Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Tankyuu] Ridderlighet
 Rozpoczęty przez »Kalamir, 13-10-2014, 22:17

11 odpowiedzi w tym temacie
»Kalamir   #1 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
Endast för äkta Ridderlighet


Prowadzący / Autor:
Kalamir

Ogólne zasady:
Tutaj

Szczegółowe zasady:
1. W tym Tankyuu zdobywa się punkty Honoru. Będzie się je wymieniało na nagrody w trakcie finałowej fazy.
2. W specjalnych okolicznościach Prowadzący może nagradzać graczy zwykłymi punktami lub zwiększać ich Douriki. Decyduje on także, od kiedy owe nagrody wchodzą w życie i zostają przeliczone przez Administratora.
3. W trakcie trwania Festiwalu Śmierci (Grudzień), Prowadzący obiecuje pójść na rękę osobom chcącym "walczyć" umożliwiając konfrontację nawet z osobami nie biorącymi udziału w Tankyuu. Nikt nie będzie pokrzywdzony ani zablokowany.
4. Maksymalny czas na oddanie wpisów pozostaje niesprecyzowany, chyba że prowadzący napisze inaczej. W przypadku wcześniejszego oddania wpisu, będzie możliwość zdobycia większej ilości punktów Honoru, jak również szybszego pchnięcia swojej historii do przodu.
5. Każdy gracz wybiera swoją historię. Dopuszcza się sytuację, w której dwóch graczy prowadzi jedną opowieść, jednak spotkają się oni z dodatkowymi utrudnieniami.

Miejsce akcji:
Nag

Wymagania:
Tylko Rycerze mogą przystąpić do tego Tankyu.

Fabuła:
Z pozoru niezależne historię zabiorą was w niebezpieczną przygodę, w trakcie której każdy odkryje w sobie wielką siłę do kierowania własnym losem. Chociaż każdego czeka inne przeznaczenie, wasze drogi mogą skrzyżować się w najmniej oczekiwanym momencie.

Dostępne historie:

Historia #1: Prawdziwy gliniarz
Z jakiegoś powodu postanawiasz pomóc swojemu przyjacielowi z dzieciństwa. Został on gliniarzem, jednym z tych dobrych – wierzących w swoją pracę. Teraz jednak ma kłopoty. Siły znacznie większe od niego sprzysięgły się wobec tego co sobą reprezentuje. Nie przyszedł z tym do ciebie, nie musiał. Potrafisz go wyczuć. Wiesz, że potrzebuje twojej pomocy. Zabawisz się detektywa? Czy może w wielkiego twardziela, który za życiowe motto obrał sobie „Nie zostawiać swoich”? Tak czy siak oto jest historia pełna zagadek. Znajdziesz tu wiele pytań i niewiele osób chcących dobrowolnie udzielić wyjaśnień.

Historia #2: Krew i honor
Ścieżka wojownika to droga poprzez morze wyrzeczenia i pustynię cierpienie. Stanąłeś na krawędzi, zostajesz zmuszony do podejmowania decyzji mających wpływ nie tylko na ciebie ale i na wielu innych ludzi. Czasami sprowadzasz cierpienie, czasami nadzieję na lepsze jutro. Niezależnie od wszystkiego przyświeca ci jeden cel – zostać prawdziwym rycerzem! Dowieść, że jesteś godzien tego miana. Przed tobą klasyczna historia o dylematach i walce. Jeżeli chcesz zaryzykować swoim życiem w imię honoru, wiesz, że to wariant, który musisz wybrać.

Historia #3: Przeklęci będą po stokroć!
Mroczne siły się jednoczą, świat ludzi jest zagrożony. Kiedy znika słońce, wszyscy chowają się w domostwach. W siedemnastym wieku nie ma miejsca na zabobony, jednak to co zobaczysz, może wstrząsnąć filarami na jakich zbudowałeś swoje wyobrażenie o świecie. Przed tobą otwiera się historia o mrocznych, potępionych siłach. Tylko człowiek prawy …a przynajmniej zdeterminowany, da radę sprostać wyzwaniu. Przygotuj się na horror, który ciśnie cię w odmęty szaleństwa.

Historia #4: Błękitnej krwi intrygi
Szlachta nie przestaje knuć. Ty lub twoi bliscy znajdujecie się w środku spisku, który zagrozi całemu waszemu życiu. Usiłujesz wyjaśnić sprawę, uzyskać pomoc, jednak w świecie intryg nic nie przychodzi łatwo. Tutaj liczą się koneksje, spryt i pewna ręka zdolna do zdrady. Droga intrygi to historia o zdradzie i walce z przeznaczeniem.

Gracze:
    Dante - Historia #4: Błękitnej krwi intrygi
    Corvus - Historia #1: Prawdziwy gliniarz
    oX - Historia #2: Krew i honor



   
Profil PW
 
 
»Dante   #2 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 5
Wiek: 33
Dołączył: 02 Paź 2014
Skąd: Toruń
Cytuj
Zgłaszam się i zaklepuje Historie #4: Błękitnej krwi intrygi :)
   
Profil PW Email
 
 
»Corvus   #3 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru
Cytuj
Ja wezmę historię#1: Prawdziwy gliniarz
   
Profil PW Email
 
 
»oX   #4 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo
Cytuj
Historia #2: Krew i honor
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #5 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
Punktacja:

oX
6/20
Corvus0/20
Dante 0/20



Historia #1: Prawdziwy gliniarz
Przybywasz do jednego z większych Nagijskich miast. Szukając celu w swoim życiu napotykasz dawnego przyjaciela, który okazuje się być oficerem służb porządkowych. Wypijacie po kilka głębszych wspominając lata spędzone w tej samej szkole. Teraz prowadzicie zupełnie inne życia – macie rodziny / lub nie / cele do osiągnięcia i …wrogów. Twój przyjaciel ciągle spogląda przez ramię, jakby czegoś się obawiał.
1. Wykreuj postać przyjaciela. Pamiętaj, że jest to silny charakter, który ceni sobie cnoty prawdziwego rycerza. Szanuje on władze, którą reprezentuje i nie ugina się ze strachu przed półświatkiem, który ciągle usiłuje skorumpować takich jak on.
2. Nie szukajcie kłopotów, one znajdą was same. Twój kompan potrzebuje twojego ratunku, co zrobisz? Zakończ wpis ratunkiem i podjęciem decyzji, co dalej zrobisz w tej sprawie.
3. Określ podstawowe informację o swojej postaci. Jakie ma cele, dokąd podąża w życiu, czy wie, że jest nadczłowiekiem? Przemyć informację odnośnie rodziny i jej losów.
4. Dodatkowe punkty będą przyznawane za poprawność językową oraz wykazanie się znajomością świata Tenchi.

