Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


Kapitanie osiągamy dno...
 Rozpoczęty przez »Matheo, 14-05-2011, 11:37

10 odpowiedzi w tym temacie
»Matheo   #1 
Rycerz


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 169
Wiek: 34
Dołączył: 11 Paź 2010
Skąd: Szczecin
Cytuj
Rozważania frustrata czas zacząć. Od 7 lat słucham muzyk, która mi się podoba i mam w dupie trendy wytaczane przez massmedia. Oczywiście uważam, że moja "muzyka" to najlepszy wybór. Nie mniej zmierzając do sedna. Jak to jest, że ludzie pokroju Bob Marley, Curt Cobain, Michael Jackson, Jimego Hendrixa są postrzegani jako osoby bez talentu, a takie nieudolne twory jak jastina Bóbr (biever), kamil bednarek, jonas brothers czy ostatni "hit" rebecca black jako przyszłe wielkie gwiazdy. Rzecz jasna tego gówna słuchają ludzie młodzi ... młodsi tylko, że jak ja pamiętam swoje czasy przełomu 12-16 lat to dzieliśmy się na takich co słuchają rycha peji (w tym niestety byłem ja) i ludzi którzy słuchali metalu, rocka... jakieś wyjątki sikały po majtkach na widok wiśniewskiego z ich troje. Zmierzam do tego, że kilka lat temu też były śmieci typu us 5 (tak to się zwało) rasowy boysband wymuskanych chłopców, czy tokio hotel (?) gdzie wokalista wyglądał jak kobieta (w obecnych tworach to juz chyba standard).Tymczasem kobieta (już dorosła , a nie zasmarkana bez cycków) pokazywana jest w klipach jako największa zdzira machająca cyckami w górę i w dół ekranu. Nie wiem jak resztę, ale ja mimo że jestem facetem zwyczajnie mnie razi taki brak szacunku "do samej siebie" nie przeczę, że fajnie jest popatrzeć na kręcący się tyłek.... ale to przekracza już jakieś granice. Pamiętam, że wiele lat temu Christina Aguilera nagrała klip Dirty, który spotkał się z ogromną krytyką świata muzycznego. Tymczasem patrząc na to co jest teraz to ta pani nagrała poważny stonowany klip. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te całe smietnisko kulturowe gagi, rihany,bibery,blacki, jonasy, bednarki gosie andrzejewicz czy dody trafiają bardziej do ludzi niż no nie wiem Rysiek Ridle, Jacek Kaczmarski, Kazik, Grabarz czy Łona... wymieniam tylko kilku ludzi, którzy naprawdę zasługują na szacunek bo takich jest wielu. Zwyczajnie boli mnie, że młodsze pokolenia cofają się kulturalnie.

Ps.

Zostałem rozbawiony kiedyś stojąc na przystanku gdy jakiś łepek 13-14 ;at gadał z kolegami i padło zdanie którego do końca życia chyba nie zapomnę " ten bednarek to zna się na reggae nie to co ten przereklamowany Bob Marley"

Podsumowując co sądzicie o nowych pseudo gwiazdkach, jak postrzegacie to co się dzieje i jak wpływają mass media.
   
Profil PW Email
 
 
»mablung   #2 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 117
Wiek: 33
Dołączył: 05 Paź 2010
Skąd: Warszawa
Cytuj
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te całe smietnisko kulturowe gagi, rihany,bibery,blacki, jonasy, bednarki gosie andrzejewicz czy dody trafiają bardziej do ludzi niż no nie wiem Rysiek Ridle, Jacek Kaczmarski, Kazik, Grabarz czy Łona

Akurat na to odpowiedź jest prosta. Większość ludzi jest zbyt głupia/leniwa/głucha na mądrości ( niepotrzebne skreślić), że po prostu nie rozumie przesłania takich ludzi, dla których mądry tekst znaczy więcej niż modna muzyka.
Sam kiedyś nie zwracałem zbytniej uwagi na słowa tylko na muzykę ( chyba z racji wychowania tanecznego) ale zawsze szanowałem osoby pokroju Marley'a czy Cobain'a chociaż tak do mnie nie trafiały. Teraz zmieniłem światopogląd na temat muzyki ( dorosłem) i zrozumiałem jaki robiłem błąd.

