Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Poziom 0] Matheo vs Ziken - walka 1
 Rozpoczęty przez »Matheo, 26-04-2013, 14:22
 Zamknięty przez Lorgan, 05-05-2013, 22:11

6 odpowiedzi w tym temacie
»Matheo   #1 
Rycerz


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 169
Wiek: 35
Dołączył: 11 Paź 2010
Skąd: Szczecin

________________________________________________________________

Uwaga! Wpis zawiera wulgaryzmy. Przed przeczytaniem skonsultuj się z rodzicem bądź farmaceutą.

________________________________________________________________




________________________________________________________________
vs

________________________________________________________________
..::Douriki::..


400 vs 300

________________________________________________________________

Kilka słów od autora

Spoiler:

* Mark Moller to zwykły człowiek, nie mutant, pracuje jako zwykły pracownik.
* Ziken nie zachowuje się naturalnie, gdyż zostaje podrażniona miłość do jego państwa. Przez co gore biorą emocje i wściekłość.
* Moja postać mimo, że nie należy do żadnego pionu zostaje uwikłana w intrygę. Ma to na celu sprawdzenie gotowości i cierpliwości.
* Walka jest w ulicznym stylu, bez jakiś fajerwerków, gdyż idealnie pasował wg. mnie taki klimat do dwóch słabych chłopaczków bez pinów i przynależności.
* Ziken robi za Kuriera, nie ma nic wpisanego w karcie na temat tego czym się zajmuje, więc pozwoliłem sobie puścić lekko wodzę fantazji.
* Ziken nie posiada we wpisie kuszy, gdyż zwyczajnie ani ona fabularnie tam nie pasowała i też nikt by go nie wpuścił z takim osprzętem do Redstar Plaza.



________________________________________________________________

„ Wku.rw.iające jest bycie nadal żółtodziobem w ich oczach. To wynieś, przynieś, pieprzone pozamiataj… Najlepiej to gdybym mógł się jeszcze zeszczać za nich. Jak mnie wkur.wiają Ci wszyscy dumni członkowie tych pieprzonych pionów, frakcji i całą resztę tego cholernego tałatajstwa. Mam serdecznie dość bycia zwykłym szarym rekrutem, który nigdzie nie należy, za cholerę nie może przeskoczyć wyżej. Mimo że się stara. Choć doskonale wie na co go stać…”

Pamiętniki Rekruta. Narin 1605

„Na przestrzeni wielu lat mojej pracy z rekrutami zaobserwowałem pewną prawidłowość. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ukończenie kursu w Akademii Taktyczno-Wojskowej Sne Doden to dopiero początek. Nie zagwarantuje im ono natychmiastowego udziału w działaniach operacyjnych ani bezpośredniej walce. Zamiast tego lądują na stanowiskach stanowiących najniższy szczebel hierarchii przeróżnych organizacji przekonani o tym, że są już najlepsi. Wpływ na takie reakcje ma nieszablonowy profil ich szkolenia. Metody stosowane w Sne Doden odbiegają od tych używanych w innych akademiach. Absolwenci nie zdają sobie sprawy, żę bez pokory, opanowania i cierpliwości zostaną szybko wyeliminowani jako jednostki zbędne. Tylko około 33% się adaptuje”

J. Hong-Maschern. Analiza i profilowanie rekrutów w Sna Doden. 1609

Tydzień temu ostatni rekrut z jego rocznika został awansowany. Precyzując: przedostatni. On był tym siódmym, zakwalifikowanym do Den Special Branch av Empire. Trzech adeptów zniknęło. Nikogo nie obeszło to co się z nimi stało, wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego. Pozostali działali już jako pełnoprawni członkowie organizacji.

Jednak nie on. On nadal tkwił w tym samym miejscu i ta myśl go prześladowała. Poczucie wyższości gubiło go w życiu wielokrotnie i zaczynał wreszcie rozumieć, że to wszystko nie tak. Oni wszyscy byli dalej, więc byli lepsi. Mógł albo im dorównać, albo się poddać. Tylko gdzieś w podświadomości czuł tą oczywistą prawdę: Służba w DSBE jest na całe życie. Domyślał się - tamci się nie nadawali, a skoro jego nadal trzymali to chyba musiało w nim coś być? Tylko chęć działania w poważnych operacjach przysłaniała gotująca się w nim krew. Musiał to okiełznać, musiał nad tym zapanować. I robić swoje.

Matt krążył po swoim niewielkim gabinecie. Wskazówki na zegarze przesuwały się nienaturalnie szybko. Miał mieć spotkanie za parę minut, podczas gdy w jego głowie krążyło tak wiele myśli. Zastanawiał się czego będzie dotyczyło to spotkanie. Jakaś prosta misja poniżej jego oczekiwań? Czy może jednak przyszedł czas na zniknięcie w niewyjaśnionych okolicznościach? Lub też znowu będzie musiał wypełnić jakiś stosu biurowego syfu, który go nużył i wyprowadzał z równowagi jednocześnie. Postanowił jednak, że cokolwiek by to nie było, podejdzie do tego na spokojnie, bez zawodu, ni ekscytacji.

Kiedy wskazówki zatrzymały się na godzinie pierwszej podszedł z wolna do lustra. Jego odbicie zupełnie nie przypominało człowieka sprzed kilku miesięcy. Wychudzony i wyniszczony stanowił cień samego siebie. Dotychczas bystre zielone oczy, teraz były jedynie zbiornikiem potwornego zmęczenia. Nie odbijał się z nich spokój wraz z niezmąconą pewnością, a jedynie osłabienie i irytacja. Brown potarł parodniowy zarost dłonią, po czym poprawił krawat i zdecydował się wyjść, nie mogąc dłużej znieść tego mizernego widoku.

