Dziewczyna w luźnym białym płaszczu narzuciła sobie kaptur na głowę i śmiało przemknęła ciemną uliczką. Walizka niesiona w jednej ręce obijała się czasem o kolana, a czasem o ziemię. Niski wzrost pieszego kuriera na pewno nie pomagał przy tego typu pracy. W końcu udało się dotrzeć na miejsce, do małego obskórnego lokalu, w którym zapite towarzystwo grało w karty na stołach ginących w dymie papierosowym. Żeby się odezwać trzeba było najpierw wciągnąć te śmiercionośne opary. Nos agentki stawiał dzielny opór, ale musiał się w końcu poddać.
- Klugenhauer, przyszłam dokonać wymiany – powiedziała Shiro kładąc walizkę na kontuarze. Barman uniósł brwi, jakby nie zrozumiał zdania, ale bez słowa wystawił na górę podobny pakunek i skinął głową.
- A teraz grzecznie się zmyj. Chcemy pooglądać z panami zawartość – rzekł z flegmą i pokazał drzwi palcem wskazującym. Biało odziana dziewczyna wyszła z mordowni, zostawiając za sobą małą niespodziankę. Po chwili komunikator dał znać o nowo nawiązanym połączeniu.
- Słucham?
- Wrzuć towar do skr...
Dalszą część zdania zagłuszyła głośna ekzplozja, która rozerwała na strzępy odwiedzoną niedawno budę.
- Co mówiłeś? Zdaje się, że nie dosłyszałam.
- Zostaw walizę w skrytce na dworcu. Znasz numer.
- Mhm.
- Co powiesz na kolejną robótkę, od zaraz?
- Wyślij na komunikator. Pa.
***
Telefon Nicholasa przerwał codzienną monotonię, utrzymującą się od ponad tygodnia.
- Sebastianie, mówi Misericordius.
- Tak, wiem. W czym mogę pomóc? - zapytał chłodno zealota, pomimo że głos w słuchawce należał do jego najlepszego przyjaciela.
- Wysyłam cię na krótki wypoczynek.
- Daruj, ale nie interesują mnie wakacje. Całkiem niedawno odwiedziłem Glitzerdorf i myślę, że mi wystarczy.
- Problem w tym, że nie możesz odmówić. Jest osoba, którą musimy przywieźć z powrotem na kontynent. Obiecałem, że wyślę akurat ciebie. Szczerze mówiąc przyda ci się odpoczynek od tej całej pogoni za nadludźmi i kultystami Khazaru.
- ...szamanami psa.
- Właśnie. Pakuj się, bilet czeka na dole u stróża.
- Zrozumiałem. Przewidujesz jakieś trudności?
- Nie – uciął krótko Nicholas.
- Szkoda. Chociaż i tak wszystko będzie lepsze niż kolejna tygodniowa wegetacja.
***
Statek pasażerski sunął spokojnie przez ocean. Od wypłynięcia dwanaście godzin temu nie zdarzyło się nic co zburzyłoby monotonię, którą odczuwał Sebastian. Widok wody uciekającej spod kadłuba przyprawiał o mdłości i nie chodziło tu o chorobę morską, a o jednostajność tego zjawiska. Stała prędkość trzydziestu jeden węzłów obiecywała dotarcie na ląd za niecałe sześć dni. To wieczność. Niestety inne formy podróży były wykluczone. Jakaś katastrofa lotnicza zadecydowała o zamknięciu przestrzeni powietrznej przy granicy z Khazarem i Nag. Coltis dopiero w portierni hoteliku, w którym pomieszkiwał przed przymusowym „urlopem”, zorientował się, że Nicholas zostawił mu bilet na podróż statkiem pasażerskim, a nie szybkim, wygodnym samolotem jak zazwyczaj. Stanie przy barierce zaczynało już się nudzić i zealota ruszył w końcu w kierunku swojej kwatery, gdy nagle usłyszał krzyki dobiegające z drugiego końca pokładu.
