Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 2] Curse vs NPC (Damien Lockheart) - walka 1
 Rozpoczęty przez ^Curse, 25-03-2015, 19:31
 Zamknięty przez Lorgan, 02-04-2015, 10:46

10 odpowiedzi w tym temacie
^Curse   #1 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 551
Wiek: 36
Dołączyła: 16 Gru 2008
Skąd: Lublin/Warszawa?

Curse 2415 道力
Damien Lockheart 2300 道力

Dziesiątki małych kryształów wirowało w powietrzu, odbijając fragmenty błękitnego nieba oraz rozciągającego się pod nim, brukowanego placu. Czas wydawał się zwolnić bieg tylko po to, żeby można było przyjrzeć się dokładnie każdemu z nich. Urzekające. Przerażające i urzekające za razem.
Kasumi przez dłuższą chwilę nie mogła złapać oddechu po tym, jak z impetem wypadła przez okno, tłukąc przy okazji grubą szybę. Widziała lecące obok niej, błyszczące w promieniach słońca kawałki szkła i swoją dłoń zaciśniętą kurczowo na rękojeści katany. Widziała falujące włosy, które przypominały, że wciąż się przemieszczała. Ile czasu minęło? Sekunda? Minuta? Doba?
Upadek był bolesny, ale nie śmiertelny. Ocknęła się patrząc w bezkresne i puste niebo, kiedy odłamki z okna wciąż osypywały się wokół. Prawdopodobnie mocno ją pokaleczyły, ale nic nie czuła. Zamknęła oczy i odpłynęła.

