie niższym łysolem. Początkowo tylko wymieniali próbne ciosy, lecz gdy walka rozpoczęła się na poważnie to młodzieniec był wyraźnie górą. Pojedynek zakończył się brutalnym gradem ciosów na górne partie ciała leżącego przeciwnika. Ostatnim przeciwnikiem tzw. Komety był odrobinę masywniejszy od niego, krótko ostrzyżony mężczyzna. Starcie rozpoczęło się leniwym krążeniem po ringu, jednak gwałtownie nabrało tępa gdy Ooryu, przeciwnik Suiseia, wykonał znacznie szybszy od poprzednich cios. Wtedy pomiędzy dwójką nastąpiła wymiana potężnych ciosów. Szczególną uwagę Silvera przykuł moment, w którym Takatori wykonał wręcz niemożliwą kontrę kopnięcia w kroczę, co poskutkowało obaleniem oponenta. Zatrzymał nagranie.
- To o tym mówiłeś? - Zapytał egzekutora. - Wcześniej jego przeciwnik zrobił podobny manewr, ukrywał swoją szybkość, żeby go zmylić. To o niczym nie świadczy.
- Dokładnie o tym. Siedzę już w tej branży od lat, więc mogę cię zapewnić, że ten chłopak albo jest jednym z najszybszych skurczybyków jakich widziałem, albo jest nadczłowiekiem. W obu przypadkach może być dla ciebie kłopotliwy. Uważaj na niego...
* * *
Dzielnica Tenpen, Ishima, Sanbetsu
Promienie zachodzącego słońca przebijały się przez nieszczelne rolety pokoju hotelowego. Takeo Matsuda zniecierpliwiony chodził po całym pomieszczeniu, przeklinając pod nosem. Człowiek, któremu miał sprzedać informacje o nagijskim wywiadzie spóźniał się już o ponad godzinę. Zwrócił się w kierunku stojącego w rogu ochroniarza.
- Przydaj się do czegoś i sprawdź, czy kupca nie ma w hotelowej restauracji!
- Tak jest, szefie. - Suisei westchnął. Miał już stanowczo dość towarzystwa swojego pracodawcy, więc z ulgą przyjął polecenie opuszczenia pomieszczenia. Powoli wyszedł z pokou i udał się w stronę wind. Po drodze minął się z grupką kilku rozwrzeszczanych nastolatków w towarzystwie niewiele starszego od nich faceta w okularach. Przykuł on jego uwagę, jako że miał na sobie długi, zupełnie niepasujący do warunków atmosferycznych płaszcz. Minął ich bez słowa i dotarł do windy.
Młody agent rozejrzał się po hotelowej restauracji oraz holu. Znajdowało się w nich trochę ludzi, lecz żaden z nich nie przypominał kupca pana Matsudy. Sięgnął do kieszeni bluzy w celu wydobycia z nich telefonu. Wybrał numer pracodawcy i czekał aż ten odbierze. Nie doczekawszy się, spróbował ponownie. Dalej nic. Zdenerwowany znowu ruszył w kierunku wind, a następnie na piąte piętro, tam gdzie znajdował się ich pokój. Minął tą samą grupkę roześmianej młodzieży, tym razem bez człowieka w płaszczu. Kiedy dotarł do właściwych drzwi, zauważył, że nie są domknięte. Był pewny, że zamknął je na klucz. Lekko pchnął drewno.
- Szefie! Jest tu szef?! - Krzyknął w nadziei, że usłyszy znienawidzony głos. Zaklął, gdy odpowiedziała mu głucha cisza. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Stół stał na samym środku, zaś rozrzucone na nim papiery nie zostały przesunięte nawet o centymetr od jego wyjścia. Podchodząc do łóżka, poczuł znajomy metaliczny zapach. Wręcz biegiem rzucił się w jego kierunku. Dopadł łóżka a jego oczom ukazał się makabryczny widok. Na podłodze na wznak leżał Takeo Matsuda. Wokół zobaczył wciąż rosnącą plamę krwi, wydobywającej się z ciała jego pracodawcy.
- Szefie! Panie Matsuda! - Krzyczał Suisei potrząsając jego ciałem. - Nie może pan umrzeć!
Przedsiębiorca był już jednak martwy. Rozwścieczony agent zawył. Był wściekły na siebie ale i Takeo. Gdyby nie kazał mu opuścić pokoju, mógłby jeszcze żyć. A tak cały plan Tekkeya wziął w łeb. Rozejrzał się ponownie po pokoju. Ukryte kamery, zamontowane z polecenia przełożonego, były nienaruszone. Otworzył leżącego na stole laptopa i włączył nagrania, przewijając do momentu, w którym opuścił pomieszczenie. Na ekranie Takeo Matsuda, jeszcze żywy, przechadzał się podenerwowany po całym pokoju, tak samo jak przed opuszczeniem pokoju przez Suiseia. Kiedy mężczyzna był odwrócony tyłem do drzwi, te powoli się uchyliły. Stanęła w nich wysoka postać w płaszczu i srebrnej masce bez żadnych zdobień czy otworów. Washimaru wytrzeszczył oczy. Ten płaszcz! Dokładnie taki sam, jak tego gościa na korytarzu. Przybysz bezdźwięcznie ruszył w stronę starca. Kiedy był tuż obok, wyciągnął rękę w jego stronę i położył mu ją na głowię. Takeo zamiast odwrócić się i spróbować walczyć, tylko stał. Po chwili upadł na kolana, a zabójca wyciągnął ostrze w kształcie węża. Nachylił się ku przedsiębiorcy i najprawdopodobniej szepnął mu coś do ucha. Następnie wbił miecz między łopatki ofiary, na tyle głęboko, że sztych wyszedł pod mostkiem. Ostrze przekręciło się o 90 stopni, po czym zostało powoli wyciągnięte. Zdegustowany Washimaru sięgnął po telefon, tym razem chcąc zadzwonić do Genbu Ookawy.
- Tekkey, mamy problem - natychmiast zaraportował. - Matsudę zamordowano.
Ze słuchawki dobiegło przekleństwo.
- Podeślę ci nagranie. Zabójca jest na nim zamaskowany, ale widziałem go chwilę wcześniej. Bez maski.
- Dobra, wysyłaj i mów co wiesz. Załatwię nagrania monitoringu hotelowego i wyślę kogoś, żeby zajął się tym gnojkiem. Skoro sprzątnęli Matsudę, to będę też musiał znaleźć inne dojście do Czarnego Pająka.
- Znajdź go. A danych nie wysyłaj do nikogo oprócz mnie. To moja robota i to ja ją zakończę.
* * *
Dzielnica Gedam, Ishima, Sanbetsu
Sevastian Dann ciężko opadł na wyraźnie wysłużony już fotel w jednym z tanich motelików dzielnicy Gedam. Paskudna okolica i jeszcze gorsi ludzie. Rycerz miał szczerą nadzieję, że po wylocie do Avalonu, już nigdy nie będzie musiał tu wracać. Musiał jednak przyznać, że w labiryncie wszelkiej maści ruder, burdeli, zapuszczonych magazynów i moteli takich jak ten, w którym się znajdował, bardzo trudno było go namierzyć. Przeczesał palcami jeszcze mokre po niedawnym prysznicu włosy po czym tę samą dłoń przyłożył do twarzy. Znowu zabił na zlecenie. Tym razem nie czuł z tego ani przyjemności, ani satysfakcji. Nie był już tym samym potworem co kiedyś. Nie był sędzią a wyłącznie katem. Ślepym ostrzem sprawiedliwości. Gwałtownie podniósł się z siedziska i chwycił za kalis. Półpłomieniste ostrze ponownie odebrało życie. Ciemna, miejscami pozłacana klinga nie miała na sobie żadnej skazy, mimo że już wielokrotnie skąpana została we krwi. Dann kilkukrotnie obrócił broń w palcach, wykonał kilka młynków. Czuł się tak samo jak przed przyjazdem do Sanbetsu. Głęboko odetchnął po czym schował kalis do drewnianej pochwy, którą następnie owinął połami materiału i włożył do skrzyni razem z przydatnym tego dziś kluczem elektro-utwardzalnym i resztą ekwipunku. Przykrył ją wiekiem. Był prawie gotowy do wyjazdu. Pozostało mu tylko jedno: medytacja. Klęknął przy fotelu. Był gotowy do użycia na sobie Genfærd, gdy przeczucie się w nim odezwało. Kiedy tylko obrócił głowę w kierunku drzwi, te z wielką siłą wypadły z zawiasów i upadły na podłogę. Nie zdążył się nawet podnieść a z nowopowstałej dziury wturlała się mała kula. Minęła może sekunda gdy ta eksplodowała dymem, który szybko opanował całe pomieszczenie. Jakimś cudem spryskiwacze nie były zepsute, dzięki czemu nagle zaczęły strzelać wodą na wszystkie strony. Nim dym opadł, do pokoju wpadł cień. Czarny, zakapturzony kształt mknął w kierunku Silvera. Rycerz nie miał innego wyjścia jak rozegrać to sprytnie. Podniósł ręce w geście poddania się, lecz nie powstrzymało to szarży napastnika. Dann został mocno przyparty do ściany. Na szyi poczuł zimno stali.