Historia #2: Krew i honor
Powracasz do domu, zastajesz obraz nędzy i rozpaczy. Część twojej rodziny pomarła z głodu, część żyje w najgorszym ubóstwie. Ogarnia cię żal i gniew nie do ogarnięcia. Chcesz chwytać za broń i wymierzać karę winnowajcom. Najpierw musisz poznać całą historię.
1. Wykreuj obraz rodziny i jej przeszłości. Odszukaj pozostałych członków familii i dowiedz się więcej o rodzinnej tragedii.
2. We wpisie powinieneś określić czym zajmowała się twoja postać do tej pory. Jakie ma cele w życiu i czy wie, że jest nadczłowiekiem.
3. Dowiesz się, że twoja rodzina zadłużyła się u Szlachty – może sam też wywodzisz się ze szlachetnej rodziny, powinno się to wiązać z twoją genezą i byciem nadczłowiekiem, zastanów się dobrze. Straciliście wszystkie dochody i środki do zycia. Pojawiają się poszlaki, które pozwalają sądzić, że był to uknuty spisek Vornenbergów. Powinieneś zakończyć wpis na podjęciu decyzji, co zrobić z tą sprawą.
4. Dodatkowe punkty będą przyznawane za poprawność językową oraz wykazanie się znajomością świata Tenchi.

Historia #4: Błękitnej krwi intrygi
Przemierzając zmrożony kraj na pace ciężarówki przybywasz do górniczego miasteczka. Jesteś świadkiem wielu niesprawiedliwości tutejszego zarządcy oraz całej masy nadużyć ze strony jego milicji. W okolicy nie ma nikogo kto byłby w stanie się temu przeciwstawić…aż do teraz.
1. Wykreuj obraz miasteczka rozpaczy rządzonego przez pomniejszą rodzinę szlachecką, która za nic ma prawa Cesarskie dotyczące swobody obywateli. Podejmij decyzję w oparciu o kodeks honorowy, co zamierzasz z tym zrobić? Sprzeciwić się i złamać rycerskie zasady? Czy pokłonić się niesprawiedliwemu zarządcy?
2. We wpisie powinieneś określić czym zajmowała się twoja postać do tej pory. Jakie ma cele w życiu i czy wie, że jest nadczłowiekiem.
3. Dodatkowe punkty będą przyznawane za poprawność językową oraz wykazanie się znajomością świata Tenchi.
Ostatnio zmieniony przez Kalamir 03-11-2014, 17:15, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW
 
 
»oX   #6 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo
Cytuj
Kod:
Aby móc zobaczyć zawartość tego tagu musisz się zarejestrować.


Historia #2: Krew i honor

Spadające z nieba krople deszczu przeplatały się z kroplami potu na twarzy biegnącego mężczyzny. Widać, że ćwiczył długo i dużo, bo nie każdy człowiek byłby w stanie przebiec ponad dwadzieścia kilometrów bez oznak większego zmęczenia. Nie przejmował się przemoczonymi butami, brudnymi w dodatku od błota, ani przemoczonym ubraniem wręcz przyklejonym do jego ciała, jednak trasa dobiegła końca i zmuszony był stanąć przed drzwiami do swojego domu. Szybki prysznic, posiłek i chwila odpoczynku. Po wszystkim Chris Murphy opuścił mieszkanie i ruszył w stronę innego domu, tym razem rodzinnego, do którego miał wejść po raz pierwszy od czasu, kiedy był jedynie płodem w brzuchu matki.

Murphy dowiedział się szybko, gdzie powinien szukać swojej rodzicielki wraz z resztą rodziny. Chciałby powiedzieć, że nie widział ich od dwudziestu pięciu lat, ale prawda taka, że nie widział ich nigdy. Żywot nadczłowieka nie jest prosty, chociaż zależy to od punktu widzenia. Mordercze szkolenia w akademii zapewniły mu szereg licznych umiejętności, o których mógłby tylko pomarzyć, gdyby urodził się zwykłym człowiekiem. Minusem jest to, że wychowuje Cię Państwo i zostajesz wysłany na owe szkolenia, więc nie masz okazji poznać własnej rodziny, a większość nadludzi nawet nie kwapi się, aby ich znaleźć, bo i po co?

Ubrany wyjątkowo w cywilne ubrania, z bronią schowaną za paskiem, stanął przed drzwiami rodzinnego domu. Rozejrzał się z przyzwyczajenia i nie ujrzał niczego niezwykłego. Nie pochodził z bogatej rodziny z tego co widział - zwykły, mały domek, oddalony od centrum o jakąś godzinę drogi, otoczony polami.

- Eh, tyle szukania i moja rodzina to prości rolnicy? Cóż, mawiają, że się jej nie wybiera… - Szepnął pod nosem Chris i mocno zapukał do drzwi. Coś jednak nie pasowało do tej spokojnej scenerii. Szarpnął zaplamioną od krwi klamką, co nie przyniosło efektu, więc mocnym kopem wywarzył drzwi. To, co zobaczył w środku wstrząsnęło nim bardziej niż wszystko inne, co widział do tej pory w życiu.
Krew i martwe ciała widział nie raz w życiu, jednak to było zupełnie coś innego. Oczyma spoglądał na po części zwęglone, po części poszatkowane ciała swojej, jak przypuszczał, rodziny. Postąpił o kilka kroków do przodu i ujrzał na ścianie słowo zapisane krwią, a tuż pod nim spoczywał autor.

„Vornenberg”


Murphy zapisał je w swojej głowie i przeszedł dalej korytarzem. Kobieta o pięknych, długich blond włosach leżała oparta o szafę, spoglądając martwym spojrzeniem na gościa. Chris zbliżył się i poznał swoją matkę. Nie wiedział skąd to wie, ale poczuł, że właśnie ta kobieta jest jego rodzicielką. To tyle jeśli chodzi o rodzinne spotkanie w miłej atmosferze, powiedział pod nosem. Dostrzegł, że kobieta trzyma w dłoni pognieciony skrawek papieru. Delikatnym ruchem go wyjął i przeczytał krótkie stwierdzenie - „nie płacisz, nie żyjesz, masz siedem dni”. Wszystko wskazywało na to, że ludzie obecni w domostwie, zapewne również część rodziny, zadłużyli się i to na niemałą sumę, skoro tak skończyli.
Chris Murphy nie był człowiekiem pełnym współczucia, czy też osobą o wielkim sercu. Był wytrenowanym nadczłowiekiem z chęcią zemsty. Z rodzinnego domostwa zabrał jedynie kawałek papieru - być może uda mu się rozszyfrować, kto był autorem groźby. Podejrzewał szlachtę, bo oni lubili się dzielić, odzyskując dwa razy tyle. Nie sądził jednak, że ktoś może być na tyle głupi, aby zabić swoich dłużników. Nie chciał, aby ktoś jeszcze oglądał ten okropny widok, więc podpalił dom i ruszył w stronę centrum w poszukiwani odpowiedzi.
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #7 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
Cytat:
H#2: Krew i honor / Ocena wpisu #1
Rozbudowana historia słabo
Ukazane postacie słabo
Ukazanie własnego bohatera przeciętnie
Założenia wpisu spełnione
Przyznano ci 6 punktów z maksymalnych 20stu.