Pół godziny wcześniej

Do oczekiwania można się przyzwyczaić, tak samo jak do wiecznej obawy o własne życie. W pracy takiej jak ta nigdy nie wiesz co spotka cię za chwilę, ani kto czeka za rogiem. Oczywiście, można kontrolować, knuć i spiskować, ale nie da się przewidzieć wszystkiego. Każdy kij ma dwa końce. Jeżeli planujesz coś za czyimiś plecami, prędzej czy później ktoś zaplanuje coś za twoimi.
Kasumi Tora czuła się niewidzialna. Papieros dopalał się w zasadzie sam i zaczynał już parzyć palce. Wessała więc dym z resztki tytoniu i wyrzuciła przed siebie gasnącego kiepa. Wypuszczona z ust chmura uleciała kilka metrów i przestała być widoczna. Siedząc z podwiniętymi nogami na niskim murku, kobieta od kilkunastu minut przyglądała się przechodzącym obok ludziom. Zwykli, szarzy, spacerujący sobie po zaśnieżonym deptaku w piękny, mroźny dzień. Odetchnęła głęboko galwindzkim powietrzem i wyciągnęła z paczki jeszcze jednego papierosa. Zanim go podpaliła, kilkukrotnie obróciła w palcach zapalniczkę, śledząc wzrokiem kolejną, oddalającą się osobę. Trudno było oswoić się z myślą o nowym domu. Nawet jeżeli był to stary-nowy dom. W głowie wciąż kłębiły się myśli, które wymagały uporządkowania, ale teraz... Teraz miło było po prostu posiedzieć i zaznać trochę spokoju. Na przekór całej masie ludzi, którzy chcieli ją dorwać.
Komórka w kieszeni dzwoniła przez dłuższą chwilę, zanim zdecydowała się odebrać.
- Wszystko w porządku?
- Chcesz coś przekazać, czy mnie sprawdzasz? - Odpowiedziała Raphaelowi po wypuszczeniu przez nos strużki dymu.
- Pytam jak się czujesz.
Zaśmiała się cicho i wyciągnęła wygodnie na murku.
- Mam wygodną kozetkę, więc możemy zaczynać telefoniczną terapię, panie doktorze.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Mamy sobie coś do wyjaśnienia - powiedziała w końcu poważnie. - Opowiesz mi o sobie, Jintorze i o całej reszcie.
Po powrocie na łono cesarstwa i odbyciu rozmowy z Shionem, rycerka czuła się niekompletna. Wyjaśnienie przynajmniej części niewiadomych było kluczem do wypełnienia braków i odzyskania wewnętrznej równowagi.
- Zobaczymy.
- Słucham?
Zabrzmiał nieswojo. Czyżby dotknęła czułego punktu? Kątem oka wychwyciła między drzewami ruch i momentalnie usiadła, nasłuchując czujnie.
- Pogadamy później - rzuciła do słuchawki i rozłączyła się nie czekając na odpowiedź.
Może to przewrażliwienie, może doświadczenie, ale poczuła gdzieś wewnątrz to specyficzne i dobrze znane ukłucie ekscytacji. Starała się nie popadać w paranoję, kiedy uświadomiła sobie, że niczego z tamtej strony nie wyczuwa. Żadnego, nawet najsłabiej bijącego serduszka.
Kilkadziesiąt metrów dalej, na tle pobliskich budynków stał wysoki blondyn zwrócony w jej stronę. Znała to spojrzenie i specyficzną postawę. Ludziom zaprawionym w walce ciężko wyzbyć się pewnych nawyków. Gdzieś z tyłu znowu coś przemknęło i odwróciło uwagę rycerki na ułamek sekundy, który wystarczył, żeby nieznajomy rozpłynął się w powietrzu. Rozglądając się wokół, zaciągnęła się papierosem, po czym upuściła go na ziemię i przydeptała butem. Blondyn mignął pomiędzy spacerującymi w oddali ludźmi, a po chwili znów stał tam, gdzie wcześniej. Prowokacja była oczywista.
Curse wstała niespiesznie, chwytając leżącą obok katanę. Żaden w przechodniów nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Może w Nebul popularne były parasolki imitujące ten rodzaj broni? Nie, dużo bardziej prawdopodobne, że widok mieczy i wojskowych nikogo tutaj nie dziwił. Nawet nagijscy cywile byli ulepieni z innej gliny. Ludzi na deptaku przybywało z każdą chwilą, w związku z czym rycerka postanowiła zmienić nieco scenerię. Ruszyła wolno przed siebie, cały czas zachowując czujność i wypatrując ewentualnego zagrożenia. Kiedy po chwili usłyszała w uchu świdrujący gwizd, niemal upadła i przez kilka sekund nie mogła się pozbierać. Czuła jak ludzie starają się ją ominąć, a rozmowy wokół przycichły. Hałas prawie natychmiast ustał, ale pozostała złość, która narastała w ogromnym tempie.
Prześladowca znowu stał w tym samym miejscu i patrzył na nią z dziwnym grymasem na twarzy. Nagle odwrócił się i zniknął pomiędzy pobliskimi budynkami. Zacisnęła dłoń na rękojeści katany i ruszyła w pogoń. Próbowała skupić się na jego pulsie, ale umknął pomiędzy dziesiątkami innych postaci. Weszła pomiędzy wysokie kamienice i po pokonaniu wąskiej uliczki znalazła się na sporym, zaśnieżonym podwórzu. Było ciemne i ponure, niczym dno studni. Osypujące się, wiekowe elewacje przylegających budynków dodatkowo wzmagały to wrażenie. Kasumi wyczuwała w okolicy jedynie pojedyncze osoby. Tajemniczy blondyn musiał być jedną z nich.
Ene, due, rike... Przeraźliwy pisk, dokładnie taki sam jak ten, który dał się słyszeć jeszcze chwilę wcześniej, zabrzmiał krótko w jednej z kamienic. Zostawiając ślady na skrzypiącym pod butami śniegu, rycerka pobiegła w tamtą stronę. Budynek wydawał się być od jakiegoś czasu opuszczony, przynajmniej częściowo. Wiedziała już gdzie jest cel, więc sprawnie pięła się po schodach, mijając kolejne piętra. Będąc poziom poniżej jedynego wyczuwalnego człowieka albo nadczłowieka, jak zaczynała podejrzewać, obnażyła bezgłośnie ostrze katany i powoli, schodek po schodku, skradała się w jego kierunku.
Czas zwolnił swój bieg. Czuła bicie pojedynczego serca, spokojne i miarowe. Zatrzymała się pod obdrapanymi drzwiami do jednego z mieszkań i poprawiła chwyt na rękojeści. Dokładnie w momencie, w którym otworzyła drzwi kopniakiem, za jej plecami pojawił się blondyn. Wyczuwając jego obecność, odwróciła się natychmiast, żeby sparować nadchodzące cięcie płazem katany, ale gdy to zrobiła napastnik po raz kolejny rozpłynął się w powietrzu i zmaterializował metr dalej. Ta prosta dywersja nie wystarczyła wprawdzie, żeby jego atak dosięgnął celu, ale odniosła inny, korzystny efekt. Ryzykując spontaniczny unik, rycerka trafiła plecami na drewnianą barierkę i odbiła się od niej, tracąc równowagę. Przeciwnik ciął jeszcze raz, jedynie o milimetry chybiając klatki piersiowej, lecz zaraz potem poprawił trzecim, celnym już ciosem. Spod rozciętej na ramieniu kurtki trysnęła obficie krew. W tym samym momencie uderzyła adrenalina. Było jasne, że kontynuowanie walki w niezmienionych warunkach oznaczało śmierć. Należało uciekać. Tylko gdzie? Kasumi spróbowała wyminąć blondyna, żeby na moment zniknąć mu z pola widzenia, ale okazał się szybszy i na to przygotowany. Jedyne co osiągnęła, to wejście do pustego mieszkania i możliwość odsunięcia się na bezpieczne kilka metrów.
Spojrzała mu prosto w oczy i wnet zrozumiała swoją sytuację.
- Wiem kim jesteś - przyznała szczerze.
Przez chwilę patrzył na nią w skupieniu, po czym uniósł swoją katanę.
- To bez znaczenia.
Rana na ramieniu pulsowała rwącym bólem, a po dłoni skapywała krew.
- Przynajmniej wiem, że pojawił się ktoś gotowy zapłacić za moją śmierć.
- Stawka nie była wygórowana.
Wolną dłonią wetknął niewielki gwizdek w usta i dmuchnął. Okolicę przeciął znajomy pisk i pod rycerką ugięły się kolana. Była niemal pewna, że Damien Lockheart parsknął cicho. Zaraz potem dźwięk ustał, a Nagijczyk błyskawicznie przemieścił się w jej stronę, wyprowadzając proste pchnięcie w serce. W ostatniej chwili uniknęła śmierci, przesuwając się o kilkadziesiąt centymetrów w bok. Zobaczyła jak ściany pokoju zbliżają się do siebie niebezpiecznie, a Lockheart oszczędnym ruchem chowa swoją katanę do sayi. Ułamek sekundy później do mózgu dotarły informacje o dziewięciu skoordynowanych cięciach, które jedno po drugim zagłębiły się w ciele. Ostatnie było tak silne, że odrzuciło ją w tył, wprost na okno.