Na korytarzach mijał tych wszystkich niczego nieświadomych, szarych pracowników. Zupełnie niewtajemniczonych w prawdziwą działalność instytucji, która daje im zarabiać na życie. Ich egzystencja była prosta: pensja, rodzina, osiem godzin roboty, wreszcie powrót do domu.
Jego żywot taki nie był. A raczej zwykł taki nie być. Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie poczuje radości ze zwykłej prozy codzienności. Potrzebował smaku adrenaliny, ekscytacji walki, potrzeby działania… musiał zaaplikować sobie dawkę tego do czego został stworzony. Bycia pełnoprawnym członkiem DSBE.

***


- Jesteś pewny? To dobre rozwiązanie? – rzucił od niechcenia mężczyzna – Może się nam jeszcze przydać.
Simon Erter był mężczyzną w średnim wieku. Wątła postura nie zdradzała zupełnie jego prawdziwych umiejętności. Facet na ulicy został by zapewne potraktowany jak zwykłe chuchro, tymczasem stanowił jedną z najważniejszych osób w całej organizacji. Posiadał nie tylko nadzwyczajne umiejętności bojowe. Były bez wątpienia ogromną zaletą, prawda. Jednak prawdziwy atut to bystry, analityczny umysł. Zawsze dostrzegał szerszą perspektywę, co stanowiło o jego prawdziwej sile. Erterowi wyraźnie nie podobało się to, z czym jeden z jego ludzi miał mieć doczynienia. W tej układance było zbyt wiele puzzli, przez co coś mogło pójść zdecydowanie zbyt łatwo nie tak, a użycie do tego wszystkiego zwykłego rekruta tylko pogłębiało jego obawy.
- Ta – odparł elegancik – On jest zbędny. Dał się pochłonąć i przestał się nadawać na to stanowisko.
Mężczyzna wstał zza ogromnego biurka. Przeciągnął się leniwie, strzelając przy tym głośno kostkami. Stanowił całkowite przeciwieństwo towarzysza. Górował nad nim wzrostem, jego twarz tryskała energią, a włosy były perfekcyjnie ułożone. Ubrany był w prosty czarny garnitur. Thomas Solig miał wygląd młodego biznesmena, stworzonego by odnieść sukces. W rzeczywistości był przebiegłym taktykiem i od niedawna przejął zadania po swoim zmarłym poprzedniku.
- Wiesz, że jest z nim bardzo zżyty? Traktuje go niemal jak syna – Simon wypowiedział na głos myśli, które krążyły mu po głowie.
- Zdaje sobie z tego sprawę. Wkrótce się przekonamy, co z tego wyniknie.

***


Brown opuścił gabinet po zaledwie kilku minutach. Zaskoczyło go, że nie rozmawiał z Whitem. Jego zadanie? Banalne tak jak się tego domyślał. Zawiódł się, nie dając tego po sobie poznać. Miał wyznaczone spotkanie z jakimś podrzędnym handlowcem z Khazaru. Rozumiał tyle, że wysyłano jego jako zastępcę, tylko dlaczego sprawa tej rangi wymagała obecności jego przełożonego? To wszystko zwyczajnie nie trzymało się kupy. J&R musiało utrzymywać status globalnej firmy, dobra zrozumiałe, jednak na dobrą sprawę nie grało mu w tym wszystkim nic. Rozważał wiele scenariuszy, przy czym każdy wydawał się zupełnie absurdalny. Chcąc nie chcąc Brown kierował się na umówione miejsce, gdzie miał czekać jego szef w formalnej strukturze - Markus Moller.

***


Matt Brown zajechał swoim wiernym autem pod wyznaczone miejsce. Redstar Plaza, hotel finansowany przez siatkę J&R. Jawił się jako ogromna, masywna i śnieżnobiała wieża, wykończona bogatymi zdobieniami ze srebra. Szczyt budynku wydawał się ginąć gdzieś w chmurach. Rekrut przed przekazaniem samochodu upewnił się, czy posiada wszystko, czego może potrzebować. Zawsze musiał być uzbrojony, choćby podczas wyjścia do wychodka. Zdecydował się zabrać ze sobą dwa glocki wraz z dodatkowymi magazynkami.