Inspektor Reinhard wszedł na posterunek, zapadła cisza. Każdy glina patrzył teraz na jego przemoczony płaszcz oraz budzącego grozę adiutanta – kaprala Hansa. Reinhard ściągnął kapelusz i po cichu kazał kapralowi zaczekać w holu. Sam spojrzał na policjantów i oficjalnym tonem zwrócił się do tłumu:
– Nazywam się Reinhard, wasz kapitan mnie oczekuje. Niech mnie ktoś zaprowadzi.
Chętnych brakowało, ostatecznie poszedł za jakimś młodym mundurowym. Okazało się, ze kapitan wcale nie oczekiwał go tak bardzo jak początkowo sądził. Przeciwnie, był zajęty obławą, której łeb chciał ukręcić inspektor.
– Mamy zdjęcia tego drania jak wysiada z pociągu, dwóch naocznych świadków na miejscu zbrodni i świeży trop, sprawa jest banalna, więc oczekuje od was… – nim gruby mundurowy dokończył, inspektor przerwał mu donośnym kasłaniem.
– Obawiam się, że wasze sprawa kończy się w tym oto miejscu – oznajmił przemoczony Reinhard. – Zaszła tu poważna pomyłka. Osobnik na tym zdjęciu jest urzędnikiem państwowym i podlega pod specjalne organy ścigania. Nie wspominając już o tym, że …
Kapitan czując co się święci uderzył ręką w stół i głośno krzyknął coś o ekskrementach.
– Gość pojawia się znikąd i zostawia za sobą kilka ciał. Pali budynek i nawiewa. Są na to świadkowie i żadne papiery tego nie zmienią! Sprawa dostała się do telewizji i teraz…
– I teraz podlegająca pode mnie jednostka kontroli mediów naprawi pańskie błędy kapitanie. Przyszedłem tutaj z kurtuazyjną wizyta i ostrzeżeniem, że jeżeli zobaczymy pańskich ludzi przy tej sprawie, zostanie pan osobiście pociągnięty do odpowiedzialności.
Reinhard podszedł do stołu i chwycił leżącą tam teczkę.
– Zakładam, że akta sprawy są pełne. W takim razie zabieram i życzę miłego dnia.
Skończywszy odwrócił się na piecie i wyszedł. W holu skinął głową do kaprala, ten założył na głowę kaptur i wyszli razem na zewnątrz gdzie lało jak z cebra. Typowa silrańska pogoda. Usiedli w samochodzie, kierowca zaczął jechać przed siebie. Inspektor zaczął przeglądać teczkę i wysypujące się z niej zdjęcia.
– Jak to wygląda, sir?
– Nie najlepiej. Wygląda na to, że pan Chris odnalazł swoją rodzinę a ta chwilę później spłonęła wraz z całym swoim domostwem.
Kapral przytaknął.
– Czyżby zemsta za porzucenie?
Inspektor skinął głową.
– Profil Chrisa Murphyego jest w takich tematach bardzo niejednoznaczny. Niestety, trzeba założyć, że tak właśnie jest. Natychmiast wezwij oddział egzekutorów. Pan Chris jest nadczłowiekiem pierwszej kategorii, należy do G1.
Kapral wciągnął powietrze.
– Szkoda. Pozwoliłem sobie przejrzeć jego wyniki. Bardzo obiecujący kadet.
– Nie skreślajmy go jeszcze. Najpierw trzeba go znaleźć i zadać mu kilka pytan.

W części drugiej:
Świat tenchi to nie średniowiecze, gdzie od tak morduje się ludzi. Istnieją tutaj porządnie rozbudowane organy ścigania i procedury a ty właśnie spaliłeś wszystkie dowody masowego mordu. Siły porządkowe z inspektorem Reinhardem widzą to tak: „Wróciłeś do domu, który się ciebie wyparł, wpadłeś w szał i wszystkich zabiłeś. Spanikowałeś i spaliłeś wszystkie dowody, teraz uciekasz.”
Właśnie stałeś się uciekinierem – trąbią o tobie w lokalnej telewizji, pokazują twoje zdjęcia z dworca. Nigdzie nie jesteś bezpieczny. Zastanów się co chcesz zrobić w następnej kolejności a później skontaktuj się z prowadzącym, aby określić założenia kolejnego wpisu.

Za ciosem!
W następnym wpisie postanowiłeś się troszkę przyczaić a następnie po cichu spotkać się z instruktorem i przekonać go, by ten dał ci troszkę czasu na wyjaśnienie sprawy. Uzgodniliśmy, że drogą losową wybierzemy co następuje:
Twój rzut to 97
01-50% - Inspektor nie zamierza ryzykować, mimo wszystko postanawia cię aresztować, jego oddział już przybył. Musisz wywalczyć sobie drogę ucieczki.
51-00% - Inspektor jest zaintrygowany twoją wersją wydarzeń, postanawia dać ci 24 godziny, czas potrzebny jego drużynie na przygotowanie się do pościgu. Po upływie doby, zamierza cię aresztować i zabrać przed kapitułę rycerską w akademii wojskowej.



Ostatnio zmieniony przez Kalamir 04-11-2014, 12:28, w całości zmieniany 2 razy  
   
Profil PW
 
 
»Corvus   #8 
Rycerz


Poziom: Keihai
Posty: 23
Wiek: 39
Dołączył: 06 Sty 2010
Skąd: Z twojego koszmaru
Cytuj
#1: Prawdziwy gliniarz

Peryferia Zorilu, kilka tygodni wcześniej.

Wczesny ranek. Samotny mężczyzna w robotniczym ubraniu stoi na środku drogi, w ręku ściska colta. Zza zakrętu naprzeciw niego wyjeżdza właśnie autobus. Robotnik bez pośpiechu przeładowywuje rewolwer i zaczyna mierzyć w kierunku nadjeżdżającego pojazdu. Wraz ze zmniejszaniem się odległości, coraz lepiej widoczne są szczegóły tego co dzieje się w środku. Na przedzie stoi trzech mężczyzn, jeden z nich trzyma przy gardle kierowcy nóż zmuszając go do szybszej jazdy. Ich przeciwnik odczekał jeszcze chwilę, po czym oddał jeden strzał. To w zupełności wystarczyło aby kierowca w panice, docisnął maksymalnie hamulec zatrzymując autobus na pół metra przed strzelcem. W tej samej chwili trzech zbirów wyleciało przez przednią szybę. Nieliczni o tej porze pasażerowie, postanowili skorzystać z okazji i zaczęli uciekać ze środka. W przeciwieństwie do rewolwerowca który wbiegł po schodkach i rzucił się w kierunku jednego z pasażerów, który właśnie próbował wyskoczyć przez okno.
- Nie ruszaj się! - krzyknął. - To koniec twojej przejażdżki, idziesz ze mną.
- Puść mnie, możemy się dogadać. Proszę, weź to i mnie wypuść.
Odpowiedział tamten, jednocześnie otwierając trzęsącymi się rękoma walizkę, którą miał przy sobie. Była pełna pieniędzy.
- Weź wszystko, tylko pozwól mi odejść. Nikt nie musi o tym wiedzieć.
- Mam gdzieś twoją brudną forsę! Na podłogę śmieciu i ręce za plecy.

