Tenchi PBF   »    Rekrutacja    Generator    Punktacja    Spis treści    Mapa    Logowanie »    Rejestracja


[Lokacja] Zbrojownia Gerharda
 Rozpoczęty przez *Lorgan, 04-12-2010, 19:30

2 odpowiedzi w tym temacie
*Lorgan   #1 
Administrator
Exceeder


Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209
Wiek: 38
Dołączył: 30 Paź 2008
Skąd: Warszawa
Cytuj
Autor: Kalamir

Tak jak mi radził Sigurd, udałem się do Avalonu, stolicy Nibiru i całego Nag. Nie traciłem czasu na zwiedzanie, lecz od razu przeszedłem do rzeczy. Posiadłość, której poszukiwałem znajdowała się praktycznie na przedmieściach. Okazał się nią stary, piętrowy dom, który na pierwszy rzut oka wydawał się porzucony przez właścicieli. Miał może niespełna sto lat, ale z jego dawnego majestatu pozostały tylko cienie. Zaniedbany, bez widocznej ręki gospodarza, stał sobie obok innych, tętniących życiem osiedli.
Skorzystałem z domofonu przy bramie i poczekałem na reakcję. Po chwili brama otworzyła się, a ja ruszyłem kamienną posadzką przez zapuszczony ogród. Jedyną żywą duszą okazał się pies, który był na tyle spasiony i leniwy, że nawet nie podniósł głowy, gdy go mijałem.
Wreszcie wkroczyłem do obszernego holu, w którym zostałem powitany przez wesołego właściciela - prawdopodobnie człowieka, którego szukałem.
Wesołek o krótkiej, pirackiej bródce był niezwykle szczupły, a wzrostem nie sięgał mojej brody, jednak mięśnie ramion zdradzały go na pierwszy rzut oka. Był to kowal Gerhard, niezrównany mistrz rzemiosła.


***

W stolicy Nag, dokładnie na jej rozległych przedmieściach, w starej budowli sprzed stu lat mieszka kowal Gerhard. Jest on potomkiem rodziny Ulrików, niegdyś niezwykle znanych rzemieślników. Zasłynął przed laty jako jeden z najsprawniejszych specjalistów od broni białej. Obeznany jest z najrzadszymi stopami żelaza oraz najnowszymi (jak i pradawnymi) metodami wytwarza broni i pancerzy. W jego piwnicy znajduje się zdumiewający warsztat, w którym spędza całe tygodnie. Niestety, jego dzieła warte są niemałą fortunę i tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na ich zakup. Czasami zdarza się jednak, że Gerhard wykona dla kogoś wspaniałą broń prosząc w zamian o przysługę...


Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.

Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie
   
Profil PW Email WWW Skype
 
 
^Tekkey   #2 
Generał
Paranoia Agent


Poziom: Genshu
Stopień: Shogun
Posty: 536
Wiek: 34
Dołączył: 24 Cze 2011
Cytuj
Posiadłość Gerharda, Avalon, nagijski region Nibir

- Kto tam? – Gerhad wyszedł na próg drzwi swojego zaniedbanego domu. – A, to ty. Od dawna już tu jesteś?
- Jakiś czas. Nikt nie odpowiadał na domofon, wolałem zajrzeć czy wszystko w porządku – odpowiedział Ookawa.
- I dlatego wdrapywałeś się na mur zamiast przejść bramą? Może powinienem zainwestować w system antywłamaniowy. Chociaż z takim strażnikiem na miejscu nie muszę się obawiać żadnego złodzieja. - Kowal uśmiechając się wskazał rozpłaszczonego na wycieraczce przed drzwiami psa.
- Eee, obawiam się, że mam złą wiadomość. – Twarz agenta przybrała wyraz smutku. - Nie wydaje mi się żeby wykazywał jakieś oznaki życia, a proszę mi wierzyć, znam się na tym.
- Ho, ho, nie spisywałbym jeszcze starego psiska na straty. Prawda, Satanus? – Mężczyzna poklepał po głowie zwierzaka.
Ogon podniósł się i zataczając jedno pełne koło opadł ponownie. Czworonóg znów leżał w dokładnie takiej samej pozycji, jak przed momentem. Oko Tekkeya zaczęło niekontrolowanie drgać.
- Nadał mu pan ciekawe imię.
- Sam nie nazwałbyś go inaczej znając go przed dziesięcioma laty temu. Co mi przypomina, że czas ucieka. Masz wszystko o co cię prosiłem? – Na potwierdzające skinienie, gospodarz wstał i ruszył w głąb domostwa. – Cóż, zajęło ci to dłużej niż się spodziewałem. Zaczynałem się już zastanawiać czy wrócisz. Sam to wykopywałeś, czy jak?
Dopiero po przejściu kilku kolejnych kroków Nagijczyk zauważył, że jego gość nie podąża za nim. Stał przed progiem, a jego oko raz jeszcze dziwnie drgało.
- No więc, eee…