- N-nie zabijaj! Proszę! - krzyknął, specjalnie podnosząc wysokość głosu. Brzmiał jakby ktoś ścisnął go za jaja.
- Sevastian Dann, Nagijczyk. Dziś wracasz do Avalonu - syknął przez zaciśnięte zęby agent. - Wiem o tobie wszystko. Wiem również, że kilka godzin temu zabiłeś Takeo Matsudę.
- Nie! To musi być jakaś pomyłka! - Grał dalej rycerz. Nie podobało mu się to. Takie zachowanie było ujmą na rycerskim honorze, lecz w tym momencie musiał albo zdusić w sobie dumę albo pogodzić się ze śmiercią. Jakoś nie przepadał za drugą opcją. Dym powoli opadał. Na tyle by udało mu się dostrzec sylwetkę napastnika. Niebieskie włosy. No tak...
- Sevastian Dann?! - Kontynuował Suisei.
- Tak! Tak, to ja! Ale nikogo nie zabiłem!
- Łżesz psie! Widziałem cię dziś w hotelu, tuż przed śmiercią Matsudy.
- Tak... Tak! Byłem dziś w hotelu. Odwiedzałem przyjaciółkę! - Kłamał dalej Silver. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że te kłamstwo nie należało do najmądrzejszych w jego karierze. Odwiedzał koleżankę. W hotelu na drugim końcu miasta. W obcym państwie. Takatori, prawdopodobnie za sprawą emocji, nie wyłapał tak oczywistego blefu. To oznaczało, że agent nawet go nie słucha. Był tu po to, by zabić. Pojąwszy, że nie uda mu się załagodzić sytuacji, Nagijczyk postanowił działać tak jak na rycerza przystało. Walczyć. Zajrzał w głąb umysłu agenta z pomocy frygt jægera. Zaskoczony zobaczył dość liczną grupkę. Najwyraźniej zastąpili Washimaru rodzinę. Niechętnie nasłał na przeciwnika wizję, w której ten własnoręcznie morduje swoich bliskich. Zszokowany nagłym obrazem poluzował uchwyt. Rycerz wykorzystał moment i pchnął go jak najdalej od siebie. Biegiem rzucił się do niedawno zamkniętej skrzyni pełnej zabójczego wyposażenia. Podniósł wieko i wydobył kalis z pochwy. W samą porę, bo oprzytomniały już Suisei właśnie ciął ostrzem z rękawa prosto w jego twarz. Bez większego problemu sparował atak, po czym wyprowadził własny, na odlew. Próbował po prosu zwiększyć między nimi dystans. Agent odskoczył do tyłu, dokładnie tak jak zakładał Silver. Wykorzystał moment spokoju do ponownego użycia genfærd na przeciwniku. Wizje na tak silnym celu trwały mniej niż dwie sekundy. Może nie długo, lecz wystarczająco by stanowić o życiu lub śmierci podczas starcia. Błyskawicznie ustawił swoje ciało zgodnie z zasadami stylu Ludift, idealnego do walki z kimś nieprzewidywalnym. Nie zdążył jednak wyprowadzić ciosu, bo Suisei znowu zdążył otrząsnąć się z psychicznej tortury.
- Ty gnoju... - syknął. - Jak śmiesz używać moich ziomków przeciw mnie?!
Wymawiając te słowa, agent stanął twardo na ziemi, pochylając się lekko i wystawiając przed siebie ręce. Nie była to typowa garda. Przypominała raczej pozycję ostatniego przeciwnika Takatoriego w Lidze Walk. Czarna bluza, którą dotychczas miał na sobie, teraz leżała u jego stóp. Oczom Danna ukazał się napis "jeśli widzisz ten napis - masz wpieprz" nadrukowany na czarny bezrękawnik. Kąciki ust Silvera mimowolnie się uniosły. Pomyślał, że gdyby nie robota to mogliby się nawet polubić. Natychmiast przegnał te myśli. Jednocześnie skoczyli ku sobie. Dann wyprowadził pchnięcie skierowane w obojczyk przeciwnika. Był pewny trafienia, lecz powtórzyła się sytuacja z nagrania pokazanego mu przez Haia. Suisei gwałtownie przyśpieszył, omijając praktycznie niemożliwe do uniknięcie pchnięcie kalisem, po czym wyrzucił przed siebie prawe ramię. Cios był tym bardziej zabójczy, że przed pięścią pędziło czarne ostrze. Gdyby nie wymuszenie kolejnej wizji, rycerz byłby już martwy. Wykonał młynek skutecznie raniąc wroga w pierś. Krew trysnęła a ranny zatoczył się do tyłu. Sięgnął do tyłu i rzucił czymś w kierunku rycerza. Dwie metalowe gwiazdki pędziły niczym pociski pistoletu. Dann nie był w stanie wykonać uniku, więc tylko zasłonił się ostrzem. Udało mu się odbić jeden shuriken, lecz drugi wbił mu się głęboko w ramię. Syknął z bólu przy wyciąganiu go. Suisei był już gotowy do kontynuowania walki. W dłoniach trzymał poczerniane saie. Rycerz chciał zakląć, lecz nie miał już na to siły. Nie cierpiał sai.
- Daj już spokój. Jesteś poważnie ranny - próbował udobruchać przeciwnika Dann.
- Zabiłeś mojego pracodawcę. Nie puszczę tego płazem. I te przeklęte obrazy w mojej głowie! - krzyknął Suisei pełnym wściekłości i cierpienia głosem.
- Powiedz mi zanim to skończymy... Jesteś nadczłowiekiem, prawda? Niemożliwe, żeby zwykły człowiek tak walczył.
- Taa. Więc ty też? To by tłumaczyło wizje. - Obaj mieli chwilę by odetchnąć. - Cholerne wizje...
Po tych słowach ponownie ruszyli przeciwko sobie. Tym razem znacznie wolniej niż poprzednio. Krążyli dookoła, czekając który pierwszy popełni błąd. Dann mając dość czekania, wykonał szybkie cięcie w ramię agenta. Ten spokojnie je zablokował i dzięki saiom pozbawił atakującego broni. Jedno z trójramiennych ostrzy wbiło się w trzewia Nagijczyka. Z jego ust wypłynęła krew, poprzedzona cichym jękiem.
- Przepraszam. Z reguły staram się nie zabijać swoich przeciwników. Teraz nie dałeś mi innego wyjścia - powiedział ze smutkiem w głosie niebieskowłosy. Czuł, że już wygrał. Po chwili upadł jednak na kolana. Obwicie krwawiący Silver trzymał jedną dłoń na jego głowie, co chwilę odnawiając działanie genfærd, a drugą na rękojeści zatopionego między żebra Suiseia sprężynowego noża.
- To ja przepraszam - wyszeptał rycerz. Był wykończony. Każdy oddech sprawiał mu potworny ból.
* * *
Puścił Washimaru, którego ciało z łoskotem upadło na zakrwawioną podłogę. Jeszcze nie umarł, lecz z każdą minutą uciekało z niego życie. Pokonawszy ból, rycerz podszedł do skrzyni. Zaczął w niej grzebać. To czego szukał udało mu się wydobyć po krótkiej chwili. Aktywował czarny sześcian i umieścił sobie na szyi. Skrin potrafił zdziałać cuda. Rycerz szybko i niechlujnie odkaził ranę a później zatamował krwawienie. Urządzenie pozwoliło też Silverowi na ucieczkę od agonalnego cierpienia, dzięki czemu był w stanie wezwać pomoc. Zadzwonił na numer, który otrzymał od Banemana.