Zoril, komenda główna policji.

Po nadinspektorze widać było, że jest wściekły. I właśnie wyładowywał swoją wściekłość na trzech osobach stojących przed nim na baczność.
- Operacja, którą przeprowadzaliście, była bardzo starannie zaplanowana. Jak to się więc stało, że kilku kluczowych policjantów nawaliło?! Tizoc omal wam nie uciekł! Co się stało? Czy rozkazy, które zostały wydane, nie były jasne?
- Były i wszystko było dobrze przygotowane. - odpowiedział sierżant Mathias
- Więc co się do cholery stało?
- Cóż, było kilka niedociągnięć w wykonaniu, panie nadinspektorze.
- Mnie to mówisz?
- Od samego początku wszystko szło źle – wtrącił sierżant Voggler. - Mathias nie poradził sobie z sekretarką Tizoca, co spowodowało masę problemów.
- Jaja sobie robisz? - krzyknął oskarżany. - To wy pozwoliliscie im zwiać! Opuściliście swoje pozycje!
- Że niby co przez to sugerujesz?
- Wystarczy!
Nadinspektor uderzył dłonią w biurko. Odezwał się telefon.
- Co znowu? - warknął do słuchawki. - Wpuść ją.
Do środka weszła młodsza apirant.
- Właśnie pojawiła się prasa.
- Powiedz im, że nie mają tu czego szukać – powiedział jej pozostający, do tej pory cicho, komisarz.
- Chwileczkę komisarzu, ja ich tu wezwałem.
- W takim razie powiedz im, żeby poczekali – poprawił się komisarz zwracając się do aspirantki.
- Mathias, chcę abyś ty do nich przemówił.
- Ja panie nadinspektorze? A co ja miałbym im powiedzieć?
- Nic nie musi pan mówić – wtąciła policjantka. - Przemówienie jest gotowe wystarczy tylko przeczytać.
- Idź, zapoznaj się z nim i przebież się wreszcie w mundur. Akcja skonczyła się parę godzin temu. Nie możesz wglądać jak jakiś robol przed prasą. A teraz jazda do roboty i widzimy się na odprawie. Komisarzu, pan niech jeszcze chwilę zostanie.
Nadinspektor odczekał chwilę, aż pozostała trójka wyjdzie.
- O co oskarżacie sekretarkę Tizoca? - zwrócił się do komisarza.
- Szmuglerstwo i opór przy próbie zatrzymania.
- Wycofać wszystkie zarzuty.
- Co? Mam ją wypuścić?
- Dokładnie. Załatwimy jej ochronę i pozwolimy im mysleć, że poszła z nami na układ.


W Silranie od kilku dni ciągle padał deszcz. Nie przeszkodziło to jednak okolicznym mieszkańcom wyjść na zewnątrz i oglądać jak strażacy radzą sobie z gaszeniem pożaru. Wśród ludzi przechadzało się kilku policjantów wypytując świadków zdarzenia. Reszta gapiów starała się wysnuć własne teorie z zasłyszanych od innych informacji.
- Widzisz pan – powiedziała jedna ze starszych pań do swojego rozmówcy. - Podobno mieli długi u jakiejś mafii, a Ci wysłali na nich mordercę. I moja sąsiadka mówiła, że siostra jej męża go widziała jak podpalał dom, i że słyszała krzyki ze środka kiedy tam wszyscy płonęli, i że był taki ciemny, i chudy, i wysoki, i właśnie teraz rozmawia z policją. W sensie, że siostra męża rozmawia, a nie ten morderca, rozumie pan?
Przytaknąłem jej, uśmiechając się z zainteresowaniem.
- Ech, co się z tym krajem wyrabia – powiedziałem. - Żeby tak w biały dzień, takie rzeczy się wyrabiały.
Po chwili jednak pożegnałem się i odszedłem w stronę zaparkowanego niedaleko Zündappa.

Niebo nad miastem miało szarą barwę. Ulica o dumnej nazwie, Damarski Trakt, była tego dnia cicha i wyludniona. Przyznam, że poczułem się trochę nieswojo. Gdzie jak gdzie, ale przed jedynym porządnym klubem w okolicy powinienem o tej porze zobaczyć tłumy przekrzykującej się młodzieży i usłyszeć słowa jakiegoś idiotycznego sanbetańskiego disco. Powinienem móc znaleźć się w chmarze cieszących się z życia ludzi, zamówić piwo, poderwać jakąś z pozoru niewinną panienkę, która po godzinie albo dwóch rozmowy, z ociąganiem zgodziłaby się udać do pokoju w okolicznym Bristolu.

Tymczasem klub świecił pustkami. Ujrzałem jedynie flegmatycznie krążącego po okolicy kelnera. Szukał pewnie zapomnianych napiwków, albo z nudów sprawdzał czy popielniczki tkwią na właściwych miejscach.