-Człowiek za burtą! – wrzeszczał jakiś turysta wyraźnie podekscytowany tym niecodziennym zdarzeniem. Topielec na spokojnym morzu był dla wielu ludzi po prostu przygodą dodającą rejsowi atrakcyjności. Zealota w ciemnym płaszczu szybkim krokiem dotarł do przeciwległego krańca statku i wychylił się nieznacznie przez zabezpieczenie. Na powierzchni wody unosiła się niewielka postać, splątana w swoim własnym odzieniu. Słońce odbijało się od białego materiału i raziło w oczy tak, że nie sposób było nie zauważyć dryfującej sylwetki. Fale spowodowane przez statek w pewnym momencie odwróciły ofiarę oceanu twarzą do Sebastiana. Oblicze kobiety o niewinnych rysach twarzy sprawiło, że Coltis odruchowo zacisnął dłoń, jakby chwytał rękojeść rewolweru. Ekipa ratunkowa nie pojawiła się jeszcze. Widocznie krzyki pasażerów dopiero docierały do medyków znajdujących się na pokładzie. Zamiast tego grupka odważnych turystów zaczęła spuszczać szalupę. Zealota nie czekał ani chwili i wskoczył tam razem z dwoma innymi śmiałkami. Im szybciej znajdzie się przy ciele, tym łatwiej sobie poradzi z jego usunięciem.
Wydobycie topielca nie było ciężkie, pomimo plączącego się, nasiąkniętego wodą, białego odzienia. Kobieta ważyła niewiele i nawet jedna osoba byłaby w stanie wciągnąć ją do łódki. Gdy tylko została ułożona w szalupie, z ust pociekła strużka wody. Biały płaszcz lepił się do ciała, tak samo jak luźny podkoszulek i spodnie. Jedna nogawka była spalona w wielu miejscach i odsłaniała niezwykle blade udo z widniejącymi na nim osmalonymi śladami.
-Żyje? – zastanawiał się turysta.
-Nie mam pojęcia – odpowiedział mu kolega i obaj spojrzeli na zealotę skupionego na leżącej pod nimi postaci.
-Ej ty, kapłanie! Znasz się na pierwszej pomocy?
Sebastian nachylił się nieco nad kobietą uważnie się jej przyglądając. Nie mogło być mowy o pomyłce.
-Shiro.
Postać w bieli nie zareagowała, więc podniósł się i dla pewności wyciągnął rękę przed siebie. W ostatniej chwili zauważył niewielkie pudełeczko, które rozpoznana agentka ściskała w dłoni mimo braku przytomności. Schylił się na powrót i wyjął je z lekkim trudem, po czym ostrożnie otworzył. Było puste.
-No człowieku! Znasz się na tym czy nie? Zrób coś! Mechanizm wciągający się zaciął. Jeśli jeszcze żyje to umrze nam jak nic!
Zealota zbierał przez chwilę myśli. Schował znalezisko do kieszeni i polecił turystom się odsunąć.
Sprawdził puls i oddech. Brak. Od jakiego czasu agentka dryfowała na oceanie i jak długo była nieprzytomna? Wszystko wskazywało na to, że powinien pozwolić jej zginąć, ale tajemnica pudełeczka nie dawała mu spokoju. Wiedział czym zajmuje się ta osoba na co dzień.
-Kapłanie?
Coltis nie sądził, że będzie podawał cenne powietrze komuś, kto jest jego wrogiem. Dwoma palcami zacisnął nos kobiety, po czym objął jej usta swoimi, gotów do wykonania sztucznego oddechu. Były jeszcze ciepłe i zadziwiająco delikatne. Sebastian nie był ignorantem, ale mimo wszystko spodziewał się czegoś innego, bardziej nieludzkiego.
Przyszła kolej na masaż serca. Infulentius starał się ułożyć ręce w odpowiedniej pozycji, ale przemoknięty śliski materiał sprawiał, że zsuwały się nieco. Spojrzał na podkoszulek klejący się do ciała i uwydatniający szczegóły drobnej budowy agentki, po czym zadarł go do góry odsłaniając żebra zarysowane pod bladą skórą. Naciskając klatkę piersiową nie wiadomo dlaczego również sam czuł lekki ucisk.
Kobieta nadal nie dawała oznak życia, więc procedurę trzeba było powtórzyć. Tym razem gdy Sebastian zbliżył twarz, poczuł znajomy zapach sportowej perfumy, utrzymujący się mimo kąpieli w słonej wodzie. Pamiętał go doskonale z potyczki w Glitzerdorfie. Jak mógłby zapomnieć ten moment, gdy agentka prawie zmiażdżyła mu żebra lądując na nim po upadku z wysokości.
-Naprawiliśmy dźwig! Możemy was wyciągnąć! – dobiegł głos z góry. – Czy ten człowiek żyje?