Statek wydobywczy „Nimrod”, położenie: 100 km na południe od Babilońskiego wybrzeża

- Posiada pan naprawdę imponujące CV, Wesson. Ale nurkował pan dotychczas jedynie amatorsko, nigdy zaś profesjonalnie.
- Bardziej odpowiednie byłoby tu słowo „zawodowo”. Nie rozumiem także po co to przesłuchanie. Jesteśmy na morzu i trochę za późno na zmianę decyzji. – Tekkey zmarszczył płomiennie rude brwi, przypatrując się rozmówcy z widocznym zniecierpliwieniem.
- Staram się ocenić, czy mogę powierzyć w te ręce sprzęt, który kosztował nas miliony kouka – warknął zarośnięty kapitan, mnąc papiery z referencjami. - Proszę mi powiedzieć, jaki geolog zajmuje się w wolnym czasie wyczynowym nurkowaniem?
- Taki, który chciałby zostać zatrudniony przez firmę wydobywczą jak ta? Znam się na robocie, wszystko pójdzie gładko. – Genbu wrzucił do ust listek gumy, ale napotykając wrogie spojrzenie kapitana poczuł się zmuszony usprawiedliwić. – To element rozgrzewki przed zejściem. Bo będziemy dzisiaj schodzić, tak?

5,5 godziny później, Statek wydobywczy „Nimrod”, położenie: 80 km na południe od Babilońskiego wybrzeża i szybko się zmniejsza

- No dobra, powiedzcie mi Wesson, co to jest? – Kapitan wskazał widoczne w luku hałdy rudy wypełniające ładownię.
- Nasz urobek, kapitanie – odparł z całym spokojem Sanbeta.
- Pytałem co TO ma być? – Żyłka na skroni marynarza pulsowała jak szalona. – Czy wy macie mnie z idiotę? Wysłałem was ze skanerem po złoża rudy 220118, a na co nakierowujecie moje wiertła?
- Na rzadką i bezcenną rudę metalu z oznaczeniem 220118?
- Na bezwartościową 220117! Powinienem napchać wam kieszenie portek tymi kamulcami i wyrzucić za burtę. Ale tak łatwo się nie wywiniecie! W porcie już czeka moja prawniczka. Od dwudziestu lat jest moją żoną i wierzcie mi, z wytęsknieniem będziecie marzyć o piekle kiedy was dorwie w swoje łapska.
- A co z ładunkiem? – flegmatycznie dopytywał agent.
- A weźcie go sobie!