Ale co tu dużo mówić. Kulturalnie spadamy na samo dno. Filmy potem muzyka boje się kiedy dojdzie do książek ;/


Pochylamy się przed inteligencją
Klękamy zaś przed dobrocią
   
Profil PW Email
 
 
»Naoko   #3 
Zealota


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 594
Wiek: 33
Dołączyła: 08 Cze 2009
Skąd: z piekła rodem
Cytuj
mablung napisał/a:
Filmy potem muzyka boje się kiedy dojdzie do książek


Do książek już dawno dotarł tzw. kicz. Wystarczy przejść się po jakiejkolwiek księgarni, a zobaczysz coś takiego: Tylko martwi, Półmartwi, Zgniły ogórek, Kochamy wszystkie pseudo związki między ludźmi i tymi, co gniją...

Koleżanka poleciła mi książkę. Była okropna. Już moja siostra cioteczna (totalnie pozbawiona kunsztu literackiego i zmysłu graficznego) "pisała" lepsze wiersze... A książka była z serii o jakiś Zauroczonych czy Zasyfionych... Jeden grzyb...

Kto słyszał o "Naszej Klasie" Słobodzianka? Albo "Dziennik złodzieja" Geneta? Stasiuk. Gombrowicz. Tuwim. Do jasnej ciasnej - nawet Szymborska (nie chcę kwestionować jej talentu, po prostu jej nie lubię)! A kto jest teraz bogiem literatury? Meyer i jakieś jej fanki, które zaraz później napisały książki, zapłaciły kilka tysięcy i wydały.

O zgrozo. W Polsce już też możesz wydać książkę, jeżeli masz kilka tysięcy na zbyciu. Pod jakimkolwiek wydawnictwem.


Za lekceważenie prawdziwej urody, tej nieopisanej przez zwykłe zwierciadło
Zgromieni przez lepszą, aż łzy z gniewu trwonią
W sedno trafiło stare porzekadło
Mądrość, nie seksapil jest straszliwszą bronią.
   
Profil PW WWW
 
 
»Ayami   #4 
Szaman


Poziom: Keihai
Posty: 18
Wiek: 35
Dołączyła: 30 Gru 2010
Skąd: Warszawa
Cytuj
Są pisarze i są pismaki, są dzieła literackie i są czytadła. Taki stan rzeczy wcale nie jest niczym nowym, te dwa obozy współistniały od zawsze. Łatwo krytykować (ja sama jestem zapalonym krytykiem), warto jednak zastanowić się, dlaczego dziś liczby przemawiają raczej na rzecz tej drugiej grupy. Wydaje się, że jest to prosta konsekwencja rozwoju mass mediów, dostępu szerokich mas do kultury, a tego już nie chcemy oceniać w tak jednoznacznie negatywny sposób. Dodajmy do tego dla mnie oczywisty fakt, który jednak wygłoszę z dużą dozą nieśmiałości (bo aż tak zarozumiała nie jestem), że większość ludzi posiada raczej kiepski gust. W XVIII wieku francuskie damy z wyższych sfer czytały tanie romanse, z czego naśmiewa się w swoich dziełach Flaubert. Nie jest żadnym przekleństwem współczesności, że olbrzymią popularnością cieszyły się w ostatnich latach Harlequiny, a obecnie święci triumfy "Zmierzch".
Może to, co napiszę, zabrzmi skrajnie pesymistycznie, ale nie wydaje się, żeby cokolwiek miało się (czy nawet mogło się) zmienić. Jest źle i będzie jeszcze gorzej -dla mnie nie ma to jednak aż tak dramatycznego wymiaru. Dopóki są środowiska, w których można podyskutować o "Braciach Karamazow" albo "Ulissesie", nie interesuje mnie to, co "się czyta".
Najbardziej w tym wszystkim martwi mnie jednak znana prawda, którą wielokrotnie podkreślał Stanisław Lem: łatwiej znaleźć dobre dzieło wśród dziesięciu niż wśród tysiąca, a niestety publikuje się coraz więcej i coraz trudniej jest odnaleźć się w księgarni. Zdecydowanie odsiew ziarna od plew staje się coraz trudniejszy.