W tej chwili, w połowie drugiej serii uciśnięć, agentka gwałtownie drgnęła, po czym wypluła z siebie sporą ilość płynu i z wielkim trudem spróbowała się podnieść. Zamglone błękitne oczy wpatrywały się w otoczenie łapiąc ostrość.
-Tak, żyje! Udało się! Kapłan uratował kobietę!
Wszystko dobiegało do Shiro z opóźnieniem, jakby nagle obudziła się z długiego snu i nie doszła jeszcze do siebie. Kapłan? Wreszcie skupiła wzrok na najbliższej postaci. Zauważyła przyglądającą się jej z uwagą szlachetną, lecz surową twarz o przenikliwym spojrzeniu i usłyszała głos witający ją z powrotem wśród żywych.
-Chwalcie Światłość.
***
Shiro zbudził nieznośny ból głowy. Próbowała się podnieść, bezskutecznie. W odruchu frustracji przeczesała swoje białe jak śnieg włosy, po czym przekręciła się na bok, natrafiając wzrokiem na tkwiącego naprzeciw babilońskiego zealotę. Siedział w niedbałym rozkroku na sąsiednim łóżku z łokciami opartymi na kolanach.
-Klecha z Glitzerdorfu. Cóż za przypadek – powiedziała spokojnie agentka. Nie miała zbyt wielkiego pola do manewru. Ucieczka zdawała się niemożliwa w obecnym stanie, tak samo jak wezwanie posiłków. Cały sprzęt, w tym komunikator, prawdopodobnie utonął w oceanie. Przynajmniej tak wynikało z rozmowy podsłuchanej w czasie, gdy udawała nieprzytomną. Potem faktycznie zasnęła.
-Shiro, jeśli dobrze pamiętam? – odezwał się długowłosy człowiek w czerni, wyglądający na kapłana. Oczywiście, że pamiętał. Na pewno był jednym z tych, którzy do końca życia rozkoszują się każdą zadaną śmiercią. Agentka mogła założyć, że uważał ją za martwą od spotkania w górach, aż do teraz, gdy przypadkiem ich losy znów się zeszły.
-Pewnie liczysz na to, że zaraz przyleci rządowy helikopter i cię stąd zabierze. Nic z tego.
-Zdążyłam się domyślić. Popłyniemy do Sanbetsu, jak przewiduje kurs statku. W porcie powinni już wiedzieć, że macie dodatkowego pasażera.
-Bystra jesteś owieczko. Potwierdzili twoją tożsamość. Kapitan pozwolił mi osobiście zająć się zgłoszeniem. Bardzo łatwowierny człowiek, ale czego się nie robi dla bohatera.
Białowłosa przypomniała sobie właśnie, że klecha był odpowiedzialny za jej ratunek, wraz z dwoma niczego nie podejrzewającymi turystami. Wściekłość narastała bardzo szybko. Równie szybko jak zakłopotanie i dezorientacja. Podły Babilończyk bawił się z nią tak samo jak wtedy gdy walczyli o poufne dane w pobliżu tamtego przeklętego lasu. Tylko dzięki niezwykłej sile witalnej dane jej było przeżyć sen w zaspie, z naruszoną tętnicą. Chciał jej śmierci, czy może jedynie cierpienia? Z tymi fanatykami z Babilonu nic nie było pewne.
-Więc będziesz zmuszony uwolnić mnie gdy dotrzemy do kraju.
-Chyba że tam nie dotrzesz.
Ciężko było powiedzieć, czy zealota naprawdę bierze pod uwagę taką możliwość. I tak cudem było, że zostawił ją do tej pory przy życiu. Miał mnóstwo okazji, aby ją wykończyć. Chciał czegoś?
Shiro zaryzykowała kolejną próbę i tym razem udało się usiąść na brzegu łóżka. Lewą nogę prawie na całej długości oplatał bandaż. Kości były całe, ale skóra paliła niczym ogień. Ból był nieznośny, tak samo jak pytanie przebijające się przez pozostałe myśli.
-Dlaczego mnie nie wykończyłeś? – zapytała znudzonym głosem agentka.
-Posiadasz ważne informacje, przez które przypadkiem dostałaś się tutaj na statek – odrzekł Coltis nie owijając w bawełnę. Chyba zawsze był tak bezpośredni.
-Co cię poparzyło? Łódź eksplodowała, wypadłaś z płonącego samolotu?
-Nie twoja sprawa – rzuciła Shiro przez ramię, kulejąc powoli w stronę drzwi. Sebastian wstał, jakby chciał uniemożliwić jej wyjście, ale zaraz zrezygnował. Przecież i tak nie ucieknie ze statku w tym stanie.