Gdy tylko przekroczył próg hotelu skierował się czym prędzej do restauracji znajdującej się na 23 piętrze. Na szczęście prosty garnitur i śledziowy krawat pasowały do eleganckiego wystroju. Nie różnił się absolutnie niczym od tłumu biznesmenów, handlowców i wszelakich mijanych karierowiczów. Gdy wszedł do lokalu uderzył go jego przepych. Sama Redstar Plaza była już dość bogato odstawiona. Marmury, zdobienia i cała reszta tego wszystkiego nadawała miejscu surowy, ale elegancki klimat. Tymczasem restauracja była przepełniona ciepłymi barwami. Obrazy wiszące na ścianach idealnie komponowały się z kolorystką. W powietrzu mieszały się zapachy egzotycznych, najrozmaitszych dań z całego świata. Były tak apetyczne, że mężczyzna niemal dostał ślinotoku. Wszedł dziarsko do lokalu stąpając po kremowym - wyglądającym na ręcznie tkany - dywanie. Jeden z pracowników podszedł do niego bez zwłoki. Matheo spostrzegł: nawet guziki w jego marynarce były wykonane ze złota. To tylko go jeszcze bardziej natchnęło wątpliwościami. Nie rozumiał dlaczego spotkanie ze zwykłym handlowcem z Khazaru odbywało się w takim miejscu.
-… ma pan rezerwację? – do Browna dotarły dopiero ostatnie słowa z zapytania.
- Jestem jednym z gości pana Mollera – odparł spokojnie.
Mężczyzna wskazał stolik, przy którym siedział starzec. Mark Moller był dyrektorem handlowym zbliżającym się do emerytury. Plamy wątrobowe znaczyły już jego twarz, a dłonie drżały przy każdym ruchu. Gdy tylko przełożony spostrzegł Matheo, uśmiechnął się i wskazał miejsce obok siebie. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Starzec troszczył się o chłopaka i dopytywał się o jego samopoczucie. I tak minuty mijały w oczekiwaniu na gościa. Wreszcie się zjawił. Mizerny i wątły. Ubrany zupełnie niestosownie do miejsca. Blada cera, podkrążone czarne oczy i krótko ścięte włosy dopełniały wizerunku totalnej ofiary. Młodzieniec był wyraźnie zaskoczony tym, że czekały na niego dwie osoby. Po krótkim przedstawieniu mężczyźni zasiedli do zamówionych posiłków. Crow - bo tak się przedstawił przybysz - nie mówił zbyt wiele, przysłuchiwał się nic nieznaczącej konwersacji.

Gdy zakończyli jedzenie. Khazarczyk zaproponował by udali się w jakieś ustronne miejsce, gdzie będą mogli w spokoju dokonać transakcji. To zbiło Browna całkowicie z tropu. Nie wiedział już totalnie o co tu chodzi. Podczas kolacji nie rozmawiali w ogóle o interesach, a teraz ten dziwny zwrot, może to było zwykłe przejęzyczenie? Niemniej cała sprawa śmierdziała coraz bardziej. Mężczyźni wstali i udali się do jednego z pomieszczeń biurowych znajdujących się na parterze. Należały one do J&R. Tak zwany Crow wszedł pierwszy, natomiast Matt i Mark pozostali przez chwilę na zewnątrz. Starzec wydawał się czymś lekko zdenerwowany.
- Wiesz, za miesiąc odchodzę na emeryturę – zaczął drżącym głosem – A ten chłopak z Khazaru to nie handlowiec, a kurier…
- O czym pan mówi? – spytał zdezorientowany rekrut.
- Od ponad roku udostępniam pewne... dane... firmom z Khazaru, rozumiesz. Pozwoliło mi to zgromadzić pewną sumkę na boku – Moller mówił bez ogródek, czy krztyny zażenowania – Kiedy ja odejdę, ty mógłbyś robić to nadal, a jako że cię wprowadzam podzielilibyśmy się po połowie. To chyba uczciwy układ? Dlatego tak mi zależało, byś był dzisiaj moim towarzyszem.
- Potrzebuję chwili do namysłu, proszę dać mi zapalić i za chwilę do was wrócę – rzucił na prędce Matheo.
- Oczywiście – mężczyzna uścisnął chłopaka – Pamiętaj, jesteś dla mnie jak syn - powiedział i wszedł do pomieszczenia.
Matt stał nie mogąc w to uwierzyć. Człowiek, o którym nie miał pojęcia czym zajmuje się naprawdę J&R okazał się szpiegiem i zdrajcą. Bolało go jednak najbardziej to, że przez cały okres w firmie traktował go jak swojego syna. Czuł się oszukany, zdradzony. Wyjście pozostało jedno. Musiał to zgłosić, przełożonym, ale wtedy zakończy się to w oczywisty sposób. Jednak jeżeli tego nie zrobi, przekreśli wszystko do czego dążył. Tak naprawdę nie miał wyboru. Chwycił za telefon i wybrał numer operacyjny. Po przekierowaniu połączenia do Soliga, wyjaśnił całą sprawę. Dostał jasny rozkaz. Unieszkodliwić, nie zabijać.

***


- No to mamy naszą odpowiedź – rzucił Solig do Ertera – Organizacja jest ważniejsza niż przywiązania, a fakt że zachował cierpliwość i czekał na dalsze wytyczne, świadczą jedynie in plus o jego postawie.
- Wysyłać ludzi?
- Tak i upewnij się, że podmienią dane u Zikena Crow'a.


***

Brown wszedł do pomieszczenia gdzie przebywali pozostali. Pokój biurowy był chyba tylko z nazwy, w rzeczywistości, była to dość spora sala konferencyjna. Mężczyźni stali przy końcu stołu. Moller przeliczał gotówkę, podczas gdy Khazarczyk w momencie wejścia rekruta schował pendrive'a do kieszeni.
- Przekaż, że od teraz będziecie się kontaktować z tym młodym człowiekiem – powiedział ciepło dyrektor handlowy.
Matt zmierzał w ich kierunku, w rękawach marynarki miał ukryte strzykawki. Gdy był blisko starca, bez chwili zawahania wbił mu igłę w kark. W ułamku sekundy bezbarwna ciecz rozeszła się po organizmie. Dyrektor nim opadł na podłogę spojrzał z niedowierzaniem na swojego przybranego 'syna'.
- Co do...? – rzucił drugi robiąc dwa kroki w tył.
- Taka skromna sugestia, byś się nie ruszał – odparł Browna mierząc jednym z pistoletów w głowę Crow'a.
Ten widok był nieco komiczny. Starzec spał nieprzytomny u stóp Browna, zaś on mierzył w chłopaczka z broni, gdy ten tylko rozszerzył tylko oczy ze zdziwienia, a następnie się uśmiechnął.
Matt zrobił parę kroków w stronę Zikena.
- Pendrive, no już – powiedział poirytowany i wyciągnął otwartą lewą dłoń