Groty Słonych Piasków, khazarski dystrykt Kashea

Dwóch mężczyzn brodziło w płytkim strumyku biegnącym dnem śnieżnobiałego tunelu jaskini. Na głowach mieli kaski z latarkami, uzupełnione o drugi ich zestaw przy paskach i klamry do wspinaczki. Jeden z nich trzymał przezroczysty pojemnik, w którym wił się jeden z Białych Radżów- ostatniego ogniwa łańcucha pokarmowego w Słonych Piaskach.
-Dostrzegasz tę krwawą plamkę między jego oczami? To jedyna nuta barwy na ich białawym umaszczeniu, czyniącym ten gatunek najniebezpieczniejszymi z tutejszych zabójców – przemówił jeden z wspinaczy z nadspodziewaną tkliwością w głosie.
- To akurat prawdziwa krew, profesorze. Nie miałem okazji jej zetrzeć po tym jak mnie skubnął.
- Hmm, no tak, no tak… Jak tam twoja ręka?
- Przestała już boleć, teraz tylko spokojniutko sobie ropieje, dziękuję.
- No tak, no tak… zużyliśmy przedwcześnie cały zapas surowicy na zneutralizowanie ukąszeń na twoich nogach. Przypomnij mi żeby podać ją po powrocie do obozu. Ależ to fascynujące stworzenia, nieprawdaż? – Jakou, wykładowca katedry biologii uniwersytetu w Iwie, powrócił do swojego ukochanego, zimnokrwistego świata.
- Tak profesorze – przytaknął Ookawa przeżuwając ostatnią gumę wiśniową. Chyba tylko ona trzymała go jeszcze przy zdrowych zmysłach. – Jak to się dzieje, że pan wyszedł z jaskiń nietknięty?
- Zwinięty wąż może wyskoczyć tylko do połowy swojej długości. – Profesor uśmiechnął się czule do trzymanego słoika z czerwonooką bestią. – Myślałem, że taki wielbiciel gadów będzie o tym wiedział.
- Miałem dotąd o wężach jedynie teoretyczną wiedzę. Bezpośrednio zetknąłem się tylko ze skorpionami. – Genbu wzdrygnął się na wspomnienie dni spędzonych na pustyni w towarzystwie pajęczaków.
- Piekielne arachnoidy! Niech wymrą! – wrzasnął akademik w dzikiej furii. - To takie zimne i bezduszne potwory, zabijające niesprowokowane. Nie to co węże.
- Zgadzam się z panem. Niech wszystkie wymrą – ponuro mruknął Ookawa.

4 godziny później, obóz ekipy zoologów, khazarski dystrykt Kashea

Rozstawione na bezkresnym solnisku namioty zgrupowane wokół dogasającego ogniska wypełniały sylwetki śpiących naukowców i przybyłych wraz z nimi studentów. W jednym z nich, otoczony ze wszech stron pojemnikami zawierającymi schwytane węże, chrapał Jakou. Jakiś dźwięk wybił go z drzemki, zdziwiony otworzył więc oczy. Dostrzegając pochyloną nad jednym z terrariów sylwetkę ognistowłosego pasjonata łowów na niebezpieczne stworzenia, który niedawno do nich dołączył z interesującymi referencjami.
- Cóż ty robisz, przyjacielu? – Pofesor przetarł oczy przymglone snem.
Agent zamarł w pozie w jakiej zaskoczył go profesor, głęboko rozmyślając nad odpowiedzią.
- Wyprowadzam węża na spacer?
- Hmm, no dobrze, dobrze… tylko odprowadź go przed dziesiątą. – Profesor zamknął oczy, powtórnie zapadając w sen.