***

Jeszcze zanim podniosła powieki, delikatnie ruszyła palcami dłoni. Całe ciało niewyobrażalnie ją bolało, ale przynajmniej nie wypuściła broni. W tym momencie liczyło się tylko to, że ma realne odniesienie do rzeczywistości, że jest tu i teraz. Skoro wciąż żyła, musiała stracić przytomność jedynie na krótką chwilę. Przeciwnik nie zdążył dokończyć dzieła. Przekręciła się na bok, ciężko dysząc. Zrozumiała dlaczego upadek z czwartego piętra jej nie zabił, kiedy poczuła na twarzy chłód miękkiego śniegu. Tkwiła głęboko w zaspie.
Zamrugała kilka razy, żeby dojść do siebie, ale nie to się teraz liczyło. Musiała wstać, najlepiej szybko. Czuła że wróg był coraz bliżej. Bezskutecznie spróbowała dźwignąć się na rękach. Zrezygnowana, uniosła jedynie delikatnie głowę i zobaczyła postać zmierzającą w jej kierunku. Zdała sobie sprawę, że to nie jej przeciwnik, a ktoś zupełnie inny, mocno w tej chwili wystraszony. Jak przez mgłę widziała podbiegającego do niej, szczupłego mężczyznę, który przyklęknął tuż obok i wyjął z kieszeni małą fiolkę.
- Masz - powiedział. - Wypij.
Próbowała zaprotestować, ale była zbyt słaba. Nieznajomy odkorkował buteleczkę i wlał część zawartości do jej ust. Resztką świadomości poczuła falę ciepła rozlewającą się po ciele. Tak miał wyglądać koniec? Miała umrzeć w śniegu pokrwawiona i zatruta? Usłyszała jak facet wstaje i odbezpiecza pistolet. I wtedy, jak gdyby nigdy nic, ból w klatce piersiowej zaczął powoli ustępować, a umysł odzyskiwać pełną sprawność.
- No dalej, działaj!
- C-co? - Wybełkotała zdezorientowana.
Nieznajomy zerknął na nią przelotnie z wyrazem zaskoczenia wymalowanym na twarzy.
- Nic nie mówiłem.
Podniosła się ze stęknięciem, czując że z każdą chwilą zbliża się do pełni zdrowia. Kiedy wzrok odzyskał ostrość, ujrzała zaczerwienionego z wściekłości Lockhearta. Stał pod wejściem do kamienicy z opuszczoną kataną i mierzył ich wzrokiem. Błyskawicznie machnął wolną dłonią i zanim którekolwiek zdążyło zareagować, w kierunku nieznajomego pomknęły tysiące błyszczących, szklanych odłamków. Między nimi, w odpowiedzi poleciało kilka wystrzelonych z pistoletu kul, ale żadna nie dotarła do celu, bo nadczłowiek zniknął niczym hologram i pojawił się metr dalej. Po raz kolejny tego dnia, Curse widziała świat w zwolnionym tempie. Poharatany szkłem, tajemniczy pomocnik padł bezwładnie na ziemię, upuszczając broń. Jego puls nie zanikał, więc pierwsza pomoc mogła poczekać.
Wynajęty zabójca szykował się do kolejnego ataku, ale bez efektu zaskoczenia stracił większość wypracowanej do tej pory przewagi. Przemieścił się kilkukrotnie w typowy dla siebie sposób, znikając i pojawiając się w innym miejscu, aby po krótkiej chwili stanąć wraz z trzema kopiami wokół Kasumi. Ta tkwiła nieruchomo, przyglądając się wszystkim Lockheartom i spokojnie analizując sytuację. Zrozumiała, że walka od początku odbywała się w gabinecie luster, który nigdy zresztą nie był jej ulubioną rozrywką. Przez chwilę obawiała się też, że postacie jednocześnie sięgną po gwizdki i kłujący dźwięk znowu, tym razem zwielokrotniony, wedrze się do jej głowy. Ta przydatna sztuczka również musiała być zasługą iluzjonistycznych mocy, którymi władał przeciwnik. Przygotowała się w związku z tym do odskoku, kiedy tylko gwizdek zbliżyłby się do czyichś ust. Nadszedł czas przejąć inicjatywę.
Blondyni jednocześnie zbliżyli się do niej o krok, zacieśniając krąg. Powinna czuć się osaczona, ale lustrzane odbicia nie imitowały człowieka w stu procentach. Nie miały serca, które biło w jednym, prawdziwym Lockhearcie. Zaatakowali równocześnie i identycznie, ale Curse wiedziała, z której strony nadchodzi zagrożenie. Bezbłędnie sparowała cięcie i od razu wyprowadziła kontratak, raniąc przeciwnika tuż pod żebrami. Lustrzane odbicia roztrzaskały się na tysiące odłamków, po czym zniknęły. Zaskoczony przeciwnik uniknął kolejnego ciosu, lecz wybity z rytmu, stracił nieco pewności, co wystarczyło Kasumi do zdobycia przewagi. Tym razem to ona zniknęła mu na ułamek sekundy sprzed oczu, by pojawić się w bezpiecznej odległości. Szybkim ruchem dotknęła palcem krwi na ostrzu katany i posmakowała jej. Ranny Lockheart odzyskał w tym czasie panowanie nad sobą i kilkoma szybkimi krokami pokonał dzielącą ich odległość. Będąc tuż przy Curse, odskoczył w bok i ze zdziwieniem odkrył, że nie jest w stanie użyć swojej podstawowej mocy. Rycerka pchnęła kataną, która weszła wprost w trzewia. Wciąż trzymając mocno rękojeść, drugą ręką złapała za lnianą koszulę i niczym marionetkę, pociągnęła słabnącego mężczyznę pod ścianę obok. Zwolniła chwyt i pewnym ruchem sięgnęła do kieszeni w jego spodniach, niedługo później wyciągając metalowy gwizdek.
- Za to - zaczęła, rzucając go na ziemię i miażdżąc butem - dostaniesz premiowo...
Kopnęła go z całej siły w krocze i dopiero wtedy wyciągnęła ostrze z brzucha. Lockheart osunął się na ziemię, lądując twarzą w śniegu, dokładnie tak samo, jak ona przed chwilą.