-Masz rację. Nie opłaca ci się – zadrwiła, choć bez cienia uśmiechu i udała się na pokład.
***
Znalazł ją na poziomie publicznym, wypełnionym sklepami różnej maści. Właśnie wychodziła z lokalu sprzedającego ubrania na każdą porę roku, przeżuwając spory kęs czekoladowego batona. Widok musiał być dla postronnych obserwatorów bardzo zabawny: kapłan, niemal cały w czerni, zmierzający na spotkanie kobiecie w białym luźnym płaszczu. Podszedł blisko, po drodze lustrując odratowaną dziewczynę wzrokiem. Przydługie spodnie z lekkiego materiału nakrywały nieznacznie sportowe buty o niedużym rozmiarze. Pod okryciem wierzchnim Shiro miała tylko podkoszulek. Wszystko pod kolor włosów.
-Widzę, że podstawowy trening obejmuje również kradzież – zagadnął Coltis unosząc brew do góry.
-Zapłaciłam za to pieniędzmi – odparła agentka i wzruszyła ramionami.
-Właśnie pieniądze miałem na myśli…
Odeszła spokojnym krokiem, nie spiesząc się. Pewnie myślała, że jest bezpieczna aż do Sanbetsu, a gdy dobiją do brzegu, będzie u siebie i rozegra to jak zechce. Sebastian postanowił rozwiać to złudzenie. Ruszył za nią i gdy tylko zrównali krok zaczął mówić.
-Opowiesz mi co robiłaś w wodzie i tuż przed tym jak się tam znalazłaś. Bez tego nie ma mowy, że dotrzesz do kraju.
-Pływałam i opalałam płaszcz, ot co – odpyskowała białowłosa. Spojrzała przeciągle i beznamiętnie na irytującego ją kapłana, po czym skręciła do pobliskiej restauracji rodzinnej. Zealota także wszedł do środka. Gdy mijali stolik, bezceremonialnie pchnął ją na najbliższe krzesło, a sam zajął przeciwległe. Kobieta tylko cicho westchnęła. Po chwili w ręce znalazł się telefon i Sebastian wykonał połączenie.
-Przyszedłem zjeść obiad. Cokolwiek poleca szef kuchni - powiedział i odczekał chwilkę na potwierdzenie, po czym zwrócił się do towarzyszki.
-Dzięki tobie mam tu darmowy posiłek. Właściciel widział całe zajście.
Shiro jedynie dmuchnęła unosząc oddechem kosmyk swoich włosów. Chłopaczek obsługujący gości przyniósł w końcu dwie tace z dymiącym jeszcze ciepłym jadłem i wrócił po coś do picia. Gdy przybył ponownie, Coltis demonstracyjnie zestawił kawę na stół i podał jedną filiżankę agentce, drugą zostawiając sobie. Mały koncentryczny okrąg zakończył swój żywot na ściance naczynia. Nie wiadomo czy powstał jedynie od uderzenia w blat. Białowłosa przeklęła się za chwilę nieuwagi. Zbyt zajęta była ignorowaniem bezczelnego zealoty.
-Smacznego. Twoja historia nadaje się w sam raz do obiadu. Opowiadaj.
Nie czekając na towarzyszkę Sebastian oparł się wygodnie, ukroił mały kawałek kotleta i zaczął elegancko jeść. Cały czas obserwował ruchy przeciwniczki. Ta w końcu nie wytrzymała - również zajęła się schabowym, jednak nie uroniła ani słówka. Kapłan popił ostatni kęs po czym wytarł dokładnie usta serwetką ze stojaka. Shiro także skończyła posilanie się i wstała od stołu.
-Kawa – przypomniał surowo Coltis. Faktycznie białowłosa nie upiła ani łyczka. Spojrzała podejrzliwie na filiżankę.
-Nie pijam kawy – zaryzykowała.
-Dziś wypijesz.
Zealota podniósł się, jednym ruchem odsuwając krzesło. Wyglądał groźnie, ale nie mógł teraz nic zrobić. Przecież nie wleje jej napoju do gardła.
***
Shiro przemierzała pokład z ponurą miną i ciemnym, mokrym śladem na dekolcie nowego podkoszulka. Ciekawskie spojrzenia natychmiast odganiała własnym, wyrażającym skrajne poirytowanie. Gdyby nie krzesło i oparzona noga, na pewno by się jakoś wywinęła. Nie czuła żadnego dziwnego efektu: zmęczenia, senności czy otępienia, ani tym bardziej bólu. Co będzie jeśli kapłan podał jej serum prawdy? Jak ciężko się temu oprzeć?