Ruszyłem dalej, w stronę sporego baru na końcu ulicy. Kiedy wchodziłem do środka, poczułem to drobne ukłucie z tyłu czaszki. Odzywało się za każdym razem gdy mogłem znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji. Tym razem jak sądzę ostrzegało mnie przed trzema schodkami prowadzącymi do środka – w końcu zawsze mogłem ich nie zauważyć, potknąć się i skręcić kark. Definitywnie potrzebowałem napić się dobrze schłodzonego, jasnego nibirskiego piwa. Podszedłem do baru, usiadłem przy ladzie i zamówiłem co trzeba. Kiedy byłem w połowie kufla, poczułem jak na ramieniu zaciska mi się czyjaś ręka. Jak cholerne imadło.
- Corvus Corax, jest pan aresztowany za notoryczne łamanie przepisów ruchu drogowego, wandalizm...
Genialnie, pomyślałem sobie, no to mam za olewanie przeczuć.
- ... pijaństwo w miejscu publicznym, jazdę starym rozsypującym się rzęchem oraz za rozpoczęcie tego browara nie czekając na mnie.
- Mathias, ty cholerny palanie – powiedziałem, odwracając się. - Omal się przez Ciebie nie udławiłem głupi waflu.
Odwróciłem się do barmana.
- Szefie masz tu dwie stówy i niech te kufle nie będą puste ani przez chwilę. A ty, stary draniu gadaj, jak to się stało, że zamiast w Zorilu odwiedzam Cię w tym wygwizdowie. Bo z tego co ostatnio pamiętam, twoja paskudna gęba widniała na plakatach promujących policję.
- Ech, szkoda gadać stary – żachnął się. - miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Prowadzilismy sprawę takiego jednego gangstera. Dopadliśmy go, przy moim wcale nieskromnym udziale, ale sukinkot wykręcił się ze wszystkiego w sądzie. Głównie dzięki temu, że zgubiłem świadka koronnego. Zwykła babka, sekretarka czy coś tam tego bandziora, najzwyczajniej w świecie nawiała policyjnej ochronie. I oto jestem, w niełasce zamiatam krawężniki i przeprowadzam dzieci przez ulicę.
- No to kicha chłopie, a ja jechałem do Ciebie z nadzieją, że będziesz mi w stanie pomóc jakąś robótkę znaleźć. Ale widzę, że nic z tego.
- Święta prawda, nawet jak bym chciał, to w tej chwili gdybym Cię komuś polecił, raczej bym Ci zaszkodził niż pomógł. Co by nie było, pracy nie ma, ale w sumie to mógłbyś mi pomóc z taką jedną drobną sprawą.
- No jasne, co tylko potrzebujesz.
- Widzisz, chodzi o Freyę...
- Czekaj! - przerwałem.- Czy ta sprawa będzie wymagała mojego spotkania z nią twarzą w twarz?
- Raczej tak.
- To powiedz mi najpierw, czy dalej ma mi za złe tę sprawę?
- Cóż, skłonny jestem powiedzieć, że jej złość już nieco opadła.
- Czyli jeśli pojawię się przed nią, nie zostanę okaleczony, zmasakrowany, ani w zabity w groteskowy sposób?
- Aż takim optymistą to bym nie był, ale zapewniam Cię, że nie ma już zamiaru obedrzeć cię ze skóry i ugotować w oleju. Wiesz, przez pięć lat zdążyła trochę ochłonąć. Ostatnio pod twoim adresem wspominała już tylko coś o kastracji. Jak widać ciąża ją uspokaja.
- Kurde bele, nigdy nie ogarnę co takiego zobaczyłeś w mojej siostrze.
- Nie wnikaj, a świat będzie prostszy. Wracając do meritum, chciałem Cie poprosić żebyś pomógł jej na miarę swoich możliwości, jeśli coś by mi się w najbliższym czasie stało.
Popatrzyłem na niego zdumiony.
- Ale, że jak to?
- Bo widzisz stary, zesłanie zesłaniem, ale sprawa ciągle nieskończona. A jak udało mi się odkryć ten gangster, o którym Ci mówiłem ma w tej okolicy spore interesy. No więc potrząsnąłem trochę tutejszym elementem i jak się okazało, chyba zrobiłem to całkiem skutecznie bo ostanio mam wrażenie, że ktoś ciągle za mną łazi. Dlatego właśnie wysłałem Freyę do waszych rodziców. W Kotii powinna być bezpieczna, gdyby komuś wpadło do głowy używanie jej jako karty przetargowej do uciszenia mnie. Poza tym nawet jeśli jakimś cudem by ją tam znaleźli, to i tak nie ma się czym przejmować. Wiesz, ja wciąż pamiętam co wasza matka zrobiła z tamtym...

W tym momencie znowu poczułem znajome ukłucie z tyłu czaszki. Odwróciłem się i zobaczyłem wchodzącego do baru osobnika w wysoko sznurowanych butach i długim kabacie. Nie wiem skąd mi to przyszło do głowy, ale pomyślałem, że taki płaszcz idealnie nadaje się do tego aby ukryć pod nim broń. Dużą i skuteczną broń, zdolną narobić sporo bałaganu. Ewentualnie zawsze mogły to być skrzypce. Gość spojrzał w naszym, kierunku i gwałtownie sięgnął za pazuchę.
- Kryj się – krzyknąłem do Mathiasa, sięgając przez bar po szpikulec do lodu.
Kiedy pierwsza seria skosiła barmana i półkę przed nami, tworząc z rozlewającego się alkoholu nowy rodzaj koktajlu, szpikulec już leciał i po chwili utkwił w ramieniu strzelca. Facet upadł, lecz jeszcze przez chwilę ściskał spust, więc kilku ludzi ugodzonych przypadkowymi strzałami zaczęło jęczeć. Oczywiście, Ci którzy jeszcze mogli jęczeć.
W tym samym momencie, w którym gość upadał, lądowaliśmy z Mathiasem za barem.
- Corvus, daj swojego gnata. Będę Cię osłaniał, a ty pobiegniesz tam. - Wskazał na schody prowadzące na piętro gdzie mieściło się biuro właściciela.
- Celuj dobrze, mam tylko jeden zapasowy magazynek – powiedziałem, rzucając mu Lugera. - Moja paranoja nie przewidziała na dziś aż takiej rozróby.
Wyciągnąłem pałkę i ruszyłem zgarbiony w kierunku schodów, w tym czasie kumpel zaczął ostrzeliwać człowieka przy wejściu. Kolejnego napastnika, sporego gościa w dżinsowej kurtce, z dwoma pistoletami w dłoniach, spostrzegłem będąc w połowie drogi. Trzeci pojawił się w otwartych drzwiach biura, do którego właśnie zmierzałem.
Cholera.
Czwarty, trzymając dwa automaty, wychodził właśnie przez drzwi na zaplecze, koło których w tym momencie przechodziłem.
Cholera i jeszcze raz cholera. Co tu się na wszystkich bogów wyrabia?

Rzuciłem się w kierunku drzwi. Zdołałem, na szczęście, uderzyć nimi czwartego tak że wpadł z powrotem na zaplecze. Zagrzmiał wystrzał, znacznie głośniejszy niz poprzednie. Szklane płytki, jakimi była wyłożona ściana obok, rozleciały się. Odezwał się szczęk zamka broni. Nie był to więc automat, ale jakaś stara gwintówka. Odepchnąłem się od drzwi i przetoczyłem przez ramię, ten z pistoletami zasypał serią wystrzałów miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stałem. Podniosłem się dokładnie pomiędzy tym z pistoletami, a tym na schodach.
No i co tu zrobić? W którą stronę ruszyć? Życie pełne jest takich dylematów. Lufa karabinu skierowała się na mnie. Padł kolejny strzał. Ten na schodach dostał w nogę od Mathiasa, który skorzystał z okazji, że pierwszy z bandytów przeładowywał broń. Przez chwilę nie będzie sprawny. Czym prędzej skoczyłem szczupakiem w stronę tego z pistoletami. Jego kolejny wystrzał musnął mi czuprynę i zmiótł jakiegoś głąba, który chyba jako ostatni nie leżał jeszcze na podłodze.

