4 odpowiedzi w tym temacie |
»mablung |
#1
|
Agent
Poziom: Keihai
Posty: 117 Wiek: 34 Dołączył: 05 Paź 2010 Skąd: Warszawa
|
Napisano 04-02-2013, 11:43 [Poziom 0] mablung vs NPC (Reppo) - walka 1
|
|
Reppo Douriki: 560
Mablung Douriki: 260
Raport nr. KHZ25967/#PM5487216FIX
Kryptonim: Ofiara Wojny.
Miejsce: Północna część Khazaru. Prowincje Honkan i Lemuria przy granicy z Pustynią Rozpaczy
Agent: Projekt „Mablung”
Cel misji: Infiltracja plemienia Hilagan Aso Angkan. Zdobycie informacji o rozmieszczeniu członków Rady oraz codziennych zwyczajach plemieńców. Odkrycie tajemnic klanu oraz najsilniejszych wojowników.
Przebieg misji:
Zgodnie z wytycznymi dowództwa, po zakończeniu operacji „Pustynna Burza”, agent został porzucony w granicach Khazaru, na południe od Pustyni Rozpaczy. Uprzednio, przy udziale wywiadu oraz wojskowych lekarzy, upozorowano go na uciekiniera z nacji Shah'en. W ciągu kilku dni obiekt wszedł w kontakt z przedstawicielami plemienia. Zaatakowany, upozorował próbę ucieczki oraz osłabienie z powodu ran. Jako jeniec udało mu się wniknąć do obozu. Przedstawiony przed Starszyzną plemienia, pozostawał głuchy na wszelkie próby komunikacji, burcząc od czasu do czasu zasłyszane na terenie Shah’en słowa pozorując nieznajomość mowy wspólnej. Zgodnie z informacjami wywiadu, członkowie plemienia byli poinformowani o trwającym na północy konflikcie. Część rady była podejrzliwa, ale zdecydowana większość postanowiła pomóc rannemu jeńcowi.
Przez kilka następnych tygodni znachorzy zajmowali się rekonwalescencją agenta, pozwalając mu na ograniczoną swobodę w obrębie wioski. Udając zainteresowanego cywila, agent powoli zdobywał zaufanie szamanów oraz coraz to większą swobodę poruszania się po terenie plemienia. Dzięki zdolności agenta, był on w stanie stworzyć i zapamiętać topograficzną mapę wioski. Uczył się podstaw ich mowy, poznał większość zwyczajów codziennego życia oraz dokładny rozkład dnia łowców, a także luki w obronie. Jedyne miejsca do których nie został dopuszczony to namioty rady, oraz plac otoczony ostrokołem, miejsce ćwiczeń przyszłych łowców. Rada spotykała się co wieczór, prawdopodobnie omawiając plany natury strategicznej. Kilkakrotnie zapraszano na nie również łowczych z innych plemion albo doświadczonych szamanów, w tym wskazywanego jako niezwykle niebezpiecznego wojownika Coyote Blackbone. Wszelkie próby podsłuchania dyskusji zakończyły się fiaskiem.
Kiedy wszystkie rany agenta zostały uleczone, otrzymał on z powrotem rzeczy znalezione przy nim w tym jego nóż wojskowy. Po raz pierwszy od pojawienia się w wiosce, otrzymał również możliwość poruszania się poza zabudowaniami, co wyraźnie nie podobało się zwłaszcza jednemu ze starszych szamanów. Mimo stwarzania pozorów nieszkodliwego, agent wiedział, że jest śledzony nawet w lasach okalających wioskę. Mimo to postanowił poinformować swój Kontakt o poczynionych obserwacjach oraz otrzymać dalsze rozkazy.
Nocą wykradł się z namiotu niezauważony i opuścił terytorium plemienia. Zgodnie z wytycznymi ukrytego w trzonku noża lokalizatora, odnalazł jamę z ukrytą skrzynką zawierającą ekwipunek oraz komunikator.
Ciemny i duszny pokój ucichł. Palce przestały stukać w klawisze klawiatury. Olbrzymia postać, pochylająca się nad jasnym ekranem monitora wyprostowała się, skrzypiąc krzesłem. Światło padające na jej twarz nie ukryło bolesnego grymasu. Ręka samowolnie powędrowała w kierunku lewego przedramienia. Rany nadal boleśnie piekły...