-Teraz możemy spokojnie porozmawiać – dobiegł głos z tyłu. Chwilę później na białą postać padł cień wyższego niemal o głowę zealoty. Lekko pchnął agentkę w kierunku najbliższych drzwi. W zamyśleniu nawet nie spostrzegła, że zawędrowała tuż pod kwaterę Babilończyka. Czyżby środek jednak działał? Faktycznie ciężko się jej było skupić na czymkolwiek, chociaż wolała to zrzucić na swoją niepewną i napiętą sytuację. Jasne, była szkolona na wypadek schwytania, ale niewola bez kajdan, na statku płynącym do własnego kraju, w obecności tego przeklętego zealoty – na to nikt nie byłby w stanie się przygotować.
Coltis zamknął drzwi i schował klucz magnetyczny do kieszeni płaszcza. Usiadł na brzegu łóżka, chłodnym spojrzeniem przypatrując się twarzy agentki.
-Shiro, zacznij wreszcie mówić. Statek dopłynie za trzy dni, więc w półtora będę zmuszony się ciebie pozbyć, jeśli nie otworzysz ust.
-Dlaczego nie pozbędziesz się mnie teraz? I tak nie mam zamiaru zdradzać szczegółów mojej misji –odpowiedziała spokojnie białowłosa.
-Wiem o niej więcej niż ci się wydaje, jednak nie wszystko co bym chciał.
Rewolwer za pomocą jednego sprawnego ruchu znalazł się w ręce Sebastiana. Na razie celował w podłogę, a palec nawet nie powędrował w stronę spustu. Zealota zakręcił bębenkiem od niechcenia.
-Przestrzeń powietrzna została zablokowana z powodu tajemniczej katastrofy lotniczej, a ty nosisz ślady poparzeń. Znaleziono cię w oceanie, bez jakichkolwiek śladów transportu, którym mogłabyś się tam dostać. Pobieżny skan głębinowy też nic nie wykazał.
-A więc uważasz, że wypadłam z wybuchającego samolotu. Gratuluję dedukcji – odparła obojętnym głosem agentka Sanbetsu.
-Prawdopodobne, nie sądzisz? Miałabyś nieco sił, żeby dopłynąć aż tutaj, ale w końcu się wyczerpały i prawie utonęłaś. Dobrze, że byłem na pokładzie – kącik ust Sebastiana uniósł się do góry.
Kobieta stała nieruchomo, opierając się o ścianę. Jak dotąd milczenie przynosiło dobre skutki. Klecha ponalegał, a potem ucichał na jakiś czas. Najgorzej, że w końcu będzie, według siebie, musiał podjąć akcję. Jeden strzał może zakończyć wszystko. Ciało trafi tam skąd przybyło, albo jeszcze gorzej – zostanie gdzieś w szafie jednej z kwater.
Coltis podstawił nagle wysoki kielich z czerwonym płynem, tuż pod nos dziewczyny.
-Weźmiesz to do ręki, czy mam przechylić? – zapytał spokojnie, naturalnym dla siebie tonem, niewątpliwie nawiązując do sceny w restauracji.
-To sok wiśniowy. Alkohol szkodzi – dodał, gdy zdecydowała się w końcu przyjąć naczynie. Kawa najprawdopodobniej nie była zatruta. Jeśli dał jej półtora dnia to i tym razem nic nie dosypał. Dziwne, że pomimo bezwzględności z całej jego postawy przebijała szczerość. Gdy już postanowił się odezwać, zawsze miał na myśli to co mówił. Był w tym całym sobą, choć emocje rzadko kiedy docierały na powierzchnię.
Robiło się już późno. Shiro zrzuciła płaszcz oraz buty i lekko opadła na wydzielone jej łóżko, patrząc w sufit.
-Chwalcie światłość – powiedziała cicho, bez wyraźnego celu. Coltis spojrzał na nią, lekko zaciekawiony, po czym wrócił wzrokiem do kielicha, którym zajmował się przed chwilą i odpowiedział.
-Chwalmy Światłość.