°
Ostatnio zmieniony przez Ayami 23-05-2011, 16:42, w całości zmieniany 1 raz  
   
Profil PW Email WWW
 
 
^Pit   #5 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567
Wiek: 34
Dołączył: 12 Gru 2008
Cytuj
Pociągnę wątek książek.

Oj tak, chłamu jest sporo. Mówi się, że czytamy mniej książek a tych przybywa... więc jednak ktoś pisze. Tylko właśnie to słabsze czytanie powoduje, że często powstają źle napisane produkcje. Ze zgrozą patrzę, jak dotyka to tych najlepszych. Z całym szacunkiem dla M. Zambocha, ale kiedy próbował wyjaśnić w "Wylęgarni" jak bohaterowie dostali swoje nadnaturalne moce, poległem. Takiego bełkotu nie czytałem dawno. O dziwo cała reszta była znośna.
Staram się czytać to co jest obecnie dosyć popularne, ale nie w sensie "najpopularniejsze" tylko "sprawdzone". Może dlatego nie znam tylu marnych pozycji książkowych, co poprzedniczki. Trzymam się właśnie Zambocha, Pilipiuka, czasem zobaczę Kołodziejczaka, ostatnio czytam Crichtona w oryginale ("Pod piracką Banderą" jest świetne. Muszę znaleźć Polską wersję). Dlatego mam jednak wrażenie, że jeszcze da się wybrnąć z wiru kiczu i bełkotu, a saga "zmierzch" w końcu przestanie nas straszyć na półkach. Płonne nadzieje...

Muzyka? Cofnąłem się do lat 80 i 90 (z przewagą tego pierwszego) i odkrywam muzykę elektroniczną. Nie bezmyślne "łupu cupu bejbe bejbe łupu cupu low mi". Kiedyś to miało duszę i nie opierało się na rytmie prostej wyliczanki. Bo jeśli posłuchamy większości nowych kawałków to spora część z nich mogła by mieć spokojnie tekst "ene due rike fake połknął bocian żabę" (albo "żaaabęęęęę" przedłużone i potraktowane vocalizerem) zapętlone do nieskończoności.
Pop-chłam, jaki jest dzisiaj robiony masowo nie nadaje się już do słuchania. A takie gwiazdki jak Gaga osiągają sukces bo kopiują rzeczy sprzed lat 20. Nie wiem co luzie widzą w Biberze, którego samozadufanie widać doskonale w teledyskach. A co gorsza - coraz więcej sław chce z nim robić teledyski, czy ostatnio filmy (Mark Walberg!). Parę rozmówczyń z ktorymi wymieniłem poglądy nie widzą w młodym justinie nic złego. "Jakie on ma wspaniałe teledyski, jaki on słodki" - to samo przy zmierzchu "oj ta Bella, oj ten Patterson". Dorosłe kobiety. Okej, każdy lubi co lubi. Ale nie każcie mi się nawracać, bo to jest dla mnie niepojęte.

Wreszcie, filmy - nastawione na efekty, bezkształtne masy, zbitki fabuły, pełne niedorzeczności. Skyline miało być olśniewające, bo "mamy tych od efektów z Avatara" (czy skądś tam). Wyszło średnio, ale panoramiczne kadry wyszły, zaiste, wspaniale. I tylko te :D Triumfy święcą też kolejne części pseudohorrorów, pokroju Piła, Pirania (często z dopiskiem 3D). No i sequele kasowych produkcji. Ileż można kręcić "Szybkich i Wściekłych"? Po co robić "Zmierzch tytanów 2", jak to nie powinno mieć nawet logicznego ciągu? A Durne komedie amerykańskie? Tego nigdy dość (niby). To samo w Polce - "och karol", "och karol 2", blondynki, testosteron, lejdis, gentlemen, niedługo zaczniemy nazywać filmy nie wiem: "Wagina 2". Byle szybciej, byle głośniej, byle był Karolak, Ste/ęka, Adamczyk. Nic z charyzmy i gry aktorskiej. Przez dwie godziny słabe żarty i pitolenie o sprawach damsko/męskich na zasadzie "dobra dupa dobra, do seksu się po 40 nadaje".
I dzisiejsza plaga - co pół roku obowiązkowo jakiś nowy film ze stajni Drimłorks. Rozmienili się na drobne - Gnomea, Zakochane Wilczki. Nic już nie zostało z pierwszego Shreka - urwali kurze złote jajo (Siara)...