***
Polana w północnym Khazarze. Północ.
- Dobrze, projekcie Mablung. Przekazane informacje na pewno się nam przysłużą – odezwał się głos w słuchawce należący do Jounina z dywizji Shinobi. Był to dopiero drugi raz, kiedy miał okazje go słyszeć. Ta misja miała być testem mającym na celu określenie przyszłej roli Agenta w strukturach Sanbetsu. Nie miała wielkiej wagi. Ot, odkryć parę ciekawostek o szamańskim plemieniu. Nie mogli liczyć na więcej.
- Musimy się jednak dowiedzieć więcej o radzie. Jej kompetencjach, możliwościach i zakresie działania. Dowództwo nalega, żeby...
Agent nie usłyszał, czego to dowództwo wymaga. Skupił się mocniej na nagłej zmianie w oddziaływaniu grawitacyjnym w jego okolicy. W lesie było mnóstwo istot, które mogłyby to spowodować, ale ta była większa od jakiejś wiewiórki. Szybkie skanowanie terenu utwierdziło go w przekonaniu, że ktoś się mu przygląda. Nie słuchając Jounina, odwrócił się w kierunku nieznajomego, oddając szybki strzał. Echo poniosło się po lesie. Krzaki naprzeciwko niego zafalowały. W oddali zamajaczył cień, uciekającego mężczyzny.
- Projekcie Mablung! Co to było!?
- Zostałem zdekonspirowany – odpowiedział spokojnie, chowając pistolet. Na łączach zapanowała chwilowa cisza. Dopiero później, rozległ się krótki, niczym szczeknięcie, rozkaz.
- Zlikwidować!
Reppo pędził po swoich śladach jak szalony. Ignorował ból w łydkach i rozoranym kulą boku. Na szczęście postrzał wyglądał na niegroźny. Uciekał. Nie było to bynajmniej spowodowane strachem. Wynikało raczej z prostej niewiedzy. Od początku domyślał się, że ranny, którym opiekowali się przez ostatnie tygodnie, może być szpiegiem. Wielokrotnie próbował przekonać radę, że powinno się go pozbyć przy pierwszej lepszej okazji i w ogóle nie pozwalać na pozostanie w wiosce. Szamani gardzili jednak bezsensownym rozlewem krwi. Uwierzyli, że naprawdę był tylko ofiarą konfliktu. Przez cały ten czas nieufnie podchodził do przybysza. Niejednokrotnie sam śledził go w gęstwinie lasu pozostając niezauważonym. Czasami nawet w nocy, z ukrycia przyglądał się jego namiotowi. Okazało się, że miał rację.
Kim jednak był ten szpicel? Należał do jakiejś organizacji, korporacji czy, niech duchy strzegą, obcego mocarstwa? Jakie było jego prawdziwe zadanie i co udało mu się dowiedzieć? Czy przekazał tę wiedzę i, w takim wypadku, czy należy spodziewać się jakichś zagrożeń? Wiele było pytań bez odpowiedzi. Najważniejsze było teraz ostrzeżenie straży oraz rady, wspólnymi siłami przygotują się na każdą ewentualność. Spróbował oczyścić umysł, skupiając się na kierunku biegu oraz oddechu. Jedna tylko myśl nie chciała go opuścić, wwiercając się w mózg. Jak to się stało, że mimo doskonałego, bezszelestnego podkradnięcia się, obcy niemalże perfekcyjnie wycelował w jego stronę? Jedynie doświadczenie jako łowcy, uchroniło go przed śmiercią. Skończyło się na płytkim draśnięciu. To do tej pory nigdy nie zdarzyło się by ofiara, do której się podkradał, odkryła jego obecność. Zwłaszcza w lesie, w którym się wychował i przeżył większość swojego życia. Znał tutaj niemalże każdą piędź ziemi. Potrafił za dnia podejść stado jeleni na długość włóczni i pozostać niezauważonym. Jednak on, obcy bluźnierca bez poszanowania dla praw natury odkrył jego obecność bez żadnego problemu. Reppo nie miał złudzeń, że uciekał właśnie przed wybrykiem natury. Mutantem albo innym nieludziem. To powodowało, że jeszcze bardziej wyciągał nogi w kierunku wioski. Mimo wybitnych umiejętności poruszania się w gęstwinie nie mógł być pewnym czy...