Sanbetsu, Masyw Koukan w górach Unido, sanbecka strefa Ginto

Z krawędzi wulkanicznego urwiska roztaczał się wspaniały widok na postrzępione szczyty południowego pasma gór Unido. Tekkey nasunął na twarz maskę tlenową i pomarańczowe gogle, sprawdzając dwukrotnie czy dobrze przylegają. W uchu pisnął radioodbiornik, wychwytując wiadomość z zawieszonego w górze śmigłowca.
- Chcesz się pościgać, ptaszku? Założę się, że będę z moją stalową ważką szybciej niż ty na linii mety.
- Nie dzisiaj, Śmigiel. Poszukiwania mogą mi zająć trochę czasu. Transport tam gdzie zawsze?
- Jasne, dokładnie tam, gdzie spadniesz. Pomyślnych lotów.
Maszyna wzniosła się i zatoczywszy pożegnalne koło zniknęła za szczytami. Erik Ettenfall był z pochodzenia Nagijczykiem, jednak wydawało się jakby mieszkał w Sanbetsu od zawsze. Zajmował się z grubsza usługami transportowymi, oferując zainteresowanym podwózkę swym śmigłowcem z wojskowego demobilu Imperium. Północny, ciężki dowcip i jowialna osobowość zyskały mu sympatyków wśród światka wyczynowców, często korzystających z jego usług, a nazywających pilota po prostu Śmiglem.
Tekkey podciągnął pas z wyrzutnią, szykując się do rozpoczęcia misji. Przechylony nad krawędzią klifu dał krok w przód, spadając w pustkę. Płaty nośne z cienkiego tworzywa sztucznego, rozpięte między nogami oraz jego torsem i ramionami, spełniły swoje zadanie wprowadzając ciało w lot ślizgowy. Mknął teraz z zawrotną prędkością w kierunku zboczy sąsiedniego wulkanu Airisu ociekającego łagodnie wypluwaną lawą. Nawet z wysokości kilkunastu metrów gorąco było straszliwe, ale agent niewiele się przejmował niewygodami. Gdzieś w dole, w zastygających wyrzutach góry, musiał się znajdować minerał jakiego szukał. I rzeczywiście był, spomiędzy zastygającej magmy sterczało skupisko ciemnych kryształów. Za naciśnięciem przełącznika w dłoni agent wystrzelił chwytak z paska, wiedząc że ma na to tylko jedną szansę w tym przelocie. Kleszcze zacisnęły się na bryle dymiącej skały, wyrywając ją spośród innych. Człowiek wzniósł się nieco, nareszcie przestając wlec zdobyczą po skałach, podczas gdy bęben linki obracał się ściągając kamień coraz bliżej. Oddalając się od ognistego olbrzyma rozkoszował się lotem. Ale jak wszystko musiał się on kiedyś skończyć. Osiągnąwszy umówiony z pilotem punkt, Ookawa pociągnął za linkę spadochronu. Została mu ona w ręce. Nie poddając się przedwczesnej panice sięgnął do zapasowej. Nie było drugiej linki. Czas na panikę właśnie nadszedł. W dolince poniżej helikopter przycupnął na polance, na próżno oczekując swego pasażera.
- Śmigiel, chyba nic z tego nie będzie. W znaczeniu, nie musisz czekać. Mój spadochron się nie otworzył – zagadnął Genbu w mikrofon wmontowany w maskę.
- Poważnie? Przykro mi chłopie, naprawdę. Ale z drugiej strony, dobrze że zapłaciłeś mi z góry jeszcze przed wycieczką. Chcesz żebym ruszył za tobą i został do końca?
- Dzięki za wiarę we mnie. Jeszcze nie planuje umierać – rzucił ze zrozumiałą irytacją latający Sanbeta.
- Takie są fakty. Nie dasz rady tego przeżyć. Żaden człowiek nie dałby.
Agent taktownie nie skomentował. W głowie rodził się mu już desperacki i kompletnie szalony plan, który nie miał nawet jednej tysięcznej powodzenia. Szansa jedna na milion, jak to mawiają. A może nawet i nie tyle.
- Co powiesz na wycieczkę nad jezioro? Miejmy nadzieję, że nad Tanjouseiki mają miękką wodę.


Posiadłość Gerharda, Avalon, nagijski region Nibir


Kowal pocierał piracką bródkę, słuchając opowieści swojego gościa. Nie przerywał, ale na jego twarzy momentami odmalowywało się niedowierzanie lub rozbawienie. Jednak w momencie, gdy Sanbeta zaczął opisywać, jak niemal szorując brzuchem po graniach gór i czubkach drzew otaczających jezioro zderzył się wreszcie z jego zimnymi wodami, Nagijczyk nie wytrzymał i kręcąc głową wstał.
- Co za brednie. Jeśli myślisz, że dostaniesz premię za ładne opowiastki, to srodze się pomyliłeś. A teraz chciałbym zobaczyć towar, jeśli łaska.
Z kamienną twarzą agent sięgnął do wewnętrznej kieszeni bluzy, kładąc na przykurzonym stole nieforemny kawałek osmolonej skały, z którego miejscami przebijały się grzebienie kryształów.
- Po pozostałe dwa będziemy musieli wyjść, ciężarówka z rudą zaparkowana jest przed domem. Wąż dynda w szoferce, profesor miał rację, po oskórowaniu rzeczywiście piękne z nich bestie.
Kowal łypał przez chwilę na kamień, gładząc z niepokojem zarost. Potem, jakby uderzyła go nagła myśl, jego wzrok prześlizgnął się na koszulę z wysokim kołnierzem, a raczej na rzecz pod nią.
- Hmm, dobra robota. Ale premii nie będzie, tak czy inaczej. Widzę u ciebie ciekawą broń, mógłbym może rzucić na nią okiem?
- Oczywiście – Tekkeya sięgnął do pasa.
- Miałem na myśli tę drugą – spojrzenie Nagijczyka odzyskało twardość.
Wzrokiem znawcy ocenił podaną niechętnie kusarigamę, przeciągając stwardniałym palcem po zakrzywionym, hakowatym ostrzu. Nieco dłużej zatrzymał się na jej długiej rękojeści, zakończonej głową brytana, spomiędzy którego zębów wysuwał się łańcuch zakończony sześciokątnym obciążnikiem.
- Ładna kopia prawda? Cieszę się, że tak bardzo przypomina oryginalny wzór – beznamiętnie stwierdził właściciel oglądanego zestawu.
- Skoro tak twierdzisz. – Kowal zwrócił przedmiot, wahając się przed wypowiedzeniem kolejnych słów. – Zgłoś się do mnie, jeśli zmienisz zdanie.