- Jestem w motelu- zaraportował. - Matsuda nie żyje ale mogę mieć problem z opuszczeniem Sanbetsu.
- Silver, dobra robota. Już wysyłamy ludzi - odezwał się znajomy głos. - Dosłownie za kilka minut powinni tam dotrzeć.
- Wyślijcie też pomoc medyczną. Nie tylko dla mnie - powiedział. Tego dnia nie chciał odbierać życia większej ilości osób niż to było konieczne. |
|
|
|
»Suisei |
#2
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 47 Wiek: 33 Dołączył: 25 Kwi 2015
|
Napisano 03-07-2015, 23:57
|
|
NEZUMITORI – PIERWSZE ZADANIE
Część V
Na murku pośrodku blokowiska siedziało dwóch młodzieńców. Byli podobnego wzrostu i budowy ciała. Różnili się jedynie fryzurą. Jeden miał blond włosy postawione na sztorc. Był to Shinji. Natomiast jego kolega, Kinji, nosił związane w kucyk długie, rude włosy. Shinji był ubrany w T-shirt z nadrukiem przedstawiającym kometę oraz spodnie za kolana. Kinji również miał bluzkę z krótkim rękawkiem, ale na niej widniał kopiący mężczyzna. Ponadto nosił dżinsowe spodnie i chustkę z logiem tym samym co na koszulce. Był to znak K.O.P.u. Z mowy ich ciał można było wyczytać, że czekają na kogoś. Od czasu rozprawy z Żółtymi Wężami, zasięg terytorium K.O.P.u zdecydowanie się powiększył. W tej chwili pod kontrolą K.O.P.u znajdowała się większość Gedam. Następnym ambitnym krokiem miało być podporządkowanie sobie Doków. Razem z zasięgiem wzrosła również liczebność grupy chuliganów. Przez większą ilość żółtodziobów wykonujących większość roboty, starzy wyjadacze zaczynali się nudzić z braku wyzwań. Co rozsądniejsi członkowie próbowali utrzymać dyscyplinę wśród gorącogłowych kolegów, ale nawet ich cierpliwość zaczynała się kończyć. Wiedział to również niebieskowłosy młodzieniec, który akurat podszedł do dwóch z najbardziej narwanych.
- Co tam? – zagadnął.
- Nuda – odpowiedzieli zgodnie.
- Czyli wszystko po staremu? To jakie mamy plany na dzisiejszy wieczór?
- Ooryuu zorganizował pseudoturniej walki. Taką swoją małą Ligę. Chce, abyśmy w ten sposób podnieśli nasze umiejętności. Poza bawieniem się w trenera, stwierdził, że przy okazji robi jako animator, bo zapewnia nam rozrywkę w okresie stagnacji i powstrzymuje od głupot.
- Nie ma jak zwięzłe streszczenie… – powiedział Kinji tonem, który zdradzał jego niechęć do tego pomysłu.
- Turniej… jakby mało mu było, że spuszcza mi bez przerwy łomot, to jeszcze mamy walczyć wewnątrz bandy. Co otrzyma zwycięzca tych zawodów? – zapytał Suisei.
- Zwycięzca? – prychnął Kinji.
- W tego typu imprezach Ooryuu nie ma sobie równych. Można powiedzieć, że to dla tych, którzy przegrają na początku turnieju czeka upominek – wytłumaczył Shinji.
- Nagroda dla przegranych? Niech zgadnę, karna rundka z samym mistrzem? Ten to ma pomysły… - z niedowierzaniem pokręcił głową Washimaru.
- „Nagrodą dla przegranych”, jak to ująłeś, będzie raczej przywilej nie walczenia z Ooryuu – Shinji się jedynie krzywo uśmiechnął. – Za to na spóźnialskich czeka właśnie taka karna rundka.
- Taa? To ile mamy czasu do rozpoczęcia Igrzysk? – dopytywał się Takatori.
- Jeżeli w tej chwili wyruszymy, to zdążymy, ale musimy już naprawdę iść. Resztę opowiemy ci po drodze – powiedział Kinji i w trójkę ruszyli do miejsca kaźni.
***
Miejscem docelowym marszu okazała się siłownia, na której widok Washimaru aż się skrzywił. Był jeszcze obolały po ostatnim treningu z Ooryuu, ale przeczuwał, że po dzisiejszych Igrzyskach będzie cierpiał jeszcze bardziej. Budynek wyglądał niepozornie. Nad frontowymi, a zarazem jedynymi, drzwiami wisiał neon „Siłownia braci Cios”. Zewnętrzne ściany były pokryte sporą ilością graffiti, które nachodziły na siebie tak, że trudno było zrozumieć jakikolwiek z tych „dzieł sztuki ulicznej”. Szyby w oknach wciąż były całe, ale część z nich była również pokryta malunkami. Coś jest nie tak, pomyślał Takatori widząc, że wewnątrz nie świeci się światło. Jednak jego towarzysze nie widzieli w tym nic dziwnego i weszli do środka. Agent pokręcił głową i poszedł w ich ślady. Gdy przekroczył próg drzwi, zapaliła się nagle lampa bezpośrednio nad ringiem. Na nim, w rozkroku i z rękoma za plecami, stał Ooryuu. Patrzył na ścianę nad drzwiami wejściowymi jakby dostrzegł na niej coś interesującego.
- Przyszedłeś, głąbie – rzucił krótko na powitanie.
- Co to za turniej z tylko czwórką uczestników? – zapytał Suisei oglądając się w poszukiwaniu innych ochotników.
- Dawaj na ring. Przekonasz się.
Kiedy niebieskowłosy wykonał pierwszy krok lampa oświetlająca kamienny pierścień zgasła pozostawiając pomieszczenie w ciemnościach. Washimaru westchnął ciężko i zaczął iść w kierunku nauczyciela. Z każdym krokiem niebieskowłosego oświetlenie na sali migało szybko oraz z nieokreślonego miejsca rozlegał się metaliczny dźwięk. Brzmiał podobnie do uderzeń metalową rurką w kontener na śmieci. Ktoś ma niezwykłe poczucie humoru, pomyślał Takatori. Kiedy w końcu przeszedł przez liny, lampa nad ringiem zapaliła się. Gdy stanął w narożniku naprzeciw Ooryuu, była ona jedynym źródłem światła. Ponadto na hali rozległ się głos Yojimbo, jednego z fioletowowłosych bliźniaków, który doznał podczas starcia z Wężami kontuzji nogi. Po awanturze w opuszczonej fabryce obuwia, musiał zacząć używać laski podczas chodzenia. Suisei nie mógł wyobrazić sobie jak ciężkie jest to dla osoby, która dotychczas uchodziła za mistrza parkouru wśród K.O.P.u.
- Panowie! Oto chwila, na którą wszyscy czekaliśmy! W czerwonym narożniku nasz niekwestionowany mistrz, Ooryuu! Natomiast w niebieskim narożniku jego dotychczasowy uczeń, przez wielu zwany Kometą!
Znowu rozległ się dźwięk metalicznych uderzeń. Miał jednak zdecydowanie szybsze tempo niż poprzednio. Pięknie, warunki jak podczas walki o tytuł. Nie będzie łatwo, przemknęło przez głowę Washimaru. Przyjął postawę do walki, ale coś mu nie pasowało. Ooryuu stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi i z wyższością patrzył się na ucznia.
- Zebraliśmy się tutaj w jednym celu! – Yojimbo znowu przerwał, aby mogło rozbrzmieć skandowane przez wiele osób „Suisei, Suisei!” przy akompaniamencie „werbli” – Nie jest nim wydarzenie sezonu, którym niewątpliwie byłaby walka między tymi dwoma!
- Że co? – wypalił pod nosem Takatori, słysząc te słowa, ale momentalnie zorientował się, że powiedział to stanowczo za głośno, ponieważ Ooryuu zaczął chichotać.
- Mam przyjemność oznajmić, że nasz nowy kolega został uznanym godnym awansowania! Od żółtodzioba do drugiego silnorękiego K.O.P.u w tak krótkim czasie! Trzeba to uczcić!
Po tych słowach zapaliły się wszystkie lampy, a z zaplecza zaczęli wychodzić członkowie szajki. Nagle z siłowni zrobiła się sala biesiadna. Niewiadomo skąd pojawiły się jakieś nieskomplikowane przekąski. Rozsiedli się na podłodze plecami do drzwi. Wszyscy wybuchli śmiechem widząc jak Shinji przy próbie otwarcia szampana, wylał połowę butelki na siebie. Kiedy jednak blondyn przytkał butelkę kciukiem i wstrząsnął nią, pobliscy koledzy zostali pokryci resztką wina musującego. Nie uciszyło to jednak chichotów, ale wręcz wzmogło je. Można było uznać, że został wyzwolony w siłowni gaz rozweselający albo wszyscy dostali masowej głupawki.