W zasadzie można by tak pisać, pisać, wymieniać dalej. Niemniej przesłanie jest jasne - są rzeczy dobre, ale giną w zalewie chłamu, kiczu sztampy, biberów, trzyde, miałkich pisarzy. I trzeb a z tego łuskać, łuskać i zachować trzeźwy umysł. Gaga już się kończy. Miała swoje 5 minut. Teraz zobaczymy kiedy Justina wyprze coś innego. Zmierzch też już jest na finiszu, ale tu książka tak łatwo nie padnie, bo pewnie ktoś napisze sagę np. o córce Belli i Edzia.
Dlatego włączmy sobie Boba Marleya, poczytajmy jakieś dobre stare fantasy, wrzućmy filmową klasykę i czekajmy na lepsze czasy.
   
Profil PW Email
 
 
»Rooster   #6 
Agent


Poziom: Wakamusha
Stopień: Gunjin
Posty: 52
Wiek: 35
Dołączył: 19 Wrz 2010
Skąd: inąd
Cytuj
Pit napisał/a:
Dlatego włączmy sobie Boba Marleya, poczytajmy jakieś dobre stare fantasy, wrzućmy filmową klasykę i czekajmy na lepsze czasy.


Błąd, błąd i jeszcze raz błąd. Bierność i czekanie, aż coś się samo naprawi, nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie od dziś wiadomo, że światem rządzi pieniądz, popyt napędza podaż i "najlepsze jest to co się sprzeda, chu*owe to co sprzedać się nie da". Nie bez kozery używa się przecież takich terminów jak "przemysł muzyczny" czy "przemysł filmowy". Rolę mecenasów sztuki przejęli przedsiębiorcy, których podstawowym celem jest zarobek, więc serwują nam to, za co będziemy chcieli im zapłacić. Ponieważ, jak stwierdziła Ayami, większość ludzi ceni sobie chłam, dostajemy tego chłamu coraz więcej, toteż "czekanie na lepsze czasy" jest po prostu nielogiczne. Jedyną nadzieją jest przeciwdziałanie. Promocja oryginalności. Propagowanie odpowiednich wzorców. Edukacja i reedukacja. Żeby zmienić rynek, trzeba zmienić odbiorcę.

Warto też zwrócić uwagę, że to materialistyczne podejście nie jest domeną tylko wydawców książek czy producentów filmowych, ale udziela się ono również samym twórcom. Weźmy choćby wspomnianego Pilipiuka, który pisze kilka wielotomowych serii jednocześnie, eksploatując sprawdzone pomysły do ostatniego grosika, czy też Piekara, zapętlony w Inkwizytora bardziej niż Lucas w SW. To samo tyczy się muzyków, co roku jednoczących się na "ostatni koncert w karierze", i filmowców z ich niekończącymi się sequelami. Nie ma się co dziwić, że wychodzą z tego odgrzewane kotlety.


"Nobody calls me a chicken!"
----------------------------------
Here they come to snuff the Rooster.
You know he ain't gonna die!
   