Nie tracąc cennego czasu, Kasumi podbiegła do nieprzytomnego mężczyzny, niewątpliwie odpowiedzialnego za uratowanie jej życia. Czuła jego puls, który choć stosunkowo słaby, był stabilny. Gdyby nie przejęła jego mocy, zapewne byłby już w pełni sił. Szybko oszacowała, że jego stan nie pogorszy się w ciągu kolejnych kilku minut potrzebnych, by zdolność regeneracji wróciła do właściciela. Usiadła więc obok, spoglądając również od czasu do czasu na nieprzytomnego Lockhearta i wyciągnęła z kieszeni zmiażdżoną paczkę papierosów. Wyjęła z niej jedynego, który wyglądał w miarę porządnie i odpaliła go. Po raz pierwszy przyjrzała się nieznajomemu. Ruda czupryna okalająca piegowatą twarz sprawiała, że wyglądał jak lew w okresie dojrzewania. Uśmiechnęła się na ten widok i wciągnęła tytoniowy dym. Sądząc po pulsie rudzielca, powinien się zaraz ocknąć. Znakiem, że jego moc już prawie puściła Kasumi była słaba myśl, "ja pierd...", a później już nic. Rany przestały krwawić, a puls mężczyzny stawał się coraz mocniejszy. W końcu otworzył oczy.
- Ale jazda - powiedział po chwili, siadając.
Curse patrzyła na niego, oczekując wyjaśnień. Rudzielec zerknął w jej stronę, ale potem skupił się na leżącym po drugiej stronie podwórza Lockhearcie.
- Jesteś pewna, że zaraz się nie ocknie?
- Nie wiem, dlatego powinniśmy się zbierać.
- Dobra, więc na szybko - powiedział, odwracając się w jej stronę i wyjmując z kieszeni znajomą fiolkę. - To jest, jak się pewnie domyśliłaś, moja krew. Raphael przysyła z pozdrowieniami.
Wręczając jej buteleczkę, wyszczerzył zęby w uśmiechu. Widząc wywołane zaskoczenie, uśmiech szybko zmienił się w bliżej niezidentyfikowany grymas.
- Nic ci nie mówił?
- Chyba nie zdążył...
- Nieważne. - Machnął ręką. - Jestem Yoven.
Sięgnął za siebie po upuszczony pistolet, zabezpieczył go i wsadził do kabury, po czym złapał odpalonego papierosa Curse i zaciągnął się nim.
- Ble... - wybełkotał, krzywiąc się i dławiąc.
Wyrzucił energicznie niedopałek i wstał.
- Hej! - Zaprotestowała Kasumi i tęsknie podążyła wzrokiem za swoim dymiącym przyjacielem.
- Och, daj spokój. Chodź, opowiem ci co i jak.
Uśmiechając się, wyciągnął do niej rękę.
   
Profil PW Email
 
 
»Coltis   #2 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 358
Wiek: 36
Dołączył: 25 Mar 2010
Skąd: Białystok

Curse, miałem nadzieję na ciekawy pojedynek, ze względu na soczystego przeciwnika, który Ci się trafił. Niestety, zawiodłem się.

Na początek kwestie błędów rażących w oczy oraz stylistycznych:

Curse napisał/a:
Przerażające i urzekające za razem.


"Zarazem" jest poprawną formą.

Do tego powtórzenia typu:

Curse napisał/a:
Widziała lecące obok niej, błyszczące w promieniach słońca kawałki szkła i swoją dłoń zaciśniętą kurczowo na rękojeści katany. Widziała falujące włosy, które przypominały, że wciąż się przemieszczała.


Jestem świadomy, że to kwestia stylistyczna, niemniej ciężkostrawna w moim przypadku. Zwłaszcza, gdy styl nie jest mocno zarysowany i konsekwentny. Prędzej bym przepuścił takie powtórzenie w narracji pierwszoosobowej.

Curse napisał/a:
Komórka w kieszeni dzwoniła przez dłuższą chwilę, zanim zdecydowała się odebrać.


Fajnie, że komórka jednak zdecydowała się odebrać, bo byś przegapiła rozmowę ;) Może nie błąd w sensie ścisłym, bo można łatwo wydobyć z kontekstu o czym mowa, ale zabrzmiało śmiesznie.

To by było na tyle, jeśli chodzi o bardziej widoczne kwestie. Poza tym tekst jest całkiem nieźle napisany i w departamencie błędów więcej się nie mogę przyczepić. Ogólnie wyszło bardzo "czysto", a przez tekst przeszedłem dość swobodnie - za to plus.

Jeśli chodzi o część właściwą, czyli pomysł i jego realizację, to już jest marnie. Z Damiena jest pipka i kuglarz, zamiast żądnego emocji mistrza szermierki. W opisie zadania zostało wspomniane, że ma przewagę zaskoczenia, tymczasem grzecznie się zapowiedział. Pogwizdał, pomigotał niczym rusałka na bagnie, wciągnął cię w scenerię walki i jego kunszt praktycznie kończy się na odpaleniu combosa ze szkoły walki.

Posyła cię do piachu tym uderzeniem (takie też są założenia tego ataku, żeby nie było), a ty wracasz mu wpierniczyć po uzyskaniu pomocy od frakcji. Dostałaś regenerację, super. Z opisu obrażeń jakich doznałaś, wnioskuję, że jesteś już na skraju. Pan Y. dostarcza tobie coś na kształt agresywnej reakcji układu immunologicznego - według opisu regeneracja jest gwałtowna i reperuje tkanki, konsumując tym samym energię do działania.

Wniosek: powinnaś załatać dziury, ale paść nieprzytomna. Zamiast tego dostajesz kopa i możliwość działania. Nie podoba mi się.

Wykorzystujesz swój powrót, by załatwić przeciwnika (mistrza w swoim fachu) jednym ciosem. Jedno dźgnięcie i Damien mdleje jak panienka. Porównaj teraz wasze Witalności - praktycznie to samo. W ciebie trzeba było wpakować specjalną technikę, żebyś padła, a pokonujesz przeciwnika "szturchnięciem".

No po prostu no nie.