Wstał powoli i ściągnął swoje okrycie wierzchnie. Złożył je na pół przez rękę, a wtedy agentka przypadkiem zauważyła niewielki przedmiot wystający z wewnętrznej kieszeni. Małe pudełeczko, w którym…
-Cholerny klecha ma moje nośniki danych – szepnęła cicho i jadowicie, gdy tylko zealota zniknął razem ze swoim płaszczem w małej, przyłączonej do luksusowej kwatery, łazience. Nim stamtąd wyszedł zdążyła zasnąć. Mogła próbować ucieczki, pomimo że Babilończyk miał klucz przy sobie, ale dowiedziała się teraz bardzo ważnej rzeczy. Ostatni fragment przegranej misji był ciągle w zasięgu. Musiała go odzyskać.
***
Księżycowa poświata wpadała do pomieszczenia przez małe okienko, nieznacznie oświetlając sylwetkę śpiącego zealoty. Shiro przebudziła się już jakiś czas temu. Sprawdziła, czy rywal zasnął i cicho usiadła na łóżku, po czym wyciągnęła rękę sięgając swoją nadprzyrodzoną mocą po pudełko. Niestety ruchy przedmiotu były zbyt gwałtowne, a pomimo tego nie udało się wywabić go z kieszeni.
-Cholera – szepnęła agentka i stanęła powoli na podłogę. Dało się odczuć lekkie kołysanie, które z pewnością pomogło uśpić zealotę. Parę kroków i już była przy nim, wystarczyło teraz tylko szybko zwinąć dane, oraz klucz magnetyczny, a potem ukraść szalupę i czekać, aż z otwartego oceanu zgarnie ją helikopter.
Powoli, patrząc uważnie na twarz kapłana, zbliżała się do celu. W pewnym momencie ręka Coltisa wystrzeliła szybko do góry, próbując złapać białowłosą, ale ta zręcznym unikiem zmieniła kierunek opuszczanego ramienia. Na przekór wszystkiemu oparzona noga dała o sobie znać i gwałtowna fala bólu, spowodowana otarciem się o brzeg łóżka, pozbawiła agentkę równowagi. Przeciwnik bezwzględnie to wykorzystał. Gwałtownym ruchem chwycił nadgarstek i przeciągnął lekką dziewczynę nad sobą, po czym przygwoździł ją do materaca samemu znajdując się momentalnie na górze.
Mokre jeszcze od kąpieli włosy zealoty zwisały swobodnie, niemal dotykając twarzy kobiety leżącej na jego łóżku. Ich zapach przesiąknięty świeżością mieszał się z delikatnym aromatem sportowych perfum agentki. Sebastian wciągnął to powietrze, łowiąc każdą nutę słodyczy, która się w nim znajdowała.
-Naprawdę myślałaś, że ci się uda, mała owieczko?
Shiro spojrzała prosto w oczy swojemu przeciwnikowi. Zdawało się, że chłodna zieleń wylewa się w mrok dookoła nich, mieszając się z nikłą księżycową poświatą. Samo epicentrum było jednak nieskazitelnie czyste i jakby próbowało chłonąć jeszcze inny kolor. Błękit. Białowłosa niepewnie otworzyła usta, zamierzając coś odpowiedzieć, ale nie wydobyła z siebie najcichszego dźwięku.
-Dobry pomysł – odrzekł w odpowiedzi na milczenie Sebastian i opuścił głowę skrywając twarz swoją i agentki pod osłoną jasnych włosów. Zbliżył się na milimetry do bladej skóry Shiro i tchnął łagodnie wypowiadając kolejne słowa.
-W twojej bieli jest coś… czystego. Zupełnie jak w powietrzu.
Przykrył usta dziewczyny i nie czekając na pozwolenie zaczął je całować. Delikatnie, zmysłowo, tak że po chwili jej wzrok stracił zupełnie swoją zwykłą twardość i obojętność. Stał się lekko zamglony. Shiro patrzyła na Sebastiana już nie zmysłem, a emocją i w momencie gdy dotknął dłonią jej twarzy, odwzajemniła pocałunek. Coltis gładził szyję kobiety, tymczasem ona wplotła palce w długie blond włosy i przyciągnęła go do siebie. Przelewali sobie z ust do ust życiodajny oddech i pasję. Powietrze wokół drżało od rozognionych ciał, mających sobie do powiedzenia więcej, niż potrafią wyrazić słowa. Dotyk był ich językiem. Błękitnooka dziewczyna pchnęła zealotę na wznak i role się odwróciły. Przytłoczyła go swoim rozkosznym ciężarem i nie odrywając ciała ani na chwilę dosunęła się w górę, aż napotkała oczekującą pieszczoty twarz partnera. Jego włosy rozpostarte na pościeli, wolne jak nigdy dotąd od trzymającej je w ryzach pomady, nadawały mu tajemniczego uroku, który kazał obdarzyć go pocałunkiem raz jeszcze. Ręce Shiro same powędrowały w kierunku torsu, jakby doskonale znały drogę i nie zatrzymały się, nim nie zbadały każdego dostępnego milimetra. Kobieta poczuła jak dłoń Coltisa sunie wzdłuż jej kręgosłupa wzbudzając dreszcz rozkoszy, rosnący z chwili na chwilę.