***
Impreza trwała w najlepsze. Wszyscy śmiali się, wspominali różne zabawne lub niebezpieczne przygody. Washimaru słuchał uważnie mając nadzieję, że ktoś nierozważnie zdradzi jakiś istotny szczegół dotyczący osoby, od której dostawali zlecenia. Jego wiara w taką ewentualność była szczególnie mocna ze względu na obecność alkoholu. Niestety nikt nie był na tyle pijany, aby choćby poruszyć temat Szefa. Kurcze, zaczynam lubić tą bandę. Nawet Ooryuu, stwierdził w myślach niebieskowłosy. Nie podobało mu się to. Tekkey zakazał mu się przywiązywać do infiltrowanej grupy. Koniec końców będzie musiał doprowadzić do likwidacji tego gangu. Przecież jest agentem! Usłyszał nagle koło ucha głos Kaniru.
- Chcesz?
- Co? – odpowiedział pytaniem Suisei.
Kaniru otworzył pięść, w której ukrywał małą paczuszkę z proszkiem. Próbował poczęstować niebieskowłosego narkotykiem, który rozprowadzał do niedawna pewien diler. Dwa dni wcześniej cała szajka skutecznie wyperswadowała mu ten zawód w bardzo fizyczny sposób. Ten handlarz będzie miał szczęście, jeśli będzie jeszcze kiedyś chodzić. Od tamtej napaści czuł wyrzuty sumienia. Nie mógł znieść tego, że posunął się do kopania leżącego. Wszystko dla misji, powtarzał sobie w myślach, ale nie czuł się wcale lepiej.
- Nie, dzięki. Dbam o zdrowie.
Kaniru wzruszył rękoma i poszedł poczęstować kogoś innego. Washimaru wsłuchał się ponownie w opowiadane historie. Głównie rozmawiano o różnych mniej lub bardziej słynnych bójkach. Przez to jeszcze bardziej poczuł się jakby przebywał w gronie dawnych przyjaciół. Z rozmyślania wyrwało go nawoływanie. Rozejrzał się i zobaczył jakiegoś świeżaka, który został niedawno przyjęty. Nie pamiętał jak się nazywa, ale nowy za to wiedział jak się do niego zwracać.
- Suisei, opowiedz o jakiejś swojej walce! Nie daj się prosić!
Takatori tylko westchnął i się uśmiechnął. Do świeżaka dołączyli również inni, by w końcu wszystkie oczy zwróciły się na agenta.
- Prawdopodobnie znacie przebieg większości, jak nawet nie wszystkich.
- Jak nie chcesz zre… zrela… opowiedzieć przebiegu walki, to wyznaj przynajmniej kim był twój najtrudniejszy przeciwnik – powiedział Shinji. Był już lekko upojony, choć wypił raptem trzy puszki.
- Jest obecny pośród nas – skwitował krótko niebieskowłosy i napił się piwa.
- Co? – oczy Shinjiego prawie wyszły z orbit. – Aa… chodzi ci o Ooryuu.
Washimaru tylko kiwnął głową. Podczas tego ruchu zobaczył, że część biesiadników patrzy na niego, Shinjiego i Ooryuu z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Dobra, a może opowiesz o niej dla tych, którzy nie byli jej świadkami? – Shinji najwyraźniej też pochwycił te spojrzenia.
- Sam to zrób. Wierzę w ciebie – rzucił Takatori wiedząc, że ten tylko czeka na taką okazję. Nie pomylił się. Po tych słowach w oczach kolegi zobaczył ogniki podniecenia.
- W porządku. Ludziska, słuchajcie! Żałujcie, że nie widzieliście tego na własne oczy!
Mówiąc to wstał i zrobił krótką pauzę, podczas której spojrzał znacząco po kilku twarzach. Jego spojrzenie wręcz mówiło „jestem od ciebie lepszy, bo byłem tego świadkiem”. Gdy miał zacząć ponownie mówić, spojrzał w kierunku drzwi wejściowych.
- Przepraszam, to zamknięta impreza. Proszę przyjść kiedy indziej. – powiedział z nutą zaskoczenia i irytacji.
***
Wszyscy momentalnie się obrócili. W drzwiach stał wysoki mężczyzna w ciemnym płaszczu. Długie, brązowe włosy spadały mu na srebrną maskę. Obrócił delikatnie głową w lewo i prawo jakby chciał zlustrować obecnych. Odwrócił się na krótką chwilę i majstrował coś zamku do drzwi. Te pod jego wpływem się zamknęły. Jednak podczas tej czynności płaszcz obcego się delikatnie rozchylił i imprezowicze mogli zobaczyć, że pod nim ma przepasany u pasa miecz w pochwie oraz czarny pancerz. Ponadto na plecach miał kolejną pochwę z ostrzem w środku. Widząc zbroję nieznajomego Ooryuu momentalnie podszedł do Washimaru.
- Będzie gorąco. Gościu pochodzi prawdopodobnie z Cesarstwa. Miałem z kilkoma jemu podobnymi do czynienia. Łatwo nie będzie, ale przetrzymaj go do mojego powrotu. Idę po sprzęt na takie okazje – przekazał szeptem i szybko wycofał się na zaplecze.
Zamaskowany odwracając się powoli zdołał wyciągnął miecz z pochwy u pasa. Takatori dzięki torturom, które Ooryuu nazywał treningiem, zorientował się, że postawa nieznajomego coś mu przypomina. Podczas jednego z treningów Ooryuu mówił swojemu uczniowi o różnych szkołach walki.
- Też jesteś adeptem sztuk walki, co? – zagadnął obcego.
Zapytany przekrzywił odrobinę głowę patrząc na niego. Jednak nic nie powiedział.
- Widzę to jak stoisz, jak trzymasz broń, to wszystko zdradza wyszkolonego wojownika, co nie?
- Może… - odparł z ociąganiem obcy.
Czy on nie potrafi powiedzieć nic więcej? I gdzie ten Ooryuu?, pomyślał ze zdenerwowaniem Washimaru.
- Zawsze myślałem, że szermierze przystępując do walki okazywali przeciwnikowi szacunek poprzez wyjawienie mu swojego imienia i powodu starcia – powiedział niebieskowłosy próbując zyskać na czasie.
- Jestem waszą zgubą. Nastąpiliście na odcisk niewłaściwym ludziom. TANARI przesyła pozdrowienia! - powiedział ze smutnym głosem.