A mogę zrobić wszystko! Wystarczy Twoja krew.~
   
Profil PW Email
 
 
»Dann   #3 
Rycerz


Poziom: Ikkitousen
Stopień: Fukutaichou
Posty: 498
Wiek: 27
Dołączył: 11 Gru 2011
Skąd: Warszawa
Cytuj
[Ninmu] Tablica zleceń - Kazuya Ishiro

Przedmieścia Avalonu, nagijski region Nibir

Sevastian leżał na łóżku z nieznośnym bólem głowy. Nie miał pojęcia, która jest godzina i jak się znalazł w swoim pokoju. Jego ostatnim wspomnieniem z wczorajszej (przynajmniej miał nadzieję, że wczorajszej) nocy była rozmowa z jakimś Sanbetą. Nie pamiętał nawet jak ów jegomość dokładnie wyglądał, nie wspominając nawet o jego imieniu. Wiedział tylko, że był to wysłannik jakiegoś wpływowego biznesmana.
-W spodniach… kartka… k[cenzura]a, za daleko…- to były jego ostatnie słowa, zanim znowu wpadł w objęcia Morfeusza.

*****


Rycerz obudził się nagle, gdy światło z całej okolicy nagle zmieniło swoje pierwotne miejsce docelowe na jego oczy. Przeklinając, Dann zwlókł się z łóżka i zaciągnął rolety w oknach. Gdy w pokoju w końcu zapanowała ciemność, mężczyzna rozejrzał się dookoła. Pokoik w mroku sprawiał wrażenie wyjątkowo nieprzyjaznego miejsca. Na brudnobiałych ścianach nic nie wisiało, drewniana szafa w rogu wydawała się czarnym portalem do pustki a mały stolik na środku przypominał ciemnego psa, który tylko czaił się, by rozszarpać gardło najbliższego stworzenia, które było na tyle nierozważne by się do niego zbliżyć. Przez chwilę rozważał podniesienie rolet, lecz niedawno doświadczony ból stanowczo odwiódł go od tego pomysłu. Ruszył w kierunku łazienki, ale gdy już naciskał klamkę, przypomniał sobie o kartce. Skoczył w kierunku leżącej na podłodze sterty brudnych ciuchów. Odrzucił na bok wczorajszą koszulę i bieliznę. Gdy w końcu złapał spodnie, natychmiast zaczął wysypywać wszystko z ich kieszeni. W pokoju rozległ się dźwięk uderzających o podłogę drobniaków. Gdy wszystko opuściło kieszenie, Dann rozpoczął poszukiwania. Nie minęło dużo czasu gdy spostrzegł złożoną na pół kartkę. Natychmiast zabrał się za lekturę.

Jutro. 15.00. Za „Płonącym Mieczem”. Wysoka zapłata. Zabierz broń.

To wszystko. Na kartce nie było nic więcej. Nie wiedział co myślał sobie nadawca. Niby dlaczego miałby przyjść? Dla wysokiej zapłaty? Może i był to jakiś argument, ale nie miał ochoty bawić się w szemrane interesy, a właśnie tak to wyglądało. Miał jednak przeczucie, że czeka go tam coś interesującego. Spojrzał na zegarek. 14.24. Zaklął po raz kolejny.