W pewnym momencie jak przez mgłę agentka zaczęła sobie przypominać po co tak naprawdę podniosła się ze snu. Nie sposób było przerwać tą cudowną grę, lecz mimo wszystko nie będzie trwała w nieskończoność. Gładząc ramiona przeciwnika dziewczyna zaczęła zbliżać się w kierunku pudełka ukrytego w płaszczu. Namiętność niemal sięgała zenitu, a skradzione dane prawie znalazły się w ręku Shiro, gdy nagle poczuła na swojej skroni zimną stal. Lufa Dragoona powolnym ruchem odsunęła jej głowę, oddzielając ją od ust zealoty.
-Szczegóły twojej misji – powiedział Coltis, czekając na relację ze strony przeciwniczki. Spojrzała na niego takim samym obojętnym i znudzonym wzrokiem, który miała na co dzień.
-Idiota.
Wstała i poszła do swojego łóżka, po czym lekko upadła na miękki materac.
***
Sen nie dawał spokoju. Coltis widział w nim przed sobą bladą delikatną twarz, okoloną jasnymi włosami mieniącymi się w księżycowym świetle. Wszystko połyskiwało niczym srebro, jedynie usta były soczyście czerwone. Nawet oczy zakrywała fala tańczących z wiatrem kosmyków. Nagle z gardła razem z oddechem wylewała się struga krwi i szybko stawała się purpurową plamą na szyi, rosnącą w niewiarygodnym tempie. Dopiero wtedy widać było spojrzenie przeszklonych błękitnych oczu, tracących blask.
Przebudzenie włożyło do ręki rewolwer, gotowy do akcji. Jak nigdy dotąd stawało się jasne: powinien był ją zabić kiedy miał okazję.
***
-Wstawaj. Twój czas dobiegł końca.
Zimny głos przedarł się do świadomości kobiety i sprawił, że zauważyła zealotę celującego w jej głowę.
-Zrobimy to inaczej niż planowałem – powiedział Coltis obdarzając dziewczynę lodowatym spojrzeniem. Klęczał nad nią na jednym kolanie, a w wyprostowanej ręce trzymał Dragoona. Nie miał na sobie płaszcza ani koszuli. Włosy, wciąż nieułożone, swobodnie zwieszały się po prawej stronie opadając na nagi tors. Dzięki temu widać było także tatuaż na lewym ramieniu. Otwarta księga płonąca żarem półokręgu bijącej z niej poświaty. Wiedza i Światłość – to czym był dla babilońskich fanatyków Lumen.
-Zabijesz mnie teraz, gdy odkryłam, że wykradłeś moje informacje?
Shiro kątem oka spostrzegła nóż z rękojeścią ozdobioną lwią paszczą. Natychmiast poderwała go z nocnej szafki swoją mocą telekinezy i zaatakowała od tyłu, jednak zealota zauważył to w porę. Skręcił tułów w pasie, odbijając uderzenie lufą rewolweru. Blizna po runicznym ostrzu, które agentka wbiła w ramię Coltisa kiedyś w Glitzerdorfie, błyszczała teraz perłowo. To musiało być naprawdę głębokie cięcie.
Kolejny zwrot sztyletu pozostawił drugi ślad, tym razem krwawy, w połowie pięści. Agentka próbowała uciec spod przeciwnika i podniosła się na łokciach. Sebastian uchwycił w locie własny nóż, odrzucił go na drugi koniec kwatery, po czym dłonią ociekającą szkarłatem przyciągnął do siebie Shiro plamiąc jej podkoszulek i wycisnął na jej ustach płomienny pocałunek. Rewolwer wciąż czekał w opuszczonej ręce.
-Bez tego nie potrafisz, prawda? – zadrwiła agentka rzucając przelotne spojrzenie na broń, gdy już się nasycił. – Mordujesz nawet teraz, w swoim wnętrzu.