Wykorzystując skrócony dystans Szaman błyskawicznie wytrącił broń z ręki rekruta, wykorzystując okazję rzucając się w stronę okna. Wszystko dalej potoczyło się bardzo szybko. Brown podniósł broń, kiedy chłopak uciekał już przez podwórze. Nagijczyk rzucił się w pogoń, jednocześnie dzwoniąc do Soliga informując o sytuacji. Dostał pozwolenie na kontynuację pościgu. Dzikus wbiegł w jedną z najbardziej zapuszczonych uliczek, nie był tak szybki jak Rycerz. Ten pilnował, by nie dopaść młodziaka zbyt prędko, musiał znaleźć odpowiednie miejsce.

Okazja nadarzyła się po kilkudziesięciu uderzeniach jego zmutowanego serca. Nieopatrznie Ziken wbił się w ślepy zaułek. Brudny obskurny plac otoczony kilkumetrowym murem był wypełniony paroma kontenerami na odpadki. Obrzydliwe, kaleczone grafiki brudziły zapuszczone ściany. Na szczęście miejsca było dostatecznie dużo, by obezwładnić Crow'a. Matt oddał ostrzegawczy strzał w jeden z pojemników. Kula przebiła blachę na wylot.
- No już, oddawaj go.
Ścigany spojrzał w niebo. Jego oczy dziwnie zabłysły. Skóra na nadgarstku pokryła się wężową łuską w mgnieniu oka. Tęczówki zmieniły odcień w złoty, a włosy zmieniły barwę na lekko zielonkawą.
- O, jak słodko – rzucił Brown – A więc jednak Brudas.
- Jak mnie nazwałeś? –wściekły Szaman wyszczerzył zęby – Czy ty wiesz do kogo mówisz?
- Nie do kogo, a do czego – odparł butnie – I jesteś tylko brudnym, zapchlonym Szamanem. No to teraz robi się coraz weselej.

Crow nie krył zdziwienia, nie wierzył, że miał to nieszczęście - trafić na kogoś, kto rozumie jego moce, a rasizm Nagijczyka go tylko do tego rozjuszył. W głowie kłębiło mu się wiele myśli, ale przeważała ta jedna. Dopaść i przegryźć tętnicę. Nie wytrzymał tej potrzeby. Rzucił się bezmyślnie w stronę odzianego w nieskazitelny garnitur mężczyzny. Ten zrobił elegancki, płynny unik.
- Spróbuj mi chociaż zabrudzić spodnie – warknął, błyskawicznie kopnął szczyla w podbrzusze. Nie zwlekając dopadł go, poprawiając uderzeniem otwartą dłonią w brodę. Chłopak poleciał nad ziemie i wpadł z łoskotem do jednego z kontenerów z odpadkami. Szybko wyskoczył z pojemnika jak oparzony. Śmierdział niemiłosiernie.
- Domowe zapachy?- nisko zakpił obywatel cesarstwa.
Przeciwnik obrzucił go pogardliwym spojrzeniem i na tę chwilę ich oczy się spotkały. Brown poczuł się jakby mniej pewnie, jego ciało przeszyły jakieś obawy, czuł nienaturalne drętwiejące kończyny. Odwrócił wzrok. I to był błąd. Rywal pchnął go na glebę. Był zaskakująco szybszy niż wcześniej. Zaślepiony furią począł okładać go na oślep. Na co dzień wyważony i analizujący wszystko Crow, teraz był tylko furią powstałą nieustającymi przytykami dotyczącymi jego pochodzenia. Kochał swój kraj i nie mógł zaakceptować choćby tak niskich lotów docinków ze strony jakiegoś mutanta, wylewając swoją frustrację na jego korpus i twarz.
Matt wreszcie uwolnił jedną dłoń. Odruchowo użył swojej karty atutowej. Ranzatsu ogłuszyło Zikena zgodnie z zamierzeniem, rzucając nim na plecy z bólem rozsadzającym czaszkę. Rycerz wyciągnął schowaną wcześniej broń i bez zawahania postrzelił bezbronnego rywala w bark i łokieć lewej ręki. Następnie zasunął mu obcasem w nos.

Odszedł od niego parę kroków. Gębę miał opuchniętą, cały był generalnie obity. Jednak nic poważniejszego mu się nie stało. Wyjął telefon,
- Centrala? – rozległ się kobiecy głos w słuchawce.
- Brown, numer identyfikacyjny 1948x67P21, proszę przekazać moje koordynaty z GPS do prowadzącego Soliga
- Przyjęłam.