Moim zdaniem w ogóle nie miałaś pomysłu na tą walkę. Przeciwnik nie jest sobą, pokpiłaś sprawę z mocami, a najlepiej napisane momenty są o tym, jak palisz fajki. Baaardzo słabo, ale spory plus za niezłą korektę i ogólną poprawność.

Ocena*: 5,5.

Oddaję swój głos na Damiena Lockhearta.

________________
* Uwzględnia kredyt z okazji powrotu do aktywności. Może dzięki temu jakimś sposobem uda ci się jeszcze tą walkę wygrać.


I wanna be the very best, like no one ever was.
   
Profil PW Email
 
 
^Genkaku   #3 
Tyran
Bald Prince of Crime


Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227
Wiek: 39
Dołączył: 20 Gru 2009
Skąd: Raszyn/Warszawa

Mam mieszane uczucia co do tej walki, ale po kolei.
Po pierwsze już mi się znudził ten motyw/zabieg ze zmianą chronologii. Jest już tak ograny i zwyczajnie nie robi już takiego wrażenie ani nie wywiera efektu. Nie zrozum mnie źle, punktów ci za to nie urwę, ale też na pewno nie dodam.
Po drugie nie mogę pozbyć się wrażenia, że najsłabszym elementem tej walki jest samo starcie, a dokładniej jego druga część. Wstęp jest fajny i klimatyczny. Opis tego co „siedzi w głowie” twojej bohaterki, jej przemyślenia etc też fajne. Barwny opis scenerii. Super. Tylko to starcie… Z jednej strony przeciwnik szybko posyła cię na łopatki. Analizowałem ten fragment kilka razy i w zasadzie nie ma tam żadnego błędu logicznego. Jesteś zaskoczona, on doskonale wykorzystuje swoje moce. Potem wypadasz przez okno i ten pomysł z frakcją – notabene, doskonale to wymyśliłaś, będziesz teraz miała dostęp do „potionów” ;) . Od tego momentu jest już słabo. Muszę zgodzić się z Coltisem, że za szybko kończysz tą walkę, do tego jednym ciosem. Jeszcze jakbyś go wcześniej poobijała trochę lub wymęczyła wymianą ciosów, no to inaczej by to wyglądało. Wielka szkoda, bo technicznie jest bardzo fajnie i przyjemnie mi się czytało. Brakowało mi tej szermierki, wymiany ciosów etc.
Bardzo ciężko dopasować mi ocenę do tej walki. Ostatecznie uznaję, za zwycięstwo NPCa, z minimalną jedynie przewagą po jego stronie. 7/10
   
Profil PW Email Skype
 
 
»oX   #4 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo

Ponownie wyjdę przed szereg i powiem, że mi całość się spodobała. Starcie jak starcie, od dłuższego czasu pojawiają się walki, gdzie przeciwnika można pozbyć się w paru linijkach, sam tak zrobiłem z Lui'm. Czasem tak jest, że walka nie jest starciem tytanów i można nawet najmniejszy błąd przeciwnika wykorzystać na swoją korzyść i odnieść łatwe zwycięstwo. Zabieg z tym, co było wcześniej też fajny, osobiście lubię zacząć od końca i rozkminiać jak to się do cholery stało :DD

Jeśli zaś chodzi o Yovina i upadek z, bodajże, czwartego piętra. Byłaś nieźle połamana, ale de facto upadłaś na wielką górę śniegu, więc zdolność frakcyjna według mnie zadziałała okej. Nie zobaczymy na żywo jak bardzo się poturbowałaś, co nie? :DD Sam motyw wsparcia skojarzył mi się z różnymi filmami, gdzie ktoś taki się pojawia, pomaga, znika i później trzeba ogarnąć kim on jest i po co to robi. Nie czytałem poprzednich starć ani nie śledziłem rozwoju Twojej postaci, ale jeśli to pierwsze pojawienie się Yovina, to na plus (a wnioskuję, że tak też jest).

Do samego tekstu nie mam się do czego przyczepić, podoba mi się styl pisania, nie znalazłem rażących w oczy błędy (mniej rażących też nie), więc wszystko na plus.
Nigdy nie byłem też fanem mega długich tekstów, bo momentami nie chce mi się ich już czytać, a co dopiero później oceniać. Zresztą Kalamir kiedyś pisał o tym, że im dłuższy, tym więcej błędów się wkrada i zgadzam się z tą opinią. Według skali nie jest to dla mnie "rewelacja", ale kawał dobrej, przyjemnej literatury. Rzadko zdarza mi się wchłonąć tekst na raz, a tutaj tak było. Niestety mam inne gusta niż pozostali, ale cóż, o nich nie powinno się dyskutować :DD Ja uważam, że ten tekst wystarczył na wygraną, mimo pokonania oponenta tym jednym, nieszczęsnym ciosem. Bo nie oszukujmy, czy naprawdę trzeba wykorzystywać w starciach wszystko co jest w kartach? Ważne, żeby była zachowana równowaga i wszystko się zgadzało. Oceniam również na podstawie moich tekstów, porównując pozostałe do swoich i ich ocen, a tutaj finalnie wychodzi mi stabilna ósemka (miałem dylemat, czy 7.5, czy 8, ale wszystko zawiera się w jednej skali).

Ocena: 8
   
Profil PW Email
 
 
^Pit   #5 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Curse

Powiem szczerze, walka jest dziwna i dość nierówna. Ma momenty klimatyczne i dziesiątkowe, ale przy samych opisach starć na razie jest dość średnio. Jasne, długo nie pisałaś, ale wiesz, że teraz walka nie może sobie być po prostu taka zwyczajna? Po prostu nie może, nie na takim poziomie. Ale może ja czepialski jestem, bo już wiele opinii widziałem, stąd powiem wprost, co mi się podobało, a co nie.