Nagłe uderzenie wybiło go z rytmu i cisnęło na ziemię. Zarył w miękką glebę i zatrzymał się boleśnie na wystających korzeniach drzew. Kość policzkowa piekła niemiłosiernie. Postać wielkoluda pojawiła się znikąd, jakby na potwierdzenie jego zmartwień. Szaman momentalnie poderwał się na równe nogi, ale odgłos odciąganego kurka przyszpilił go do miejsca w którym stał. Skryta w mroku sylwetka trzymała skierowany w jego stronę pistolet. Po samej postawie było widać, że miał doświadczenie w obsłudze tego rodzaju broni. Rękę trzymał niby przy biodrze, niby niechlujnie kierując ją w stronę przeciwnika, ale to wcale nie zmniejszało jego celności.
- Na twoim miejscu nie robiłbym żadnych gwałtownych ruchów – wycedził olbrzym zimno. – I nie udawaj, że nie rozumiesz co do ciebie mówię. Jesteś na tyle inteligentny, by pojąć wagę tych słów.
Szaman zaklął głośno po khazarsku. Mablung chociaż jedynie trochę poznał język szamanów, zrozumiał porównanie do plugawego kundla.
- Jak na tak starego i dystyngowanego członka rady, odzywasz się niczym nieokrzesany młodzian, Reppo – skwitował to uzbrojony mężczyzna, ruszając po łuku. Doświadczony łowca nie spuszczał go z oczu. Wiedział, że przeciwnik po prostu chce mu odciąć drogę ucieczki w kierunku wioski. Istniało jednak wiele więcej ścieżek, niż ta po prostej linii.
- Długo mi bruździłeś – kontynuował agent. – Twoja podejrzliwość i chorobliwa nieufność prawie sprawiła, że moja misja się nie powiodła. Prawie. Na szczęście reszta rady była bardziej łatwowierna. Teraz jednak znowu stoisz między mną, a moim zadaniem. Na twoje nieszczęście posiadam już pozwolenie i możliwości by pozbyć się wszelkich przeszkód. Jakieś ostatnie słowa?
Pistolet uniósł się na wysokość wyprostowanego ramienia, mierząc prosto w serce dzikusa. Reppo uśmiechnął się paskudnie.
- Nie musisz blefować. Twoja nie strzelić. Twoja nie być głupia – odparł w łamanym wspólnym. – Strzał głośny, daleko lecieć. A wioska bliska być. Ludzie mnie szukać. Ty umierać potem na łóżko z gwoździa.
Mablung cały czas celował w uśmiechniętą twarz dzikusa, jakby jego słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. W końcu jednak schował broń do kabury na biodrze, wyszarpując natychmiast nóż z pasa na ramieniu.
- Masz całkowitą rację. To cię jednak wcale nie uchroni.
Olbrzym skoczył na przeciwnika, zmieniając chwyt na rękojeści. Wierzył w swoją szybkość oraz umiejętności bojowe. Myśl, że ma przed sobą jedynie staruszka osłabiła jego czujność. Reppo wydał z siebie zwierzęcy pomruk i wyszczerzył rosnące kły. Jego mięśnie momentalnie nabrały masy, a ciało pokryła grafitowa szczecina sierści. Nim agent zrozumiał swoją pomyłkę, szaman chwycił go w kleszczowy uścisk i cisnął w drzewo. Żołnierz obrócił się w locie szorując butami po podłożu. Pomimo wielu tygodni szkoleń, odpraw na temat wrogich szpiegów oraz ćwiczeń walki wręcz, nadal był zszokowany nagłą przemianą szamana, jego dzikim wyglądem oraz monstrualną siłą. Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Przeciwnik sadził już długie susy, chcąc wykorzystać jego niestabilną pozycję. Mablung przygotował się na uderzenie. Zasłonił twarz przedramieniem, w które zatopiły się stalowe szpony, a dłonią chwycił za skrawek plemiennych szat. Wyuczonym ruchem szarpnął się do tyłu, lądując na plecach i przerzucając przeciwnika nad sobą. Lykantrop zatoczył łuk w powietrzu lądując na ściółce. Lewy bok zapiekł bólem. Pod palcami poczuł ciepłą krew, której resztki spływały po ostrzu noża dzierżonego przez olbrzyma. Nawet nie dostrzegł kiedy obcy zadał cios. Reppo zmrużył oczy. Był zdystansowany jeżeli chodzi o szybkość. Obejrzał się ukradkiem w stronę wioski. Pozycja do ucieczki odpowiednia, ale...