Profil PW Email
 
 
»Shiro Kumori   #7 
Agent


Poziom: Keihai
Posty: 58
Wiek: 33
Dołączył: 17 Sty 2010
Skąd: Kielce
Cytuj
Najgorsze jest to, że właśnie antyfani rozkręcają te gwiazdeczki pokroju Biebera. Rozumiem, że komuś nie podoba się konkretna muzyka, ale rzucanie butelkami, czy wyklinanie w komentarzach na YT nic nie zmieni, a tylko zrobi z niego 'męczennika' dla nastolatek, które chcą być inne bo słuchają kogoś, kogo nikt nienawidzi (jak w ogóle można czuć szczerą nienawiść do jakiegoś chłoptasia z USA, którego się zna tylko z kilku piosenek?).

Ja jestem zdania, że dobra muzyka jest cały czas tworzona, tyle, że nie jest popularyzowana, bo ogół społeczeństwa głupieje i muzyki potrzebuje tylko, jako podkładu do pracy (byle tylko coś grało i nie rzucało się w uszy). Póki są ludzie słuchający dobrych kapel, póty, będą one tworzyć, gorzej, jeżeli właśnie zaczynają grać pod publikę.

Co do filmów, to niewiele ich oglądam, a jeżeli już, to raczej starsze sprawdzone pozycję. Nie wiem, czy to z powodu wady wzroku, ale, albo całe to 3D u mnie mnie działa, albo jest mocno przereklamowane. Oglądałem Avatara i szczerze powiedziawszy, nie zobaczyłem z nim nic nadzwyczajnego, napakowany efektami, prosty filmik.

Z książkami ostatnio u mnie słabo, ale czytam tylko te, które mi ktoś poleci, więc nie wypowiem się o tych najpopularniejszych. Obecnie poluje na Pratchett'a, ale w bibliotece jest wiecznie wypożyczona, chyba na razie zapoznam się z Lovecraftem. Niedawno czytałem 'Siewcę Burzy' Lloyda i mi się spodobała (szczególnie końcówka), Palahniuk, też daje radę.
   
Profil PW Email
 
 
Starke   #8 


Posty: 102
Wiek: 37
Dołączył: 07 Lut 2012
Skąd: Z przypadku
Cytuj
Trochę bawi mnie takie patrzenie z góry na ,,kolejne pokolenia", a jeszcze bardziej krytyczna ocena obecnej sytuacji. Ot, kolejna reinkarnacja mitu złotego wieku i nic więcej.

Nie bardzo na przykład rozumiem, dlaczego miałbym się zachwycać np. Jackiem Kaczmarskim. Jego solowe projektu oceniam jako cokolwiek średnie, w odróżnieniu od majstersztyków, jakimi były wielkie projekty zrealizowane z Gintrowskim i Łapińskim. Sęk w tym, że zrozumienie o co w nich chodzi wymaga dwóch rzeczy: wiedzy historyczno-kulturowej i doświadczenia PRLu. O ile to pierwsze jest do zrealizowania, o tyle tego drugiego przeskoczyć się nie da. Stąd Kaczmarski i koledzy się zwyczajnie zdezaktualizowali. Bo wbrew temu, w co chcieliby wierzyć piewcy ,,starych dobrych czasów", to nie są kompozycje ponadczasowe vel uniwersalne.

Kazik jest co najwyżej ciekawy, ale nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy robić z niego jakąś ikonę. Łona to, z całym szacunkiem, dzieciak – żadna klasyka (by się nią stać, trzeba się najpierw zestarzeć, a Zieliński jest ledwie 5 lat starszy ode mnie; nagrywać zaczął już po śmierci Magika, co jest dla polskiego hh datą graniczną).

Jednocześnie mamy i mieliśmy takie projekty jak Tworzywo Sztuczne czy Projektor Mirash. Zresztą, mnie trochę trudno komentować historię hh, bo doświadczałem jej w stanie stawania się. Dla Matheo Rysiek Peja to jakiś tam ulubieniec tłumów, dla mnie to ktoś więcej, bo mieszkałem kilka ulic od niego i słuchałem jego pierwszych kawałków na beznadziejnie nagranych kasetach. Ta muzyka była prosta, tak jak NAS (którzy zresztą nawet nie ukrywają, że nigdy nie umieli porządnie rapować), ale miała w sobie ogień. I nadal ma, choć może to nieco razić tzw. ,,wyrobioną publikę" (szkoda tylko, że wyrobiona publika zatrzymuje się na ambitnym hh, nie idąc dalej).