Matheo sięgnął po strzykawkę. Chciał uśpić przeciwnika i skończyć to pełne przeżyć spotkanie biznesowe. Ten jednak mimo dwóch ran postrzałowych i skopanej gęby stał znowu na nogach. W prawej dłoni trzymał metalową rurkę, którą musiał znaleźć gdzieś na ziemi.
- Nie pozwolę, by korporacyjna świnia, nie, ktokolwiek obrażał moich braci!- wrzasnął i rzucił się z krzykiem na cesarskiego. W ostatnim zrywie udało mu się trafić w ramię. Siła uderzenia była tak duża, że dłoń automatycznie wypuściła broń. Następny cios Matt ledwo zatrzymał. Lewą ręką w której jeszcze trzymał telefon uderzył po raz drugi w brodę, dodatkowo poprzedzając atak dobrze sprawdzoną falą Ranzatsu. Przeciwnik jedną nogą gdzieś na drugim świecie ledwo stał. Ostateczny nokautując cios przyszedł z góry. Obolałą prawą rękę podniósł wysoko i wkładając całą siłę zdzielił przeciwnika łokciem w potylicę. Crow wreszcie padł nieprzytomny na ziemię. Tym razem Blood Dawn już nie czekał. Wstrzyknął zawartość jednej ze strzykawek w ciało ofiary, a następnie siadł wycieńczony na ziemi. Był wybrudzony krwią, ziemią i czort sam wie czym jeszcze z tego zapchlonego zaułka.
- Mówiłem, chyba byś nie ubrudził spodni…
***


Po około pięciu minutach do miejsca potyczki przybył Kravic. Jeden z tych operacyjnych, zaprawionych w bojach. Spojrzał na rekruta, później na obitego do nieprzytomności Khazarczyka.
- Nie nudziłeś się dzisiaj, co młody? – wyszczerzył pożółkłe zęby
- Co teraz?
- Ciebie zaraz ktoś stąd zabierze. Ogarniesz się i masz spotkanie z szefem. Tego tu połatamy i wyrzucimy gdzieś niedaleko – odparł chłodno, wyjmując pendrive'a z jednej kieszeni i wkładając tam identycznego.
- A co Mollerem? – spytał rozżalonym głosem
- Żaden Moller nie figuruje w strukturach firmy.
Te słowa były jednoznaczne. i mimo wszystko zabolały Browna. Mark nie żył.


Granatowo Bordowy Świat W Naszych Głowach Od Najmłodszych Lat....
   
Profil PW Email
 
 
»Ziken   #2 
Szaman


Poziom: Keihai
Posty: 6
Wiek: 27
Dołączył: 04 Kwi 2013

. Khazar, Tenri

16 kwietnia 1612

Puk,puk.
- wejść-usłyszałem wchodząc do gabinetu w centrum sił szpiegowskich w Tenri. -No, więc to ty jesteś tym młodym nowicjuszem, który chciał do nas dołączyć?- zapytał nie ukrywając zdziwienia.
-Tak sir-odpowiedziałem najdojrzalszym tonem jakim potrafiłem.-Wzywał mnie pan?
On jakby na tajemne hasło wstał z krzesła i podszedł do gigantycznego okna, które widniało za nim.
Stał do mnie plecami, więc nie zauważyłem niczego szczególnego. Dość niski wzrost, krótko zgolony tył, prosty, urzędniczy garnitur, a na jego tyle był wymalowany herb Khazaru.
-Powiedz mi…- zaczął spokojnym tonem-Co widzisz wokół siebie.
-Po lewej stronie widzę mnóstwo doniczek różnorodnych roślin i ozdobioną ścianę zdjęciami pańskimi wraz z kolegami. Na prawej ścianie widnieje gigantyczny Herb namalowany czarną farbą. Obok symbolu stoi metalowa szafka, a w środku zapewne akta misji…
-Stop !- zatrzymał mnie nieco zirytowanym głosem- W trzeciej szufladce od góry w dziale z literą „N”, pierwsze akta-Powiedział to w taki sposób, jakbym od razu miał teleportować się i wyciągnąć je magiczną różdżką. „ I po co tu przylazłem-mówiłem sobie w myślach”. Od razu wziąłem się za szukanie i gdy znalazłem dokumenty, przeszył mnie dreszczyk podniecenia. Poczułem, jak serce przyspiesz swoją prace i nagle spowalnia. Czas w tamtej chwili niemal stanął w miejscu.
-Oto twoje zadanie-powiedział już mało wyrafinowanym tonem.-Ten mężczyzna wchodzi co raz częściej na nasze terytoria świętego lasu. Nie wiemy dokładnie po co i dlaczego. Twoim zadaniem jest go zgarnąć, a następnie komisja się nim zajmie. Jedyny pewny fakt to, to że porusza się często na północ, przez górkę i pastwisko duchów, w celu odwiedzenia kogoś.
„Pastwisko Duchów ! przecież tam ledwo co powraca żywy !-pomyślałem”
-Nie interesuje mnie jak to zrobisz, w aktach masz wszystkie potrzebne informacje-powiedział już całkowicie innym tonem niż na początku rozmowy.
- Tak sir- odrzekłem chóralnym głosem.
-Acha i jeszcze jedno-dorzucił na zakończenie rozmowy-Od tej misji, zależy twoja przyszłość tutaj.
Wychodząc w kompletnej ciszy z pomieszczenia po raz ostatni spojrzałem na herb i zleceniodawcę.