Podobał mi się gros opisów, przemyśleń, chwila takiego uspokojenia, moment refleksji. Sam początek widziałem w głowie jakby to była scena w zwolnionym tempie, rodem z ostatniego Dredda (kiedy używali narkotyku). Klimatyczne. Podobały mi się naturalne dialogi i ogólny rozwój sytuacji. Ta zraniona, zakrwawiona ręka i "wiem kim jesteś" - tak, widziałem wtedy jak lekko pochylona twoja postać stoi łapiąc oddech.
A potem nadeszła reszta starcia...
Co mi się nie podobało to dalszy przebieg starcia, któremu zabrakło tego kunsztu i finezji. Ja też nie umiem pisać starć, Lorgan ostatnio nawet stwierdził, że kiedy pprzechodzę do sedna to zamieniam bogactwo na lakoniczne opisy. U ciebie jest podobnie. Ot jest ten finalny atak dziewięciu cięć, opisany dość prosto. A ja w głowie widziałem ten twój zamglony wzrok, bezwzględnego przeciwnika zadającego sztychy. Ja potrafiłem sobie to dopowiedzieć, ale w tekście zabrakło mi tego jak się do tego ustosunkowuje twoja bohaterka. Jasne, to nie pierwszoosobowa narracja, ale nawet, coś by się przydało jeszcze do tego.
Jest moment którego nie rozumiałem, aż musiałem się ciebie zapytać - a więc twoja frakcja może ci podsyłać buteleczki z jego własną krwią. Natychmiastowa regeneracja i tego typu rzeczy, ale to wyglądało dość śmiesznie. Zero efektów ubocznych, zero efektów odrzucenia. Mówimy tu o porządnej dawce krwi. Nie wyglądasz mi na Alucarda, więc powinny tobą chociażby zacząć wzmagać torsje...okej, okej to jest anime, już się uciszam!
Nie do końca oddałaś przeciwnika. Cos tam się poczaiło, ale miałem wrażenie, że jakby nie ma go wystarczająco dużo w tym wpisie. Na tym poziomie to jakiś porządny swordfight byłby nie od parady, a ty najpierw nic nie możesz mu zrobić, a potem kończysz to jednym prostym pchnięciem.

Więcej skakania, kombinacji i tej akcji poza starciem, niż samego starcia. Przeleciało mi za szybko i trochę aż za płytko. Jest ten potencjał, jest ta masa opisów i klimat, a jednak czegoś mi, kurczę, zabrakło. Takie uczucie niedosytu.

No i co ja ci mam teraz postawić? 7.2 to jeden z najbardziej wrednych progów do osiągnięcia. Ale będąc jak najbardziej bezstronnym daję ci 6.5 wierząc, że jeszcze paru innych sędziów oceni i podreperuje ten wynik. Chcę więcej od ciebie, także i starć. Pokaż mi więcej tej Hidanowej mocy, a walkę kataną ubierz w naprawdę potężne opisy - nawet twoja podstawowa dopałka może być pięknie oddana. Nie traktuj tego jak jakąś zemstę za zdradę czy coś, po prostu zabrakło mi tego, tak zwanego, "pierd.olnięcia na koniec".
   
Profil PW Email
 
 
»Naoko   #6 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem

Curse

Przed przeczytaniem tej walki, przypomniałam sobie Twoją ostatnią, którą oceniałam. Minęło parę lat i jestem ciekawa, czy udało ci się rozwinąć.

Fabuła
Czytelnik znajduje Curse w dość typowej sytuacji – emocjonalny dysonans, nie spodziewającej się ataku. Nie jest to zły pomysł, ale na poziomie 2 to trochę za mało. Nie wiem do końca co miało dać Tobie rozmowa telefoniczna – jak dla mnie to tylko wypełnienie luki w tekście -, ale przechodzimy do starcia. Nie podobało mi się, że robisz z siebie takiego badassa. Jakoś nie pasuje mi to do postaci, która co chwilę przeżywa bóle egzystencjalne. Oczywiście to Ty kreujesz swoją postać, ale ja jej takiej nie kupuję. Za dużo w niej melodramtu, jak na takie kozackie zachowanie.
Później śledzi przeciwnika, ale nie może go odnaleźć po pulsie. Naprawdę? Nie powinna być mistrzynią w swojej dziedzinie? Jest wkurzona na dupka, który przerwał jej rozmyślania na murku i nie odnajduje jego wkurzającego pulsu? Moim zdaniem mogłaby spokojnie to zrobić.
Damien rozprawia się z Curse jedną dobrą techniką, a ona ląduje w zaspie. Rozumiem, że musiała być głęboka, skoro spadła z 4 piętra. Ale jakoś jest tylko lekko zanurzona w śniegu, nie musi wychodzisz na zewnątrz z krwawiącymi ranami. To mało istotny fakt, ale masz tendencję do takiego powierzchniowego załatwiania sprawy, co w całości jest męczące.
Twist z pomocą typowego miniona, jak najbardziej na plus. Mniej podoba mi się fakt, że użyłaś przeżutej, wydalonej i ponownie przeżutej konwencji w której Twoja postać jesteś prawie martwa, ale jednak pokonasz przeciwnika. Plus za frakcję. Ale ale ale...
Cytat:
Zen'yu
- Zdolność pozwala na regenerowanie własnego organizmu ze wszelkich uszkodzeń (np. ran, złamań i przypaleń) w zawrotnym tempie. Jest niezależna od właściciela i konsumuje znaczne ilości energii. Im wyższa Witalność, tym więcej tkanek można zrekonstruować zanim straci się przytomność z powodu zmęczenia.