Ciekawe rzeczy robią też aktualne, tvnowskie gwiazdy, którymi stały się już po zdobyciu solidnej pozycji – pani Okupnik i Czesiu. Do tego Patrycja Markowska aka Pati Yang, lepiej znana za granicą niż w Polsce. A płyta Maleńczuka z pieśniami Wysockiego to prawdziwy majstersztyk.
Idąc w nieco cięższa stronę: Sweet Noise czy My Riot. To pierwsze to może bardziej historia lat 90, ale i w XXI wieku utrzymali spore zainteresowanie. Z kolei My Riot to już historia XXI wieku i cieszy się sporą popularnością – jak na tę niszę, oczywiście.

Kontynuując: również Vader, Behemoth czy Acid Drinkers nie odpuszczają, a po raz pierwszy mają szerszy dostęp do mediów, także jest nawet lepiej niż było u ich początków.

By zakończyć kwestię polskiej sceny muzycznej: nie rozumiem, dlaczego miałbym nie lubić Bednarka. Bo nie jest ultra-super-cool-alternatywny? Bo brak mu oryginalności? Chłopak jest młody i nie wiadomo, dokąd zajdzie, ale jedno da się o nim powiedzieć już teraz – zna się na swojej robocie. Ma dobry głos i dobre wyczucie sceniczne; mam karać go za to, że nie jest (notabene: rzeczywiście przereklamowanym) Marleyem?

Faktem jest natomiast, że Polska to już tradycyjnie muzyczna prowincja. A w świecie dzieją się rzeczy ciekawe. Od dłuższego czasu swój renesans przeżywa muzyka bałkańska, od greckich bouzuki po serbski turbo-folk (do tej chyba pory rządzi w londyńskich klubach, a to Londyn jest światową stolicą muzyki). Jednocześnie ciekawe rzeczy wychodzą z szeroko pojętej muzyki elektronicznej, poprzez ciągnięcie klimatów ambientowych i inspirowany Wschodem 'neo-trance' do dubstepu (np. bodajże najpopularniejszy Skrillex). Wchodzą artyści z zupełnie innej półki, których istnienie w masowej świadomości było wcześniej nie do pomyślenia, jak Drug Designer czy Zomby.

Nie widzę też jakiegoś regresu w cięższej gitarze, choć nie interesują się nią na tyle, by sypnąć jak z rękawa przykładami. Dodam więc tylko złośliwie, że dla mnie całą, przereklamowaną Nirvanę (jej kultyści mogą tego nie wiedzieć, ale w latach 90 fanów Nirvany ,,wyrobieni słuchacze" traktowali tak, jak dzisiaj Bednarka; nie bez racji jest zresztą stwierdzenie, że samobójstwo Cubaina było najlepszym chwytem marketingowym tego zespołu) przebija ostatni album formacji jego żony, 'Hole', z kapitalnym 'Nobody's daughter'. Można też wspomnieć o takich zjawiskach z zachodniej granicy, jak wciąż tworząca ,,Lacrimosa" czy ,,Unheilig".

Ba, nawet klasyka, jazz i blues mają się nieźle, jeśli wspomnieć niedawny projekt Claptona i Marsalisa czy poprzedzające go fantastyczne dzieło sztuki, jakim jest album 'B.B. King & Friends: 80'. Słyszałem też całkiem przyjemne adaptacje pieśni Hugo Wolffa. We ,,wspaniałych" latach 90 nikt mi nie powiedział, że taki pan kiedyś był i komponował...

I tak można się bawić w nieskończoność. Nie jest fanem facebooków, myspace'ów i innych tego typu wynalazków, ale wyświadczyły one bezcenną przysługę muzyce jako takiej. Nazwanie dzisiejszego Internetu ,,imperium dźwięku" to żadna przesada.
Gdyby nikt tego nie słuchał, po prostu by tego nie było, także chyba jednak nie jest tak źle.