***

Księżyc świecił jak diament. Piękny, cudny i zarazem urzekający przypominał mi o tym, co naprawdę kocham. Państwo. Taki naturalny i niezwykle spokojny. Właśnie kończyłem zastawiać ostatnią z pułapek na trasie. Nie sądziłem nawet, że zajmie mi to cały dzień. Ostatnie przygotowania. Oddech. Dreszczyk emocji. Wszystko dawało efekt, jakbym występował w jakimś filmie akcji. Scena, czyli las była wręcz cudowna. Drzewa w noc przy świetle wielkiej gwiazdy wyglądały, jak wijące się węże. Liście na nich lśniły urzekającym blaskiem, a purpurowe kwiaty przypominały rubiny. Krzewy i runo leśne wręcz wtapiały się w całość, sprawiając, że z dalszej odległości przypominały mgłę. Melodia grana przez cykady i dzięcioły, orzeźwiający podmuch wiatru, wszystko kumulowało się i uderzało ciepłą falą w całe moje ciało. „Skończone… teraz trzeba się gdzieś ukryć i czekać na rozwój akcji.” Z akt wynika, że rycerz przyjdzie znowu o tej samej porze w miejsce spotkania. Interesuje mnie, kim jest ta osoba z którą ma się spotkać.
-I ciekawe, czego można szukać w takim miejscu-Zastanawiałem się na głos.
W tym momencie usłyszałem szelest. „ już czas..”. Schowałem się w najbliższych krzakach. Po chwili czekania usłyszałem warkot silnika i ślizg opon po ziemi. Zbliżał się do mnie co raz bardziej i kojarzył się z stadem hałaśliwych słoni podczas ucieczki. Nagle dźwięki ucichły. Niestety pojazd był za daleko ode mnie, więc nie widziałem za dużo. Jednak, niespodziewanie zauważyłem światło latarki, które zbliżało się w kierunku pierwszej z pułapek. Byłą to linka przewiązana do mechanizmu, który po zerwaniu sznurka wypuszcza klatkę z góry. Mój wzrok ciągle śledził Osobnika. Czekałem na dalszy ruch. Wiatr zaczął powoli zwiększać prędkość. Cykady i dzięcioły prawie całkowicie ucichły. Jedna sekunda w tym momencie trwała jak godzina. Czas niemal czołgał się po świecie zmysłów i rzeczywistości. Łapiąc oddech usłyszałem nagle:
-Cholera!
-Wpadł w pułapkę !
- powiedziałem do siebie tonem radosnym.
Biegnąc szybko do miejsca powstania pierwszej z pułapek, zamarłem. Klatka została zniszczona w pół. Jakby ktoś przeciął ją gigantycznym skalpelem. Po chwili usłyszałem szmer. Czułem, że mogę być zagrożony. Powoli odwróciłem głowę. Za mną stał wysoki mężczyzna ubrany w szerokie zielone bojówki, obcisłą koszulkę o podobnej barwie i sztywną kurtkę moro. Na jego twarzy widać było niesmak i zmęczenie. Blizna, która rozciągała się od końca prawego oka do zewnętrznego ucha, dawała mu wygląd gangstera. Szkła lśniły mu promieniami księżyca, a pistolet, który przyłożył mi do głowy odbierał wszelką nadzieje na negocjacje.
-K..k..im ty jesteś?- zapytałem z miną przerażenia
-Nie zgrywaj cwaniaka-usłyszałem w odpowiedzi-mów czego chcesz, albo rozwalę ci głowę.
-Poszukuje mojej małej siostrzyczki-odparłem, czując jak śmiech zaraz wyrwie mi się z płuc. „mała siostrzyczka… to mi się udało”.
-Jak mniej więcej wygląda-zadał pytanie tonem, który wskazywał jednoznacznie, że mi nie wierzy. Ale przynajmniej ściągnął mnie z celownika i teraz trzymał pistolet w ręku luźno.
-niski wzrost rude włosy, piegi, o ta jak za twoimi plecami-odrzekłem wskazując za nim pustą przestrzeń.
O dziwo mężczyzna odwrócił głowę. „Teraz mam szanse!”. Wyciągając bełt wbiłem go w nogę i i całym ciężarem naparłem w ciało rycerza. Upadliśmy razem na ziemię. Cel próbował strzelić mi w głowę, jednakże cudem wyginając się w tył uniknąłem strzału. Gdy spudłował od razu wyciągnąłem Belt i wbiłem go w dłoń. Mężczyzna opuścił broń i wijąc trzymał się za rękę z bólu. Wziąłem pistolet w dłoń i odskoczyłem celując mu w głowę, stałem. „Boże jak się z tego korzysta… chyba tak samo, jak z kuszy… może”. Przeciwnik nagle wykrzyczał obsceniczne przekleństwo i z jego pięści wyleciała fala piskliwego dźwięku, która przez chwilę odebrała mi zmysł słuchu. Poczułem, że zaraz zwymiotuję, momentami nie słyszałem niczego oprócz pisku. Nawet nie wiedziałem gdzie celuję. Po kilku sekundach ciągnących się minutami zauważyłem, jak cel ucieka, ślamazarnym truchtem, śmiesznie podrygując na jednej nodze. „Bez jaj. Kolejny tchórz?”. Biegnąc za nim z pistoletem w jednej ręce i moją kuszą w drugiej, od razu użyłem transformacji. Poczułem wiatr, którego nigdy nie czułem jako człowiek. Taki czysty i zimny. Będąc od niego w odległości dwóch metrów, wystrzeliłem z pistoletu dwa naboje. Żaden nie trafił. „ nienawidzę broni palnej…”. Wyrzuciłem ją w krzaki i szybko zatrzymując się, naciągnąłem bełt na kuszę i wystrzeliłem. Pocisk leciał, jak zwolnionym tempie. Chwila oddechu. I nagle przeciwnik upada ugodzony strzałą w łydkę wprost do drugiej z pułapek. Była to wielka dziura wykopana na dwa metry w dół i szerokości. Przykryta piaskiem, krzewami i liśćmi. Znajdując się przed pułapką, poczułem, że coś nie pasuje w tej sytuacji.
„ To było zbyt proste…”. Spojrzałem mu prosto w oczy czując, jak zaczyna jego ciało drętwieć: -Radze ci powiedzieć po co tu przylazłeś, bo nie lubię marnować bełtów na takich jak ty-powiedziałem z chytrym uśmiechem. Podczas ciągle utrzymywałem z nim kontakt wzrokowy.” Jeszcze chwile i przestanie się ruszać”. Jednakże po chwili usłyszałem z ust rycerza, odwzajemniającego uśmiech:- Nie twój interes. Czas zamarł. Ponownie usłyszałem pisk i czułem się jak na rollercoasterze. Upuściłem kuszę. Mężczyzna chciał uciekać, jednak nagle nasze spojrzenia po raz kolejny się spotkały. Przez chwilę zastygł. „Całe szczęście”. Wykorzystując drugą zdrową rękę złapałem leżącą kuszę i wystrzeliłem bełt prosto w pistolet. Nagłe ostry, dławiący zapach zgniłych jaj zaczął wydobywać się z pod ziemi. „ pewnie jego fala dźwiękowa ziemia zaczęła wydalać ogromne ilości siarkowodoru … cholera, jak tak długo pójdzie to obaj pozdychamy”. Powoli zacząłem się dławić toksycznymi oparami, ale nie mogłem się poddać. Musiałem działać. Spojrzałem na Przeciwnika. Jego postawa, jednoznacznie wskazywała, że zaraz zemdleje. Szybko wymyśl coś. Gaz już powoli dostawał się do mojego organizmu. Mój cel misji leżał w rowie i był o wiele bardziej narażony niż ja.-On nie może umrzeć, bo ze zeznań nici-pomyślałem. Wstrzymałem oddech i nie myśląc już o misji wybiegłem z sfery trujących oparów. „Jeszcze minuta i będzie po wszystkim”. Naglę dziwny zapach, jakby rozstąpił się i znikł. W ułamek sekundy, zmroziło mnie, ale zaraz oblał mnie zimny pot. „TO niemożliwe !”. Jednakże, nie widziałem żadnego cienia. Nic a nic. Zupełna pustka. Podszedłem do rowu sprawdzając czy przeciwnik, ciągle w nim leży. Spoczywał on z płytkim oddechem. Pomimo odniesionych ran, udało mi się go zabrać do stacjonującej bazy szpiegowskiej, aby go zabrali.
Księżyc zniknął za chmurami i tylko małe świecące punkciki na niebie oświetlały, miejsce walki. Wiatr zaczął hulał między drzewa, a cykady ponownie zaczęły wygrywać swe melodie
   