Nagle w kierunku przybysza poleciała pusta butelka po piwie. To Shinji będąc pod wpływem wypitego alkoholu i lekko podirytowany przerwaną bibą, nie wytrzymał słów przybysza. Spudłował, ale dał przykład innym. Suisei słyszał wkoło dźwięk tłuczonego szkła. Najwyraźniej jego część z jego towarzyszy wolała walczyć z obcym w bliskim zasięgu, aniżeli rzucać w niego czym popadnie. Niektórzy zamiast stłuczonych szyjek od butelek preferowali pałki teleskopowe lub rury. W ten sposób uzbrojeni rzucili się do szarży. Obcy tylko na to czekał. Nie straszna mu była przewaga liczebna, jaką dysponowali biesiadnicy. Pierwszemu członkowi K.O.P.u, który próbował go zaatakować, odciął rękę jednym płynnym cięciem, a kolejnym pozbawił go głowy. Każdy następny, który zbliżył się na odległość zasięgu bogato zdobionego miecza, żegnał się z życiem. Pchnięcie, cięcie lub odcięcie. To ostatnie było najczęstszym powodem zgonów. Gdy w ciągu dziesięciu sekund od śmierci pierwszego odważnego zginęło również dziesięciu innych, zapał członków szajki się zmniejszył. Trzymali się na bezpieczną odległość i zastanawiali się co dalej mają zrobić. Z zostało ich wprawdzie trzydziestu, ale nie potrafili ominąć śmiercionośnego miecza. Przeciwnik zauważył ich wahanie. Washimaru zobaczył, że wszystkich jego towarzyszy, na których nieznajomy spojrzał, ogarnęło coś więcej niż zwykłe wahanie. Krzyczeli, cofali się. Jednym słowem byli całkowicie przerażeni. Wtedy napastnik zaatakował i szybkimi pchnięciami zabił kolejnych pięciu. Nim reszta się otrząsnęła następni dwaj leżeli na ziemi, a pod nimi tworzyły się kałuże krwi. Takatori nie mógł uwierzyć temu czego był świadkiem. Jak można tak łatwo pozbawiać innych życia?, przeszło mu przez głowę. Nie mógł dłużej stać jak wmurowany i obserwować tylko. Zżył się z tymi chłopakami do tego stopnia, że obudził w nim się instynkt opiekuńczy. Szybkim ruchem rzucił dwa shurikeny w twarz napastnikowi. Już w momencie wyrzucania gwiazdek, zamaskowany odwracał głowę jakby wyczuwał zagrożenie. Atak ten przeciął jedynie pas, na którym trzymała się srebrna maska obcego. Opadła ona na podłogę ukazując bladą, zaskoczoną twarz. Ignorując pozostałych pijanych i zepchniętych do defensywy przeciwników, spojrzał w stronę Suiseia. Niebieskowłosy zobaczył wśród ciał na podłodze twarze swoich starych przyjaciół. Nie mógł uwierzyć, że Riri leżała w kałuży krwi. Powinna być daleko stąd, bezpieczna! Czyżby Tekkey nie dotrzymał słowa? Ledwo powstrzymał się od krzyku rozpaczy, ale nie mógł zatrzymać zimnego potu spływającego po twarzy. W dodatku jego serce zamarło w momencie pojawienia się trupów. Nagle ciała znikły. Washimaru dotarło, że przybysz doskoczył do niego i w ruchu unosił miecz do cięcia. W ostatniej chwili Takatori zdołał uniknąć tego ataku. Wyraźnie zirytował przeciwnika faktem, że potrafił odskakiwać przed jego wypadami. Kątem oka dostrzegł Ooryuu wchodzącego na salę w stalowych rękawicach z ćwiekami oraz dziwnym pancerzem na klatce piersiowej. Suisei miał nadzieję, że przeciwnik nie dostrzegł w jego oczach ulgi, którą odczuł na widok swojego nauczyciela. Ooryuu rękoma dawał mu znać, żeby jeszcze chwilę przetrwał w tym dzikim tańcu. Planował zaatakować szatyna od tyłu. Jednak ten plan nie do końca wypalił, ponieważ w ostatniej chwili obcy zrobił unik przed skrytobójczym ciosem w kręgosłup. Obaj silnoręcy stali obok siebie i hardo patrzyli w twarz nieprzyjaciela. Ooryuu kiwnął lekko głową i rzucili się do ataku. Jednak jak pokazał to wcześniej, obcy radził sobie bardzo dobrze z przewagą liczebną. Suisei poślizgnął się na rozlanych wcześniej piwie i krwi. Został jednak uratowany przed niechybnie śmiertelnym atakiem przez Ooryuu. Nauczyciel odepchnął ucznia i zablokował cięcie krzyżując rękawice nad głową. Nastąpiła wymiana ciosów. Tym razem to bladoskóry musiał robić uniki. Ooryuu wczuł się w rytm Ansatsukena. W pewnym momencie zatoczył się, krzycząc z przerażenia i łapiąc się za głowę. Przeciwnik wykorzystał moment odpoczynku i zmienił broń. Dotychczasowy miecz odrzucił, a wyciągnął schowany dotychczas w pochwie na plecach. Było to dziwne ostrze. Ząbkowane. Takatori widział takie po raz pierwszy w życiu. Miał jednak przeczucie, że właśnie poziom trudności tej walk wzrósł.
Ooryuu po opamiętaniu się próbował kontynuować zaprzestany atak, ale wciąż nie doszedł do siebie. Był roztrzęsiony, zadał rozpaczliwy cios i o mały włos się nie przewrócił. Przeciwnik tylko się uśmiechnął i przystąpił do kontry. Było to spadające cięcie na głowę. Ooryuu uśmiechnął się i próbował odruchowo zablokować, tak jak chwilę wcześniej broniąc Washimaru. Cięcie przeszło przez blok i tnąc po nadgarstkach pozbawiło Ooryuu dłoni. Siłownią wstrząsnął krzyk bólu gdy ostrze spadło na jego bark. Najsilniejszy człowiek K.O.P.u padł na ziemię.
- Nie !!!!
Wszyscy obecni na sali członkowie K.O.P.u wydali ten okrzyk w jednej chwili. Suisei nie był wyjątkiem. Nie bacząc na niebezpieczeństwo podbiegł do nauczyciela. Krew tryskała z brzucha Ooryuu. Nieprzyjaciel patrzył na Washimaru z dziwnym wyrazem twarzy.
- To była dobra walka, on też był jednym z nas – powiedział ze smutkiem.
Wykonał mieczem salut, ale pozostali opatrznie zrozumieli ten gest. Ktoś rzucił szyjką od butelki, która uderzyła bladoskórego w ramię. Obrócił się w stronę pozostałych członków szajki i uśmiechnął się.
- Najpierw rozprawię się z tą hałastrą. Szacunek. Oni na niego nie zasługują – powiedział smutno i odszedł.
Washimaru spojrzał na Ooryuu. Ten sprawiał wrażenie jakby od śmierci powstrzymywała go jedynie siła woli.
- Głąbie…. Uderzaj, by… Zabi… - nie dokończył mówić gdy skonał.
- Tylko jak mam minąć jego piłę czy miecz czy cokolwiek trzyma w rękach? – zapytał się stygnącego ciała Washimaru.
Podniósł wzrok z twarzy trupa. Żaden członek szajki nie był w stanie utrzymać pozycji stojącej. Ilu z nich było martwych, a ilu tylko niezdolnych do walki? Nie umiał tego określić. Spojrzał ponad pobojowiskiem na miejsce gdzie widział ostatnich niedobitków K.O.P.u. Nieznajomy właśnie kończył robotę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, tamten widocznie się uśmiechnął, strzepnął z miecza krew i ruszył w kierunku Suiseia. Niebieskowłosy wyszedł mu na przeciw. Nie uszedł jednak pięciu kroków, gdy znowu zobaczył zwłoki Riri, Kokishinmaru i reszty Gangu Komety. Patrzyli na niego z wyrzutami w oczach. Osłonił twarz dłońmi, by odciąć się od tych koszmarów. Cały czas myślał jak przeżyć tę konfrontację. Przyszło mu do głowy kilka chwytów, ale pozostawała jedna trudność. Miecz. Nie mógł go zblokować, więc doktryna Ansatsukena była tu bezużyteczna. Omam po chwili minął. W samą porę. Nieznajomy był tuż obok. Takatori w ostatniej chwili zrobił unik. Ostrze minęło go o cal. Nie zastanawiając się długo, aktywował Tatakai modo i prześlizgnął się bezpiecznie obok miecza, by znaleźć się za plecami przeciwnika. Gdy czas zaczął płynąć normalnie, niebieskowłosy nie pozwolił napastnikowi się zorientować się w tym manewrze. Kopnął przeciwnika w tylną część kolana jednocześnie trzymając go za barki i pociągnął bladoskórego na ziemię. Ruch ten poskutkował jedynie połowicznie, ponieważ przeciwnik mimo obalenia nie wypuścił broni z ręki. Powalenie nie odebrało mu chęci do wymordowania wszystkich obecnych na sali. Próbował się podnieść, ale miał pecha. Walka w parterze była jedną z dziedzin, w której Washimaru czuł się bardzo mocny. Nagle nawiedziła go wizja martwego Kokinshinmaru. Niebieskowłosy zamknął oczy i poddał się instynktowi. Wykorzystując nauki Ooryuu, wykonał potężny atak pięścią na prawy bark przeciwnika. Zgodnie z przewidywaniami wróg wypuścił trzymaną broń przy akompaniamencie krzyku pełnego bólu. Twarz napastnika skierowała się ku Suiseiowi. Nie była to jednak twarz bladoskórego szatyna. Na podłodze siedziała Riri i spojrzeniem pełnym gniewu wpatrywała mu się w oczy.
- Wybacz – szepnął Takatori.