- Zauważyłeś już? – odczytał jego myśli Agent, przybierając pozycję bojową. – Nawet gdybyś próbował, to nigdy mi nie uciekniesz.
Szaman ponownie zwrócił się w jego stronę. Uśmiech wypełzł na jego twarz. Dostrzegał wiele wad jego postawy, punkty z których mógł zaatakować, lub powalić przeciwnika. Gdyby chciał mógłby go nawet w tej chwili zmiażdżyć, gdyby nie różnica w szybkości. Trzeba było go jakoś zaskoczyć, dlatego czekał na sposobną okazję. Nie potrwało to długo.
Mablung najpierw poczuł pieczenie połączone z delikatnym mrowieniem rozchodzącym się po jego żyłach w okolicach rany. Następnie skóra momentalnie spuchła, a on utracił wszelkie połączenia z nanobotami w lewym ramieniu. Ręka opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Łowca zaatakował. Zaskoczony żołnierz w ostatniej chwili uniknął ciosu. Szpony wbiły się w korę drzewa, łamiąc potężny konar z trzaskiem. Agent próbował utrzymać dystans, ale szaman nie pozwalał mu nawet na odrobinę odpoczynku. Atakował z furią i siłą huraganu. Na polanie doszło do ironicznej sytuacji. Olbrzymi mężczyzna zręcznie unikał potężnych ciosów, pustoszących okoliczną florę, znacznie mniejszego oraz na pierwsze rzut oka słabszego przeciwnika. Adrenalina buzowała w ich organizmach zagłuszając podstawowe instynkty, nakazujące człowiekowi uciekać gdy doświadcza rzeczy nadprzyrodzonych. A takimi należało nazwać uderzenia łamiące co grubsze konary. Czy uniki przed atakami z tzw. blindspotów
Mimo że to Mablung był w defensywie i odniósł wyraźnie więcej ran, które niebezpiecznie puchły, to Reppo trzymał się gorzej. Był wyraźnie zmęczony i zziajany. Jego organizm nie wytrzymywał trudów walki, zwłaszcza że dość poważnie krwawił. Szaman chciał zakończyć pojedynek jak najszybciej ale przeciwnik, nie wiadomo celowo czy nie, mu na to nie pozwalał. Przeciąganie tej sytuacji wyraźnie nie sprzyjało staruszkowi. Nie mógł ponieść tutaj porażki. Od tego zależała przyszłość klanu. Pomógł go budować, a jego członkowie stali się dla niego niczym rodzina. To dlatego gotów był postawić swoje życie na szali. Wciągnął powoli w płuca powietrze lasu, w którym dorastał i polował. Skupił energie Chi, szybko szacując szanse powodzenia planu. W boku poczuł bolesne ukłucie, ale wiedział co go czeka. Oczy zapłonęły blaskiem w odpowiedzi na księżyc wychylający się zza chmur. Polana w jego zmysłach ożyła. Agent również dostrzegał to, chociaż na swój sposób. Nie widział piękna natury i nie potrafił go docenić tak jak Khazarczyk. A w tym momencie, las zaatakował razem z nim. Reppo ruszył do przodu robiąc raz większe raz mniejsze kroki. Gołe stopy natrafiały na idealnie równe połacie trawy. Wiatr zaszeleścił liśćmi, niczym widownia podczas walki oczekując ostatniego ciosu, gdy gladiatorzy po raz kolejny zwarli się w pojedynku. Agent musiał się cofać przed nawałą ciosów. Próbował bronić się sprawną dłonią, bezużyteczny sztylet już dawno wylądował w kaburze, ale było to ryzykowne. Dodatkowo zmartwiała ręka utrudniała mu zachowanie równowagi. Jemu natura nie sprzyjała. Odsuwając się od przeciwnika wielokrotnie potykał się, co również wpływało na jego obronę. W końcu jednak znalazł się tam, gdzie tego chciał szaman. Zgromadzona do tej pory energia została uwolniona wraz z rykiem, jakiego nie powstydziłby się władca tych lasów. Stalowe szpony o cal minęły twarz żołnierza, wbijając się w drzewo aż do rdzenia pnia. Olbrzym poczuł ulgę na myśl, że uniknął tak potężnego ciosu oraz zbliżającej się wiktorii. Przynajmniej do momentu, gdy nagły kleszczowy uścisk omal nie zmiażdżył mu grdyki. Druga dłoń nadspodziewanie szybko wyrwana z drzewa, przyszpiliła zdrową kończynę Agenta
- Wiedziałem, że Ty robić unik – wysyczał Reppo z trudem łapiąc oddech. Przybliżył twarz do krztuszącego się szpiega i spojrzał mu prosto w oczy – Ty być głupi i naiwny niczym szczenie... Bez matki, szczenie szybko ginąć... Od Ciebie najpierw zdobyć dane w nieprzyjemna sposobność...