Profil PW Email
 
 
*Lorgan   #3 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

Matheo – Spodziewałem się, że po walkowerowo-jęczeniowo-przekładaniowym przedstawieniu zaserwujesz nam coś miernego. Lubię nie mieć racji w takich sytuacjach ;) Okazało się, że drzemie w Tobie jeszcze potencjał, który dawno, dawno temu dostrzegłem w Gotei 13.
Spodobała mi się przede wszystkim kinowa budowa akcji: przerywniki telefoniczne, ogólnie rozumiane tempo, zachowanie Twojego bohatera. Dialogi momentami mogłyby być lepsze, a Ziken (kreacja postaci i to co pokazał, o ile w ogóle założymy, że pokazał cokolwiek), Ziken... to jakaś tragedia. Rozumiem, że masz wysokie mniemanie o swojej postaci, nawet fajnie przedstawiłeś do na początku, ale na krzywe nogi Giertycha, Twój przeciwnik miał mniejszą rolę niż przypadkowy NPC, którego uśmierciłeś.

Ocena: 6/10
______________________________________________________________

Ziken – Przed Tobą jeszcze długa droga. Zero pomysłu na walkę, fatalne dialogi. Zauważyłem, że masz pewien dryg literacki, dzięki któremu nawet fatalny akapit udawało Ci się kończyć ze smakiem. Rozwijaj się, a może rozwiniesz postać do takiej świetności, co Pit ;)

Ocena: 3,5/10
______________________________________________________________

Oddaję swój głos na Matheo.


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Pit   #4 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008

Matheo

Twój wizerunek "rycerza" nie pasuje do mojego wyobrażenia i definitywnie wyróżnia się na tle innych. Dlaczego o tym mówię? Bo miałem wrażenie, jakbym czytał walkę agenta Sanbetsu z Khazarczykiem na tle utopijnej metropolii. Jest tu dużo śledzenia, hakowania, podkładania sobie "świń", a także nieszczęsny kurier. Styl nie jest zły, aczkolwiek wychodzi przerwa w pisaniu (czy też inaczej - twoje skille trochę zardzewiały). Walce przydałby się ostateczny szlif, rzucenie nań okiem jeszcze z raz czy dwa.
Ponieważ lubię sam to stosować, powiem tak od siebie: kiedy już decydujesz się na dokładniejsze opisanie postaci - jak na przykład Marka Mollera - to spróbuj tak samo dopieścić sceny walki. Bardziej chodzi mi tu o supermoce. U Zikena jest to okej, gdyż objawia się jako przemiana. Ranzatsu mogłoby dostać jednak więcej czasu antenowego, zwłaszcza, że używasz takiej narracji, że mógłbyś sobie pozwolić na nieco szerszy opis: dzwonienie, drganie, szokowanie przeciwników, zaburzanie ich błędnika - to twoja manifestacja i chcę ją widzieć więcej, w szerszych opisach. To jak wisienka na torcie i dbaj o nią, by smakowała.