Następny cios spadł na twarz obcego. Mocny cios w skroń sprawił, że napastnik momentalnie stracił przytomność. Niebieskowłosy rozejrzał się po sali. Część z członków szajki jęczała. Byli zarówno przerażeni przeciwnikiem jak i zachwyceni faktem, że został pokonany. Niestety trupy świadczyły o tym, że nastąpiło to za późno. K.O.P. został prawie doszczętnie zmasakrowany. Nie pozostał przy życiu nikt z znanych Washimaru członków szajki. Cała stara gwardia poległa. Przetrwała jedynie garstka nowicjuszy. Spojrzenie agenta powędrowało z powrotem na bladoskórego. Leżał nieprzytomny i można, by go teraz bez problemu zabić. Jednak coś Takatoriego powstrzymywało. Mimo bycia świadkiem takiej masakry nie potrafił przełknąć myśli o zabiciu nawet takiego drania. Dlatego też wykonał jedyny ruch jaki przychodził mu do głowy, niezgrabny salut. Wyciągnął komórkę i wystukał na niej numer do osoby, której mógł lub chciał ufać.
- Halo? Tekkey? Mam tu problem. |
Nani mo shinjitsude wa arimasen, subete ga kyoka sa rete iru |
|
|
|
»Coltis |
#3
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 358 Wiek: 36 Dołączył: 25 Mar 2010 Skąd: Białystok
|
Napisano 05-07-2015, 20:26
|
|
Dann, świetny występ. Od wejścia budujesz klimat, posługując się NPCami z nagijskiej armii. Bardzo dobrze! Pion do którego należysz, czy też się wybierasz, to nie tylko nazwa i pełniona funkcja - to także nadludzie istniejący w jego strukturze. Miło mi było poznać Banemana w Twoim wykonaniu.
Potem dostałem od Ciebie scenę, która dosłownie mnie zmiotła. To jak używasz Jaegera na sobie i widzisz swój najgorszy koszmar - człowieka, którym boisz się stać - jest genialne. W wizji są refleksy w oczach bezwzględnego zabójcy, a gdy wracasz do rzeczywistości widać skruchę.
W tym momencie miałem świadomość, że nawet jeśli reszta wpisu będzie słabsza, to ta scena i tak wywinduje ocenę.
Zacząłem czytać dalej. Spodobał mi się charakter Twojej postaci. Silver wszystko traktuje z lekkim uprzedzeniem, nie tylko szczegóły misji, ale również dysponowanie swoją mocą. Ta niechęć, gdy wpychasz Suiseiowi wizje do głowy, pokazuje kim w obecnym momencie kariery jest Sevastian - kimś, kto boi się pójść o krok za daleko. Masz zabić cel, nie jego ochroniarza. Wizja rzezi na "rodzinie" Suiseia też nie przychodzi lekko, czyli albo nie jesteś potworem, albo bardzo nie chcesz nim być. Jako nadczłowiek władający strachem nie jesteś na niego odporny i tak samo mu ulegasz. Cieszę się, że właśnie taką ścieżkę wybrałeś. Ta postać żyje, ma uczucia. Dałeś czytelnikom okazję przebywać chwilę w głowie Silvera. Ten uśmiech na widok maksymy Suiseia, ta uwaga do siebie, że kłamstwo było kiepskie... Naprawdę umiesz zbudować i sprzedać w tekście swoją postać.
Do przeciwnika też się przyłożyłeś, chociaż w trochę innym departamencie. Odrobiłeś lekcje i wiesz, kim jest Washimaru, czym się zajmuje, jaką ma relację z Tekkeyem. Plus za to. Dzięki temu rywal został oddany dość wiarygodnie, choć może nie tak szczegółowo jak Twoja postać.
Rozbawiła mnie trochę wasza wymiana zdań pod koniec. De facto bardziej pasowała do charakteru przeciwnika, niż Twojej postaci. Taki "uliczny szacun" z tego płynie.
O fabule nie będę się rozpisywał, bo nie ona była tu najważniejsza. Ogólnie pewien standard, jeśli chodzi o samą misję. Ten wpis jest oparty na klimatyczności, zamiast rozbudowanej intrygi.
Co do błędów, to zauważyłem parę literówek i niestety całkiem sporo powtórzeń, z czego część takich bardzo rzucających się w oczy. Im głębiej w tekst, tym było gorzej. Niestety to samo dotyczy opisów walki - ku końcowi robiły się coraz bardziej kulawe.
Mimo tych mankamentów, był to kawał przyjemnego, napakowanego klimatem tekstu. Możliwe, że pozostali radni się ze mną nie zgodzą, lecz mi się bardzo spodobały Twoje pomysły.
Ocena: 7.
Gdyby nie błędy i potknięcia, byłoby nawet 7,5 , ale niestety...
Suisei, jeśli chodzi o otoczkę wpisu, to nie byłeś gorszy od przeciwnika. Zupełnie inny styl, ale równie przyjemny. Czytając Twój tekst miałem wrażenie, że kartkuję sobie mangę o ulicznych delikwentach, a że takowe lubię, to nastawiłeś mnie bardzo pozytywnie od samego początku. Przyjęcie-niespodzianka wyszło świetnie. Raczej nie ten kaliber co medytacja Danna, ale wciąż mocna scena definiująca Twoje umiejętności w departamencie smaczków
Zadbałeś o barwność świata i mimo warsztatu słabszego niż przeciwnik, nadrabiałeś w dialogach. Nie miałeś też problemów z przekazaniem własnej wizji, przy względnej oszczędności słów.
Rywala odmalowałeś iście demonicznie. Łatwość z jaką likwidował Twoich przybranych kumpli przerażała. Twoja postać stała przez dłuższą chwilę jak zamurowana.
No właśnie. W ogóle bardzo mało robiłeś. To był najsłabszy element wpisu, jeśli chodzi o przedstawione wydarzenia. Otoczenie sprzedałeś barwnie, ale zabrakło miejsca na akcje samego Washimaru. Odbijasz to wprawdzie w rozmyślaniach
(nota bene również świetnie podkreślających charakter postaci i jej pracy w Nezumitori), ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że Dann zdobywa darmowe kille podczas gdy Ty po prostu stoisz.
Pozostałe wady wpisu, to praktycznie to, co wytknąłem Dannowi, w szczególności masa powtórzeń. Chyba z dwa razy więcej, jak nie lepiej. Trafiały się nawet takie, które ledwo dzieliła kropka.
Operujesz też znacznie prostszym językiem niż rywal. Niekoniecznie jest to złe samo w sobie, bo wszystko zależy od tekstu, jednak w zestawieniu z Dannem wypadło gorzej.
Ocena: 6.
Oba teksty mi się podobały, mimo swoich wad. Wciąż jesteście świeżakami na polu walki, więc napewno będzie okazja poprawić warsztat. Postawiliście na klimat i obydwojgu się udało, ale jak widać powyżej, jeden z was był lepszy.
Oddaję swój głos na Danna. |
I wanna be the very best, like no one ever was. |
|
|
|
^Genkaku |
#4
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 06-07-2015, 07:08
|
|
Dann
Fabuła walki jest bardzo prosta i z oczywistych względów przypomina mi pracę Coyota. Oczywiście to żaden zarzut, tylko spostrzeżenie. Na tym poziomie i tak nikt nie wymaga żadnych złożonych intryg. Tym lepiej dla ciebie, bo historia ma kilka "dziur" i moim zdaniem można by było więcej z niej wyciągnąć i lepiej dopracować. Mam wrażenie, że Suisei jest w to wszystko wrzucony jakby na siłę. Zamiast tego skupiasz się na budowaniu klimatu i zaprezentowaniu swojej postaci. Wychodzi ci to bardzo dobrze i fajnie. Podobnie jak Coltisa urzekł mnie fragment traktujący o twojej "medytacji". Bardzo podoba mi się, że tak swobodnie operujesz NPCami czy nawet zdołałeś nawet wcisnąć w pracę Tekkeya, oraz że tak swobodnie operujesz nagisjkimi gadżetami. To co mi się nie spodobało to już finałowa konfrontacja w motelowym pokoju. Suisei wpada na ciebie, przystawia ostrze do gardła i nagle ucieka gdzieś całe jego zdecydowanie i determinacja, dając ci sposobność do zabawy w "to nie ja!" i w końcu doskonałą okazję do kontrataku.