Triumf jaki malował się na jego twarzy został nagle zastąpiony przez zdziwienie, a potem grymas bólu. Uścisk jego palców zelżał. Szaman powoli odsunął się od przeciwnika z grozą spoglądając w dół na rękojeść sztyletu wbitego w jego klatkę piersiową. Wielka dłoń niezgrabnie złapała za trzonek. Ułożenie kciuka wskazywało na to, że należała do lewej kończyny. Starzec nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- To Ty jesteś głupi... – odparł Mablung, gdy tylko przestał kaszleć. – Za bardzo zaufałeś swoim zmysłom, dzikusie, a te łatwo jest zmylić, nawet jeżeli nie robi się tego specjalnie. Znaj jednak mój gest, powtórzę pytanie jakie zadałem Ci na początku. Jakieś ostatnie życzenie?
Wojownik tylko splunął mu w twarz. Agent bez mrugnięcia okiem przekręcił ostrze i cisnął ciało na ziemię.
Poszukiwania szamana rozpoczęto zaraz po dokładnym sprawdzeniu terenu wioski. Zdziwiono się, gdy Reppo jeden ze starszych członków rady nie pojawił się na porannym święceniu darów Ziemi i oddawaniu hołdu duchom lasu. Posłany młodzieniec wrócił z informacją, że szanownego starszego nie ma w jego kwaterze i brakuje kilku jego rzeczy w tym broni. Szybko przeczesano wioskę oraz okoliczne tereny. Zdolni łowczy nie potrzebowali dużo czasu by trafić na pierwszy trop. Najpierw odkryto polanę, która wyglądała jak po przejściu tajfunu. Stamtąd krwawe ślady zaprowadziły grupę poszukiwawczą wprost do ciała szanownego Reppo, niespełna półgodziny drogi dalej. Szaman leżał u brzegu wolno płynącego staruszka.. Miał na sobie ślady kłów i pazurów. Wyglądało jakby po starciu z jakąś bestią wędrował przed siebie w amoku spowodowanym zmęczeniem oraz odniesionymi ranami. Jednak członkowie Aso Angkan należeli do jednych z najlepszych tropicieli na świecie. Wystarczył jedynie pobieżny rzut okiem by stwierdzić, że rany zostały sfabrykowane a mężczyzna posiadał również wiele ran zadanych ludzką ręką. Brakowało też jego broni. Kiedy grupa powróciła z rannym do wioski, dało się w niej wyczuć atmosferę napięcia. Wszyscy zdolni do utrzymania broni zostali postawieni w stan najwyższej gotowości. Odkryto jeszcze trzy ciała, całkiem świeże. Dwa należące do przypadkowych wartowników oraz jedno do medyka. Ostatniego znaleziono z rozoranym gardłem w namiocie obcego, który notabene zapodział się gdzieś. Połączenie faktów było już dziecinnie proste. Rany odniesione przez Reppo oraz pozostałych dwóch plemieńców wskazywały na profesjonalistę. Nie byle lepszego partyzanta. Zadziałał w momencie, w którym rozpoczęto poszukiwania Reppo. Wartownik i medyk po prostu napatoczyli się mu po drodze. Nie było sensu ruszać w pogoń. Przewaga była zbyt wielka, a starszyzna obawiała się osłabiania wioski o kolejnych łowców . Dopiero kilka dni później gdy Reppo odzyskał świadomość i opowiedział o pojedynku, starszyzna zrozumiała jaki popełniła błąd.