Ją samą zealota w nieodgadniony sposób uchwycił w swoją przestrzeń - własną atmosferę wypełnioną świętym Powietrzem. Mroźnym oddechem z nutą ostrego cynamonu był w stanie otworzyć sekretne drzwi w jej kobiecej duszy. Wpuszczała go tam bez wahania, pomimo że był śmiertelnie niebezpiecznym człowiekiem. Machiną do zabijania i zdobywania informacji. Nie szpiegiem, nie agentem. Żniwiarzem ludzkiego życia, biorącym to czego chciał.
Tysiące osób musiało zginąć z jego ręki, nim przybył na pokład tego statku.
-Nie jestem mordercą – odpowiedział patrząc dziewczynie prosto w oczy. Krew nadal ciekła z rozciętej dłoni, znacząc szlak sięgający do samego spodu koszulki.
-Z mojej ręki giną tylko ci, którzy na to zasłużyli.
-Zasłużyłam? – zapytała Shiro starając się spojrzeć w niego głębiej niż pozwalał na to wzrok.
-Już drugi raz.
Coltis wypuścił agentkę ze swoich rąk. Oddalił się spokojnie, po czym zaczął opatrywać ranę. Gdy już skończył, wyjął pudełko, na którym tak zależało przeciwniczce i pomachał nim w powietrzu.
-Dostaniesz to jedynie wtedy, gdy dowiem się wszystkiego o twojej misji.
-Wyrok śmierci odroczony? – zapytała białowłosa przekrzywiając głowę w bok.
-Wciąż mogę się rozmyślić. Dostanę tyle okazji ile zechcę, żeby cię wykończyć, nawet jeśli opuścisz statek. Moja oferta jest jednak ważna jedynie dopóki nie dopłyniemy do portu.
***
Odpalcie sobie na "ending"
Liniowiec turystyczny prawie dotarł do lądu. Było już ciemno. Coltis wpatrywał się w brzeg poszarpany niezliczoną ilością doków, rozświetlony tysiącami lamp i okrętowych sygnalizatorów. Wiatr, który przez ostatnią dobę przybrał na sile, z ledwością mógł poruszyć napomadowanymi włosami zealoty, idealnie wyczesanymi w tył. Obok mężczyzny w czarnym płaszczu stała kobieta w bieli, oparta o barierkę. Znudzonym wzrokiem wiodła po falach i mówiła coś do towarzysza.
-…przedstawiciel korporacji zatonął zabierając ze sobą wszystkie dane prócz jednego dysku. Ogień zabił resztę.
-Tak myślałem.
-Odgadłeś cel mojej misji mając tak mało informacji? - zdziwiła się Shiro, patrząc podejrzliwie do góry, na twarz Babilończyka.
-Nie – odparł krótko, obracając wydobyte z kieszeni pudełko w palcach. Statek uderzył w blokadę, po czym rozpoczęło się zejście na ląd.
-Po prostu łżesz – dokończył myśl i biorąc potężny zamach wyrzucił cenny przedmiot daleko w wodę. W panującym mroku, pomimo świateł, ciężko było dostrzec nawet tor lotu, mimo to agentka rozpędziła się momentalnie i wyskoczyła za utraconą zdobyczą. W przelocie rzuciła Coltisowi ponure spojrzenie i dało się słyszeć ciche: „idiota”. Niemal dosięgła przedmiotu, lecz zabrakło pędu i zaraz za nim runęła w dół.
-Pieprzony klecha – zdążyła zakląć, nim uderzyła w taflę oceanu.
Zealota schodził spokojnie po podstawionej rampie i stanął na chwilę, gdy usłyszał plusk przebijający się przez portową wrzawę. Kwaśny uśmiech zagościł na jego twarzy. W końcu nie dowiedział się prawdy, ale przynajmniej był suchy. Nie powinien zostawiać agentki Shiro przy życiu. Z drugiej strony nie stanowiła dla niego zagrożenia, więc równie dobrze mógł dalej zabawiać się jej kosztem.
***
Człowiek w czarnej skórze, z szarym kapturem na głowie, czekał spokojnie opierając się o jedną z wielu latarni. Ruszył na spotkanie Coltisowi.
-Skąd ta ponura mina? – odezwał się na powitanie, odgarniając słomiane włosy na prawą stronę.
-Mam wrażenie, że wyrzuciłem… coś ważnego – odrzekł zamyślony zealota, po czym ścisnął dłoń znajomego, którego ostatni raz widział dziesięć lat temu.