Z warsztatowych rzeczy to oczywiście powtórzenia i kilka literówek. Poza tym to masz lekki, fajny styl, dzięki któremu potrafisz umiejętnie "sprzedać" swoje pomysły - przynajmniej mi
Z jakiegoś powodu, strasznie drażni mnie twoja moc. Nie wiem czy to ze względu na to, że w moim odczuciu jest dość dziwnie opisana, czy może dlatego, że na pewnej płaszczyźnie przypomina moją
Trochę wahałem się z oceną, ale koniec końców wystawiam 7,5. Pamiętaj jednak, że z każdą kolejną walką poziom trudności rośnie
Suisei
Miejska opowieść i wojny gangów... nie lubię tego, ale muszę przyznać, że w twoim wykonaniu wychodzi to zaskakująco interesujące. Oczywiście musiałem przeczytać poprzednie twoje wpisy z zadaniami dla Nezumitori żeby lepiej naświetlić sobie kontekst, który ty dość pobieżnie zarysowałeś. W sumie nawet to rozumiem. Nie chciałeś pewnie, żeby praca była zbyt długa.
Przechodząc do oceny zacznę od twojego dość specyficznego stylu, który jest dla mnie momentami dość drażniący. Konkretnie chodzi mi o zaimki wskazujące. Mam wrażenie, że na siłę wciskasz je w niektóre zdania. Dla przykładu:
Cytat: | Atak ten przeciął jedynie pas, na którym trzymała się srebrna maska obcego. Opadła ona na podłogę ukazując bladą, zaskoczoną twarz. |
O wiele ładniej by to wyglądało i przyjemniej mi się czytało gdybyś to wyglądało ta:
Atak przeciął jedynie pas, na którym trzymała się srebrna maska obcego. Opadła na podłogę, ukazując bladą, zaskoczoną twarz.
kolejny przykład
Cytat: | Ruch ten poskutkował jedynie połowicznie, ponieważ przeciwnik mimo obalenia nie wypuścił broni z ręki. |
i tak dalej, i tak dalej.
Masz też tendencję do dziwnego zamieniania szyku w zdaniach, przez co powstają zgrzyty, a praca traci na płynności. Główny problem tego opowiadania to jednak powtórzenia, których jest mnogość i dostatek. Czasem nawet w jednym zdaniu. Z fabularnych spraw to nie podoba mi się, że Dann tak łatwo wycina w pień twoich "kompanów".
Z pozytywnych aspektów, na pewno mogę pogratulować ci stworzenia specyficznego, interesującego klimatu, oraz bogatego świata. Dialogi wypadają ci lepiej niż przeciwnikowi. Bardzo przekonująco wypadają opisy ciosów etc. Popraw mnie jeżeli się mylę, ale mam wrażenie, że samemu trenujesz jakąś sztukę walki?
Ostatecznie oceniam walkę na 5,5. Masz duży potencjał, musisz tylko trochę popracować nad stylem i poprosić kogoś o dokładną korektę. Na pocieszenie dodam, że naprawdę kibicowałem twojej postaci, którą bardzo polubiłem czytając poprzednie twoje prace. Szkoda, że nagijski poplecznik okazał się tym razem lepszy |
|
|
|
*Lorgan |
#5
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 07-07-2015, 19:22
|
|
Dann - Spisałeś się. Było trochę zgrzytających powtórzeń, płaskich opisów i przesadnie "upodmiotowionych" dialogów, ale z cięższych przewin warsztatowych nie mogę wymienić wiele więcej. Najbardziej spodobało mi się, w jaki sposób oddałeś charakter swojego bohatera. Faktycznie wyróżnia się on na tle reszty. Suisei również wypadł przekonująco, chociaż nie aż tak intrygująco.
Fabularnie zdecydowałeś się na bezpieczne zagranie. Prosta misja, oczywiste cele i aspiracje. Trochę za mało wiarygodnie wypadło odnalezienie ciebie przez przeciwnika, ale jakoś to przełknąłem. Tło wypadło przyzwoicie, ale sucho. Mogłeś np. wtłoczyć nieco więcej charakteru w Haia. Ewidentnie starałeś się to zrobić, ale efekt nie zadowolił mnie do końca.
W walce niestety było więcej niedociągnięć: zaczynając od miernych opisów, a na nadużywaniu Genfærd kończąc. Za to niestety pół punktu więcej musiało polecieć w dół.
Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________
Suisei - Przyzwoity wstęp, zwłaszcza początek świętowania twojego awansu. Szkoda tylko, że wykonując tego typu misję odwoływałeś się więcej do Tekkeya, niż do swojego Batsu.
Warsztatowo wypadłeś ok. 1 pkt. słabiej od przeciwnika. Także przesadziłeś z powtórzeniami i płaskim opisem walki, a jako nowy element dodałeś nieprawidłowo skonstruowane dialogi. Po znaku zapytania, wykrzykniku lub kropce, rozpoczynamy nowe zdanie - nawet jeżeli jest ono oddzielone myślnikiem. Podobnie, jeśli opis po dialogu nie stanowi jego bezpośredniej kontynuacji. Kilka przykładów: Sytuacja 1 napisał/a: | - Nigdy mnie nie pokonasz! - Krzyknął Suisei. - Wytrę tobą podłogę! |
Sytuacja 2 napisał/a: | - Rozprawię się z tobą dwoma cięciami. - Miecz Danna wysunął się gładko z pochwy. |
Sytuacja 3 napisał/a: | - Jak zajmiesz go trochę, skoczę po moje rękawice - zasugerował Ooryuu. |
Najbardziej zawiodłeś przedstawiając Danna. Nie chodzi mi bynajmniej o samo jego wprowadzenie - to wypadło klimatycznie. Mam na myśli to, że słabo oddałeś jego charakter i zastosowałeś karkołomną, zupełnie do niego niepasującą strategię. To nie psychol, żeby rzucać się z mieczem na tłum przestępców. Zwłaszcza, że prawdopodobnie nie byłby dość silny, żeby go pokonać.
Ocena: 5,5/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na Dann'a. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
^Pit |
#6
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 09-07-2015, 13:07
|
|
Dann
Poryjąca historia zabójcy, dobre wprowadzenie twojej postaci i dosć standardowa misja z prostym starciem. Zastanawiałem się, jak wprowadzasz się w ten trans, a ty po prostu używasz mocy na sobie. Nawet coś takiego powinno cię po jakimś czasie męczyć. Dlaczego o tym wspominam? Bo finał starcia silnie na tym bazuje. Cały "build-up" jest świetny. Gorzej wypada samo starcie, choć w sumie na tym poziomie to nic dziwnego w końcu macie do dyspozycji tylko podstawy i to czego zdołaliście się nauczyć. Ale i tak wkrada się tu przesadyzm - naprawdę? Przeciwnik jest nieco silniejszy psychicznie od ciebie, a mimo to dajesz radę co chwila go omamiać i jeszcze wbijać ostrze. Witalnie obaj jesteście ponadprzeciętni, więc to zrozumiałe, że wciąż jesteście w stanie wymieniać ciosy, ale skończyliście ciężko ranni. Ciągłe odnawianie mocy w tym stanie raczej by cię pozbawiło przytomności. Niemniej npce są dobrze poprowadzone, historia mimo prostoty zajmuje. Dam 6
Suisei
Aj, zaczynasz tak dobrze, ciekawy klimat ulicznych gangów, fight clubów, ziomki z blokowiska, grafiti wszędzie, dawno nie było tego na Tenchi. Przeciwnika przedstawiasz klimatycznie i fenomenalnie, czuć grozę. A potem następuje scena jak z kill billa, jucha tryska wszędzie, aż do przesady. A potem mamy naprawdę fajne starcie, choć równie proste co u przeciwnika. Co zawiodło? Przede wszystkim warsztat. Płynność czytania zaburza gros powtórzeń i trochę aż za prosty w paru miejscach język. Ale widać, że masz fun z pisania. Jestem skłonny dać 6
No, i wychodzi na to, że remis. Obaj mieliście pomysły na klimatyczne wprowadzenie postaci, u obu jest namiastka dobrego klimatu. Obaj też w paru miejscach popadacie w lekki przesadyzm. Jak dla mnie jesteście siebie warci w tym dobrym znaczeniu. |
|
|
|
^Coyote |
#7
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669 Wiek: 35 Dołączył: 30 Mar 2009 Skąd: Kraków
|
Napisano 09-07-2015, 21:52
|
|
Ode mnie jak zwykle krótko
Dann: Bardzo spodobała mi się twoja walka i kreowanie w niej twojej postaci i Suiseia. Nie było błędów ani żadnych dłużyzn i mnie to zadowala jako czytelnika. Ale z drugiej strony nie było żadnego zaskoczenia, żadnych dużych emocji i walka na sam koniec skończyła się tak trochę przypadkowo. Jako całokształt na tym poziomie było na prawdę dobrze.