Ciężko jest trafić w cel pouszający się z szybkością średniej klasy sprintera. Trafił mnie tylko raz. Szczęsliwie było to ledwo draśnięcie. Przykucnąłem, odbiłem się od podłogi i pozostałe trzy metry przeleciałem jak rakieta po płaskim torze lotu. Zaskoczył go ten manewr, lecz nadal strzelał. Uderzeniem na wysokości kostek zwaliłem go na podłogę, wbiłem mu teleskopówkę w splot słoneczny, wykręciłem ramię i szczęśliwym trafem namacałem jego palec na spuście. Drgnął, gdy na czole pojawiła mu się kształtna dziurka, a potylica z fragmentami mózgu rozprysła się na podłodze.

Posadzka w pobliżu mojej głowy rozleciała się. Zrozumiałem, że to znowu ten ze schodów. Kula w nodze nie zatrzymała zasrańca na zbyt długo. Czwarty wyszedł w międzyczasie z zaplecza i do spółki z pierwszym ostrzeliwali Mathiasa. Przetoczyłem się na plecy, wciągając na siebie trupa w charakterze tarczy. Chwilę później drgnął, gdy wbił się w niego pocisk z gwintówki, i znowu, i kolejny raz. Kiedy przestał podskakiwać, zorientowałem się, że skończyła mu się amunicja i właśnie przeładowywuje swoją broń. Nie widziałem w tym momencie co dokładnie robi, ale musiałem zaryzykować. Wycelowałem glocka, którego zabrałem martwemu kolesiowi i wystrzeliłem wszystkie naboje do gościa w którego wcześniej rzuciłem szpikulcem. Wystarczyło trzymać mocno, a większość pocików trafiła w cel. To wystarczyło aby go uziemić.

Kolejny wystrzał i łokieć trupa rozprysnął się, jadnak moja ręka pozostała nietknięta. Nadzwyczajne szczęście. Miałem odrobinę więcej niż sekundę, zanim znów wystrzeli. Złapałem drugi pistolet leżący na podłodze obok mnie, wymierzyłem i nacisnąłem spust.
Podobno tuż przed gwałtowną śmiercią, której jesteśmy świadomi, zdarza się że nasz umysł zaczyna postrzegać świat w bardzo dużym spowolnieniu. Nie żeby to miało w czymś pomóc, po prostu wydłuża oczekiwanie na śmierć.
Strzeliłem ułamek sekundy, wcześniej niż on zdążył nacisnąć spust. Znaczy wystrzeliłbym gdyby magazynek nie był pusty. Mógłbym przysiąc, że widziałem jak na spowolnionym tysiąckrotnie filmie, jak pocisk opuszcza powoli lufę karabinu i leci w moją stronę. Zdołałem nawet ocenić gdzie trafi. Prosto w nasadę nosa, rozprowadzając mój mózg po okolicy. Zamknąłem oczy i zacząłem błagać wszystkie siły wyższe jakie tylko przyszły mi na myśl o jakąkolwiek pomoc.

Kiedy uniosłem powieki. Spojrzałem na zbira, który równie mocno jak ja, wydawał się zaskoczony tym, że moja głowa wciąż jest w całości. Strzelił jeszcze raz i tym razem zobaczyłem jak wystrzelona przez niego kula odłupała kawałek sufitu nade mną, zupełnie jakby zakręciła w powietrzu. Trzeci raz nie zdążył, ponieważ z piersi wykwitły mu dwa czerwone gejzery po strzałach Mathiasa.
- Corvus! Jesteś cały?
- Wydaje mi się, że tak – odpowiedziałem zrzucając z siebie trupa. - Czemu do cholery to nie mogły być skrzypce?
- Co? - zapytał oglądając jednego z trupów.
- Nieważne. Nie wiesz może o co tu chodziło.
- Sądząc po tatuażu tego tutaj wygląda to na robotę chłopców Tizoca. I albo chcieli dopaść mnie, albo właściciel baru czymś im bardzo podpadł. Osobiście stawiam na to pierwsze.
Zamyślił się na chwilę, kiedy ja próbowałem jakoś się ogarnąć.
- I widzisz stary, w związku z tym co tu się wyrabia, jestem zmuszony Cię poprosić abyś dla własnego bezpieczeństwa, nie zbliżał się do mnie przez jakiś czas. A najlepiej wyjedź, głupio bym się poczuł gdybyś przeze mnie zginął.
- Mathias, ty głupi tłuku! Czy Ciebie całkiem porąbało? Oczekujesz ode mnie, że stąd odjadę zostawiając Cię tu samego, kiedy to towarzystwo wyciąga na Ciebie taki arsenał? Czy ty wiesz co mi zrobi moja siostra, kiedy się dowie, że zostawiłem ojca jej dziecka samego, na prawie pewną śmierć? Przecież ona mnie najpierw wypatroszy i każe mi zjeść moje wnętrzności. A co gorsze nasza matka pewnie jej w tym jeszcze pomoże! Powiem Ci to tylko jeden raz i nie będę powtarzać. Zostaję tutaj żeby pilnować twojej idiotycznie bohaterskiej dupy. I żeby było jasne, nie próbuj mi tu strugać bohatera ostatniej akcji jak to masz w zwyczaju.
- Dobra, już, spokojnie – uniósł ręce w geście poddania. - Niech Ci będzie. Ten cwaniak na zapleczu pewnie był tam aby pozbyć się dzisiejszych nagrań. Nie ma potrzeby aby widziało Cię zbyt dużo osób, więc idź do mojego mieszkania. Tu masz klucze. Ja tymczasem wezwę wsparcie, dzisiejszy nocny dyżur zacznę od tej sprawy i zobaczymy co z tego wyniknie.
- Okej, w takim razie zobaczymy się rano – pożegnałem się i opuściłem bar.
   
Profil PW Email
 
 
»Kalamir   #9 
Yami


Poziom: Genshu
Posty: 1033
Wiek: 36
Dołączył: 21 Lut 2009
Cytuj
Cytat:
H#1: Prawdziwy gliniarz / Ocena wpisu #1
Rozbudowana historia bardzo dobrze
Ukazane postacie bardzo dobrze
Ukazanie własnego bohatera bardzo dobrze
Założenia wpisu spełnione
Przyznano ci 20 punktów z maksymalnych 20stu.


-Dalszy Ciąg wpisu powstaje-



   
Profil PW
 
 
»oX   #10 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Samurai
Posty: 740
Wiek: 33
Dołączył: 21 Paź 2010
Skąd: Wejherowo
Cytuj
Chris Murphy poszukiwany!
Wzrost: 182 cm
Waga: 68 kg
Kolor i długość włosów: Czarne, krótko ścięte (około 12mm)
Kolor oczu: Niebieskie
Zarost: „trzydniowy”
Dodatkowy opis: Mała blizna na lewej części szyi, średnia na lewym policzku.