*****


Avalon, nagijski region Nibir

Gdy wchodził w uliczkę prowadzącą na tyły baru, usłyszał dwa męskie głosy. Nie słyszał dokładnie o czym mówią, ale byli wyraźnie zirytowani. Po chwili jego oczom okazało się dwóch potężnie zbudowanych, wyraźnie niezbyt inteligentnych facetów. Obaj mieli mniej więcej 30 lat. Niższy z nich miał bardzo krótkie, czarne włosy. Miał na sobie jakże gustowne, granatowe dresy. Pod jednym z jego małych, świńskich oczek widoczny był siniak, prawdopodobnie z jednej z ulicznych lub karczemnych potyczek. Nos do złudzenia przypominał kartofla. Wyższy i szczuplejszy z dwójki miał taki sam ubiór. Jego włosy były znacznie jaśniejsze, sięgały ramion. Twarz była całkiem przystojna, przynajmniej w porównaniu z jego towarzyszem.
-Ty, Hans, to chyba ten koleś- odezwał się ten niższy. Jego głos był niski i nieprzyjemnie szorstki.
-A co, poznałeś po p[cenzura]j fryzurze? Hehe, już niedługo niewiele z niego zostanie- głos jasnowłosego Hansa był… wyjątkowy. Nikt nie pomyślałby, że należy do osobnika płci męskiej. Nie można więc winić Danna za to, że wybuchł śmiechem. Hans oburzył się, lecz jego nieznany z imienia towarzysz lekko się uśmiechnął. Po chwili jednak obaj mężczyźni wyjęli ze swoich kieszeni bronie. Dwa krótkie, składane noże. Rycerz nie był zachwycony opcją walki na poważnie z płotkami, więc sięgnął po broń przypiętą do prawej strony jego paska. Na widok Magnuma zapał opryszków trochę się ostudził.
-Wiecie co? Nie chce mi się marnować na was naboi. Najzwyczajniej w świecie mi się to nie opłaca- powiedział Rycerz chowając broń z powrotem do kabury, jednocześnie patrząc w oczy Hansa. Ponownie się roześmiał, tym razem głośniej.
-Te, kastrat, rzuć okiem na swojego koleżkę- dodał Dann, już prawie tarzając się ze śmiechu. Gdy jasnowłosy spojrzał na niskiego, w oczach tego pierwszego pojawiło się przerażenie. Z krzykiem rzucił się na towarzysza i zaczął dźgać i ciąć nożem. Wkrótce ciało ciemnego przypominało plaster miodu, tylko że w kolorach granatu i czerwieni. Hans leżał zwinięty w kulkę kilka kroków obok. Trząsł się i wyraźnie śmierdziało od niego moczem. Silver skrzywił się z niesmakiem. Powoli ruszył w jego kierunku, po drodze podnosząc nóż, który upuścił denat.
-Phi… Pająki!- prychnął Dann gdy wbijał nóż w kark Hansa.
Po chwili zza rogu zaczęło dochodzić klaskanie. Z każdą chwilą dźwięk był głośniejszy. Wydawał go wysoki i szczupły Sanbeta, z każdą chwilą zbliżający się do Sevastiana. Rycerz miał wrażenie, że skądś go zna. Wczoraj w barze. To właśnie on wsunął kartkę do kieszeni jego spodni. Już wiedział, dlaczego nie zapamiętał jak ów Sanbeta wyglądał. Niczym się nie wyróżniał. Miał krótkie, czarne włosy, zaczesane w lewą stronę. Jego twarz była… zwyczajna. Nie był przystojny, lecz nie można było nazwać go brzydkim. Brak jakichkolwiek cech charakterystycznych. Był nieprzeciętnie przeciętny.
-Gratuluję! Zdał pan test!- wykrzyknął nowoprzybyły. Nawet jego głos był zwyczajny. Rycerza niezmiernie to irytowało. Miał ochotę odstrzelić mu tę zwyczajną mordę.
-Kim jesteś? I dlaczego chciałeś, żebym ty przyszedł?
-Moje dane personalne na nic się panu nie przydadzą, jestem tylko pełnomocnikiem. Zapewne kojarzy pan osobę, zwaną Kazuya Ishiro, prawda?- gdy zauważył, że Sevastian z powątpiewaniem kręcił głową, kontynuował- To bardzo, podkreślam, BARDZO, wpływowy Sanbetański biznesman. Poprosił, żebym znalazł tutejszego niezależnego nadczłowieka i zaproponował mu pracę. Ach, zapewne ciekawi cię, jaką pracę? Już śpieszę z wyjaśnieniami. Pan Kazuya ma wiele kolekcji. Jedna z nich to kolekcja broni. Jako jego pełnomocnik, mam za zadanie kupić broń, która interesuję pana Ishiro. Broń ta znajduje się u tutejszego kowala. Według moich danych, człowiek ten nosi imię Gerhard. Och, kojarzysz? Świetnie! Więc, mam zaproponować pracę tutejszemu niezależnemu Rycerzowi. Ma on dopilnować, by transakcja i transport broni nie zostały zakłócone przez nieprzychylne mojemu pracodawcy… firmy. W zamian zapewniamy wysokie wynagrodzenie, dokładna wartość do negocjacji. Jest pan zainteresowany?
-To…- Dann był zmieszany monologiem przeciętniaka-Dobra, biorę to. Mów mi Silver.
-Och, dokładnie znam pana osobę, Sevastianie. Gdyby tak nie było, nie rozmawialibyśmy tu i teraz. Zapraszam więc na spacer. Praca nie powinna zająć więcej niż dwie godziny.
Po tych słowach obaj ruszyli w kierunku Avalońskich przedmieść.