Suisei: Na maksa spodobali mi się npc i gang Walka też spoko, nawet trochę lepsza niż u Danna chociaż błędów zdecydowanie więcej. Fajnie że nie skupiłeś się tylko 1 na 1 i zrobiłeś większą jatkę. Klimatowo wyszło tak chyba na tym samym poziomie u was obu. Dlatego moja ocena będzie też taka sama
Dann 7/10
Suisei 7/10 |
"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
|
|
|
|
»oX |
#8
|
Rycerz
Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740 Wiek: 33 Dołączył: 21 Paź 2010 Skąd: Wejherowo
|
Napisano 10-07-2015, 11:26
|
|
Dann,
krótko i na temat. Stworzyłeś bardzo fajną otoczkę do walki. Zgrabna fabuła, wykorzystanie NPC, niezłe opisy i tak dalej i dalej. Ogólnie jest to walka na najniższym poziomie postaci, więc dużej fabuły i tak nie trzeb, ale postanowiłeś się wykazać znajomością świata i wpisów innych graczy. Duży plus, bo taka praca wymaga wiele czasu. Za to na pewno punkcik w górę pójdzie. Trochę bolały mnie oczy od marnego aktorstwa - brzmiałeś jak bohater brazylijskiej telenoweli. No ale przeciwnik i tak Cię nie słuchaj, więc spoko
O błędach pisali wszyscy wyżej, ja tylko dodam, że podoba mi się Twoja postać. Nie mogę skojarzyć kogo mi przypomina (na pewno kogoś z filmów), ale jest dobrze. Taki trochę psychol w szeregach armii, na którego można przymknąć oko, bo dobrze sobie radzi. Czekam z cierpliwością na rozwój postaci i jakieś dodatkowe historie z nią związane. Dobrze wiem jak to jest rozpocząć jakiś wątek, a później o nim zapomnieć. Trzymaj wszystko w jednej storylini i będzie git majonez
Ocena: dam 7 tym razem, za wysiłek włożony w napisanie walki. Trzymaj taki poziom dalej, to i ocena zostanie, może nawet pójdzie w górę
Susełek,
od początku bolały mnie opisy. Było ich po prostu za dużo. W pewnym momencie miałem wrażenie, że dowiem się z jakiego materiału uszyte są ciuchy xd Takie rozbudowane opisy są fajne, ale nie kiedy piszesz walkę. Nie mówię, że to wszystko jest złe, po prostu widzę długi tekst i liczę na tłuczenie się po mordkach, wykorzystanie ciekawych taktyk i tak dalej i dalej. Również fajnie wszystko opisałeś, jak to napisał Coltis - mangowo. Nie mogę czepiać się prostoty języka, bo sam piszę podobnie. Liczy się to, co opiszesz.
Co opisałeś? Wszystko. Dosłownie. Była impreza, był wstęp jak ludzie siedzą na "ośce", było tłuczenie się, latały butelki po piwie. Było spoko. Jest moda na tworzenie długich wpisów, gdzie doprowadza się do walki i trwa ona niezbyt długo. Bo ogólnie walki nie trwają długo, czasem wystarczy jeden strzał, ale nie o to chodzi xD Tak długie wpisy spotyka się głównie na wyższych poziomach, a Wy dopiero zaczynacie. Osobiście wolałbym zobaczyć zwykłe pif paf i tłuczenie się dwóch świeżaków, niż barwne opisy świata, otoczenia i tak dalej. Nie odejmuję za to punktów, bo nie czyta się źle .Po prostu chcę więcej krwiiiiiiiii i pew pew pew i kop kop kop[ xD
Poza tym wszyscy wyżej wytknęli co trzeba było, ja tylko motywuję do dalszego działania, bo fajnie piszesz (dobijcie na 1 lvl i zróbcie rewanż xD).
Ocena: 6, bo wpis stoi na przyzwoitym poziomie, jednak Dann zrobił to lepiej. |
|
|
|
»Twitch |
#9
|
Yami
Poziom: Wakamusha
Posty: 1053 Wiek: 35 Dołączył: 08 Maj 2009
|
Napisano 10-07-2015, 17:58
|
|
Dann
Widzę, że bardzo dobrze odnalazłeś się w świecie tenchi i rodzimym Nag, bardzo fajnie dzięki temu zbudowałeś klimat i otoczkę wokół swojej postaci co czyni ją ciekawą i motywuje do śledzenia historii. Przyznam szczerze, że do momentu pojawienia się przeciwnika było bardzo dobrze. Powód do walki jest dość słaby zważywszy na to co pokazałeś wcześniej, poważnie. Sama walka kuleje, mało przemyślane starcie w którym sporo się dzieje, ale jakoś brakuje mi dynamizmu. Może z czasem jak rozwiniesz postać i więcej powalczysz to będzie lepiej, ale teraz trochę mi zabrakło temu pojedynkowi, szczególnie po świetnym wstępie za który masz ogromny plus, lubię gdy ktoś tworzy otaczający świat we wpisach.
Proponuję pracować wraz ze słownikiem synonimów, ja tak robię (choć i tak zdarza mi się coś przeoczyć) i teksty wypadają znacznie lepiej. Ogólnie bardzo dobra walka i w mojej opinii wygrałeś.
Ocena: 6,5/10
Suisei
Na początku napiszę, że nie podzielam ogólnego zachwytu nad klimatem walk ulicznych i gangów, bo nie specjalnie mi się to podoba, natomiast dobrze się do tego przyłożyłeś, przez co można to zaliczyć na plus. U Ciebie również słabo wypadło samo starcie. Lepiej Ci szło z wymianą ciosów, ale miałeś skłonności do przesadyzmu i wypadło to bez szału, a przede wszystkim słabiej niż u Danna. Widać, że masz pomysł na tworzenie otoczenia, takiego nieco innego niż to na Tenchi, ale musisz popracować nad tym co wrzucasz. Pod względem technicznym jest znacznie gorzej niż u przeciwnika i Twój tekst czytało się ze zgrzytami. Nie jestem specjalistą, ale wypadło dość kiepsko. Sanbetsu ma wielu członków i możesz ich śmiało nękać z czym się pewnie zgodzą. Następnym razem pójdzie Ci na pewno lepiej, wystarczy, że poprawisz warsztat i przysiądziesz również do karty oponenta.
Ocena: 5,5/10 |
|
|
|
»Naoko |
#10
|
Zealota
Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594 Wiek: 33 Dołączyła: 08 Cze 2009 Skąd: z piekła rodem
|
Napisano 10-07-2015, 20:14
|
|
Dann
Masz lekkie, przyjemne pióro. Fakt, potrzebuje ono dopieszczenia i konkretnego szlifu, ale jest naprawdę bardzo przyzwoicie. Mnie ogólnie motyw z medytacją rozśmieszył przez jedno zdanie i nie mogła odpowiednio wczuć się w atmosferę, ale mimo to, był przyjemnym smaczkiem. Tak jak zostało już powiedziane, poszedłeś w miarę prostym schematem, jeśli chodzi o motyw walki, ale przedstawiłeś go przejrzyście.
Tekst ogólnie potrzebuje dopieszczenia, bo znalazło się sporo dziwnych w odczuciu sformułowań. No i niestety, tak jak na początku tekst stał na naprawdę wysokim poziomie (miodnie dobierasz słownictwo do nadania pewnego klimatu), tak na samym końcu było sucho. Pamiętaj o końcówce, zwłaszcza jeśli w tej części dzieją się ważne rzeczy.
Ocena: 6,5 na zdrowie
Suisei
Nie wczułam się. To nie oznacza, że było źle (no, powtórzenia swoje zrobiły), ale Twoja narracja zupełnie nie przypadła mi do gustu. I niestety przez to nie była w stanie w pełni docenić Twojego pomysłu. A motyw opowieści i gangu są całkiem świeże. I mniej więcej od połowy, tekst bardzo mnie męczył. W samym starciu brakowało mi chwili na odpoczynek. Lecisz z tym tekstem, on zrobił to, i tam, i bzium, hop hop, ciach ciach. Spowodowało to niezwykłe wydłużenie akapitu.
To po prostu nie było to.
Ocena: 5,5 następnym razem będzie lepiej, na pewno. Bo masz potenszal. |
Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią. |
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|