Murphy, ukrywający się w lesie od czasu podpalenia domostwa, ponownie przywołał do głowy obraz gazet z jego podobizną i powyższym opisem. Nigdy nie zrozumie swojego kraj. Wyszkolone organy ścigania, które stwierdziły, że to właśnie on, wierny żołnierz, dopuścił się masowego mordu i pozbycia się wszelakich dowodów. Rycerz nie mógł sobie pozwolić na dłuższe rozmyślania. Zwinął śpiwór, zapakował wszystkie pozostałe rzeczy do plecaka, glocka włożył do ukrytej kabury przypiętej do paska od strony pleców, usunął wszelkie ślady pobytu i ruszył w drogę. Musiał maszerować powoli, bo w okolicy roiło się od patroli. Zastanawiał się czy poszukują go „zwykli” funkcjonariusze, czy wezwano pluton egzekutorów. Pierwsza opcja nie była przerażają, bo nawet pistolet nie byłby potrzebny. Druga zaś… cóż, lepiej o tym teraz nie myśleć.

Najprostszym wyjściem byłoby opuścić Damar na dobre i puścić wszystko w niepamięć. Przy umiejętnościach Murphy’ego nie byłby to duży problem, jednak.. nie potrafił tego tak zostawić. Nie takim typem człowieka był, żeby puścić to wszystko w niepamięć. Przystanął na chwilę i ujrzał przed sobą matkę. Spoglądała zakrwawionymi oczami to na niego, to na niebo. Zmęczony ukrywaniem Chris Murphy westchnął, bowiem doskonale wiedział, że ma halucynacje. Pojawiło się „ale”. Może i jest to halucynacja, ale czy halucynacja jest w stanie powiedzieć:

- Synu, ta sprawa cię przerasta, daruj sobie. Spotkaj się z inspektorem Reinhardem, przyznaj się i oddaj w ich ręce. Więzienie będzie lepsze…

Halucynacja nie skończyła mówić. Wściekły i zlany potem Rycerz stracił nad sobą panowanie i wystrzelił z glocka w fałszywy obraz. Chwilę później zrozumiał jaki błąd popełnił i teraz już pędził ile sił w nogach. Wystrzał ktoś na pewno usłyszał i trzeba było zniknąć.

* * *


Najciemniej pod latarnią, prawda? Przez lunetę karabinu Rycerz Cesarstwa Nag zlustrował cały teren wokół spalonego domostwa. Tylko dwóch strażników przy wejściu oznaczonym czerwoną taśmą. Obaj dzierżyli w rękach spore miecze typu claymore. Niezniszczone były jedynie mury. Inżynierowie i budowniczy z Nag znali się na rzeczy jeśli chodzi o tą kwestię. Strasznie podejrzany był fakt, że na ulicach nie było żadnego patrolu, a jedynie dwójka zapewne mało doświadczonych ludzi pilnuje miejsca zbrodni. Czasu na wymyślenie zmyślnego planu nie było, więc Murphy załadował do magazynka dwa specjalne pociski i dzięki umiejętności nadczłowieka sparaliżował obu strażników. Szybko do nich podbiegł zachowując szczególną ostrożność, związał i razem z nowymi towarzyszami wszedł do budynku.
Ledwo przekroczył próg tego, co kiedyś można było nazwać domem, rozejrzał się i poza obrazem nędzy i rozpaczy ujrzał mężczyznę celującego w niego. Nie musiał się zastanawiać, bo doskonale wiedział, że Reinhard trafi między oczy bez większego problemu.

- Długo się nie widzieliśmy, Murphy. Mamy trochę do pogadania. Idziesz po dobroci, czy muszę skopać ci dupsko?
- Potrzebuję dwudziestu czterech godzin. Później rób ze mną co chcesz, zgoda?
- Masz mnie za idiotę, Murphy? Tylko potwierdzasz swoją winę. I na jaką cholerę ogłuszyłeś tych dwóch matołów? Innej opcji nie było? Wiesz jak ja to widzę. Masz 30 sekund na przekonanie mnie, żebym dał ci czas. Jak to zrobisz, to pójdę odebrać telefon i nie będzie mnie kolejne 30 sekund. Być może teczka, którą przy sobie mam przez przypadek upadnie i tego nie zauważę. Czas start?
- Jestem nadczłowiekiem pierwszej kategorii, żołnierzem, zabójcą. Doskonale o tym inspektor wie. Na pewno wiesz też, że nie bawię się w takie gierki. Możesz mi po prostu powiedzieć co wiesz, ja mogę próbować cię przekonać, że nie jestem winny, a w tym czasie, kiedy będziemy tak sobie rozmawiać tutaj albo przed sądem, to prawdziwi winowajcy zacierają za sobą ślady. Muszę znaleźć dodatkowe informacje o Vornenbergach. Wiem tylko tyle, że ktoś taki istnieje. Nie wiem czego mogliby chcieć od mojej rodziny. Na dobrą sprawę nic nie wiem, chciałem ich tylko poznać. Nie spodziewałem się, że będzie z tego aż taka afera.
- Nie spodziewałeś się afery? Cholera jasna, puściłeś wszystko z dymem!
- No wiem, wiem.. Głupio wyszło.
- Dwadzieścia cztery godziny i ani minuty dłużej. - Inspektor wyjął coś z kieszeni kurtki i przekazał Chrisowi. - Nadajnik gps. Masz go mieć cały czas przy sobie, inaczej z naszej umowy nici, jasne?
- Jasne. Co z tą teczką?
- Eh Murphy, Murphy… Łap.

* * *


Godzinę później Murphy, oddalony od miejsca zbrodni wertował stos kartek i zdjęć. Znalazł wzmiankę o Vornenbergach i nie był z tego powodu szczęśliwy. Ciężko było bezpośrednio dobrać się do nich z racji szlacheckiego tytułu. Pozwolili na to, aby jedna z ich ofiar zapisała własną krwią ich nazwisko na ścianie, więc nie dopilnowali wszystkiego. Rycerz zmrużył oczy, bowiem praca detektywa mu się nie uśmiechała.. do momentu, w którym przeczytał, że jego matka była urzędnikiem państwowym. Może nic niezwykłego, ponieważ wielu ludzi pełni funkcje w urzędach, jednak był to kolejny trop. Murphy nie raz słyszał w szeregach nadludzi, że wyżej postawieni lubią szantażować i wykorzystywać niższą i średnią klasę. Kolejnym zadaniem było dowiedzenie się czegoś więcej o swojej matce. Czyżby też była zastraszana i się nie dała? Ciężko było w to uwierzyć, bo wszyscy wiedzą jak coś takiego się kończy.
W teczce od Reinharda znajdowało się wiele niepotrzebnych informacji, szczególnie o podejrzanym Rycerzu, jednak coś ponownie przykuło uwagę. Profil niejakiego Martina Szulca, płatnego zabójcy. Na kartce znalazł się dopisek „zacznij od niego”. Inspektor musiał po części wierzyć w niewinność Rycerza, skoro powierzył mu taki prezent.
Mieszkanie Szulca znajdowało się na drugim końcu Damaru, jednak dzięki Reinhardowi wstrzymano poszukiwania i zablokowano spoty w telewizji, więc dotarcie tam nie stanowiło dla Rycerza większego problemu. Musiał działać skrycie i ostrożnie, więc nie zapukał do drzwi w swoim stylu [kop, wyważenie, granat], tylko zlustrował okolicę i wnętrze i ostrożnie, przy użyciu wytrychów, dostał się do środka. Mieszkanie było czyste i zadbane, zupełnie nie pasujące do profilu płatnego zabójcy. Czyżby inspektor się pomylił?