*****


Posiadłość Gerharda, Avalon, nagijski region Nibir

By dostać się na przedmieścia poświęcili prawie pół godziny. Gdy już dotarli na miejsce, ich oczom ukazał się stary, piętrowy dom. Sprawiał wrażenie niezamieszkanego. Wyróżniał się na tle okolicznych, tętniących życiem osiedli. Gdy Nagijczyk przeszedł przez bramę, znalazł się w wyjątkowo paskudnie zapuszczonym ogrodzie. Przy płocie ujrzał ciemny kształt. Wyglądał prawie jak przypominający psa stolik w jego pokoju. Był tylko znacznie grubszy. Wielkie bydle nawet nie spojrzało na przybyszów.
-Po co komu taki pies, skoro nie potrafi nawet pilnować podwórza?- z rozbawieniem w głosie powiedział Sanbeta. Nie doczekał się jednak żadnej odpowiedzi. Sevastian był tu tylko z powodu przeczucia, którego doświadczył po przeczytaniu kartki. No i dla pieniędzy, ale mniejsza o to. Nie miał zamiaru dyskutować z człowiekiem, który nie podał mu nawet swojego imienia. Gdy nareszcie minęli próg drzwi, stanęli w obszernym holu. Właściciel już na nich czekał. Był to niezmiernie śmieszny człowieczek. Chucherko, które nie sięgało mu nawet do brody. Na widok pirackiej brody aż miało się ochotę zawołać „Ahoj!” . Rycerz zauważył jednak, że mimo drobnej postawy, jego ramiona były potężnie umięśnione.
-Pan Gerhard, tak?- zapytał przeciętniak.
-Och, tak, tak! Pan to zapewne Takeshi Miyato, pracownik Kazuyi Ishiro?- po podaniu sobie dłoni, uwaga wesołka skupiła się na osobie Sevastiana- A pan?
-To tylko mój ochroniarz, proszę się nim nie przejmować- wtrącił Takeshi, zanim Rycerz zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Po raz kolejny miał ochotę wyjąć broń i wpakowań kulkę w twarz Sanbety. Tym razem musiał zadowolić się tylko nieprzyjemnym grymasem. Ruszyli w głąb budynku. Gdy przechodzili przez drzwi prowadzące do pracowni kowala, Miyato kazał Rycerzowi poczekać poza nią.