Jak, po wykorzystaniu tej umiejętności Curse mogła się poruszać? Konsumuje znaczne ilości energii i traci się po niej przytomność. Ze względu na witalność mogła się jako tako poskładać do kupy. Jednak nie było mowy o ataku. Przynajmniej tak rozumiem opis umiejętności.
Wraca przeciwnik, który daje spokojnie zastanowić się Curse, co chce zrobić. WHAT? o.O Naprawdę mam w to uwierzyć? Przejrzenie mocy poprzez bijące serce – to było dobre.
Gdybyś moment rozprawienia się z Lockheartem pokazała ciut inaczej, byłabym w stanie to kupić. Rozumiem, że pozbawiłaś go jego mocy, ale nie umiejętności, si? Czy wszystkiego naraz? To tak można? Jeśli tak, to trochę przesadzona moc jak na pierwszy poziom. W każdym razie jak na tak sprawnego i doświadczonego przeciwnika, jedno uderzenie kataną to trochę za mało.
Do późniejszego fragmentu się nie odniosę. Dialogi nie są Twoją mocną stroną.

Osadzenie w świecie
W sumie oprócz fragmentu dotyczącego mieszkańców Nag, jako takiego mocnego osadzenia nie ma. Ale rekompensuje to ogólny zimowy nastrój. Chociaż zmusiłaś czytelnika, by go sobie dopowiadał.

Oddanie charakteru przeciwnika
Podobało mi się, że rozpoznałaś w Lockhearcie przeciwnika. Coś na zasadzie Levy i Ginjina z Black Lagoon, ale nie tak emocjonującej. Sytuacja prosiła by zatrzymać czas na chwilę. Dodać trochę bicia serca. Może zrozumienie przez Curse, że jest celem, że zlecono ją zabić. Chcę więcej. A Ty mi tego nie dajesz.
I o co chodzi z tym gwizdkiem? Miało to imitować tortury? Przepraszam, ale wolne żarty. Późniejsze zachowanie Lockhearta to czysta fuszerka. Moim zdaniem minęłaś się z jego charakterem i zlekceważyłaś jego potencjał.

Poprawność
Wydaje mi się, że w końcu wiesz, co chcesz przekazać czytelnikowi. Z większą swobodą oddajesz emocje. Jednak sama sobie strzelasz stopę złym doborem słów. Weźmy początek: scena z paleniem papierosów. Jest zimowy dzień, dym miesza się z wydychanym przez Ciebie powietrzem. Szczypanie mrozu w palcach zastępuje nieprzyjemny żar. I wyrzucasz tego KIEPA. Poległam. Wiem, że to jest poprawnie użyte słowo. Ale. Jest ono rozumiane jako niedopałek tylko w slangu. No i masz jeszcze piękno słowo niedopałek, które pasowało by znacznie lepiej. Później budujesz pewne napięcie, ale za chwilę niszczysz je pojedynczym zdaniem. I tak przez cały tekst. Masz chyba trudności w utrzymaniu tekstu w jednej stylistyce.

Wrażenie ogólne
Widzę poprawę, ale moim zdaniem nie wykorzystujesz w pełni swoich pomysłów. Widać, że gdzieś klaruje Ci się pejzaż na których chcesz wystąpić, jednakże... No kurczę, masz piękny, zimowy dzień. W centrum jest Twoja postać, wszystko inne to nic nieznaczące dodatki. Gdyby ktoś miał zekranizować Twoją pracę, to istnieje prawdopodobieństwo, że wyszliby z takim WTF. Drugi i trzeci plan to u Ciebie biała plama. Zachowuje się jak Legolas w trylogii.
Reasumując – upraszczasz wszystko aż do bólu. Te wszystkie emocje, które przeżywa Twoja postać są tak płytko pokazane. Nie kupuję tego. Jednakże jest jakaś poprawa, w końcu znalazłam w Twoim tekście coś, co jest na plus, przez co mogę zgodzić się ze słowami Lorgana, że to jest Twoja najlepsza walka. Co nie czyni jej dobrej jako tako.

Cytat:
Odpowiedziała Raphaelowi po wypuszczeniu przez nos strużki dymu.


Niczym byk :DD Sorki, ale wśród moich znajomych nie ma dziewczyny, która tak robi. Rozbawił mnie ten fragment – nie wiem, czy taki był zamiar.

Ocena: 5,5. Rzekłam.

Jest poprawa, ale Twoja postać jest na drugim poziomie, przez co zagrania z poziomu 0 (chociaż to nieprawda, bo debiuty są mocniejsze od tego starcia) są niewystarczające. Od doświadczonych graczy wymaga się więcej.
A i jeszcze jedno - Twoje przedstawienie postaci jest jeszcze mocniej egocentryczne od tego, co sama zrobiłam. Będę teraz wredna, ale: nie wytykaj palcami tego, co sama robisz :DD Bo jaka to różnica, czy ktoś przeżywa ból świata, czy zastanawia się, co zjeść. Skupienie na własnej osobie jest takie samo.
Jakby co nie wpłynęło to na moją ocenę. Tylko tak pozwoliłam sobie na odchodnym zauważyć :DD


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
»Twitch   #7 
Yami


Poziom: Wakamusha
Posty: 1053
Wiek: 35
Dołączył: 08 Maj 2009

Curse

Będzie krótko, bo nie chciałbym się za bardzo powtarzać. Od samego początku wpisu miałem wrażenie, że tekst ma służyć przedstawieniu na nowo Twojej postaci. Nowego image, świeżego podejścia do odgrywania postaci i sposobu jej działania. Wiesz, że to wyszło świetnie, ale na starcie nie miałaś albo pomysłu, albo nie pasował Ci przeciwnik. Szkoda, bo mimo tego, że jest mocnym zawodnikiem to ma jeszcze ciekawą moc z którą można by było się pobawić. Najzwyczajniej w świecie zabrakło walki w walce i nie wykorzystałaś potencjału tego pojedynku i szansy na prezentację własnych możliwości (tak, aby każdy nie fikał za mocno ^^).
Tutaj pojawia się dylemat. Stworzyłaś klimatyczni wpis, fajnie zaprezentowałaś postać, ale skopałaś najważniejszy element - potyczkę, zabrakło mi jatki. W moim odczuciu nie pokonałaś tego NPC i nie wygrałaś starcia.