- Nie wiem kim jesteś i czego tu szukasz, ale nie interesuje mnie to. Będę miły i dam ci możliwość wyboru. Chcesz umrzeć powoli w męczarniach, czy szybko i bezboleśnie?
- Martin Szulc jak mniemam? Mam do ciebie parę pytań.
- Więc powoli i w męczarniach, tak?
- Wy, nędzne imitacje zawodowców, nigdy nie odnajdziecie swojego miejsca i nigdy nie nauczycie się szacunku.
Murphy błyskawicznym ruchem odwrócił się w stronę oponenta i wytrącił broń z dłoni, przy okazji łamiąc mu nadgarstek. W gratisie dołączył kopniaka w brzuch i uderzenie łokciem w plecy. Otumaniony i zszokowany Szulc próbował sięgnąć broni, jednak bezskutecznie. Zafundował sobie jedynie drugi połamany nadgarstek.
- Bądźmy ze sobą szczerzy, Szulc. Powiesz mi wszystko co wiesz o rodzinie Vornenbergów i Murphych, jasne? Oczywiście możesz się nie zgodzić, wówczas będę zmuszony cię torturować przez bardzo, ale to bardzo długi czas. Rozumiemy się?
- Idź do diabła, kimkolwiek jesteś! Nie wiesz z kim masz do czynienia!
- Z kimś, kto nazywa się zawodowym zabójcą, a leży przy moich nogach z połamanymi rękami? Nie żartuj sobie ze mnie, to ty nie wiesz z kim masz do czynienia i lepiej, żebyś się nie dowiedział, bo musiałbym cię od razu zabić. Powtórzę się ostatni raz, Vornenberg i Murphy, co masz mi do powiedzenia?
- Szkoda mi śliny na jakąś sprzedajną kurewkę i całą jej familię. Myślała, że wybije się ponad szereg swoim sprytem? Jak zabijałem każdego na jej oczach to nie miała zamiaru pobiec do Cesarza czy cholera wie kogo na skargę. Haha… - Mocne kopnięcie w twarz i splunięcie krwią i częścią zębów na chwilę przerwało rozmowę. – A ty co, obrońca uciśnionych? Masz potencjał, żeby wejść w tą robotę. Mogę załatwić ci…

Nie zdążył skończyć tego zdania, bowiem zdenerwowany Murphy postanowił postrzelić Szulca w bark. Tym razem użył tłumika, żeby nikt nie usłyszał za dużo. Przyklęknął nad oponentem, chwycił za szyję i uniósł na swoją wysokość, po czym zrzucił. Ciało z impetem uderzyło o podłogę. Można było usłyszeć dźwięk łamanych kości.

- Czemu miała biec do kogokolwiek?
- Bo odkryła machlojki finansowe! Vornenbergowie od dawna oszukują i uchodzi im to na sucho, bo nigdy nie ma świadków! – Kaszlnięcie i ponowne splunięcie krwią. – Jestem jednym z wielu, mając całą pieprzoną armię zabójców. Może jesteś silny i wyszkolony, ale nie masz z nimi żadnej szansy.
- Są jakiekolwiek dowody ich winy?
- Żartujesz sobie ze mnie? Słyszałem, co tam odwaliłeś, zapomniałem ci podziękować. Spalić całe miejsce zbrodni, haha, nieźle!

Tym razem znajdujący się przy gardle nóż uspokoił płatnego zabójcę. Nie śmiał się, nie mówił, całkowicie zamarł. Strużka krwi spłynęła wzdłuż szyi i zabarwiła kołnierz bluzki. W tym momencie był całkowicie przerażony i chciał, żeby wszystko się już skończyło. Chciał umrzeć. Chris Murphy jednak nie dał mu tej przyjemności. Wiedział, że jeśli nie schwytają go organy ściągania, to pozbędą się go pracodawcy. Przywiązał ciężko oddychającego do łóżka, obok położył zapisaną przed chwilą kartką o treści:

„Jestem winien śmierci rodziny Murphy’ch. Zabiłem ich z zimną krwią i chcę odpokutować za swoje czyny. Jestem na usługach rodziny Vornenbergów.
Martin Szulc”


Wiadomość przypieczętował odciskiem kciuka Szulca (oczywiście z braku tuszu użył krwi), po czym opuścił mieszkanie i wysłał wiadomość do Reinharda z prośbą o spotkanie. Dodał również adres, pod którym mogą znaleźć interesującą paczkę.

* * *


- Udało się? Pod wskazanym adresem nikogo nie znaleźliśmy, jedynie dużą ilość krwi.
- Cholera, znaleźli go wcześniej.
- Vornenbergowie?
- Najprawdopodobniej, skąd o tym wiesz?
- Bo twoja matka była bardzo mądrą kobietą i wykonała kopię tego, co znalazła. Przeszukując spalone – inspektor mocno zaakcentował to słowo – miejsce zbrodni natknąłem się na ukrytą skrytkę. Znajdowała się w piwnicy, w jednej z ścian. Ogień zniszczył większą część góry, jednak dół nie jest w aż tak tragicznym stanie. Nie było ciężko tego znaleźć, bo kto w piwnicy wiesza obraz z wizerunkiem Cesarza? Nie wiem, czy miało to być jakieś przesłanie komu to znalezisko mamy pokazać. Okazało się, że Vornenbergowie oszukują na podatkach i ściągają zbyt dużo od ludzi. Na potwierdzenie tej tezy nie ma żadnych świadków, jednak twoja matka odkryła nieprawidłowości w papierach. Państwo otrzymywało mniej, niż było zapisane. Niestety nie mogę ci obiecać, że będziesz świadkiem ich aresztowania, ponieważ musisz udać się ze mną przed sąd. Mimo wszystko ciążą na tobie oskarżenia o zniszczenie mienia publicznego będącego miejscem zbrodni i usiłowanie zabójstwa. Ręce za plecy i idziesz ze mną, Murphy.

* * *


Kilka godzin później Chris Murphy rozmyślał nad planem ucieczki i wymierzeniem sprawiedliwości po swojemu…
   
Profil PW Email
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 14