*****


Po mniej więcej dziesięciu minutach czas oczekiwania się skończył. Sanbeta trzymał w dłoniach sporej wielkości zawiniątko i był widocznie z siebie zadowolony. Z drugiej strony na wesołej dotychczas twarzy Gerharda widniał wyraz smutku. Sevastiana ciekawiło co działo się za zamkniętymi drzwiami pracowni.
-No, chodźmy!- zakrzyknął Miyato. Pierwszy raz Silver był zadowolony z natury polecenia. Od tego stania zaczął już czuć odrętwienie. Pośpiesznie opuścili budynek i minęli bramę. Kilka kroków za nią, Rycerz wyczuł zagrożenie. Natychmiast wyciągnął swój niezawodny Magnum i czekał. Z dwóch najbliższych alejek wybiegło czworo ludzi, trzech mężczyzn i kobieta. To właśnie od tej ostatniej wyczuwał niebezpieczeństwo. Mężczyźni od stóp do głów byli odziani w czarne, przylegające do ciała kombinezony, a na głowach mieli kominiarki. Wszyscy mieli też karabiny szturmowe. Nieciekawie. Ale dalej skupiał swoją uwagę na kobiecie. Miała na sobie podobny kombinezon, lecz jej twarz była odkryta. Bardzo go to ucieszyło, gdyż twarz ta była wyjątkowo atrakcyjna. Duże, niebieskie oczy, pełne usta i prosty nos. Włosy spływały na ramiona czarnymi falami.
-Zabrać przesyłkę!- miała bardzo przyjemny dla ucha głos. Jeden z mężczyzn wysunął się w kierunku Rycerza i jego pracodawcy. Pozostali ich otoczyli, cały czas trzymając ich na muszce. Sevastian szybko popatrzył po oczach napastników. Co dziwne, jeden bał się widoku krwi. Kobieta zaś bała się wykrycia i następującej po nim karze. Podwójny agent lub nadczłowiek. Do umysłu najbliższego przeciwnika wysłał wizję utraty wszystkich kończyn. Upadł z wrzaskiem na kolana. Temu, który boi się krwi pokazał zmasakrowane zwłoki wszystkich jego towarzyszy zaś ostatniemu wizję najboleśniejszych znanych człowiekowi tortur, wykonywanych oczywiście na nim. Nie wstawali przez ponad 3 sekundy, więc uznał, że byli to zwykli ludzie. W tym samym czasie kobieta ruszyła na Miyato z jataganem w dłoni. Rycerz natychmiast dobył szabli i skoczył w jej kierunku, po drodze odnawiając wizje poprzednich ofiar jego mocy. Zablokował cięcie kobiety skierowane w korpus jego pracodawcy i odepchnął ją na ścianę. Miał mało czasu zanim obezwładnieni żołnierze się ockną. Natychmiast dopadł kobietę i zaatakował ją nawałnicą cięć i pchnięć. Większość z nich została zablokowana lub nie trafiła, lecz nareszcie jedno z pchnięć sięgnęło celu. Pióro szabli wbiło się tuż po lewy obojczyk kobiety. Wrzasnęła z bólu i upuściła jatagan. Silver czuł, że już wygrał. Mylił się. Z prawej dłoni kobiety wytrysnęła fontanna światła, która uderzyła rycerza prosto w klatkę piersiową. Przeleciał kilka metrów i uderzył plecami w płot domu Gerharda. Ledwo oddychał i miał wrażenie, że przynajmniej jedno z jego żeber pękło. Cholerna Zealotka!
-Uciekaj!- ryknął w kierunku Takeshiego. Olbrzymi ból w klatce potwierdzał jego teorię o złamanym żebrze.

*****


Po dziesięciu minutach stał przed domem Gerharda. Cały płaszcz był w czerwonych plamach. Tylko mała ich część była jego krwią. Dookoła niego leżały trzy ciała. Ostatnie, czwarte, było przyszpilone do ściany za pomocą jatagana. Stał tak jeszcze przez chwilę, czując ból każdego mięśnia, każdej kości i każdego fragmentu skóry. Ruszył w kierunku najbliższej uliczki i wyrzucił płaszcz do szamba. Nie minęła nawet minuta od końca walki a na miejscu pojawiły się służby porządkowe. Gdy tylko usłyszał ich za swoimi plecami, przyśpieszył kroku. Kierował się w kierunku najbliższego, znanego mu lekarza. Bocznymi uliczkami zajęło mu to prawie pół godziny.

*****


Przedmieścia Avalonu, nagijski region Nibir

Następnego dnia skierował obudził się z potwornym bólem całego ciała. Wczoraj dowiedział się, że został trzykrotnie postrzelony. Jeden pocisk przeszedł na wylot. Miał też wiele, płytszych i głębszych, ran ciętych. Dr Schradd twierdził, że najbliższe siedem dni ma spędzić w łóżku. Niestety, Rycerz nie mógł sobie na to pozwolić. Ruszył w kierunku „Płonącego Miecza”. Miał przeczucie, że tam uda mu się spotkać z Takeshim Miyato. Nie mylił się.
-Wydaje mi się, że nasza współpraca nie zakończyła się wraz z ostatnią robotą- mimo spokojnego wyrazu twarzy i tonu głosu, Sevastian wyczuł, że Miyato jest przerażony. Bał się jego- Silvera. Rycerza niezmiernie to ucieszyło.
   
Profil PW Email
 
 

Odpowiedz  Dodaj temat do ulubionych



Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 12