***
Zapach farby drukarskiej na gorących kartkach rozszedł się powoli po pomieszczeniu i wymieszał z dymem papierosowym. Agent jeszcze raz przejrzał zapisany dokument, sprawdzając czy nie pomylił faktów. Za oknem świat budził się do życia. Olbrzym założył kaburę z pistoletem i przykrył ją płaszczem. W ciągu paru godzin powinien przybyć jego kontakt, zapewniając bezpieczną ekstradycję poza kraj. Dane wywiadu wskazywały, że nie powinno być z tym kłopotów ale lepiej nie brać niczego za pewne. Miał sporo szczęścia. Łowcy nie ruszyli za nim w pogoń ale nie wiadomo czy nie powiadomili innych. Przez ostatnie kilka dni czuł się jak szczur w pułapce. Nie rozstawał się z bronią. Aktywował umiejętność właściwie co chwilę, co nie odbiło się dobrze na jego stanie zdrowia. Kropla krwi poplamiła jedną z kartek. Mężczyzna wytarł krew, która leciała mu z nosa i powrócił do rysowania mapy.
1. Akcja tej misji dzieje się zaraz po zakończeniu udziału projektu Mablung w operacji "Pustynna Burza" ( Tankyuu 5#). Pozwoli mi to zachować mniej więcej ciągłość rozwoju zamierzonej ścieżki postaci
2. Należy się też wyjaśnienie dlaczego Reppo tak szybko się męczy, pomimo posiadania przewagi w Witalności. Z opisu jego karty wynika, że stara się on szybko skończyć walkę. Wkłada on więc w każdy cios jak najwięcej sił żeby nie przeciągać pojedynku. Nie jest to jednak żadna specjalna umiejętność raczej naturalna ludzka reakcja. |
Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią |
|
|
|
Starke |
#2
|
Posty: 102 Wiek: 37 Dołączył: 07 Lut 2012 Skąd: Z przypadku
|
Napisano 12-02-2013, 01:56
|
|
Fabuła: bez zarzutu. Nic na plus, nic na minus.
Odwzorowanie postaci: poprawne. Umiejętna kompilacja danych z karty. Ani krztyny kreatywności, poziom zadania na maturze.
Słownictwo: niezłe.
Styl: zastanawiający. Perspektywa zdepersonalizowana vel depersonalizowana, w obu kręgach narracyjnych. Wrażenie ambiwalentne.
Stylistyka: nachalne nadużywanie imiesłowów przymiotnikowych czynnych. Niewiele na minus, imiesłów jako narzędzie depersonalizacji uzasadnione. Podejrzewane inspiracje: kiepskie tłumaczenia z języków antycznych.
Oczywiste błędy:
- ,,Jako jeniec udało mu się wniknąć do obozu" – poprawnie: ,,jako jeniec zdołał/jako jeńcowi udało mu się";
- ,,Przedstawiony przed Starszyzną plemienia, <zbędny przecinek> pozostawał głuchy na wszelkie próby komunikacji, burcząc od czasu do czasu zasłyszane na terenie Shah’en słowa <,,i" lub przecinek; uzasadnienie: dwa równoważniki zdań na tym samym poziomie obok siebie> pozorując nieznajomość mowy wspólnej.";
- ,,Jedyne miejsca do których nie został dopuszczony to namioty rady, <bez przecinka; uzasadnienie: ,,oraz" łączące dwa równorzędne człony zdania> oraz plac otoczony ostrokołem, miejsce ćwiczeń przyszłych łowców.";
- ,,Rada spotykała się co wieczór, prawdopodobnie omawiając plany natury strategicznej. Kilkakrotnie zapraszano na nie <na co? na plany?> również łowczych z innych plemion albo doświadczonych szamanów, w tym wskazywanego jako niezwykle niebezpiecznego wojownika Coyote Blackbone.";
- ,,Kiedy wszystkie rany agenta zostały uleczone, otrzymał on z powrotem rzeczy znalezione przy nim <przecinek; uzasadnienie: zdanie podrzędne po głównym; podobne przykłady analogicznie> w tym jego nóż wojskowy.";
- ,,Ta misja miała być testem mającym na celu określenie przyszłej roli Agenta w strukturach Sanbetsu." – powtórzenie;