Nie można zakładać, że 100% ludzi będzie kochało muzykę. Dla większości jest to po prostu coś, co uzupełnia scenografię, przygrywa do kotleta (notabene: 'Eine kleine Nachtmusik' zostało skomponowane dokładnie w tym samym celu, a to przecież – och-ach! – Mozart...) czy pozwala poskakać sobie na parkiecie. Dla tej grupy jest z grubsza nieistotne czy w radiu leci Grechuta, czy Andrzejewska.

A inni będą szukać na własną rękę i arbitralne ocenianie ich gustu budzi we mnie lekki niesmak. Jeśli już ktoś ma to robić, niech to będzie krytyk muzyczny, najlepiej z solidnym wykształceniem (rzadkość w tym kraju), osoba zajmując się muzyką zawodowo.
Inni niech sobie dadzą spokój. Ot, sytuacja z życia: moja dobra znajoma, absolwentka szkoły muzycznej, przez jakąś godzinę perorowała na temat zeszmacenia współczesnej muzyki i słuchacza, po czym, na tym samym wdechu, zapodała mi swoje ulubione kawałki z muzyki chóralnej, której jest fanem. Ja chórki co najwyżej lubię, muzycznego wykształcenia nie mam. Mimo to byłem w stanie zauważyć, że pośród chórków jakoś tak zabrakło bardziej złożonych kompozycji polichóralnych (tak to się chyba wabi), orkiestry zdecydowanie ustępowały berlińskiej czy z San Francisco. Za to, zdumiewające, dominowały utworki jutjubowe, w większości z przeróżnych gier lub filmów. Nie, żebym miał coś przeciw, ale takie przemawianie z wysoka tylko po to, by zaatakować z niska utwierdziła mnie tylko w przeświadczeniu, że koleżance tak jakby brakło autorytetu na tak autorytatywne wypowiedzi ;)

Także, więcej pokory i optymizmu. Nie jest źle, wystarczy nieco opuścić czółko i rozejrzeć się dookoła. Warto.
Pzdr.

PS. Nie wiem jak w książce, bo nie mam ostatnio zbyt wiele czasu na czytanie, ale w filmie sytuacja jest całkiem podobna. Polskie kino, upadłe po PRLu, ostatnio się odrodziło, czego dowodem ,,Bezsenność", ,,Sala Samobójców" czy niektóre filmy Koterskiego. Z powyższych chyba tylko ta pierwsza produkcja przeszła bez większego odzewu. W światowym kinie też chyba nie jest tak źle – ot, świeżutcy ' Les Intouchables' (Nietykalni) przykładem.


World on fire with a smoking sun,
Stops everything and everyone,
Brace yourself for all will pay,
Help is on the way!
   
Profil PW Email
 
 
Nakamura Keisuk   #9 


Posty: 1
Wiek: 31
Dołączył: 19 Cze 2012
Skąd: Piła
Cytuj
Ja słucham J-Rocka, ale doceniam Michaela Jacksona, Boba Marleya,Queen - za ich kunszt ;-)
   
Profil PW
 
 
^Coyote   #10 
Komandor


Poziom: Genshu
Stopień: Shinobi Bushou
Posty: 669
Wiek: 34
Dołączył: 30 Mar 2009
Skąd: Kraków
Cytuj
No właśnie to jest trafne spostrzeżenie.. Nie trzeba nałogowo słuchać zespołu, żeby doceniać jego kunszt. Jest wiele zespołów ,które może i kiedyś były super ale albo ich przesłanie się przedawniło albo świat i styl tak się zmieniły, że do niczego już nie pasują. Owszem jest wielu pasjonatów Beatlesów ale ta muzyka nie porusza już tłumów. Ja Marleya na przykład w ogóle nie słucham i nie podoba mi się jego muzyka (za spokojna jest :P ) ale wiem, że to wielki muzyk, który odmienił oblicze reggae i dzięki temu mamy np. takiego Grubsona (polecam :P ).


"No somos tan malos como se dice..."
"Nie jesteśmy tacy źli jak się o nas mówi..."
   
Profil PW Email WWW
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0.06 sekundy. Zapytań do SQL: 13