Ocena: 6,5/10
   
Profil PW
 
 
^Coyote   #8 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Mi tam się podobało ,że walka się nie przeciągała zbytnio jak Curse wbiła miecz w bebechy przeciwnika :D Ale na serio mogłaś to napisać lepiej. Po co Damian cię napadał na ulicy wśród ludzi kiedy mógł zaczekać na lepszy moment? Nie klei się tak samo jak to, że za mocno dałaś się porąbać przeciwnikowi. Ja wiem ,że to było po to żeby pokazać nową frakcję i nowe moce od niej ale chyba przesadziłaś ;) Cięcia się łatwo goją ale jak spadłaś z 4 piętra to pewnie cała się połamałaś jak lalka z porcelany. Da się takie coś zaleczyć ale skoro leczenie wyczerpuje to mogłabyś być chociaż zdyszana. Zaobserwowałem właśnie że nie korzystasz ze swoich mocy jak należy. Ta walka powinna się zacząć na dobre od tego jak zdobywasz krew przeciwnika, a ty ją tak skończyłaś. Jak już zostawiasz sobie taki fortel na koniec to zrób chociaż coś z pompą na przyszłość. Jakiegoś popisowego finiszera a nie tylko tyle, że wykrywasz puls i Damian z zaskoczenia pada jak mucha. Co to on nigdy nie miał pokonanej swojej iluzji? Jak przeciwnik jest dobry to go nie można tak olewacko traktować (tak wiem i kto to mówi :D ). Moja końcowa ocena:

Curse 6,5/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
»Corvus   #9 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru

Całokształt opowiadania czyta się bardzo przyjemnie. Poza drobnym błędem na początku przy rozdzieleniu "za razem" i jednym przecinku, który według mnie znalazł się tam gdzie nie powinien, stylistycznie i technicznie walka wygląda poprawnie. Z samym starciem poszło trochę gorzej. Wydaje się, że poszło ci to ciut za szybko i za łatwo (jeśli nie liczyć oberwania zabójczą techniką i upadku z kilkunastu metrów) biorąc pod uwagę możliwości posiadane przez przeciwnika.
Na koniec coś co mnie osobiście strasznie dręczy (prawdopodobnie z braku wiedzy), a mianowicie - nie wydaje mi się, żeby istniało słowo "rycerka" jako określenie rycerza kobiety. Jedyne Rycerki jakie kojarzę to dopływ Soły albo wieś w śląskim.
Podsumowując czytało mi się dobrze, szybko i przyjemnie
7
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #10 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Curse - Rozmawialiśmy niejednokrotnie na temat twojej pracy, dlatego w ocenie skupię się na najważniejszych konkretach. Udało ci się stworzyć spójną historię przedstawienia nowego towarzysza i w dość interesujący sposób zawiązać walkę. Dzięki temu, że całość pozostała w trzeciej osobie, mój odbiór pozostał niezakłócony. Napisałaś wszystko równo i bez większych potknięć. Nie oznacza to jednak, że nie było problemów. Przede wszystkim, dialogi były zbyt lakoniczne i rzadkie. Nie chciałbym, żebyś rozprawiała z przeciwnikiem godzinami, ale np. pokazała charakter własnej postaci podczas rozmowy telefonicznej z Raphaelem. Masz kartę od bardzo długiego czasu, ale wydaje mi się, że nigdy nie podjęłaś się trudu dookreślenia zawartych w niej postulatów. Nie wiem wciąż, kim jest Kasumi Tora. Wiem za to, kim nie jest - wojownikiem. To sprowadza nas do drugiego problemu, czyli twojej tendencji do stawiania się w sytuacjach beznadziejnych. Nie chodzi o to, że nie umiesz opisywać starcia. Robisz to lepiej niż wielu starych wyjadaczy, tylko nie wiedzieć czemu dążysz do własnej przegranej. Zgadzam się, że trzeba szanować potęgę przeciwnika i niedocenienie go może negatywnie odbić się na ocenie. Ta reguła działa jednak i w drugą stronę. Jeżeli rywal za każdym razem robi z ciebie mielonkę, nie ma zabawy. Spróbuj dla odmiany zaprezentować się z lepszej strony. Masz zestaw mocy skrojony idealnie pod walki jeden na jednego. Nie są wcale słabe, tylko trudne do wykorzystania, bo większość nie ma szans zadziałać, jeśli nie posiadasz dostępu do krwi ofiary. To doskonała okazja, żeby wykazać się inwencją, myśleniem strategicznym i, ogólnie rzecz biorąc, sprytem.
Trzeci problem dotyczy Lockhearta. Do samego końca opowiadania nie udało się ustalić, dlaczego przyjął zlecenie na twoją głowę. Nie musiał, a nawet nie powinien zdradzać tożsamości klienta, ale wątek sam w sobie pozostał niedoceniony i niewykorzystany. Można było z tego zrobić tajemnicę, której rozszyfrowanie przyniosłyby kolejne teksty. Można było wszystko zamknąć i dopowiedzieć w ramach walki. Cokolwiek, byleby zainteresować czytelnika.

Miałem nadzieję na twoją wygraną, bo obiektywnie takie walki zazwyczaj zgarniają średnią powyżej 7. Niestety trafiłaś na celownik państwa Coltisowskich, którzy zadbali, żeby do tego nie doszło. Ode mnie masz ile masz, bo siłą rzeczy nie wypada skupiać się na warstwie warsztatowej, której robiło się korektę. Wyciągnij wnioski i pisz dalej. Jesteś na dobrej drodze do przełamania złej passy i rozwinięcia się jako gracz-pisarz ;)

Ocena: 6,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na NPC.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 13