- ,,W lesie było mnóstwo istot, które mogłyby to spowodować, ale ta była większa od jakiejś wiewiórki" – ,,jakiejś tam" lub bez ,,jakiejś";
- ,,Wielokrotnie próbował przekonać radę, że powinno się go pozbyć przy pierwszej lepszej okazji i w ogóle nie pozwalać na pozostanie w wiosce." - ,,powinna" lub ,,należało";
- ,,Jesteś na tyle inteligentny, by pojąć wagę tych słów." – na tyle...by; inaczej: jesteś wystarczająco inteligentny, by... (przykład);
- ,,Mablung <brak przecinka; uzasadnienie: zdanie wtrącone zamyka się przecinkami, na początku i na końcu> chociaż jedynie trochę poznał język szamanów, zrozumiał porównanie do plugawego kundla.";
- ,,Szaman chciał zakończyć pojedynek jak najszybciej <brak przecinka> ale przeciwnik, nie wiadomo <brak przecinka/myślnika> celowo czy nie, mu na to nie pozwalał.";
Podsumowanie: styl zastanawia. Fabuła pozostaje obojętna. Interpunkcja leży i płacze.
Wpis, mimo wszystko, ciekawi.
Ocena: 6,5. |
World on fire with a smoking sun,
Stops everything and everyone,
Brace yourself for all will pay,
Help is on the way! |
|
|
|
^Genkaku |
#3
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 16-02-2013, 19:27
|
|
Cytat: | Szaman leżał u brzegu wolno płynącego staruszka.. |
Tak jak zauważył już przedmówca, dobrze idzie ci przekładanie mechaniki z kart na opowiadanie. Zaliczam to na duży plus. Ogólnie dało się wyłapać literówki. Podobnie jak ja, masz kłopoty z przecinkami. Pojawia się też kilka głupich błędów jak ten zacytowany.
Bardzo fajny pomysł z tym "raportem" na początku. Sam myślałem kiedyś o czymś takim
Styl jest faktycznie dość oryginalny. Nie czytało mi się super przyjemnie, ale też nie było źle.
Sama walka opisana zgrabnie i fajnie. Nie dało się tu raczej wymyślić nic oryginalnego. Otoczka fabularna też na plus.
Ogólnie podobało mi się i z czystym sumieniem mogę wystawić 6,5 |
|
|
|
*Lorgan |
#4
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 28-02-2013, 23:26
|
|
mablung – Fabuła w porządku, walka ciekawa, warsztat nie najgorszy, a jednak coś zawiodło.
FAQ napisał/a: | Jakie języki istnieją w świecie Tenchi?
Generalnie, wszystkie narody posługują się jednym językiem, który w zapisie i brzmieniu wzorowany jest na japońskim. Istnieją jednak setki dialektów i pięć języków tzw. martwych, których przestano używać przed rokiem zerowym: despero (łacina/włoski/hiszpański) - wywodzący się z Pustyni Rozpaczy, obecnie najczęściej stosowany w modlitwach do Lumena; öbo (szwedzki/niemiecki) - dawniej mowa wyspiarzy z północnego zachodu, obecnie niekiedy używana w Kotii; nish (angielski) - niegdyś rzadko spotykana mowa barbarzyńców z północno-zachodniego kontynentu, obecnie najczęściej stosowany język nazewniczy; soleil (francuski) - mowa pierwszych cywilizacji południowo-zachodniego kontynentu, obecnie czasem włączana do języka mody i arystokracji; wika (filipiński) - język modlitw Voodoo i plemion południowo-wschodniego kontynentu. |
Reppo nie powinien wysławiać się jak Kali, ponieważ mowa Khazaru i Sanbetsu różni się tylko drobiazgami. Z drugiej strony, w przyjemny sposób wyłożyłeś jego psychologię i nie skusiłeś się na jednostronną walkę... Cóż, ostateczna nota, pomimo dość lakonicznego uzasadnienia, powinna okazać się dla Ciebie zadowalająca
Ocena: 7/10
______________________________________________________________
Oddaję swój głos na mablunga. |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
*Lorgan |
#5
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 14
|