Podsumowując: Trochę usterek i sztywnych zdań; z drugiej strony zaś ciekawa, pełna zwrotów fabuła, jak i dość dobre przedstawienie charakteru swojej postaci [nawet rasizmu!]. Myślę, że nawet, jeśli twoje umiejętności się zastały, to klimatem możesz tu sporo zdziałać. Jeśli oczywiście to jest twoja wizja nadczłowieka.
6/10

Ziken

Przede wszystkim uważaj na estetyczną część wpisu. BBCode potrafi być zdradzieckie, tak samo cudzysłowy I jedno, i drugie w twoim przypadku narobiło niezłego zamieszania. Detale wyjaśniłem ci już wcześniej na PW, zerknij do tego, będzie jako dobre odwołanie na przyszłość. Zwracaj uwagę na wielkie i małe litery, bo też robisz je w cały świat. Generalną zasadę tworzenia dialogów chyba masz opanowaną. W walce wychodzi twoja największa niedbałość, mianowicie gros powtórzeń. W opisach werbalnych i na szybko to przejdzie, ale nie w czymś, co z czasem będzie traktowane jako opowiadanie. Dbaj o to, przyglądaj się uważnie, stosuj zamienniki, nie poddawaj się i próbuj. Jak zdanie się nie klei - może trzeba inaczej, może wywalić i wrzucić jakąś ważną informację gdzie indziej?
Fabularnie? Dziecinne zagrania i niejako utrwalenie wizerunku Khazarczyków jako dzikich i niewykształconych ("pistolet? A co to?"), choć z drugiej strony są pułapki i zabawa w myśliwego. Masz też spore możliwości w tworzeniu opisów otoczenia i nie tylko. Są to rzeczy, które wykraczają poza standardowe "szczeliłem go z bełta". Na nieszczęście przeplatają się z właśnie tego typu, napisanymi naprędce fragmentami.

No i tak - 3 było by za niskie, bo coś potrafisz, ale psujesz to totalnie drętwymi opisami walki i motasz się jeszcze z estetyką. Ja wierzę, że rozwiniesz się w przyszłości, tylko zadbaj o wszystko, o czym tu mówimy. Pokładam w tobie wiarę, stąd 4/10
   
Profil PW Email
 
 
»Ayami   #5 
Szaman


Poziom: Keihai
Posty: 18
Wiek: 35
Dołączyła: 30 Gru 2010
Skąd: Warszawa

Matheo

No cóż, to nie jest moja estetyka, ale warsztatowo radzisz sobie całkiem nieźle. Złożoną kompozycję opowiadania, z którą sobie całkiem zręcznie poradziłeś,zaliczam do jego atutów. Kreacja postaci? Tu już gorzej. Fabuła zupełnie też mnie nie porwała. To, co zwróciło moją uwagę, to relacja pomiędzy Twoim bohaterem a Mollerem - zgrabnie i wiarygodnie opisałeś rozterki Matheo, a Twoja postać znacznie zyskała dzięki temu na wiarygodności (przynajmniej z mojej perspektywy). Bardzo zwięzła ta moja ocena, ale niewiele rzeczy jest wyraźnie złych w tej walce, niewiele jednoznacznie dobrych.

Ocena: 6/10

Ziken

Nie ukrywam, że mam z Tobą problem. Na tle Matheo wypadasz naprawdę kiepsko. Podczas czytania nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że tym czego najbardziej Ci brakuje, jest praktyka. Piszesz bardzo nierówno: po kilku ładnych okrągłych zdaniach pojawiają się wypowiedzi niezgrabne, nieeleganckie z irytująco złym szykiem. Pomysł również mnie nie przekonał, ale doświadczenie wielu graczy jest takie, że im pisze się więcej, tym lepiej to wychodzi także i pod tym względem. Podsumowując, uczciwość nakazuje mi ocenić Cię nisko (tym razem), ale mam nadzieję, że następna Twoja walka będzie lepsza.Proszę, nie używaj tylko tak pretensjonalnych porównań jak "Księżyc świecił jak diament", przynajmniej na początku akapitu. Jeśli zaczynasz od takiego zdania, trudno mi czytać dalej bez negatywnego nastawienia ;)

Ocena: 3,5


°
   
Profil PW Email WWW
 
 
^Coyote   #6 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 35
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków

Matheo: Nie jest źle. Jest pomysł i wykonanie, ktoś taki jak ja nie ma się do czego przyczepić z gramatyki itp. ;) Nie podoba mi się tylko ,że tak mało jest odniesienia do anime. W ogóle nie czułem żebyście mieli jakieś moce z Zikenem ;)

Ziken: To już wiesz, że jeszcze nie umiesz pisać ,ale moim zdaniem im więcej będziesz próował tym szybciej zostaniesz kimś. Moja rada jest taka, żeby dawać komuś prace do przeczytnia wcześniej. Wtedy dowiesz się wcześniej czego jej brak i to poprawisz. Z błędami to samo.

Matheo 7/10
Ziken 4/10


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 
*Lorgan   #7 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa

..::Typowanie Zamknięte::..


Matheo - 25 pkt.

Ziken - 15 pkt.

Zwycięzcą został Matheo!!!

Punktacja:

Matheo +30
Lorgan +10
Pit +10
Ayami +10
Coyote +10


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 

Temat zablokowany  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 14